Wiele sfer Strona Główna Wiele sfer
Mało gier
 
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy
Rejestracja :: Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Preludium - Kozioł Ofiarny
Autor Wiadomość
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Pon Cze 02, 2014 10:28 pm   Preludium - Kozioł Ofiarny

Biuro Agencji Detektywistycznej "Larl Layton - Każda Zagadka Ma Rozwiązanie", 11 maja 2011r., 23:15, Las Vegas

-A teraz, pogoda...
BGM

Siedziałeś w swym biurze, przeglądając zdjęcia i własne notatki, gdy kojący głos mężczyzny w średnim wieku ustąpił miejsca muzyce. Byłeś zbyt zajęty by zwrócić uwagę, że została ona zapowiedziane jako pogoda, ale nawet wtedy z pewnością niezbyt by cię to zdziwiło - nawet gdy uciekałeś myślami ku słowom dobiegającym z radia, były jakąś formą dziwacznej fikcji literackiej, mówiącej o smokach, demonach i trzymetrowych aniołach. Z pewnością było to jednak lepsze od stacji informacyjnych.
Na początku było morderstwo całej rodziny, 28 marca. Mężczyzna, kobieta, ośmioletnie dziecko. Ich własny dom, brak śladów włamania. Ciała znaleziono po paru dniach, gdy sąsiedzi zaczęli się martwić. Nie miałeś dostępu do raportu patologa, ale po zdjęciach ze sceny można było podejrzewać rany kłute, zadźgani na śmierć. Trudno jednak było wnioskować o narzędziu zbrodni, gdy nie wiedziałeś nawet, jak głębokie były rany. Może uda ci się przeżyć na zupkach by kupić gadulstwo kogoś z posterunku...
Następnie były pogróżki, które też wplątały cię w tę sprawę. Pani Rogers, spokrewniona z ofiarami, otrzymała wraz z mężem list z ostrzeżeniem, by nie próbować grzebać w śmierci rodziny jej brata, nie zawiadamiać policji ani innych organów śledczych. Mimo to zgłosili się do ciebie, i właśnie w dłoni miałeś wspomniany list. Filmowa wręcz robota - wycinki z gazet, brak jakichkolwiek śladów dających trop na sprawcę. Musiałbyś dokładnie prześledzić historię ofiar, dostać się do ich domu, a to było trudne póki był on uznawany za scenę zbrodni. Ale za jakieś pół tygodnia może uda ci się tam wślizgnąć i zdobyć więcej poszlak.
Z zamyślenia wyrwał cię dźwięk dzwonka twojego telefonu. Według wyświetlacza, twoja pracodawczyni. Kliknąłeś zieloną słuchawkę, lecz zanim zdążyłeś się przywitać, usłyszałeś krzyk młodej kobiety.
-Pomocy! Niech pan pomoże! Mój mąż nie żyje, a ja- nagły trzask i trzykrotny sygnał, informujący o przerwaniu połączenia. Cisza. Chwila ta wydawała się trwać całe wieki, nim głos z radia nie poinformował cię o wznowieniu upływu czasu.
-Władze miejskie chciałyby przypomnieć o konieczności szczepienia waszych zwierząt. Nawet jeśli wasz kot jest zamknięty w międzywymiarowym więzieniu i lewituje cztery stopy nad ziemią...
_________________


>Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Sob Cze 07, 2014 8:41 pm   

Jeszcze jeden raz, od samego początku... jeśli gdziekolwiek mógł znajdować się początek. Ślady. Powiązania. Próby znalezienia motywu. Jeszcze nigdy moje metody nie wydawały się tak próżne i nie warte złamanego grosza - każde cyknięcie wskazówki zegara, każda z kropel potu spływających mi po karku, każde wybicie taktu muzyki z radia która powinna przynosić ukojenie strapionej duszy, w tym momencie wprawiało mnie w coraz większy niepokój. Jakbym otrzymywał niemy znak - coś jest nie tak z tą sprawą. Nie powinna mieć w ogóle miejsca. Jej części nie pasują do siebie nawzajem. Zabójca musiał być w środku, a jednocześnie nie miał prawa tam być. Był kimś znajomym, kimś kto zostałby wpuszczony do ich domu bez podejrzenia? Nie było niczego, co by wskazywało na kogokolwiek z rodziny czy znajomych ofiar. Dom w idealnym stanie, brak śladów walki. Nie było żadnego hałasu, nikt nie wiedział nawet o ich śmierci i wszystko wciąż byłoby w absolutnym mroku gdyby nie zaniepokojenie sąsiadów. Nawet gdybym mógł wydobyć w jakiś sposób informacje od zajmującego się tą sprawą śledczego, nie wiedziałbym o co pytać! To już nie jest dłużej głupie poszukiwanie kochanki męża dla zaniepokojonej żony. To jest ciężka sprawa, głębokie gówno w które wdepnięcia nie potrafiłem odmówić. Każda kolejna sekunda dokładała wagi odpowiedzialności która spoczywała na moich barkach, ciążąc już na tyle niemiłosiernie że najwyraźniej zaczynam mieć omamy słuchowe. Przecież pogoda wcale nie--

