|
Wiele sfer
Mało gier
|
[AMBASADA/STARE MIASTO] Visitors' Day |
Autor |
Wiadomość |
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Pon Wrz 30, 2019 3:30 pm [AMBASADA/STARE MIASTO] Visitors' Day
|
|
|
Chłodna i deszczowa aura ogarniająca Hub potrafiła przyprawić wielu o melancholijny nastrój. Na placu jednej z ogrodzonym kamiennym murem posesji zapaliły się powoli latarnie, które swym błękitnawym blaskiem oświetliły alejkę wiodącą do ambasady Nefer’Huah. Był to piętrowy budynek wzniesiony na planie prostokąta, smukły i jednocześnie monumentalny, z wysuniętą częścią środkową. W elewacji zastosowano wyglądającą na celowo postarzaną cegłę o przeważającej ciemnowiśniowej barwie. Inne odcienie czerwieni zostały wykorzystane do stworzenia dekoracyjnych wzorów. Misternie wykonane ceramiczne kształtki zdobiły otwory okienne i drzwiowe. Szczyty ostrołukowych zamkniętych portali i wysokich, smukłych okien wypełniały maswerki z roślinnymi motywami. Główny portal ozdobiony został marmurowym medalionen z płaskorzeźbą przedstawiającą trzy hieroglify: serce połączone z tchawicą ‘nfr’, a także dwa węzły lnu ‘hh’. Górna część fasady została wykończona wysuniętym przed lico ściany misternym gzymsem, a sam szczyt budowli został zwieńczony imitacją krenelażu oraz strzelistymi sterczynami wyrastającymi z dwuspadowego dachu pokrytego czarną dachówką. Skrótem - na klasycyzującą bryłę został nałożony neogotycki kostium.
Ogromne dwuskrzydłowe drzwi z ciemnego orzecha otworzyły się na oścież. Wyszedł przez nie dwunożny osobnik z długim ogonem, znacznie przewyższający swym wzrostem ludzi. Przedstawiciel natywnych dla tej sfery ryuchisuji, nazywanych potomkami smoczej krwi, smokowatymi, bądź znacznie mniej uprzejmie - jaszczurami. W rzeczywistości byli bliżej spokrewnieni ze zmiennocieplnymi dinozaurami i ptakami (jeśli wierzyć ostatnim badaniom uczonych), niż faktycznymi przedstawicielami jaszczurek. Ten konkretny osobnik nosił się w tradycyjnym i bardzo formalnym stroju swego ludu, które w całości było czarne. Składało się na nie owinięte wokół ciała ubranie o prostym kroju, w kształcie litery T, z długimi rękawami oraz szeroki pas wiązany na plecach, a do tego bardzo szerokie plisowane spodnie i płaszcz sięgający ud. Tam gdzie odzienie nie zasłaniało ciała, widoczne były pokrywające je łuski w kolorze dojrzałej truskawki oraz szczątkowe wielobarwne długie pióra z tyłu głowy.
Smokowaty rozłożył parasol, zszedł po kilkustopniowych kamiennych schodach i skierował się do sporej tablicy informacyjnej stojącej przed wejściem do ambasady. Pozrywał z niej wszystkie ogłoszenia i na jej szczycie zawiesił metalową tabliczkę. Wytłoczony w niej napis w języku angielskim, nazywany w Nefer powszechnym lub handlowym, głosił krótko - OTWARTE DLA ZWIEDZAJĄCYCH. Właściwości Hubu sprawiały oczywiście, że był on zrozumiały wszystkich. Ryuchisuji wyrzucił zgniecione ogłoszenia do pobliskiego kosza i ruszył wykładaną kamieniami alejką, po bokach której rozchodził się malutki ogród. Pośród zielonego trawnika tu i ówdzie wyrastały nieregularne rabaty bylinowe, parę skupisk “dzikich” krzaków, a nawet znalazły się różane zakątki. W połowie alejki znajdowała się nieregularna kamienna kaskada, po której woda spływała do małego oczka wokół którego ostawione były cztery drewniane ławki. Na końcu drogi znajdowała się zgrabnie wkomponowana w wysoki mur brama wjazdowa z masywnymi, żelaznymi wrotami zamykanymi na klucz, które zasłaniały cały widok po drugiej stronie.
Yuto, tak bowiem głosił metalowy identyfikator przypięty na wysokości serca do ubrania łuskowatego jegomościa, nie chciał za bardzo wierzyć w te całe pogłoski o najeździe na ambasadę. Był przeświadczony o tym, że nie zastanie tłumu za bramą, może co najwyżej parę osób. Wiadomość o oficjalnym otwarciu nie została jeszcze nigdzie podana, nie licząc pogłosek tu i ówdzie. Dotychczas prawie wszyscy natywni mieszkańcy N’H mogli swobodnie wchodzić do ambasady i korzystać z przejścia do samej sfery, podobnie zresztą jak ich zarejestrowani goście. Nic zresztą nie stało tak naprawdę na przeszkodzie by wspiąć się na wysoki mur. Dwóch ludzi nawet się na to porwało i ku ich zdziwieniu, pozwolił im poszwędać się po ogrodzie i przyniósł nawet herbatę z ambasady na poczęstunek. Niestety nie należeli do osób, którym faktycznie mógł pozwolić na wejście do budynku, a już tym bardziej na skorzystanie z przejścia.
Smokowaty wyciągnął sporych rozmiarów żelazny klucz o bardzo skomplikowanym kształcie języczka, wsunął go do otworu we wrotach i przekręcił czterokrotnie. Nastąpiła seria kliknięć wewnętrznego mechanizmu rozchodząca się całkiem głośno po najbliższej okolicy. Yuto wyciągnął klucz i odsunął się od wrót, które w następnej chwili zaczęły same się otwierać do wewnątrz. Wejście na plac ambasady stało teraz otworem. |
_________________ > Karta postaci. |
Ostatnio zmieniony przez Rybka Wto Lis 03, 2020 5:56 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Tidus
Jebany farciarz
Wiek: 31 Dołączył: 25 Paź 2010 Posty: 694
|
Wysłany: Wto Paź 08, 2019 2:54 pm
|
|
|
Pod neonowo-żółtym parasolem, przed bramami ambasady, znajdowała dziwna, barwna para osobników. W oczy od razu z pewnością rzucał się trójmetrowy gigant, odziany od stóp do głów w stalowy, wspomagany przez skomplikowaną technologię pancerz, poprzetykany w mnóstwie miejsc rurami przez które przepływać zdawały się płyny we wszystkich barwach tęczy. Twarz istoty była zupełnie niedostrzegalna, skryta w prostokątnym pudełku na którym dostrzec można było dziesiątki obiektywów kamer. Na płycie piersiowej, w okolicach serca, wymalowany był profil rzymskiego legionisty, podpisany „ARES Macrotechnology”. Olbrzym trzymał uchwyt wspomnianej parasolki między kciukiem a palcem wskazującym, zdecydowanie jednak nie chroniło go to przed deszczem – żółta płachta zakrywała jedynie jego prawe ramię, na którym leżało coś, co wyglądało na sporych rozmiarów rysia. Kot wydawał się jednak być wyrzeźbiony z drewna i pomalowany w pstrokate barwy – jego sierść była jasnoczerwona, ogon miał na sobie błękitne pręgi. Drewniany łeb uniósł się, zastrzygł wielkimi uszami i obnażył zielone kły.
-Ha, mówiłam ci, widzisz? Wystarczyło trochę poczekać i w końcu otworzyli bramę. Musieliśmy tylko poczekać, aż pewnie zaczną się ich godziny robocze.
-Mhm. – odezwał się syntezator głosu zza maski. Nie dało się nie zauważyć, że pod żółtą parasolką, entuzjazm był przeciwnie proporcjonalny do poziomu zmoczenia przez deszcz.
-Oj, nie jęcz. Ej tam, panie… – pani ryś ułożyła się na czterech łapach i wychyliła do przodu głowę. –Yu-to, Yuto, tak, proszę pana, wpuszczacie zainteresowanych przyjezdnych, prawda? Nie kłamali w sferonecie?
