|
Wiele sfer
Mało gier
|
Rozdział IIb |
Autor |
Wiadomość |
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Wto Maj 07, 2013 8:48 pm Rozdział IIb
|
|
|
2 stycznia 2142, 17:42, Sacville.
[ BGM: Kondor - Clarity of Vision ]
"Fajrant".
Słowo, które potrafiło przynieść orzeźwienie mimo zmęczenia, dawało ulgę po okresie stresu, było zwiastunem chwil wolności po przepracowanym dniu. Pożegnałaś się z Peterem Gwomanem, wysokim dwudziestolatkiem który pracował w dystrybutorni paliwa twoich rodziców - tak samo jak i ty sama. Ojciec zmienił waszą dwójkę w pracy, więc do końca dnia nie mieliście już nic do roboty. Blondyn od razu pobiegł do swojej matki. Kobiecina słabo się trzymała już od prawie roku, najprawdopodobniej w wyniku promieniowania. Ze swoim ojcem chłopak się praktycznie nie widywał - od kiedy ten wstąpił do armii Federacji praktycznie nie odwiedzał tego miasta, jedynie przy większych okazjach. Gdyby nie poczta, pewnie nie miałby nawet pojęcia o chorobie swojej żony. Cóż, mogłaś się przynajmniej cieszyć tym, że wśród twojej rodziny wszystko w porządku. Ojciec, Erivan, to był kawał chłopa. Albo "chłop na schwał" jak wielu zwykło mówić. Nie tylko był silny, ale i przedsiębiorczy. Sam wpadł na pomysł otworzenia swojego własnego biznesu, samemu zbudował magazyn, sam segregował wszystkie ciężkie beczki które skupował od przejezdnych. Na pewno się opłacało. Nawet teraz, w twojej torbie mogło wesoło pobrzękiwać piętnaście kapsli - "kieszonkowe". Coś, czego zdecydowana większość osób w twoim wieku nie posiadała, bo nikt nie mógł sobie pozwolić na takie luksusy. Mądrze też było się z tym nie obnosić, bo choćby z obserwacji mogłaś wiedzieć że osoby z majątkiem szybko zdobywają niechęć zazdrośników, a także stają się stałym celem każdej osoby która tylko ma coś do sprzedania. A to jest co najmniej uciążliwe. Zresztą, sama matka, Terana, nauczyła cię podstaw tego jak rozmawiać, by poprowadzić dialog po swojej myśli - aby nie musieć ujawniać żadnych niepotrzebnych informacji, a przy tym wywalczyć też dla siebie jakiś zysk. Szczególnie skuteczne w rozmowie z każdym osobnikiem płci męskiej. Matka nazywała to magią, dzięki której udało jej się zdobyć względy ojca. Czy czyniłoby to z niej czarownicę?
Lepiej chyba tak nie mówić nawet w żartach. Gdy tylko pojawiała się wzmianka o czymś podobnym, od razu interesowała się tym Biała Legia, specjalne oddziały Federacji służące najprościej mówiąc do załatwiania wszystkiego co nieludzkie. Nawet jeśli ich metody nigdy nie zostały ujawnione, po samych skutkach można było się domyśleć na czym polegała ich praca. Osoby znikały bez śladu. Ba, wszystkie ślady po tych osobach zostawały zacierane. Wiadomo, że wielu ludziom się to nie podobało, ale większość była zdania, że lepiej się nie wtrącać. Bała się samemu "zniknąć". Jedynie nieliczni starali się stawiać im jakoś czoła. Rebelianci zwący się Rozetą. Co jakiś czas przeprowadzali drobne akcje które właściwie nie szkodziły nijak Federacji, a co najwyżej dawały znać o istnieniu rebelii. Słyszałaś plotki, że ponoć Peter do nich należy. Cóż, nie wiadomo. Nigdy się do tego nie przyznał, a podczas swoich manewrów i tak zawsze wszyscy byli zamaskowani. Oni też się bali Federacji.
Tak, chociaż... ostatnio wielu ludzi dużo bardziej bali się czegoś innego. Gdy przechodziłaś przez targi zimowym wieczorem, miałaś świetny widok na Oko Terroru. Tak gawiedź nazwała dziwny, świecący obiekt za wzgórzami. Ogromna kula światła, otoczona przez wielki dach chmur. Od pierwszego spojrzenia wiadomo było, skąd ta nazwa. Złowrogi blask bez wątpienia wyglądał jak oko, spoglądające po ludzkości zza szczytów gór. A powstało dopiero wczoraj koło południa, w wyniku wielkiej eksplozji. Podobno przez samą falę uderzeniową zostało zniszczone Źródło, miasto handlowe z południa. Jedno z niewielu, które było niepodległe Federacji. Z twoich okolic musiało więc zostać tylko Melkedis i Nowe Dourtsonn. Choć z tego drugiego dzisiaj nie dotarł żaden transport, a na pewno przetrwało wybuch dzięki swemu umiejscowieniu w środku krateru po przedwojennej bombie. Jutro ma wyruszyć tam zwiad Federacji, zobaczyć co się stało. Tak czy siak, do miasta napływały w ciągu ostatniej dobry setki ludzi poszukujących schronienia. Wszyscy ci, którzy przetrwali katastrofę. To jest, wszyscy ludzie. Bo jak wiadomo, ghoule nie miały tutaj wstępu. Jedna para spróbowała - bez żadnych dyskusji zostali zaprowadzeni na egzekucję. Budziło to wśród mieszkańców mieszane uczucia - z jednej strony, tak się nie powinno traktować nikogo. Z drugiej - nikt nie lubił widoku chodzących, rozkładających się zwłok, które do tego rozmawiały tym paskudnym, ochrypłym głosem. Tak więc to przeszło w milczeniu. W przeciwieństwie do Oka Terroru.
"Nie ma się czego obawiać, wszystko jest pod kontrolą", zapewniali Federaci. Podawali za przykład zdarzenie sprzed czterech lat. Tak, to też pamiętasz. Cztery lata temu, w tym samym miejscu, w niebo wystrzelił jasny, błękitny promień który utrzymywał się tam przez kilka dni. Trzy dni, jeśli cię pamięć nie myli. Ludzie też się go bali. Ale nic złego się nie stało. Wtedy nie było żadnej eksplozji. Teraz była. Dlatego też część mieszkańców zaczęła się pakować i wyjeżdżać z Sacville. Zwalniało to miejsca dla napływających ze Źródła rozbitków, co na pewno było dla nich zadowalające. Aczkolwiek by móc zapłacić za swoje nowe mieszkania, musieli zapisać się z góry na lata różnych robót dla Federacji. Coś za coś.
Aczkolwiek, nie wszyscy z przyjeżdżających byli tacy zrozpaczeni. Wielu cechowała wielka determinacja. Przybywali tu by zakupić materiały, których będą potrzebować by odbudować Źródło. Nowe Źródło. Trudno im się zresztą dziwić. Mieli bardzo dogodną lokację - miasto było zbudowane, jak sama nazwa wskazuje... na źródle. Źródle wody, która nie była napromieniowana. A to bardzo, bardzo cenny towar. Dużo cenniejszy od tej filtrowanej w oczyszczalniach Federacji, którą można było zakupić tutaj, na targu. Zresztą, właśnie ją tutaj sprzedawali. Niedawno rozdawali ją za darmo, ale teraz stała się niesłychanym luksusem, z niezwykle wysoką ceną pięciu kapski za litrową butelkę, więc pięciokrotnie droższa od tej filtrowanej. Ale różnicę chyba było czuć. Nie wiesz, jeszcze nie próbowałaś. Albo przynajmniej tego nie pamiętasz. Tutaj ona wcześniej nie docierała.
Dostałaś od ojca tylko jedno polecenie - byś posiłek dla siebie zakupiła sobie dzisiaj sama. Właśnie też wkraczałaś do tej części targów, gdzie handlowano pożywieniem. Było tu bardzo żywo, niemal jak za lata - choć w przeciwieństwie do tamtej pory roku, w mrozie zimy nikt nie próbował się przekrzykiwać. Sprzedawcy upolowanych stworzeń stali za swoimi, wynajętymi stoiskami w milczeniu. Widziałaś tu wiele okazów Radruchów - dużo pożywnego, acz mdłego mięsa w chitynowym pancerzu. Przynajmniej po upieczeniu było już całkiem jadalne i wcale nie smakowało jak przerośnięta abominacja karalucha, którym było. Z innej strony, trochę tych wielkich, niebieskich owoców cytrusowych których nazwy nikt nigdy nie mógł spamiętać oraz co jakiś czas mięso pomniejszych ssaków. Proste do upolowania, łatwe do przyrządzenia, dobre w smaku. Acz tak naprawdę niezbyt sycące, a i niezbyt wiele go było. I w końcu można było dojść do mięsa z Brahminów albo leśnych wilków. To pierwsze było chyba najbardziej ekskluzywnym towarem. Brahminy, dwugłowe krowy były wielką zagadką ewolucji potraktowanej promieniowaniem radioaktywnym. Zdecydowanie najczęściej hodowane bydło. Silne, mogące targać towary. Dające czyste mleko, które również dało się tu kupić. I przede wszystkim, te zwierzęta miały niesamowitą odporność na radiację. W mięsie z nich nie było go praktycznie wcale. Niestety, nie każdy mógł sobie pozwolić na ich hodowlę, przez co były dość rzadkie. A w wyniku tego, drogie. Stek z Brahmina był daniem, które fundowało się raczej tylko na święta.
