Wiele sfer Strona Główna Wiele sfer
Mało gier
 
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy
Rejestracja :: Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Przestworza Krainy Niebios
Autor Wiadomość
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Pią Lut 22, 2019 12:38 am   

Wpadanie komuś przez drzwi, zwłaszcza komuś kto miał wobec mnie tak dużo dobrej woli jak Shalissa, wydawało mi się...no, co najmniej niegrzeczne, korzystając ze słownika anielic. Z drugiej strony, tak mogę się spotkać z nią twarzą w twarz i zwalić na Kassin, że mnie zaciągnęła. Przemilczmy więc ten temat. Łatwiej jest przeprosić, niz prosić o pozwolenie, bądź co bądź, a to nie jest chyba sprawa na tyle poważna, bym musiał się zastanawiać nad rachunkiem sumienia. Poza tym, nie obiecywałem, że będę na kogokolwiek czekał, prawda? Poza tym, co innego z tego co wypowiedziała w słowotoku papuga było teraz ciekawsze.
-Jasne. To...co chce osiągnąć? Bo wiesz, może się okaże, że zmienię zdanie jak mi nagle powie, że chce zniszczyć cały świat czy coś. Nie chcę byś ciągnęła mnie na darmo. - przesada, oczywiście, ale to powinno ją naprowadzić na trop wyjaśniania, co jej krąży po głowie. Na darmo na pewno mnie nie ciągnie.
Przez moment przez myśli mi przeszło, że gdyby to miejsce było fizycznym budynkiem, wyglądałoby strasznie dziwnie. Ale z drugiej strony, czy w niebie przejmują się zasadami takimi jak grawitacja, geometria i inne słowa na G? Z drugiej przecież nie znam się na budownictwie, więc może przed wojną istniały podobne, cudaczne budowle i po prostu fala uderzeniowa je zmiotła. Tak czy siak, nie miało to teraz wiele znaczenia.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Nie Lut 24, 2019 10:15 am   

- Co co co co? Zniszczyć świat? No coś ty, skąd ty to wymyśliłeś! - papug brzmiała na wręcz oburzoną. - I jak to, że ty tak poważnie pytasz? To ty w ogóle nie wiesz? No chyba sobie normalnie żarty stroisz, no bo nie możesz być poważny! - zatrzymała się z tobą na środku korytarza, obracając ku tobie. - To co co, chcesz jakieś ten, umowy pakty kontrakty i inne takie a nawet nie wiesz czemu ktoś by to chciał? Chłopie halo halo pobudka! Wszechkosmos mega galaktyka do Florensa! - całkiem zbędnie puściła ci dłoń by złapać cię za barki i potrząsnąć. - O jak raju, czemu ty się tym w ogóle nie interesujesz? Chcesz, żeby ktoś cię w coś wrobił i zabrał jak Rin Hirosia? No proszę, no weź powiedz że nie! Przecież jak się sam nie postarasz to ci niegrzeczni to ci nic w ogóle nie powią, nic a nic! Wezmą cię wyeksplodują... znaczy, wekselują... wyeksplorują... no, wiesz! Wykorzystają, o! Tylko żeby mieć co tam sobie chcą, a potem no to wiesz, no wtedy problem jest! O raju, ale masz szczęście że ja to tu jestem i ci zaraz wszystko powiem, bo normalnie mnie to aż denerwuje! - puściwszy barki, Kassin zaraz pacnęła cię palcem w klatkę piersiową. - Ty w ogóle wiesz kim tak do końca jesteś? Bo chyba nie wiesz! Pochodzisz od stwórców, wiesz? Jesteś taki, jak, jak... jak najlepszy śrubokręt do wszystkich śrubeee... nie, czekaj, to głupie. Jak superman! O! Tylko taki jeszcze w kawałkach dopiero, ale ty, ty własnie, ty masz większe możliwości od całej tej zgrai co się tam wszędzie czai, co sobie to wszystko obserwuje zza stolików! Wiesz? Kapitan ci tego nie powie, bo Kapitan to myśli, że jak nie będzie o kimś dobrze mówić to ona sama robi niedobrze, ale ja nie jestem Kapitan! I powiem! Oni wszyscy- nie, one wszystkie to dobrze wiedzą co ty jesteś, jesteś teraz jak taki malutki słodki piesek, ale wiedzą, że urośniesz tak, że możesz je całkiem zaszczekać, kompletnie, i wiedzą, że to jak... no wiesz, nie? Że tera to trzeba ci nagadać co trzeba, a potem jak ty będziesz myśleć już to samo to będziesz jakby po ich stronie! Ghhh... - cofnęła rękę, uniosła ją nieznacznie z palcem do góry, zatrzymała się na chwilę w słowotoku. Ale tylko na chwilę. Zaraz znowu zaczęła paplać, nie próbując nawet dopuścić ciebie do słowa. - Dobra, nie umiem tłumaczyć! Ale ty, tobie to powiem, że ty tak nie możesz, po prostu sobie iść za wszystkim co się dzieje bez żadnego wiesz, pomyślenia! Dowiaduj się, zaglądaj, wchodź gdzie cie nie chcą, i pytaj, pytaj, pytaj! O wszystko pytaj! Każdego, kilka razy! Nie będziesz znać jakby prawdy jeśli zapytasz o coś tylko jedną osobę, no! Ja myślałam, że ty- aaach! Dobra! - raptownie zmieniając nastawienia znów pacnęła cię za rękę, pociągając za sobą. Znowu ruszyliście korytarzem. - Wiesz, czemu Shalissa w tym siedzi? Ja ci powiem. Ale ty masz mi nie wierzyć! A ja mówię prawdę! - Uniosła wolną rekę wysoko w górę, z palcem wskazującym niebo. ...no, sufit. - Shalissa chce nieżalo... nie zależy- niezależności! O! Bo wiesz? Tu, w Haskai, są cztery skrzydła. Wszyscy celestianie, różni, przeróżni, każdy ma jakąś inną rolę. Zajmują się czym innym. Teraz idziemy do wschodniego, tam, gdzie jest Shalissa - ale wschodnie chociaż jest nasze, to też nie do końca jest nasze! Wiesz, co nam zrobili? Krzywdę nam zrobili! Ot, co! Bo wiesz, jaka jest Shalissa, nie? Sprawiedliwa jest! I jak ktoś robi coś niesprawiedliwego, to ona leci, i bierze ze sobą innych, i robią porządek! Tak, żeby pomagać! No, ale... - odetchnęła ciężko. Właściwie, to było jakby dopiero teraz nabrała powietrza, a wszystko wcześniej mówiła na jednym tchu. - Ale ale, no właśnie. Widzisz, zawsze to jakoś sżło, ale w końcu nie poszło! Wszystko przez tych, tych głupich, tych co im się skrzydła palą, ze Xantesy właśnie! Shalissa miała im bure spuścić, ale stało się całkiem na odwrót! I ten cały durny stwórca sobie wymyślił, że teraz ona i wszyscy co są pod nią, to mają im podlegać, tamtym... tamtym... ciołkom, o! To jest takie... głupie! - kolorowa brzmiała na autentycznie złą podczas opowieści, ale najwyraźniej nie potrafiła nawet znaleźć - albo wydobyć z siebie - bardziej obraźliwego słowa. - Powiedzieli, że może sobie mieszkać gdzie chce, robić co chce, ale ma za nich załatwiać wszystkie głupie sprawy! Jakby to jakaś zabawa była, ja tego w ogóle nie rozumiem! Ja to bym w końcu powiedziała, że sami to sobie róbcie, a nie mi ciągle każecie, że mi się już nie chce, ale ona to mówi, ze zasady zasadami, bla bla bla, że nie lubi tego ale będzie i tak robić, gah! No, no i właśnie o to się rozchodzi. Wiesz? O to, że ona chce z tego wyjść. Chce wygrać, bo chce wyjść.
Podczas tego monologu zacząłeś wreszcie widzieć koniec korytarza. Szybkim chodem dotarliście do jakiejś wielkiej sali. Równie wysoka co korytarz, a może nawet wyższa. Ściany wciąż całe białe, ale tym razem z jeszcze gęstszą zabudową filarów, a prócz nich pełno wąskich kolumn o kanciastych kształtack oraz licznych zdobieniach, z których większość przypominała lilię. Na wprost od korytarza były szerokie schody przechodzące pod wielkim łukiem. Zauważyłeś, że na tym łuku siedzą kolejne dwie osoby - anioły bez wątpienia, widać po rozłożystych skrzydłach - które przypatrywały się wam w milczeniu. Brunetka o rozpuszczonych, długich włosach, w białej szacie podobnej do tej, w jaką ubrane były wszystkie anioły na niedawnym spotkaniu... no i Hitomi też. Szerokie rękawy, poły długie do połowy łydek. Ta zdaje się miała jeszcze jakiś szal, również biały. Siedząca obok niej druga zaś mocno z nią kontrastowała. Blondynka, która ubrana była całkiem na czarno. Miał na sobie czerń wszędzie poza głową - długa suknia, błyszczące buty, rękawice, rajstopy czy coś. W sumie, nie tylko chyba wśród aniołów, ale w ogóle wszędzie tu "u góry" to jest pierwszy raz, jak widzisz kogoś w stroju w którym dominuje czerń.
- No, słuchałeś? Zrozumiałeś? Wiesz już wszystko? Powiedz mi, co wiesz! - Kassin zaczęła prowadzić cię w bok, nie ku schodom. W zasadzie był to kolejny korytarz, który okręgiem ciągnął się zapewne wokół całej "centralnej części", gdzie były te całe schody. Raczej byłeś na tyle bystry, że droga powinna prowadzić na wprost - skoro byliście w "skrzydle zachodnim", a Shalissa ma być we wschodnim, no to krótka piłka, najszybciej jest iść prosto. ale papugowa chyba miała jakiś powód, by te schody omijać - kto wie, może w środku była jakaś strefa VIP do której nie miałeś dostępu czy coś i dlatego idziecie dookoła.
_________________
. . .
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Pon Lut 25, 2019 1:50 pm   