-Za dużo wiary pokładasz w to, co tam piszą. Wiem, że dla ciebie internet to nowość, ale ludzie tam zazwyczaj kłamią. – ponownie odezwał się monotonny, robotyczny syntezator.
-Nie jęcz, mówię. |
_________________
>Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Śro Paź 09, 2019 12:16 am
|
|
|
Brama, a właściwie jej szczelina gdy dopiero się otwierała, została natychmiast sforsowana przez niesamowicie potężną, jednoosobową armię - białego kota. Małe zwierzę wleciało na teren ambasady z prędkością błyskawicy, zataczając łuk po kamiennej alei, zwinnie obracając się kilka metrów dalej, gdzie zatrzymał się reszcie w miejscu - no, może nie całkiem, bo wciąż podskakiwał. Zaraz za nią, kiedy tylko przejście było wystarczająco szeroki, próbowała wbiec kolejna postać - niska dziewczyna z dwoma czarnymi kucykami schowanymi pod wielkim, białym kapturem kurtki do którego przymocowane były sterczące ozdoby przypominające parę króliczych uszu, ale ta zatrzymała się natychmiast po zobaczeniu wielkiego klucznika. Ba, przyglądając mu się wyraźnie speszona, żeby nie powiedzieć wystraszona, cofnęła się o krok. Zaraz jednak uciekła od niego wzrokiem, z lekką złością wołając za kotem.
- Ej, oszukujesz!
- Kajka, wracajże tu! - za dziewczyną zawołał jakiś facet - jedyna osoba spośród jego grupy która trzymała nad sobą parasol. Jako jedyny też odstrzelił się na otwarcie - ubrany w nieco dłuższy garnitur, pod nim biała koszula, a na niej zawiązany żółty krawat. Włosy ładnie zaczesane na strony, a ich nadmiar związany z tyłu gumką do włosów. - Przestańcie się zachowywać jak na placu zabaw, co? - poprosił, podchodząc i próbując złapać dziewczynę za rękę, ale ta była od niego dużo zwinniejsza - odskoczyła, obracając się w jego stronę by z zamachu... wystawić w jego stronę język. Swoją drogą, gdy odwróciła się tyłem do Yuto, ten mógł zauważyć, że miała też wielki plecak w kształcie królika. Ten tez był biały.
Reszta grupy wolnym chodem dołączyła zaraz do mężczyzny tuż przy bramie, ciekawsko zaglądając przez wrota - razem jeszcze trzy osoby.
Pierwsza, najniższa ze wszystkich, najbardziej się w sumie spośród nich wyróżniała. Wystające z żółtej kamizelki z kapturem ramiona w całości pokryte były brunatnymi piórami, ciągnąc się zdecydowanie dalej niż ludzka ręka - były całkiem jak prasie skrzydła, choć zdecydowanie bardziej zdolne do... chwytania. Trzymała bowiem w nich jaskrawo czerwony termos ze słomką, siorbiąc coś podczas przygladania się ogrodowi. Nieco niżej, spod białej spódniczki widać było jej nogi, które... ludzkich wcale nie przypominały. Były zdecydowanie ptasie. Para wielkich szponów, które okryte były bez wątpienia szytym na zamówienie... futrem? Czymś, co było dziwna krzyżówką butów czy skarpet dopasowanych do kurzych łap. Przerośniętych kurzych łap.
Druga osoba, zaraz obok, ubrana była praktycznie w sam róż w różnych odcieniach. Długi płaszcz z kożuchem, wysoka, futrzana czapka mocno naciągnięta na głowę, spódnica za kolana, różowe rajtuzy i zimowe buty z wiszącymi na sznureczkach pomponami. Trzymała się dłońmi w rękawicach z połączonymi palcami za szelki plecaka, który również był różowy. Zdaje się, że wszystko nosiła pod kolor swoich włosów.
Trzecia i ostatnia z grupy nakryta była długim, czarnym, ortalionowym płaszczem. Pod nim zdaje się miała kilka warstw koszulek. U dołu, na nogach było widać tylko wystający spod płaszcza kawał pasiastych, czarno-białych skarpet oraz ciężkie glany. Ta jako jedyna nie wydawała się być mocno zaciekawiona sytuacją - nawet nie patrzyła się w kierunku ambasady, bo przyglądała się mechanicznemu gigantowi obok. Ręce w kieszeniach, z ust wystający patyk lizaka, a na plecach spory futerał od gitary.
- Ustawcie się ładnie. Gdzie Vico? - Uarien, człowiek w garniaku rozejrzał się wokół.
- Poszedł po więcej słodyczy. - Denzaren mruknęła pod nosem, poprawiając gitare na plecach. Stojąca obok niej niema Della przytaknęła szybko.
- Dobra. Kajka, wrac... a Niyappi? - odwróciwszy sę ku bramie, facet mógł zobaczyć Kajke wskazującą w kierunku grodu, gdzie... biały kot własnie czmychnął, uciekając jeszcze dalej, pomiędzy rośliny.
- Do jasnej cholery, możecie przez chwile nie robić chaosu? Przecież ambasada nigdzie nie ucieknie. Poczekajmy tu za państwem. - wskazał na olbrzyma z parasolką.
- Ale my tu byliśmy pierwsi! - Caiqua wróciła do grupy, krzyżując w fochu ramiona.
- Ale musimy czekać na Vico. Jak chcesz, to możesz mu to wypomnieć jak wróci. - Uarien odruchowo spojrzał na zegarek tylko po to, by zobaczyć wirujące wskazówki. Wycieczka dopiero się zaczyna, a on już przeklinał w duchu to, że zgodził się na prośbę Kresty. Fakt, że był jej dłużny, ale to mu już teraz wydawało się zbyt dużą przysługą. I co to w ogóle znaczy, że "ma coś do załatwienia, sama"? Zdecydowanie nie w jej stylu było zatajanie informacji. Ale kto wie, może to jakaś niespodzianka dla dziewuch. |
_________________ . . . |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Pon Paź 21, 2019 6:11 pm
|
|
|
Człowiekowatym ciężko było zrozumieć mowę ciała smokowatych, jeśli nie wiedzieli na co zwracać uwagę, podobnie zresztą sprawa miała się w drugą stronę. Pióra na głowie Yuto nastroszyły, gdy biały puchaty pocisk przemknął obok niego. Żaden jego mięsień nie napiął się jednak by chociażby próbować powstrzymać Niyappi. Łypnął wpierw za kotką, sprawdzając gdzie pobiegła, a w następnej kolejności na wykrzykującą za nią młodą kobietę, która to już nie odważyła się go wyminąć, a na koniec spojrzał na całą resztę oczekujących. Właściwie nie powinna go dziwić kolejka przed otwarciem urzędu, wszakże nie było to niczym nadzwyczajnym w przeważającej części społeczeństw ras rozumnych. Nawet w takim miejscu były kolejki, choć przynajmniej nie miała tu miejsca segregacja petentów przez wzgląd na rasę. Przynajmniej jeśli chodziło o samo wejście do ambasady.
Smokowaty spokojnym ruchem schował klucz do kieszeni spodni i odsunął się ze środka alejki bliżej jej skraju, robiąc tym samym więcej miejsca dla tych, którzy koniecznie chcieli dostać się już na plac. Zaczął z uwaga i zainteresowaniem przyglądać się wszystkim osobom, które był w stanie dostrzec przed bramą, każdej z niej poświęcając parę chwil. Bardzo szybko zdecydował się nie próbować wyłapać wszystkich rozmów, które stworzyły mały zgiełk... do czasu aż nie padło jego imię. Pióra wyrastające z tyłu jego głowy opadły swobodniej i odezwał się głosem, który nie był nawet w najmniejszym stopniu sykliwy, jak niektórzy mogliby się spodziewać. Był to głos ciepły i dźwięczny, brzmiący bardzo łagodnie.
- Taira Yuto. Zgadza się. - potwierdził z nienagannym angielskim akcentem i cierpliwie zaczekał aż zarówno drewniany ryś jak i niosący go pancerz wspomagany skończyli ze sobą rozmawiać. - Niestety nie wiem co dokładnie zostało napisane w sferonecie. Mogę jednak zapewnić, że ambasada jest teraz otwarta dla petentów i odwiedzających. Osoby nie wywodzące się z Nefer’Huah mogą ubiegać się o przepustkę potrzebną do samodzielnego poruszania się po sferze ascendentów, bądź zapisać się na listę i udać się tam z przewodnikiem.
