Wiele sfer Strona Główna Wiele sfer
Mało gier
 
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy
Rejestracja :: Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Rozdział IIb
Autor Wiadomość
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Czw Lut 14, 2019 1:13 am   

- Klarę? A, być może. - twój komentarz w międzyczasie wyjaśnień otrzymał bardzo krótka odpowiedź.

Gdy wysoki zaczynał chyba wątpić już, że posiada przy sobie czegokolwiek szuka, wtrąciłaś się z własną propozycją. Jego reakcją z początku było jedynie uniesienie brwi. Jakby w poszukiwaniu zrozumienia, odruchowo spojrzał w stronę łysego - ale nie spotkał jego wzroku, bo ten cofnął się od budynku parę kroków, plecami do blaszanego muru, spoglądając ku dachowi. No, raczej nie mógł zobaczyć tam wiele. A właściwie nic, poza pozwijanym drutem kolczastym.
- No, proszę, proszę. - Lotos odezwał się takim tonem, że nie wiedziałaś, czy jest to przyzwolenie, czy podziw bądź zaskoczenie. - Kto nie próbuje, temu się nie udaje. Dajesz, czapka. - teraz zaprosił cię gestem do zamka, choć było to całkowicie zbędne. Gdy ty podeszłaś bliżej drzwi, blondyn przyklęknął plecami do nich, unosząc swój domowej roboty karabinek do oka, spoglądając przez lunetę w kierunku z którego przyszliście. Pewnie ku bramie.
Wsuwka, nóż. Przyjrzałaś się wpierw zamkowi, by ocenić jak długi kawałek potrzebujesz zgiąć - zamek był nieco większy od tego co znałaś, więc i bolce zapewne są dłuższe. Choć z początku kucałaś, w końcu padłaś na jedno kolanko, a potem jakoś i na drugie - tak musiało być wygodniej. Nawet, jeśli czas był dość istotny, nie mogłaś za bardzo się śpieszyć i dobrze o tym wiedziałaś - gdybyś straciła kawałek wsuwki w środku zamka, najprawdopodobniej przekreśliłabyś całkowicie szanse jego otwarcia tym sposobem. Trzeba było wyczucia.
Sam początek był już dość długi. Trochę denerwujący przez fakt, że ten cały Bert patrzył ci się przez ramię - no całe szczęście, że po jakimś czasie przestał. Czy to dlatego Tricky nie chce, żeby jej patrzeć na ręce? Może. Miałaś teraz przykład z pierwszej ręki, jak bardzo nieprzyjemne jest to uczucie. A tak naprawdę jeszcze nie zaczęłaś tej trudniejszej części - dopiero liczyłaś zapadki. Było ich pięć. Dość standardowa liczba. Czas więc zacząć je przyciskać, szukając tego odpowiedniego nacisku, zaczynając od tej najgłębszej. Mozolna robota. Ale jakoś szło. Nawet, kiedy zamiast na samym zamku zaczęłaś się skupiać na tym, jak bardzo ci się trzęsą ręce. Nawet, kiedy zauważyłaś, że prócz tego jeszcze spociły ci się palce. Po trzecim bolcu, przytrzymując skręt nożem musiałaś na chwilę puścić wsuwkę i wytrzeć o siebie rękę. Denerwujące. Naprawdę mogłaś być wdzięczna, że nikt cię teraz nie poganiał, bo chyba byś tym rzuciła. Czwarta zapadka wcale nie chciała ci wejść. Na płytko? Nie zostaje. I nieważne jak głęboko stopniowo jej nie wciskasz, nic się nie zmienia. I z powrotem, od nowa. Słabo, nic. Średnio, nic. Mocno, nic. Powtórzyłaś tak wiele razy. Znów musiałaś wytrzeć rękę. I za chwilę calutki cykl powtórzył się jeszcze jeden raz.
Wciskałaś po raz kolejny, i nagle, ku twojemu własnemu zaskoczeniu, bagnet przekręcił się razem z głownią zamka. Sama byłaś w szoku - przecież jeszcze nie skończyłaś. Nie wskakiwało. To głupie, żeby nagle ci się...
Przez wiele myśli które przeleciały ci przez głowę, w końcu wpadło ci jedyne logiczne wyjaśnienie. Przy którymś razie jak wycierałaś dłoń o ubranie a potem wracałaś do pracy, musiałaś chyba przypadkiem pominąć tą czwartą i zająć się piątą, a ledwie wcisnęłaś piątą na miejsce, zamek się przekręcił, bo... czwarta musiała być zepsuta. Uszkodzona, może. Złamana? Albo nigdy nie działała, była tylko zmyłką. No, coś z tych odpowiedzi. Tak czy siak, najważniejsze, że się udało. Mogłaś przekręcić całą głownię dookoła, modląc się w duchu, by nie była to kłódka tego typu, co obraca się dwa razy przed otwarciem.
Klik! Całe szczęście, nie była to jedna z tych kłódek. Pałąk odskoczył. Kamień z serca. Mogłaś cofnąć swoje narzędzia, i raz jeszcze wytrzeć obie dłonie zanim pochowałaś przybory na ich miejsca. Teraz dopiero zauważyłaś, że żaden z facetów nawet nie patrzy się w twoją stronę - ba, Berta nawet przy tobie nie ma. Gdzieś w trakcie twojej pracy odszedł na południe, z dziesięć metrów od ciebie, obserwując tamtą stronę, kiedy Lotos wciąż obserwował północ. Czyli nie widzieli twojego sukcesu. Może to i dobrze, bo dzięki temu nie widzieli też, że twój sukces to właściwie tylko łut szczęścia. Bez niego prawdopodobnie nadal byś przy tym ślęczała, aż nóż by ci się wyśliznął z ręki i wszystkie zapadki wróciłyby na miejsce.
Łysy pierwszy zauważył, że skończyłaś grzebać przy zamku. Zaczął wracać do was, a jego kroki zwróciły też uwagę ciemnego. Mruknął tylko "No, ładnie", odwracając się znów ku bramie, kiedy Bert pochwycił otwarta już kłódkę. Odchylił pałąk, zdjął metal z drzwi i schował całość w kieszeń swojej kurtki. Wasze spojrzenia mogły spotkać się na krótki moment; on kiwnął głową, a następnie szarpnął szybko rygiel w bok, całkowicie odblokowując drzwi pociągnął je, a w trakcie gdy się otwierały ze skrzypem, złapał kij oburącz.
- Nosz... no kurwa! - z siarczystym akcentem, przeklął po raz kolejny. A ty, będąc zaraz obok, widziałaś doskonale dlaczego. Dosłownie nie dalej jak trzy metry dalej wgłąb zaciemnionego, nijak nie oświetlonego pomieszczenia, były kraty. Kraty na całą wysokość, czyli jakieś dwa i pół metra w górę, oraz szerokość, choć przez drzwi widziałaś tylko jedną stronę - a pośrodku były drzwi, w sumie identyczne jak reszta kraty tylko z zawiasami. I tak, była tu kolejna kłódka. Co gorsza, ta była po drugiej stronie, od wewnątrz - tak, że aby do niej sięgnąć, trzeba było przekładać ręce pomiędzy prętami.
- Lot--
- Widzę. - blondyn burknął, sam niezadowolony. Zanim Bert zdołał coś dopytać, znów zabrał głos. Trochę mniej spokojnie niż ostatnio. - Musieli przebudować. Widziałem to ze dwa miesiące temu. Tylko główne było zaklatkowane. Miejmy nadzieję, że chociaż zapadnie będą jak były. - zaraz po słowach, skinął głową naprzód. Albo wskazywał do przodu, albo polecał ruch. Bert zinterpretował gest jako to drugie i już wkroczył w ciemność, podchodząc do krat, gdzie opuścił przygotowany kij. Swoją drogą, było tu bardzo... cicho. Całkiem, jakby nikogo nie było. A chyba więzienia polegają na tym, żeby ktoś w nich był.
_________________
. . .
 