Oho, jakaś kłótnia w pobliżu. Przy stoisku Garnetta, starego bruneta, który sprzedawał odnalezione przedwojenne narzędzia. Zdaje się że jakaś dziewczyna oskarżała go o jakieś oszustwo, trzymając w rękach... spawarkę transformatorową. Poza samym transformatorem oczywiście. Niska blondynka, długie włosy miała spięte w dwa kucyki po bokach głowy. Jej strój zdecydowanie miał pochodzenie sprzed wojny, o dziwo był w bardzo dobrym stanie - czarna sukienka o długich rękawach, z nadmiarem wręcz białych falbanek. Na nogach wysokie, sznurowane czarne buty. Zdecydowanie jej wcześniej nie widziałaś, musiała być ze Źródła. Nie jest jej w tym przypadkiem zimno...? Na pewno można było poczuć chłód od samego patrzenia na nią. Ale jej to najwyraźniej nie przeszkadzało. Twierdziła wciąż głośnym, wysokim głosem, że Garnett ukradł ten sprzęt jego bratu i że nie będzie za niego płacić. Cóż, to może i mogła być prawda, bo kupiec nie miał najlepszej reputacji - ale chyba oczywiste było, że nie miał zamiaru się zgodzić na odebranie dość cennego ekwipunku. Nikt nie wtrącał się jednak do kłótni - nikt nie chciał mieć z nią nic do czynienia. Lepiej było poczekać aż przybędzie tu jakiś patrol Federacji i rozwiąże konflikt. Blondynka jednak wcale nie miała zamiaru na to czekać. Po odkrzyknięciu jeszcze kilka razy, że jakiejś albo jakiemuś "triki" ta sytuacja bardzo się nie podoba, po prostu... zaczęła wiać. Razem ze sprzętem. Oczywiście, że Garnett zaczął nawoływać o pomoc w zatrzymaniu złodziejki. I oczywiście, że nikt się do tego nie kwapił. On sam też nie mógł przecież opuścić stoiska za którym stał sam. Cóż, może to zrządzenie losu, ale dziewczyna biegła właśnie w twoim kierunku, przyciskając do chudej piersi rurę z zaworem i zwinięty wąż oraz okablowanie, pędząc przed siebie z pochyloną głową potrącając każdego kogo po drodze napotkała. Cóż, mogłaś zareagować, albo zignorować ją jak inni. Zdecydować się na kupno czegoś do jedzenia, albo może poszukać dalej, a nuż spotkasz coś czego jeszcze nie widziałaś. |
_________________ . . . |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Śro Maj 08, 2013 3:23 pm
|
|
|
Patrzyłam po całej tej scence skrzywiona. Co dzieje się z tym miastem? Co dzieje się z tymi ludźmi? Dlaczego wszyscy stoją z boku i tylko obserwują biernie? Obawiają się wychylić? Boją się problemów oczekując aż ktoś inny zareaguje? Jednak nikt tego nie czynił. Czy jednak mogłam im się dziwić? Myśli i obawy wszystkich skupione były teraz wokół "Oka Terroru", jak je nazwano. Napawało mnie ono lękiem, jednak nie mówiłam o tym głośno. To nie było to samo, co cztery lata temu. Cóż mogło wywołać tak przeraźliwą eksplozję? Federaci zapewniają, że wszystko jest w porządku, że wszystko mają pod kontrolą. M-hm, pewnie nawet sami nie znają przyczyny wybuchu. Jak więc mogą wysuwać takie zapewnienia? Z drugiej jednak strony chcą powstrzymać szerzącą się panikę. Być może jednak oni już znali prawdę? Heh... zresztą cóż to za różnica, skoro my pewnie nigdy jej nie poznamy. To wprawiało mnie w swego rodzaju frustrację. Jednak nic nie mogłam w związku z tym uczynić. Może jedynie pozwolić swym emocjom jakoś się rozładować.
Z rozważań wyrwała mnie nadbiegająca w moją stronę blondwłosa dziewczyna. Złodziejka? Z jakiegoś powodu ona sama i jej zachowanie wywołały u mnie irytację. Większą niż mogłam się spodziewać. Co ona sobie myślała? Czy była aż tak zdesperowana? Jeśli naprawdę to co mówiła było prawdą, dlaczego ucieka teraz z tym sprzętem jak zwykła złodziejka? Powinna zaczekać na patrol Federacji, bądź dojść jakoś do porozumienia z Garettem miast krzyczeć na pół targu. Krzykiem i tupaniem nóżką jak siksa niczego nie rozwiąże.
Z każdą sekundą blondynka znajdowała się coraz bliżej mnie. Mogłam stać bezczynnie jak pozostali i zająć się swymi sprawami. Jednak czy tak właśnie chciałam postąpić? Decyzje musiałam podjąć teraz i była ona dla mnie oczywista. Wolałam nie ryzykować próbując ją zatrzymać, gdy akurat wpadała by na mnie. W głowie jednak miałam już inny pomysł.
Poprawiłam czapkę na swej głowie idąc dalej przed siebie. Odsunęłam się odrobinkę z drogi dziewczynie, by ta nie wpadła na mnie, a jednocześnie by znajdować się blisko niej w czasie, gdy miała mnie mijać. Wyczekiwałam odpowiedniej chwili stąpając miękko, z nieznacznie opuszczoną głową. Gdy tylko poczułam, że blondyna znajduje się blisko mnie, ugięłam lekko jedną nogę w kolanie, a drugą wystawiłam wprost pod jej nogi, by ta potknęła się o nią i straciła równowagę, bądź by przynajmniej musiała na chwilę spowolnić swą ucieczkę. Jeśli nawet to zupełnie mi się nie uda i dziewczyna zdoła mnie ominąć, odwracam się by dojrzeć cóż dalej dzieje się z nią dalej. W końcu przeciwieństwie do innych próbowałam coś uczynić, czyż nie? Jeśli jednak moje działania przyniosą efekt, bez względu na to, czy blondwłosa przewróci się, czy też zwolni, chwytam ją za ramię i odwracam w swoją stronę.
- Co Ty sobie wyobrażasz dziewczyno?! - krzyknęłam w jej stronę jednocześnie dając rozładować się emocjom, które we mnie wzbierały - Nie widziałam Cię tu nigdy wcześniej, ale zachowujesz się jak zwykła złodziejka. Nie mogłaś zaczekać na przybycie patrolu i rozwiązanie tego w normalny sposób?
Spojrzałam po niej uważnie już z większym opanowaniem, oczekując na to co powie na swe usprawiedliwienie. Nie puszczałam w tym czasie jej ramienia, acz nie ściskałam go również nazbyt silnie. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Czw Maj 16, 2013 9:17 pm
|
|
|
Na widok zdarzenia, które w sumie nie mogło być aż tak niecodzienne, mogłaś poczuć oburzenie. Widząc zachowanie dziewczyny nie uznałaś go za słuszne, więc zdecydowałaś się na to zareagować. Ale oczywiście nie od razu. To jest, nie w sposób który mógłby wzbudzić jej podejrzenia. Zaczęłaś najzwyczajniej w świecie od poprawienia czapki, która była wprawdzie dość słabą ochroną przed mrozem - ale lepsza taka niż żadna, nie? Niektórzy nie mają nawet tego. Ale, wracając do tego co się wokół dzieje - wyczekałaś odpowiedniej chwili. Chyba tak naprawdę wcale nie musiałaś się z niczym ukrywać, bo blondynka w ogóle nie patrzała przed siebie, jedynie pod swoje nogi. W żadnym stopniu nie spodziewała się podcięcia. Gdy wystawiłaś w bok nogę, ta złapała się na pułapkę jak ślepe dziecko - rozpędzona chyba nawet się nie zorientowała, kiedy straciła kontakt z podłożem. Całkiem dosłownie przeleciała z półtorej metra, by po tym wyglebać się na zmarzniętej ziemi, prześlizgując się jeszcze kawałek pod nogi jakiegoś gościa w kożuchu, który od razu odskoczył dalej i czym prędzej się oddalił w tłum, jakby nigdy nic się nie stało. Tylko dy doskoczyłaś do jęczącej żałośnie z bólu dziewki, by kucnąć przy niej i chwytem za ramię zwrócić na siebie uwagę. Mogłaś zauważyć, że ta nawet nie próbowała jakoś łagodzić swojego upadku - bo teraz, gdy leżała z obtartymi przedramionami i brodą... dalej trzymała w dłoniach, czy raczej przyciskała do piersi skradziony sprzęt. Kurczowo go trzymała również wtedy, gdy swoim chwytem obróciłaś ją na bok. Ta zaprzestała na chwilę jęków, dopiero powoli otwierając oczy, i zerkając na ciebie zza półprzymkniętych powiek. Swoją drogą, t oczy... miała dziwne. To jest, jedno wyraźnie nie pasowało do drugiego. Lewe było całkiem zwyczajne, zielona tęczówka, ale... prawe? Dziwna, błękitna barwa przechodząca w kącikach w fiolet czy nawet róż, niemal jak jakaś perła na którą spogląda się pod światło. Takie dość, no... nienaturalne. Nie zbiło cię to jednak z tropu na tyle, byś zapomniała co miałaś powiedzieć - wykrzyknęłaś to dokładnie tak, jak chciałaś.
- Mm-mmm! Ty mnie teraz puszczasz. Tricky nie gada z Federackimi prosiakami! - wysoki głos z lekką chrypką miał chyba zabrzmieć stanowczo, ale słychać w nim było raczej desperację. Przebierała też energicznie nogami, najpewniej próbując wstać - ale twój chwyt, choć niezbyt silny, nie pozwalał jej na to. Nic dziwnego, w końcu wciąż trzymała tą głupią część spawarki, zamiast sobie pomagać rękoma. Zadziwiające jest, że wciąż nikt nie próbował zareagować. Ktokolwiek spojrzał na scenę, tylko przyspieszał kroku.
- Ukrad, to Tricky zabiera z powrotem. Oko za oko, zomb za zomb, ha! - wypowiadając kolejną kwestię i wyraźnie przy tym stękając przy okazji, dziewczyna wygięła się w tak dziwny sposób że udało jej się usiąść nawet mimo twojego wciąż trwającego chwytu. Gdy zmierzyła cię nienawistnym spojrzeniem zauważyłaś, że w sumie jest bardziej ranna niż miałaś w zamiarach - rękawy miała porwane na przedzie i widać było, że przedramiona i łokcie ma mocno obtarte. Ale najgorzej chyba było z tą nieszczęsną brodą. Może ona nie zdaje sobie z tego sprawy, ale powoli zbierała się na niej kropelka krwi, która potem skapnęła na pobrudzoną sukienkę. Do tego, coś jeszcze nie umknęło twojej percepcji - głosy. Garnetta i jeszcze jakiejś dwójki mężczyzn, stanowczo coś ustalających. To pewnie patrol Federacji. Jeszcze was nie widzą z powodu tłumów, ale znając życie ludzie zaraz się rozrzedzą, tworząc dogodny korytarz na żołdaków by mogli ująć sprawczynię zamieszania. To jest, o ile nie pozwolisz jej uciec. Z drugiej strony, czy dałaby radę sama uciec z miasta które aż roi się od żołnierzy? Brzmi dość wątpliwie. Tym bardziej, że swoim biegiem wcale nie kierowała się w stronę wyjścia, a raczej w kierunku jednego z dwóch parkingów miasta - a są to przecież jedne z najlepiej strzeżonych miejsc. Kto wie, może kogoś tam miała. Choć i tak wątpliwym było, by ten ktoś był na tyle wpływowy by móc wytłumaczyć się nie tylko z kradzieży, ale i ucieczki z miejsca przestępstwa. Federacja nie bawi się w podchody, tu panuje domniemanie winy.
Cóż, istniała jeszcze taka opcja, że możesz jej trochę dopomóc, ale... właściwie, po co? Potencjalnie może to sprawić jedynie problemy. |
_________________ . . . |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Nie Maj 19, 2013 11:54 pm
|
|
|
Moja dłoń zacisnęła się mocniej na ramieniu blondwłosej Tricky, jak zdaje się samą siebie nazywała. Właściwie nawet nie spostrzegłam kiedy to się stało, uczyniłam to instynktownie. Zdaje się w pewien swoisty sposób zaniepokojona jej osobą z jakiegoś nieznanego mi powodu. Może to przez jej kolor oczy i brak jakiegokolwiek zainteresowania swymi obrażeniami spowodowanymi upadkiem? Część głupiej spawarki była dla niej tak cenna, że- Cholera. Czy to ma być dla niej usprawiedliwieniem? Zdecydowanie nie. I ten "federacki prosiak", dobre sobie. Skoro już zdecydowałam się interweniować, zatrzymam ją do czasu aż nie dotrze do nas partol Federacji. Niechaj oni zajmą się tym wszystkim.
