|
Wiele sfer
Mało gier
|
Zamknięty przez: Jedius 9 Baka Czw Lip 30, 2020 6:21 am |
[MESSY HOLE #1] Winter Time! |
Autor |
Wiadomość |
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Pią Lip 05, 2019 6:56 am
|
|
|
Odpowiedź Czerwonego Kapłana zdecydowanie przygnębiła młodą Srebrną, co było łatwo rozpoznawalne przez jej spuszczony wzrok i smutny wyraz twarzy. Zwlekała długo z odezwaniem się pochłonięta rozważaniami, próbując znaleźć usprawiedliwienie takiego czynu. Przypomniała sobie słowa cieniobiegacza i fikserki na temat niejakiej Ognistoskrzydłej - najmilszej ze smoków swego świata, która jednak musiała zostać odwiedziona od mszczenia się na ludzkości, jeśli wierzyć ich słowom. Przypomniała sobie również opowieści o lordzie Galdorze Złotym, obrońcy Benzor z jej rodzimych stron - stając w obronie miasta zabijał nie tylko chromatyczne smoki, nieumarłych i demony, ale również istoty śmiertelne. Sama przecież również zniszczyła ducha, który próbował skrzywdzić, zabić ją oraz Peroigrirrysaklasnihir podczas meczu w lochach. Uczyniłaby to również poza meczem i w przypadku, gdy byłby to ktoś śmiertelny, na przykład człowiek czy elf, jeśli nie pozostawiłby jej innego wyboru. Oblicze smoczej dziewczynki przybrało bardziej neutralny wyraz. Uniosła powoli spojrzenie na swego rozmówcę i przemówiła ponownie z obco brzmiącym smoczym akcentem.
- Nie znamy dokładnych okoliczności tego zdarzenia, ani też motywacji czynów Krisy Yor, dlatego też, tak jak powiedziałeś, Więzieniu Karmazynowego Płomienia, nie powinniśmy oceniać, ani też gdybać nad tym, czy jej czyn był usprawiedliwiony. - Wzięła parę malutkich kęsów rurki z kremem, by po chwili zastanowienia się kontynuować. - Ciężko mi na sercu na myśl o tym, że zginęły tam również zupełnie niewinne istoty. Jestem wielką przeciwniczką zabijania istot rozumnych. Chyba że… chyba że w samoobronie, jeśli wszystkie inne środki całkowicie zawiodą. Dlatego też uczę się magii pozwalającej na spacyfikowanie kogoś bez czynienia mu krzywdy. - Dokończyła smakołyk i oparła o blat stołu dłonie, przykrywając jedną z nich drugą i uważniej przyjrzała się L’hastowi. - Jeśli mogę spytać, określiłeś innych mianem śmiertelnych, czy to oznacza, że sam jesteś nieśmiertelny?
W czasie słuchania wyjaśnień czarnookiej, demoniczna hermafrodyta zabrała tablet ze stołu i wraz z nim odchyliła się dość niebezpiecznie na krześle do tyłu odrywając jego dwie nogi od podłogi. Lewą dłoń pozostawiła opartą o stół dla lepszego zachowania równowagi, nie chciała aż tak ryzykować i przypadkowo wylądować na podłodze. Balansując wykonała szybko kilka ujęć przedstawienia Aacvi, zamierzając dodać je do swojej kolekcji. Słysząc o wypalaniu swojej duszy, odwróciła głowę ku Eudzie z lekko uniesioną brwią i zauważalnie zaintrygowana powróciła do normalnego siedzenia. Rzuciła krótkim spojrzeniem za wzrokiem kobiety, szybko domyślając się kogo mogła mieć na myśli. Przez pozostałą część wypowiedzi patrzyła już na swą rozmówczynię, czekając aż skończy nim sama zabrała głos.
- Słysząc w jaki sposób działa magia w waszym świecie, cieszę się iż nie potrzebuje żadnych pośredników, run, przedmiotów, czy wypalania duszy do swobodnego korzystania z niej. - I przekazywania magii tym, których uznała za wartościowych, pomyślała. - Aby nie pozostać dłużną, możesz oczywiście również zadać mi jakiekolwiek pytania, jeśli tego pragniesz. - Uśmiechnęła się subtelnie. - Nim jednak to uczynisz, powiedz mi, moja droga, jak nazywacie znany wam świat? Czy bogowie, bądź uczeni nadali mu jakąś nazwę, inną niż po prostu Świat, tudzież Ziemia?
Nie widząc i nie słysząc sprzeciwów, Atia zdjęła z głowy czerwoną czapkę z białym pomponem, spod której spłynęła na jej ramiona cała chmara malutkich węży o jaskrawo zielonych łuskach. Niektóre z nich zaczęły poruszać leniwie unosząc łepki i badać językami otoczenie, a przynajmniej tak to wyglądało. Kapłanka odłożyła nakrycie głowy na stół i zaczęła przeglądać dokumenty, które wcześniej otrzymała. Szybko dołączyła do niej Rith, przysuwając się bliżej. Meduza przejrzała wpierw pobieżnie kartki szukając zasad i znajdując je na ostatniej stronie. Przeczytała je uważnie sprawdzając czy nic istotnego nie zostało pominięte podczas wcześniejszego tłumaczenia, po czym zabrała się za część mówiącą o PO. Zmarszczyła wytatuowane brwi, wyprostowała się unosząc lekko głowę, a jej wzrok zaczął przeskakiwać pomiędzy osobami siedzącymi przy stoliku, a tekstem. Ciężko było stwierdzić na kogo dokładnie spogląda, jako że jej oczy były całkowicie zasłonięte przez obszerne gogle. Dotknęła ramienia siedzącej obok niej elfki, która do tej pory nie była szczególnie zainteresowana treścią dokumentów. Uległo to szybko zmianie, gdy tylko ujrzała spis osób i przypisane do nich cyferki. Rith obejrzała się w stronę sceny, posłała długie spojrzenie w stronę “ruskiego” stolika, a następnie nachyliła się ku Atii i obie zaczęły coś omawiać ściszonymi głosami. Inkwizytorki nie zareagowały nawet na nagłe pojawienie się Strzyłki, zbyt zaabsorbowane porównywaniem ze sobą poszczególnych osób z listy.
Lilien zastanawiała się czy nie spytać Strzyłki co zamierza zrobić z krzesłem, które zabrała od stolika jednak ostatecznie zrezygnowała. Z pewnością planuje jeszcze coś dodać do swego przedstawienia, bo przecież nie rzuci nim w Rodiona.
Tymczasem Mr. Jacky przysłuchiwał się na zmianę to rozmowie prowadzonej przez Lanararisa i Eudę, to rozmowie Essembry z L’hastem i wtrącającym się w nią Janem. Wyglądał na coraz to bardziej znudzonego, sięgając praktycznie co parę chwil po kolejny smakołyk.
* * * * *
- Z tej samej bandy? O tym to nic nie wiem. - Stwierdził Mannik i po chwili zastanowienia dodał. - Ale wiem, że zarówno Strzyłka, jak i ruski wywodzą się z tego samego świata, z którego wywodzisz się ty i twój staruszek, co nie Schiller?
Maureen w pierwszej reakcji na pytanie zwęziła oczy i lekko zmarszczyła brwi. Powoli przeniosła spojrzenie z Hildy na scenę, na której Strzyłka zakończyła już swoje przedstawienie, ustępując miejsca Rodionowi. Musiała przyznać sama przed sobą, że była zaciekawiona, czy ten człowiek faktycznie dorastał do miana najbardziej znanego grajka na kontynencie.
- Kentar, kontynent w świecie nazywanym Światem Studni Dusz. Zgadza się. Nie należałam już jednak do tego świata, gdy celizyjczycy, czy jak ich nazywacie “ruscy”, zaczęli zdobywać w nim wpływy. - Odpowiedziała niespiesznie.
- Mostille również pochodzą z tego świata, tyle że z innej linii czasowej, czy nawet wersji tego świata. - Stwierdził z szerokim uśmiechem, by już w następnej chwili spojrzeć za przeskakującą nad nimi Strzyłką. W pierwszej myśli chciał zawołać i skoczyć za nią, jednak ostatecznie postanowił poczekać na dalszy rozwój wydarzeń. Coś mówiło mu, że to jeszcze nie koniec przedstawienia rudzielca, szczególnie gdy odwróciła się w stronę sceny.
Czarna smoczyca nie wydawała się w najmniejszy nawet stopniu zgorszona, czy oburzona brakiem wychowania Nikoli. Po odpowiedzi jaką otrzymała, zabrała szklankę z czerwonym napojem z tacy i wypiła jej zawartość dwoma haustami. Wyglądało to zupełnie jakby wlała cały napój w siebie. Opróżnione naczynie odłożyła tam, skąd je wzięła, nawet jeśli oznaczało to pójście za pokojówką, gdyby ta zdecydowała się ruszyć dalej.
* * * * *
- Dlaczego? Ponieważ cała ta sprawa nigdy nie wyszła poza rozgrywki. Nie licząc wylewania żali w sferonetach, ale tam to każdy potrafi kozaczyć. - Nina skinęła w stronę nowoprzybyłej w odpowiedzi na jej powitanie. - Póki co trzymamy rękę na pulsie. - Dokończyła szybko myśl, aby nie zostawiać Bęckiego z niedokończoną wypowiedzią, po czym skupiła się na kobiecie z blizną. Usmiechnęła sie lekko słysząc jej akcent. - Nie zdążyła się uprzykrzyć. Woli popląsać podczas pojedynku muzycznego rudzielców. - Kiwnęła głową w stronę sceny.
Tymczasem lokaj zachowywał milczenie, jedynie skinąwszy głową na powitanie. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Tidus
Jebany farciarz
Wiek: 31 Dołączył: 25 Paź 2010 Posty: 694
|
Wysłany: Sob Lip 13, 2019 9:05 am
|
|
|
L'hst wciąż nie mógł się nadziwić, że Essembra postrzega świat w ramach tak...konwencjonalnej, ludzkiej moralności. Jakby wyjaśnienia i stworzenie linii kto kogo skrzywdził pierwszy rozwiązałoby kwestię jej "winy", zamiast po prostu przenieść ją na kogoś innego, kogoś czyja motywacja nie zostałaby poddana tak dokładnej krytyce. Koniec końców, jakie znaczenie ma, czym kierowała się smoczyca gdy dokonała tego zniszczenia? Była znacznie bliższa nieskończonemu tańcowi Ouroborosa niż on, jak więc mógł kwestionować słuszność jej poczynań w jedynej skali zdarzeń, która się liczyła? Z drugiej jednak strony, musiał brać pod uwagę, że sam niedawno był na wyprawie by odzyskać zapiski o dawnych przysięgach, które powstrzymywały oczyszczenie duszy wielu z jego pobratymców...tylko, by ponownie je zapomnieć wraz z śmiercią ciała. Może i Krisę Yor coś powstrzymywało przed wyniesieniem na wyższy poziom zrozumienia? Ale te wątpliwości zostawił dla siebie, przechodząc do odpowiedzenia na drugie pytanie małej smoczycy
-Wszystkie smoki są nieskończone. Śmierć ciała oznacza tylko, że nasza jaźń zostanie przeniesiona do nowego bytu...i tak od zarania dziejów aż po ich końce, pozwalając nam na mądrość niedostępną śmiertelnym. Nawet gdyby ich ciała żyły wiecznie, są prawdy dostępne tylko tym którzy przeżyli całe życie więcej niż raz, od początku do jego końca.
Jan wysłuchiwał dalej, ale jeśli ktokolwiek spoglądał mu pod rondo kapelusza z pewnością mógł dostrzec, że zmarszczył brwi, niezadowolony z tego stwierdzenia.
-To znaczy, em, moje wyjaśnienie tyczy się tylko tego, co żyje. Duchy, istoty zrodzone z magii, nie trzymają się tych zasad...o ile w ogóle jakichkolwiek. Podobnie rasy starsze, takie jak elfy, mogą mieć naturalne im umiejętności które mogą się nam wydawać magiczne...to naprawdę temat na dłuższą rozmowę. - Euda oparła się łokciami o stół -Słowo na 'świat" którego używamy to "Glorantha", co jest imieniem daimiona która trzyma świat w całości. A przynajmniej jedno z imion. Co do mojego pytania...Hm...Włócznia, masz jakiś pomysł?
Wojownik odłożył pustą miskę i poprawił mosiężną maskę na twarzy.
-Dlaczego wszyscy tak się dziwią, a niektórzy śmią się śmiać, gdy mówię im, że ostatnio pewna kaczka próbowała mnie zabić? Kaczek u was nie mają?
=====================
Rodion grał. I śpiewał. Tyle mógł stwierdzić oczywiście każdy kto miał uszy, a i mając tylko oczy można byłoby dojść do tego wniosku. Ktoś kto znał go, a tym bardziej jego grę, lepiej, ktoś taki jak Strzyłka, mógł dostrzec pewne wzorów zachowania. Po pierwsze, powtarzał każdą graną melodię po trzy-cztery razy, po czym zmieniał ją nieznacznie i ponownie odgrywał parę razy, powoli przechodząc z jednego pomysłu do kolejnego. Dziury w szarpaniu strun były wypełnione śpiewem, który raczej nie próbował porwać publiczności popisem szerokiego zakresu głosu. Pomimo wzięcia kostki do gry ze sobą, Rodion odłożył ją na udo po paru taktach, widocznie niezadowolony z efektów, przechodząc do grania bezpośrednio gołymi palcami. Jego wzrok był w pełni skupiony na instrumencie, jego twarz kamienna, oddechy równe i brane miarowo, by nie zabrakło pary w płucach do śpiewu. Ktoś, kto dopiero co wszedł na salę mógłby uznać, że po prostu wykonuje utwór z gatunku rocka progresywnego. Ktoś kto miał (nie)przyjemność widzieć go grającego wiele razy i domyśla się, że Rodion pewnie nigdy o rocku progresywnym nie słyszał, ktoś jak Aacvi, mógł dostrzec że pierwszy raz w życiu trzyma w dłoniach gitarę basową i po prostu się nią bawi. Co i tak mogło być imponujące jeśli nie wiedziało się, że potrafi on niczym jakiś sawant natychmiast z dużą dozą gracji posługiwać się praktycznie wszystkim, co potrafi wydobyć z siebie dźwięk. Gdyby miał utwór w jakikolwiek sposób przećwiczony, skupiłby się na robieniu przedstawienia i przemawianiu bezpośrednio do publiczności, lub próbach podkopania konkurentki.
Pod sceną, Claudette podeszła bliżej rozmawiających o pochodzeniu pary grajków, nie odwracając wzroku od sceny. Nie zamierzała dołączać do rozmowy, ale chciała ją podsłuchać.
