Wiele sfer Strona Główna Wiele sfer
Mało gier
 
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy
Rejestracja :: Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Zamknięty przez: Cinek
Sob Sie 03, 2013 7:33 pm
Prolog: Evanescent Encounter
Autor Wiadomość
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Czw Mar 28, 2013 12:39 am   

Irn Yankobe
Musiałeś walczyć, wiedziałeś o tym doskonale. Być może i twój aktualny oponent ledwo żył, jego ataki wyglądały jednak na nadal śmiertelnie niebezpieczne. Kiedy wbiegłeś pomiędzy magazyny, tamten powinien był mieć jeszcze sporo do przebiegnięcia, nawet jeśli jego sprint wykraczał poza możliwości normalnego człowieka. Szybko dobyłeś swój nowy pistolet i uruchomiłeś go, na co wyświetlacz przy komputerze pokładowym pokazał ci natychmiast liczbę 80. To chyba były naboje. Nie zwlekając dłużej wycelowałeś w wylot na halę, niemal w tym samym czasie dostrzegając tam rzucającego się na ciebie przeciwnika. Serce stanęło ci w gardle, kiedy pod wpływem impulsu zacząłeś błyskawiczny ostrzał. Za pierwszym razem kompletnie spudłowałeś, trafiając w ścianę magazynu, szybko jednak wycelowałeś dokładniej i oddałeś dwa kolejne strzały. Delikatne odrzuty broni kompletnie cię zaskoczyły - dzięki temu nie musiałeś obawiać się, że następujące zaraz po sobie naciśnięcia spustu bardzo zmienią trajektorię lotu energetycznych pocisków. Pierwszy z nich trafił w bok mężczyzny, zatrzymując go na chwilę, podczas gdy drugi przeszył na wylot jego ciało mniej więcej na środku klatki piersiowej. Odsunąłeś się w panice, kiedy ten zrobił krok do przodu, po czym spudłowałeś dwukrotnie. Na szczęście ciężko ranny młodzieniec szybko padł jak długi bez życia na podłogę, nie dając ci żadnych wątpliwości - już więcej ci nie zagrozi. Cóż, z tym cackiem, które właśnie trzymałeś, wyrządzanie innym krzywdy wydawało się dużo łatwiejsze. Cóż, nie pozostało ci w tej chwili nic innego, jak ruszyć tyłami w stronę ostatniego magazynu, aby wyposażyć się w kilka dodatkowych eksplo-zabawek.

Michael Aquato
Po odstawieniu komputerka diagnostycznego i przekazaniu krótkiego komunikatu przez interkom przez dłuższą chwilę nie doczekałeś się żadnej odpowiedzi. Usłyszałeś za to w oddali wrzask przerażenia, głośny trzask, coś w stylu eksplozji... po czym dwa metry obok ciebie na ziemię upadł tors jakiegoś mężczyzny. Bez jednej ręki i głowy, która uderzyła o skrzynie kawałek dalej. Wypływające z ogromnej, wypalonej rany kłęby jelit przyprawiły cię o nudności.
-Spierdalamy stąd, ten psychol zaraz tutaj dobiegnie! - wrzasnął Preston, łapiąc cię za rękaw i ciągnąc za sobą z całej siły. Zanim zdążyłeś podnieść z ziemi swój komputer diagnostyczny, byłeś już kilka metrów dalej... z przerażeniem patrząc, jak skrzynia, za którą się jeszcze chwilę temu chowałeś, zostaje zniszczona potężnym uderzeniem elektrycznego bicza.
-Oczywiście, mają tutaj system spryskiwaczy, musiałbyś jednak dostać się do stacji kontroli czujników przeciwpożarowych - odezwał się głos Roba, podczas gdy ty z Prestonem znaleźliście sobie nową kryjówkę. Niestety, z twojego komputerka diagnostycznego prawdopodobnie nic już nie zostało, musiałeś więc zdać się na to, czego dowiedziałeś się do tej pory. -Mogę cię tam pokierować. To całkiem niedaleko od twojej pozycji.


Strzały, jeszcze więcej strzałów. Jak to możliwe, że kilkunastu uzbrojonych chłopa nie mogło poradzić sobie z jednym gnojkiem, który na dodatek stał na środku otwartej przestrzeni, kompletnie odsłonięty? Nie wiedzieliście. Szybko jednak mieliście okazję przekonać się, że to nie koniec niespodzianek.
-Chować się, wszyscy! Spierdalać jak najdalej! - rozległ się wrzask starszego mężczyzny w interkomie. -Ten goryl, jego broń... te pistolety... to Vladimir'y!
Z początku nie mogliście wiedzieć, o co chodzi, dopóki halą nie wstrząsnął potężny huk wystrzału, zaraz za którym rozległ się potężny wybuch. Kiedy spojrzeliście zza swoich kryjówek...
Umięśniony mężczyzna stał na środku hali, z obiema mechanicznymi rękami uniesionymi przed siebie. W dłoniach trzymał... broń. Dwa czarne pistolety, których rozmiar przekraczał wasze wszelkie wyobrażenie. Każdy z nich miał chyba z pół metra długości, a ważył pewnie jeszcze więcej niż na to wyglądał. Mogliście tylko zgadywać, jakiego kalibru była to broń - trzynaście milimetrów? Czternaście? A może jeszcze więcej? Nie mieliście pojęcia. Mogliście być tylko pewni, że normalny człowiek nie były w stanie strzelać z czegoś takiego nawet gdyby trzymał taką armatę oburącz.
-Jest odsłonięty, musimy go szybko zabić! - wrzasnął ostatni z ocalałych kumpli-punków Prestona, wybiegając ze swojej kryjówki i oddając desperacka serię strzałów ze swojej broni, krzycząc przy tym głośniej niż było to potrzebne. Gigant tylko uśmiechnął się, po czym wycelował w nadbiegającego i nacisnął spust. Potężna eksplozja ognia z lufy, zaraz po której zamek pistoletu odskoczył do tyłu, wyrzucając z komory w górę ogromną łuskę... sekundę później, dolna część pleców chłopaka dosłownie eksplodowała, rozrzucając na boki ogromne ilości krwi i wnętrzności. Kiedy tors poszybował ładne półtora metra w górę i zatoczył tam niezgrabne salto, wyrzucone do tyłu nogi padły tyłkiem na podłogę kilka swoich długości dalej.
-Jeszcze jacyś chętni? Nabojów mam pod dostatkiem! - krzyknął zadowolony blondyn, zaczynając iść powoli przed siebie. Zdaliście sobie sprawę, że byliście coraz bardziej spychani na tył budynku, gdzie uciekanie utrudnione było przez większą ilość kontenerów i skrzyń. Wszyscy, poza Irnem, schowanym za ścianą magazynu numer cztery, kawał drogi za plecami dwumetrowego mężczyzny. -Pozwólcie mi się chociaż trochę zabawić! Dalej, mafijne cieniasy!
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Czw Kwi 04, 2013 1:48 pm   

