Wiele sfer Strona Główna Wiele sfer
Mało gier
 
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy
Rejestracja :: Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Miał być jakiś długi, kreatywny temat, ale nie ma
Autor Wiadomość
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 12:01 am   Miał być jakiś długi, kreatywny temat, ale nie ma

Florance siedział na krześle i był wpatrzony w wentylator, który z kolei rzęził niczym stare, walące się mosty na filmach. Był pochłonięty tym jakże fascynującym zajęciem przez ostatnie pół godziny. Była godzina siedemnasta, dwunasty marca.
-Kolejny rok nicnierobienia. Boże, jaki jestem z siebie dumny
Hiroshi zmarszczył brwi. Bynajmniej nie z powodu leżenia w swojej ulubionej pozycji tułowiem na podłodze, nogami na łóżku. Odłożył na bok książkę o jednej z wielu wojen z czasów przed wielką wojną.
- Wszystkiego najlepszego. Jak tam życie pozbawione aspiracji i sensu, braciszku?
-Cudownie, jakby inaczej?
- Chciałbym ci czegoś życzyć. Ale... nie wiem czego. Wiesz. Możesz zrobić karierę jako cieć albo mechanik. Może nawet Wanela zwróci na ciebie uwagę? No, nic więcej się w życiu nie stanie. Największą przygodą będzie jak naprawisz jakiś wyciek. Nie to... - wskazał na leżący nieopodal stary, podarty komiks - Co oni.
Młodszy z braci zaśmiał się cicho pod nosem.
-Cóż, niezbyt mam możliwość wyruszenia na wspaniałą przygodę, gdy siedzę zamknięty w metalowym bukrze o powierzchni Bóg-wie-jakiej-ale-i-tak-małej, nie sądzisz?
- Nic nigdy dobrego i wielkiego w życiu nie zrobimy, poza spłodzeniem następnego pokolenia. Nasze życie jest pozbawione znaczenia i takie zostanie. Nie cierpię jak któryś z nas ma urodziny, bo zawsze powtarzamy ten sam temat.
-Nie bądź taki pozytywny z tym spładzaniem bachorów. A przynajmniej, patrząc na nasze rówieśnice, ja niezbyt jestem.
- Ja nie widzę problemu. Torba na głowę i za kryptę! - Hiroshi zaśmiał się paskudnie - No i wieeesz. Ty to zupełnie inna sprawa. Jakie rówieśnice? Wszyscy wiedzą, co się kroi.
-Niby co?- reakcja była natychmiastowa, ktoś złośliwy rzekłby, że to odruch obronny.
- Khmkhmkhm! - odchrząknął - Flooraanceee iii Chaaakwaaas siedzą w laboratorium i się C-A-Ł-
W momencie wypowiadania litery 'Ł' Hiroshi odkrył, że uderzyła go w przeponę dość gruba książka zatytułowana "Reżyseria na przestrzeni wieków- historia filmografii od czasów filmu niemego do dziś", wywołując wielki ból.
-Wybacz- Florance cofnął rękę, która przed chwilą zgarnęła z biurka tomidło i rzuciła nim w ciało obecnie kulącego się chłopaka.Mimo przed chwilą wypowiadanych słów, był uśmiechnięty a jego głos nie przejawiał żadnych objawów wyrzutów sumienia.-Czy ty mnie oskarżasz o podrywanie mężatki, która jest dwa razy ode mnie starsza?