===================
Maszyna zadowolona z odpowiedzi skinęła opancerzonym łbem, nie zwracając uwagi na nowo przybyłą. Czyli to po prostu dłuższy konflikt w tych rozgrywkach. Elementy układanki zaczynają do siebie pasować, nawet jeśli całość wydawała się Bęckiemu niedorzeczna.
Nóż zwrócił uwagę na krzykaczkę która podeszła do ich stolika, ale był zdecydowanie pod zbyt mocnym wpływem rumu i słodyczy (których to napakował sobie więcej do ust, nadrabiając za cały żywot ich pozbawiony) by odpowiedzieć coś inteligentnego, ale mimo wszystko wypowiedział:
-Ale że, przepraszam, która? |
_________________
>Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Wto Lip 23, 2019 12:12 pm
|
|
|
- Cococo, daimon? Kto, jaki, jaki? - Gritrutzka, blondynka z dwójki sióstr zareagowała zupełnie jakby ja ktoś nagle obudził gdy tylko usłyszała znajome słowo. Wcisnęła się wręcz między wytatuowaną a Krestę, spoglądając na tę pierwszą z szerokim uśmiechem.
- Glorantha, mówi. Kim jest, kim jest? - Grotrutzka, siostra o dębowych włosach nachyliła się nad miejscem gdzie niedawno siedziała Okkari i nachyliła naprzód, by znaleźć się bliżej konwersacji, z bardzo podobnym uśmiechem. Właściwie, identycznym.
- Czym włada? Tez się znęca nad tymi pod sobą?
- Nadaje sobie głupie tytuły?
- Chce zabić swojego ojca?
- Trzyma w sypiallmmmnhff--!
- Ciii, ale hałasujecie. - Jednooka pokojówka z długimi kitami która już od jakiegoś czasu taktycznie zbliżała się do stołu, wreszcie zainterweniowała, przerywając słowotok bliźniaczek poprzez złapanie jednej z nich dłonią za dolną część twarzy. Wystarczająco mocno, by jej przerwać, ale też wystarczająco słabo, by pozwolić jej złapanie ręki i zrzucenie jej z siebie, co też dokładnie Grot uczyniła.
- Przecież nikomu nie prz-
- My chcemy się tylko dowiedzieć! - Grit przykucnęła w miejscu gdzie znajdowało się wcześniej krzesło Hildy, oparła łokcie o blat i objęła dłońmi twarz, wpatrując się w Eudaimonię jak w obrazek z fascynacją. Grot zaraz zrobiła zresztą niemal to samo, tylko z drugiego końca stołu. Keerik, zrezygnowała z jakichkolwiek dalszych prób upominania - wszystko poszło według planu. Rozejrzała się szybko. Kulka, Bączek i Pieguska są przy scenie, w tłumie ludzi i innych stworów. Pihnia zajmuje się swoim stolikiem, plecami do niej; tak samo zresztą Nina. Elly nawet nie wystaje zza baru, o ile w ogóle jeszcze tam jest. A siostry własnie jej udowodniły, że nic nie odwróci ich uwagi od tego, co chcą się teraz dowiedzieć. Niepowtarzalna sytuacja - kocia zwinnie sięgnęła po jedną z babeczek i niesamowicie szybko wcisnęła ją sobie w usta w całości. Szybkie spojrzenie po gościach - gdyby ktokolwiek zauważył jej czyn, uniosła jedynie palec do ust na znak prośby o zachowanie ciszy. Zaraz po tym cofnęła się kawałeczek od stołu i wróciła do mopowania podłogi dookoła.
Kresta upiła kilka łyków ze swojej szklanki, przyglądając się uwolnionym przez Atię wężom. Badała je wzrokiem może trochę dłużej niż to byłoby komfortowe dla obserwowanego, ale i tak była przecież zajęta przeglądaniem papierów, więc perkusistka wcale nie czuła się natarczywa. W końcu jednak znudziło jej się to, więc obróciła się na krześle by patrzeć w stronę sceny, bokiem opierając się o blat stołu. Popijając jeszcze od czasu do czasu, dłuższą chwilę przyglądała się Rodionowej pieśni o rondzie. Gdy Strzyłka przyszła po krzesło, nie zaprotestowała nijak. Już raz ją ostrzegła co się stanie jak uszkodzi skrzypce a nie lubi się powtarzać.
- Ty też na czymś grasz? - wypaliła w końcu. Niegłośno, niskim głosem jak ma często w zwyczaju. Słowa były skierowane do Jackiego, który znajdował się w rogu jej pola widzenia, ale jako, że nawet nie zwracała ku niemu głowy w trakcie mowy, mogło to nie być oczywiste.
* * * * *
Stojąca w pierwszym rzęczie pod sceną Pieguska popadła w zamyślenie. Szczerze mówiąc, spodziewała się czegoś innego. Kiedy słyszy się stwierdzenie "legendarny bard", wyobraźnia podsuwa raczej obrazy porywającej tłum osoby, która wplata w pieśni historie, legendy, fraszki. Osobę, która żyje publicznością i rozgłosem. Tutaj... może nie zna się specjalnie na muzyce, ale nie czuje się specjalnie porwana. "Zawód" to może nie jest najlepsze słowo, ale wciąż blisko temu do "niespełnienia oczekiwań". Może to dopiero rozgrzewka?
- Hejże! Skoczniej! - do sceny dopadła Aquarina, zupełnie "przypadkiem" potrącając Limirę i stawiając swoją szklankę z napojem na podeście. - Tańczyć chcę! - czarna wyciągnęła ręce ku rudemu. "Nauczyłabym cię tańczyć", pomyślała sobie Pieguska, ale niestety nie wolno jej było być nieuprzejmym. Tylko dlatego tego nie powiedziała.
- No... bandy. Wszystko to byłe bandziory. Niedorajdy, ale jednak. Nie znacie tego? Nie oglądaliście Kronik Kontynentu? Dziołchy nawet zrobiły im nawet krótką czołówkę przecie. - nie przerywając gry, Hilda odpowiedziała Mannikowi. Słysząc o Mostillach, stwierdziła, ze w sumie nie będzie się nic odzywać na ten temat. Nie przepadała za tym jaki mają rozgłos, uważała to za bardzo nudny wątek międzysferza który wpychany jest wszędzie gdzie się da ale wiedziała też, że jego zwolennicy gotowi są urwać głowę - czasami nawet dosłownie - każdemu, kto się z nimi nie zgadza. Dlatego milczała. Niech se tam żyją, gdziekolwiek żyją. Na szczęście jest bardzo mała szansa by którykolwiek z nich kiedykolwiek trafił do takiego miejsca jak Xantesa. Spojrzała na Rodiona, wciąż próbując grać tak, by robić mu za podkład - praktycznie już imitowała swoją gitara perkusję, nie tylko szarpiąc za struny, ale również pukając bądź uderzając otwartą dłonią w pudło rezonansowe, albo przesuwając kostkę po gryfie dla dźwięków podobnych do talerzy.
Nikola uniosła wyżej brwi w odpowiedzi na czyn Arvy. Nie odchodziła nigdzie, bo nawet jej się nie chciało. Kiedy szklanka wróciła na tacę, ruska mruknęła jedynie niegłośne "...smacznego.", nawet, jeśli smoczyca już się od niej odwróciła. Cóż, w sumie to nie pierwszy raz jak się widzi dziwaków w tym miejscu.
Aacvi, która rozpędziła się jeszcze w drodze powrotnej, znów przeskoczyła nad całym tłumem - teraz, z krzesłem w ręku i "pod górę", było to w sumie większym osiągnięciem. Limira chciała ją uciszyć wyraźnym "ćśś!" i przyłożeniem palca do ust, ale Korsjanka nie zwracała na nią najmniejszej uwagi, nawet nie patrzyła w jej stronę. Z jedną nogą na krześle stała bokiem do reszty przybytku, a przodem do Rodiona spoglądając nań z podniesioną brodą. Ot, takie "skończyłeś już?" bez wypowiedzenia ani głoski.
* * * * *
- No... bura. A która? - Lidka odpowiedziała Nożowi, spoglądając ku scenie krótko. Zaraz potem zwróciła się do Niny. Tej bez ogona. Choć możliwe, że słowa były zwrócone całkiem do nikogo. - To po chuj ciągle woła Ein'a? - jej wzrok przeniósł się na butelkę rumu. Chwilę później zdała się wyglądać na lekko zmartwioną - w kocu była pusta. Swoją drogą, zdaje się, że przeszła teraz całkiem na język rosyjski - każdy, kto ten język znał, mógł to od razu rozpoznać.
- Chciała... - Sasha zaczęła mówić, ale powstrzymała się przed dokończeniem zdania. Może i czuła się już trochę pijana, ale wciąż miała w sobie na tyle rozsądku, by nie paplać o tym, co może nie być pożądane. Spojrzała jedynie w stronę ruskiej przedstawicielki Nin, niepewna, czy powinna kontynuować tłumaczenie, czy też nie.
- No, co chciała? - Dopytała Lidia, sięgając po jedno z ciastek jakby była u siebie.
Jurij sięgnął po jedną z babeczek podążając za przykładem kolegi po prawej, ale zatrzymał się zanim jeszcze otworzył usta. Siedział i przyglądał się lukrowanej, kolorowej babeczce w kształcie głowy uśmiechniętego kotka ze zdziwieniem. "Czemu". Pamiętał różne rodzaje "artystycznego" jedzenia sprzed Plagi, ale nic nigdy nie było dziwactwem aż do tego stopnia. Po co ktoś miałby marnować czas i cenne zasoby tylko po to, by nadać kreskówkowy wygląd jedzeniu, które i tak zostanie zaraz rozdrobnione i przetrawione? Ciężko mu było to zrozumieć. Może za bardzo przyzwyczaił się już do plagi? Bądź co bądź, ludzkość była próżna. I po rozglądnięciu się wokół mógł przecież zobaczyć, ile różnych mutantów im usługuje. Pogoń za różnorodnością, która uważana jest za luksus - rzeczywiście, to mógł kojarzyć ze swoich młodszych lat. Najwyraźniej ma teraz powrócić do takiego świata. Zastanawiał się, w jakim stopniu rzeczywiście uważał to za problem, a w jakim za pierdolenie od alkoholu. Koniec końców, odłożył babeczkę przed sobą.
Rudy lisek, stojący niemal na baczność przy stoliku, bacznie obserwował wszystko, co się przy nim działo. Zarówno słuchał rozmowy, jak i domyślała się, co mogą chcieć ci, którzy niewiele się odzywają - na pewno nie umknęło jej odłożenie smakołyku przez jednego z tych pijaków zanim choćby jej spróbował, albo choćby powąchał. Nie podobało jej się przebywanie tu - wśród alkoholików i najwyraźniej morderców - ale jedna dobra strona była taka, że przynajmniej póki co nikt nic od niej nie chce.
* * * * *
Dzyń. Otworzyły się drzwi! Ale nie tam, gdzie otwierały się dotychczas. Chłodny powiew dobiegł ze ściany obiektu naprzeciw lady, na boku sceny. Przejściem, które zdawało się do niedawna w ogóle nie istnieć, do środka weszły dwie niewysokie osóbki, wyglądające dokładnie tak, jak zostały opisane wcześniej - Gisvabilatarya i Peroigrirrysaklasnihir. Pierwsza, cała opatulona grubymi ubraniami, zatrzymała się po zamknięciu drzwi próbując najpierw oswoić z temperaturą. Druga, która zamknęła za nimi drzwi, rozejrzała się od razu wokół, zaraz znajdując dość znajomy widok. Uśmiechnęła się nieco na widok Essembramaerythy, próbując do niej pomachać gdyby zdecydowała się spojrzeć w jej stronę. Czerwona póki co raczej skupiła wzrok na scenie. |
_________________ . . . |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Nie Lip 28, 2019 1:44 am
|
|
|
- O...och. Powracacie w nowy byt zachowując wspomnienia. Wygląda na to, że to kolejna różnica pomiędzy nami. - Essembra skubnęła rąbek sukienki spuszczając spojrzenie. - Nasza jaźń jest nieśmiertelna, ale po śmierci... ciała, nie możemy powrócić sami z siebie. Droga do osiągnięcia wyższego poziomu egzystencji zostaje zakończona. - Uniosła powoli spojrzenie. - Nowy byt, o którym wspomniałeś, jest pisklęciem, czy fizycznie już dorosłym?
Niestety podczas tej całej rozmowy, Essembra wydawała się nie zauważyć jeszcze dwójki nowoprzybyłych pobratymców, w tym machającej do niej Pero.
- Mm-hm, rozumiem, rozumiem. Śmiertelni w niemalże każdym świecie są w pewnym stopniu ograniczeni w dostępnie do zdolności nadnaturalnych. - Stwierdziła Lanararis, która wydawała się teraz znacznie bardziej zaabsorbowana rozmową. Bardziej doceniała pełen spontaniczności i ekspresji występ Aacvi, niż bezpieczną zabawę instrumentem Rodiona poprzetykaną jego jednolitym śpiewem. Nawet jeśli technicznie spisywał się lepiej, zdecydowanie brakowało tu emocji. - Ooch, Glorantha. Intrygujące, doprawdy. - Uśmiechnęła się kącikami ust do swych myśli. Kolejny świat magii runicznej… powinna od razu połączyć kropki. Zatem zostali żywcem wyjęci z rozgrywki w czasie trwania jej transmisji, gdy wszystko może jeszcze ulec zmianie. Coraz bardziej podobało jej się to wszystko. Oparła łokcie na stole, podbródek ułożyła na wierzchu splecionych dłoni i uśmiechnęła się urokliwie obserwując demoniczne bliźniaczki, które obskoczyły Eudę.
- Proszę, proszę, wystarczyło jedno słowo i cała uwaga bliźniaczek skupiła się na tobie, moja droga. - Przygryzła delikatnie wargę kiełkami obserwując scenkę. Słysząc pytanie Włóczni, zachichotała dźwięcznie. - Odpowiedź jest bardzo prosta. W większości światów kaczki kojarzone są tylko z nierozumnym drobiem, takim jak kury hodowlane, nie zaś z istotami posiadającymi samoświadomość, złożony język i rozwinięte społeczeństwo. Nie istniała czasem jakaś inna nazwa ich rasy? - Kątem oka zbadała sytuację czarnookiej i bliźniaczek. - Mm, nie pamiętam. Nieważne. Na twoim miejscu bardziej uważałabym na żubry, szczególnie te w stadach.
