Wiele sfer Strona Główna Wiele sfer
Mało gier
 
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy
Rejestracja :: Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Otwarty przez: Jedius 9 Baka
Sob Lip 14, 2018 4:33 am
Bezkres Zapomnianego Piekła
Autor Wiadomość
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Czw Kwi 12, 2012 6:32 pm   Bezkres Zapomnianego Piekła

[ BGM: SOUND OCTA - Lullaby of Deserted Hell (endless) (obowiązkowo) ]

Vaynard Zanboku, Pierwsza Ofiara.

Niewyjaśniona czerń nicości zanikła już dawno temu. Od długiego, bardzo długiego czasu widziałeś wokół siebie jedynie szalejące płomienie; nie czułeś jednak do nich ni krzty strachu. Zajęty teraz byłeś tylko i wyłącznie podróżą. Podróżą, której celu nawet nie znałeś. Nie byłeś nawet pewien, czy chciałeś ją odbywać. To nie było tak, że chciałeś wciąż przeć w niewiadomym kierunku. Nie mogłeś jednak powiedzieć, że nie chciałeś tego robić. Po prostu sunąłeś przed siebie. Czasem zdarzyło ci się kogoś minąć. Nie miałeś pojęcia, kto to jest. Mimo, że mogłeś go zobaczyć, nie miałeś pojęcia, jak wyglądają. Nie znałeś imienia nikogo. I on i nie znali twojego. Szczerze mówiąc, sam do końca nie wiedziałeś, kim jesteś. Skąd jesteś. Jak wykładasz. Skąd się tutaj wziąłeś, dlaczego, po co. Po prostu byłeś. Niezależnie od tego czy chciałeś, czy nie chciałeś.
Nie mogłeś sobie zdawać sprawy tego, ile czasu minęło. Czy było to kilka chwil. Kilka godzin. Dni, miesięcy, a może i lat. Zawsze otaczały cię jedynie języki ognia. Tatiego, który wściekle piął się w górę strzelając iskrami, a jednocześnie płonął spokojnie, z wielką harmonią, identyczną w każdym miejscu tego świata. Czy był w tym jakiś cel, czy nie było może żadnego? tego też nie wiedziałeś. Nie myślałeś nawet o tym, że kiedykolwiek dokądś dotrzesz. Jakbyś posiadał świadomość, że nie ma dla ciebie innego miejsca. Że przyjdzie ci tu spędzić całą wieczność. A jednak...
Zakończyło się to pośród rozbłysku jasnego światła, które było nawet silniejsze od blasku otaczających cię płomieni. To światło otoczyło cię gorącym kręgiem. Było to tym bardziej dziwne, iż nigdy wcześniej nie czułeś tu gorąca. Nie czułeś absolutnie nic. Ale teraz się to zmieniło. Powróciło twoje czucie. Powróciły myśli. Powróciła świadomość. Świadomość, która dała ci znać, że znajdujesz się przy jakiejś znanej ci osobistości. I wiedziałeś od samego początku tego spotkania, że jesteś całkowicie poddany tej osobie. Nie mogłeś się sprzeciwić jej woli, która nakazywała ci zmianę kierunku. I choć nie wiedziałeś jak wiele czasu zajęła ci nowa droga, wkrótce mogłeś dostrzec tą osobę. Osobę, której wygląd, imię oraz jej ważność mogłeś określić bez cienia wątpliwości. Ruda kobieta w ciemnozielonej sukni, z dwoma warkoczami opadającymi na jej ramiona. Z ludzką czaszką obejmowaną w dłoniach. Rin Kaenbyou. Opiekunka Zapomnianego Piekła, bo tak zwało się to miejsce. Oczekiwała cię, a ty stawiłeś się na jej wezwanie. Zatrzymałeś się przed jej obliczem. Dopełniłeś jej życzenia. Oczekiwałeś celu, w którym cię wezwała.
- Vaynard. Vaynard Zanboku. - wypowiedziała twoje imię, opuszczając ręce. Jej głos, choć spokojny, brzmiał bardzo oficjalnie. Zwracała się właśnie do ciebie, a twoim zadaniem było jej wysłuchać. - Nye jesteś specjalnye szczęśliwym bytem. Mogę powiedzieć nyawet, że wręcz żałosnym. Jesteś tym, wobec którego pewien anyoł nye mógł wywiązać się z umowy. Jeśli nye jesteś w stanye zrozumieć, co to oznacza, wyjaśnyę ci to. - jawnymi dłońmi delikatnie przejechała po wierzchu czaszki. Ponownie unosząc ją na wysokość własnej piersi, nieznacznie pchnęła ją ku tobie. Widziałeś, jak unosząc się w powietrzu, ta powoli zbliżała się ku tobie. Nie uciekałeś od niej. Nie próbowałeś też jej pochwycić. Stałeś wciąż w miejscu. - Jest to bardzo proste. Nye żyjesz. Znyalazłeś się w piekle, ponyeważ do życia nye posiadasz już praw. Jak każda istota w tej sytuacji, trafiłeś do piekła. I możesz spędzić tu resztę swojej egzystencji. Aż do końca świata. - ostatnie zdanie tej wypowiedzi mogło przynieść ci niepokój. W jej mowie było coś, czego mogłeś się obawiać. Naturalnym ludzkim odruchem, bałeś się tego, co wiąże się ze śmiercią. Nawet, jeżeli zgodnie z jej słowami, od dawna już nie żyłeś. Czaszka zbliżała się do ciebie jeszcze bardziej. - Możesz jednak cieszyć się prawem, które wciąż posiadasz. Nyawet, jeśli żywym już być nie możesz... posiadasz prawo bytu nya planszy, która mnye interesuje. I możesz z nyego skorzystać. Wiąże się to jednyak z warunkami. Dostanyesz wybór, dokonyasz decyzji zgodnej z twoją wolą. Wysłuchaj jej uważnie, gdyż drugiej szansy nie dostanyesz. - kobieta uniosła jedną dłoń, opuszczając drugą na swoje biodro. Wystawiła w góre jeden palec, koncentrując twoją uwagę. - Potrzebuję osoby zdolnyej do odnalezienya dla mnye pewnej istoty. Ukrywa się ona poza granicami życia wewnątrz świata, w którym dane ci było kiedyś żyć. Ktoś musi ją do mnye przyprowadzić. Nya pewno możesz się domyślić, że padło nya ciebie. Nye ukrywam, że nye jest to łatwe zadanye. Tym bardziej dla kogoś, kto nye posiada ciała. Ciało było dla ciebie jedynym źródłem energii potrzebnej do wykarmienya duszy. Nye posiadając go, musiałbyś czerpać moc poprzez pożeranye dusz tych, którzy wciąż opierają się zejściu do piekła... bądź tych, którzy nyadal żyją. Wybór będzie nyależeć tylko do ciebie. Tak samo, jak i decyzja, którą masz do podjęcia teraz. - kocica wyciągnęła jedną z rąk w swoje prawo. Uświadomiłeś sobie teraz, że stoicie na kamiennej kładce, jedynej takiej pośród morza płomieni. Ruda wskazywała pewnie jej odległy goniec z tej strony, choć wiedziałeś, że ta droga nigdy się nie kończy. - Udaj się w tę stronyę, jeśli zgadzasz się naya współpracę. Powrócisz do swojego świata. Jeśli wypełnisz swoje zadanye, uzyskasz prawo do spełnyenya przeze mnye jednego twojego życzenia. To, jak wiele będę mogła spełnić będzie zależne od twojego wyniku. Jeśli zaś nye odpowiada ci ta propozycja... - jej druga ręka wskazała stronę przeciwną drogi. - Odejdź w tym kierunku. Powrócisz wtedy do swojej podróży po piekle. Twa egzystencja zostanye najpewnyej zapomnyana. Być może zdołasz w ten sposób odnyaleźć tu swego ojca... w końcu będziesz mieć na to całą wieczność. - po skończeniu, cofnęła obie ręce. Wzrok przeniosła z ciebie na lewitującą czaszkę, która lata moment zetknie się z tobą. - Za twe dotychczasowe zasługi, może przysługiwać ci prawo do jednego życzenia. W zależności od twej woli, mogę zmienyić twą historię byś obdarzony był większym intelektem, potrzebnym do zadanya którego wykonanya od ciebie oczekuję... kosztem twej naturalnej siły bądź odporności oczywiście. Albo... mogę teraz odpowiedzieć nya jedno twoje pytanye. Jedno. - skrzyżowała ramiona na piersi. - Nye musisz się spieszyć. Nya podjęcie decyzji masz tyle czasu, ile tylko sobie zapragnyesz. Wiedz jedna, że jeśli wykorzystasz teraz swoje życzenye, odejdę stąd. Choć wciąż będziesz mieć wtedy możliwość wyboru, wiedz, że kiedyś mogę powrócić w to miejsce. A jeśli zastanę ciebie wciąż tu stojącego, niemogącego dokonać wyboru... moja cierpliwość może sięgnąć delikatnyej granicy. Jesteś dla mnye dosyć łakomym kąskiem. Nye lubię przepuszczać takich okazji.

Czaszka wniknęła w ciebie w tym momencie. Na powrót byłeś... sobą. Mimo czerwonego kręgu wciąż widniejącego wokół twych stóp, mogłeś się już ruszać. I mogłeś... mówić.
_________________
. . .
 
 
Vaynard
Kto?
Zabłąkana duszyczka.


