|
Wiele sfer
Mało gier
|
Zamknięty przez: Jedius 9 Baka Śro Mar 20, 2013 8:37 pm |
Rozdział I - W nowy świat |
Autor |
Wiadomość |
Firanke
Tygrys
Wiek: 32 Dołączył: 07 Sty 2010 Posty: 644
|
Wysłany: Nie Lis 25, 2012 11:07 pm
|
|
|
- "Na własną odpowiedzialność"? Powinienem się czegoś obawiać? - zagaiłem, rozglądając się dalej w poszukiwaniu "przejścia". I tak też robiłem przez całą drogę, aż doszliśmy do ciężarówek. Nie mogłem się oprzeć, musiałem zapytać ilu ich właściwie jest. Zanim jednak spytałem, ta zaczęła mówić. Mam się nie przestraszyć. Jej rodziny? Chciałem ją już zapewnić, że nic mnie już dzisiaj nie zdziwi, ale moment, w którym dostała butelką w twarz przekonał mnie, że się mylę. Chlapnięty tym czymś nawet nie przejąłem się garniturem, od razu kucając, by ocenić jest stan.
- Uch. Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? - po zadaniu tego pytania - i mam nadzieję otrzymaniu odpowiedzi - spoglądam z irytacją, kto mógł rzucić tą butelką. Chyba będę musiał zaraz pogadać sobie z tą osobą. Ale wpierw pomagam swojej towarzyszce się podnieść. O dziwo, uśmiecha się. Zupełnie, jakby była do tego przyzwyczajona. Biją ją tutaj? Nie przeszkadza jej to? - Wybacz, nie zauważyłem tej butelki. Zasłoniłbym cię, czy coś. - nie trzeba chyba dodawać, że byłem w tym momencie zatroskany. Zawiodłem jako mężczyzna, nie zasłaniając kobiety przed niebezpieczeństwem. No, pokaż się, rzucaczu butelkami. Mamy do pogadania.
Odruchowo spojrzałem, czy i tutaj nie ma aby przypadkiem mojego celu - przejścia. |
_________________ Hiroshi Akaru
Arcana: ?
> Karta postaci.
"You look like you were born with a face meant to deceive cute little girls in order to molest them, mr Pervert Hiroshi! Even I am having a hard time resisting it!"
OH, HEY, IT'S KASSIN! |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 8:31 pm
|
|
|
Hiroshi rozejrzał się z irytacją, kto mógł rzucić tą butelką. Mógł bez wątpienia odnaleźć tą osobę – która teraz roześmiana, uhahana po uszy. Ona, bo wyraźnie to była ona – była to kobieta, która wpierw wydawała się być bliżej, niż była rzeczywiście. Dopiero po chwili zorientował się, że po prostu jej wzrost był absurdalny. Na oko, była zdecydowanie wyższa od pozostałych osób przy ognisku – od niektórych nawet dwukrotnie. Przy ognisku chłopak mógł zauważyć jeszcze siedem osób – z jego perspektywy po lewej stronie Petty było ich dwoje. Pierwsze, to chyba było jakieś dziecko, w końcu nawet największe przykurcze nie mają takiego wzrostu. Nie wspominając o tym, że nawet jej głos brzmiał dziecięco – wydawał się być bardziej poirytowany, niezadowolony z tego, co się właśnie stało, wysoki, piskliwy. Kolejna osoba milczała, zacierając ręce – odstawała od towarzystwa, gdyż była ubrana zupełnie inaczej, niż pozostali. Blondynka, którą Hiroshiemu zdawało się, że już gdzieś widział. Kolor włosów był dla niego widoczny tylko dzięki świetle ogniska. Ta, która rzuciła była zdecydowanie narąbana w trzy dupy – można było to poznać po tym, że śmiała się dość niedamsko. Ubrana była w skórzaną kurtkę niewielkich rozmiarów (kończyła się nad pępkiem) i długie spodnie. Jej ramiona były odsłonięte. Najłatwiej było ją zobaczyć, ponieważ jako jedyna stała. Zaraz obok jej kolejna niska osoba – dziewczyna, co można było poznać po śmiechu. Choć jej śmiech był dużo przyjemniejszy dla ucha. Następna osoba, mężczyzna, zgarbiony, w czarnym stroju – gapił się w ognisko, nie robiąc nic więcej. Dalej – dziewczyna, bardzo zaabsorbowana jedzeniem. Wpierdalała to coś, co było na ruszcie. Ostatnia osoba była najdalej od ogniska, siedząc z tyłu. Do Hiroshiego siedziała bokiem. Zdawało się, że rzucała jakiś komentarz odnośnie tego, co się przed chwilą stało. Wielka kobieta nie wyglądała na taką, która miałaby zamiar rzucić po raz kolejny i w Hiroshiego – prawdopodobnie dlatego, że nie miała już więcej „amunicji”. Teikka dalej leżała, zadowolona, nie odpowiadając jeszcze przez chwilę. Nagle zerwała się z miejsca gwałtownie, uderzając głową w wyciągniętą rękę chłopaka.
– Hę? Co się stało?
– Cóż. Oberwałaś… - podnosząc butelkę z ziemi pomachał nią lekko - … tą butelką.
- …A! Ehe… Pamiętasz, yy… mówiłam ci, żebyś się nie przejmował, tak? No więc, no, tak jakby… - uśmiechnęła się jeszcze szerzej, potarła swoje czoło, po czym wskazała gestem ręki w stronę ogniska. Zdaje się, że jeszcze przez chwilę nie zdawała sobie sprawę, że siedzi. Kiedy zobaczyła rękę chłopaka, skorzystała z pomocy. Dźwignęła się. Była ciężka, co Hiroshi mógł zauważyć. Zaraz po powstaniu nie puściła jego ręki, tylko pociągnęła go za nią w stronę ogniska. Idąc w stronę ogniska mógł zobaczyć coraz więcej. Teraz Hiroshi nie miał wątpliwości, że blondynka, którą zauważył, jest tą, którą spotkał wcześniej – wtedy, gdy stało się to dziwne coś, po którym musiał ją przeprosić – to była Lena. Lena Sanders. W sumie mogło być coś ciekawego w tym, że znajduje się w tym towarzystwie, ponieważ pierwsze wrażenie, jakie dali chłopakowi zdawało się nie pasować do jej osoby. Wręcz przeciwnie, śmiała się z tego, że Teikka oberwała – nie brzmiało to na złośliwy śmiech, tylko rozbawiony sytuacją, jak gdyby nie stało się nic złego. Ruda również nie zdawała się żywić urazy, pochwyciła od Hiroshiego butelkę, która była już prawie pusta, ciągnąc go dalej, aż pod samo ognisko. Teraz ruszt było widać lepiej – było na nim jakieś zwierze, ale czymkolwiek było – tego na pewno nie uczono go w krypcie. Wyglądało to raczej jak jakiś przerośnięty, gruby czworonóg, który nie był raczej świnią, gdyż zamiast kopyt łapy były zakończone pazurami. Przypominało to też szczura – aczkolwiek od szczura różniło się tym, że ogon był krótszy, puszysty. Swoją drogą, czy jedzenia nie powinno się obierać ze skóry przed rozpoczęciem pieczenia?
– Dobry wieczór, czyy raczej dobranoc!
Chłopak przywitał się, a pierwszą osobą, która odpowiedziała była osoba najdalej od ogniska. Skinęła głową – wyraźnie była to również dziewczyna. Była młoda. Przywitała go całkiem miło, co również nie pasowało do gestu rzucania butelką.
- Witamy, Witamy! Kim jesteś?
Teikka zamachała ręką na przywitanie, wskazała Hiroshiego, po czym odpowiedziała:
– No, cześć! To jest… to jest…
– Hiroshi. Hiroshi wystarczy.
– Hiroshi, właśnie! Wystarczy! To jest Hiroshi!
Po tej odpowiedzi witająca przez chwilę zamilczała, natomiast odezwała się największa z towarzystwa.
– Hah, Teikka! Kogo ty znowu przyprowadzasz!?
– Ee, no wiecie, pomógł mi odprowadzać Bercika, więc pomyślałam, że go tu zaproszę.
– Pić umie?
Na to Teikka spojrzała na chłopaka, który odpowiedział ostrożnie:
– Niby coś tam umie, ale dzisiaj to właściwie nie powinien. Niestety!
– Nie ma nie powinien, nie pije, nie przychodzi!
Teikka stanęła na palcach, szepcząc do niego:
– Zgódź się, to tylko będzie symboliczne!
– Jak bardzo symbolicznie?
[/i]– No… No nie wiem, szklanka? [/i]
- … Piwa, prawda?
– Piwa? Niee, no kto niby pije piwo?
- … Wina?
[LOVELYMASO] – Nnie! No co ty, nigdy nie piłeś?
– Tam skąd jestem nie takich ilości wódki na jeden raz i to jeszcze symbolicznie.
– Aj daj spokój, będzie dobrze. Chodź!
Chłopak jednak nie dał za wygraną. Pokręcił głową przepraszająco. Choć bardzo chciał zostać i spędzić z nimi trochę więcej czasu, miał swoje priorytety
[/i]– No cóż, odprowadziłem cię, nie mam zamiaru się napruć, więc… nie będę przeszkadzał. [/i] – Spojrzał na Pettę, odpowiadając jej – No to idzie, idzie. Nie będzie przeszkadzał.
– Ha! Wiedziałam! Mięczak!
Teikka cofnęła głowę, spoglądając na niego z lekkim zawodem.
- No naprawdę? Nie dasz rady? No chodź!
- Mam dzisiaj jeszcze dużo roboty, naprawdę nie mogę.
- Dużo do roboty? Niby czego? Dzisiaj jest nowy rok! No w nowy rok się nie napijesz?
Te słowa ukuły go jeszcze bardziej. Miała rację, dzisiaj jest nowy rok. Idealny dzień, by spędzić z innymi przy ognisku, dobrze się bawić, czerpać z życia garściami. Jeśli spiłby się, to praca mogłaby poczekać do rana. Jednak dał słowo, że weźmie się za to od razu. A z danego słowa nie mógł się wywinąć, nawet, jeśli było to bolesne. Poklepał ją po ramieniu
– M-m. Wybacz.
Opuściła głowę zasmucona. Ktoś – jakiś męski głos – wtrącił krótki komentarz, jednak nie było dane Hiroshiemu usłyszeć, czego on dotyczył, choć mógł się domyślać, że chodzi o niego. Spojrzała jeszcze parę razy na osoby przy ognisku, na niego, przy ognisku, na niego.
- No… cóż, no, szkoda, w takim razie, no… to… - Wyraźnie nie wiedziała, co ma powiedzieć.
– Spoko, spoko. To ja już pójdę. Swoją drogą – czadowy koncert.
– N-nihi! No, dzięki. I… w takim razie… no, szkoda. No, no.
– No, szkoda. Ale naprawdę nie mogę, a słyszysz – nie pije, nie siedzi. Ciao.
Odwrócił się na pięcie i ruszył w drogę powrotną, nucąc. Teikka stała w miejscu, odprowadzając go wzrokiem. Chłopak mógł poczuć na swoich plecach spojrzenia innych osób siedzących przy ognisku. Nikt więcej go nie zatrzymywał. Po obejściu sceny mógł stwierdzić, że jest tu już pusto. Ostatnia para poza nim też już kierowała się w stronę źródła.
Chłopak obejrzał dokładnie scenę i jej otoczenie w poszukiwaniu „przejścia”. Udało mu się usłyszeć jakieś krzyki od strony, z której przyszedł – widocznie ktoś jeszcze dołączył do reszty z jakąś skargą – a przynajmniej na to wskazywał ton głosu. Po raz kolejny ruszył w kierunku miasta, znów mijając czwórkę z Federacji przy transporterzy. Jedyna osoba, która zwróciła na niego uwagę, to rudy, który na pewno się zdziwił, gdy Hiroshi mu pomachał. Uniósł brwii, ale na tym się skończyło. Przeszedł przez pociąg, gdzie dalej siedział ten sam strażnik, skulony, opatulony kocem. Młodzieniec zagadał do niego słowami:
– Swoją drogą, przepraszam, że przeszkadzam, ale jestem w Źródle pierwszy raz i zastanawia mnie – choć domyślam się, że nie jest to zbyt bezpieczne, to czy można sobie swobodnie przechodzić z dolnego do górnego miasta i z powrotem bez ograniczeń, czy są jakieś konkretne godziny, kiedy przejście jest zamknięte?
Strażnik spojrzał się na niego dziwnie, aż do momentu w którym Hiroshi wyjaśnił, że jest tutaj po raz pierwszy. Odparł niskim, ochrypłym głosem:
- Em, nie byliście przypadkiem od tej, de Chardin? Nie wyjaśniła wam nic?
- Odrobinę. Powiedzmy, że… dość się śpieszyła.
- Ech. Śpieszyła, no tak. Typowe. Nie ma żadnych godzin tak długo, jak posiadacie przepustkę, skoro, jak zakładam, posiadacie, skoro widziałem was po raz pierwszy wychodzących z górnego miasta.
- Dobrze, dziękuję.
- Nie ma sprawy.
Chłopak udał się dalej. Zaraz po swoim wyjściu z budynku mógł usłyszeć po swojej lewej stronie ciche miauknięcie. Należało do małego, drobnego, szarego kota, którego było widać w ciemności tylko dzięki latarni. W tym momencie mógł też usłyszeć znajomy głos w swojej głowie.
* A więc, tak jak obiecałam. Oto i onya.*
* Nie wiem czy już o tym wspominałem – niepokoi mnie, że te wspomnienia biorą się nie wiadomo skąd, nie wiadomo kiedy miały one miejsce – jest to trochę gubiące, wiesz?*
*Trochę gubiące, powiadasz. No cóż, przywykniesz.*
*Nya pewno.*
Nic już więcej nie odpowiedziała. Kot podszedł bliżej i ocierając się o twoją nogą usiadł, spojrzał na ciebie, machając ogonem.
- Witaj.
- Nya.
- Więc z tego co zrozumiałem, ty mnie rozumiesz. Pytanie tylko, czemu ja nie rozumiem ciebie.
Cisza. Wciąż tylko patrzy się.
- Czy mam to rozumieć jako „nie rozumiem cię, gadaj zdrów” czy raczej jako „jakież to zabawne, gdy ta nędzna, ludzka istota nie potrafi nawet dojść do tego, w jaki sposób ma się ze mną porozumiewać”?
Wciąż, bez żadnego dźwięku siedzi, spoglądając na Hiroshiego. A on na nią. A ona na niego. Trwa to jeszcze chwil, do momentu, kiedy Hiroshi próbuje podrapać ją za uchem. Wtedy cofnęła głowę.
- No wiesz co?
- Nya.
*… Riiiin?*
*… Co znyowu.*
*W jaki sposób mam się z nią porozumiewać?*
*Wydawało mi się to dość oczywiste. Człowiek nie rozumie języka kotów, z resztą z wzajemnością, tak?*
*Tak, aczkolwiek mówiłaś coś, że będziemy w stanie się porozumieć po tym wszystkim.*
*Oczywiście, że będziecie, aczkolwiek wtedy, kiedy nie będziecie w swoich ciałach.*
*Aa-ha. No cóż. Jeszcze profilaktycznie spytam – czy mam się spodziewać tego, że pójdzie sobie, czy raczej będzie za mną podążać, bo nie wiem jak mam się z nią obchodzić w kontekście tego, że tak jakby jestem w trakcie pracy.*
Odpowiedzią mogło być to, że kot zaczął podążać we własnym kierunku.
* Ona sobie idzie, mam za nią podążać, czy mogę ją zostawić?*
* Przecież ci mówiłam, że nie będzie się ciebie słuchać, tak? Odpowiedź sobie sam.*
* Chodziło mi raczej o to, czy powinienem się o nią martwić, gdy chodzi sa—z resztą, nie ważne.*
Chłopak chciał więc udać się w przeciwnym kierunku, jednak szybko zorientował się, że kierunek, który obrała kotka jest jednym z miejsc, które jeszcze nie były przed niego zwiedzone. Zdecydował się więc za nią podążać z rękoma w kieszeniach licząc na szczęśliwą wpadkę. Od razu mógł zauważyć, że wszędzie było pusto, nawet, jeśli był nowy rok. Po drodze zorientował się, że w tym samym kierunku szła Marianella po tajemniczym pożegnaniu. W końcu natrafił na plac, a na nim, przy ścianie – dwójka ludzi. Mieli na sobie skórzane pancerze. Jeden patrzył się na drugiego, drugi na pierwszego, nie rozmawiali ze sobą, wymieniali ze sobą tylko spojrzenia. Chłopak zaczął rozglądać się za jakimś wyróżniającym się światłem. Nie znajdując nic po obejściu placu za pierwszym razem, zrobił to po raz drugi, tym razem szukając wolniej, dokładniej, skupiając się przy tym na glebie. Mógł zauważyć, że ziemia była wyklepana, nie znajdował się tutaj żaden śnieg. Najbardziej w okolicy wyróżniał się budynek zbudowany całkowicie z blachy, pozbawiony okien. Mogło wydawać się to dziwne – takie „glinki” występowały w dolnym mieście, jednak to była pierwsza taka w górnym mieście. Następny budynek zrobiony był całkowicie z betonu, nie posiadał okien. W końcu zrezygnowany spojrzał jeszcze raz na strażników – nie pilnowali żadnych drzwi, nie patrolowali. Zastanawiając się dłużej zorientował się, że pomimo tego, jak długo tutaj jest, nie zwrócili na niego uwagi – ba, nawet nie drgnęli. Zdawali się być nieobecni. Chłopak pogładził brodę. Wyglądało to dla niego, jak gdyby byli nieobecni duchem. Postanowił to sprawić, stanął między nimi. Nie było reakcji, nawet po pomachaniu ręką przed ich oczami.
- Przepraszam, słyszy mnie pan? Halo? Lekko pana trącę.
Hiroshi trącił starszego ze strażników, co zaowocowało tym, że mężczyzna gwałtownie stracił równowagę, upadając na swojego kolegę. Młodzieniec odsunął się szybko, by nie zostać stratowanym. Spoglądał tylko przez chwilę na dwóch leżących na mokrej ziemi.