Atia i Rith na chwilę obecną nie interesowały się szczególnie rozmowami prowadzonymi przy stole. Ta pierwsza wyciągnęła z kremowej kopertówki notatniczek wraz z długopisem i zaczęła przepisywać parę informacji, które uznała za przydatne i warte zapamiętania. Ta druga zaś, trochę już znudzona przeglądaniem dokumentacji, obejrzała się w stronę sceny za skaczącą na nią z krzesłem Strzyłką. Szpiczastoucha odwróciła się na krześle by lepiej widzieć.
Jacky mający chapsnąć już ente ciasteczko, zatrzymał się w połowie ruchu słysząc pytanie Kresty. Obejrzał się krótko na siedzącą obok fikserkę, widząc jednak, że jest pochłonięta rozmową, zdecydował się jej nie zaczepiać.
- Znaczy o Lilię pytasz? Noo, ona potrafi, na kilku nawet. Nie wspominała już przypadkiem?
* * * * *
- Powaga, siostro? Zrobiły czołówkę? Teraz to aż będę musiał obejrzeć przynajmniej parę odcinków. Polecasz któreś? - Spytał asura, najwyraźniej nieszczególnie zainteresowany jakimś dalszym ciągnięciem tematu Mostillów. Maureen, kiwająca się lekko na boki w rytm muzyki, odpowiedziała na pytanie Hildy dopiero, gdy ta odpowiedziała na pytanie Mannika, nie chcąc wciąć się w zdanie.
- Nie mam swobodnego dostępu do obserwacji wydarzeń mających miejsce na Kontynencie.
- Macie tam w swoim aniołkowie chociaż takie rzeczy jak telewizja? - Spytał Wynalazca, wywołując tym niemal od razu zainteresowanie na twarzy blondynki.
- Nie słyszałam nigdy wcześniej tego słowa. Czym jest telewizja?
- O rany. - Podrapał się po podbródku. - Wiesz co? Pokaże ci potem na statku. Obejrzymy razem parę odcinków. Może dowiesz się czegoś nowego o ruskich.
Anielica zawahała się słysząc propozycję, Rada przekazała jej wszystko, co powinna wiedzieć. Oczywiście, że mogli pominąć jakieś szczegóły i pewnie mieli ku temu powody. Nie będzie kwestionować Ich decyzji, bez względu na swoją ciekawość.
- Nie kłopocz się. Wiem wszystko, co powinnam teraz wiedzieć.
- Twoja wola. Puszcze ci sam utwór muzyczny Lewiatanów. - Stwierdził Mannik, na co blondynka nie wyrażała już sprzeciwu, powracając do obserwacji Szarpidruta.
Arva nie zwracała już większej uwagi na obecność Nikoli. Schyliła się nieznacznie w chwili, gdy Aacvi ponownie przeskoczyła nad stojącymi pod sceną. Syknęła niezadowolona, prostując się po chwili. Po niedługim czasie stania pod sceną, rozejrzała się próbując zlokalizować dźwięk dzwoneczka, który zdołała dosłyszeć pomimo przedstawienia i ogólnego gwaru. Gdy jej wzrok napotkał dziewczynki o smoczych cechach, przyjrzała im się uważniej. Faktycznie roiło się tutaj od najróżniejszych osób, w tym smokokrwistych. Po krótkiej analizie powróciła uwagą ku scenie, niezbyt zainteresowana dalszymi poczynaniami nowoprzybyłych, póki w jakiś sposób nie będzie to dotyczyć jej samej.
* * * * *
Sasha natrafiła na zupełnie neutralny wyraz twarzy czarnowłosej Niny, z którego ciężko było coś wyczytać. Była co prawda nieco podpita, jednak nie przeszkadzało jej to jeszcze w znaczący sposób na utrzymaniu uwagi i skupienia. Nie poruszyła się i nie wyglądało na to, by zamierzała powstrzymywać dziewczynę przez “paplaniem”. Sama nagadała się już wystarczająco i zamierzała nieco poobserwować swoje, również nieco podpite, nowopoznane towarzystwo, z którym najprawdopodobniej będzie niebawem współpracować.
Alexei ze szklanką w jednej dłoni i z drugą za plecami, odsunął się na dwa kroki od stolika ku środkowi sali, by móc lepiej widzieć nie tylko osoby na scenie, ale również i stojące przed nią. Skacząca w tę i we w tę Strzyłka nie napawała go optymizmem. Nie wiedział kiedy i czego spodziewać się po tej kobiecie, co tylko potęgowało jego niepokój. Przynajmniej nie było już tutaj Mashy. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Tidus
Jebany farciarz
Wiek: 31 Dołączył: 25 Paź 2010 Posty: 694
|
Wysłany: Śro Sie 07, 2019 2:48 pm
|
|
|
-Jako jajko. Ale między wykluciem o osiągnięciem formy dorosłej mijają góra dwa lata. Bardziej niż fizyczną dorosłością problemem jest odzyskanie w pełni wspomnień, które mogą być zamazane przez cień śmierci.
-Jeśli można spytać, ile cyklów życia już przebyłeś, drogi panie? - spytał Jan, gładząc swoje wąsy by nadać pytaniu akademicki wydźwięk.
-Nie można. - odparł nieakademicko jaszczur, widocznie nie życząc sobie pytań od kogoś, kto uznaje parę dekad za sędziwy wiek.
Jan, nie wiedząc chyba co z sobą począć, wzruszył ramionami i udał się do grupki ludzi pod sceną.
-Em...Znacz...Co...Nie! - Eudaimonia próbowała skupić się na każdym pytaniu osobno, lecz zanim złożyła jakąś odpowiedź, padało inne. W końcu podniosła ręce na wysokość piersi w geście poddania się. -Jedno pytanie naraz, proszę! I nie mogę podać imienia mojego beneficjenta.
Tymczasem Doryalotos zaśmiał się charkliwie zza maski na słowa Lanararisa.
-Tak, mają swoje własne słowo. Kolacja. Podobnie jak te włochate krowy, przed którymi mnie ostrzegasz się. Nie martw się, żadne kopyta nie są mi straszne...Ale skoro masz je na takim względzie, to będę ich wypatrywać. Może zaprowadzą mnie do mo...naszego celu. A nawet jeśli nie, będą lepszą przekąską od kaczek.
==========================
Rodion oddalił dłoń od strun, kończąc melodię. To był dobry instrument. Specyficzny i zupełnie inny od typowej gitary którą miał w swojej rodzimej sferze i na której uczył się grać...ale miał swój urok. Uniósł wzrok by spojrzeć na Aacvi...a ta nagle miałą pod swoją nogą krzesło. Nie wiedział skąd się ono wzięło i, całkiem szczerze, zdziwił go ten widok. Spodziewał się buczenia, oklasków, wyzwisk, pochwał...ale nie tego. Pozwolił na chwilę zupełnie zdjąć maskę chłodnej, biznesowej uprzejmości - przechylił głowę na bok i spojrzał na Aacvi z cichym "E?", marszcząc brwi. Zaraz jednak na twarz wrócił mu spokój...i milczał. Niech pierwsza przemówi.
Claudette straciła zainteresowanie występem gdy tylko Strzyłka wróciła na scenę. Tak jak myślała, taki pokaz nie rozwiązuje niczego.
==========================
-Nie jhefsz? - spytał Nóż, wskazując na kocią babeczkę odłożoną przez kamrata od kielicha. Przełknął ciastka, cukierki i inne duperelki które miał w ustach, odkasłnął. - Panie, u nas to na oczy takich cudów nie widziałem, a jak wybuchła plaga to dopiero, nawet chleba i soli nie szło znaleźć! Jedz, jedz póki możesz, bo nie wiesz kiedy znowu będziesz mógł zjeść takie- czknął -takie kocie ciacho!
-Wszystko już wiem - stwierdziła nagle maszyna, podnosząc się do pionu. -Nie jem, więc nie będę zajmował miejsca. Do zobaczenia na miejscu. - stwierdził Bęcki i ruszył powolnym krokiem ku wyjściu, którym niedawno weszły małe smoczyce. Jeśli minął je po drodze rzekł głośno dzień dobry po czym wyszedł na zewnątrz, niknąc w wietrze i śniegu. |
_________________
>Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Pią Sie 09, 2019 1:54 pm
|
|
|
- Ha, jedno? Jedno na raz? - Grotrutzka zapytała przez stół, kiedy jej siostra podniosła się z blatu.
- Hmm, tajemniczy taki, co. Wiem, wiem jak to wy macie, ludzie. Nigdy nie uścisnęłaś ręki daimona, nie? Patrz, jaka okazja! - Grotrutzka, kiedy już się wyprostowała, wyciągnęła dłoń odzianą w śnieżnobiałą, chyba jedwabną rękawicę ku Eudaimonii.
- Haha, nie podał pewnie nawet jej, jak Turtzandos! O, i wiesz co, dobra! To pytanie za pytanie! Ty odpowiesz, my odpowiemy! - szatynka teraz również się podniosła na rękach opartych o blat, nachylając przez stół w stronę kobiety (choć miała do niej dość daleko).
- Jo! I ty zaczynasz pytać! - zawtórowała blondynka, wciąż trzymając rękę przed sobą.
- Hm? - Kresta wreszcie zwróciła wzrok na Trolla, gdy tyn odpowiadał. - Nie, pytałam cieb... - przerwała, nagle wstając i robiąc pół kroku do przodu - ale zaraz się powstrzymała. Bez wątpienia chodziło o to, co zobaczyła na scenie. Napięcie, które ją przez moment ogarnęło, zaraz puściło, a po rozluźnieniu się, opuściła ręce i pokręciła głową nie odrywając od sceny wzroku. Zasiadła, bardzo powoli. - Kolejna Kajka się znalazła, szlag by ją...
Maesia w tym samym momencie najwyraźniej również przeniosła wzrok na scenę, wciskając przycisk pauzy na odtwarzaczu, wyjmując jedną słuchawkę z ucha i wlepiając wzrok na podest. Tym razem naprawdę ciekawość wzięła nad nią górę, bo wstała z miejsca i podeszła nieco bliżej, pewnie by próbować zorientować się o co chodzi. Wciąż jednak nie zbliżała się do nikogo zbyt blisko - stanęła dobre trzy metry dalej od ludzi pod sceną, praktycznie na środku przejścia między stolikami i drogi do wejścia, wciąż ze słuchawką w uchu i plejerem w dłoni. Stała tak chwilę, póki golem nie zdecydował się przechodzić w pobliżu by opuścić lokal - jak tylko to zauważyła, a zauważyła dość późno, od razu się odwróciła w jego stronę i uciekła krokami wstecz aż trafiła plecami na krzesło przy pustym stoliku którego omal nie wywróciła. Nie spuszczała Bęckiego ze wzroku póki całkiem nie wyszedł.
* * * * *
- Szczerze, to... - Hilda zaczęła, ale zawiesiła głos, spoglądając ku Rodionowi. Zastanawiała się chwilę, czy to końcówka pieśni, czy może jakieś przejście; zdecydowała się w końcu na zawieszenie i własnej gry, by zostawić finisz samemu grajkowi. Potem zwróciła się z powrotem do uszatego.
- Nic nie polecam poza czołówką, bo to wielki zawód. No chyba, że cię interesuje ich przeszłość. Z początku się nawet zapowiadało, to zagrożenie barbarzyńców i tak dalej ale potem chyba ciągle zmieniali scenarzystów, jedna wielka klapa i to nawet z kliszą. Ba, w ogóle byś ich nie rozpoznał. Bingnęłam pół sezonu i mi się znudziło. Drow był tylko fajny, póki... no, spoilery. - wygadała praktycznie na jednym tchu. Potem tylko w milczeniu przyglądała się ich wymianie zdań, póki Strzyłka czegoś nie odwaliła.
- ...Już? - Aacvi zapytała najniższym głosem, jaki tylko jej struny głosowe były w stanie wydać. Wciąż brzmiał irytująco. - Ty się zajmowałeś rozrywką? To musiało być dawno temu, co? - parsknęła. Nawet po okazaniu swojego zerowego poziomu empatii wobec kogoś kto po prostu bawił się nową zabawką, nie zamierzała dać mu szansy na odpowiedź - złapała skrzypce razem ze smyczkiem w prawą rękę,, po czym zamachnęła się i najzwyczajniej w świecie... kopnęła w krzesło, z całej siły. Nie tak, by poleciało gdzieś w publikę, ale w górę. Może nie był to imponujący wynik w wysokości lotu, ale zdał jej wymagania w kwestii tego, co potrzebowała - bardzo szybko się obracało w kilku płaszczyznach. Razem z tym "gestem", nie dając sobie czasu na to by znów stanąć na obu nogach, ruda wyskoczyła w górę. Tym razem stało się aż nazbyt jasne, że ma w tym pomoc; gdy robiła półtorej salta naprzód, każdy mógł chyba zauważyć błękitne światło spod jej butów, oraz słaby ślad białawego dymu, który zarysowały w powietrzu jej nogi. I ponownie, cichy syk. Strzyłka i krzesło zaraz zatrzymały się równocześnie i z głośnym łupnięciem drewna o parkiet, gdy dziewczyna złapała swoją wielokrotnie silniejszą ręką za jedną z nóg mebla i "stanęła" na nim w ten sposób do góry nogami. Raptem chwilę balansowania później, stalowa ręka znów wyrzuciła Korsjankę w górę, gdzie po raz kolejny się obróciła z pomocą rakietowego obuwia by w końcu stanąć na swoim chwiejnym "podeście" - to jest, jedną noga na nodze krzesła, które stało na ziemi na rogu swojego oparcia. Jeszcze raz czy dwa można było usłyszeć cichy syk gdy kobieta przybierała całkowity pion i delikatnie obracała się całkiem przodem do publiczności używając wolnej nogi jako kontrbalastu, po czym ostrożnie przełożyła nienaruszone skrzypce do wolnej ręki i obróciła je do grania.
Limira, będąca najbliżej akrobacji gdy trwały, bardzo protektywnie osłoniła Aquarinę przed zagrożeniem, osłaniając ją własnym ciałem i zupełnie przypadkiem strącając ze sceny w jej stronę jej własną szklankę z napojem. Nieszczęściem dla niej, Aquarinie udało się jednak dość zgrabnie uniknąć tego pocisku. A do tego, z dużo głośniejszym od Strzyłki odgłosem, tuż obok pojawiły się Kulka i Bączek stojące wcześniej na skrajach małego tłumku - te chyba miały dużo bardziej szczere chęci uniemożliwienia krzesłu uderzyć kogokolwiek. Bądź co bądź, "atak" rudej okazał się jednak nie być atakiem, więc po prostu zatrzymały się tam po obu stronach Pieguski i jej ulubionej koleżanki. Kulka po raz kolejny popisała się zręcznością, gdy nie ukazując na zaspanej twarzy żadnego stresu z tym związanego "złapała" i utrzymała w pionie upadającą szklankę stopą, zachowując w środku cały napój, który nie uleciał z niej w trakcie lotu. Kocia odwróciła się w kierunku Limiry i uniosła szklankę na pantoflu w jej stronę, mniej więcej na wysokość kolana. Nie musiała zmieniać wyrazu twarzy ani nic mówić; Kiedy Pieguska ogarnęła, co się stało, stęknęła niezadowolona, podniosła naczynie odstawiwszy je tam skąd je zrzuciła, a następnie wydobyła swoją chustę z fartucha i przykucnęła, ścierając to co rozlane.