Grupkę wyminęła niewysoka szczupła kobieta odziana w wełnianą suknie w pastelowych barwach, ze spódnicą w kształcie dzwona, wysokim kołnierzem oraz długimi, wąskimi rękawami. Do tego nosiła przyozdobiony kwiatami kapelusz z dużym rondem, spod którego wystawały brązowe włosy splecione w długi warkocz, a w ręku trzymała niepasującą do reszty bambusową parasolkę. Kobieta nie czekając na "swoją kolei" ruszyła pospiesznym krokiem w stronę budynku stukając obcasami o bruk i już po chwili zniknęła za wielkimi drzwiami. Yuto posłał ponownie krótkie spojrzenie za osobą, która go wyminęła, by następnie zwrócić się do całej grupy.
- Państwu również proponuje udać się do środka. Jeśli ktoś posiada jakieś naglące pytanie, postaram się odpowiedzieć na nie najlepiej jak potrafię. - stwierdził samemu póki co nie udając się do wspomnianego miejsca, wyraźnie oczekując. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Tidus
Jebany farciarz
Wiek: 31 Dołączył: 25 Paź 2010 Posty: 694
|
Wysłany: Pią Paź 25, 2019 10:16 am
|
|
|
Gigant spojrzał się w stronę drugiej, kłócącej się grupy. Każdemu przyjrzał się z osobna, jeden obiektyw kamery poświęcając na każdą z osób, w czasie gdy drewniany kot rozmawiał z pierzastym gospodarzem.
-Idealnie! - odezwała się pani ryś - Chodźmy do środka, wpiszemy się na tę całą listę i damy się oprowadzić przewodnikowi. Ej. - drewniana łapa zastukała o ramię pancerza wspomaganego. Jedna z kamer powędrowała po prostąkątnym hełmie ku drewnianej postaci, nie odwracając uwagi pozostałych przyrządów od tłumu. - Nie rób tak, na przodków, bo ci odgryzę te szklane oko!
-Jest z polerowanego diamentu. Nie uda ci się. - odezwał się syntezator.
-Dobra, nie mędrkuj tylko idź do środka. Zapiszemy się na listę wycieczkową i już w samej strefie właściwej znajdziemy kogo trzeba. Idź, zanim zardzewiejesz. - drewniana łapka ponownie zastukała o płyty pancerza. Gigant obrócił wszystkie kamery w kierunku, w którym zwrócona była jego pierś i ciężkimi krokami zaczął kierować się ku budynkowi ambasady. |
_________________
>Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Nie Lis 17, 2019 9:40 am
|
|
|
- O. Słyszałyście? - Uarien zapytał się dziewczyn. Ale jedna z nich wcale go nie słuchała, bo już przechodziła przez bramę razem z pluszowym królikoplecakiem.
- Dzień dobry! - zawołała uprzejmie, ostrożnie wymijając jaszczura, jakby wciąż była gotowa do odskoku w wypadku, gdyby ten ja jakoś zaatakował. Ale jeśli tak się nie stało, to oczywiście skocznie zmierza prosto ku budynkowi.
- Słyszałyśmy. - mała harpia odpowiedziała za całą resztę. - To my pójdziemy już, co? Bo mokro. - Uniesione skrzydło miało zdaje się symbolizować tę mokrość. Uarien ledwie uniósł rękę, a cała grupa momentalnie odwróciła się od niego idąc w stronę ambasady. Ku Yuto zostały skierowane kolejne "Dzień dobry!", jedno po drugim.
- Zabierzcie Niyappi! - mężczyzna zawołał za nimi, rezygnując widać całkiem z tego, co chciał powiedzieć wcześniej. Poprawił krawat kręcąc głową, po czym sam poszedł bliżej klucznika, jako pierwszy gest witając go skinięciem głowy z uśmiechem.
- Witam serdecznie. Przepraszam za ten cały chaos, wolne duchy ciężko kontrolować. Uarien Teladris. - przedstawił się, wyciągając przed siebie dłoń do uściśnięcia. |
_________________ . . . |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Pon Gru 09, 2019 2:16 am
|
|
|
- Jeśli szukają państwo konkretnej osoby, proponuje zapytać o nią na recepcji. Posiadamy spis wszystkich mieszkańców zameldowanych w Sferze Bohaterów. - stwierdził smokowaty zwracając się do kierującej się ku ambasadzie dwójce nie-żywych przybyszów.
- Dzień dobry. - odpowiedział szybko, pochylając przy tym powoli i z uprzejmością głowę na wysokość swych ramion. Yuto nie miał najmniejszego zamiaru okazywać agresji wobec kogokolwiek bez wyraźnego powodu, którym byłby na przykład atak na któregoś z gości, bądź pracowników samej ambasady. Nie zmieniało to jednak faktu, iż był o ponad metr wyższy od mijającej go dziewczyny z puchatym plecakiem i za każdym razem gdy odzywał się, odsłaniał kły przystosowane do odrywania płatów mięsa. Smokowaty odpowiedział osobno na każde powitanie kierowane w jego stronę swym własnym “Dzień dobry.”, siląc się by zarówno jego głos jak i mowa ciała były jak najbardziej łagodne. Pozostał z lekko pochyloną głową, póki nie wyminęła go ostatnia z dziewcząt. Odwrócił się przodem do Uariena i wykonał głęboki ukłon, zniżając swój wzrok aż do poziomu wzroku niewysokiego ludzkiego mężczyzny.
- Taira Yuto. Bardzo miło mi pana poznać. - Wraz z tymi słowami uścisnął jego prawicę w sposób energiczny i zdecydowany, ale też nie przesadnie silny. Po chwili zwolnił uścisk i powoli wyprostował się robiąc pół kroku w tył. - Nie ma najmniejszych powodów do przeprosin. Żywię nadzieję, iż nie przestraszyłem pańskich podopiecznych. Laevateinn, zgadza się?
*****
Nikt nie zatrzymywał osób, które skierowały się do budynku ambasady. Musiały tylko wejść po kamiennych schodach, które wyglądały jakby próbowano przystosować je zarówno dla istot niższych, jak i wyższych od przeciętnego człowieka. Ich stopnie były niskie i szerokie, dzięki czemu trzymetrowy metalowy gigant mógł bez problemu postawić na nich całą stopę i pokonywać spokojnie po dwa na raz, a Melba nie musiała zbyt wysoko podnosić swoich ptasich nóżek. Za otwartymi na oścież drewnianymi wrotami znajdowało się niewielkie pomieszczenie, które pełniło funkcję wiatrołapu. Naprzeciwko wejścia znajdowały się masywne dwuskrzydłowe drzwi, w które wstawione były po trzy smukłe szybki zdobione wzorami z motywami roślinnymi, przez które widoczne było kolejne pomieszczenie, podobnie zresztą jak przez dwa znajdujące się po bokach duże okna w tym samym stylu. Przy samych drzwiach stała tablica informacyjna z widniejącymi na niej znakami zakazu w pionie oraz opisem po ich prawej stronie. Przedstawiały one przekreślone kolejno: pistolet, nóż, płomień, patyk z gwiazdką, fajkę, butelkę z procentem oraz rower. Po prawej stronie pomieszczenia znajdował się szereg wieszaków na kapelusze oraz okrycia wierzchnie, a także dużo lustro z ozdobną ramą i dwa stojaki, w których stało parę bambusowych parasoli. Po przeciwnej stronie pomieszczenia znajdowały się kolejno od wejścia: drewniana ława, dozownik z wodą w szklanym pojemniku, blat z szufladą, na którym poustawiane były szklanki na tacy oraz wysokie drzwi, nad którymi wisiała metalowa tabliczka z wytłoczonym w niej piktogramem przedstawiającym muszlą klozetową i napisem WC.
