Wiele sfer Strona Główna Wiele sfer
Mało gier
 
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy
Rejestracja :: Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Rozdział IIc - Po prostu kolejny dzień w biurze
Autor Wiadomość
Saigai


Wiek: 31
Dołączyła: 20 Cze 2014
Posty: 42
Wysłany: Śro Maj 06, 2015 5:08 pm   

Uniosłam się nieco próbując rozmasować obolały kark. Starałam się przy tym pozostać w dalszym ciągu znajdować się w pozycji zgiętej, blisko ziemi. Jeśli bym teraz wstała i poleciała na pałę pewnie by mnie zauważyli. Jeszcze ten cholerny dym... Duszno i chyba się zaraz porzygam, a to nie jest ani trochę dobry pomysł. Nie ma chuja, żeby tego nie usłyszeli i tu nie przylecieli. Na szczęście przypomniałam sobie o spoczywającej w mojej kieszeni rajstopie. Już kij w jej zapach ale chyba wszystko lepsze niż to, no i może jakoś będzie się dało normalnie oddychać. Wyjęłam rajstopę ostrożnie i jak najdokładniej starałam się przysłonić nią usta i nos, tak żeby dało się jakoś w miarę oddychać nie wdychając tego przeklętego dymu. Gdy usłyszałam głos żabowatego i następujący po tym strzał, zmroziło mnie. Może i był cholernie wkurwiający, ale znał jakieś miejsce, w którym można było się ukryć. Kurwa jego w cyc, i co teraz?! Wspominał tylko, że to trzy godziny drogi stąd i gdzieś w górach. Uśmiechnęłam się widząc zrobione przeze mnie maleństwo. Ostrożnie podniosłam granat z ziemi i przyczepiłam go do kabury jak poprzednio. Nie ma zbytnio czasu na rozczulanie się. Dym niby mnie jakoś tam kryje, ale przecież nie będzie to trwało wiecznie. Zresztą tamci kolesie żyją i będą mnie szukać. Sądząc po tym, co stało się z moim dotychczasowym towarzyszem, raczej wolałabym uniknąć spotkania z nimi. Zrobiłam krok do przodu, będąc cały czas w tej samej pochylonej nad ziemią pozycji, po czym skapnęłam się - kurwa, ślady! Kolejne cenne sekundy zastanowienia jak załatwić ten problem. Wiać trzeba jak najdalej stąd, to pewne, ale jak zostawię trop, będą mogli nim podążyć z łatwością jak tylko dym się trochę rozwieje. Prawdę mówiąc, to jeśli na tym pustkowiu powieje jakiś wietrzyk to będę w czarnej dupie. Gdyby jeszcze tak nie bolał mnie ten kark i ta cholerna szczęka... Potarłam jeszcze raz dłonią bolejący kark, zahaczając o kołnierz... Chwila moment, przecież mam kurtkę! Jak ją zdejmę będzie kurewsko zimno to fakt. Już tam kij w tamten koc i motor, byleby się stąd jak najszybciej wynieść. Zdjęłam kurtkę i pochylona zaczęłam iść tyłem, zacierając nią pozostawione ślady. Może to pomoże. Staram się najszybciej jak się da w tej pozycji oddalić się od miejsca katastrofy, jedną ręką z kurtką w niej zacierając ślady, a drugą trzymając na pistolecie, tak, bym mogła go w miarę swobodnie dobyć jeśli będzie taka konieczność. Co jakiś czas spoglądam w stronę katastrofy, czy ktoś mnie nie zauważył i się nie zbliża.
_________________
>KARTA POSTACI
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Nie Lis 20, 2016 8:32 pm   

Sytuacja była w istocie jedną z tych, które nie dawały komfortu istniejącej możliwości zrelaksowania się i zastanowienia nad najlepszym wyjściem. A wyjście, jak najbardziej, było potrzebne. Tłamsząc w sobie wymiotne odruchy musiałaś działaś, i działać też zaczęłaś, bardziej odruchami niż pomyślunkiem. Rozpaczliwie sięgnęłaś po ostatnią rajstopę ratunku, w nadziei, że pomoże to w rozrachunku z ciężkim, czarnym dymem. Pierwsza, być może subiektywna reakcja mówiła, że było wręcz przeciwnie - przeszkadzało to tylko w oddychaniu, sprawiało, że tylko trudniej było zaczerpnąć pełnego tchu. Cholera wie, być może pomoże to w dłuższym rozrachunku z nieprzyjemnymi dla płuc wyziewami, ale nie miałaś teraz czasu by tu zostać i sprawdzać. Tym bardziej, że wciąż słyszałaś wszystko wokół, w tym własny oddech, jak gdyby z bardzo daleka; nie miałaś pewności, czy przypadkiem nie zachowujesz się na tyle głośno, by usłyszeli cię ci, których próbujesz unikać.
Wojownik Rajstopy uzbroił się ponownie w granat domowej roboty i mimo mrozu zdjął z siebie kurtkę. Pochylając się naprzód, wciąż w kłębach czarnego dymu, zaczęłaś postępować krok za krokiem w tył, ciągnąc odzienie wierzchnie po ziemi. Fakt, zacierało twoje ślady, jednak kurtka pozostawiała własny ślad. Mniej wyraźny, trudniejszy do zauważenia, ale wciąż zdradzający twoją ścieżkę gdyby ktoś się uważnie przyjrzał i go znalazł - pozostawało ci tylko modlić się do cholerawiekogo żeby nikt u nich nie był na tyle spostrzegawczy.
Wtem, kolejny huk. Wystrzał. Dokładnie ta sama broń, nawet mimo bólu głowy poznałaś po dźwięku. A po drugim strzale, trzeci. Czwarty, piąty. Ktoś wyraźnie oddawał kolejne strzały po wcześniejszym, pierwszym - być może próba dobicia leżącego? Na pewno nie leciały w twoją stronę, choć widziałaś słaby ślad rozbłysku na czerni przed sobą. Ale co dziwniejsze, do szeregu wystrzałów tej jednej broni za chwilę dołączyły drugie, trochę inne - niższe, cięższe, basowe. Mniej więcej raz na każde dwa-trzy wystrzały z tej pierwszej broni. Ta "dyskusja" trwała tak przez kilka sekund, a zakończyły ją dwa ciężkie wystrzały silniejszej broni - a przynajmniej na taką brzmiała. Mniej więcej w momencie, w którym dotarłaś na szczyt zaspy i miałaś schodzić w dół drugim jej zboczem, a więc zarazem opuścić wreszcie kłęby dymu, które ulatywały tu już w górę, za wysoko, by cię osłaniać. Tak naprawdę, to dobrze - czułaś, że zaczynasz się już dusić.
Po wymianie ognia, trwała cisza. Gdzieś wśród niej, pośród pisku trwającego w uszach, usłyszałaś czyjeś przeciągłe, niepewne "Noooooo...". Możliwe nawet, że głos był znajomy - ale przez swój aktualny stan nie mogłaś być pewna. Pierwsze, co teraz potrzebowałaś, to tlen.
_________________
. . .
 