 
Rybka


Wiek: 33
Dołączyła: 25 Kwi 2013
Posty: 251
Wysłany: Nie Lut 17, 2019 6:13 am   

Cholera, ta kłódka naprawdę była na znacznie wyższym poziomie zabezpieczenia, niż wszystko, czego do tej pory próbowałam. Zaczynałam powoli rozumieć dlaczego Tricky nie lubi jak patrzy jej się na ręce. Na całe szczęście nikt mnie nie poganiał. W pewnej chwili przestałam chyba zwracać uwag na dwójkę facetów za moimi plecami. Byłam tylko ja i ta cholerna kłódka. Z jednej strony powinnam się pospieszyć, ale z drugiej jeśli coś zrobię nie tak, to będzie po ptokach. Chyba pierwszy raz w życiu tak bardzo pociły mi się dłonie przy czymś, co wcale nie było ciężkim wysiłkiem fizycznym. Co jest nie tak z czwartą zapadką? Przecież przy którymś sposobie wciśnięcia nie ma bata żeby w końcu nie zaskoczyła. Co jest?
Odgłos kliknięcia wprawił mnie w zdumienie. Czułam jak serce niemal podskoczyło mi do gardła. Nie byłam całkowicie pewna co było powodem niepoprawnego działania czwartej zapadki, ale to nie było teraz ważne. Udało się. Sama chyba nie do końca w to jeszcze wierzyłam. Ja to naprawdę mam szczęście. Nawet cieszyłam się, że Bert i Lotos nie widzieli końcówki moich zmagań z kłódką, a jedynie efekt końcowy. Odetchnęłam w duchu obserwując jak łysy otwiera drzwi i przygotowując się mentalnie do tego, co mogło nas tam czekać. Teraz tylko znaleźć Laurę i jak najszybciej opuścić to miejsce.
Wpierw usłyszałam przekleństwo, a w następnej chwili miałam ochotę pójść za przykładem Berta. Powstrzymałam się jednak przed tym. Rozczesałam włosy pomiędzy palcami i pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- Chyba sobie żartujecie. Mam teraz otworzyć kolejną od drugiej strony…? - No teraz to już na pewno nie będę miała tyle szczęścia. Coś się spieprzy. Czułam to w kościach. Z drugiej strony… może przynajmniej kłódka będzie taka sama? Zanim wkroczyłam za starszym gościem w ciemność, przygotowałam sobie narzędzia pracy. - Mam tylko nadzieję, że Laura faktycznie tutaj będzie. - Wydobyłam z kieszeni jeszcze latarkę, którą otrzymałam od Serta i podałam ją Lotosowi. - Poświecisz mi? Nie chce kompletnie po ciemku męczyć się z tym. - Jeśli ten z jakiegoś powodu nie przyjął, to wręczyłam ją Bertowi.

Po dotarciu pod kratę zsunęłam się od razu na kolana. Przełożyłam ręce pomiędzy prętami i sprawdziłam wpierw, czy można tak po prostu otworzyć kłódkę bez majstrowania przy zamku. Stwierdziłam, że warto było sprawdzić, czy przypadkiem nie pozostawiono jej otwartej, albo była tu po prostu “dla ozdoby”. Nie łudziłam się jednak zbytnio na takie niedopatrzenie Federatów. Dlatego też, gdy pewnie okazało się, że jest zamknięta, obróciłam urządzenie na ruchomym pałąku i przyjrzałam się mu, starając się po zewnętrznym wyglądzie ocenić czy jest takie samo, bądź podobna do poprzedniego.
Jeśli okazało się, że kłódka była identyczna, starałam się iść tym samym torem, co poprzednio. Zagięłam wsuwkę na odpowiedniej długości i rozpoczęłam mozolną pracę, szczególna uwagę zwracając na czwartą zapadkę, to jest próbując wybadać, czy działa normalnie, czy faktycznie jest zmyłką.
W przypadku, gdy były to odmienne modele, przyjrzałam się zamkowi i po dopasowaniu odpowiedniego zagięcia prowizorycznego narzędzia, zabrałam się za próbę wciskania zapadek “na czuja”.
W obu przypadkach nie mogłam się spieszyć, bo cała moja praca poszłaby na marne, więc jeśli któryś z facetów próbował mnie poganiać, rzuciłam ku niemu niezadowolone spojrzenie ze stwierdzeniem ”Jeśli ci się nie podoba, to sam spróbuj.”

