Wiele sfer Strona Główna Wiele sfer
Mało gier
 
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy
Rejestracja :: Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Zamknięty przez: Jedius 9 Baka
Śro Maj 16, 2012 7:03 pm
Rozdział Ia - Podróż w nieznane
Autor Wiadomość
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Sob Sie 06, 2011 10:36 pm   Rozdział Ia - Podróż w nieznane

Desmond Drizzle.

- A... rób co chcesz! - "Jed" poświęcił ci jeszcze chwilę uwagi, rozkładając szeroko ręce. - Na pewno nie będę czekał więcej niż kwadrans. Możesz sobie... - cho wcale nie skończył mówić, nie zrozumiałeś ani słowa z jego dalszej wypowiedzi. Zapewne było to dlatego, że odwrócił się do ciebie plecami i truchtem zmierzał przed siebie, w stronę gdzie zostawiliście transporter i resztę "drużyny". Nie marnowałeś czasu na to, by patrze jak odchodzi - bo i po co, kogo to obchodzi. Własnym tempem skierowałeś się w stronę przeciwną, ku lądowi po tej stronie mostu. Ledwie minutę zajęło ci dojście do krawędzi kanionu. Miałeś przed sobą jakieś dwieście metrów drogi pod górę, do szczytu niewielkiego wzniesienia które skutecznie zasłaniało widok na wprost - po obu stronach drogi pole widzenia blokowały drzewa. Szedłeś więc właśnie w tym kierunku, wiedziony myślą, że z góry zobaczysz co znajduje się dalej.
Dobre pięć minut podróżowałeś w ciszy. Ta pustka wokół była dość... niepokojąca. W krypcie trudno było iść korytarzem dłużej niż kilkanaście sekund póki się kogoś nie napotkało. Tutaj zaś ogromna, otwarta przestrzeń... i jak daleko okiem nie sięgnąć, ani żywej duszy. W sumie... może to i lepiej?
Spokój marszu przerwał nagle jakiś trzask. Dosyć głośny. Nie był to wystrzał, raczej... coś jakby pęknięcie. Gdzieś za tobą. Obejrzałeś się, ale nie było widać nic podejrzanego. Po chwili... znów. I zaraz jeszcze raz. A po tym przeciągły, potężny skrzyp. Zaraz, zaraz... albo ci się wydawało, albo most się poruszył. Po chwili byłeś tego nawet pewien. Wraz z serią kolejnych hałasów cała olbrzymia konstrukcja zaczęła przechylać się na jedną stronę. Przęsła zaczęły zrywa się jedno za drugim, asfalt się kruszył, stalowe wzmocnienia się łamały i urywały...
Cały most zaczął się po prostu walić.

[ BGM: Black Flames ]

Wstrząsy było czuć w całej ziemi. Nawet tu, gdzie teraz stałeś, a był to jakiś kawałek od mostu. Miałeś całkiem niezłe miejsce do obserwacji kilkuset, jeśli nie kilku tysięcy ton metalu z wolna zwalających się w dół kanionu. Był to niezgorszy widok, trzeba przyznać. Każdy kolejny fragment wzbijał w powietrze tumany kurzu gdy upadał na dno przepaści, hałas sprawiał, że nie było słychać zupełnie nic innego... Zjawisko, którego obserwacji na żywo nie zastąpią żadne filmowe efekty. Gdy o ziemię uderzały największe fragmenty, ciężko było ustać na nogach. Wstrząsy poruszały całym lasem, całą ziemią...
Trochę to trwało, zanim hałasy ucichły. Tumany kurzu dotarły aż do twojej miejscówki, skutecznie ograniczając pole widzenia. A to nie dobrze, bowiem gdy tylko wystarczająco się uspokoiło, zacząłeś słyszeć... okrzyki. A raczej... szczekanie. Naprawdę, cholernie liczne szczekanie gdzieś z głębi lasu po twojej prawej stronie (zakładając, że wciąż patrzyłeś na most). Wyglądało na to, że hałas zwabił jakąś grupę...czegoś. Pewnie to były te psy, o których wspominał "Jed". Cóż... chyba wypadałoby się jakoś przygotować.
Ostatnio zmieniony przez Jedius 9 Baka Sob Sty 21, 2012 7:59 pm, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Nie Sie 07, 2011 1:31 am   