 
Saigai


Wiek: 31
Dołączyła: 20 Cze 2014
Posty: 42
Wysłany: Śro Lis 23, 2016 12:31 am   

W głowie kołatały mi się tylko trzy myśli "Kurwa, nie ma czym oddychać", "Kurwa zimno" i "Żeby mnie tylko nie zauważyli". Sprawa nie wygląda dobrze a wystrzały tym bardziej nie pozwalają się skupić na wymyśleniu jakiegoś sensownego rozwiązania. Znaczy się, nie żeby sytuacja była na tyle komfortowa bym miała ten luksus możliwości zastanowienia się. I jeszcze ten cholerny dym... Przysięgam, jeśli wyjdę z tego cało skonstruuję sobie jakąś podręczną, kieszonkową maskę przeciwgazową. No właśnie, jeśli... Te odgłosy cięższych broni nie napawają optymizmem. Z jednej strony ta wymiana ognia sprawia, że są zajęci sobą i może nie zwrócą na mnie uwagi. Z drugiej jednak strony w końcu dym się rozwieje, jedni wybiją drugich lub skończy im się amunicja i mogą się wtedy zainteresować mną. Z tych trzech przypadków chyba najlepszym byłaby opcja, że skończy się amunicja. Wtedy miałabym pewność, że mnie nie trafią a ja jeszcze kilka naboi mam... Tylko czy w razie czego zdążę wystarczająco szybko przeładować. Ale jak to nie wystarczy i załatwią mnie w inny sposób? Ciekawe w sumie czy wtedy faktycznie życie przelatuje przed oczami tak jak gadali. No i ciekawe czy jest to w tym całym HD i z Dolby Surround, którym starzy się tak jarali. A może jednak tak samo przerywa jak na tych gównianych hologramach. I jak się to widzi? Z perspektywy trzeciej osoby czy znowu ze swojej własnej? Jak z własnej to trochę kicha bo przerabianie tego wszystkiego od nowa? Nuuuda. A tak to można by zobaczyć własne głupie miny. A co do starych to przydaliby się tutaj teraz, szczególnie ojciec z tymi swoimi planami. Kurwa, zachciało im się oglądać arachnidy. "Bo promieniowanie mogło wywołać różnego rodzaju mutacje, które należy zbadać da dobra nauki." Tere-fere, zasrana pani biolog rozczulająca się nad każdym pełzającym gównem i cholernymi ekosystemami. Kogo kurwa obchodzą cholerne pająki - niech zdychają. Ojciec przynajmniej miał konkretny pomysł - zrobienie urządzenia umożliwiającego kontrolę nad nimi oraz wymiana odnóży na mechaniczne brzmiała naprawdę klawo. Ale kurwa, żeby pakować się do ich jaskini tylko we dwójkę i to jeszcze bez żadnego sprzętu i broni?! I na domiar złego ze wszystkimi notatkami i planami zajebistych urządzeń. Brawo tato, zjebałeś. A wasze badania wpierdoliły pieprzone pająki. Solidnie wkurzona wspominaniem głupiego i tragicznego w skutkach wybryku rodziców, co pozwalało mi jako tako nie myśleć o trudnościach z oddychaniem spowodowanyc dymem, dotarłam na szczyt zaspy. Dym się rozwiewa, ok, mamy dwie wiadomości - dobrą i złą. Dobra jest taka, że wreszcie kurwa mogę oddychać, zła jest taka, że zasłona idzie w pizdu i będzie mnie widać. Spojrzałam jeszcze raz w kierunku katastrofy. Czeeekaj... Skoro tam jest taka wymiana ognia to znaczy, że albo żabolud przeżył (chociaż po dłuższym zastanowieniu to mało prawdopodobne, zresztą żabowaty nie miał żadnej broni... chyba? W tym momencie sprawdziłam czy mam ze sobą tamten uszkodzony rewolwer i amunicję) albo w całą sprawę wpakowali się jacyś kolejni ktosie, bo chyba nie strzelaliby do swoich, nie? Kurna, mam nadzieję, że ci nowi to nie są pieprzeni Federalni... Podniosłam kurtkę z ziemi, strzepnęłam bardzo ogólnie piasek i śnieg i założyłam ją. Jeszcze jeden rzut oka w kierunku katastrofy, ot na wszelki wypadek i dawaj zjazd w dół skarpy - byle jak najszybciej i najdalej od tego miejsca. Chuj w ślady, może tych od kurtki nie zauważą, a jeśli zauważą to dalsze zwalnianie dla zatarcia śladów, które i tak nic nie daje będzie tylko marnowaniem czasu. Czas brać nogi za pas ile się da... Jeśli w ogóle mamy jeszcze jakiś czas. Trzy godziny drogi stąd ku górą... Miejmy nadzieję, że się uda. Zagryzłam wargi i rozejrzałam się po okolicy czy jest ona w jakikolwiek sposób znajoma. Przy okazji próbuję dojrzeć cel swojej drogi - góry o których mówił żabowaty i ocenić jaka jest w przybliżeniu odległość. Miejmy nadzieję, że w czasie tej drogi znajdzie się miejsce w którym choć na moment będzie można odpocząć. I miejmy nadzieję, że ewentualny pościg będzie na tyle opieszały, że będzie w ogóle jakakolwiek mozliwość odpoczynku. Królestwo za wodę. Ale plus jest taki, że moża będzie normalnie oddychać. Mam tylko nadzieję, że te opary nie były w jakiś wyjątkowy sposób toksyczne.
_________________
>KARTA POSTACI
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Sob Lip 14, 2018 4:50 am   

