Wiele sfer Strona Główna Wiele sfer
Mało gier
 
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy
Rejestracja :: Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Rozdział I: The Blue Core
Autor Wiadomość
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Wto Paź 22, 2013 1:30 pm   Rozdział I: The Blue Core

Ogromne telebimy zainstalowane na większych budynkach Los Angeles emitowały właśnie jedną z reklam Clark Corporation, informującą o rychłej premierze nowego modelu sztucznego organu serca zaprojektowanego specjalnie dla sportowców. W momencie, gdy biały mężczyzna z koszulką z logiem Korporacji wyprzedzał na bieżni dwójkę wysokich, smukłych murzynów, ekrany niespodziewanie zgasły. Ludzie na ulicach zaczęli zatrzymywać się i patrzeć w górę na telebimy, gdzie niespodziewanie wyświetlony został program informacyjny.
-Przerywamy emisję programu, otrzymaliśmy właśnie gorące wiadomości! – wygłoszony przez młodą prezenterkę komunikat rozbrzmiał na ulicach centrum. –Na ulicach dzielnicy czwartej w sektorze 4-Y ma miejsce śmiertelnie niebezpieczny pościg grupy podejrzewanej o atak na jeden z magazynów Korporacji. Dzięki uprzejmości władz Los Angeles nasza stacja otrzymała wgląd do jednej z kamer w policyjnym helikopterze…
Na ekranie wyświetlono przekaz z lotu ptaka na żywo. Jedną z ciasnych ulic miasta gnał ogromny, czarny transporter, ścigany przez kilkanaście radiowozów z wyjącymi kogutami. Wyglądało na to, że ktoś miał spory problem. Wśród tłumu rozległy się gwizdy i krzyki, choć trudno było ocenić, komu zebrani późną nocą obywatele kibicowali…


* * *

[soundtrack]

Nie wiedzieliście, czy od potężnej eksplozji za waszym pojazdem minęła minuta, dwie, czy może piętnaście. Wewnątrz kabiny byliście niczym uwięzieni w innym wymiarze, gdzie czas nie grał żadnej roli. Balansowanie na granicy życia i śmierci wykończyło was psychicznie do tego stopnia, że zaczęliście powoli się poddawać. W tej chwili najłatwiej było po prostu przeczekać najgorsze, zupełnie biernie. Jakiekolwiek wasze akcje i tak nie miałyby teraz znaczenia, bo wyskoczenie z tej jeżdżącej twierdzy czy ostrzelanie pościgu na pewno na wiele by się wam nie przydało. Wycie syren radiowozów oraz hałaśliwe łopotanie wirników helikopterów były coraz bliżej i doskonale zdawaliście sobie sprawę, że jedynie cud może was teraz uratować. Po udanej ucieczce i wysadzeniu potwora w powietrze trafiliście z deszczu pod rynnę – teraz mieliście na karku pewnie połowę policji Los Angeles.
Kiedy rozejrzeliście się po wnętrzu pojazdu, zdaliście sobie szybko sprawę, że przeżyła was tylko garstka. Poza wami, znajdowali się tutaj dwaj najemnicy, oraz dwie kobiety - Ruda i Czarna. W kabinie kierowcy siedzieli chyba jeszcze android Rob oraz informator Irna, Preston Cooper. Był z wami oczywiście również android, którego uwolnił z kabiny hibernacyjnej Michael. Wyglądało jednak na to, że na tą chwilę przeszedł on w stan oszczędzania baterii czy coś w tym stylu, ponieważ siedział tylko obok swojego tymczasowego „Pana” ze zwieszoną głową. Szkarłatna ciemność, hałas i wstrząsy przygotowywały was na najgorsze…
_________________
> Karta postaci.
Ostatnio zmieniony przez Cinek Nie Lut 08, 2015 11:25 am, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Pon Paź 28, 2013 5:15 am   