* Rin? Ostatnia sprawa. Naprawdę ostatnia.*
Odpowiedzią mógł być wyraźny odgłos niezadowolenia.
*Mam tutaj dwóch gości. Nie wiem, czy widzisz to samo co ja, w każdym razie… żyją, to na pewno. Ale są nieobecni. Właśnie trąciłem jednego, padł na drugiego. Nie widzę tu jednak jakiegoś światła, niczego, przez co mógłbym przejść. Czy to oznacza, że przejście zostało zamknięte aczkolwiek wcześniej ich wciągnęło, czy…?*
* Nyeobecni mówisz.*
*Tak, zdają się być martwi, aczkolwiek z pewnością żyją.*
*Nyoo, to do roboty. Być może za chwilę dowiesz się, o co chodziło mi z tym światłem. *
*Więc po prostu muszę użyć tego słowa. *
*Tak. Tego słowa.*
Hiroshi wyprostował się, zaraz potem nachylił, klepiąc się po kolanach kilkukrotnie, łapiąc coraz to szybsze wdechy ustami. Ostatnie jego przejście w ten sposób nie było ani dobrowolne, ani przyjemne. Musiał się wpierw do tego przygotować psychicznie. Gdy już zebrał się w sobie, zawołał tylko:
-Kaili! |
_________________ . . . |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 8:32 pm
|
|
|
Gdy tylko wypowiedział te słowa, poczuł nagłe pociągnięcie. Choć jego ciało nie ruszyło się ani trochę, on sam na pewno to zrobił, mógł być tego pewien. Wpierw wszystko wokół rozjaśniało, zniknęło w bieli która go otoczyła. Podróżował, daleko. Nie wiedział jak daleko – tylko dlatego, czy może hen daleko, w każdym razie, daleko. Chwilę zajęło mu przyzwyczajenie się do tej sytuacji, nawet jeśli już wcześniej spotkało go coś takiego za sprawą Rin – tym razem jednak zrobił to po raz pierwszy samodzielnie. Już po chwili mógł sobie zdawać sobie sprawę ze swojego otoczenia – stał na ziemi, która była całkowicie pokryta jakimiś roślinami, prawdopodobnie białymi liliami. Było tutaj ich pełno, a każdy kwiat był wielkości jego głowy. Pole kończyło się na wysokości jego kolan, dlatego też nie widział swoich stóp. Pole ciągnęło się w nieskończoność pod jasnym, niebieskim niebem bez jakiejkolwiek chmury, było to zdecydowane przeciwieństwo tego, co mógł zauważyć w czasie walki z Baanem i tą śliczną halabardnicą, która nie chciała podać swojego imienia. Skupiwszy się bardziej na otoczeniu mógł wyczuć jakąś obecność – ktoś na pewno był tu poza nim. Ruszył w kierunku tamtej osoby szybszym krokiem. Uśmiechnął się czując, że ból w nogach ustał - czuł się całkowicie świetnie, nawet, jeśli wszystkie kwiaty i łodygi na polu utrudniały mu ruch. Był coraz bliżej i bliżej. W końcu pierwszą nową rzeczą, którą mógł zauważyć, był pień. Wysoki pień pozbawiony korony – nie była ona jednak odcięta, pień kończył się po prostu szpiczastym zakończeniem. Chłopak mógł wyczuć, że to właśnie gdzieś tam znajdowała się obecność, której poszukiwał, dlatego też kontynuował wędrówkę. Po drodze wyciągnął swój pistolet i już w drodze przeładował go. Będąc coraz bliżej celu zaczął coraz bardziej zwracać uwagę na to, co się dzieje pod jego nogami - by nie wejść w jakąś pułapkę. Zdawało mu się, że idzie się coraz ciężej. Hiroshi stawiał wysokie kroki, by nie zaplątać się w jakikolwiek sposób. Za pomocą własnego wzroku mógł zobaczyć, iż drzewo było całkowicie oplecione jakimiś łodygami, a u jego podstawy za pomocą lian przymocowane były dwie osoby – szybko domyślił się tego, że są to dwaj strażnicy, którzy byli nieprzytomni w świecie żywych. W końcu zbliżył się na odległość piętnastu metrów od drzewa. Wtedy dostrzegł ruch po drugiej stronie drzewa. Nie była to jednak wspinaczka, bardziej przypominało to taniec – jakaś istota nagle znalazła się na jego szczycie. Założyła nogę na nogę, odwróciła się w jego kierunku, by potem podeprzeć głowę na dłoni, przyglądając mu się. Była to kobieta o dość długich włosach, o jasnej barwie, nie były one białe – zahaczały o blady róż, jak lilie, przez które jeszcze przed chwilą przechodził. Miała biały strój, całkowicie okrywający jej ciało. Spoglądała na niego z góry, nie odzywając się, jak gdyby chciała ocenić jego intencje.
-Wow, jesteś… śliczna.
Przekrzywiła głowę na bok, patrząc jeszcze chwilę w milczeniu. W końcu odezwała się cichym, spokojnym głosem.
-Czyżby.
-Mm-hm. Czemu miałbym kłamać? – Przez chwilę chciał rozłożyć ręcę, jednak szybko zaniechał tego gestu.
Kobieta uniosła głowę wyżej, by spojrzeć na niego z góry, krytycznie, po czym stwierdziła:
-Przyszedłeś tu, depcząc wiele moich dzieci. Dlaczego?
- Martwi mnie to, co tu widzę. A mianowicie – co robią tu ci dwaj?
Spojrzała w dół, spoglądając to na jednego, to na drugiego, a następnie na Hiroshiego. Milczała przez chwilę, po czym wzięła wolny wdech, cyknęła językiem, w końcu odzywając się stanowczo:
- Nie twoja sprawa, człowieku. Możesz stąd odejść.
- Obawiam się, że to jednak jest moja sprawa, gdy widzę, że jest tu ktoś przetrzymywany wbrew własnej woli. – Głos chłopaka był stanowczy, jednak wciąż uprzejmy.
Zachichotała cicho, przysłaniając sobie przy tym usta dłonią, po czym pochyliła się do przodu, pytając po raz kolejny:
-Czyżbym znalazła kogoś, kto byłby jakimś obrońcą uciśnionych?
-Obrońcą uciśnionych, powiadasz. No nie wiem, dla mnie wygląda to dość jednoznacznie, nie uważasz?
-Owszem, jest to dość jednoznaczne. Dlaczego pytasz?
-Miałem taką cichą nadzieję, że dochodzi tu do nieporozumienia. Niestety, jest tak, jak ustaliliśmy – jednoznacznie. Byłbym wdzięczny, gdybyś mogła ich puścić wolno.
- Nie. Niewykonalne.
- Dlaczegóż to?
- Ponieważ poświęciłam sporo czasu, by ich sprowadzić w to miejsce i nie mam zamiaru teraz zrezygnować z mojej zdobyczy.
Chłopak przez chwilę nie odpowiadał, rozglądając się spokojnie. W końcu westchnął.
- „Zdobyczy”, powiadasz. Czemu wy nie potraficie inaczej?
- Dlaczego nie potrafimy inaczej? Hmm, no niech pomyślę. Może dlatego, że nie posiadamy ciał, które robiłyby wszystko za nas.
- Wątpię, by był to jedyny sposób. Wątpię, by waszym jedynym sposobem na przeżycie było polowanie na osoby, które nie potrafią się nawet bronić.
- Czyżby? Byłbyś w stanie przedstawić się mi jakąś inną możliwość?
Hiroshi zmarszczył brwi. Nie znał takowej. Jednak z każdej sytuacji są co najmniej dwa wyjścia – zawsze w to wierzył. I tak musiało być i w przypadku tych dusz.
- Cóż, obawiam się, że nie. Ale gdyby to był jedyny sposób, to zapewne te wasze polowania byłyby bardziej powszechne.
- Uważasz, że nie są powszechne?
- To nie czas na dysputy. Moja decyzja się nie zmieniła - puść ich.
- Nie mam najmniejszego zamiaru.
Chłopak westchnął boleśnie, kręcąc głową.
- Ja nie mam najmniejszego zamiaru ustąpić. Co z tym teraz zrobimy?
- Cóż... zrobię dokładnie to, co zamierzałam zrobić, a jeżeli spróbujesz mi przeszkodz…
Huk wystrzału, oddanego w kierunku jednej z krępujących strażników lian przerwał wywód kobiety. Hiroshi dalej spoglądał na nią stanowczo, tym razem bez uprzejmości wymalowanej na twarzy. Ten strzał - było to zdecydowanie coś wykraczającego poza jego ziemskie możliwości. Pocisk pokryty był niebieską aurą, a jego siła odłupała kawałek pnia, co spowodowało, że wyższa jego część złamała się w połowie. Siedząca spadła na ziemię, lądując na nogach, w pozycji gotowej do skoku, przyglądając mu się uważnie.
- Jak już mówiłem, moja decyzja jest osta…
Nim zdążył dopowiedzieć zdanie, skoczyła w jego kierunku. Hiroshi cofnął się dwa kroki w tył i wystrzelił ponownie. Ten strzał również posiadał zdecydowaną moc, jednak ta – nie uniknęła, nie zablokowała ręką, a… osłoniła się liliami, które zdawały się pojawić znikąd, jakby z rękawa – jednak kwiat był na tyle duży, by zasłonić ją całą, a więc z pewnością się tam nie mógł zmieścić. Zaraz po tym ruszyła, by zaatakować go silnym, bolesnym kopnięciem w brzuch, który posłał chłopaka w powietrze na dziesięć metrów do tyłu. Hiroshi zakończył swój lot ryjąc plecami o ziemię, dalej trzymając kurczowo pistolet. Szybko podniósł się na nogi i rozejrzał – zanim zdążył zareagować, ta znów pojawiła się tuż przed nim, uderzając go kopnięciem w prawy bark. Raz jeszcze Akaru poleciał dziesięć metrów do tyłu, tym razem tocząc się po ziemi. Niestrudzenie poderwał się raz jeszcze, od razu oddając ślepy strzał przed siebie – trafił ją pod lewym obojczykiem, zatrzymując ją w miejscu. Zaraz po tym padł kolejny strzał. Niestety, przez drżącą rękę pocisk okazał się chybiony. Przeciwniczka wykorzystała tą okazję, by zanurkować w gąszczu.
- Tch, trudne pole, trudne pole…
Rozejrzał się kolejny raz z rzędu, czekając na jakikolwiek ruch. Jednak nie mógł jej odnaleźć – zupełnie jakby był tu tylko on i ci dwaj przywiązani do ułamanego pnia. Nie myśląc za dużo, pod presją czasu Hiroshi zdecydował się przetestować możliwości tego świata, wyskakując w powietrze, by się rozejrzeć. Wybił się wyżej, niż kiedykolwiek byłoby to możliwe na ziemskim padole – dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści metrów, do tego stopnia, że sam zaczął się obawiać upadku – nic poza liliami jednak tu nie widział. Doszedł do najwyższego punktu i zaczął opadać. Coraz szybciej, coraz szybciej… siłą woli próbował jakoś spowolnić spadanie, jednak bezskutecznie W końcu wylądował ciężko, ze stopami twardo uderzającymi o ziemię. Było to nieprzyjemne uczucie, które utwierdziło go w przekonaniu, że…
- No dobrze, to było… kretyńskie.
Ponieważ przeciwnik dalej nie dawał znaków życia, postanowił ją jakoś sprowokować. Ruszył szybkim krokiem w stronę pnia, po drodze przeładowując broń. Wystrzelił w pień, przestrzeliwując liany. I w tym momencie poczuł ucisk – ktoś, na pewno ona, złapał go pod obie ręce. Chłopak nie posiadał siły, by się wyrwać, więc westchnął zrezygnowany, zaraz po tym szybko wypowiadając jedno, krótkie słowo:
- Sale’tzenn! |
_________________ . . . |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 8:33 pm
|
|
|
[BGM: http://www.youtube.com/watch?v=5GRMDEN2XsM ]
Słowo, które otrzymał od Rin. Sprawiło ono, że poczuł przypływ mocy – jeszcze zanim je wypowiedział, w momencie, gdy tylko o nim pomyślał. Trzymająca błyskawicznie odskoczyła jak gdyby oparzona. Przyrost energii był tak silny, że chłopak czuł się, jak gdyby mógł właściwie wszystko. Obrażenia? Nie czuł niczego takiego, jak gdyby nigdy ich nie było. Do tego poczuł dziwne świerzbienie w spodniach. Minęła zaledwie sekunda, ale Akaru wiedział, że na pewno zdąży się jeszcze odwrócić do wycofującej się i zrobić coś jeszcze. Tak więc i postąpił, wykonując natychmiastowy obrót z wyciągniętym przed siebie pistoletem.
- Konyec zabawy.
Uśmiechając się chytrze wycelował pistoletem prosto w jej twarz. Prędkość tej akcji była szybsza, niż kiedykolwiek mógł sobie wyobrazić. Pociągnął za spust. Nie tylko rozległ się huk, który niemalże odwrócił nawet jego. Wszystkie kwiaty na drodze zostały zdmuchnięte, a z przeciwniczka zniknęła – został po niej tylko puch, jak gdyby była dmuchawcem, który został brutalnie zdmuchnięty. Podrapał się po głowie zakłopotany.
- Nyo, nyo… chyba trochę przesadziłem. – skierował się w kierunku skrępowanej dwójki – Panowie, zabieramy się stąd. – oznajmił, wyciągając przed siebie ręce, by ich rozwiązać. Teraz dopiero zauważył, że posiada pazury. Zmarszczy nieco brwi na ten widok i postanowił wykorzystać je do przecięcia lian. Opadli na ziemię. W tym momencie otaczający ich świat zaczął zanikać – poczynając od sklepienia, wszystko rozpadało się. Cokolwiek by teraz nie miał zrobić musiał to zrobić szybko. Zastanawianie się szybko zostało przerwane przez informację, z której zdał sobie sprawę – jest pieprzonym kotem i nikt mu nie będzie mówił, co ma robić – może robić, co chce!
– Nya…haha…nyahahaha! No nyaprawdę, jestem kotem?! Ha… ha… z-zaraz, no, trzeba się stąd szybko wydostać! – zawołał w eter, jednocześnie macając swoją nową parę uszu. – Wydostać się, z wami też, wami też, wszyscy musimy się wydostać…
Wrócił szybko myślami do ostatniej walki z Baanem. Niestety, wtedy stracili przytomność, zanim wrócili do ciał. A świat rozpadał się coraz szybciej.
*… Rin? Jak mamy się stąd wydostać!?*
Nie odpowiedziała. Właściwie, w tych światach chyba nigdy nie zabrała głosu. Chwycił szybko tamtą dwójkę, niechcący przy tym rozrywając trochę ich ubrania. To nie ich prawdziwe, więc nic się nie stanie. A nawet jeśli, to ONI będą MU mówić, że mają pretensje? HA! Niedoczekanye.
- Kaili…!?
I kolejne pociągnięcie. Po raz kolejny udał się w podróż, z jednego świata, do drugiego. I znów mógł coś zobaczyć. Pierwsze wrażenie – nic tu się nie da zobaczyć. Drugie wrażenie – pomimo wszystko, widzi całkiem dobrze. Było tutaj naprawdę ciemno, noc, a pomimo to, widział doskonale. Znajdował się na polanie na skraju lasu – na niebie było widać księżyc, któremu było blisko do pełni. Za jego plecami polana była ogrodzona lasem, zaś przed nim – przepaść. Z jakiegoś powodu, wydawało się to znajome. I ta przepaść – czuł, że nie może tam spaść. Rozglądał się jeszcze chwilę, wchłaniając ten dziwnie znajomy krajobraz, po czym stwierdził:
- Tylko nadal nie wiem, jak stąd wyjść. – skupił się po raz kolejny na swojej myśli „Chcę stąd wyjść, chcę stąd wyjść razem z tamtą dwójką, chcę nas stąd zabrać”, jednak bezskutecznie. – Kaili.
Tym razem słowo w żaden sposób nie pomogło. Za to jedno z tutejszych drzew wydawało się takie godne jego uwagi. Nie zastanawiając się długo wdrapał się na nie i odpoczywając na grubszej gałęzi zamknął oczy, zastanawiając się nad tym, co zrobić. W końcu przypomniał sobie, że ma przecież teraz Yeshit. Może to uparte kocisko od Rin pomoże!?
*Yeshit?*
Cisza.
*Yeeshiiit?*
Dalej cisza.
*Yeshit, chodź tutaj!*
…
*No, do mojego świata, wiem, że mnie słyszysz!*
I dalej nic. Właściwie, to gdyby ktoś go tak wołał, to sam na pewno by nie przyszedł, w końcu jest KOTEM.
*… Yeshit? Mogłabyś być tak miła i się tu zjawić? Potrzebuję twojej pomocy.*
O, to zabrzmiało dużo bardziej przekonująco. Tak. I już po chwili zjawiła się, w swojej bardziej ludzkiej formie, ubrana w niebieską sukienkę, z dzwoneczkiem na szyi. Rozejrzała się, ewidentnie go szukając.
-Hop!
Słysząc go, spojrzała w górę.
- … Co ty do cholery robisz.
- Siedzę na drzewie.
- Widzę.
- Mam pewien problem, a nawet dwa. Mianowicie, nyo, po pierwsze… wystrzeliłem do tamtej, co miałem na nią zapolować i, uch… nie ma jej. To znaczy, że to już? Wysłana?
- Skąd mam wiedzieć, czy dobrze. Nye widziałam tego.
-Erm, no cóż… widzisz to? – Wskazał na pistolet – Strzeliło z tego i został po niej tylko… no nie patrz tak na mnie, dobrze? Został z niej tylko puch.
- Puch. Niestety.
- … To znaczy, że jednak źle?
Pokręciła głową.
- Niestety. Jesteś skończony.
-… Heeej!
- Hmph.
- No nie bądź taka. Wiesz dobrze, że jestem w tym wszystkim nowy!
