Wiele sfer Strona Główna Wiele sfer
Mało gier
 
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy
Rejestracja :: Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
[Vix Castellum] 4U
Autor Wiadomość
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Czw Lut 07, 2019 1:20 am   [Vix Castellum] 4U

Dzień byłby strasznie nudny gdyby kończył się bez żadnego wydarzenia. Nie tylko nawet koniecznie ten, ale każdy, dowolny jeden. Dlatego też, musiało coś się stać. Coś, cokolwiek. A tym czymś okazał się być lśniący, bursztynowy pocisk znikąd. Dosłownie znikąd. I musiał zdarzyć się akurat w samym środku tak dumnego miejsca jak Vix Castellum. Przemknął przez calutką długość Dzielnicy Strumienia z taką prędkością, że zwykłe mrugnięcie mogło pozbawić przypadkowego obserwatora całkowicie szansy zauważenia zjawiska. Nawet mimo tego, jak jasną smugę rysował. No, aczkolwiek mrugnięcie na pewno nie powstrzymało następującego zaraz potem huku powodowanego przez nagromadzone na siebie fale dźwiękowe przebite przez obiekt poruszający się znacznie szybciej od nich. Huk niewystarczający do tłuczenia szyb, ale na pewno zwracający uwagę.

Złote światło wyrysowało spiralę wokół Fontanny Życia, raptownie wznosząc się w górę i zawracając ku centrum… nie, jednak skręciło ku Dzielnicy Złota, choć wcale nie było to po drodze - smuga przemknęła po całej dzielnicy wyrysowując kształt obwarzanka, a zaraz po tym zawróciła na kurs kolizyjny z rubinową wieżą. Do żadnego zderzenia jednak nie doszło - sypiąc iskrami wszędzie wokół, niezidentyfikowany obiekt latający zaczął wirować z ogromną prędkością wokół budowli, stopniowo wznosząc się coraz wyżej i wyżej. I choć prędkość okrężna była przynajmniej kilkukrotnie większa od tej z którą iskrzący krąg wspinał się po budowli, pokonanie drogi od nasady do szczytu wciąż nie zajęło więcej jak niecałe dwie sekundy. Tam, obiekt zajaśniał nieco bardziej, chyba… wreszcie się zatrzymując. Na samym szczycie ogromnego kryształu.

“Obiekt” musiał tu być już przynajmniej… znany. Najbardziej charakterystyczna cecha całej aparycji, para rozłożystych, płomiennych skrzydeł jest dość łatwo kojarzona przez każdego świadomego obywatela Międzysferza. Równie ognista czupryna, której jedynie koniec spleciony jest w warkocz gdzieś na wysokości talii może już mniej, choć wciąż charakterystyczny. Ubiór szczerzącej się, stojącej na jednej nodze postaci na pewno nie był tu już wcale przeznaczony do przekazywania heraldyki czy innego sposobu oznajmiania przynależności - był całkowicie “każualowy”. Biała koszulka nieco kontrastowała ze złotawą skórą, która do najjaśniejszych może nie należała - a napis “PURE” mógł budzić pewne wątpliwości. Przerwa między koszulka a ciasnymi, bordowymi, skórzanymi spodniami raczej nie służyła niczemu poza odsłonięciem pępka albo chwaleniu się delikatnie wyrysowanym sześciopakiem. To znaczy, najpewniej służyła obu tym rzeczom. W końcu to nikt inny, jak Piórko. Ognista strażniczka prawa która zaraz po poprawieniu czarnej czapki z daszkiem na której widniało pełno naszywek sprawdziła, czy wciąż ma ze sobą oba przedmioty jej misji.