Znajdujące się za dwuskrzydłowymi drzwiami pomieszczenie, było znacznie bardziej przestrzenne, a pierwszym co rzucało się w oczy była stojące pod ścianą po lewej bardzo elegancka długa lada recepcyjna wykonana z ciemnego orzecha, którą pokrywały kunsztowne zdobienia. Swym kształtem przypominała literę L i zwrócona była krótszym blatem ku wejściu. Obecnie siedziała tam tylko jedna osoba - młoda dziewczyna o krótko ściętych blond włosach, ubrana w białą bluzkę i granatowy żakiet. Po prawej stronie pomieszczenia znajdował się okrągły stół, do którego dostawione były trzy fotele oraz szeroka kanapa zwrócona oparciem ku ścianie, wszystko również z ciemnego orzecha, a pikowane obicia siedzisk posiadały florystyczne motywy. Na wprost wejścia znajdowały się kolejne drzwi, które również były przystosowane dla istot posiadających ponad dwa i pół metra wzrostu. Były co prawda otwarte, jednak po bokach znajdowały się dwa słupy, które, jeśli bardzo uważnie się wsłuchać, wydawały ciche szumiąco-brzęczące dźwięki. Kawałek przed drzwiami znajdował się podłużny stolik z kilkoma drobnymi przedmiotami wyłożonymi na blacie i trzema osobami stojącymi obok niego. Jedną z nich była czekająca z założonymi rękami kobieta w kapeluszu z szerokim rondem, która weszła jako pierwsza do ambasady. Przyglądała się jej kobieta o pełnych kształtach, jasnobrązowych upiętych w kok włosach i okrągłych okularach na nosie. Była ubrana tak samo jak koleżanka za ladą z widoczną w jej przypadku długą spódnicą i szykownymi czarnymi kozaczkami na niskim obcasie. Bliżej jednego ze słupków stała bardzo szczupła kobieta o szaro-lawendowych włosach spiętych w kucyk i nienaturalnie jaskrawych błękitnych oczach. W przeciwieństwie do pozostałych kobiet nosiła spodnie, a konkretnie kompletny czarny mundur wojskowy ze złotawymi wykończeniami, zaś przy pasie wisiał jej pałasz i pistolet. Kto interesował tematami dotyczącymi otwarcia, które pojawiły się w sferonecie, mógł natknąć się na jej zdjęcie w mundurze xantesańskich pokojówek. Za to osoby kojarzące służby wewnętrzne Nefer’Huah, mogły rozpoznać ją jako jedną z bliźniaczych wampirów - Verenę von Hohenburg, siostrę Vinzenta - członków kościoła Trójcy Ascendentów. Oboje odpowiadali tylko i wyłącznie przed Wer'akhetem. Pomijając dwukrotne uczestnictwo Vereny w Bołlach, dotychczas nie widziano ich poza obszarami podlegającymi jurysdykcji “Awoolandii”.
Wampirzyca jako pierwsza zwróciła uwagę na kolejnych gości ambasady, jednak poza obserwowaniem ich nawet nie ruszyła się z miejsca, ani też nie odezwała słowem. Co innego dziewczyna za ladą recepcyjną.
- Dzień dobry! - blondynka uśmiechnęła się z nienaganną uprzejmością. - Czy mogę w czymś pomóc? |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Tidus
Jebany farciarz
Wiek: 31 Dołączył: 25 Paź 2010 Posty: 694
|
Wysłany: Śro Gru 11, 2019 12:23 pm
|
|
|
Mechaniczny olbrzym po przekroczeniu stopni i wejścia do wiatrołapu złożył plastikową parasolkę, a drewniany ryś instynktownie otrzepał się z deszczu mimo, że ani kropelka nie trafiła jej ciała w czasie całej ulewy.
-Patrz, mówiłam, że zabraliby ci żonę. - drewniana figurka wskazała łapką na zakaz wnoszenia broni palnej, gdy pancerz wspomagany odkładał parasolkę do stojaka. Olbrzym przez chwilę pomyślał, że może wziąć któryś z bambusowych parasoli by ochronić choć część siebie, jeśli w drodze powrotnej również będzie padać.
-Hm? A, tak. Tego się spodziewałem. - odparł syntezator głosu, gdy wzrok olbrzyma oderwał się od parasolek.
Nieżywe istoty przeszły do kolejnego pomieszczenia, otwierając dwuskrzydłowe drzwi. Gdy tylko pani ryś zauważyła ladę i stojącą za nią dziewczynę, zeskoczyła z ramienia olbrzyma, przebiegła do recepcji i wskoczyła na lad biurka.
-Witam! Słyszeliśmy, że można w końcu was odwiedzić, o ile wpiszemy się na jakąś listę! Jeśli macie pióro, które da się utrzymać zębami, jestem gotowa wpisać się tu i teraz!
Zmechanizowany gigant przeszedł na środek pomieszczenia, rozglądając się wokół. Zawiesił wzrok wszystkich kamer na Verenie, porównując ją z materiałem filmowym ze wszystkich nagranych walk 'Bołlowych', wgranym w pamięci automatona. Gdy oprogramowanie porównujące obrazy z dwóch różnych źródeł stwierdziło, że faktycznie osoba w stroju pokojówki oraz stojąca w ambasadzie są jednym i tym samym istnieniem, olbrzym rozpoczął instynktowne, podświadome obliczanie poziomu zagrożenia i najlepszej reakcji na każdy możliwy scenariusz. |
_________________
>Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Sob Gru 21, 2019 7:30 am
|
|
|
- Zgadza się. I nie nie, skądże, tak naprawdę strasznie ciężko je nastraszyć. Straszne łobuziary, kiedyś przebudziły gargulca tylko dlatego, że chciały sobie zrobić z nim wspólne zdjęcie. - Uarien zaśmiał się. - Czekały na okazję takiej wycieczki od ostatniego Wybicia, teraz nie byo opcji, żeby je zatrzymać. Um, pana stanowisko jest w tym miejscu, czy może zatrzymuję pana na zewnątrz?
Jedna po drugiej, "Lewiatanki" wkraczały do przedsionka. Szybkie rozejrzenie się z ich strony dało znać, że wcale nie ma tu białego kota - ale żadna nie zdawała się tym przejmować bardziej niż na tyle, by się po prostu rozejrzeć. Nie miały parasolek, więc nie miały co zostawiać - ale wszystkie wytarły grzecznie buty lub szpony, by nie roznosić dalej wilgoci. Nie zamieniły ze sobą ani słowa, ale jednak wszystkie były pewne, że poczekają tutaj na Uariena, w końcu on miał być od gadania, a dalej na pewno będzie trzeba gadać. Nie znaczyło to jednak wcale, że stały w miejscu - Melba zaraz doczłapała do dwuskrzydłowych drzwi prowadzących dalej, oglądając z zachwytem zdobione szyby. Wodziła okrytą pierzem ręką po ich powierzchni, starając się zgadywać które kwiaty zna, a których nie zna. Caiqua zaraz dorwała się do parasolek, szukając dowolnej białej i pozując z nią przed lustrem. Denzaren, przed tabliczką z zakazami wyciągnęła z kieszeni niewielką, metalową zapalniczkę; pokazując ją Delli spojrzała nań pytająco, na co ta wzruszyła ramionami rozkładając bezradnie ręce by pokazać, że nie ma bladego pojęcia czy wolno, czy nie wolno.
Kota z nimi nie było, bo... kot wparował już dalej, przemykając pomiędzy nogami mechanicznego giganta gdy ten wchodził do właściwej części ambasady. W środku, biała obiegła stół dwa razy, biorąc potem rozpęd i wskakując z niego na ladę recepcji dokładnie w momencie kiedy drewniany ryś skończył mówić. Tam się zatrzymała, na bliższym recepcjonistce brzegu, szybko biegając wzrokiem wokół siebie - na wszystko, co mogła tu "nielegalnie" zobaczyć. Ekrany jeśli jakieś się za ladą ukrywały, kartki, otwarte zeszyty... łapała wzrokiem co się dało, spodziewając się, że zaraz ją z blatu wygonią. |
_________________ . . . |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Pon Sty 06, 2020 7:22 pm
|
|
|
- Brzmi niezwykle niewinnie i beztrosko. Przypuszczam, że w ich towarzystwie bardzo ciężko o nudę i monotonię. - klucznik obnażył na chwilę kły, co najprawdopodobniej miało imitować ludzki uśmiech. - Proszę się nie obawiać. Nie zatrzymuje mnie pan. Nic ważnego nie wymaga teraz mojej uwagi. - zapewnił szybko. Na moment spojrzał za Uariena ku wchodzącej na teren ambasady postaci. Po powróceniu uwagą ku swemu rozmówcy, Yuto mógł wydać się czujniejszy niż jeszcze przed chwilą. - Wybieracie się na zwykłą wycieczkę krajoznawczą, czy wiążecie z nią jakieś większe plany?