Aquarina, która stała tuż obok przyglądając się wszystkiemu jakby od początku wiedziała jak to się skończy uniosła dłoń do ust, wcale nie próbując ukrywać w szerokim uśmiechu całej satysfakcji, jaką sprawia jej ten widok.
- Patrz. - rzekła Strzyłka krótko, spoglądając na Rodiona przez ramię. Balansując na odwróconym krześle, specjalnie chyba kołysząc soba i całą "konstrukcją" na boki, przyłożyła smyczek do strun i zaczęła żwawo przygrywać. "O, to też znam", stwierdziła Hilda, czekając na moment żeby wejść z akompaniamentem.
* * * * *
Pero trochę zmarkotniała widząc, że jedyna znajoma jej osoba jej nie zauważyła. Schowała się za Gisvą widząc nadciągającego olbrzyma; ta stała wyprostowana. Na jego przywitanie, odpowiedziała dokładnie tym samym "Dzień dobry.", łapiąc boki płaszczyka by dygnąć lekko. biała zrobiła to samo ale z opóźnieniem na tyle dużym, że golem mógł już tego nie zauważyć. Gisva, poczęła zdejmować wierzchnią odzież, wracając do obserwacji sceny - ale kiedy zaczął dziać się raban, zaraz z tego zrezygnowała, zniesmaczona. Ludzie i ich infantylne zachowanie.
Keerik, która zauważyła gości z Lontevy aż podskoczyła w miejscu, a zaraz po tym poleciała w ich kierunku, zanim Pihnia ją do tego pogoni. Odstawiła mopa przy wejściu i pomogła czerwonej się rozebrać, za co ta chyba podziękowała. Krótka wymiana zdań, w trakcie której jednooka odpowiedziała na coś przecząco, po czym, zaproszone, obie małe zaczęły kierować się do stolika w centrum. Każdy, kto spoglądał w tym kierunku, mógł bez problemu zauważyć, że ta starsza z dwójki zdecydowanie kulała na jedną nogę.
- Witam serdecznie. - z ust Gisvabilataryi padło przywitanie w języku angielskim, uważany za wspólny, a który nie był w jej przypadku nijak przetłumaczony. Z rękoma złożonymi za plecami stała wyprostowana, spoglądając po zebranych. Sprawdzała, kto tu jest, kto zareagował i być może zrozumiał jej słowa, kto spojrzał ku niej, być może kto odpowiedział. Pionowe źrenice czerwonych oczu zatrzymały się dłużej w spojrzeniu na równie czerwonego jaszczura. Kresta obdarzyła ją jedynie spojrzeniem i skinieniem głowy; dla Grit i Grot, równie dobrze mogła nie istnieć.
Swoją droga, po zdjęciu płaszcza, można było zauważyć, iż Gisva jest ubrana całkiem formalnie - dłuższa, bordowa suknia z krótkim rękawem owinięta była nad biodrami czarnym pasem, a jeszcze wyżej miała czarno-złotą kamizelkę na której spoczywał zwisający z szyi złoty, okrągły medalion. I kiedy nie miała już niczym zakrytej głowy, widać było też, że na jednym ze sterczących jej z głowy rogów znajdowała się czarna kokarda - i dwie identyczne miała również na przedramionach, tuż za nadgarstkami.
* * * * *
- No, że... - Sasza przeciągnęła po napotkaniu neutralnej twarzy Niny. Brak zgody, brak zaprzeczenia, decyzja spadła na nią. Przez głowę przeleciała jej myśl - jest sprawdzana. Ci tutaj, którzy są już mocno zakorzenieni w tym dziwnym świecie chcą sprawdzić, kim my jesteśmy i czy jesteśmy godni tego, by dołączyć do ich rank - sprawdzają, jak odpowiadamy w trudnych sytuacjach, oraz pod wpływem takich środków odurzających jak alkohol. Brunetka zestresowała się szczerze. Przemieliła językiem w ustach by go "rozruszać", by nie był zesztywniały od rumu.
- Ta pani dowiedziała się o, um... "grze"--
- Phahah! "Pani"? - Lidka nachyliła się do mówiącej, kładąc jej rękę na ramieniu i przyciągając bliżej siebie. Aż się Jurij spojrzał podejrzliwie. - To żadna "pani", tosz to zwykła zdzira jest! - pofarbowana wskazała tłumek szklanką, spoglądając Saszy w oczy. Znaczy, oko. Młodsza próbowała się odsunąć, ale zdecydowanie przegrywała w pojedynku siły, więc jedynie odginała się z dala od nieznajomej.
- Iiii... chciała dołączyć do tego pojed-dynku, ale nie czuję się upowaaaaAACH-- - Błękitnooka spróbowała dokończyć wypowiedź, ale znów zostało jej to przerwane - tym razem, została po prostu puszczona, a jej próby ucieczki zostały zwrócone przeciwko niej. Praktycznie spadła z krzesła, ale nie wyrżnęła o podłogę tylko dlatego, że siedzący obok wojskowy zdążył ją chwycić pod ramię. Przez chwilę wisiała tak zawieszona między krzesłem a nim, zanim zdecydowała się wrócić i znów siedzieć jak należy.
- Aaaa, znowu się rwie, żeby wpierdol zgarnąć, ta? Co, ludzi wam brakuje, że taką mendę zbieracie z ulicy? - Lidka zwróciła się tu ku Ninie, tej niezezwierzęconej. Trochę, jakby wiedziała, albo domyśliła się z zachowania, kto tu powinien być najbardziej ogarnięty w temacie.
- A gadasz, pan! - Jurij, po zakończeniu interakcji z najmłodszą rezydentką tego stołu wrócił od razu uwagą do sąsiada, choć chyba nawet nigdy nią od niego nie uciekł. - Przecież to bez sensu. Nosz - wskazał dłonią babeczkę. - ile czasu potrzeba zmarnować, żeby zrobić coś, co przypomina jakiegoś... kurwa, kota! To przecież niepoważne, nawet... nawet przed kwarantanną tego nie robili, nawet dla szczyli o takich! - zaraz pokazał dłonią jakąś niewielką wysokość od podłogi. Coś chciał chyba powiedzieć dalej, ale słów mu zabrakło, więc tylko pokręcił głową wskazując na kotobabeczkę.
Rudy lisek stojący za nimi aż się zapowietrzył. Nina zastanawiała się, jaką porażką życiową i absolutnie nieczułym na sztukę nędznikiem trzeba być, żeby nie zauważyć, ze ta babeczka przedstawia tygryska. Aż się w niej gotowało żeby im nagadać, ale póki co, jeszcze dawała radę trzymać to w sobie. |
_________________ . . . |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Wto Sie 13, 2019 6:34 am
|
|
|
- Ooo. To bardzo szybko. Ja weszłam już w wiek dorastania. Taka jeszcze nie do końca dorosła, ale już zdecydowanie nie dziecko. Mam już pięćdziesiąt lat. ...Prawie. Tuż, tuż. - Essi uniosła lekko podbródek. Po krótkiej wymianie zdań pomiędzy kapłanem, a czarodziejem, która zakończyła się oddaleniem staruszka, posmutniała. Jej krucha pewność siebie została złamana i nie była pewna, czy powinna zadawać jeszcze jakieś pytania, nie chcą okazać się zbyt ciekawską i niegrzeczną. Jej własne milczenie sprawiło, że zaczynała czuć się z tym niekomfortowo.
- Może ty masz jakieś jeszcze pytania? - zapytała Lilien, widząc minę Essi.
- Że ja? - Jacky zdziwił się. - A gdzie tam. Nie mam cierpliwości. Poza tym w mojej pierwszance nawet kubków nie robią dla dużych osób, a co dopiero instrumenty. - wzruszył bezradnie ramionami. - A jak to było z tobą, stworzeniem zespołu i przyjęciem do niego nowych osób?
Ognista Lilia przysłoniła usta opuszkami palców i zaśmiała się dźwięcznie słysząc odpowiedź Spiżowego. Istniała szansa, że zrozumie sens jej słów, gdy nadejdzie na to pora, o ile nikt nie wyczyści mu pamięci.
- Twojego celu, mm? Czymże on jest? Czegóż tak naprawdę pragniesz, drogi Włócznią Odebrany? - uśmiechnęła się doprawdy ujmująco, wspierając podbródek na splecionych dłoniach.
* * * * *
- Czyli nie warto? Friedrich mówił, że sporo dziwacznych i ciekawych rzeczy działo się po tym całym Krachu Magicznym, ale równie dobrze można go wypytać. - stwierdził w zamyśleniu uszaty. Jego cała uwaga została przykuta przez popisówkę Strzyłki, która bardzo wyraźnie spodobała mu się na tyle, że aż zawołał głośno. - Dajesz, siostro! Pokaż mu na czym polega dobra zabawa!
Maureen patrzyła na całą sytuację rozgrywającą się na scenie osłupiała. Nie miała najmniejszego pojęcia jak zachować się w takiej sytuacji. To miejsce było… dziwne, inne. Czuła, że nie pasowała tutaj. Zdecydowanie bardziej wolała atmosferę, która panowała pośród służb porządkowych, czy wojskowych. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na czujne pokojówki pod sceną by przywrócić jej spokój.
Czarna podparła boki zirytowana. Cała ta szopka trwała już zdecydowanie zbyt długo. Podeszła bliżej sceny, bliżej Rodiona.
- Ssakharov! Zamierzasz jeszzcze przechodzić do interessów, czy kontynuujesz to, nie wiem - machnęła ręką przed sobą. - Sspotkanie towarzysskie?
* * * * *
- Joł! - odwrócona ku scenie Rith uniosła dłoń w odpowiedzi na przywitanie się młodej Czerwonej smoczycy. Atia oderwała się od dokumentów by pochylić uprzejmie głowę, z lekkim uśmiechem. Obecność dwóch smoczyc zaciekawiła meduzę, toteż oczekiwała ich dalszych poczynań.
Gdyby nie Kresta, Jacky pewnie w ogóle nie zwróciłby uwagi na nowoprzybyłe, widząc jednak jej gest, pomachał w ich stronę z szerokim uśmiechem i zawołaniem “Czeeeeść!” w języku angielskim.
- Proszę, proszę. Delegacja Lontevy. - Lanararis przemówiła z naturalnością w języku smoków, posyłając w ich stronę krótkie spojrzenie przyozdobione subtelnym uśmiechem i zdawkowym skinieniem. W końcu nic nie stało na przeszkodzie by okazać odrobinę uprzejmości istotom, które zazwyczaj szanowała.
- Witajcie. - Lilien obdarzyła smocze dziewczynki ciepłym, pogodnym uśmiechem. Poszła za wcześniejszym przykładem i również mówiła w języku smoków. - Usiądźcie proszę. Miejsca jest dosyć.
Essembra skinęła grzecznie głową, gdy tylko usłyszała powitanie. Dopiero po tym przyjrzała się ciekawsko nowoprzybyłym i uśmiechnęła się rozweselona, gdy dostrzegła chowającą się za Gisvą znajomą Pero. Pomachała do niej.
* * * * *
Nina nie odrywała praktycznie wzroku od młodej Sashy. Zdążyła już wywnioskować, że dziewczyna posiadała najprawdopodobniej znacznie większe doświadczenie w walce o przetrwanie, niż ona, gdy była w podobnym wieku. Teraz była prawdopodobnie bardziej zestresowana, niż podczas pracy w terenie. Kobieta uśmiechnęła się słysząc komentarz Lidki.
- A czemu miałabym odmawiać jej dobrej zabawy, gdy jest okazja? Ruda korsjanka pod pretekstem odwetu za nasz odstrzał paru Lewiatanów zbiera zagorzałych fanów i inną hołotę na kolejny mecz w markecie.
Alexei w międzyczasie odszedł jeszcze parę kroków bliżej sceny, widząc akrobacje Aacvi. Wierzył jednak w kompetencje pokojówek na tyle, by samemu nie interweniować. Oczekiwał na dalsze działania Rodiona, zastanawiając się czy zamierza odpowiadać na zaczepkę, czy dać sobie spokój. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Tidus
Jebany farciarz
Wiek: 31 Dołączył: 25 Paź 2010 Posty: 694
|
Wysłany: Czw Sie 29, 2019 10:03 pm
|
|
|
-E? A-Ale ja nie mam pytań. - stwierdziła Eudaimonia, jeszcze bardziej zbita z tropu. Ale rękę uścisnęła.
-Cóż to, koło pomocy? - chodzący pancerz westchnął - Pragnę dowiedzieć się czegoś o sobie samym. W końcu wróciłem po latach do ojczyzny. - splótł ręce na piersi, opierając się o oparcie krzesła - A ty? Czego pragniesz? Utrzymajmy tę rozmowę w uczciwości.
L'hst podrapał się po podbródku. Nie spodziewał się, że jego ciekawość może jakkolwiek zostać zaspokojona, ale ta mała była dobrym towarzyszem rozmowy i chciał ją kontynuować.
-A więc...Opowiedzcie mi o sławnych smokach z waszych stron.
============
Rodion westchnął na słowa Aacvi.
-Zajmowałem się sztuką. Rozrywką zajmują się błazny i tresowane małpy. - Mimo to, musiał w duchu przyznać jej część racji. Ona rzuciłą warunki grając pierwszy utwór, więc próbowanie odstawać nie rozstrzygnie sporu. Ale z tym instrumentem nie dało się zrobić wiele więcej. Jakiego by nie miał pomysłu na melodię, ta gitara pasowała raczej jako drugie skrzypce. Wyciągnął telefon z kieszeni i napisał do Zacharija, czołowego lokaja jego rodziny prostą wiadomość - "Przynieś pianino". Schował telefon i zwrócił się do Arvy
-Jak mówiłem, strategię omówimy na osobności. Jeśli nie chcesz tu siedzieć, to zobaczymy się na miejscu przed potyczką.
Spojrzał na Aacvi wskakującą na krzesło i zaczął przygrywać podkład do jej wyczynów. Chyba bardziej z nudów niż by jej pomóc czy przeszkodzić.