Uciekliśmy. Żyjemy. Te dwa radosne słowa zajmowały teraz większość moich myśli. Nawet, jeśli nie były do końca prawdą. Nawet, jeśli doskonale zdawałem sobie sprawę, że moje życie wisi teraz na włosku i potrzebuję natychmiastowej opieki medycznej. Nawet, jeśli tak naprawdę wcale jeszcze nie uciekliśmy, bowiem wycie syren niczym zawodzenie kojotów wychodzących na żer w środku nocy nie dawało nam spokoju... Wciąż mogłem czuć tę ulgę. Bo udało nam się zbiec przed tym przerażającym tworem. Żyjemy, bo nie udało mu się nas zabić... wszystkich. Ta ulga... czy to nie była jednak ucieczka? Próba uniknięcia odpowiedzialności. Bądź co bądź, tylko i wyłącznie mnie można winić o pojawienie się tego potwora. gdybym tylko poszedł po rozum do głowy i nie posłuchał się instrukcji faceta z nagrania! Teraz mogę sobie co najwyżej pluć w brodę. Choć w moim stanie pewnie nawet to nie jest najlepszym pomysłem. Nie mogę cofnąć czasu, więc... póki co, muszę skupić się na przetrwaniu.
Pasy. Przede wszystkim, pasy. Zapiąć. Niekontrolowany upadek z miejsca na którym siedzę mógłby się dla mnie skończyć fatalnie. Z każdym oddechem czuję niesamowity ból w piersi, w boku... doskonale wiem, że jest ze mną źle. Ale sam nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Mogę jedynie zmuszać sam siebie do normalnego oddychania, na przekór silnym ukłuciom w płucach. Chociaż... nie, nie mogę wciąż być bierny. W każdej chwili może pojawić się potrzeba by znów podjąć jakieś akcje. Najlepiej będzie jeśli sprawdzę, czy na pewno będę wtedy gotowy.
Ta elektroniczna spluwa... wyświetlacz wskazywał ostatnio chyba bardzo duży numer. Powinno starczyć jeszcze na przynajmniej kilka strzałów. Taser... chyba trzeba wymienić głowicę. Zdaje się, że są jednorazowe. Dlatego zrobię to teraz, od razu. Dalej... zostały mi jeszcze jakieś granaty? Chyba ostatni dałem Rudej... ale obmacam jeszcze kieszenie na wszelki wypadek. Po tym rozejrzę się powoli po wnętrzu transportera. Czy tylny właz jest naszym jedynym wyjściem ze środka? Może są drzwi z kabiny kierowcy? Górny właz? Albo dolny, jak w czołgach z filmów, pozwalający na ewakuację z pojazdu nawet pod ostrzałem? Nigdy wcześniej nie byłem wewnątrz militarnego pojazdu, więc dobrze będzie się rozeznać. Zostało nas... niewiele. Na otwartą walkę raczej nie mamy szans. I właściwie... kim jest ten przysypiający gość obok Michaela? Chyba nie widziałem go wcześniej. Ale to w tym momencie mniej ważne. Ważniejsze jest pytanie...
- ...Mamy jakiś plan czy liczymy na szczęście? - zapytałem głosem, który pewnie brzmiał niesamowicie słabo z powodu odniesionych obrażeń. Oj, obyśmy mieli coś zaplanowane. Najlepiej w pełni uzbrojonego mecha bojowego który rozgromi całą pogoń. Albo przynajmniej jakąś małą armię z wyrzutniami rakiet, która odetnie glinom drogę.
_________________
. . .
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Śro Paź 30, 2013 2:01 pm   

Taki zmęczony. Słyszę za nami syreny, ale wydaje mi się, jakby oddzielał mnie od nich ocean. Charles...cholera, pewnie już nie żyje. A ja ledwo mogę ruszyć palcem. Spojrzałem na Irna i po chwili tak jak on zapiąłem pasy, by nie wypaść. Potem ściągnąłem okulary, powiesiłem je u zapięcia płaszcza przeciwdeszczowego i zwiesiłem głowę jak mój nie do końca ludzki towarzysz, próbując zasnąć. I tak nic nie zdziałam w tej sytuacji. Jak nas dorwą, to zginę we śnie, w miarę bezboleśnie. Jak będziemy ocaleni, to nie padnę na twarz od razu po wyjściu z transportera. Same profity.
Mam tylko nadzieję, że jestem na tyle zmęczony, by móc zasnąć w morzu syren, warkotu silników i całej reszty tej kakofonii. Dobrej nocy wszystkim, może się jeszcze zobaczymy.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Wto Lis 05, 2013 6:53 pm   

[Ten sam soundtrack]

Pościg był coraz bliżej, czuliście to. Nie wiedzieliście, czy nawet tysiąc "planów B" mogłoby uratować wam teraz skórę. Byliście zdziesiątkowani, a ci co zostali przy życiu nie trzymali się najlepiej. Na pytanie Irna nikt nie odpowiedział, zupełnie jakby bał się, że przerwanie tej konsternacji może wywołać jakąś katastrofę. Nawet jeśli z początku mieliście jakieś drogi ucieczki, nieoczekiwany zwrot akcji w postaci pojawienia się mutanta zabrał wam zbyt dużo czasu, aby teraz użyć któregokolwiek z waszych kół ratunkowych. Obaj zapięliście pasy - chyba tylko po to, aby w razie wypadku pożyć jeszcze kilka chwil dłużej.
-Lider mocno oberwał... na pewno nie zdąży się zregenerować i przybyć nam na ratunek! - pisnęła czarnowłosa dziewczyna, łapiąc się za głowę w nagłym ataku paniki. -Preston, musisz wezwać Raidona! Błagam cię, tylko on może nas uratować...!
-Wiem o tym, głupia! - wrzasnął przez mikrofon z kabiny kierowcy młodzieniec. -Szykujcie kieszonkowe, bo za coś takiego drogo sobie policzy! Pieprzony dredziarz...! Cholera, ustawili wszędzie blokady w promieniu dwóch kilometrów... Odbieraj, cholerny...!
Nagle coś huknęło, pojazdem zatrzęsło jakby uderzyła w niego od boku łapa jakiegoś giganta. Rzuciło wami jeszcze dwa razy w różne strony, aż poczuliście niesamowicie silne przeciążenie. Hałas i seria uderzeń były tak silne, że jedyne co mogliście zrobić, to złapać się kurczowo swoich siedzeń. Przez chwilę nie wiedzieliście, gdzie góra a gdzie dół, podłoga zamieniała się z sufitem z niesamowitą prędkością.
-...siadać! ...ko! -słyszeliście niczym z oddali, aż nie odzyskaliście w pełni zmysłów. -Wysiadać! Wszyscy, do broni! Musimy utrzymać tą pozycję!
To był Preston... i wyglądało na to, że sam nie wierzył już w wasze szanse na ucieczkę. Samochód najwidoczniej agresywnie dachował przez najbliższe kilkanaście sekund. Poganiani przez towarzyszy rozpięliście pasy i słaniając się na nogach opuściliście transporter, popychani w plecy. Cały czas na w pół przytomni myśleliście już tylko o tym, żeby nie zginąć w nagłej eksplozji, ale przynajmniej z serii energetycznych pocisków prosto w klatkę piersiową. Kiedy szkarłatna ciemność wnętrza kabiny zastąpiła wam ciemność szerokiej ulicy oświetlonej kogutami radiowozów, a mroźne powietrze uderzyło w wasze twarze, usłyszeliście kolejne rozkazy i kilka serii z karabinu. Wszyscy biegli w stronę wywróconych i połamanych betonowych płyt, aby schować się przed nimi i czekać na posiłki. Ale jakie posiłki? Naokoło znajdowały się wysokie na dziesiątki pięter budynki, kolejne radiowozy nadciągały z każdej strony, nad waszymi głowami rozlegał się hałas łopoczących wirników helikopterów. Nie wiedzieliście nawet, gdzie się podziać, panujący wokół chaos działał na wasze zmysły jakby czas biegł co najmniej dwa razy szybciej...