-Nie no, z tym końcem świata to był żarcik. Ale dziękuję. I tak, rozumiem - Shalissa chce przeprowadzić rewo...nie, to byłby zbrojny konflikt, a ona nie chce ranić zbyt wielu, prawda? Chce w ramach prawa, w ramach tej wyjątkowej okazji pod postacią gry uzyskać wolność dla swojego ludu...Nie powiem, nie spodziewałem się, że ktoś kto mówił o szanowaniu ograniczeń będzie tak sobie cenił wolność. To...godne szacunku, - i wyjaśnia jej kryzys wiary, gdy mówiła o tym, co niby daje jej prawo sądzić Emonsei, czy przekładać swoje życzenie nad jej. Trudno jest równać niezależność i prawo do istnienia. Trudno też jest się dziwić Emonsei, że posuwa się do znacznie drastyczniejszych kroków niż Shalissa, gdy nie ma sieci bezpieczeństwa pod postacią "Ups, nie wyszło, może kiedyś". Mogę to zrozumieć. Ale nie wiem, czy mogę sympatyzować. Bo póki co, wszystkie te chwyty Emonsei zdawały się tylko i wyłącznie wybuchać jej w twarz, zamiast pomagać. Krótkowzrocznie. Ale teraz, gdy pogrzebała się jeszcze bardziej w pozycji, gdzie system będzie jej przeszkadzał a nie pomagał cokolwiek osiągnąć, czy może sobie pozwolić na używanie chwytów innych, niż te na liście niedozwolonych?
Trudno było znaleźć na to odpowiedź. Ale na pewno rodziło to parę pytań, które będę miał do złotoskrzydłej.
Gdy zaczęła mnie kierować z dala od schodów, odezwałem się znowu.
-No to skoro mam zawsze pytać, bo inaczej niczego mi nie powiedzą...czemu nie idziemy do skrzydła wschodniego bezpośrednio, tylko wijemy się jak wąż?
Mimo pytania, dałem ciągnąć się dalej. Skoro już opuściliśmy małą biblioteczkę, to nie miało sensu nagle się rozmyślać i zmieniać kurs.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Wto Lut 26, 2019 10:31 am   