Pierwszym przedmiotem była jakaś kostka. Nie sześcian, a dwunastościan, wykonany w większości z szarego metalu, posiadający wiele lśniących błękitem elementów, które były zdaje się półprzezroczyste - musiały to być jakieś szlachetne kamienie. Metal ułożony był warstwami zapewne w taki sposób, by stanowić jak najlepsza ochronę - choć nie tylko, bo zdawało się, że część tych pręg służyła tylko i wyłącznie estetyce. W każdym razie, estetykę na pewno mocno psuł fakt, że całość obiektu była jeszcze na dokładkę opatulona łańcuchem grubości palca, który oplatał całą bryłę jak pajęczyna, a potem jeszcze kilkoma włóknami ciągnął się do paska od spodni skrzydlatej, która nienagannie balansowała na samym szczycie kryształu. Tajemniczy obiekt naprawdę minimalnie dyndał na wietrze, nie mając tak naprawdę zbyt wiele swobody pomimo zwisu.

Drugi przedmiot był bardziej oczywisty w swoim wyglądzie. Rozszerzająca się, biała tuba o pomarańczowych krawędziach, w całości wykonana z tworzywa sztucznego. Z uchwytem, na którym znajdował się przycisk jak spust pistoletu. Oraz pokrętłem, regulatorem. To pokrętło właśnie było teraz centrum uwagi rudej. Wskazówka przebiegła szybko po wszystkich wartościach od 0 do 10, zatrzymując się na moment na następnej pozycji, Czyli MAX. Chwili zastanowienia wymagała decyzja o tym, by jednak przekręcić tę wskazówkę o jedną pozycję dalej - tak, by jednoznacznie skierowana była na napis głoszący prostą wiadomość - “ABSURD”. Kiwnęła do siebie głową. Nie ma potrzeby ryzykowania, prawda? Zostawmy przyklejony niżej plaster z napisanym odręcznie “PACZY” w spokoju.

Shinrae uniosła lewą rękę, grzbietem do swojej twarzy. Był tam zegarek, taki ze wskazówkami, ale wskazówki tak naprawdę wyglądały jak malutkie, białe piórka. Patrzała na ich skoki uważnie, biorąc już głęboki wdech i powoli zaciskając palec na spuście. Nagłe sprzężenie rozległo się świdrującym echem po całej okolicy, z czasem tracąc na mocy i redukując się do mocnego, basowego szumu. Tak, megafon był gotowy na to co ma teraz nadejść. Ale mieszkańcy tego miejsca nie.
- SKAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAJ!!!

Całe gromady ptaków wzbiły się w powietrze, odlatując w popłochu. W niektórych oknach, ledwo widocznych z tej wysokości pozapalały się światła. W otaczających to miejsce górach i wzniesieniach wołanie rozległo się donośnym echem, jeszcze bardziej potęgując efekt. Pięć, cztery, trzy, dwa, jed-
Rozległ się huk - choć przy tym co miało miejsce jeszcze przed chwilą mogłoby się wydawać, że było to tylko ciche szurnięcie. W blasku bladoniebieskiego, prawie białego światła na pobliskiej, niższej o kilka pięter wieży strażniczej murów pojawił się zainteresowany - ubrany w swój niebieski, odświętny garniak, z nieco podkrążonymi oczami, spoglądał w jej kierunku nieco skonfundowany.
- Miałem dwunastkę, do jasnej anielki! Cze-czemu, na wszystkich stwórców, robisz taki raban? - mówiąc to zaczął grzebać w kieszeni marynarki i wyciągnął opakowanie kolorowych drażetek, “Vixtelsow”. Wysypał sobie trochę na dłoń, wsadził na raz do ust i kontynuował spoglądanie pytająco na stojącą dużo, dużo wyżej. Z perspektywy osoby trzeciej musiało wyglądać to wyjątkowo głupio, gdyż stali oddaleni od siebie dość daleko, na dwóch różnych wieżach, krzycząc do siebie.
- Bo mam bardzo ważNĄ-- - przypadkowe wciśnięcie spustu przez rudą spowodowało ponowny piekielny rozdźwięk, który zdecydowanie mógł obudzić nawet Mayelanę. Uniosła lewą dłoń niczym sędzia piłkarski przed ogłoszeniem wyroku, po czym z miną “nic się nie stało” powoli przekręciła pokrętło z powrotem do jedynki. I wtedy znów wcisnęła spust.
- Mam ważną sprawę! - zawołała z wątpliwym teraz wzmocnieniem, unosząc w górę do powitania dłoń przeciwległą do nogi, na której stała. Czyli lewą, bo w prawej przecież trzyma megafon. - Ugość mnie!
- Wolisz stricte do mnie, czy gdzieś w jakimś bardziej otwartym miejscu? - zapytał, po czym z szybkim “szurnięciem” pojawił się na krysztale, obok niej. Złapał jej uniesiona dłoń i uścisnął - Tylko szybko, bo Strifer się wścieknie, że narobiłaś rabanu. Lepiej, by cię tak nie znalazł.
- No to przeca, że do ciebie. - kiwnęła głową, opuszczając megafon w dół. Nie był już potrzebny. - Tera jak myślę, mogłam wziąć ciastka. Następnym razem.
- Coś w tym burdelu na pewno u mnie leży. Za mną. - puścił jej dłoń, obrócił się na pięcie i spojrzał w kierunku jednego z domów położonych w dzielnicy złota. Niepozorny, nie wyglądający jak taki, w którym moglby mieszkac ktoś o tak wysokim statusie w tutejszej hierarchii. Jeden świst i był z powrotem na murze - kolejny świst, stal już przy drzwiach. I to nie sam. Oboje poruszali się w sposób który sprawiał wrażenie, że robili to równocześnie - jeżeli to on prowadził, to przeciętny czy nawet ponadprzeciętny obserwator nie był w stanie tego stwierdzić.