Stop. Czas retrospekcji. Ewaluowanie zeszłych doświadczeń - nie do końca twoich, bo właściwie twoich rodziców - przywróciło ci wiarę w siebie oraz jasność umysłu. Przypomniałaś sobie o uszkodzonym rewolwerze. Był wciąż przy tobie. Rzucając mu teraz spojrzenie cudem niemal zauważyłaś, że oś bębenka miała na sobie pełno oplątanych kłaków. Nie miałaś najmniejszego pojęcia kto, po co i które owłosienie wsadzał w mechanizmy broni, ale wiedziałaś przynajmniej, co to oznacza - twoja wiedza mówiła ci, że bębenek może wymagać ręcznego obrócenia w celu umieszczenia kolejnego pocisku przed komora lufy po każdym wystrzale. Może, ale nie musi. Nie do końca masz teraz okazję to sprawdzać. Tym bardziej, że...

Ni z gruchy, ni z pietruchy, poczułaś śnieg na twarzy. A to oznacza, że jednak ciało dało za wygraną. Nagłe zaćmienie przyćmiło ci wszystkie zmysły. Poczułaś, że odpływasz... dopóki nie obudził cię nagły bodziec. Skręciło cię jak sprężynę w imadle, a potem rozprostowało jak pod prasą. Potrzebowałaś jeszcze chwili, żeby odzyskać świadomość, ale przynajmniej po tej chili wiedziałaś już, co się stało. Ciepło przy ustach nie należało już do rajstopy zatrzymującej wydychane przez ciebie powietrze. Teraz należało do świeżej kałuży wymiocin, powoli topiących śnieg pod sobą.
Nim powróciły ci siły, miałaś czas by zbadać wzrokiem okolicę, tak jak chciałaś. Czy okolica była znajoma? Słabo. Pustynia pod górami to miejsce, w które nie zapuszcza się bez mapy. Nie ma w zasięgu wzroku żadnych miejsc które można wykorzystać do określenia orientacji. Jedynie... góry w oddali. Baaardzo daleko. Znałaś ich widok dość dobrze - ale niestety nie na tyle dobrze, by na ich podstawie stwierdzić, gdzie dokładnie możesz się znajdować. Niestety, nie jesteś zbyt obdarzona umiejętnością Znajomości Terenu.

Słyszałaś stąd za to jakieś echa. Myślałaś wpierw, że to tylko jakieś złudzenie z powodu dopiero co przeżytych sensacji, ale raczej jednak nie - kiedy zniżyłaś głowę bliżej poziomu śniegu (oraz rzygowin) dawałaś radę lepiej określić, co to za echa. Jakieś głosy, za tobą. Rozmowa. Niezrozumiała. Jeden niski, stękający głos. Jeden wyższy, skrzeczący... tak, zdecydowanie znajomy. Nie byłaś w stanie wychwycić ani jednego słowa, ale mogłaś być pewna, że Żaboń jest jedną z rozmawiających stron. Cholera tylko wie, czy jest to pokojowa rozmowa, czy też nie znajduje się na czyjejś muszce, próbując wynegocjować przetrwanie. No, musiałaś podjąć decyzję - albo odkryć co się tam dzieje, albo rzeczywiście spierdzielać gdzie popadnie zanim ktoś cię odnajdzie.
_________________
. . .
 
 
Saigai


Wiek: 31
Dołączyła: 20 Cze 2014
Posty: 42
Wysłany: Wto Lip 17, 2018 3:43 pm   

Nie chciałam się zastanawiać, nad pochodzeniem kłaków oplątanych dookoła bębenka. Jeśli wyjdę z tego cało i znajdę jakieś w miarę dogodne miejsce, żeby się zatrzymać to spróbuję go ogarnąć. Tymczasem i tak nie byłoby większego sensu sprawdzania tego - w rewolwerze mam tylko 3 naboje, poza tym wystrzał = hałas i zwrócenie na siebie uwagi, mam przecież zdecydowanie więcej oleju w głowie niż tamten cep z Wszechturiańskiej czy tam Pustynnych Szczurów. Nie mam też pewności, że to pęknięcie na lufie nie sprawi, że już po jednym wystrzale broń nie będzie się już do niczego nadawać. Szybka kalkulacja - mam 3 naboje w rewolwerze, z którego nie jestem pewna czy będę w stanie wystrzelić więcej niż raz oraz 17 nabojów w moim pistolecie. Nie mam pojęcia ilu ich tam jest i jaki mają sprzęt, to nie wygląda dobrze. Otwarta konfrontacja zdecydowanie nie jest czymś na co mogę sobie pozwolić...

