Wiele sfer Strona Główna Wiele sfer
Mało gier
 
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy
Rejestracja :: Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Rozdział I - Czarne Jezioro
Autor Wiadomość
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Pią Cze 28, 2013 7:50 pm   

Hm, hmhmhmhm. Hmhahaha! To było przecież oczywiste. Kto inny niby miałby się nadawać na tę pozycję? Nikogo innego nie było! Dobrze, bardzo dobrze. Ten fakt mi się podobał, nie musiałem się o nic kłócić. Nie podobał mi się za to fakt, że ta Zołza się zbliża do Chibichibi. Czego od niej chce? Niech spada, o. Zara się może dowiem o co chodzi, ale tera muszę pogadać z tą-tą. W ogóle, "Arogancik"? Jeszcze zobaczysz, że tak naprawdę to jestem całkiem skromny. Hoho, przy tym wszystkim co potrafię! No, już niedługo. Ale teraz słucham, co też mi tam wyszczebiocze. Zmrużyłem oczy spoglądając ku niej. Ona tak na serio? Że daje mi szansę, myśli? To była naturalna kolej rzeczy. Ktokolwiek inny na tym stanowisku zwaliłby całą sprawę szybciej niż by mrugnęła.
- Jasne jasne. Dobra. - odpowiedziałem, przewracając oczami. - Spróbować przepędzić. Niby nie zaszkodzi. Ale jak tylko któryś paszkwil zacznie się do mnie rzucać, nie będę się dwa razy zastanawiał. Szczała w czoło i po sprawie. Zdecydowanie wolę wrócić z tego cały niż poturbowany bo komuś się zachciało żeby z bezmózgami rozmawiać zamiast po prostu wyeliminować. I nie jestem żaden "arogancik", ta? Nazywam się Henrias. Sir Henrias Tionhisir! - oznajmiłem z dumą. Ja to nie byle kto, mi się w kaszę nie dmucha, no! Każdy powinien to widzieć. Zadowolony mogłem powrócić do reszty, gdy marszowaliśmy, marszowaliśmy i marszowaliśmy... raaany, daleko to jeszcze? Urgh, nie cierpię długich marszów!
No, ale w końcu usłyszałem zbawienne słowa. Postój! W to mi graj! Niemal poczułem nagły przypływ energii wywołany radością. Mega miejscówa! Szybko zacząłem ogarniaj ją wzrokiem. Dobra, najpierw... mogę wyciągnąć manierkę. Dopić to co jest w środku, a następnie napełnić ją wodą ze strumyka - uważać tylko, żeby nie przechodzić zbyt blisko tej Zołzy, bo się znowu rzuci czy coś. No i też najlepiej się nie odzywać. Potem... Hm. Strumień, polana. To oznacza, że to miejsce może być wodopojem jakichś zwierząt. I niech mnie kule biją, jeśli nie mam racji! Coś tu musi być, po prostu musi. Czas wyczulić mój super wzrok i rozejrzeć się bardzo uważnie po terenie przy strumieniu. Ślady, muszą tu być jakieś ślady. Trza sprawdzić jakie, jakiego zwierzęcia, w jakiej ilości, skąd i dokąd prowadzą. No, można się z tym poczuć jak prawdziwy myśliwy! Ciekawe, czy w tym mogą wam pomóc te szatańskie kamienie, łajzy. Ha, zaraz wam pokażę, na czym polega mistrzostwo łuku! ...chyba za bardzo wybiegam myślami naprzód. Na razie, ślady, tak, ślady. Szukaj śladów, Henrias, szukaj. Muszą tu jakieś być!

Rozpocząłeś swe małe śledztwo. Wiedziałeś, że gdzieś tutaj powinny być zwierzęta, gdyż taki strumyczek był idealnym wodopojem. Udałeś się do niego, trochę dalej od Shoukou, która obmywała sobie w wodzie ręce, uważając, że. Postanowiłeś rozsądnie najpierw wypić resztę wody z manierki, a następnie napełniłeś napełniłeś ją wodą do pełna. Nie uszło twej uwadze, że w okolicy w której stałeś było dość dużo odcisków łap zwierząt. Rozpoznawałeś w nich ślady królików, zwierząt psowatych... a nawet... sarenki? Bardzo możliwe. Kiedy zaś zacząłeś rozglądać się po okolicy, zobaczyłeś kolec, a potem cień. Kolec? A może to było poroże? Poroże...? Popatrzyłeś ponownie na ślady. Czyżby to było to zwierze? Bardzo prawdopodobne. Uznałeś, że to zbyt dobra okazja by pozwolić jej uciec. Zdjąłeś z pleców łuk i wyjąłeś jedną strzałę. Lia popatrzyła się na ciebie pytająco, kiedy nakładałeś ją na cięciwę. Naciągnęłeś ją, kiedy ta popatrzyła w co celujesz. Gdy puściłeś strzałę, ta wstała nagle z wyrazem przestrachu na twarzy krzyknęła
- Nie!
Strzała poszybowała w las. Widziałeś jak trafia ten cień... i nic się nie stało. O co jej chodziło? Głupia jakaś? Kilka chwil później zrozumiałeś o co chodzi. Rozległ się ogłuszający ryk, który poderwał wszystkich na nogi... prócz Chibichibi. Ta skuliła się trzymając się za uszy dłońmi. Popełniłeś dość... poważny błąd.


Jestem geniuszem, jestem chędożonym geniuszem. Kiedy znajdowałem różne rodzaje śladów uśmiech coraz bardziej mi się poszerzał. Tu, to, cokolwiek to jest, to chyba coś grubego. Jeleń? Szykuje się niezła wyżera. I kto ją zagwarantuje? Nikt inny jak ja, Henrias! Haha.
No, ale po kolei. Zdjąć łuk, ostrożnie, żeby nie spłoszyć. Strzała z kabury, nad lewy palec wskazujący, który kierował łuk ku celowi. Oj tak, strzelanie do celu to moja działka. Na pewno nie spudłuję! Jestem w tym ekspertem. Naciągnąć cięciwę, ugiąć odpowiednio palce i uwaga... Trzy...! Dwa...! Jeden...! Ognia!
Trafiłem, jak nic, musiałem trafić! Tylko czemu ta się tak wydarła? Spojrzałem na nią zdziwiony, żeby nie powiedzieć że jak na kretynkę.
- Co "nie"? - zapytałem, choć nie wiem, czy było słychać do końca. CO TO DO LICHA ZA RYK!? Bo na pewno nie umierającego jelenia. Słyszałem umierające jelenie i na pewno tak nie ryczały. Nie ryczały właściwie w ogóle. Właściwie to jelenie wcale nie ryczą, więc nie mógł to też być ryk jelenia który nie umiera. Cholera, nie fajnie. Całkiem możliwe, że popełniłem teraz jakąś gafę. Ale hej, czy miałbym z tego powodu się wycofywać? Em... nie! Bo jestem Henrias!
- Ekhm, erm... uwaga! Coś, coś się na nas czaiło! - zakrzyknąłem, jak porządny dowódca powinien, ostrzegając drużynę o niebezpieczeństwie. Bo skoro ta tak reaguje, to chyba jest to niebezpieczne. Szybko ładuję kolejną strzałę na łuk, rozglądając się uważnie wokół, a potem w kierunku z którego dobiegł ryk. Chcę się dokładnie rozeznać w terenie. Jak daleko mam do celu. Ile drzew jest w okolicy, jak wielkie są to drzewa, gdzie jest wcześniej wspomniany strumień i na ile jest głęboki. Mhm, no i gdzie w tej okolicy jest reszta tej beznadziejnej drużyny. Gdy to już wszystko zaprogramuję w swoim wspaniałym umyśle, robię kilka kroków w bok, oddalając się od grupy i posyłając kolejną strzałę w stronę tego... czegoś i szykując następną. Co właściwie trafiłem? No, tak czy siak, chcę to odciągnąć od tych łamag, bo się jeszcze pozabijają. Pokażę im, jak się walczy!
- Kici kici, bydlaku, choć po kolejną strzałeczkę! - nawołuję prowokacyjnie w stronę tego czegoś, gotów do tego by wykonać szybki unik padem na ziemię w bok.
_________________
. . .
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Sob Cze 29, 2013 9:48 pm   