Wiek: 34
Dołączył: 15 Wrz 2009
Posty: 127
Skąd: Tczew
Wysłany: Pią Kwi 13, 2012 1:46 am   

Więc nie żyje a jednak nadal mam świadomość, ciekawe. Chcąc nie chcąc uważnie wysłuchałem słów Orin. Skupiłem się bardziej jak do tej pory starając się zrozumieć jak najwięcej. Podsumowując z tego co zrozumiałem jestem martwy - mam prawo do bycia, ale nie życia, ona chce z tego skorzystać jednocześnie chciała by zatrzymać mnie też w piekle, do tego mam prawo do jednego życzenia Co więcej chciałaby żebym kogoś sprowadził, a w zamian będę miał prawo do innego życzenia. Mogę też iść do piekła i tam poszukać ojca. Stary niech się pierdoli, dość z nim w krypcie przesiedziałem, poza tym zdąże jeszcze pójść do tego piekła. Tyle, że zadania nie wykonam, bo yyy... za głupi jestem, no ta, ma sens. Niech będzie.
-Więc... yyy... chciałbym faktycznie być nieco inteligentniejszy kosztem mojej siły i odporności. (-2str i end + 4int)
Następnie ruszam w stronę, którą pokazała jako tą, że zgadzam się na współpracę po drodze pytając
Wspomniałaś o tym, że aby istnieć w świecie materialnym musze pożerać duszę tych co żyją albo tych którzy opierają się przejściu do piekła. moim pytaniem jest, jak je odróżnię, a co z tym się łączy jak mam je pożerać i jak często muszę to robić? Bo o cel który mam sprowadzić chyba pytać nie muszę?
_________________
> Karta postaci.
 
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Pią Kwi 13, 2012 10:11 pm   

Czegokolwiek się spodziewałeś, wcale nie musiałeś czekać długo na efekt po swoich słowach. Zmiany poczyłeś niemal natychmiastowo i nie wymagało to nawet najmniejszego ruchu kocicy. Poczułeś, jak twa osoba delikatnie traci rozmiary. Umysł rozjaśnił się. Myśli bardziej uporządkowały. Zadałeś pytanie, ruszając już w drogę ku temu, co dla ciebie nowe. Podczas wolnego marszu przed siebie widziałeś już, jak twe otoczenie zanika. Płomienie przygasały. Wiedziałeś, że w jakiś sposób stąd wychodzisz. Że jeszcze kilka kroków i rozpoczniesz nowy rozdział swego życia... czy może raczej nie-życia.
- Rozróżnisz je. Nye sprawi ci to najmnyejszego problemu. Nyajwiększą różnicą będzie to, co określisz ich smakiem. - Choć nie widziałeś już kobiety, wciąż słyszałeś jej głos. Jakby prowadził cię przez pustkę, w której się teraz znalazłeś. - Czujesz ciężar w swych dłonyach? Poznaj tego, który będzie twym jedynym przyjacielem. Kester Nillis. Wzywaj go tylko, gdy nyaprawdę będziesz tego potrzebować. Robienye tego nadaremno może cię zbyt wiele kosztować. I nim zaczniesz... musisz zapamiętać jeszcze dwa imiona. Dwa Prawdziwe Imiona, które będą sensem twej wędrówki. Imiona, o których wiedza może przynieść ci sukces jeśli nyauczysz się z nich korzystać. Heradvisier, który jest twoim celem, a którego musisz do mnye sprowadzić. Lantismarvan'il... którym jesteś od tej chwili ty. Nie zapomnij ich. Byłoby to dla ciebie skrajnye nyekorzystne.

Ciężar? Choć to, o czym mówiła było dla ciebie zupełnie nowe, miałeś wrażenie, że wiesz, o czym mówi. Kester Nillis. Ten, który jest twoją siłą. Wiesz, że byłbyś w stanie zamanifestować jego obecność. I że mogłoby przynieść ci to ogromną przewagę. Jednak jej koszta... mogą być zbyt wysokie w tym momencie. Prawdziwe Imiona...? To było coś zupełnie niewiadomego. W jaki sposób mógłbyś ich użyć, jak mogłoby ci się to przydać? Żadnych pomysłów na ten moment. Zdałeś sobie jednak sprawę, że nawet nie pamiętasz już, jak wcześniej cię zwano. Owo Prawdziwe Imię, stało się więc teraz twym jedynym imieniem.

Jasny blask przerwał rozmyślania. Dotarłeś do miejsca, które jest początkiem nowej podróży.

-------------------------------------------------------------------------------------
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Sob Kwi 28, 2012 4:29 am   

---------------------------------------------------------------------------------------------

Przez chwilę czułeś się, jakbyś spadał. Bardzo krótką chwilę. Szybko zakończyła się bowiem ona faktycznym upadkiem twarzą na czerwony dywan. Puszysty, czerwony dywan. No cóż, przecież nikt nie powiedział, że będzie to przyjemne spotkanie.
Pokój nie był wcale taki mały. Zielone ściany na znacznym ich obszarze zakryte były ciemnymi, drewnianymi regałami których półki zapełnione były starannie ułożonymi, zwiniętymi pergaminami. Masywne biurko stało przed ogromnym i jedynym oknem, otwierającym się na świat, który stworzony był w całości z płomieni. Dawały one sporo światła, nawet, jeżeli tamtejsze niebo było całkowicie czarne.
Blisko ciebie był kominek, jakby ciepła było tu jeszcze za mało. Z jednej jego strony stały dwa ciemnozielone fotele, obite miękkim materiałem. Oba były puste. Naprzeciw nich zaś była niewielka sofa, identycznie wykonana. Ta już była zajęta. Znana ci postać w zielonej sukni leżała na niej bokiem wygodnie, podbierając jedną dłonią głowę, drugą zaś sięgając po niewielkie, brązowe kulki z talerza postawionego przed sobą. To chyba była czekolada, choć nie mogłeś być tego pewien.
- Słyszałam, że chciałeś mnye widzieć. Ciekawa jestem, co takiego się stało, mm? - zastrzygła krótko uszami, kolejną kulkę wsuwając spokojnie do ust. Mlasnęła cicho, w milczeniu przeżuwając oczekując odpowiedzi.

Zlatując wciąż miałem przed oczami ostatnie obrazy. To, co się dzieje było ponad moje siły. Chciałbym móc powstrzymać je obie przed zrobieniem czegoś głupiego, ale zdawałem sobie doskonale sprawę ze swojego miejsca w tym świecie - jako pionek, tak słaby, że można go zdmuchnąć, a to dmuchnięcie wymaże jego egzystencję. I tak oto po chwili wylądowałem w miejscu, którego bym się nie spodziewał. Pierwsze, co mi przyszło na myśl to jakieś biuro, w którym przyjmuje się petentów. Nie licząc widoku za oknem było tu nawet przytulnie, co muszę przyznać. Jednak nie przybyłem tu, by zwiedzać. Mam dużo ważniejszy cel. Petraktacje... czas zacząć.
- Dobrze wiesz. Jestem pewien, że jesteś najbardziej poinformowaną osobą ze wszystkich i potrafisz się wszystkiego domyśleć w mgnieniu oka. Ale sprawię ci tą hecę: Tedi'a złamała zasady i nasłała na nas coś silnego. Bardzo. Przysługuje nam tylko ostrzeżenie, a wiadome jest, że będzie próbować ponownie, nawet jeśli teraz jej się to nie uda. Kij już ze mną, nie mogę pozwolić, by coś stało się moim bliskim. Jeżeli to coś nas dorwie, to szansa, że go pokonamy moim zdaniem jest całkiem przyzwoita. Natomiast prawdopodobieństwo, że żadne z nas nie poniesie śmierci - bardzo niskie. Przyszedłem tu... ponieważ widzę tylko dwa wyjścia z tej sytuacji. Pierwsze to zwrócić się o pomoc do ciebie. Potrzebuję... tego paktu. - zamilkłem, czekając na jej reakcję. Lepiej nie zasypywać jej słowotokiem. Wątpię, by powiedziała "jasne, nie ma sprawy". Pewnie zaraz będzie chciała coś w zamian. Choć, to jest... kot. Nie zdziwię się, jeśli wpierw będzie chciała się ze mną trochę pobawić.

Rin w milczeniu odczekała aż skończysz, co masz do powiedzenia. Znalazła czas na to by skosztować jeszcze jedną sztukę przysmaku, którym się zajadała. Dała też sobie sporą chwilę na namyślenie, przeżuwając co miała w ustach i przełykając to dopiero po dłuższej chwili.
- Móóóóówiiiisz. Cóż, nye będą cię zanudzać mową nya temat tego, jak bardzo jest mi przykro z powodu Liki. Tym bardziej, że mogłabym zabrzmieć nyeszczerze. Pakt, mówisz, pakt... Nye spodziewałam się, że to nastąpi tak szybko. Wolałam cię wpier jeszcze poobserwować. Ostatnyo nye miałam na to czasu. Popatrzmy... może usiądź. - skinęła brodą na jeden z foteli. Zamachawszy ogonami sięgnęła znów do talerza, unosząc następną kulkę i powoli obracając ją w palcach. - To, że to urocze smoczątko wymknye się spod kontroli było mi wiadome od samego początku. Nyawet, jeśli powodem teraz nye jest do końca wasza wina. Nyo cóż, nye cofniemy tego, co się już stało. Rzeczywiście, jesteście w tarapatach. Nyemałych, jeśli mogę dodać. Tym bardziej, że tym razem żaden anyoł wam nie pomoże. Jest w opłakanym stanye. Dlatego przejdźmy do rzeczy, bo pewnye nye możesz się tego doczekać. Zdajesz sobie pewnye świetnye sprawę, że nyewiele jest rzeczy które otrzymać można nye oddając nic w zamian. Dlatego zacznę od pytanya... Czy jest cokolwiek, co byłbyś w stanye mi zaoferować?