Nie żyje? NIE ŻYJE? LEŻ I KWICZ, SKURWYSYNU! HAHA! Ze mną się nie zadziera! O tak. Ooo tak! Satysfakcja z udupienia żółtka była niesamowita. Pierdolony terminator padł pod ostrzałem tego zajebistego świecącego cacka. A to tego śliczny licznik pokazywał jeszcze pokaźną sumę amunicji! Wielką szkodą byłoby tego nie użyć. Kurwa, z tą bronią jestem praktycznie bogiem! Kto następny!?
A tak, wielki skurwiel. Wieeelki skurwiel. Podejdźmy go profesjonalnie. Taktycznie. Tak, to bardzo fajne słowo. Zacznę więc od dopełnienia tego, co miałem zamiar zrobić od początku. Gdy biegnę do magazynu broni, w głowie już układa mi się zajebisty plan. Kurwa, Irn, jesteś jebanym geniuszem! Pokażesz im, co to znaczy styl! Tak. Szybko, sektor magazynu w którym były granaty. Muszę znaleźć takie, które ogłuszają. Dwa. Najlepiej jeden przeciętny "flashbang", który dziada oślepi i ogłuszy, a drugi... coś z tych cudek wyłączających elektronikę. Musi tu być coś takiego. Jeśli nie wśród granatów, to może wśród broni? Szukam i szukam. Jeśli nie znajdę granatu EMP albo podobnego pistoletu lub karabinu w ciągu minuty, to po prostu biorę dwa fleszbengi. Trzeba się streszczać. Chuj jeden wie, kiedy dotrą tu posiłki z Korporacji. No, ale oprócz tego, co ogłusza, biorę też jeden eksplodujący granat. Nie, dwa. Tak. To ma taką siłę, że nawet jego rozpierdoli. Wypchać kieszenie i w drogę.
Łapię od razu w ręce sprzęt ogłuszająco-omamiająco-wyłączającyzwalki, zmierzając ku brzegowi magazynu czwartego po stronie wnętrza budynku. Tam zatrzymuję się na chwilę, by wyjrzeć zza rogu. Czy gość jest obrócony tyłem? Jak tak, to wylatuję zza ściany najciszej jak potrafię, wcześniej posyłając krótką wiadomość do krótkofalówki.
- Wstrzymajcie ogień na giganta. Jest mój.
Krok za krokiem, szybkie, ciche podskoki. Zbliżam się do gościa na taką odległość, bym nie mógł spudłować rzutu, a jednocześnie bym sam nie padł ofiarą własnego ataku. Cały czas trzymam się blisko ścian podmagazynów, by móc schować się za najbliższym rogiem gdyby jednak mnie zauważył - wykonać skok szczupakiem by uniknąć jego strzału gdy będę widział, że chce mnie załatwić i dalej spierdalać za ścianę "czwórki" lub "trójki", co będzie bliżej. Jeśli zaś będę niewykryty aż do momentu w którym będę mógł rzucać - zajebiście.
Wyrzucam wtedy oba granaty. Od razu po ich uzbrojeniu oczywiście. Nie jednocześnie, ale jeden po drugim. Flashbang tak, by wylądował tuż przed nim, a ten drugi - czymkolwiek jest - tak, by wylądował tuż za nim. Zasłaniam szybko twarz płaszczem odwracając się bokiem, by mnie nie oślepiło. Po usłyszeniu wszystkich eksplozji, sprint naprzód. Chyba, że zamiast jednego z granatów miałem jakiś omamiający pistolet, wtedy najpierw wypalam w gościa cały magazynek. I wtedy sprint naprzód. No, chyba, że go to w ogóle nie ruszy, wtedy będę musiał znów dobyć mojej energetycznej zabawki i napierdalać aż do końca magazynka. Ale jeśli ogłuszenie zadziała - po raz trzeci, pełna para naprzód.
W biegu wyciągam paralizator i sztylet. Cel mam dość prosty. Dobiec do skurwysyna i wbić mu paralizator w nery, odpalić. Potem sztylet w żebra przy kręgosłupie, najlepiej poziomo by łatwiej wszedł. Następnie wykorzystać ów sztylet jak kilof do wspinaczki górskiej i odbijając się mocno nogami od ziemi podciągnąć się gościowi na kark, uważając na jego wielkie łapy. Nie chcę nimi nawet przypadkiem oberwać. Wisząc mu na plecach łapię się jedną ręką jego włosów dla lepszego uchwytu i staram się wspiąć na tyle, by móc drugą ręką sięgnąć po kolejny granat. Musi otworzyć ryj, nie ma mowy by tego nie zrobił po tym wszystkim, czym oberwał. Choćby po to, by dalej wyszczekiwać swoje twarde słówka. To jest moment, w którym wciskam mu metalową kulę w zęby. Naciskam przycisk. I odbijam się od niego. Najpierw rękoma dla w miarę poziomej pozycji, a potem nogami od pleców z całej siły jaką posiadają protezy, by oddalić się od niego jak najdalej. Musi wypalić. Cały czas staram się jak najbardziej oddalać, aż do chwili eksplozji, która bez wątpienia mną zamiecie. Ale będzie warto. Muszę też chociaż jednym okiem gapić się w jego stronę, bo nie wybaczyłbym sobie przegapienia tego widoku.
Gdyby jakimś cudem granat nie wybuchł, bez ogródek sięgam po plazmówkę i napierdalam w jego głowę. Może potrzebuje jakiegoś wstrząsu do zapłonu. A nawet jeśli to tak nie zadziała, to może rozpierdolę mu po prostu łeb cudownymi błyskami.