Jeśli z jakiegoś powodu zostałam powstrzymana przed próbą otwarcia zamka, to cóż… Zdecydowałam się poczekać na lepszą propozycje, sama nie mając lepszego pomysłu póki co. Gdyby Lotos poprosił mnie o przyrządy do otwarcia zamka, przekazałabym mu je bez marudzenia. Być może on poradzi sobie z tym szybciej ode mnie.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Czw Lut 21, 2019 7:21 pm   

Wkroczyłaś do środka, przeklinając swój los jedynie w duchu. Twoje pytanie zostało chyba potraktowane jak retoryczne, bo nie otrzymałaś żadnej odpowiedzi. Dopiero, kiedy wręczyłaś Lotosowi latarkę, ten się odezwał.
- Jasne. Moment. - burknął trochę niemiło, po czym z latarką w ręku odwrócił się i podszedł znów do wyjścia - złapał drzwi za krawędź i pociągnął do siebie. Skrzyp... a po chwili absolutna ciemność. Tylko szpara pod drzwiami widoczna. Nie było tu w środku absolutnie żadnego źródła światła ani okien. Nie było widać nic, dopóki nie włączył latarki. Snop przebiegł po kratach w twoją stronę, na moment cię oślepiając - zaraz wskazał na twoje ręce, gdy już klęcząc sięgnęłaś do kłódki. Zaczęłaś znów swoją pracę.
- Byłeś już w środku? - Bert zapytał półgłosem gdzieś z twojej prawej strony.
- Raz. Dawno temu. Chyba cztery lata. - koncentrując światło latarki na kłódce, Lotos odpowiedział dość spokojnym głosem. - Powinny być cztery piętra w dół. Dwa wyższe to wielka szachownica w której jest od groma klatek. Dwa niższe to odlane z betonu sale gdzie raczej ciężko będzie zajrzeć do środka cel. Jak tędy przejdziemy to w lew... mm... nie, w prawo, pod ścianą powinna być klapa z drabiną. Kolejna po przeciwnej stronie. Dopiero niżej będą schody.
- I co... zakładając, że w ogóle ją znajdziemy, to znów będzie trzeba dłubać? - łysy burknął z wyraźną niechęcią.
- Nie inaczej.
Nie dobrze. Czułaś wyraźnie, że coś jest nie tak, ale nie wiedziałaś co. Może to przez tą dziwną pozycję. Może to zmęczenie po poprzednim zamku. Może to zdenerwowanie. A może fakt, że ci gadali nad głową. Byłaś w stanie bez problemu złożyć trzy pierwsze zakładki, ale to co było dalej... po prostu nie byłaś w stanie odgadnąć, co powinnaś tu zrobić. Teoretycznie były tu zapadki, ale z jakiegoś powodu nie byłaś w stanie ich nastawić. To nie była ta sama sprawa co z czwartą w poprzedniej kłódce. Po prostu... po prostu coś ci nie wychodziło. Co już ci się wydawało, że już to masz, zaraz okazywało się, że bolec wraca do pierwotnego położenia. Mogłaś próbować jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze. I nic. Nikt cię nie poganiał, ale w tym momencie nawet to było niesamowicie irytujące. I do tego jeszcze mają czelność ciągle rozmawiać.
- W takiej ciemności nie będzie chyba straży.
- Nie, właśnie mogą być. I pewnie będą. Na samym dole mają pokój. To znaczy, mieli te cztery lata temu. - Lotos zatrząsł latarką kiedy przestępował z nogi na nogę. Nie potrafi trzymać jej prosto? - Robią dość często patrole. Tam trzeba będzie być cicho.
- Albo odwrócić uwagę. Więźniowie pewnie często hałasują. - Bert najwyraźniej oparł się o kraty - poczułaś, jak całe się zatrzęsły. Czy mógłby do cholery nie przeszkadzać? - Na pewno zdarza się, że więźniowie robią raban.
- Pewnie tak, ale Bert - bez uwalniania nie tych, co trzeba. Bądź co bądź, to jest miejsce dla przestępców. Kilku z nich nawet znałem. Nie chcę, żeby tacy wyszli na ulice. Nie wiem, czym zawiniła sobie ta Laura czy Laurena, ale mam nadzieję, że ta reszta nie pozwoli jej wrócić na złą ścieżkę. Tama inwalidka brzmiała dość rozsądnie.
- Nie za bardzo ci się ta federacka służba w krew wryła? - Bert zapytał podejrzliwie.
- Co? Nigdy nie byłem federatem. - pociągnął nosem. - Byłem w Białej Legii.
- Czyli federat-rasista?
Lotos parsknął. Wziął głębszy wdech i chwilę czekał przed odpowiedzią.
- Legia to taka grupa, gdzie piorą ci łeb od małego. Dostajesz od Federacji same prestiżowe opcje, a w zamian masz walczyć o przedłużenie czystości gatunku ludzkiego. Śmiej się ile chcesz, ale akurat mają sporo racji. - latarka znów się zatrzęsła. I jeszcze raz. Jakby nie patrzył gdzie świeci, chyba czegoś szukał znów w kieszeniach, bo słyszałaś szelest ubrań. - Ludzkość wymiera. Uczestniczyłem w testach osobiście - nie masz nawet pojęcia, ilu bezpłodnych biedaków obu płci żyje choćby w tym mieście. Nie masz pojęcia, ilu sta--
- Dobra, już kurwa nie pierdol! Ty wiesz swoje, ja wiem swoje.
Nie no, nie dasz rady. Nóż przekręcił ci się w spoconej ręce. Usłyszałaś trzask, jak wszystkie zapadki wróciły na swoje miejsce. Mało brakowało, a wsuwka wypadłaby ci na podłogę - a w tych warunkach nie tylko mógłby być problem by ja znaleźć, ale mogłaby odskoczyć gdzieś z dala od krat po drugiej stronie, gdzie raczej byś jej nie dosięgła. Dobrze, że choć to się nie stało. Jasna cholera, może... możliwe, że by ci się udało gdyby tylko wszyscy nie sprzysięgli się, by ci przeszkadzać. I cię irytować.
_________________
. . .
 
 
Rybka


Wiek: 33
Dołączyła: 25 Kwi 2013
Posty: 251
Wysłany: Sob Lut 23, 2019 7:11 pm   

Zaciskałam zęby słysząc ciągłe paplanie za moimi plecami. Muszą akurat teraz? Nie mogli nagadać się przed całą akcją? Jak ja mam pracować w takich warunkach? Czy nie rozumieją jak delikatną pracę teraz odwalam? Czy nie rozumieją, że to naprawdę rozprasza? Co jest nie tak z tym cholernym zamkiem?! Jeszcze mi trzęsie tą latarką… Nawet nieszczególnie dbałam o to by wyciągnąć coś z ich rozmowy i zapamiętać. Jednym uchem mi wlatywało, a drugim wylatywało. Do czasu aż nie usłyszałam podniesionego głosu i przekleństwa ze strony Berta, po którym rozległ się trzask powracających na miejsce zapadek.
- Nosz kurrrrw…ka wodna! - Zawołałam zirytowana i wyciągnęłam dłonie wraz z narzędziami spomiędzy prętów. Wzięłam głębszy oddech i wypuściłam z głośnym świstem powietrze z płuc. No oczywiście, że moja CIĘŻKA PRACA musiała pójść na marne. Jakże by inaczej?! Przynajmniej wsuwki nie straciłam. Jeszcze tego by brakowało.
- Nie no, ja nie dam tak rady. To jakaś pancerna kłódka jest. Niewygodnie mi tak ręce trzymać. - Zaczęłam podnosić się z nieco odrętwiałych kolan. Nie była to przecież najwygodniejsza z pozycji na dłuższą metę. Po wróceniu do pionu odwróciłam się ku dwójce starszych ode mnie mężczyzn.
- Dotarłam już do czwartej zapadki, ale coś nie może w ogóle zaskoczyć. Nie wiem co jest z nią nie tak, czy to ja robię coś źle. - Wyciągnęłam nóż i wsuwkę ku blondynowi. - Może weź Ty spróbuj? Może pójdzie Ci z tym lepiej niż mnie.