-Co tam, młodzieży? - spytał Jan, docierając do dyskutujących.
===========
-Panie, to się nazywa dobrobyt! - powiedział nóż, trzymając kocie ciacho w palcach -Jak nam do mieściny zjechała się jakaś mafijna prinzessa, to przywiozła ze sobą stado psów na posyłki i walizy, pewnie wypchane ubraniami. Gdy jest się nowobogackim, to takie rzeczy to norma. Trzeba liznąć wyższych sfer, ni? - rzekł, coraz mniej dystyngowanie i z coraz głośniejszym wpływem alkoholu na jego mowę. -Wy wojskowi, nie macie dość racji? W sensie, żywnościowych. |
_________________
>Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Śro Wrz 04, 2019 3:50 pm
|
|
|
- Niemożliwe, każdy ma jakieś pytania! - Gritrutzka nachyliła się bliżej Eudaimonii, nie puszczając jej dłoni - ba, nakryła ją jeszcze druga własną, lekko głaszcząc. Jedwab rękawic był dość przyjemny w dotyku. Uśmiechnęła się szeroko, prezentując szereg równych, choć szpiczastych zębów, patrząc prosto w czarne oczy. - Nie ma co się wstydzić! - zapewniła.
Kresta uniosła wyżej brwi na pytanie, bo na pewno się go nie spodziewała. Oczywiście nie odpowiedziała od razu, dając sobie czas między innymi witając w międzyczasie więcej smoków przy stole. W zamyśleniu, w końcu powoli wróciła wzrokiem do Jackiego. Przez chwilę nawet żałowała, że zadała to pierwsze pytanie.
- Too... długa historia. ...pełna pecha. - stwierdziła w końcu, zatrzymując wzrok jeszcze dalej, na podłodze. Skinęła głową naprzód, wskazując broda scenę. - To tamta jędza lubi o tym paplać. Ja nie. - dodała, milknąc po tym.
Pero wyglądała na zaskoczoną, a zarazem ucieszoną tym, ile znajomych słów mogła usłyszeć. Było to po niej od razu widać. Z uśmiechem pomachała z powrotem Essembrze; uśmiech przygasł jednak, gdy spojrzała trochę szerzej na sytuację przy stole. Każdy, a przynajmniej większość z obecnych był już zajęty jakąś rozmową, a jej zdecydowanie brakowało śmiałości, by komukolwiek przerywać. Zdecydowała się więc wcale nie wychylać dalej zza nieco wyższej czerwonej.
Gisva z kolei prawie wcale nie zmieniła wyrazu twarzy, a jedynie dygnęła w zbiorowej odpowiedzi na wszystkie przywitania. Widząc, że zebrani powrócili szybko do swoich rozmów, póki co również się nie odzywała. Nawet, jeśli nie podobało jej się to, co uważała za ignorowanie jej osoby, czuła, że musiała wpierw zaspokoić swoją ciekawość. Ponadto, wiedziała, że jednym z prawe tego miejsca jest równość wobec wszystkich. Nie mniej jednak, zaczęła przyglądać się wszystkim wokół bardzo uważnie. Bardzo, bardzo uważnie. Nie musiała dłużej przyglądać się stojącej tuż obok Grotrutzce, która po spojrzeniu w ich kierunku natychmiast wyprostowała się jak trafiona piorunem, a potem odsunęła najbliższe jej krzesło, zapraszając gestem dłoni małą smoczycę. Ta nie skorzystała; zajęta była obserwowaniem Lanararisa/y. Powoli uniosła obie brwi. Minęła chwila, zanim przeniosła wzrok na trolla, ale nim szybko straciła zainteresowanie. Kresta była jej już znajoma. Atia i Rith nie, ale przyjrzała się im, choć bez tak dużej uwagi. Eudaimonia i Doryalotos widać nie złapali jej za serce, co szybko po nich przeskoczyła. Co innego L'hst. Wyraźnie zawęziła powieki, przyglądając mu się dłużej. Może tylko się tak wydawało, ale może było trochę prawdy w tym, że wydawało się, iż na jej twarz na chwilę wstąpiła pogarda. Mina zmieniła się na całkiem neutralną gdy przyglądała się Lilien i Essembrze, obu z nich po krótkiej chwili.
Grotrutzka tylko czekała z tym krzesłem, czując się bardzo niezręcznie.
* * * * *
- Noo... - albo potwierdziła, albo coś zaczynała, ale na pewno Hilda nic nie dokończyła mówić widząc, jak Mannik zareagował na Strzyłkowe przedstawienie. Kaleka wzruszyła tylko ramionami i skupiła się na przygrywaniu.
Aquarina widać zadowoliła się w końcu widokiem sprzątającej Limiry, bo oderwała od niej spojrzenie i rozejrzała się dookoła. Ledwie zobaczyła Jana, który własnie się odzywał, zaraz zgrabnie do niego podskoczyła z kolejnym piruetem i bez pytania objęła w pasie chwytając za dłoń z drugiej strony. A przynajmniej próbowała.
- Tańczmy! - zarządziła z rozbawionym uśmiechem, na nic nie czekawszy ciągnąc staruszka do skocznych obrotów.
Kulka podreptała za chodzącym ADHD, zatrzymując się dość blisko i spoglądając ku Janowi pytająco. Całkiem, jakby czekała na jakiś znak o jego decyzji, czy ma ją zabrać, czy nie. Bączek z kolei skupiła się teraz na Arvie, niepewna, czy ta nie będzie chciała jakiejś burdy zrobić.
* * * * *
Widząc, że choć na moment uwaga Lidki zwróciła się do Niny, Sasza bardzo sprytnie wycofała się z boju uciekając od możliwego pociągnięcia ją dalej za język - odwróciła się nieco za siebie z miską w ręku. Zwróciła się do liska z pytaniem, trochę nieśmiało.
- P-przepraszam... można jeszcze... znaczy, dokładkę?
Ruda Nina odkleiła wreszcie pogardliwy wzrok od pleców dwójki dyskutujących mężczyzn i zaskoczona spojrzała na jednooką. Przez moment przeleciało jej przez myśl, że może próbuje ją jakoś wrobić, ale zaraz wyzbyła się podejrzeń.
- Mm... można. - oznajmiła, wyraźnie wybita z myśli. Raz jeszcze spojrzała na gadających o ciastku i potem na dziewczynę, a następnie odebrała miskę i skierowała się zwinnie ku ladzie. Musiała się przez nią wychylić, by znaleźć za nią niziołkę, której przekazała i miskę i zamówienie machając żwawo puchatym ogonem. Sasza zaś, z rękoma na kolanach robiła wszystko co w jej mocy, by wyglądać na bardzo zajętą wyglądaniem za swoim zamówieniem. W sumie było w tym trochę prawdy, bo oglądanie rudego futerka było dla niej zdecydowanie ciekawsze od innych zajęć przy tym stole.
Farbowana siorbnęła ze szklanki przez słomkę, nachylając się nad stołem. Biegała spojrzeniem po planie sklepu pozostawionym na blacie. W końcu odstawiła naczynie, pokazując dłonią przed siebie.
- To coś jak z tą wyspą ostatnio? Kto zbiera zapisy? - zapytała, chyba zainteresowana tematem. Spojrzała krótko ku dyskutującym, ale potem skierowała wzrok ku ruskiej Ninie, będącej w tej chwili chyba jedyną osobą skłonną kontynuować ten temat.
Jurij burknął coś niezrozumiałego podczas przemowy Noża, ale z pełną odpowiedzią poczekał dopiero, aż ten skończy.
- Ach, gdzie tam, racje. Po kwarantannie, żywność szybko stała się cenniejsza od diamentów. Nie było skąd jej brać. Pola? Martwe. Hodowle - martwe. - powtarzając słowo, za każdym razem akcentował je jeszcze poziomym machnięciem ręki. - Jedynie pod Moskwą, z tego co wiem, w zamkniętym metrze ostały się hodowle pod ścisła kontrolą, a z tego to jedynie ochłapy można było dostawać. A i to tylko w zamian za zasługi. - Jurij zwrócił się do swojego kubka. - Na powierzchni każdy, kto żyw zwraca się przeciw innym bez wahania jeśli tylko może mieć z tego cokolwiek na ząb, co go nie zabije. Niektórzy tak głęboko w prochach, że gotowi są nawet innych pożerać. Choćby i żywcem. - krótko zerknął ku odwróconej plecami do niego Saszy, ale zaraz wrócił wzrokiem do rozmówcy. - Temu mnie to drażni. No- wkurwia wręcz, powiadam. Takie, ta... świadomość, że można dosłownie marnować zasoby których innym brakuje tylko po to, by zaspokoić swój... hedonizm! - walnął brzegiem dłoni w stół tuż przed wspomnianym ciastkiem. Po chwili namysłu, może za dużo gadał. Ale nie pomyślał o tym wcześniej, a po fakcie to już nie ma znaczenia. Powinien się tego spodziewać kiedy zaczął pić. A, pal to licho zresztą - jak zaczął, to i skończy. Uniósł kufel. No to do dna.
* * * * *
Dzyń! Wraz z chłodnym powiewem, kolejna para wkroczyła do baru. To jest, najpierw była to tylko jedna osoba - facet, równie chyba wysoki co szeroki w barkach, a do tego ubrany mocno nieadekwatnie do pogody bo jedynie w ciasno go oplatający czarny T-shirt i jeansy, przytrzymywał drzwi i widać próbował kogoś nakłonić do wejścia. Widząc, że to nie skutkuje, w końcu cofnął się znów na zewnątrz i zaraz wrócił do środka, pod jedną ręką niosąc jakąś drobną dziewczynę. Ta miała puchatą, bladoróżową uszankę naciągniętą na głowę, prawie całkiem przykrywającą ciemne, brązowe włosy, większość twarzy owinięte bordowym szalikiem a resztę ciała całkiem schowaną pod beżowym płaszczem zimowym, nawet nie zapiętym, za zawiniętym wokół. Ogólnie, wyglądała trochę jakby ktoś ją ubrał całkiem na odwal. Okulary w jaskraworóżowych oprawkach jej zaparowały, kiedy stała tak odstawiona na ziemię całkiem w bezruchu.
- No przecież cię nikt nie pogryzie! - facet, którego niektórzy mogli znać pod pseudonimem "Tomahawka" strzepnął z barków trochę śniegu, po czym klepnął lekko dziewczę w plecy. Lekko, bez wątpienia, ale wystarczająco, by ta niziutka chudzina została wypchnięta dwa kroki naprzód, na moment wyginając się w tył. Dłoń w rękawicy ze złączonymi palcami wydostała się z kieszeni i sięgnęła do okularów, zdejmując je z nosa. Ponure spojrzenie powoli przeszło ze szkieł na mężczyznę za dziewczyną.
- Zostaw mnie w spokoju. - Markotny ton wcale nie brzmiał na oburzony, a jedynie mocno zrezygnowany. Tak naprawdę wszytko jej było jedno.
- Zobacz, nawet twoje ulubione Lewiatany grają. Cho, siądziemy pod sceną. - Caltor nie ustępował, dłonią przywołując Keerik, która akurat stała w pobliżu, obserwując wcześniej parę smoczyc do których nie chciała podchodzić, bo znała już kocią fobię białej. Teraz bez wahania podbiegła do nowych gości.
- Witamy w Dziurze! Co podać?
Mała przetarła rękawicą okulary całkiem na odwal, po czym wsadziła je z powrotem na nos i spojrzała ku scenie. "To nie Lewiatany" burknęła, ale na tyle słabo, że kompletnie nikt nie zwrócił na to uwagi; Szatyn zdejmował już z niej tą kurtkę jakby ściągał ja z manekina. Ta się wcale nie opierała i to nawet nie tylko dlatego, że nie miała szans w pojedynku sił. Spojrzała tylko krytycznie na parę rękawic która upadła na ziemię i wywrócone na lewo rękawy, wszystko wskutek niewielkiej umiejętności "pomagania" komuś w ściąganiu kurtki przez Caltora. Biała bluza "I BELIEVE" z uśmiechniętą świnka wyglądała bardzo radośnie; Julia, jej właścicielka, wręcz przeciwnie.
- Daj nam na razie, ee... nie wiem, dwa burgery i coś do picia. Nie, czekaj! Trzy daj. - mięśniak odpowiedział kociej, po odwieszeniu płaszcza pchając już małą w kierunku stolika, całkiem jakby pchał wyłączonego robota. Choć się uśmiechał, to ktoś, kto potrafił przejrzeć lepiej maskę kłamstwa (MoS 4+) mógł zorientować się, że w istocie jest on trochę spanikowany. Korek tylko patrzała się na mijająca ją dwójkę, bardzo niepewna czy nie powinna może jakoś zareagować w tej dość podejrzanie wyglądającej sprawie. Spojrzała za siebie, ku Pihnii - ta całkiem jakby to wyczytała z jej myśli, własnie odwracała się w jej kierunku i widać dopiero zaczynała ogarniać, o co chodzi. Skłoniła się krótko ku Einowi, a potem rozpoczęła marsz ku parze. Keerik podniosła więc rękawiczki z podłogi.
Maesia została przed nich odcięta od powrotu do stolika. Stwierdziła, że zaczeka, aż gdzieś sobie pójdą zanim ruszy się z miejsca. Jakoś nie miała ochoty zbliżać się do kogokolwiek nieznajomego z kim nawet nie ma wspólnego tematu. |
_________________ . . . |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Wto Wrz 10, 2019 6:28 am
|
|
|
Jacky został bardzo skutecznie zgaszony. Nie wiedział zbytnio co ze sobą począć, gdy osoba z którą miał nadzieję porozmawiać zbyła go niemal od razu.
- A to przepraszam, że pytałem. - po tych słowach sam również zamilkł.
- Pytasz mnie czego pragnę? Ach... tak wielu rzeczy. Nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, drogi Włócznio. - Lanararis, demon, personifikacja Pragnień, przyłożyła dłoń do lica, rozciągnęła usta się nikłym uśmiechu i zamknęła powieki. - Nie takiej jednak odpowiedzi oczekujesz. Pragniesz usłyszeć jakieś konkrety. - Rozchyliła powieki spojrzawszy w oczy Spiżowego Wojownika tak głęboko i intensywnie, jak gdyby zaglądała w głąb jego duszy. Może faktycznie tak właśnie było. - Odpowiem więc tak samo tajemniczo jak ty. Pragnę między innymi zerwania więzów.