O, strumyk. To dobrze, zachciało mi się nieco pić. I jeść, ale z tym wytrzymam aż dojdziemy do celu. Czyli..em...niedługo! Z pewnością niedługo. Zdjąłem z rąk pancerne rękawice i przykucnąłem nad strumykiem, chwytając oburącz wodę i upijając ją, aż zaspokoję pragnienie. A przynajmniej póki ryk nie zerwał mnie wraz z resztą na nogi. Natychmiast strzepnąłem wodę z rąk i chwyciłem mocno oburącz miecz, czekając na atak...czegoś. Brzmiało w sumie trochę jak jeleń.
-Krrretyn!- zaskrzeczałem, lecąc nad głowę Morcha, robiąc nad nią kółko i zaraz podlatując w górę, by być poza zasięgiem ataku choćby i największej bestii.-Usuń się z drogi, bo cię zmiażdży!-cokolwiek to jest, jeśli wywołało taką panikę, pewnie jest wielkie. I gryzie.
Papug jak zwykle okazał się mózgiem operacji Wpierdol. Instynktownie posłuchałem się ptaka, odbiegając na bok, gotów skoczyć przed siebie gdyby to coś naprawdę szarżowało prosto na mnie. Gdy już to coś się pojawi i pewnie rzuci na Henriasa, rzucam się z bitewnym okrzykiem by posiekać to na drobne kawałki. Raczej mało co nieopancerzonego zniesie walnięcie albo dwa dwurakiem.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Firanke
Tygrys


Wiek: 32
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 643
Wysłany: Pon Lip 01, 2013 7:51 pm   

Nie oponowałem ani nie odzywałem się, gdy krzykacz został przywódcą. Jest mi to właściwie obojętne - choć czy Shouko nie byłaby do tego lepsza? Ostatecznie wzruszyłem mentalnie ramionami, podążając za pozostałymi. Nie odzywałem się, wypuszczając drugim uchem komentarz o mojej postawie. Taki jestem, nie da się przecież zmienić mojego podejścia, wychowałem się z nim. I w sumie nie jest mi z nim źle. ... Prawda? No, chyba tak. Zaraz, papug chyba coś do mnie mówi. G-gah! Rety, ale on skrzeczy! Odsunąłem się odruchowo o dwa kroki, speszony. Przełknąłem ślinę. Spokojnie, nie ma czego się bać. Uśmiechnę się grzecznie w jego kierunku, w końcu to senpaj. No! Zaraz z nim... porozmawiam. Tak. Na pewno. Zbiorę się w sobie. A tymczasem będę kontynuował marsz. Huff. Jakie to ciężkie. Nie no, nie będę się wyręczał innymi. Jestem na ty... tyle silny, by to wszystko sam nieść. Po kilku godzinach dotarliśmy do postoju. Przysiadłem sobie tam, gdzie stanąłem, łapiąc ciężko powietrze. No, chyba to jest ten moment, by spróbować nawiązać rozmowę z papugiem-senpaiem. Spojrzałem jeszcze tylko na naszego lidera i jego wyczyny. Sięgnął po łuk i zaczął napinać strzałę. Zauważył coś? Będzie strzelał. Na co to komu? To mi z kolei przypomina fajną anegdotę: Pewnego razu Nerimowi zagroził śmiercią bandyta zwany Deswaldem.
„Bądź, zatem łaskaw spełnić moje ostatnie życzenie”, powiedział Nerim - „Odetnij tę gałąź z tego drzewa”. Deswald uśmiechnał się paskudnie i jednym cięciem miecza wykonał polecenie. „Co teraz?” zapytał bezczelnie. Odpowiedź brzmiała: „Przyłóż ją z powrotem, tak aby się zrosło”. Deswald roześmiał się. „Musisz być szalony, jeśli uważasz, że ktokolwiek może to zrobić”. „Wprost przeciwnie, to ty jesteś szalony, jeśli sądzisz, że jesteś potężny, bo możesz ranić i niszczyć. To jest zadanie dla dzieci. Tylko wielcy wiedzą, jak tworzyć i leczyć.” - oznajmił na koniec Nerim. Tak, to była dobra książka. Przeczytałbym ją jeszcze raz. Podniosłem się, tracąc zainteresowanie Henriasem i ruszyłem w kierunku Morcha i Papuga, gdy rozległo się "nie", świst strzały, oraz ryk. Gorące dreszcze przeszły mi po plecach. Stanąwszy w pół drogi zacząłem powoli odwracać się w kierunku, z którego doszedł ten ryk. Wolę się nie narażać i nie uczestniczyć w walce. Jeżeli do tego dojdzie, nie będę się pchał - niech inni, bardziej utalentowani to załatwią. Ja sięgnąłem po swój lachrym Uwięzienia, trzymając go ukrytego od wewnętrznej strony dłoni zgiętej w nadgarstku. Użyję go dopiero, jeśli ktoś wyraźnie będzie zagrożony i ugodzenie, które sprawi mu bestia będzie nieuchronne - wtedy będę starał się to coś unieruchomić tuż przed jego uderzeniem. Pamiętam o tym, że nie należę do najszybszych, dlatego też do tego manewru szykuję się odpowiednio wcześnie, a nie na ostatnią chwilę.
Dlaczego on musiał strzelać? Ledwo co został wybrany, a już wykazał się skrajną nieodpowiedzialnością. Czy nie mógł wykorzystać tej przerwy na analizę naszej sytuacji i podjęcie wspólnego planu?
Całe życie... pod górkę.
_________________
Hiroshi Akaru
Arcana: ?

> Karta postaci.

"You look like you were born with a face meant to deceive cute little girls in order to molest them, mr Pervert Hiroshi! Even I am having a hard time resisting it!"
OH, HEY, IT'S KASSIN!
 