Jeden z super-szybkich pojazdów policyjnych, opancerzonych lśniącymi tarczami z symbolem specjalnej jednostki pościgowej Los Angeles i dwoma karabinami sześciolufowymi na dachu, wyrwał się z ogromnej grupy samochodów i ruszył z przeraźliwym rykiem silnika w waszą stronę. Kiedy potężne armaty zaczęły obracać się wokół własnej osi w celu zmasakrowania wszystkiego na swojej drodze, z nieba niczym kometa spadł na ziemię... człowiek. Ubrany w czarne dżinsy, fioletową koszulkę bez ramiączek z dużym znakiem pojedynczej nutki na plecach. Uderzenie jego nóg o ziemię tuż przed pojazdem pościgowym rozwiało na boki jego czarne, długie włosy upięte w grube dredy, ukazując twarz częściowo przysłoniętą brązowymi okularami przeciwsłonecznymi. Policyjny pół-czołg wbił się w niego z ogromnym impetem, kiedy ten złapał jego przednią tarczę w potężny uścisk, hamując z piskiem butami o asfalt... zaraz po czym zmienił on ustawienie nóg, z wrzaskiem obrócił się i niczym człowiek nie-z-tego-świata cisnął ogromnym pojazdem w niebo. Jeden z helikopterów, zanim zdążył choćby zmienić kurs, został staranowany lecącym kilkutonowym pociskiem, finiszując zderzenie niesamowitą eksplozją obu obiektów. Pozostałe radiowozy skręciły na obie strony, okrążając mężczyznę z piskiem opon. Zanim zdążyliście złapać oddech, przerażający przybysz w przeciągu ułamka sekundy przemieścił się w ich pobliże i potężnym kopnięciem posłał jeden z pojazdów na dach, zagradzając tym samym drogę dwóm innym. Na hałaśliwą kraksę nie trzeba było długo czekać. Nie mieliście pojęcia co się działo ani kim był ten nadczłowiek, ale jedno zauważyliście na pewno - nie miał żadnych protez czy też innych widocznych wszczepów, które dawałyby mu takie możliwości. Wyglądało to tak, jakby po prostu poruszanie się z taką prędkością i uderzanie z taką siłą były naturalnymi umiejętnościami jego biologicznego ciała, co było oczywiście niemożliwe dla jakiejkolwiek istoty ludzkiej.
Zanim się spostrzegliście, okolicą wstrząsnęła seria eksplozji, wśród której - mogło się wam wydawać bądź nie - słyszeliście makabryczny, szaleńczy śmiech...

[Soundtrack_2]

Z chmur płomieni i dymu, wśród wrzasków agonii i krzyków o pomoc wyłoniła się powoli czarna sylwetka mężczyzny z powiewającymi w podmuchach pożogi dredami. Wiszące nad wami helikoptery zaczęły okrążać was coraz większym łukiem, zaś pozostałe radiowozy zatrzymały się w bezpiecznej odległości, z nadal włączonymi syrenami. Postać spokojnie szła w waszym kierunku, uśmiechając się z wysoko podniesionymi brwiami. Szła z rękami w kieszeniach, spoglądając z politowaniem w bliżej nieokreślone miejsce w przestrzeni, absolutnie nie przejmując się gorejącym naokoło niej obrazem zniszczenia. Preston zerkał znad ułamanej betonowej płyty w jego stronę, samemu nie mogąc uwierzyć w to co zobaczył.
-Wszyscy, do kanału...! - krzyknął nagle w waszą stronę, wskazując znajdujący się nieopodal kroczącego powoli mężczyzny. -To nasza jedyna szansa!
_________________
> Karta postaci.
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Pią Maj 09, 2014 7:46 pm   