Ugh... kto zgasił światło? Chłód śniegu na twarzy a potem wymioty. Nie mogłam uwierzyć, że moje ciało mogło mnie tak zawieść. Niezadowolona z zaistniałej sytuacji powoli podniosłam się na łokciach, w ustach nadal czułam paskudny posmak wymiocin. Zaczęłam się zastanawiać na jak długo "odpłynęłam". Wzięłam do ręki trochę śniegu, przeżułam i wyplułam, mając nadzieję, że chociaż trochę pozbędę się tego smaku w ten sposób. Rozejrzałam się dookoła, jednak nieznana okolica również nie poprawiała tego w jak czarnej dupie się znalazłam. Kurna, trzeba było wcześniej ogarnąć jakąś mapę. Cóż, żabowaty mówił, by iść ku górom więc spróbuję się tam dostać. Ciekawe swoją drogą co tam może być? Miejmy tylko nadzieję, że to nie będą Federalni. Próbując ogarnąć dalszy plan obejrzałam się jeszcze raz za siebie, w stronę źródła dymu. Czy nadal jest tak gęsty jak poprzednio czy zaczyna się powoli rozwiewać? Czy będę w stanie coś tam dostrzec? Ewentualnie stwierdzić czy ktoś/coś mnie dalej goni? Dobiegający odgłos rozmowy wzbudził mój niepokój. Na chwilę zastygłam w bezruchu próbując ocenić jak daleko rozmawiające osoby są ode mnie i czy uda mi się coś wychwycić z tej rozmowy np. po tonie głosu, bo nie łudziłam się, że będę w stanie zrozumieć słowa, chociaż jakieś emocje, atmosferę, żeby upewnić się, czy jest w miarę bezpiecznie (co do tego miałam spore wątpliwości) czy jednak powinnam natychmiastowo się stąd zwijać. Nadal myślałam o pozostawionym motorze, nie mogłam przeboleć jego utraty więc mimo wszystko miałam nadzieję, że może uda mi się jakoś go stamtąd odzyskać i jeśli będzie trzeba naprawić. Na wszelki wypadek wyjęłam mój pistolet i odblokowałam go, cholera wie co się może stać. Lepiej być (w miarę) przygotowanym na najgorszą ewentualność. Zastygłam w bezruchu obserwując miejsce, z którego dochodziły odgłosy, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
_________________
>KARTA POSTACI
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Wto Sty 22, 2019 11:26 pm   

Wewnętrzna walka trwała w najlepsze. Rzeczywiście, samotna podróż piechotą kilkunastu kilometrów mogła wcale nie wydawać się taką głupią alternatywą dla potencjalnej śmierci podczas wymiany ognia, nawet jeśli sama podróż mogła równać się śmierci z wycieńczenia albo wyziębienia. Albo bycia dogonionym. Strasznie chujowa sytuacja. Zimny dotyk śniegu użytego do przetarcia twarzy, do przeżucia, oczyszczenia ust, wcale nie przyniósł więcej odświeżenia niż ciągły jego dotyk innymi częściami ciała. Mogłaś mieć wrażenie, że przed pozbyciem się śniadania mogłaś tu przeleżeć trochę dłużej niż "chwilę". Twoje ubrania były przemoczone. I zimne. Przemoczone i zimne. I przemoczone. Czułaś bardzo dotkliwie każdy, nawet najsłabszy powiew wiatru. Czułaś dygotanie, które poniewierało tobą jak stary silnik diesela. Tak chyba musi czuć się beton pod młotem pneumatycznym.

Bądź co bądź, zdecydowałaś się jednak wsłuchać w głos jeszcze chwilę przed podjęciem ostatecznej decyzji. Wpierw jednak sięgnęłaś skostniałą dłonią do pistoletu. Rewolwer w lewej, pistolet w prawej. Ciche kliknięcie, gdy zabezpieczenie odblokowało mechanizmom drogę do działania. Był gotowy do strzału. Jednocześnie obejrzałaś się za siebie, w stronę z której przybyłaś. Wciąż było widać kłęby dymu, ale zdawały się być rzadsze niż wcześniej. Albo to, albo może byłaś trochę dalej. Albo oba. Całkiem możliwe, że upadając zjechałaś kawałek w dół zbocza. Nie, zaraz - na pewno zjechałaś kawałek w dół zbocza. Widzisz w połowie drogi między tutaj a szczytem swoją kurtkę, którą wcześniej ciągnęłaś za sobą. No tak, to dlatego tak szybko zmarzłaś tak bardzo. Wciąż, żeby zobaczyć coś więcej, trzeba by wspiąć się z powrotem na szczyt te... z dziesięć metrów ukosem, może. Stąd jesteś całkiem zasłonięta od miejsca kraksy.

Głosy... musiałaś całkiem zatrzymywać oddech żeby się w nie wsłuchać, a nie byłaś w stanie robić tego na długo. Zasłyszawszy jeden z głosów raz i drugi, byłaś teraz już całkowicie pewna, że ten dziwny gościu który zabrał się z tobą na motorze jest jednym z nich. Wywoływał coś przeciągle, robił drugie przerwy. Jakieś krótkie hasła. Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, wydawało ci się, że jednym z tych słów było "ciastka", pytającym tonem. I jeszcze jedno, co do którego na pewno nie masz wątpliwości, bo usłyszałaś je już dziś wystarczająco dużo razy - "siostro". Również jako pojedyncze słowo. Przeciągle. Reszty niestety nie udało ci się nijak określić.
Drugi głos był słabszy. Być może był dalej, być może osoba miała po prostu mniej wkurwiający głos. Jednak to "słabszy" wystarczało, by odgadnięcie słów było całkiem niemożliwe. Do tego głos odzywał się jeszcze rzadziej od żabonia. Raz na jakiś czas powiedział jakieś zdanie - bardzo możliwe, że dziwak nawet na nie odpowiadał jakimś swoim słowem, ale potem cisza.