 
Hitomi
Czarna Mamba


Wiek: 33
Dołączyła: 18 Mar 2010
Posty: 354
Wysłany: Wto Lip 02, 2013 11:32 pm   

Nastąpiła pełna przerażenia chwila. Każdy wiedział kiedy to było. Henrias, który to wszystko spowodował, zareagował pierwszy badając otoczenie, oddalając się od reszty swojej grupy. Spostrzec mógł, że staliście na krawędzi polany. Drzewa was nie osłaniały zbyt dobrze, a cel, który został trafiony był po drugiej stronie polany, za linią drzew. Jakieś sześćdziesiąt metrów dalej, zauważyć mógł kolejny cień, który się poruszył. Zaraz po tym kolejny i jeszcze jeden. Kiedy reszta drużyny ustawiała się na swoich pozycjach i w myślach ustalała plan działania, po drugiej stronie polany zapanowało poruszenie. Rozległo się warczenie, a do waszych uszu dobiegł dźwięk łamanych gałęzi. W jednej chwili mogliście zobaczyć dwie rzeczy. Pierwsza to brak Shoukou i Ardelii, a drugą było to, że na polanę wraz ze złamanym drzewkiem wybiegły trzy stworzenia. Były to dwunożne stworzenia pokryte łuskami. Miały także długie chwytne skrzydła zakończone niewielkimi pazurzastymi łapami. Do kompletu miały prawie trzymetrowe ogony, które na swych końcach miały cztery kościane kolce, które najwyraźniej zostały uznane za poroże przez pewnego łucznika. Wzrost stworów licząc od ziemi po kolczasty grzbiet można było zamknąć w dwóch i pół metra. Jeden ze stworów miał wbitą do połowy strzałę, zaraz pod szczęką, co wyraźnie rozjuszało stwora i jego małe stadko. Stwory jak się domyślono szarżowały w waszą stronę, na co łucznik odpowiedział kolejną strzałą w stwora, którego już wcześniej ranił. Strzała poszybowała w stronę bestii, która nawet nie miała zamiaru uniknąć strzały, która wbiła mu się pod szyją na piersi. Ponownie rozległo się bolesne ryknięcie, a dwa pozostałe stwory zyskały przewagę nad swym rannym bratem, który przebiegł jeszcze kilkanaście metrów i padł dysząc na ziemię. Następna rzecz jaka się stała zbiła was wszystkich z tropu. Jeden ze stworów zionął w waszą stronę kulą ognia. Dokładniej zionął w stronę Henriasa, obok którego stał Mors i Liora, ze swą lancą i tarczą. mała wybiegła przed łucznika, który stanął jak wryty widząc takie cudy. Dziewczynka zasłoniła się tarczą, przyjmując na nią ogniste uderzenie. Rozległ się potężny wstrząs, który zmiótł łucznika z nóg, a małą, posłał bez tarczy w stronę drzewa, od którego się odbiła, przed padnięciem bez ruchu na ziemię. ranna, nieprzytomna lub... martwa mała wciąż ściskała w dłoni wykrzywioną lancę, która się dymiła. Ten dramat nijak nie zatrzymał stworów, które biegły dalej na dwie pozostałe osoby. Morch postanowił rzucić się na stwora kiedy znalazł się na jego drodze. Ciał raz zamachem z góry w lewe skrzydło stwora, na którym pojawiło się głębokie rozcięcie. W tej samej jednak chwili dziwna bestia zamachnęła się ogonem jakby chciała go nim uderzyć jak biczem, ale na ratunek osiłkowi przyszedł Alier, który do tej pory trzymał się z dala ze swym kamieniem. Świetliste dyski przeszyły stwora przygważdżając go do miejsca. Niestety. Reakcja chłopaka była chwilę za wolna, a to zaowocowało tym, że osiłek oberwał ogonem lżej niż początkowo planował stwór. Z trudem zachował równowagę, patrząc na czerwone ślepia wypełnione dziką nienawiścią, gdy do niego zbliżał się kolejny stwór. Niespodziewanie jednak zamachnął się skrzydłami i wzbijając się w powietrze "odskoczył" na środek polany. Siła podmuchu powaliła osiłka, domorosłego maga i łucznika, który dopiero co zaczął się podnosić. Ciałko dziewczyny, która osłoniła towarzyszy zostało także cucone kilka metrów dalej. Tymczasem bestia warcząc zaczęła ponownie się do was zbliżać. Gdzie są te dwie z Klasy A ?!
_________________
Hitomi Umeki

"You know what? Fuck you and your fucking game"
> Karta postaci.
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Wto Lip 09, 2013 2:27 pm   

Oj. Nie jeden a trzy. I jeden z nich przetrwał dwie strzały w gardziej, ale jeśli padł, to jest szansa. Jeśli pozwolimy im tu tak biegać to rozdepczą chyba wszystkich. Sięgnąłem do jednego z dwóch mieszków z kamykami przewieszonych u pasa...Cholera, mam nadzieję, że w pośpiechu szybko je przywiązałem i ten po lewej jest od szybkości. Że też oba muszą mieć, cholera, ten sam kolor. Złapałem zielony kamulec w lewą dłoń i skupiłem na nim. Moc. Daj mi swoją moc. Chcę być szybszy. Kiedy już poczuję, że to coś zadziałało, zasupłuję znowu szybko woreczek i znowu oburącz chwytam i unoszę Pana Argumenta, próbując zajść któreś z dwóch wciąż aktywnych stworzeń od boku i machnięciem miecza trzepnąć je w podbrzusze, gdzie łusek powinno być najmniej. Zawsze wal w brzuch, mówił Papug. Głowy są małe, a ty głupi więc nie trafisz.
Ja się w to nie mieszam, o nie nie. Może gdybym miał ciało. Ale niepokoi mnie brak tej dwójki z klasy A. Nie skrzecząc wzlatuję wyżej i robię kółka nad terenem, szukając ich.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Firanke
Tygrys


Wiek: 32
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 643
Wysłany: Wto Lip 09, 2013 10:31 pm   

Zamarłem na chwilę, gdy małą odrzuciło, a potem jeszcze trzasnęło ją o drzewo. Dodatkowo, gdy tylko spojrzałem w te pełne nienawiści ślepia wiedziałem, że nic mnie nigdy nie lepiej nie motywowało do ucieczki niż to, co właśnie zobaczyłem. Powinienem wiać. Wiać! Ale nie, zaraz, nie chcę mieć na sumieniu tego, że tamtej można było jeszcze pomóc, a ja nie zaradziłem jej śmierci. Zaraz po podniesieniu się dość strachliwie doskoczyłem susłami w jej kierunku, ściskając w drugiej ręce lachrymt numer dwa - Leczenia średnich ran. Przyłożyłem go do jej piersi, skupiając się na uwolnieniu jego magicznej energii. Niech zaleczy jej obrażenia - wewnętrzne, zewnętrzne, cokolwiek jest potrzebne. Pomimo ewidentnego strachu staram się zachować skupienie, jednocześnie wciąż trzymając lachrymt Uwięzienia w drugiej ręce - by w razie czego unieruchomić coś, co będzie mogło próbować nas teraz zaatakować. Jeżeli powiedzie mi się ten zabieg leczniczy i będzie już bezpieczna, odbiegam dalej, na poszukiwania tamtych dwóch. Zachowuję przy tym ten sam schemat - jak ktoś będzie leżał/kucał/siedział ranny, podbiegam do niego, by go uleczyć. Unieruchomić cokolwiek będzie chciało w tym czasie zaatakować. A co, jeśli ktoś będzie za blisko przeciwnika? Wtedy wpierw go unieruchamiam, a potem próbuję odciągnąć od niego rannego i wtedy rozpocząć zabieg.
Gorzej, jak mi się nie uda unieruchomienie. Ale jestem teraz zbyt przerażony sytuacją, by myśleć całkowicie trzeźwo. Nogi mi się trzęsą! Ja chcę już do domu! Shoukou, ratuj mnieee!
_________________
Hiroshi Akaru
Arcana: ?

> Karta postaci.