- No, no. Shalissa to jest lepsza od Pristillii, o wiele lepsza! Może i ciągle się mnie o coś czepia i tego nie lubię, ale teraz przynajmniej to wiem czemu i w sumie to to nawet jakiś sens ma. Bo jak ktoś się ciebie czepia i nawet nie mówi czemu i nie wiesz czemu ani po co, to wcale nie jest dobre! To jest jak, po prostu... nie umieć się czepiać! A Shalissa to widać od razu, czepianie to ma jak taki wiesz, taki talent wrodzony. No, no. - Kassin przytaknęła do siebie. Chwilę później, gdy zadałeś pytanie, wyglądała na taką, która szczerze się ucieszyła słysząc, je, ale jednocześnie starała się to ukryć za zasłoną pozorowanego mentorstwa. Dość miernie.
- O, no, widzisz. Pytasz! Bardzo dobrze, trzeba pytać. O wszystko pytać. Wszystko! - stwierdziła papug, pokazując w kierunku centrum pomieszczenia, czy raczej w górę. Wyżej nawet niż szczyt schodów. Podążając w tym kierunku, kątem oka zobaczyłeś, jak ubrana na biało anielica siedząca obok tej w czarnych ciuchach ukradkiem wyciąga zza pleców jakiś słoik. Trochę, jakby dotychczas celowo go chowała, a dopiero gdy się oddaliliście uznała, że jesteście już w odpowiedniej odległości i znów jest bezpiecznie, by go wydobyć. Obie na raz wsadziły po palcu do środka naczynia a potem, znów równocześnie, do własnych ust. - Bo widzisz, tam to jest taka... poradnia jakby. Szefostwo! Tam to zaraz właśnie Kapitan z całej siły wykopię! Ja to bym tobie nawet pokazała jak tam na górze jest, szczególnie tam bardzo wysoko, ale tam to na pewno nas złapią i będą tak krzyczeć, że aż będzie tak śmiesznie w uszach piszczało. Tak jak wiesz, tak na przykład--
Wzięła głęboki wdech, a potem. GWIIIIZD. Szczerze mówiąc, nie miałeś nawet najmniejszego pojęcia, ze można tak głośno gwizdać samymi ustami, bez odpowiedniego ustawienia palców nad językiem. - O tak własnie. No i dlatego właśnie idziemy tu, wokoło!
W miarę jak zmierzaliście łukiem po brzegu wielkiej, kolistej sali, powoli minęliście kolejny korytarz po lewej stronie, i jeszcze jedne schody po prawej, zapewne prowadzące do tego samego miejsca. W sumie to to miejsce wyglądało praktycznie tak samo jak to którym wkroczyliście do tej sali z tą tylko różnicą, że dywan w korytarzu oraz sztandary które go przyozdabiały nie były tu czerwone, a niebieskie. I skoro tam był zachód, to tu musi być północ.
- Jakieś pytania jeszcze? Pytajże no! Za mało pytasz! W ogóle za mało się odzywasz! - stwierdziła anielica, prowadząc dalej. Hej, gdzieś w tej ścianie po lewej musi być chyba jakoś wyjście na zewnątrz - widziałeś, jak gdzieś zupełnie jakby przez nią wleciała do środka nowa postać, lądując kawałek za wami. Wysoki, bardzo krótko ostrzyżony brunet który również odziany był w białe szaty. I hej, to jest zdaje się pierwszy facet jakiego tu kiedykolwiek ujrzałeś. Śnieżnobiałe skrzydła nie pozostawiały wątpliwości co do tego, kim jest. Uśmiechnął się krótko w waszą stronę skinąwszy lekko głową, po czym obrócił i począł zmierzać wgłąb zielonego korytarza.
_________________
. . .
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Wto Lut 26, 2019 1:45 pm   

-Hiroshi dostał wszystkie geny od gadania. Ja dostałem te od cierpliwości. - wzruszyłem ramionami. Co niby mam jeszcze mówić? Pytania, pytania...Chciałem je zachować dla Shalissy, no ale dobra.
-Skoro nalegasz...Jeden - co stanie się z pionkami tych, którzy przegrają? Po prostu nagle tracą moce, które wynikały z paktu czy...co? Na przykład, jeśli teraz nagle Emonsei zostanie wykopana, to co stanie się z K...z Desmondem? - nagła zmiana kursu wypowiedzi. Sam w sumie nie wiem po co. To tylko przykład. Bardziej interesuje mnie, co stanie się z bratem jeśli Rin przegra.
-Po drugie, mówisz, że jesteśmy zalążkami tych no...supermanów. Jak jacyś greccy bohaterowie czy coś. Rozumiem, że ma to jakieś powiązanie z tymi całymi stwórcami. Ale w takim układzie - czy potencjał ten rozwinąłby się nieważne co, nawet jeśli nie zawiązalibyśmy z nikim paktu?- to z pewnością ważne pytanie. Co prawda chcę pomóc Shalissie tak czy siak...ale jeśli pakt nie daje mi nic więcej, niż po prostu szybsze dotarcie do siły...ba, jeśli wiąże się z jakimiś konsekwencjami, to może lepiej będzie nawiązać współpracę niż coś takiego. Na chwilę obecną nic mi raczej na dole nie grozi. Sytuacja jest pod kontrolą. Muszę tylko znaleźć tego cholernego kota.
-No a że do trzech razy sztuka toooo...nie wiem, kim jest Pristilla?
_________________


>Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Wto Mar 05, 2019 4:47 pm   

- Co się stanie, jak przegrają? No, to przecież... znaczy... Eee... - Kassin zawiesiła się na moment. Chyba pierwsze pytanie już ją trochę zagięło. Trochę zwolniła, przyjrzawszy się tobie i zadała pytanie pomocnicze, ale nawet nie czekała na odpowiedź na nie. - Znaczy, co masz na myśli, że "jak przegrają"...? Ehe, no bo ten, jeśli ci chodzi o to o co w tym wszystkim w ogóle chodzi, no to tak naprawdę nikt jeszcze do końca nie wie. Że ten, nikt nie wie właściwie co to znaczy tutaj "wygrać", tylko, że są jakieś punkty. No ale to wiesz, jest tak, że... - wzięła głęboki wdech, wydech i znów wdech. - ...W różnych historiach bardzo często zdarza się, ze komuś to się coś nie udaje, że nie może potem znaleźć sobie miejsca i tak naprawdę, co jest takie trochę smutne, to... no, jeśli... nie zdecyduje się, że już dalej nie chce, jakby... być, to... jest takie miejsce, jedyne, gdzie może poza miejscem z którego pochodzi łatwo się... osiedlić. Ale to bardzo straszne, smutne i niebezpieczne miejsce. Ale to... nie, nie. Powiedziałam, że będę mówić wszystko, to powiem wszystko. No, nazywa się Denehia. Niebezpiecznie. Nie idź tam, nigdy najlepiej! No, znaczy, chyba, że wiesz, że jesteś z kimś naprawdę silnym, kto może cię obro-- albo jak ty będziesz taki naprawdę, bardzo silny już! Ale nie teraz. No i... zaraz, bo to chyba nie za bardzo jest tak całkiem odpowiedź. - zatrzymała się całkiem, przykładając dłoń do podbródka. - Co się stanie z... Desmondem, hmm... to za... zależy, no. Bo to tak. Jeśli dalej będzie mógł kontynuować w Versie... czyli, znaczy, wy mówicie "na dole". Jak będzie mógł kontynuować na dole, to będzie kontynuować na dole. Tyle jeśli chodzi o wiesz, no decyzję szefów od szefów tego wszystkiego tam z tej Xantesy, nie? Ale to nie wszystko co może na niego wpłynąć - no bo jak Emonsei będzie zmuszona sobie pójść, to przeca że raczej będzie chciała zabrać swoje z powrotem. No taka jest, niestety. Więc, bo Desmond coś tam chyba dostał, no i pewnie by to zabrała a mógłby to źle znieść. No i trzecia sprawa to jest taka jak... to, co usłyszałeś przed chwilą. Wiesz, z Hitomi. - tu anielica zaczęła znów iść, dalej prowadząc półkolem. - Jeśli sam Stwórca z którego domu pochodzi analogicznie stwierdzi, że chce z powrotem to co jakby zainwestował, to... będzie jak z Hitomi. No... i to chyba tyle. Dlatego, dlatego też właśnie mówię - umowy umowami, paktowanie i tak dalej, ale nie rób jak Hiroshi! Zastanów się dobrze zanim wybierzesz sobie opiekuna, bo nie będziesz mieć okazji na zmiany, i pamiętaj, że w ten sposób trochę też się uzależniasz od tej osoby! Jak myszy od wanilii, o! - papugowa odwróciła się i szła tyłem, by prowadzić cię i patrzeć ci w oczy jednocześnie.
- Oczywiście, tak-tak! Żeby tak bardzo, mega-urosnąć, to tak naprawdę wcale nic nie potrzebujecie! To jest tak jakby... O, że jak jesz! Zupę jesz na przykład! Pewnie, że ręcyma możesz, ale przeca będzie łatwiej jak dostaniesz łyżkę od kogoś, eee... nie, czekaj - będzie łatwiej jak dostaniesz drugą miskę od kogoś, kto już swoją zupę skończył i możesz tej drugiej użyć jako łyżki, o! Znaczy... no wiesz, o co mi chodzi, nie? Możesz wynajdywać coś od nowa, albo możesz poprosić kogoś, kto już to wynalazł by pomógł ci zbudować twoją wersję. Takie przyspieszenie całego procesu! No... Chyba, że ktoś ci po prostu nakłamie i da ci po prostu taką jednorazową łyżkę i niczego nie nauczy a będzie tylko wymagał. No, no. - choć wzruszyła ramionami, wyraz twarzy był raczej zatroskany. - Bo spotkaliście już tam "na dole" różne osoby, które... robiły takie różne dziwne, szalone rzeczy, nie, nie? No bo widzisz, bo oni mieli taki jakby przyspieszony start. A wy dopiero zaczęliście. I mają przewagę. A taka pomoc od opiekuna... czy raczej opiekunki to właśnie jakby wyrównanie tej przewagi. Czaisz, nie? - zakończyła marsz tyłem, gdy dotarliście w końcu do kolejnej odnogi. Tym razem, żółty kolor. Albo złoty? Raz jeszcze, korytarz który ciągnął się daleko w dal, był niepotrzebnie wręcz wysoki. Znów rząd drzwi po prawej stronie, a po lewej okna i obrazy. Wschodnie Skrzydło nie było więc lustrzanym odbiciem Zachodniego, a jego obróconą kopią. Kassin wskazała kierunek dłonią zapraszająco, okręciła się wokół i również ruszyła bo złotawym dywanie.
- Pristilla jest... mm, była poprzednią liderką... no, tutaj, tego miejsca - Skrzydła Wschodu. Tak jak Shalissa jest teraz. Strasznie małomówna taka, prawie nic się nie odzywa! Okropnie wręcz. Miała... wypadek. Bardzo dawno temu, ale... nawet mimo czasu, to jeszcze do siebie nie doszła. Ugh, aż mnie złości samo myślenie o tym! Bo nie dość, że się porwała tam, gdzie się nie powinna była porywować, to jeszcze wszyscy zamiast na nią to teraz na Shalissę gadają, właśnie o to co mówiłam, że pozwoliła na to wszystko, że Pristilla to by się tak nie dała i tak dalej! O, wiesz co? Sam ją o to zapytasz. To najlepiej będzie. Bo ja jak się zezłoszczę jeszcze bardziej to mogę zacząć mówić brzydkie rzeczy! - znów się zatrzymała. Raz jeszcze spojrzała na ciebie z nadętymi policzkami, a potem uniosła głowę, spoglądając na ścianę z drzwiami... tylko, że gdzieś przy suficie. Uniosła prawą dłoń w twoją stronę.
- Teraz tam. Trzym się mnie mocno!
_________________
. . .
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Wto Mar 05, 2019 11:17 pm   

Pierwsza odpowiedź oznaczała, że nie muszę się raczej przejmować losem...no, kogokolwiek? Akt Stwórców jest tak bardzo poza moją możliwością zmiany, ze to wręcz śmieszne. Póki jednak pozbycie się, powiedzmy, Emonsei czy Rin nie uszkodzi nikogo kogo znam ponad przywrócenie ich do stanu sprzed zawarcia paktu...no cóż, jest to chyba akceptowalne rozwiązanie.
Druga odpowiedź była...zaskakująca. Czyli, jeśli dobrze rozumiem alegorię, taki patronat jest po prostu przyspieszeniem osiągnięcia przeze mnie celu bez kosztu? Znaczy, kosztem jest pomoc dla Shalissy, ale i tak miałem taki zamiar. Będę musiał pewnie sobie przypominać, że mam możliwości poza tym co da mi pakt. Nie zawężać moich opcji tylko do tego. Ale to chyba nie powinno sprawić mi kłopotu.
Trzecia odpowiedź...średnio mnie w sumie interesowała. Ale to ciekawe, że Shalissa obrywa nie ze swojej winy...a może i ze swojej? Przecież nie pojawiła się z próżni. Może miała jakiś wpływ na obecny stan jej byłej przełożonej, czuje poczucie winy i teraz próbuje to naprawić? To tylko spekulacja, ale warto mieć tę możliwość na uwadze w przyszłości, jeśli temat znowu się pojawi.
Na "trzym się" chwyciłem wyciągniętą rękę oburącz i skinąłem głową. Mam tylko nadzieję, że nie spali mnie dotykiem jak Lika. No ale póki sam nie mam skrzydeł ani nie umiem wbiegać po ścianach, to nie mam innego wyboru jak zaryzykowanie.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Czw Sie 01, 2019 3:03 pm   

Rozgadany anioł chwycił twoją dłoń także i drugą sławną, obejmując mocno. Nie, ten dotyk wcale nie palił tak, jak (chyba) nieświadomie zrobiła to Lika. Całkiem możliwe, że to własnie dlatego zakładała rękawice zanim cię wyprowadziła z pomieszczenia z książkami. Zamaszyście rozłożyła skrzyła i już pierwszym ich wybiciem wzniosła się w górę, zaraz "pochylona" górując nad tobą, próbując cię unieść z ziemi. Widać było, że to już sprawia jej problem, ale wkrótce faktycznie stopy oderwały ci się od podłoża. Trochę chwiejnie, wśród energicznego łopotania zaczęliście zwiększać swoją wysokość. Hej, przynajmniej na czas lotu przestała wreszcie gadać.