Telefon. Unosząc słuchawkę zacząłem się najgorszego, i niestety niewielki ekran tylko potwierdził moje obawy. Chciałbym modlić się w tym momencie by nie był to telefon oznaczający zbliżenie się końca mojego czasu na wypracowanie odpowiedzi. Przełknąłem ślinę unosząc telefon to ucha i... słuchałem. Już od usłyszenia pierwszego słowa nie byłem w stanie wydobyć z siebie dźwięku. Czułem się zobowiązany do tego, by wysłuchać wszystkiego do końca. By stać się w tym momencie jedynie słuchaczem, praktycznie nieistniejącym teraz na świecie w żadnym miejscu innym niż to, gdzie słychać błagalny głos. Głos, który został urwany ciszą jeszcze szybciej niż uderzył we mnie ostrym końcem paskudnej, pesymistycznej rzeczywistości. Trzykrotny sygnał nie różnił się w tym momencie niczym od dźwięku trzykrotnego wybicia w gong przy pogrzebie.

Czas jednak wcale się nie zatrzymał. Uparcie wciąż napierał naprzód. Trybiki wielkiego zegara wciąż były w ruchu; i gdy to sobie uświadomiłem, również moje własne znów powróciły do naturalnego biegu. To wcale nie musi być koniec. Wiara. Być może udało jej się uciec, straciła tylko telefon. Fałszywa nadzieja. Wciąż może próbować bronić się przed cichym zabójcą. Rozpatrzenie możliwości. Nikt nie usłyszy nic z zamieszania. Jedyną osobą, która o tym wie, jestem... ja.

Kluczyki do samochodu, prawa szuflada biurka. Adres kobiety, plik notatek na półce pod zegarem. I... Glock 17, jedyna broń na jaką było stać mnie razem z pozwoleniem. On tam jest. Zabójca. Jest w stanie dostać się do mieszkania, zabić osoby znajdujące się w środku bez żadnego hałasu i ewakuować się niezauważonym bez nikogo. wpakowanie się przed kogoś takiego nieuzbrojonym byłoby co najmniej nierozsądnym, jednak... myśl o faktycznym użyciu pistoletu który nie robił niczego oprócz kurzenia się w komodzie od dobrych dwóch lad była dość niepokojąca. Czy będę potrafił go użyć? Czy będę w stanie pociągnąć za spust? Nie miałem czasu teraz nad tym myśleć. Wybiec z biura. Zamknąć... Nie wziąłem kluczy. Trudno, teraz już na to za późno. Przymknąć drzwi. Zbiec do samochodu. Spojrzeć jeszcze raz na adres i natychmiast ruszyć, oby, na pomoc. Nie zatrzymując się na żółtych światłach. Na czerwonych tylko na większych ulicach. W tym momencie miałem w głębokim poważaniu mandat za nieprzepisowy przejazd przez skrzyżowanie. Musiałem dostać się jak najszybciej na miejsce.

Nie powinienem właściwie powiadomić o tym władz? Mogą pojawić się na miejscu, ale... może i być przeciwnie. Nie jestem idiotą, by pędzić przez miasto z telefonem przy twarzy, więc musiałbym się zatrzymać. Być może musiałbym też tłumaczyć, o co chodzi. Mogliby i nie uwierzyć, uznać to za jeden z wielu durnych żartów wykonywanych przez niezdyscyplinowaną młodzież szukającą rozrywki gdy znajdują się pod wpływem różnych używek. Tak, zdecydowanie nie uzyskałbym pomocy od razu. Nigdy nie potrafiłem być wystarczająco przekonujący. Nawet jeśli wzrost nie ma większego znaczenia w rozmowie przez telefon.