Uśmiechnąłem się boleśnie. Powoli skierowałem się do wskazanego miejsca i usiadłem na fotelu, spoglądając jej w oczy - o ile tylko będzie na mnie patrzeć.
- Znasz mnie lepiej ode mnie, prawda? W końcu macie te wszystkie księgi, te wszystkie... informacje. Do tego znasz mnie jeszcze z tego, kim byłem kiedyś. Wiesz lepiej niż ktokolwiek inny, że nie mam niczego wartościowego do zaoferowania. Mógłbym powiedzieć, że dzięki temu Tedi'i utrzemy nosa, ale nie wyglądasz na osobę, która przejmowałaby się nią. Moja głęboka wdzięczność to też żadna zapłata. Ale może jest u nas, w naszym świecie coś, co cię interesuje, a sama nie możesz interweniować? Zdaje się, że mowiłem już kiedyś - o ile niewinne osoby z tego powodu nie będą tracić życia, to jak najbardziej jestem skory udzielić ci pomocy. Możemy współpracować. To chyba... wszystko, co może ci zwykły pionek na planszy.

Kocica rzeczywiście odwzajemniała twoje spojrzenie. Nie uciekała nim na bok, nie peszyła się. Nie można też było jednak powiedzieć, że było ono pewne siebie, czy też symbolizujące wyższość. Po prostu obserwowała cię. Paczyła. Z wolna odłożyła co trzymała w dłoni, By później i cały talerz odłożyć na dywan.
- Dobrze kombinujesz. Rzeczywiście, nye ma nic, co mógłbyś mi dać w chwili obecnej. Wychodzi więc na to, że jedyna możliwość jest taka, że będę musiała ci zaufać. A, nyo cóż... nye lubię pokładać w kimś wiary. Pomyślmy, do czego mógłbyś się przydać... - sięgnęła wolną już dłonią do jednego ze swych warkoczy, by chwycić za jego czarną kokardę masując palcami materiał. Zastanawiała się.
- Choć jest wiele rzeczy do których przydałby mi się wykonawca... nye sądzę, by ci one odpowiadały. Posiadasz dziwne uczucie sprawiedliwości, które nye pozwala ci skrzywdzić nikogo, kogo winy nye masz popartej twardymi, jednoznyacznymi dowodami. Gdybyś był w stanye się tego wyzbyć... zapewne znalazłabym odpowiednik zapłaty który pozwoliłby ci uzyskać to, czego potrzebujesz. Chcesz słuchać dalej?

- To uczucie sprawiedliwości... nie jest dziwne. Nie robię tego dlatego, ponieważ wierzę w jakieś ideały dobra i sprawiedliwości. Po prostu słyszałem o tym, jak nacierpiała się Aacvi, jestem pewien, że jej przypadek nie jest odosobniony. I gdy słyszę o tym, że to inni ludzie zgotowali im taki los... ja... nie chcę, by w wyniku moich czynów ktoś musiał cierpieć tak jak ona. Nie chcę stać się jak ci oprawcy, a od małych numerów się zaczyna. Może ta cała "empatia" może wydawać się wam, istotom wyższym, jakąś ludzką słabością, ale boję się tego, kim stałbym się bez niej. Rozumiesz. Proszę, kontynuuj.

- Mhm, mhm. Ludzie ludziom gotują taki los. Tym bardziej więc musisz przyznać mi rację - dla ofiar kapryśnego losu śmierć jest ratunkiem. Owszem, być może nye najlepszym... ale zaznają tu tego, czego nye mogli zaznać w życiu. Spokoju. Odpoczynku. Nye muszą już się trudzić. Wszystkim opiekuje się ktoś inny. - ruda westchnęła głęboko, puszczając wreszcie kokardę. Z wolna podniosła się na tyle, by siedzieć na sofie. stopy w białych rajstopach opadły miękko na dywan. - Czego bym chciała, to jednak coś odrobinkę... innego. Choć wcale nye dalekiego. Otóż, widzisz... w świecie każdy próbuje mieć jak najlepiej dla siebie samego. Jedni pracują uczciwie, zgodniye z obowiązującymi zasadami osiągając swoje upragnyone cele. Jednak więcej jest tych, którzy uczciwością się nye szczycą. Choć dawno już sprawili, że stracili prawia do życia, wciąż opierają się podróży do piekła. na nyajróżnyejsze sposoby. Są świadomi tego, że oszukali śmierć. Ale ja nye lubię oszustów. Głupi nye jesteś, więc pewnye wiesz, do czego zmierzam, mm?

Przełknąłem ślinę.
- Wiem, do czego zmierzasz. Ale co masz na myśli poprzez "sprawili, że stracili prawa do życia"? Czego się dopuścili. Czy chodzi tylko o to, że żyją dłużej niż było im dane, a może popełnili jakąś zbrodnię? - to brzmiało lepiej, niż myślałem. Ale nie mogłem pozbyć się tego dziwnego, metalicznego posmaku na języku. Coś wciąż budziło w tym wszystkim mój niepokój. Będę musiał dowiedzieć się więcej. I na koniec upewnić się co do czegoś, co ustaliłem na samym początku. Coś, co w zależności od odpowiedzi zacementuje albo rozbije koncepcję naszej współpracy.

- Co mam nya myśli... to jest dość proste. Zgon. Śmierć. Moment, w którym ciało umiera, a dusza opuszcza pojemnik nyezdolny jej utrzymać. Tyle chyba da się zrozumieć? Acz to, co się dzieje dalej, jest już dużo bardziej skomplikowane. Normalnye, dusza powinna trafić tutaj. - wskazała dłonią na okno. - W nyektórych wypadkach jednak tak nye jest. Dusza opiera się podróży. Zostaje w waszym świecie. Sposobów na to jest... wiele. Zbyt długo by wymienyać. A wszystkie z nich są wspomnianym przeze mnye oszustwem.

- Jak w przypadku Baana i Heratvizir? - zauważyłem - I polują na inne dusze bądź na istoty żywe, bo ich potrzebują by się utrzymać. Zgadza się?

- A-ha. W istocie. Choć to tylko jeden z wielu, wielu sposobów. Taki ktoś miał swoją szansę dawno, dawno temu. Nye wykorzystał jej. Powinyen więc udać się tam, gdzie jego miejsce. Miast przynosić cierpienye nye tylko sobie ale i innym, psując przy tym zarazem balans świata... powinyen odejść na wieczny spoczynek. Nye uważasz?

- To pojęcie względne. Zgodziłbym się z tobą w każdym punkcie, ale gdyby osoba tego... rodzaju byłaby mi bliska broniłbym jej. Rozumiesz. Nie zmienia to faktu, że coś za coś. Zgadzam się, ale ośmielam się mieć jedno zastrzeżenie. - zamilkłem na chwilę - Jeżeli ta, bądź którakolwiek z naszych wspólnych umów będzie działała na szkodę, bądź krzywdziła mojego brata, Hitomi, bądź... - zamilkłem na chwilę. Każda jedna osoba dodana do tego zastrzeżenia zmniejsza szanse, że się zgodzi. Ale jest powód. Muszę wierzyć w to, że jest tego dobry powód. Że nie jest to twój kaprys, tajemniczy dupku. I że kiedyś mi za to podziękujesz, odwdzięczysz się - ... tej nieznanej osoby w tej całej Kantii, którą mój "stwórca" chce, bym otoczył opieką - wtedy nie wykonam tego zadania. To osoby, które znajdują się na mojej "białej liście". Czy to akceptowalne? Jeśli tak, mamy umowę. Nie zawiodę twojego zaufania... i mam nadzieję, że mogę liczyć na wzajemność.

- Nyeh. Takich list również nye lubię. Z doświadczenya wiem, że powiększają się co jakiś czas. Może... zróbmy inaczej. W końcu mam mieć z tego jakieś korzyści. - ruda uniosła w górę palec wskazujący, na wysokości własnej twarzy. - Każdego dnya, między północą a północą, będziesz wysyłał ku mnye jedną, "zagubioną" duszę. Przynajmnyej jedną. W ten sposób wciąż będziesz miał wybór. Zam będziesz mógł osądzać, kto zasługuje odesłanya, a komu pozwolisz wciąż tkwić w przekłamanym życiu. Ja zaś będę mieć pewnyość, że nye obijasz się otrzymawszy to, co bardzo sobie cenyę. Myślę, że to korzystny układ.

- Co w przypadku, jeżeli jednego dnia odeślę trzy dusze, a następnego nie będę w stanie z powodów jakiejś ciężkiej sytuacji, kryzysu bądź po prostu walka będzie tak wycieńczająca, że nie będę w stanie? Ustalmy jakieś ogólne ramy tej zasady. By niespodziewana, nagła sytuacja nie przekreśliła wszystkiego. Nie mam zamiaru zawieść twojego zaufania i się obijać, ale z własnego doświadczenia pewnie wiesz, że nie każdy dzień jest typowy, trzeba być przygotowanym na niespodzianki. Nie chcę cię tu na nic naciągać ani szukać jakiejś wygodnej furtki, jestem ci wdzięczny za to, że w ogóle dajesz mi taką możliwość.

