Warning: mysql_connect(): Headers and client library minor version mismatch. Headers:100412 Library:30317 in /home/xantesan/domains/xantesa.net/public_html/db/mysql4.php on line 60
Wiele sfer :: Zobacz temat - Rozdział Ia - Podróż w nieznane
Wiele sfer Strona Główna Wiele sfer
Mało gier
 
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy
Rejestracja :: Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Zamknięty przez: Jedius 9 Baka
Śro Maj 16, 2012 6:03 pm
Rozdział Ia - Podróż w nieznane
Autor Wiadomość
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 36
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 378
Wysłany: Wto Paź 25, 2011 4:50 pm   

Westchnąłem krótko, po czym wziąłem małe zawiniątko i zabrałem się do szukania jakichś dwóch kamieni, takiego większego i mniejszego. Po ułożeniu większego z nich na ziemi położyłem na nim swoje "lekarstwo", po czym zacząłem je trochę mocniej obtłukiwać. Uważałem przy tym, żeby sobie nie stłuc palca, jeszcze tego by mi teraz brakowało. Kiedy opatrunek spełni już precyzyjnie sformułowany przez dziewczynę warunek, przykładam go delikatnie do nosa i lekko pocieram nim skórę. Miałem nadzieję, że uśmierzy to ból i zapobiegnie destruktywnej eksplozji.
-Chciałem tylko powiedzieć, że jesteś nawet ładna - powiedziałem, już bez takiego entuzjazmu, patrząc się tępo w ziemię. -Pomyślałem, że moglibyśmy zostać przyjaciółmi. Nigdy nie miałem żadnych przyjaciół i nie bardzo wiem nawet jak to jest... Ale kiedy patrzyłem na innych, wydawało się to być nawet fajne. Ale spoko, jeśli nie chcesz to zrozumiem, nigdy nie byłem specjalnie lubiany.
Zrobiło mi się nagle strasznie głupio. Faktycznie, nigdy nie miałem nawet kumpli. Zawsze tak jakoś byłem sam, z nikim nie rozmawiałem, a wszystkie swoje problemy rozwiązywałem w jedyny znany mi sposób. Szybko wyrwałem się z zamyśleń, natychmiast przerywając Fiołkowi, o ile rzeczywiście chciała mi cokolwiek odpowiedzieć. To nie miało sensu.
-Nieważne, zapomnij o tym co powiedziałem... - powiedziałem półgłosem i machnąłem od niechcenia ręką, po chwili wstając na równe nogi i zerkając na pozostałe surowe mięso. -Będziemy musieli to chyba zapakować, byłyby zapasy na potem... Jakby co to będę w okolicy. Muszę trochę pochodzić, żeby nie mieć potem zakwasów od tego biegania...
Odszedłem wolnym krokiem, wkładając ręce w kieszenie. Przechadzałem się po obrzeżach obozu, próbując o niczym nie myśleć. Czekałem w ten sposób, aż się cokolwiek wydarzy - jakieś polecenie do wymarszu czy grzybek atomowy na horyzoncie.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 35
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1396
Wysłany: Nie Paź 30, 2011 3:55 pm   

Znalezienie odpowiednich kamieni nie było żadnym problemem, było ich tu aż za dużo jak na zabezpieczenie ogniska. Wystarczyły właściwie dwa uderzenia byś zobaczył, jak na materiale pojawia się ciemnozielona plama. Najwyraźniej łodyga była pełna jakiegoś miąższu, czy czegoś. Czy był mokry? Raczej tak, skoro na dolnym kamieniu został ślad o podobnym kolorze. Rozłożyłeś materiał i przyłożyłeś do nosa lekko pocierając. Od razu zacząłeś tego żałować, bo zaczęło piec jak cholera. Jakby uderzyła cię tam nagle fala gorąca, rozchodząca się od nosa po całej twarzy. Ledwie powstrzymałeś łzy, które zaczęły napływać do oczu. Minęła dobra chwila zanim się do tego przyzwyczaiłeś.
- Aa... E... emm. - dziewczynie wyraźnie zabrakło słów. Zresztą, nawet gdyby w końcu do czegoś doszła i chciała to powiedzieć, nie mogła, bo nie dałeś jej szansy kolejną swoją wypowiedzią. Przytaknęła głową na wspomnienie o zapasach. W przerwach pomiędzy kolejnymi kęsami zaczęła przekładać pozostałe kawały mięsa śniegiem, który jeszcze nie zdążył się roztopić. No, bo wyglądało na to, że temperatura powietrza jest powyżej zera. Z każdego drzewa kapało.
Zebrałeś się na krótki spacer. Może i nie była to najlepsza pora, ale nie chciałeś nabawić się zakwasów, a poza tym potrzebowałeś chwili by ochłonąć, oderwać się na moment od świata. Udało ci się to perfekcyjnie, gdy zamknąłeś na chwilę oczy.

--------------------------------------------------------------------
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 35
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1396
Wysłany: Wto Lis 15, 2011 3:06 pm   