Jakiś pół minuty później w końcu dotarliście tam, gdzie celowaliście - jakieś dziesięć-paręnaście metrów wyżej znajdowała się nieduża platforma, półkolisty "balkonik", przed drzwiami w ścianie. Coś, co może mieć architektoniczną logikę tylko w społeczeństwie, w którym każdy może latać. Kassin zakołysała tobą mocno jeszcze parę razy, rozpaczliwie próbując wycelować w stały grunt, zanim wreszcie jej się to udało. No, stanie na czymś, gdzie nie masz wrażenia, że lada moment spadniesz, było zdecydowanie bardziej komfortowe od wiszenia pod panikującym papugiem. Ta wylądowała chwilę później zaraz obok ciebie - było tu w sumie dość miejsca by zmieściło się jeszcze parę osób. A przed wami były spore, podwójne drzwi ze złotymi zdobieniami które zdawały się przypominać lilie.
- Ale jesteś ciężki! To niedobrze, wiesz? Podobno jak za dużo ludzie ważą to to jest niezdrowe! - oznajmiła Kassin. - No ale dobra, o tym to możemy później pogadać. Chodź, uh, chodź, To już tutaj! - stwierdziła, wychodząc naprzód, zapierając się obiema dłońmi o oba skrzydła drzwi i pchając z całych sił. Wystarczyło, by te zaczęły się powoli rozsuwać.


- ...i dlatego nie będę już więcej...*
*tak naprawde było to coś, czego Florance nie zrozumiał

Po drugiej stronie przejścia było wyraźnie jaśniej niż w korytarzu, w którym staliście. To była sala - wielka sala. Trochę przypominała obrazy przedwojennych kaplic - Strzeliste kolumny pięły się rzędami wysoko w górę, do zwieńczonego łukami sklepienia; szerokie podium, ambona, na przeciwległym końcu, stanowiąca razem z wielkim blatem mównicę. Przeciwległa ściana w dolnej jej połowie otwierała się na zewnątrz, na otwartą przestrzeń, gdzie można było zobaczyć kłęby chmur - zaś powyżej, większość jej powierzchni stanowiły witraże przedstawiające cały szereg uskrzydlonych postaci skupiających się wokół złotego okręgu.
Bardzo podobny widok był niżej, wewnątrz samej sali. Była ona dosłownie wręcz wypełniona szeregami złotoskrzydłych. Po bodaj dziesięciu w linii po każdej z obu stron, na oko ponad dwadzieścia rzędów wzdłuż pustej przestrzeni od wejścia aż do podestu, gdzie za przykrytym białym obrusem wyszywanym blatem znajdowała się... Shalissa. To ona przemawiała coś, czego kawałek dało się usłyszeć podczas otwierania wrót i przerwała, bez wątpienia z waszego powodu. U jej boków stała białowłosa dwójka, którą miałeś okazję widzieć już wcześniej, podczas któregoś ze spotkań - oboje mieli wzrok wbity w ciebie. Zresztą, nie tylko oni. Czułeś na sobie stopniowo coraz więcej spojrzeń, kiedy postaci z zebranego tłumu zaczęły zerkać w waszą stronę przez ramię, lub nawet obracać się bardziej ku wejściu wśród ciszy, która nastała.
Bardzo, bardzo niezręcznie.

- ...Uhm... - nawet Kassin zapomniała języka w gębie. Najwyraźniej spodziewała się czegoś innego. Jakby tego było mało, zaraz poczułeś delikatne pchnięcie w plecy, jak ponaglenie naprzód. Ale to nie była Kassin. Ba, Kassin też została popchnięta naprzód przez te samą osobę - za wami, w jakiś sposób znalazłszy się tam całkiem niepostrzeżenie, stała anielica, którą szybko rozpoznałeś. Blondynka, całkiem czarny strój - to jedna z dwójki, którą widziałeś dosłownie chwilę temu, na łuku przy schodach w okrągłym pomieszczeniu, gdzie przyglądała się waszej dwójce. W odpowiedzi na twoje spojrzenie, kiwnęła krótko głową twierdząco ze sztywnym uśmiechem, a potem kiwnęła brodą naprzód, zapraszając do środka.
_________________
. . .
Ostatnio zmieniony przez Jedius 9 Baka Wto Sie 27, 2019 12:55 pm, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Nie Sie 04, 2019 11:48 pm   

Cóż, teraz chyba nie mogłem się obrócić i wycofać. Zwłaszcza, że jestem dość dosłownie popychany do przodu. Kurczę, tak w sumie nie przemyślałem co mam zrobić, jak już tu dotrę. Dałem się wciągnąć Kassin, dosłownie i w przenośni w jej gadanie i nawet nie myślałem cały ten czas. Za często mi się to ostatnio zdarza. Podobnie jak nie myślałem, gdy gest nakazał mi wejść do środka - po prostu to uczyniłem. No ale powinienem się odezwać więc...
-Przepraszam. Zostałem tu zaciągnięty siłą, zarówno fizyczną jak i przekonania. Nie opierałem się tej sile, bo miałem dość smucących się wokół mnie aniołów, ale chciałbym zaznaczyć, że sam bym tu nie przybył, bo nie potrafię latać.- ...powiedziałem prawdę, tylko prawdę i całą prawdę, wskazując palcem na Kassin. Niby od początku chciałem wszystko na nią zwalić, ale nie było co robić pięknych oczu do sytuacji tak niezręcznej. Przynajmniej była ona mniej niezręczna od siedzenia w jednym pomieszczeniu z Liką w jej obecnym stanie. Tutaj może przynajmniej ktoś będzie ze mną faktycznie dyskutować, zamiast kiwać głową na moje słowa i prawić truizmy, unikając konfrontacji. Ale na wszystko jest czas - a ten na moje wypowiadanie się w jakimkolwiek gronie dopiero nadejdzie, bo teraz rozmawiali o czym innym.
-Jeśli przeszkadzam, to przepraszam ponownie. Wepchnijcie mnie do jakiegoś kąta i grzecznie poczekam. Tylko błagam, niech nie stoi w nim ze mną ktokolwiek próbujący mnie pocieszać, czy zagadać, czy cokolwiek.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Wto Sie 06, 2019 6:32 pm   