W każdym razie, gdyby coś zawiodło w trakcie wykonywania planu, pewnie i tak jestem za blisko, by uciec. Koncentruję się więc na tym, by cały czas być za plecami frajera, nieważne jak blisko. Jak będę za nim to może mi co najwyżej pierdnąć, a nie sądzę by okazał się być zwinniejszy ode mnie. Nie z taką masą. A co dalej zależy od sprzętu, który mi pozostał.
_________________
. . .
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Czw Kwi 04, 2013 8:44 pm   

Spojrzałem krótko nad giganta z Vladimirami. Może uśmiechnie się do nas szczęście i tuż nad jego zawszonym łbem będzie ramię dźwigu na tych cholernych, gigantycznych szynach. Jest na środku placu, gdzie z zasady wjeżdżają ciężarówki by rozładować towar, może ktoś zostawił tam dźwig w oczekiwaniu? Ba, może jest nieco opuszczony w dół, by dało się przestrzelić trzymające go...coś. Jakkolwiek to się zwało. Zwalić mu to na głowę. Parę strzałów z broni energetycznej powinno to przepalić a on miałby naglę tonę stali na głowie. I po problemie, przynajmniej tym największym.

O ile los nie uśmiechnął się do mnie i świat nie ułożył się tak idealnie po mojej myśli...A bądźmy szczerzy, szanse na to wynosiły jakieś 0.05 procenta, inicjuję plan dużo ryzykowniejszy.
-Dobra, Rob. Gadaj, gdzie ten system. I przy okazji znajdź mi stamtąd najkrótszą drogę do kabiny dźwigu magazynowego.-rzuciłem do interkomu, zacieśniając uchwyt dłoni na broni energetycznej i rwąc się do biegu między kontenery. Staram się jak najkrócej być odsłonięty, nawet jeśli w tej sytuacji kontenery nie stanowią najlepszej osłony. Zwalenie na mnie pustego jakimś cudem metalowego pudła przeżyję. Pieprznięcie elektronicznym biczem po plecach już niekoniecznie. Szybko, jak najszybciej aktywować te cholerne zraszacze i pozbyć się połowy zagrożenia. Chociaż nie, nie jak najszybciej. Muszę rozgrzebać panel i odłączyć spryskiwacze od alarmu, jeśli są podłączone. Nie chcę mieć więcej piesów Korporacji na zadzie.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Pią Kwi 05, 2013 1:19 pm   

Irn Yankobe
W swojej głowie ułożyłeś szybki plan działania. Najpierw musiałeś niepostrzeżenie prześlizgnąć się do magazynu numer cztery i zdobyć kilka granatów. Bez problemu przekradłeś się daleko za plecami wielkoluda, siejącego spustoszenie wśród kontenerów, za którymi kryli się biegający w chaosie najemnicy i reszta twojej drużyny. Ataki dwójki żołnierzy Korporacji nie pozwalały im na stworzenie odpowiedniej formacji do ataku. Na dodatek, znowu nie widziałeś nigdzie waszego lidera.
Szybko uzbroiłeś się w dwie impaktówki, po czym zacząłeś szukać granatu oszałamiającego oraz EMP. W przeciągu niecałej minuty udało ci się odnaleźć skrzynię pełną srebrnych puszek, wyglądających na pierwszy z celów twoich poszukiwań. Granat EMP również udało ci się znaleźć, jednak zajęło ci to kolejną minutę. Płaska mino-podobna bomba energetyczna wyglądała na solidny sprzęt. Nie zwlekając ani chwili dłużej zakradłeś się do wyjścia z magazynu i poinformowałeś wszystkich o swoim celu. Nie otrzymałeś żadnej odpowiedzi, jednak wyglądało na to, że ostrzał i tak był w tej chwili dosyć ubogi i skupiał się raczej na typie z energetycznymi biczami. Cóż, nie miałeś co dłużej czekać. Przyszedł czas na atak.
Zakradnięcie się na odpowiednią odległość nie było zbyt trudne i powiodło się - twój cel skupiony był raczej na sianiu spustoszenia przed sobą, niż oglądaniu się za plecy, skąd pewnie nie spodziewał się żadnego ataku. Wtedy przyszedł czas. Odbezpieczyłeś oba granaty, po czym rzuciłeś nimi po kolei w stronę swojego przeciwnika. Flashbang uderzył jakieś dwa metry przed nim, odbił się na bok i dopiero eksplodował oślepiającym światłem, podczas gdy rzucony zaraz po nim granat EMP... spadł kawałek za jego plecami, wyrzucając w powietrze potężne wyładowania elektryczne. Z białej poświaty dało się usłyszeć głośny ryk, który był dla ciebie sygnałem do ataku. Nie mogłeś się teraz wycofać. Czas ubić drania. Rzuciłeś się sprintem w stronę promieniującej bielą zasłony, przygotowując swoją broń. Kiedy wbiegłeś do środka, szybko usłyszałeś kroki szarżującego w twoją stronę wielkoluda. Wyminąłeś go błyskawicznie i wbiłeś paralizator w jego plecy, odpalając go natychmiast. Mężczyzna ze zwisającymi luźno mechanicznymi ramionami wygiął się w łuk, krzycząc głośno. Szybko wbiłeś sztylet w jego plecy, po czym wspiąłeś się i chwyciłeś jego włosy, choć przyszło ci to z trudem. Czułeś, że jeśli się nie pospieszysz, ta góra mięsa w jakiś sposób rzuci się na ciebie i cię zabije. Nawet jeśli nie mogła używać teraz swoich rąk.
Chwyciłeś granat i wcisnąłeś mu go w gębę, naciskając zaraz po tym przycisk. Poczułeś silne szarpnięcie, które rzuciło tobą w bok. Kiedy wylądowałeś na ziemi... zdałeś sobie sprawę, że została ci może góra sekunda. Odwróciłeś się desperackim ruchem i rzuciłeś przed siebie, zaraz po czym za twoimi plecami rozległa się potężna eksplozja. Kiedy po raz kolejny rzuciło tobą, tym razem było to dobre kilkanaście metrów - upadłeś ciężko na ziemię czując, że chyba pękło ci jedno żebro. Albo dwa. Leżąc boku spojrzałeś za siebie, widząc w powoli rozrzedzającej się bieli sylwetkę dolnej połowy ogromnego cielska. Potem spadł deszcz krwi, obsypujący cię też szczątkami wnętrzności, kawałkami kości i skrawkami mięsa. Kiedy widoczność się poprawiła, zobaczyłeś padające na ziemię zwłoki, a przynajmniej ich dolną część. W promieniu kilku metrów leżały również wyrzucone na boki potężne protezy. Wyglądało na to... że zapewniłeś swojemu przeciwnikowi odpowiednią rozrywkę.