- Zbieraj się. Idziemy. - głos rudej dobiegł cię zza twoich pleców. Nie była wcale blisko, ale mówiła wystarczająco głośno byś usłyszał i na pewno do ciebie - do nikogo innego chyba nie zwracałaby się w ten sposób. Gdy spojrzałeś w stronę źródła głosu, miałeś rację. Patrzała się prosto na ciebie. Trzymała jakieś... dwa worki, bądź też spore kawałki skóry imitujące worki. Jeden na własnych plecach, drugi przed sobą oparty o ziemię. I odnosiłeś wrażenie, że zamierza ci go "podarować". Nieco za nią stała Fewia, niosą na plecach wciąż śpiącą Ali wraz ze swym sprzętem, to jest łukiem i kilkoma strzałami. Fiołek była dużo dalej, z jedną włócznią w ręku i dwoma na plecach, stojąc na jednej z najniższych gałęzi w okolicy rozglądała się dookoła. Nawet nie zauważyłeś, kiedy wszyscy pozmieniali swoje miejsca. Widać musiałeś się zamyślić. Z niedźwiedziopodobnego stwora pozostało niewiele prócz samego szkieletu. Rozwalone wokół flaki były pewnie jego wnętrznościami. Zorientowałeś się teraz, że aż tutaj mogłeś czuć nieprzyjemny zapach tego wszystkiego.
- Ruszaj się. Musimy zdążyć przed zmierzchem. - "Fa" powtórzyła się w nieco innych słowach gdy blondynka ruszyła już w stronę Fiołka. Szła z pochyloną głową, w ogóle się do nikogo nie odzywając. Fiołek zeskoczyła z konaru, udając się dalej naprzód. oczywiście, oddalała się w ten sposób jeszcze bardziej. - I miej się na baczności. Zagrożenie może czyhać za każdym rogiem - tym razem ze strony ludzi, a nie zwierząt. A tym nie da się przemówić do rozsądku. - Uniosła wór sprzed siebie, jeśli się do niej zbliżyłeś, podając ci go. Wyglądał na dość ciężkawy, w końcu cała zachwiała się podczas unoszenia.
Z innej beczki, niemal nie czułeś już bólu na twarzy, to jest w okolicy nosa. Może to trochę pomogło? W każdym razie, nieprzyjemne uczucie czułeś teraz w skroniach. I miałeś wrażenie, że zbiera ci się na kichnięcie.
_________________
. . .
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 36
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 378
Wysłany: Wto Lis 15, 2011 4:20 pm   

Szybko otrząsnąłem się z długiego zamyślenia. Cholera, jak one zdążyły w tak krótkim czasie oporządzić tą całą bestię? Albo to ja odpłynąłem na tak długo... Zresztą, czy to ważne. Grunt, że stąd ruszamy i będę miał okazję trochę więcej pozwiedzać. Na samą wieść o możliwości napotkania wrogo nastawionych ludzi poczułem silne dreszcze. No to zapowiada się niezła jatka, czekałem na to chyba całe życie.
-Już lecę! - krzyknąłem pełny nowej energii, podbiegając do rudej i łapiąc za bagaż, po drodze dając upust potężnemu kichnięciu. Musiało to chyba trochę debilnie wyglądać. -Tak w ogóle, to gdzie się wybieramy? Do jakiegoś miasta, czy może innej dziczy? Chol... to znaczy, strasznie się nie mogę doczekać, co tam zobaczę. A ewentualnymi napastnikami się nie przejmuj, jakby co to was przed nimi obronię, ha ha!
Okej, koniec żarcików. Zarzuciłem pakunek na plecy, bo tak chyba będzie najwygodniej, po czym ruszyłem za resztą raźnym krokiem, wysłuchując co ma ewentualnie mi do powiedzenia rudzielec. Co mogę więcej powiedzieć - szedłem przed siebie, cały czas skupiając się na otoczeniu i wyczulając w szczególności swój słuch. Może niedługo dostanę kolejną szansę, aby się co nieco wykazać.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 35
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1396
Wysłany: Śro Lis 16, 2011 6:07 pm   

[ BGM: Stories (endless) ]