I bardzo dobrze, niech sobie idzie w cholerę, nie potrzebuję jego pomocy. W tej chwili nie miałem już żadnej ochoty wracać gdziekolwiek. Jeśli mam zginąć tutaj, błądząc po okolicy głodny i spragniony, to niech tak będzie. Nigdy nie zniżałem się do proszenia innych o pomoc... nigdy!
-Pozdrów ode mnie resztę tych nieudaczników! – krzyknąłem za Jedem, po czym ruszyłem przed siebie, w nieznane. Zanim jednak zdążyłem dowiedzieć się, co jest za wzniesieniem, stało się coś niespodziewanego – most zaczął się walić. Super, teraz przynajmniej nie będę miał już jakichkolwiek wątpliwości, że muszę iść dalej, a nie rzucić się z płaczem z powrotem do tamtego pojazdu i błagać o wybaczenie. Ciekawe w ogóle, czy Jed zdążył przejść na drugą stronę? Może most runął przed tym, jak w ogóle spróbował, i niedługo usłyszę to jego przeciągłe sapanie. Kiedy już będzie błagał o to, żeby do mnie dołączyć...
Spojrzałem w stronę lasu, słysząc szczekanie. Cholera, mam nadzieję, że to będą tylko dwa brakujące psy, a nie cała wataha. Nawet jeśli się schowam, to prędzej czy później wyczują mnie węchem. Uciekanie też chyba niewiele da, mają w końcu po dwa razy więcej nóg... Trzeba walczyć. Najpierw jednak muszę się ukryć, może uda mi się zyskać przynajmniej chwilę czasu i użyć elementu zaskoczenia. Jak pomyślałem - tak zrobiłem. Kiedy już udało mi się znaleźć cokolwiek większego ode mnie, jakiś głaz czy pobliskie drzewo, albo nawet dół, ukrywam się tam i przygotowuję swój prawie-pusty pistolet. Przy odrobinie szczęścia nie będę musiał używać tego drugiego – one shot, one kill, jak to mówili zdesperowani ocaleli z filmów o zombie, nerwowo liczący się z każdym nabojem, jaki został im w kieszeni. Musiałem być jak oni i przeżyć! To w końcu tylko dwa cholerne kundle, a nie tłum rozwścieczonych, wygłodniałych, chodzących zwłok.
Kiedy już zobaczę pierwszego psa, czekam aż zacznie intensywnie coś wąchać, dając mi dwie, góra trzy sekundy na wycelowanie z Korgasa. Nie wahając się ani chwili wypalam prosto w tułów psa, czyli tam, gdzie najłatwiej będzie mi trafić. Jeśli nawet nie zdechnie, to gówno mnie to obchodzi, grunt aby mi nie zagrażał. Zaraz po tym czekam na drugą bestię, wychodząc kompletnie z kryjówki. Jeśli będzie na tyle głupia, aby powarczeć trochę na mnie przed szarżą, wykorzystuję to natychmiast, celując w nią i strzelając. Grunt, żebym trafił gdziekolwiek, dalej już sobie poradzę. Miałem nadzieję, że psów nie będzie więcej i nie będę musiał używać drugiej broni...
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Pią Sie 19, 2011 2:16 pm   

Szybko ułożyłeś plan w swojej głowie. Zacząłeś oczywiście od jego pierwszego kroku - ukrycie. Droga na której stałeś była mocno zniszczona, rowy przydrożne były w większości zasypane... najlepszym miejscem by się skryć było więc któreś z drzew po przeciwnej stronie. Tam też czym prędzej ruszyłeś, po chwili przywierając plecami do szorstkiej, białej kory większego drzewa. Cierpliwie wyczekiwałeś odpowiedniej chwili, wytężając słuch. Zwierzęta się zbliżały... bardzo szybko. Przez chwilę pojawiła się w twoich myślach obawa, że te pobiegną prosto do ciebie i to ty zostaniesz zaskoczony... na ile dokładny jest ich węch? Tak na dobrą sprawę pierwszy raz masz do czynienia z takimi zwierzętami. Obawa rosła, a wraz z nią pokłady adrenaliny krążące w układzie krwionośnym...
Uderzenia łap nie były może głośne, ale dobrze je słyszałeś. Kilka biegnących istot minęło cię, co przywołało uczucie ulgi. Gdy wyjrzałeś zza drzewa, ujrzałeś kilka sylwetek. Cholera, więcej niż dwie... razem chyba pięć. Czwórka stała dużo dalej - głupie psy kręciły się gdzieś na samym brzegu klifu i zacięcie oszczekiwały gruzy mostu daleko na dole. Do wykorzystania tego całkowitego braku inteligencji poczułeś się mocno zobowiązany jako człowiek niezwykle światły.
Piąty pies był dużo bliżej. Nie zajmował się tym co pozostała czwórka - wodził wzrokiem gdzieś w powietrzu, będąc tyłem do ciebie. Jakiś owad? W sumie, było to teraz nieistotne. Miałeś idealną okazję na to, by wycelować. Masa Korgasa stanowiła przyjemny ciężar w dłoni, wywołując uśmiech na twarzy gdy szczerbinka, muszka i korpus psa znalazły się na jednej linii. Pociągnięcie za spust wyrzuciło z broni dźwięk, który kilkukrotnie odbił się echem, zagłuszając upierdliwe szczekanie. Kula trafiła cel dokładnie tam, gdzie było to zamierzone - wleciała przez grzbiet po lewej stronie, i już nie wyleciała z cielska. Pies wydając krótki pisk natychmiast padł bez ruchu na kawałek asfaltu na którym stał.
Pozostała czwórka bardzo szybko zorientowała się, że coś jest nie tak. Szczekania stały się nieco rzadsze, ale nie zakończyły się całkowicie. Dwójka, która wydawała się nieco mniejsza zaczęła się zbliżać krótkimi skokami, co chwila poszczekując. Ich ruchy były wystarczająco chaotyczne byś mógł stwierdzić, że najwyraźniej cię nie widzą. Próbowały raczej oszczekać wszystko dookoła, jakby miało to wystraszyć napastników. Nie wystraszyło.
Ponownie uniosłeś broń, celując w jednego z bliższej dwójki. Zwierzę bardzo szybko weszło na cel, więc wystrzeliłeś po raz drugi i jak na razie ostatni z tej broni. Efekt był... zdumiewający. Choć z powodu tabunów kurzu nie było ci dane podziwianie tego w najlepszej jakości, to... widziałeś, jak głowa trafionej bestii po prostu rozprysła się w powietrzu jak bańka mydlana. Jej szczątki rozleciały się po obszarze, który wynosił chyba dobre dwa metry. Drugi z bliższych psów zobaczywszy to wykonał czyn który świadczył o tym, że niemało go to wystraszyło - zamilkłszy zaczął uciekać. Problem w tym, że chyba źle ocenił twoje położenie - uciekał wzdłuż drogi, a więc dopóki cię nie minie, będzie się tylko do ciebie zbliżał.
Dalsza dwójka, trochę masywniejsza z postury, na strzał zareagowała zupełnie przeciwnie. Zerwała się z miejsca i ruszyła prosto na ciebie, szczekając jeszcze bardziej zaciekle niż dotychczas. Nie były tak daleko, ale miałeś chyba kilka sekund zanim któryś zdąży do ciebie doskoczyć. Należało dobrze ten czas wykorzystać.
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Pią Sie 19, 2011 7:13 pm   