Odpowiedź była bardzo krótka. I bardzo stanowcza.
- Przynajmnyej. Jedna. Dziennye.

- A w praktyce, z twojego doświadczenia, jaka jest szansa, że nie będę w stanie odnaleźć żadnej takiej duszy w ciągu danego dnia? Będę miał w czym przebierać czy może raczej będę musiał się napracować, by znaleźć jedną?

- Jest takich więcej, niż potrafisz sobie wyobrazić. Nyektóre egzystują w ten sposób od stuleci. Czy będziesz musiał ich szukać? Nyewątpliwie. Czy to trudne? Owszem. Ale będziesz miau ku temu możliwości. Pamiętaj, że po części stanyesz się... mną. Może dzięki temu łatwiej ci będzie to wszystko pojąć.

Znów egzystowałem tak chwilę w ciszy, spoglądając tylko w jej oczy. W końcu wziąłem głębszy wdech, by wypowiedzieć:
- Ufam ci. I nie chcę kiedykolwiek zdradzić twojego zaufania. Jeżeli jednak nie będę w stanie dotrzymać terminu, jakie będą tego konsekwencje? - Domyślam się już. Śmierć. Jednak jest jeszcze dzień nadziei, że powie po prostu "zabiorę ci moc". Nie ważne, jaka będzie odpowiedź mówię - A więc ustalone. Jestem gotowy.

- Jeśli nye spełnisz swej części umowy, ja nye jestem zobowiązana dotrzymywać swojej części. Mogę zabrać to, co do mnye należy. To z kolei może być dla ciebie bardzo szkodliwe, nye będę tego ukrywać. Nye jestem w stanye powiedzieć dokładnye, jak bardzo. - oparła się o siedzisko i wstała leniwie. Zbliżyła się ko tobie wolnym krokiem, nachylając nad tobą. - Nye wstawaj. Wyjawię ci teraz trzy Słowa. Jedno z nich znasz, dwa będą ci na pewno obce... ale nye na długo. Ostatnye z nich powtórzysz teraz, zaraz po następnym zdanyu, które wypowiem. Będzie to twoje potwierdzenie. Akceptacja warunków. Oraz przyjęcie daru. Jesteś gotowy? - odczekała niedługą chwilę, by nachylić się jeszcze bardziej, do twojego ucha. I prosto do niego, bardzo łagodnym głosem oznajmiła trzykrotnie, jedną dłonią delikatnie ujmując cię za brodę.
Kaili.
Sale'tzenn.
Vei.
Dłoń cofnęła się. Przez jakiś czas mogłeś poczuć dziwny mętlik w głowie. Coś... jakby nadeszło, wypełniło cię. Jakbyś nagle otrzymał wiedzę, ale nie zdołałeś jej pojąć. Nie miałeś jednak nawet czasu na zapytanie. Wyprostowawszy się, Rin kontynuowała.
- Rein gehen oleri savai: Te're, Quanbeili, Akaayi. Kin na Vei parsekl.

- Vei.

- Reze, Kain Saas. - widziałeś, jak czerwień jej oczu błysnęła. W tym krótkim momencie stało się coś, co... naprawdę mocno cię poparzyło. Od środka. Uczucie, jakbyś cały nagle stanął w płomieniach. I nie mogłeś nawet okazać tego, co czujesz. Byłeś jak sparaliżowany. Bezbronny. Nie mogłeś zrobić nic, prócz patrzenia się nadal w to miejsce, w które się patrzyłeś przed tą chwilą. Wciąż napływało do ciebie tego... więcej. A w miarę jak napływało, widziałeś coraz słabiej. Gorąco zamieniło się w chłód. Zimny, nieprzyjemny, ostry... chłód śmierci. Zdałeś sobie sprawę, że twoje uczucia nabrały teraz dużo większej wagi. Emocje... teraz naprawdę będą miały znaczenie. Tak naprawdę, gdybyś tylko chciał, mógłbyś zapewne pozbawić kogoś życia samym spojrzeniem. Ale jak dokładniej to wszystko działa... cóż To pozostaje ci dopiero do odkrycia.
Wokół nie zostało już chyba zupełnie nic. Nie było pewności, czy to wszystko znikło, czy też po prostu nic nie widzisz. Jednak wciąż towarzyszył ci głos.
- Na pewno będziesz w stanie zapamiętać tą rozmowę. Nyeuczciwe by było, gdybyś nie potrafił. Nye spamiętasz jednak żadnych imion. Żadnych, prócz dwóch. Rein. I... Saervankaslen. Tak. To ty.
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Sob Lip 14, 2018 4:32 am   

====================================================================
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Już po wszystkim. Jesteś w domu.
[ Cælum【廃獄ララバイ】]
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
====================================================================


W ogóle nie spodziewałeś się, że cała sytuacja eskaluje tak szybko. To była zwykła rozmowa. Padła jedna propozycja. Propozycja pojedynku... i nagle wszystko trafił szlag. Iluzja poważnego spotkania, dystyngowanego otoczenia, atmosfery niczym z książek fantasy... wszystko prysło jak od pstryknięcia palcami. Zostałeś "ewakuowany" z miejsca przez kilka dziewcząt w strojach pokojówek które zdały się pojawić znikąd. Cholera, "ewakuowany", dobre sobie. Zostałeś wytargnięty siłą gdy tylko pojawiły się pierwsze błyski zaraz po tym, jak wszystkie stoły w kawałkach spotkały się z twardą ziemią. Nie zdołałeś nawet wstać by zorientować się, co się stało. "Dla własnego dobra" byłeś przeciągnięty przez serię białych korytarzy, a następnie brutalnie przerzucony przez drzwi. Drzwi, które zaprowadziły cię tutaj.
Do domu.
Żadnych wyjaśnień. Żadnych przeprosin. Nie wiesz nawet, czy masz na co czekać. Nie wiesz nic.

Nie byłeś jednak całkiem sam. Siedząc na łóżku z baldachimem mogłeś obserwować Chielai, która zupełnie beztrosko przebiegała od jednego, do drugiego z pary wielkich okien ukazujący widok bezkresnego oceanu płomieni. Widać było, ze obserwuje zagubione, błądzące, błękitne światła dryfujące bez celu po drugiej stronie. Na chwilę odbiegła stamtąd by trącić cię w nogę, potem w nogę stołu, co niebezpiecznie zakołysało stojącą na nim wazę z różą od Rikona - a potem znów wróciła do pierwszego zajęcia. Zupełnie jakby takie ewakuacje były dla niej codziennością. Albo nawet już tego nie pamięta.
Ale nie tylko ona tu była. W kącie przy wejściu do pokoju stała ta tajemnicza, błękitna sylwetka którą spotkałeś już podczas któregoś ze wcześniejszych spotkań. Ta, która ponoć ma coś wspólnego z tobą. Czy nawet więcej, jest tobą, ale przeszłym.
Jest porażką.
Nie reagował jednak na nic. Na słowa, gesty. Twoja dłoń przenikała jedynie przez eteryczną postać, nie pozwalając ci nawet na zwykłe szturchnięcie. Rozwiewała ją lekko, niczym dym świecy. Tylko tyle i tylko na chwilę.
Więc, nie byłeś całkiem sam, ale wciąż nie miałeś z kim zamienić słowa. Porozmawiać. I to trwało. Nie wiesz, ile. Nie było tu zegarów.

Całą wieczność później, coś wreszcie się zmieniło. Przeciągły, łagodny trzask brzmiący niczym te słabe noworoczne fajerwerki którymi pozwalano wam się czasem bawić w Krypcie. Widziałeś łagodne, płomienne światło gdzieś w korytarzu, które zaraz znikło. Po nim, ciche, lekkie kroki. Oddalały się. Choć mogłeś jedynie domyślać kto to, wiedziałeś, że zmierza do pokoju w której przed spotkaniem Rin opowiadała ci o całej kolekcji artefaktów, które się tam znajdywały. W której wypiliście na spokojnie herbatę. W której, prawdopodobnie wbrew swojej woli, Iokka była przygotowywana do zebrania. I... to tyle. Nikt cię nie wzywał. Mogłeś pójść sprawdzić, kto to, albo tkwić tu dalej. Nędzny wybór.
_________________
. . .
 
 
Firanke
Tygrys


Wiek: 32
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 644
Wysłany: Sob Lip 14, 2018 9:34 pm   

Właściwie, to wciąż nie byłem pewien, co się stało. Jak doszło do tak szybkiej eskalacji? Przecież ledwo padła propozycja - nie było nawet żadnej jej akceptacji. Nie byłem właściwie pewien, czy wydarzyła się jakaś tragedia, czy... może było to od początku zaplanowane.
Po tym całym pokazie byłem pewien, że ci stwórcy uwielbiają robić rzeczy, które wywołują silne emocje. Czemu i nie chcieliby zakończyć wszystkiego nagłym przerwaniem, tąpnięciem, czymś, co by wszystkich zaszokowało?

Czułem się tak, jak gdyby ktoś chlasnął mnie w twarz. To miały być nasze chwile chwały. Jak przyszło co do czego, to czy nie zostaliśmy sprzątnięci jak coś, co można by zdmuchnąć jak świecę, zmiażdżyć jak natrętnego owada? Czy ta różnica kiedyś się zatrze? Będziemy mogli stanąć na czele w razie takiej sytuacji, zamiast być wypraszani jak dzieci podczas kłótni dorosłych przy rodzinnym stole?

