Wiele sfer Strona Główna Wiele sfer
Mało gier
 
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy
Rejestracja :: Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Zamknięty przez: Jedius 9 Baka
Sob Lip 14, 2018 2:47 am
Metaworld - Pomiędzy niebem a piekłem.
Autor Wiadomość
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Czw Lip 25, 2013 1:28 am   

Spojrzałem przez chwilę na swą dłoń po uderzeniu, zdziwiony. Tak jak nie powinno mnie już od dawna dziwić, że rozmiar w tych stronach nie jest wyznacznikiem siły, tak jednak to było znacznie mocniejsze uderzenie niż sądziłem. To chyba zdziwienie podobne do tego gdy podnosi się pusty kubek oczekując, że jest napełniony po brzegi. Czy też raczej w tym przypadku vice versa. Mniejsza.
-Innymi słowy, to spotkanie jak każde inne tylko o większej ilości osób, które silą się na dowcipy. Plus objaśnienie magii. Brzmi dobrze.- chociaż jakbym o tym nie żartował, nie bardzo podobało mi się słuchanie znowu co zrobiliśmy źle, teraz z jeszcze innej perspektywy. Wiem, że popełniliśmy sporo błędów. A pewnie jeszcze parę, które dopiero teraz zostaną nam wyjawione. Z pewnością nie będzie to przyjemne ale cóż, przeczekać trzeba.
Spojrzałem znów na licznik. Ponad sześć minut. Niezręcznie będzie tak siedzieć i nie mieć co zrobić z dłońmi przez sześć minut. Tym bardziej, że chyba wyczerpały nam się tematy do rozmowy. Podniosłem się z kanapy i powstrzymałem przed instynktownym otrzepaniem tyłka z nieistniejącego kurzu.
-Skoro jest jeszcze czas, pójdę po coś do jedzenia i picia. I przywitać się z pewnym wielkim nieobecnym, skoro już nie rzuca się z moim bratem do gardeł. Nie daj nikomu zająć mojego miejsca.- powiedziałem, wstając i udałem się do wielkich stołów z tacami, biorąc byle co na jakiś talerzyk (oczywiscie, nie może mieć glutowato-gulaszowatej konsystencji. Coś stałego, jak ciastko czy udko kurczaka, cokolwiek) i kierując się ku Obozowi Hemosivil.
-Strzałka, Desmond. Kopę godzin cię nie widziałem. Co u ciebie?
_________________


>Karta postaci.
 
 
Firanke
Tygrys


Wiek: 32
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 643
Wysłany: Nie Lip 28, 2013 2:03 am   

Wszystkie te cenne informacje musiałem zanotować w głowie. Nai Tai i Tessan nie mają podobieństw. Nyo, to akurat nic dziwnego. Ludzie szybko uczą się nyeznanego - świetnie. A więc mam realne szanse. Do tego, jak będę pracował w piekle, to znajdę czas, by zgłębiać tą wiedzę tu, a potem znieść ją na dół. Sytuacja, gdzie co nie zrobię, to wygrywam. Podoba mi się to. Uzyskałem też cenne informacje na temat sprowadzanya do życia, jak to wygląda, jak się objawia. Nyakaru, jesteś geniuszem. Ale mała chyba ma dosyć. No, w sumie jej się nie dziwię. I zrobiło mi się jej nawet żal. Położyłem łapę na jej ramieniu.
- Dzięki, Gisva. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo mi pomogłaś. Wiem, że takie wyjaśnianie wszystkiego było trudne i męczące. Nye mam wątpliwości, że kiedyś będziesz tak genyalna, jak Sariel. A za te informacje będę musiał potem się jakoś odwdzięczyć. Lubisz jakieś słodycze? - jak tak, to dopytuję jeszcze jakie - No, ja będę musiał powoli lecieć dalej, bo czas mi ucieka. Weźmy jeszcze kiedyś z dwie osoby i zagrajmy w zagadki, co ty na to? - rzuciłem na odchodne. Jak będzie chwila to spędzę z nyą SWÓJ czas. Hah, ma się ten gest. Ale zasłużyła. No, o ile nye będzie chciała jeszcze o czymś pogadać, to robię krótki ukłon i dorzucam - Do zobaczenya. Przyjemnye się z tobą gadało i wybacz, że cię tak przepytałem okrutnie. - dobra, następny stolik... Vivy. Chociaż nie, pewnie jeszcze się gniewa po tamtym, a ja nye ma zamiaru się z nikim przepychać, jestem ponad takie zabawy. Z kim by tu jeszcze pogadać? Stanąłem na środku sali i zacząłem przyglądać się uważnyej gościom, którzy się tutaj znajdują. Może jest tu ktoś nowy, ktoś nieznany, ktoś... kogo poznanie przyniosłoby mi korzyści. Badam wzrokiem każdego. Po. Kolei.
_________________
Hiroshi Akaru
Arcana: ?

> Karta postaci.

"You look like you were born with a face meant to deceive cute little girls in order to molest them, mr Pervert Hiroshi! Even I am having a hard time resisting it!"
OH, HEY, IT'S KASSIN!
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Czw Sie 01, 2013 6:54 pm   

Zmarszczyłem brwi, po czym zaśmiałem się cicho w duchu. Kantia. Brzmi ciekawie. Teraz jednak chyba nadal jestem zbyt słaby, aby się tam udać. Muszę jednak mieć to miasto na uwadze. Po tym, jak rozprawię się z tamtymi, będę mieć dużo wolnego czasu i chyba skorzystam z możliwości odwiedzenia tamtego miejsca.
"Hej, pasożycie, wiesz coś więcej na temat tego miasta? Jeszcze jakiś czas temu mógłbym zapomnieć o wybraniu się w tamto miejsce... walka z osobnikami posiadającymi jedynie postać astralną była dla tamtego nieudacznika dosłownie niemożliwa. Teraz jednak posiadam zupełnie nową siłę, więc mam przynajmniej szansę na przeżycie. Co o tym sądzisz? I daruj sobie częstowanie mnie niepotrzebnymi złośliwościami, wysil się ten jeden raz na w pełni obiektywną opinię."
Spojrzałem na Kareen, uśmiechając się przyjaźnie.
-Ach, pytasz o mnie? Jak miło, że ktoś się w końcu mną zainteresował bez zbędnego sarkazmu. Cóż... póki co, nie jestem jeszcze pewien, co tak naprawdę umiem. Moje ciało, umysł i dusza przeszły niedawno dosyć poważną... modyfikację.
Nie wiedziałem, co mógłbym jeszcze odpowiedzieć. To co powiedziałem, jakby nie patrzeć, było prawdą. Nie sprawdziłem jeszcze swoich nowych umiejętności w walce, a chwalenie się wątpliwymi sukcesami mojego poprzednika nie miałoby teraz większego sensu. Teraz, kiedy przejąłem kontrolę nad jego ciałem i przeznaczeniem, piszę swoją historię od nowa.
Spojrzałem na Florence'a, który najwyraźniej wpadł pogadać. Uśmiechnąłem się z politowaniem, po czym podniosłem się z siedzenia i stanąłem przed nim twarzą w twarz. Ale nie na tyle blisko, aby przekonać się czy mył dzisiaj zęby czy jeszcze nie.
-Witaj, Florance. U mnie wszystko okej, dzięki! To zaskakujące, że ty jako jedyny przyszedłeś się ze mną faktycznie przywitać. O ile będę pamiętać o twojej uprzejmości, spróbuję zabić cię szybko i bezboleśnie kiedy spotkamy się tam na dole. A wygląda na to, że może nastąpić to dosyć szybko.
Uśmiechnąłem się krzywo, po czym klepnąłem go mocno w ramię.
-Spoko stary, żartowałem! Nie jestem hipokrytą! Każdy z was zginie w takim samym bólu i cierpieniu. Ale póki jeszcze dychasz, poczęstuj się jakimś ciastkiem. No chyba, że znowu zawarłeś jakąś absurdalną umowę i nie chcesz po raz kolejny zrobić z siebie idioty.
Odsunąłem się, po czym zgarnąłem z talerza Kareen jakąś czekoladkę i wepchnąłem ją sobie do ust, z uśmiechem przeżuwając ją i patrząc z rozbawieniem na Florence'a.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Czw Sie 01, 2013 7:59 pm   

-Jej, potwornie miło z twojej strony.- rzuciłem radosnym tonem w odpowiedzi po klepnieciu, podgryzając ciacho czy cokolwiek tam miałem. Cóż, jeśli na planszy ma równie jasno rozłożone na stole karty, raczej nie powinienem obawiać się blefu. Dobrze wiedzieć, że były sąsiad próbuje nagle nas z jakiegoś powodu wybić co do nogi. Ominie nas przynajmniej niezręczne spotkanie po latach za jakąś dekadę. Ale nie będę na dole wiedział tego co tutaj...chociaż może moja nadchodząca rozmowa z Shalissą trochę pomoże. Im dłużej nad tym rozmyślam tym bardziej niezręczna jest ta sytuacja. Może lepiej...nie będę odzywał się dalej. Postoję, pokiwam jak ktoś będzie coś mówił i dokończę moje danie.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Pon Paź 07, 2013 2:21 pm   

_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Pią Paź 11, 2013 5:26 pm   

[ Hitomi ]

- To, hmm... I tak i tak. Trochę w tym szczęścia, przypadku, ale miałaś też coś wyniesione stąd. Nie wiedza, ale odruch. Podświadomość. To wbrew pozorom bardzo pomaga. - Wyjaśniała Lika, popukując palcami w krawędź blatu. - Ktoś to mi kiedyś tak tłumaczył... że to trochę jak to, co ludzie uważają za informację genetyczną, a tak naprawdę jest wiedzą naszych dusz. To, dlaczego czując zły zapach albo widząc nieprzyjemny widok odechciewa nam się jeść. To jest odruch, ostrzeżenie przed tym, że może nam to zaszkodzić, wiesz? Wraz z naszymi cząstkami, przekazywany z pokolenia na pokolenie. To samo jesteście po części w stanie przenosić stąd do siebie... tylko, że nieświadomie. Nie sposób się tego nauczyć w taki sposób, byście od razu potrafili czynić podobnie nie posiadając tutejszej pamięci. Ale odruchy, to zawsze warto ćwiczyć! I uczucia. Bo jak to się mówi, w emocjach zapisane są całe światy, hehe!
Następnie doszło do krótkiej rozmowy o nowej członkini drużyny. Lika uniosła brwi zaciekawiona, słuchając informacji o tym, w jaki sposób macie znaleźć się w tamtym miejscu. Przytakiwała co chwilę głową, potwierdzając, że rozumie, kiedy wyjaśniałaś jej pobieżnie waszą umowę z Shinrae. - Więc to tak... - mruknęła cichutko, spoglądając w zamyśleniu na monitor.
- Hm? Oczywiście! - Lomo odwróciła głowę ku tobie, słuchając. Zachichotała cichutko gdy wypowiedziałaś swoje prośby i z szerokim uśmiechem przytaknęła głową, od razu przyciskając do siebie mocniej Marię, która wydała się tym bęc trochę zaskoczona, dotychczas zapatrzona w przeciwny koniec sali... zdaje się, że przyglądała się Tedi'i. - Pewnie! Cieszę się, że się podobają. Powiedz tylko jaką, a postaram się zrobić co w mojej mocy by była gotowa gdy się następny raz zobaczymy! - odparła wesoło, po chwili nachylając się nieco bliżej i dużo ciszej, zapytała na ucho. - Hiroshiego?
Jeśli zaś o Kassin chodzi - mogło stać się jasne dlaczego niewiele teraz mówi, kiedy zajrzało się pod blat i zauważyło, że trzyma w rękach telefon komórkowy, na którym zawzięcie coś klikała. Najwyraźniej coś pisała. Albo może grała? Tak czy siak, była tym całkowicie pochłonięta, całkowicie w swoim świecie.


[ Florance ]

Tashi przytaknęła głową z łagodnym uśmiechem. Mała, skrzydlata wróżka stojąca na jej głowie z łapkami na biodrach nawet nie zachwiała się podczas tego gestu, szczerząc się i wypinając dumnie, chyba widać zadowolona z tego, że poważasz jej potęgę. Czy cokolwiek sobie pomyślała, gdy zobaczyła jak spojrzałeś z lekkim zaskoczeniem na własną dłoń. Wstałeś i oddaliłeś się od stanowiska Tashi i skierowałeś ku szwedzkim stołom. Znalezienie pustego talerza nie było żadnym problemem -ale wybranie potrawy już owszem. Tego było po prostu zbyt wiele. Można by wszystkim wykarmić całą armię przez przynajmniej tydzień. O ile wcześniej nie pochorowaliby z nadmiaru słodkości, bo słodycze zdecydowanie tutaj dominowały. cóż, zdałeś się na los i pochwyciłeś układając na talerz dwa mięsne paluszki i jednego szaszłyka zawierającego sporo składników których nie potrafiłeś zidentyfikować, acz wyglądały smakowicie. Zaopatrzony w jedzenie skierowałeś się tam, gdzie... znajdował się Desmond. Spokojnie, bez pośpiechu. Jest przecież jeszcze sporo czasu.


[ Desmond ]

"A skąd mam wiedzieć cokolwiek więcej, a? Pod tym sztandarem wszyscy jesteśmy jednością. Nie mamy żadnych tajemnic, phahah. Każdy, kogo tu zapytasz, posiada tę samą wiedzę na temat gry. Kantia jest miejscem będącym największą znaną przeszkodą na drodze i jeśli będziesz się tam pchał tak samo jak pchasz się do Festnigu, nie będziesz nawet miał czasu na mrugnięcie przed żałosną śmiercią. Tam potrzeba przygotowań. Zasobów, gwarancji odpoczynku, siły i pewności, że z każdym pomniejszym zagrożeniem możesz się uporać bez znaczącej utraty mocy oraz, że żadne nieprzewidziane zdarzenia nie będą mogły cię zaskoczyć i uczynić bezradnym. Nie jesteś w żadnym calu gotów by choćby spoglądać w tę stronę. Nie posiadasz nawet prawdziwej broni."
Chrupiąc wafla, Kareen kiwając głową słuchała tego, co masz do powiedzenia. Choć nie było tego wiele, to na jej odpowiedź trzeba było trochę poczekać, bo widać zdecydowała się nie odzywać póki nie skończy jeść tego, co trzymała w dłoni.
- Zacznij od pojedynczych celów. Nie pakuj się od razu w grupy, bo to boli bardziej niż może się wydawać. Zresztą, najlepiej być zaczął od ranienia siebie, żeby w ogóle zrozumieć jak działa Szkarłat. Jak go wydobyć z krwi, jak manipulować wydobytym... w jaki sposób go wykorzystać przed wydobyciem, jak nim sterować... Ha, wiesz, że byle fagasów można zabić byle dotykiem, zatrzymując im krew w żyłach? Ghehe, ten szok w ich spojrzeniu. Ale kurwom się należy. - Pod koniec wypowiedzi wydała się być czymś poirytowana, więc szybko złapałą za rurkę z kremem i ją ugryzła. Akurat pojawił się Florance, zaczepiając cię.