- No.
- Nie mogłabyś jako mój senior poradzić mi? Powiedzieć coś więcej?
Podrapała się tylko.
- … No cóż. Powiedz mi chociaż, dlaczego nie.
- Nie.
- No to porozmawiajmy o interesach.
Zastrzygła uszami.
- Może byłbym w stanie załatwić ci coś dobrego do jedzenya. I wtedy… miło by było, gdybyś mi mogła wtedy odpowiedzieć na te dwa pytania. Bo inaczej nye będę miał jak się stąd wydostać.
- Głupiś, nie?
- No wiesz co? Nie bądź taka!
- Jaka?
-No, taka, nyepomocna. Spodziewałby się ktoś, że ktoś taki doświadczony i inteligentny byłby bardziej wyrozumiały dla istot niższych. *Nie mogę uwierzyć, że to mówię…*
- Hmph.
- Yeshit, no!
- O, znasz moje imię.
- Oczywiście, że zna…
- W sumie mnie wołałeś. …Jesteś bardzo nieprzekonujący.
- Gdybym mógł się stąd wydostać, może załatwiłbym ci to jedzenie. A tak, to nie mam jak tego zrobić. A przecież dama sama sobie nie będzie polować na jedzenie jak jakiś pospolity dachowiec, prawda?
- Nyo.
- Nyo! Tym bardziej nie będzie żebrać po ludziach.
-Nyo.
- Nyo, dlatego widzi…
- Nye żebram.
- Nie żebrasz, zawierasz ze mną umowę.
- Nye słyszałam o tym.
- Bo właśnie ją będziemy zawierać.
- Nye słyszałam warunków.
[HELLBOY] Warunki tej umowy są następujące – ty odpowiesz wyczerpująco na moje oba pytania – wyczerpująco, to jest, że będę mógł zadać pytania uzupełniające tak, by wszystko zrozumieć, a w zamian załatwię ci jedzenie zaraz gdy tylko wrócimy.
- Jakie jedzenye.
- Sam jeszcze nie wiem, też jestem tu nowy. Ale obiecuję, że się postaram – masz moje słowo.
- Twoje słowo nie jest nic warte.
- Nawet nie spróbowałaś. Co ci szkodzi spróbować? Przecież nic nie ryzykujesz.
- Ryzykuję. Zużycie moje głosu.
- Masz głos na tyle wytrzymały, że jestem pewien, że dasz radę jeszcze coś powiedzieć.
- Fuunn… jestem bardzo delikatna.
- *No co za…* Nyo to… może ty coś zaproponujesz?
- Umm… mleko.
- Mleko?
- Nyo. Ale tylko za to, że cię stąd wyciągnę.
- A to drugie?
- Nie będę ci mówić, jesteś za głupi.
-Nyo wiesz co? No może i jestem człowiekiem, ale spójrz na to – wskazał na uszy – teraz jestem również kotem. A ktoś taki jak…
-To nye twoje.
-KHM. Ktoś taki jak ty- tak inteligentny, bystry, urokliwy, wyrozumiały… - zeskakując z drzewa zbliżył się do niej, mrugając oczami – damy w końcu zawsze są wyrozumiałe, to oddziela je od pospólstwa – byłyby w stanie poświęcić się choć odrobinę, prawda? Ze wszystkich osób ty najlepiej o tym wiesz.
-Mmmm… niby. Ale wciąż nie widzę odpowiedniej ceny. Nye posiadasz nic, co by mnie przekonało.
- Jeszcze. Możesz to potraktować jako inwestycję.
-Nyepewne inwestycje nye są tego warte.
-Nyepewne inwestycje – ale jednak Rin w to zainwestowała.
- Co mnie to obchodzi?
- No chyba sama przyznasz, że jest dość wysoko postawiona. Co oznacza, że decyzje, które podejmowała były dobre.
- Miała tą pozycję, zanim zawarliście umowę.
- Ale sądzę, że nic się od tamtego czasu się nie zmieniło.
- Co masz nya myśli.
- Dalej piastują swoją pozycję, co oznacza, że decyzje, które podejmuje NADAL są dobre.
- Po prostu się nyad tobą zlitowała.
- Wcale nie! Wydaje ci się.
- Nye, wcale mi się nye wydaje, zobacz – nie potrafisz nawet wyjść z własnego półświata.
- Panno Yeshit, apeluję uprzejmie o akt łaski.
- Łaski! I niby dlaczego miałabym okazać łaskę.
- Chociażby dlatego, że podjąłem słuszną decyzję.
- To jest?
-Wybrałem pannę Yeshit, gdy miałem wybór między nią a tą Chie…Chi…Chieli… Chieliną.
- To chyba był oczywisty wybór.
- Nye wspomnę o tym, że w ramach naszej współpracy będą wiedział coraz więcej, a co za tym idzie – będę w stanie zaoferować więcej.
- Jak na przykład co.
- Nya przykład za pomocą wiedzy, którą posiądę będę w stanie stworzyć jakieś danye nye z tej ziemi. Bo widzisz, ja lubię pozyskiwać nową wiedzę, z zakresu gotowania i jedzenia również. I z pewnością prędzej czy później dam radę znaleźć przepis na jakąś potrawę, którą mógłbym dla panny przygotować. *Zaraz trafi mnie szlag…!*
Przechyliła głowę w jedną – dzyń. W drugą – dzyń. I znów – dzyń.
- Wpierw pierwsza część, zobaczymy, muszę się zastanowić.
- Pozwól, że jeszcze spytam – jesteś pewna, że w tym miejscu MOŻNA dostać mleko?
- Tak się składa, że zupełnie przypadkiem znalazłam takie miejsce.
- I będzie można kupić to mleko, czy raczej muszę na nie zapolować?
- Zależy, czy czujesz się na siłach.
- Czy czuję się na siłach?
- No tak, zapomniałam, że jesteś głupi.
- To nasz wspólny interes.
- Mają mleko, sprzedają, ale nye o tej porze.
-Nyo, cóż. Kupię to mleko. Masz moje słowo – jest one coś warte – że cię nie wykiwam.
- Chcę je od razu po wyjściu.
- Nyo dobrze. Wiesz chociaż, kto je sprzedaje? Z kim mamy do czynienia?
- Nye wiem, widziałam jakiegoś faceta, który je trzymał.
- No dobrze, ale wpierw trzeba stąd wyjść z tymi dwoma.
- Nie było mowy o tamtych dwóch.
- Przecież to to samo!
- To nye jest to samo! Odprowadzanie do ciała jednej osoby a trzech to spora różnica.
- Powiedz mi po prostu jak, a zrobię to sam. Nawet nie będziesz musiała kiwnąć łapą.
- Skoro sam na to jeszcze nye wpadłeś to znaczy, że będzie trzeba cię zaprowadzić.
- Nie możesz mnie najwyczajnyej w świecie poinstruować?
- Jasne, idź tam.
- Czyli mam po prostu iść przed siebie?
-Nye. Masz stąd wyjść.
- Czyli muszę sobie wyobrazić, że tam jest przejście, tak?
- Wtedy sobie wyobrazisz, że tam jest przejście.
- Czyli muszę takie otworzyć?
- Nye.
- Czyli przejście już JEST?
- Tu nye potrzeba przejścia, bo tu nye ma nawet ścian.
- Więc co w tym takiego trudnego, że nie mogę sam przejść?
- No właśnie. Jesteś idiotą.
- NYE jestem idiotą! Po prostu nigdy w życiu tego nye robiłem.
- To nye jest wytłumaczenie.
- To jest wytłumaczenie! Dobrze wiesz, że każdy był kiedyś nowy.
- Hmph! Kto był ten… uhm.
-Nyo…
- Czy ty wiesz chociaż wiesz, gdzie ty jesteś?
- Tyle to ja wiem!
-Nyo to powiedz.
- Wcześniej byłem w półsferze, która należała do tamtej, która polowała na tych dwóch, a teraz znajduję się w mojej półsferze.
- I co? To wszystko?
- …
- Czyli nic nye wiesz. Znajdujesz się MIĘDZY sferami. Między sferą żywych, a umarłych. To miejsce to tylko tunel, połączenie. Stąd są tylko dwa wyjścia –do sfery żywych i do sfery umarłych.
- Nyo tyle sam zrozumiałem. Problem cały czas jest ten sam – muszę wrócić do sfery żywych razem z tymi dwoma, ale tutaj nie ma żadnego widocznego, jasnego przejścia.
– Jest przejście, jest widoczne, tylko ty jesteś ślepy.
Raz jeszcze rozejrzał się. Nic nie widząc zamknął oczy i rozejrzał się jeszcze raz, szukając jakiegoś przejścia – skupiając swoje zmysły na poszukiwaniu. W ten sposób mógł wyczuć dwa przejścia, jednak nie potrafił rozpoznać, które przejście jest które. Otworzył na chwilę oczy i chwycił obu w ręce, ponownie je zamknął i ruszył przed siebie – idąc do świata żywych. Tak właśnie będzie. Nie był do końca pewien jak to zrobił, jednak znowu otoczyła go ciemność, jak i to uczucie dalekiej podróży. Zmierzał w jakimś kierunku, mógł odczuć, że idzie dobrze. Pierwsze wrażenie to zimno – a więc i wrócił do swojego ciała – w końcu tutaj jest zima. Spojrzał na swoje ręce, gdzie trzymał tamtych dwóch. Na obu dłoniach posiadał bladoniebieskie płomyki. Ich ciała wciąż leżały na ziemi. Zauważył te, że oprócz tej trójki znajdował się kot – Yeshit. Hiroshi przyklęknął, aplikując dusze z powrotem do ich właściwych ciał. W tym momencie usłyszał w głowie jedno słowo.
*Jeden.*
*Jeden?*
*Jeden. Właśnie dostarczyłeś swoją pierwszą duszę. Chyba należą ci się gratulacje. *
*Masz na myśli tamtą, z którą walczyłem, prawda? *
*Oczywiście. A przynajmniej tak mi się wydaje. *
*… Tak ci się wydaje? *
*Nie zbadałam jej przeszłości, ale mogę powiedzieć, że zasługiwała na powrót do piekła. *
*Uch, czyli nie chodzi o te dwie dusze, które trzymałem w rękach. *
*Dusze, które trzymałeś? *
*Bo zabrała tamtych dwóch, prawda? I właśnie zwróciłem ich dusze do ciał. Czyli tamta dostarczona… polowała na wielu w półsferach, tak? *
*Nye zrobiłam jeszcze gruntownego przeglądu. Ale mogę ci powiedzieć, że tamta dusza nie żyje od 48 lat. Tak, 48 lat. *
*No, to się cieszę. Powiem szczerze, że trochę się bałem, że przesadziłem. Musiałem użyć tamtego słowa, a po tym gdy wystrzeliłem, został po niej tylko puch. *
* „Musiałeś” użyć tego słowa? Uważasz, że to ostateczność? *
*Nye chcia—khm, nie chciałbym traktować tego daru jako coś, czego używa się na byle co, rozumiesz. *
*Powiedzmy, że rozumiem. Ale wiesz, że to ty używając tego będziesz bardziej zmęczony, bardziej głodny. *
*Znaczy, głodny jedzenia? Mięso, ryż… nie chodzi tu o głód energii, prawda? *
*Otóż, oto właśnie chodzi, Hiroshi. Twoja dusza wyczerpuje się, gdy używasz tych mocy, jednak nie musisz się obawiać, ponieważ nie jesteś w stanie wyczerpać tej duszy całkowicie. Posiadasz ciało. Ciało, które uzupełnia tą energię. Za pomocą tego, co właśnie powiedziałeś – jedzenia. Nie jest to może najlepsze wytłumaczenie, ale zrozumiałe. *
*Cóż, niektórzy sugerują, że jestem idiotą…* - tutaj spojrzał na kotkę
- Meow.
*Nawet nie wiesz jak cieszy mnie to, że udało mi się zdobyć dla ciebie tą pierwszą duszę. *
Przez chwilę nie odpowiadała, dopiero po chwili dało się usłyszeć odpowiedź:
*Pierwszy stycznia, 2142 roku – zaliczony. *
- Meow.
*Zastanawiało mnie jeszcze jedno, jeżeli masz czas i chęci jeszcze chwilę pogadać – nie wiem, jak to się przekłada na ten czas, o jakim wspominałaś przy naszej ostatniej rozmowie. *
*To, że odpowiedź tobie zajmuje mi kilkanaście sekund może sugerować, że to chwilę zajmuje. *
*Ale to nie jest problem? *
*Cóż, można powiedzieć, że każda odpowiedź to jeden stracony dzień. Sam sobie możesz to policzyć. *
*Cały dzień zużywasz by odpowiedzieć na jedno proste py—nie ważne, chciałbym wiedzieć, co z tymi duszami, które już są w piekle – czy przewidziane są jakieś sposoby na ich powrót tutaj, za zezwoleniem osoby, która tu zarządza? *
Zapadła chwila ciszy, przy której znowu dało się słyszeć miauknięcie.
*Dobrze, dostaniesz to mleko, obiecałem, poczekaj chwilkę, no…*
- Miiaaau!
- No dobrze, dobrze, no… - ruszył powoli za nią.
*Lubię zasadę, że ktokolwiek znajdzie się w piekle, już tam zostaje, jednak gdybyś posiadał nyaprawdę dobry powód dlaczego ktoś miałby się stąd wydostać, pomyślałabym o tym. *
*No cóż, nie sądzę, by mój powód był zbyt przekonujący dla osoby która znała ją tylko za to, kim była, z jej czynów, aczkolwiek, cóż… wiesz, o kogo mi chodzi, prawda? O… Aacvi. Nie wiem, jaki byłby dla ciebie przekonujący powód, ale dużo tej osobie zawdzięczamy. I chciałbym jakoś się jej odwdzięczyć. No i kolejna osoba w naszej małej grupie byłaby cennym sojusznikiem. *
Cisza trwała długą chwilę, przez którą Yeshit prowadziła go coraz dalej. Zatrzymał się, gdy przypomniał sobie, że strażnicy dalej tam leżą.
-Yeshit, dosłownie momencik! – pobiegł w ich kierunku, by ustawić ich w pozycji siedzącej i lekkimi uderzeniami w policzki ocucić. Starszy odzyskał przytomność, jednak młodszy dalej nie reagował – Słyszy mnie pan?
- Co… co… co się stało?
- Pan mi to powie. A raczej powiedziałby, ale mi się śpieszy. Chciałem się tylko upewnić, że nic panom nie jest.
Starszy spojrzał to na niego, to na nieprzytomnego i zaczął próbować ocucić tego drugiego.
- Rodrigues, nic ci nie jest? Żyjesz, żyjesz?
Hiroshi spoglądał jeszcze chwilę, po czym odezwał się spokojnie:
- Zostałbym dłużej, ale naprawdę się śpieszę. Mogę panów tak tu zostawić?
- Co? Aa, tak, tak. Rodrigues, Rodrigues!
Chłopak odwrócił się, szybkim krokiem wracając do kotki. W końcu odezwała się Rin.
*Nye. Nye macie nawet ciała. *
*Nie ma żadnego sposóbu, by stworzyć nowe ciało? W jaki sposób moglibyśmy posiąść takie możliwości?*
*Aa, to nic trudnego, musielibyście po prostu… wejść na wyższy poziom. *
*Czyli mówisz, że osoba na wyższym poziomie byłaby w stanie stworzyć takie ciało. Znamy kogoś takiego poza tobą? *
*Możliwe, że znalazłby się ktoś taki. Ale nye zrobi tego. *
*Z braku chęci? Możliwości? Czy może czegoś innego, o czym powinienem wiedzieć? *
*Może z braku chęci, może by nie naruszyć równowagi świata. *
*Równowagi świata. Czy to kolejne niepisane zasady, o których nic nie wiem? *
*Nyepisane zasady? Rzeczywiście, te zasady nie są nigdzie spisane, ale czy uważasz, że powrót do żywych jest czymś… normalnym? *
*No nie, ale nie rozumiem, w jaki sposób mogłoby to załamać balans świata. *
*Hiroshi, świat w którym żyjecie nie jest martwy. On żyje. I naprawdę mógłby by niezadowolony z tego, że dzieje się coś, co nie powinno mieć miejsca. *
*Nie da się tego świata jakoś przekonać? *
*Nye wydaje mi się. *
*Najważniejsze, że taka możliwość jest. Czyli, jeżeli pozyskalibyśmy dla niej ciało, jej stare bądź zupełnie nowe, lepiej to drugie, to taka możliwość istniałaby? *
*Istniałaby. *
*I są osoby, które zaryzykowałyby balans świata, by tego dokonać? Znamy takie osoby? JA znam takie osoby? Naprawdę mam wrażenie, że najważniejsze rzeczy mi przez to wszystko umykają. *
*Być może znamy taką osobę. Ale jest na to jeszcze o wiele za wcześnie. *
*Mogę liczyć na to, że gdy nastąpi czas, powiesz mi o tym? *
*Jeśli będzie ku temu dobry powód. *
*Właściwie tylko dzięki niej jeszcze wszyscy żyjemy, nie potrafię sobie wyobrazić lepszego powodu.*
*Hiroshi. Musisz nauczyć się, by wykorzystywać poświęcenie innych. *
Zamilkł, idąc dalej za Yeshit. Budynkiem, w którym ma być do kupienia mleko okazał się wielki, metalowy budynek na środku górnego miasta. Chłopak podszedł do drzwi i zapukał. Odczekał chwilę, a gdy nie było odpowiedzi, zrobił to raz jeszcze. W końcu odezwał się czyiś niezadowolony głos:
-CO.
- Przepraszam, słyszałem, że gdzieś tu w okolicy można kupić mleko. Wiem, że późna godzina, ale to dość istotne.
- Dawno już zamknięte, dajcie ludziom spać.
- A właściwie za ile to mleko?
- Powiedziałem zamknięte, co jest niezrozumiałego w tym słowie?
- Zapłacę podwójnie.
- Hah, podwójnie, bym miał teraz zatargać te baniaki z trzeciego piętra?