Bez żadnego wahania przystałeś na polecenie rudej. Biegnąc uwolniłeś moc kichnięcia, co przyniosło ci niemałą ulgę. Złapałeś za wór, unosząc go i zakładając na plecy. Nie był jakiś specjalnie ciężki, a plaśnięcie które wydał przy uderzeniu o twój krzyż mogło utwierdzić cię w przekonaniu, że są to wasze racje żywnościowe. "Fa" ruszyła już ku reszcie, nie odwracając się nawet przy odpowiedzi na twoje pytania.
- Musimy znaleźć drogę przez kanion. - wskazała głową przepaść po waszej prawej. - Na północ znajdują się już tylko ruiny cywilizacji, które Lah'ra każe nam omijać. - huh, znowu ta Lah'ra. Kobieta brzmiała naprawdę poważnie ze swoimi słowami, było pewne, że nie zmieni decyzji. Dogoniliście swym chodem w końcu resztę grupy mijając po drodze szkielet potwora. I nie dało się wtedy nie zauważyć, że to cuchnęło. Okropnie.
Fiołek cały czas szła na samym przedzie grupy, szybkimi skokami przebywając odległość od jednego do drugiego miejsca, w którym zatrzymywała się na chwilę przykładając dłoń do czoła i rozglądając się wokół na palcach stóp. Fewia poruszała się dość niechętnie, ciężkim krokiem, z wciąż pochyloną głową. Od czasu do czasu mogłeś zauważyć, jak z jej brody na ziemię bądź ubranie skapywała krew. Nie narzekała na to w żaden sposób, nijak nie jęczała czy stękała. W milczeniu parła naprzód, niosąc na plecach Ali której zdarzyło się pochrapywać raz na jakiś czas. "Fa" niosąc swój wór patrzyła się w niebo, wyglądając na zamyśloną. Nawet mimo tego, że w ogóle nie patrzyła gdzie idzie, ani razu się nie potknęła czy chociażby zachwiała. Jej krok był pewny. Chwilami wydawało się, że nuci cicho jakąś melodię. Możliwe jednak, ze to tylko jakieś gmerania przez sen Ali.
Okolica wciąż zmieniała się wraz z przebytą drogą. Tak długo jak przebywaliście w lesie, mogłeś słyszeć oddalone śpiewy ptaków. Pod cienką powłoką śniegu chrzęściły dawno opadłe liście, stwardniałe od mrozu. Prócz waszej piątki, nie widziałeś jednak ani jednego żywego stworzenia. Trochę to było dziwne. Nie było tu żadnego zwierzęcia mimo tego że niedaleko mostu spotkałeś takich przynajmniej pięć, do tego nie widziałeś żadnego z ptaków - a przecież nagie drzewa nie stanowiły żadnej przeszkody w spojrzeniu w dal, w wyższe strefy lasu.
Ale las w końcu się skończył. Przed wami otwarła się ogromna, otwarta przestrzeń, zakończona daleko z przodu jakimiś wzgórzami. Przepaść, od której już trochę odeszliście, była może i dużo mniej stroma, ale... u dołu było widać coraz więcej wody. To jest chyba to, co zwie się rzeką. Ową rzeką pływały niewielkie płaty lodu, zmierzając w kierunku przeciwnym do waszego. W ogóle to wyglądało na to, że jak dalej będziecie iść w tym kierunku, to zrównacie się wysokością z wodą, dzięki czemu będziecie bez problemu do niej podejść. Może trochę gorzej z przemierzeniem jej na drugą stronę. W końcu, jak by nie patrzeć, to wygląda... zimno.
W każdym razie, przed wami otwierała się śnieżna pustynia. Nie była ona idealnie równa, składała się raczej ze sporej ilości wzniesień i dolin. Im głębiej w nią wchodziliście, tym większa zaczęła panować wokół cisza. Do tego zaczął dokuczać wam wiatr. Choć słońce wzeszło już całkiem wysoko, wciąż było ci zimno. Do tego owo słońce pewnie zostanie niedługo zasłonięte przez ciężkie chmury, które wisiały wam nad głowami. Nie wyglądało to ciekawie, bo tutaj kompletnie nie było gdzie się schronić. Do tego wciąż dokuczał ci katar, coś, czego nigdy właściwie w krypcie nie zaznałeś.
W pewnym momencie, doskakując do kolejnego pagórka, Fiołek schyliła się nagle wyciągając otwartą dłoń w waszą stronę. Była to niewątpliwie komenda do zatrzymania się.
- Sssssss! - syknęła schylając się jeszcze bardziej. Obie towarzyszki stanęły natychmiast w miejscu, również nieznacznie schylając swoją postawę. Fewia powoli opuściła na ziemię Ali, która - o dziwo - dokładnie w tym momencie się obudziła. Przecierając oczy chciała chyba coś marudzić, ale nie zdążyła - upuściwszy swój wór "Fa" dobiegła do niej szybko i dłonią zasłoniła jej usta. Wszystkie miały zwrócony wzrok ku jasnowłosej, która wyciągnęła ku wam po chwili jeszcze raz tę samą dłoń, tym razem ze zgiętym kciukiem. Nie było to trudne do rozszyfrowania - "cztery". Tylko co, co cztery? Nic nie widziałeś, ale kiedy już przestaliście iść i nie przeszkadzało ci skrzypienie śniegu spod stóp, faktycznie mogłeś usłyszeć jakieś oddalone głosy. Raczej... ludzkie.
_________________
. . .
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 36
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 378
Wysłany: Śro Lis 16, 2011 6:33 pm   

Cholerny katar. Mam nadzieję, że nie zbierze mi się na kichanie właśnie teraz, kiedy muszę być cicho. Jeśli tak się stanie, zatykam nos i całkowicie tłumię kichnięcie. Zaraz po tym, jak zostaliśmy ostrzeżeni, kucnąłem i odłożyłem delikatnie wór na ziemię. No, zaczyna się. Miałem ochotę podbiec do Fiołka, ale ten śnieg tak cholernie skrzypiał, że mogłem wydać swoją grupę. Hm, czterech ludzi... Niby mamy niewielką przewagę liczebną, ale jeśli oni mają jakąś broń palną, to już po nas. Z drugiej strony, oni jeszcze o nas nie wiedzą. A może wcale nie są wrogo nastawieni?
Przeczesałem do tyłu włosy, wyrównałem oddech, przechyliłem się lekko do przodu. Przez chwilę uważnie obserwowałem Fiołka, po czym spojrzałem na rudą, jakby w oczekiwaniu na jakieś polecenia. Nie miałem żadnej broni, musiałem więc cholernie uważać. Czekałem spokojnie, cały czas wytężając słuch. Chciałem zorientować się, czy idą w naszą stronę, czy raczej się oddalają. Musiałem się przygotować. Z braku lepszych pomysłów zacząłem lepić śnieżne kulki...
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 35
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1396
Wysłany: Nie Lis 20, 2011 5:04 pm   

Fiołek zamarła na jakiś czas w bezruchu, z wciąż wyciągniętą w waszą stronę dłonią. Ruda nie wydawała żadnych poleceń, trzymała jedynie Ali za twarz, choć ta druga dawno już zaprzestała prób uwolnienia się i spokojnie czekała. Ale ty nie lubiłeś nieróbstwa w takich sytuacjach, więc zacząłeś zbierać śnieg, który zamieniałeś w śnieżne pociski.
- ...ektownie, byle szybko. Ej, Malina! Czemu ta krowa tak się wlecze?
- Bo za bardzo drzesz japę. Zamknij się wreszcie, co? Nie dość, że piździ jak cholera to jeszcze mnie wkurwiasz.
- Nie podskakuj jebusko, bo możesz być kolejną z...

