Wiele sfer Strona Główna Wiele sfer
Mało gier
 
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy
Rejestracja :: Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Otwarty przez: Jedius 9 Baka
Pon Sie 10, 2020 8:05 am
Rozdział IIa - Ku Szczytom!
Autor Wiadomość
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Nie Cze 16, 2024 8:21 am   

Tylko jednego mogłem być teraz absolutnie pewnym – stąd nie ma już odwrotu. Czułem jak ślepia tego Potwora przepalają moje istnienie swoim spojrzeniem na wylot. Każdy mój ruch, najmniejsze drgnięcie... jeśli zrobię coś, co może się TEMU nie spodobać, może to być mój koniec. Koniec? Tak, było coś jeszcze. Czekało na mnie coś, czego niesamowicie się bałem. Wiedziałem jednak, że dotarcie do mojego celu i jego eliminacja to jedyne, co mogę teraz zrobić, aby móc cokolwiek zmienić. Może nie jest jeszcze za późno! Może ten jeden los, zakopany w milionach innych zakończeń tej przygody, może zostać wyciągnięty, jeśli sięgnę po niego wystarczająco głęboko ręką.
Spojrzałem przed siebie, wyczulając wszystkie swoje zmysły i instynkty do granic możliwości. To był ten moment. Musiałem oczyścić umysł z emocji i strachu. Teraz liczyła się tylko MISJA. Wymacałem wszystkie pistolety przy swoim ciele, aby przypomnieć sobie ich położenie, sposób wyciągania, aby w trakcie walki nie tracić zbędnych sekund. Znalazłem też nóż bojowy, który powoli wyciągnąłem. Jego użyję jako pierwszego, kiedy przyjdzie ten moment. Spoglądam na boki i za siebie, próbując zlokalizować Kareen. Miałem nadzieję, że pójdzie razem ze mną i wesprze mnie w walce, musiałem być jednak gotowy na najgorsze. Tak czy inaczej, nie marnuję na szukanie jej zbyt dużo czasu.
Patrzę przed siebie, czekając na dalsze słowa Pasożyta, o ile takie jeszcze nadejdą. Szukam wzrokiem wspomnianego przez nią szlaku krwi - jeśli zobaczę gdzieś rozpływającą się po podłożu czerwień, bez dłuższego zastanowienia podążam za nią, ściskając mocniej rękojeść noża. Nie spieszę się z tym jednak, dopóki otaczające mnie widma nie rozpłyną się. Jeden fałszywy krok w tym dziwnym wymiarze i może być po mnie.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Pią Cze 21, 2024 1:16 pm   