- Hnngaaa...! - Hiroshi wykrzyknął z bólu, po czym zaklął szpetnie, co jest rzadkim widokiem - Tak! I nie wywiniesz się przed tym! Klasę może oszukasz, ale MNIE? Własnego brata? Heh...! - złapał głębszy oddech, by po chwili usiąść po turecku, przyglądając mu się badawczo.
Florance wzruszył ramionami i wrócił do gapienia się w wentylator.
-Co skłoniło cię do wyciągnięcia takich wniosków?- Hiroshi przysiągłby, że jego brat nieudolnie stara się naśladować akcent, który często w starych filmach mieli antagoniści. Innymi słowy, kładł nacisk na ostatnią sylabę wyrazu.
- Czy to nie oczywiste? Mówisz, że nie masz już leków a masz ich więcej niż możesz na raz bezpiecznie łyknąć. Spędzasz tam co najmniej dwadzieścia razy więcej czasu niż potrzeba, by wziąć pigułki i zamienić parę słów. Zawsze wracasz uśmiechnięty. Jak pada jej imię to od razu włączasz się w rozmowę albo nasłuchujesz. No prooszę.
-Czy to moja wina, że zaczęła mnie ostatnio wciągać w granie z nią w szachy? Chociaż..."bezczelne maltretowanie mnie i wygrywanie za każdym razem" to termin nieco dokładniejszy niż 'gra'.
- Lubisz to.
-...Milcz.
- Oj daj spokój, między nami braćmi. Wiesz dobrze, że ja mam gorsze odchyły!
-Masz.- kiwnął głową.
- Więc nie masz o co się martwić. Heh heh.
-Taaaak, oczywiście. Ale jeśli kiedykolwiek zostanę zamordowany, podejrzewaj jej męża.- zaśmiał się, tym razem donośnie acz krótko.-A, zresztą. Zapewne nie masz dla mnie żadnego prezentu, co?
- Cóż, chciałem ci załatwić wiatrówkę i rundkę na strzelnicy, ale nie dało rady. Ale mam prezent, mam. Byłem w kryptowej kuchni i upiekłem ci... uwaga... - dramatyczna pauza - absyntowe tiramisu.
-...Jakim prawem dopuszczono cię do alk-...A tak. Ciągle zapominam, że jesteś o cholerny rok starszy. I tak nie rozumiem, jakim prawem pozwolono ci zmarnować na mnie tyle dość mało tu powszechnych składników.
- Pamiętasz jak przegadałem belfra w temacie tego, czemu nie chodziliśmy dwa tygodnie na zajęcia? Ma się gadane. - Hiroshi uniósł kciuk do góry
-Taaa. Ale załatwisz mi ciepłą posadkę, jak cię wybiorą na kolejnego Nadzorcę, co?
- Się wie. Mmm... - starszy z braci przeciągnął się z uśmiechem - Hiroshi Akaru, Nadzorca.-Po chwili podniósł się z ziemi i otworzył szafkę, wyciągając z niej zakryte chustą ciasto- Sma-czne-go.
-Dzię-ku-ję. Jeśli zarzygam toaletę, możesz obwiniać tylko samego siebie.
- I będziesz trzeźwiał gabinecie dotkor Chakwas. Hihi!
-Mhm.- młodszy z braci bez słowa wziął kawałek ciasta. Momentalnie po pokoju rozszedł się zapach alkoholu i anyżu.-No, jeśli wpadnie tu jakakolwiek kontrola, oskarżą cię o spijanie nieletnich.
- Wtedy... znów ich przegadam. - Zaśmiał się życzliwie, podchodząc i klepiąc go po plecach. Tak naprawdę nie był to dla nich dzień bardziej szczególny niż każdy inny.
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Śro Kwi 27, 2011 7:12 pm   