Nieco wyższa od Uariena śniadoskóra postać zatrzymała się nieopodal niego w ciszy, nie chcąc przerywać jego rozmowy z klucznikiem. Młody mężczyzna ubrany był w czerwoną skórzaną kurtkę z kapturem, niebieskie jeansy, czarne trampki za kostkę i nieduży materiałowy plecak. Szybko można było dostrzec jego smukły i gładki ogon, częściowo zasłonięte kapturem nieduże rogi oraz kocie oczy o dużych tęczówkach w barwie gorejącej miedzi, ledwie odznaczających się od twardówek i źrenic. Przygryzał charakterystyczny cienki biszkoptowy paluszek pokryty w większej części polewą truskawkową, przypominający pocky.
*****
Większość “Lewiatanek” rozgościła się w przedsionku, w oczekiwaniu na swego opiekuna oraz dostawę słodyczy. Uwaga Melby została przykuta przez zdobione szyby wstawione w drzwi. Wodząc dłonią po szybie, czuła wszystkie wypukłości łodyg, listków i samych kwiatów. Nie była co prawda ekspertem w dziedzinie florystyki, jednak nie przeszkodziło jej to w rozpoznaniu kwiatów, których liczne wizerunki zdobiły smukłe szybki. Były to powojniki, wyróżniające się swymi pięknymi dużymi kwiatami i uważane przez wielu za najpiękniejsze rośliny wśród roślin pnących. Przedstawiona odmiana posiadała szeroko otwierające się, promieniste kwiaty z wydłużonymi, ostro zakończonymi działkami z pasem przechodzącym przez środek i lekko pofalowanymi brzegami. Osadzone na długich łodygach z pojedynczymi lub trójlistkowymi ostro zakończonymi liśćmi, wiły się na całej długości. Na szybach po obu stronach drzwi, poza plątaniną pnących się powojów, widoczny był jeszcze jeden rodzaj roślin, które Melba również rozpoznała - krzewy hortensji. Jej kwiaty były zebrane w bardzo ozdobne, kuliste, wypukłe i gęste baldachogrona osadzone pośród owalnych, gęsto rozmieszczonych liści. W tym czasie Caiqua pośród kolorowych parasolek znalazła dwie białe. Pierwsza wyciągnięta okazała się posiadać na górnej części ręczne zdobienia przedstawiające bladoróżowe kwiaty, druga zaś była całkowicie biała. Pozostałe dwie dziewczyny przyjrzały się tablicy informacyjnej. Proste znaki zakazu posiadały krótkie objaśnienia po prawej stronie - “Zakaz używania otwartego ognia oraz wnoszenia materiałów wybuchowych” obok płomyka, a także “Zakaz palenia” przy fajce. Nie były jednak pewne, czy nikt nie będzie robił im problemów przez fakt wniesienia do ambasady zapalniczki.
Blondwłosa recepcjonistka posiadająca widoczny z bliska metalowy identyfikator z napisem “Petra” otworzyła szerzej oczy i uniosła brwi zdumiona, gdy drewniana rzeźba rysia wskoczyła na ladę i zaczęła do niej mówić. Nigdy wcześniej nie miała okazji rozmawiać z animowaną kukiełką. Po pierwszym zaskoczeniu opamiętała się i przywołała na usta uśmiech. Nim jednak zdążyła się odezwać, na blacie pojawił się drugi, mniejszy i zdecydowanie bardziej żywy kot, który odwrócił na chwilę jej uwagę. Wbrew oczekiwaniom Niyappi nie została ona przepędzona. Została najwyraźniej uznana przez Petrę za kolejnego nietypowego gościa, bądź nieszkodliwe zwierzątko. Biała kotka miała czas na przyjrzenie się temu co było ukryte “po drugiej stronie”. Nie znalazła tam co prawda monitora, ale dostrzegła dwie eleganckie maszyny do pisania przy dwóch z trzech stanowisk, kubek z czarną kawą wypitą do połowy stojący przed Petrą oraz drugi z resztką zielonej herbaty przy środkowym stanowisku. Ponadto, nieco głębiej, widziała telefon stacjonarny z tarczą numeryczną, pojemnik z przyborami do pisania, kilka stempli, a także wielką gazetę złożoną na pół oraz otwarty zeszyt. Na tytułowej stronie gazety znajdowała się szczegółowa fotografia w sepii przedstawiającą jakiś budynek, a także pełno literek, których z racji swojej dysleksji nie była w stanie odczytać i zrozumieć.
- Zainteresowani są państwo jedynie uczestnictwem w organizowanej przez ambasadę wycieczce, czy też pragną się państwo ubiegać również o kartę pobytu? - spytała recepcjonistka.
- Jedynie wycieczce. Jestem zadowolona z mojego lokum w Qual'Doman. Mój towarzysz też. - stwierdziła rysia lalka, łapką wskazując rozglądającego się olbrzyma.
- Rozumiem. - Pomimo świadomości, iż obsługuje nieumarłych, duchy, konstrukty, czy czymkolwiek właściwie była ta dwójka, Petra zamierzała zachować pełną profesjonalność. - W takim przypadku wymagane jest wypełnienie formularza osobowego, który jest podstawą nadania państwu statusu gościa na czas wycieczki. Administratorem państwa danych osobowych jest ambasada Nefer’Huah. Status gościa zapewnia państwu pełne ubezpieczenie turystyczne. W przewidzianym czasie wolnym będą państwo mogli również korzystać nieodpłatnie z wybranych atrakcji oraz usług. Szczegółowe informacje otrzymają państwo oczywiście w informatorze. - podniosła się z fotela sięgając do stojących na blacie pojemników z dokumentami. Wyciągnęła po dwie kartki z dwóch różnych przegródek i położyła je wraz z wiecznym piórem przed panią ryś. - Muszę również poinformować, iż w celach bezpieczeństwa odwiedzających, a także samych mieszkańców Nefe’Huah, istoty identyfikowane jako nieumarli, czarty, duchy, ożywione konstrukty, a także wynaturzenia oraz im podobne, zobowiązane są do podpisania oświadczenia. - powiedziała na jednym tchu, nabrała powietrza i kontynuowała. - Pokrótce, w przypadku popełnienia przez taką istotę tak zwanej “zbrodni przeciwko życiu rozumnemu oraz istotom nadnaturalnym podlegającym ochronie”, traci ona automatycznie status gościa, a także podmiotu prawnego. Oznacza to, że służby porządkowe Nefer’Huah, uprawnieni członkowie Kościoła Trójcy Ascendentów, Zastępy Anielskie, a także osoby pomagające im, są upoważnieni do wymierzenia stosownej kary na miejscu bez właściwego procesu sądowego. - Spojrzała uważniej po pani ryś oraz towarzyszącemu jej olbrzymowi. - Jeśli mają państwo jakieś pytania, proszę nie krępować się. W razie potrzeby mogę pomóc w wypełnieniu formularza osobowego oraz oświadczenia, jednak wymagane jest złożenie osobistego podpisu na obu dokumentach.
W tak zwanym międzyczasie, olbrzymi cyborg przyglądał się szarowłosej kobiecie. Na każdym z materiałów filmowych posiadała inne ubranie i fryzurę niż teraz, jednak sylwetka, kolor włosów, rysy twarzy, a przede wszystkim te jaskrawe oczy pokrywały się i automaton mógł z całą pewnością stwierdzić, że jest to jedna i ta sama osoba. Zauważył również, iż Verena cały czas przyglądała się jemu i jego towarzyszce w czasie, gdy pracowniczka ambasady zajmowała się kontrolą bezpieczeństwa. Nie był w stanie odczytać jej emocji i zamiarów, niemniej podświadomie zaczął analizować ją na podstawie informacji, do których miał dostęp.