Co się dzieje. Nie ogarniam. Jestem tak kurewsko zmęczony, że nawet nie utrzymam broni w dłoni. Miota mną jak szmacianą kukłą, nawet nie próbuję walczyć z bezwładnością gdy rzuca samochodem. Teraz za jakieś płyty betonowe bo do nas strzelają. Rozpiąc pasy, bo inaczej się nie wydostanę, to jeszcze pamiętam. Chowam się, by nic mnie w łeb nie walnęło i kurczowo trzymam torbę. Jakby ktoś się czepiał to oddam mu broń by walił na dwie lufy. Nie uśnij, Mike, nie uśnij...Chociaż może i uśnij? Śpiąc będę wyglądał jak trup a paka jest lepsza od śmierci...Chociaż, chuja, jak mnie dorwą i rozpoznają Korporaci to zrobią mi z krocza wiwisekcję żaby.
Nie zasypiaj, Majkel. Dzięki Bogu, spadający z nieba ludzie i śmiejący się psychopaci przynajmniej sprawiają, że mój instynkt samozachowawczy trzyma mnie na nogach...nawet jeśli czuję się jak w jakimś kisielu. Wiejemy do kanałów? Dobra, lecimy, lepsze to niż siedzenie tutaj tuląc torbę. Idę za kimś, nie pcham się do przodu lecz trzymam cały czas głowę nisko, jak już będziemy na dole to staram się trzymać pośrodku szeregu by mieć naturalną tarczę z moich kompanów w zbrodni.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Wto Lip 01, 2014 1:27 pm   

Michael Aquato
Panujący dookoła chaos trzymał twoje nerwy na wodzy. Jako złoczyńca będący inżynierem z zawodu myślałeś w tej chwili tylko o tym, aby przeżyć, a nie w magiczny sposób przysłużyć się drużynie jako wsparcie ogniowe. Spadający z nieba deus ex machina ułatwił ci spełnianie swojej roli bezużytecznego na tę chwilę członka grupy, dzięki czemu mogłeś przeżyć przynajmniej czas spędzony na powierzchni. Zaraz po tym rzuciłeś się razem z innymi w stronę wejścia do kanału, docierając tam jako jeden z pierwszych. Twoje nogi dawno osiągnęły już swój limit, jednak zmusiłeś je jeszcze na ten ostatni wysiłek. Usłyszałeś kolejne strzały i jedną silniejszą eksplozję, one jednak ciebie już nie dotyczyły...
-Prędko, za mną...! - usłyszałeś znajomy głos, jednak z wyczerpania nie byłeś już w stanie przypomnieć sobie czyj. Kątem oka spostrzegłeś w ciemnym tunelu, w stronę w którą biegliście, czerwono-niebieskie światła migające na przemian. Usłyszałeś też ciche sapanie siłowników pneumatycznych i miarowe uderzenia czegoś cholernie ciężkiego o podłoże. Byłeś w tej chwili tak osłabiony, że nic nie przychodziło ci do głowy. Wiedziałeś, że w sytuacjach zbyt dużego przeciążenia twojego organizmu wyczerpaniem i stresem, twoje implanty w głowie wyłączały się, aby w efekcie przegrzania i zbyt intensywnego wpływu na mózg nie doprowadzić go do częściowego uszkodzenia. Wtedy dopiero miałbyś zabawę.
Widziałeś wszystko przed sobą jak przez zabrudzoną szybę. Kręciło ci się w głowie. Zza rogu wyłonił się mechaniczny łeb dużego policyjnego mecha, oślepiające światło skanera identyfikującego oślepiło cię na moment. Usłyszałeś, jak ktoś coś do ciebie mówi, po czym wzięto cię pod ramię i pociągnięto w jakąś stronę. Ostatnią myślą, jaka przeszła ci przez głowę, było: ciekawe, gdzie się obudzę? O ile w ogóle...



* * *


Nie wiedziałeś jak długo patrzyłeś się w oślepiające twoje oczy światła. W normalnej sytuacji pewnie po prostu odwróciłbyś wzrok, jednak tym razem nie miałeś do tego zbyt wiele siły. Nawet zamykanie powiek niewiele pomagało. Pełną świadomość i kontakt ze światem materialnym odzyskałeś dopiero po dłuższym czasie - ile minęło jednak minut czy też godzin, nie miałeś pojęcia. Położyłeś powoli głowę na czymś miękkim, odwracając wzrok od lamp. Widziałeś kilku krzątających się mężczyzn w szpitalnych kitlach, obok ciebie stała zakrwawiona tacka z jakimiś narzędziami chirurgicznymi. Po chwili na drodze twojego spojrzenia stanął niewysoki mężczyzna z małymi, przenikliwymi oczkami.
-Widzę, że nie podałem wystarczająco dużo środka nasennego - powiedział, a jego kurze łapki po bokach oczu zmarszczyły się jeszcze bardziej. Najwyraźniej się uśmiechnął. -Masz szczęście, że przeżyłeś to, mały. Ach, gdzie moje maniery. Jestem doktor Honeyball Oetker. Poproszono mnie, abym zajął się twoją raną postrzałową. Odkąd jesteś już jednak na moim stole, nie chciałbyś coś w sobie... zmienić? Przekazano mi, że mogę złożyć ci taką propozycję. W twoim ekwipunku znaleziono ciekawe implanty, sztuczne płuca i nerki. Przyznam, że to modele z pierwszej półki, szkoda byłoby sprzedawać je na czarnym rynku. Pieniądze są i pieniędzy nie ma, a nowiutkie organy to coś wspaniałego. Sądząc po wyczerpaniu twojego organizmu po ostatniej misji, przydałyby ci się przynajmniej nowe płuca. Pomyśl tylko, ile wtedy mógłbyś przebiec na jednym wdechu! Co ty na to? Oczywiście, nie zrobię transplantacji za darmo, moja cena jest wszakże bardzo mała i... wygodna. Potrzebuję jedynie zatrzymać dla siebie twoje naturalne organy. Co ty na to?
_________________
> Karta postaci.
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Sob Lip 05, 2014 12:52 pm   