Zadając sobie te pytania spoglądałem na biegającą Chielai. Chciałem ją nawet pogłaskać, ale nie zdążyłem, gdy przeleciała obok mnie.
- Ty nie masz specjalnie zmartwień, prawda? Wszystko jest dla ciebie po prostu wesołą codziennością. Czasami ci tego zazdro... - przerwałem, gdy przypomniałem sobie jej wyraz twarzy - Właściwie, to nie. Nie zazdroszczę ci. - westchnąłem, ociężale i z zamachnięciem się obydwoma rękami podniosłem się do pozycji stojącej i spoglądając po pokoju. Zacząłem od przeniesienia wazy na wyższy mebel, by nie mogła zostać przypadkowo stłuczona. Powolnym krokiem skierowałem się do cienia w kącie. Osunąłem się plecami o ścianę do pozycji siedzącej, spoglądając na swojego towarzysza. Właściwie nic więcej o nim nie wiem. Czy jest w ogóle w stanie pojąć, gdzie jest? Co się dzieje? Czy byłby w stanie mnie usłyszeć? Zapewne nawet jeśli, to nie byłby w stanie mi na nic odpowiedzieć.
- Gdy tak patrzę na ciebie, w mojej głowie kłębią się same pytania. Co takiego zrobiłeś? Słyszałem, że rzucałeś się do przodu bez pomyślunku - ale dlaczego? Czy byłeś tak głupi? Zagubiony? Nie mogłeś postąpić inaczej? I dlaczego. Dlaczego zdecydowałeś się uratować tą osobę? Dlaczego poświęciłeś za to swoje życie. Kto był taki ważny? I dlaczego ja też mam niby zrozumieć, gdy tą osobę spotkam w tej Kantii - w tym miejscu, gdzie diabeł mówi dobranoc? - naturalnie wiedziałem, że nie otrzymam odpowiedzi. Ale musialem z kimś porozmawiać. A z kim nie będzie dobrze porozmawiać, jak ze samym sobą?
Milczałem po tym dłuższą chwilę, zbierając myśli. W końcu zagaiłem ponownie, trochę ciszej.
- "Próbuj." - mówił. "Bądź upierdliwy. Nie poddawaj się tylko dlatego, że ktoś cię wykopuje na zbity pysk." - cytowałem słowa, którymi doradził mi kiedyś Rikon. Nie mogłem nie uśmiechnąć się pod nosem - I tak mam zamiar zrobić. Nawet, jeśli to, co się jeszcze niedawno stało wywołało u mnie niezłą chandrę. - zacząłem podnosić się z miejsca - Coś czuję, że będziemy gawędzić częściej. Może jak co jakiś czas tchnę w ciebie trochę opowieści, trochę motywacji, trochę kreacji... będziesz w stanie w końcu przybrać bardziej żywą - przepraszam - interaktywną formę. - rzuciłem w jego kierunku jeszcze krótkie spojrzenie i udałem się do okien, by spoglądać w bezkresne odmęty tego piekła. Myśląc o tym, co ze sobą zrobić nie wiedziałem, ile minęło czasu - chyba cała wieczność. Dopiero do świata rzeczywistego wrócił mnie ten trzask. Niczym fajerwerków, za które Florance raz dostał szlaban, bo bawił się nimi w środku nocy i wszystkich pobudził. Najpierw światło... potem słyszałem kroki. Nie wahałem się długo ze swoją decyzją - szybko przykucnąłem przy Chielai, drapiąc ją za uchem i rzucając szybkie "chodź". Nie czekałem na jej reakcję, od razu ruszyłem w kierunku drzwi - nie miałem żadnej gwarancji, że jeśli spuszczę to coś z zasięgu wzroku, to jeszcze będę w stanie je dogonić. Otworzyłem drzwi powoli, lecz zdecydowanie, wysuwając się na korytarz. Nie było sensu się skradać - jeśli Chielai pójdzie ze mną, na pewno zrobi odpowiednio dużo hałasu, by wszystko poszło na marne. Sprawdziłem kieszenie za jakimś kluczem do zamknięcia pokoju - jeśli go miałem i Chielai wyszła za mną, zamknąłem pokój za sobą.

I w każdym możliwym wypadku - udałem się w kierunku, w którym zmierzała nieznajoma postać.
_________________
Hiroshi Akaru
Arcana: ?

> Karta postaci.

"You look like you were born with a face meant to deceive cute little girls in order to molest them, mr Pervert Hiroshi! Even I am having a hard time resisting it!"
OH, HEY, IT'S KASSIN!
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Nie Wrz 30, 2018 8:44 pm   

Cisza. Jak można było się domyślać, brak odpowiedzi. Błękitna figura tkwiła w miejscu bez ruchu, nie reagując w absolutnie żaden sposób na twoje pytania. Nie można było nawet powiedzieć nic o zachowaniu kamiennej twarzy, ponieważ twarzy nie posiadała. Wciąż nie mogłeś wiedzieć, czy twoja przemowa w jakikolwiek sposób do niego trafia, czy też uderza jak groch o ścianę. Jednak było to jedyne zajęcie, jakiego mogłeś się w tej chwili podjąć. Przynajmniej, dopóki coś się nie zmieniło.

Przed przekroczeniem progu zaprosiłeś ze sobą Chielai. Na pewno nie poszła od razu, widocznie zdezorientowana nagłym drapaniem nie wiadomo skąd; później nie zwracałeś na nią tyle uwagi, by wiedzieć, czy faktycznie wyruszyła. Sam przekroczyłeś próg pokoju, skręcając w prawo, do dużego salonu znajdującego się na końcu krótkiego korytarza. Ciepły blask piekielnych płomieni nadawał pomieszczeniu przytulny klimat - coś, czego na pewno nie dane ci było zaznać w Krypcie. Szukałeś przybysza pośród wszystkich wygodnych, puchatych mebli, znajdując dopiero po spojrzeniu w lewo - stojącą przy rozbudowanej, dębowej toaletce. Rin. Choć nie miałeś problemu z rozpoznaniem jej postaci, na pewno zauważyłeś, ze wygląda trochę inaczej. Suknia była porwana u boku końca. Stąpała całkiem boso. A do tego, stojąc przed lustrem odsłaniała poczerniały kołnierz, przechylając głowę na bok - w odbiciu widziałeś rozległe poparzenie na jej szyi, paskudnie ciągnące się od samej brody aż do obojczyka. Usłyszałeś cyknięcie językiem, gdy jej dłoń przejechała delikatnie po ranie. Powoli spoczęła na krześle, wcale się do ciebie nie odwracając. Rozległo się powolne westchnięcie. Nie takie, które wydałby ktoś zmęczony albo czujący ulgę - raczej takie, które sam pewnie nie jeden raz w życiu z siebie wydałeś, kiedy czułeś bardzo silną irytację. Niedługo potem jej głos przerwał ciszę, w czasie, gdy rozwiązywała czarne kokardy ze włosów, rozpuszczając luźno rude loki.

- Nigdy nie zdołam w pełni pojąć waszego gatunku. Nigdy nie zdołam pojąć, w jaki sposób nieszczerość, szowinizm i całkowity brak lojalności mogą przekładać się na stwórczą moc. Ale może to właśnie to jest jej sekretem. - zaczęła mówić powoli, tonem który zdecydowanie brzmiał zgryźliwie. Ale to nie ton był tu najbardziej niecodzienny. Szybko zauważyłeś, czemu tak naprawdę brzmi inaczej - akcent. Nagle pozbawiony był całego nyowania i innego miałczenia. Brzmiał tak surowo i poważnie, że to aż nienaturalne. - Mam szczerą nadzieję, że ty nie próbujesz już teraz snuć planów przeciw mnie. Byłabym niezmiernie zawiedziona. - dopiero teraz mogłeś poczuć na sobie wzrok. Nie bezpośrednio, a przez lustro. Na szczęście spojrzenie nie trwało długo - było bardzo niekomfortowe. - Usiądź. A jeśli masz jakieś pytania, zadaj je teraz.
Ostatnie zdanie wcale nie brzmiało jak prośba. Było co najmniej niemiłe. I nie dało się mu w tym ując tego, że brzmiało bardzo... zachęcająco.
_________________
. . .
 
 
Firanke
Tygrys


Wiek: 32
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 644
Wysłany: Czw Paź 04, 2018 10:51 am   

Cóż... spodziewałem się, że osoba, którą spotkam będzie Rin. I fakt, był straszny raban, wszystko działo się w ułamek sekundy – ale nie spodziewałem się, że ona również zostanie poturbowana – a przynajmniej nie aż tak. Nie miałem jakiś złudzeń co do nietykalności mojej „opiekunki”, jednak jeśli ktoś miałby tam wyjść ze szwanku, to postawiłbym właśnie na nią albo Sariel. Wobec tego musiała być tam naprawdę niezła rzeźnia. Gdy tylko zobaczyłem poparzenie, zbliżyłem się, by spróbować ją zagoić. Przerwałem w pół kroku, gdy zaczęła mówić.