Kawałek zasłyszanej rozmowy znów przekształcił się w niezrozumiały pogłos. Wyglądało na to, że stłumione czymś głosy się oddalały. Co więcej, Fiołek przywołała was gestem dłoni. Choć po samym skinieniu mogłeś mieć wątpliwości czy na pewno o to jej chodzi, to upewniłeś się gdy "Fa" oraz Fewia ostrożnie zbliżyły się do szczytu pagórka. I ty więc to zrobiłeś, zabierając ze sobą swoje cztery śnieżki, które zdążyłeś przygotować.
Wychyliwszy się zza szczytu, dojrzałeś w oddali... mały konwój. Mały, bo widziałeś tylko trzy osoby i jedną sztukę... jakiegoś jucznego bydła. Nie miałeś pojęcia co to jest - trochę jak krowa, trochę jak byk czy jakiś inny wół... ale od wszystkich powyższych różniło się to dość znaczącym szczegółem. TO COŚ MIAŁO DWIE GŁOWY.
Trójka ludzi prowadzących mini-karawanę była naprawdę szczelnie ubrana. Grube spodnie, wysokie buty, ciężkie kurtki z z kapturami zaciśniętymi na głowach. Do tego na twarzach mieli jakieś... maski. Przypominały one mocno te z filmów, które bohaterowie zakładali gdy mieli udać się do jakiegoś zagazowanego pomieszczenia. Masywny filtr powietrza pod brodą, dwa okrągłe otwory na oczy.
Dwóch z nich trzymało w rękach długą broń palną. Tyle, co widziałeś z tej odległości, to to że raczej nie jest to broń maszynowa. Do tego chyba dość stara. Trzeci osobnik nie wyglądał na uzbrojonego w żadną zwyczajną broń, choć nie dało się nie zauważyć długiego kawałka rury u jego nogi. Hmm... z rozmowy wywnioskowałbyś że jedna z tych osób musi być kobietą, ale z wyglądu nie byłeś w stanie stwierdzić, która to osoba.
Dwugłowe zwierzę za nimi było obwieszone sporą ilością toreb... i dopiero przyglądając się uważniej zauważyłeś, że prócz toreb, zgięty w pół przewieszony jest tam jeszcze jeden człowiek. Ściśle związany i pewnie jeszcze zakneblowany zwisał bezwładne z obu stron pleców bydlęcia. Można było się domyślić, że gdzieś go wieźli. A skoro zmierzali prosto ku rzece, przez którą nie ma tutaj przejścia...
- Ludzkie porachunki. Nie musimy się w to mieszać. - ruda oznajmiła chłodno, cofając się kawałek w dół i puszczając po drodze Ali. Fewia kucnęła na ziemi, fiołek wciąż obserwowała oddalającą się od was grupę. Obie nie wyglądały na przekonane co do decyzji, ale jak na razie nie zrobiły nic jej naprzeciw. Ali zaś wyglądała jakby w ogóle nie wiedziała co się wokół dzieje. I chyba nawet to była prawda.
Hm, chyba mogliście się normalnie porozumiewać, o ile nie byliście za głośno, odgłosy kroków raczej też nie doprowadziłyby do wykrycia was - trójka była tak szczelnie opatulona, że pewnie sami niewiele słyszeli. W końcu nawet w rozmowach między sobą krzyczeli. Maski na pewno mocno ograniczały ich pole widzenia. Będąc blisko pięćdziesiąt metrów od was oddalali się prawym ukosem, idąc prosto ku brzegowi rzeki do którego z ich aktualnym tempem zostały może ze dwie minuty.
_________________
. . .
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 36
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 378
Wysłany: Nie Lis 20, 2011 6:52 pm   

Uważnie obejrzałem sobie tych gagatków. Dużo ciepłych ubrań, broń palna i obuchowa, do tego jakiś dwugłowy wół. Cholera, to naprawdę dobra okazja, ale trzeba to chyba odpowiednio zaplanować. Może i nie byłem zbyt przekonujący, ale w tym wypadku - kiedy była szansa na spuszczenie komuś lania - nie mogłem się powstrzymać.
-Zgadzam się z rudą, mnie też nie obchodzą ich porachunki - powiedziałem półgłosem, wstając do półprzysiadu i robiąc krok do tyłu, aby pozostać niezauważonym i cały czas móc przyglądać się nieznajomym. -Ale mają broń i ciepłe ubrania, a to zmienia postać rzeczy. Ten pedalski kryptowy mundurek niezbyt mnie chroni przed zimnem, gluty mi już w nosie zamarzają. Jeśli Fiołek i Ali zdołałyby zdjąć tych dwóch ze strzelbami na odległość, ja z Fewią moglibyśmy zdążyć dobiec i pozbyć się trzeciego. No i dobić tamtych, gdyby jeszcze żyli. To może ja już się zacznę skradać, bo inaczej to i tak byście mnie nie posłuchały pewnie.
Zanim jeszcze wypowiedziałem kilka ostatnich słów, wymsknąłem się na drugą stronę pagórka, biorąc ze sobą swoje śnieżne kulki. Trzymając je blisko siebie zacząłem krótkimi susami zbliżać się do konwoju od strony pleców nieznajomych, przy okazji patrząc za siebie, czy Fewia ruszyła za mną. Dopóki jestem dosyć daleko, raczej nie trafią mnie tymi ustrojstwami, staram się jednak być jak najciszej. Jeśli jednak zobaczę, że kompanki z drużyny olały mój pomysł, zatrzymuję się w miejscu i staram przekonać jakimiś ruchami ręki, aby mi pomogły. Samemu raczej nie dam sobie rady.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 35
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1396
Wysłany: Pią Lis 25, 2011 5:09 pm   

Przedstawiłeś swój tok myślenia i nawet nie poczekałeś na odpowiedź, chcąc wymusić na grupie pożądaną reakcję zaczynając już opowiedziany przez siebie plan. Odchodząc słyszałeś niezadowolone warknięcie rudej za swoimi plecami. Chyba chciała cię jakoś złapać powstrzymując, ale nie zdążyła. Usłyszałeś też kilka następujących po sobie kroków, ale szybko one ucichły.
- ...Znowu mi zaparowało! Jebana zima...
- Jak nie potrafisz porządnie założyć to cierp, idiotko. I przestań się wlec, chcę mieć to już z głowy.