"You look like you were born with a face meant to deceive cute little girls in order to molest them, mr Pervert Hiroshi! Even I am having a hard time resisting it!"
OH, HEY, IT'S KASSIN!
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Pią Lip 19, 2013 11:33 pm   

O jasna cholipa! Co to było, co to jest!? Niech to dunder świśnie, może i zauważyłem już, że to wcale nie są jelenie, ale czy buchanie jak z pieca nie jest aby lekką przesadą? Aargh, idźcie w diabły, zakichane dziwolągi! miło było was znać "ko-le-dzy", ale ja się stąd zmywam! Biada pustakom, a ja takim nie jestem!
Chociaż... chociaż... nie nie nie nie. Chwila. Coś mi tu śmierdzi i to nie jestem ja! Nigdzie nie ma tych paniusi z klasy A. Nigdzie. Już uciekły? Można by było się tego po nich spodziewać, ranga tylko na popis ale gdy przychodzi co do czego to pierwsze czmychają w krzaczory. Ale nieee... tym razem to nie było to. Obserwują nas, co? Myślą, że to jakiś test czy coś jeszcze durniejszego, a? Oj wy rozpieszczone rodzynki, już ja wam pokażę, O TAK wam po tym wszystkim nagadam! Ale najpierw, wstać. Szybko, wstać. Lewa ręka, łuk. Prawa ręka, strzała. Jeśli tylko oba warunki są spełnione, to oznacza tylko jedno - wciąż mogę walczyć.
Musiałem dostrzec, co stało się z Chibichibi. Zdecydowanie jest z nią bardzo źle! Naprawdę chciałem uciekać? Tfu, nigdy w życiu! W tej sytuacji nie mogę! Jestem przecież Sir Henrias, Bohater! A w kodeksie bohaterów, przy podpunktach "ktoś cię uchronił przed sfajczeniem" oraz "niewiasta w potrzasku" nie ma takiej opcji, jak "ucieczka"!
Myśl szybko i reaguj szybko. Kucnąć, napiąć cięciwę. Obiekt: plujostwór, którego nie poprzebijało to chore światło. Cel: podstawa szyi, gdzie trafienia są najwyraźniej skuteczne. Pal! Szling! Uwielbiam dźwięk, który wydaje strzała przekraczająca linię drewna, ale to nie czas na to, by go podziwiać. Bez zwłoki wyciągam drugą strzałę. Cel - dokładnie ten sam! Ognia! Brr, ale nie takiego jakim plują te bestie. Dwie strzały mniej, ale ja wcale nie skończyłem! Wstać, biec w bok, szybki unik! Cholera wie co te poczwary sobie myślą, ale ja na ich miejscu próbowałbym się pewnie jakoś odgryźć, więc jestem teraz w niebezpieczeństwie!
Spójrzmy na nich... jeśli żadne pokractwo się na mnie nie rzuca, to bardzo dobrze. Bardzo, baaardzo dobrze! Teraz czas tylko stwierdzić, czy ten do którego strzelałem leży. Jeśli tak, to czas zacząć bombardować ostatniego! Ustawić się na dobrej pozycji i rachu-ciachu, jeden, dwa, trzy, cztery nawet szczały, jedna za drugą, aż przestanie się ruszać! A jakby któryś z pozostałych jednak stwierdził, że mu mało, to też nie żałować! Bam, bam, bam, gińcie wszystkie!
Jeśli jednak nie będę mógł prowadzić ostrzału, bo coś się na mnie rzuci, to zmieniamy taktykę na bardziej defensywną. Oddalać się. Nie prosto w tył, ale półkolem. Jak znów będzie chciało mnie dmuchać, chuchać albo machać tymi czapiradłami to szybko siup za jakie drzewo! Drzewo powinno mnie ochronić. Ale lepiej za nim długo nie siedzieć, bo może się złamać czy co! Od razu wyskoczyć zza niego i raz raz wystrzelić w gardziołko! I znów, oddalać się. Żwawo, aż do padnięcia, strzała po strzale, zero litości! A gdy nic mnie już gonić nie będzie, wrócić do pierwotnego planu! Milczenie, skupienie, akcja!
_________________
. . .
 
 
Hitomi
Czarna Mamba


Wiek: 33
Dołączyła: 18 Mar 2010
Posty: 354
Wysłany: Sob Lip 20, 2013 1:57 am   

Nie była to szarża. O nie, tym razem w zbliżaniu się stwora nie było nic pochopnego. Zbliżał się do was wolno, zamiatając trawę swym długim ogonem trawę i gałęzie z drzew, które stwory zdążyły już połamać wcześniej. Trójka walczących przystąpiła do działania. Pierwszym w reakcji był Henrias. Mody łucznik podniósł się z ziemi dość szybko i złapał za swą wierną broń, na którą założy strzałę. W tym czasie nieszkolony mag, ruszył na pomoc podopiecznej łucznika, z zamiarem uleczenia jej za pomocą swej lachrymy. Chłopak zaczął ją odwracać ostrożnie kiedy usłyszał cichy świst, a zaraz po nim ryk. Taohisir wystrzelił strzałę w gardziel stwora. Chłopak wycelował ostrożnie, ale kiedy strzała wyleciała zawiał wiatr, który uniósł strzałę. Młodzieniec zaklął paskudnie pod nosem w chwili w której zbliżająca się do was bestia... przyjęła strzałę prosto w oko. Z waszej perspektywy wyglądało to jakby z oczodołu wystawały same lotki strzały, a bestia, która dostała w czuły punkt, padła jakby ktoś podciął jej sznurki, na których się trzymała.
To była chwila, w której bestia uwięziona przez Aliera zaryczała i szarpnęła się, rozrywając świetliste więzy, które trzymały ją w miejscu. Stwór zamachnął się skrzydlatą łapą, którą uderzył w opancerzoną rękę Morsa, który właśnie starał zmusić kamień do udzielenia mu pomocy, w postaci szybkości. kamień zamigotał raz, kiedy osiłek się na nim skupił, ale zaraz potem zgasł, kończąc na tym, że pojawiła się w nim głęboka rysa. Cios był mocarny, a młodzieniec mógłby przysiąc, że oberwał młotem bojowym, a nie łapą. Metal się wgiął, a sam chłopak padł koło stwora, przed którym śmignęła strzała, mijając jego gardziel o włos. Bestia jakby rozumiejąc co się święci obróciła się w miejscu stawiając masywną łapę kilka cali od głowy Morsha. To, że stwór stojący tuż obok niego, nie postawił mu łapy ani na głowie, ani a ręce, a pomiędzy nimi można śmiało nazwać cudem i tylko prosić o więcej. Nie wszyscy jednak mieli tyle czasu, by podziwiać cuda lub padające stwory, a przedstawicielem tych osób był Alier, który ułożył już Liorę na plecach i wyjął ostrożnie swój kamień, tak by w obu dłoniach trzymać swe klejnoty i przyłożył do jej ciała nie sprawdzając nawet czy dziewczyna jeszcze żyje. W miejscu w którym leżała zdążyła się już uformować kałuża krwi, która ubrudziła już ręce chłopaka. Nie zważając na krew i to, że dziewczyna jest strasznie blada, skupił swą wolę na klejnocie, by ten uzdrowił dziewczynę. Odpowiedź od Lachrymy była natychmiastowa, jakby wiedziała, że czas jest na wagę złota. Chłopak kożystał już w przeszłości z takich klejotów i wiedział, że leczenie zajmie chwilę, a sądząc po tym jak wiele obrażeń było do wyleczenia, długa chwilę. Dziewczyna bowiem miała głębokie rozcięcie na policzki, które zaczynało się iedaleko nosa i kończyło się pod uchem. Chłopak może i nie był medykiem, ale wiedział, że kilka centymetrów niżej i przecięta by została jedna z ważniejszych dróg doprowadzających krew do mózgu, a co za tym idzie, dziewczyna byłaby martwa. Alier widział także, że jej pancerz na brzuchu jest wgnieciony tak jakby wgnieciony był przez coś cienkiego i długiego... może to jej tarcza tak się wygięła, a wybuch wywołał nacisk? Może lepiej zdjąć tą zbroję z niej? Tylko czy było to rozsądne? Jeśli ona miała jakieś głębokie rozcięcia, a ten nacisk podtrzymywał ją przy życiu? Nie nie. Bezpieczniej będzie zostawić to tak jak jest... jeszcze chwi- ŁUP Ziemią znów wstrząsnęło. Tym razem nawet Alier popatrzył co się stało, nie odrywając klejnotu od dziewczyny, bo to by zniwelowało działanie klejnotu leczącego. To co wywołało huk, to nic innego jak kolejna kula ognista. Tym razem jednak nie pochodziła ona od ostatniego z trójki stworów. O nie, ta kula pochodziła z nieba i uderzyła o polanę, nie dalej niż pięć metrów od pierwszego powalonego stwora i tworząc niewielki krater uderzeniowy. Młody stwór także zatrzymał się w swym ataku, po czym nieoczekiwanie zaczął biec. Nie był to jednak zwykły bieg, nie była to szarża jak ta, która rozpoczęła spotkanie. To była paniczna ucieczka. Młody łucznik imieniem Henrias posłał za stworem jeszcze jedną strzałę, która niestety chybiła celu. Nie było sensu marnować na stwora kolejnych strzał, zwłaszcza, że najwyraźniej zbliżało się coś o wiele gorszego od tych stworów. Wreszcie pojawiły się też dwie pozostałe kobiety z waszej drużyny i jedna z nich nie wyglądała jakby było z nią dobrze. Arabella, trzymając w jednej ręce swój wielki miecz, podtrzymywała w pasie Shoukou, która była cała obryzgana krwią, a jej lewa ręka trzymająca lśniący rapier była jakby poszarpana i cała drżała. Obie jednak wlepiały wzrok w niebo, z którego w chwilę później nadleciał kolejny pocisk ogniowy. Wyglądało na to, że to już dla nich koniec. Patrząc na to, co wcześniejsze kule potrafiły zrobić, nawet gdyby uskoczyły od bezpośredniego trafienia, skończyłoby się to poważnymi obrażeniami. Nastąpiła jasna złota eksplozja, po czym wzbiły się tumany kurzu z niedawno powstałego krateru, przesłaniając wam widok niechybnie wykrzywionych i poranionych ciał. Nie było jednak czasu na rzucenie się na pomoc, ie było czasu a szok, bo w tej właśnie chwili na polanie wylądował trzy razy większy potwór od tych, z którymi już walczyliście. To była chwila w której w waszych sercach zrodziła się rozpacz, bo każdy z was wiedział, że nie macie szans z czymś takim sobie poradzić. Na nic zdały się wasze trudy, a nic te wszystkie egzaminy i treningi. Nic nie było w stanie przygotować was na walkę z czymś takim. A jednak one z nim walczyły. Dwie kobiety musiały walczyć z tym stworem, bo kiedy zwrócił swój wielki łeb w waszą stronę, mogliście zobaczyć krew pod jednym z oczu stwora, które trzymało zamknięte. Drugie jednak oko, wyraźnie was zarejestrowało, po czym jego wzrok padł na ciała niechybnie swoich młodych. W ocalałym oku zapłonęła nienawiść, tak głęboka, że zmroziła wam krew. Kurz opadał, a cisza przedłużała się. Wtedy za Alierem rozległ się szmer, a Henrias mógł także dostrzec ruch kątem oka. Choć wiedzieliście, że to głupie, odwróciliście głowy by zobaczyć jak Lia sadza czarnowłosą dziewczynę na ziemi i wręcza jej zielony kamień. Dziewczyna wstała prosto wyciągając ze swego pasa na lachrymy, klejnoty. Srebrny, który umieściła w specjalnie przygotowanych miejscach w swej broni. Błękitny, który został umieszczony w kolejnej dziurze oraz krwisto czerwony, który został ulokowany w ostatnim wolnym miejscu. Gdy to uczyniła popatrzyła na was z leniwym aroganckim uśmieszkiem, nie zważając na pełny nienawiści ryk bestii.
- Czas się zabawić, nie?
_________________
Hitomi Umeki