Spoglądam na Tricky bardziej stanowczym wzrokiem lekko zmrużonych oczu, spotęgowanym tym bardziej nienawistnym spojrzeniem dziewczyny.
- Dlaczego miałabym wierzyć Twoim słowom, co? W jaki sposób Garnett miałby ukraść to Tobie? - zapytałam opanowanym głosem wskazując delikatnym ruchem podbródka trzymany przez nią sprzęt - Dlaczego to jest dla Ciebie tak ważne, że uciekasz się do takich czynów? Nie mogłaś rozwiązać tego w inny sposób? Musiałaś wybrać ten, który stawia Ciebie w złym świetle? Skoro to naprawdę należy do Ciebie, dlaczego nie próbowałaś odzyskać tego w bardziej rozsądny i przemyślany sposób? Wykazując się taką porywczością tylko pogarszasz swoją sytuację. Sprawia to, ze tym trudniej pokładać wiarę w Twe słowa. - westchnęłam z cicha - Tricky? Tak brzmi Twoje imię?
Nie przejmowałam się zanadto, czy to co mówiłam miało większy sens. Grałam na czas nie rozluźniając zacieśnionego teraz bardziej uścisku. Nie rozglądałam się wokół. Nie odwracałam wzroku od blondynki bacząc na jej każdy dalszy ruch, czy nawet gest. Gotowa byłam zareagować w razie potrzeby, gdyby nagle postanowiła rzucić się ponownie do ucieczki, choć prawdę mówiąc nie uśmiechała mi się perspektywa szarpaniny z nią. Zdecydowanie wolałam tego uniknąć i miałam nadzieję, że wypowiedzianymi słowami zachęcę dziewczynę do tłumaczenia się, bądź podjęcia sprzeczki. Najważniejszym było zajęcie jej uwagi, a może i dowiedzenia się czegoś więcej. Kto wie? |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Czw Maj 30, 2013 6:05 pm
|
|
|
Podjęłaś decyzję. Najrozsądniejszą ze wszystkich możliwych zdaje się. Nie wypuszczać złodziejki póki nie pojawią się służby porządkowe - wzorowe zachowanie przykładnego obywatela. Zdecydowałaś się też podjąć z blondynką rozmowę - był to całkiem dobry pomysł. Skupiając się na odpowiedziach istniała dużo mniejsza szansa, że coś głupiego wpadnie jej do głowy. Potraktowałaś ją też niemiłym spojrzeniem, co sprawiło że ta próbowała chyba odwzajemnić się tym samym, zaciskając do tego usta. Tak naprawdę jednak zamiast bardziej "groźnie", wyglądała trochę jakby się miała zaraz rozpłakać.
- Tricky nie musi się tłumaczyć. Tricky jest pewna! To jest podpisane. I jest podpisane. Tricky jest dobrą dziewczyną! - odparła po chwili zduszonym głosem. Niemal w ogóle się nie poruszyła, lekko przytakując tylko głową na pytanie o imię. Nie odwróciła wzroku nawet wtedy, kiedy dało się już usłyszeć kroki który zbliżyły się bardziej niż wszystkie inne. A zaraz po samych krokach, głos. Czy raczej, dwa męskie głosy.
- Które to, te?
- Bo ja wiem... ta mała coś trzyma. Hej, wstawać!
Polecenie wydobyło się z ust wyższego z dwójki mężczyzn. Zdaje się bruneta, choć nienajłatwiej było to stwierdzić z powodu hełmu, który miał na głowie. Szeroka szczęka, dość postawna sylwetka. Drugi, niższy był chyba twojego wzrostu, a może nawet ciupkę mniej. Był zdecydowanie chudszy. Oboje mieli przewieszony przez bark pasek z karabinem automatycznym masowo produkowanym przez Dwumiasto, stolicę Federacji. Choć masowa produkcja była dość dużym osiągnięciem cywilizacji po wojnie, to jednak sama broń była bardzo niskiej jakości. Nic dziwnego, że większość żołnierzy używała raczej broni którą udało im się w jakiś sposób zdobyć - ten niższy był tego przykładem. Obrócz obowiązkowego noża w cholewie buta miał też przy pasie kaburę z pistoletem, którego było widać tylko rękojeść. Prócz tego, cóż - zielone mundury i czarne kamizelki, pełne wypchanych czymś kieszeni. Zapasowe magazynki, może jakieś granaty, cholera wie. Tak czy siak, to ten wyższy zbliżył się do waszej dwójki bardziej niż drugi, który zatrzymał się kilka kroków z tyłu. Co nietypowe, Tricky wcale nie zwróciła na nich uwagi. Cały czas próbowała spiorunować cię wzrokiem, zaciskając znów usta. I nie puszczając tego głupiego wylotu i węża spawarki. A broda jej się już cała zaczerwieniła.
Wtem, odchrząknięcie. Ktoś próbował zwrócić na siebie uwagę. Była to jakaś kobieta. Niewyzoka, i... cóż, nie była specjalnie przykładem piękności. Ubrana była tylko w czerwony podkoszulek bez ramion i długie, czarne spodnie z jakąś sakwą przywiązaną do lewego uda. Odsłonięte ramiona i kark były niemal całkowicie pokryte różnymi tatuażami. To jakiś smok, to tygrys, tu wąż... było tego aż za dużo. Do tego jej twarz była licznie poprzekłuwana. Piercing w brodzie, na boku nosa, w brwi, kilka w uchu. Cała też była całkiem, no... szeroka. Atletyczna sylwetka. A jakby jeszcze tego było mało, nosiła zupełnie już dziwną fryzurę, włosy w jasnoseledynowej barwie na części jej głowy krótko zgolone, na drugiej tworzące potarganą czuprynę. I jeszcze to wygolone "C" nad lewym uchem.
- Panowie, macie jakiś problem? - szczerząc się paskudnie włożyła swoje dłonie w kieszenie, zgarbiona zerkając na tego wyższego, do którego podchodziła. Ten, gdy się ku niej odwrócił wyglądał z początku na odrażonego, Zdążył jedynie westchnąć, gdy głos zabrał niższy z dwójki żołdaków.
- Proszę odejść. Proszę odejść. To nie... pani spra--
- Nie no, moja sprawa. - seledynowa wcięła mu się w zdanie, machnąwszy na niego lekceważąco ręką. - Wiesz gościu, to moja, eee... córka. No, córka, właśnie. - kiwnęła głową w waszą stronę. I chyba nawet nie chodziło jej o Tricky, raczej o... ciebie? Zresztą, nawet gdyby miała na myśli blondynkę, to nie dość, że nie są do siebie w żaden sposób podobne to jeszcze z samego jej głosu dało się wywnioskować, że jest to blef tak oczywisty jakby powiedziała, że niedawno uratowała świat. Trzeba było być idiotą, żeby się nie zorientować. Federaci chyba nimi nie byli, niemniej jednak musieli spojrzeć po sobie pewnie zastanawiając się co właściwie mają z nią zrobić. Cóż, zaraz pewnie jakoś zareagują. No, chyba, że może zechcesz się jakoś wtrącić. Tak czy siak, wytatuowana odwróciła trochę uwagę od waszej dwójki. Choć Tricky wcale nie wyglądała jakby zamierzała to wykorzystać. Wciąż się gapi. Z drugiej strony, pozory mogą mylić. |
_________________ . . . |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Nie Cze 02, 2013 7:08 pm
|
|
|
Seledynowłosa kobieta wywołała u mnie dość mieszane uczucia. Zarówno za sprawą wyglądu, jak i zachowania. Kim właściwie była? Nie przypominam sobie jej, mimo, iż ona zachowuje się jakoby mnie znała. Pewnie to kolejna przejezdna, jakich ostatnio było pełno w mieście. Ważniejszym pytaniem jednak było dlaczego właściwie wtrąciła się w całe to zamieszanie. Może jest wspólniczką, bądź znajomą Tricky? Wątpliwie, choć... niewykluczone. Jeśli jednak rzeczywiście nią nie jest, to kim? Zastanawianie się nad tym chyba nie wiele mi pomoże. Ważne, że Federaci w końcu ruszyli swoje tyłki i pojawili się. Wygląda na to, że uważają mnie za wspólniczkę Tricky. No cudnie! Muszę zacząć działać nim wyniknie z tego jeszcze dziwniejsza sytuacja. Jakby już teraz taka nie była.
Spojrzałam raz jeszcze kątem oka w stronę dwójki Federatów i seledynowłosej, po czym skupiłam całą swą uwagę ponownie na tej dziwnej Tricky.
- Mówisz, że jest podpisana? Dobrze. Powiedzmy, że Ci wierzę. - Westchnęłam ciężko patrząc w oczy dziewczynie już ze znacznie większym spokojem. Nie byłam co prawda szczególnie przekonana do jej słów, jednak starałam się mimo to brzmieć na przekonaną. - Nie zmienia to jednak faktu, że powinnaś wytłumaczyć to patrolowi, który właśnie się pojawił.
Jeśli Tricky zaczęła się wyrywać starałam się zatrzymać ją przy pomocy drugiej ręki, gdy poczułam, że jedną nie zdołam. Jeśli jednak nie wyrywała się, a zaczęła protestować, odwróciłam wzrok w stronę Federatów, jednak tak by wciąż widzieć blondwłosą kątem oka.
- Przepraszam panów! - zawołałam ciut głośniej w stronę dwójki mężczyzn, by zwrócić na siebie ich uwagę - Jest tutaj dziewczyna, Tricky, która twierdzi, że został skradziony jej sprzęt przez Garett. Chciałaby to z panami wyjaśnić, bowiem jest on nawet przez nią podpisany.
Przypuszczałam, że Federaci nie będą tracić czasu na patyczkowanie się z Tricky i słuchanie jej wyjaśnień. Ona sama zresztą pewnie nie będzie w stanie wytłumaczyć się, ani przytoczyć jakichś rozsądniejszych argumentów. Zaprezentowała zresztą już wcześniej swój wspaniały sposób działania. Jednak nie obchodziło mnie już zbytnio to wszystko. Niech załatwią to pomiędzy sobą. Ja swoją rolę wykonałam już aż zanadto i obym tylko nie miała przez to jakichś problemów.