Choć jeden z podejrzanych typów posiadających broń palną odwrócił się za siebie podchodząc do dwugłowego bydła, to chyba... jakimś cudem w ogóle cię nie zauważył. Wziął jakąś szmatę z krowy, odwrócił się znów w stronę kierunku marszu i zaczął tą szmatą przecierać maskę. To chyba była ta osoba z zaparowanym... czym, tymi szkiełkami w masce? To chyba całkiem na twoją korzyść. Wszystko wskazywało na to, że mimo iż dzieliło was już nie więcej jak dwadzieścia pięć metrów, nikt nie miał wciąż pojęcia o tym że są śledzeni. Niestety, twoje spojrzenia w tył nie przynosiły ci wcale dobrych wiadomości. Wyglądało na to, że trójka z żeńskiej części "twojej" grupy prowadziła ze sobą jakąś kłótnię. Jedynie Ali, którą poznałeś po tępym wyrazie twarzy nawet z tej odległości, patrzyła się w twoją stronę. Starałeś się gestem ręki zachęcić do pomocy... no ją, bo tylko ona patrzyła, ale mogła przecież przekazać to reszcie. W odpowiedzi odmachała ci ręką. Potem przeniosła wzrok na grupę przed tobą. Najwyraźniej dopiero zorientowała się, że ktoś tam jest. Ostrożnie zdjęła łuk z pleców, wyciągnęła jedną strzałę. Napięła cięciwę po załadowaniu swej broni, zaczęła celować do kogoś z trójki prowadzącej krowę. No cóż, wyglądało na to, że przynajmniej ona ci pomoże. A przynajmniej mogłeś mieć taką nadzieję, dopóki nie zauważyłeś czyjejś ręki (najprawdopodobniej była to Fa) łapiącej dziewczynę za twarz i pociągającej ją w dół, za pagórek. Ali odruchowo wypuściła strzałę, ale ta poleciała gdzieś w kosmos, pionowo w górę. Chłodny wiatr który właśnie mocniej zawiał, przyniósł ze sobą sporą dozę rozczarowania.
- Kurwa mać, to jest zaparowane od wewnątrz.
- Geniusz. Jak tylko wrócimy to cię wy-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAARGH!
- jeden z karabinierów, ten niezaparowany wrzasnął nagle przeraźliwie upuszczając broń na ziemię. Chwila, z nad jego lewego barku sterczało coś pionowego, jakby... patyk z piórem na końcu? Czy to nie... strzała? I mów tu o absurdzie.
- Te, co? Co się stało? - drugi karabinier, a właściwie była to chyba karabinierka odwróciła się do trafionego gdy ten padał na kolana. Zrobił to także idący przodem rurowiec. Ten wyglądał na dużo mniej zdezorientowanego.
- Tam, kurwa! - gdy tylko się odwrócił, od razu cię dostrzegł. Wskazał cię dłonią, kompletnie ignorując upadającego na glebę. To jest, na śnieg. Zupełne przeciwieństwo...
- Gdzie, kurwa? - ...tej drugiej, która mimo iż patrzała w twoją stronę, wciąż nie wiedziała o co chodzi. No dobra, w każdym razie miałeś teraz okazję. Twój refleks pozwalał ci na bardzo szybką reakcję, na pewno zdążyłbyś coś zrobić zanim twoi przeciwnicy podjęliby sensowną akcję. Miałeś wciąż do dyspozycji swoje śnieżki. Teren... nie wyglądał na specjalnie korzystny. Jakieś dziesięć metrów z tyłu po lewej miałeś niewielki pagórek za którym mógłbyś się skryć, ale to oznaczałoby oddalenie się od celu. Mogłeś też spróbować schować się za krową, która znajdowała się tuż na prawo od rurowca - to znaczy, była dość daleko od ciebie, ale miałbyś pewność że gość przynajmniej na chwilę straci cię z widoku. Ty przynajmniej widziałbyś jego nogi pod brzuchem bydła. A tak, między wami... dwadzieścia pięć metrów płaskiej przestrzeni. I brak jakiegokolwiek znaku życia od żadnej z twych tymczasowych towarzyszek.
_________________
. . .
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 36
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 378
Wysłany: Pią Lis 25, 2011 10:24 pm   

No to kurwa pięknie! Ali zdradziła moją obecność, no ale przynajmniej jakimś cudem zdjęła jednego z karabinierów. Miałem do nich jeszcze szmat drogi, no ale dziewczyna z karabinem wciąż nie dobyła swojej broni, poza tym jej szybka przed oczami ciągle była zaparowana. Podbieganie do nich to mimo wszystko i tak byłoby samobójstwo, rurowiec zaraz dorwie się do karabinu i zestrzeli mnie jak kaczkę. Ja pierdole, beznadziejna sytuacja!
-Dawajcie złamasy, wszyscy jesteście martwi! - wrzasnąłem prowokująco, rzucając w ich stronę dwoma śnieżkami, po czym rzuciłem resztę i zacząłem biec sprintem z powrotem w stronę pagórka, za którym były moje towarzyszki. Kiedy będę już na szczycie, rzucam się przed siebie na śnieg i przeturlam na drugą stronę. Po zobaczeniu towarzyszek odzywam się półgłosem.
-Do cholery, zostawiłybyście mnie tam na pewną śmierć?! Przecież zwycięstwo mieliśmy w kieszeni, Ali trafiła jednego z nich! Fiołek, musisz mi pomóc, bez ich ubrań i broni nie przeżyję tutaj tygodnia, błagam cię!
Zwracając się do Fiołka, zacząłem nasłuchiwać, czy aby tamci nie zbliżają się w naszą stronę. To była idealna okazja, aby złapać ich w zasadzkę. Gdybym na początku rzucił się w ich stronę, przez tego rudzielca pewnie nikt by mi nie pomógł. Nauczyłem się w swoim życiu, że nigdy nie należy nikomu ufać, a tym bardziej kłaść swoje życie w ich ręce. Cholerne baby.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 35
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1396
Wysłany: Sob Lis 26, 2011 6:33 pm   