"You know what? Fuck you and your fucking game"
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Śro Lip 24, 2013 3:29 pm   

Przez chwilę nawet się ucieszyłem. Tak! Ja, Sir Henrias zgładziłem kolejnego z tych niecnych potworów, takowoż jedynie jeden nam się ostał i dlategoż się ucieszyłem. Bo wszystko zmierzało już do końca. Ale wtedy pierwsze niezadowolenie mogło przyjść ze strzałą, która chybiła celu. JA. NIE TRAFIŁEM. To istny absurd! Własnym oczom dowierzyć nie mogłem. Ale wkrótce się przekonałem, że to to jeszcze było całkiem proste do przyjęcia. Bo kilka następnych chwil pokazało mi coś, w co zdecydowanie nie mogłem uwierzyć.
To...
To...
To coś, to... były... dzieci...? Pisklęta? Warchlaki? Teraz, to... naprawdę poczułem się mały. I nie chodzi tu tylko o wzrost. To był... strach, nie...? Strach. Zdecydowanie strach. Paskudne uczucie. Aaargh, nie, nie chcę się bać! Nie teraz, nie tak... nie przy wszystkich, nawet jeśli to było bardzo w porządku przy czymś tak kolosalnym! Ale... właśnie... właśnie! Przecież nie wolno mi się teraz bać. Dostałem zadanie. Odpowiedzialne zadanie, które muszę wciąż wykonywać. Sporo od tego zależy, prawda? Muszę pokazać, że to... mnie nie złamie. Mogą istnieć i większe, i jeszcze straszniejsze potwory. Ale nie mogę się ich bać, nie, jeśli jestem... liderem. Przywódcą. To się może już przecież nigdy nie powtórzyć! To na pewno się nie powtórzy jeśli już teraz pokażę, że w obliczu niebezpieczeństwa wszystko co robię to uciekam. Nie ucieknę. Nawet, jeśli się boję to... nie, nie boję się! Nie mogę się bać. Muszę zacisnąć zęby. Unieść wzrok. I spojrzeć temu strachowi w oczy. Jest... wielki. Ogromny! Potworny! Ale... ja się go... nie boję? Spojrzałem na strząłę, którą właśnie wyciągam z kołczanu. O-oczywiście, że nie! Pokażę, jak silne jest me zdecydowanie. Tak silne, jak silnie napinam teraz cięciwę, nakładając nań kolejną strzałę. I tak samo silnie... ma teraz rozbrzmieć mój głos.
- Mors...! Jesteś na to za wolny. Cofnij się, chroń rannych! Ten mniejszy może jeszcze wrócić. Ty, ten, Katusza... nie przestawaj. Chibichibi ma być za chwilę cała zdrowa! - oj, tak. Chciałbym, by tak było. Wiem, że tak nie będzie. Ale jeśli wykrzyczę dużo wyższe wymagania, to... gość może będzie wkładał więcej serca w pracę, starając się temu sprostać. Może. - A ty... no, pokaż, dlaczego właściwie masz tą literkę "A".
Wiem, że pewnie wcale nie musiałem tego mówić. Ale brzmienie tych słów w jakiś sposób dodawało mi otuchy. Czułem, że dzięki temu sam mogłem walczyć, choć nie było żadnego powodu bym miał tego nie robić. Jestem całkowicie zdrowy. Praktycznie nic mnie nie trafiło. Ustrzeliłem dwa z tych dziadostw. Póki co... idzie mi świetnie! Lepiej niż tej zakłamanej sadystce spod Katuszy! Teraz... zakończę to. Jeszcze chwila wysiłku i to już na pewno musi być koniec. Nie będzie czegoś jeszcze większego. Ty jesteś ostatni. I by poprzeć tą myśl, wypuszczam strzałę wymierzoną w otwarte oko kreatury.
Nie będę się zbliżał. Nie mam zamiaru przyjąć ani jednego ciosu. Cokolwiek się będzie dziać z tą cwaniarą, prowadzę ostrzał na własną rękę. Jako cel - oko, podstawa szyi, paszcza jeśli jest otwarta. Priorytety w tej właśnie kolejności. Jeśli z jakiegoś powodu nie mogę dosięgnąć jednego z celów, obieram następny. I strzelam, cały czas, bez litości. Strzała za strzałą. Nie mogę ich teraz oszczędzać. Co do mnie samego zaś i mojej pozycji - przede wszystkim trzymam się z dala od rannych i nie stoję też z nimi w jednej linii. Ponadto, jeśli widzę że bestia zbiera się do ataku na któryś ze znanych mi sposobów, bez wahania chowam się od razu za najsolidniejszym drzewem w pobliżu. Żadnego ognia, żadnego wiatru, nic z tych rzeczy ma mnie nie dosięgnąć. A jeśli będzie skupiał się na tej od wielkiego miecza, bardzo dobrze - mam idealną okazję do ataku. Strzelać, strzelać, strzelać. Bić, bić, bić by zabić.
- Jakkolwiek się nazywasz, ty wielkie coś, za to co śmieliście zrobić Chibichibi dziś wybija twoja ostatnia godzina, minuta i sekunda!
_________________
. . .
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Czw Lip 25, 2013 1:55 am   