Jeśli Lotos zgodził się i odebrał ode mnie prowizoryczne narzędzia, wzięłam od niego w zamian latarkę i następnie świeciłam mu na ręce, gdy pracował nad otwarciem kłódki. Starałam się rzecz jasna nie trząść źródłem światła, bowiem sama wiedziałam jak bardzo może to być irytujące. W przypadku, gdy blondyn zdecydował się użyć czegoś innego do otwarcia, bo nie wiem przecież czego on tam dokładnie wcześniej szukał, schowałam nóż i ciut wyprostowałam wsuwkę by dało się ją jako tako wsunąć we włosy. Jeśli jednak żaden z nich nie wiedział jak uporać się z zamkniętymi kratami, odparłam: - Dobra. Spróbuje jeszcze raz otworzyć to cholerstwo. - Być może królicza łapka raz jeszcze przyniesie mi szczęście, albo po prostu tym razem pójdzie lepiej, pomyślałam.
Tak czy inaczej, z własnej inicjatywy nie podejmowałam żadnego nowego tematu, ani też nie dopytywałam o szczegóły tego, o czym rozmawiali wcześniej.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Nie Lut 24, 2019 12:55 pm   

Nie widziałas co prawda twarzy żadnego z facetów, szczególnie z latarką skierowaną w twoją stronę, ale mimo to czułaś, że byli lekko zaskoczeni twoim nagłym zawołaniem. Obie strony umilkły. Światło snów się zakołysało, kiedy tłumaczyłaś, czemu ci nie idzie.
- Spokojnie, bez spiny. Damy jakoś radę. - oznajmił Lotos. Znów coś od niego zabrzęczało. Chciałaś mu przekazać swoje narzędzia pracy, ale on zaprzeczył. - Hm? Hah, nie nie nie, ja takiej magii nie potrafię. Ale będę wdzięczny, jeśli teraz ty poświecisz.
Zdaje się, że próbował ci przekazać latarkę. Schowałaś więc najpierw nóż i wsuwkę, a potem ja odebrałaś. Kiedy już dzierżyłaś jedyne źródło światła i obróciłaś je przed siebie, mogłaś zobaczyć blondyna który odruchowo uniósł dłoń, zasłaniając twarz by nie oślepnąć. W drugiej dłoni miał... obcęgi. I to takie wielkie, na długość były chyba jak cała twoja ręka. Jakim cudem on nie mógł znaleźć pod ubraniem czegoś tak dużego!?
- Bert, pomóż mi tu.
- Mm-hm. - łysy przytaknął mruknięciem, zaraz również wchodząc w pole światła. Wyższy już przymierzał się jakoś do kłódki, na razie próbując znaleźć odpowiednią pozycję dla narzędzia - bądź co bądź, kraty w tym mocno przeszkadzały. Próbował pionowo, poziomo w jednym otworze, potem przez dwa otwory z prętem pomiędzy ramionami obcęg... w końcu zdecydował się chyba na to samo, co ostatnie, ale od tej drugiej strony, część chwytną kierując ku wam. Trochę może ryzykowne, ale wyglądał, jakby wiedział co robi.
- Dobra, na trzy ściskamy z całej siły. Gotów?
- Ta.
- Dobra. Raz... dwa- trzy.
Obaj zacisnęli zęby, pchając przeciwległe ramiona narzędzia ku sobie nawzajem. W ciszy, która zastała, zaraz można było usłyszeć stęknięcia to jednego, to drugiego. Nogi im zaraz poszły do szerokiego rozkroku, Lotos szurnął, na moment widać tracąc stabilną pozycję, jakby odepchnięty w tył przez łysego z bródką. Trochę im to nie szło. Sam Lotos zauważył to chyba po dłuższej chwili, bo i zarządził krótko - Dobra stop! - na co oboje, trochę nierówno, bardziej się rozluźnili, a obcęgi zadzwoniły w kraty. Wzięli parę oddechów. Bert przetarł czoło.
- Inaczej. Jak nie przetniemy, to wyłamiemy. - po swoim stwierdzeniu ciemnoskóry wyciągnął znów narzędzie za kraty, zdaje się wcisnął jeden z krótszych końców pod pałąk kłódki, ale po chwili zastanowienia wyjął go i zrobił to samo, ale z drugiej strony pałąka. Potem, ukosem, przewlekł oba dłuższe ramiona przez kraty by dało się je złapać. sprawdził jeszcze - zdaje się, ze chwyt na kłódce był wystarczająco solidny.
- Teraz tak - ja będe to ciągnął w dół, ty pchaj do góry i ku mnie. Jak uda nam się choć trochę obrócić, powinno wyłamać bok kłódki.
Drugi skinął. Chwycił "swoje" ramię obcęg oburącz, ale zaraz zawołał "Czekaj." i zmienił chwyt. Lotos już był przygotowany, ściskając metal w palcach. Po tym, jak Bert wziął głęboki wdech, Lotos znów odliczył do trzech. Znów się zapowietrzyli. Lotos nadął wargi. Bert stęknął jakoś dziwnie, gardłowo. Obaj zrobili się całkiem czerwoni na twarzy, siłując się dobre paręnaście sekund - jakby ich tak nagrać, na pewno ten widok byłby później niesamowicie zabawny. Może trochę mnie zabawny teraz, kiedy ryzykujecie odpowiedzialność karną ze strony Federatów. Albo cholera wie co.
Już się wydawało, że nic z tego, kiedy rozległ się trzask. Widziałaś, jak obaj nagle wpadli na siebie, tratując się nawzajem. Obcęgi znikły z ich rąk, kiedy zasłaniali się przed obustronnym uderzeniem. Rozległ się głośny, metaliczny dźwięk uderzenia o beton, powtarzając kilkukrotnie. Upadła nie tylko kłódka ale i to, czym ją otwierali. Przez chwilę znów dało się słyszeć jedynie ciężkie oddechy, ale po chwili dobiegło twoich uszu coś jeszcze. Dużo ciszej. Gdzieś z daleka.
- ...Który to znowu chce wpierdol...?
Niedobrze. "Szlag", zauważył cicho Lotos. Widziałaś, jak jedną ręką po omacku szukał na kuckach czegoś gdzieś na ziemi - całkiem możliwe, że swojego "karabinu" - a drugą, u dołu robił gest w twoją stronę. Jakby kazał ci się cofnąć - przecież miałaś ścianę i zamknięte drzwi zaraz za plecami. Albo może chodziło o latarkę? W każdym razie, Bert zaraz odskoczył w prawo i zaledwie moment później słyszałaś lekkie szurnięcie kija po betonie. Znalazł go prawie od razu.
- Po cichu, idziemy w prawo, do ściany i idziemy wzdłuż niej aż zaczniemy chodzić po metalu. - Lotos odezwał się po chwili półgłosem. I ciche dźwięki pyłu pod podeszwami butów wskazywały na to, ze ktoś zaczął już faktycznie iść.
_________________
. . .
Ostatnio zmieniony przez Jedius 9 Baka Śro Lut 27, 2019 4:33 pm, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Rybka