- Sam mogę je zatargać. To naprawdę ważne.
- O nie, nie, nie, nikt nie będzie tykał się tych baniaków.
- Mam tu kotkę, która naprawdę potrzebuje tego mleka. Jest jej potrzebne na problemy, które posiada z kośćmi, jeżeli nie dostanie tego mleka, jej stan znów się pogorszy.
- Ile płacisz?
- To zależy, nie znam pańskich cen.
- Ha, ha, ha, o tej porze płacisz… pięćdziesiąt za butelkę!
- No bez przesady, nie jest pan bez serca – a tyle pieniędzy ja nawet nie mam przy sobie.
- Nie jestem bez serca? Hah! Nie obchodzi mnie, że nie masz przy sobie tyle pieniędzy, powiedziałem, że jest zamknięte.
- Jeżeli tak ciężko znosić te baniaki, kupię tych butelek trzy zamiast jednej i zapłacę… siedemnaście?
- Siedemnaście? Za trzy? Kiedy powiedziałem, że pięćdziesiąt za jedną! Umiesz liczyć?
- Mówiłem, żeby pan nie przesadzał. Zarobi pan, a zarobek zawsze jest dobry, prawda? To tylko chwila, a będzie pan za to miał kapsle.
- O nie, nie, nie, to, co ty oferujesz, to zdecydowanie za mało, czy ty w ogóle wiesz, ile jest warte mleko Brahmina?
- Pan mi to powie.
- Płacę dziesięć za butelkę!
Hiroshi zmarszczył brwi na ten oczywisty blef. Uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem.
- Nie sądzę, by pan tyle płacił. Aż taki nieobeznany nie jestem, przykro mi. Zarobi pan, a przy okazji szepnę dobre słowo moim znajomym. Więc jak?
- Dwadzieścia pięć.
- Siedemnaście.
- Siedemnaście, kiedy ja powiedziałem dwadzieścia pięć! Czy ty w ogóle wiesz, na czym polega targowanie się?
- Wiem, na czym polega targowanie się. Mówiłem – kapsle, plus rekomendacja u moich znajomych, których mam całkiem sporo. Nie wspomnę o tym, że pomoże pan małej, biednej kotce, a do tego jak wspominałem – te baniaki mogę sam znieść! Pieniądze same do pana przychodzą.
- Człowieku, zarobek nie warty mojego zachodu, tutaj wszyscy biją się o moje mleko, a ty mi proponujesz jakieś niskie ceny, kiedy ja muszę schodzić – co mnie obchodzi twoja kotka!?
- Zarobek ORAZ więcej klientów, co tutaj jest nieopłacalnego?
- Czy ty jesteś głuchy!? Przed chwilą powiedziałem, że mi wcale nie brakuje klientów, jakich ty niby możesz mieć znajomych?
- Znasz panią de Chardin?
Zapadła chwila ciszy. Zdaje się, że coś upadło na podłogę. Kilka kroków, szurnięcie, znów cisza. I w końcu znów odezwał się głos:
- Do-dobra, siedemnaście. Zapłata z góry.
- Niech będzie.
Słychać było kolejne szurnięcie, wysunęła się klapka.
- Dziewięć teraz, proszę, jak zobaczę mleko dostanie pan pozostałe osiem.
Nawet się nie odezwał. Odebrał kapsle, najprawdopodobniej je przeliczając, gdyż słychać było brzęczenie, po czym poszedł. Czekanie trwało całkiem długo. Yeshit znowu zaczęła się dopomagać, drapiąc go po nogawce. W końcu dało się usłyszeć tłuczenie baniaków, a następnie napełnianie butelek. Pierwszej, drugiej, trzeciej, po czym gość podszedł do drzwi. Kolejne brzęknięcie, Hiroshi przygotował swoje osiem kapsli. Klamka poruszyła się, a zza drzwi wyłonił się przygarbiony, tęgi, barczysty mężczyzna z trzema butelkami mleka. Postawił je na ziemi, odebrał kapsle, spojrzał się uważnie na Hiroshiego, po czym wziął się za przeliczanie. W końcu z wciąż niezadowoloną miną cofnął się i zamknął za sobą drzwi. Akaru wziął butelki mleka, machnął jedną z nich w stronę kotki (co zaowocowało jej machaniem łapami, jakby chciała ją chwycić), po tym przechylił ją lekko szyjką w kierunku dłoni i ruszył w kierunku miejsca spoczynku. Yeshit całą drogą miauczała, prawdopodobnie budząc ludzi po drodze. W portierni dalej siedział ten sam mężczyzna, co wcześniej. Tym razem po strażnikach ani śladu.
-Przepraszam pana. Wie pan, ile tu się płaci za mleko? O, tam. – wskazał dłonią w kierunku metalowego budynku.
Mężczyzna uniósł głowę znad swoich segregatorów i pomasował chwilę skroń, zastanawiając się, po czym powoli, niepewnie odpowiedział:
- Wie pan, nigdy nie kupowałem tam mleka bo mnie nie było stać, ale wydaje mi się… że ten sprzedawca żądał ośmiu kapsli za butelkę.
Hiroshi przeanalizował szybko tą nową informacje i niemalże klasnął w dłonie w nagłym przypływie satysfakcji, ale udało mu się po prostu uśmiechnął szeroko.
- Dziękuję panu. – po czym skierował się z powrotem do pokoju. |
_________________ . . . |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 8:33 pm
|
|
|
Kot podążył za nim. Przyłożył palec do ust, a Yeshit nawet ucichła. Zapalił światło i rozejrzał się za czymś, na co mógłby przelać to mleko. Jedynym kandydatem zdawała się być pokrywka, dlatego wziął właśnie ją podszedł bliżej kotki, przechylając zamkniętą butelkę nad naczyniem, w ten sposób chcąc sprawdzić jej opinię na ten temat.
- MIAU!
Nie widząc sprzeciwu otworzył butelkę i ostrożnie przelał mleko, wpierw małą ilość – widząc, że nie ma problemu, dolał jeszcze więcej. Widząc, że zajęła się piciem podjął próbę pogłaskania jej, lecz ta szybko się odsunęła. Postawił butelkę na podłodze i usiadł, zamykając oczy. Wyciszając się przeanalizował swój stan fizyczny i mentalny oraz to, jak odczuwa głód. Poza odmrożeniami nic mu nie dolegało. Głód też raczej nie doskwierał. Po kilku chwilach więc podniósł się, dolał jeszcze odrobinę mleka i skierował się w stronę wyjścia. Otworzył drzwi i stanął w progu sprawdzając, czy Yeshit będzie chciała wyjść za nim. Widząc, że ta nie ma zamiaru przekroczył próg, zamknął za sobą drzwi na klucz i powoli skierował się piętro wyżej. Drzwi, które mieli wcześniej sprawdzić były teraz wyważone, jednak nie dało się spojrzeć do środka, gdyż coś zagradzało przejście. Chłopak zamknął oczy, starając się wyczuć jakąkolwiek inną, podejrzaną obecność. Bezskutecznie. Westchnął, szepcząc do siebie:
- Prawdopodobnie tutaj wtedy było to całe Achase.
Po czym skierował się w dół, na parter. Na miejscu postawił przed portierem tą samą butelkę mleka, do połowy pełną.
- Proszę.
Portier uniósł głowę, spoglądając na niego pytająco, zastanawiając się nad tym gestem.
- Mówił pan, że nigdy nie było pana na nie stać. Proszę. I tak wszystkiego nie wypijemy.
Mężczyzna powoli uśmiechnął się, skinął głową.
- Dz-dziękuję.
Po czym odebrał butelkę i postawił butelkę na ziemi, gdzieś obok siebie.
- Właściwie, mogę z panem chwilę porozmawiać? Nie mam z kim.
- Muszę skończyć wyliczenia na koniec miesiąca, ale… mogę mieć chwilę.
- Dziękuję. Widzi pan… jesteśmy z dość odległego miejsca i o tej okolicy wiemy dość niewiele. Mógłby mi pan powiedzieć coś więcej na temat tego, co powinniśmy wiedzieć, czego powinniśmy się wystrzegać? Co prawda panna de Chardin pozwoliła nam tu przebywać, ale nie miała czasu, by nam takie rzeczy dokładnie objaśnić.
- Cóż, co ja mogę powiedzieć… dość ciężko wybrać jakiś temat. Właściwie, to czego moglibyście się wystrzegać, to dolnego miasta, o tej porze szczególnie, często mają miejsce różne napady.
- Bardziej staramy się rozeznać bardziej w okolicy – miejsca otaczające to miasto, czy są tu jakieś inne ślady cywilizacji, no i jeszcze słyszałem co nieco o tej Kantii, ale to raczej były tylko przebąkiwania.
- W okolicy? Jesteśmy właściwie jedynym cywilizowanym miejscem. [[TUTAJ KAWAŁEK O CESTII]] Natomiast o Kantii… to jest temat, którego raczej większość osób woli unikać. Przeklęte miasto, z którego się nie wraca.
- Mówi pan „większość osób”, ale czy są jakieś osoby, które się interesują tym tematem i byłyby w stanie opowiedzieć coś więcej?
- Każda tajemnica przyciąga fascynatów, jednak obawiam się, że nie znam takich osób.
- Rozumiem. Mmm, Cestia, Cestia, są w tych okolicach jeszcze jakieś inne miasta?
- Najbliżej stąd, ale wciąż bardzo daleko jest Dourtsonn, to jest właściwie nasz główny dostawca paliwa. Ale nie wiem zbyt wiele o tym, co jest na zewnątrz i szczerze mówiąc nie chcę wiedzieć. Tu się urodziłem i tutaj zostanę.
- Rozumiem. Mam jeszcze jedno pytanie, choć pewnie trochę naiwne – nie ma tutaj żadnego, uch, nie wiem, księgozbiorcy, biblioteki, kogoś, kto podzieliłby się wiedzą?
- Dzielił się wiedzą, nie wiem pojęcia, choć… to znaczy tak – nie ma tu żadnej biblioteki czy zbioru księgi, choć panna… panna Miriel. Skupowała książki, gdy tylko się pojawiły.
- I jeszcze… zgłaszaliśmy wcześniej jakiś dziwny zapach tam na górze – coś z tego właściwie wyniknęło?
- Cóż… ktoś uprawiał tam jakieś dziwne rośliny. A teraz zajmuje się tym ktoś inny.
- Ktoś inny?
- To był… Narrad. Pan Narrad z zarządu.
- Pan Narad, jak on wygląda?
[[Masz, opisuj]]
- Chyba wiem, o kogo chodzi.
- No cóż, to chyba tyle. Nie będę panu zajmował więcej czasu. Dziękuję i mam nadzieję, że mleko będzie smakować.
- Ja również dziękuję. Dobranoc.
- Dobranoc.
Hiroshi udał się na górę, wzdychając ze zmęczeniem i lekkim zawodem – nie dowiedział się niczego szczególnego. Wrócił do pokoju i rozejrzał się – pierwsze co zauważył to to, że KTOŚ zajął jego miejsce. Pokręcił głową niezadowolony.
- Mogłem się tego spodziewać.
Ostrożnie zdjął odzież wierzchnią i wsunął się do łóżka ostrożnie, tak, by nie rozpocząć walki z nieproszoną kocicą. Wpełznął pod kołdrę w odpowiedniej pozycji. Jeżeli uda mu się w tej pozycji przespać całą noc, to może nawet obędzie się bez walki. Notując gdzieś w głowie tą myśl zamknął oczy, idąc spać. |
_________________ . . . |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 8:35 pm
|
|
|
W czasie waszego snu pewne nieprzyjemności mogły sprawiać głosy, które dało się słyszeć z bardzo daleka, jednak to, co naprawdę was obudziło było przeciągłym, przeraźliwym piskiem. Dopiero kiedy bardziej się przebudziliście zorientowaliście się, że ten pisk to tak naprawdę bardzo głośne miauknięcie. Jako pierwszy przebudził się Florance. Podniósł głowę, rozejrzał się i widok, który zobaczył mógł go trochę zdziwić. Bowiem zobaczył Szę, która trzymała w ręku coś, co wyglądało na dziwne zwierzę. Właściwie, chyba był to KOT. Trzymany za ogon jebany kot. I bez wątpienia nie podobało mu się to, ze jest trzymany za ogon. Próbował wyrywać się, machał łapami we wszystkie strony i darł się w niebogłosy – bezskutecznie. Ku uciesze małej. Trzymając go nad swoją głową kręciła się wokół śmiejąc się i śmiejąc. Florance po przebudzeniu się zauważył to. Jest wkurwiony, niewyspany, bez słowa wstał i podjął próbę pochwycenia kota z rąk małej. Udało mu się to, również za ogon. Zabrał zaskoczonej Szy kota, po czym puścił go, w tym momencie zdając sobie sprawę, że kot właściwie nie ma dokąd uciec. Drzwi są zamknięte, a pomieszczenie nie ma żadnych okien (o czym już kilkakrotnie mówiłem). Szary kot yyy użył więc swojej jedynej możliwości i czmychnął pod łóżko. To był moment, w którym obudziła się Hitomi. Ta leniwie oparła się na łokciu i zaczęła przecierać oczy.
- Zamknijcie sie i dajcie spać... – Mruknęła.
- Nad tym właśnie pracuję. – Podszedł do drzwi i je otworzył, otwierając kotu drogę ucieczki. Gdy tylko drzwi się otworzyły, szary kot wykorzystał tę możliwość i wystrzelił w ich kierunku niczym strzała. Sza szybką reakcją próbowała złapać go w trakcie drogi, jednakże wszystko, co udało się jej osiągnąć, to upaść tuż za nim na ziemię. Kot był WOLNY. I nie udało jej się tego powstrzymać. Pojawiło się wtedy pytanie – skoro drzwi były zamknięte – skąd ten kot wziął się w środku? Ciekawe, czy odpowiedzi będzie miał Hiroshi, który właśnie mógł się przebudzić…
- Uhmm… um… nie, nie dam się złapać. No, chyba, że tobie, he, he… … hę? – powoli usiadł w łóżku, rozglądając się sennie. Florance wrócił do łóżka i położył się ponownie spać, ignorując wszelkie mordecze spojrzenia, które mogła mu posłać Sza, która w tym momencie pisnęła:
- To był mój kot…
- Co… jaki twój ko… MÓJ KOT!? – na tyle ile to możliwe, zerwał się z łóżka.
Hitomi skrzywiła się, słysząc pisk – A jak on się tu dostał…?
- NIE! TO MÓJ KOT!
- Zakładam, ze w ten sam sposób, co Vaynard się wydostał. – mruknął Florance, leżąc już w łóżku twarzą do poduszki. Hiroshi zaczął się naprędce ubierać, rzucając jeszcze do małej:
- ZNAJDŹ SOBIE WŁASNEGO! YESHIT! WRACAJ!
Na co Sza tupnęła niezadowolona, piszcząc ponownie:
- No przecież znalazłam! – Zaś reakcji ze strony kota dość oczywiste, że nie było żadnej. Bardzo prawdopodobne, że zdążył już uciec na drugi koniec Źródła. Fala zimnego powietrza uderzyła wcześniej ze strony otwartych drzwi. Hitomi poczekała aż Hiroshi się ubierze i powiedziała:
- Wy dwaj odwracać się bo chcę się ubrać.
- Nie znalazłaś! Co najwyżej mogłaś ukraść, tu ze mną przyszła i ze mną spała! Ha! – Hiroshi po szybkim ubraniu się chwycił jedną z butelek mleka i wcisnął Hitomi do ręki – Masz, uspokój ją tym, podobno dobrze diała na dzieci i ich szał.
- Czy ja wyglądam na niańkę?
- No, poza mną jesteś tu najbardziej… dobra, nie, nie ważne. Po prostu to zrób, proszę. – po czym Hiroshi podbiegł do drzwi, otworzył je i wybiegł za kotem.
Hiroshi wydostał się na korytarz. Nie różnił się znacznie od tego, co widział wczoraj. Z prawej strony znów mógł zobaczyć otwarty balkon z odsłoniętą zasłoną, z lewej zaś były schody. Po kocie nie było zaś ani śladu. Wewnątrz pomieszczenia zaś Sza przechyliła głowę na bok przyglądając się Hitomi i butelce, którą trzymała. Ta wywróciła oczyma i wyciągneła butelkę w stronę Szy Chcesz? Jeśli wierzyć tamtemu - wskazała brodą drzwi - to jest to mleko.[/i]
Sza odpowiada:
- Eeeyyynooo… nie wiem. – Dziewczynka spojrzała krytycznie na trzymaną przez Hitomi butelkę, jakby niezbyt wiedziała, czym jest produkt znajdujący się w środku.
Nigdy nie piłaś mleka? - Spytała siadając – Masz spróbuj. To naprawde dobre - wcisnęła jej w dłonie butelkę po czym WRESZCIE zaczęła się ubierać.
Chcąc nie chcąc, Sza odebrała butelkę, oglądając ją z każdej strony. Siłowała się z korkiem i siłowała, ale korkowi rady nie dała. Spod poduszki słychać jęki narzekań. Dało to Hitomi czas na przyodzianie się w swój strój.
Hiroshi zbiegł na dół. Do pomieszczenia w którym ostatnio widział pana portiera, którego teraz tam nie było. Zamiast niego na siedzeniu za biurkiem siedziała jakaś kobieta, starsza kobieta, koło pięćdziesiątki. Czarne włosy sięgające barków, granatowy żakiet z widoczną łatą na łokciu. Spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem. Ale najwyraźniej wcale nie zamierzała go zaczepiać. Kota nigdzie w pobliżu nie było widząc
- Dzieńdobryimiłegodnia! – ruszył dalej, prawie że biegiem.
- Daj. - Wyciągnęła rękę – Otworzę Ci to. - Z dużym wysiłkiem Hitomi udało się otworzyć otrzymaną butelkę, którą podała na powrót małej. Ta wzięła ją w obie ręce, zajrzała do środka i krzywiąc się, powąchała. Po tym rozejrzała się niepewnie wokół jakby wydawało jej się, że ją w coś wrabiają.