-Wstawaj leniu.
Hiroshi stał przy łóżku, w którym pod dwiema warstwami materiału leżał jego, jak zwykle niereagujący na jakiekolwiek nawoływania, młodszy brat.
-Ech, co ja się z tobą...
Jedyny na chwilę obecny przytomny Akaru wziął z pobliskiego stołu zachowaną w nieomal idealnym stanie książkę zatytułowaną "Elektronika i ty- jak żyć w harmonii z urządzeniami wysokonapięciowymi", oburącz uniósł ją nad twarz Florence'a i puścił, wywołując głośny huk uderzenia 800-stronicowego tomidła w twardej oprawie o skórę.
-Aa! E?- śpiący do tej pory nastolatek wyprostował się jak z bicza trzasnął, dopiero po chwili łapiąc się za głowę.- Ała.
-No, wstałeś. Ubieraj i myj się, za 20 minut początek zajęć.
-A...Tak, tak, zajęcia.- wciąż z przymrużonymi oczami, Florance siegnął na pobliską półkę, tylko po to, by złapać powietrze. Odwrócił się i z mieszaniną zmęczenia i niechęci spoglądał to na pustą półkę, to na brata.
- Prochy.
- Nie bierzesz dzisiaj żadnych cholernych prochów. Chodź.
- Spałem jakieś trzy godziny. Obecnie mój mózg nie jest w stanie skoordynować patrzenia się na ciebie i dania ci w mordę za twój idiotyczny pomysł. Nie oczekujesz chyba, że będę zdolny umyć zęby nie dławiąc się jednocześnie pastą.
- Przeglądałem encyklopedię. Ta cała twoje fencyklidyna t-
- Psychoaktywny lek, używany jako znieczulenie, wywołujący również stany euforii. Tak, wiem, dobrze pamiętam jak się czułem gdy mi po raz pierwszy to dano, gdy składali mi nogę. I owszem, w moim przypadku uśmierza ból, ale zdecydowanie mocniej mnie pobudza. Oddycham normalnie, nie dostaję ataków śpiączki co dwie sekundy...
- Jesteś na wszystko absolutnie obojętny, wypruty z emocji, masz problemy ze wzrokiem. W dodatku silnie trujesz swój układ nerwowy i immunologiczny. Po paru latach możesz skończyć z poważnymi dziurami w pamię-
- Chrystusie, Odynie i Zeusie, a co innego mi zostało? Dobrze wiesz, że mam poważne problemy z zasypianiem i z reguły nie udaje mi się to aż do czwartej. Albo będę się truł albo nie będę funkcjonował w ogóle. Na przypisanie mi zajęć nocnych raczej nie ma co liczyć, bo byłbym jedyną osobą z takim tokiem nauczania.
- Więc wolisz ryzykować poważne ryzyko śmierci za parę lat niż próbować przestawić się na normalny tryb życia?
- Tak.- młodszy Akaru wyciągnął przed siebie dłoń w geście utożsamianym z przedwojenną biedą i łatwymi do przekupienia politykami.- Prochy.
Przez moment panowała cisza, przerywana tylko regularnym rzężeniem wentylatora, dokładnie co dwie i pół sekundy.
-Tch.- Hiroshi wyciągnął z kieszeni bluzy małe, białe pudełeczko i rzucił nim w dłoń brata. Ten nieomal mechanicznie wyciągnął ze środka srebrną folię z zestawem sześciu żółtych tabletek i pochłonął jedną z nich, po czym podniósł się z łóżka i powolnym krokiem udał do łazienki.
-A, skoro już twój układ nerwowy jest znieczulony...-Hiroshi nagle wykonał półobrót i wymierzył solidnego kopniaka w kość piszczelową brata.-Za niesłuchanie osób się o ciebie martwiących. Gnoju.
-Sukin...
===============
-Akaru, znowu macie półtora godziny spóźnienia! Codziennie, jak w zegarku! Siadać, mamy właśnie geometrię.
-Nie cierpię cię
-Vice versa.
-Cicho tam!
_________________