Wiek: 33
Dołączyła: 25 Kwi 2013
Posty: 251
Wysłany: Śro Lut 27, 2019 12:54 pm   

Chyba faktycznie trochę za ostro zareagowałam na swoje niepowodzenie i za bardzo się spięłam. Może lepiej nie będę się póki co odzywać. Po odebraniu latarki i zaświeceniu w stronę Lotosa, widok sporych obcęg w jego dłoni naprawdę mnie zaskoczył. Gdzie on to chował? Przecież to chyba nie tego szukał przed poprzednią kłódką? Co on tam jeszcze chowa pod swoim płaszczem? Cóż, przynajmniej wydawał się dobrze przygotowany do tego, co może nas tutaj czekać. Mam nadzieję, że nie wprowadzili tutaj więcej zmian od jego poprzedniej wizyty tutaj.
W ciszy obserwowałam jak dwójka mężczyzn napina się, stęka i poci się podczas bezowocnych zmagań z przecięciem solidnej kłódki. Dobrze, niech teraz oni się z tym pomęczą, pomyślałam. Przestąpiłam z nogi na nogę w czasie, gdy zmieniali ułożenie obcęg decydując się jednak na wyłamanie zabezpieczenia. Widok wyrazu ich twarzy podczas siłowania się z pałąkiem, wprawił mnie w lekkie rozbawienie. Dobrze, że nie byli w stanie teraz dostrzec mojej miny. Bardzo szybko przypomniałam sobie jednak o powadze sytuacji, w której znajdujemy się teraz. Jeśli coś pójdzie źle, nie tylko ja będę miała poważne problemy, ale pewnie również i moi rodzice.
Po głośnym trzasku, który się rozległ, potrzebowałam chwili na ogarnięcie tego co dokładnie się stało. Udało im się? Tak! Stracili co prawda obcęgi z rąk, ale kłódka również upadła na podłogę. Wstrzymałam na chwilę oddech, gdy do mych uszu dotarł czyjś głos z daleka, z wnętrza budynku. Oczywiście, że ktoś tutaj był. Już wcześniej spodziewałam się tego. Widząc gest Lotosa, zinterpretowałam to jako polecenie zgaszenia latarki. Przecież nie mogło chodzić o cofnięcie się do zamkniętych drzwi. Wyłączyłam latarkę i przełożyłam ją do lewej dłoni. Nie chowałam jej. Na polecenie blondyna mruknęłam ciche “M-hm” i w ciemnościach zaczęłam powolutku, po cichutku kierować się na prawo. Wystawiłam dłoń w tamtą stronę by poczuć w którym momencie trafię na ścianę i nie wpaść na nią całą sobą. Po natrafieniu na zimny beton, podeszłam jeszcze pół kroku bliżej i zaczęłam iść wzdłuż ściany ku wnętrzu budynku, według polecenia. Tempo swojego kroku starałam się dostosować to kroku Lotosa, co bym nie wpadła na niego, zakładając że byłam w ogóle w stanie go dosłyszeć. Prawą wolną dłoń miałam wyciągniętą przed siebie na wysokości klatki piersiowej, lekko ku ścianie. Nie chciałam przecież w tym mroku wpaść na coś, co nagle “wyrosłoby” obok ściany. Nasłuchiwałam dźwięków zewsząd i szłam powoli naprzód dopóty, dopóki nie usłyszałam, że zaczniemy chodzić po metalu. Wtedy to zwolniłam kroku i oczekiwałam na dalsze polecenie Lotosa.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Sob Mar 09, 2019 8:42 pm   