- Dziękuje za cierpliwość. Może pani zabrać swoje rzeczy. - oznajmiła pracowniczka ambasady.
- Jak długo zajmie oczekiwanie? - spytała kobieta w kapeluszu zbierając swoje szpargałki ze stołu i chowając je do małej torebeczki.
- Niektóre osoby dokonały wcześniejszej rezerwacji, więc samo przejście powinno nastąpić stosunkowo szybko. Na miejscu zostaną zorganizowane grupy, do których zostaną przydzieleni przewodnicy. - odpowiedziała cierpliwie, a następnie otworzyła klapkę w lewym słupie i coś tam ponaciskała. Oba urządzenia przestały brzęczeć.- Można przechodzić. Życzymy miłego pobytu.
- Dziękuje. - kapeluszowa przeszła do kolejnego pomieszczenia. Nastąpiła krótka i cicha wymiana zdań pomiędzy wampirzycą, a pracowniczką. Pierwsza skinęła lekko głową, a druga ponownie kliknęła coś pod klapką słupka i oba ponownie wydały z siebie ten sam co wcześniej dźwięk.
Automaton zakończył swą dokładną analizę i nie była ona satysfakcjonująca. Sam fakt, iż Verena występowała w tej samej kategorii co Czyściciele typu Yena, arcydemony Nefer’Huah, czy cyborgi porównywalne z OCTO-2 sprawiał, iż była najprawdopodobniej podobnym poziomem zagrożenia. Nie ukazała jednak na zawodach zbyt wielu swoich umiejętności. Potrafiła na pewno poruszać się z nadludzką szybkością, co mogło być wampirzą umiejętnością, a także zamrozić kogoś i teleportować się. Na pierwszym meczu zamroziła Yenę, ale z drugiej strony została aż trzykrotnie złapana przez czarne macki Ralii i przypalona przez nią, co ostatecznie skończyło się poddaniem wampirzycy i jej wyeliminowaniem przez niziołkę. Podczas drugiego meczu ponownie zamroziła Yenę, a później uciekała przed wirującymi odłamkami Srebrnego Miecza Gith należącego do Raidel. Tym razem jednak nie została wyeliminowana. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Tidus
Jebany farciarz
Wiek: 31 Dołączył: 25 Paź 2010 Posty: 694
|
Wysłany: Wto Sty 14, 2020 12:24 pm
|
|
|
Pani Ryś spojrzała na formy, słuchając wyjaśnień. Kocia mordka podskoczyła do góry, gdy padł termin zbrodni i zmrużyła oczy w wyjątkowo uniwersalnym, międzygatunkowym geście znużenia.
-Czyli jeśli my coś zrobimy, to jesteśmy do natychmiastowego odstrzału ale jeśli miałabym tętno, to należałby mi się wpierw proces? Co daje mi gwarancję, że strzały nie padną przed przypisaniem nam winy? - zastukała drewnianą łapką o jedną z kartek, z każdym zdaniem mówiąc i stukając szybciej - Czy to jakiś spisek uknuty we współpracy z międzysferycznymi łowcami? Wykorzystują waszą strukturę rządową do represjonowania tych, których nienawidzą? Potem się dziwić, że anarchia taka jak Qual'doman miała istną eksplozję demograficzną. Taka śmierć czeka wszystkich tyra-
Tyrada kota została powstrzymana przez dwa gigantyczne palce łapiące boki jego drewnianej głowy. Towarzyszący rysiowi olbrzym po skończeniu obserwacji wrócił za nią, akurat w porę by się wtrącić metalicznym głosem.
-Jesteś turystą czy terrorystą, że się wcinasz w to jak inna sfera sobą zarządza?
-No bo! To terror! Używają marginalizowanych grup społecznych, by odciągać uwagę od korupcji władzy, jak nic!
-...Apae, nie wszędzie jest Szósty Świat. Na co im korupcja jak dosłownie są bogami. Chcesz zwiedzić ich tereny czy nie?
-...Chcę. - burknęła wreszcie niezadowolona kocica, owijając ogon wokół swoich drewnianych łapek. Olbrzym odkręcił czubek swojego prawego palca i w umieszczony pod nim port umieścił pióro wieczne, z zadziwiającą precyzją napisał "Joshua Morrison", po czym zaczął odkręcać górną część pióra.
-Qual'Doman też nie są anarchią. Mają władcę absolutnego. - stwierdził syntetyzator głosu maszyny, gdy ta ścisnąła odsłonięty nabój z tuszem z pióra, wylewając atrament do odkręconego czubka palca.
-Ta, wierzysz w to? Ani go nigdy nie widać, ani nic nie robi, ani nawet nie ma żadnych jasnych objawów jego władzy jak siły porządkowe czy podatki. To mit. Straszak na małe, nieumarłe dzieci. - figurka zanurzyła łapkę w niebieskiej cieczy i odbiła ją na drugim, niepodpisanym dokumencie. -Proszę. |
_________________
>Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Śro Sty 22, 2020 4:46 am
|
|
|
- Oj... ciężko. - Uarien przytaknął z ciężkim westchnięciem. Odpowiedział uśmiechem i obejrzał się razem ze spojrzeniem jaszczura, wyraźnie słysząc z tamtej strony kroki. Bez słów przywitał go skinięciem, a potem wracając wzrokiem do Yuto, gestem dłoni pokazał Vico palcem za głową na drzwi wejściowe, zaraz zachęcając go krótkimi machnięciami do kontynuacji chodu do środka ambasady.
- Teraz? Zdecydowanie by pozwiedzać, ale nie idzie ukryć, że każde nowe miejsce w które się udajemy, ewentualnie staje się kolejnym przystankiem na trasie koncertowej. Tym bardziej tu, w miejscu, o którym Vico - tu mężczyzna skinął głowa na stojącego bądź już przechodzącego za nim półsferowca - tyle nagadał dziewuchom. Naprawdę nie pamiętam już, żeby do jakiejś wycieczki tak chętnie się rwały. Gdyby nie Kresta, pewnie zdobyłyby tą waszą ambasadę szturmem już dawno temu! - zaśmiał się lekko. Co jak co, ale w nawet jeśli słowa były oczywistym wyolbrzymieniem, to sam był zdziwiony tym, że tak wybredna grupa osób jest aż tak bardzo zgodna ze sobą nawzajem w kwestii tej wycieczki. Sam zastanawiał się, czy znana mu perkusistka nie nagadała im czegoś więcej, czego jemu oszczędziła. - Skoro o tym mowa, pewnie powinienem do nich wrócić zanim zaczną broić, ale i tak chciałbym wpierw zadać pytanie które powtórzę pewnie wiele razy podczas tej wycieczki - chcąc zwiedzić najciekawsze miejsca, co powinniśmy mieć na uwadze?
* * * * *
- ...tak długo jak zrozumiesz, że to, jak wiele mogę dla ciebie zrobić zależy od tego, jak będziesz się zachowywać. Wystarczy naprawdę uwierzyć w siebie. Wiele przeszłaś. Jak niemal każdy z nas. Został ci ten jeden, ostatni krok, który musisz zrobić - choć raz nie naprzód, ale wstecz. I zobacz, jaka okazja ci się trafiła.
Przez bramę przeszła jeszcze jedna, bardzo nieprawdopodobna para, oboje poniekąd znani w Międzysferzu, ale na pewno nie razem. Wyższym człowiekiem był elegancko ubrany, trzymający dużą, czarną parasolkę blondyn z długimi włosami spiętymi z tyłu głowy. Kto go kojarzył, wiedział, że przewodzi "firmie sprzątającej" w skład której wchodzi między innymi tak głośna osobowość jak Alicja Livitarn. Ein Mann, jak zwie się od kiedy należy do Xantesy, nie był może najszczerszym z ludzi, ale nie było żadną tajemnicą, że posiada więcej rozsądku niż większość rezydentów Krainy Bohaterów.