Puls.
Oczekiwanie było okropne. Rzeczywistość była okropna. Upalna. Bombardowany przez deszcz, smagany po głowie i plecach lodowatym prysznicem naprawdę miałeś coraz większe problemy z utrzymaniem pionu; możliwe nawet, że dawno już byłeś w niższej pozycji. Mając tą chwilę, sprawdziłeś dokładnie, gdzie jest twoja broń. Jeden pistolet. Drugi pistolet. Oba na miejscu. Nie powinieneś mieć problemu z ich wyjęciem. Były gotowe. Mechanizm stworzony do zabijania nie mógł doczekać się spełnienia swojej roli.
Puls.
Nóż sam wśliznął się w twoją dłoń. Ostrze zdające się płakać od deszczu bardzo wyraźnie odbijało w sobie równy, pełny wizerunek księżyca którego w ogóle nie było na niebie. Naostrzona klinga chciała już teraz zanurzyć się w krwi, rozedrzeć skórę - ale wiedziałeś, że to jeszcze nie czas. Twoja dłoń mocno ścisnęła rękojeść, pasując doń jak ulał. Metalowy szpikulec był jak najbardziej gotowy.
Puls.
Rozejrzałeś się. Dziedziniec był pusty. Nie było tu Kareen, nie było tu nikogo... nie było też żadnej z tych sylwetek. Były... kamienne łuki. Wsparte na kolumnach, jeden za drugim, zdawały się tworzyć sobą korytarz, tunel bez ścian. Spojrzałeś znów przed siebie, tam gdzieś prowadził.
Puls.
Nie stałeś... całkiem sam. To jest, po pierwsze, nie o własnych siłach. Potrzebowałeś chwili by zrozumieć, czym są dwa filary wbite w posadzkę tuż przed tobą, nim zorientowałeś się, że wyrastają one z twoich barków. Kościste... nie, chitynowe ramiona wydostające się spod rozdartego ubrania sięgały w górę, nad twoją głowę, skąd ich ostatni, długi segment rysował się łukowatym ostrzem w dół, aż do ziemi. Twardy egzoszkielet był zarazem dwoma ostrzami, które miały tę samą rolę co nóż ściskany w twojej ręce. I były równie gotowe.
Puls, któremu akcentu dodała przeszywająca niebo błyskawica.
W krótkim błysku zobaczyłeś przed sobą, między wielkimi szponami, sylwetkę. Niższą od siebie. W zbyt znajomym stroju, błękitnym uniformie mieszkańców Krypty IX. Nie tylko to było jednak znajome. Oczy, usta... twarz. Włosy, krótko przystrzyżone... cała sylwetka była czymś co dobrze znałeś - bowiem tak samo jak obraz który prezentował ci się w lustrze, tak i postać przed tobą prezentowała twój własny, dawny wizerunek.
Puls.
Żadnych słów. Jedyne, czym twoje odbicie komunikowało się podczas tej morderczej ulewy, to uniesione dłonie, jakby próbował zatrzymać cię przed podążaniem naprzód, korytarzem z łuków, bram bez drzwi.
_________________
. . .
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Nie Cze 23, 2024 8:33 pm   

Wbiłem wzrok w zagradzającą mi drogę postać, jakbym chciał przeszyć ją swoim spojrzeniem na wylot i w ułamku sekundy unicestwić. Co znowu, do cholery... Czy to mój umysł płata mi figle, czy to kolejny “znak” nadesłany z tych piekielnych niebios? Ilu jeszcze próbom i testom zostanę poddany, zanim przyjdzie mi zaznać odrobiny spokoju? Kiedy już zdecydowałem się, co chcę zrobić, kiedy już byłem gotowy do popełnienia tej zbrodni... Kolejna przeszkoda. Marna zjawa, najmarniejsza z marnych, a jednak... poczułem nadzieję.
Zanim zająłem się swoimi zwidami, spojrzałem na wyrastające z moich barków owadzie odnóża, po czym spróbowałem nimi ruszyć - oderwać je z ziemi, utrzymać równowagę na nogach, po czym machnąć kilka razy wielkimi ostrzami pod różnymi kątami. Zaraz po tej szybkiej próbie wbiłem je z powrotem w ziemię. Jeśli jednak się okaże, że to najprawdopodobniej część Piirmeg i tylko ona może nimi poruszać, nie robię niczego. Nie zamierzam jeszcze z nią rozmawiać.
Spojrzałem ponownie na swoje odbicie.
- Czego ode mnie oczekujesz...? - zapytałem, nie łudząc się nawet, że dostanę jakąkolwiek odpowiedź. - Jeśli nie umiesz mówić, przynajmniej pokiwaj lub pokręć głową. Czy jeśli nie pójdę przed siebie, to uda mi się ocalić Fiołka? Czy to chcesz mi przekazać?
Tak, na pewno tak się stanie. Deszcz ustąpi, czarne chmury zostaną przebite promieniami słońca, na ziemię zstąpi orszak aniołów ogłaszający chórem, że zdałem ich ostateczny test. I żyli dłuuugo i szczęśliwie... Chyba zupełnie postradałem już zmysły.
"Pasoż... Piirmeg. Mów do mnie. Nie widzę nigdzie tego szlaku krwi. Ile mam jeszcze czekać?! Ten deszcz doprowadza mnie do szału. Coś mi mówi, że nie powinienem iść wzdłuż tego korytarza przede mną. Co mam robić?! Przyszedłem tu aby zabijać, a nie rozwiązywać kolejne zagadki!"
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Nie Cze 23, 2024 11:17 pm   