>Karta postaci.
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Czw Kwi 28, 2011 9:25 pm   

-Orzeł- rozległ się krótki, metaliczny dźwięk i z ręki siedzącego na krześle z zarzuconymi na biurko nogami Florance'a wystrzelił kwadratowy bezpiecznik, który znalazł w jednej z szuflad. Z małą pomocą ołówka dorysował po obu jego stronach symbole, by móc je rozróżniać i wzorem filmów gangsterskich podrzucał. Po chwili kwadracik z powrotem wylądował w jego dłoni. Orzeł. To dawało mu dwieście sześćdziesiąt siedem trafień na trzysta rzutów.
Westchnął ciężko. Absolutnie szczerze nie cierpiał, gdy nazywano go 'farciarzem'. Miał naturalną intuicję do gier losowych czy zadań zamkniętych na testach, ale to tyle. Nie miał powodzenia u płci przeciwnej, kobieta w której się kochał była mężatką, nie był nad wyraz inteligentny, nie miał wielkiego zacięcia do jakiegoś sportu, wpakował się w dwie tony różnych zdarzeń, o których wolałby zapomnieć w trybie natychmiastowym. W dodatku nie wiedział, skąd to się wzięło. Matka, z tego co wychwycił z opowieści, odbiła się raczej na jego bracie- mogła wygadać się z każdej sytuacji i dostawała napadów szału, gdy coś ją rozzłościło, przechodząc od razu do rękoczynów. Ojciec z kolei zaś, jak opowiedzieli mu starsi mieszkańcy gdy ich o to spytał "Był miłym człowiekiem", więc najprawdopodobniej był ofermowaty i nie rzucał się w oczy.
-Jakby się zastanowić...To pod tę definicję pasuję- przemówił do samego siebie, odkładając bezpiecznik na biurko. Westchnął ciężko, wgapiając się ponownie w sufit. Urodził się w potwornie złym miejscu, by mieć tego typu intuicję. Za tydzień Stypa, test oceniający jak bla-bla-bla-praca na całe życie-bla-bla-bla-z powodu małej ilości zasobów Krypty musimy żyć w społeczeństwie socjalistycznym.
Szczerze nienawidził tego 'socjalizmu'. Przydziały na wszystko. Praca na całe życie. Godzina policyjna. Społeczny wgląd w twoje życie. Jedyna rzecz, która opierała się na przedwojennej demokracji, to wybory Nadzorcy. Ale stary dziadyga trzyma się jeszcze nieźle. Kontrolując. Patrząc. Karcąc za rzeczy, których nie da się kontrolować, jak własny zegar biologiczny. Ciekawe, kiedy w końcu uzna, że możemy osiedlić się poza tą stalową trumną. Zapewne, gdy skończą się zapasy żywności...albo gdy dziadyga zejdzie a na jego miejsce wejdzie ktoś nowy, młody.
Gapiąc się w sufit, usłyszał za sobą syk otwieranych drzwi.
-Znowu śpisz?
-Hn? A, tak. A przynajmniej spałem.
-Robiłbyś to chociaż na własnym łóżku. Zabieraj nogi z biurka.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Wto Maj 03, 2011 11:13 pm   

Rozległ się cichy stukot uderzania czegoś o metalowe drzwi. Na upartego można by to nazwać 'pukaniem' , ale bliżej temu było do biegu wściekłego, wielkiego szczura w kanałach wentylacyjnych.
-Wejść- oznajmiła monotonnym, wyraźnie znudzonym głosem siedząca za biurkiem krótko przystrzyżona blondynka, podnosząc wzrok znad grubej na parę milimetrów sterty papierów, pełnej tabelek, literek, cyferek i wykresów.
W drzwiach, które odsunęły się z cichym sykiem, stał chłopak. W dość młodym wieku, z całą pewnością jeszcze nie mężczyzna, któremu rodzice poskąpili dużej różnorodności genów, gdyż zarówno włosy jak i oczy miał brązowe.
-Ooo, proszę, proszę.-kobieta uśmiechnęła się, opadając głębiej w swój wielki, obrotowy fotel.-Akaru Florance. Lat siedemnaście. Sklerotyk, bo wczoraj brał leki a dzisiaj znowu tu jest.
-Wcale nie sklerotyk, tylko leń. A przynajmniej według belfra.-chłopiec, zupełnie się nie krępując, przystąpił przez próg i usiadł na taboreciku stojącym obok biurka.-Wywalił mnie za spanie na lekcji, więc pomyślałem, że wpadnę.
-Znowu? Ech, co ja się z tobą...Przecież wiesz, że nawet na lekach nie jesteś żadnym terminatorem. Powinieneś chociaż próbować wysypiać się w nocy
-Wiem, wiem, ale niezbyt mogłem. A, właśnie...-sięgnął do wnętrza bluzy i wyciągnął zawinięty w rulon i zbindowany plik paruset kartek. Na pierwszej stronie było napisane długopisem 'Robert Lohr Szachista'-Chciałem zwrócić.
Przez moment w sali panowała cisza, dźwięcząca nieprzyjemnie w uszach.
-Ty chyba sobie żartujesz. Przecież...pożyczyłam ci to wczoraj! Wieczorem! Ta powieść ma lekką rączką trzysta stron!- doktor Chakwas z szerokimi oczami wpatrywała się w namiastkę książki oddaną jej właśnie przez jej chyba najczęstszego pacjenta.-To na tym spędziłeś całą noc?
-Nie zamierzałem. Ale po paru stronach nie mogłem się oderwać- Florance spojrzał się w sufit, próbując jakoś zatuszować swój blef. Oczywiście, że zamierzał. Chciał jak najszybciej tu wrócić i znowu móc porozmawiać z najbardziej urokliwą kobietą, jaką znał. Specjalnie nawet udawał o odpowiedniej porze sen, pochrapując dla pewności, by mieć pretekst do opuszczenia sali. Dobrze wiedział, jak nauczyciel nie cierpiał ignorowania jego wywodów na temat działania programu diagnostycznego w komputerach.
-Szaleństwo to ty masz po matce, nie ma co.-śmiejąc się, kobieta odłożyła na bok powieść i wklepała komendę do terminalu-To jak? Sprawdzimy, czego się nauczyłeś?
=========
-Znowu wywalony z zajęć a mimo to nie ma cię w pokoju aż do dwudziestej, jak zwykle można tobą nastawiać zegarek.-starszy z Akaru siedział na łóżku i układał identycznie do siebie wyglądające ubrania.
-Grałem w szachy.
-Domyślam się. Ile do zera przegrałeś?
-Trzy. Muszę chyba się jednak lepiej wysypiać, bo nie mogę się skoncentrować na grze-przechodząc obok, brunet wyciągnął z bluzy i rzucił na półkę zbindowany stos kartek, po czym walnął się na łóżko.
-Posprzątałbyś
-Później
_________________