Michael Aquato
W przerwie pomiędzy panicznymi sprintami w ucieczce przed szaleństwem energetycznych biczów szybko rzuciłeś okiem w stronę suwnicy nad placem, jednak jej potężny chwytak znajdował się w sporym oddaleniu od gigantycznego mężczyzny. Musiałeś zrezygnować ze swojego planu i podjąć inne kroki. Po pierwsze, przy pierwszej wolnej chwili odezwałeś się do Roba przez interkom, aby dowiedzieć się o lokalizacji panelu sterowniczego systemu przeciwpożarowego. Kiedy tylko odpowiednio cię poinstruował, ty nie tracąc czasu rzuciłeś się we wskazanym kierunku, opuszczając odbiegającego w przeciwną stronę Prestona, który do tej pory ci towarzyszył. Chyba nawet przestał w końcu zwracać na ciebie uwagę.
Dobiegnięcie do prawej ściany - patrząc od strony wejścia do magazynu - zajęło ci kupę czasu. Ciągłe chowanie się za kontenerami z duszą na ramieniu zabierało cenne sekundy, które mógłbyś poświęcić na coś dużo pożyteczniejszego. W międzyczasie usłyszałeś w interkomie komendę Irna, aby wszyscy zatrzymali ogień na wielkoludzie. Wyglądało na to, że zamierzał go zaatakować. Ale w pojedynkę? To przecież szaleństwo. No ale cholera go wie - miałeś teraz ważniejsze sprawy na głowie.
Po dostaniu się do wbudowanej w ścianę skrzyni natychmiast ją otworzyłeś, oglądając się zaniepokojony przez ramię. Dźwięki trzaskających biczów były coraz bliżej, podobnie jak ciągle wycofujący się twoi kompani. Błyskawicznie rozeznałeś się w elektronice panelu, po czym otworzyłeś za pomocą swoich narzędzi deskę rozdzielczą i wyrwałeś kabel uruchamiający alarm. Samo uruchomienie zraszaczy w zupełności ci...
Potężna eksplozja w oddali wzdrygnęła całym tobą. Miałeś wrażenie, jakbyś miał zejść na zawał. Szybko się ocknąłeś, po czym uruchomiłeś system przeciwpożarowy. Na efekt nie musiałeś długo czekać...


Z sufitu runęła fala sztucznego deszczu, zalewając obficie wszystko dookoła. Młodzieniec w czarnym kostiumie zatrzymał swoje ataki, patrząc ze strachem w górę. Szybko dezaktywował bicze energetyczne i wyrzucił je na boki, po czym zdezorientowany wystrzelił sprintem w stronę wyjścia z magazynu. Zanim jednak zdążył odbiec przynajmniej dziesięć metrów, jego plecy zbombardowała salwa z kilku karabinów, niemal natychmiast rzucając go na ziemię. Podczas gdy z sufitu lały się całe hektolitry wody, wam udało się pozbyć ostatniego z przeciwników. Zanim zdążyliście przynajmniej odetchnąć z ulgą, usłyszeliście głośny warkot silnika. Jak dobrze się domyślaliście, to był wasz transporter. Chyba nie mieliście zbyt dużo czasu na dostanie się do środka, nie był to jednak najlepszy moment na kalkulacje. Jeśli tutaj zostaniecie, równie dobrze moglibyście od razu strzelić sobie w łeb, aby oszczędzić sobie ostatnich minut życia w stresie przed śmiercią z rąk posiłków Korporacji... które, o dziwo, nadal nie przybyły. Ciekawe co było tego powodem?
_________________
> Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Pią Kwi 05, 2013 2:12 pm   

Nie bez trudu. Nie bez bólu. Ale... udało się? Serio, udało się! Haha! Usta same wykrzywiły mi się w szaleńczym uśmiechu. I na chuj ci były te wielkie łapy, pedale, ha? Moja stara zrobiłaby z nich większy użytek w robocie! Byłem tak podekscytowany, że musiałem dać upust swojej euforii do interkomu.
- Haha, o kurwa, widzieliście go, widzieliście jego pysk? Był, zupełnie jak, PFRRRBLT! - "pierdnąłem" głośno ustami do mikrofonu. Ale hola, nie czas na leżenie. Muszę się podnieść. Boli...! Nawet jeśli to wcale nie pomagało, musialem dłonią ucisnąć zranione miejsce na klatce piersiowej. Drugą pomóc sobie wstać i ruszyć do transportera. Czas stąd spieprzać, oj tak. W końcu udało mi się zebrać nowe... kuźwa, właśnie! Przyspieszam na tyle, na ile pozwoli mi moja wola opierająca się bólowi w piersi. Nie wiem... nie mam pojęcia, czy zdążę. Chociaż, cholera... może ktoś mi z tym pomoże? Jeśli dobrze pamiętam, zostawiłem nowoczesne łapsko tuż obok transportera. Wolna ręka znów sięga więc do krótkofalówki w uchu.
- Hej... może ktoś dla mnie wziąć tą wojskową protezę? Leży gdzieś koło wozu! Rozjebałem tu tych największych koksów, więc chyba zasłużyłem! - wydusiłem, wciąż zmierzając naprzód. Idę prosto do transportera. Gdy tylko do niego dotrę... cóż, wsiadam z nadzieją, że ktoś zabrał łapsko. Chyba, że dostanę słowne zezwolenie, jak "sam se je weź, tylko szybko", czy coś. Wtedy wpierw go szukam, biorę je i dopiero wchodzę. Czas najwyższy spierdolić z tego miejsca. To jest teraz najważniejsze. Skoro ci frajerzy byli z Korporacji, to... znów zaczyna mi ciążyć nad głową ten zasrany tekst - "Projekt Husk zainicjowany".
_________________
. . .
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Pią Kwi 05, 2013 2:59 pm   

-It's raining men, panowie i panie. Ile nas zostało?- powiedziałem do interkomu po 'PFFFRT' Irna, wracając szybkim krokiem na plac. Jeśli już się zbieraliśmy to chyba znaczy, że zagrożenie zniknęło. A euforia złodziejaszka chyba znaczyła, że przyczynił się do zniknięcia olbrzyma. No, przynajmniej nie muszę bawić się z dźwigiem. Mam tylko nadzieję, że Charlesowi nic się nie stało.
-Dajcie mi sekundkę, zabiorę moją torbę.- powędrowałem pod magazyn gdzie rzuciłem torbę i zarzuciłem ją sobie na ramię, biegnąc do transportera. Cholera, że też nie ma czasu ograbić tych magazynów. Przecież cała ta elektronika to całe stosy pieniędzy. No ale nic. Przynajmniej pula do podziału się zmniejszyła to może jest szansa na małą premię.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Sob Kwi 06, 2013 2:34 pm   