Właściwie to zainteresowała mnie teraz bardziej ta seledynowłosa. Jeśli Tricky nie wyrywała mi się za bardzo, zdecydowanie poświęciłam nieco więcej uwagi na reakcję wytatuowanej kobiety odnoście mych działań. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Pią Cze 28, 2013 2:23 pm
|
|
|
Ponownie pouczyłaś Tricky, przedstawiając jej jak powinna się zachować jeśli rzeczywiście chciała odzyskać skradziony przedmiot, ale ta wciąż wyglądała na nieporuszoną twoimi słowami. W żadnym stopniu nie była przekonana. Mówić jak do ściany! Przynajmniej się nie wyrywała. Mogłaś odwrócić się w stronę żołdaków, wciąż jednak nie tracąc czujności. Kto wie, co tej dziewusze odbije. Mając to na uwadze zawołałaś Federatów, którzy wciąż byli nieco zmieszani po wcięciu się Seledynowej. Niższy podszedł bliżej, sięgając do kieszeni na piersi z której leniwie wyciągnął ołówek. Drugą ręką zaczął szukać czegoś innego po wszystkich kieszeniach - najpewniej czegoś w rodzaju notesu, zeszytu czy cholera wie czego, w czym mógłby zapisać to czego się dowie. No i zwróceniem się w tym kierunku raczej zostawił problem kobiety w czerwonym podkoszulku koledze.
- Mm-he. A jakieś dowody na to, że rzeczywiście podpis jest wasz macie? Wiem, że Garett nie ma czystego konta, ale jeśli się nie wytłumaczycie, to idziecie do kicia. Zaczn-- - niższy zaczął, ale nie dokończył.
W czasie gdy kompan zainteresował się waszą parą, wyższy z dwójki odwrócił się do seledynowowłosej by jednak kontynuować zniechęcenie jej do udziału w sprawie. Zdążył powiedzieć tylko "osoby niez--" i unieść nieznacznie broń. I ten gest właśnie był chyba jego błędem. Lewa dłoń kobiety wydostała się z kieszeni i jako pięść błyskawicznie wbiła się w brzuch faceta, zginając go w pół. Gość nie miał żadnego czasu na reakcję, tym bardziej, że był na pewno oszołomiony ciosem - wytatuowana wsunęła ślizgiem lewą nogę pomiędzy jego stopy i obracając się do niego tyłem chwyciła go za ramię i kołnierz by dźwignąć go na bark, skąd po zrobieniu półobrotu cisnąć nim o ziemię z wystarczającą siłą to wciśnięcia nieszczęśnika niemal do połowy w brudny śnieg, rozchlapując go przy okazji na wszystkich wokół. To była krótka chwila ciszy, gdy niższy z zaskoczeniem odwracał się w kierunku źródła dźwięku, tak jak i zresztą zaczęli spoglądać ludzie wokół. Część z nich zamarła w bezruchu, część zaczęła pośpiesznie odbiegać. Bardzo nieliczni zaczęli jakieś rozmowy półszeptami. Leżący na ziemi był chyba nieprzytomny, w ogóle się nie ruszał. Jego niższy kolega zaś dostał najwyraźniej lekkiego ataku paniki. Szybko upuścił na ziemię ołówek i pochwycił za pistolet z kabury na udzie, w mgnieniu oka unosząc go w kierunku napastniczki. Nie strzelał, miał chyba raczej zamiar ją tym wystraszyć by nie próbowała nic więcej głupiego bo ma ją na muszce, choć nic podobnego nie powiedział. Właściwie, nic teraz nie mówił. No i kobieta wcale nie wyglądała na wystraszoną. Ba, uśmiechała się życzliwie, wyciągnąwszy przed siebie ręce. Nie tak jakby miała coś złapać, tylko... grzbietami do góry, nadgarstek przy nadgarstku. Jakby chciała by ją skuć czy coś.
- Zapomniałeś odbezpieczyć. - stwierdziła krótko, na co mężczyzna od razu sięgnął kciukiem do przełącznika przy rękojeści, zwalniając zabezpieczenie broni. Dwójka stała tak przez chwilę naprzeciw siebie nie wykonując żadnego ruchu. Cholera wie czego chciała seledynka, ale Federata raczej był po prostu przestraszony. No i chyba nic w tym dziwnego - kobieta przed chwilą bez problemu wyeliminowała jego dużo bardziej napakowanego kolegę, który przecież też był uzbrojony.
- No? Zwiążesz mnie wreszcie, czy coś? - w końcu odezwała się kolczykowa, najwyraźniej się niecierpliwiąc. Bardzo szybko otrzymała odpowiedź wypowiedzianą tonem który wskazywał na recytowanie jakiejś wyuczonej regułki.
- Proszę położyć się na ziemi z rękoma za głow...
- Ach, daj spokój! Pojebało cię? Za zimno jest za to! - wyraźnie oburzona znów wcięła się w trakcie słowa podniesionym głosem, rozłożywszy ręce na boki. - Facet jesteś czy baba? Przestań się cykać i rób co do ciebie należy!
Po co go do tego zachęcała nie wiadomo, ale mógł być to jakiś podstęp. W końcu takie jawne oddanie się w ręce prawa chwilę po znokautowaniu jednego z Federatów bez specjalnego powodu było zdecydowanie podejrzane. Żołdak chyba myślał tak samo. wciąż celując bronią do kobiety sięgnął wolną dłonią po krótkofalówkę z kieszeni na boku, by ją unieść do ust naciskając na niej przycisk. Zaczął mówić niskim głosem.
- Fokstrot trzynaście, potrzebuję wsparcia na piątej ul...
- O no nie! Widzicie tego fagasa? - unosząc głos jeszcze wyżej, niemal do pisku, seledynowowłosa wskazała Federatę dłonią oglądając się do "publiczności". Nikt chyba nie miał zamiaru jej odpowiadać. Zagłuszyła tym też ci resztę tego, co mundurowy meldował, choć można się było domyśleć - wzywa posiłki. - Patrzcie, jak portami trzęsie! Ktoś taki ma was przed mutantami chronić? - nie tylko oburzona, ale chyba też rozbawiona, kobieta kontynuowała swoją przemowę podśmiewając się, wskazując gościa otwartą dłonią i nawet obracając się do niego plecami, jakby całkiem ignorując to że ten trzyma w ręku pistolet. Może to była jakaś kolejna akcja Rozety? Aczkolwiek ona na pewno nie była z tego miasta, tak charakterystyczną osobę na pewno byś zapamiętała. No i nie miała nigdzie znaku Rozety.
W każdym razie, Tricky teraz zmieniła swoje zachowanie. Przynajmniej odrobinę. Wciąż milczała, ale teraz wreszcie wypuściła wąż spawarki, zostawiając go na ziemi. Jakby nigdy jej na nim nie zależało. Obserwując uważnie zajście pomiędzy wytatuowaną i żołdakiem, odepchnęła lekko twoją dłoń, którą ją trzymałaś. Nie robiła tego na siłę, a raczej jakby dawała ci znak byś ją puściła. Czego oczywiście wcale nie musiałaś robić. Może jednak one dwie były w jakiś sposób zorganizowane? |
_________________ . . . |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Sob Cze 29, 2013 12:07 pm
|
|
|
Patrzyłam na całą tą sytuację z jawnym zdumieniem i niedowierzaniem. Co tu się właściwie stało? Kim do ciężkiej cholery jest ta wytatuowana i co właściwie wyprawia?! Zaczynałam powoli żałować, że nie poszłam kupić sobie czegoś do jedzenia. Z drugiej strony jak mogłam zignorować coś takiego? Nie miałam pojęcia, że wszystko potoczy się w takim kierunku. Najgorsze jest to, że ta dwójka Federatów uważa mnie teraz za jakąś wspólniczkę tej małej złodziejki. Jeszcze tego mi brakowało. Trudno... Stało się. Teraz muszę "jakoś" się z tego wyplątać. Niektórzy znają mnie tutaj, a Gerth potwierdzi, że nie mam z tym nic wspólnego. Tym bardziej jeśli odzyskam sprzęt, który ukradła Tricky. Muszę tylko jakoś dobrze to rozegrać i poczekać na przybycie posiłków. Coś jednak mi mówi, że będą z tego jeszcze większe problemy, jeśli seledyna znowu coś odwali.
Pochłonięta snuciem zarysu jakiegoś planu, dopiero po chwili od gestu Tricky zwróciłam na nią swą uwagę. Przyjrzałam się jej uważnie rzucając, krótkim spojrzeniem na sprzęt, który wypuściła. Straciła teraz zainteresowanie tym głupim wężem, tia? To nawet lepiej. Może zna seledynowłosą i uda mi się czegoś o niej dowiedzieć? Zawsze warto spróbować.
- Wstań lepiej z tego śniegu, bo jest cholernie zimno. - Nie czekając na odpowiedź chwyciłam drugą dłonią blondynę pod ramię i pomogłam jej wstać, o ile mi na to pozwoliła. Jeśli tak się stało i podniosła się, przesunęłam dłoń, którą zaciskałam z jej ramienia na biceps. Teraz trzymałam ją luźno, jednak tak, by w razie potrzeby móc ją zatrzymać, gdyby postanowiła uciekać. Jeśli jednak Tricky nie przyjęła mojej pomocy w podniesieniu się, puściłam ją, bacząc uważnie na każdy jej gest. Gdy blondynka w końcu się podniosła (bądź i nie), stałam spokojnie i obserwowałam ją. Jeśli coś strzeli do głowy i postanowi uciekać, starałam się ją zatrzymać chwyceniem za ramię i podcięciem nóg, choć mam nadzieję, że jednak tego nie uczyni. Jeśli jednak wszystko poszło po mojej myśli, decyduje się ponownie zagadać do niej.
- Powiedz mi Tricky, nie wiesz przypadkiem kim może być ta kobieta? - delikatnym ruchem podbródka wskazałam kolczykowatą - Widziałaś ją wcześniej?
Ustawiłam się tak by kątem oka widzieć co dzieje się wokół seledynowłosej, czekając cierpliwie na odpowiedź Tricky. Postanowiłam ponownie grać na czas czekając na dalszy rozwój wydarzeń i przy odrobinie szczęścia dowiedzieć się więcej o wysokiej kobiecie, w czasie, gdy posiłki przybędą tutaj i może w końcu będę mogła jakoś wybrnąć z tej sytuacji... o ile coś nie spieprzy się jeszcze bardziej. Węża spawarki nie podnosiłam póki co, zostawiając go leżącego na śniegu obok nas. Wolałam by posiłki nie widziały mnie z nim w ręku. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Pon Lip 22, 2013 10:31 pm
|
|
|
Tricky kiwnęła lekko głową, przytakując na propozycję wstania ze śniegu. Przeniosła wzrok na dłoń, którą wciąż ją trzymałaś. Chyba jej się to nie podobało. Tak czy siak, w czasie gdy seledynka kontynuowała nazywanie Federaty "maminsynkiem", "kastratem" albo wymyślniej, "picipiórkiem" chcąc go tym bez wątpienia poniżyć przed przewijającym się tłumem, Tricky pochyliła się lekko by wolną ręką podwinąć poły sukienki i sięgnąć pod nią. Najwyraźniej nosiła pod spodem jakieś spodnie i poszukiwała czegoś w kieszeni. Gdy zadałaś jej swoje pytanie, ta właśnie unosiła do swojej twarzy słuchawkę. Używając jednej ręki odsunęła na niej w bok jakąś klapkę, by potem wprowadzić jakąś kombinację przyciśnięć spośród czterech klawiszy. Pod głośnikiem słuchawki zapaliła się zielona dioda. Blondynka przyłożyła tą... chyba krótkofalówkę do swojego ucha podnosząc wzrok na ciebie. Widocznie też nie miała zamiaru dać ci się ustawić tak, jak chciałaś to zrobić - cały czas odchodziła w tę stronę, byś zasłaniała ją przed wzrokiem żołdaka.