- Nie wiem, o czym mówisz. – stwierdziłem na zgryźliwą uwagę na temat stwórczej mocy. Słuchałem dalszej części jej wypowiedzi, marszcząc brwi przy stwierdzeniu o snuciu planów przeciwko niej. Choć spojrzenie przez lustro było niekomfortowe, nie odwróciłem wzroku, biorąc je „na klatę”. Mam do niej szacunek, nawet pewną dozę zaufania, ale nie będę uległy lub przestraszony. – Nie wiem również, przez co przeszłaś, by być tak cyniczna – ale wbijanie noża w plecy nie leży w mojej naturze. Powinnaś to wiedzieć, w końcu specjalizujesz się w duszach i poznawaniu ich natury, a z moją już miałaś do czynienia... prawda? – znowu chciałem się zbliżyć, jednak padło kolejne zdanie rozkazujące – usiąść. Pytać, jeśli są pytania. Czy ja mam jakiś wybór? Nie wydaje mi się. Więc zrobiłem tak, jak chciała. Rozejrzałem się tylko szybko, gdzie jest Chielai.
- Mam mnóstwo pytań. Tyle, że pewnie by nam nie wystarczyło twojej cierpliwości. Gdy będziesz miała już dość, to mi powiedz. – przełknąłem ślinę. Raz jeszcze spojrzałem na jej poparzenie. Czy według jej światopoglądu powinienem teraz odebrać to jako jej słabość, szansę? Jeśli nawet, to po prostu znaczy, że się myli. Czułem tylko chęć zrobienia z tym czegoś jak najszybciej – Pierwsze... dasz mi się tym zająć? Bo już sie wiercę na tym krześle. – jeśli się zgodziła, to podszedłem i podjąłem próbę przelania mojej woli, mojej esencji na tą ranę, by ją zagoić. Jeśli nie, to rzuciłem tylko trochę zakłopotane „niech będzie”.

Drugie – co się stało? I skąd te nastawienie – zostaliśmy przez kogoś zdradzeni? – zacznijmy może od poukładania wszystkich faktów. Coś poszło bardzo nie tak – mam tylko nadzieję, że Hitomi i Florance’owi nic się nie stało. Byli, z tego co pamiętam, pośród ekipy Liki, więc raczej zostali objęci odpowiednią ochroną. Część mnie chciałaby się z nimi spotkać już teraz, ale... nie, Hiroshi, skup się – jeden problem na raz. Nie chwytaj się zbyt wielu problemów na raz, bo żadnemu nie oddasz należytej uwagi.

Najpierw Rin.
_________________
Hiroshi Akaru
Arcana: ?

> Karta postaci.

"You look like you were born with a face meant to deceive cute little girls in order to molest them, mr Pervert Hiroshi! Even I am having a hard time resisting it!"
OH, HEY, IT'S KASSIN!
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Wto Sty 22, 2019 6:55 am   

- Nie. Nie porywaj się do zadań które cie przerastają. To najkrótsza droga do piekła. Od tej drugiej strony. - Ruda odpowiedziała bezzwłocznie, prawie jakby przyjemność miało sprawić jej deptanie po twoim zapale. Pochyliła się naprzód; sięgnęła do jednej z szuflad. Czekała na kolejne pytanie, a ty je zadałeś. Cokolwiek robiła lub czegokolwiek szukała, przerwała, opadając znów na oparcie krzesła. Jej prawa dłoń podniosła się, powędrowała do włosów. Zaczęła je okręcać na palcu.
- Owszem. - Z początku, odpowiedziała jednym słowem. Ale to nie był koniec, czułeś, ze nie jest. Zdecydowanie zamierzała powiedzieć więcej, jedynie potrzebowała chwili na dobranie odpowiednich słów. I dostała te chwilę. Pociągnęła nosem; podniosła się ponownie i opuściła dłoń od loków, nachylając się znów nad otwartą szufladą. - Wygląda na to, że Vivienne Lasteri nie potrzebuje wcale żadnej pomocy z zewnątrz do przebudzenia. Sama wykonuje świetną robotę wracając do tego, kim była. Choć... - westchnięcie. Wyciągnęła coś z szuflady. To chyba bardzo szeroka wstęga. Czarna. Chielai, swoją drogą, nadal tutaj nie było. - ...z drugiej strony, przypuszczam, że nie robi tego sama. Ktoś jej może pomagać. Niesamowite marnotrawstwo. Dostała szansę na nowe życia i natychmiast ją odrzuca. - Śmierć złożyła wstęgę na dwoje, potem przewlekła jeden jej koniec przez pętlę, którą zrobiła, potem owijając materiał jednokrotnie wokół swojej szyi i kontynuując wiązanie. Kokarda. Dosyć... prosty sposób na ukrycie skutków obrażeń przed wzrokiem. - Istnieje szansa, że wkrótce sama wycofa się z tej całej kompetycji. Tylko, że to może być zarówno dobra jak i zła wiadomość. Mogę mieć tylko nadzieję, że jej stanowisko będzie gościło osobę, która potrafi dotrzymywać słowa. Ale dość o tym. - Po krótkim zaciśnięciu dłoni na poręczach fotela, powstała. Ostatnie spojrzenie w lustro; odwróciła się w twoją stronę. Dopiero teraz mogłeś zobaczyć, że miała jeszcze jedną, bardzo podobna ranę mniej więcej tam, gdzie znajdowałby się żołądek. Ciętą. I nie wyglądało to dobrze, choć nie było śladu krwi. - Jeśli masz jakieś pytania, wstrzymaj je. Czas chwilowo nas ogranicza, a jest sporo do zrobienia. Otwórz dłoń.
Mimo polecenia, tak naprawdę nie czekała do końca aż sam to zrobisz. Szybkim krokiem podchodziła bliżej, jeszcze w trakcie mowy. Od razu sięgnęła do jednej z twoich rąk, uniosła ją na wysokość twojej twarzy, obróciła ją środkiem do góry. Od razu po tym przyłożyła dłoń do twojej klatki piersiowej, u góry, na wysokości obojczyków, a potem ją raptownie cofnęła - poczułeś szarpnięcie. Na moment zaparło ci dech w piersi. I ten dźwięk, niemal jak rozdarcie całego pliku papieru. Na jej dłoni spoczywał teraz malutki płomień - tyci, jak od pojedynczej zapałki, malutki, srebrny blask. Kocica ujęła go w obie dłonie, uniosła nad twoją, opuściła... zostawiła go tobie. To nikłe ciepło nagle wydało się tobie dziwnie znajome.
- Uznaj to za część nauki. Wyjdziesz stąd teraz. Zejdziesz na dół, wyjdziesz na zewnątrz. Przemierzysz ten niekończący się świat i znajdziesz to, co w nim zgubiłeś mając tylko dwie wskazówki. Fragment, który pragnie odnaleźć swoją resztę. - kiwnęła tu na płomyczek. - I pouczenie, by nie postępować więcej niż jednego kroku na raz. - z tymi słowami odwróciła się, nie odzywając już więcej. Szła wgłąb pokoju, a wraz z jej krokami, wszystkie zgaszone świece i lampiony zapalały się kolejno. Dotarła do wielkiej szafy, która otworzyła się bez żadnego fizycznego kontaktu. Ruda znikła zasłonięta przez skrzydła drzwi, gdy zrobiła ostatnie dwa kroki.
- Jeszcze jedno. - odezwała się jednak, będąc już właściwie niewidoczna poza stopami. - Czas najwyższy skończyć już tę szopkę. Rein. - westchnęła krótko. - Moje imię to Rein.
_________________
. . .
 
 
Firanke
Tygrys


Wiek: 32
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 644
Wysłany: Czw Lut 07, 2019 11:35 pm   

W całym jej zachowaniu, w tym jak mówiła, w jaki sposób to wszystko przedstawiała... miałem wrażenie, że się mocno sparzyła. Przeliczyła. Musiała być w niezłym szoku, skoro doszło do tak drastycznych zmian. Nie odzywałem się więcej, przyjmując tylko wszystko do wiadomości. Skoro mówiła, że nie ma czasu na pytania, to nawet jeśli bym się z nią nie zgadzał to nic by mi to nie dało.
Miała jakąś umowę z Vivy. I wszystko wskazuje na to, że Vivy znająca swoją przeszłość nie jest jej na rękę. Co tak naprawdę się tam wydarzyło? Próbowałem odtworzyć sobie w głowie, bezskutecznie, co jeszcze z tego pamiętam. Pokręciłem głową - i nawet nie zauważyłem kiedy stała przede mną. Wyrwała coś ze mnie? I mi wręczyła. Kawałek duszy? Ale, że mojej? Czy swojej? Ale to by nie miało sensu. I pewnie póki nie podążę za jej instrukcjami nie będzie to dla mnie jasne. Spróbowałem chwycił ją za rękę zanim odeszła, ale poruszałem się zbyt wolno. Wciąż jeszcze pochłaniałem te informacje. Zniknęła za szafką. Rin, nie... Rein.
Mimowolnie uśmiechnąłem się. Więc to jednak była szopka? Sądzę, że jeśli uda mi się znowu dorwać tą super piórkową to powie mi coś więcej na ten temat. Oraz kilka innych... właściwie, dalej ma ode mnie różę, nie?
Ale to nie czas na takie dywagacje. Odwróciłem się w kierunku wyjścia, w dłoni trzymając płomyczek.
- Rein, tak? Bardzo ładne imię. - odezwałem się w końcu - Gdy wrócę i będziemy mieli trochę czasu, chciałbym wreszcie poznać cię bliżej. Prawdziwą ciebie. W końcu nasze dusze są teraz nieco połączone, nie? - poczekałem na ewentualną odpowiedź. Ale nie za długo, gdyż jak mówiła, czas nas ogranicza. Ruszyłem w kierunku "dołu", szukając gdzie jest "na zewnątrz". Ostatni raz, kiedy błądziłem po tym bezkresnym piekle byliśmy jeszcze nieświadomi tego, że staliśmy się częścią tej wielkiej gry. Tuż po wybuchu w krypcie.
... To miało miejsce dopiero kilka dni temu, a mam wrażenie, jak gdyby minęło już co najmniej dziesięć lat.
Ale to nie czas na retrospekcje, Hiroshi Akaru - naprzód, marsz.
_________________
Hiroshi Akaru
Arcana: ?