Nie było czasu na zastanawianie się - musieliście czym prędzej wrócić do transportera, aby nie zostać w tyle. Biegnąc w stronę pojazdu zauważyliście jednak, że siedzący za kierownicą lider nie zamierzał was zostawić na pastwę losu.
-Dobrze się spisałeś, chłopcze. Mieliśmy z tym gorylem duże problemy! - powiedział do interkomu najstarszy z najemników. -Jestem z ciebie dumny, synu. Jak przeżyjemy to piekło, zapraszam cię na coś mocniejszego!
-Czas na lizanie się po fiutach będziecie mieli później, pospieszcie się! - warknął Preston, najwyraźniej jako pierwszy wskakując przez tylne drzwi do transportera. -Spinać dupy!
Pomimo silnego bólu w boku, Irn sprawnie dźwignął się na nogi i szybkim truchtem dobiegł do pojazdu, zabierając po drodze protezę biomechaniczną Korporacji. Przy wejściu jego spojrzenie spotkało się z Rudą, która dobiegła tutaj w tym samym czasie co on. Po krótkiej chwili ta uśmiechnęła się lekko pod nosem, po czym złapała za jego ramię i przerzuciła je przed bark, po czym pomogła mu wejść do środka. Niedługo za nimi dobiegli najemnicy i cała reszta, ze zdyszanym Michaelem na szarym końcu. Po takiej dawce biegania, jaką miał on przez ostatnie dni, jego organizm potrzebował porządnego odpoczynku - co nie znaczyło jednak, że był w tej chwili w złej formie. Na odpowiedź na jego pytanie w interkomie nie musiał też długo czekać.
-Dużo osób zginęło. Chyba coś koło połowy - odezwał się jakiś nieznajomy mu głos, chyba należący do jednego z najemników. -Musimy uciekać, zanim ta liczba się powiększy.
Zaraz po tym jak wsiedliście, drzwi zatrzasnęły się za wami, a wnętrze po raz kolejny rozbłysło czerwonym światłem. Usłyszeliście pisk opon, potężny transporter z doczepioną ogromną przyczepą ruszył wreszcie z miejsca. Misja została już prawie wykonana. Pozostało wam tylko uciec.
Masywny pojazd zatrząsł się potężnie po wyjeździe z magazynu, silnik wył na swoich najwyższych obrotach, mieszając wytwarzany przez siebie hałas z szumem padającego na zewnątrz deszczu. Siadając na krzesłach szybko mogliście zauważyć, że było was tutaj faktycznie o połowę mniej niż ostatnim razem. Zerkając po sobie, niektórzy z przestrachem, niektórzy z silnym zniecierpliwieniem, modliliście się w duchu, aby móc bezpiecznie wrócić do domu. Ta misja była o wiele trudniejsza niż mogliście się tego wcześniej spodziewać. Teraz jednak pozostało wam już jedynie czekać. Czekać, aż...
Pojazd zatrząsł się, jakby uderzył w jakąś ścianę. Usłyszeliście głośniejszy ryk silnika, po czym rozległ się głośny pisk, zaraz po którym czerwone światło zgasło, zostawiając was w kompletnych ciemnościach. Hałas pracujących napędów zgasł kompletnie w przeciągu chwili.
-Kurwa! Coś wyłączyło komputer pokładowy pojazdu! Wszyscy wysiadać, do kurwy nędzy! Szykować broń! - wrzasnął lider z kabiny kierowcy, waląc pięścią w oddzielającą was ścianę. -Rob, musisz to naprawić! Pospiesz się, do cholery!
Dwóch najemników zapaliło latarki przy swoich karabinach, po czym szybko podeszli do bocznych drzwi i otworzyli je. Szum ulewy uderzył boleśnie w wasz zmysł słuchu. Wyglądało na to, że deszcz przybrał jeszcze bardziej na sile, a wy znowu musieliście opuścić to suche i ciepłe miejsce...


Ciemność, rozrzedzana jedynie dużo bledszym niż ostatnio światłem reflektorów. Wyjący złowrogo wiatr, miotający kroplami deszczu, boleśnie siekąc nimi wasze twarze. Czuliście, jakbyście znajdowali się w istnym oku cyklonu - nawet najmniejsze oddalenie się z tego miejsca mogłoby spowodować natychmiastowe porwanie was w śmiercionośny wir. Staliście na środku drogi pomiędzy wejściem do magazynu a główną bramą, prowadzącą poza ogrodzony teren. Wieżyczki strażnicze stały w bezruchu, niczym nieodpowiedzialni, śpiący na swojej warcie strażnicy. Z przygotowaną do walki bronią rozeszliście się w promieniu kilkunastu metrów od pojazdu, rozglądając się dookoła z nieukrywanym niepokojem. Kiedy android Rob razem z liderem siedzieli w kabinie kierowcy, próbując naprawić elektronikę pojazdu, wy wytężaliście swoje zmysły do granic możliwości, próbując przygotować się na jakikolwiek atak. Było za cicho. Powinniście spodziewać się tutaj całej masy mechów bojowych, wojskowych helikopterów i oddziałów szturmowych Korporacji. Tymczasem było cicho i pusto, zupełnie jakby główna centrala machnęła na wasze włamanie ręką, stwierdzając, że takich magazynów mają na pęczki i szkoda na was amunicji. Nawet najmniejsza nadzieja, że taki scenariusz mógłby mieć miejsce, mogłaby dodać wam teraz otuchy. Niestety, prawda była dużo gorsza.
Niespodziewana eksplozja, która wstrząsnęła okolicą i mocno gibnęła transporterem na bok, wyrwała was z zamyślenia niczym kubeł zimnej wody. Wszyscy podbiegliście na drugą stronę pojazdu, celując w kierunku spowitej w ogromnej chmurze ognia i dymu części ogrodzenia. Było to miejsce niedaleko wieżyczki strażniczej, którą za zadanie miał rozbroić Garcia. Z nerwami w postronkach patrzyliście, jak chmura rośnie, kiedy po niedługiej chwili coś gwałtownie wparowało w nią od zewnętrznej, niewidocznej dla was strony. Była to ostatnia chwila, kiedy mieliście jeszcze jakiekolwiek nadzieje na przeżycie swojej misji. Przecież wystarczyło już tylko uciec. Pokonać ostatnią przeszkodę, uciec jak najdalej, schować się i przeczekać. Tylko tyle. Sekundę później wszystko wyglądało jednak zupełnie inaczej. Kiedy ściana dymu rozproszyła się, ujawniając skrywany przez ten ulotny moment obiekt, wiedzieliście jedno. Nie macie już żadnych szans na przeżycie.