- Tricky nie wie czy może ci zaufać więc nie przekaże ci żadnych informacji. Tricky radzi się oddalić zanim będzie groźnie. - oznajmiła po cichu. Wystarczająco cicho, byś jakimś cudem podczas jej wypowiedzi, oraz wciąż trwających krzyków i śmiechów wytatuowanej zdołała usłyszeć z krótkofalówki jakiś zniekształcony, męski głos - "Przechodzimy na drugą stronę. Trzymajcie oczy z dala, minuta ciszy z naszej strony.". Obejrzawszy cię jeszcze raz od stóp do głów heterochromatyczna przesunęła słuchawkę do własnych ust. Zaczęła do niej mówić trzymając przycisk na boku obudowy.
- Co Tricky ma zrobić z tą co nie chce puścić? - ...zdaje się, że chodziło o ciebie. Swoją drogą, czy ten żołdak nie powinien na to jakoś zareagować? Chyba wciąż był zbyt zajęty tą w czerwonym podkoszulku. Blondynka dostała jakąś krótką odpowiedź, której niestety nie udało ci się dosłyszeć - ale mogłaś się domyślić jak brzmiała, gdyż Tricky wyciągnęła po niej słuchawkę ku tobie, jakby chciała ci ją podać. |
_________________ . . . |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Sob Lip 27, 2013 1:17 pm
|
|
|
Obserwowałam Tricky z uwagą i coraz bardziej narastającym niepokojem. Sądząc po jej słowach i po tym co usłyszałam z jej krótkofalówki, wpakowałam się w coś znacznie większego, niż mogłabym przypuszczać. Czułam w kościach, że nie było już mowy o łatwym wyplątaniu się z tego. Coraz bardziej wątpiłam w słuszność swej decyzji o ingerowaniu w całe to zamieszanie. Gdybym tylko wiedziała, to... Zaśmiałam się w duchu. Znając siebie, pewnie postąpiłabym podobnie. Jednak nie czas na rozmyślanie o tym. Muszę skoncentrować się na tym, co się dzieje teraz. Tricky ma jakieś wsparcie, a Seledynowłosa na pewno z nią współpracuje. Czy należą do Rozety? Nawet jeśli nie, to szykuje się coś większego. Czy to wszystko było zaplanowane? Co teraz planują poplecznicy Blondynki? Był tylko jeden sposób by się o tym dowiedzieć.
Przełknęłam ślinę starając się nie dać po sobie niczego poznać. Choć Tricky pewnie mogła dostrzec lekki niepokój, którego nie zdołałam w pełni zamaskować. Wyswobodziłam powoli ramię dziewczyny i sięgnęłam po krótkofalówkę, którą mi podawała. Rzuciłam krótkim spojrzeniem w stronę wytatuowanej i Federaty, upewniając się, iż wciąż są sobą zajęci. Jeśli nic nieoczekiwanego się nie wydarzyło, odwróciłam się do nich bardziej bokiem i przyłożyłam krótkofalówkę do ucha, którego nie widzieli.
- Kim jesteście? I co się tutaj dzieje? - Zadałam szybko dwa pytania nieco ściszonym głosem. Zamilkłam następnie wyczekując z napięciem odpowiedzi i zerkając w stronę Tricky. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Sob Paź 12, 2013 6:43 pm
|
|
|
Podobno dobre wychowanie mówi, by zgadzać się na ładne zaproszenia. Co prawda podanie słuchawki nie było ani ładne, ani nie było też do końca zaproszeniem, ale wydało się najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji. W końcu to nie tylko uniknięcie nieprzewidzianego - bo kto wie, co właściwie mogłoby się stać, gdybyś odmówiła rozmowy z kimkolwiek po drugiej stronie bezprzewodowego łącza głosowego - ale też miałaś szansę dowiedzieć się czegoś więcej na temat sytuacji której nie tylko stałaś się świadkiem, ale poniekąd również wzięłaś w niej udział. Ujęłaś czarną słuchawkę, która okazała się być lżejsza niż na to wyglądała. Puszczona Tricky otrzepała się od razu po tym, z niezadowoleniem spoglądając na poszarpane, rozdarte rękawy swojego ubrania. Ty zaś, przed przyłożeniem słuchawki do swojego ucha jeszcze raz zerknęłaś ku najgłośniejszej dwójce. Seledynowa cały czas trzymała dłonie przed sobą złączone nadgarstkami, gotowi do skucia, ale żołnierz Federacji ani myślał się zbliżyć. Raz jeszcze powtórzył swoje polecenie położenia się na ziemi, na co ta raz jeszcze odmówiła prześmiewczo mimo tego, że była na celu jego broni. Ta sytuacja widać się nie zmieni do czasu przybycia posiłków. Mogłaś obrócić się bokiem u zacząć wreszcie rozmowę tajemniczym głosem, zadając swoje pytania. Odpowiedź była niemal natychmiastowa.
- Łooł, łoł! Rany, byłem święcie przekonany, że to ja będę tutaj zadawać pytania! Bo widzisz, mam ich trochę. - Głos, który ci odpowiedział zdecydowanie nie był tym samym, który wcześniej mówił coś o przechodzeniu na drugą stronę. Też należał do kogoś przeciwnej dla ciebie płci, ale był chyba trochę młodszy. I nawet pomimo słabej jakości głośnika, na podstawie sposobu wypowiadania przez niego sylab "na wydechu" byłaś nawet stwierdzić, że ten ktoś najprawdopodobniej jest w pozycji leżącej, starając się zachować niski profil - mówił w miarę cicho, ale jednocześnie wyraźnie. - Daj mi je chociaż zadać, to ja pierwszy chciałem z tobą porozmawiać. Hm? Słuchaj, z początku myślałem, że jesteś z mundurowych, ale... chyba jednak jesteś na to za młoda. No i buźka za ładna. Ale czapka fajna. Skąd masz? - głos zdawał się zachichotać pod koniec, robiąc krótką przerwę. Wkrótce odezwał się ponownie, najwyraźniej nawet nie zważając na to, że może tym przerwać twoją wypowiedź. twardo kontynuował. - No, ale to mniej ważne pytanie. Ważniejsze jest takie: Widzę, że masz tutaj ładną Zet-Siódemkę... czy to Zet-Piątka? Zamek nie jest cofnięty, więc broń jest naładowana. Ale nie widzę nigdzie takiej ładnej broszki z różyczką, białej opaski ani czerwonego naszyjnika. Skoro więc nie jesteś z tej zabawnej Rozetki, to... kim u licha jesteś, hm? Poczekaj, nie odpowiadaj jeszcze. - głos powstrzymał cię, milknąc na chwilę. Coś szurnęło po drugiej stronie. Usłyszałaś też dużo, dużo cichsze "Hej! Co ty tam robisz? ... Hola, stój! Stać! Nie ruszaj się... wracaj tu!". Czyżby ktoś go nakrył? Następna chwila została zagłuszona szumem który pewnie był odgłosem wiatru dmącego w mikrofon. Potem, stęknięcie. I znów chwila ciszy, na moment tylko przerwana dźwiękiem przypominającym uderzenie czegoś o blachę. W końcu powrócił ten sam głos.
- Lotos, patrz na północ. Chyba szedł do nich patrol. Masz jeszcze usypiacze?
- Dwa! I hej, nie możesz szukać sobie randki na innej częstotliwości? - odpowiedział mu jeszcze inny głos. Również męski, lecz wyraźnie niższy i wkładający dużo więcej emocji w słowa. Brzmiał trochę, jakby próbował się nabijać z drugiego.
- Nie mogę. No dobrze, damo w czapce! Możemy rozmawiać. Mogę prosić o odpowiedź? Obiecuję, że potem i ja odpowiem.
Tricky bardzo każualowo splotła dłonie za głową i przyglądała się burzliwej wymianie zdań. Zauważyłaś, że otaczające was koło gapiów nieco się przesunęło... stałaś się jakby jego częścią. Nie byliście z blondynką traktowani przez przechodniów jako część zajścia, ale jako inni obserwatorzy, który przypadkiem się tu znaleźli. Najpewniej nie miałabyś żadnego problemu, by się stąd teraz ulotnić. Wątpliwe było, by ktokolwiek pamiętał teraz o głupiej rurze od spawarki, kiedy obok miał miejsce jawny akt agresji przeciwko członkowi Federackiej Armii. No, może Garnett by się po wszystkim rzucał - ale on przecież nawet o tobie nie wiedział, więc jedyną osoba która mogłaby za to beknąć... była Tricky. Która, jak wspomniane było wcześniej, nawet nie próbowała wiać. A chyba słyszała przecież o wezwanych posiłkach, nie?
Krótki flasz. Niedaleko ciebie stał mężczyzna z jakimś niesamowicie starym aparatem fotograficznym, którym dosłownie przed chwilą zrobił z zadowoleniem zdjęcie scenie kłócącej się dwójki przy nieprzytomnym. Ten był chyba "tutejszy", bo widywałaś go już raczej wcześniej - bardzo krótko zgolona głowa, szmaciana kurtka z łatami na rękawach i ledwie trzymające się kupy buty. Był dość charakterystyczny. Kiedyś bodaj płacił ludziom dużą ilością kapsli za dostarczenie mu jakichś dziwnych gatunków zmutowanych zwierząt, których potrzebował "dla sztuki". Ale tutaj był chyba tylko przypadkowym obserwatorem, który akurat znajdował się w pobliżu. |
_________________ . . . |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Pon Paź 14, 2013 5:49 pm
|
|
|
Zamknęłam swe oczy by wziąć głęboki wdech i uporządkować sobie w głowie cała sytuację w jakiej się teraz znalazłam. Można było rzec, że powoli odzyskiwałam kontrolę, choć równie dobrze mogła to być jedynie iluzja. Wydawało się, że mogłam teraz odejść bez poniesienia żadnych konsekwencji, stałam się wszakże wraz z Tricky częścią tłumu, który obserwował całe zajście. Mogłam uciec przed niewygodną sytuacją, która z chwili na chwilę coraz bardziej się pogarszała. Czy mogłam odejść teraz z czystym sumieniem i poczuciem spełnienia swych obywatelskich obowiązków? Tricky i Seledynowłosą były częścią bardziej zorganizowanej grupy i nie była to Rozeta. Jeśli nie oni... to kto? Z całą pewnością byli przeciwnikami Federacji. Chciałam się tego dowiedzieć. Nie mogłam się teraz wycofać. Miałam tylko nadzieję, że owa decyzja nie przysporzy problemów moim rodzicom. Tego wszakże bym nie chciała, są mi zbyt drodzy. Poza tym jestem ich jedyną córką. Coś w kościach mówiło mi, że będę tego żałować. Mam sporo do stracenia, jednak z drugiej strony obwiniałabym się za to, że nie zostałam i nie dowiedziałam się więcej. Miałam już dosyć niewiedzy...