Podniosłem powoli głowę i rozejrzałem się po mojej nowej lokacji, poprawiając okulary na nosie jeśli widok okaże się lekko rozmazany. W takich sytuacjach chyba lepiej nie zadawać zbyt wielu pytań. Ale jak mogłem się powstrzymać w obecnej sytuacji?
-Ja...Kto mnie tutaj zaciągnął? Gdzie jestem? Ile tu leżałem? Co się stało...tam? I na co ci moje organy?
To chyba było wszystko, co mnie na chwilę obecną interesowało. Pocięcie mnie na kawałki może poczekać, a dobrze wiedzieć, czy moje płuca nie będą robić za seks-zabawkę jakiegoś bogacza po tej operacji. Ej, Mike, humor ci wraca, chyba czujesz się już lepiej, och ty ty. Ciesz się tym póki możesz, zanim dowiesz się, że zostałeś złapany przez Korporatów i chcą z ciebie zrobić bezwolnego terminatora. Czy coś. Jasna cholera, gdzie ja jestem?
_________________


>Karta postaci.
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Sob Lip 05, 2014 1:13 pm   

Doktor Honeyball Oetker wpatrywał się w ciebie swoimi przenikliwymi oczkami w niemal nienaturalnym bezruchu. Przez cały ten czas nie mrugnął choćby jeden raz. Kiedy rozejrzałeś się dookoła, szybko zdałeś sobie sprawę, że leżysz na stole operacyjnym w mało przestronnej sali. Słyszałeś ciche pikanie aparatury medycznej w rytm twojego tętna, czułeś zapach szpitalnego powietrza. Coś jednak mówiło ci, że w żadnym szpitalu nie byłeś. Klimatowi tego miejsca bliżej było do chłodnego, wilgotnego środowiska położonej głęboko pod ziemią piwnicy. No ale nawet tego nie mogłeś być teraz pewny. Nie czułeś również żadnego bólu pochodzącego z twojej rany postrzałowej.
-Tyle pytań na raz. Chociaż w twoim wypadku może to i coś zupełnie normalnego. Dobrze, odpowiem przynajmniej na część z nich… – odezwał się doktor, uśmiechając się chyba jeszcze szerzej i mrugając do ciebie przyjaźnie. –Masz szczęście, że udało ci się dotrzeć tutaj razem z innymi. Słyszałem, że kilku z was zostało złapanych przez policję i chyba nie mają teraz tego komfortu co ty. No, pomijając fakt, że gruba większość waszej drużyny postradała życia. W tej chwili jesteś w mojej sali i do moich obowiązków należy postawienie cię na nogi, za to mi płacą. A wymiana organów to jedynie moja własna propozycja. Mały interesik na boku. Oferuję ci swoje najwyższe kwalifikacje chirurgiczne w zamian za twoje naturalne organy, które po wszczepieniu implantów i tak już do niczego ci się nie przydadzą. Quid pro quo, coś za coś. Chyba i tak nie miałbyś zamiaru wsadzić ich do wielkiego słoja z formaliną i postawić na honorowym miejscu w swoim mieszkaniu, nieprawdaż? Zakładając oczywiście, że zdecydujesz się na operację.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Nie Lip 06, 2014 10:23 am   

Doktor odpowiedział mi na parę pytań. Szkoda tylko, że nie były to pytania które były szczególnie ważne w tej sytuacji. Cholera, nie wyglądało to ciekawie. Ale biorąc pod uwagę, że jestem gdzieś pod ziemią...Lepiej może się nie wychylać? Jesteś pośród wron, kracz. No i skoro prosi mnie grzecznie o organy, to nie chcą mnie zabić ani ubezwłasnowolnić. To już jakoś napawa optymizmem.
-Kazali ci przeprowadzić na mnie jakąś inną operację czy zakleić jedynie rany? - spytałem jeszcze, kładąc się znowu na stole. Gdy tylko dostanę odpowiedź, nawet jeśli wymijającą, wzdycham, zdejmuję okulary, przecieram twarz, zakładam okulary.
-Dobra, równie dobrze mogę. Nerki i płuca...A ja myślałem, że ręka będzie dla mnie szczytem ekstrawagancji. - profesjonalny lekarz za półdarmo nie zdarza się codziennie, bądź co bądź.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Nie Lip 13, 2014 10:34 am   

Michael Aquato
-Miałem jedynie zająć się twoją raną postrzałową, to wszystko - powiedział doktor uprzejmym tonem. -Twój ogólny stan zdrowia nie jest taki tragiczny, co najwyżej przez kilka dni nie będziesz mógł się swobodnie ruszać z powodu przemęczenia organizmu. Regeneracja nie potrwa jednak dłużej niż tydzień. Kula przeszła przez twoje ciało na wylot, omijając punkty witalne, więc tym też nie powinieneś się przejmować.
Po twojej odpowiedzi odnośnie wymiany organów doktor kiwnął jedynie lekko głową, po czym sięgnął po coś poza zasięgiem twojego wzroku. Zanim się spostrzegłeś, na dolnej części twojej twarzy wylądowała plastikowa maska. Usłyszałeś, jak doktor coś do ciebie mówi, zanim jednak dobrze się nad tym zastanowiłeś, odpłynąłeś...