Zdawało ci się też, że wciąż słyszysz trzaski płomieni. No, w końcu jak to mówią, nie ma dymu bez ognia, a dym wciąż jest.
_________________
. . .
 
 
Saigai


Wiek: 31
Dołączyła: 20 Cze 2014
Posty: 42
Wysłany: Wto Lut 19, 2019 9:22 pm   

Nie no, kurna, wybór marzeń – lepiej zdechnąć na jakiejś cholernej lodowej pustyni zmierzając... no właśnie – dokąd? „Ku górom?” Tylko na jaką cholerę? Alternatywa, och równie fantastyczna – jedyna i prawdopodobnie niepowtarzalna możliwość stania się sitem na tym cholernym wypizdowie. No kurwa, decyzja życia. Znaczy... Chyba raczej decyzja o własnej śmierci, ale jakby nie patrzeć istotna życiowo i... lol, jest to w sumie niby jakiś wybór, choć nie da się ukryć, że max chujowy. Zawsze mogło mi się coś w Kantii podczas tej eksplozji, czy co to tam kurna było, zwalić mi się na łeb i wtedy zasadniczo nie miałabym na to żadnego wpływu. Tak czy siak chyba mój noworoczny pech mnie jednak nie opuścił i teraz generalnie wpadłam jak śliwka w gówno. A już myślałam, że po tej historii jak trzeba było ojcu obciąć nogę nic gorszego mnie nie spotka. Błąd, kurwa. I do tego jeszcze zimno w ciul. No piździ jak w Cestii na dworcu. Chwila moment... Potarłam dłońmi ramiona, próbując się jakoś rozgrzać i dotarło do mnie, że czuję dotyk swojej gołej skóry na ramionach, co oznacza... GDZIE JEST KURWA MOJA KURTKA?! Nic dziwnego, że tak zimno, skoro wyletniona jebnęłam się na śniegu. Rozejrzałam się dookoła próbując zlokalizować jej położenie, no bo przecież musiała tu gdzieś być. Wreszcie zobaczyłam ją leżącą u podnóża wydmy. Rzuciłam się biegiem w jej stronę, strzepnęłam z niej śnieg na ile mogłam i założyłam ją. W dalszym ciągu bez rewelacji ale przynajmniej trochę lepiej. Przy okazji próbowałam usłyszeć, co tam gadają za tą zaspą i ocenić czy przypadkiem się nie zbliżają. Stałam tak przez chwilę ale nie wiele to dało. Zaaaraz... Czy to nie głos żabowatego? Zmarszczyłam brwi i zaczęłam się zastanawiać czy może nie nawdychałam się tego dymu za bardzo i teraz mam jakieś halucynacje czy ki chuj. Sprawdziłam jeszcze raz magazynek pistoletu i dołożyłam brakujący nabój. Przy okazji zauważyłam mój domowej roboty granat błyskowy. Dobra, kurwa, raz się żyje. A lepiej coś zrobić niż zdechnąć jak frajer na pustyni, łudząc się, że się przez nią przedostanie. Przeładowałam pistolet i ostrożnie zaczęłam kierować się ku szczytowi wydmy. Plan był prosty – zorientować się w sytuacji, a potem flashbangiem i napierdalać. Może jeśli uda mi się celnie strzelać i nie będzie ich zbyt wielu uda mi się odzyskać motor. Jeśli tak, to wtedy wydostanie się stąd nie powinna stanowić, chyba, większego problemu. To dobry plan – prosty i niewykonalny. Kierując się ku szczytowi przez myśl tylko przeszło mi, że chyba jednak za bardzo nawdychałam się tego dymu, bo chyba mnie zdrowo popierdoliło, żeby to zrobić. Jest to tak głupie, że nie da się zaprzeczyć, iż zdecydowanie jestem dzieckiem moich rodziców.
_________________
>KARTA POSTACI
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Sob Lut 23, 2019 7:31 am   

Zimno, mokro - kurtka. Tak, zdecydowanie, zostawianie czegoś takiego za sobą podczas tej temperatury było złym pomysłem. Po podejściu połowy zbocza do góry, bo tam przecież leżała, nachyliłaś się nad nią, i - no tak. Musiałaś na chwilę odłożyć rewolwer. Jedną ręką zarzuciłaś na siebie odzież, po kolei wsuwając potem oba ramiona w rękawy. Guh, pierwsze wrażenie było paskudne - kurtka musiała chwilę przeleżeć na śniegu i najwyraźniej trochę go zebrała. Czułaś, że po tym wszystkim jeżeli tylko uda ci się ujść z życiem, masz gwarantowane minimum przeziębienie. No, ale to nie jest temat do rozważać w tym dokładnie momencie. Podniosłaś rewolwer z podejrzanymi kłakami. Kłaki również nie powinny być tematem do rozważań w tym momencie.

Do góry, ale nie na wprost, lecz ukosem - nie było najmniejszego sensu pakować się znów w tą czarną chmurę. Ani nie było by to nic przyjemnego, ani nie ułatwiłoby ci dostrzeżenia czegokolwiek. Musiałaś być poza tym obłokiem żeby w ogóle widzieć, do czego masz celować. Zanim jeszcze dotarłaś do szczytu, stwierdziłaś, że granat błyskowy może być nieocenioną pomocą w tej sytuacji. Znowu musiałaś się w takim razie pozbyć rewolweru z lewej ręki - dobrze wiedziałaś, że powinnaś odsunąć kciukiem kurek z powrotem do pozycji spoczynku zanim wsadzisz go w kieszeń. Postrzelenie siebie chcąc strzelać do innych byłoby trochę faux pas. Dobyłaś potem tę starą, aluminiową puszkę po jakimś przedwojennym napoju wypełnioną prochowo-fosforową mieszanką z własnoręcznie zrobionym zapalnikiem. Wciąż uciskając pistolet w prawej dłoni, postąpiłaś trzy kolejne kroki w górę, by móc wreszcie wyjrzeć zza zaspy i rozpocząć pierwszą część swojego planu - zorientować się w sytuacji. Wychyliłaś się, i...