Sky, choć początkowo patrzył w kierunku drzwi, teraz tylko pchnął je barkiem, odwracając się w jej kierunku i gestem ręki zapraszając ją do środka.
- Tylko ja naprawdę mam burdel.
- Zawsze tak mówisz, a potem żadnych dziewuch nie znajduję. - mimo wszystko, zajrzała do środka z nadzieją. Nie przeliczyła się - w środku nie było ani żywej duszy.
Pierwsze, co rzucało się w oczy w tym domu to wąski korytarz, od którego wychodziły drzwi w obie strony mniej więcej od połowy jego długości - oraz, na jego końcu, drzwi na górę. Już w samym korytarzu na szarej wykładzinie leżało kilka wygniecionych ubrań, dwie, trzy skarpetki. Wieszak zaraz przy drzwiach, poza jedna niebieska fedora, był całkowicie pusty. Sky skierował się do prawego pomieszczenia (Piórko też, ale najpierw zebrała z ziemi skarpetki) - dość dużego salonu, na środku którego znajdował się duży, drewniany, prostokątny stół. Drewniane meble przypominające “meblościankę po dziadku” zdawały się opierać o każdą ścianę, poza jedna, gdzie była przerwa na duże, podwójne okno. Przy barku, w którym znajdowało się kilka butelek z alkoholem różnej maści stało koło tuzina różnych zdjęć w ramkach. Prawie na wszystkich znajdowała się niska dziewczyna o wyjątkowo długich, złocistych włosach i ciemnozielonych oczach. Na części z nich jej towarzyszył. Jedno największe, dość szerokie, niemalże jak panorama, nie posiadało na sobie żadnej osoby - zamiast tego przedstawiało elegancki, szeroki budynek z czerwonej cegły z wieżą zegarowa na samym jego środku.