Zanim ktokolwiek z przeciwników ustalił co właściwie powinien teraz zrobić, przeszedłeś do pierwszej fazy swojego planu - Operacja Śnieżne Natarcie. Dwa szybko następujące po sobie rzuty - pierwszy niestety nie był najcelniejszy, bo nie trafił nikogo, ale za to drugi rzut pierwsza klasa - rurowiec oberwał prosto w twarz. No, a raczej maskę. Wydał z siebie jakiś niezrozumiały, stłumiony jęk, próbując pozbyć się śniegu - w tym czasie ty już pozbyłeś się balastu i rozpoczynałeś drugą fazę planu - Operacja Nie Ma Mnie I Nigdy Nie Było. Co sił w nogach rzuciłeś się biegiem w stronę z której przybyłeś. Może i nie widziałeś za pagórkiem nikogo kto by chociaż patrzył jak ci idzie, ale i tak wiedziałeś że to na pewno to miejsce bo widziałeś swoje własne ślady. Byłeś już w połowie drogi, kiedy usłyszałeś wystrzał. Na pewno cię nie trafił, chyba nie był nawet blisko, bo nie widziałeś nigdzie przed sobą żadnego śladu trafienia w śniegu, a na oglądanie się za siebie nie miałeś trochę czasu. Dobiegnięcie do szczytu wzgórza, szczupak naprzód i przewrót na drugą stronę, po czym zjechałeś odrobinę po śliskim zboczu. Grupy nie było już dokładnie w miejscu, w którym je zostawiłeś - były one już kawałek dalej, wyraźnie się oddalając. Ali ciągnięta za kołnierz przez rudą, która prowadziła jakąś dyskusję półgłosem z Fiołkiem. Fewia po prostu szła obok reszty, schylona. Ta ostatnia jako pierwsza odwróciła się ku tobie gdy zacząłeś mówić, włóczniarka była druga. Ali wcale nie musiała się odwracać bo cały czas była w tą stronę zwrócona, więc wiadomo było kto w ogóle się nie odwrócił.
- Dosyć tego. Zabij go. - ...i w ogóle nie musiała się odwracać. Wydając krótkie polecenie dziewczynie "Fa" puściła ją, dając jej swobodę ruchu.
- NIE! - Fiołek zaprotestowała krzykiem, po którym rzuciła się ku koleżance(?), próbując jej przeszkodzić - tylko, że była spóźniona o jakiś niewielki ułamek sekundy. Ali błyskawicznie zdążyła załadować strzałę i wystrzelić ją w twoją stronę, od razu po tym staranowana przez bladą. Obie upadły na ziemię. Schyliłeś się odruchowo widząc, że strzała leci wysoko. Tak właściwie, to chyba nie była nawet wycelowana w ciebie. Tylko potwierdziłeś te przypuszczenia słysząc coraz bliższe kroki za sobą, których nie słyszałeś chyba przez własną mowę - a następnie krzyk. Męski krzyk. Wystarczyło krótkie spojrzenie za siebie - gość trzymający w dłoni ciężki kawałek rury był trafiony w pierś strzałą, stojąc na szczycie wzgórza z którego przed chwilą się kawałek ześliznąłeś. Upuścił "broń", padł na kolana. Jęknął jeszcze raz z bólu wyciągając przed siebie rękę, gdy ruda krzyknęła coś w rodzaju "Florin!" z wielkim oburzeniem. W tym momencie rozległ się kolejny wystrzał, od razu po którym poczułeś cholerny, kurewsko silny ból w prawym boku, tuż nad miednicą. Klęczący przed tobą facet wzdrygnął się, po czym upadł na twarz "podjeżdżając" niemal pod samego ciebie, co odsłoniło widok na postać stojącą za nim. Właściwie to przez pagórek widziałeś ją tylko od pasa w górę, ale było to wystarczające by zauważyć, że ma broń przystawioną do ramienia, a z końca lufy jeszcze wydobywało się trochę dymu.
- Dick? Trafiłam? - nieco charkliwy, żeński głos wydobył się spod maski. Opuściła powoli broń gdy ty złapałeś się za trafione miejsce. - Dick...? Kurwasz, no! - zirytowana, uzbrojona zaczęła sięgać do maski, by szarpnięciem zdjąć ją z twarzy. Brudna, ani trochę urodziwa twarz kobiety po trzydziestce była niemało zaskoczona gdy zobaczyła to, co zobaczyła. Nie miała jednak już jak zareagować, gdy po krótkim okrzyku który usłyszałeś gdzieś za sobą prosto w jej krtań trafiła włócznia, wcześniej ze świstem przelatując ci nad głową. Siłą odrzutu trafiona przewaliła się na plecy, znikając za pagórkiem. Zorientowałeś się wtedy, że krwawisz. I to chyba było dość poważne.
W mig poczułeś, że ktoś cię trzyma za ramię. Ostrożnie, choć stanowczo, stara się ciebie obrócić tak, byś położył się plecami na łagodnym zboczu. Nie miałeś nawet jak się temu oprzeć, będąc w lekkim szoku. W końcu po raz pierwszy w życiu zostałeś trafiony bronią palną. Jakby ktoś przebił cię grubym drutem na wylot w tym miejscu.
- Nie ruszaj się. Nie wierć trzeba to... - mocno zdenerwowane słowa należały do Fiołka. Rzeczywiście, zobaczyłeś jej twarz kiedy już zostałeś ułożony na plechach. Oddarła kolejny kawałek swojego ubrania, tym razem naprawdę spory. Wystarczający, by mogła cię nim obwiązać dwukrotnie wokół pasa. Znów sięgnęła po jakiś woreczek spod tych wszystkich warstw materiału, coś z niego wyciągnęła... Zauważyłeś Ali, jak przebiegała obok. Na pewno jednak nie robiła tego z twojego powodu. Zrobiła to raczej po to, by odzyskać strzałę z trafionego zamaskowanego. W drodze powrotnej zatrzymała się na chwilę spoglądając na ciebie z góry z zaciekawieniem, kiedy w oddali rozległ się głos rudej.
- Możesz z nim zostać. Ale nie licz na to, że kiedykolwiek dostaniesz szansę powrotu. - równie stanowczo co zawsze. Ali natychmiast zaczęła biec w jej stronę. "Fu" skrzywiła się trochę, stęknęła... ale została. Jakimś liściem zaczęła pocierać skórę wokół twojej rany, co tak naprawdę tylko potęgowało cierpienie, parzyło jak cholera. Przycisnęła go jeszcze, zaczynając cię obwiązywać wspomnianym wcześniej materiałem. Choć zdecydowanie nie wyglądała na zadowoloną z sytuacji - ba, prawie jakby miała zacząć z tego powodu zaraz płakać - nie ruszyła za grupą, a została, podejmując swoją próbę "pierwszej pomocy".
_________________
. . .
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 36
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 378
Wysłany: Sob Lis 26, 2011 7:47 pm   