Muszę więc to zrobić sam. Skupić się jak najlepiej na jeździe. Dotrzeć w porę tam, gdzie najpewniej ma miejsce scena której tajemnic nie potrafiłem na czas rozwiązać i jakimś cudem zapobiec kolejnej tragedii.
Oby tylko nie było za późno. Oby tylko nie było... za późno.
_________________
. . .
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Nie Cze 08, 2014 1:16 pm   

Nie zastanawiając się wiele, wskoczyłeś do auta i wciskając pedał gazu po samą podłogę pojechałeś pod sprawdzony adres, łamiąc po drodze więcej przepisów ruchu drogowego niż byłeś w stanie spamiętać. Szczęśliwie dla ciebie, miasto Las Vegas wbrew powszechnej opinii nie było aż tak ruchliwe nocą poza niesłynnym Stripem. Ulice były w większości puste. W końcu z piskiem opon dojechałeś do celu. Zachód miasta, jeszcze nie skraj ale zdecydowanie z daleka od hałasu i zgiełku centrum. Wyskoczyłeś z samochodu, i tym samym stałeś na podjeździe prostego domu, jakich pełno jest w stanach, uosobienia American Dream - dwupiętrowy, z garażem, z bliżej nieokreślonych materiałów budowlanych posmarowanych grubą warstwą tynku, w sąsiedztwie dziesiątek podobnych lecz nie identycznych budowli. W oknach nie paliły się żadne światła, drzwi wyglądały na zamknięte. Teraz pozostawała tylko kwestia szybkiej decyzji jak podejść do tej sprawy.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Wto Lip 15, 2014 3:40 am   

To było nie tak. To było bardzo nie tak. Z każdą upływającą sekundą czułem, jak ta sytuacja zaczyna mnie coraz bardziej przytłaczać. Ryk silnika który nigdy w chwilach swego istnienia nie był narażany na cierpienia tak wysokich obrotów w tym momencie zarówno przerażał mnie, jak i zawodził. Mętlik w głowie był nasieniem czystego chaosu. Myśli kłóciły się ze sobą nawzajem, toczył walkę o dominację w czasie gdy światła za drżącymi szybami przemijały z zatrważającą szybkością.

Część mnie chciała od tego uciec. Gdzieś tam, gdzie znajdowała się osoba po drugiej stronie telefonu właśnie teraz znajduje się jeszcze jedna osoba, która z powodów które nie są mi znane ma zamiar wymordować kolejną rodzinę - i jest w stanie to zrobić w sposób, który skutecznie uniemożliwia jego namierzenie. Nie pozostawia żadnych śladów. Jeśli napotkam zabójcę, i mnie może spotkać to samo. Gdybym mógł go jakoś... ominąć...? Niemal mógłbym przysiąc, że słyszę głosy, które mi podpowiadają: To nie jest moja sprawa. Jeśli bym teraz po prostu zawrócił... czy nie oznaczało to, że byłbym... "bezpieczny"?

Nie jestem w stanie pojąć, skąd się biorą takie myśli w mojej głowie. Gdybym miał czas na zastanowienie się, na pewno znalazłbym jakiś logiczny powód, rozpatrzył za i przeciw - ale mijając nocne aleje Vegas z prędkością która zdawała mi się nienaturalna nie mogłem sobie na to pozwolić. Mogłem rzucić sobie tylko jedno wyjaśnienie, będące samopogardą zarazem - to strach bierze nad tobą górę, Larl. Czy mógłbym teraz odwrócić wzrok od odpowiedzialności którą na siebie przyjąłem akceptując tę sprawę? Czyż to nie jest powód dla którego zostałem detektywem, dla którego odszedłem od tej skorumpowanej bandy szyderczych twarzy zwących siebie stróżami prawa? Moim celem jest przecież odnalezienie tego ścierwa pastwiącego się nad tymi, którzy nie potrafią mu się przeciwstawić. Czymkolwiek się kieruje, on przecież nie przestanie jeśli tylko się go zostawi w spokoju. Gah! Czy zakończenie tego obustronną ciszą byłoby tu w ogóle jakimkolwiek rozwiązaniem? Oczywiście, że nie. Musi go dosięgnąć kara. Tak, teraz pamiętam - to dlatego robię to, co robię - odpłacić "pięknym za nadobne" tym, którzy posunęli się tak nisko w swych nieprawych czynach. Wymierzyć sprawiedliwość, tworząc jednocześnie przykład, który będzie odstraszał następnych przed czynieniem podobnych przestępstw. Jako ręka sprawiedliwości nie wolno mi pomijać żadnych sytuacji. Cokolwiek mi strzelało przed chwilą do łba brzmiało jak niewybaczalna obelga wobec dawnych postanowień. Dość zastanawiań "czy", a zacząć wreszcie "jak". Będąc już na miejscu musiałem raz jeszcze upewnić się, że mam broń przy sobie i... wyjść z samochodu.