Pięknie, dwa kundle poszły do piachu! Jeden zaczął panicznie uciekać, dwa pozostałe rzuciły się na mnie z żądzą krwi... Zaraz po tej błyskotliwej ocenie sytuacji przeszedłem do działania. Nie było czasu na myślenie nad strategią, to były sekundy – musiałem działać instynktownie, pod wpływem impulsu. To znaczy, jak zwykle...
Odskoczyłem kawałek w bok, całkowicie wychodząc z ukrycia, aby mieć czysty strzał. Uniosłem Korgasa w prawej ręce do góry, w tym samym czasie prostując lewą rękę z Zerialem w stronę nadbiegających bestii. Zmrużyłem lekko oczy, odruchowo wycelowałem w pierwszego psa, strzeliłem, przekierowałem broń na drugie zwierzę, po czym wystrzeliłem znowu. Jeśli widzę, że jedno z nich nie dostało, bez zastanowienia celuję w nie ponownie i strzelam, zaczynając cofać się krok po kroku do tyłu. Jeśli któryś z kundli dopadnie do mnie, robię błyskawiczny unik, obracając się i zarazem uderzając kolbą Korgasa w prawej ręce prosto w łeb stwora. Kiedy upadnie, bezlitośnie kopię go z całej siły w brzuch, zaraz po tym rozglądając się za ostatnim, piątym psem. Jeśli zwiewa, to okej, nie mam zamiaru za nim ganiać i tracić naboi. Jeśli jednak mnie zaatakuje... no cóż, it sucks to be him.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Wto Sie 23, 2011 2:21 pm   

Wyskoczenie na ulice faktycznie dało ci lepszą perspektywę. Dużo lepiej widziałeś teraz dwa wściekłe pyski które zbliżały się nieubłaganie. Bez wahania uniosłeś Zeriala do poziomu, celując do bliższego zwierza. Gdy strzeliłeś, od razu poczułeś, że ten pistolet ma dużo mniejszego "pałera" od Korgasa - i to wystrzał dużo cichszy, i odrzut prawie nie odczuwalny. Ale najważniejsze, że trafiłeś, pies upadł na ziemię z krótkim poślizgiem i zamarł w bez ruchu. W tym momencie celowałeś już w drugą bestię. Strzał oddany w ostatniej chwili... chybił. Zwierzę rzuciło się do skoku z rozwartymi szczękami. Jako, że byłeś na to przygotowany, zrobiłeś unik, co ledwie się udało. Jeszcze w powietrzu ten kłapnął zębami tuż przed twoją twarzą. Chciałeś uderzyć go w łeb, lecz nie udało się to dokładnie jak zamierzałeś - uderzyłeś go, fakt, ale gdzieś w bark, tuż pod karkiem. Na szczęście uderzenie było wystarczająco silne by pies po nim faktycznie upadł na ziemię odwracając się bokiem, zaskomlawszy. Chyba usiłował wstać, kiedy widząc okazję dopadłeś do niego rozpoczynając miłą pogawędkę porządnym kopnięciem w brzuch. Kolejne piskliwe szczeknięcie potwierdziło odczuwany przez zwierzę ból. Widać jednak było, ze wciąż próbował wstać, więc poprawiłeś drugim kopnięciem, które raczej go obezwładniło. To w tym momencie usłyszałeś za sobą zbliżający się stukot łap. Natychmiast odwróciłeś się w tę stronę wystawiając przed siebie Zeriala. Pies właśnie zbierał się do skoku. Szczerbinka, muszka, jego głowa... Wystrzeliłeś, ale nie trafiłeś. Nie dlatego, że źle wycelowałeś, lecz po prostu pies nagle jakby zmienił tor lotu. Gdy odnalazłeś go wzrokiem, leżał już na ziemi. Raczej martwy. Z długim, cienkim kijem wystającym z szyi. Zaraz, to ta... włócznia? Szybko zwróciłeś wzrok w stronę, z której mogła ona przylecieć. Usłyszałeś szelest, a potem szybkie kroki. Faktycznie, ktoś tam był! I chyba uciekał. Widziałeś jakieś szare ubranie, już dość daleko wgłąb lasu po lewej stronie (patrząc w stronę mostu). Raczej człowiek, bo kto inny nosił by ubranie? W każdym razie nie dowiesz się na pewno, jeśli nie zobaczysz z bliska. Niestety, w tym momencie zauważyłeś też, że skopane zwierzę jeszcze nie ma dosyć i znów próbuje się podnieść.
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Wto Sie 23, 2011 3:11 pm   