Kiedy obudziłeś się po raz drugi, tym razem twoje oczy nie oślepiało żadne intensywne światło. Wręcz przeciwnie, w pomieszczeniu w którym się właśnie znajdowałeś panował przyjemny półmrok. Gdyby nie otwarte drzwi na oświetlony korytarz na drugim końcu sali, zapewne byłoby tutaj zupełnie ciemno. Próbowałeś dźwignąć się na łokciach, ale byłeś w stanie wydać z siebie jedynie krótkie stęknięcie. Chodzenie czy choćby wstanie z łóżka może być dla ciebie teraz nie lada problemem. Kiedy zabrakło ci tchu, natychmiast wziąłeś głęboki oddech... przy czym poczułeś coś zupełnie nowego. Jakby twoje płuca były osobnym organizmem, któremu jedynie wydawałeś bezpośrednie polecenia za pomocą mózgu, albo... coś takiego. W każdym razie, to dziwne doświadczenie było ci zupełnie obce. Szybko przypomniałeś sobie, że w fazie półprzytomnej rozmowy z jakimś podejrzanym doktorkiem zgodziłeś się na wszczepienie ci dwóch sztucznych organów - płuc i nerek. W tej chwili każdy oddech wydawał ci się o wiele pełniejszy niż poprzednio, słyszałeś też przy nim ciche sapanie jakichś mechanizmów, dźwięk podobny do dmuchania balonu. Czytałeś gdzieś w jakimś magazynie, że niektóre z najnowszych modeli sztucznych płuc posiadają funkcję magazynowania tlenu, dzięki czemu ich użytkownik może przykładowo spędzić kilka minut pod wodą bez potrzeby zaczerpnięcia powietrza. Może warto później zajrzeć do instrukcji obsługi? Co do nerek, nie czułeś prawie żadnej różnicy, poza tym że masz w tamtych rejonach coś nowego, czy raczej... obcego.
Twoje okulary, jak szybko się spostrzegłeś, leżały na szafce nocnej. Ty sam ubrany byłeś w jakąś trochę przydużą piżamę która raczej nie pachniała, jakby ktoś wyprał ją po poprzednim użytkowniku. No ale nie mogłeś narzekać, przynajmniej żyłeś.
-...nie wiem dlaczego, ale nawet Kevin nie był w stanie zresetować ustawień jego rdzeni...
-Grunt, że tamtego nie złapali, mielibyśmy wtedy duży kłopot. Kiedy dostaniemy jakieś dokładniejsze rozkazy?
Z korytarza dochodziła cię odbijająca się ścianami rozmowa i odgłos kroków kilku osób. Nie wiedziałeś, czy kierowali się stricte do twojej sali, czy może tylko przechodzili obok jej wejścia.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Śro Lip 16, 2014 3:50 pm   

Ło-o-o. Ale dziwne uczucie. Może nie tak dziwne, jak cała rehabilitacja by nauczyć się od nowa operować ręką od łokcia w dół, ale i tak trochę mi zajmie przyzwyczajenie się do nowych flaków. Zwłaszcza nerek, już nigdy więcej kaca ani efektów odstawienia, mogę rzucić się na jakąś większą robotę, przeżyć i zostać alkoholikiem do końca moich dni. Po ostatnich zdarzeniach to jest chyba szczyt moich możliwości.
No dobra, Mike, nie czas na dowcipy, wciąż nie wiesz co się stało. Zakładaj okulary na nos i udając zdezorientowanego pacjenta, nasłuchuj tych co tutaj idą. Może zaraz wszystko się wyjaśni ale póki co, zgrywasz kretyna który nie wie gdzie jest i się rozgląda. I nie pokazuj po sobie dyskomfortu przy oddychaniu z nowymi płucami. O, właśnie tak. Może zaraz będzie ktoś bardziej obeznany od doktorka przy moim łożu i mi wszystko, kurczę, opowie.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Pon Lut 16, 2015 6:16 pm   

Michael Aquato
Odgłosy kroków i obce głosy były coraz głośniejsze i wyraźniejsze. Po ubraniu okularów i próbie ogarnięcia czegokolwiek ze swoimi odruchami i wrażeniem jakie sprawisz... ktoś wszedł przez drzwi. Obaj byli mężczyznami wyglądającymi na członków mafii, dla której miałeś przyjemność bądź nieprzyjemność pracować. Pierwszy z nich był niskim, łysym Latynosem ubranym w dżinsy i obcisłą koszulkę na samych ramiączkach. Był dobrze zbudowany i wyglądał na bardzo pewnego siebie. Drugim był wysoki mężczyzna, biały. Ubrany był w czarny płaszcz, spod którego widziałeś ciężkie, wojskowe buty.
-No, widzę że nasza śpiąca królewna budzi się do życia - powiedział Latynos, uśmiechając się na twój widok. Obaj mężczyźni podeszli do Twojego łóżka, zatrzymując się jakiś metr od niego. -Jak po operacji? Dobrze się czujesz? Od razu mogę cię uspokoić, jesteś w bezpiecznym miejscu. Mówiąc szczerze, to miałeś w cholerę szczęścia w porównaniu z resztą.
-Dopóki nie dostaniesz stosownego zezwolenia ze strony naszego szefa, zostaniesz tutaj - wypalił drugi mężczyzna. -Zresztą, środki którymi cię naszpikowano przed operacją będą działać jeszcze ładnych kilka godzin, także i tak daleko byś się stąd nie ruszył.