Wszystko wydawało się takie piękne. Nieskazitelna biel śniegu i zimny błękit nieba, strzępy chmur, zapach lasu i chłodny ruch powietrza... A może to wszystko tylko iluzja? Sen, który przeciągał się już zbyt długo i musiał się wreszcie skończyć. Co ja w ogóle tutaj robię, dlaczego przeżyłem to całe zniszczenie krypty? Jestem samotnikiem, tak powinno było zostać do samego końca. Nie mogłem pasować do jakiejkolwiek grupy, nigdy nie miałem nawet specjalnie kumpli, a co dopiero towarzyszy podróży. Byłem beznadziejny.
Spojrzałem przed siebie, potem na schylającą się nade mną dziewczyną. Co ona do cholery robi? Przecież ja za chwilę zginę. Czemu poświęca więzi z najlepszymi koleżankami dla jakiegoś gnojka, którego dopiero co poznała? Byłem skończonym idiotą, który nie zasługuje na uwagę kogokolwiek! Poczułem, jak na moje oczy cisną się łzy, nie tylko z powodu bólu, ale i uczucia beznadziejności.
-Idź z nimi... - powiedziałem najwyraźniej jak tylko byłem w stanie. -Nikt nie potrzebuje takiego śmiecia jak ja... Nie zasługuję na twoją przyjaźń, zostaw mnie... Lepiej będzie, jak tutaj po prostu zginę...
Nie chciałem tego mówić, ale musiałem to z siebie wyrzucić, po prostu. Mimo wszystko naprawdę chciałem żyć, desperacko chciałem żyć dalej, ale nie potrafiłem zdobyć się na prawdziwą prośbę o pomoc. Ta dziewczyna była zbyt wspaniała, abym mógł liczyć na to, że zostanie tutaj ze mną. Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Obojętność rudej tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, jak niewiele jestem warty. Jeśli Fiołek mnie zostawi, będę już pewny swojego losu - chociaż nie miałem zamiaru się poddawać, chciałem walczyć dalej, choć szanse miałem niewielkie. Czekałem z nadzieją na reakcję dziewczyny...
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 35
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1396
Wysłany: Nie Lis 27, 2011 12:28 am   

Niby tylko jeden postrzał, ale część życia przeleciała ci przed oczyma. W zasadzie, nawet nie czułeś teraz mrozu. Cała uwaga twojego zmysłu czucia była skupiona na bólu pod żebrami. Wszystkie ruchy które wykonywała dziewczyna zabezpieczając trafienie sprawiały ci tylko większe cierpienie, ale nie odezwałeś się na to ani słowem narzekania. Chciałeś ją nawet zachęcić do tego, żeby jednak odeszła. że nie powinna ci pomagać, szczególnie, że zna cię dopiero... no, na pewno mniej niż dobę. Widać, było, że jest bardzo niezdecydowana. Co chwilę odwracała się za siebie, spoglądając w stronę grupy która oddalała się nieubłaganie. Stęknęła znów, skupiając się na węźle zabezpieczającym "opatrunek".
- M-mm. - pokręciła głową upewniając się, że nic się nie obsuwa. - N-nic mi nie będzie. Potrafię o siebie zadbać. A ty nie dasz rady bez pomocy. I... - westchnęła, oglądając się za siebie po raz ostatni. - ja... mam nadzieję, że Fa nie będzie mi mieć tego za złe.
Odwróciła głowę, spoglądając na drugą stronę wzgórza. Przyglądała się czemuś przez dłuższą chwilę, po czym nachyliła się znów nad tobą, próbując podnieść cię chwytając pod bark. - Chodź. W każdej chwili może tu przyjść więcej ludzi. A tam, na brahminie... tam jest ktoś jeszcze. - zdenerwowanie było czuć nie tylko w głosie, ale i w drżeniu jej rąk. Starała się wesprzeć cię jak mogła najlepiej jeśli zdecydowałeś się wstać, starała się zaprowadzić cię w stronę dwugłowego bydła które wyło przestraszone, stojąc w miejscu tam, gdzie stało wcześniej. W pewnym momencie przetarła twarz co zauważyłeś mimo, że starała się to zrobić ukradkiem.
_________________
. . .
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 36
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 378
Wysłany: Nie Lis 27, 2011 1:16 am   