Druga osoba, w czarno-białej sukni pełnej falban i koronek, posiadała podobną sławę przynajmniej pod względem rozgłosu w znanych nadkrainach - wszystko za sprawą transmisji które zarazem były powodem dla którego każdy miał prawo sądzić, że nie powinno jej tutaj być. Pionek, aktorka, marionetka - jak by nie próbowano jej określić, niemal każdy, choć nigdy jej nie spotkał, znał tę osobę z jej imienia - Samara Fisher. Kilkusetletnia kobieta o twarzy szesnastolatki szła naprzód jak pod przymusem, obejmowana ramieniem przez mężczyznę, prowadzona nieśpiesznie ku ambasadzie. Ostre, wręcz dzikie spojrzenie skupione było na wielkim jaszczurze koło którego mieli właśnie przechodzić, a na którego blondyn wcale nie zwracał większej uwagi.
- Będziesz jedną z pierwszych pozasferowców odwiedzających ten świat w celach turystycznych. To cię postawi na równi z resztą tych, którzy byli gdzieś, gdzie nie byłaś ty. Taki pierwszy krok do przeciętności, hmm?
Dziewczyna milczała, i kto wiedział o niej cokolwiek wiedział też, dlaczego.
* * * * *
Kajka szybko dorwała się do kwiecisto-białej parasolki i zaczęła strzelać pozę za pozą przed lustrem.
- Dobra, nie będziemy chyba tak tu stać jak ćwoki? - Pytanie padło ze strony Denzaren, która w końcu schowała zapalniczkę w kieszeń w której była wcześniej. Razem z Dellą spojrzały w stronę Melby, która z kolei spoglądała na nie, jakby zaskoczona pytaniem. Obie różowe zblizyły się wolnym krokiem. - No wchodź, wchodź! Uarien nie patrzy. - powiedziała ta, co mogła.
- Hm~! - stwierdziła mała harpia odciągnięta od oglądania kwiatków i złapała za klamkę by otworzyć nieco drzwi - tylko odrobinkę, tylko tyle, by wystarczyło na wciśnięcie na wpół głowy by zajrzeć co jest po drugiej stronie. W niewielkiej szparze zaraz nad nią pojawiła się druga głowa, należąca do Delli, a potem i trzecia, tej najwyższej - i cała trójka ciekawsko spoglądała do środka, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że musi to wyglądać niesamowicie dziwnie z obu stron drzwi.
Caiqua w tym czasie wyciągnęła swój telefon i teraz prócz samego pozowania, robiła sobie jeszcze przed lustrem fotki z głupimi minami na tle parasola.
* * * * *
Kot, który nadal nie został wypędzony z biurka przypatrywał się uważnie dokumentom podanym dwójce dziwaków, ich reakcji, a potem podpisom. Choć wyglądało bądź brzmiało to trochę nienaturalnie dla takiego zwierzęcia, zachichotał zaraz charcząco. Co oni, głupi? Może i nie umie czytać, ale przecież recepcjonistka powiedziała wyraźnie, że mają też wypełnić jakieś formularze a ci walnęli po parafce i zadowoleni. No, ale z Qual'Doman, to chyba oczywiste, że nieuki, wszyscy to mówią. Wcale nie szkoda się im wcinać w kolejkę i to też zamierzała zrobić. Ale najpierw - najpierw musi sprawdzić, czy ten ogon naprawdę jest drewniany, że tak się gnie. Podejdzie i pacnie go łapą, no bo musi to sprawdzić. To przecież nie jest normalne. |
_________________ . . . |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Pią Lut 07, 2020 10:58 pm
|
|
|
Sferotknięty odwzajemnił gest Uarienowi zatrzymując się obok na zaledwie krótką chwilę, został bowiem “zachęcony” przez niego do skierowania się do środka budynku. Zdecydowanie nie oponował temu, wolał przebywać teraz w towarzystwie dziewczyn. Wymienił się jeszcze uprzejmymi skinieniami głowy z Yuto i ruszył żwawszym krokiem ku wejściu, by po paru chwilach zniknąć w przedsionku.
- Mam zatem nadzieję, że także i to miejsce stanie się jednym z przystanków. - Stwierdził łuskoskóry, by następnie zadumać się nad pytaniem zadanym przez swego ludzkiego rozmówcę. Nie znał co prawda dokładnego programu wycieczki, przypuszczał jednak, że goście zostaną oprowadzeni przynajmniej po Rynku, a także przyległych do niego uliczkach. Nie widział więc potrzeby we wspominaniu któregoś z obiektów w tamtej okolicy. - Wiele osób z pewnością poleci spacer ulicami Dzielnicy Artystów, z bardzo oczywistych powodów. Osobiście proponuje podróż do Wioski Fey, jeśli posiadacie większą ilość wolnego czasu, bądź przynajmniej odwiedzenie ogrodu botanicznego w Starym Mieście. - Przebiegł spojrzeniem po nowoprzybyłej parze. Zdołał rozpoznać mężczyznę, jednak dziewczynę w pierwszej chwili pomylił z Alicją. Szybko przypomniał sobie, iż aparycja małego pandemonium, a przede wszystkim spojrzenie, były bardziej charakterystyczne. W przeciwieństwie do transmisji nazywanej Huntardami, Krwawa Bagietka już po pierwszym odcinku nie przypadła mu do gustu. Słyszał oczywiście od paru osób o złej sławie Samary, jednakże nie skojarzył imienia z twarzą. Ponad stuletnia dziewczyna pozostała więc dla niego tajemnicą. Fakt przybycia “sprzątaczy” nie zaskoczył go zbytnio, w końcu nawet oni potrzebują wakacji, a domeny znanych stwórców przyciągają ciekawskich.
*****
Pozostawione same sobie dziewczyny zdecydowały zerknąć cóż się dzieje w kolejnym pomieszczeniu. Wszystkie poza Caiquą, która strzelała fotki przed lustrem trzymając całkiem ładnie prezentujący się kwiecisty parasol. Gdy tylko Melba uchyliła drzwi, nastąpiła wymiana powietrza pomiędzy znacznie cieplejszą recepcją, a przedsionkiem otwartym obecnie na zewnętrzne chłodne powietrze. Obie pracowniczki ambasady wydawały się nie zauważyć uchylonych drzwi i trzech głów wyglądających przez szparę. Zauważyła je za to szarowłosa wampirzyca i wywołało to niemałe zdziwienie łatwo odczytywalne z wyrazu jej twarzy. Widok iście dziecięcego zachowania podglądaczek, które zdołał na chwilę odciągnąć jej uwagę od oburzonej drewnianej kotki.
Petra otworzyła i zaraz szybko zamknęła usta, dławiąc w sobie chęć wcięcia się w narzekania animowanej kukiełki. Przyjęła swobodną postawę, wyraźnie nie oczekując fizycznej czy mentalnej agresji ze strony petentki. Oparła swobodnie splecione dłonie na blacie, czekając na okazję dojścia do słowa. Po prawdzie rozumiała jej oburzenie. Było to niesprawiedliwe traktowanie wobec istot, osób, które nikomu nigdy nie wyrządziły żadnej krzywdy i nie są odpowiedzialne za to czym są. Były jednak bardzo racjonalne powody by zachowywać takie środki ostrożności.
- Prawa istot rozumnych panujące w wielu miejscach Międzysferza w większości przypadków pomijają przedstawicieli nieumarłych. W wielu sferach nie są nawet uznawani za część społeczeństwa. Nie jestem teraz w pozycji by wyrażać swoją opinię na ten temat. - Położyła opuszki palców wskazujących na krawędzi dokumentu, w który przed chwilą stukała pani ryś. - Być może pani obawy rozwieje nieco świadomość tego, iż w sferze herosów mieszka wiele z wymienionych wcześniej przeze mnie istot. Z czasem jest możliwe stanie się rzeczywistą częścią społeczeństwa. - Recepcjonistka spojrzała ku dwójce kobiet stojących przed “bramkami”.
- To prawda. - rzuciła krótko nieumarła.
- Zanim będziemy mogli przejść do dalszej części, bardzo proszę również o wypełnienie podpisanych przez państwa dokumentów. Zarówno kwestionariusz osobowy, jak i oświadczenie. - oznajmiła blondynka.