Dobra, zdecydowanie nie moja liga. W sumie, nie do końca wiem co o tym myśleć wszystkim. Nawet nie zdążyłem machnąć Panem Argumentem i już leżę. Kamyk zgasł a jeśli czegoś nauczyłem się przez moje lata edukacji to tego, że chyba nie powinien tego robić. Z jednej strony, modliłem się w myślach do wszystkiego co dobre za to, że ta bestia mnie nie przygniotła, z drugiej nienawidziłem wszyskiego co złe za to, że ta większa bestia z piekła rodem się tu pojawiła.
Wyturlawszy się spod potwora, poszedłem za radą łucznika który nas w to wszystko wpakował i potruchtałem do grupki osób, własną piersią próbując głównie zasłonić Aliena leczącego tę biedną dziewczynę kamulcem. Cholera, przynajmniej on najwidoczniej zna się na tym co robi. Chwyciłem pewniej miecz i rozejrzałem się na boki celem wypatrzenia większej ilości paskud, nie spuszczając jednak tej dużej z oka. Mam nadzieję, że ci co zachowują się tak pewnie mają ku temu podstawy.
A, tu są, łachudry. A ja głupi szukałem na ziemi. No, teraz wszystko powinno pójść już dobrze.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Firanke
Tygrys


Wiek: 32
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 643
Wysłany: Sob Lip 27, 2013 11:16 pm   

Nie rozglądałem się na poczynania innych - było dla mnie ważne tylko tyle, by nic się do nas nie zbliżało. Cały czas oddawałem się zajęciu leczenia tej małej od Henriasa. Jej życie miało teraz chyba priorytet, nie? Chociaż... te wstrząsy, grzmoty, ryki, czułem, że robi mi się trochę słabo. Chciałem wrócić do akademii, zanurzyć głowę pod poduszką i nie wychodzić z pokoju. To dla mnie zdecydowanie za dużo. Jak oni mogą w ogóle z tym walczyć? Czy tylko ja się tutaj boję!?
Nie, uspokój się, Alier. Nie masz czasu na strach. Wyprowadzisz sam siebie ze skupienia i ona zginie. Potraktuj jej leczenie jak egzamin magiczny. O tak, egzaminy magiczne są fajne. Skup się - energia odprowadzana z lachrymy, leczniczy strumień - czy da się go jakoś bardziej skondensować? Tak, by działał efektowniej, szybciej i lepiej zasklepiał rany? Zastanawiam się nad możliwościami ulepszenia efektów, które uzyskuję z tego zabiegu. Muszę sobie przypomnieć dokładnie teorię działania tych kamyków. Jak to działa, jaki mam w to wkład i jakie są czynniki modyfikujące naturę ich działania. Dlaczego?
Ponieważ nie jestem głupcem. To lachrymt leczący rany średnie, nie krytyczne. Obawiam się, że mam mało czasu, a jej stan wcale nie poprawia skuteczności leczenia. Kątem oka zauważyłem, że zjawiła się tamta oraz Shoukou - ta druga też jest w kiepskim stanie. Pomógłbym jej, ale wpierw... upewnić się, że stan mojej aktualnej pacjentki będzie stabilny. A wtedy odciągnąć ją jeszcze dalej od pola walki, za ścieżkę i bardziej w stronę mostu. No chyba, że świeżo zaleczone rany będą zasklepione w taki spsoób, że przemieszczanie jej będzie niewskazane. Wtedy chciałem udać się do Shoukou ale wygląda na to, że obie zaraz będą coś odstawiać. Dlatego też, jezeli nie będę mógł już bardziej pomóc tej małej, to zrobię to, co zrobić byłoby najrozważniej:
Chowam się za jednym z drzew i oddychając ciężko modlę do bogów o bycie łaskawymi. Nie chcę umierać! Nieee! Litości!
_________________
Hiroshi Akaru
Arcana: ?

> Karta postaci.

"You look like you were born with a face meant to deceive cute little girls in order to molest them, mr Pervert Hiroshi! Even I am having a hard time resisting it!"
OH, HEY, IT'S KASSIN!
 