[ Desmond i Florance ]

Uprzejmie przywitaliście się nawzajem. Florance mógł poczuć na sobie nieprzychylne spojrzenie Kareen, a do tego usłyszeć jakże miłą wiadomość z ust Desmonda. W mig stało się jasne, że raczej nie jest tutaj honorowym gościem. Nawet, jeśli został poczęstowany, nie skorzystał, przegryzając posiadane już wcześniej mięsne paluszki z jakimś ciągnącym się, soczystym sosem wewnątrz. I musiał przyznać, że cokolwiek to było, było cholernie dobre. Desmond skorzystał z własnej oferty i zaczerpnął czegoś, co wyglądało jak niewielki batonik a dało się włożyć spokojnie do ust na raz. Po przegryzieniu, prócz słodkiej czekolady mógł też poczuć smak wanilii i malin.
- Dosyć szybko? Nie ma ich już w Źródle, jeśli tam ich szukasz. - Kareen odezwała się po skończeniu jednego "dania" i od razu wzięła się za kolejne. Zaraz po tym, odwróciła głowę w swoje lewo - ku ostatniemu pustemu stolikowi. Drzwi się tam właśnie otworzyły.


[ Hiroshi ]

Smoczątko kiwnęło główką z zauważalną satysfakcją, kiedy oznajmiłeś, że jej za to dziękujesz - i chyba nie tylko o same dzięki chodziło, ale też o to, że oznaczało to koniec pytań. A przyrównanie jej do Sariel? To wywołało bardzo szeroki, szczery uśmiech. Przytaknęła też, kiedy zapytałeś o słodycze.
- T-... Zgadza się. Uważam, że Septerki są najsmaczniejszymi ze słodyczy. - trochę chyba zawstydzona złożyła małe dłonie przed swoją twarzą, opuszczając wzrok na blat. zachowując te pozycję skinęła tylko jeszcze raz, kiedy zaproponowałeś kolejną wizytę i rozwiązywanie zagadek. Dopiero po niedługiej chwili po twojej ostatniej wypowiedzi otrząsnęła się z tego stanu i uniosła główkę, by wypowiedzieć krótkie "khm, do zobaczenia!", zamachawszy przy tym krótkimi skrzydełkami. Dwójka męskich smoków rozmawiała właśnie o jakimś "Raugecie", który to podobno był w głębokim stadium schizofrenii. Odszedłeś powoli od stoły, a Chielai niczym cień podążyła za tobą. Przynajmniej przestała się o ciebie opierać.
Rozejrzałeś się uważnie wokół. Osób było tu... więcej niż byłbyś w stanie policzyć. W tym "wewnętrznym kręgu" znałeś niemal wszystkich, przynajmniej z widzenia. Płomiennowłosa, która zleciła przeniesienie walizki mimo, że była na miejscu szybciej od was... Właśnie zajadała się ze smakiem jakąś bułką. Przy następnym stoliku Maria, Lomo, Hitomi, Lika, Kassin. Dalej, Tashi. Shalissa, do której właśnie dołączyła pozostała trójka, Eton, Enit i Lucretia. Rin i Iokka. Sariel, Gisva... i ci dwaj pozostali. Tedi'a, wciąż zaczytana. Pusty stół. Desmond, kilka kopii Emonsei i brunetka wyglądająca jak odmłodzona Kareen. No i Vivy. A do tego pełno służek w pomarańczowo-białych strojach. Ale powyżej, na tych wielkich trybunach... oj, tam przy wielu stolikach było dużo więcej przeróżnych osób. Zdecydowanie ponad setkę. Dużo kobiet w różnobarwnych sukniach, mężczyzn w różnego rodzaju garniturach. I tak naprawdę niewielka cześć z nich wyglądała całkowicie jak ludzie. Sporo miało bardzo egzotyczne kolory skóry, wiele było dziwnych skrzydeł, dziwacznych uszu, rogów, niektórzy mieli nawet więcej kończyn. Ale patrząc bardziej dokładnie: Za stolikami Sariel i Tedi'i zdecydowanie dominowało smocze towarzystwo. Chyba nawet widziałeś tam tego gościa w białym garniturze... Larla, który "odwiedził" was podczas ostatniej wizyty w tym świecie. Ze strony Rin było kilka istot z podobnymi uszami, jakie sam teraz posiadasz. Młodsze z tych postaci stały przy samej barierce, z ciekawością oglądając wszystko, co znajduje się poniżej. Wśród tego kociego tłumu wyróżniały się dwie postaci przy stoliku na półpiętrze - blondynka w czarno-białym fartuchu z ogromnym, szpiczastym kapeluszem na głowie, oraz towarzysząca jej niska... osoba, w białej sukience i z rozłożystymi, błoniastymi skrzydłami wyrastającymi z pleców. Przypominały trochę te nietoperza. Na pewno nie były smocze, były cieńsze i nie miały łusek na grzbiecie. Zdawało się, że obie przypatrują się właśnie tobie.
Za miejscem Tashi mogłeś zobaczyć postaci, które zdaje się reprezentowały różne żywioły. Była tam dziewczyna, która wyglądała jakby była całą stworzona z płomieni. Nie miała chyba nawet żadnej skóry ale o dziwo, ubranie na niej nie płonęło. Półprzeźroczysty mężczyzna, a obok niego inny, o bardzo ciemnej, piaskowej skórze. I kobieta wyglądająca trochę jak koza. Z czoła wyrastał jej pojedynczy róg. A obok nich mała dziewczynka w czarnej spódnicy i kamizelce na białej koszuli. Zacieszała się spod blond włosków, mając rozłożone bez widocznego powodu ręce na boki. Miałeś patrzeć dalej, ale wtedy usłyszałeś trzask. Trzask nagle otwieranych drzwi. A były to drzwi za stolikiem podpisanym Kilen-Kil.


[ Wszyscy ]

No, drzwi za stolikiem Kilen-Kil otworzył się z trzaskiem. Z początku, tylko otworzyły. Dopiero po jakimś czasie, dosłownie wystrzeliła stamtąd jakaś postać. Z początku ciężko było ją zauważyć, bo poruszała się niesamowicie szybko... na deskorolce. Chyba nie spodziewała się tego, że zaraz za drzwiami będzie "jej" kanapa, ale najwyraźniej jej reakcja była szybsza - razem z deską wyskoczyła w górę, odbiła się od oparcia siedzenia, przejechała po stole i opadłą znów na podłogę, na której zatoczyła małe kółko zatrzymując się tuż przed stołem. Zeskoczyła ze swojego środka transportu i kopnięciem wybiła deskorolkę w górę, ku własnej dłoni, umieszczając ją potem pod własną pachą. Zaczęła się rozglądać po całej sali, w której była najwyraźniej pierwszy raz.
Była dość niska. Zdaje się, że najniższa z Dziewiątki. A nawet mimo tego zdawało się, że może dorównywać Lice w obwodzie klatki piersiowej i tak też mógł ją umieścić Desmond w swojej niegdyś utworzonej liście. Miała ciemną, czekoladową skórę, parę długich, szpiczastych uszu sterczących na boki i krótkie włosy barwy wyblakłego blondu z dłuższym kosmykiem sterczącym z otworu założonej tył na przód granatowej czapki z daszkiem. Prócz wszystkich w wewnętrznej części sali i na was zawiesiła na chwilę spojrzenie różowych oczu, które chyba nie posiadały źrenic. Ubrana była w luźną, obwisłą, żółtą bluzę z kapturem z krzykliwym napisem "I FUCK ON MY FIRST DATE" na przedzie, szerokie, dżinsowe spodnie które wydawały się być o dwa rozmiary za duże i białe trampki. Po dokładnych oględzinach zebranych osób spojrzała na służki przy jej miejscu i wzruszając ramionami rzuciła deskę na siedzenie, a następnie sama przeskoczyła stół i walnęła się wygodnie na miękkiej sofie, zakładając ręce za głowę.

302... 301... 300...
9.
2.
1.

[ BGM: SF09-sayu-01.ogg ]

Licznik nagle przeskoczył kilkaset sekund, by dotrzeć do końca odliczania. Cóż, to było dość niespodziewane. Tak samo jak muzyka, która nagle zaczęła donośnie dudnić w całym pomieszczeniu. Wszystkie światła na wielkiej sali pogasły. Zapanowała ciemność, którą rozświetlił obraz który pojawił się teraz w miejscu licznika. Był jak gigantyczny ekran sali kinowej, który do tego można było oglądać absolutnie z każdej strony i widziało się dokładnie ten sam obraz. A to, co tam było...

Czarny samochód mknął przez obszerną pustynię z wyraźnym pośpiechem. Cały jego przód był silnie zakurzony, resory głośno szczękały co rusz, gdy koła natrafiały pod sobą na mniejszą lub większą wydmę, z których pojazd wyskakiwał co chwila w powietrze, obracał się podczas lotu i lądował z głośnym trzaskiem za każdym razem wyglądając jakby miał się podczas tego upadku przewrócić na któryś bok i zacząć toczyć po beżowym piasku. Jeep o wyraźnie militarnej, przedwojennej budowie miał też na sobie załogę, która robiła wszystko co mogła by utrzymać się w samochodzie pozbawionym dachu. Było tu łącznie osiem osób. Przerażone twarze świadczyły o tym, że zdecydowanie przed czymś uciekały. Jednak kamera, która otaczała w kółko samochód dookoła nie pokazywała niczego takiego. To jest, niczego, co by ich goniło. Jedynie w krótkich momentach gdy pokazywała co znajduje się na prawo od wehikułu, można było zobaczyć w oddali wyniosłe góry. Poza tym... nic, poza bezkresną pustynią.
- PRZYSPIESZ, do jasnej cholery! W ten sposób nie ma chuja, nie zdążymy! - Głośny krzyk ledwie przebijający się przez ryk potężnego silnika, czy właściwie darcie się należało do kobiety trzymającej się barierki będącej nadbudówką nad kokpitem kierowcy, z przymocowanymi do tej barierki wielkimi reflektorami. Widok zbliżył się na jej twarz, ukazując ją pod różnymi kątami. Obraz spowolnił swój bieg kilkukrotnie, ukazując jej przerażoną minę niczym zatrzymaną w czasie. Wiatr rozwiewał jej włosy które kręciły się długimi lokami za jej plecami, wystraszony wzrok błękitnych oczu miała skupiony przed siebie. Podczas tej "stopklatki", w czasie której widok z kamery zdążył otoczyć jej głowę dwukrotnie, z dudnięciem pojawił się u dołu wyraźny, żółty napis - "SIARA". Na jej lewym policzku znajdował się czarny symbol, będący prawą połową karcianego znaku "Pik". Hiroshi mógł ją poznać bez problemu. On jako jedyny spotkał się z tą osobą, nawet z nią rozmawiał. Wyglądała właściwie identycznie tak jak ją pamięta. Poza tym, że tutaj miała na sobie szary strój przypominający togę jakiegoś zakonnika. Akcja znów ruszyła, przenosząc obraz na kierowcę pojazdu. Nie mniej przerażona twarz o krótkich, również czarnych, prostych włosach i podobnie przestraszonym spojrzeniu błękitnych oczu także należała do kobiety, chyba trochę młodszej, choć o niemal identycznych rysach twarzy. Ubrana w czarny mundur i czarną kamizelkę kuloodporną ledwie utrzymywała kierownicę w rękach. Przez krótki moment było widać na jej prawym udzie ranę postrzałową na której nie było nawet żadnego opatrunku. Ta, mimo wyraźnego przerażenia, starała się trzymać nerwy na wodzy. Mimo szeroko otwartych oczu i lekko rozwartych ust, całkowicie skupiona była na widoku przed sobą. Ciążyła na niej w końcu odpowiedzialność prowadzenia pojazdu - jej błąd mógł równać się porażce całej grupy. Nie odzywała się ani słowem, nie odpowiedziała więc też wrzeszczącej. Nie mogła tez skomentować wielkiego napisu "FRANCA" pod jej głową, którego najpewniej wcale nie mogła nawet zobaczyć. Podobnie jak poprzedniczka miała znak na policzku - również "Pik", ale lewa połowa.
- Stul pysk i jej nie przeszkadzaj! Chcesz skończyć z ryjem w piasku!? - kolejny wrzask dobiegał z siedzenia pasażera. Kolejna kobieta, posiadająca prawą połówkę "Trefla" w tym samym miejscu, gdzie i jej poprzedniczki. Brązowe włosy miała spięte niedbale w długą kitkę z tyłu głowy. Spod skórzanej kurtki widać było końcówki tatuaży wspinające się na szyję. Ona sama wyraźnie umięśnionymi rękoma z całych sił ściskała jakieś pudło, za robiąc widać wszystko by nie pozwolić mu się otworzyć. Podczas kolejnego spowolnienia taśmy pojawił się napis... "KLARA". Część z was, która raz już spotkała osobę na którą tak wołano miała tu pełne prawo być zaskoczoną. Jeśli to jest ta sama osoba, a wszystko na to wskazywało, to nie była w żadnym stopniu podobna do tej, którą widzieliście. Choć... tak na dobrą sprawę przecież tylko ubiór i fryzura są inne... nie? A jednak, zupełnie jak inna osoba. Dostała ona właśnie pięścią po twarzy, co sprawiło, że odwróciła głowę w drugą stronę. W kierunku drzwi przy których siedziała... a za którymi była kolejna osoba. Na stopniu służącym do pomocy przy wsiadaniu stałą czwarta kobieta, również ze znakiem na licu. Połówka Trefla, lewa. Długie, czarne włosy były całkowicie rozrzucane przez wiatr, smagane coraz to z innej strony poprzez ciągłe zmiany ustawienia pojazdu który zdecydowanie nie poruszał się po linii prostej. Kobieta robiła co mogła, by nie stracić swej przyczepności z jeepem, obejmując framugę drzwi pozbawionych szyby. Podczas "stopklatki" można było wyraźniej zauważyć dziwną barwę jej tęczówek zza przymrużonych powiek - złotych bliżej środka, jaskrawozielonych przy brzegach. Nie było trudno ją rozpoznać tym którzy już ją widzieli, a napis jeszcze to potwierdził. "LILITH".
- Czy... czy możeta się nie kutić! - widok przesunął się na skuloną w rogu "paki" piątą już kobietę, bladorudą. Szklącymi się od płaczu, zielonymi oczyma spoglądała bojaźliwie w kierunku kokpitu, gdzie miała miejsce scena z uderzeniem. Ściskała w palcach swoje krótkie włosy poukładane spinkami zakrywając jednocześnie uszy, najwyraźniej bojąc się zawodzenia ponad setki koni mechanicznych. Biały fartuch miał na sobie sporą, ciemnokarmazynową plamę bez wątpienia będącą śladem krwi. Czerwony trójkąt na jej policzku był prawą połową znaku "Karo", a podpis nazywał ją imieniem "LAURA". Była obejmowana przez mężczyznę. Gościa, który mierzył chyba dobre dwa metry wzrostu i pewnie tyle samo miał szerokości. Futrzasta od wewnątrz kamizelka odsłaniała jego napakowane łapy, pokryte niejedną blizną. Mając kobietę w jednej ręce, drugą obejmował tę samą barierkę co "Siara", tylko po drugiej stronie. Miał dość szeroką twarz o bardzo mocnych rysach, wyraźnie był starszą osobą. Bujna, szarosiwa czupryna i bokobrody. Pod lewym okiem miał lewą połowę "Karo". Napis, który pojawił się z hukiem mówił "TUR, kurwa". Naprzeciw nich, trzymając się rozpaczliwie koła zapasowego była kolejna kobieta, blondynka. Miała na sobie identyczny kilt jak Laura, z wielkim symbolem Federacji na plecach. Panicznie spoglądała w tył, ku tumanom kurzu wzbijanym przez pojazd, wyraźnie chcąc coś tam dostrzec. Nic tam jednak nie było. Z obu błękitnych oczu jedno było podbite, widniał wokół wyraźny siniec. Pod drugim była prawa połowa serca, czerwonego znaku "Kier". A podczas stopklatki, tuż pod jej zaciśniętymi zębami pokazał się napis "LISTEK".
Ostatnią osobą z ósemki był mężczyzna. Wysoki, chudy blondyn o bladej skórze. Miał na sobie biały garnitur podarty praktycznie na strzępy, ledwie się trzymał jego ciała. Jego zachowanie znacząco różniło się od reszty załogi. Opierając się plecami o szczątki kokpitu siedział sobie wygodnie z odpalonym papierosem w ustach. Wyglądał, jakby całkowicie w dupie miał wszelkie wstrząsy oraz wiatr który smagał jego włosami - on tu sobie po prostu, kurwa, siedział i bez żadnego pośpiechu ładował bogato zdobiony, srebrny rewolwer posiadający siedem dziur w cylindrze. Kończąc tą czynność, po wsadzeniu czterech naboi zakręcił mocno bębnem i uniósł broń przed siebie, celując ku tyłowi jeepa, a drugą ręką wyjął z pomocą dwóch palców peta z ust i pstryknięciem posłał go w powietrze, powodując ponowne "zatrzymanie się czasu" wraz z jego kolejnymi słowami, wypowiedzianymi tak spokojnie, ze nikt nie miał prawa go usłyszeć przez hałas silnika:
- Nadchodzą.
BAM. Wystrzelił. W tym samym momencie, pod lewą połową serca na jego twarzy pojawił się na chwilę wielki napis - "ASWIN".