Irn Yankobe
Ostatnie chwile z misji pamiętałeś jak przez mgłę. Wydawało ci się, jakby był to tylko odległy sen, a raczej koszmar, którego byłeś jedynie świadkiem, a nie czynnym uczestnikiem. Ból i cierpienie były w tej chwili dla ciebie odległe, nieprawdziwe. Kiedy zeszliście do tunelu, gdzie zostaliście zaatakowani przez policyjnego mecha, nie miałeś już praktycznie żadnych szans na przeżycie - a jednak nadal "istniałeś", co nakazało ci sądzić, że twoja drużyna w jakiś sposób wyszła z opresji. Ale jak? Tego już nie mogłeś sobie przypomnieć. Pamiętałeś jedynie szok, nagły silny ból czaszki i powolne odpływanie twojej świadomości...
Twój film, urwany jakimś nagłym zjawiskiem, zaczął się na nowo. Zobaczyłeś sufit. Słyszałeś strzały, nieludzkie krzyki, odgłos przeładowywanej broni. Czy ten koszmar nigdy się nie skończy? Nie, coś ci mówiło, że mózg płata ci figle. Po upłynięciu kilku kolejnych sekund zdałeś sobie sprawę, że znajdujesz się w czyimś mieszkaniu. Było tutaj trochę mebli, zasłonięte żaluzjami okno, no i oczywiście łóżko, na którym spoczywało twoje ciało. Po jakiejś minucie dochodzenia do siebie dźwignąłeś się na łokciach, aby trochę lepiej się rozejrzeć - o dziwo nie czułeś praktycznie żadnego bólu.
-Kurrrwa dawaj bo zaraz zginę...!
Spojrzałeś na bok. Tuż przed sporych rozmiarów telewizorem siedział po turecku Preston Cooper, twój stary znajomy. W dłoniach trzymał oburącz pada do konsoli. Na monitorze wyświetlała się rozgrywka gry FPS. Jak szybko zdałeś sobie sprawę, była to jakaś post-apokaliptyczna strzelanka z całą masą mutantów i zombie. Cóż, to by tłumaczyło, skąd te krzyki i inne hałasy. Preston najwyraźniej nawet nie zauważył twojego przebudzenia, zbyt zaaferowany niskim poziomem punktów życia swojej postaci na ekranie.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Nie Lut 22, 2015 7:38 pm   

-...To odpowiada na chyba wszystkie pytania, które nawet nie wiedziałem, jak ubrać w słowa. Dzięki. I tak, czuję się całkiem nieźle, choć trochę...drętwo? Pewnie z powodu leków. - Mike zaśmiał się nieco nerwowo, poprawiając odruchowo okulary na nosie z użyciem mechanicznej ręki i próbując oddychać w miarę normalnie (Cholera, jak oddycha się normalnie?). Żyje, nie chcą go utłuc ale chcą go przetrzymać, pewnie uznali że ma wobec nich dług po ocaleniu życia i spieprzeniu napadu. Ale uznali go za na tyle użytecznego, by nie grozić mu jeszcze konsekwencjami, zachować go przy życiu i tak dalej. Z reguły organizacje przestępcze nie są tak miłe i mógł się tylko domyślać, że dupę ratuje mu doświadczenie zawodowe i zakres posiadanej wiedzy.
-Mogę w czymś pomóc, czy chcą się panowie tylko upewnić o moim stanie zdrowia?
_________________


>Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Pon Lut 23, 2015 5:19 pm   

Co... do kurwy.
Musiałem chyba gdzieś, kiedyś odlecieć. Stało się coś nie tak. Na pewno. Bo w żadnej innej normalnej sytuacji nie miałbym po obudzeniu się takiego natłoku pytać w głowie. Gdzie jestem. Dlaczego tu jestem. Kim jestem. Co tu robię. Kto strzela, gdzie strzela. Poranki na kacu były zdecydowanie dużo normalniejsze od tego, co mam teraz. Czuję się jak szmata. Może i powinienem. Kto strzela? Gdzie helikoptery? Widzę sufit. Pokój. W kanałach był pokój? Jeszcze raz, zaraz. Co się właściwie stało? Był ten gość... Gliny... Co się do cholery stało? Coś się dzieje, ale wszystko jest tak odległe, że aż nieprawdziwe. Ktoś mnie ratuje z tego piekła? Albo już uratował? Mój Anioł Stróż zabrał mnie z tego cielesnego koszmaru i prowadzi mnie tam, gdzie zaznam wreszcie spokój?