...i zdawało się, że... dalsza część tego planu jest teraz całkiem zbędna. Szukałaś choć jednej osoby, która by stała, klęczała bądź kucała - nie było tu nikogo takiego. Ktokolwiek, kto okazuje jakiekolwiek oznaki życia - niet. Widziałaś trzy sylwetki jakieś trzydzieści metrów naprzód, w dole między wydmami. Wszystkie trzy leżały. Przy każdym z nich była broń. Ale prócz broni, śnieg pod każdym z nich był wyściełany na czerwono. Nie, żaden z nich nie mógł być źródłem głosu. Każdy z nich był ubrany na czarno, w długie płaszcze - w sumie, czego można było się spodziewać kiedy tak piździ. Koło jednego z nich prócz broni zdaje się, że leżała jeszcze czapka. Na lewo od ciał leżało coś, co ciałem być nie mogło - byłaś niemal pewna, że to twój motor. Stamtąd wydobywał się dym, a przynajmniej jego część. Musiałaś przymrugać parę razy oczami by się temu lepiej przyjrzeć, już ci się przed nimi mgliło. Możliwe, że... był w większości cały. Chociaż nie, chyba przednie koło było wygięte. Słabe płomienie i gęsty dym znajdowały się gdzieś pod bakiem. To znaczy, że jest w nim dziura. Benzyna cały czas powoli wydostaje się na zewnątrz i zasila ogień, ale dziura jest zbyt mała, by płomienie przedostały się do środka. To częściowo dobra wiadomość - jest szansa, że pojazd będzie wciąż działać, przynajmniej pod względem silnika. Pytanie, czy dziura jest u dołu czy góry baku gdy już go postawisz pionowo, ale tak naprawdę skoro otwór jest niewielki, to raczej nie powinno być problemu z jego choćby tymczasowym załataniem. Bylebyś to zrobiła zanim całe paliwo się ulotni z dymem. Dosłownie.
Kawałek dalej, połowicznie przysłonięte przez rzednący już dym, widziałaś front ciężarówki wywalonej na bok. ta była dużo bardziej poturbowana od motocykla. Już na pierwszy rzut oka widziałaś, że brakuje jednego koła. Tam, spod maski, zdaje się, że też wydobywał się dym, choć nie tak nieprzejrzysty jak ten przy jednośladzie - i było zdecydowanie więcej płomieni. Ponadto, cała ziemia wokół była tu poczerniała. Mocno kontrastowało to z bielą otoczenia. I - o, co za fart, że akurat patrzyłaś w tę stronę. Coś zdaje się wypełzało właśnie zza pojazdu, próbując pewnie oddalić się od ognia. Znaczy, no wiadomo, że nie coś, a ktoś. Ale ani nie wyglądało na część składu czarnych płaszczy, bo ubiór był raczej... jakiś taki oliwkowy, i nie był to żaden płaszcz, bardziej kombinezon. No i na pewno nie był to też żaboń. To poznałabyś od razu.
W każdym razie, wyglądało na to, że postać o tobie nie wie - dziwne zresztą było gdyby od razu cię zauważyła, jeśli ledwie wychylasz głowę, przecież między wami jest dobre pięćdziesiąt metrów, jak nie więcej. Ponadto, to czołganie się to raczej nie jest kwestia skradania się. Choć nie widziałaś stąd żadnych szczegółów to zdaje się, że tylko jedna ręka tam pracowała - z trudem podciągając resztę ciała, może z pomocą jednej nogi, a potem powoli sięgała znów naprzód, zanim cykl się ponowił. To znaczy, nie ponowił się od razu, bo zdaje się, że osoba na chwilę zatrzymała się, by spojrzeć za siebie, w stronę ciężarówki - minęło kilka sekund zanim znów upadła na płasko i próbowała czołgać się dalej. Prawdopodobnie ku ciałom. Strzelać, czy nie strzelać? Cóż, decyzja wciąż należała do ciebie.
W sumie najgorsze, że nie słyszałaś teraz żadnych głosów.
_________________
. . .
 
 
Saigai


Wiek: 31
Dołączyła: 20 Cze 2014
Posty: 42
Wysłany: Wto Kwi 09, 2019 6:06 pm   

Widok, który ukazał się moim oczom zdecydowanie odbiegał od tego co spodziewałam się zastać. Trochę zwłok i trochę przedmiotów do zgarnięcia za frajer – klawo. Do tego jeszcze motor, który być może dam radę naprawić... Znaczy jest jakaś szansa na wydostanie się nawet żywa z tego zadupia. Ale czasu ucieka a ja nie mam luksusu marnowania go, biorąc pod uwagę, że paliwo idzie z dymem... W tym momencie przypomniałam sobie o baku, który wykręciłam z tamtego drugiego motocykla. Powinien chyba gdzieś tu być. Przy odrobinie szczęścia może nawet jest cały, może jest w nim jeszcze paliwo i może nawet uda mi się go zamienić z tym uszkodzonym z motoru. Jednak wszystko rozbija się o czas i... Cholera, fakt, że nie jestem tutaj sama nieco komplikuje sprawę. Diabli wiedzą kto to jest i jakie ma zamiary. Biorąc pod uwagę, że słyszałam wcześniej jakąś rozmowę (zakładając, że nie była to halucynacja wywołana dymem) nie jest tutaj sama. Zakładając, że ta osobą była jednym z rozmówców. Raczej, a jest to tylko przypuszczenie, nie jest to członek ekipy z ciężarówki ale też nie robi to z tej osoby automatycznie mojego sprzymierzeńca. Czas, czas... Co robić? Element zaskoczenia jest najprawdopodobniej po mojej stronie ale jeśli jest tu faktycznie więcej niż jedna osoba, może mi to nie wiele pomóc. W głowie szybko przeliczyłam pozostałą mi ilość naboi. Rewolwer nie jest zbyt godny zaufania w tej sytuacji, będę raczej polegać na moim pistolecie. Poczekamy chwilę, ale tylko chwilę, bo paliwo, przycelujemy i zobaczymy jak sytuacja się rozwinie. Na myśl o oddaniu strzału poczułam w palcach mrowienie. Jeśli nadarzy się okazja i sytuacja będzie dogodna. Jeśli nie trzeba będzie opracować na biegu inny plan. A co jeśli spudłuję? Milion myśli w głowie w jednej chwili. Staram się uspokoić oddech i skupić na celowaniu. Jak spudłuję będę musiała się najpewniej nieco wycofać, może zmienić pozycję, trochę się przenieść... Na pewno będę musiała bacznie obserwować całą sytuację, mając jednak w pamięci, że czasu mam coraz mniej.
_________________
>KARTA POSTACI
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Czw Sie 01, 2019 12:01 pm   