- Ugh...! - po usłyszeniu twoich słów, włosy stanęły Kassin dęba jeszcze bardziej niż dotychczas. Krótkie spojrzenie w twoją stronę mówiło "jak możesz!", ale usta milczały. Nareszcie. Zza siebie usłyszałeś króciutki chichot, bez wątpienia dobiegający od tej blondynki. Popychająca dłoń złapała cię trochę pewniej, za bark, łagodnie obejmując. Wcale jednak nie przestała cię zmuszać do drogi naprzód. I w tym również nie byłeś sam. Kassin, spanikowana i cała już zaczerwieniona na twarzy, była zmuszona do wolnej, spacerowej wędrówki aleją razem z tobą. I choć starał się być delikatny, ten uścisk był niesamowicie silny. Jakbyś był pchany przez ciężarówkę, zdawało się, że nie jesteś w stanie stworzyć żadnego oporu.

Przyglądające się wam szeregi ubranych w błękitno-białe szaty postaci w większości reagowały w ten sam sposób. Podejrzliwe, badawcze spojrzenie. Absolutne milczenie, podczas którego bardzo wyraźnie było słychać wasze kroki. A ponadto, widziałeś, jak lśniące, złociste skrzydła kolejno zaczęły się chować, zanikać. W miarę jak zmierzaliście ku ambonie, wszystkie postaci stawały się wizualnie całkiem identyczne ludziom - może poza tymi dziwnymi, przeszywającymi spojrzeniami. Wszystkie, poza jedną, która pozostała uskrzydlona do samego końca - Shalissa, stojąca z dłońmi złożonymi na blacie i neutralnym spojrzeniem obserwującym wasze kroki. Blisko pierwszych szeregów, zdaje się, że w trzecim, dałeś radę rozpoznać Lucretię; była dość wysoka przy reszcie, a do tego miała bardzo wyróżniające ją spośród resztę cechy na głowie. Odezwałeś się ponownie, chcąc jednak poczekać na uboczu niż być w samym centrum uwagi. Anioł, który was tu prowadzi, chyba jednak nie podzielał tej opinii. Znów usłyszałeś krótki, wesoły śmiech. Tym razem jednak potowarzyszył mu głos. Krótka kwestia, wypowiedziana spokojnym, cichym głosem, bardzo blisko twojego ucha.
- Nie marnuj szansy. Musisz zadać pytanie.
Dotarliście bodaj do połowy tunelu między stojącymi na baczność, kiedy dłoń w końcu zeszła z twojego ramienia. Ubrana na czarno blondynka zatrzymała się z zamkniętymi oczami i szerokim uśmiechem, złożywszy dłonie za swoimi plecami. Kołysała się na boki delikatnie w miejscu. Kassin również się zatrzymała, wryta, jak sparaliżowana. Jedynie spojrzeniem biegała wszędzie dookoła, z pokornie pochyloną głową.
Shalissa wciąż się nie odzywała, nadal oparta w ten sam sposób jak wcześniej. Zupełnie, jakby czekała.
_________________
. . .
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Wto Sie 06, 2019 11:21 pm   

Nie powiem, że reakcja Kassin nie sprawiła mi żadnej przyjemności - bo sprawiła straszną i posłałem uśmiech w jej stronę gdy byliśmy popychani naprzód. Chciałem zupełnie przemilczeć sprawę i usunąć się na bok. W tym byłem dobry - zrzucić uwagę na kogoś innego, na przykład na brata i wynieść się ze sceny. Pograć w szachy na osobności. Nie angażować się z tłumem. Ale teraz...ta opcja została mi wyrwana z rąk. Jeden szept wydawał się być jak podcięcie mi nóg - nagle zacząłem czuć na sobie wszystkie te spojrzenia, obecność wszystkich osób i ich uwagę zwróconą w moją stronę. Ich nieufność. Nie mogłem się wymknąć. byłem w rogu.
-W-więc... - cholera, co niby miałem powiedzieć? Chciałem pomówić z Shalissą na osobności. Dobrze się z nią rozmawiało w cztery oczy, nawet jeśli czasami zbywała mnie tymi swoimi fałszywymi powiedzonkami. Nawet...nawet gdzieś w głębi duszy miałem chyba gotową przemowę na temat tego, czemu chcę stawić się po jej stronie. Całe życie unikałem odpowiedzialności i narzucenia sobie obowiązków w Krypcie...ale gdy już jakieś zadanie zostało mi powierzone, wykonywałem je. Narzekając, oczywiście, ile wlezie ale wciąż. Nie potrafiłem sobie wyobrazić świata w którym nie panują żadne zasady...ba, nie potrafiłem wyobrazić sobie siebie, który nie przestrzega żadnych zasad. A gdy tylko znane mi granice runęły, okazałem się być mordercą a wielka część istot na świecie - szarpiącymi sobie gardła by przeżyć bestiami. Znalazłem się w świecie pozbawionym jakichkolwiek zasad i, szczerze, przeraża mnie on. Nie smuci, jak Likę, ale z pewnością obawiam się o życie moje i bliskich...i że ten strach zamieni mnie w kolejną cześć tego motłochu. Shalissa zaś...cierpi na drugim końcu rozumienia prawa. Wykonuje rozkazy które uznaje za niesprawiedliwe, niesłuszne, jej ludowi odebrano wolność bytu i nie widzi wyjścia z tej sytuacji. Z tego co przynajmniej rozumiem.
Czy z dwóch końców tego problemu nie mogła wyniknąć synteza, która rozwiązałaby obydwa problemy, czy dialog nie mógł nas naprowadzić na złoty środek, dzięki któremu udałoby nam się odnaleźć system zasad, w którym żaden z końców tego kija nie ranił istot? Sądzę, że nie jest to nierealistyczne. A nawet gdybyśmy nie znaleźli rozwiązania, znaleźlibyśmy się bliżej niego, niż gdybyśmy samotnie po omacku go szukali.