Puls, uderzający cię od środka ku zewnątrz, jeżący wszystkie włosy.
Chciałeś ruszyć ramionami, których nie posiadałeś nigdy wcześniej - i rzeczywiście się poruszyły, ale... nie tak, jak tego chciałeś. Wielkie ostrza zaczęły drapać ziemie żłobiąc w niej koleiny, chcąc pociągnąć cię do przodu. Choć wyrastały z twojego ciała, zdawały się nie należeć do ciebie. Chciały przeć naprzód, chciały rozedrzeć malującą się przed tobą sylwetkę.
Puls, który prawie cię zgiął, malując gorący szlak w przełyku, ale nie wydostając się na zewnątrz.
Spojrzałeś na odbicie dawnego siebie. Wypowiedziałeś słowa, pytania. Wciąż nie było jednak żadnego głosu który mógłby ci odpowiedzieć. Czy to jednak ze względu na twoją prośbę, czy własnego powodu, dawny Desmond zaczął powoli kręcić głową przecząco, cofając się o pół kroku i unosząc nieznacznie ręce - po to, by zaraz pchnąć je przed siebie. Gest, który mógł oznaczać tylko nakaz cofnięcia się.
Puls.
Zmysły, splątane i stłumione wyostrzyły się w tym jednym momencie. Niczym strzała, przeszyła cię świadomość twojego celu. Czerwona ścieżka wyrysowała się zapachem nagle i niespodziewanie, szkarłatną linia prowadząc dokładnie tam, gdzie teraz patrzyłeś. Choć wciąż nie otrzymałeś żadnego potwierdzenia ani zaprzeczenia ze strony całkiem nieobecnego głosu pasożyta, od razu zrozumiałeś czego doświadczasz - 'szlak krwi'. Dziedziniec, ulewa, korytarz - wszystko właściwie zanikło i dłużej się nie liczyło. Zostałeś tu jedynie ty, karmazynowa droga prowadząca naprzód... i twoje odbicie stojące przed tobą, do którego para chitynowych ramion wciąż próbowała się dostać.
_________________
. . .
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Pon Cze 24, 2024 2:15 pm   

Tak jak się tego obawiałem, robacze ramiona, mimo że wyrastały z mojego ciała... nie należały do mnie. Nie miałem nad nimi żadnej kontroli, działały poza moją świadomością. Nie... nie tak to sobie wyobrażałem. Nie tak to miało wyglądać. Zawsze kochałem walkę, uwielbiałem tłuc innych pięściami po mordach, ale to... to było już za wiele. To, w co zamienił mnie ten cholerny Pasożyt, ten cały Szkarłat... to nie byłem ja! Jeśli mam walczyć, to na moich warunkach!
- Jestem... Desmond... Drizzle... - wysapałem, zapierając się nogami o podłoże i opierając ciągnącym mnie odnóżom. - Jestem niepokonany... i najsilniejszy ze wszystkich... i nikt nie będzie dyktował mi co mam zrobić, ani mnie do niczego zmuszał!! Będę walczył na własnych warunkach, z kim chcę i kiedy chcę... albo wcale!!
Miałem coraz silniejsze wrażenie, że mój własny wizerunek, który próbował mnie teraz powstrzymać... to nie byłem ja z przeszłości. Ale ja z alternatywnej przyszłości. Tej, gdzie rzuciłem się na swoich pobratymców i w szaleńczej rzezi wszyscy się nawzajem pozabijaliśmy, a nasze dusze zaczęły nawiedzać przeszłość, próbując przestrzec siebie samego przed popełnieniem kolosalnego błędu. A może była to resztka dobra, zapieczętowana głęboko we mnie po tym tragicznym wydarzeniu w lesie? Ostatnie widmo mojej dawnej osobowości, które jeszcze nie dało za wygraną i próbuje mnie uratować przed totalnym unicestwieniem? Mogłem przekonać się w tylko jeden sposób.
- Tego... już za wiele... NIE JESTEM NICZYJĄ MARIONETKĄ, ROBALU!! - wrzasnąłem, rzucając się na kolana i wbijając przed siebie nóż, aby się nim zaprzeć. Zagryzłem zęby z całych sił, z mojego gardła wydobył się stłumiony ryk. Podniosłem głowę, patrząc się na odbicie. To ostatnia szansa, abym zachował resztki swojego człowieczeństwa. Jeśli odpuszczę teraz... mogę przestać być sobą na zawsze.
Puściłem rękojeść noża, uwalniając drugą rękę. Błyskawicznie wyciągnąłem dwa pistolety, zanurkowałem twarzą w dół i skrzyżowałem ręce wysoko nad swoją głową, przystawiając lufy broni do paskudnych odnóży wyrastających z moich barków. Nie dając robaczym kończynom ani ułamka sekundy więcej, natychmiast pociągnąłem kilkukrotnie za oba spusty.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Pią Cze 28, 2024 4:01 pm   