Mając pełno wątpliwości w głowie, obserwowałaś nieznajomą postać, wyciągając broń naprzód. Starałaś się wyrównać na jednej linii szczerbinkę, muszkę i swój cel, ale przy takiej odległości wcale nie było to łatwe - czołgająca się w oddali postać była bardzo mała w porównaniu do przyrządów. Przynajmniej z twojej perspektywy.
Obcy czołgał się naprzód, podciągnięcie za podciągnięciem, aż w końcu dotarł do pierwszych zwłok. No, wydaje się, że zwłok, bo się nie ruszają. Zdaje się, że udało mu się coś znaleźć - ale nie tylko nie byłaś tego pewna, ale nawet nie miałaś szansy zobaczyć, co to mogło być, odległość była po prostu za duża. Za to coś, co mogłaś zauważyć, a raczej usłyszeć, to kolejne zawołanie. Ciężko ci było powiedzieć, czym były wypowiadane słowa. Na pewno było to jakieś zdanie, być może polecenie lub prośba jak dało się wywnioskować po tonie, ale sama treść była zbyt zniekształcona. To, co jednak byłaś w stanie całkowicie rozpoznać, to ten charakterystyczny, irytujący skrzek, chyba jedyny taki głos jaki słyszałaś w całym swoim życiu. To musiał być ten cały "żaboń".
Osoba, którą próbowałaś trzymać na muszce znów odwróciła się w kierunku płonącego wozu, wykrzykując coś w drugą stronę, stanowczym tonem. Choć słyszałaś to dużo wyraźniej, nadal nie byłaś w stanie zrozumieć słów. "Hugo kuna"? Tak to brzmiało. Tak czy siak, byłaś praktycznie pewna, że był to jeden z tych głosów, które słyszałaś wcześniej. Brzmiał w sumie trochę żeńsko. Po zawołaniu, postać znów opadła na płasko i zaczęła czołganiem zmierzać w kierunku drugiego z ciał, czyli może jakiś metr czy dwa bliżej w twoją stronę.
_________________
. . .
 
 
Saigai


Wiek: 31
Dołączyła: 20 Cze 2014
Posty: 42
Wysłany: Nie Cze 28, 2020 7:51 pm   

Głos brzmiał jak "żaboń" ale czy to na pewno on? Może to tylko halucynacje od tego dymu albo coś. No i jeszcze postać zaczęła się zbliżać. Świetnie, po prostu kurwa świetnie. Jeśli będę chciała do niej strzelić trzeba będzie zacząć celować od nowa. Nagle przypomniałam sobie o tym, że w sumie to zimno mi jak diabli. No nie jest to niczym zaskakującym - jestem na jakimś wypizdowie zasypanym śniegiem, z przemoczoną skórzaną kurtką, w dżinsowych szortach i koszulce bez rękawów - w najlepszym wypadku brzmi to jak solidne przeziębienie, w najgorszym jakieś zapalenie płuc czy inne cholerstwo. Żeby się z tego wylizać, o ile się uda wypstrykam się zapewne totalnie z kapsli. Jeszcze jeśli doliczyć do tego fakt, że prawie wybiłam sobie zęby i solidnie się potłukłam przy tym "drobnym" wypadku. I do tego diabli wiedzą co dalej. Robiąc w głowie rachunek zysków i strat, cały czas mając z tyłu głowy, że czas ucieka a moje paliwo idzie z dymem (i cholera wie, czy przez ten czas ogień nie uszkodzi czegoś jeszcze - w tym mojego "majątku ruchomego", który znajdował się w schowku motoru) doszłam do wniosku, że generalnie jebać to wszystko i zdecydowałam się ogarnąć motor i spadać stąd. Skoro tamte typy już nie żyją to chyba największe zagrożenie z głowy. Mimo wszystko nie ma co lecieć "na pałę", lepiej będzie obejść to nieco na około po wydmach, podejść do motoru i ogarnąć go. Spojrzałam przelotnie w niebo - może uda mi się to zrobić zanim się ściemni. Opuściłam nieco broń, ale nadal trzymam ją w pogotowiu i ostrożnie zaczęłam przemieszczać się po wydmach w kierunku motoru. Przy okazji zwracam jeszcze uwagę na to, w którą stronę unosi się ten czarny dym. Wleźć w niego zdecydowanie nie byłoby dobrym pomysłem. Po drodze upewniam się, że nadal jeszcze posiadam swoje klucze - w końcu bez narzędzi ciężko będzie cokolwiek naprawić.
_________________
>KARTA POSTACI
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Nie Sie 23, 2020 5:10 pm   