...Otworzyłam oczy wypuszczając powietrze z płuc. Nadeszła chwila decyzji. Decyzji, od której nie będzie już odwrotu.
Obejrzałam się krótko za siebie sprawdzając, czy mam wystarczająco miejsca na cofnięcie się wraz z Tricky nieco do tyłu. Biorąc pod uwagę to by nie wpaść na kogoś i nie wywołać wzruszenia pośród tłumu. Jeśli nie było wystarczająco miejsca, starałam się zgrabnie przemieścić za Blondynę, byle nie być na przodzie tłumu. Jeśli zaś było nieco więcej miejsca, spojrzałam na Tricky by skinąć na nią i ruchem dłoni wskazać by cofnęła się nieco do tyłu wraz ze mną. Sama cofnęłam się dwa kroki do tyłu. Jeśli mimo to dziewczyna pozostała z przodu, odezwałam się do niej.
- Cofnijmy się odrobinę do tyłu, Tricky. I tak będziemy miały dobry widok. - Szepnęłam starając się brzmieć przekonująco. Nie chciałam wszakże uciekać, a jedynie ustawić się w bardziej strategicznej w moim mniemaniu pozycji. Jeśli wszystko poszło po mojej myśli, cofnęłam się wraz z Tricky odrobinę do tyłu by nie stać w "pierwszej linii tłumu", ale jednocześnie mieć dobry widok na całe zdarzenie. Jeśli zaś nie udało mi się jej przekonać, westchnęłam i usadowiłam się za nią. Po wykonaniu tego punktu mego planu, bez względu na to gdzie znajdowałyśmy się obecnie, rozpoczęłam cichą rozmowę przez krótkofalówkę, starając się mówić tak by dobrze mnie rozumieł.
- Cześć, panie Podglądaczu. Wybacz za zwłokę. Narobiło się tu trochę zamieszania dzięki wam. Czapkę zaś mam od ojca. - przemówiłam znacznie swobodniej w porównaniu do mojego wcześniejszego rozpoczęcia rozmowy - Mam także przy sobie Zet-Piątkę, jak dobrze zauważyłeś. Znaczy to, że macie dobry widok na nas, panie Podglądaczu i spółko. - pozwoliłam sobie by w mym głosie zabrzmiała nutka rozbawienia, po czym kontynuowałam nie pozwalając mu jeszcze dojść do głosu - Co do twego pytania, nie należę ani do Rozety, ani do Federatów. Jestem tutejsza i jak widzę nieświadomie wplątałam się właśnie w coś większego. Byłbyś na tyle miły i powiedział co się tutaj dzieje i co zamierzacie? - starałam się zabrzmieć jak najbardziej przekonująco i wykorzystać do tego mój miły głos, skoro nie dany mi było wykorzystać kontaktu wzrokowego.
W międzyczasie starałam się mieć baczenie na to, co działo się wokół mnie. W szczególności na oddział, który miał naciągnąć, a także na zachowanie Tricky i naszą sytuację w tłumie. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Pon Paź 28, 2013 4:54 am
|
|
|
Mając chwilę dla siebie obejrzałaś się do tyłu - zdecydowanie miałaś tu wystarczająco miejsca by się kawałek cofnąć. Nikt nie tworzył tutaj ścisku, sztucznego tłumu - większość ludzi pewnie też była zdania, że lepiej będzie szybko się ulotnić jeśli sprawy zaczną przybierać nieciekawy obrót. Gdyby miła się tutaj pojawić Biała Legia mogłoby być naprawdę niewesoło - a "Biali" zwykli łapać sobie świadków z okolicy bez żadnego ostrzeżenia. Co prawda takowym nic nie groziło poza przysłuchaniem, ale już samo to mogło być nieprzyjemne i raczej niewielu było chętnych by dać się w coś takiego wciągnąć. No, mniejsza z tym - spojrzałaś ku blondynce, dając jej znać by cofnęła się razem z tobą odrobinę do tyłu. Ta chyba zgodziła się po krótkiej chwili zastanowienia, bo skrzyżowawszy ręce na piersi zrobiła dwa wolne kroki w tył. Patrząc się w stronę widowiska, wypowiedziała dwa krótkie zdania - ciężko było stwierdzić, czy mówiła je do ciebie, czy też sama do siebie.
- Tricky nie wierzy, że jej się to uda. Tricky nie uwierzy póki nie zobaczy.
Wróciłaś do rozmowy z gościem po "drugiej stronie" krótkofalówki. Póki mówiłaś, nie odpowiadał ci żaden dźwięk, absolutna cisza. Trochę niepewności wprowadziło też to, że i po tym jak skończyłaś, nadal nikt ci nie odpowiadał. Aż spojrzałaś na samo urządzenie, by się upewnić - tak, nadal było włączone. Zielona dioda wciąż jarzyła się tak samo jak w momencie, w którym Tricky wręczyła ci słuchawkę. A to z kolei oznacza, że nieznajomy powinien usłyszeć twoją przemowę. Tyle, że kiedy już usłyszałaś głos, nie należał on do twojego rozmówcy, a raczej chyba do tego drugiego, od "szukania randki".
- Są, idą z północnego wschodu. Na oko tuzin, widzę przynajmniej dwóch pałkarzy. Jeśli ta cała Klara nie jest przynajmniej w połowie na tyle dobra jak się przedstawia, to mają gwarancję prawdziwego kicia, wiesz? Zostawisz tak siostrę, Sert? Lotos, bez odbioru.
I znów cisza w eterze. W przeciwności do tego, co się działo wokół. Oprócz gwaru... powoli, zaczynając od bardzo cichych dźwięków, a z czasem narastając, będąc coraz bliżej - ten charakterystyczny szczęk. Północny wschód - wiedziałaś, w którą to stronę. Idąc dalej ulicą targu, a potem skręcając w prawo można było dojść do baraków Federacji, będących "domem" dla żołnierzy którzy znajdowali się tutaj na służbie mimo mieszkania w zupełnie innymi miejscu. Z tego właśnie kierunku dobiegały te dźwięki - odgłosy pobrzękiwania "poganiaczy", jak zwano energetyczny pałki niejednokrotnie używane do tłumienia zamieszek. Nie było to tak naprawdę nic innego jak długi, gruby kij owinięty łańcuchem pod wysokim napięciem, z generatorem i baterią nad "rękojeścią" która była jedyna bezpieczną do dotknięcia częścią broni. Niejednokrotnie mówiło się, że pełna siła wyładowania tego urządzenia potrafi w mgnieniu oka powalić nawet brahmina, dwugłową krowę hodowaną powszechnie dla jej mleka które potrafi uodparniać na efekty promieniowania radioaktywnego. No, w każdym razie - słyszałaś odgłosy zbliżania się "posiłków". Ale wciąż nie mogłaś ich dostrzec. Ale za to, wreszcie powrócił głos, na którego odpowiedź czekałaś. I zdaje się, że zaczął swoją odpowiedź od westchnięcia.
- No dobrze, damo w czapce. Chciałbym powiedzieć, że niewtajemniczeni nie powinni dostawać żadnych informacji, ale chyba nie wolno mi lekceważyć każdej możliwości zdobycia potencjalnego sojusznika, eh? Postaram się streszczyć. Słyszałaś o tym, co stało się ze Źródłem, prawda? - na linię wdarły się jakieś zakłócenia. Przez chwilę głos chłopaka zagłuszył krótki trzask. - ...ległości, a nagłe zniknięcie takiego miejsca było niesamowicie korzystne dla ich monopolu. Ale powiem więcej - ta wieża nie zawaliła się sama z siebie. Nie zwaliła się dlatego, że nie dała rady fali uderzeniowej - była zbyt dobrze zbudowana. To był sabotaż, który sobie świetnie zaplanowali. Woda zmyła wszelkie ślady. Wszystkie, poza jednym - wielkim kraterze w samym środku miasta. Tyle, że dość oczywistą rzeczą jest, że Federaccy przywódcy się nie przyznają. Dlatego potrzebujemy dowodów. Takich jak zapisy z osobistych kamer każd... - i znów, jakieś zakłócenia. Czemu akurat teraz? Jeszcze chwilę wcześniej przecież wszystko było dobrze. - ...ów. Więc, ze skromną nadzieją i niepewnym zaufaniem chcę zapytać... Damo w czapce. Czy mogłabyś dopomóc walczącym po raz kolejny o swoją niepodległość? Nie mogę obiecać bezpieczeństwa, acz dobrze wykonany plan nie przewiduje żadnych ofiar. Po żadnej ze stron.
Zaczynałaś już widzieć nadchodzący oddział. Rzeczywiście, było to chyba z dziesięciu chłopa. Choć po chwili mogłaś dostrzec, że był tam również przynajmniej dwie kobiety. Przyspieszonym krokiem zbliżali się do zgromadzenia, rozpychając się dość brutalnie - choć w końcu to gawiedź zaczęła się przed nimi rozstępować i nie musieli się już więcej przepychać. Seledynka widać też zauważyła, czy raczej usłyszała ich wcześniej, bo założywszy ręce na biodra zwróciła się w ich stronę, oczekując z cwaniackim uśmieszkiem. Gość, który stał z wycelowaną do niej bronią dalej stał jak stał, chyba wciąż "trzęsąc portami", jak sama zauważyła kobieta.
Wśród "posiłków" bardzo łatwo można było znaleźć dowódcę. Jako jedyny nie nosił na swojej łysej głowie hełmu, a za to posiadał szarą szarfę przewieszoną przez ramię na której było wyszytych kilka "belek" z odwróconym V u ich szczytu. Zdaje się, że to oznaczało sierżanta. Był niezadowolony już kiedy zbliżał się do tego miejsca, ale kiedy zobaczył jednego ze "swoich" stojącego naprzeciw jednej, nieuzbrojonej kobiety, wyraźnie wkurzył się jeszcze bardziej. Strachajło w sumie dopiero teraz poczuł się trochę pewniej i wreszcie puścił jedną ręką karabin by zasalutować.
- Szeregowy. Czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego potrzebujesz pomocy przy zatrzymaniu -jednej- osoby?
- Hej, to samo mu mówiłam. Jeśli cała wasza armia jest pełna takich niedorajd, to powinnam chyba rozważyć zostanie despotą, czy coś, a? - zamiast żołdaka, odpowiedziała mu ta od tatuaży. Cóż, gość od wzywania posiłków chciał chyba po chwili coś powiedzieć, ale nie było mu to dane.