Puls.
Jakaś decyzja musiała zostać podjęta. Ty, po chwili namysłu, realizacji, podjąłeś własną. Ogłosiłeś w głos swój sprzeciw, zapierając się nogami o czerwoną ziemię. Zdawało się działać - albo te wielkie ramiona wyglądały silniejsze niż były w rzeczywistości, albo ty sam znalazłeś w sobie jej nowe pokłady. Jakikolwiek był powód, Zdołałeś nie tylko oprzeć się ciągnięciu naprzód, ale nawet wycofać krok za krokiem, żłobiąc stawiającymi opór pazurami dwie koleiny w podłożu. W końcu szpony zyskały jednak wystarczająco parcia by powstrzymać cofanie; kontrując ponowna próbę ciągnięcia naprzód wbiłeś nóż w ziemię, zmieniając sytuację w dość patową.
Wraz z twoim wrzaskiem, niebo rozbłysło niemal oślepiającym blaskiem. Przeciągły, ogłuszający grzmot został akcentem dla twojego gestu gdy puściłeś ostrze noża, sięgając ku rękojeściom broni palnej. Dopiero co ćwiczyłeś ten ruch, i powtórzyłeś go niemal idealnie, pochylając się naprzód, a potem własnoręcznie ponawiając grzmot kilka razy, pociągając oba spusty raz za razem.
Nie mogłeś zobaczyć skutku od razu; ale usłyszałeś go w postaci wysokiego, przeraźliwego pisku. Ale co było jeszcze wyraźniejsze, poczułeś go. Bez wątpienia poczułeś ból, o którym w jakiś sposób wiedziałeś, że nie należy do ciebie. Dreszcz przeszedł przez całe twoje ciało, jakby setki robaków zaczęło łazić ci pod skórą. Jakby wszystkie zaczęły zbierać się, uciekać w jednym kierunku, ku barkom... wydzierać się na zewnątrz.
W pierwszym momencie, zgięło cię w pół. Czułeś, jakby coś rozdzierało ci plecy; zamroczyło cię na dłuższą chwilę. Ale wkrótce czucie powróciło, i zdawało się być nawet wyraźniejsze niż wcześniej - czułeś chłód. Przeszywający chłód. Cały ten gorąc ze środka, gdzieś... zniknął. A gdzie... chyba mogłeś zacząć się domyślać gdy tylko podniosłeś znów głowę.

Nie wiesz, jak się tutaj znalazłeś, ale byłeś na środku jakiegoś... morza kwiatów. ...ogrodu. Wciąż skąpanego w półmroku burzy, która nadal smagała cię mroźną wilgocią. Przed tobą, nie dalej niż dwa metry znajdowała się jakaś... masa. Z początku nie przypominała żadnego kształtu, przewracała się, ciągle przeobrażała. Nie zdołałeś się jednak temu nawet przyjrzeć, gdy zgięło cię po raz kolejny - tym razem z innego powodu. Tuż po gardłowym burknięciu poczułeś okropny, gorzki smak w ustach, który od razu wydostał się z ciebie na zewnątrz, ścieląc barwną kompozycję kwiatów zawartością twojego żołądka. Nieprzyjemny zapach wkrótce uderzył w twoje nozdrza, dając ci kolejne świadectwo tego, że zmysły zaczęły do ciebie wracać. Z pamięcią o tym co widziałeś chwilę temu przed sobą, spojrzałeś tam ponownie.