[ Gisva tymczasem była przekonana, iż istota na która patrzyła zdecydowanie nie była śmiertelna. Była zmaterializowanym duchem. Aniołem? Nie. Była upadłym aniołem, demonem, a do tego bardzo wiekowym. Postawienie jej na równi z boskimi istotami wcale nie było przesadą, a jednak siedziała tutaj i rozmawiała. Tak po prostu. Nie była co prawda demonem w pojęciu ducha zła i zniszczenia, wroga wszystkiego co żyje, rodem z Zapomnianych Krain, czy religii Abrahamowych. Była za to powiązana z chaosem, a do tego naturalnie uzdolniona magicznie. W tej właśnie chwili korzystała pasywnie z mocy chaosu, która była skoncentrowana na niej i nie wpływała na nikogo z tu obecnych. Ponadto była dotknięta jakąś “boską klątwą”, która zdawała się oplatać wokół niej niczym łańcuchy. Tylko tyle i aż tyle sekretów zdołała odkryć czerwona smoczyca. ]
Essembra nie była pewna od czego zacząć właściwie powinna zacząć. Jej wzrok błądził pomiędzy Czerwonym Kapłanem, a Kapłanką Srebrzystej. Lilien znała bardzo dobrze te spojrzenie, toteż nie omieszkała pomóc nieco swej krewnej w zaczęciu.
- W Świecie Zapomnianych Krain, gdzie wcześniej mieszkałyśmy, istnieje mnóstwo legend i ballad opiewających czyny metalicznych smoków i przypominające o zbrodniach chromatycznych smoków.
- M-- mmhm! - mruknęła mała srebrna, dając tym samym znać, że pragnie przejąć pałeczkę i opanowała już swoje onieśmielenie. Rozpoczęła swą opowieść rzecz jasna dalej w języku smoczym, aby również i Pero mogła zrozumieć, gdyby chciała posłuchać. - Niektóre chromatyczne posuwały się nawet do tego by poddać się liszyfikacji. Pośród nich był na przykład Daurgothoth, czarny smok nazywany Pełzającą Zagładą. Zaślepiony pragnieniem zostania najpotężniejszą istotą na świecie. Niestety sporo jest takich jak on. - powiedziała z trwogą w głosie marszcząc brwi. Sama myśl o tym napawała ją odrazą. Na szczęście znała bardzo dobrze opowieści o innej smoczej figurze.
- Z weselszych opowieści, pewne ludzkie miasto zostało nazwane na cześć jednej z nas, mojej imienniczki i smoka pieśni, znanej w swej ludzkiej formie po prostu jako Essembra. Zdobyła reputację legendarnej podróżniczki i poszukiwaczki przygód przy pomocy swego miecza, dowcipu i mądrości. Miała ogromny wkład w zachowanie pokoju i porządku w regionie pochłoniętym wcześniej przez nieład i bezprawie. Wiele lat później ujawniła swą prawdziwą smoczą postać, gdy poznała innego, srebrnego smoka, noszącego imię Teskulladar, którego pokochała całym sercem. - mała smoczyca splotła dłonie na wysokości piersi jak gdyby próbowała nimi objąć swoje własne serce.
- Essembramaerytha pozostawiła za sobą swe dawne życie, swe bogactwa, osiągnięcia i wraz ze swym ukochanym podróżowała jeszcze przez wiele lat po świecie. W końcu słuch o nich zaginął. Wiele legend mówi o tym, że udali się do Evermeet by tam spędzić ostatnie lata swego życia. Evermeet jest magiczną wyspą, miejscem ostatniej podróży dla długowiecznych elfów, a czasem również dla innych, którzy dostaną pozwolenie. - srebrzysta sięgnęła po szklankę i upiła z niej odrobinę kolorowego płynu, robiąc krótką przerwę. - Jej dziedzictwo przetrwało jednak do dziś. Córki poszły w ślady matki po jej zniknięciu, ku swym własnym przygodom, a także by nieść pomoc innym. Jedna z jej pół-smoczych wnuczek założyła nawet organizację nazywaną Siostrzeństwo Essembry zadedykowane właśnie niesieniu pomocy.
[ Lilien i Essembramaerytha wydawały się bliskie Gisvie, ale w pewnym stopniu również odmienne. Potomkini srebrnych smoków oraz prawdziwy srebrny smok, niewiele starszy od niej samej. Obdarzona boską łaską i obdarzona darem magii, mniej utalentowana od niej. Essembra korzystała z magicznej polimorfii by przybrać ludzką postać, co było oczywiste. ]
Atia wciąż obserwowała przyglądającą się wszystkim, w tym także i jej samej, Gisvie. Rith wręcz przeciwnie, kompletnie nie interesowała się mieszkańcami Lontevy, w całkowitym wyluzowaniu obserwując co dzieje się na scenie.
[ Chwila obserwacji w zupełności wystarczyła Gisvie. Obdarzona boską łaską Meduza o silnie jadowitych wężowłosach, potrafiąca swym wzrokiem zamienić w kamień oraz leśna elfka potrafiąca rozmawiać z duchami natury, szamanka o zdolnościach polimorficznych. Żadna z nich nie korzystała w tej chwili ze zdolności nadnaturalnych. ]
Spod stołu wyszedł wilk o pięknej, bujnej sierści przypominającej trawę. Wychłeptał już cały zielony napój ze szklanki otrzymanej od Rith. Zainteresowany dwójką nowoprzybyłych podszedł bliżej. Powstrzymał szybko chęć obwąchania smoczych dziewczynek, nie chcąc ich wystraszyć. Miast tego uniósł ogon, z którego spływały długie zielone pasma i zaczął nim kołysać niespiesznie z boku na bok. Pysk nieznacznie rozchylił i wystawił zielony język na zewnątrz, ziejąc równomiernie i łagodnie. Niewyrażające najmniejszej agresji oczy zostały utkwione w Pero.
* * * * *
Maureen ruszyła nagle w stronę przepełnionej energią dziewczyny, która próbowała porwać do tańca staruszka. Zauważyła, iż Kuleczka oczekiwała w gotowości, jednak uznała to za niewystarczające działanie.
- Czy wszystko w porządku? - zapytała głośno i wyraźnie przypatrując się twarzy Jana.
Arva nie wykonywała żadnych gwałtownych gestów. Zasyczała za to głośno w wyrazie niezadowolenia, a w jej najbliższym otoczeniu szybko dało się poczuć ostry odór kwasu.
- Mówiłeśś… gdy odejdziemy od śścian-- - ugryzła się w język. - Jeśśli chcesz zobaczyć się dopiero przed potyczką, jakim ssposobem zamierzasz wywiązać ssię z umowy? Nie wiesz nawet czego chcę. - rozłożyła ręce na boki. - Dosstrzegam poważną dziurę w twoim planie, Ssakharov.
Rodion otrzymał wiadomość po zaledwie paru chwilach. Jeśli sprawdził telefon, dostrzegł że nie była ona od Zakharija, a od Tatiany. Krótkie - “Po cholerę ci pianino?”.
* * * * *
- Póki rudy jest zajęty - ja zbieram. - odparła ludzka Nina rzucając krótkim spojrzeniem ku scenie. - Będzie podobnie jak z wyspą. Dwie drużyny przeciwko sobie, ochroniarze i chuligani. Punkty za wykonywanie zadań, ale również za któregokolwiek ochroniarza. Po sferonecie krąży już nawet krótki filmik pokazujący mapę podczas testów. Dwie wojskowe próbujące przetrwać apokalipsę zombie. Nawet im się udało. - to rzekłszy, sięgnęła po babeczkę przedstawiającą tygryska, która wywołała tak żywiołową dyskusję i podskoczyła od walniecia pięścią w stół. Postawiła ją tuż przed sobą, póki co nie naruszając jej jeszcze. Lubiła gdy jedzenie ładnie się prezentowało i dobrze smakowało. Trudno też było nie docenić pracy i wysiłku, którą ktoś włożył w przyozdobienie wypieku. Wolała jednak nie wdawać się w dyskusję. Zresztą, rozmowa z farbowaną była teraz istotniejsza.
Młody lokaj, sprzątacz brudu i niewygodnych osób, wrócił bliżej stolika. Zainteresował go kierunek, w którym zmierzała rozmowa dwójki mężczyzn oraz ich odmiennych poglądach na świat. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Tidus
Jebany farciarz
Wiek: 31 Dołączył: 25 Paź 2010 Posty: 694
|
Wysłany: Śro Wrz 18, 2019 4:30 pm
|
|
|
L'hst wysłuchał w pełni opowieści Essembry, kiwając z szacunkiem łbem. Tak jak myślał, nawet w pełni wykształcone, pradawne smoki jej krain były czymś odmiennym od tego, co sam rozumiał przez te słowo. Były bardzo...ludzkie, na ile rozumiał ludzi. Łączyły się w pary i spełniały rolę, której od nich oczekiwano gdy człowiek ujrzy wielkiego 'potwora' pokrytego łuskami – siły która albo ich zniszczy, albo ich ochroni. Zdają się nie móc postrzegać świata, w którym jakakolwiek siła może nie zwracać na nich uwagi. Mimo wszystko, uważał ten dysonans między jej i jego postrzeganiem własnych pobratymców za interesujący. Gdy opowieść skończyła się, przemówił spokojnym głosem. Zdawał się nie zauważać, że inna smoczyca świdruje go wzrokiem.
-Fascynujące. Czy te Siostrzeństwo funkcjonuje do dziś?
[Gisva może ujrzeć, że istota zwana przez wielu czerwonym kapłanem faktycznie jest rozdzielona na ciało i ducha, z czego ten drugi rysował się znacznie wyraźniej jej zmysłom. Był wielokrotnie starszy od swojego ciała, ale nie był też „czystą” duchową energią – przypominał bardziej skupisko płomieni, które przenikały ciało, wtapiając się w nie, tak że miejscami trudno było określić, gdzie jedno się kończy a drugie zaczyna. Coś większego, nadnaturalnego i pięknego było przywiązane do przyziemnej, śmiertelnej i niezbyt ciekawej istoty.]
Doryalotos odwzajemnił spojrzenie, trudno jednak było ujrzeć jakiekolwiek oczy w mroku, który panował za spiżową maską. Westchnął ciężej na te słowa.
-Zerwanie więzi to śmierć. Nie powinnaś rzucać takich słów na wiatr.
[Istota zwana Włócznią Odebranym była zdecydowanie człowiekiem, był on jednak na tyle bliski magii, że zmysły Lanararisa mogły je ujrzeć. Coś zdołało zjednać jego duszę z czymś znacznie trwalszym od jego ciała – srebrem. Powiązać je na wieczność. Będzie żył tak długo jak srebro. Będzie otaczał się tym kruszcem przez cały ten okres. I od srebra jego żywot się zakończy. Jego ciało było już stare, zbyt stare jak na człowieka, ale ta prawidłowość utrzymywała je w całości.]
Eudaimonia wpatrywała się czarnymi ślepiami w Grit, bynajmniej nie okazując po sobie wstydu. Raczej dziwiła jej bezczelność tego brzydkiego, materialnego czegoś by zwać się daimionem, choć starała się nie okazywać raczej żadnych uczuć. Nie najlepiej jej to wychodziło, ale starała się. W końcu spytała lodowatym tonem.
-To skąd jesteś, młoda...służko?
***
Rodion spojrzał na telefon i szybko odpisał „Kochanie, nie kwestionuj. Muszę pewnej korsjańskiej pindzie pokazać, gdzie jej miejsce”. Gdy utwór się zakończył, odłożył gitarę na wzmacniacz i rzucił krótkie Zaraz wrócę. Interesy. ku Aacvi, po czym zeskoczył ze sceny i podszedł do Arvy.
-Masz rację. Zapomniałem się. Za chwilę będzie tu...no, parę osób, które może mnie w tej kwestii zastąpić. Jeśli jednak wolisz omówić to ze mną na osobności i nie chcesz czekać aż skończy się ten...pojedynek. – przy ostatnim słowie uśmiechnął się pod nosem. Nawet dobrze się bawił, mimo obecności Aacvi. Sięgnął za pazuchę i wyciągnął zza niej aluminiowy, prostokątny pojemnik, z którego wyciągnął ku smoczycy kartonową karteczkę. Pięknym, odręcznym pismem napisane na niej było „Rodion Sakharow, dziennikarz”. - Rozerwij na dwoje, a stawię się w miejscu, o którym myśłisz.
Jan, tymczasem, został porwany do tańca. Wydał z siebie jedynie rozbawione HO HO! i dołączył do kroku Aquamariny. Wybitny z niego tancerz nie był, ale miał dość krzepy, by próbować chociaż dotrzymywać agresywnej kobiecie kroku. Na wszelkie pytania, czy mu pomóc, kręcił głową z rozbawioną miną.
***
-Ale tak jest zawsze, nie? – stwierdził podpity i poharatany. Obrócił się na krześle, spoglądając na towarzysza filozoficznej dysputy. -Surowców jest zawsze na tyle, by każdy się najadł do syta, ale władza ma zawsze na tyle, by bawić się w takie pierdoły. Tak okazują, że faktycznie mają nad tobą władzę. Ich skrawki ze stołu to dla twojej rodziny obiad na miesiące. – pociągnął nosem i spojrzał w sufit. - U nas byli ci, Zakharowowie, przez Z, jak dobrodziej tylko mniej... – spojrzał na Ninę i Alekseja mało dyskretnie, choć chyba sam sobie nie zdawał z tego -No, to wredne pizdy były. Sprzedawcze. Chcieli nas w ręce jakiejś mafijozy sprzedać i jak wybuchła plaga to co? Wszyscy głodowali, a oni się zamknęli w tej ich rezydencyji i co wieczór pewnie ucztowali. Bo oczywiście, jak przyszło co do czego i trza było ogarnąć dupy zanim rząd zmiecie całe miasto, to tymi ochłapami ruszyli wszystkich do roboty. Jakby każdy miał po równo, to byłby chaos. Bo każdy miałby tyle samo sił, polejtycznie rzecz ujmując. |
_________________
>Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Pią Wrz 20, 2019 2:57 pm
|
|
|
Grit bardzo wyczekująco spoglądała na Eudaimonię, a kiedy ta w końcu zadała pytanie, blondynka uniosła wysoko brwi. Parsknęła potem krótko, wyraźnie rozbawiona. Nachyliła się jeszcze bliżej kobiety, biorąc głębszy wdech przez nos, właściwie jakby ją wąchała - po czym odezwała się, wreszcie trochę ciszej, z wciąż szerokim, pogodnym uśmiechem.