Cisza. Ciemność. Tak jak wiem, że to jest właśnie to czego powinienem się spodziewać, tak w duchu jednak liczyłem że na miejscu spotka mnie jednak coś, co nie będzie ode mnie wymagać decyzji. Czy to na pewno tutaj? Może to był tak naprawdę czyjś debilny dowcip telefoniczny? Znów zalewa mnie fala myśli blokująca postęp. By być pewnym, muszę wejść do środka. Tylko jak? Nie posiadając klucza nie ma mowy, by udało mi się wejść po cichu. Jeśli spróbuję wybić okno lub wyważyć drzwi, zrobię hałas. Nie tylko może to zaalarmować napastnika, ale również sąsiadów. To z kolei i dobrze i źle... z jednej strony mogą mnie co prawda wziąć za włamywacza, acz z drugiej, jeśli zadzwonią na policję, być może zdołam uzyskać pomoc w porę... ugh. Naprawdę, nie powinienem zmarnować ani chwili więcej na zastanawianie się. By odciąć się od tych myśli, podchodząc do domu skupiam się na broni. Odbezpieczyć za pomocą dźwigienki u jej boku. Pociągnąć zamek do tyłu aby nabój wskoczył do komory. I... w tym momencie pojawiła się głupia myśl.
Co, jeśli drzwi są tak naprawdę otwarte?

Choć było to głupie - trzeba było spróbować. Celując pistoletem przed siebie podchodzę pod same drzwi, łapiąc za klamkę lewą dłonią. Przekręcam i próbuję pociągnąć. Jeśli nie zadziała, może pchnąć. Jeśli nie... zdecydowanie nie będę marnował dalej czasu. Cofam się o dwa większe kroki, chwytając pistolet oburącz, a następnie biorę rozpęd by wykonać jak najsilniejsze kopnięcie na jakie mnie stać. Staram się trafić tuż pod zamkiem drzwi, tam gdzie powinienem celować chcąc wyłamać sobie wejście. Jeśli się uda, od razu próbuję ogarnąć wzrokiem całe pomieszczenie za nimi, celując pistoletem tam gdzie akurat rzucam spojrzenie. W przypadku niepowodzenia, próbuję jeszcze drugi raz tego samego.

Jeśli skutków brutalnej próby otwarcia wciąż nie będzie żadnych, a drzwi będą wyglądać na nienaruszone, próbuję dostać się najbliższym oknem, wybijając je za pomocą łokcia i podobnie jak w poprzednim przypadku, od razu próbując zbadać wzrokowo pokój którzy znajduje się za nim. Tylko jeśli wnętrze będzie całkiem puste, upewniam się że otwór jest dla mnie wystarczająco duży i próbuję dostać się do środka - teraz już jak najciszej.
_________________
. . .
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Czw Lip 17, 2014 10:18 pm   

(Skradanie: 3+2+2
9 - 3 - 9 - 2 - 8 - 4 - 8
4 sukcesy)

Drzwi bez najmniejszego pisku zostały popchnięte do przodu, a ty mogłeś czuć jakąś cichą satysfakcję z powodu tego, że chociaż wejście do budowli nie będzie problematyczne. Najpierw był przedisonek, delikatnie oświetlony światłami lamp ulicznych, na tyle by półmrok pozwolił ci się rozejrzeć - mnóstwo płaszczy i kurtek zawieszonych na prawo od ciebie, pod nimi pokaźna kolekcja butów - najwięcej było damskich szpilek w różnych kolorach i wysokościach obcasa, ale pomiędzy nimi szło zauważyć dwie...nie, trzy pary męskich butów. Zachowując najwyższą ostrożność, otworzyłeś drugie drzwi, prowadzące z przedsionka do...na dobrą sprawę drugiego przedsionka. Jeśli ten dom był zbudowany jak inne jednorodzinniaki budowane masowo parę dekad temu, na lewo będą schody, na prawo wejście do garażu, przed tobą prosta droga do kuchni i salonu...Problem w tym, że jest cholernie ciemno. I cicho.