Jebany kundel, chce zdychać to proszę bardzo, nie będę się nim przejmował. Złapałem Korgasa w zęby, wyrwałem włócznię ze zwłok psa, po czym podszedłem szybkim krokiem do tego co próbował wstać i wbiłem badyl z całej siły w okolice jego klatki piersiowej, aby przebić zwierzę na wylot i przy odrobinie szczęścia przygwoździć je do ziemi.
-Hej ty, zatrzymaj się do cholery! – wrzasnąłem natychmiast w stronę uciekającej postaci, rzucając się za nią w pościg. Ponownie złapałem pistolet w prawą dłoń, biegnąc jak najkrótszą drogą i przeskakując wszelkie rowy i dołki. Krzyczę za uciekinierem, aby się zatrzymał, cały czas uważając na otoczenie. Nie chciałbym dostać kolejną włócznią od jakiegoś jego koleżki. W razie ataku natychmiast chowam się za jakieś drzewo, wstrzymując się na razie ze strzelaniem. Jeśli jednak droga będzie wolna, ścigam postać bez odpoczynku.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Wto Sie 23, 2011 6:09 pm   

Przed pogonią zdecydowałeś się raz na zawsze skończyć z problemem który w swej głupocie może zechciałby jeszcze cię ścigać. Przełożywszy większy pistolet do ust złapałeś za drzewie włóczni i pociągnąłeś. Zadziory jej grotu rozerwały szyję martwego psa przy wyciągnięciu. Dopiero teraz zwróciłeś uwagę na dwie wstęgi - szarawą i czerwoną - przyczepione do broni tuż przy grocie, splamione krwią zwierzęcia. W sumie nie było to nic istotnego. Wykonałeś krótki zamach i z całą siłą wbiłeś dzidę w bok jeszcze-żywego-stworzenia. To nie wydało już z siebie żadnego odgłosu, a krew która po chwili zaczęła wydobywać się z pyska była jednoznaczną oznaką jego śmierci.
Krzyknąłeś za uciekającym, od razu rozpoczynając pościg. Postać nawet na chwilę się zatrzymała, odwracając w twoją stronę, ale powróciła do ucieczki gdy tylko się zorientowała, że biegniesz w jej stronę. Naprzód więc - hop przez niewielki dołek który chyba kiedyś był rowem i slalom między drzewami. Hah, taki bieg... tego w sumie w krypcie nigdy nie zaznałeś. Sama możliwość rozpędzenia się do tego stopnia sprawiała już niemałą satysfakcję - a zwiększał już fakt że widocznie zbliżasz się do kogoś, kto "na zewnątrz" mieszka pewnie od urodzenia. Z każdą chwilą uciekająca postać stawała się coraz bardziej wyraźna. Pierwsze co zauważyłeś to to, że jest raczej niższa od ciebie. Potem, nieco dłuższe włosy i postura... wyglądało na to, że to była kobieta. Albo raczej, dziewczyna. Miała na plecach jeszcze dwie czy trzy podobne dzidy, i jeszcze jedną w ręku. Co chwila oglądała się za siebie jakby upewniając się, że wciąż ją gonisz. Owszem, goniłeś i doganiałeś. Nie tak długo później byłeś już pewien wszystkich powyższych informacji. Jeszcze tylko dosłownie moment i będzie ona na wyciągnięcie ręki... w której masz pistolet, cholera. W każdym razie, im bliżej niej się znajdowałeś, tym bardziej odnosiłeś wrażenie, że wcale nie porusza się ona najszybciej jak potrafi, a raczej specjalnie daje się dogonić. Te obawy zostały tylko dziwnie potwierdzone gdy ta nagle rzuciła się do przodu plackiem, padając na ziemię, a w kierunku twojej twarzy powędrował czyjś łokieć, z którym nie zdążyłeś już nic zrobić...
*JEBS*.


* * *

[ BGM: 名探偵は知っている ]

- ...rożność. Nie można...

...

- ...ażać. To już nie są żarty.
- Wali mnie to. Każdy agresor dostanie po pysku.
- Dobrze wiesz, że tu już nie chodzi o zwykłych agresorów. Spójrz tam.
...
...
- To z miasta? Dobrze im tak. Ci z południa strzelali do mnie jak tylko mnie zobaczyli.
- Nie, nie. Taki strój noszą w kryptach. Potomkowie zadufanych bogaczy, którzy wykupili sobie bilet na unikniecie wojny.
- Skąd wiesz? Przecież byliśmy w kry--
- Tamci nie byli... pierwotnymi mieszkańcami.
- A co z pierwotnymi?
- Kto wie.