- Dziewczę. Bardzo doceniam gest uprzejmości, ale nie ma potrzeby tak zwracać się do kogoś mając zaledwie ćwierć jego wieku za sobą, mm? - zapytała, po czym jeszcze szerzej się uśmiechnęła, wydając jeszcze z siebie krótki chichot. - Jestem z krainy zwanej Podświatem - pod, bo znajdował się pod powierzchnią ziemi. Całość świata zwą tu NID-1, choć pewnie to ci niewiele mówi. Właściwie, to nawet nie cały Podświat - niektórzy nieedukowani wrzucają go do jednego worka z takimi nazwami jak piekło czy otchłań - co jedno konkretne królestwo. Za czasów, gdy władał nim potężny król Krichevskoy, wspaniałe miejsce. Gdy... uhm. - gdy odwróciła odwróciła wzrok purpurowych oczu na bok, zdawało się, że zamieniły się błękitem. - Przeminął... no, wszystko szlag trafił. Władanie przerodziło się w tyranię, mądrość została zastąpiona okrucieństwem, a szacunek pogardą. - Grit wskazała kobietę palcem, choć była tuż przed jej twarzą - jakby ją wytykała. - Nie wiem, komu służysz, ale lepiej pilnuj tego, by i on nie... przeminął. Kiedyś miałam wrażenie, że król jest wieczny, ale czas pokazuje, że wystarczy mała iskra by zakończyć najsilniejszy płomień. - dumna ze swojej przemowy, cofnęła się wreszcie, prostując i łapiąc z zadowoleniem pod boki. - To teraz moja kolej. Skoro nie możesz podać imienia tego, komu służysz, to chociaż powiedz, jak go poznałaś!
Perkusistka westchnęła, słysząc odpowiedź trolla. Przez chwilę zastanawiała się, czy może nie próbowała go zgasić zbyt surowo. Złapała palcami nasadę swojego nosa, właściwie jak osoba cierpiąca na ból głowy, tkwiąc tak przez chwilę, zanim znów się wyprostowała. Powoli powstała z miejsca, chwytając swoją szklankę w dłoń. Druga położyła mu na barku, co może nie było dla niej najwygodniejsze biorąc pod uwagę różnicę wzrostu, nawet, jeśli siedział.
- To po prostu przykra historia o młodzieńczej głupocie i chęci walki z systemem. Głupocie, która nie przeminęła bez ofiar. Nic przyjemnego. I nie masz za co przepraszać, nie uraziłeś mnie. I wybacz, że przerwę, ale... idę zobaczyć, o co tam chodzi. - oznajmiła, po czym oddając jeszcze jedno, lekkie klepnięcie, odeszła, omijając stolik i najwyraźniej kierując się do dwójki nowo przybyłych.
Nawet, jeśli najwięcej uwagi skupiała na poznaniu jestestwa osób znajdujących się przy stoliku, Gisva najwyraźniej wciąż uważała na to, co było opowiadane. A gdy było opowiadane o smokach chromatycznych w bardzo negatywny sposób, poczuła się urażona. Przymknęła oczy nabierając powolutku powietrza, by praktycznie wciąć się w końcówkę ostatniego zdania Essembry, odzywając smoczą mową.
- W istocie, Zapomniane Krainy zasługują na swoje miano. Nie zaprzeczę, iż pełne są kierujących się jedynie pierwotnym instynktem bestii które w przestworzach Lontevy nigdy nie zasłużyłyby na miano smoka, Dziecięcia Światów. - otworzyła powoli oczy po swoim komentarzu. Przebiegła spojrzeniem raz jeszcze po zebranych przy stole, poczekała na pytanie L'hsta, a także na ewentualną odpowiedź na nie Essembramaerythy. Dopiero po tym, już dużo cierpliwiej, przemówiła ponownie - raz jeszcze w rodzimym języku.
- Jeśli mogę prosić państwa o zaledwie chwilę uwagi - Peroigrirrysaklasnihir pragnie zadać państwu pytanie. - Gisva odwróciła się lekko bokiem, odsłaniając białą i ujmując ja delikatnie pod skrzydłami, wy wyprowadzić bardziej naprzód - no, na równi ze sobą, ale już nie pozwalając się jej chować za swoimi plecami. Pero była tym bardzo zaskoczona, a może i nawet wystraszona, skacząc niepewnie spojrzeniem po wszystkich osobach przed nią. Dłużej może na kapustopsie, nie mając też pojęcia, czego ten może od niej chcieć.
Grit tylko czekała i czekała, bo przecież nie odstawi teraz tego krzesła.
* * * * *
Aacvi Los Angeles Rio de Janeiro le Veiré dogrywała utwór jeszcze chwilę, zanim, wraz z muzycznym finiszem, zakończyła go kolejna akrobacją - wciąż grając kopnięciem obróciła krzesło mniej-więcej na nogi, lądując na jego siedzisku i oparciu po jednej stopie, a potem zeskakując do poprawnego siadu, wygrywając ostatnią notę. Bączkowa znów czuwała na wypadek, gdyby krzesło miało polecieć w publikę. Korsjanka zaś prychnęła, słysząc rude wymówki, a następnie skupiła się na bezczelnym podsłuchiwaniu. Nie miała pojęcia, o co dokładnie chodziło, ale potrafiła się domyślić, że chodzi o współprace na tym całym meczu. Skrzydła, dziwna mowa, odór - nie chcąc obrażać Lilki tym ostatnim, ale one chyba były tym samym, czyli smokowym czymś. Elektroniczne soczewki skupiły się na przekazywanym przedmiocie w chwili jego przekazywania, co z kolei wywołało kolejne prychnięcie.
- Po prostu przyznaj, że przegrywasz i możesz sobie wracać robić co tam chcesz! - krzyknęła za nim, odkładając skrzypce na uda skrzyżowanych nóg.
Aquarina, gdy muzyka jeszcze grała, tańcowała z pełną werwą - więcej na pewno prowadząc Jana niż on ją, choć powinno niby być na odwrót - nie jeden raz wymuszała własne piruety, to skakała wokół niego trzymając go za ręce; cokolwiek nie robiła, widać było po szerokim wyszczerzu jak i głośnym śmiechu, że świetnie się bawiła. Kulka choć wciąż miała ją na oku, odstąpiła dalej, by nie wchodzić w drogę - skoro staruszkowi to nie przeszkadza, to na pewno lepiej ich tak zostawić. Przynajmniej przez chwilę ten pojebus w okularach jest pod jakąś kontrolą i nie odwali niczego głupiego.
Limira uważnie obserwowała wymianę zdań Rodiona ze smoczycą i w sumie poczuła się usatysfakcjonowana tym, że koniec końców, ta została zbyta. Podniosła składając mokrą ścierkę i wtrąciła bezwstydnie w wymianę zdań.
- Przepraszam najmocniej - szanowny pan będzie czegoś potrzebować? Coś do picia, przekąska? - i uśmiechnęła się szeroko, a potrafiła bardzo szeroko.
Hilda, w czasie tej przerwy spojrzała lekko zamyślona ku wielkiemu stołowi, od którego właśnie odchodziła jej kumpela. Ogólnie, wyglądała, jakby na coś wpadła - zaraz spojrzała na niskiego uszatego z którym zamieniła niedawno parę zdań i bez słów, samym gestem dłoni i głowy poprosiła, by podszedł bliżej. Chyba na samą scenę.
* * * * *
- A, takie to. Market, haha. - zaśmiała się z chrypką, po czym oparta łokciem o blat odwróciła się w przeciwną do jego stronę, spoglądając ku stolikowi od którego przybyła. Drugą rękę wyciągnęła w jego stronę, uginającym palcem przywołując jedyną z siedzących tam osób która patrzyła w jej stronę - faceta o długich, ciemnych włosach, który właśnie gumką zbierał je w kitę. Zatrzymał się na moment, spoglądając pytająco na farbowaną, na co ta tylko zamieniła przywołujący gest palca na przywołujący gest dłoni. Gdy gość zaczął wstawać, ta odwróciła się znów do Niny.
- Macie jak coś miejsca, ta? Ein leci na swoje rendezvous z Emilką, ale pozostałą czwórką możemy się przejść komuś najebać. Bez szczyla, bo jak ma kurwa focha, to niech spierdala. - oparła się łokciami o blat, nachylając znów nad mapą ciekawsko. Siorbnęła ze szklanki.
- A, właśnie, te - Lidka jestem.
- ...Ta. Chuje. Muszą być wyżej. - Jurij przytaknął burkliwie na słowa sąsiada. No właściwie to miał rację. Nie zależnie od warunków, władza zawsze była tymi, który trzymają bogactwo przy sobie, niechętnie się z nim dzieląc. Zmieniła się jedynie skala. Nie zmniejszało to jego wkurwu na marnowanie pożywienia, ale potrafił w sumie zrozumieć, co poharatany chciał przekazać. Odsuwając pacnięciem pusty kubek od siebie, odwrócił się bardziej do sąsiada..
- Co wyście tam w ogóle za plagę mieli? Skoro bogaczkowie byli w stanie po prostu zamknąć się w jakiejś willi zamiast wiać gdzie popadnie, to pewnie to nie było nic podobnego do wirusa Czeklejna. |
_________________ . . . |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Pią Wrz 27, 2019 5:46 am
|
|
|
Lanararis uśmiechnęła się ujmująco ku zakutemu w spiż najemnikowi. Nie potrzebowała nawet najmniejszego źródła światła by ujrzeć to, co kryło się w nawet w najbardziej nieprzeniknionym nadnaturalnym mroku. Nie spodziewała się jednak, że odkryje tak wiele. Nie spodziewała się ujrzeć związanej duszy.
- Przemawia przez ciebie wiekowość nie pisana śmiertelnym, mój drogi. Rozumiem co oznacza to w twoim przypadku. Ahh, wielka szkoda, że patron twojej towarzyszki wyczyści wam pamięć. Mogłabym ci tyle powiedzieć. Również o tobie samym.
Troll spojrzał na perkusistkę, gdy ta położyła dłoń na jego ramieniu. Po klepnięciu w ramię spojrzał za kobietą zastanawiając się nad jej słowami, a w kolejnej chwili już szedł za nią.
- A to pójdę z tobą! Co tu będę siedzieć jak każdy ma już swój temat, albo jest czymś zajęty.
Twarz srebrzystej pokryła się bladym rumieńcem.
- J-ja. Ja przepraszam…! - spuściła wzrok na kolana i zacisnęła dłonie w piąstki na materiale sukienki. - Nie chciałam przez to wyjść na ignorantkę. Ja tylko… - uniosła niepewnie spojrzenie na Gisvę. Zaczęła mamrotac pod nosem, tak że trzeba było naprawdę wsłuchać się uważniej by ją zrozumieć. - Przepraszam jeśli kogoś uraziłam swoimi słowami. Jestem w pełni świadoma tego, że w innych światach smoki są inne i nie dzielą się na takie kategorie, jak tam skąd pochodzę. - opuściła głowę wraz ze wzrokiem, milknąc.
Lilien przysłuchiwała się temu czując się wewnętrznie rozdarta. Jej matczyny instynkt nakazywał jej wstawić się za Essembrą, którą wychowywała od chwili wyklucia się z jajka. Z drugiej strony mała smoczyca niejednokrotnie wypomniała jej ostatnimi czasy, że potrafi mówić sama za siebie. Zdecydowała się nie wtrącać w rozmowę dwóch młodziutkich smoczyc, ale przynajmniej mogła odpowiedzieć L’hastowi.
- Siostrzeństwo prawdopodobnie istniało jeszcze w chwili, gdy opuszczałyśmy nasz świat. Jednak od tego czasu minęło już kilka lat. - Kapłanka przeniosła następnie spojrzenie ku Gisvie i Pero, słuchając z uwagą. Essembra również słuchała i zerkała w ich stronę, ale nie ważyła się póki co unieść głowy.
Kapustowilk nie rozumiał co prawda o czym mówiła Gisva, ale gdy Pero została przez nią wyprowadzona na przód, domyślił się, że nie powinien teraz przeszkadzać. Odsunął się i usiadł obok Grit czekającej cały czas z tym krzesłem.
Lanararis zerknęła kątem oka w stronę małych smoków, gdy padła prośba o uwagę. Zainteresowała się tym cóż to mogą pragnąć oznajmić w swym rodzimym języku.
* * * * *
Blondwłosa zmaterializowana anielica cofnęła się pod scenę słysząc zapewnienia staruszka. Może faktycznie nie było powodów do obaw. Najwyraźniej wiedział ile są w stanie znieść jego stare kości. Wraz z ucichnięciem muzyki, jej uwaga powróciła do Rodiona. Był jeszcze zbyt zajęty wymiana zdań z Arvą by mogła go zaczepić. Mogła za podejść bliżej i zaczekać aż być może sam zwróci na nią uwagę. Znalazła się nieopodal Limiry obserwując obiekt swego zainteresowania bez najmniejszego mrugnięcia.
Smukły ogon czarnej smoczycy zaczął podrygiwać nerwowo w trakcie wyjaśnień Rodiona. Miała ochotę wyjść stąd jak najszybciej, ale nie mogła wrócić z pustymi rękami. Mrużąc oczy odebrała świstek papieru nazywany wizytówką i przyjrzała się jej z obu stron. Nie reagowała na pojawienie się Limiry. Jej myśli szybko skupiły się na plaży w Hubie, gdzie ostatni raz widziała się z elfia albinoską. Rozdarła papier i przeskoczyła parokrotnie spojrzeniem pomiędzy nim, a szarpidruta, nie do końca będąc pewną czego oczekiwać.
Mannik zaklaskał krótko i głośno, gdy utwór dobiegł końca.
- Toś mu pokazała, siostro! Taki z niego wielki grajek, a tu taka klapa! - uśmiechnął się szeroko. Pomimo tego, że przy scenie sporo się działo, kątem oka dostrzegł oczywisty gest Hildy. Bez chwili wahania wskoczył na scenę i kucnął przy kobiecie nastawiając przypalone, poszarpane uszy.
* * * * *
Młody lokaj sięgnął do kieszeni marynarki czując wibracje telefonu. Wydobył urządzenie na zewnątrz i odbezpieczył je czterema bezgłośnym stuknieciami w wyświetlacz. Przeczytał wiadomość i ściągnął ku sobie brwi niedowierzając. Spojrzał w stronę sceny. Przeczytał raz jeszcze. Nie, nie pomylił się. Wykonał ponownie kilka szybkich stuknięć.
Czarnowłosa agentka powiodła spojrzeniem ku stolikowi, z którego przyszła farbowana widząc jak przywołuje stamtąd kolejna osobę.
- Spoko. Dopiero zaczynamy rekrutację, więc nie będzie problemu z rezerwacja miejsc. - kiwnęła głową. - Nina.