> Karta postaci.

"You look like you were born with a face meant to deceive cute little girls in order to molest them, mr Pervert Hiroshi! Even I am having a hard time resisting it!"
OH, HEY, IT'S KASSIN!
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Pią Lut 08, 2019 2:00 am   

[ 【東方Orchestral】 廃獄ララバイ 「Melodic Taste」 ]

- Nap- - zaczęła, ale nie dokończyła odpowiedzi, zamiast tego syknąwszy przeciągle. Boleśnie. Ruch stóp może niewiele ci mówił, ale chyba się skuliła. Odetchnięcie. Rozkrok, czy może raczej po prostu bardziej pewna postawa. - Na pewno będzie ku temu okazja. - słowa wypowiedziała znów pełnią głosu. Mimo bólu. Ciekawe, czy ty też byś tak potrafił. To "jedenaście na dziesięć" chyba jest w tej kategorii, prawda?

W każdym razie, postanowiłeś tutaj dłużej nie zostawać. Może i słusznie. Mały, srebrny płomyk w twojej dłoni zdawał się wręcz rwać do drogi. Skierowałeś się do korytarza, po drodze mijając swój pokój. Chielai wciąż tam była - siedziała przy ścianie. I gapiła się na nią. Bez ruchu. Przynajmniej choć raz nie broi. Po raz pierwszy dotarłeś do schodów - tu na pewno nigdy cię jeszcze nie było. Dębowa poręcz była ozdobiona złotymi rzeźbieniami. Materiał musiał chyba naprawdę być złotem - bardzo zimny w dotyku. Zdobienia zdawały się przedstawiać dość dziwną scenę, co zauważyłeś dopiero w połowie drogi na półpiętro - Zdawało się, że był to szereg ludzi lub humanoidalnych istot, trzymających się ramię za ramię, tylko, że... miast głów, wszyscy mieli kwiaty. Rozłożyste, szerokie, z wielką ilością pręcików. Na pewno nie widziałeś takich wcześniej. Tak naprawdę, to nie widziałeś nigdy żadnych kwiatów poza paroma które obecne były na spotkaniach. Co mogły symbolizować - cholera wie.

Na półpiętrze wisiał pojedynczy obraz. Bardzo szeroki, chyba trzykrotnie szerszy niż był wysoki. To była panorama miasta nocą. Bardziej nowożytnego miasta. Dużo wysokich, strzelistych budowli przyozdobionych szeregami rozświetlonych okien. Ulice, które jasno były podzielone na dwa pasy, białe i czerwone. Czerwony był zawsze po prawej stronie, biały po lewej. Miasto było otulone dwoma wzgórzami na brzegach obrazu, a na każdym z nich stała pochylona do wewnątrz latarnia - te już wyglądały bardziej jak zabytki, będącym tak naprawdę szklanym opakowaniem na rozpalone w środku świece. Wszystko wyglądało dość urokliwie, poza... niebem. To było całkiem szare, niemal jednolite. Nieinteresujące. No, nic.

Niżej. Dotarłeś do większego pomieszczenia, które zaczynało się zaraz tam, gdzie kończyły się schody. Znów niesamowity, puchaty dywan. Bardzo przyjemnie się po tym chodziło. Pomieszczenie otwierało się bardziej na twoją lewą stronę, gdzie wokół niskiego stolika mogłeś zobaczyć aż pięć sporych kanap. Wszystkie bordowe. I kolejny kamienny piec, również rozpalony. Najbliżej niego, dwie kanapy były zajęte. Zajęte przez... dwie kulki. Jedna całkowicie czarna. Druga złotawa, choć tutaj można było znaleźć ciemne, zielonkawe ubranie co przynajmniej mogło dać ci świadomość, że to mogą być osoby. Kotoosoby zdaje się, bo widziałeś leniwo kołyszące się ogonki. Obie postaci miały najpewniej twarze wciśnięte w oparcie mebli. Bardzo powolny oddech i absolutny brak reakcji na twoją osobę pozwalał dotrzeć do dość prostego wniosku - spali. Tak się wydaje.

Nie było tu praktycznie w ogóle czegoś takiego jak "ściana" - niemal wszędzie wokół pomieszczenie było oszklone, otwierając się na morze płomieni. Bardzo... osobliwa atmosfera. Taka... no, powinna być chyba bardziej stresująca. Ale nie była. Było tu bardzo pogodnie. Spokojnie. Tak, tak jakby lekko. Sam czułeś trochę chęci by wtulić się w puchate obicie mebli i po prostu odpocząć. Ale niestety, to nie był na to czas. Coś takiego byłoby bardzo nie wskazane.

Twoja prawa strona była kierunkiem, który powinieneś obrać jeśli chciałeś stąd wyjść - było to dość jasne. Nawet, jeśli nie miałeś absolutnie żadnego obycia w domostwach poza podziemnym bunkrem, to nie byłeś przecież głupi. Część pomieszczenia znajdująca się jeden spory stopień niżej od reszty, brak dywanów, szereg ułożonych równo najróżniejszych butów oraz odzież wierzchnia powieszona na ścianie nad nimi - to było oczywiste. Pytanie tylko, czy znajdziesz tu coś swojego. I czy chcesz wyruszać od razu, przede wszystkim. Twoje dwie wskazówki były dość wątłe w swej jasności. Ale nie wiedziałeś też, czy powinieneś albo czy w ogóle warto budzić nieznajomych.

Była tu jeszcze jedna droga; do tyłu, drzwi zaraz obok schodów którymi tu zszedłeś. Lekko uchylone. Prowadziły chyba do miejsca związanego z gastronomią - widziałeś szereg najróżniejszych noży wiszących nad kamiennym blatem. I niewiele więcej z miejsca, w którym stoisz.

Myk, myk; płomyczek kiwał się w stronę wyjścia.
_________________
. . .
 
 
Firanke
Tygrys


Wiek: 32
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 644
Wysłany: Pią Lut 08, 2019 6:17 pm   

Odetchnalem w duchu widzac, ze Chielai przynajmniej na razie nie sprawia klopotu. Przez chwile przeszlo mi przez mysl by podejsc i ja poglaskac, jednak zaniechalem tej mysli - jeszcze poleci za mna i bede musial uwazac, by nie zrobila sobie krzywdy. Z drugiej strony - czy nie byloby lepiej jej wziac ze soba? Ma instynkt, nawet jesli jest specjalna. Nie. Nie warto ryzykowac. Poza tym w ogole nie wiem, czy bedzie miala ochote ze mna isc - a na przekonywanie jej nie mam czasu. Juz oczami wyobrazni widzialem jak musze machac jej czyms przed oczami by w ogole zaczela za mna isc bez zatrzymywania sie co chwila.
Tego zdecydowanie nie chce. Minalem po drodze obraz, przygladajac mu sie chwile. Skoro tu wisi, musi miec jakies znaczenie, prawda? Mozliwe, ze to miejsce, z ktorego ona oryginalnie pochodzi. W sumie nigdy jej o to nie zapytalem. Bedzie trzeba to zmienic.

Zanotowalem w glowie rowniez te dziwne rzezby - na tyle, na ile moglem. Nie mam tak dobrej pamieci wzrokowej jak Florance, ale nawet taka drobna informacja moze okazac sie przydatna. W miejscu, gdzie idea moze stac sie rzeczywistoscia nie zdziwilbym sie, gdyby symbolika mogla wzniesc sie na duzo wyzszy poziom. Kontynuowalem swoja podroz, wchodzac do tego wielkiego pomieszczenia. Te… sciany (wlasciwie mozna to jeszcze nazwac scianami?) wywolywaly we mnie odrobine niepokoju. Ale ci, ktorzy tu mieszkaja od dawna pewnie sa do tego po prostu przyzwyczajeni. Wystarczylo to w kazdym razie, bym zatrzymal sie na chwile z wrazenia. Zwrocilem uwage na kulki na kanapach - nie moglem sie nie usmiechnac. Mimo kontaktu z Ri- Rein czy Yeshit, a nawet ta Iokka, wcial gdy widzialem te kocie formy mimowolnie traktowalem te rozumne, magiczne istoty jak zwykle zwierzeta domowe. Podszedlem do jednego i drugiego, delikatnie glaskajac je po glowie. Nie za mocno. Nie chce ich obudzic - ale czuje, ze musze to zrobic.