Od jakiegoś czasu słyszałeś rozmowę dwóch głosów. Zdaje się, że oba były kobiece. Jeden, dużo mocniejszy i silniejszy, zadawał dużo więcej pytań niż drugi, spokojny i opanowany. Tyle, że tak naprawdę dużo bardziej od tej głupiej rozmowy obchodził cię, ból który czułeś na całej twarzy. Cholera, jakby całą jej środkową część ktoś ci wykroił nożem!
- Mają kilka cennych ustrojstw.
- I na co ci to, na nic tego nie wymienisz.
- Nie byliśmy jeszcze w Dourtsonn, może tam...
- A dajże spokój.

Ciemność, która dotychczas wokół panowała została nagle zabrana przez dwójkę dłoni i zabrana na bok w postaci zakrwawionego kawałka materiału. Przed tobą ukazało się zaczerwienione niebo oraz kilka szczytów drzew po prawej stronie. Po chwili znów pojawiła się ta sama dwójka dłoni z licznymi rzemykami wokół nadgarstków, tym razem trzymająca inną szmatę - jakiś skrawek bawełny z jasnozieloną plamą na środku. Tym razem nie przykrył ci jednak oczu, gdyż szybko został na powrót cofnięty.
- E, em, hej! - odezwał się trzeci głos, tuż obok ciebie. Brzmiał dość niepewnie, a do tego na pewno był najmłodszy z całej trójki. - Chyba... chyba się obudził.
Odwracając lekko głowę w lewą stronę, zdołałeś ujrzeć nad sobą twarz, która wydała się dziwnie znajoma. Bardzo jasne, długie i kręcone włosy przyozdobione dwoma ptasimi piórami z boku głowy, zamocowanymi na czerwonej wstążce przechodzącej przez środek czoła... Cholera, czy to nie ją przed chwilą... to znaczy, jakiś czas temu goniłeś?
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Wto Sie 23, 2011 7:17 pm   

O czym one pierdolą, nie chce mi się tego słuchać... Jacyś cholerni Indianie, złapali mnie, oskalpowali, a teraz chcąc zjeść. No ale co, jeśli i tak jestem już oszpecony i zostało mi tylko parę godzin życia, to czemu by nie rzucić się na nich i zobaczyć, jak dużo zdążę zabić zanim dostanę włócznią w klatę? To byłoby... auć, może jednak nie. Cholera, ale to boli, czyżbym miał złamany nos? A jakże, całe dzieciństwo biłem się z chłopakami po mordach, gdzieżbym nie rozpoznał tak śmiertelnej rany, która praktycznie wykluczała zawodnika z pojedynku.
-Nieźle mnie urządziliście, dzikusy pierdolone – wystękałem ze złością przez łzy, próbując wymacać palcami prawej ręki swoją twarz. Ból był naprawdę okropny, jak to możliwe, że dałem się zajść jak dziecko? -No dobra, dostałem w ryj, teraz mnie pewnie zwiążecie i ugotujecie żywcem w kotle pełnym warzyw, mam rację?! Albo złożycie w ofierze jakimś ludziom lasu... Takie z was krzepkie amazonki co? Może któraś by miała na tyle odwagi i zmierzyła się ze mną w pojedynku, zanim napełnicie mną swoje brzuchy? No dalej, widziałem jak to się robi w filmach...!
Stęknąłem, coraz bardziej zdenerwowany o to, że jestem ranny. Rzadko kiedy mi się to zdarzało i nie byłem przyzwyczajony do tak intensywnego bólu. No ale to nie znaczy, że nie dam rady stąd uciec, w końcu jestem niepokonany.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Nie Sie 28, 2011 3:02 am   