>Karta postaci.
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Pon Maj 16, 2011 10:27 pm   

Sala dumnie zwana ‘główną’, co znaczyło ni mniej ni więcej tyle, co ‘jest większa niż reszta i tu jakby co zwołuje się ludzi’, była obwieszona większą ilością zbędnego papieru niż zwykle. Wyjątkowe było jednak to, że ów papier był wielokolorowy i przybierał formę czapek, łańcuchów, aniołków, zwierzątek i cholera wie, czego jeszcze.
-Jak myślisz, to jest jadalne?- Florance wygrzebał z miseczki prostokątny, żółtawy krakers, odbijający we wszystkie strony światło padające na zapieczone w nim kryształki białawej substancji.
-Po co by nam to dawali, gdyby nie było?
-Mogą mieć już dość tej tradycji rozdawania za darmo pilnie strzeżonego żarcia co roku z okazji...zaraz...Jak to szło?
-Żartujesz, prawda?-Hiroshi patrzył się na młodszego brata jak na ofiarę pożaru, po czym głośno westchnął.-Święta Bożego Narodzenia.
-O, właśnie, święta. Niby ma to być dzień specjalny, w czasie którego mamy się radować i tak dalej, no ale spójrz tylko na nich- mało dyskretnie, ręką uzbrojoną w krakers omiótł salę.-Wyglądają jak zwykle, tylko mają te durne czapeczki z papieru których powinni zakazać i tworzą dwa razy więcej hałasu niż zwykle.
-Cóż, trudno jest zachować atmosferę zimowego święta, gdy zamiast śniegu ma się konfetti zrobione z dokumentów pamiętających chyba jeszcze czasy wojny. Ale przyznasz, dobrze jest mieć dzień wolny niebędący weekendem bez potrzeby symulowania choroby.
-Mhm.- młodszy z dwójki okupujących tę parodię chóru greckiego umieścił krakers w swoich ustach przy czym skrzywił się jakby dostał pięścią w splot słoneczny i szybko połknął.-Jez...To ma więcej soli niż jest w każdym daniu które do tej pory jadłem, a to naprawdę dużo.
-JAKOŚ musiały przetrwać te paręset lat bez innych konserwantów, nie?
-Jak oni chcą sprawić, byśmy tu przeżyli, karmiąc nas tak rakogennym świ-- przerwał w pół słowa, widać zdając sobie z czegoś sprawę. Zamknął usta i burnkął niezadowolony.
-Ta. To jak, idziemy poskładać reszcie absolutnie nieprawdziwe i zmyślane na miejscu życzenia, by nie uznano nas za gburów i dupków?
-Ty idź, nigdy nie byłem w tym dobry. Poszukam czegoś jadalnego i dam ci znać, jeśli cokolwiek znajdę
Obaj oddalili się w przeciwne strony, raz jeszcze utwierdzając się w przekonaniu, że dzień, w którym wszystko jest kolorowe może być równie nudny, jeśli nie nudniejszy, od dnia w którym wszystko jest szare.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Sob Lip 28, 2012 5:38 am   