Kamera przestała podążać za pojazdem. Skupiła się na wystrzelonym w wielkim jęzorze ognia pocisku, pędząc w przeciwną do kierunku jazdy stronę. Przemierzyła przez wielkie chmury dymu, pyłu i wzbitego w powietrze piasku, by nagle, niespodziewanie... obracający się wokół własnej osi pocisk trafił coś z przeraźliwym piskiem przywodzącym na myśl hamowanie pociągu. Nad powierzchnią ziemi pojawiła się czarna plama, która niczym implozja zaczęła pochłaniać całe otoczenie razem ze światłem, zakrzywiając je i falując, by kilka chwil później eksplodować silną zielenią iskier we wszystkie strony, po całej sali w której się znajdowaliście, ukazując gigantyczny napis.

VERS! #65
Odcinek Specjalny
Turia A.D. 2138


Muzyka ucichła całkowicie podczas wyświetlania się napisu. Światła znów zgasły. Raz jeszcze zrobiło się cholernie ciemno. Ale najwyraźniej to nie był jeszcze koniec projekcji.

Trzask, trzask.
Rozległ się cichy, acz doskonale słyszalny dźwięk będący hałasem wydawanym przez kółko zapalniczki pocierające o jej kamień. Niewielki płomień benzynowej zapalniczki rozświetlił twarz kobiety z czarnymi lokami. Zbliżyła źródło światła do metalowych drzwi, które znajdowały się tuż przed nią. Ostrożnie wsunęła do otworu pod klamką kawałek drutu zagiętego tak, by posiadał hak na końcu i zaczęła nim powoli dłubać w zamku. Zaciskając usta zbliżyła ogień do dziury by zobaczyć jego budowę, po czym znów wróciła do pracy. Widać wstrzymywała podczas tego oddech, gdyż co jakiś czas wypuszczała powietrze ze stęknięciem. Klak, klak... ciche odgłosy szczękania metalu były jedynymi zakłócającymi ciszę, póki gdzieś w oddali nie rozległ się stłumiony krzyk, nawoływanie. Czarnowłosa błyskawicznie przerwała swoje działania i odwróciła się ku źródłu dźwięku, gasząc zapalniczkę. Nastąpiła chwila ciszy i ciemności.
Pojawiła się wąska smuga światła latarki. Wyraźny stukot ciężkich butów o metalowe podłoże począł zbliżać się gdzieś z góry - ktoś schodził po schodach do korytarza. Pustego korytarza. Ostrożnie, oświetlając wszystkie zaułki, żołdak w oliwkowym mundurze powoli parł naprzód, wykonując swój patrol. Krok, krok... wydawało się, że po prostu przejdzie dalej nie zauważając niczego, ale tak się wcale nie stało. Zdecydowanie zauważył, że coś mu tu nie pasuje. Zatrzymał się przed zamkniętymi drzwiami celi, kierując światło na podłogę. Leżało tu coś, czego nie powinno tu być. Pochylił się nawet, by dokładniej to zbadać. Zgadza się - to zdecydowanie niemożliwe, by w tym miejscu, doskonale chronionym Czwartym Segmencie nadzorowanym przez samą Białą Legię znajdował się trzysta dwudziesty siódmy odcinek przedwojennego miesięcznika "Leakboy", z samą Molivią Teas de Chardin na okładce. I do tego w takim dobrym stanie! To mógłby być jego bardzo szczęśliwy dzień. Mógłby, gdyby nie to, że nagle zabrakło mu powietrza w płucach. Gdy miał już wyciągać po magazyn rękę, usta rozwarły mu się w niemym niedowierzaniu, w szoku. Głucho zwalił się na ziemię. Latarka potoczyła się po kracie podłogi, Ukazując na krótki moment kobietę w szarych, obwisłych szatach, która niemal bez żadnego dźwięku wylądowała na podłożu, doskakując pośpiesznie do ciała by wyszarpnąć sporych rozmiarów nóż z jego pleców. Następnie dopadła latarki, od razu ją wyłączając. W ciemności było przez chwilę słychać, jak postękując dźwigała poszkodowanego, przesuwając jego ciało - najpewniej po to, by je schować. Nie dalej jak minutę później znów rozbłysło światło zapalniczki, a ta ponownie wsunęła drut do otworu zamka - wyraźnie jednak bardziej zaniepokojona niż wcześniej. Dłonie widocznie jej się trzęsły, na czoło występował pot, musiała przełykać co jakiś czas ślinę. W końcu jednak usłyszała dźwięk, którego oczekiwała - wszystkie zapadki znalazły się na miejscu. Udało jej się przekręcić mechanizm. Drzwi zostały otwarte. Znów zgasiła zapalniczkę.
Skrzyyyyp...
Po kilku krokach, prócz dźwięku uderzania jej niskich obcasów o metal, zaczęła słyszeć stłumione jęki. Bardzo blisko. Nie mając więc innego wyboru, włączyła latarkę, strzelając snopem światła to na lewo, to na prawo. Tak jak się tego spodziewała, trzymają tu więźniów najwyższej rangi - najbardziej niebezpiecznych skurwieli z całego sektora Kantyjskiego. Spojrzała na twarz kobiety po swojej lewej. Byle spojrzenie wystarczyło do wzdrygnięcia się. Cała poprzekłuwana różnymi... "ozdobami", jak to mówi się na piercing. Na szyi z masywnym karkiem widać było pnące się tatuaże, które znikały gdzieś pod kołnierzem. Mogłaby pewnie złamać stalową belkę w dłoniach. Ale tu nie mogła nic jej zrobić. Miała knebel w ustach, była przewiązana cała kilkukrotnie liną - w barkach, złączone nadgarstki, kolana i kostki. Nie miała najmniejszego zamiaru ulegać jej proszącemu spojrzeniu. Nie ufa takim typom - raz komuś takiemu pomoże, a ten za chwilę zwróci się przeciwko niej. Tak samo jak ten typ po prawej. Może i lekko podstarzały, ale wciąż wygląda jak masowy morderca. Głęboka blizna na ramieniu. Masywne ramiona. Podaj takiemu broń, a tłumy polegną na ziemię. Obserwował ją w milczeniu. Badał każdy jej ruch. Ona nie chciała nawet podchodzić nie wiedząc, czym by to mogło się skończyć. Nawet, jeśli też jest związany i siedzi pod ścianą w podobnej pozycji co ta poprzednia.
Następna osoba... trochę się od nich różniła. Była chuda, wątła. Ale w jej aparycji było coś, co również sprawiało, że wydawała się być bardzo niebezpieczna. Może to... te oczy. Tak, jej oczy były bardzo dziwne. Jadowita zieleń i złoto. Nie wyglądają jak oczy człowieka. I ją warto ominąć.
W końcu... ostatnia osoba. Właśnie ta, której szukała. Bardzo jej znajome, błękitne spojrzenie i nawet mimo knebla ten jej wyraz twarzy sprawiający, że każdemu wydaje się, iż jest ona wiecznie zdziwiona. Czarne spodnie i koszula przedwojennego munduru tylko jeszcze pomagały w identyfikacji. No i trzeba było być ślepcem, by nie zauważyć wyszytego żółtą nicią napisu "FRANCÉSCA" na piersi. Który sama zresztą kiedyś wykonała. Kobieta z nożem przyklęknęła przy związanej i upuszczając latarkę zaczęła ją w pośpiechu uwalniać z więzów i knebla.
- Nie będę nawet pytać, co tu robisz.
- Słusznie.
- Broń?
- Jeden trup leży przy wyjściu.

Starsza pomogła młodszej wstać. Ponagliła ją do wyjścia, gdy ta masowała swoje nadgarstki, wyraźnie kulejąc. Nie zamierzały pomagać nikomu innemu, co pozostałym związanym zdecydowanie się nie podobało. Próbowali zwrócić na siebie uwagę wzmożonym stękaniem, ale nic z tego. Dwie czarnowłose zbliżyły się do wyjścia i właśnie miały przestępować przez próg, kiedy coś je zatrzymało. Korytarz rozbłysnął białym, oślepiającym światłem. Światłem, które nie tylko zmusiło je do zasłonięcia oczu, ale też wkrótce całkowicie pochłonęło ich sylwetki...

[ BGM: Golden Nocturne ]

Przez chwilę, biel była jedynym, co dało się zobaczyć. Ale potem, wraz z eksplozją wielobarwnych iskier które rozpierzchły się po całej gigantycznej sali można było się domyślić, że póki co to koniec spektaklu. Przynajmniej tej części spektaklu. W samym centrum bowiem, na okrągłym podeście pojawiły się plecami do siebie dwie postaci, które rozłożonymi rękoma, wśród ponownego uderzenia dźwięków niewidocznej nigdzie orkiestry witały szerokimi uśmiechami całą zgromadzoną widownię. Obie były kobietami, czy też raczej patrząc na ich aparycję, młodymi dziewczynami - choć czy można było tutaj określać wiek po wyglądzie? Rozległa się wrzawa oklasków, gdy okrągły podest wzniósł się nieco wyżej i zaczął powoli obracać, otoczony przez opadające już niczym konfetti iskry.
Jedna z nich była blondynką o niedługich włosach i jadowicie zielonym spojrzeniu. Miała bogato zdobiony strój utrzymany w barwach ciemnej zieleni i złota, z licznymi szwami i haftami, szerokimi spodniami wsuniętymi w wysokie, skórzane buty na obcasach. Głowa skryta była pod trójkątnym kapeluszem z wielkim, złotym pióropuszem oraz wyszytą na boku podobizną ludzkiej czaszki pod którą były dwie skrzyżowane kości piszczelowe. U jej szerokiego, czarnego pasa wisiała srebrna szpada.
Druga miała długie, ciemnogranatowe włosy, które powiewały dramatycznie mimo braku faktycznego wiatru. Przenosiła różowe spojrzenie po trybunach, szczerząc perliście białe zęby. Jej ubiór choć był niemal identyczny krojem do poprzedniczki, miast zieleni posiadał naprzemiennie dwie barwy - granatową marynarkę, czarną koszulę, granatowe spodnie i czarną chustę na głowie, z identycznym wizerunkiem czaszki. Ona z kolei miała przy pasie spory garłacz, którego lufa poszerzała się przy końcu. Obie wyraźnie napawały się swoją chwilą aplauzu i koncentracją na sobie świateł, ale zaczęły mówić nim jeszcze brawa ucichły, nim ostatnie kolorowe iskry opadły na ziemię.
- Losy bohaterów zawsze zaczynały się od najbardziej niepozornych rzeczy, od zdarzeń które nie są dla nikogo z nas niczym wyjątkowym!
- Lecz bohaterami czyni ich to, że potrafili w zwyczajnych sytuacjach zachować się w sposób całkowicie odbiegający od standardu!
- Nie chłodną kalkulacją i rozsądkiem, a uwolnieniem swych emocji, manifestacją swego ducha!
- Umiejętnością działania, kiedy wokół wszystko wybucha!
- Pokrzepieniem serc, kiedy potrzebna jest otucha!
- Uśmiechem satysfakcji, jaką jest rozpętana zawierucha!
- A po niej przeprosinami, nawet jeśli nieszczera skrucha!
- Na kolejnym ze spotkań witają was serdecznie...
- ...choć nie bardziej serdecznie od wnerwiającego blasku słońca po nieprzespanej nocy...
- "Ta Jadowita Suka", Raidel!
- I "Bezczelna Menda", Leiva!