Po usłyszeniu instrukcji gdy zapadła całkowita ciemność, ruszyłaś. Już na początku na kogoś wpadłaś, prawdopodobnie gdzieś w przejściu przez kraty. Odczekałaś chwilę, nim znów ruszyłaś - ciągłe wpadanie na siebie nawzajem na pewno nie pomogłoby nikomu. W międzyczasie usłyszałaś kolejne szurnięcie. Prawdopodobnie ktoś podniósł te obcęgi.
Zakręciłaś w prawo i szukając ściany wyciągniętą ręką szłaś powoli przed siebie. Szczerze mówiąc, nawet nie byłabyś pewnie w stanie iść szybciej - towarzyszył ci ten ludzki strach, obawa, że gdybyś tylko próbowała poruszać się szybciej, zaraz straciłabyś równowagę albo na coś wpadła a to zakończyłoby się bólem. Tak naprawdę, to aż dziwne było, ze jest tu tak... pusto. Z tego co widziałaś kiedy jeszcze drzwi były otwarte, cała ta przestrzeń była całkowicie płaska, bez żadnych mebli, pojemników, ludzi, niczego. Jeszcze bardziej sprawiało to wrażenie wielkiego marnotrawstwa przestrzeni. No, ale zastanawianie się nad tym mogło być częściowo zakłócone znalezieniem w końcu ściany. Zimna, chropowata, twarda. Chyba z tego samego co oba mosty, na południe i zachód od Sacville - beton. Niesamowicie rzadki materiał, który ponoć przed wojną był jednym z głównych budulców. Właściwie to nigdy się nie zastanawiałaś - czy beton się wykopuje w całości, jak skały, a potem drąży i tnie by obierał kształt ściany? Przy budynku tego rozmiaru brzmiałoby to jak ogromne marnowanie materiałów. Ale skoro marnują już miejsce...
W każdym razie, po kontakcie ze ścianą zakręciłaś w lewo - w końcu w prawo byłby kierunek z którego przyszliście, a raczej powinniście iść wgłąb budynku. Ściana również była całkiem płaska - czy to dziesięć, czy trzydzieści kroków dalej, cały czas czułaś pod palcami dokładnie to samo. I minęła jeszcze chwila zanim cokolwiek się zmieniło - chcąc znów przesunąć dłoń naprzód, uderzyłaś nadgarstkiem w coś metalowego. Pionowego. Chyba jakaś rura. Zdecydowanie zimniejsze w dotyku od ściany. Kolejne dwa kroki naprzód - i teraz, jak było zapowiedziane, poczułaś, że podłoże jest rzeczywiście inne. Metalowe, tak jest. W ciszy jaka tutaj panowała byłaś w stanie jako-tako rozróżnić to na słuch. Przynajmniej dopóki trwała.
- Szkurw--!
Głos przed tobą zdecydowanie się oddalał, a towarzyszyło mu jakieś uderzenie. A potem kolejne. A zaraz potem, dużo głośniejszy trzask, i niemal równocześnie jeszcze jeden. Wszystko z przodu. Może nieco... w dół. Z tj samej strony, bolesne stęknięcie.
- Co tam się kurwa dzieje!? Karol, melduj się! - to zdaje się ten sam głos co wcześniej, który zmusił was do tego cichego zachowania. Również dobiegał z tej samej strony, co cały ten hałas, ale zdecydowanie z większej odległości. Był zniekształcony przez własne echo.
Coś... upadło na ziemię. Tym razem gdzieś z lewej. Na tym samym poziomie, co i ty. Jakby... gdzieś ze środka budynku. No, ale oczywiście nic nie widziałaś. Zaraz po tym, stęknięcie i... chyba ziewnięcie? Tak to brzmiało. Tak się wydawało.
- KAROL! Do ciebie mówię, jeśli znowu śpisz na służbie to tym razem to zamelduję!
- ...Przecież kurwa nie śpię...! - zaspany głos odpowiedział krzykowi z dołu. Choć był raczej cichszy od wściekłych okrzyków, słyszałaś go wiele lepiej - był gdzieś blisko. Był w tym samym pomieszczeniu.
- To co się tam dzieje!?
- Aaaa nie wieeem... zara ci powiem!
Pstryk. Zobaczyłaś światło. Na unoszącym się w powietrzu kurzu bardzo dobrze widać było podłużny snop, który rozszerzał się i słabł oddalając się od źródła. Samego źródła jednak nie widziałaś - prawdopodobnie była to latarka, ale ustawiona tak, że nie widziałaś jej wylotu. Dzierżący ją facet kierował światło w kierunku przeciwnym do tego, z którego weszliście - czyli chyba gdzieś tam, gdzie ma być to "główne" wejście o którym wspominał wcześniej... ktoś. Jakoś nie miałaś teraz głowy na zastanawianie się nad tym. Tym bardziej, że niepokoił cię fakt, ze nikt ci nic jeszcze nie powiedział.
Jakbyś była tu teraz zupełnie sama.
_________________
. . .
 
 
Rybka


Wiek: 33
Dołączyła: 25 Kwi 2013
Posty: 251
Wysłany: Nie Mar 10, 2019 7:24 am   

Temat pochodzenia betonu z pewnością będzie męczył mnie jeszcze w przyszłości. Może Lotos będzie wiedział? Jeśli dobrze słyszałam pracował wcześniej dla federatów, dla białej legii. Powinien więc wiedzieć takie rzeczy. Przez myśl przemknęło mi szybko jeszcze jedno pytanie - dlaczego właściwie teraz nie pracuje już dla nich? Tak czy inaczej, nie mogłam teraz głośno wypowiedzieć moich pytań, musiałam skupić się na tym, co działo się wokół mnie. Dotarłam w końcu na metalowe podłoże. Podczas nasłuchiwania usłyszałam zdecydowanie nie to, czego się spodziewałam. Kto, do cholery, narobił takiego rabanu? Zaraz wszystko może się jeszcze bardziej posypać. Odetchnęłam głębiej parę razy starając się uspokoić. Głos ze wcześniej, byłam niemalże pewna tego, a po chwili także i jakiś nowy, należący zdaje się do niejakiego śpiącego na służbie Karola. Był bardzo blisko mnie. Niedobrze. Do tego włączył latarkę. Niepokoił mnie fakt, iż wciąż nie słyszałam swoich towarzyszy. Choć coś podświadomie mówiło mi, że to właśnie jeden z nich narobił przed chwilą hałasu i coś mówiło mi, że chyba nie był to Lotos. Spokojnie, ostrożnie, cierpliwości - powtarzałam sobie w myślach. Pohamowałam swoją impulsywność, wszakże w tej sytuacji zdecydowanie nie były wskazane pochopne działania. Odwróciłam się plecami do ściany, a jednocześnie przodem w stronę, z której słyszałam głos pana Karola. Ostrożnie, krokiem dostawnym, przesunęłam się jeszcze odrobinkę w prawo. Dwa, ostatecznie trzy kroki. Prawą dłoń mając tak samo jak i wcześniej wyciągniętą w kierunku, w którym się poruszałam. Po tym zastygłam w bezruchu. Nasłuchiwałam i obserwowałam z lekko przymrużonymi oczyma snop światła rzucany przez latarkę jednego z federatów. Oczekiwałam na dalszy rozwój wydarzeń - wiadomość od Lotosa, jakichś dźwięków ze strony tego, kto narobił rabanu, dalszych działań ze strony Karola i jego wymianę zdań z właścicielem głosu, który zmusił nas do zachowania ciszy.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Czw Sie 01, 2019 10:46 am   