[ BGM: Soul of Cinder ]

Zobaczyłeś... sylwetkę wielkiego insekta. Wielkiego na przynajmniej dwa metry, mimo zgarbienia całkiem górującego nad klęczącym tobą. Dopiero zaczynał odwracać się chwiejnie w twoim kierunku, mając wyraźnie problem z utrzymaniem pionu. Z sześciu kończyn, dwie były tymi samymi wielkimi szponami, które wcześniej ciągnęły cię naprzód - jeden z nich ledwie trzymał się ciała, wisząc boleśnie na samym skrawku chityny, zaś drugi choć wyglądający na bardziej kompletny, ciągnął się bezwładnie po kwiecistej ziemi. Dwa mniejsze, trójpalczaste ramiona obejmowały coś, co chyba było brzuchem kreatury - a podłużna, kanciasta głowa opadała i wznosiła się jakby w ciężkim oddechu. Jej jadowicie zielone ślepia wbite były w ciebie spojrzeniem wyrażającym tylko wściekłość. Głuchy charkot był jedyną wypowiedzią, jakiej mogłeś oczekiwać od potwora, gdy tym postąpił krok w twoją stronę...
_________________
. . .
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Wto Lip 09, 2024 11:07 am   

Nie mogłem być zaskoczony tym, co się przed chwilą stało. No, może trochę mogłem, ale nie na tyle by zacząć się szczypać w celu wybudzenia ze snu. Przede mną stał... Potwór. Nie mogłem tego inaczej nazwać. Odkąd wyszedłem na powierzchnię, widziałem naprawdę wiele, ta poczwara jednak wychodziła poza moje najśmielsze wyobrażenia na temat wyglądu tego, co miałem nieprzyjemność przez jakiś czas gościć w swoim ciele. Tak, to bez wątpienia był Pasożyt. Piirmeg. Staliśmy w tej chwili na arenie do walki, której posłanie z kwiatów chyba niespecjalnie pasowało do sytuacji. Pogoda była w sam raz.
- A więc w końcu się spotykamy... pasożycie - powiedziałem, uśmiechając się drwiąco i wycierając brodę z resztek wymiocin, które przed chwilą wyplułem przed sobą. - Ha ha ha, nie tak sobie wyobrażałem naszą pierwszą randkę... ale niech będzie!
Byłem przerażony na samą myśl o walce z tym czymś, jednak poza przerażeniem napełniało mnie coś jeszcze – uczucie, że jestem teraz naprawdę niepokonany. Poza tym, nie było już odwrotu. Decyzja została podjęta. Teraz pozostały tylko jej konsekwencje, stojące tutaj, przede mną. Albo ona, albo ja. Nie było innego wyjścia. Mój umysł w przeciągu ułamka sekundy “zgasł” i zrestartował się, przechodząc w stu procentach w tryb walki.
Zacisnąłem lekko dłonie na pistoletach, zwolniłem nacisk palców wskazujących na spustach, skupiłem wzrok na przeciwniku. Przeskanowałem całe jej ciało na tyle, na ile tylko mogłem w tej ulewie. Dwie górne kończyny ze szpikulcami-ostrzami, które były zapewne jej głównymi broniami, udało mi się już w znaczącym stopniu zneutralizować - o ile nie całkowicie unieszkodliwić. Nie zamierzałem brać ich już za cel, dalej jednak będę na nie uważał. Poniżej, małe łapki którymi mogłaby dać mi co najwyżej kuksańca - wykreśliłem je z listy potencjalnych zagrożeń. Została głowa, korpus, nogi... i odwłok? O ile jakiś z tyłu miała. W końcu była insektem. Błyskawicznie wstałem na równe nogi, stanąłem w lekkim rozkroku i wyciągnąłem obie ręce przed siebie, celując pistoletami w dolne kończyny potwora. Bardzo chciałbym po prostu wypalić mu salwą prosto w ten długi łeb i pozbyć się go tu i teraz, brzmiało to jednak zbyt pięknie, aby mogło stać się naprawdę. Na pewno nie pójdzie mi tak łatwo. Nawet jeśli Pasożyt jest teraz z jakiegoś powodu ranny w tors, nie znam jego odporności na ból - który na pewno jest dużo większy niż u normalnych istot. W końcu to na bólu opierał się cały ten Szkarłat. Musiałem zneutralizować jego ostatnią potencjalną broń, zanim zadam mu ostateczny cios - szybkość. Owady znane są z tego, że potrafią przyspieszyć do swojej maksymalnej prędkości w przeciągu ułamka sekundy. A przynajmniej pamiętałem coś takiego z nauk w Krypcie. Ten może potrafi jeszcze pluć jakimś kwasem czy coś, ale po kolei.
Już udowodniłem, że pancerz na jego kończynach jest mocno podatny na naboje, powinno zadziałać i teraz. Będąc w pełni skupionym na celu, zacząłem strzelać z pistoletów raz po raz w uda potwora, a przynajmniej tam, gdzie powinny się znajdywać, gdyby był on człowiekiem. Chciałem zwiększyć swoje szanse na trafienie, biorąc na cel większe części ciała. Jeśli widzę, że mój przeciwnik nie zniknął nagle z pola widzenia i wszystkie kule mają szansę go trafić, opróżniam oba magazynki. W przypadku gdy jasno widzę, że mam na to wystarczająco czasu, chowam pistolety do kabur i błyskawicznie wyciągam nóż z ziemi, po czym przygotowuję się do obrony. Gdybym jednak widział, że z jakiegoś powodu potwór rzucił się na mnie i nie mam szans na dłuższe akcje, po prostu odrzucam pistolety na boki i rzucam się przed siebie, aby w biegu wyciągnąć nóż i natychmiast wykonać unik, przewracając się na któryś bok. Musiałem mieć ten nóż - nie wyobrażałem sobie walki z tą szkaradą za pomocą samych pięści i kopniaków.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Sob Sie 24, 2024 10:15 pm   