Najwyraźniej jedna przedstawiała drugą, gdyż jedna kłaniała się zamaszyście gdy druga mówiła i nawzajem. Do tego też bez wątpienia celowo dodały sobie docinkowe tytuły przed imionami. Ton ich słów był naprawdę zwracający uwagę a same przezwiska przesiąknięte wzajemną niechęcią, jednak nie było widać by wymieniły się wrogimi spojrzeniami czy chociaż kopnięciami piętą po kostkach. Mimo wszystko, dało się mocno czuć, że na pewno ich wypowiedzi nie są zdaniami które wcześniej ktoś im wypisał na kartce. Bez wątpienia była to stuprocentowa improwizacja. Obie zamilkły ponownie na krótką chwilę, przeczekując kolejną burzę oklasków. Oklasków, które pochodziły raczej spoza "wewnętrznego kręgu", bo żadna z Dziewiątki albo osób im towarzyszących nie kwapiła się do uderzania dłonią o dłoń. No, poza Vivy. Vivy klaskała, ale bez okrzyków czy jakiegokolwiek innego okazania emocji. Właściwie, to bez żadnych emocji.

- Mając za sobą sześćdziesiąt cztery podobne zebrania...
- To "dwa" pomnożone przez siebie pięć razy!
- Dzisiejsze spotkanie można śmiało nazwać wyjątkowym!
- Dobrze wiecie dlaczego! Wielu zastanawiało się, co też wydostało się spod ręki Vix Castellowego beztalencia, produkującego masowo niedorajdów, albo od psychopaty z Qual'Doman...
- Albo od reszty mało znanych nowicjuszy! I oczywiście, dziś możecie ujrzeć ich na własne oczy!
- Obejrzeć, posłuchać i powąchać, może nawet dotknąć - może nie pogryzą!
- ...ale na takie przyjemności przyjdzie pora później. Wpierw wypada powiedzieć, o kogo dokładnie chodzi!
- Nawet, jeśli wszyscy to doskonale wiedzą!
- Dopełnimy naszą rolę i dobitnie przedstawimy tych, którzy mogą poszczycić się nieczęstym mianem...
- Pionków Stwórców!


Kolejna salwa wiwatów wśród wciąż grającej, głośnej muzyki. Jedyna naprawdę wyjątkowa rzecz w tym momencie to chyba fakt, że najwyraźniej Sariel się obudziła. Poza tym, tak jak poprzednie kwestie miały już w sobie sporo ironii i sarkazmu, tak następne wprost nimi spływały.

- Jest ich z nami czwórka!
- Czwórka z piątki...
- Czy raczej, siódemki!
- Ale kto by się przejmował martwymi?
- Zostawmy to kotom!
- I gromkimi oklaskami powitajmy wśród nas tych, którym nadal udaje się ustać na nogach!
- Więc, jako, ze kobiety mają pierwszeństwo...
- Zacznijmy od najbardziej żeńskiej postaci!
- Rozkwita bardzo powoli, jak róża, skrywając się za kolcami...
- Wyrzuca i zostawia za sobą... ślady, jak mak!
- A urodą i powabnością blisko ma do słonecznika!
- Podpora drużyny!
- Mistrz kierownicy!
- Miłośnik starszych!
- O kwiecistym imieniu...
- Florance Akaru!
- ...czy raczej, "jebany farciarz"!


Blask nieistniejących reflektorów w mgnieniu oka skoncentrował się na postaci Florka. Z chwili na chwilę stał się centrum uwagi całej tej komnaty, co mogło być dość... przytłaczające. Szczególnie słysząc wśród braw również śmiechy i gwizdy, Miał na siebie skierowane lekką ręką pół tysiąca par oczu. I zdawało się to trwać w nieskończoność. Mało tego, nie wiadomo skąd, na trybunach za stołem Vivy można było zobaczyć wyraźny, czerwony transparent z wielkim sercem zawierającym napis "FLORĘS + KARI = WNM". Desmond mógł tu wyraźnie zauważyć, że Kareen to dostrzegła i zdecydowanie jej się to nie podobało, bo cisnęła trzymaną babką w tamtym kierunku, wstając i aż kipiąc ze złości, cała czerwona. Chyba też ze złości. Pocisk chyba jednak nie dosięgnął celu. Właściwie, nie wiadomo gdzie upadł, bo wydawało się, że zniknął w powietrzu.
Tak czy siak, w końcu światła odpuściły Florance'owi. Miał aż nadto czasu by się jakoś przedstawić, czy może pomachać, czy jakkolwiek chciał przywitać tłumy. Mógł też przecież po prostu opuścić głowę i udawać, że to nie o niego chodzi. Czas jednak w końcu minął, a duet z centrum zaczął przedstawiać kolejną osobę.

- Kto będzie następny?
- Może ktoś, kto twardo stąpa po ziemi?
- Nawet u szczytu gór ciężko powiedzieć, by miał głowę w chmurach!
- Uosobienie wyrafinowania, wszelkich kultur oraz zachowania przy stole!
- Doskonale postrzegający różnicę między fikcją filmową a rzeczywistością... tylko którą?
- Najwyższy order rozsądku!
- Pełen świeżych niczym mżawka pomysłów...
- Jak nowo narodzony!
- ...Desmond Drizzle!
- W niektórych kręgach zwany też Deswaldem!


Jasne snopy światła skupiły się na postaci Desmonda. Jeszcze raz podniosłą się wrzawa. Zdawało się, że nawet większa niż w przypadku Florensa. Zza stołu podpisanego imieniem Emonsei, z trybun docierał donośny, przeciągający się rechot osoby która chyba nie wyrabiała ze śmiechu, cokolwiek znajdowała w tym zabawnego. Gdzieś z okolic "sektora Kilen-kil" dało się słyszeć męski głos który przebił się przez hałas krzykiem brzmiącym "Masz szczęście, że Fiołek żyje!". Poza tym, było podobnie jak kilka chwil temu. Dużo braw. Dużo zniekształconych okrzyków. Ale też śmiechów, gwizdów i buczenia. Kareen wreszcie usiadła krzyżując ramiona, samemu spoglądając ku chłopakowi z ukosa, pewnie sama trochę ciekawa, dlaczego został przedstawiony właśnie w taki a nie inny sposób.

- W świecie Versu jest miejsce tylko dla prawdziwych mężczyzn!
- Nikt nie toleruje słabych. Przywództwo poprzez dominację!
- Wygrywa najsilniejszy!
- Każdy pokaz siły ma inną naturę.
- Każdy ma swoje metody demonstracji swoich racji!
- Tak też jest z ostatnią dwójką, nieustannie walczącą o pozycję z numerem jeden!
- Jedna z nich, specjalizująca się w bezpośredniej przemocy...
- Nieustannie dająca do zrozumienia, że jest osobą, z którą nie warto zadzierać!
- ...groźna jak kombajn w szczerym polu...
- Zawzięta jak zamknięty w szafie kochanek!
- ...Hitomi Umeki!
- "Czarna Mamba", wrau!


Tuż przed kolejnymi wrzaskami i iluminacją, Lika położyła swoją dłoń na udzie Hitomi spoglądając w jej oczy ze szczerym współczuciem. Może nie wyszło jej to najlepiej, ale chciała chyba dodać dziewczynie otuchy, a zarazem przeprosić ją za to, że musi przez to przechodzić. Jeszcze raz rozległy się brawa, gwizdy, a nawet bezczelne "Pokaż cycki!" publiczności. Te owacje były zdecydowanie najgłośniejsze do tej pory. Kassin już całkiem zasłoniła swoje uszy, widać nie mogąc znieść hałasu. Maria, o dziwno, znosiła go bardzo dobrze, spoglądając ku czarnowłosej z lekkim zaskoczeniem. Ta mogła się jakoś zaprezentować... jeśli tylko miała na to ochotę.

- I jej największy konkurent, o niesamowicie okrutnym sercu!
- Jego demonstracją siły są prawdziwe czyny, nie słowa!
- "Pokojowe nastawienie" jest informacją o temperaturze, w której zostawia ciała swych przeciwników!
- Za wszelką cenę unikający wodzenia za nos!
- Uporządkowany, ale zabójczy!
- Noszący najwięcej krwi na swoich dłoniach...
- Nie patrząc na płeć czy stan tych, którym przeznaczone jest skonać!
- ...Hiroshi Akaru!
- Prawdziwy tygrys, kurwać!


Uwaga skupiła się na Hiroshim. Tylko... tym razem coś tu nie grało. No właśnie, nic nie grało - muzyka się urwała. I zapanowała cisza. Nie było braw. Nie było gwizdów, śmiechów czy buczenia. Nic. Dopiero po chwili, jedna osoba zaczęła klaskać - Vivy. Następnie Lika, szybko powstała i energicznie dołączyła się do tego czynu. Zrobiła to także Rin, ale bez wstawania i zdecydowanie nie energicznie. Chielai też dołączyła się do zabawy, pewnie nie wiedząc nawet o co chodzi. Cztery osoby. Tylko tyle, nikt więcej (no, was - ewentualnie - nie liczę). Cała publika milczała, jakby się zmówili. Czemu...? Spoglądając ku centrum można było tylko zobaczyć paskudne, szydercze uśmiechy obu prowadzących, które po jakimś czasie względnej ciszy wybuchnęły głośnym śmiechem ugiąwszy się w pół. To był moment, w którym światła "zeszły" z Hiroshiego, a w tło wróciła głośna muzyka. Lika usiadła na swoim miejscu z bardzo niezadowoloną miną.
Chielai dalej klaskała.
_________________
. . .
Ostatnio zmieniony przez Jedius 9 Baka Pią Paź 11, 2013 11:00 pm, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Hitomi
Czarna Mamba


Wiek: 33
Dołączyła: 18 Mar 2010
Posty: 354
Wysłany: Pią Paź 11, 2013 7:51 pm   

Młoda czarnowłosa dziewczyna pokiwała głową słysząc wyjaśnienia Liki i dodając.
- No jasne. Odruchy są bardzo ważne. Tak na ten przykład w walce, nie? Wyrobie sobie odruch obronny parowania ciosów i może z czasem nawet nie będę musiała o tym myśleć, tylko właśnie instynktownie będę się broniła. – Pokiwała głową do swoich słów zgadzając się z nimi w duchu i dodając do rosnącej listy rzeczy do wyćwiczenia, odruchy obronne. Następnie zwróciła swą głowę w stronę Lomo, która z uśmieszkiem szepnęła jej imię Hiroshiego. To wywołało wywrócenie oczyma u dziewczyny, a następnie wydanie z siebie.
- Nie-e. To głupi futrzak jest. – Powiedziała krzywiąc się nieznacznie na przypomnienie ostatniego spotkania z „Nyakaru”. Następnie jakby popatrzyła w bok i niezbyt pewnie powiedziała
- No bo... Bo Maria ma Tedi’ę, tak? No to ja sobie pomyślałam, że smoki są faktycznie super, bo kto by nie uważał smoka za kogoś super, nie? Jeszcze by go zjadł – Zaśmiała się do swojego żartu, po czym kontynuowała. – No... smoki są super i... tak pomyślałam, że jest jedna taka smoczyca, która mi pokazała coś bardzo super, czego nawet już się nauczyłam tam na dole u nas. Pewnie już się domyślasz, że chodzi mi o Gisvę. O-Oczywiście jeśli to nie kłopot. – Zapewne na twarzy pojawił się lekki rumieniec, ale mimo tego starała się dzielnie udawać poważną. Zwróciła uwagę także na Kassin, która zdecydowanie zachowywała się za cicho jak na nią. Kiedy zwróciła w jej stronę głowę zobaczyła, że ta bawi się komórką. No tak, każdy ma jakieś zabawki, nie? Następnie skierowała głowę ponownie na dwie anielice obok siebie, a dokładniej na Mayę, która przyglądała się, przyszłej pracodawczyni swojej siostry. W sumie nawet miała spytać czy zobaczyła w niej coś ciekawego, ale ostatecznie przerwało jej pojawienie się tajemniczej... niziołki na desce z kołami i w ubraniu starszej siostry lub brata. W sumie nie powinna się już takim rzeczom dziwić, ale... cóż. Ta osoba BYŁA dziwnie ubrana, a wyglądała jakby to wszystko miała w dalekim poważaniu. No ale nie powinna chyba tak szybko oceniać osób po ich wyglądzie, boże jest całkiem... zwyczajną osobą? Popatrzyła na liczby by zobaczyć ile czasu jeszcze zostało do rozpoczęcia spotkania, a kiedy zobaczyła jak licznik przeskoczył do ostatnich kilku sekund prychnęła. Mogła się tego w sumie spodziewać. Skupiła się jednak na projekcji, która bardzo jej przypadła do gustu, zwłaszcza zachowanie tego mężczyzny imieniem Aswin. Trzeba mu przyznać, że miał nerwy ze stali i swego rodzaju urok. Wróciła myślami i wzrokiem na nowy fragment filmowy, który trochę był gorszy od tych, które widziała w krypcie, na jednej ze starych taśm, ale i tak był niezły. Jedna czarnowłosa pozbyła się jakiegoś mężczyzny, co wywołało wzdrygnięcie się u czarnowłosej, która zaraz jednak odzyskała opanowanie i oglądała dalej. Kiedy część filmowa się skończyła, Hitomi czuła pewien niedosyt i swego rodzaju zawód, że nie widziała wcześniejszych części programu. Pewnie o nich samych też takie są, ale raczej jest ich trochę mniej. Tak czy inaczej skupiła się na nowo przybyłej dwójce, która najwyraźniej za sobą nie przepadała. Starsza Umeki pokręciła głową słysząc docinki prowadzących. Następnie Uniosła brew, słysząc, że będą przedstawiani tak dużej liczbie osób. Przełknęła ślinę, słysząc, że pierwsza przedstawiana osoba jest płci żeńskiej, a następnie roześmiała się i dołączyła do braw skierowanych Florancowi. Kiedy światła przygasły i usłyszała zapowiedź Dreswalda, przygotowała się, spodziewając się, że i pod jej adresem zostanie powiedziane coś nieprzyjemnego. Wiele się nie pomyliła, a kiedy usłyszała jeszcze głośniejsze wiwaty i brawa tłumów, oraz dodający otuchy gest Liki, pokręciła głową, a następnie się roześmiała, tylko po to by nagle z poważną miną popatrzyć na prowadzące i przejechać kciukiem po gardle. Chcą show? To mają. Opinia o niej, jakoś jej nie obchodziła, a jeśli takie coś zaskarbi uwagi tłumów, to może i coś spłynie na nich na dole? Może widownia ma jakiś wpływ na grę? Tak czy inaczej, po swym niewielkim geście, rozparła się wygodnie jakby z obojętnością, choć ciągłym lekkim uśmiechem na ustach. Domyślała się, że teraz przyszła kolej na czepianie się Hiroshiego i nawet była sobie w stanie wyo-... właśnie. Kiedy nastała cisza, zero oklasków, nic. Wstała wraz z Liką, prawie w tej samej chwili obracając się w stronę kapitana kocie ucho i klaskając mu z anielicą. Kiedy znalazły się już na swym miejscu powiedziała ciszej.
- To był cios poniżej pasa, w stosunku do niego.
_________________
Hitomi Umeki

"You know what? Fuck you and your fucking game"
> Karta postaci.
 