- No tak. Sianie chaosu. Wyszczekanie. - lider westchnął, w czasie gdy ci którzy przyszli tu razem z nim zaczęli odganiać tłum obok siebie ze słowami "rozejść się" (dobrze, że z Tricky byłyście po przeciwnej stronie), a dwójka z nich, mężczyzna i kobiet, zbliżyli się do nieprzytomnego sprawdzając jego stan. Kobieta po sprawdzeniu pulsu spojrzała ku liderowi i kiwnęła ku niemu twierdząco głową. - Atak na obrońcę Federacji. I zero skruchy. Rozeta, tak? Wreszcie zaczynacie pokazywać swoje tchórzliwe twarze?
- Że ja, z Rozety? Nie. - odpowiedziała dość spokojnie seledynowa, po czym klasnęła gwałtownie w dłonie i wskazała sierżanta oboma palcami wskazującymi, wykrzykując z entuzjazmem. - HA! I co? Łyso ci tera, a?
Ktoś z grupy krótko zaśmiał się z tego kiepskiego dowcipu. Dość oczywiste było, że przywódcy się on nie podobał, ale całą jego reakcją prócz mimiki i zaciśnięcia zębów było wykonanie uniesioną dłonią dwóch gestów, po czym wskazanie na kobietę. Najwyraźniej był to jakiś niemy rozkaz, bo gdy tylko to zrobił, dwójka ludzi z jego oddziału podeszło żawawo do kobiety stając po jej bokach i bez słowa złapali ją pod ręce; jeden za jedn, drugi za drugą. No cóż, z tego to się raczej nie wyrwie. Zresztą, najwyraźniej nawet nie próbowała. Całkiem rozsądnie zresztą. Wdanie się w bójkę z tak licznym oddziałem zdecydowanie nie było by niczym mądrym.
- Ach, nie odpowiadaj mi. Jeśli zdecydujesz się pomóc, powiedz to Tricky. I ją pytaj o szczegóły. Jeśli nie... lepiej szybko wiej, bo może się tu zrobić gorąco. Sert, bez odbioru. - głos w krótkofalówce wypowiedział ostatnią wiadomość, cichnąć potem po krótkim trzasku.
- Szkoda, że wciąż próbujesz się zgrywać. Może się to dla ciebie okazać bardzo niekorzystne. Kiedy już... - sierżant znów zaczął mówić, zbliżając się do pojmanej kobiety. Gdy stanął tuż naprzeciw niej, nieco się pochylając by stać z nią twarzą w twarz, ta raptownie wcięła mu się w zdanie.
- Bleeeh! Typie, odsuń się! Jedzie ci z pyska jak z dupy kretoszczura! Ja wiem, że twoja pozycja to prawie jak ascetyzm, ale higie...
Tym razem jej wypowiedź została przerwana. Dużo bardziej brutalnie. A dokładniej, wielką pięścią w twarz. Głowa wytatuowanej odskoczyła w bok po uderzeniu, a następnie zwisła w dół.
- Zabrać ją do siódemki. Niech tamci się nią zajmą. - oznajmił sierżant, odwracając się od niej i odchodząc powoli. Zdaje się, że drugą ręką masował własną pięść. Zdołał przejść raptem dwa kroki, kiedy został zatrzymany. To znaczy tak, jak można być zatrzymanym przez głos.
- Ooooi. Czekaj no. Nie wiesz, że kobiet się nie bije? Wracaj tu i przeproś. - To wciąż ona, seledynka czy jakkolwiek się nazywa. Uniosła lekko głowę, spoglądając spod byka na łysego. Trzymająca ją para miała chyba zamiar już zacząć ją prowadzić, ale najwyraźniej ona nie dała im siebie ruszyć. Nawet, jeśli miała unieruchomione obie ręce. - Daję ci piętnaście sekund. Czternaście. Trzynaście...
Gdy zaczęła odliczać, sierżant z wyraźnym, niezadowolonym westchnięciem znów zaczął się ku niej zbliżać, sięgając ku swoim plecom. "Poganiacz". Najwyraźniej miał zamiar go dobyć i uciszyć kobietę by wreszcie przestałą się opierać. No cóż, w sumie... sama sobie na to zapracowała, mogła po prostu zrobić to czego od niej chcieli. Acz, swoją drogą... zauważyłaś, że Tricky trzymała w dłoniach za plecami coś, czego wcześniej nie miała. Z początku wydawało się, że to jakiś pistolet dla dzieci, posiadający jaskrawe, żółte i czerwone części na szarawym przedzie, ale szybko się zorientowałaś, ze to nie jest pistolet. To paralizator. Dwie igły na przedzie, głowica gotowa do wystrzelenia, druty łączył ją z baterią wewnątrz rękojeści. Dziewczyna raz po raz przestępowała z jednej nogi na drugą w nerwach. Zamierzają z nimi jakoś... walczyć? Sytuacja wyglądała na z góry przegraną. Przytomnych było tu razem trzynastu. Dwóch z nich, sierżant oraz jakiś gość który trzymał się blisko niego mieli owe "poganiacze", których jedno trafienie oznaczało przecież natychmiastowe wyłączenie z walki, a do tego każdy posiadał przy sobie broń palną z ostrą amunicją. A z drugiej strony, słyszałaś wcześniej coś o "usypiaczach"... ale też, że ktokolwiek je posiadał, miał tylko dwa. Zdecydowanie za mało na tak wielką grupę. |
_________________ . . . |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Pon Paź 28, 2013 8:05 pm
|
|
|
Niech cholera weźmie tą krótkofalówkę i zakłócenia w rozmowie! No nic, jeśli wierzyć słowom Serta, bo chyba tak miał na imię? To te sucze syny z Federacji mają coś wspólnego z wybuchem Źródła. Okłamują nas i będą okłamywać dalej. Wiem, że pakuje się na niebezpieczny teren, ale skoro zaszłam tak daleko, to nie mogę się teraz wycofać i obserwować z boku z założonymi rękoma. W najgorszym wypadku może uda mi się jakoś z tego wyplątać. Zwykle miałam.... szczęście. Położyłam wolną dłoń na wysokości swego obojczyka. Znajdowała się tam moja królicza łapka na szczęście, schowana pod ubraniem. "Nie zawiedź mnie". Pomyślałam w duchu. Wiedziałam, że gdyby doszło do walki z oddziałem, nasze szanse były by nikłe. Miałam tylko nikłą nadzieję, że do tego nie dojdzie. Oby rzeczywiście mieli taki dobry plan jak mówili. Wytatuowana seledynowłosa, czy też może Klara jeśli to o niej właśnie mówili, wyraźnie grała na czas. Spojrzałam uważnie na Tricky, która była nie mniej zdenerwowana niż ja sama, po czym wzięłam głębszy oddech.
- Wygląda na to, że Federaci ukrywali przed nami jeszcze więcej niż przypuszczałam. Wybuch w Źródle to naprawdę ich sprawka? - Zaczęłam mówić cichym głosem do Blondynki stojącej obok mnie. Jednoczenie bardzo uważnie obserwowałam całą akcję toczącą się wokół Seledynowłosej, czy tam Klary. - Twoi kompani rozłączyli się i powiedzieli, że jeśli zdecyduje się jakoś pomóc, to mam pytać ciebie szczegóły. Pytam więc - co mogłabym zrobić by nieco wam pomóc? I co ty sama teraz zamierzasz? Mam nadzieję, że masz na uwadze, że jest ich tu trzynastu. Twoi towarzysze mają tylko dwa usypiacze, ty paralizator, a tamta wytatuowana Klara, czy jak jej tam, nie poradzi sobie z całą resztą. Ja zaś nie mam nic poza bronią, a tej nie zamierzam używać w żadnych innych wypadkach poza ochroną skóry... - zrobiłam krótką pauzę by spojrzeć kątem oka na Tricky - Co więc robimy?
Umilkłam po tych słowach oczekując na jej odpowiedź. W dalszym ciągu miałam również na uwadze zbliżających do nas rozganiaczy tłumu oraz scenkę rozgrywającą się na środku. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Pon Lut 03, 2014 5:49 pm
|
|
|
- Na pewno ich! - nagły wybuch entuzjazmu blondynki, jej zaparcie, głębokie przekonanie wypowiedzi i natychmiastowe przekierowanie całej uwagi na ciebie w moment po usłyszeniu pytania o wybuch w Źródle wskazywały na to, że całym sercem wierzy w winę organizacji która bądź co bądź dominuje nad całą powojenną Turią i byłaby jak najbardziej zdolna uczynić podobny gest wobec niepożądanego oporu w postaci miasta szczycącego się 'niepodległością'. Mogłaś jednak zdawać sobie sprawę, że jest szczegół który tu nie pasuje. W tej teorii znajdował się jeden szczegół, który był zbyt dogodny jak na zwykły zbieg okoliczności - pojawienie się 'Oka Terroru'. Federackie opinie o tym zjawisku wcale nie brzmiały o tym jakby ktokolwiek tam wiedział o tym, skąd się ono wzięło, ani tym bardziej jak jemu zaradzić. A to oznacza, że nie mogli wiedzieć o tym kiedy się pojawić, by zaplanować idealny sabotaż, mniejszy wybuch ukryty przy większym wybuchu, prawda? Coś tu zdecydowanie nie pasowało do całej układanki.
Słysząc ciąg dalszy pytań, Tricky wyprostowała się nieco bardziej i przekierowała wzrok w stronę mało przyjaznej wymiany zdań. Poprawiła nieco chwyt na swoim paralizatorze, którego ściskanie nie było dla niej chyba najprzyjemniejszą, czy najbardziej naturalną rzeczą. Nie wygląda wcale na osobę obytą z bronią, nawet taką który notabene nie czyni faktycznej krzywdy.
- Tricky potrzebuje karty. Łysol musi mieć kartę. Tricky musi ją zabrać i uciekać stąd, iść dalej. Tam. Tam będzie najtrudniej. - blondynka krótko kiwnęła głową w jednym z kierunków, na wschód. Z tego co wiesz, tam właśnie znajdowały się placówki Federacji - baraki, więzienie, mniejsze laboratorium. Faktycznie, jeśli jakieś informacje miałyby się znajdować w tym mieście, to zdecydowanie w którymś z tamtych budynków. Przecież nie na targowisku. - I... Tricky nie wie. Powiedzieli, że Tricky ma się tu nie wtrącać, Klara odwraca uwagę a Tricky to wykorzystuje żeby działać, ale to nie t...
Odliczanie 'Klary' zostało brutalnie przerwane w czasie, gdy Tricky udzielała swoich odpowiedzi. Otrzymała silne uderzenie niesławną energetyczną pałką w brzuch, której kontakt z jej ciałem Łysy utrzymywał jeszcze chwilę. Nie tylko słychać, ale i widać było elektryczne wyładowania przeskakujące z narzędzia zbrodni na kobietę i z powrotem, aż do momentu w którym z miejsca uderzenia ku górze zaczął unosić się obłok czarnego dymu. Wyglądało na to, że to koniec jej pewności siebie. Zwis głowy i całej reszty ciała, będąc trzymana za ręce przez dwóch żołdaków, wskazywał na to że straciła przytomność. Rozległ się wyraźny zapach spalenizny, który nakłonił kilku gapiów do odwrócenia się i powolnego odejścia.