Jak można się było spodziewać, nie otrzymałeś żadnej werbalnej odpowiedzi. Czując jak pot mieszał się z deszczem, dokonałeś szybkiej oceny sytuacji i zorganizowałeś plan działania. Jedyne, co zostało, to go zrealizować.
Ze wszystkich części wielkiego cielska które widziałeś - nie byłeś w stanie dostrzec żadnego odwłoku, choć może to być przez półmrok, pogodę lub twój wciąż zamglony wzrok, albo wszystkie trzy na raz - nogi wydawały się być najbardziej oczywistym celem. Obrałeś je na cel i potwierdzając tę decyzję sam ze sobą, pociągnąłeś za spusty zanim potwór zdołał podjąć jakąkolwiek własną akcję. Już pierwsza salwa przyniosła pożądany efekt, gdy wraz z tryśnięciem bordowej czerwieni wielka sylwetka ugięła się, padając na tyle by musieć podeprzeć się krótszymi ramionami; kolejne strzały okazały się jednak być mniej efektywne. Nie miałeś pewności nawet czy trafiały, choć wydawało ci się że tak, jednak sytuacja nie zmieniła się ani trochę dalej - aż, po raptem paru pociągnięciach, miast huku wystrzału usłyszałeś tylko ciche kliknięcia. Tuzen I Ciżka ucichły, niedokarmione.
W porę zauważyłeś, że masywna figura zerwała się z miejsca, rzucając się w twoim kierunku nie zmieniając pozycji, używając chyba wszystkich sprawnych kończyn. Miałeś rację w sprawie szybkości, bo tak wielka masa zdecydowanie nie powinna być w stanie wystartować takim tempem; uskoczyłeś w bok. O mały włos uniknąłeś nie tylko stratowania, ale i tego co jedna z tych uszkodzonych kończyn zrobiła za tobą - najwyraźniej była wciąż na tyle sztywna by głęboko przeorać pole kwiatów gdzie przed chwilą stałeś, rozcinając ziemię na boki niczym pług. Jakikolwiek efekt zdołałeś wywołać więc wobec nogi, wyglądało na to, ze wciąż ma wystarczająco siły by przeć naprzód z taką siłą mimo tego.
Mniejsza; to nie było częścią twojego planu, a wielki insekt zaczął się obracać; nie było zdecydowanie czasu na chowanie teraz broni więc wypuściłeś puste pistolety. Całe szczęście udało ci się odnaleźć nóż w przeoranej i podeptanej ziemi; ledwie go złapałeś musiałeś znów odskoczyć na bok. Tym razem wcale nie z powodu samego potwora czy jakiejkolwiek kończyny; zauważyłeś to dość późno, ale gdzieś z nieba w twoim kierunku poszybował długi, połyskujący w słabym świetle obiekt, niczym oszczep. Zdołał drasnąć cię w lewe ramię, rozdzierając przynajmniej skórzany płaszcz który miałeś na sobie, a skoro poczułeś ból, pewnie i jeszcze więcej pod spodem. Było to jednak zdecydowanie za mało by pozbawić cię ręki.
Potwór ryknął, i... zatrzymał się. Obserwował ciebie. Czekał, dysząc ciężko. Miałeś czas by poprawić chwyt na nożu, złapać oddech i... być może zaplanować kolejne ruchy.
_________________
. . .
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Czw Wrz 12, 2024 8:01 pm   