- Oj no spróbuj. A ty leniu – wstawaj. – starsza z dziewczyn rzuciła kolejno do małej, a następnie Florance’a. Chłopał leżał twarzą w poduszce, dłońmi zatykając uszy. Po krzyku Hitomi podniósł głowę, trwał tak sekundę, podniósł poduszkę, nałożył ją na głowę i poszedł dalej spać.
- Leń – prychnęła. Sza odwróciła się do reszty plecami. Uniosła powoli butelkę do dziewiczych ust. Chuchnęła z niepokojem, przechyliła ją iiiiiiiiii... zaczęła pić. Gul, gul, gul…
Starszy z Akaru wypadł na zewnątrz. Tutaj mógł lepiej zrozumieć te dziwne głosy, które słyszeli od dłuższej chwili. Najwyraźniej były to podekscytowane komentarze dotyczące jakiegoś pojedynku. Kota oczywiście ani śladu. Nie było tu nawet żadnego człowieka. A przynajmniej w zasięgu wzroku. Hiroshi udał się w kierunku. Idzie tą samą drogą, którą szedł wczoraj – to jest, tą samą drogą, którą rozstał się z Marianellą, przeszedł przez wagon, a potem na scenę. Mógł zauważyć, że sceny już nie było, natomiast ciężarówki nadal tam stały, a wokół nich kręcili się jacyś ludzie. Hiroshi przyjrzał się im dokładniej. Musiał do tego podejść całkiem blisko – na tyle, by i na niego niektórzy zwrócili uwagę. Było tu dużo dzieci, które bawiły się czymś między ciężarówkami. Najwyraźniej rzucały do czegoś kapslami. Po lewej stronie, na pokładzie jednej z przyczep trochę starsza trójka, dwie dziewczyny i chłopak, dyskutowali nad czymś zawzięcie. Warto tu napomknąć, iż cała trójka była ruda. Z przeciwnej zaś strony po prawej była jeszcze starsza dwójka, którzy byli właśnie tymi, co zainteresowali się jego osobą. Jakiś facet o śmiesznie niskim wzroście i dziewczyna (również ruda), która z założonymi na piersi rękoma cały czas coś do niego mówiła. Niespecjalnie mogłeś rozpoznać jakiekolwiek twarze, jednak jej głos brzmiał dość znajomo. To nie ona, a on był jednak pierwszym, który zareagował.
- Witam, witam, w czym mogę pomóc? – odezwał się z lekkim rozbawieniem rozkładając szeroko ręce i zbliżając się do Hiroshiego.
- A, tak przyszedłem… choć pewnie przeszkadzam? Po prostu, no… zastanawia mnie, czy u Teikki wszystko w porządku? Oberwała dość mocno.
Facet opuścił ręce, uśmiechając się jeszcze szerzej i uprzejmiej.
- Hmm… więc znasz moją siostrę? Nie musisz się o nią martwić. Wszystko z nią w porządku. Zadbałem o to. Iii… nie. – odwrócił głowę w bok, spoglądając na rudą, która właśnie dorównała mu kroku – Nie wydaje mi się, byś przeszkadzał. Prawda, Lorta?
Ruda skinęła tylko głową, westchnąwszy.
Hiroshi w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko i w dwójnasób uprzejmie.
- Och. Cieszy mnie to. Tak, nie wiem nawet jak spytać, bo to trochę dziwnie zabrzmi, ale… tak właściwie, jakimś cudem nigdy o was wcześniej nie słyszałem. Chętnie dowiedziałbym się więcej.
Facet spojrzał się krótko na rudą, nazwaną imieniem Lorta, po czym powrócił do ciebie wzrokiem.
- Nie słyszałeś o nas? Cóż, w takim razie wypada mi się przedstawić, prawda? Nazywam się Tsuru Mostill. – wyciągnął w jego kierunku dłoń. Hiroshi wyciągnął swoją, by ją uścisnąć, mówiąc:
- Hiroshi. Hiroshi Akaru. – Doszło do uścisku dłoni. Niski przytaknął, nie przerywając swojego uśmiechu. Wciąż trzymając dłoń Hiroshiego przytaknął powoli, by chwilę później powiedzieć:
- Hiroshi… Akaru. Mm, to dobre imię. Mógłbym już teraz powiedzieć, iż to imię czeka… ciekawa przyszłość. – ponownie przytaknął, nie puszczając jego dłoni.
- Ciekawa przyszłość, powiadasz. No cóż… miło mi to słyszeć, ale obawiam się, że jestem tylko przeciętnym, biednym poszukiwaczem swojego miejsca na ziemi, nie sądzę, bym został tak uszczęśliwiony. – odparł z uśmiechem.
- Cóż.. nikt nie każe ci mi wierzyć. – cofnął wreszcie swoją dłoń – Nie jestem wróżką. Ponadto, słowo „ciekawy” nie zawsze jest synonimem „szczęścia”.
- A więc nieszczęście? Ojej, nie chciałbym osierocić swojego brata, panie Tsuru. Nawet, jeśli ta „ciekawość” miałaby przełamać codzienną monotonię. – czuł, że w tym gościu jest coś dziwnego. Jednak dziwnego źle? Dziwnego dobrze? Nie mógł stwierdzić.
Tsuru rozłożył szeroko ręce po raz kolejny.
- Czy… będzie szczęśliwa, czy nieszczęśliwa – zależy tylko od ciebie samego – ukuł go palcem w klatkę piersiową – Twoje reakcje, twoje decyzje, będą układać ścieżki przyszłości. – po tej jego wypowiedzi ponownie dało się usłyszeć westchnięcie rudej, która dotychczas nie odzywała się ani słowem. Z daleka zaś można było usłyszeć pisk któregoś z dzieci. „EEEJ, OSZUKUJESZ!” na które była odpowiedź „I dobrze ci tak!”
- Jeżeli zależy to od mojego zdrowego rozsądku, biada mi. – stwierdziłem żartobliwym tonem, wzruszając ramionami – Ten pojedynek o którym tak mówią to też w ramach waszego fantastycznego spektaklu?
– Pojedynek? Aaa… pewnie mówisz o tym… turnieju, który zaczął się gdzieś z… godzinę temu? Podobno to wielka atrakcja. Cóż… jeśli właśnie o Teikkę chodzi, właśnie w nim uczestniczy.
- Turniej, turniej… coś ktoś chyba o tym wspominał. Zaraz, Teikka na turnieju? Czy to nie jest aby… niebezpieczne? Niezbyt mnie interesują walki dla uciechy innych, ale kłamałbym mówiąc, że mnie trochę to nie zmartwiło.
- Niebezpieczne? Owszem. Ale… raczej nie dla niej. Komu jak komu, ale akurat jej ciężko zrobić krzywdę, wierz mi.
- Hmm. – spojrzał krótko na przyczepy – Tak z innej beczki, dużo podróżujecie, prawda?
Tsuru również obejrzał się za siebie, by podążył za wzrokiem Hiroshiego.
- Dużo? Heh. Dużo, to… mało powiedziane. Możnaby powiedzieć, że każdego roku przemierzamy cały świat. Mamy… ku temu dobry powód, ale… nie będę zanudzać cię szczegółami.
- Przy twoim tonie głosu ciężko jest być znudzonym, jest w nim coś… zachęcającego, by słuchać więcej?
- Naprawdę? – wydawało się, że jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej – Cóż… nie jest wielką tajemnicą, iż… poszukujemy czegoś. Czegoś, co wciąż wymyka nam się z pomiędzy palców. Nieuchwytnie, wyślizgując się i uciekając tam coraz dalej, dalej… i dalej. Cóż. Widocznie los nas nie lubi. Ale wierzę, że kiedyś uda nam się osiągnąć ten cel. Póki co, staramy się… korzystać ze wszystkich naszych możliwości, od czasu do czasu zatrzymując się w miejscach takich jak to, by chwilę odetchnąć, zastanowić się nad tym, co będziemy robić dalej i przygotować się, do podjęcia kolejnych kroków.
- A więc sukcesu w poszukiwaniach życzę wam z całego serca. Spytałem, ponieważ jest jedno konkretne miejsce, które bardzo mnie… interesuje, przyciąga swoją tajemnicą.
- Niech zgadnę… ten temat, którego unikają wszyscy w tym mieście? Kantia, nieprawdaż?
- Zgadza się. Nie zdziwiłbym się, gdyby to miasto było naprawdę przeklęte, gdyby działo się tam coś niewytłumaczalnego. Ale nie uważam tego za powód, by obawiać się tego tematu.
- Ludzie boją się tego, czego nie rozumieją. Faktem jest, że ci, którzy udali się w podróż do tego miejsca nigdy nie powrócili. Jest to… paliwem napędzającym cały, skomplikowany mechanizm plotek, mitów i niestworzonych historii na temat tego, co może tam czekać. A jak jest naprawdę? Dowie się tylko ten, kto sprawdzi na własne oczy.
- Może pewnego dnia, może nawet niebawem. Jednak najpierw zapewnie bezpieczeństwo swoim bliskim i znajdę jakiś szaleńców, którzy udadzą się tam ze mną. Dlatego też poszukuję sympatyków. Wiesz, gdzie mógłbym się udać w poszukiwaniu takich? Również interesuje mnie zapisana historia ostatnich stu pięćdziesięciu lat.
- Sympatyków? Cóż, ciężko mi powiedzieć, gdzie dokładnie można takowych znaleźć. Większość boi się tego miejsca. Usłyszawszy jego nazwę natychmiast próbują wycofać się z rozmowy. Choć… wciąż zdarzają się i tacy, którzy z ciekawości bądź też zdenerwowania chcą się tam udać po to, by odkryć tę tajemnicę, lub po prostu by udowodnić innym, że wcale nie ma się tam czego bać. Takie osoby zazwyczaj nie obnoszą się z tym otwarcie wiedząc, że zostaną przez innych skrytykowani. Jedyna rada jaką mogę ci dać, to po prostu pytać każdego. Jeśli zaś o historię chodzi, z tym może być jeszcze więcej problemów – w dzisiejszych czasach wszelkie książki nie są wiele warte. Zamiast czerpać z nich wiedzę ludzie dość bezpośrednio wykorzystują materiały, które zostały użyte do ich stworzenia, chociażby po to, aby się ogrzać.
- Palenie wiedzy, aż mnie skręca sama myśl. – uśmiechnął się boleśnie – Cóż, to… wszystko. Dziękuję Pan.. wam, za poświęcony mi czas. – skinął głową, uśmiechając się uprzejmie.
- Do usług. – Tsuru skłonił się lekko. Ruda również skinęła głową. – Jeśli to wszystko więc, pozwolisz, wrócę do poprzedniej rozmowy.
- Oczywiście. Miłego dnia życzę. – odpowiedział, po czym udał się ponownie w swoim kierunku.
Ponownie pokój. Hitomi się ubrała, Sza piła mleko, skończyła po około jednej trzeciej butelki i ponownie rozejrała się po pokoju. Florance z jęknięciem bólu zwlókł się z łóżka, rzucił „nienawidzę was wszystkich” i zaczął się ubierać. Hitomi pokręciła głową widząc ten zbolały ruch.
- Zachowujesz się jakbyś co najmniej się napracował.
Drzwi są otwarte, więc ponownie dało się czuć napływ świeżego, zimnego powietrza. Sza skończyła wreszcie rozglądać się po pokoju, po czym zadała krótkie i niezbyt bystre pytanie:
- Aa… gdzie brat?
Florance wreszcie się ubrał, sprawdził, czy wszystkie rzeczy są na miejscu i udał się bez słowa do wyjścia. Hitomi westchnęła.
- Nie było go z nami przecież. – następnie skierowała wzrok na Florance’a – Te! A ty to gdzie się wybierasz?
Florance obrócił się tylko i stwierdził:
- Tam, gdzie wczoraj. Idę dowiedzieć się parę rzeczy.
Florance wyszedł na korytarz. Po swojej prawej stronie mógł zobaczyć otwarty balkon, który mógł przypomnieć mu o wczorajszej rozmowie z Kareen. Nikogo tam jednak teraz nie było. Z lewej zaś były równie znajome schody, tyle, że tam z kolei ktoś był. Ba, była to nawet osoba, którą mógł poznać. Jak jej było? Tricky? Schodziła właśnie z wyższego piętra podskokami co dwa schodki, niosąc w rękach płaskie pudełko. Zatrzymaa się i przyjrzała się krótko Florance’owi, przekrzywiając swoją głowę na bok. Florance uniósł więc przyjacielsko dłoń, uśmiechnął się i podsunął jej pod nos zdjęcie:
- Wybacz, znasz kogoś z tego zdjęcia? Może być trochę stare.
Dziewczyna wpierw nachyliła się bliżej, mrużąc powieki, by przyjrzeć się bliżej fotografii. Następnie odchyliła się gwałtownie do tyłu, w skutek dość głupio brzmiącego śmiechu, którym wybuchła. Śmiech ten zajął jej kilka sekund, po czym ponownie nachyliła się naprzód odpowiadając krótko:
- Ahahaahha! NIE. Tricky nie odpowiada na takie pytania.
- I jednak mają mnie za opiekunkę... – Hitomi wstała i ubrała płaszcz, który zapięła. Upewniła się, że ma przepustki do górnego miasta – No mała. Czas cię odstawić do brata. Tylko najpierw musimy się udać do tej pani doktor. - wyciągnęła dłoń do małej – Daj, zatkam ci tą butelkę i idziemy.
Sza zmierzyła ją wzrokiem od stóp do głów po czym dość nieufnie podała jej tą butelkę. Hitomi odebrała ją i zakręciła. Od razu po tym Sza natychmiast wyciągnęła ręce, by odebrać butelkę z powrotem. Hitomi oddała ją bez sprzeciwu. Mogła też usłyszeć śmiech Tricky na korytarzu. Wyszła na korytarz. Florance ładnie się uśmiechnął.
- Ładnie proszę. Odwdzięcze się, jak tylko będę mógł.
- Eeee…ch. Tricky nie wie. Płatność z góry.
- W formie?
W odpowiedzi ta bez ostrzeżenia wcisnęła mu pudełko do rąk.
- Zanyesie to do Serta. Tylko tak raz, raz!
Florance patrzy to na pudełko, to na Tricky, to na pudełko.
- A gdzie jest ten Sert? Jestem tu nowy, bądź co bądź.
Hitomi zmrużyła oczy patrząc na parkę. Popatrzyła na Florka i powiedziała:
- Idę odprowadzić Szę do jej brata i do tej lekarki, o którą prosił nas Jed. Idziesz czy zostajesz bawić się w doktora?
Florance odwrócił się krótko w kierunku Hitomi:
- Zostaję.
Tricky milczała przez czas, w którym Florance odbył krótką rozmowę z Hitomi, milczała, gdy ta przechodziła obok niej razem z Szą, która wciąż trzymała w ręku butelkę mleka. Milczała, gdy ta dwójka schodziła po schodach. Odezwała się dopiero wtedy, gdy były już dwa piętra niżej.
- Sert. Jak można nie wiedzieć, gdzie jest Sert!? Przecież teraz wszyscy tam są! Zawody! Zapasy! Eee… turniej! Tam są! Wszyscy! – przytaknęła dwa razy głową, po czym położyła dłonie na biodrach.
- To już? Myślałem, że odbędzie się to wieczorem. Dobra, zaniosę tą paczkę, tylko najpierw powiedz mi co wiesz o tym zdjęciu. Zaniosę ją, możesz mi zaufać.
Ta pokręciła głową, nawet bez czekania na koniec jego wypowiedzi.
- Tricky nie mówi nic! Tricky czeka tu na paczkę zwrotną. I się stąd nie rusza!
Florance długo patrzył na nią… po czym zostawił paczkę na ziemi i zszedł na dół. Tricky gwałtownie złapała powietrze, by okazać swe zaskoczenie. Jego gest najwyraźniej wstrząsnął ją do głębi serca. Bez wątpienia tego się nie spodziewała. Gdy ten schodził już w dół zdążyła tylko krzyknąć za nim:
- He-heeej! – Florance w milczeniu schodził dalej. Hitomi w tym czasie dotarła już na parter wraz z Szą. Mogła tam zobaczyć dokładnie to, co kilka chwil temu zobaczył Hiroshi. Jedyną osobą w pomieszczeniu była kobieta za biurkiem i wyglądało na to, że siedząc na swoim krześle próbowała odespać poprzednią noc. Hitomi skinęła kobiecie wychodząc z mała i starając się skierować swe kroki do lecznicy. Po drodze złapała mała za dłoń by nagle jej nie zniknęła. Hitomi wyszła z budynku na zewnątrz. Na samym początku mogło nieco zrazić ją jasne światło dnia, które nie było obecne wewnątrz waszej noclegowni. Mogła zdać sobie sprawę z tego, żeeee… tak właściwie wciąż nie ma pojęcia w którym kierunku może znajdować się ta klinika. Sza spojrzała na nią wyczekująco, najwyraźniej oczekując jakiejś decyzji.
Florance dotarł na parter, spotykając drzemającą kobietę. Podszedł do niej i…
- Przepraszam bardzo! – zawołał. Ta niemal natychmiast otrząsnęła się z drzemki, spoglądając na niego jakby zupełnie nic się nie stało.
- T-Tak? W czym mogę pomóc?
- Szukam kogokolwiek z tego zdjęcia. Gdyby mogłaby pani mi pomóc, byłbym bardzo wdzięczny.
Ta odpowiedziała błyskawicznie, jakby wiedziała, jakie będzie pytanie, zanim je wypowiedział:
- A, tak, tak, tak! Oczywiście! Znam ich! To bardzo proste. – uniosła dłoń, by przetrzeć twarz w okolicy oczu – To są przecież ci… no, ten… ona. Tak. Ym… ona jest… tamta. Z… a! Wiem! Sanders! Właśnie. Sanders. – Kiwnęła głową na potwierdzenie własnych słów – Bardzo stare zdjęcie.
- Wie pani, gdzie teraz mogą być Sandersowie?
- Mm. Mm-hm. Na południu, za źródłem. Tam jest cmentarz.