 
Hitomi
Czarna Mamba


Wiek: 33
Dołączyła: 18 Mar 2010
Posty: 354
Wysłany: Nie Lip 28, 2013 5:24 pm   

Nadszedł czas na działanie. Mors zaczął się czołgać w stronę Aliera, który wciąż leczył bliski paniki Liorę, której twarz wyraźnie nabierała koloru, Shoukou prawdopodobnie uaktywniła kamień leczący gdyż przysnęła go do rozciętego ramienia, Łucznik wyjął strzałę i odezwał się mało stanowczym i dość roztrzęsionym głosem, a przewodnicząca Klasy A... czekała. łucznik wymierzył i wystrzelił strzałę w stronę bestii, która wyraźnie zastanawiała się, obserwując. Strzała ta została najzwyczajniej w świecie nałożona na cięciwę, wycelowana i wystrzelona za cel obierając oko bestii. Nie czekając na to co się stanie, Henrias nałożył kolejną strzałę i wystrzelił z podobnym celem. Nie było mu jednak dane ustrzelić pozostałe oko stwora gdyż ten najzwyczajniej w świecie przechylił łeb, a strzały z niesłyszalnym brzdękiem odbiły się od jego twardych łusek i spadły w trawę. Ta akcja wywołała odsłonięcie zębów stwora i wydanie z gardła przerażającego warkotu. Ogon bestii zafalował na boki, ale stwór jednak nie atakował. Otworzył nieznacznie pysk z którego wydobyły się kłęby pary, a to łucznik uznał za zaproszenie na poczęstunek strzałami, które wystrzelił z zadziwiającą szybkością w paszczę. Wszystkie trzy strzały wleciały do pyska bestii. Wyraźnie wywarło to pożądany skutek bo bestia zawyła potrząsając wielkim cielskiem, a TO wykorzystała widocznie Arabella. Od jej strony dostrzec mogliście błysk i już jej nie było. Kolejny błysk pięć metrów dalej i kolejny zaraz przy stopach bestii. W mgnieniu oka i błysku złotawego światła znalazła się przy łapie stwora, wykonując obrót wokół własnej osi tnąc mieczem łapę, z której polała się czerwona ciecz. Nastąpił kolejny błysk, a dziewczyna zniknęła.Tym razem spadała. Zlatując zamachnęła się i... chybiła? Koniec jej ostrza śmignął w odległości ponad metra od błoniastego i chropowatego skrzydła stwora, a jednak. Jednak pojawiła się łuna przypominająca sierp księżyca, który pomknął w stronę tegoż skrzydła, kiedy nastąpił kolejny błysk, a ona znów znikła, by pojawić się na ziemi, odskakując szybko tyłem od ryczącej widocznie z bólu bestii. Sierp bowiem, przeciął błonę na całej długości i skrzydło na sto procent nie nadawało się już do lotu, gdyż cześć błon opadła i zwisała ze szkieletu. Ryk był idealną chwilą by łucznik wystrzelił kolejne dwie strzały, które niestety chybiły, bo przecież kto by potrafił przewidzieć nagłe zmiany kierunku ataku. W tym czasie, Alier mógł już rozpoznać, że leczenie dobiega końca, a wraz z nim słabnie moc kamienia. Twarzyczka i cześć odsłoniętego ciała było naznaczone bliznami, ale dziewczynie chyba już nie grozi śmierć. Wraz z Morem, który stał na ich straży, zaczęli odnosić dziewczynę dalej. O wiele dalej chowając ją za widocznie wiekowym drzewem, którego pień spokojnie mógł skryć was wszystkich. Shoukou także oddalała się wraz z wami, ściskając zielony kamień w ręce ale już go nie używając, a jej ramie wyglądało jak nowe, z wyjątkiem krwi, którym było ubrudzone. Skryci słyszeliście potworne ryki, a wyglądając mogliście zobaczyć to, przed czym zaczął ociekać Henrias, a była to pożoga. Z rozwartej paszczy Stwora wylało się morze ognia. Bestia ziała nim kręcąc łbem z jednej strony na drugą, co dawało łucznikowi jeszcze szansę. Szansą choć nikłą było grube drzewo za które łucznik wskoczył jak najszybciej, gdyż wiedział, że już nie przegoni płomieni. Uskoczył błyskawicznie, ale nie dość szybko. Gdyż płomienie zajęły mu nogę, od stopy do kolana praktycznie, co wywołało u łucznika panikę. Panikę która pchnęła go do głupiego. Wiedząc gdzie powinien znajdować się strumyk i mając nadzieję, że mu się uda, Henrias rzucił się przez płomienie ku rzeczce. panika, bądź zmęczenie mięśni spowodowało, że nie wpadł do korytka, a najpierw uderzył o twardy grunt i dopiero wtedy staczając się w stronę rzeki, która ugasiła jego płonące ciało. Tego czy łucznikowi się udało, nie zobaczyli jednak jego towarzysze, którzy widzieli jak rzeka płomieni zbliża się do nich. Dwadzieścia metrów, dziesięć, pięć... koniec. Płomienie szalały, ale nie zbliżały się do nich, co wywołało skrajną ulgę, ale co powstrzymało ten atak? Stwór nie wiedział gdzie są i przerwał? Wyglądając zza ochronnego drzewa zobaczyć mogliście Arabellę, która podcięła stwora robiąc głęboką czerwoną linię na drugiej łapie stwora. bestia padła, ale nie był to jej koniec. O nie. Zamachnęła się szponiastą łapą wyraźnie mając zamiar złapać czarnowłosą, która jedynie zacisnęła wolną rękę w pięść, a na wierzchu rękawicy rozbłysła czerwień, by w chwilę po tym za jej plecami pojawiła się wielka na trzy metry płonąca tarcza, w której Alier i Shoukou mogli rozpoznać ogniową lachrymę. łapa odskoczyła od ognia, w chwili zetknięcia, a bestia znowu ryknęła. Usłyszeć mogliście w chwilę po tym krzyk Lii biorącej zamach.
- ZAM-KNIJ.... - Miecz poleciał w dół wbijając się i przecinając łuski na pysku stwora. - RYYYJ - Bestia zamarła w bezruchu, a Arabella Wyszarpnęła miecz oddychając ciężko i wbijając go w ziemię by mieć o co się oprzeć. Czyżby to był koniec? Nie było widać ruchu, tylko szalejące płomienie wywoływały jakikolwiek ruch. Liora nie poruszała się, ale Shoukou trzeźwa na umyśle rozpięła klamry jej zbroi gdyby te wgniecenia mogły utrudniać jej oddychanie. Wyglądało na to, że jest już w miarę bezpiecznie. Henrias był w wodzie zanurzony do pasa, A na ramie Morsa zleciała papuga poskrzekująca w niebogłosy. Małego... teraz wydającego się małym stwora nigdzie nie było widać. Widocznie uciekł i już go więcej nie zobaczycie.
_________________
Hitomi Umeki

"You know what? Fuck you and your fucking game"
> Karta postaci.
 
 
Firanke
Tygrys


Wiek: 32
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 643
Wysłany: Wto Sie 20, 2013 2:27 pm   

Zaabsorbowany leczeniem starałem się nie zwracać uwagi na to, co się dzieje. Widziałem blizny, które pozostaną tej małej po wszystkim - może któryś kamień będzie w stanie i temu zaradzić? Było to bardzo przykre - taka młoda, a tak skrzywdzona. Moja podopieczna jest dużo lepsza i zdolniejsza ode mnie, zaś opiekun tej małej to narwany "gracz solo", jeśli można to tak nazwać - w obu przypadkach chyba nie mogły trafić gorzej. Jak to dobrze, że kazali nam zabrać ze sobą tą Arabellę - już dawno byśmy wszyscy byli martwi, gdyby nie ona. Wraz z Morchem zabraliśmy dziewczynę za wiekowe drzewo, gdzie można było zostać pod ukryciem i czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Wychyliłem się dopiero by zobaczyć, skąd ten syk - i szybko okazało się, że była to ściana ognia pędząca w naszym kierunku. Zamarłem. Nie miałem odwagi, by nawet się ruszyć. Po prostu patrzyłem, jak morze ognia do nas dopływa i nie mogę nic z tym zrobić. Modliłem się w duchu, by do nas nie dotarło - i opadłem aż na kolana z ulgą gdy zobaczyłem, że jesteśmy bezpieczni. Co z tym potworem? Dalej żyje? Tak...! Ale ta dziewczyna katuje ją ognistą lachrymą. I to z jaką potęgą. Oczami wyobraźni dokładnie widziałem resztę walki, aż do momentu w którym kazała mu zamknąć ryj. Była po prostu... nie da się tego ująć w słowa. Tak potężne osoby naprawdę istnieją!?
Czułem, jak po plecach spływają mi chłodne ciarki. Nasz poziom to niebo a ziemia. Nawet za sto lat pewnie nie byłbym w stanie móc tak robić. Czy to jest właśnie różnica między geniuszami z klasy "A"...?!
Spojrzałem w kierunku Shoukou jak gdyby chcąc spytać, czy to na co patrzę, jest prawdą. Była jednak zajęta rozpięciem klamr pancerza małej - coś, o czym nie pomyślałem w ataku paniki. W jaki spsoób ona może tak zachowywać powagę. Czuję się pośród nich taki słaby. Powolnymi ruchami zacząłem kierować się w stronę Arabelli, by obejrzeć dokładnie jej stan - coś, czego z daleka mogłem nie zauważyć. Mój kamień ma jeszcze trochę mocy, w razie potrzeby mogę ją uleczyć. Zrobić... chociaz tyle.
Mój boże, w co ja się wpakowałem?
_________________
Hiroshi Akaru
Arcana: ?