Leżąc tak na gołej ziemi szybko doszedłeś do własnych wniosków. Stwierdziłeś, że osoby wokół ciebie na pewno mają wrogie zamiary i trzeba jak najszybciej przybrać wrogą postawę. Klnąc wymacałeś swój nos - obrzęk był naprawdę spory, jakby ktoś wstawił ci kartofel w miejsce nosa. I bolało jeszcze bardziej, gdy dotykałeś. Podniosłeś się(?), dziewczyna obok ciebie cofnęła się kawałek wciąż siedząc. Rozglądnąłeś się wyrzucając groźby w stronę, z której słyszałeś dwa pierwsze głosy... w stronę ogniska, przy którym siedziały dwie kobiety.
Z lewej strony siedziała jakaś ruda, piegowata. Włosy miała zebrane w dwa kucyki, grzywka odsłaniała jej czoło. Ubrana była w jakieś ciemne poncho, skutecznie zakrywające jakikolwiek ubiór który mógłby znajdować się pod spodem. Obracała w dłoni nic innego jak magazynek pistoletu, identyczny jak te które powinieneś mieć w posiadaniu. Zwróciła do ciebie wzrok dość spokojnie kiedy zacząłeś się rzucać.
Po prawej stronie ogniska siedziała inna... o wieeele wyższa i mocniej zbudowana. Skórzana kamizelka odsłaniała umięśnione ramiona obdarzone licznymi ciemnobrunatnymi tatuażami. Na przedramionach miała dziwne, prowizoryczne karwasze z jakimiś resztkami lakieru... wyglądało to trochę jak pseudo-pancerz wykonany z odpowiednio wygiętej kiedyś-lakierowanej blachy, na przykład maski samochodu. Podobną osłonę miała na udach, kolanach i goleniach. Gdy tylko począłeś swój monolog odwróciła ku tobie głowę w krótkich, jasnych blond włosach i rzuciła ci gniewne spojrzenie zielonych oczu. W obu dłoniach trzymała mocno przypieczony, ciemny kawał mięsiwa i był to chyba jedyny powód, dla którego nie zacisnęła jeszcze pięści.
Siedząca za tobą jasnogłowa w białej szacie podniosła się ostrożnie i zaczęła umykać ku pozostałej dwójce, starając się ciebie ominąć jak najdalej. A pola do manewru nie było dużo - leżałeś bardzo blisko skraju urwiska, chyba tego samego nad którym niedawno był przerzucony most. Po drugiej jego stronie słońce właśnie zachodziło za górami. Z przeciwnej zaś strony, tej, gdzie ognisko... był, no, las. Ognisko znajdowało się na niewielkiej polanie, która otoczona była zasiekami będących drewnianą konstrukcją z umieszczonych w ziemi zaostrzonych pali, skierowanych pod pewnym kątem na zewnątrz. O ile wyjść z "obozu" było dość łatwo, chyba ciężko było się tu dostać nie drąc sobie przynajmniej ubrania. Zasieki kończyły się jakiś kawałek przed urwiskiem, pewnie dlatego, że w skałę raczej nie dało się wbić drewna - można było przejść między nimi a przepaścią, ale ryzykowało się tam z kolei utratę równowagi.

- Pomyśleć, że jeszcze niedawno żałowałam tego, co zrobiłam. - Pierwsza odezwała się blondynka. Ten silniejszy głos okazał się należeć właśnie do niej. Przy okazji, wcale nie brzmiała na zadowoloną. Przeniosła wzrok na towarzyszkę, tę rudą. - Było go zostawić. Dzieci cywilizacji mają niewyparzony pysk, wszyscy! Teraz trzeba go wyrzucić. Wyrzucić, tak jak się to robi ze wszystkimi śmieciami! - wykrzyknęła gniewnie znów bacznie cię obserwując. Ruda westchnęła na to tylko, wrzucając trzymany magazynek do ogniska.
- Nie tak się dziękuje za otrzymaną pomoc. - rzekła powoli, spokojnie, co było zupełnym przeciwieństwem dryblaski obok. - Usiądź i ochłoń. Wrogie nastawienie nie jest tu mile widziane. - dodała, wciąż nie spuszczając z ciebie wzroku. Ty zaś spostrzegłeś, że obok ciebie - a właściwie za tobą - leżą dwie włócznie, które chyba należały do przestraszonej dziewki właśnie chowającej się za blondynką.
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Nie Sie 28, 2011 1:15 pm   

Hah, a więc to ta przerośnięta samica alfa mnie tak urządziła. Mój instynkt przetrwania, dotychczas toczący nierówny pojedynek z moim ego, tym razem w jakiś sposób zdobył nieznaczną przewagę i zaczął wygrywać. Lepiej nie wyzywać tych dzikusek i zagrać miłego gościa, bo zaraz naprawdę zrzucą mnie z tego urwiska, albo upieką sobie na kolację. Po wstaniu do pozycji siedzącej cofnąłem się kawałek, natrafiając dłonią na włócznię. O cholera, no to teraz będzie dopiero bitwa. Instynkt przetrwania dostał porządny cios w wątrobę, zgiął się w pół i zaczął kasłać niebezpiecznie dużą ilością krwi. Trzymaj się stary, nawet ja jestem w stanie zrozumieć, że w takiej sytuacji warto zachować choćby resztki rozsądku! Czując, jak moja dłoń wręcz drży, aby złapać za broń, natychmiast zmusiłem ją całą swoją siłą woli, aby uciekła jak najdalej od ziemi.
-Dobra, dobra, przecież tylko żartowałem! – powiedziałem, ciągle lekko drżąc. Wstałem na równe nogi, po czym sprawdziłem, czy mój nos jest dobrze nastawiony. Jeśli nie, robię to natychmiast. Nie chciałem, aby się jakoś krzywo zrósł. Kiedy już będę pewny, że wszystko jest w miarę okej, zwracam się z powrotem w stronę kobiet siedzących przy ognisku. -Wybaczcie mi moje panie, ale nie miałem zbyt dobrego dnia! Ktoś wypierdolił w powietrze całą kryptę, w której do tej pory żyłem, a teraz znalazłem się na tym zadupiu i nie wiem co robić. Oddzieliłem się od reszty, która przeżyła, a potem ten cały most runął w pizdu i zostałem sam. Za tamtego kundla, którego zabiła wasza koleżanka, chciałem oczywiście podziękować, ale widocznie biegnąc za nią z pistoletami nie byłem zbytnio przekonujący! Ha ha ha!
Cicho odchrząknąłem, po czym spojrzałem w dal na zachód słońca. No, chyba mi nieźle poszło. Nikogo nie wyzwałem, nie zaatakowałem, nie sprowokowałem, nawet zmusiłem się do żarciku... Zobaczymy, co będzie dalej.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Wto Wrz 06, 2011 9:15 am   