W samym salonie oczywiście znajdowało się kilka opakowań po daniach gotowych, prawdopodobnie mające już ze dwa, trzy dni. Na stoliku leżało kilka kubków i filiżanek ze śladami po kawie, oraz szklanka z czymś jak resztka whisky z roztopionym lodem. Gdy tylko podszedł do stolika od razu zaczął wszystko zbierać. Zresztą, nie on sam. Piórko bez żadnego skrępowania, nie wypuściwszy jeszcze nawet podniesionych w korytarzu skarpet, zaczęła od zbierania opakowań po daniach jednorazowych na jeden stos, bo to przynajmniej łatwo pogrupować.
- Zaniosę to do kuchni. Siadaj. - powiedział do niej, na co ta uniosła wyżej jedną z brwi. Bardzo znacząco.
- Powaliło cię? Zanudziłabym się. - stwierdziła, wcale nie przestając. Właściwie, to wsadziła skarpety w kieszeń, żeby mieć obie ręce wolne - jak on chce się zająć naczyniami, to ona pozbiera śmieci.
- No… dobra, jak chcesz. - odpowiedział nieco speszony, szybko lecąc do wyjścia, w kierunku pomieszczenia naprzeciwko - niewielkiej kuchni, która nawet nie była w takim złym stanie, poza sterta naczyń w zlewie. W samej kuchni było tylko miejsce na lodówkę, pralkę, zlew, odrobinę blatu, oraz - przy drugiej ścianie - niewielki stolik i dwa taborety. Odstawił kubki obok zlewu i szybko obrócił się na pięcie, by zobaczyć jak ta już zdążyła otworzyć pralkę, w której był już pokaźny zapas bielizny, czekającej by ją nastawić. Oczywiście nie było problemu, by wcisnąć tam kilka skarpetek. Niestety dla blondyna, na tym kończył się zakres życzliwości ubraniowej rudej. Po prostu docisnęła z powrotem drzwiczki. Minął ją i udał się z powrotem prosto do salonu, wyciągnął z szafki dwie szklanki i jak tylko weszła spojrzał na nią pytająco. Ta kiwnęła głowa po wychyleniu na krótki moment głowy z kuchni, otwierając szafkę pod zlewem i zawczasu wstrzymując oddech. W szafce pod zlewem było tylko kilka środków czystości oraz wychodzące od zlewu rury - nic więcej.
- Panie, chwila, moment. A śmietnik to gdzie? - zawołała zdziwiona.
- Gdzieś siatka powinna leżeć! - zawołał z drugiego pokoju. Istotnie, pod stolikiem leżała jakaś siatka z kilkoma puszkami i ze dwoma pustymi opakowaniami. Złapała ją od razu, upchnęła do środka resztę pozbieranych opakowań, po czym podeszła do okna. Szybkie spojrzenie w lewo, prawo, górę. Potem złapała za klamkę, otwierając je na oścież.
- To zet wu. - rzekła.
Pokiwał tylko głową, bardziej do siebie, po czym nalał do obu szklanek jakiegoś słodkiego, czerwonego wina. Odsunął dla siebie krzesło i usiadł z dłońmi splecionymi przed sobą. Westchnął ciężko i opuścił nieco głowę, czekając na jej powrót. A nie musiał wcale czekać długo. Zaraz można było usłyszeć, jak okno jest zamykane.
- Zostawiłam Septosowi. - oznajmiła z szerokim wyszczerzem po wejściu do salonu, zajmując swoje miejsce. On nie mógł się nie uśmiechnąć. Wiedział, że będzie kolejna awantura - a jak on się burzy, to zachowuje się jak wściekła nastolatka, która robi sobie siarę na całe miasto. Wyprostował się i spojrzał teraz prosto na nią, wyczekująco. Ta zachowywała się całkiem beztrosko - złapała za szklankę i zakołysała trunkiem, którego od razu wzięła trzy łyki. potem pochyliła się do swojego boku i zaczęła odplątywać łańcuszek, czy raczej łańcuszki trzymające bryłę z którą cały czas lata. Gdy to jej się wreszcie udało, uniosła to na dłoni, a potem lekko podrzuciła w kierunku blondyna. Przedmiot, choć w dużej mierze ze stali był dużo lżejszy niż wyglądał, choć wciąż na pewno ważył więcej od jakiegoś balonika. Jak piłka do kosza, mniej więcej.
- Przypomina ci to coś? - zapytała, zaraz po tym znów się szczerząc.
- A powinno? Nie jestem teraz w pełni w stanie się skupić na tym jakie magiczne bibeloty widziałem a jakie nie, bo nagle reaktywują - po raz trzeci - ta sama grę. A że miałem brać w tym czynny udział to muszę sobie nagle wszystko przypominać. Problem w tym, że właściwie NIKT nie jest w stanie tego znaleźć. W sensie, archiwum świata. - przetarł oczy, raz jeszcze spoglądając na tą “rzecz”. Dokładnie w tym momencie rozległo się głośne pstryknięcie palcami, które od razu po nim wskazywały Skaja.