Na obu dokumentach znajdowały się rzecz jasna wykropkowane miejsca do wypełnienia. Kwestionariusz poza typowymi pytaniami o imię i nazwisko własne oraz rodziców, miejsce urodzenia i obecnego zamieszkania rozszerzone o planetę i/lub sferę, czy też planowany czas wizyty; zawierał również pytania o pseudonim/y, gatunek, znajomość języków, odwiedzane w przeszłości miejsca, a także pytanie o posiadane doświadczenie w kontakcie z magią i istotami nadnaturalnymi. Oświadczenie zaś wymagało jedynie wpisania nad ścianą tekstu swego imienia i nazwiska, a także przynależność rodzajową, gatunkową i podgatunkową (jeśli dotyczy), zgodne z powszechnie przyjętą taksonomią, gdzie jako przykłady podano: Bies, Diabeł, Amnizu oraz Nieumarły, Cielesny Nieumarły, Wampir. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Tidus
Jebany farciarz
Wiek: 31 Dołączył: 25 Paź 2010 Posty: 694
|
Wysłany: Pią Lut 14, 2020 4:11 pm
|
|
|
Gigant w pancerzu zaczął wypełniać kolejne rubryki jeszcze zanim recepcjonistka poprosiła o to gości. W tym czasie, drewniana figurka zaczęła wycierać łapkę o przedramię piszącego, nie przestawając przy tym mówić.
-Ty to słyszysz? Istnieją jednostki, które się wybiły, i to niby usprawiedliwia ucisk wobec mas. Pewnie jeszcze te szanowane osoby z grupy mniejszościowej występują w reklamach pasty do zębów i uśmiechają się szeroko, jak to są szanowani i chronieni przez społeczeństwo, gdy ich pobratymcy są pałowani na ulicach przez policję.
-Apae, nie wszędzie jest Szósty Świat. I wątpię, by pałowanym szkieletom działa się krzywda skoro nie czują bólu.
-Już to mówiłeś! I wiesz, o co mi chodzi, nie chodzi o dokładny akt, chodzi o system dyskry- Gdzie! - dotknięty, drewniany ogon wystrzelił i uderzył w blat stołu. Rozległo się echo, jakby drewniana linijka uderzyła w płaską powierzchnię. Ruch był nagły, ale Nyappi zapewne mogła uskoczyć przed uderzeniem, jako że zamach ogona po dotknięciu był szeroki i bardzo widoczny. Dotknięta kukła obróciła się.
-Łapy przy sobie, sierściuchu, nie słyszałeś o aksiomacie nieagresji?
W tym czasie, pióro na końcu palca wielkiej maszyny wypełniało dokumenty. Po chwili arkusze zostały przesunięte ku Petrze z następującymi informacjami.
Joshua Morrison - Hugo oraz Sarah Morrison - UCAS, Seattle, Szósty Świat - Qual'Doman, brak miejsca stałego - około tygodnia - "Doktryna MAD" - Metaczłowiek (ork), zwłoki sztucznie podtrzymane przy życiu czarną magią i technologią - angielski, hiszpański - większość państw SŚ, Hub - Duże
Apaeglesia - n/a n/a - Tir Tairngire, Portland (Cara'Sir), Szósty Świat - Qual'Doman, brak miejsca stałego - około tygodnia - "Chowaniec hrabiny" - Przebudzony totem ze świadomością - angielski, elficki - brak - encyklopedia wiedzy magicznej
Na deklaracjach cyberzombie po prostu przepisało to, co napisało w 'gatunku' na arkuszach właściwych. |
_________________
>Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Pią Lut 14, 2020 6:48 pm
|
|
|
- Odpuścić Dzielnicy Artystów na pewno sam bym nie pozwolił. - Uarien przytaknął na słowa Yuto z uśmiechem. Ten uśmiech trochę mu zrzedł, kiedy katem oka, a później pełnym spojrzeniem, zobaczył kto właśnie za nim przechodził. Zdecydowanie znał obojga spacerujących, nie lubił żadnego z nich a dodatkowo jeszcze nie spodziewał się widzieć ich *razem*. To nie wróżyło niczego dobrego.
- Tak, ale... zobaczę już co z dziewuchami. Powodzenia życzę, i niechaj służba lekką będzie. - wyciągnął znów dłoń dłoń do uścisku, czekając tylko na tyle zanim nie poleciał do środka przyspieszonym krokiem.
- Co mówią?
- Coś o nieumarłych. Że tam są... ej, Niania tam jest! - Melba odpowiedziała pytającej dziewczynie, wpadając do środka sali od razu po swoich słowach - a Della zaraz za nią. Denzaren obejrzała się wpierw, na Kajkę i wchodzącego Vico. Wzruszyła ramionami, i... poszła za resztą. Dwójka została więc na chwilę sama. Czarnowłosa na chwilę oderwała się od sesji fotograficznej i rozejrzawszy się, zauważyła tego, co wreszcie wrócił.
- Gdzie takie sprzedają? - zapytała go od razu, kręcąc parasolem. Miała właśnie strzelać kolejną pozę, ale nie zrobiła tego bo zauważyła, że zbliża się jeszcze jedna para.
- Na pewno spotkasz tu najbardziej... przeróżne osobistości. również takich gatunków, które już kojarzysz. Ale wystarczy, że zapamiętasz sobie jedną prostą zasadę - jeśli nie będziesz próbować nikomu się uprzykrzać, nikt nie będzie uprzykrzać się tobie. - blondyn kontynuował monolog wkraczając do przedsionka wkrótce po Vico, jedną ręka składając parasol w progu. - O, proszę - spójrz tylko przed siebie. Możesz zobaczyć podobną sobie miłośniczkę instrumentów smyczkowych. Cóż za spotkanie.
- Dziendobry. - odparła, a właściwie odburknęła mu Caiqua. "Podobną sobie"? Co za tupet! Porównanie z dupy. Wymyśliła w głowie już parę rzeczy, które mogłaby mu odpowiedzieć, ale nie odpowiedziała w sumie na to nic. Potrafiła być bezczelna, ale... może nie w tej dokładnie sytuacji. Przy tych osobach. Niestety, również znała oboje.
Kobieta-albinos nie odezwała się ani słowem, oczywiście. Chyba nawet gdyby potrafiła mówić, nie zrobiłaby tego. Spojrzała oczywiście na dziewczynę ubraną całkiem na biało kiedy została jej wskazana, ale wcale nie był to wzrok podziwu - przypominał bardziej desperackie, wystraszone spojrzenie zbitego psa, który wszędzie widzi zagrożenie. Na pewno też tak się zacowywała, kiedy skupiła wzrok na skrzydlatym zaraz obok - zgarbiona, nogi w rozkroku, ręce przy sobie, nieco uniesione. Gotowość do walki. Zupełne przeciwieństwo towarzyszącego jej mężczyzny, który zdawał się być całkiem rozluźniony. Poprowadził Samarę dalej, do stojaka na parasole - Kajka ustąpiła im miejsca - gdzie zostawił swój, wciąż obejmując panią Fisher za ramię. Uśmiechnął się do dwójki, kiedy dołączał do nich Uarien.
* * * * *
Aha! Czyli jednak drewno. Ale coś czuje! Czuje, bo się zamachnęło! Biały kot wykonał niesamowity unik w postaci błyskawicznego przewrotu w tył, dość nietypowego dla stworzeń tej postury. Znowu rozległ się charkliwy chichot.
- A kto tu jest agresywny, a? Potańcz sobie to może ci przejdzie! - Kotka odpowiedziała całkiem ludzkim głosem. Siadła sobie na blacie kołyszęc wesoło ogonem patrząc na drewniaka niemal z wyższością po jego bardzo nieudanym "ataku", raczej nie spodziewając się kontynuacji natarcia.
- Ja jestem od Vico! Mogę wejść? - spojrzała zaraz na recepcjonistkę, iście kocim, błagalnym spojrzeniem.
- Niania, nie brój! - Zawołała osóbka pędząca ku recepcji na kurzych stópkach, za którą podążały dwie różowowłose. Kot się nawet do nich nie odwrócił. Zresztą, wszystkie trzy mocno spowolniły gdy były już blisko wielkiego golema. |
_________________ . . . |
|
|
|
|
smartDark Style by urafaget Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group |