(Tu wystarczy krótki edyt nt. zapalenia świateł bądź nie i kierunku ruchu)


Ciemność, cisza i żadnych śladów potyczki - przynajmniej na tyle, na ile jestem w stanie zobaczyć w ciemności. Co powinienem zrobić dalej? Najpierw, zamknąć za sobą drzwi. Na zamek. I... Jasna cholera, jak już tu wszedłem to nie powinienem się wycofywać - muszę iść dalej. W którą stronę? Kobieta zadzwoniła do mnie - na pewno musi lub musiała być gdzieś, gdzie jest telefon. Pora jest już późna - zapewne szykowała się do snu. Sypialnia powinna być na górze. Światło natychmiast zdradziłoby moją obecność, więc lepiej będzie go nie włączać. Nikt mnie nie zobaczył, prawda? Ciemność z jednej strony dawała mi jakieś poczucie bezpieczeństwa - ciężej mnie dostrzec, być może posiadam jakiś element zaskoczenia jeśli napastnik wciąż gdzieś tu jest - z drugiej strony jednak sama myśl o zabójcy czającym się w ciemności, czekającym tylko na to aż pojawi się dla niego nowy cel była dość przerażająca. Ale... tak jakbym nie czuł występującego na czoło potu, muszę iść naprzód. Mam szansę złapać to ścierwo na gorącym uczynku, zapobiec jakimkolwiek przyszłym tragediom których mógłby być sprawcą. Krok po kroku, powoli schodami do góry, a następnie tam, gdzie powinna być sypialnia. Bez pośpiechu - poruszam się jak najwolniej, by móc nasłuchiwać wszelkich szmerów które mogłyby być oznaką obecności innej osoby. Jeśli nie będę się śpieszyć, dam również oczom szansę na przyzwyczajenie się do ciemności. Oby tylko okna dostarczały wystarczająco światła z ulicy, bym nie błądził całkiem po omacku.


Po postawieniu pierwszego kroku poczułeś, że wdepnąłeś w coś miękkiego, jak żel. Zachowując zimną krew cofnąłeś nogę i spojrzałeś się w dół. W egipskich ciemnościach można było ujrzeć jedynie zarys, ale nie miałeś wątpliwości, że wdepnąłeś w ludzkie ciało, zapewne obrócone brzuchem do góry. Mrok oszczędził ci detali, jednak wnioskując po wzroście i całkiem pokaźnym brzuchu można było wnioskować, że za życia był to mężczyzna. I...jakby się zastanowić, czegoś brakowało. Zarysowany w ciemności kontur nie mial niczego ponad ramionami. Brakowało głowy. W jaki sposób zniknęła, nie byłeś w stanie ocenić bez przykucnięcia i dokładnej oceny stanu zwłok.


O nie, o nie nie nie nie. Ledwo zrobiłem jeden krok a już znajduję coś na tyle popieprzonego by możliwość zawrócenia i wyjścia stąd stała się jeszcze bardziej kusząca. Bo nie mogę się mylić, prawda? To na pewno jest czyjeś ciało, z jakiegoś chorego powodu pozbawione głowy. Jasna cholera, panikuję do tego stopnia że nawet nie byłem w stanie wcześniej zwrócić uwagi na smród który muszą wydzielać zwłoki. Nie podoba mi się to, ni cholery. Ale... wiem, że to nie jest koniec. Dzwoniła do mnie kobieta. Tutaj jej nie ma. Jest szansa, że ona wciąż żyje. Być może jestem jedyną osobą, która może jej pomóc. Choćby nie wiem co... muszę dalej wykonać mój prosty plan. Na to, by dokładniej zbadać martwego przyjdzie czas później. Jemu nie zdołam już pomóc.