- Państwo wybaczą. Obowiązki wzywają. - oznajmił Alexei chowając komórkę. Pochylił lekko czoło ku siedzącym przy stole i ruszył pospiesznym krokiem ku wieszakom. Nina obserwowała jak przechodził raz jeszcze obok stolika narzucając płaszcz w drodze do bocznego wyjścia, nie zatrzymywała go jednak. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Tidus
Jebany farciarz
Wiek: 31 Dołączył: 25 Paź 2010 Posty: 694
|
Wysłany: Sob Paź 05, 2019 2:55 pm
|
|
|
Eudaimonia przyjrzała się demonicy czarnymi oczyma, zastanawiając się nad jej opowieścią. To z pewnością nie przypominało jakichkolwiek zdarzeń, o których by wiedziała, historycznych czy jej obecnych ale wciąż wydawało się…przyziemne. Jakby wziąć ludzi i ich problemy, wetknąć je pod ziemię i dorobić im ostrych zębów. Nie mogła z jakąkolwiek powagą traktować ostrzeżeń dziewczyny o przemijaniu. Mimo wszystko, spodziewała się czegoś znacznie głupszego po wcześniejszym zachowaniu dziewczyny. Postanowiła więc grzecznie odpowiedzieć na pytanie.
-Od dawna… Jeszcze zanim się narodziłam, gdy kultura miasta była bliższa swoim korzeniom, istniały całe szkoły oddane próbom zrozumienia znaków zawartych w świecie. Daimiony są najlepszymi pośrednikami między naszym materialnym światem a ideałem, jakie przedstawiają runy. Ja zaś…po prostu zawsze miałam z nim kontakt. Od kiedy pamiętam słyszałam jego głos, a on mój. Nie mogę ci nic więcej powiedzieć, bo nic więcej nie wiem. - gdy poproszono cały stolik o ciszę, spojrzała ku tej, która miała przemawiać. L'hst podobnie ucichł, przyglądając się zaciekawiony, co to za nowe smoki z obcych światów tu przywiało i co mają do powiedzenia.
Człowiek ze Spiżu przysunął się bliżej demonicy, tej która nie była tu pokojówką. Zza mosiężnej maski przedstawiającej twarz mężczyzny można było zobaczyć parę oczu, wbijających się w nią Lilię wzrokiem, który zdawał się płonąć mimo niebieskiej barwy tęczówek.
-Mów. Lepiej jest żyć w prawdzie przez chwilę, niż nigdy.
============
Rodion przewrócił oczami na słowa Aacvi gdy usłyszał jej głos. Odwrócił się w jej stronę i odpowiedział... jej własnym głosem. Nie tym, którym sama mówiła przed chwilą – tym którego używała gdy była zdenerwowana, wyższym niż zazwyczaj.
-Och, jak dobrze, że coś odwróciło jego uwagę! Niemal wypierdoliłam się z krzesła z tych emocji! – mrugnął okiem i zszedł o ton niżej, do 'normalnego' głosu korsjanki. -Moje intrumenty tu idą. Ciekawie było wrócić do bycia twoim tłem, ale starczy. Do tego czasu możemy porównać śpiew, wyrównałem szans- – coś nagle go tknęło i odwrócił wzrok ku smoczycy gdy ta rozdarła wizytówkę.
-Ta- – chrząknął wracając do swojego normalnego głosu -Tak teraz? To dość daleko stąd.
Spojrzał krótko ku Limirze i odwzajemnił uśmiech, choć zdecydowanie nie tak szeroki. Przez moment kusiło go, by poprosić o wino. I tak był w trakcie popełniania błędów, których będzie żałował. Ale powstrzymał się.
-Coś energetyzującego! To będzie trwać dłużej, niż się spodziewałem.
Obtańcowany Jan złapał oddech i uwolnił jedną rękę, by poprawić kapelusz.
-No, droga pani, dziękuję, ale muzykę nam zabrali!
========
-Wirusa czego? Nie, panie, to biała plaga była. W mniej niż dobę bladłeś jak trup i twoje ciało się rozbrygiwało jak przejrzała pomarańcza na chodniku. W tydzień praktycznie całe miasto wymarło. Zachowało się może parę setek osób. – mężczyzna zasępił się, odsuwając od siebie talerz. Skinął lokajowi na pożegnanie. -Zorganizowałem każdego, kto miał siły unieść rurę i miałem zamiar rozpierdolić te bogackie ścierwa. Może byśmy i umarli, ale przynajmniej z godnością...A tu nagle pojawia się magiczna dziewczynka i mówi nam, że znalazła źródło i trzeba rąk do pomocy by je zniszczyć. I wiesz pan, co to było? – pochylił się do przodu – Kurwa estetyczny pomnik czy ki cholera który sobie postawiły trzy główne rodziny w środku miasta. Kręcił się jak...no, jak sprężyna. I by to utrzymać, większość sprężyny była pod ziemią i wkopali się w jakiś cmentarz górników czy coś takiego. Zresztą, nie pytałem. Ważne, że rozjebaliśmy te cholerstwo. A ten wasz wirus to co? |
_________________
>Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Śro Paź 09, 2019 6:47 am
|
|
|
- Hmm... - Gritrutzka przyłożyła dłoń do brody, prostując się do pionu. - To jakiś niezły jajcarz musi być, bo wcale nie brzmi jak dajmon. No chyba, że coś planuje. Jakiś długi plan. - stwierdziła. Nie wyglądało na to, by cokolwiek ze zdarzeń wokół ją obchodziło - A pytanie? Tera twoja kolej.
Gisva kiwnęła tylko głowa po tłumaczeniu Essembry - na znak, że nie żywi urazy. Oczywiście, że poczuła się urażona, ale przecież wypominanie tego byłoby bardzo niedyplomatyczne. A do tego dziecinne. Nawet znając swój potencjał była świadoma tego, że wciąż daleko jej do tego, kim aspiruje być. Dlatego właśnie zadowoliła się tym, co usłyszała. Tak naprawdę to i tak więcej, niż spodziewała się usłyszeć. Wszak mieszkańcy tego miejsca nierzadko wykazują się ignorancją wobec siły, jaką posiadają słowa. W każdym razie, czas dopuścić Pero do głosu.
Biała, wypchnięta naprzód, od razu skuliła się stojąc. Zwrócenie się w jej stronę wszystkich - no, prawie wszystkich - było dla niej bardzo niekomfortowe. Mówienie do nich, cóż, jeszcze bardziej. Splecione ze sobą piąstki odruchowo uniosła do twarzy, chowając się za nimi.
- Ja... Gdzieś... - zaczęła oczywiście w najbardziej rodzimym jej języku. Uciekła wzrokiem na bok. - Taka walizka. Biała. - pokazała rozmiar od ziemi mniej więcej do swojego kolana. - Z serduszkiem. Zgubiłam. - gdy po wcześniejszym geście wstała znów i splotła ręce za plecami, teraz jedno ze skrzydeł posłużyło jej za zasłonę.
- Peroigrirrysaklasnihir oczywiście pragnie państwa zapytać, czy nie zdołaliście dojrzeć takiej walizki podczas poruszania się po Hubie. - Gisva pomogła przyjaciółce, która od razu kiwnęła głową zza skrzydła.
* * * * *
Ledwie Strzyłka zdołała dostrzec Mannika i unieść do niego dłoń na powitanie, coś innego musiało odwrócić jej uwagę.
- Te, a wyjebać ci? - na Rodionowe przedrzeźnianie, Aacvi natychmiast odpowiedziała dresiarskim tonem z rozłożonymi na boki rękoma. Po chwili odłożyła skrzypce na krzesło z którego wstała, by dodać groźby swoim słowom zbliżając się ku niemu wolnym krokiem. Widać było, że stojący w pobliżu Rodiona brązowy kot-pokojówka to zauważyła, a i Strzyłka zauważyła, że tamta zauważyła. I ku niej spojrzała unosząc brwi, a potem przewróciła oczyma. Chwilę potem zaczęła spoglądać między rudym a smoczycą - głupia nie była wbrew temu jak się zachowuje i dość szybko zorientowała się o co chodzi.
- Co, ten szyszak próbuje cie zwerbować do przegranej drużyny? Hah, zapomnij, że dotrzyma jakiegokolwiek słowa, ze wszystkiego się jakoś wykręci! Poza tym to bez sensu, zgłaszać się do dostania wpierdolu. - krzykacz zwrócił się do Arvy, oczywiście, wciąż stojąc na scenie. Skoro nie może po prostu trzasnąć mu tutaj po mordzie, to spróbuje chociaż skłócić go z tymi, których tu sprosił. Byleby tylko działać mu na szkodę.
Pieguska zasalutowała zaś rudemu dziarsko, posyłając mu szeroki uśmiech. Zaraz żwawo popędziła w kierunku zaplecza.
- Hej, posłuchaj, kolego. - Hilda nachyliła się konspiracyjnie. - Póki Kryśka jest czymś zajęta. Wiesz, te tu rude dwa to tam może i coś tam plumkają nawet ładnie, ale trzeba im nosa utrzeć. Pomóż mi w moim niecnym planie, bo nóg mi trochę brakuje. - widać było, ze jednooka zaciesza się na samą myśl. Prześledziła wzrokiem Krestę z Jackiem kierujących się do stolika, po czym kontynuowała. - Plan ma dwie fazy - najpierw trzeba wziąć stamtąd i rozstawić tu Krysiowe bębenki. - Skinęła głowa w kierunku drzwi wychodzących ze sceny, skąd oboje rudych wzięli swoje instrumenty. - Spokojnie, ja ci powiem co i gdzie trzeba. Druga część będzie taka, że trzeba panią z kijem w dupie namówić do występu. Tutaj coś się wymyśli później. - pokiwała głową. - A trzecia część będzie taka, że ci wszyscy tutaj z butów wylecą i nas przeproszą jeszcze za zajmowanie nam sceny, no. Zobaczysz. - spojrzała znów na Mannika. - Wchodzisz w to?
Aquarina, puszczona, wykręciła błyskawicznie jeszcze trzy piruety, po czym zwinnie przeszła do ukłonu. Tuż po tym zaczęła w miejscu podskakiwać, klaszcząc.
- Cudownie, cudownie! Więcej gra... i kłócą się. - jej entuzjazm zgasł, gdy spojrzała na scenę. - No debile no. A już było fajnie. Ech... - westchnęła aż nazbyt teatralnie. Po chwili, gdy zauważyła, że Culla przygląda się jej, odpowiedziała jej tym samym. Nastąpił pojedynek spojrzeń. Żadna ze stron nie ustępowała.
* * * * *
Lidka obejrzała się za Alexeiem, choć bardzo krótko. - Kurwa, wreszcie się załapię! Za każdym jebanym razem zaczynali jak tego zasranego Iksara próbowałam dorwać. E, młody! - kobieta obejrzała się za siebie dokładnie w momencie, gdy długowłosy szatyn stał tuż przy niej. Odchylił się lekko na krzyk.
- Co. - zapytał niskim, znużonym raczej głosem.
- Siadaj, kurwiu. Pacz, idealna okazja żebyś sobie poszalał. - skinęła na mapę, na którą i on spojrzał.
- "Bołle"? - zapytał długowłosy, nie korzystając jednak z zaproszenia do siedzenia.
- Jo. Kradzież mandarynek i mordowanie ochraniaczy, no zabawa wszech czasów. - farbowana wyraźnie była podekscytowana pomysłem. Po chłopaku wydawało się z początku, że mniej - ale po chwili przyglądania się mapie, wyszczerzył się złośliwie. Dosiadł się po lewej stronie Lidki.
Jurij siedział chwilę zamyślony, zanim nie machnął łapskiem.
- Ech, to... zupełnie inna skala. Co innego, całkiem. - zaczął od bardzo pobieżnego wytłumaczenia. - Wirus Czeklejna to była, no, broń. Znaczy miała być broń, gdyby ci kurwa jajogłowi potrafili utrzymywać swój pierdolony padołek w sterylnych warunkach. - mężczyzna wkurzył się wyraźnie, spoglądając na dno pustego kubka. - Nikt o tym nawet nie wiedział, bo działał z opóźnieniem. Ale kiedy symptomy wyszły na wierzch, pół Rosji i Europy szlag trafił. Próbowali kwarantanny, ale to było za późno. W miesiąc cały świat zaczął się zmieniać w bezkształtne kupy mięcha. Wszystko poszło w cholerę, kurwa! Chaos, zara zakłady padły, elektrownie padły, wszystko kurwa padło. Trzeba było mieć zajebiste szczęście żeby zostać kim się jest. Ktoś ponoć znalazł jakieś antydotum, ale chuj ich tam wie. Zresztą, teraz to chuj tam z nimi. - odparł gburowato, odchylając się. - Koszmar, powiem ci, i za nic tam nie wrócę.
* * * * *
Po odpowiedzi trolla Kresta obejrzała się na niego wciąż idąc - zdaje się, że na krótki moment na jej twarzy można było zobaczyć uśmiech. Bardzo krótki moment, bo zaraz znów się odwróciła przodem do marszu.
- ...no i to tyle, w sumie. Tylko o to. - Caltor stojąc obok stolika kończył właśnie coś tłumaczyć Pihni chichym głosem. Prawdopodobnie starał się to robić tak, żeby siedząca przy nim dziewczyna go nie słyszała, ale chyba nie był mistrzem dyskrecji.
- Terren musi wiedzieć. - odpowiedziała mu pokojówka wcale nie siląc się na dyskrecję.
- Wie. Znaczy, tak słyszałem. - kontynuował osiłek, dalej półgłosem. - Przecież tu się nawet nie da ukryć tyle czasu.
Fioletowowłosa skinęła tylko głową, oglądając się potem na dwójkę nadchodzących - odeszła następnie na bok, do samych drzwi wejściowych, z dłonią przy swoim uchu. Caltor najpierw dosiadł się do małej, a potem dopiero zauważył trolla z kobietą - a ją potrafił rozpoznać. Uniósł natychmiast brwi i spojrzał na okularnicę, kiedy Kresta doszła do jej krzesła i stanęła tuż za nim. Ba, oparła nawet dłonie na oparciu.
- ...co, pewnie mi nie uwierzysz jak powiem, że mogę sprawić pstryknięciem, że się tu pojawi? - "Tomahawk" zapytał małej, która siedziała wciąż bez ruchu, zgarbiona. Prawdopodobnie nie miała pojęcia nawet, że ktoś za nią stoi. Nie zareagowała też na pytanie. Caltor spojrzał po dwójce przybyszów jakby chciał błagać ich wzrokiem, by współpracowali; Kresta chwilę po tym spojrzała na Jackiego, jakby swoim wzrokiem z kolei chciała zapytać czy on słyszy to samo co ona.
Dalej, przy drzwiach, Pihnia zaczęła coś po cichu meldować. |
_________________ . . . |
|
|
|
|
smartDark Style by urafaget Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group |