Gdybym jednak próbował strzelić tę mowę teraz, bez przygotowania, przed tłumem nieznajomych...słowa ugrzęzłyby w gardle. Nigdy nie byłem w tym dobry. Zresztą, takie mowy zawsze lepiej brzmią w twojej głowie niż ustach. Też mi supermen. To Hiroshi powinien tu być. Jednak...nie mogłem milczeć. Miałem, dość dosłownie, anielską dłoń na ramieniu, i jej posiadaczka radziła mi, by zadać pytanie bo mam na to niepowtarzalną szansę. A jeśli miałbym kwestionować, czy anioł chce dla mnie dobrze, to komu do cholery niby mógłbym kiedykolwiek zaufać?

Postąpiłem...trzy kroki naprzód. Z własnej woli, niepchnięty, by nie stać w tej trzyosobowej grupie a faktycznie podkreślić, że mówię w imieniu swoim i tylko swoim. Spojrzałem się na Shalissę. No dalej, protagonisto. Pytanie. Tylko jedno się obecnie liczy, czyż nie?
-Czy zechcesz, bym był twoim pośrednikiem w świecie znanym jako Vers, byśmy wspólnymi siłami zaprowadzili porządek w tym piekle?
_________________


>Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Wto Sie 27, 2019 2:52 pm   

Przemogłeś się. Mimo tego, iż ta sytuacja wyglądała zupełnie nie tak, jak ją sobie wyobrażałeś, bądź nawet jak ją planowałeś, wykroczyłeś naprzód, by odłączyć się od pary aniołów i przemówić samodzielnie, wygłaszając swoją propozycję. Shalissa bez wątpienia spodziewała się tych słów od kiedy tylko cię zobaczyła, bo nim jeszcze dokończyłeś pytanie, opuściła wzrok na blat przed sobą zaciskając mocniej usta. przez chwilę wyglądała na całkiem zmarkotniałą, zrezygnowaną; ale po kilku, może kilkunastu sekundach ciszy, ożywiła się nagle.
- Haese! - zakrzyknęła, prostując i nieznacznie unosząc przed siebie lewą dłoń. Bardzo szybko zorientowałeś się, że nie była to odpowiedź, czy w ogóle słowo skierowane do ciebie, bo odpowiedziało na nie tupnięcie kilku setek stóp, gdy na komendę wszystkie osoby w szeregach zwróciły się twarzami do środka sali - czyli, pośrednio do ciebie - w idealnej harmonii, jak armia robotów po otrzymaniu sygnału. Każdy, kto jeszcze przed chwilą rzucał spojrzeniami ku tobie lub dwójce aniołów, teraz stał na baczność, z rękoma wzdłuż tułowia, uniesioną brodą i wzrokiem skierowanym sztywno przed siebie. Widząc więcej twarzy zamiast samych pleców, zauważyłeś pewien porządek w ich szeregach - na pewno po twojej lewej stronie znajdowała się męska część tego... społeczeństwa, a po prawej żeńska. Ponadto, cokolwiek to oznaczało, pięć rzędów bliżej Shalissy stanowiły osoby, które nosiły jakąś złotą opaskę, wieniec, który cienką linią przechodził przez ich czoła. Lucretia była wśród nich.

Shalissa obróciła nieco dłoń wykonując kolejny gest, wskazanie dwoma złączonymi palcami naprzód. Wypowiedziała jeszcze jakieś słowo, ale na tyle cicho, że go nie zrozumiałeś; nie to, byś rozumiał poprzednie. Dwójka walkirii stojąca zaraz przy niej raptownie zasalutowała, po czym równym krokiem odstąpiła od niej w przeciwne strony, zeszła z najwyższego stopnia mównicy i stanęli równo przed oboma kolumnami na baczność. Nie tylko poruszali się całkiem jak lustrzane odbicia, ale teraz oboje zaczęli równocześnie przemawiać - znów w tym dziwnym języku. Podniesiony głos obojga sięgał na całą salę; były to jakieś dwa, może trzy zdania. Ledwie zamilkli, usłyszałeś głos za sobą. Dużo ciszej. Brzmiący na nieco rozbawiony.
- Mówią o tobie. O twojej propozycj-
- Florance Akaru. - Shalissa zabrzmiała dużo głośniej, swoim głosem zagłuszając ostatnią sylabę wypowiedzi anioła. Dwoje przy bocznych nawach, którzy najwyraźniej służyli za tłumaczy, powtórzyli twoje imię, lecz zamiast nazwiska, wypowiedzieli jakiś inny ciąg sylab. "Amakare"? "Amagade"? Coś takiego.
- Przysięgłam służyć Skrzydłu Wschodu całą swą duszą tak długo, jak mają mnie za swego przywódcę. W myśl tej przysięgi, każda decyzja którą podejmuję jest dla każdego tutaj jawna, a przed przed jej potwierdzeniem poddana dyskusji. - przemówiła, robiąc za chwilę krótka pauzę. Enit i Eton wcale na nią nie czekali; przekazywali jej słowa już w trakcie tego, jak mówiła, w idealnym chórze. ani razu nawet się nie zająknęli. Niemożliwy wręcz poziom kooperacji. Po chwili i oni zamilkli, na chwilę witając cisze w komnacie - skorzystała z tego szybko ubrana na czarno anielica, która odezwała się zaraz nie mniej frywolnym głosem co jej niedawny śmiech.
- Pamiętaj, pamiętaj! Nie możesz zadać pytania, póki nie odpowiesz na poprzednie.
- ...W istocie. - Shalissa odpowiedziała blondynce niezwłocznie, posyłając spojrzenie za ciebie. Nie było może nasycone niechęcią; bardziej ostrożnością. Zachowanie dawało ci jakieś dziwne wrażenie, że anielica może mieć jakiś poziom socjalnej przewagi nad walkirią w ich hierarchii. Na krótki moment nachyliła się nad blatem przed sobą, opuszczając wzrok, pewnie w zastanowieniu, ale zaraz wyprostowała się, spoglądając prosto ku tobie.
- Wątpliwości burzą zgodę, dlatego musza zostać rozwiane przed werdyktem. Nie będę zadawać pytań. Będą to robić ci, którzy potrzebują odpowiedzi, poczują zwątpienie bądź chcą rozwiązania dylematu. - raz jeszcze, złota pochyliła się nad złożonymi na blacie dłońmi, spoglądając bardziej za ciebie.
- Sprytnie. - głos blondynki odpowiedział jej z uznaniem. Zdaje się, że usłyszałeś też w krótkiej chwili ciszy śladowy pisk wciąż przerażonej Kassin. Mogłeś domyślać się, że jako jeden z tych lekkoduchów, wcale nie chciała pakować ciebie w taką sytuację.
- Sirei. - gdy jeden z "wiankowych" stojących po twej lewej ledwie zwrócił wzrok ku złotej, ta wypowiedziała to jedno słowo, które brzmiało jak przyzwolenie. Brunet o niebieskich oczach wyprostował się ponownie i przemówił, zdaje się, że w tym samym języku. Wyłapałeś z niego tylko jedno słowo - twoje imię.
- Kim jesteś, by przybyć z taką prośbą, Florance Akaru. - Eton przełożył wypowiedź na zdanie, które byłeś w stanie zrozumieć.
Shalissa, która od chwili patrzyła się prosto w twoim kierunku, zwróciła teraz markotnie wzrok na posadzkę między wami. To był bardzo nikły, ledwie widoczny gest, ale miałeś wrażenie, że był w jakiś sposób nacechowany przeprosinami.
_________________
. . .
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Wto Sie 27, 2019 4:46 pm   