 
Firanke
Tygrys


Wiek: 32
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 643
Wysłany: Sob Paź 12, 2013 1:07 am   

Septerki najsmacznyejsze. Zapamiętać, wykorzystać. No i ta reakcja na porównanie jej do Sariel? Dobra robota, jestem genyalny. Nyaha. Zacząłem przechadzać się po sali, przyglądając się przybyłym. Miałem ogromną ochotę odwiedzić resztę smoków, ale nye ma na takie rzeczy tak dużo czasu. Z kolei ze strony Rin - więcej kotów. To aż tyle kotów może podróżować po światach? O rany. Jak to dobrze być jednym z nich. Hej, ale zaraz, tam jest ktoś jeszcze. Jakaś netoperka i kapelusznica. I gapią się na mnye. Co, że chcą pogadać? Jasne, zaraz do nich podejdę, tylko obadam resztę. No, tam za Tashi jakieś inne egzotyczne nyeboraki. Chociaż wolę nie iść tam, bo się jeszcze zarażę przegrywanyem, nya ha ha. Nyo to w sumie mogę iść do tamtych, co się na mnie gapiły. Ruszyłem więc do przodu, ku ich stoli--
Albo i nie. Zatrzymałem się, gdy do sali wleciał ten ktoś. O STWÓRCZYNI ALE ONYA MA WIELKIE...
Wejście. Nyaprawdę, chyba nikt nie miał tak stylowego wpadu na salę. Ale chyba nie jest zaznajomiona z tym miejscem, nye? Nyo. To Nyakaru, na co czekasz? Musisz oprowadzić ją po okolicy. Poznaj biedną, zagubioną duszyczkę bliżej, jak na pracownika piekła przystało, nyaha. Jesteś taki szałowy, że na pewno nya nyej zrobisz wrażenie. Skierowałem już dwa kroki do jej stolika, gdy licznik przeskoczył i, nyestety, zaczął się seans. Szybko więc podreptałem do Rin pytając jeszcze "KIM ona jest?" zanim wziąłem się za oglądanie.
Od razu widać było znyajome postacie. Całkiem nyezła akcja, a przedstawiani jak w jakimś przedwojennym filmie. Ale brakowało tam czegoś, a raczej kogoś.
Mnye. No przecież to jasne. Ja bym robił świetny duet z tym gościem od rewolweru. Chociaż nye. Aswin, Aswin, to imię brzmi coś znyajomo. I wcale nye kojarzy się dobrze. Pewnye sobie jeszcze przypomnę. No i w sumie, czy z Siarą nye stanowilibyśmy kapitalnej pary? I nya pewno ze mną by nye zginęła. I mielibyśmy gorące przygody. Złapałem się pod boki, wzdychając niezadowolony myśląc o tym, do czego nye doszło. Chociaż w sumie, ta Laura też była niczego sobie.
Napis po wystrzale potwierdzał to, że oglądali podobne rzeczy już ponad 64 razy. Widzę towarzystwo się tu zna. Ale to nye koniec, przedstawienie trwa dalej. I teraz ktoś dobiera się do zamka. I zaraz nakryje ją strażnik. Albo i nye. Zaraz, czy to nye jest... hej, hej! Ja chcę to pismo! Odruchowo aż wyciągnąłem po nye rękę. Ale dość szybko kamera zmieniła swój cel. Zawiedziony mogłem tylko patrzeć, jak on ginye. No i w końcu się dostała do środka, włączyła latarkę, by podążać za jękami. Trzymają tu nyajwiększych skurwieli. W końcu sektor kantyjski. ... Zaraz, sektor -kantyjski-? Po tym od razu spojrzałem na Rin majac nyadzieję, że odwzajemni moje spojrzenie. Szybko jednak wróciłem do oglądanya.
Rozpoznawałem po kolei - Clairvee, Tur, Lilith i Franca. A wszystko to robi Siara. Uwolniła Francę i nie ma nawet zamiaru pomagać innym. Ale to dziwne, bo przecież wcześniej podrózowali razem. Nye, zaraz. Nye, nye. To się dzieje wcześniej. Dużo wcześnyej. Nye mają nawet swoich wspólnych znyaków. I wszystko jasne - wtedy też się poznyali.
Wyprostowałem się. To cenne informacye. Miały już wyjść, gdy oślepił je blask, pochłonął ich sylwetkiiii-
-iii skończyło się, a ich miejsce zajęły jakieś dwie prezentujące. Stęknąłem nyezadowolony. Nye chcę pokazówki, chcę wiedzieć więcej!
Nyestety, były bardzo uparte w tym, by to zaprezentować. I zepsuły wszystko. Trudno powiedzieć, bym słuchał ich dalszych głupich wierszyków przychylnie. Kolejne dupki, które traktują nyas przedmiotowo. Aż by się chciało im powiedzieć co nyeco. I jeszcze będą przedstawiać? Dobre sobie! Zaraz, coś mi się liczba nie zgadza. O dwie osoby. Ale na wyjaśnienia przyjdzie czas, swój show zaczynają od Hitomi. Nie, zaraz... Flo-Florance? Pfftt... przyłożyłem dłoń do ust. Co za bezczele. Ale nye powiem, było to całkiem zabawne. Od razu zwróciłem uwagę na jego minę. Nawet zacząłem mu bić brawo, a co. Przy Deswaldzie poczułem, że ich żart był dużo słabszy, ale wystarczyło na uśmiechnięcie się. Braw nie biłem. Teraz Hitomi. Parsknąłem. Dlaczego opis tak bardzo do niej pasował? Groźna, agresywna i zawzięta. Okładająca. A przy czarnej mambie to już w ogóle tylko wrodzony talent do zachowywania kamiennej twarzy pozwolił mi na to, by się wyprostować i zrobić neutralną minę, choć w duchu można było się zwijać ze śmiechu. No, czas bić brawa. A co mi tam, jakby nye była agresywną małpą, to ona wygrała turnyej i jest okazja zrobić za to aplauz.
I przyszła kolej na mnye! I jak teraz mnye pojadą, co? Nyesamowicie okrutne serce. Czyny, nye słowa. Przytyk do "pokojowego nyastawienya". Nyajwięcej krwi nya rękach.
Mina mi zrzedła. Poczułem się chlaśnyęty w twarz. I w pierwszej chwili miauem ochotę podejść tam i wyperswadować im, co mam nya ten temat do powiedzenya, ale...
Nye będę taki nyaiwny. O to właśnye przecież im chodzi. I nye dostaję oklasków? Takie typowe. Nye potrzebuję nikogo z was, wy nyedorajdy. O, Vivy zaczęła. Pewnye się teraz ze mnye nabija. Nyo dobra, pójdziemy za ciosem.
- Dziękuję wszystkim za tak liczny aplauz. Doprawdy, kocham was! Dziękuję też naszym prezenterkom za tak egzotyczne przedstawienie. Nyeszczęścia nyaprawdę chodzą parami. - rozłożyłem ręce, szczerząc się w uśmiechu. Było mi bardzo głupio. To cholernye bolało, wy suki. Ale wiecie co? Nye dam wam tej satysfakcji. Nie oddam wam tej publiki bez walki - Przybyliście wszyscy licznie, by obejrzeć grę Versu. By obejrzeć pionki stwórców. Jak zdążyliście zauważyć jesteśmy poddawani różnym trudnym sytuacjom, gdzie nie znając odpowiedzi na pytania, musimy podejmować ciężkie decyzje. Twórcy tej gry nyaprawdę delektują się zagadkami, wprowadzanyem nas w skrajne sytuacje i niespodziewanymi zwrotami akcji. Ale czy się damy? Nye, nye damy się! Jesteście tu po to, by obejrzeć nyajlepszą grę w wieloświecie. Czy możecie nya to liczyć? - zbliżyłem się do w miarę pustego stołu, by uderzyć dłonią o blat - O-czy-wiście, że możecie! Przygotujcie się na rozwiązanya wielu zagadek, rozszyfrowanye Kantii, epickie bitwy i zapierające dech w pierściach eksplozje! - i jeszcze raz uderzenie o blat. Dzięki, Piórko, dałaś mi następny argument do ręki: - CO WIĘCEJ! Mogę wam zapewnić, że już pierwsze widowisko będziecie mieli w mniej niż godzinę czasu planszowego! Będą światła, będzie niespodziewany zwrot akcji, będzie show! Dlatego też zostańcie z nami i obserwujcie dokładnye Vers. - zbliżyłem się do Rin i wyciągnąłem rękę w kierunku publiki - Bowiem przednią zabawę gwarantuję wam ja, Hiroshi Nyakaru, pionek samych stwórców i awatar SAMEJ ŚMIERCI, Kaenbyou Rin! Dziękuję! - ukłoniłem się zamaszyście. Całe przemówienie mówiłem z każdą chwilą coraz podnioślej, starając się od początku wywołać we wszystkich napięcie, które na końcu swoim zapewnienyem detonuję. Swoim tonem, gestykulacją, modulacją głosu i znakami ntewerbalnymi staram się jak nyajlepiej tylko mogę zainteresować i porwać ze sobą tłum, by choć nya chwilę wyrwać go z objęć tamtej dwójki.
Jedenaście na dziesięć, wy małe kurwy.
_________________
Hiroshi Akaru
Arcana: ?

> Karta postaci.

"You look like you were born with a face meant to deceive cute little girls in order to molest them, mr Pervert Hiroshi! Even I am having a hard time resisting it!"
OH, HEY, IT'S KASSIN!
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Sob Paź 12, 2013 3:33 pm   

Pasożyt tym razem mnie nie zawiódł. Na dłuższą metę może i ten klan robali posiada jakieś pożyteczne wskazówki, które warto byłoby zachować w pamięci. Tak jak te zasłyszane przeze mnie przed chwilą. Kantia... to miasto na pewno skrywa wiele tajemnic i możliwości. Ale nie zamierzam pchać się tam tak wcześnie. Nie znam jeszcze swoich umiejętności w tym stopniu, aby zrobić z nich prawdziwy użytek. Najpierw potrenuję sobie na tej bandzie nieudaczników. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, pożrę jeszcze wioskę czy dwie, tak jak zrobiłem to z tamtym obozem przemytników. A wtedy już nic nie stanie mi na drodze.
Ach, wreszcie koniec tego powolnego odliczania. Czas rozpocząć prawdziwe show, na którym nie zamierzałem siedzieć bezczynnie, cokolwiek by na nim nie było. Nie zrozumiałem ani krztyny znaczenia czy sensu dwóch pierwszych projekcji, ale domyślałem się jednego - bardzo możliwe, że nasza czwórka też występowała w jednym z takich seriali, który cała ta zbieranina przygłupów oglądała z wypiekami na twarzy i pół-wzwodem w spodniach. Hah, ciężkie jest życie pionka. Ostatnie myśli jednak jedynie mnie zmotywowały, aby urosnąć w siłę i jeszcze bardziej rozkoszować się cierpieniem swoich wrogów. Do tego zostałem w końcu stworzony. Radość i podniecenie osób trzecich to tylko efekt uboczny, którym zajmę się w swoim czasie. Tak jak zająłem się tą podłą suką, Lah'rą.
Ha ha, wiedziałem, że będzie tylko lepiej! Czas na przedstawienie głównych atrakcji imprezy. Po przedstawieniu Florance'a spojrzałem w jego stronę, uniosłem brwi i uśmiechnąłem się z politowaniem. Spodziewałem się, że przedstawienie mojej postaci będzie równie sarkastyczne i prześmiewcze, byłem więc dobrze na to przygotowany. I tak oto moje oczekiwania zostały spełnione. Nie podniosłem się na nogi, siedziałem jedynie z założonymi rękami uśmiechając się krzywo pod nosem i spoglądając spode łba na dwójkę w centrum. Po okrzyku "Masz szczęście, że Fiołek żyje!" prychnąłem pod nosem, po czym mruknąłem "Już niedługo". Ta dziewczyna nie leżała jednak w tej chwili w zakresie moich zainteresowań, dałem więc temu spokój i oczyściłem swoje myśli z jej wątłej postaci. Ach, a teraz Hitomi, to małe, wredne stworzenie z potężnymi dojcami, które mogłyby dorównywać nawet Lice. Jej gibkość i szybkość ruchów mogłaby być dla mnie dużym problemem... No, wreszcie Hiroshi. Cisza i brak jakichkolwiek aplauzów wzbudził we mnie niemal współczucie do tego żałosnego przydupasa Rin. Masz swoją nagrodę. Nie martw się, kiedy już się z tobą rozprawię, twoja fala upokorzeń się skończy.
-Daj sobie już spokój, sierściuchu, i tak cię tu nikt nie lubi! - krzyknąłem zaraz po wypowiedzi starszego Akaru, energicznie wstając i kładąc jedną nogę na stół. Musiałem w końcu dbać o reputację. -Pierwszym prawdziwym aplauzem, jaki dostaniesz na tej sali, będą brawa po twojej żałosnej śmierci! Osobiście dopilnuję, aby szkarłat pożarł twoją duszę! I masz dokładną rację, to wszystko stanie się w mniej niż jedną godzinę! Ha ha ha ha ha!
_________________
> Karta postaci.
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Sob Paź 12, 2013 4:32 pm   