- Do siódemki, ruchy. I tak straciliśmy tu za dużo czasu. Benter, następnym razem kiedy nie będziesz mógł sobie poradzić z jedną kobietą, masz to uwzgl... - Sierżant zwracał się w drugiej części wypowiedzi do tego, który wcześniej wzywał posiłki, kolegi nieprzytomnego gościa który o dziwo, mimo pomocy, dalej pozostawał nieprzytomny. Jego wypowiedź została jednak przerwana - a raczej przerwał ją, kiedy usłyszał głos, którego nie powinien był usłyszeć. A przynajmniej, nie spodziewał się go.
- Lilith razi silniej małym palcem, Łysy. Czas ci się kończy. Cztery... Trzy. Dwa. Jeden.
Dowódca zdążył odwrócić się ku wiszącej, by z niedowierzaniem spojrzeć na to, jak ta która powinna być nieprzytomna unosi w jego kierunku wzrok, stawiając opór dwójce mężczyzn usiłujących zaciągnąć ją tam, gdzie zostało im polecone - a tak naprawdę nie mogli jej nawet ruszyć z miejsca. Wyglądało to trochę, jakby została przyklejona do śliskiej przecież ziemi w miejscu, w którym teraz stała - aż do momentu, w którym zakończyła swoje odliczanie.
[ BGM: Hiroyuki Sawano - Ready To Go ]
To, co stało się w chwilę później, działo się tak szybko, że w zaskoczeniu ciężko było nawet zareagować. Seledynka zaczęła działać z prędkością godną błyskawicy. Jej pierwszym ruchem było porządne szurnięcie nogą w swoje prawo, podcinając obie nogi trzymającego ją żołdaka jakby był słomianą kukła która stała tu tylko dla picu. Gość, który stracił kontakt z ziemią tylko mocniej zaczął ściskać jej ramię chcąc pewnie w ten sposób uniknąć upadku na zimny śnieg. Tym gorzej najwyraźniej dla niego, gdyż stając na palcach kobieta zdecydowała się najwyraźniej użyć go jako przeciw wagi by dość dosłownie - jedną ręką, za którą była trzymana - unieść drugiego do góry, odrywając jego stopy od ziemi. Właściwie, może nie wyglądałoby to tak nieprawdopodobnie, gdyby tylko go uniosła - ale to nie było wszystko. Seledynowa, niemal jak jakiś wymyślony antybohater z komiksów, dosłownie przerzuciła tego "drugiego" nad swoją głową, do tego robiąc to w taki sposób, że doprowadziła do bez wątpienia bolesnego zderzenia twarzy obojga tych, którzy dotychczas trzymali ją w próbach unieruchomienia. Nie muszę chyba zaznaczać, że był to moment, w którym została "uwolniona", a dwójka mężczyzn zwaliła się na ziemię bez przytomności. To był moment, w którym każdy kto zdołał to zobaczyć, zaczął wyrażać swoje zaskoczenie. Zdziwione stęknięcia tłumu. Triki rozdziawiła w niedowierzaniu usta, szeroko otwartymi oczyma wpatrując się w postać przed sobą niczym w idola którego poszukiwało się całe życie. Żołnierze zaczęli jeden po drugim sięgać po broń - widziałaś to niemal jak w spowolnionym tempie. Sierżant zacisnął szczęki, unosząc "poganiacza", by w napędzanej niedowierzaniem wściekłości zadać kobiecie w czerwonym podkoszulku kolejny cios - tak jednak wcale nie przerywała swoich ruchów i nie czekała biernie na wymierzone ku sobie ataki. Poruszając się zdecydowanie szybciej i zwinniej od każdej innej osoby która się tutaj znajdowała, wystrzeliła naprzód, błyskawicznym ruchem chwytając Łysego za nadgarstek uzbrojonej ręki. Obróciła się do niego tyłem zbliżając jeszcze bardziej i z całej siły pociągnęła jego rękę w dół, uderzając ją swoim barkiem w jego łokieć. Ramię faceta wygięło się tak nienaturalnie, że aż mogło wywołać bolesne uczucie współczucia - ręka powinna się w końcu w łokciu zginać jedynie do wewnątrz, nigdy do zewnątrz, tak jak to zrobiła teraz. A nie był to koniec nieprzyjemnych zaskoczeń dla sierżanta, bowiem Klara kontynuowała swój obrót, uderzając chwilę później ponownie w podobny sposób, tym razem zdecydowanym ruchem wybijając tę samą rękę z barku, a następnie wykręcając ją wokół własnej osi tuż przed zatopieniem tyłu własnego łokcia w twarzy nieszczęśnika. Bardzo ciężko jest opisać tutaj to, co musiał czuć Łysy, gubiąc najwyraźniej dwa zęby w czasie swojego upadku na plecy na zmarzniętą ziemię, bo na pewno musiał widzieć jak prosto na niego upada też jego własna broń, bez wątpienia wciąż aktywna, która wyśliznęła się z na pewno niesprawnej już w tym momencie ręki. Nie zdążył on jednak nawet jeszcze upaść, gdy "Klara" zajmowała się już kolejnym z agresorów. Jednym szerokim krokiem, którym zdawało się, że pokonała ponad dwa metry drogi, zbliżyła się do drugiego z żołdaków uzbrojonych w "poganiacze" i zdyskwalifikowała go z walki w dużo prostszy, mniej widowiskowy sposób. Widząc, jak momentalnie wypuścił energetyczną pałkę z ręki i uniósł obie swoje ręce by zasłonić własne oczy podczas swojego upadku na kolana po jednym tylko, szybkim ciosie wymierzonym we własną twarz można było się domyślić, że zdołała go w jakiś sposób oślepić, najpewniej w tym krótkim momencie wciskając swoje palce do jego oczodołów.
Strzał. Rozległ się huk eksplozji ładunku prochu w naboju znajdującego się w zamku masowo produkowanego karabiny w który uzbrojony był następny z żołnierzy. Kula wydostała się z lufy w obłoku gazów spalinowych przypominających postać płomienia, przecinając z niesłyszalnym świstem powietrze przed trafieniem seledynowej w jej prawy bark, tuż pod obojczykiem. Podczas gdy powinna w tym momencie przynajmniej zachwiać się, złapać za ugodzone miejsce, albo chociażby jęknąć z bólu, nie wykonała niczego takiego. Natychmiast odpowiedziała pociskiem na pocisk - z tym, że jej pociskiem była znów pięść, wymierzona w podbródek strzelca który nawet nie miał przed otwarciem ognia czasu na wycelowanie. Całe ciało szeregowego uniosło się do góry pozbawione zmysłów, odrywając od ziemi i wypuszczając z rąk karabin, w czasie gdy "Klara" nacierała dalej. Wyglądało na to, że jedna z kobiet w szeregach Federacji miała być kolejną która by strzeliła, unosząc właśnie pistolet do celu. Nie było jej dane jednak tego zrobić. Seledynowa przebiegła koło niej w takim tempie, że wyglądało to dość dosłownie jakby znikła z jednego miejsca, a pojawiła się za plecami kobiety w mundurze. Ze splecionymi dłońmi wymierzyła jej tak silny cios z okolice nerek, że widząc jak tamta się wygięła można było bez żadnej przesady pomyśleć, że Federatka ma złamany kręgosłup. Wystrzeliła - jednak pewnie nawet o tym nie wiedziała. Broń oddała strzał w powietrze, ku niebu, nim mundurowa z otwartymi szeroko oczyma w niedowierzaniu, wpadła w objęcia ziemi jako kolejna z osób w ciągu tak krótkiego czasu.
Wyglądało na to, że to było wystarczające. Widząc, co ta zdołała zrobić w czasie nie dłuższym niż kilka sekund, nikt więcej nie ośmielił się okazywać agresji wobec "aresztowanej". Gdy ta, stanąwszy w rozkroku sięgnęła lewą dłonią do prawego barku i po splunięciu na ziemię WYJĘŁA kulę spod skóry wyrzucając ją na śnieg bez choćby spojrzenia na nią, jak jakiś pieprzony terminator (bo i nawet nie krwawiła!), absurd najwyraźniej osiągnął swój szczyt. Jeden po drugim, federaccy wyrzucali swoją broń na ziemię. Idąc za przykładem jednego ze swoich, wszyscy unieśli ręce do góry w geście kapitulacji. Kilku z nich aż wzdrygnęło się gdy ta wypuściła wreszcie ciężko powietrze, jakby wstrzymywała oddech przez cały ten czas. Znów dało się poczuć silniejszą falę spalenizny w powietrzu, najpewniej po porażeniu Sierżanta Krzyworękiego przez jego własną broń, która po odbiciu się od jego klatki piersiowej najwyraźniej przepaliła wreszcie jakiś bezpiecznik kiedy zanurzyła się w płytkim śniegu.
- Jeśli cenicie sobie radość swoich rodzin oraz własne kończyny, wykonujecie dzisiaj wszystkie moje polecenia. Jasne? - Wytatuowana skrzyżowała ramiona pod piersiami i uniosła nieco brodę, spoglądając krytycznie na pozostałych żołnierzy, przypominających właściwie teraz wystraszonych rekrutów którymi najpewniej byli niż faktyczne wojsko. Spojrzeli po sobie kilka razy i nie mogąc pewnie wydobyć z siebie głosu, kilku z nich przytaknęła szybko skinieniami głowy.
- Świetnie. W takim razie, jaki jest dalszy plan? Nie mam do tego łba. - "Klara" spojrzała w stronę tłumu. Prawdopodobnie szukała was... no, szukała pewnie Tricky. Problem w tym, że nie potrafiła was chyba odnaleźć. Choć mrużyła oczy i oglądała się raz po raz na lewo i prawo, wyraźnie nie mogła dostrzec tego kogo szuka, choć przebiegła po was wzrokiem przynajmniej dwukrotnie. A Tricky wcale jej nie pomagała - nie to, żeby robiła to umyślnie. Stała z tak nienaturalna miną, żuchwą która lada moment mogła jej upaść na ziemię, otwartymi szeroko oczyma gapiła się tylko jak sparaliżowana przed siebie - była najpewniej w szoku. Zresztą, tak naprawdę trudno się jej dziwić. Nawet nie próbowała teraz chować paralizatora za plecami, jej ręce po prostu bezwładnie zwisały wzdłuż ciała. Gapie reagowali podobnie. Przynajmniej większość z nich. Trochę się to zmieniło, kiedy po usłyszeniu migawki aparatu, można było z tej samej strony usłyszeć powolne klaskanie. W mgnieniu oka kilka osób dołączyła się do braw, niemal wiwatów - z entuzjazmem sprawiającym wrażenie, że robili to jakby mieli nadzieję iż dzięki temu sami nie staną się osobami na liście do eksterminacji.
- O... kurwa. - mogłaś usłyszeć z trzymanej krótkofalówki, co było bardzo adekwatnym komentarzem do sytuacji. |
_________________ . . . |
|
|
|
|
smartDark Style by urafaget Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group |