Ból powodowany opatrywaniem mojej rany przez Fiołka był niczym w porównaniu z chwiejącym się przed moimi oczami widokiem jej twarzy... Te piękne, szare oczy, pełne troski i akceptacji dla mojego bezwartościowego istnienia. Chyba pierwszy raz w życiu znalazłem prawdziwą przyjaźń. Jej poświęcenie wywarło na mnie tak niesamowite wrażenie, że przestałem myśleć o czymkolwiek innym. Była w tej chwili dla mnie jak anioł stróż, rozpościerający nade mną swoje skrzydła w intencji opieki i bezinteresownej miłości...
Kiedy porwała mnie z ziemi, wyrwałem się natychmiast z zamyślenia. Cholera, Desmond, weź się w garść, to jeszcze nie koniec! Jej ostrzeżenie pozbyło mnie wszelkich złudzeń, wcale nie byliśmy tutaj bezpieczni. Zaraz po tym, gdy zasugerowała mi pójście w stronę dwugłowej krowy, zmusiłem się do efektywnej pracy nóg. Włożyłem w te cholerne kończyny całą swoją siłę, aby tylko Fiołek miała jak najmniej do pomagania. Ba, niech zobaczy, że jestem naprawdę twardy i zrobiła już dosyć, jeśli chodzi o opiekowanie się nad tym chwilowo bezradnym chłopakiem! Warknąłem pod nosem, prąc naprzód niczym czołg, którego żadna siła ani przeszkoda nie jest w stanie zatrzymać. Przeżyłem walkę z trzy razy cięższym niedźwiedziem, jakiś drobny kawałek pizdowatego ołowiu nie jest w stanie mnie zatrzymać! Motywując się jak tylko potrafiłem, szedłem za przewodnictwem dziewczyny, gotowy do wykonania każdego jej polecenia. Choćbym miał teraz zatłuc gołymi pięściami wyrastającego spod ziemi olbrzyma, nie wystraszę się i będę szedł naprzód...
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 35
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1396
Wysłany: Nie Lis 27, 2011 5:54 am   

Czując jej wsparcie, wysiliłeś się na to, by nie polegać na niej całkowicie. Chód naprzód wcale nie był jednak łatwy. Za każdym razem gdy stawałeś na lewej nodze podnosząc prawą, ból zdawał zwiększać się wielokrotnie. Może to właśnie dlatego trzymała cię pod prawym ramieniem, usiłując być jak najlepszą podporą. Zauważyłeś, że materiał stanowiący opatrunek zdążył się już zaczerwienić. No tak, przecież ciężko było zatamować krwawienie w takim miejscu.
- Postaraj się jak... j-jak najmniej wysilać. Jak najmniej poruszać z tej strony. - zauważając twój trud dziewczyna zaleciła ci ostrożność. Przechodziliście właśnie nad ciałem trafionej włócznią. Na jej twarzy wciąż widniał zastygły grymas szoku, za nią po śniegu spływał w dół wąski, czerwony strumień. Ugh, na pewno nie chciałbyś zostać trafiony w to samo miejsce. Bez wątpienia bolało, a do tego nie powodowało natychmiastowej śmierci. Żyła pewnie jeszcze jakiś czas ze świadomością, że nie może zrobić już nic, żeby siebie ocalić.
Im bardziej zbliżaliście się do celu, tym mniej czułeś w swoim boku. Zupełnie, jakby powoli przestawał należeć do ciebie. Przy samym zwierzęciu nogi po prostu ci zmiękły, opadłeś na kolano. Krowa odwróciła się już jakiś czas temu ku was i zaczęła ryczeć, czy muczeć. A może i oba na raz.
- Usiądź. - powiedziała do ciebie cicho, usadawiając cię na ziemi. Cóż, i tak nie byłeś w stanie stać. Prawa noga całkiem ci sflaczała, w ogóle jej nie czułeś. To skutek wykrwawienia się? Czy... to coś, cokolwiek włożyła pod opatrunek? Na pewno cię już tak nie bolało, ale nie było też tak, że kręci ci się w głowie czy coś. Dziwne.
Dziewczyna podeszła ostrożnie do zwierzęcia, wyciągając przed siebie rękę, lekko zgarbiona. Wydawała z siebie jakieś krótkie dźwięki, syknięcia, które chyba jakoś uspokajały zwierzę. Udało jej się w krótkim czasie położyć dłoń na głowie bydła, powoli głaskając je po "twarzy". Spojrzała na człowieka przewieszonego wpół przez plecy brahmina - był on naprawdę mocno skrępowany. Związane kostki i nadgarstki, do tego połączone ze sobą krótkim kawałkiem sznura przeciągniętym pod brzuchem krowy. Nie miał żadnej możliwości ruchu. Twarz miał całkiem zasłoniętą, w większości kapturem, a prócz tego jakąś brudną szmatą. Szary płaszcz również wykonany był z jakiejś skóry, miał nawet jeszcze trochę sierści, nie był zbyt dobrze obrobiony.
Fiołek doskoczyła w międzyczasie do ciała "nieszczęśnika" trafionego jakimś cudem strzałą Ali. Krótko go przeszukała, bardzo szybko znajdując to, czego szukała - w jej ręce zabłysł krótki nóż. Wracając do przewieszonego, przecięła kilkoma ruchami linę jego więzów, trochę się wysiliła zdejmując gościa z góry. Ten opadł na śnieg bezwładnie. Chyba był nieprzytomny. A może nawet... martwy. Bliżej chyba tego drugiego, bo dziewczyna przestała zwracać na niego jakąkolwiek uwagę.
- Będziesz musiał wejść... no na górę. Powiedz, co chcesz wziąć. Nie używałam nigdy takich rzeczy. - wskazała tu na leżący nieopodal karabin. Na... górę? Chyba mówiła o dwugłowej krowie.
_________________
. . .
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



smartDark Style by urafaget
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 5