...Nie, zaraz. Chwila. To tylko kurwa Cooper. Zginie? Co ja mam mu dać? Aż się rozejrzałem. Broń? Gdzieś leży broń i mam mu ją podać? ...Nie no, chwila. Kurwa, Cooper, co ty odpierdalasz! Zauważając ekran aż się skrzywiłem na własną tępotę. Co do cholery. Przed chwilą mordowali nas jak kaczki a ten sobie poszedł grać? I co ja tu robię? Gah, to zdecydowanie nie jest normalne. Mam tych pytań tyle, że nawet nie chce mi się ich zadawać bo nigdy bym nie skończył. Może po prostu przeczekam aż mi przejdzie czy coś. Najpierw, podnoszę się by usiąść. Czy ja przypadkiem nie byłem praktycznie martwy? To wielkie kurewstwo... trafiło mnie, nie? To mi się raczej nie przywidziało. Co z moim brzuchem? O, to jest dobry pomysł. Zacznę od oględzin samego siebie, co jest ze mną nie tak a co jest tak tak. To mi pomoże ustalić co się stało. Ręce są? Nogi są? Łeb musi być. I przy okazji, odzież. Nagle wzdrygnąłem się - jestem sam w pokoju z Prestonem, leżę w łóżku nieprzytomny a ten czuje się jakoś nadmiernie swojsko. Brzmi beznadziejnie.

Napiłbym się czegoś. Nawet wody. Jest tu gdzieś jakaś wygodnie postawiona szklanka? Jeśli tak, biorę i ją opróżniam. To mnie postawi na nogi. Jeśli nie, będę musiał udać się na poszukiwania. Gdzie jest wyjście? Jeśli jestem jakoś ubrany, próbuję wstać i udać się do drzwi, możliwie bez alarmowania Coopera. Chuj mu w dupę w tym momencie, ja muszę się napić.
_________________
. . .
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Sob Lut 28, 2015 9:59 am   

Michael Aquato
Latynos przekrzywił trochę głowę, wpatrując się w ciebie intensywnie, po czym odwrócił wzrok i zrobił z ust dziubek, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Wziąłeś kolejny głęboki oddech, przez co oddycharka w twojej klatce piersiowej napełniła się powietrzem. Chyba dużo czasu minie, zanim przyzwyczaisz się do tego dziwnego uczucia.
-Nie, w tej chwili chyba nie jesteś nam potrzebny - odparł mężczyzna po chwili. -Sprawa wygląda tak, że nie możemy zresetować ustawień tego przeklętego androida, którego ukradliśmy. Póki co nie słucha niczyich rozkazów - bo jego aktualnym "panem" jesteś cały czas ty i nikt inny. Dlatego potrzebujemy cię w razie gdybyśmy musieli nagle wykorzystać tą kukłę do walki. Zawsze jest też opcja, że możemy spróbować cię zabić i zmusić naszego milusińskiego do zmiany pana, niestety nie wiemy jak na to zareaguje...
Latynos spojrzał na ciebie, po czym uśmiechnął się szeroko i roześmiał w głos.
-Spoko stary, tylko żartowałem. Nie zabijamy swoich. Jakbyś czegoś potrzebował to krzycz, ktoś zawsze powinien kręcić się po korytarzu na zewnątrz. Aha, obok łóżka zapakowaliśmy w reklamówki cały twój sprzęt. Jest też tam dokumentacja twoich nowych sztucznych flaków. Aa, byłbym zapomniał... szef kazał przekazać, że dobra robota. Szkoda tylko twojego kumpla.
Latynos rzucił na twoje łóżko gruby plik banknotów ze słowami "tylko nie przepierdziel na głupoty", po czym razem ze swoim towarzyszem odwrócił się i odszedł powoli w stronę wyjścia z pomieszczenia. Cóż, wyglądało na to, że chwilę tutaj jeszcze zabawisz...

Irn Yankobe
Swoją nową przygodę w świecie żywych rozpocząłeś od oględzin swojego ciała. Ręce były na swoim miejscu, tego mogłeś być pewny, nóg oczywiście nie miałeś ponieważ straciłeś je bardzo dawno temu - dwie protezy były za to na swoim miejscu, w stanie bardzo dobrym. Twoja rana szarpana w prawym boku była dobrze zabandażowana, nie czułeś praktycznie żadnego bólu. Ból pochodzący z pękniętych żeber podczas oddychania także był nieodczuwalny. Musieli ładnie cię naszpikować jakimś mocnym kwasem po operacji. Ogółem wyglądało na to, że trochę już tutaj leżysz, więc możliwe że twoje rany zdążyły zagoić się przynajmniej po części. Współczesna medycyna potrafiła czynić cuda - nie mówiąc już o pieniądzach, którymi mafia dysponowała w dużych ilościach dzięki handlowi narkotykami.
Faktycznie, chciało ci się trochę pić, ale nie aż tak bardzo żeby wybiec w samych kapciach z mieszkania - ubrany byłeś tylko w dolną część piżamy w postaci krótkich spodenek. Na szczęście na szafce nocnej obok stała butelka wody gazowanej, którą z niemałym hałasem szybko otworzyłeś i zacząłeś opróżniać. Nagły dźwięk błyskawicznie ulatniającego się gazu porządnie wystraszył skupionego w stu procentach na grze Prestona, co zaowocowało rychłą śmiercią jego postaci. Na ekranie pojawił się ociekający krwią napis "Game Over", w tle którego zombie ucztowały na wnętrznościach biednego bohatera, oczywiście z perspektywy jego oczu.
-Kurrr...! Znowu dupa! - krzyknął Preston, ciskając padem o podłogę i odwracając się w twoją stronę. -Jak tam, jesteś z siebie teraz zadowolony?! A zresztą, ciul z tym. Dobrze się czujesz?
_________________
> Karta postaci.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



smartDark Style by urafaget
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8