Pomimo niekwestionowanie skutecznej pierwszej salwie, to bydle wydawało się być nadal wystarczająco silne, aby poważnie mi zagrozić. Zranione nogi dalej parły naprzód, a zmasakrowane kończyny z ostrzami wciąż mogły przeciąć mnie na pół, jeśli nie będę wystarczająco ostrożny. A jeśli o ostrożności mowa... to chyba musiałem zachować jej nieco więcej - z nieba padał już nie tylko deszcz.
Przełożyłem nóż do lewej ręki i spojrzałem na bok, w stronę, gdzie powinien był wbić się ten dziwny obiekt. O mały włos, a to istne deus ex machina nie zakończyłoby tego pojedynku, zanim ten się na dobre zaczął. Musiałem mieć oczy dookoła głowy. Zanim potwór ruszył na mnie ponownie, rzuciłem się po “oszczep” i wyrwałem go z ziemi - oczywiście o ile był to fizyczny obiekt. Bez namysłu cisnąłem nim w insekta, brak umiejętności nadrabiając jak tylko mogłem swoim aktualnym stanem psychofizycznym.
Czy rzut oszczepem się udał czy nie, wystawiam przed swoją twarz równolegle do ziemi przedramię uzbrojonej w nóż lewej ręki. Prawą ręką wyciągam pistolet Korgas i opieram nadgarstek o wystawione przedramię, robiąc z niego podpórkę. Zamykam lewe oko i celuję z najwyższą precyzją prosto w łeb bestii. Cały czas będąc skupiony na otoczeniu, czekam aż insekt ruszy w moją stronę. Kiedy będzie już jakieś pięć metrów ode mnie, na tyle blisko, aby spudłowanie graniczyło z cudem, wypalam dwukrotnie i kończę celować, rozkładając ręce na boki. Jeśli to nie położy pasożyta, natychmiast rzucam się w jego stronę najszybciej jak potrafię. Padam z wślizgiem na ziemię, kopiąc jedną z jego nóg, po czym wbijam nóż w najbardziej odsłoniętą część jego ciała - najlepiej szyję. Druga ręka z Korgasem ląduje w podbrzuszu, gdzie wypalam kolejną salwę wystrzałów. Poświęcałem w ten sposób obronę, wiedziałem jednak od początku, że to walka na śmierć i życie - albo skończę to tu i teraz, albo dołączy do nas właściciel owego oszczepu i może już nie być tak kolorowo...
_________________
> Karta postaci.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



smartDark Style by urafaget
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9