No, sytuacja nie była najciekawsza. Zrobiłaś to, co uznałaś za najrozsądniejsze w tej sytuacji - wycofałaś się pod samą ścianę, by nie można było cię zajść od tyłu. Widziałaś, jak Karol wolnym krokiem człapie tak, gdzie szedł cały czas, a więc najwyraźniej cię nie słyszał. Gdy zaczęłaś iść w prawo, stały się dwie rzeczy, które mocno zmieniły sytuację. Na dobre i na złe.
Po pierwsze, nagły trzask, czy może raczej metaliczny szczęk. Nie musiałaś się wcale domyślać, co to było, bo lada moment wszystko było jasne dla twoich oczu - Karolowa latarka zawirowała w powietrzu, na ułamek sekundy ukazując wpierw trochę otyłego (bardzo rzadki widok!) żołnierza Federacji osuwającego się na ziemię, a następnie równie krótko snop światła przeleciał po postaci Lotosa, trzymającego oburącz ciężkie obcęgi. To była ta dobra wiadomość.
Po drugie, twój drugi krok w prawo skończył się w nieprzewidziany sposób - pod twoją nogą zabrakło gruntu. Lecąc w dół, panicznie próbowałaś się czegoś złapać. Był to bardzo późny moment, ale przypomniałaś sobie wtedy, co mówił wcześniej Lotos - że gdzieś tu ma być drabina. A drabina zazwyczaj oznacza dziurę w podłodze. Cóż, za późno.
Spadłaś. Wydawało się to trwać długo, ale w końcu natrafiłaś na przeszkodę, która zatrzymała cię na leżąco. Bolało. Choć... może nie bolało aż tak, jak gdybyś upadła na metal, czy ten cały beton. Właściwie, to łącząc tą elastyczność podłoża i fakt, że chyba pod tobą stękało, to... chyba już wiesz, o co chodziło z tym wcześniejszym łomotem i co stało się z Bertem - dokładnie to samo, co teraz z tobą. Wypadałoby chyba z niego zejść. C-cóż, przynajmniej dałaś radę utrzymać latarkę.
- KAROL, CO DO KURWY! - dobiegający z dołu krzyk był teraz o wiele głośniejszy. Właściwie, to mogłaś chyba zobaczyć światło gdzieś pod wami - zdaje się, że kawałek dalej od ściany przy której cały czas szłaś podłoga jest jakąś kratą przez którą można spokojnie spoglądać. Tak czy siak, Karol nie odpowiadał, i w sumie wiedziałaś dlaczego.
_________________
. . .
 
 
Rybka


Wiek: 33
Dołączyła: 25 Kwi 2013
Posty: 251
Wysłany: Czw Sie 01, 2019 5:09 pm   

Przy kolejnym trzasku miałam wrażenie, że serce podeszło mi niemalże do gardła. Widok osuwającego się na podłogę otyłego (!) Karola i stojącego Lotosa z ogromnymi obcęgami, wywołał we mnie chwilowe, dosłownie chwilowe uczucie małej ulgi. Ulga ta została jednak szybko zmyta przez panikę. Straciłam grunt pod nogami! Spadam! Nabrałam gwałtownie i głośno powietrze. Próbowałam się czegoś złapać, ale na próżno, wszystko działo się zbyt szybko, a wspomnienie o drabinie nadeszło zdecydowanie zbyt późno. Nie wiem ile metrów spadłam, jednak miałam ogromne szczęście wylądować na czymś mniej twardym niż metal. Nie. Nie na czymś, a na kimś. Wylądowałam na Bercie. Zrobiło mi się go natychmiastowo żal. Nie dość, że spadł na podłogę z wysoka, to jeszcze ja spadłam na niego.
- O kurwa, przepraszam... Całyś? - wyszeptałam zsuwając się z niego ostrożnie. Krzyk kolegi po fachu Karola szybko zwrócił moja uwagę. Spróbowałam odwrócić się na brzuch, a następnie bardzo ostrożnie unieść się do kucek, podpierając się przy tym rękoma. Właściwie tylko jedną, bo w drugiej wciąż trzymałam latarkę, której zdecydowanie nie chciałam teraz używać. Dzięki temu sprawdziłam również czy poza ogólnym poobijaniem nie zrobiłam sobie niczego poważniejszego i jestem w stanie wciąż poruszać się. Jeśli nie zatrzymał mnie ani ostry ból, ani Bert proszący o coś, przesunęłam się bliżej kraty spod której dochodziło światło oraz krzyk. Zatrzymałam się nieopodal niej kraty, nie przy jej boku, a przy jednym z jej kątów po mojej prawej stronie. Wychyliłam się odrobinkę i starałam się ukradkiem zobaczyć na dole coś, bądź kogoś. Jeśli nie byłam w stanie nic ciekawego dostrzec, to oczywiście nie chciałam wychylać się na tyle mocno by patrząca z dołu osoba zobaczyła nagle pół mojej osoby pochylającej się nad kratą. Poza nasłuchiwaniem głosów, starałam się dosłyszeć również jakieś kroki, skąd dochodzą i gdzie się kierują.
Jeśli z jakiegoś powodu po zsunięciu się z Berta nie byłam w stanie podejść w kuckach, ani podczołgać się pod kratę, pozostało mi nasłuchiwanie. Zakomunikowałam w tym wypadku również krótkie: - Ja chyba nie jestem cała.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Czw Sie 01, 2019 6:59 pm   

Zeszłaś z Berta, cicho wypowiadając swoje przeprosiny. Jak się okazało, mimo bólu nie miałaś problemów ze wstaniem. Miałaś bardziej wrażenie, że zaczniesz to naprawdę odczuwać dopiero później. W każdym razie, nie usłyszałaś żadnej odpowiedzi poza kolejnym stęknięciem i szurnięciem - możliwe, że twój towarzysz sam wstawał. Nie widziałaś, więc nie wiedziałaś.

Nieznacznie zbliżyłaś się do kraty, chcąc dotrzeć do jej rogu by spojrzeć w dół - ale po dwóch, trzech krokach gdy światło poniżej na krótki moment zajaśniało okazało się, że taka "podróż" nie miała najmniejszego sensu. Wyglądało na to, że krata jest tutaj podłogą absolutnie wszędzie poza wąskim na jakieś półtorej metra nieprzejrzystym kawałkiem przy samej ścianie. A to oznacza, że jakakolwiek próba oddalenia się od ściany będzie oznaczać możliwość bycia dostrzeżonym przez kogokolwiek z dołu.

Chwila ciszy. Zaraz potem, kilka dźwięków jednocześnie. Obok siebie, mogłaś usłyszeć niegłośne, obolałe "Ja pierd... khurrrww...". Wyżej, nad sobą, coś zaczęło szurać. Całkiem jak ciągnięcie czegoś ciężkiego po ziemi. Gdzieś poniżej zaś, po tej chwili ciszy - śmiech. Autentycznie rozbawiony, męski śmiech. I to nie był głos (chyba) należący do tego, kto wołał Karola - był bardziej ochrypły. Zaraz po nim, a właściwie jeszcze w jego trakcie, było słychać ciężkie kroki - szybkie kroki. Bieg. Ledwie widoczny z twojej pozycji ślad światła pojawiał się i znikał. "Zamknij mordę, Sven!", zabrzmiał kolejny głos z niższych pięter, któremu znów odpowiedział śmiech. No, zdecydowanie było tam więcej ludzi.
_________________
. . .
 