Trzy pary oczu obserwowały cię uważnie podczas całej wypowiedzi. Nie cały czas, bo co chwila spoglądały po sobie, ale jednak. Czułeś, że mimo ciągłego mówienia wcale nie udawało ci się przekonać żadnej z nich. Nawet po czymś, co w twoim mniemaniu mogło być dobrym żartem, ich miny nie zmieniły się ani trochę, wciąż pozostając tak surowe jak były wcześniej.
Nos był raczej nastawiony poprawnie, tak przy okazji. Tyle, ze czułeś iż był wyraźnie większy. To jest, mocno opuchnięty.
- Rzeczywiście, nieciekawie. Doceniłabym jednak, gdybyś wstrzymał się ze swoim wielkomieszczańskim słownictwem. To są ziemie Lah'ry, a Lah'ra nie toleruje zatruwania jej powietrza plugawym słownictwem. - ruda odezwała się nieco niższym niż wcześniej głosem, patrząc się teraz w pobliże jednej z twoich dłoni. Widać zauważyła wcześniej, że trąciłeś nią leżące za tobą włócznie. - Jeśli szukasz schronienia, możesz pozostać tu podczas nocy. Dalsze podążanie za nami nie jest jednak dla ciebie wskazane. - dodała po krótkim oddechu, znów spoglądając ci w oczy. Ta masywniejsza pokręciła głową i odwróciła się od ciebie ponownie zajmując się mięsem. Wyglądało na to, że wpierw szukała w nim zgięć, by wiedzieć jak ułożone są wewnątrz kości i ułamać kawał w tym miejscu. Słowem, nic interesującego. Ta wyglądająca na najmłodszą, jeszcze niedawno siedząca obok ciebie wciąż chowała się za wielką, obserwując ciebie zza niej. Chyba była nawet wystraszona. Serio, dość płochliwa dziewka.
Zachód słońca za tobą był dość... interesujący. To jest, pierwszy raz faktycznie widziałeś coś takiego na żywo. Całe niebo pokryło się czerwienią, gdy słońce chowało się za górami. Okolica ciemniała w oczach. Niedługo będzie tu bardzo niewiele widać. Pewnie byłoby zupełnie czarno, gdyby nie ognisko.
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Śro Wrz 07, 2011 1:32 pm   

Przez chwilę zastanawiałem się, co odpowiedzieć, zapatrzyłem się jednak na zachód słońca i chyba trochę odebrało mi mowę. Cholera, to nie to samo, co widziałem na filmach. To chyba musi być jakiś sen... Nowe doznania kotłowały się we mnie z każdą chwilą. Uczucie naturalnego zimna, powiew prawdziwego wiatru, dotyk promieni słońca i te widoki, które zapierały dech w piersiach. Gdzie ja do tej pory żyłem? W jakimś więzieniu, jak kurczak na fermie, którego hoduje się tylko po to, aby znosił jajka. A potem poszedł na ubój. Właśnie zdałem sobie sprawę, że dopiero teraz mogę rozwinąć skrzydła. Przeżycie w tym świecie będzie jednak naprawdę trudne. Muszę postarać się jak najwięcej, aby nacieszyć się tym życiem wystarczająco długo, aby poznać wszystkie jego uroki i trudności. To będzie przygoda mojego życia!
-Przepraszam, nie wiedziałem, że te ziemie do kogoś należą - powiedziałem trochę skruszony. Musiałem przecież od czegoś zacząć. Uczucia i emocje, jakie przed chwilą zaczęły się we mnie kotłować, zmobilizowały mnie do dania z siebie wszystkiego. Musiałem przeżyć i poznać ten cudowny świat, a ich towarzystwo na pewno mi w tym pomoże.
-A właśnie... Czy... - zacząłem po chwili przerwy. -Chciałem z wami zostać, przynajmniej przez jakiś czas. Nic nie wiem o tym świecie, jestem zupełnie zagubiony. To nie moja wina, że urodziłem się w tamtej krypcie! Ja po prostu robiłem wszystko, aby przetrwać w tej chorej i sztucznej społeczności, dlatego jestem taki, jaki jestem. Nie chciałem pozwolić systemowi przejąć nade mną władzy... A teraz jestem tutaj. Pozwólcie mi zostać ze sobą przynajmniej do czasu, gdy znajdziemy się w pobliżu jakiegoś miasta, w którym mógłbym się zatrzymać. Proszę was, zrobię wszystko! Nie jestem mięczakiem, na pewno nie będę plątał się pod nogami i przeszkadzał.
Zacisnąłem pięści, mając nadzieję, że się zgodzą. To była moja jedyna szansa.
-Jeśli się nie zgodzicie, pewnie zabłądzę, zginę z głodu albo zimna... Równie dobrze mogłybyście mnie zabić tu i teraz...
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Czw Wrz 08, 2011 1:06 pm   