- No i od razu widać, kto ma chody u Werci, a kto nie! - powiedziała, jakby się chwaliła. - Widzisz, nie otworzę ci tego, bo szanuję swoje łapska, ale, no wiesz. - zarzuciła łokieć za oparcie krzesła, druga ręką podnosząc do grzywki, by zacząć kręcić włosy na palcu. - Wiesz, jak to jest, nie? Słyszę, że Shix jest w opałach, no to sobie myślę - heh. No niech będzie, pomogę, przysłużę się społeczności.
Zmarszczył brwi. Przyjrzał się jeszcze raz temu znalezisku… po czym gwałtownie wstał, spoglądając na nią w niemałym szoku.
- No nie mówisz mi chyba, że to jest…!
- Mówię, że teraz szybciusio musimy znaleźć jeszcze podstwórkę. - powiedziała unosząc znów szklankę do ust, migusiem zerując i zaraz wstając z miejsca, w gotowości. A szczerzyła się chyba jeszcze bardziej niż na początku.
- Na to jest bardzo, bardzo prosty sposób. - oznajmił, przełykając ślinę. Nie oderwał od niej wzroku, jak gdyby bał się znowu spojrzeć na “to”. - Jeden z najstarszych w Vix Castellum. Znaczy, “Nu-Vix Castellum”.
- …”Nu-”?
- Za długo by opowiadać. To proste. - podbiegł do jednej z szafek i otworzył szufladę, wyciągając kartkę papieru. Zgarnął pióro i niedbale zapisał coś na niej, wręczając Piórko - Czytaj. Na głos.
- Wiesz po co Shix landrynki? Bo pomagają jej w czasie, gdy ma swoje gniewne dni! - przeczytała bez myślenia. Miała naprawdę dużo zaufania. Ostatnich słów nie dało się już nawet usłyszeć, gdyż za jej plecami rozległo się głośne “AAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!”
Tak. Za nią stała ona - niziutka, ubrana w swoją fioletowo-czarną suknię, wręcz przerażona tym, co właśnie słyszy. Złapała ją szybko za ramiona i patrząc głęboko w oczy oznajmiła:
- To absolutne kłamstwo, bujda, pomówienie! - potrząsnęła nią - Nie wierz we wszystko, co słyszysz!
- Ach tak? - łamiącym się od wstrząsów głosem zapytała ruda, ukradkiem chowając kartkę w kieszeń skórzanych spodni. - Ale to że czekaj, co Jediuske mówił to też nieprawda? - spojrzała pytająco na Skaja. Ten wzruszył ramionami.
- Odmawiam składania zeznań.
Sama Shix po chwili chyba zorientowała się co robi, bo szybko ją puściła, odsunęła się o trzy kroki, otrzepała sukienkę i uniosła głowę wyżej.
- To znaczy... witaj w Vix Castellum, Shinrae Shinitori. Co Cię tu sprowadza?
- O, miło, że pytasz! - znów ucieszona, poprawiła sobie koszulkę na biuście po tym całym targaniu. - Chcę z tobą pohandlować, a mam towar pierwsza klasa. - kiwnęła głową na dwunastościan.
- Handel? Słucham? - spojrzała w kierunku dwunastościanu - Niech będzie. Co chcesz w zamian? Zacznijmy może od tego, czego ty oczekujesz.
- Shix, ty chyba nie wiesz co to jest.
- Ćśśś! - Shinrae uniosła palec ku blondynowi. Zaraz potem wróciła wzrokiem do kobiety. - Ja bym oczekiwała… Hm, poczekaj, bo w moich myślach ta scena wyglądała trochę inaczej, muszę ją przemyśleć od nowa. - podparła w powietrzu brodę dłonią, skierowała wzrok do góry - aż nazbyt komiksowe zobrazowanie zastanawiania się. - Pójdziemy na randkę?
- ... Slucham? - bez wyrazu przechyliła po prostu głowę w bok. Z pewnością się przesłyszała.
- Za dużo, co? No dobra… to możemy zaczął od całusa. Ale takiego usta-usta. - kontynuowała ruda, z jak najbardziej poważną miną.
- A towar, który oferujesz za ta… bardzo nieszablonowa formę renumeracji? - spojrzała ponownie na “towar”, choć nie postąpiła bliżej.
- A, noooo, tooo… - przeciągając słowa, Piórko sięgnęła… po szklankę. Własnoręcznie tym razem ją uzupełniła butelką ze stołu, zakołysała. Zaczęła znów mówić, a podczas tego, podstępnie wręcza tę szklankę młodej stwórczyni.
- Szara myszka powiedziała mi, że ekipa sprzątająca robi u was aż za dobrą robotę, i sprzątnięte zostało coś, co teraz jest potrzebne. Są tam takie skaczące oszołomy, tajemne znaki, miłość i nienawiść, Mistrzowska Iskra… - wzruszyła jednym ramieniem. - No, takie tam znalazłam zupełnie przypadkiem to se pomyślałam, a czemu nie, przytargam komuś komu potrzebne, co mi szkodzi. - Zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek zrobić, “towar” znalazł się już w ręku Shix, która nawet nie ruszyła się o krok, by to zrobić. Nawet nie minęła chwila, gdy znalazła się przed feniksową i przyciągając ją do siebie w pasie pocałowała ja mocno, bardzo mocno - choć bez języka - w usta. Jej usta pachniały jak truskawkowe landrynki. Po pocałunku nie oderwała się od razu - odsunęła głowę nieco do tyłu tylko po to, by pocałować ją jeszcze raz, jeszcze mocniej.