Postanowilem poswiecic chwile, zanim stad wyjde. Zarowno plomyczek jak i ja chcielismy juz isc dalej, ale czy wlasnie nie byloby to robienie wiecej niz jednego kroku naprzod? Moze znajdzie sie tu cos mojego, jak malo byloby to prawdopodobne. Z drugiej strony pamietam slowa Rein - “nikt nie moze mnie winic, jesli czasami cialo bedzie przypadkowo wygladac jak wiadomosc”, czy cos podobnego. Nikt nie moglby jej winic, gdyby znalazly sie tutaj jakies moje zapasowe ubrania i zupelnie przypadkiem bylo w nich cos, co wcale nie musialoby byc wskazowka lub sposobem jak mi pomoc?
Juz raz mnie skrytykowala, na swoj spokojny sposob, ze moglibysmy znalezc i dowiedziec sie wiecej gdybysmy ciagle nie gnali naprzod. Moge zupelnie nie trafiac w to, co probowala mi przekazac, ale to brzmi jak wlasnie taka sytuacja. Moze warto jeszcze zajrzec do tej kuchni?

Ale nie wszystko na raz. Najpierw poszukiwania rzeczy, ktore moglyby byc moje - lub zwrocilyby moja uwage jako cos, co odstaje od typowego obrazka. … Poza tymi scianami, oczywiscie.
_________________
Hiroshi Akaru
Arcana: ?

> Karta postaci.

"You look like you were born with a face meant to deceive cute little girls in order to molest them, mr Pervert Hiroshi! Even I am having a hard time resisting it!"
OH, HEY, IT'S KASSIN!
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Sob Lut 09, 2019 12:31 am   

Wiedziony nagłym impulsem, zdecydowałeś się podejść do spoczywających. Czarna kulka była nieco większa - gdyby się rozwinęła, zapewne byłaby przeciętnego, ludzkiego wzrostu. Tak ci się przynajmniej wydaje. Na leżąco może ciężej było ocenić fryzurę, ale była raczej krócej ostrzyżona. Może jak Chielai, ale z kruczoczarnymi, lekko podkręconymi włosami. Gruby, czarny polar, identyczne spodnie. Futrzaste ucho drgnęło podczas głaskania. Druga osoba była mniejsza. Jeszcze krócej ostrzyżona, bardziej chłopięco. Otulona wokół obejmowanej poduszki. Zielona bluzka, krótkie czerwone spodenki. Krótkie mruknięcie na pogłaskanie. No naprawdę, niesamowicie leniwa atmosfera. Będąc przy sofach zauważyłeś, że ściana ciągnąca się od poziomu schodów do podłogi, czyli ta po której dopiero jakby schodziłeś i nie widziałeś jej z góry, miała na sobie jeszcze jeden obraz - pole słoneczników. I młyn wietrzny w oddali. W dość ciemnych barwach, ale jednak nie wyglądało to wcale smutno. To musi być taki styl.

Udałeś się do przedsionka, który w sumie był tu poza okolicą schodów jedynym zakątkiem osłoniętym od wszechobecnych płomieni przez drewniane ściany. Swoją droga, jakim cudem to drewno w ogóle się nie pali? Jakaś magia musi tu działać, to na pewno. W każdym razie, widziałeś tu bardzo dużo obuwia. Zdecydowanie więcej niż cztery pary, które mógłbyś dopasować do Rein, Chielai oraz dwójki na kanapach. Najróżniejsze. Nawet różowe kalosze. W sumie, nigdy nie zaglądałeś przecież do innych pokoi na "swoim" piętrze, a na pewno ten dom ma jeszcze przynajmniej jedno piętro wyżej. Czy coś z tych butów należało do ciebie? Być może. Poznawałeś tylko jedną parę. Białe, sznurowane półbuty. Jesteś całkiem przekonany, że to jest obuwie, w które ciebie i Florance'a kiedyś wepchnęła Lika. To znaczy, nie pamiętasz żadnego wpychania, ale miałeś to na sobie podczas któregoś spotkania. Cóż, jeśli przymierzysz i będzie pasować, to tylko potwierdzi tą teorię.

Jakieś nakrycie wierzchnie? Tutaj coś cię tknęło. Odległa część pamięci, która zdawała się być obecna w twojej głowie, ale nie mogłeś do niej sięgnąć. Purpurowy kubrak z małą, fioletową łatka na rękawie. Również kojarzył ci się z anielicą. Jednocześnie też z jakąś podróżą. Jakbyś miał to gdzieś na końcu języka, bardzo blisko, ale jednak... poza zasięgiem klarownego przypomnienia. Ale tu nie miałeś wątpliwości - ta kurtka należy do ciebie. Z całą pewnością.

Stwierdziłeś, ze zajrzysz jeszcze do kuchni. Pchnięcie drzwi nie stanowiło najmniejszego problemu - chodziły bardzo lekko. Za nimi znajdowało się niewielkie pomieszczenie - dużo jaśniejsze, choć paradoksalnie, nie było tu okien. Drewniane ściany były pomalowane na biało. Na wysokości twojej głowy znajdowało się pełno haków, które były wieszakami dla noży, które widziałeś już wcześniej - były tu ich najróżniejsze rodzaje. Większe, mniejsze, proste, zakrzywione, tasaki, piłki... razem blisko ze trzydzieści. Wisiały nad blatem z kamienia, szarej barwy. Czysty, wypolerowany na całej jego powierzchni - i... pusty. Jedyne, co zakłócało ciągłość jego płaskości to podwójny zlew po lewej stronie. I... tyle. Nie było tu nic więcej - to jest, nic w samym pomieszczeniu. Blat na nóżkach, pod spodem pusto. Żadnych szafek. Kuchenki. Naczyń. Nic. Jedynie po prawej stronie znajdowały się kolejne drzwi, białe, z dwoma poprzecznymi mechanizmami przyciskającymi je do ściany - znasz coś takiego z Krypty. To musi być chłodnia, choć wygląda na coś starszego niż to, co znasz ze swojego metalowego domu. Zaciski były otwierane mechanicznie, widziałeś dokładnie jak przekręcają się dwie wajchy do każdego docisku. Mógłbyś na pewno to otworzyć, jeśli tylko chciałbyś się chwilę wysilić.

Swoją drogą, usłyszałeś też ziewnięcie z pokoju w którym przed chwilą byłeś. Możliwe, ze któreś kocię się przebudziło.
_________________
. . .
 
 
Firanke
Tygrys


Wiek: 32
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 644
Wysłany: Sob Lut 09, 2019 6:11 pm   

Nie przymierzałem butów, choć sprawdziłem, czy w środku nic nie ma. Tak samo z resztą z płaszczem - wolałem go przeszukać, wszystkie kieszenie od zewnątrz i wewnątrz. Mogło być tam coś, co może mi się przydać.
Po szybkim obejrzeniu spiżarni zdecydowałem, że nie będę próbował przeszukiwać chłodni. Jestem pewien, że jeśli Rein chciała coś ukryć, to nie posuwałaby się tak daleko. Oczami wyobraźni już widziałem jak przeszukuję półki tej wielkiej lodówki i nagle słyszę w progu zirytowane: "Hiroshi, mogę wiedzieć co ty wyrabiasz?".
Nie dawało mi spokoju to, że w mojej głowie pojawia się multum myśli, wspomnień, które kojarzę jak przez mgłę. Wiem, że nie jesteśmy w stanie sprowadzać naszych wspomnień stąd na dół, gdyż odcinek naszej duszy który tu jest nie jest połączony z nami tam na dole. Droga, bez interwencji sił wyższych, jest zamknięta. Czyżby była jeszcze jedna warstwa, w której coś robię i nie pamiętam o niej tak samo, jak nie pamiętam o tym teraz tam na dole...?
Zastanawiające to było. Ta... rozdzielność świadomości i wspomnień. Rein już wspominała, że póki mogła otwierać połączenie między piekłem a naszym światem wspomnienia spływały bez problemu. Może gdybym ja znalazł sposób na manipulacje takim połączeniem... to byłbym w stanie swobodnie przekazywać te informacje?
Z zamyślenia wyrwało mnie ziewnięcie. Nie mam już za dużo czasu, powinienem iść... ale zobaczmy jeszcze, czy któreś z nich się obudziło zanim kontynuuje drogę.
_________________
Hiroshi Akaru
Arcana: ?

> Karta postaci.

"You look like you were born with a face meant to deceive cute little girls in order to molest them, mr Pervert Hiroshi! Even I am having a hard time resisting it!"
OH, HEY, IT'S KASSIN!
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Sob Lut 09, 2019 7:06 pm   

Zdecydowałeś się jednak nie dawać ciekawości otwartych drzwi. Cokolwiek kryło się za zamkniętą bramą, musiało pozostać tajemnicą. Zamiast tego, skierowałeś swoją uwagę na ziewnięcie. Hej, zawsze to osoba którą można o coś zapytać. Kiedy wracałeś do pokoju, usłyszałeś coś jeszcze - zaraz po chwili szurania, krótkie "ajajaja". Ledwie wyszedłeś z "kuchni", już widziałeś, kto to był. Ten blondasek. Tak, widząc twarz, zdecydowanie wyglądał na chłopca. Kotochłopca. Zakłopotany zbierał coś z dywanu. Coś błyszczącego. Nie musiałeś się wcale bardzo zbliżać, żeby zauważyć co to - jakieś kulki. Małe, szklane kulki. Widziałeś, ze jesteś w pobliżu - uniósł na moment wzrok, przyjrzał się tobie. Uśmiechnął krótko. I wrócił do zbierania. Raz, dwa, trzy kuleczki, i do kieszeni. I jeszcze raz. I jeszcze. Trochę tu tego leżało... na oko powiedziałbyś, ze kopa. Tak czy siak, jeśli chciałeś porozmawiać, wygląda na to, że musiałeś odezwać się pierwszy.
_________________
. . .
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



smartDark Style by urafaget
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9