> Karta postaci.

"You look like you were born with a face meant to deceive cute little girls in order to molest them, mr Pervert Hiroshi! Even I am having a hard time resisting it!"
OH, HEY, IT'S KASSIN!
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Śro Sie 21, 2013 9:04 pm   

No i dobra.

Wstałem i rozejrzałem się po okolicy w strachu, że jeszcze ten mały stwór tu wróci. Widząc, że raczej nie ma na to szans, zacząłem się rozluźniać. Nietknięty poza obiciem, chociaż raz. Dzisiaj jest szczęśliwy dzień dla Morcha. Który skończył się w chwili, w której Papug zasiadł mi na ramieniu skrzecząc coś o tym, że od ognia się ucieka. No rany, ja wiem, że się ucieka, ale jak już jest blisko, bo inaczej się wychodzi na tchórza. A ja nie byłem tchórzem. Byłem bohaterem czołgającym się w walce. Pancerną stonogą.
No ale, łucznik mógł sobie nabić guza, trzeba mu pomóc też. Idę ku brzegowi rzeki by wyciągnąć gościa na suchy ląd. Nie mam pod ręką żadnego koca ani nic...w sumie, chyba zapomniałem całego plecaka z pokoju. Ups.
Cóż, teraz chyba będzie postój by poobijani się poodbijali. Pewnie pokroimy te stwory i usmażymy. Ciekawe jak smakują? Jak mają skrzydła, to pewnie jak kurczak.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Hitomi
Czarna Mamba


Wiek: 33
Dołączyła: 18 Mar 2010
Posty: 354
Wysłany: Sob Sie 24, 2013 5:24 pm   

Alier

Nastała kolejna cisza. Może nie do końca cisza, gdyż słychać było trzaskanie drzew, które zajęły się ogniem. Proces leczenia małej został zakończony, łucznik znikł wam z pola widzenia, a Lia dyszała wsparta o swój miecz wbity w ziemię. Gdy młody mag zaczął do niej podchodzić, ta rozglądnęła się znużonymi oczyma i kilkoma ruchami opróżniła dziury miecza, a następnie umieściła kryształy które przygasły w pasie przewieszonym przez pierś. Gdy zbliżałeś się do niej mogłeś zobaczyć, że pomimo obryzgania krwią stwora, nie wyglądała na ranną, a przynajmniej była w zdecydowanie lepszym stanie niż Shoukou, której ramie było poranione i poszarpane, kiedy zjawiły się tutaj zaraz przed atakiem mamusi stworków. Podchodziłeś do niej ze swym kamieniem, w którym pozostało jeszcze trochę ładunków. Ta tylko pokręciła głowa i spytała.
- Co z małą? - Albo była niezwykle spostrzegawcza, albo wierzyła, że innym nic nie jest, gdyż nawet na nich nie patrzyła i tylko zaczęła wycierać szmatką ostrze miecza, które po kilku chwilach znalazło się bezpiecznie w pochwie na jej plecach. Zawiesiła wzrok na stworze słuchając twoich wyjaśnień, po czym rzekła.
- Nie spodziewałam się tutaj Gilianów. Zwykle występują daleko na północ. I to jeszcze matka z młodymi - Pokręciła głową. Giliany? Czy tak to się nazywało? W sumie przypominasz sobie, że czytałeś coś o nich... jak to szło? Dorosłe Giliany mogą sięgać dwudziestu metrów wysokości i są przeważnie mieszkańcami północnej cześć gór Beorskich. Samice potrafią ziać ogniem, a kolce ogonowe samców zawierają silną truciznę... coś jeszcze było wspomniane o zastosowaniach skór przez rzemieślników, ale nie mogłeś sobie przypomnieć, które części ciała, ani nie wpadłeś na pomysł jak przetransportować to jakiemuś zdolnemu rzemieślnikowi. Przyglądałeś się więc w spokoju, jak dziewczyna wyciąga z torby mały kryształ Lachrymy, który był całkowicie przezroczysty, a wiedziałeś, że takie są tylko dwa znane ci kryształy, a oba są niesamowicie drogie. Lia podniosła w dwóch palcach kryształ i popatrzyła na ciebie.
- Wiesz co to jest?

Herias płomienny tyłek oraz Morsu-dono

Morsh wraz ze swą wierną papugą... no dobra. papuga ze swym wiernym Morsem ruszyła w stronę brzegu rzeki, przy którym ostatni raz widziany był chłopak z łukiem. Spacer przez płonące kolie nie należał do najprzyjemniejszych, zwłaszcza, że należało uważać by nie spadły na głowę jakieś ciężkie cholerstwa zwane gałęziami. Omijanie przeszkód i podchodzenie do rzeki zajęło mięśniakowi zaledwie kilka chwil, a gdy do niej doszedł, zobaczył uczepionego wystającego z brzegu korzenia łucznika, który nie wyglądał najlepiej. Część płaszcza, który taki był kiedyś ładny była podarta, cześć była popalona, a przez dziury widać było poparzenia, które musiały być dość bolesne, co też malowało się na jego zbolałej twarzy, na której policzku widniało długie i głębokie rozcięcie, sięgające prawie do kącika ust. Chłopak nie był nieprzytomny, ale też nie w pełni świadom tego co się dookoła niego dzieje. W wolnej ręce trzymał niedbale za cięciwę łuk, zapewne w ostatniej chwili go złapał kiedy wpadł do wody, a prąd chciał go porwać i teraz nie miał sił lub odwagi by spróbować go chwycić lepiej. Nie myśląc wiele, bo nie było to w zwyczaju Morsha, złapał dłoń półprzytomnego i pociągnął go, tylko po to by zarzucić go na ramie, co wywołało głośny jęk protestu i bólu. Widocznie jednak łucznik nie miał na tyle sił by wyrwać się z tej niewygodnej pozycji. Uchwyt na cięciwie jednak zelżał i łuk padł na ziemie. Osiłek wiedziony wielką dobrotliwością pochylił się do przodu i złapał łuk w zbrojoną dłoń. Nie przewidział jednak, że ciężar na ramieniu nie jest przyspawany do zbroi i zacznie się przesuwać. W ostatniej chwili osiłek się wyprostował i zamiast uderzyć w ziemie, łucznik tylko jęknął. Morsh wraz z bagażem rozpoczął krótką drogę powrotna, do drzewa, pod którym zostały Liora i Shoukou. Tak chłopak opuścił przywódcę drużyny. Mogliście obaj, choć Henrias jak przez mgłę, że Liora z pancerzy miała na sobie tylko nagolenniki. Reszta została złożona przez Shoukou nad nieprzytomną. Dziewczyna była nad nią pochylona tak, że jej włosy spadały na twarz małej. Chyba sprawdzała oddech, ale kto wie? Może się całowały?! Choć niektórym mężczyzną by mogła krew przyspieszyć na taką scenę, teraz chyba jednak sprawdzała oddech, a widząc rany chłopaka podeszła wolno do niego i przyłożyła bez słowa i jakiejkolwiek emocji, zielony kamień do jego piersi. Kamień w jej dłoni rozbłysł, a łucznik mógł poczuć otępienie, które promieniował z jego piersi i napływało do członków, a także swego rodzaju senność, która trwała. Mors za to mógł zobaczyć jak popatrzenia przez ubrania, oraz rozcięcie zaczynają blednąć i zwężać się stopniowo.
_________________
Hitomi Umeki

"You know what? Fuck you and your fucking game"
> Karta postaci.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



smartDark Style by urafaget
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8