- Bla.. blaph… kurwa mać. Dziękuję bardzo. – po czym udał się do wyjścia, oślepiony przez światło słoneczne.
- Hmm… – stwierdziła bystro Hitomi, która już tam stała, rozglądając się. Starała się wzrokiem odszukać jakiegoś przedstawiciela legionu lub pierwszego lepszego przechodnia, którego pyta: - Um, przepraszam? Może mi pan wskazać drogę do kliniki?
Akurat przechodził tędy jakiś prosty facet. Wydawał się być zaskoczony pytaniem, ale zatrzymał się, mimo tego, że wyglądał, jakby się gdzieś śpieszył, po czym odpowiedział niezbyt pomocnie:
- Klinika? Tutaj? – rozejrzał się, jakby na potwierdzenie własnych słów o tym, że nie wie, gdzie tu można znaleźć klinikę. – Jedyne, o czym mogę pomyśleć, to sklep Lastigali. Kliniki to raczej szukać w dolnym mieście.
- Szukam niejakiej doktor Wendy, nigdy pan o niej nie słyszał?
- A, Wendy… – nieco bardziej markotnym głosem powtórzył imię – Tak, to w dolnym mieście. Tą alejką do końca, przejść przez bramę, a następnie w lewo. – odburknął, po czym oddalił się o krok. Hitomi uśmiechnęła się do niego.
- Dziękuję za pomoc. – po czym razem z małą odmaszerowała we wskazanym kierunku, a facet bez słowa poszedł w swoją stronę. Florance podszedł do Hitomi, klnąc po drodze na słońce.
- Dowiedziałem się wszystkiego szybciej, niż się spodziewałem. Idę z tobą.
- A ja dowiedziałam się, gdzie szukać tej Wendy i jak się tam dostać.
W tym momencie dało się usłyszeć z oddali głośny krzyk kogoś najwyraźniej wzmacnianego przez nagłośnienie.
- NIEESAMOWITE! KOLEJNE ODWRÓCENIE SYTUACJI ZE STRONY LETARGU! – cóż, najwyraźniej ten cały turniej trwał już w najlepsze. Słychać było go już z północy
- Zmieniam zdanie. – zawołał Florance i puścił się biegiem w stronę krzyków. Dziewczyna wywróciła oczyma i jak zaplanowała poszła.
Florance wiedziony głosem komentatora dotarł do kolejnej bramy, której jeszcze nie dane było odwiedzić nikomu z waszej trójki. Łuk w blaszanej ścianie strzeżony był przez dwóch „bramkarzy”. Oboje byli łysi, w skórzanych kurtkach z rękoma założonymi na piersi i wzrokiem tępo skierowanym przed siebie wskazującym na co najwyżej dwucyfrowy iloraz inteligencji. Cóż, jak na razie nie zwrócili na niego żadnej uwagi. Cóż, Florance był w stanie przejść pomiędzy nimi bez żadnej interakcji, więc przechodzenie tamtędy najwyraźniej nie było wcale zabronione. Otworzył się przed nim widok na zupełnie nową dzielnicę miasta Źródło. Różniła się zarówno od górnego jak i dolnego miasta jedną podstawową rzeczą – było tu dużo więcej kolorów. Świetnie widoczne, wręcz krzykliwe szyldy ozdabiały niemal każdy budynek. Tutaj na pewno ciężko było stwierdzić, że nie wie się, co znajduje się w danym budynku. Jasne i wyraźne „kasyno”, „loteria w ciemno”, „bilard”, „Poker Randy’ego” i tym podobne. Krzyki zaś było słychać ze zdecydowanie największej budowli oznaczonej wielkimi literami „ARENA NIEPODLEGŁOŚCI”. Z tej odległości prócz samego komentatora było słychać także krzyki, wiwaty i gwizdy mnóstwa osób które musiały znajdować się w środku. Cóż, na ulicy nie było widać ani duszy więc najpewniej wszyscy znajdują się na turnieju. Florance skierował się do budynku, mrucząc pod nosem coś o nieodpowiedniej porze.
Hitomi dotarła do przejścia w którym wczoraj całą trójką wkroczyli do górnego miasta za sprawą Marianelli, tym razem jednak przechodzić będzie tą drogą w drugą stronę. Po wejściu do środka mogła zauważyć, iż w środku znajduje się dokładnie ta sama obstawa- na pierwszym piętrze zupełnie nikt jej nie zatrzymywał, zaś po zejściu schodami w dół prócz podniesionego, podekscytowanego głosu komentatora dobiegającego z radia stojącego na biurku, mogła usłyszeć krótkie pytanie od faceta siedzącego pod ścianą
-Przepustka jest?
-Jest.-odparła. Podeszła do niego i pokazała mu przepustki- Może mi pan jeszcze potwierdzić jedno? do doktor Wendy to po wyjściu w lewo mam iść, tak?
Gość spojrzał pobieżnie na okazany ‘dokument’ po czym wrócił wzrokiem do radia, na które gapił się od dłuższej chwili. Nie odpowiedział od razu na pytanie dziewczyny, gdyż akurat w transmisji dało się słychać głośne odliczanie: „Jeden! Dwa! Ty-rzy!” na co ten zareagował uniesieniem rąk z satysfakcją i syknięciem „JEEEEES”. Dopiero po tym uniósł wzrok na Hitomi
-Hę? Co? A, Wendy? E, ta- tu wyjść i w lewo, w lewo.
Hitomi skinęła głową i podziękowała strażnikowi, po czym udała się do wyjścia wśród dalszego głosu komentatora mówiącego o tym, iż Letarg przechodzi do półfinału. Wyszła do dolnego miasta. To czym ta okolica różniła się od dnia wczorajszego to fakt, iż teraz panowała tu pustka. Dało się usłyszeć jakieś głosy z daleka, jednak w zasięgu wzroku nie było ani jednej osoby. Hitomi skręciła w lewo i razem z Szą poszła przed siebie poszukując budynku w którym mogła znajdować się doktor Wendy. |
_________________ . . . |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 8:35 pm
|
|
|
Nie było żadnych problemów ze znalezieniem wejścia do hali. Szeroko otwarte, dwuskrzydłowe drzwi. Nie było nawet osób, które by tego miejsca strzegły, a przynajmniej nie było ich na zewnątrz. Jeden strażnik z karabinem na plecach. Jeden ze strażników był w środku hali, najwyraźniej cieszący się z odliczania, które właśnie dobiegło końca, oraz informacji, iż jakiś Letarg dostał się do półfinałów. W środku były dwa rzędy trybun. Z lewej i z prawej strony wejścia przypominający nieco układ jakiegoś przedwojennego teatru. Daleko na wprost była scena, a właściwie ring zbudowany na scenie, na którym znajdowało się pięć osób. Dwójka z nich najwyraźniej świętowała zwycięstwo unosząc ręce do tłumu i wykrzykując jakieś słowa, których nie dało się usłyszeć przez wiwaty publiczności. Trzecim był najwyraźniej sędzia w czarno-białym stroju stojący nad ostatnią dwójką facetów, z których jeden dosłownie zwlekał drugiego ze sceny. Wyglądało na to, że ktoś mocno oberwał. Nad samą sceną była ogromna tablica, na której jeszcze inna osoba, stojąca na drabinie właśnie dorysowywała kolejne znaki wskazujące najpewniej pięcie się po drabince zwycięskiej drużyny. Prócz tego dookoła sceny było sporo innych osób, które najwyraźniej były pozostałymi drużynami. Cóż, nawet stojąc w przejciu Florance był w stanie dojrzeć tam osoby, które zobaczył już wcześniej. Przede wszystkim – charakterystyczna czerwień długich włosów – Kareenka. Nieco skulona opierała się o krawędź stołu, który stał przy scenie. Przy niej stała chyba Marianella, najwyraźniej ze sobą rozmawiały. Prócz tej dwójki charakterystycznym widokiem była również postać kobiety-olbrzyma po przeciwnej stronie sceny, która również dyskutowała coś z trzema innymi osobami, które zasłonięte były przez tłum. Florance przeszedł się kawałek wśród trybun zaczepiając jedną z osób, czy wie może, gdzie znajdzie Lenę Sanders. Chwilę zajęło mu wyrwanie tej osoby z amoku oklasków, by dowiedzieć się pod wpływem zaskoczonego spojrzenia, że przecież Lena jest przecież jednym z komentatorów i znajduje się „tam, na górze”. Spojrzał w tę stronę, jednak z miejsca w którym stał, nie był w stanie dojrzeć nikogo w środku, ani drogi, którą mógłby się tam dostać. Florance machnął ręką i stwierdził, że znajdzie ją później. Ponownie dało się usłyszeć głośny komentarz z głośników umiejscowionych po bokach sceny:
- Wwwff…. JUŻ ZA CHWILĘ KOLEJNE STARCIE! KTO Z DWÓCH DRUŻYN PRZEJDZIE DO FINAŁU? – po tym męskim głosie dało się usłyszeć drugi głos, żeński:
- Tak naprawdę jednej z drużyn nie możemy nazwać drużyną, ponieważ partner zawodniczki wciąż się nie pojawił.
- Co nie zmienia faktu, iż kryptonim „Aldersian” poradził sobie z poprzednimi walkami bez najmniejszego problemu.
- Cóż, jeśli brakiem problemu nazwiesz obrażenia, które odniosła w walce z Koropatą, będę musiała się z tobą zgodzić. Jednak nadchodząca walka z Dziarczyńcami, którzy pokazali już na co ich stać może okazać się przeszkodą nie do przejścia.
- Cóż, jak będzie, dowiemy się już za chwilę! Prosimy zawodników o wkroczenie na ring i przygotowanie się do następnego starcia. – ponownie uniosły się okrzyki z trybun. Kareen widocznie w pośpiechu próbowała coś ustalić z Marianellą, jednakże z tej odległości zdecydowanie Florance nie był w stanie usłyszeć, o co chodziło.
Poszukiwania Hitomi doszły w końcu do konkluzji. Jedyny budynek, w którym mogłaby się znajdować pani doktor to ten posiadający mało wyraźny szyld – „PIERWSZA POMOC”. Dziewczyna zapukała do drzwi, jednak nie było odzewu. Zapukała głośniej. I po chwili mogła usłyszeć osobę, która podchodziła do drzwi. Szczęk zamka, a następnie ich otwarcie. Za nimi stała kobieta o krótkich, czarnych włosach i zmęczonym spojrzeniu fioletowych oczu.
- Doktor Wendy…? – Spytała, przyglądając się kobiecie. Ta westchnęła krótko, odpowiadając:
- Aha. Czego?
- Umm... Witam. Mam dla pani wiadomość od pana Seville.
Odpowiedź kobiety była równie krótka i właściwie tak samo brzmiąca jak poprzednia:
- Aha. Czego?
- No więc... Pan Seville prosił by się pani z nim spotkała... na północy Cestii. Potrzebna mu pani pomoc.
Ta westchnęła ciężko z wielkim niezadowoleniem, odparłszy po raz kolejny równie znudzonym głosem:
- A z jakiego niby powodu ten idiota myśli, że będzie mi się chciało stąd ruszać?
- Właściwie to pomoc jest potrzeba dla niejakiej Ukari. Wstrzyknięto jej jakieś świństwo. Pan Seville powiedział, że pani się zgodzi jeśli się powie "Sevill o to prosi".
- Sevill ma wysokie mniemanie o sobie. Niech tu z nią przyjdzie, to wtedy porozmawiamy.
- To... może być problemem, gdyż go szukają. – Odparła cicho.
Doktor Wendy ponownie westchnęła.
- Nie mam zamiaru iść takiego kawałka na piechotę. Bez transportu się stąd nie ruszam.
- Transport na panią czeka... Mała powinna wiedzieć, gdzie stoi ich pojazd.
Kobieta spojrzała na Szę, zaś sza zdezorientowana spojrzała na Hitomi.
- Znowu ktoś próbuje wcisnąć mi jakieś dziecko? – z niezadowoleniem spytała Wendy. Doktor Wendy.
Hitomi westchnęła:
- Nie. Jej brat jest kierowcą. Nikt pani nie chce podrzucać dziecka.
- Aha. Więc niech tu przyjdzie. – odparła krótko.
- Nie ma problemu... Do zobaczenia więc... niedługo. Mam nadzieję. - Odeszła dalej od mieszkania doktor. Po czym popatrzyła na Szę – No to teraz mi powiedz, gdzie macie postawiony transporter.
- Hę? Ale… ale nie było go tam, kiedy byłam. – odparła, pociągając nosem. Po czym dodała – Ja chcę kotka.
- Wybacz, nie mam ze sobą kotka, a Jed i tak pewnie nie pozwoli ci go zatrzymać. Teraz musimy go znaleźć. Najpierw idziemy do tej bramy, pod którą się z nim rozstaliśmy wczoraj, zgoda?
- Mmm-hm. – skinęła głową, po czym wciąż obejmując butelkę mleka posłusznie poszła za Hitomi. Drzwi się za nimi zamknęły.
Hiroshi, nie zastając nikogo interesującego w górnym mieście mrucząc coś pod nosem na temat głupiej bijatyki skierował się w miejsce, w którym do tej pory jeszcze nigdy byli. Przed bramką mógł już zobaczyć dwóch „ochroniarzy”, ubranych w skórzane kurtki, łysych, którzy swoimi spojrzeniami emanowali błyskotliwością porównywalną do pierwotnej istoty. Uniósł tylko brwi i poszedł dalej, nie zatrzymywany przez nich w jakikolwiek sposób. Na pewno zrobiło na nim wrażenie to, co zobaczył – gama kolorów, rozmaite szyldy, to na pewno musiała być ta cała dzielnica rekreacji, która widniała na wykresie tamtej niemowy, której właściwie nie miał nawet specjalnie ochoty poznawać bliżej. Skierował się w stronę największej konstrukcji, słysząc wrzawę, która tam panowała. Po wejściu nie zauważył nikogo znajomego, więc westchnął i zbliżył się do siedzeń pod trybunami, nucąc pod nosem jakąś piosenkę. Z rękoma w kieszeniach ewidentnie wyglądał na znudzonego pomimo tego, jaki to musiało wywoływać kontrast z podekscytowanymi tłumami. Florance mógł bez problemu dojrzeć swojego brata zmierzającego w stronę ringu. Młodszy zawołał starszego, aczkolwiek albo ten go nie usłyszał, albo najzwyczajniej w świecie zignorował, idąc dalej.
- Wygląda na to, że obie drużyny są już gotowe! Sędzia prosi zawodników o podejście do siebie na środek ringu!
Hiroshi podchodząc bliżej mógł zauważyć, że coś mu tam nie gra – jeżeli jeden z tych gości jest sędzią, na scenie znajdowały się trzy osoby. Z lewej strony była – ta, jak jej tam – Rarin? Zaś z drugiej strony była dwójka – jakaś kobieta w kamizelce bez ramion, zgolona niemal na łyso, posiadająca na ramionach liczne tatuaże, zaś jej towarzyszem był…
- BERCIK!? – zawołał odruchowo Hiroshi. Wyglądało jednak na to, że ten go nie usłyszał. Spojrzał raz jeszcze na Karlin. Czemu była sama? Dwóch na jednego? Zawachał się, czy nie podejść bliżej.
Żeński, znajomy Hiroshiemu głos komentatora:
- Wygląda na to, że Adlersian będzie musiała odbyć kolejną walkę w pojedynkę!
- Niewątpliwie, to bardzo niekorzystna sytuacja dla Szkarłatnej Damy! Jednakże, w poprzednich pojedynkach pokazała już, iż stać ją na wiele, więc liczmy na to, że i teraz pokaże klasę!
- Dowiemy się już za chwilę! Sędzia rozpoczyna odliczanie!
Florance znalazł swoje miejsce między grubym facetem ze smażoną skórą jakiegoś zwierzęcia a kimś, kogo płci nie potrafił określić, kto najwyraźniej był jednym z tych całych ghouli – w znacznie bardziej zaawansowanym stopniu od Aacvi. Podczas odliczania, gdzie bardziej niż samego sędziego dało się słyszeć głośne odliczanie od pięciu Hiroshi rozejrzał się wokół siebie. Mógł ujrzeć Marianellę stojącą za lewym narożnikiem – od razu do niej podbiegł. Pięć, cztery…
- Hej, hej, czekajcie. – zagaił do niej z wyraźnym zaskoczeniem – Dlaczego ona walczy sama? Wygląda paskudnie. Nic jej nie będzie?
Marianella wyglądała na zaskoczoną obecnością Hiroshiego w tym miejscu.
- O! Miło cię widzieć! Czy da radę? Powinna. – odpowiedziała z nutką rozbawienia w głosie – W pojedynkę na pewno jest trudniej niż podczas posiadania partnera, ale… wierzę w jej umiejętności.
Trzy, dwa…
- Ale gdzie jest jej partner? Nie wątpię w jej umiejętności, wszyscy je widzieliśmy! Ale spójrz na nią, ona ledwo stoi. A z każdą walką przecież będzie coraz trudniej, przeciwnicy coraz bardziej wymagający.
Jeden!
- Iii wystartowali! Bez wątpienia Dziarczyńcy nie mają dawać for drużynie przeciwnej! Kosa osłaniana przez Bercika od razu ruszyła do ataku! Próbuje ataku pięścią i…! UNIK! Widzieliście tą szybkość?! Szkarłatna Dama mimo odniesionych obrażeń wyprowadziła szybką kontrę. Kosa leży na ziemi! Czy zostanie przygwożdżona do zie- nie! Bercik natychmiast ruszył z pomocą! Szybki chwyt za ramię… ale Szkar- ooooł! To musiało boleć! Po tym ciosie w twarz Bercik długo będzie zbierał zęby! Czyżby sytuacja wychodziła na korzyść Adlersian!?
- Heee… nigdy nie było żadnego partnera. Poza tym… jak na razie świetnie sobie radzi. Spójrz!
- Kosa podnosi się z ziemi i próbuje podciąć szkarłatną damę! Udało się! Dama została sprowadzona do parteru! Kosa chwyciła ją za ramię… Bercik próbuje tego samego!