Chyba nie jestem tu mile widziany. Pewnie przerwałem im rozmowę na jakiś Ultra Tajny Temat. Tym lepiej dla mnie, skoro przynajmniej jedna osoba przy tym stoliku chce mnie zabić. Skoro o tym mowa, czy i Kareen podziela ten sentyment? To by wyjaśniało tę niezręczną ciszę. Liczę jednak, że na dole uda nam się dojść do porozumienia. Nie chcę być zmuszonym z nią walczyć. Tym bardziej, że to dla mnie wyrok śmierci.
Cóż, skoro tak to skończę jedzenie i wrócę do Tash- Iiii oczywiście robią nagły przeskok do filmu. Cóż, pozostaje mi tylko zostać tutaj i oglądać - pamietam jak bardzo irytowałem się gdy ktoś chodził w czasie filmu w sali kameralnej, więc niekulturalnym byłoby się teraz ruszać.
Skończyłem mięsne paluchy, oglądając film. Był...czymś zupełnie innym niż się spodziewałem. Ale żółte napisy były przydatne. W życiu bym się nie domyślił, że te kobiety na filmie są tymi samymi które poznaliśmy nie tak dawno temu. Może te wszystkie dekoracje Klary nie były dekoracjami a...czymś innym. Wnioskuję, że magicznym. Zaraz jednak przestałem myśleć o tym, gdy tylko zobaczyłem na ekranie mężczyznę podpisanego jako Aswin. Nie, nie jego - broń którą trzymał. Srebrny rewolwer, siedmiostrzałowy. Fantom. Dokładnie taki sam model, jak ten w kieszeni mojej kurtki. Przez moment chciałem instynktownie sprawdzić dłonią, czy znajduje się wciąż przy mojej piersi, ale szybko się powstrzymałem. Dobrze wiem, że w tym garniaku go nie ma.
Według napisu na końcu filmu minęły cztery lata. Czy to możliwe, że pani doktor wychodziła z Krypty przed tym? Czy może pojawiła się tam dopiero po tym? Widziałem te rozdarte zdjęcie belfra tyle razy, może ktoś z niego przypomina którąś z tych postaci? To mógł być przypadek, losowy zbieg okoliczności - te rewolwery pewnie były produkowane masowo.
Ale to gra. W scenariuszach nie ma przypadków - są dziury fabularne. Chyba po raz pierwszy w tym życiu zaczynam żałować, że wiedza nie przechodzi z nami na dół. Ale to nie będzie problem. Zmierzamy w ich stronę i pewnie wystarczy, by któraś zobaczyła rewolwer bym usłyszał tam o tym gościu.
W czasie myślenia o tym wszystkim zupełnie nie skupiałem się na drugim filmie. Widziałem postaci, widziałem wyciąganie kogoś z celi - ale nie łączyłem tego z tym, co widzialem wcześniej. Nie to mnie teraz interesuje.
Gdy tylko doszło do przedstawiania nas szerokiej publice, westchnąłem cicho pod nosem. Widać dochodzi do gry kolejny pionek, którego obecnie tu nie ma...Ciekawe. Czyżbyśmy byli zbyt nudni dla graczy? Zaczęli od pań, ale wnioskując bo całym tonie to będzie żart, czyli...
Yup, mowa o mnie. Gdy tylko rozległy się oklaski, zrobiłem w miejscu mały piruet i ukłoniłem się przed publiką. Skoro to gra, zawsze dobrze jest mieć publikę po swojej stronie. Może głosy niezadowolenia uratują mnie kiedyś przed zejściem ze sceny. Kątem oka uchwyciłem transparent z serduszkiem i zaraz poczułem, że się czerwienię. Nie ze wstydu, co to to nie, raczej z...niezręczności. Jak tylko teraz coś powiem to tylko się pogorszy a i Kareen widzę tego nie lubi. Przecież znam ją raptem dwa dni. Głupom byłoby, gdybym zaraz się w niej zakochał.
Wysłuchałem spokojnie reszty przedstawień, spokojnie klaszcząc za każdym razem. Gdy doszło do Hiroshiego nie klaskałem. Dopiero gdy się wypowiedział to zrobiłem, zupełnie ignorując krzyki nad moim uchem. Nieco kusiło mnie by uderzyć Desmonda wierzchem dłoni ale to tylko wprowadziłoby teraz chaos. Pewnie jeszcze wywlekliby mnie z sali. Poczekam, aż spotkamy się na dole.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Pon Paź 14, 2013 4:35 pm   

[ Będzie trochę nie po kolei, ale nie chcę co chwila przerywać głównej części, by dopisywać komentarze. Wszystkie indywidualne części napisałem na początku, ale są zawarte tak naprawdę "w środku", w różnych momentach tego dla wszystkich. No, ale raczej się zorientujecie który dokładnie to moment jak już całość przeczytacie. ]
[ PS. Piszcie też co robicie po zakończeniu tego co opisałem u siebie, aj? Chociaż jedną akcję. Bo głupie jest, że pisząc dalszą akcję muszę zakładać, że cały czas stoicie/siedzicie w miejscu bez ruchu, albo próbować przewidywać akcje i reakcje. Nie mówię o tym, że wy macie wszystko przewidywać, ale jednak powinny się posty MG/BG przeplatać. A nie, że opisujecie tylko to co robicie do momentu ostatniego napisanego przeze mnie zdania. :P ]


[ Florance ]

Chwila, chwila, chwilachwilachwila. Zwracając większą uwagę na rewolwer i doszukując się związków i podobieństw, coś cię tknęło. Przypomniałeś sobie o zdjęciu, które odzyskałeś z szuflady Belfra jeszcze w krypcie. Ktoś w źródle widząc je mówił coś o Sandersach, ale... teraz mogłeś żałować, że nie posiadasz przy sobie pilota z przyciskiem "wstecz", by cofnąć na chwilę film. Ta kobieta. "Listek". Miała wykrzywioną w strachu minę, włosy rozwiane całkiem przez wiatr, i strój też się nie zgadzał, ale jak się mocniej zastanowić... czy jej twarz nie była przypadkiem podobna do tej blondynki na zdjęciu? Gdybyś mógł zobaczyć materiał filmowy raz jeszcze i najlepiej porównać go sobie z trzymanym w dłoni zdjęciem, mógłbyś to ocenić z taką dokładnością, by mieć stuprocentową pewność. Na tę chwilę, niestety, mogło istnieć jedynie przeczucie, że to może być ta sama osoba.
Swoją drogą, musisz opatentować tę metodę klaskania trzymając talerz z szaszłykiem. To na pewno musi być jakaś nadprzyrodzona umiejętność.


[ Desmond i Florens w sumie też ]

- Ten gość jest jak Sann! Dużo gada, ktoś go jeszcze posłucha i za nim pójdzie, a potem lipa, nagle nie ma jak poprzeć słów! Ale mu się za to beknie, zobaczycie. Póki co otwiera szeroko oczy ze strachu na jakiś pomniejszy rój zdechlaków. - z wyraźnym wyrzutem w głosie, Kareen wskazała Hiroshiego keksem z lukrem jeszcze w trakcie jego wypowiedzi. A potem, gryząc słodycz ze złością, spojrzała na wchodzącego nogą na stół Desmonda i przystąpiła do ewakuacji tacy z jedzeniem w swoją stronę na wypadek, gdyby temu coś odbiło. Potem jednak bardziej przysłuchała się temu, co ten faktycznie mówi, by zmarszczyć nieco brwi. Na koniec wyglądała, jakby miała coś jeszcze powiedzieć, ale wyraźnie się powstrzymała, spoglądając na Florance'a. Chyba nie było to przeznaczone dla jego uszu. Cóż, przynajmniej nie wypraszała go jeszcze słownie, tylko wcisnęła sobie następnego przekładanego karmelem wafla w zęby i przegryzła go z trzaskiem.
(...)
"Że... co? Dziewięć? Są przecież trzy. "Hemosivil", "Kharret" i "Reszta". Pewnie próbują być zabawne z podchwytliwością." Piirmeg brzmiała na mocno niezadowoloną, wręcz obrażoną tym, co powiedziały prezenterki.


[ Hitomi ]

- Ach, Gisva? Bo... ach, rozumiem. Nie ma sprawy! Mogę nawet poprosić ją, żeby użyczyła swojego głosu. Wtedy i maskotka będzie mogła coś powiedzieć! - Lomo uśmiechnęła się szeroko, ponownie obejmując siedzącą na jej kolanach Marię. Ta nadal była mocno zaabsorbowana postacią Tedi'i.
(...)
Po tym, gdy wszyscy skończyli oklaski i w końcu usiedli, Lika skrzyżowała ramiona z niezadowoloną miną. Przytaknęła zdecydowanie głową na twoją wypowiedź.
- Raju, tak strasznie ich nie lubię. Są bardzo niemiłe, zgryźliwe i chcą tylko każdemu dopiec. I to nawet nie dlatego, że same chcą to zrobić... przynajmniej w przypadku La Vassel. Ona to robi z dedykacją dla tego, że uważa, że tego właśnie się od niej oczekuje. To takie... sztuczne, a naprawdę może kogoś ranić. Uch! - stęknęła z niezadowoleniem i pacnęła w największy z klawiszy laptopa włączając znów jego ekran, który najwyraźniej wyłączył się po jakimś czasie nieaktywności. Sporą część ekranu zajmowało teraz różowe powiadomienie mówiące "Masz nową wiadomość! :)". Anielica przekierowała więc na to kursor, oczekując po kliknięciu aż załaduje się to, cokolwiek otrzymała.
- To może być dlatego, że wciąż są same jak palec. Ta, jestem pewna, że to jest powodem. Gdyby spotkały miłość swojego życia...
- No nieee, straciłam trzy punktyyy! - Kassin jęknęła z autentycznym smutkiem, spoglądając na ekran telefonu, w którym zamknęła potem ze złością klapkę. - A co do tego co to mówią, to ja bym w ogóle nie słuchała. Bo one to tak se mówią tylko żeby mówić bo tylko mówić właściwie umią. Bo jakby to je tak wrzucić, to same by nie zrobiły wcale nic lepiej! O, no i ciekawe co wtedy by powiedziały. To ja bym tam wtedy stała i się z nich śmiała, tak by było! Tak się jakoś mówiło, nie? Jakieś takie powiedzenie czy przysłowie. Że trawa po drugiej stronie... tylko tak na opak. Właściwie to to przysłowie czy powiedzenie? Nie, czekaj, czym się różni jedno od drugiego? Przysłowia też się przecież powiedzuje, a powiedzenia są słowami... nie czaję. Ale rozkmina. - ...no tak. Kassin znów zaczęła mówić.
- A, właśnie! Repia pisała, że jest już na miejscu.


[ Tamten kot ]

"Elfem z solaryum", stwierdziła w odpowiedzi Rin bardzo krótko i zgryźliwie. Chyba pałała niechęcią do tej postaci. Tak czy siak, nawet nie spoglądała w jej stronę ani gdy ją o nią zapytałeś, ani gdy odpowiadała. W trakcie seansu była wyraźnie skupiona na filmie i nie odwzajemniła twojego spojrzenia w jego trakcie. W przeciwieństwie do Iokki. Ta wydawała się na ciebie gapić co chwila, z tym dziwnym, naburmuszonym jakby spojrzeniem. Jakbyś, nie wiem, wyrządził jej jakąś krzywdę i cię za to nienawidziła. To takie trochę dziwne, bo przecież tak na dobrą sprawę to znasz ją od... na pewno mniej niż godziny.
Przedstawianie, przedstawianie... w jego trakcie Rin ułożyła na stole pustą kartkę, w jej dłoni pojawiło się dębowe wieczne pióro. Zaczęła bez pośpiechu zapisywać coś, co wyglądało na jakiś list. Tak można było wywnioskować po ogólnej budowie tekstu, ułożeniu akapitów. Problem w tym, że sam tekst był... zupełnie nieczytelny. To znaczy, to nie było tak, że jej pismo było tak brzydkie, albo że stawiała kleks na kleksie. Nie wyglądało też na coś, co byłoby wiadomością w innym języku. To na pewno miało jakąś składnię, ale jaką... nie miałeś najmniejszego pojęcia. Ten tekst był po prostu dla ciebie nieczytelny. I bardziej zachęcał do zostawienia go w spokoju, niż dalszego rozmyślania nad tym co to może być.
Swoją drogą, na stole znajdowała się taca z imbrykiem i trzema filiżankami. Czarta znajdowała się przed Iokką, piąta przed Rin. Dwie ostatnie pełne. Z tym, że ta Rin miała w sobie prawie na pewno herbatę, a ta Iokki... chyba czekoladę. To znaczy, tak to wyglądało.
Kiedy uderzałeś w stół, Rin przerwała na chwilę pisanie swojego listu, cierpliwie unosząc wzrok ku tobie. Odłożyła wtedy pióro, najwyraźniej decydując, że poczeka aż skończysz zanim będzie kontynuować. Po drugim uderzeniu odsunęła tylko kartkę od filiżanki, w której ciecz groźnie zadrżała.
Co było dalej, możesz przeczytać w poprzednim poście/dalszej części tego.