Postąpiłeś więc dalej ze swoim planem, zamykając za sobą drzwi i, po wyminięciu zwłok, wchodząc jak najwolniej po schodach. Wraz z pierwszymi krokami na stopniach usłyszałeś cichy plusk, zwolniłeś więc i nasłuchiwałeś dalej. Po chwili dotarło do ciebie, że stąpałeś w jakiejś cieczy, w której pokryte były schody. Nie była to woda, coś znacznie gęstszego, nie ślizgałeś się bowiem po powierzchni tego...czegoś. Po paru dalszych krokach, dotarłeś na szczyt schodów, dwa kroki dalej i będziesz w stanie zajrzeć do sypialni...Tym bardziej, że już widziałeś, że drzwi są w pełni otwarte, a pokój oświetlony bladym światłem dobiegającym przez niezasłonięte wyjście na balkon.
Scena w pokoju była...cóż, rodem z horroru. Natychmiast zauważyłeś żeńskie zwłoki leżące w poprzek na łóżku. Nie mogłeś dojrzeć detali, lecz byłeś pewien, że i ona była pozbawiona głowy - tuż pod miejscem, gdzie powinna się znajdować, leżał telefon komórkowy. Krew ani inne płyny ustrojowe nie brudziły jednak podłogi w tym miejscu, bowiem cała zawartość głowy ofiary znajdowała się na ścianie przyległej do łóżka. Wielka, czerwona plama zajmowała duży kawał tapety, a nożem lub innym ostrym narzędziem ktoś wyrył w owej plamie słowa.

ZBYT CIEKAWA, SZMATO

(czy też w języku settingu gry: Too curious, bitch)
_________________


>Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Śro Gru 17, 2014 4:47 pm   

Dopóki pomieszczenie nie znajdowało się w moim polu widzenia, wciąż mogłem trzymać się jakiejś nadziei. Jednak, kiedy tylko mogłem zobaczyć na własne oczy okrucieństwo sceny przede mną, na nadzieję nie było już żadnego miejsca. Musiałem zasłonić usta charknąwszy, czując jak gorzkość wdziera mi się w zaciśnięte gardło. Momentalnie poczułem ścianę za plecami, do tej pory nieświadom, ze odruchowo zaparłem się o nią, próbując oddalić od widoku którego najchętniej nigdy w życiu nie chciałbym zobaczyć. Myślałem, że czas który poświęciłem na pracę w policji, widok śmierci, często zwłok ofiar zamordowanych z wyjątkowym okrucieństwem może mnie uodpornić na absolutnie wszystko - ale na TO zdecydowanie nie byłem przygotowany. Zrobiło mi się duszno. Zbyt duszno. Niewiele myśląc dopadłem szybko do okna i otworzyłem je na oścież, by zaczerpnąć szybkimi, głębokimi oddechami świeżego powietrza. Potrzebowałem kilka dobrych chwil nim mogłem zdać sobie sprawę, że to, co właśnie robię jest prawdopodobnie najgorszym pomysłem na jaki mogłem wpaść. Być może morderca wciąż znajduje się w domu. Ślady. Gdy tylko wszedłem do środka domu, słyszałem przecież... buty, na pewno ubrudziłem sobie całe buty w... ugh. Gdybym teraz wyszedł, zostawiłbym ślady. Gdyby zabójca wyszedł, zostawiłby ślady. Nie widziałem śladów przed domem, prawda? Dla pewności, wyglądając teraz przez okno, zbadałem obszar przed domem, aż do chodnika - czy widać tu gdzieś ślady? Drzwi były otwarte, więc...

Trzasnąłem się dłonią przez twarz. Nie mogę teraz panikować. Zaczynam myśleć chaotycznie, nie mogę się skupić. Muszę coś zrobić. Coś. Cokolwiek. Najpierw...
...obrócić się. Nie ma nikogo za mną? Mógł próbować się do mnie zakraść w czasie, gdy patrzyłem na zewnątrz. Głupi, głupi ruch. Drżącą ręką, uzbrojoną w pistolet zacząłem celować przed siebie, powoli oddalając się od okna. Czułem, jak pot spływa mi po skroniach - ale nie mogłem tak po prostu teraz uciec, prawda? Musze sprawdzić cały dom. Najpierw, powoli, krok po kroku, zajrzę do wszystkich pomieszczeń na tym piętrze. Potem zastanowię się co da
_________________
. . .
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



smartDark Style by urafaget
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9