Twoje wahanie zajęło już dość sporo czasu, ale wreszcie udało ci się dojść do jakiejś decyzji - musisz szybko dotrzeć do motocyklu nim będzie za późno, by go odratować. Głupio jednak byłoby po prostu próbować przebiec te kilkadziesiąt metrów licząc na to, że nie będzie się zauważonym, więc zdecydowałaś, że lepiej będzie raczej przejść dookoła. Skryłaś się ponownie za wydmą przed wzrokiem nieznajomej postaci i poczęłaś iść w swoje lewo, tuż przy "ostrym" szczycie piaskowo-śniegowej zasłony. Musiałaś wycenić na oko odległość potrzebną do przebycia by móc zbliżyć się do motoru wykorzystując ciężarówkę i dym jako zasłonę - niestety, miałaś pecha rozbić się na samym środku "doliny" pomiędzy wzniesieniami. Gdy w końcu wydawało ci się, że jesteś już na dobrej pozycji, znów się ostrożnie wychyliłaś, badając pobojowisko pod innym kątem.

Cóż no, scena bardzo się nie zmieniła przez ten czas, choć na pewno nowa perspektywa dała ci lepszy pogląd na sytuację. Z tej strony widziałaś, że pod tą płonącą ciężarówką ktoś jest, w miejscu które nie było widoczne z poprzedniej pozycji. Nie w całości, oczywiście - przednie koło przytrzymywało "jedynie" lewą rękę człowieka razem z barkiem przy ziemi, plecami do góry. Nie wyglądało na to, by był w stanie się samemu wydostać. Bez wątpienia jeszcze żył, ruszał się, ale nie wiadomo jak długo biorąc pod uwagę, że trzymająca go ciężarówka płonie. Zaraz, zaraz, no i ta wyblakło-fioletowa bluza wyglądała już znajomo. To na pewno jest ten gościu ze skrzekliwym głosem. Ciężko w ogóle powiedzieć, jakiego trzeba mieć pecha, żeby skończyć w takiej sytuacji. Przy nim śnieg był zabarwiony na czerwono. Widać też było podłużny ślad odchodzący stąd za ciężarówkę, gdzieś, gdzie "pozostawiłaś" nieznajomą osobę przeszukującą trójkę ciał, których teraz nie widzisz. Znaczy to pewnie, że obcy był już przy żaboniu i najwyraźniej nie zdecydował się jeszcze go zamordować. Wciąż jednak zostawił go na pastwę losu.

Mogłaś stąd dotrzeć do motoru i/lub skrzekacza raczej bez bycia zauważoną nijak przez ostatnią postać, całkiem po cichu, jeśli tylko chciałaś. Sprawdziłaś i tak, wciąż miałaś ze sobą oba klucze do ewentualnej naprawy pojazdu. Dym kierował się teraz na prawo od ciebie, w górę zbocza na którym znajdowałaś się jakąś minutę temu. Niestety, nie wiedziałaś, jaka to jest strona świata.
_________________
. . .
 
 
Saigai


Wiek: 31
Dołączyła: 20 Cze 2014
Posty: 42
Wysłany: Sob Lis 27, 2021 8:56 pm   

Decyzje, decyzje, wybory wybory... Żaboń utknięty pod ciężarówką - słabo, ale w tym momencie to nie mój problem. A w każdym razie nie jest to mój priorytetowy problem. Nieznanej, czołgającej się postaci nie ma... Gdzie jest, nie wiem. Wróci czy nie, diabli wiedzą a moje paliwo idzie z dymem. Na wszelki wypadek zatrzymam przygotowany pistolet pod ręką. Na oko oceniam odległość dzielącą moją obecną pozycję od motoru. Uda mi się po prostu zjechać ze skarpy tak, by zatrzymać się tuż przy nim czy jednak będę musiała jeszcze prześlizgnąć się kawałek starając się pozostać możliwie niezauważona. Roztarłam zmarznięte ręce, dobra, niech się dzieje cop chce. W ten sposób przynajmniej mam choć cień szansy, żeby się stąd wydostać. Jeśli dopadnie mnie tu po prostu noc tak bez niczego to już będzie koniec. Ryzyk-fizyk. Ruszam więc najszybciej jak mogę w kierunku motoru, starając się zachować przy tym w miarę możliwości ostrożność i w miarę uważnie obserwując otoczenie. Priorytet ma ugaszenie motoru, a w następnej kolejności naprawa uszkodzeń. Znaczy, jeśli da się je naprawić rzecz jasna. Jeśli będzie trzeba coś się zaimprowizuje, przecież nie raz walnęło się z jednej i drugiej strony, skleiło taśmą izolacyjną i działało - jakoś to będzie. A jak coś wyskoczy...? Cóż, pistolet naładowany i przygotowany, jedyne co to trzeba będzie wystarczająco szybko i celnie zareagować. Jestem zmęczona, zmarznięta i w sumie coś by się zjadło, więc zdecydowanie nie jestem w nastroju na przedłużanie tego i czcze gadanie. A żaboń? Jeśli jeszcze będzie żył gdy już ogarnę motor to wtedy ogarnie się i jego, choć szczerze wątpię by w tym położeniu było tutaj cokolwiek do ogarniania. Ewentualnie może jeszcze zostały jakieś fanty, których tamta osoba nie zgarnęła, to też się obczai. Ale jednak najważniejsze rzeczy w pierwszej kolejności - ugaszenie i naprawa motoru.
_________________
>KARTA POSTACI
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Sob Lip 09, 2022 11:04 pm   

https://docs.google.com/document/d/1GQgsT7PRUo_BV3JKb-bHfVX7W4E-Qb71T9bfOVBL7EQ/edit
_________________
. . .
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



smartDark Style by urafaget
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 4