[Soundtrack: Kalki]

Potwór. Monstrum. Mutant. Ponury Żniwiarz w postaci przeklętej przez świat istoty, której celem było jedno - sianie śmierci i zniszczenia. Ucieleśnienie Sądu Ostatecznego, który nie zna takiego pojęcia jak litość. Jedyną wasza winą był fakt, że jeszcze żyliście. I niebawem miało się to zmienić.
Czterometrowa kreatura, której tors i nienaturalnie długie ramiona zbudowane były z potężnego egzoszkieletu i całej masy czerwonych jak krew splotów mięśni, nawiniętych ciasno na syntetyczną konstrukcję. Ta część wyglądała jak obdarty żywcem ze skóry człowiek o niesamowicie ogromnych rozmiarach. Dół tego potężnego torsu, tam gdzie powinny zaczynać się biodra i nogi, przyłączony był do ogromnej, stalowej platformy z gąsienicowym napędem. Wyglądało to jak wyrwane żywcem podwozie jakiegoś monstrualnego czołgu. Głowa bestii... tak samo jak na reszcie "ciała", nie widzieliście na niej ani skrawka skóry. Odsłonięte na całej długości potężnej żuchwy zęby były mocno zaciśnięte, nos zastępowały dwie podłużne szparki. Jego oczy, o ile je miał, zasłonięte były cybernetycznym, pierścieniowym okularem owiniętym wokół jego głowy, a ponad nim... widzieliście osłonięty szklaną kopułą mózg. To jednak nie był koniec. Zanim wasz szok sięgnął zenitu, zobaczyliście, że na końcach jego ramion nie znajdowały się dłonie, a potężne piły łańcuchowe, których prowadnice miały chyba z półtora albo nawet i dwa metry długości. Ryk silników spalinowych rozległ się tuż po tym, jak potwór wychylił się w waszą stronę, rycząc przeraźliwie głosem podobnym do komputerowej modyfikacji wrzasku drapieżnego ptaka. Pisk był przeraźliwy, zmuszając was do zakrycia swoich uszu i cofnięcia się w przerażeniu. Potężne gąsienice zaryły w błocie, rozrzucając mokrą ziemię na boki, po czym bestia ruszyła z zawrotną prędkością w waszą stronę, rozkładając na boki ramiona uzbrojone we wściekle warczące piły mechaniczne.
Cofający się małymi krokami najemnicy w niemal tym samym momencie podnieśli broń. W ich oczach widać było kompletną desperację i przerażenie. Huk otwartego w stronę nadciągającego potwora ognia rozległ się z potężną siłą, podczas gdy inni z waszej grupy rzucili się w panice na wszystkie strony, krzycząc ze strachu i przeklinając swój marny los...
_________________
> Karta postaci.
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Nie Kwi 07, 2013 2:59 pm   

Oooooch, kurwa. Co to do cholery jest? Czy Korporacja kiedykolwiek korzystała z takich...Chryste. Dlaczego ten bot jest taki antropomorficzny? Strategia, by wzbudzić panikę u celów? Cóż, z pewnością działa.
Dobra, nie czas się zastanawiać. Nie mam za dobrej wprawy w działaniu silników spalinowych, więc nie będę się trudnił z pomocą Robowi. To coś i tak zdąży tu dojechać i nas rozpłatać nim odpalimy i wszyscy wrócą do środka. Wbiegam do transportera, po drodze wciskając jeszcze na szybko któremuś najemnikowi w dłoń pistolet energetyczny, krzycząc
-Mam pomysł!
i szukam tego całego cholernego prototypu czy pojemnika, w którym to wtoczyli. Jeśli to taka cenna broń, powinna nam jakoś pomóc. Gdzieś tu powinien być panel pozwalający mi wypuścić i kontrolować to cacko. Jeśli to dopiero prototyp testowy, nie powinien mieć silnych zabezpieczeń czy zbyt zaawansowanego firmware'u, więc z moją wtyczką i sondą odzyskaną w transporterze od Irna powinienem dać radę.
Powinienem...
_________________


>Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Pon Kwi 08, 2013 4:45 pm   

Nareszcie spierdalamy. Ucieszony udaną akcją oddaję w wozie sondę Michaelowi. W końcu wyszło na to, ze wcale mi się nie przydała. A teraz migiem do domciu, odebrać swoją dodatkową nagrodę...

Nie, kurwa, po prostu nie. Ja już mam dosyć! Czemu to się nie może po prostu skończyć!? CO TO KURWA JEST!? Pędzi na nas czysta definicja rozpierdolu, która wcale nie zatrzymuje się pod ostrzałem! To jakiś koszmar. I chyba ja go wywołałem. Do kurwy nędzy, noo! Co ja mam niby zrobić!? Czuję się bezradny jak mucha w komorze dekontaminacyjnej! Co ja niby mogę zrobić? Wszystko, o czym mogę pomyśleć, to próba przetrwania. Nie wiem tylko jak. Ale jak wszyscy napierdalają w niego czymkolwiek... to czemu i ja miałbym tego nie robić? Ale nie będę jak ci idioci rozbiegał się po szczerym polu. Zamiast tego Wchodzę na trap i stamtąd wskakuję na dach transportera. To trochę lepsza pozycja, i... transporter może mi w razie czego służyć za osłonę. Wyciągam pistolet energetyczny i zaczynam celować przed siebie. W co mam niby strzelać? Przecież to nie ma żadnych słabych punktów! Chwila, chyba, że...
Kopuła. Szklana kopuła na szczycie jego łba. Tak, to najlepszy cel. Tak długo jak to monstrum nie ma mnie na celowniku, to napierdalam w ten zakuty łeb, aż do końca magazynka. Po tym, albo jeśli zwróci się w moją stronę, szybko zeskakuję za transporter. Nie to, żeby on mógł i tak pewnie uderzeniem potrącić cały wóz jak zabawkę - ale wolę być jakoś potrącony przez samochód od którego da się uciec, niż rozpierdolony przez chuj wie poco tak wielkie piły łańcuchowe, które zrobiłyby ze mnie kotleta na miejscu. Transporter może mnie chociaż zasłonić przed jego... spojrzeniem, czy jakkolwiek on nas wykrywa. Potem... nie wiem co. Kurwa, skoro mamy lidera to może niech się na coś w końcu przyda i wymyśli jakiś plan!?
_________________
. . .
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Pon Kwi 08, 2013 8:59 pm   