- Właśnie widzę! Ale jak to, bez partnera? Przecież… nie, nie. No po prostu nie. – stwierdził, spoglądając na to, co wyprawia tamta dwójka z szkarłatnowłosą.
- Podwójny chwyt! Usiłują położyć ją na ziemię! Czyżby ta walka miała się tak skończyć? Dama nie daje za wygraną! Nie tylko nie daje się położyć, ale i próbuje się wyrwać z uścisku!
- Brak partnera zdecydowanie wcale nie pomaga zawodniczce w tej walce! Czy uda jej się podnieść? Chyba wygląda to na sytuacje patową!
- Bercik zmienia chwyt! Czy będzie próbował… OOUCH! Ten cios w splot słoneczny wyglądał na niesamowicie… mało skuteczny.
- Da radę. Wierzę w nią.
- Jakie są właściwie tego zasady?
- Sprowadzić przeciwnika do parteru na co najmniej trzy sekundy?
- Można drapać?
- Jeśli uważasz, że to pomoże. – wzruszyła ramionami, rozkładając ręce.
- Szkarłatna dama usiłuje wywrócić kosę podcinając jej nogę!
- Ta jednak wcale się nie daje! Bercik kontynuuje swoje natarcie drugim ciosem! Toooo muu-siaa-łoo boleeć!
- Szkarłatna Dama zgięła się w pół! Kosa kontynuuje atak! Udało jej się położyć ją na ziemi! Sędzia rozpoczyna odliczanie!
*HE-KHM. Riiiiin? Jak bardzo głupim byłoby użyć tego słowa na oczach publiczności? Nie da się tych… „atrybutów” jakoś schować?*
Jeden głośny wrzask ze strony publiczności, z jednej strony wiwaty, z drugiej strony buczenie. Natomiast Hiroshi nie otrzymał żadnej odpowiedzi od Rin. Przełknął ślinę, wiedząc, że bez co najmniej niechętnego przyzwolenia nie może interweniować. Kareen szarpnęła ręką usiłując wyrwać się z uścisku, który przygważdża ją do ziemi, jednak bezskutecznie.
*Rin? Odpowiedz, proszę!* - po chwili spojrzał na Marianellę – Pamiętasz jak tamta… dziwna, z halabardą, użyła tamtego słowa i… to jakby wydłużyło się?
Marianella w odpowiedzi pokręciła głową, zaś ze strony Rin dalej nie było żadnego komentarza.
- Dwa! Czy to koniec szkarłatnej damy!?
- No wiesz, o czym mówię, na pe… ach, jestem idiotą, będę tego żałował! – krzyknął tylko, wchodząc na ring, zrzucając tylko górę garnituru. Rzucił się momentalnie w stronę Bercika, starając się go staranować z zaskoczenia z barku, rzecz jasna od tyłu, jednocześnie nogą podcinając – by zmusić go do upadku.
- Iiii trz- chwila! Ktoś wszedł na…
- Szybka… reakcja… kto to jest!?
Hiroshi wbiegł na ring, napadając Bercika, którego skutecznie wyprowadził z równowagi na tyle, by jego cios w połączeniu z wciąż siłującą się Kareen doprowadziły do upadku Bercika na twarz. Ręka rudej była wolna i natychmiast powędrowała prosto ku twarzy na wpół łysej zaciskając się w trakcie lotu w pięść. Cios był na tyle silny, że nie tylko doprowadził do puszczenia jej drugiej ręki, czy byle wywrócenia się na ziemię, ale dosłownego lotu w kierunku odległej krawędzi ringu, gdzie jej głowa spotkała się z barierką.
- Kto to do cholery jest!? Czyżby partner szkarłatnej damy nareszcie powrócił!?
- Nie jestem pewna, ale wygląda na to, że… kosa raczej szybko nie wróci do siebie! Bercik usi… aaaj!
- Adlersian nie dają za wygraną! Bercik chyba naprawdę będzie musiał korzystać z długiej terapii stomatologicznej!
Wrzawa ze strony trybun podniosła się jeszcze bardziej. Tłum zdecydowanie był zdezorientowany pojawieniem się nowej osoby na ringu, chociaż zdecydowana większość z nich była tym faktem zaskoczona pozytywnie. Kareen błyskawicznie wstała na nogi, odwróciła się ku kobiecie i ruszyła w jej stronę – nie biegiem, a czymś w rodzaju zbędnych akrobacji. Dwoma krótkimi saltami pokonując całą odległość i z rozpędu wyprowadzając pionowe kopnięcie z góry prosto w jej brzuch.
- Bercik usiłuje podnieść się, ale… nie! Nowoprzybyły nie daje mu się podnieść!
- Żelazny uścisk nieznajomego młodzieńca trzyma go twardo przy ziemi. Podchodzi sędzia. Zaczyna odliczanie! Jeden!
Kareen po swoim kopnięciu położyła się bokiem na leżącej i najprawdopodobniej nieprzytomnej kosie nie dając jej żadnej szansy na podniesienie się. Tłum głośnymi krzykami zaczął odliczać dalej razem z sędzią i komentatorami!
Dwa!
Bercik podjął kolejną próbę podniesienia się. Tym razem zdecydowanie silniej, niż przed chwilą. Hiroshi po chwili namysłu zdzielił go wierzchem pięści po twarzy, po czym raz jeszcze przycisnął za kark do ziemi.
- I… trzy! Sędzia unosi ręce!
- Nagłe pojawienie się partnera w samą porę całkowicie odwróciło sytuację Adlersian!
- Dziarczyńcy przegrywają rundę podwójnym nokautem! – Sędzia podbiegł do Hiroshiego, pociągając go za ramię, by odciągnąć go od leżącego. Chłopak poklepał Bercika jeszcze tylko po barku na odchodne, nie opierając się po tym ani na chwilę. Spogląda to na Marianellę, to na Kareen. Bercik uniósł się natychmiast do siadu, jedną dłonią łapiąc się za twarz. Kareen powstała już z leżącej, która zdecydowanie była już nieprzytomna – można to było stwierdzić chociażby po tym, że gdy ruda usiłowała pomóc jej wstać pociągając za rękę, ta zwisała z niej bezwładnie. Spojrzenie zaś w stronę Marianelli mogło ukazać jej osobę stojącą wciąż w tym samym miejscu z szerokim uśmiechem i najwyraźniej chichoczącą lekko przesłaniając dłonią usta.
Florance spoglądał na tą scenę z coraz to szerszymi źrenicami i szczęką coraz bliżej ziemi. Kiedy tylko wszystko się skończyło powstał z miejsca i zaczął się przeciskać ku drodze do sceny. Od razu podleciał do Hiroshiego z miną przepełnioną niedowierzaniem, szokiem i niemym pytaniem „Co ty kurwa robisz”? Sędzia akurat odszedł od nich, by podbiec do nieprzytomnej, a po tym zawołać na stronę kogoś jeszcze.
Hiroshi ręką wskazał bratu, by obszedł scenę w kierunku Marianelli, po czym sam tam się skierował. Odczekał, aż i Florance się tam pojawi, komentując do stojących tam:
- Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłem. Ale to mógł być już koniec! – zawołał, prawie że usprawiedliwiając się.
Florance wyraźnie zaniemówił.
- Heee… dobra robota. – powiedziała Marianella z nieniknącym uśmiechem. – Ty również, Kareen. – jej spojrzenie skierowało się kawałek w bok, gdzie obok Hiroshiego właśnie zeskakiwała ze sceny ruda, jedną ręką uciskając brzuch pod żebrami. Nie odezwała się ani słowem. Chłopak zszedł ze sceny.
- Tym oto akcentem Adlersian przechodzą do… finału! Kto będzie ich przeciwnikiem! Tutejsza drużyna Letarg czy też przyjezdni Most Ill!? Dowiemy się już za chwilę! Zawodnicy zeszli ze sceny.
- W tym czasie publiczność wciąż oczekuje imienia nieznanego zawodnika! Osobie, której uda się nam je dostarczyć udzielimy skromnej nagrody!
Hiroshi podszedł do brata i uścisnął go mocno, zakrywając dłonią usta zbliżone do jego ucha tak, aby nie dało się wyczytać z ruchu warg. Florance skinął tylko i udał się do budki komentatorów, niemal w tym samym czasie do Hiroshiego podbiegło trzech ludzi z widowni natychmiast obsypując pytaniami „kim jesteś, skąd się wziąłeś” i tym podobne. Hiroshi odczekał chwilę, by dać bratu czas na dojście do budki, w tym czasie udając figlarne zastanowienie.
- Hmm~ Cóż. Jestem zwykłym człowiekiem, który poszukuje swojego miejsca na tej ziemi. Jestem partnerem w walce Szkarłatnej Damy, jednak nie dorównuję jej kunsztem walki – być może pewnego dnia. A co do mojego imienia? Cóż… – rozłożył ręce, dając jeszcze chwilę pauzy. – Możecie mi mówić… Słoneczny. Tak.
Z tej pozycji Florance nie miał problemów z odnalezieniem drogi. Nie musiał się nawet przepychać przez żaden tłum. Na boku budynku było przejście prowadzące do schodów na górę, następnie krótkim korytarzem, który zakręcał w lewo. Drzwi do pomieszczenia komentatorów były otwarte. Florance wbiegając do środka potrącił barkiem jakiegoś faceta, którego nie zdążył zauważyć. Ten natychmiast odwrócił się w jego stronę mówiąc „Co, o co chodzi?”. Prócz niego, w środku były jeszcze cztery inne osoby. Dwoje z nich to na pewno byli strażnicy skupieni na tym, co dzieje się na dole, oraz facet i dziewczyna siedzący przed parą mikrofonów. Wszyscy odwrócili się w jego stronę, gdy tylko wpadł. Złapał głęboki wdech:
- Słyszałem o nagrodzie za wiedzę o tożsamości. Otóż facet zwie się… Słonecznym i jest wojownikiem, który zszedł na ziemię wraz z dzisiejszym wschodem słońca i zniknie z jego zachodem – tak przynajmniej słyszałem.
Dziewczyna, dość młoda zresztą, wstała z miejsca, podnosząc też mikrofon i odzywając się do niego:
- Iii proszę państwa, znamy już imię zawodnika! Zgodnie z naszym informatorem – bohater ostatniej walki zwie się Słonecznym, który zszedł na ziemię wraz z dzisiejszym wschodem słońca i wraz z jego zachodem opuści nasze grono!
Hitomi mijała właśnie bramę źródła, gdzie mogła usłyszeć ostatnią wiadomość spikerów w radiu. W połączeniu z komentarzami dwójki strażników, którzy przy nim siedzieli wygląda na to, że jakiś Słoneczny wszedł na ring w ostatniej chwili prowadząc do zwycięstwa jakiejś Szkarłatnej Damy.
- Mam nadzieję, że Ci dwaj się w nic durnego znowu nie wpakowali. – mruknęła. Sza oglądnęła się tylko zaciekawiona podążając dalej za dziewczyną.
Hiroshi słysząc dodatek po „Słonecznym” tylko otworzył szerzej oczy i zawołał zaskoczony:
- Hej! Nie było mowy o żadnym wschodzie i zachodzie ani o żadnym wojowniku!
- Ufufufu… wygląda na to, źe zwróciłeś na siebie uwagę tłumu. – Faktycznie, jakby teraz bardziej się słuchać, można było słyszeć coraz więcej żeńskich pisków. Bez wątpienia publiczność jeszcze nie ochłonęła z wrażenia po ostatniej walce. U Florance’a zaś sytuacja wyglądała bardzo podobnie. Dwójka strażników przyciszonych głosem, by nie wyłapał ich mikrofon zaczęli żywiołowi dyskutować scenę, w której pojawił się Hiroshi bardziej szczegółowo komentując skuteczność poszczególnych ruchów zawodników, Lena odłożyła mikrofon na blat, wskazawszy Florance’owi chłopaka, którego ten wcześniej potrącił.
- Serth udzieli ci wynagrodzenia, dobrze? To miejsce powinno być niedostępne dla publi-
W tym momencie kolejne dwie osoby wbiegły do pomieszczenia. Zostali jednak zatrzymani natychmiast przez tego nazwanego imieniem Serth z tekstem:
- Przykro mi, za późno.
Szybko zgaszeni odwrócili się zrezygnowali i zaczęli powoli odchodzić w kierunku schodów w dół i ten sam kierunek wskazał też Florance’owi Serth. Florance obrócił się do Leny i odezwał się:
- Pani Sanders, prawda? Wiem, że nie ma pani teraz może czasu, ale po wszystkim chciałbym z panią porozmawiać.
- W porządku, zobaczymy, co da się zrobić. – skinęła głową, wracając na swoje miejsce. Akaru odwrócił się do Sertha – To co z tym wynagrodzeniem? Swoją drogą, Tricky ma dla ciebie paczkę. Miała chyba na nazwisko Lastigal, z tego co pamiętam.
Serth odwrócił się, wychodząc razem z Florancem wychodząc z samego pomieszczenia komentatorów, po czym westchnął głośno.
- Za co mnie pokarano takim rodzeństwem… więc, co do tej nagrody – co chcesz? Koszulkę? Czapkę?
- Są inne opcje?
- Nie wiem, autograf? Ta Lena zawsze coś wymyśli, a potem ja muszę się zastanawiać, jak z tego wyjść.
- Skorzystam chyba z koszulki.
- W porządku. – westchnął ponownie – Więc dostaniesz ją, kiedy Tricky wreszcie PRZYNIESIE tą paczkę. Kogo mam wtedy szukać?
- Mam dziwne wrażenie, że mogę zaraz pojawić się na arenie, więc… masz szukać Konwalii.
- Doobra… Konwalia. Zejdę na dół, jak będę je miał. – po czym wskazał kierunek schodów. |
_________________ . . . |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 8:36 pm
|
|
|
Głos komentatora:
- Już za chwilę kolejne starcie! Most Ill już czekają na scenie! Gdzie jest drużyna Letarg!? Czyżby bali się wyzwania!?
Lena:
- Drużyna Most Ill bez wątpienia zrobiła niemałe wrażenie w poprzedniej walce! Czy to jednak wystarczy, by… NIE! Drużyna Letarg wchodzi na ring!
Hiroshi podszedł bliżej Kareen, wpierw pytając:
- Wszystko w porządku to nienajlepsze pytanie, ale… będziesz w stanie walczyć? – spojrzał na nią ze szczerym zmartwieniem.
- Nic mi nie będzie. – odpowiedziała krótko – Mam już więcej za sobą.
- Mam mierne doświadczenie w walce. Wszedłem tam tylko dlatego, ponieważ dwóch na jednego to nieuczciwa rozgrywka. Jeżeli masz jakiś plan, jakąś strategię – chcę ją usłyszeć. Sam nie mam takiej wiedzy, a nie chcę się tylko pałętać pod Twoimi nogami.
- Nie da się zaplanować walki, nie znając przeciwnika.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego wspominam o tym już teraz, by nie prowadzić tej rozmowy jeszcze raz od początku, gdy już wyłonią się finaliści.
Westchnęła, spojrzała na niego, wciąż trzymając rękę przy własnym brzuchu.
- Nie chcę naciskać i cię irytować, więc zapytam po raz ostatni dla spokoju sumienia – nie powinnaś tego opatrzeć?
Przez chwilę milczała, po czym zebrała się na kolejną, spokojną odpowiedź:
- Nie ma takiej potrzeby. Poza tym, nie musisz mi towarzyszyć w kolejnej walce, jeśli nie masz pewności , czy dasz radę.
W tym momencie zjawił się Florance.
- Nie mam pewności, ale tym bardziej nie mam zamiaru cię tam zostawiać na pastwę dwóch przeciwników. Nie można się bronić skutecznie, gdy jest się oflankowanym, tyle to nawet ja wiem. No nic. – skończył, spoglądając na ring.
Na ringu czwórka zawodników właśnie podchodziła do siebie nawzajem podając sobie dłonie przed walką. Trójka z nich była dość znajoma. Po pierwsze – po przeciwnej stronie para Most Ill – ta wielka, ruda, która wyglądała na osobę mogącą podnosić bez problemu ciężarówki, oraz nikt inny jak Teikka.
Hiroshi zaaplikował dłoń do twarzy. No tak, przecież ten Tsuru mówił, że bierze udział.
Po przeciwnej zaś stronie był jakiś facet z irokezem w czarnej bluzie oraz towarzyszący mu osobnik z rudą brodą, brązową, skórzaną kurtką, na której wydawało się, że widać złotą gwiazdę. Zaraz, czy to ten… Narrad?
- Narrad. – mruknął Hiroshi, chcąc zaaplikować dłoń do twarzy ponownie, jednak to by wymagało, by wpierw ją od niej odkleił.
Rozpoczęło się już odliczanie – pięć, cztery… trzy, dwa, jeden.
Komentator:
- Iiii…. – głos komentatora zawiesił się, gdyż cała czwórka zawodników po starcie nie poruszyła się ani trochę. Jedni stali naprzeciw drugich, przyglądając się sobie nawzajem. Ta wyższa ze strony Mostillów wsadziła tylko ręce w kieszenie spodni i zrobiła krok w tył, zaś Teikka wręcz przeciwnie – uniosła ręce do gardy i postąpiła krok, może dwa kroki naprzód. – Chwila wyczekiwania… widać żadna ze stron nie chce być pierwszą, która wykona jakiś ruch!
- Młodsza zawodniczka Mostillów czeka na reakcję przeciwnika, jednak nikt z drużyny Letargu nie inicjuje walki. Kto będzie pierwszym? Kto zada pierwszy cios? Najpewniej dowiemy się już za chwilę.
W końcu akcja się rozpoczęła. Teikka po kilku podskokach w miejscu ruszyła z szarżą na gościa z irokezem. Zaczęła wyprowadzać bardzo prosty cios pięścią w jego stronę, który spotkał się z blokiem obu ramion faceta. Prawdopodobnie celowała w głowę, jednak najwyraźniej by sięgnąć tego miejsca była zdecydowanie za niska. Sprowokowany przeciwnik natychmiast odpowiedział uderzeniem kolana w jej (płaską) klatkę piersiową.