 
Rybka


Wiek: 33
Dołączyła: 25 Kwi 2013
Posty: 251
Wysłany: Pią Sie 09, 2019 2:46 pm   

Parę siniaków i stłuczeń, nie jest źle. Obawiałam się, że będę w znacznie gorszym stanie po takim upadku. Cóż, sądząc po dźwiękach jakie wydawał Bert, było z nim znacznie gorzej. Miałam tylko cichą nadzieję, że niczego sobie nie połamał, bo to będzie bardzo problematyczne.

Gdy dotarło do mnie, że krata stanowi całą resztę podłogi, poza tym kawałkiem, na którym znajdowałam się, poczułam się rozdarta. Połowa mnie chciała przypatrywać się i przysłuchiwać temu co działo się na niższych piętrach, druga połowa zaś pragnęła wrócić na górę do Lotosa. Zastanawiało mnie, czy ten Sven o ochrypłym głosie był jednym z Federatów, czy też ich więźniem. Może za więźniowie narobią więcej rabanu, może okaże się to pomocne. Miałam ochotę schować się gdzieś, a najlepiej uciec stąd, albo przynajmniej włączyć latarkę. Nie znając kompletnie tego miejsca nie wiedziałam gdzie można się schować, nie było też mowy o ucieczce, a włączając latarkę dałabym znać gdzie jestem. Chyba najlepiej było zdać się w tej sytuacji na Lotosa, jednak… ciężko było mi zachować milczenie i tylko nasłuchiwać dźwięków zewsząd. Nie miałam najmniejszego doświadczenia w tego typu sytuacjach i nie wiedziałam co powinnam zrobić. Uznałam, że najlepiej będzie zapytać kogoś starszego. Skoro Bert uczestniczy w takiej akcji, to będzie wiedział przecież co robić.
- Beeert, zaraz tutaj przyjdą sprawdzić co jest nie tak. Co robimy? - zapytałam tak samo ściszonym głosem jak przed chwilą, gdy przepraszałam go.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Wto Sie 27, 2019 6:07 pm   

"Sam się kurwa zamknij"
"Zamknijcie się oboje"
"Haha, kurwy mają problemy!"

Coraz więcej głosów dołączało do konwersacji. Prócz śmiechu, który wciąż trwał, doszło jeszcze jakieś kołatanie, całkiem jakby ktoś uderzał w jakiś sposób metalem o metal - echo niosło się po całym budynku. Robiło się coraz głośniej i głośniej. Wrzaski zaczynały nakładać się na siebie, sprawiając, że w końcu były całkiem niezrozumiałe. Bycie cicho z każdą sekundą stawało się dla was coraz mniej istotne.
- Musimy... - głośniej zdecydowanie niż dotychczas, przerywając stęknięciem, odezwał się Bert. Chyba wstał. - Musimy się rozdzielić. W dwie strony nie pobiegnie. - odchrząknął. Po cichszym trzasku zobaczyłaś na moment jego twarz w świetle zapalniczki benzynowej, gdy rozglądał się po najbliższej okolicy. Zamknął zaraz jej wieko i ciemność powróciła. Odezwał się ponownie, gdy pośród rabanu ledwie usłyszałaś podnoszony z ziemi kij. - Ja postaram się go zająć póki nie przyjdzie Lotos. Ty szukaj tej rudej.

W oddali, widziałaś jak światło latarki padało na całkiem przeciwległą ścianę, od dołu. Czyżby tam było zejście niżej? Dość daleko.
_________________
. . .
 
 
Rybka


Wiek: 33
Dołączyła: 25 Kwi 2013
Posty: 251
Wysłany: Śro Sie 28, 2019 9:55 pm   

Dobrze! Więźniowie zaczynają robić coraz większe zamieszanie. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, jak to mówią. Znacznie trudniej będzie nas usłyszeć.
Słowa Berta nakreśliły jakoś nasz dalszy plan działania, jednak myśl o rozdzielaniu się zaniepokoiła mnie. Miałabym... pójść tam sama? Zacisnęłam wargi zerkając w stronę ściany w oddali, na którą padło światło.
- Mam jej szukać, ale ja przecież nie znam tego budynku. - zawahałam się, zaciskając na chwilę wargi. - Znaczy się, że mam jej poszukać tam na dole? Tam po drugiej stronie chyba jest zejście. Mam tam iść? Ale tam chyba ktoś wchodzi. - Póki co nie ruszałam się z miejsca, obserwując światło latarki w oddali i czekając na potwierdzenie, bądź zaprzeczenie starszego mężczyzny. Jeśli faktycznie mnie tam wyśle... chyba powinnam dać radę z jedną osobą. Wciąż miałam przecież paralizator.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Nie Sie 23, 2020 1:31 pm   

- Nikt nie zna. - Bert niemal odwarknął. - Nie wiem, gdzie będzie. Wiemy tylko, że gdzieś w tym kiciu. Trzymają ich, padalce, jak jakieś zwierzęta. Otwarte klatki w każdą stronę, zobacz, nawet podłoga to krata. Może będzie się dało zobaczyć tych z dołu nawet bez schodzenia, nie wiem.
To pojedyncze światło w oddali zdawało się tam zbliżać, wznosić - w końcu byłaś w stanie zauważyć kształt kwadratu, jasny w środku, ciemny dookoła, co oznaczało pewnie podobne zejście w dół jak to, którym właśnie spadłaś. Na poziomie na którym się znajdowałaś faktycznie musiały być klatki, jak Bert powiedział, mające kształt właściwie sześcianu. Jakbyś miała ocenić to tak z grubsza, na oko, wnioskując po tym co rozmiarach budynku widzianych wcześniej i tym, co tu ujrzałaś w półmroku gdy latarka wędrowała dołem, masz chyba po cztery klatki z każdej strony na szerokość, czyli razem osiem wszerz. Ciężko jednak powiedzieć, ile było wzdłuż, w kierunku zejścia którym wchodził... chyba klawisz - ciężko ci było wycenić odległość w takiej ciemności.

"Co, pietra dostajesz!?"
"Wyrwę ci gałki oczne i zrobię z nich omleta!"
"Chodź! No podejdź do mnie, wygryzę ci krtań!"
Narastające wrzaski uwięzionych wcale nie brzmiały jak ktoś, wobec kogo empatia była dobrym uczuciem. Może to całe "trzymanie jak zwierzęta" wcale nie istniało bez powodu. Ale w takim razie, kim jest ta "Laura" i co zrobiła, żeby tu być?
_________________
. . .
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



smartDark Style by urafaget
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8