[ Wszyscy ]

Po projekcji, każdy z was otrzymał swoją chwilę na przedstawienie się, acz jedynie Hiroshi skorzystał z niej w większym stopniu niż przekazanie pojedynczego gestu. Ba! Zdecydował się na całą przemowę, której nic nie przerywało podczas ciszy. Nie było to może najłatwiejsze. Bądź co bądź, gigantyczna publika bardzo... przytłaczała. Nawet mimo talentu, zdolności oralnych, chłopak nie był po prostu przyzwyczajony do występowania przed taką ilością osób, mając na siebie skierowane tak wiele par oczu. Tym bardziej, znając ich reakcję. Surowa cisza, gdy jeszcze przed chwilą było tak głośno. Nie mniej surowa od niezmiennych min obu prezenterek w centrum, które wcale nie wydały się być poruszone pierwszym komentarzem. Wręcz przeciwnie, wydawało się, ze tego właśnie oczekiwały. Ale mimo widoku twarzy przepełnionych pogardą, Hiroshi kontynuował. Być może pierwsze brawa dodały mu otuchy, nawet jeśli uznał je za nabijanie się. Był w stanie włożyć więcej przekonania w słowa, co jakiś czas pomagając sobie akcentem w postaci uderzenia w stół, powodując lekkie podskakiwanie filiżanek z herbatą, które się tam znajdowały. Dołączały kolejne brawa, choć wciąż były zdecydowanie mniej huczne od każdego z poprzednich przedstawień. Lika, Hitomi... właściwie cała ekipa stolika anielic, nawet jeśli Maria wyglądała bardzo na zdezorientowaną. Rin, później także Florance. Chyba dołączył też ktoś z trybun. Zdaje się, że ta nietoperzowa, a także kilka z tych małych kotowatych. I potem jeszcze Tashi... i nawet Shalissa! Choć ta ostatnia robiła to bez większego przekonania. Raczej tylko dlatego, że cały czas miała świetny humor. Od Tashi zaś dało się usłyszeć "Ha, prawie jak ja!", ale... to chyba nie mogła być ona, nie? Nie tylko piskliwy głos, ale i sama kwestia niezbyt do niej pasowała. Kierowca autobusu niestety nie mógł klaskać, bo go tu nie było.
Po "Dziękuję" nastąpił ten moment, w którym Raidel wybuchnęła wysokim śmiechem, zaś Leiva skomentowała to przeciągłym "Hoooooooh?", nie tracąc swojego szyderczego uśmiechu. Z jednej strony wciąż spoglądała na niego z góry w przynajmniej dwóch znaczeniach, z drugiej... może trochę się zaciekawiła? Ze swoją odpowiedzią włączył się Desmond, zwracając na siebie uwagę reflektorów. Znów zaczęła się podnosić wrzawa, choć tym razem nie był to applauz - bardziej jakieś komentarze i podszepty widzów, którzy zaczęli wymieniać się ze sobą swoimi zdaniami. Wśród ogólnego gwaru ciężko jednak było wyłapać poszczególne wypowiedzi. Gdy zaś Drizzle zaczął się śmiać, Leiva do niego w tym dołączyła, razem ze stojącą przy niej blondynką która właściwie śmiała się już przecież od jakiegoś czasu. Ponownie, z całym swoim hukiem rozbrzmiała orkiestra, a prowadzące które uspokoiły się w tym samym momencie znów zaczęły kierować spotkanie na wyznaczony przez siebie tor. No, może... poza samym początkiem. Tym bardziej, że zielonej na chwile powrócił atak śmiechawki.
- Ahah, to sama prawda... w niejednej armii mówią...! Że podobno przed nadejściem Śmierci zawsze widuje się czerwoną kropkę, hah!
- Ale na przeprosiny za bycie nieszczęściami od Raidel i jej kapelusza będziemy musieli poczekać do czasu po programie.
- Gah, hahah! Kon-tynuując...
- Spojrzenia naprzód, plany, wielkie zapowiedzi!
- Pa, parcie przed siebie z wiarą we własny sukces!
- Ale czy za słowami kryją się siły potrafiące poprzeć obietnice?
- Wszak niewielka jest granica pomiędzy odwagą i zdecydowaniem, a głupotą i naiwnością!
- I jakże łatwo ją przekroczyć w złym kierunku, gdy nie posiada się tego, co w takich chwilach jest najbardziej potrzebne...
- ...doświadczenia!
- Tak jest! A dobrze wiadomo, że te niełatwo zdobyć. Bardzo często trzeba się ocierać o niebezpieczne sytuacje...
- Które są tym bardziej groźne, im mniej się tego doświadczenia posiada!
- Czy to znaczy więc, że im bardziej jesteśmy doświadczeni, tym łatwiej jest je nam zdobywać?
- Czy może raczej, im więcej go posiadamy, tym trudniej znaleźć to, z którego wyniesiemy jakieś nauki?
- Trzeba zacząć od innego pytania - czym jest doświadczenie?
- Nabyte umiejętności!
- Wyuczone odruchy!
- Uodpornienie ciała i umysłu!
- Ale jedno jest tutaj zdecydowanie najważniejsze...
- Wiedza!
- Zgadza się! Mówi się, że uczymy się całe życie. Że czerpiemy nauki z każdej czynności!
- Zaś wszystkie nagromadzone informacje czynią z nas tych, kim jesteśmy!
- Jesteś pewna, że to nie charakter?
- Jestem pewna, że osoby bez żadnej wiedzy nie mogłyby posiadać charakteru. Niektórzy mają w nich bardzo poważne ubytki!
- Takich nazywa się upośledzonymi!
- Czy sądzisz, że nasi szanowni rozgrywający mogą być jednymi z nich?
- Sądzę, że mogę tak nazwać osoby uczestniczące w grze, której zasad nie znają!
- Choć nie możesz powiedzieć, by mieli jakikolwiek wybór!
- Wieść niesie, że zostali jednak przygotowani do uczestnictwa. Ponoć dlatego widzimy ich tutaj dopiero dziś!
- Dlaczego więc nie sprawdzimy ich wiedzy?

Zobaczmy w praktyce, czym mogą zabłysnąć Pionki Stwórców!


[ BGM: L's Theme A ]

Po wypowiedzeniu kwestii równocześnie, obie rozłożyły swoje ręce. Oświetlenie raz jeszcze się zmieniło, tak jak i muzyka. Każdy z waszej czwórki mógł poczuć na sobie biały snop światła, oświetlający wasze sylwetki. Wyglądało na to, że jednak to całe "szoł" nie będzie polegało jedynie na słuchaniu tej dwójki, ale że będziecie brać w tym dość czynny udział. No i Florance mógł się tu poczuć trochę głupio, jeśli wciąż stał przy "nie swoim" miejscu.

- Mmmmmagia!
- Nadprzyrodzone zdolności!
- Czy prościej, sztuki i tajemnice które mogą dać jednostce siłę!
- Znamy dziewięć arkan, dziewięć ścieżek którymi można podążać by zyskać możliwości, o których przeciętne byty nie mają nawet pojęcia!
- Ale tak prestiżowe jednostki nie okażą się chyba zupełnie przeciętne, eh? Czy ktokolwiek jest w stanie wymienić wszystkie dziewięć?
- Dajmy pytanym się wypowiedzieć! Bez podpowiadania!


Dokładnie w tym samym momencie, złożyły dłonie z klaśnięciem. Przyszła wasza kolej na gadanie. A skoro nie wyznaczono nikogo do odpowiedzi, wyglądało na to, że kto pierwszy ten lepszy. Dziewięć arkan, hmm? Kto je znał, mógł pochwalić się wiedzą. Ewentualnie można było milczeć i udawać, że się wie, a tak naprawdę słuchać i dowiadywać się rzeczy "w biegu".

Chielai dalej klaskała.
_________________
. . .
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Pon Paź 14, 2013 9:16 pm   

Cholera. Choleracholeracholera. Ale żałuję teraz, że nie mam w tym stroju ze sobą zdjęcia. Ani, że nie będę pamiętał tego wszystkiego na dole. Cóż, przynajmniej wróciła mi motywacja do angażowania się z...tymi ludźmi. O ile sie w ich towarzystwie nie zabijemy, to można będzie się dowiedzieć całkiem sporo.
Zakończyłem moją jednoręczną rundę aplauzu i zabrałem się za szaszłyka, zupełnie ignorując zarówno krzywe spojrzenie Kareen jak i pytanie o arkana. Nie wiem, nie znam się - słyszałem coś o Hemosivil i Tessan i to chyba tyle. Cóż, wysłucham i się dowiem. Tylko jeśli nagle powiedzą coś o 'magii przyjaźni' to szlag mnie strzeli.
Stoję gdzie stałem. I pałaszuję szaszłyka.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Pon Paź 14, 2013 10:25 pm   

Po swojej wypowiedzi usiadłem przy stole z szerokim uśmiechem. Zauważyłem, że Kareen miała mi coś do powiedzenia. Przysunąłem się jeszcze kawałek do niej i zwróciłem półgłosem.
-Jeśli mamy coś do przedyskutowania, nie krępuj się. Powinniśmy współpracować w tej nierównej walce, nieprawdaż? W tej chwili jestem o krok od znalezienia i wymordowania tej żałosnej trójki, więc jeśli masz dla mnie jakieś ważne informacje to lepiej powiedz mi o nich zawczasu.
Wysłuchałem odpowiedzi Kareen, po czym skupiłem się na dwóch prezenterkach. No tak, przyszedł czas na jakiś cholerny quiz. Gdybym tylko przed swoim "odrodzeniem" był na tyle uważny podczas rozmów w meta-świecie, pewnie znałbym przynajmniej kilka z tych całych dróg. A tak to wiem tyle, co powiedział mi ten pasożyt.
"No proszę, spodziewałem się po tobie trochę więcej. Siedem dróg zapewne mieści się wewnątrz tej twojej "reszty", o której jak widać niczego nie wiesz. To tak jak być zapytanym o rodzaje potraw. Hej, jestem Piirmeg, a odpowiedź to ciastka, fast-foody i reszta! Ha ha ha! Nawet nie będę się wybijał z tym co mi podsunęłaś, i tak zaraz wyrwie się mistrz ceremonii."
Zaśmiałem się krótko, po czym odezwałem na głos.
-Znacie tylko dziewięć? Mogę wam wymienić co najmniej dwadzieścia! Może i nie uważałem zbytnio na zajęciach z magii i czarodziejstwa w Krypcie, ale aż takim głąbem nie jestem! No dobra, ale nie będę zabierał szansy Hiroshiemu, pewnie aż się gotuje żeby pochwalić się swoją wiedzą.
Jeśli będę mieć na to możliwość, staram się kontynuować w jakiś sposób rozmowę z Kareen.
_________________
> Karta postaci.
 
 
Hitomi
Czarna Mamba


Wiek: 33
Dołączyła: 18 Mar 2010
Posty: 354
Wysłany: Wto Paź 15, 2013 2:27 am   

Na wzmiankę o mówiącym pluszaku, Hitomi uśmiechnęła się lekko, choć nie mogła się pozbyć niezręcznego uczucia. Co sobie Gisva pomyśli jak Lomo poprosi ją o dodanie głosu do pluszaka dla niej? Raczej nie powinna odmówić ale... eh, niezręcznie. Popatrzyła raz jeszcze na swoją siostrę, która wciąż była wpatrzona w Tedi’ę, po czym przeniosła wzrok na rdzawą smoczycę, by zobaczyć co tak bardzo zafascynowało młodą anielicę. Jeśli nie uzyska odpowiedzi, dzięki swemu wzrokowi, zwraca się do anielicy, jednym uchem słuchając monologu Kassin.
- Widzisz tam coś ciekawego?
Następnie wysłuchuje odpowiedzi i zwraca się do Kassin, której mówi.
- Zasadniczo jest to pewna różnica. Przysłowie to zdanie utrwalone w tradycji oralnej, bezpośrednio lub metaforycznie wyrażające myśl o charakterze ogólnym, ale odnoszącą się do określonej sytuacji życiowej, a powiedzenie odnosi się do konkretnego morału, a przynajmniej tak mówiła mi mama.
Po tym jakże trafnym wyjaśnieniu, pokiwała głową i popatrzyła na wiadomość Liki, bardzo ciekawa każdego możliwego aspektu takiego komputera. Jak teraz o tym pomyśleć to zawsze lubiła się bawić takimi gadżetami, były takie... nie nudne, ale siłą rzeczy w krypcie co ciekawsze eksponaty były zakazane i zabroniono się do nich zbliżać nieupoważnionym osobą, a ona, ciągle wpadająca w kłopoty, nigdy takiego pozwolenia by nie dostała. Co nie zmienia faktu, że kilka razy miała ciekawostki te w rękach. Skrzywiła się lekko kiedy prowadzące znów zaczęły mówić. Wiedziała że nie zapowiada się to dobrze dla kotołaka, a słysząc, że teraz odbędzie się quiz... poczuła, że robi się jej gorąco. Przecież nie zostali przeszkoleni ani nic... fakt, uzyskali pomoc od aniołów no i Shannas i... mieli te krótkie „lekcje” z Tashi, ale... nie miała pojęcia o tych arkanach. No dobra. Słyszała o Hemosivil i Tessanie oraz o Te’re... nie była pewna nazywał ale chyba coś o... Dakamanie? Dokamanie? A może Dakumanie? Lepiej się nie wychylać zwłaszcza, że jak zrobi z siebie pośmiewisko, Tedi’a może przemyśleć jeszcze raz możliwość podpisania z nią paktu. Może przynajmniej Rin przekazała Hiroshiemu jakieś informacje? Kiedy światła zostały na nich skierowane, dziewczyna skupiła się na patrzeniu przed siebie i wyglądaniu na dość spokojną, choć pewnie łatwo to będzie przejrzeć. Tak czy inaczej nie wychyla się, a jeśli zostaje spytana, mówi:
- Szczerze mówiąc, nie znam wszystkich arkan. Słyszałam o Hemosivil, Tessan, Te’re oraz... nie jestem pewna czy dobrze to wymawiam Dakuman? O reszcie możliwe, że słyszałam, ale nie jestem sobie w stanie nazw przypomnieć. Zapewne moi towarzysze potrafią dopowiedzieć resztę arkan.
Jeśli jednak ktoś odpowie wszystkie przed nią, będzie bardzo tym uradowana. W przypadku gdyby ktoś odpowiadał, a ona by mogła pomóc, to bez wahania dopowiada. Tak czy inaczej, po zakończeniu tego wrednego quizu i wyobrażeniu sobie setki sposobów ukatrupieniu prowadzących i wysłuchaniu błyskotliwego komentarza Dreswalda, westchnęła zrezygnowana.
- Biedna Emonsei...
Po czym z zaciekawieniem przygląda się miejscu w którym jest Tedi’a. Coś musiała zrobić, że aż tak zaciekawiła najmłodszą z rodziny Umeki, a ona miała zamiar dowiedzieć się co takiego smoczyca zrobiła by ją aż tak zahipnotyzować.
_________________
Hitomi Umeki

"You know what? Fuck you and your fucking game"
> Karta postaci.
 