Michael Aquato
Widząc szarżującego na was potwora zdałeś sobie oczywiście sprawę, że ryzyko waszej śmierci na obecną chwilę wzrosło diametralnie, nie przywiązałeś jednak do tego zbyt dużej wagi. Adrenalina i przetwarzające ogromne zapasy informacji wszczepy pozwalały ci na utrzymanie pełnego spokoju i równowagi emocjonalnej. Właściwie, to w ogóle nie przejmowałeś się teraz niebezpieczeństwem, zresztą nie było teraz na to nawet czasu - miałeś robotę do wykonania.
Błyskawicznie podbiegłeś na tyły doczepionej do transportera przyczepy, na której znajdował się kontener z prototypem androida. Szybko oceniłeś poziom zaawansowania zamka elektronicznego, broniącego dostępu do wnętrza zapakowanego specjalnie dla ciebie prezentu. Dzięki trzeźwości umysłu niemal od razu zdałeś sobie sprawę, że zabawa w kabelki czy próby włamania się z pomocą twojej wtyczki miały zbyt małe prawdopodobieństwo sukcesu, aby móc na nich polegać w takiej sytuacji. Szybko wyciągnąłeś więc deszyfrator, który oddał ci w transporterze Irn, po czym umieściłeś go w odpowiednim miejscu przy zamku i szybko skalibrowałeś, po czym odpaliłeś program deszyfrujący. I tak oto osiem cyferek ruszyło, przeskakując z zawrotną prędkością po ekranie komputerka. Wyglądało na to, że niestety chwilę to zajmie. Słysząc, że kilka metrów obok transportera nadjechał z hałasem pił łańcuchowych cyber-potwór, schowałeś się odruchowo po drugiej stronie przyczepy, aby pozostać niezauważonym. Usłyszałeś zaraz po tym pierwsze piknięcie swojego deszyfratora - pierwsza cyferka odnaleziona. Zaraz po tym druga. Jeszcze tylko sześć i będziesz miał dostęp do wnętrza komory hibernacyjnej...

Irn Yankobe
Obecna sytuacja wymagała od ciebie błyskawicznego myślenia - zbliżające się z zawrotną prędkością monstrum było coraz bliżej i najwidoczniej nie zamierzało poprzestać na straszeniu was warczącymi piłami. Po cichym stęknięciu, szybko wdrapałeś się na dach transportera, po czym dobyłeś swojej broni energetycznej. Po wycelowaniu zdałeś sobie sprawę, że nie masz szans na opróżnienie magazynka zanim potwór nie dotrze do waszej pozycji. W tak krótkim czasie zdołał pokonać niemal połowę dzielącej was odległości. Nie tracąc czasu, zacząłeś strzelać w kierunku jego głowy, próbując trafić w zasłonięty przezroczystą kopułą mózg. Podczas serii wystrzałów udało ci się zaledwie kilka razy trafić w głowę potwora, jednak nic nie wskazywało na to, abyś wyrządził mu tym jakąkolwiek krzywdę. Po którymś już z kolei naciśnięciu spustu zdałeś sobie sprawę, że potwór znajduje się już zaledwie kilkanaście metrów od was i z zamachem ramion uzbrojonych w piły łańcuchowe przymierza się do szaleńczego ataku. Większość najemników z dołu rzuciła się do błyskawicznej ucieczki, podobnie jak i ty. Wstałeś i skoczyłeś w bok, kiedy... hałas piły mechanicznej gwałtownie uderzył w twoje uszy, a twój prawy bok przeszyła fala niesamowitego gorąca. Upadając na ziemię nie wiedziałeś, co się stało, zaraz jednak odruchowo złapałeś się ręką kawałek nad prawym biodrem i zobaczyłeś, jak twoje ubranie nasiąka w tym miejscu obficie krwią. Rana była głęboka. Chwilę po ustaniu szoku poczułeś jeszcze silniejszy ból w drugim boku, gdzie miałeś pęknięte żebra. Ryk potwora zagłuszył twoje wrzeszczące w najgorszych przekleństwach myśli, budząc cię do świadomości - potwór jest po drugiej stronie i nie miałeś pojęcia, czy zaraz nie okrąży pojazdu. Kiedy krzywiąc się z bólu obróciłeś głowę w bok, zauważyłeś kucającego przy końcu przyczepy Michaela, wyraźnie na coś czekającego. Nie wyglądał też na zbyt przejętego zaistniałą sytuacją, co trochę zbiło cię z tropu...
_________________
> Karta postaci.
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Śro Kwi 10, 2013 12:01 pm   

Dobra, jest na miejscu. Co robić w międzyczasie? Najrozsądniejszym będzie chyba nie wychylać się, chociaż...Zupełnie szczerze, jakby samobójczo to nie brzmiało, ciekawi mnie ten bot. Pierwszy raz w życiu widzę coś takiego. Wygląda raczej na coś nieprzeznaczonego do użytku komercyjnego, ciekawe więc czy...miałby odsłoniętą elektronikę na plecach?
Przyczajając się za transporeterem i przyczepą poczekam, aż zaatakuje kogoś dalej, obróci się. Próbuję rozeznać się w jego budowie, szukając wzrokiem klapy, miejsca gdzie grzebie się przy aktualizacjach softu czy najzwyczajniej w świecie na szybko zrobionego elementu pancerza którego można się pozbyć i dorwać do wnętrza.
Oczywiście, jeśli to COŚ się do mnie zbliży lub popatrzy w moją stronę, nie zastanawiam się nad cudami techniki weń zamontowanymi tylko spieprzam w tempie natychmiastowym. Strzelając z wyciągniętego Black Panthera, jeśli już mnie zauważyło.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Śro Kwi 10, 2013 12:18 pm   

Niedobrze. Nie, to nieodpowiednie słowo. "Kurwa, niedobrze" brzmi lepiej w tej sytuacji. Ale to wciąż nie to. "Przejebane" będzie idealnie. Tak, mam przejebane. Od początku miałem rację - nic nie mogę zrobić temu potworowi. Nic. Zupełnie nic. Nawet moja wspaniała broń bogów nie robiła mu krzywdy. To był pierdolony demon. Nie mam najmniejszego zamiaru się z nim bić. Najpierw poczucie bezpieczeństwa, cokolwiek może mi je dać.
Tamując ręką krwawienie z rany jak mogę, staram się wczołgać pod transporter. To wygląda na najbardziej bezpieczne miejsce na całym świecie. I będę mógł tam zająć się raną. Rozerwać albo rozciąć sztyletem koszulę i użyć jej jako pseudo-opatrunku który ma na celu powstrzymać wykrwawienie się na śmierć. I czekam. Bo co mogę zrobić, jak nie czekać? Nie mam pojęcia, co można zrobić temu terminatorowi! Muszę zebrać siły. Jakkolwiek. Coś czuję, że za chwilę będę musiał spieprzać jeszcze dalej...
_________________
. . .
 