Soundtrack

W jednej chwili był na dole, rozmyślając o tym, jak godnie rozpocząć kolejny rozdział życia. W następnej znajdował się tu, w czasie który zapewne na planszy zajęło mu jedno, instynktowne mrugnięcie. Najwidoczniej jego świadomość naprawdę miała wpływ na to, kiedy jego dusza postanowi wybrać się na podróż po tym nieznanym świecie.
Nie wiedział, jak wiele czasu minęło od kiedy pojawił się w sali nieskończonych wrót, lecz teraz był gdzie indziej. Przebył wędrówkę przez śnieg ku ruinom tego, co było jego domem. Stopniowo, z każdym bezdźwięcznym krokiem, przypominał tej projekcji jak ma wyglądać. Zniszczenia wywołane przez eksplozje gazu malały, wspomnienie po wspomnieniu. Wejście. Korytarze. Gabinet medyczny. I w końcu sala, w której ten dzień się zaczął. Zabawne, nie pamięta nic sprzed tego, mimo że dobrze zna wiele wyrywków ze swojej przeszłości, ważnych bądź nie. Być może to był punkt, w którym zaczęła się 'gra'. Nie zamierzał teraz nad tym rozmyślać. Czas zatrzymał się na moment przed rozpoczęciem 'Stypy'. Prorocza nazwa.
Ułożył w dłoni gruby, otwarty zeszyt, zaś na biurku postawił mały inkaust z czarnym tuszem. Otrzymał obie te rzeczy gdy wpadł przez przypadek na Vivy, tuż po tym jak dowiedział się o tej metodzie cofania czasu. Jednak narzędzie, którym zamierzał spisać to wszystko nie pochodziło od niej. Stwierdził, że powinien chociaż symbolicznie zaznaczyć, dzięki komu może to wszystko spisać. Złote pióro szybko zostało zanurzone w gęstej cieczy i czas ruszył.
Kadr po kadrze, chwila po chwili, każda trwająca nie więcej niż ułamek sekundy, odtwarzał sceny z poranka tego pamiętnego dnia. Pamiętał idealnie znaczną część tego, co widział, a wizualizacja przypominała mu, co się działo dalej. Każda zmiana, każdy ruch, wszystko w zasięgu jego wzroku- gdy mógł powtórzyć to wszystko w odpowiednim kontekście i kolejności, pamiętał je idealnie. Notował wszystko, próbując jednocześnie jak najdokładniej zrozumieć wypowiadane przez postaci słowa przypominając sobie kontekst i patrząc na ruchy ich warg. Chociaż 'ruch' nie był dobrym określeniem- całość przypominała bardziej wzięcie w dłonie grubego pliku zdjęć i przewertowania ich, dając jedynie iluzję przemieszczania się. Lecz ta iluzja była wystarczająca, by mógł zebrać potrzebną mu wiedzę. Obraz po obrazie.
Wyszedł z sali, w tej samej chwili gdy zrobił to tego poranka, notując dalej. Tak, to zdecydowanie problem. Rozdzielali się z resztą, zwłaszcza on. Ponoć są całością, ale nie może odtworzyć tego, czego nie pamięta, co nie przytrafiło się jemu. Ich los podąża jedną ścieżką, czy tego chce czy nie. Będzie musiał spytać innych, co widzieli. Co zapamiętali. Zwłaszcza tego całego Desmonda. Z każdą osobą z grupy, przy której nie było go przez choćby minutę, odznaczał na kartce pole na jego bądź jej przemyślenia, uprzednio podpisując. Nie ma lepszej metody, przynajmniej nie dopóki będzie mógł wywołać ruszenia czasu w prawdziwym tego słowa znaczeniu, nie zwijając się jednocześnie z bólu.
Pomaszerował dalej przy boku cienia Sheili Chakwas, bez emocji notując dalej. Klatka po klatce, obraz po obrazie.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



smartDark Style by urafaget
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9