 
Firanke
Tygrys


Wiek: 32
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 643
Wysłany: Wto Paź 15, 2013 9:53 pm   

Chyba nawet udało mi się zainteresować jedną z prezenterek. Słuchałem tego, co mają dalej do powiedzenia, spoglądając tylko nieprzychylnie w kierunku Desmonda. Powoli też uniosłem rękę, by chwycić Chielai za jedną z jej dłoni i dać jej znać spojrzeniem i pokręceniem głową, że to już nie czas na klaskanie. Nie omieszkałem wysłuchać definicji doświadczenia. Nabyte umiejetności, wyuczone odruchy, Uodpornienie ciała i umysłu. A przede wszystkim - wiedza. Uśmiechnąłem się. Jeżeli wiedza to doświadczenie, to mam go nyajwięcej ze wszystkich pyonków. Spotkałem się wzrokiem z Iokką i puściłem do niej oko. A nyech widzi, że jej nie ignoruje, ślicznyotka. Siegnąłem do dzbanka z herbatą, wziąłem dla siebie filiżankę i nalałem sobie herbacianego nyaparu. W tym momencie zmieniło się oświetlenie - wygląda na to, że zotaliśmy jeszcze pokarani jakimś testem praktycznym. Nyo dobra, o czym on będzie? Och, arkana. Znam wszystkie dziewięć! Nie, zaraz. Kharret, Nai Tai, Tessan, Hemosivil, Dakunam, Te're, Ervan, Nerietsun... osiem. Jest dziewiąte? Spojrzałem krótko na Rin, by mruknąć do niej:
- Pięknye. Znam tylko osiem. - odczekałem spokojnie na moją kolej. Wysłuchałem każdego po kolei. Florance milczał, Hitomi też. Odezwał się więc Desmond. Nic mądrego nye powiedział. Zwrócił za to uwagę na mnye. Wyszczerzyłem zęby. No tak, dokładnye czegoś takiego możnya było się po nim spodziewać.
- Och, ależ Deswaldzie, skoro znasz arkan aż dwadzieścia, to nie mam jak się z Tobą równać. Oczywiście zakładając, że mówisz prawdę. A nie zbłaźniłbyś się przecież przed szanowną publiką i nie zrobił wstydu delegacji Emonsei rzucając tak odważną deklarację i nie mając na nią poparcia, prawda? Jestem w stanie opisać i wymienić ze szczegółami osiem z dziewięciu arkan, oraz do każdego podać przykład użytkownika. Do dwudziestu mi daleko. Dlatego, proszę, oświeć nas! Dwadzieścia arkan. Jestem pewien, że wszyscy będą chcieli o nich posłuchać. A więc słuchamy. Pamiętaj, że reprezentujesz Emonsei - nie przyniesiesz jej chyba teraz wstydu i się nie wycofasz, a? - zapytałem, nasilając akcent na ostatnie zdanie prowokująco i rozkładając ręce. Jeżeli Desmond odmówi, bądź nie zaprezentuje niczego imponującego, po zakończeniu jego odpowiedzi kontynuuję swoją.
- Dużo mówisz, jednak nie jesteś w stanie poprzeć swoich tez słowami. Wygląda na to, że muszę zrobić to za ciebie, tsst, tsst. - pogroziłem mu palcem przymykając jedno oko - Panie i panowie, zaczynamy odliczanie. Osiem z dziewięciu arkan jestem w stanie wam dziś przedstawić. - przysunąłem filiżankę do ust, biorąc łyk. Oczywiście mały palec odstaje, jak na kurtuazję przystało. - Nie przedłużając, pierwsze z nich - Kharret. - uniosłem wyżej wzrok, rozglądając się po publice. Zaczynam się przyzwyczajać do przemawiania - Kharret to arkana najłatwiejsze do opanowania, jednak najtrudniejsze do osiagnięcia mistrzostwa. A akurat tak się składa, że właśnie te dwa słowa - opanowanie i mistrzostwo - idealnie opisują tą sztukę. Polega ona na idealnym wyćwiczeniu swoich ruchów, na wytrenowaniu umiejętności posługiwania się jakimś przedmiotem bądź ciałem. Wielu wybitnych użytkowników Kharret przechodzi przez życie nie zdając sobie nawet sprawy, że władają jedną z magicznych dziedzin. To właśnie z Kharret zrodziły się tak zwane sztuki walki. Pośród użytkowników Kharret zdecydowanie można wyróżnić Heradvisier, która doskonale władała halabardą wspomagajac się Te're, oraz Kareen, która zaprezentowała potęgę tej sztuki, powalając na turnieje Sójkę na deski. Pośród dziewiątki warto wyróżnić Shalissę, która włada potężną lancą, oraz Emonsei, która mieczem potrafi siać popłoch. - pociągnąłem kolejny łyk po streszczeniu pierwszego z arkan. Odczekałem chwilę, po czym kontynuowałem, machając przy tym ogonem zadowolony.
- Nai Tai. Równie fizyczna, a całkiem dosłownie specjalizująca się we władaniu prawami fizyki. Możemy modyfikować materię za pomocą swojej Woli, możemy dzięki tej sztuce zdobyć siłę, która nigdy nie znajdowała się w posiadaniu naszego ciała, a nawet by jej nie potrafiło wytrzymać. Skóra może stwardnieć do poziomu diamentu - albo idąc w przeciwnym kierunku - możemy przybrać eteryczną formę. Można wpływać na obiekty poza własnym ciałem - jak za pomocą telekinezy - poruszać nimi bez użycia dotyku. Zaawansowani użytownicy Nai'Tai umieją nawet lewitować, a najlepsi z nich mogą zastąpić swoimi zdolnościami skrzydła. Nawet w światach, w których magia jest znikoma znajdują się mnisi, którzy tajemnice tego arkana trzymają w tajemnicy za murami swoich klasztorów. Kto posługuje się Nai'Tai? Rin Kaenbyou uratowała nasze siedzenia za pomocą sztuki eteryczności stosunkowo niedawno. - uśmiechnąłem się, spoglądając krótko w kierunku szefowej. Jeszcze sześć. Zmierzwiłem włosy na swojej głowie, lekko zakołysałem filiżanką po upewnieniu się, że w ten sposób nie rozleję, po czym przeszedłem do następnej dziedziny:
- Tessan. Umiejętność manipulowania energią życiową. Kumulowayie jej, odnawianye, odbieranye, niszczenye, przenoszenye, zamykanye. Tessanici potrafią osiągać nyesamowite ilości nasycenya. Za pomocą Energii Egzystencji potrafią tworzyć potężne spektralne bariery, nie do przebicia. By tego dokonać, potrzeba przynajmniej trzykrotnego nakładu energii, która była potrzebna do jej stworzenya. Tessan to wyjątkowo trudna sztuka, wymagająca dużego nakładu wiedzy, ćwiczeń, wyczucia i samozaparcia. Ponownie, w tej sztuce doskonałość posiada Rin Kaenbyou, jak na władczynię piekła przystało. Ale! Jest ktoś jeszcze. Piękna Lika Tessani, której mistrzostwo zostało zawarte w jej nazwisku - Tessani, czyli "Mistrzyni Energii Życiowej"! Wraz z Repią, doskonałą w uzdrawianiu, oraz Kapral Kassin, której bariera była w stanie odeprzeć atak Shinitori! - wyciągnąłem rękę w kierunku anielic, uśmechając się zawadiacko. Ponownie pociągnąłem głębszy łyk herbaty, opuszczając wyciągniętą rękę. Złapałem kilka głębszych wdechów, spojrzałem w kierunku panny od "Hoooh?" uśmiechając się, po czym wróciłem do przemawiania do publiczności:
- Następna na liście jest sztuka przez wielu niewiele znana. Sztuka, której potęga potrafi przyćmić inne arkana, jednak konsekwencje jej stosowania są tak drastyczne, iż wielu obawia się sięgać po nią. Sztuka, której obawia się każdy, kto zdaje sobie sprawę z jej dewastujących możliwości - sztuka poświęcenia, Hemosivil. Szkarłatna energia. energia naszych ciał. Naszej krwi. Tego, co się w niej znajduje, a dokładniej - właśnie szkarłatu. Niektórzy twierdzą, że jest to pierwotna energia, z której zrodził się cały wszechświat. Potwierdzić to jednak równie trudno, ja temu zaprzeczyć. Jednak nie ulega wątpliwości, ze bez niego ciała krwistych nie byłyby w stanie przeżyć. To energia przeżycia. Zarówno ból, wyobywająca się krew z rany, krzepnięcie, wytworzenie się i odpadnięcie strupa odsłaniającego wyleczone miejsce - to reakcje właśnie tej energii. - mimowolnie usmiechnąłem się entuzjastycznye. Hemosivil brzmiało jak naprawdę interesująca sztuka - Być użytkownikiem Hemosivil znaczy umieć manipulować szkarłatem, wykorzystywać jego cudowne właściwości by osiągać wyżyny siły, wytrzymałości i dominować swoich przeciwników najbardziej niszczycielską, oraz tajemniczą mocą. Tak, bez wątpienia Hemosivil jest sztuką wyjątkową, a lekceważenie jej to śmiertelny błąd, który może skończyć się nieprównywalnie bardziej tragicznie, niż w przypadku innych arkan. Widzicie, sztuka poświęcenia nie byłaby poświęceniem, gdyby nie nosiła ze sobą ryzyka. A tym ryzykiem jest zespolenie duszy z ciałem. Stopniowo coraz trudniej jest oderwać duszę od ciała, aż w końcu staje się to niemożliwe. Te zmiany są nieodwracalne. Mistrzostwo tej sztuki jest niemalże nie do osiągnięcia, gdyż miskalkulacja, nieuwaga, bądź po prostu brawura mogą zakończyć naszą egzystencję na zawsze, zanim je osiągniemy. Emon Sei jednak nie wpadła w żadną z tych pułapek i dlatego możemy podać ją jako koronny przykład użytkownika tej sztuki. - spojrzałem w kierunku stolika Emonsejek, szukając jej wzrokiem. Jednak dalej jej nye było. No cóż. Przedstawienie musi trwać.
- Piąta dziedzina - Dakunam. To poniekąd młodsza siostra Tessan, gdyż tutaj również posługujemy się energią naszej egzystencji. Tym razem jednak nie czystą, a przetworzoną. Zdaje się, że po przetworzeniu tej energii przez nasz osobisty wzór łatwiej jest nam ją kontrolować, dlatego też uważa się, że panowanie nad Dakunam jest łatwiejsze od panowania nad Tessan. Poniekąd dlatego też ta szkoła ma najwięcej poddziedzin. Czy to transmutacja energii egzystencji w ogień, chłód, elektryczność, czy wytworzenie pseudomaterii, iluzji, odrzucenia energii, czy nawet wpływanie na czas oraz sfery, Dakunam pokrywa te wszystkie cuda! Może i dałoby się osiągnąć podobne efekty z pomocą innych szkół, jednak na tym polu króluje Dakunam ze względu na prostotę i praktyczność w ich wykonaniu. Dakunam posługują się po mistrzowsku Vivienne "Vivy" Lasteri i Tashi, ogień i woda! - teraz ręką wskazałem wpierw na Vivy, a potem na Tashi. Dopiłem do końca herbatę.
- Te're. Język światów. Za pomocą znajomości odpowiednich słów możemy wpłynąć na świat modyfikując go tak, by wykonał nasze polecenie. Należy jednak uważać z używaniem tych słów. Dla przykładu, stosując Te're "Udos", jeżeli nie będzie się w stanie nadążyć ze skutkiem własnej wypowiedzi, może się ona obrócić przeciwko nam. Im więcej słów zawrze nasza inkantacja, tym więcej siły pobiera i większego zaawansowania wymaga. Zazwyczaj służy ono jako arkanum posiłkowe do wszystkich innych, gdyż doskonale się łączy. Te're znane w Versie jest uniwersalne dla światów, gdzie dominium zdobyła rasa ludzka. Co do użytkowników - Heradvisiar dobrze łączyłą Kharret z Te're, jednak prawdziwym mistrzem tej sztuki jest Shailanderdette 'Siara', którą mogliśmy zaobserwować w dzisiejszym odcinku. Potrafi łączyć potężne słowa w inkantacje, które są nawet pięcioczłonowe. - przełknąłem ślinę po raz kolejny. Skończyła mi się herbata. Mam nadzieję, że gardło mi nye ścierpnye od tego gadanya.
- Siódme z arkan na mojej liście to nic innego jak Ervan - sztuka kreacji. Zrobienia czegoś z niczego. Tworzenia historii, które stają się prawdziwe. Najtrudniejsza i najrzadsza ze szkół, a osoby, która nią władają nazywane są Stwórcami. Samo zamoczenie się w tej sztuce wymaga niewyobrażalnych nakładów talentu i ciężkiej pracy, a najmniejszy, najdrobniejszy jej element to góra lodowa. By stworzyć małą, -prawdziwą- łyżkę musielibyśmy całkowicie zmienić historię: jak się tu znalazła, skąd, gdzie została wytworzona, z czego została wytworzona, przez kogo, skąd się wzięły materiały, narzędzia które były potrzebne, gdzie zostały zrobione te narzędzia... a Stwórcy potrafią stworzyć całe światy z milenijną historią, gdzie dzieje takiej łyżki nie sposób byłoby odnaleźć w oceanie wiedzy. I co w tym wszystkim jest najbardziej przerażające? Nie wolno się pomylić. Jedna mała pomyłka może doprowadzić do czegoś, co znamy jako... - zamilkłem na chwilę, tworząc napięcie. Uśmiechnąłem się szerzej - Nerietsun. Kłamstwo czasu, czy też Absud. Arkana numer osiem. Reakcja na nieprawidłowe zastosowanie mocy kreacji. Niczym błąd po uruchomieniu programu, który nie został poprawnie skompilowany. Absurd wyniszcza świat. Prowadzi do dziur logicznych, które pożerają uniwersa. Czemu więc coś takiego traktowane jest jako jedno z arkan? Dlatego, ponieważ niektórzy nauczyli się panować nad tą niszczącą mocą. Kto konkretnie? Czy mam przykład na poparcie tej tezy? Owszem, posiadam. Lord Bakka, stwórca. Twórca tej gry, Versu. Dokonał rzeczy absurdalnej, poskramiając absurd. - przełknąłem ślinę, po raz kolejny spoglądając po wszystkich - Gra dla nas, pionków stwórców, trwa zaledwie dwa dni. Oto wiedza, którą udało mi się w tym czasie pozyskać. Stale się dokształcam, jednak nie dane mi było poznać jeszcze numeru dziewięć, luki w mojej wiedzy. Ale gdzie zabraknie mi kompetencji, nie mam wątpliwości, że zastąpi mnie pewien duet. Dziękuję za uwagę! - uśmiechnąłem się, jak tylko ten kociaczek najbardziej czarująco potrafi się uśmiechnąć do publiczności, po czym ukłoniłem się. Nie omieszkałem przyjrzeć się reakcji osób, które mnie słuchały - szczególnie dziewiątki, anielic, oraz tego wcześniej przyglądającego mi się duetu. No i prezenterek, teraz dopiero będą miauy zdziwko! Doskonale wiedziały te dwa patałachy, że o niczym nie wiemy. W momencie, gdy uwaga już ze mnie zejdzie, spoglądam w kierunku Gisvy. Ta mała ocaliła mi tyłek, nye ważne jak na to patrzeć. Jeśli spojrzy w moim kierunku przykładam dłoń do piersi i kłaniam się do niej, wypowiadając ustami "dziękuję".
A następnie sięgam po filiżankę herbaty. Muszę się napić po raz drugi. Bardzo, bardzo chce mi się pić.
_________________
Hiroshi Akaru
Arcana: ?

> Karta postaci.

"You look like you were born with a face meant to deceive cute little girls in order to molest them, mr Pervert Hiroshi! Even I am having a hard time resisting it!"
OH, HEY, IT'S KASSIN!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



smartDark Style by urafaget
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 10