 
Cinek
Najszybszy poster na dzikim zachodzie


Wiek: 35
Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 376
Wysłany: Śro Kwi 10, 2013 4:12 pm   

Michael Aquato
Postanowiłeś nie marnować czasu na czekanie i rozeznać się trochę w elektronice wspomagającej "życie" tego czołgu-mutanta. Po przesunięciu się na kuckach w stronę krawędzi przyczepy i wychyleniu się zobaczyłeś, jak potwór odwraca się w twoją stronę zamaszystym ruchem gąsienic. W ostatniej chwili udało ci się schować i usłyszeć, jak ryczy po raz kolejny i chyba zaczyna oddalać się w przeciwnym kierunku... tamtym, skąd słychać było kolejne strzały i wrzaski. W międzyczasie twoich uszu dotarły dwa kolejne piknięcia deszyfratora. Wychyliłeś się po raz kolejny, tym razem z drugiej strony, patrząc na oddalające się i machające piłami na wszystkie strony monstrum, próbując jeszcze raz dojrzeć cokolwiek na jego plecach. Niestety, z powodu kiepskiej pogody i swojego nie najlepszego wzroku nie dostrzegłeś zbyt dużo, aczkolwiek udało ci się rozpoznać parę rzeczy - z kręgosłupa i tyłu głowy mutanta wyrastało całe mnóstwo grubych kabli, niknąc w jakiejś ogromnej skrzyni na platformie za jego plecami. Przypomniałeś sobie też mały szczegół, który dostrzegłeś za pierwszym wychyleniem, które trwało niespełna sekundę. Wydawało się to dosyć niewiarygodne, ale to coś... chyba miało zainstalowane światła drogowe, takie jak na skrzyżowaniach, ustawione poziomo w okolicy jego brzucha. I z tego co pamiętałeś, świeciło się na nich to zielone, podczas gdy żółte i czerwone było zgaszone.
Kolejne piknięcie wyrwało cię z zamyślenia. Zaraz potem następne. Jeszcze tylko dwa i kontener zostanie otwarty. Mogłeś tą chwilę przeczekać lub zrobić coś sensownego. Potwór oddalił się na sporą odległość, jednak wybiegnięcie na szczere pole i zwrócenie na siebie uwagi równałoby się praktycznie natychmiastowej śmierci. Takiej, jaka spotka w przeciągu sekund biedaka, który właśnie zawył w niesamowitym bólu kilkanaście metrów dalej przy akompaniamencie hałasu pił mechanicznych...

Irn Yankobe
Ból był niesamowity. W przeciągu chwili poczułeś, jak robi ci się ciemno przed oczami. Próbowałeś wczołgać się pod samochód, szybko jednak zdałeś sobie sprawę, że kompletnie nie masz na to siły. Rana była naprawdę głęboka. Ostrzelanie potwora z najlepiej widocznej dla niego pozycji jednak nie było najlepszym pomysłem. I być może twoim ostatnim. Poczułeś, jak utrata krwi i niesamowity ból odbierają ci niemal wszystkie siły. Pociemniało ci przed oczami. Wiedziałeś, że tracisz przytomność i nie możesz z tym nic zrobić. Jeśli ktoś cię nie uratuje, umrzesz w przeciągu minut.
Zamknąłeś oczy, dobrze zapamiętując być może ostatni obraz w swojej głowie - ślizgające się po błocie monstrum, które najprawdopodobniej sam tutaj sprowadziłeś, mordujące twoich kompanów. Powoli odpłynąłeś w ciemność...

[Pozycje]
_________________
> Karta postaci.
 
 
Tidus
Jebany farciarz


Wiek: 31
Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 693
Wysłany: Śro Kwi 10, 2013 7:41 pm   

Dobra, nie ma co kombinować. Czekamy na koniec deszyfracji i robimy pojedynek robotów, jak w starych dobrych serialach z początku XXI wieku. Chociaż tam jeszcze byli luchadorzy. Mamy w drużynie jakiegoś meksykańca z maską w tylnej kieszeni?
Cholera, Michael, nie czas na żarty. Musisz im jakoś pomóc, chociażby...Chociażby...
Są w wyjątkowo dogodnej pozycji, jak tak się zastanowić. Moja dłoń powędrowała do interkomu w uchu i zacząłem mówić.
-Kontener za wami jest wypchany po brzegi materiałami wybuchowymi. Spróbujcie nakierować piłę tego czegoś na blachę i może się do nich dogrzebiecie. I to jest chyba kontrolowane przez człowieka, rozwalcie mu światła.
Przynajmniej tyle mogę zrobić.
_________________


>Karta postaci.
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1392
Wysłany: Śro Kwi 10, 2013 8:58 pm   

Odpływam. Czuję to. Nie chcę, ale nie mogę nic z tym zrobić. Wszystko staje się coraz ciemniejsze. Zanikają wszelkie siły. Przekleństwo bezsilności. Przekleństwo bezmyślności. Przekleństwo losu. Mądry Irn po szkodzie! Mogłem tego nie robić. Tak wielu rzeczy mogłem nie robić, zupełnie inaczej poprowadzić swoje życie w wyniku czego nigdy nie doprowadziłbym do sytuacji, w której teraz się znajduję. Być może leżałbym teraz w ciepłym łóżku obok kochającej żony zażywając snu przed udaniem się do biura w którym spędzę kolejne osiem godzin pracując nad czymś zupełnie nieprzyszłościowym, co pozwala mi zarobić na przeżycie. Ale nie. Obrałem sobie inny los. I nie mogę się już cofnąć. Po krótkim wzlocie nastąpił upadek. Być może ostatni mojego życia. Nie mogłem teraz zrobić już zupełnie nic. Tylko czekać. Czekać. Chociaż... ostatni z pomysłów przelatujących przez moje myśli zmusił mnie do próby zawołania, wypowiedzenia ostatnich słów. "Pomocy". Nie wiem, czy gdziekolwiek będzie ktoś, kto mógłby mnie wysłuchać. Ale to była już naprawdę ostatnia rzecz którą mogłem zrobić przed zamknięciem oczu. Okazałem się być niestety zbyt słaby i musiałem ulec nadchodzącemu, mrocznemu spokojowi.
_________________
. . .
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



smartDark Style by urafaget
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 10