Jak nie groźbą, to na litość. kolejna zmiana postawy spowodowała uniesienie brwi blondynki, która jeszcze na moment odwróciła głowę w twoją stronę. Ruda wciąż cię obserwowała i choć nie wyglądała na wzruszoną czy pełną współczucia, teraz wydawała się być trochę mniej surowa. Podniosła się z ziemi, odwróciła cała w twoją stronę i poczęła powoli iść naprzód.
- Naprawdę uważasz, że potrzebujemy kogoś takiego jak ty? Przez całe pięć lat nigdy nie czułam by mi kogoś brakowało. - zbliżywszy się na odległość metra kucnęła przed tobą, składając ręce. Zaczęła oglądać uważnie całego ciebie, każdy twój ruch, kontynuując mowę. - Jeśli naprawdę tego chcesz, musisz pokazać, że jesteś wart tego by dzielić pokarm na jedną osobę więcej. Utrzymywanie kogoś, bez kogo można by się obyć bez problemu całkowicie mija się z celem, nie uważasz? - uśmiechnęła się na koniec, spoglądają ci w oczy. Wcale nie był to jednak pokrzepiający uśmiech. - Tym bardziej, jeśli jego mowa kala uszy. - zatrzymała się tak w bez ruchu na jakiś czas. Być może czekała na jakąś odpowiedź. Trochę dalej, przy ognisku, ta największa właśnie podawała kawałek mięsa milczce, co ta druga zauważyła dopiero po chwili, będąc zbyt zapatrzona w waszą dwójkę. Gdy się zorientowała (a właściwie została zorientowana chrząknięciem) odebrała swoją część, siadając ale nie przerywając obserwacji.
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Czw Wrz 08, 2011 2:26 pm   

Spojrzałem na rudą, mrużąc oczy. Chce, abym się wykazał? A co mam niby zrobić, pobić ją? Miałem już sporo bijatyk na swoim koncie, walka na pięści to była praktycznie jedyna rzecz, do której się nadawałem. Ale to były bardziej szarpaniny po kiblach i dawanie sobie nawzajem po mordzie, a cholera wie co one dla mnie mogą teraz wymyślić. Musiałem kombinować.
-Chcesz, abym się wykazał, tak? - zapytałem, po czym uśmiechnąłem się pod nosem. -Nie ma sprawy. Może i nie mam gadanego, ale jeśli chodzi o walkę, to jestem niepokonany. Wtedy, w lesie, po prostu miałem pecha. Zresztą, tak jak już mówiłem, nie lubię gadać. Wolę działać. Więc po prostu powiedz mi, co mam zrobić, żeby udowodnić swoją wartość. Zajmę się tym od razu i będziemy mieć ten cały test z głowy. Oczywiście niech to będzie w granicach rozsądku, w zapasach z niedźwiedziem raczej nie wygram.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Pią Wrz 09, 2011 2:04 pm   

Ruda westchnęła głęboko już w połowie twojej wypowiedzi, cierpliwie jednak czekając z własną aż skończysz. W trakcie widziałeś, jak kącik jej ust z prawej strony unosił się w górę w dziwacznym uśmiechu.
- A jak niby walka z dawno wymarłym zwierzęciem miałaby okazać się dla nas wartościowa? Gdyby to było naprawdę potrzebne, oswojony wilk byłby lepszym kandydatem na twoje miejsce. Chyba nie muszę, tłumaczyć, dlaczego? - cofnęła nieco głowę, prostując się na kuckach, rozłożywszy jednocześnie ręce. - Raz zaprzyjaźnione zwierzę nigdy nie raczy nawet myśleć o zdradzie. W przeciwieństwie do człowieka. A już tym bardziej dzieci cywilizacji. - kobieta wstała, wyciągając dłoń ku tobie. Chyba znaczyło to, że i ty miałeś wstać, a ona chciała ci w tym pomóc. - Nie ja będę tym, kto wyznaczy ci zadanie. Tą osobą będziesz ty sam. Ty najlepiej znasz własną osobowość i będziesz w stanie ocenić, na ile warte są twoje umiejętności. Oczywiście, nie spodziewam się, że osoba która nie zna świata będzie od razu potrafiła znaleźć w nim swoje miejsce... dlatego otrzymasz wystarczająco dużo czasu na znalezienie sposobu na własną użyteczność. - po tym, jak pomogła ci się podnieść (albo i nie), wskazała w stronę ciebie... czy raczej za ciebie. Na zachód słońca.
- Czas dobiegnie końca po trzecim zmierzchu. Jeśli ci się nie uda, nasze drogi się rozdzielą i nie powinniśmy zobaczyć się już nigdy więcej. - ruda postąpiła dwa kroki naprzód, zbliżając się w stronę krawędzi, zapatrzywszy się za znikającą, czerwoną łunę słońca. - Co zaś tyczy się... "miast". odprowadzenia pod bramy od nas nie zaznasz. Wszystkie podobne miejsca omijamy z daleka. Korzystanie z ich pomocy byłoby obrazą dla darów Lah'ry.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



smartDark Style by urafaget
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,04 sekundy. Zapytań do SQL: 9