Po czym zniknęła, jak gdyby nigdy jej tu wcale nie było.

- Dziwne. - stwierdził Sky, trzymając ręce w kieszeniach - Zazwyczaj gdy wyrecytujesz to, pojawia się natychmiast, wzburzona. Może nie ma jej w Vix Castellum?
Ale Piórko nie mogła odpowiedzieć. Była w trakcie egzotycznego tańca zwycięstwa, zawierającego takie elementy jak tryumfujące uniesienie pięści, nieme okrzyki radości, albo podskoki z obrotem. Chwilę później opamiętała się znów. Z całkiem neutralną miną podrapała się po skroni.
- Jak rany, nigdy nie widziałem, by ktoś się tak cieszył na tą głupią kartkę. No nic… jestem pewien, że jak jej to zostawisz to odbierze. - spojrzał teraz w miejsce, gdzie był wcześniej pakunek, podrapał się po głowie - Właściwie co to było…?
- A, taki… dowcip. Miał limit czasu. No nic. To może następnym razem. Znaczy, CZEKAJ! - otworzyła szerzej oczy. Zaraz znów wyrecytowała z pamięci. - Siksa bierze landrynki jak ją boli! - tym razem jednak nic się nie stało. Tylko pogłębiło to przerażenie. Wzrok powoli zwrócił się do blondyna, który wydawał się coraz bardziej skonfundowany.
- Skaj, słuchaj. - uniosła palec, zaznaczając wagę słów. - Pieczęć lanterska puszcza tylko wtedy, kiedy próbujesz ją zdjąć podczas zaćmienia słońca. Okej? Może ci się to teraz wydawać z niczym niepowiązane, ale będzie miało więcej sensu, jak, czysto teoretycznie, zobaczysz kogoś kto nie będzie miał jednej czy dwóch kończyn i nie będzie zdawał sobie z tego sprawy. Okej? OKEJ?
- O...kej? Pieczęć lanterska, tylko zaćmienie słońca. Niech będzie. - przytaknął, choć nie wydawał się ani trochę mniej zakłopotany tą kuriozalną sytuacją.
- To w porządku. Dacie radę, cześć. - wciąż z zaniepokojeniem, podeszła do okna, otworzyła, i po Piórkowemu, puff - tyle ją było tu widać.

Zagadka, kiedy podczas tego wszystkiego zgubiła megafon i kto go znajdzie.
_________________
. . .
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



smartDark Style by urafaget
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8