Nie tego się spodziewałem...to zdawały się być słowa przewodnie całego mojego pobytu tutaj. Ale przynajmniej ta scena była zrozumiała. Skinąłem głową na słowa Shalissy o tym, że jej decyzja musi zostać wpierw przedyskutowana. Nie spodziewałem się, że te miejsce jest demokracją. Ale przyznam, że utwierdziło mnie to w przekonaniu, że stoję w dobrym miejscu. Oraz, że powinienem stanąć naprzeciw tych pytań ze szczerością i godnością. Stoję nie tylko przed kobietą, którą udało mi się poznać przez te ostatnie dni, ale przed całym stowarzyszeniem, które oceni, czy się nadaję do tej roli. To było...miłe. Czy zostanę przyjęty czy odrzucony, będę wiedzieć, że wina leży po mojej stronie a nie czegoś tak głupiego jak niepewność czy uczucia.
Skoro zaś o tych mowa, zdziwiła mnie nieco reakcja Shalissy gdy wypowiedziałem moje słowa. Czy naprawdę aż tak chciała uniknąć tej kwestii? Czyżbym był jednak niepożądanym intruzem w tym wszystkim? Cóż...może będę miał szansę spytać ją osobiście, gdy to wszystko się skończy.

Pierwsze pytanie. Dość łatwe, biorąc pod uwagę, że właśnie o tym rozmawialiśmy z Kassin. A i to chyba nie jest czas na skromność.
-Jestem członkiem grupy zwanej pionkami Stwórców, w świecie zwanym Versem, będącym miejscem makabrycznej gry, w której stawką jest spełnienie dowolnego życzenia. Grupy o niesamowitym potencjale rozwoju, o której wsparcie w osiągnięciu własnych celów zdaje się ubiegać każda z Dziewiątki, w poczet których zalicza się Shalissa Valar mon Quam. Jestem ostatnim członkiem tej grupy, który pozostał zarówno żywy, jak i niezrzeszony z którąkolwiek z pozostałych sił. Jestem też kimś, kto sądzi, że między jego celem zaprowadzenia porządku w jego świecie a Walkiriami istnieje zbieżność, która pozwoli obydwu stronom porozumienia dopiąć swych celów bez zajścia jakiegokolwiek konfliktu na podłożu moralnym lub etycznym. Ponad tę zimną kalkulację jednak, jestem kimś, kto czuje kameraderię wobec waszego celu, do którego środkiem byłaby moja pomoc. Oto kim jestem ja, Florance Akaru.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Wto Sie 27, 2019 6:27 pm   

Pierwsze z pytań wcale cię nie zaskoczyło i byłeś w stanie odpowiedzieć na nie dość wyczerpująco. Widziałeś, że te, który je zadawał, spojrzał w twoją stronę w trakcie przemowy. Jego wzrok nie był nijak wypełniony niechęcią czy nietolerancją, ale miałeś wrażenie, że był dość chłodny. Nie w sposób osobisty. Choć to tylko dziki domysł, wydawało się, że chodziło o surowe odniesienie się do samego konceptu "gry", bo i też wtedy to spojrzenie zostało posłane. Szybko jednak wyprostował się ponownie i nie odwrócił już więcej; skinął jedynie głową, gdy skończyłeś.
- Arneris. - Shalissa podniosła wzrok dopiero na koniec i odezwała się od razu, gdy skończyłeś mówić. Słowo miało identyczny ton, jak poprzednie - prawie na pewno to były imiona. Teraz odezwała się osoba z twojej prawej, ale nawet jej nie widziałeś, musiała być gdzieś głębiej w szeregach. Wciąż jednak brzmiał ze skraju przed tobą, więc pewnie jest jedną z tych z opaskami.
- Mówisz o pomocy w naszej sprawie, ale ile o niej wiesz? - Enit powtórzyła "po twojemu" po żeńskim głosie, który brzmiał dość dziecinnie barwą, choć poważnie tonem. Drugie pytanie było więc znów dość proste i wynikające z twojej odpowiedzi, ale wiedziałeś, że pewnie nie mógłbyś na nie odpowiedzieć gdyby nie pewna gaduła. Z drugiej strony, to poniekąd przez nią jesteś w tej sytuacji.
_________________
. . .
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Wto Sie 27, 2019 11:53 pm   

...Chyba będę musiał podziękować w jakiś sposób Kassin po tym wszystkim. Jednak jej trajkotanie miało w sobie więcej treści, niż się wydawało gdy musiałem go słuchać.
-Walkirie są zaprzysiężone wobec Xantesy. Słyszałem, że konkretniej rzecz ujmując, wobec "płomiennoskrzydłych", z których osobiście dane mi było poznać dwie - Shikae i Shinrae. Owa frakcja zdaje się nie mieć reprezentacji w Dziewiątce...Wasze oddanie jednak nie jest dobrowolne. Zdaje się sprawiać wam wiele bólu i irytacji, nawet w tak drobnych sprawach jak konieczność katalogowania całego, chaotycznego świata, w którym przedmioty pojawiają się i znikają oderwane od logiki przyczynowo-skutkowej. Jednocześnie jednak, rewolta zbrojna nie istnieje na waszej liście opcji. Stąd...potrzeba życzenia. - splotłem dłonie za plecami, by ukryć ich nerwowe ruchy. Czułem się jakbym znowu był w szkole, na egzaminie ustnym. A na egzaminie zawsze należało mówić ile tylko się wiedziało. -Chciałbym sądzić, że powodem ku temu jest wasze poszanowanie dla życia, własnego i obcego. Ale to tylko spekulacja.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



smartDark Style by urafaget
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9