- Pierwsza wymiana ciosów! Jednak wygląda na to, że… yy… nie została wyłoniona żadna ofiara! Piła wyprowadził kopnięcie, które nawet trafiło – jednakże Wróbel wcale nie wygląda na wzruszoną tym ciosem. Uwaga – nadchodzi pięść wschodu!
Rudy rzucił się na mniejszą rudą. Wziął krótki rozpęd, po czym wybił się w powietrze, by wykonać tam pół obrotu, a następnie wyprowadził kopnięcie w tył jej glowy. To zdecydowanie wyrzuciło małą z równowagi.
- Pierwsze porządne trafienie! Wygląda na to, że Wróbel będzie czuć to nocami! Jednak czy doprowadzi to do nokautu!?
Teikka upadła na kolano. Została wtedy pochwycona przez irokeza za rękę i brutalnie pociągnięta. Nie dala się jednak wywrócić na ziemię. Rudy odstąpił od tej pary i odwrócił się w kierunku dużo wyższej rudej. Ta stała, spoglądając na niego bez ruchu z rękoma założonymi na piersi i ogólnie dość lekceważącą postawą.
- Wygląda na to, że Piła próbuje sprowadzić Wróbla do parteru! Druga para zaś szykuje się do starcia. Co z tego wyniknie? Co z tego wyniknie!?
Teikka dźwignęła się na nogi. Złapała rękę, która ją trzymała. I zwinnie obróciwszy się do gościa plecami złapała drugie jego ramię, zamykając go w chwycie, w którym oboje byli odwróceni do siebie plecami.
- Czy to będzie supleks!? Nie! NIE! Wygląda, że Wróbel popełniła właśnie największy błąd swojego życia! Piła uniósł ją do góry jakby nic nie ważyła! I szykuje się właśnie do…! OOOUUUF! Ten upadek na twarz będąc przygniecionym przez rosłego mężczyznę na pewno nie był niczym przyjemnym. – stojący przy scenie Hiroshi i Florance na pewno byli w stanie usłyszeć głośny i wyraźny dźwięk jak coś strzeliło. Gdy Irokez po przechyleniu się razem z Teikką do tyłu upadł na nią całym swoim ciężarem. Hiroshi przyłożył kciuk do ust i przygryzł go nerwowo.
- Da radę. Wytrzyma to, nie? Przecież trudną jej zrobić krzywdę, prawda? No… dalej! Podnoś się! – krzyknął.
W tym samym momencie wciąż nie puszczając ramion faceta mała ruda odbiła się gwałtownie od ziemi razem z nim obracając o 180 stopni praktycznie na swojej głowie i odwdzięczyła mu się dokładnie tym samym, tym razem ona upadając na niego. Bez wątpienia jednak to bolało dużo mniej biorąc pod uwagę ich wagę. Pozostała para wciąż nie robiła niczego znaczącego, jedynie facet starał się obejść dookoła dryblaskę, co właściwie sprawiało, że oddalali się od drugiej pary.
- Od-wró-ce-nie sytuacji! Wróbel nie daje za wygraną! Robiąc wszystko co w swojej mocy, aby nie dać się położyć! Jednak czy to wystarczy!? Wygląda na to, że...
- Nie! Piła dźwignął się z miejsca razem z dziewczyną!
- Czy ktoś przykleił ich do siebie plecami!? Jedno nie ustąpi drugiemu!
- Tak, zdecydowanie wygląda na to, że żadne z nich nie ma zamiaru puścić. Sytuacja nie wygląda na taką, która miałaby się przechylić na korzyść którejkolwiek ze stron! Raz wygrywa Piła, raz wygrywa Wróbel! Kto jednak okaże się zwyyy…
- Pięść Wschodu ruszył do ataku! To znowu jego markowy cios – pięść, która przebije niebiosa!
Rudy ruszył sprintem w stronę gigantki skuliwszy się tuż przed nią, by potem nagłym wyprężeniem wyprowadzić morderczy cios w stronę jej podbródka.
- Bezpośrednie trafienie! Wieść niesie, że ta pięść jest w stanie wywrócić całą górę!
- Jednak wygląda na to, że ta góra okazała się zbyt wielka! Sójka zachwiała się, jednak wciąż jest w walce! Czy zdąży pochwycić jego rękę!? Nie! Pięść Wschodu jest zdecydowanie zbyt szybki! Do tego wcale nie zamierza ustąpić i wyprowadza kolejny atak! Kolejne trafienie! Uuu! Coś mi mówi, że te biodra nie będą w stanie oddać żadnego porodu!
Gigantka zgięła się w pół pod siłą ciosu. Wciąż jednak pozostawała na nogach. Widać zrezygnowała z prób złapania przeciwnika. Odpowiedziała teraz po prostu szerokim zamachem lewą ręką.
- AUĆ!
- Czy ja mówiłem coś o biodrach!? Coś mi mówi, że Pięść Wschodu już nigdy więcej nie będzie w stanie spojrzeć przed siebie!
Rudy, który oberwał właściwie nadgarstkiem gigantki po twarzy w skutek uderzenia odleciał w kierunku barierki, uderzając w nią plecami a potem opadając na ziemię. Powoli, bo powoli, ale najwyraźniej wciąż usiłował wstać. Nokautu nie było. Wracając do Teikki, ta zyskała wyraźną przewagę – nie tylko udało jej się wreszcie dotknąć stopami ziemi, ale również unieść faceta na swoje plecy, następnie obrócić głową w dół i nie poluźniając chwytu zrobić pad przez swój bark używając całego ciężaru jego ciała, by zapoznać bliżej jego twarz z parkietem ringu. Gościa naprawdę mocno skręciło, padł bez ruchu na ziemię, ale to nie był koniec. Teikka natychmiast usiadła na jego plecach, objęła obiema rękoma jego nogę i bez chwili skrępowania wygięła ją w tył, sprawiając, że dało się usłyszeć kolejne nieprzyjemne dźwięki kości i stawów. Hiroshi odwrócił w tym momencie wzrok.
- Oooouuu! Przepraszam, czy my mówiliśmy o jakichkolwiek problemach tamtej dwójki!? Musieliśmy zupełnie przeoczyć fakt, że Wróbel sprawił, iż piła nigdzie już się nie wybierze o własnych siłach!
- Tak, to zdecydowanie brutalne poradzenie sobie z sytuacją.
- Bez wątpienia! Obawiam się, że Piła nie postąpi już… ani kroku dalej.
- Nadchodzi sędzia! Rozpoczyna odliczanie! Jeden!
Rudy zdołał się jakoś pozbierać do kupy. Tak szybko jak tylko był w stanie dźwignął się z ziemi i biegiem ruszył na pomoc irokezowi.
- Pięść Wschodu rusza na pomoc! Jednak na jego drodze staje Sójka! Czy… wygląda na to, że próbuje… go podciąć…? Udało mu się tego uniknąć! Wróbel nadal niczego się nie spodziewa. Co za skok! Pięść Wschodu szybkim skokiem zrzucił Wróbla z Piły! Jednak czy ten będzie w stanie się podnieść!? Wróbel nie daje za wygraną! Przygwożdżona przez ciało Pięści zrzuciła go na bok uderzeniem łokcia! Oboje zerwali się na nogi, stając naprzeciw. Czy Piła wstanie!? Sędzia zdążył już odliczyć do dwóch…!
- Tak! Podnosi się! Nie wiem, czy będzie w stanie stanąć na nogach, ale na pewno już nie leży!
- Hola, hola! Sójka znowu wkracza do akcji! Chyba zaraz… nie! Pomogła mu wstać!?
- Jeśli złapanie za kołnierz nazywasz pomocą…
- Ooo… nie! To zde-cy-do-wa-nie nie jest pomoc! Chyba, że pomocą nazwiemy… uuch! Nawet tutał mogłem usłyszeć dźwięk miażdżonej wątroby! Pięść Wschodu próbuje zareagować, ale chyba już nie zdąży! Piła upadł na ziemię jak szmaciana lalka.
- Cóóż… wygląda na to, że by wykazać niezadowolenie podzielił się z nami swoim posiłkiem.
- Niech mnie kule biją, ale mogę chyba już teraz powiedzieć, że on już zdecydowanie się nie podniesie!
- Mimo to, Pięść rozpaczliwie próbuje wykonać jakikolwiek ruch! Atakuje Sójkę kopnięciem!
- Co za cios! Ten, tym razem udało mu się przewrócić górę! Walka jeszcze nie dobiegła końca, ale czy uda mu się wygrać samemu przeciwko tej dwójce pomagając jednocześnie towarzyszowi!?
- Wróbel przechodzi do kontrataku! Co to za tech… nie! Po prostu rzuciła się na niego całym swoim ciałem! Nie trafiła!
- Powiedziałbym raczej, że był to znakomity unik ze strony Pięści Wschodu! Sędzia ponownie zaczyna odliczanie dla Piły! Jeden!
Narrad podbiegł do leżącego, usiłując podnieść go z parkietu, co poskutkowało tylko wypluciem kolejnej partii krwi zmieszanej z wymiocinami ze strony Irokeza. Cóż… z samego spojrzenia można było stwierdzić, że ten nie będzie w stanie kontynuować walki. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Rudemu to chyba jednak nie przeszkadzało, ponieważ ciągnąc za sobą towarzysza ruszył w kierunku Teikki, która dopiero podnosiła się z ziemi po swoim nieudanym skoku. Widząc, że facet zbliża się do niej wyprowadziła w jego stronę kopnięcie zanim jeszcze wstała, jednak ten zdążył zasłonić się przed nim ciałem towarzysza, do tego ze strony rudego została wyprowadzona natychmiastowa kontra!
- Czy widzieliście tą akcję!? Wygląda na to, że tonący Piły się chwyta!
- I nastąpił szybki kontratak. Trzy szybkie ciosy ze strony pięści! Pierwszy zwalił z nóg wróbla! Drugi..
- Aaał! Powiedziałbym, że ugodzić w męskość w Wróbla, jednak mamy tu do czynienia z inną płcią. I trzeci cios – prosto w splot słoneczny!
- Warto przy tym zauważyć, że ani na chwilę nie puścił przy tym swojego towarzysza!
- Cóż, drużyna Most Ill ma jednego leżącego! I choć bardzo chciałbym, to nie mogę powiedzieć, że drużyna przeciwna świetnie trzyma się na nogach! Jak zareaguje Sójka!?
- Czy zareaguje w ogóle!?
- Nie wiadomo, czy będzie taka potrzeba, Wróbel podnosi się na nogi, to niesamowite! Ciekawe, czy wszędzie jest taka wytrzymała!
- HEJ! A co cię to obchodzi!? Komentuj walkę, głupku! – zawołał Hiroshi. Florance spojrzał się na niego jak na idiotę.
- Iii… chwyt za chwyt! Prawa ręka za prawą rękę. Lewa ręka, za lewą rękę. Piła upadł na ziemię. Kto przeważy w tym pojedynku siły? Wygląda na to, że Wróbel będzie musiała jednak ulec, ale…! Czy ona..!?
W tym momencie, gdy Teikka miała już upaść na kolano można było zobaczyć, jak wzięła głęboki wdech, po czym nagle opluła go własną krwią prosto po oczach. Rudy natychmiastowo cofnął głowę i przez tę chwilę nieuwagi został podcięty za nogę, a następnie wywrócony na ziemię. Natychmiast otrzymał uderzenie głową w brzuch, gdy i Teikka usiadła na jego klatce piersiowej, po czym bez żadnych zahamowań zaczęła pięściami okładać go po twarzy. Cztery szybkie ciosy następujące jeden po drugim obracały jego twarz na lewo i prawo, z czego ostatni, zdecydowanie najsilniejszy, dość porządnie odbił jego głowę od posadzki, która zbrukała się czerwienią. Ale to nie był koniec – Teikka złączyła obie ręce w jedną pięść, którym zadała ostatni cios. Zdecydowanie najsilniejszy z ciosów, podczas którego znów można było usłyszeć wyraźny chrzęk, który pozbawił Rudego przytomności.
- To było niesamowicie szybkie i niesamowicie skuteczne! Pięć ciosów zdaje mi się wyłączyło Pięść Wschodu z walki! Jako, że Piła był do niej niezdolny już od dłuższego czasu, jakiekolwiek odliczanie wydaje mi się tu zbędne! Jednakże, by formalności stało się zadość! Jeden! Dwa! I… trzy! Drużyna Mostill pokonała drużynę Letargu podwójnym nokautem, przechodząc w ten sposób do finału, w którym zmierzy się w Adlersian!
- Niech ktoś wezwie sanitariusza bo wydaje mi się, że zawodnicy przegrani nie będą w stanie zejść ze sceny o własnych siłach.
- Finałowa walka już za chwilę! Kto będzie zwycięzcą!? Kto odbierze główną nagrodę!? Nie opuszczajcie nas ani na chwilę. Całą walkę z najdrobniejszymi szczegółami omówią dla państwa Lena Sanders!
- Oraz Kernell Token!
Hiroshi westchnął ciężko, podczas gdy na scenę wbiegła dwójka ludzi z noszami.
*Rin, powiedz, że mnie słyszysz.*
Jednak odpowiedzi nie było. Florance praktycznie cały czas nie odwracał wzroku od walki, starając się zapamiętać i pojąć w pełni ruchy wszystkich uczestników i to, jak rany na nich wpływały. Goście z noszami zabrali na nich Irokeza i szybko wybiegli, a podczas gdy schodzili z ringu weszła na niego kolejna trójka z kolejnymi noszami oraz szmatą. Dwójka wzięła rudego na nosze, natomiast ostatni zaczął tą brudną szmatą wycierać parkiet. W tym czasie z głośników została puszczona muzyka, która tak naprawdę ledwo przebijała się poprzez wrzaski widowni. Wśród tych wrzasków para Most Illów wykonywała tryumfujące gesty w kierunku trybun, podczas gdy z drugiej strony sceny, a więc koło Hiroshiego i Florance’a Kareen właśnie wchodziła na ring trzymając się cały czas jego krawędzi.
Florance mruknął tylko:
- Powodzenia – po czym skierował się w kierunku grupy Mostillów. Obszedł scenę, przechodząc pomiędzy innymi ludźmi, którzy najwyraźniej byli poprzednimi zawodnikami – co można było poznać po obrażeniach na całym ciele aż dotarł do dwójki z którą te całe Sójka i Wróbel rozmawiały przed walką. A byli to jakiś młodzieniec o blond włosach, zdecydowanie wyższy od niego, oraz niższa dziewczyna, ruda. – Yo. W sumie bardziej chciałem porozmawiać z zawodnikami, ale skoro jesteście jedną drużyną, to chciałem wam pogratulować udanej walki. Ta dwójka w ogóle tutaj zejdzie?
Pierwsza, gwałtownym ruchem głowy odwróciła się w jego kierunku dziewczyna. Wpierw zmierzyła go niezadowolonym wzrokiem, po czym odezwała się wrzaskiem, który bez problemu był w stanie przebić się przez wiwaty tłumu:
- A ten co!? Myślisz, że potrzebujemy twojej sympatii!?
- Przestań się drzeć, Tsun! – odpowiedział blondyn, zerkając w stronę Florance’a. Dziewczyna natychmiastowo odwróciła się do blondyna:
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić! Ciągle jesteś mi jeszcze coś winien, pamiętasz!? – blondyn westchnął na to z niezadowoleniem, po czym po prostu ją zignorował, spoglądając po prostu w stronę sceny. Ta fuknęła wtedy, rzucając krótki komentarz „pierdoła” i również spojrzała w tym samym kierunku.
- Moje pytanie dalej aktualne – one będą tak stały cały czas?
Znów odkrzyknęła mu ta młoda, która była właściwie w jego wieku, tylko zdecydowanie niższa:
- Ty jeszcze tu jesteś!? Tak! Będą! Coś ci się nie podoba!?
Florance odskinął tylko i wszedł na scenę, na którą wcześniej wszedł już Hiroshi.
- Yo. – przywitał się z rudymi, co wywołało u Hiroshiego uniesienie dłoni na wysokość skroni z nieopisanym zdziwieniem i zirytowaniem na twarzy.
- Zawodnicy są już na miejscach! Zaraz! Wszedł ktoś jeszcze! – głos Kernella rozległ się mniej więcej w momencie, kiedy gość ze szmatą właśnie schodził z ringu. Obie rude odwróciły się w stronę Florance’a ze zdziwieniem, z którego pierwsza wyrwała się ta dużo wyższa:
- Żadnych autografów. – oznajmiła, pokazując mu ręką zejście.
- Um… ja… nie o tym. Po pierwsze, chciałbym wam pogratulować udanej walki, a po drugie… jesteście dość poturbowane, a oni mają świeżego zawodnika, który doszedł dopiero w półfinale. Więc, jeśli oczywiście się zgodzicie – zamienie jedną z was, ponieważ mam z nim osobiste porachunki.
Wielka odwróciła głowę w kierunku swoich przeciwników, mierząc ich krótkim wzrokiem.
- Dobra, ten drugi to i tak jakaś pizda. Teikka, złazisz.
Niska oczywiście odparła z oburzeniem:
- Co!? Nieee!
- Złaź, nie pierdol. – stanowczy głos gigantki powstrzymał dalsze sprzeciwy i doprowadził do tego, że z niezadowolonym spojrzeniem w kierunku Florance’a Teikka powoli podeszła do barierki, by stamtąd zeskoczyć. Florance posłał do swojego brata z drugiego końca ringu coś, co po Vanbijsku zwie się „shit eating grin”. Hiroshi spojrzał na Kareen, stwierdzając:
- Nie wiem, co on odpierdala, ale chyba właśnie dał nam szansę na wygraną. – Kareen skinęła tylko głową.
Komentator:
- Wygląda na to, iż w drużynie Mostill doszło do zmiany zawodnika! Kim jest ten nowy zawodnik!? Mamy na to odpowiedź! To… nikt inny jak… KONWALIA!
Hiroshi pacnął się dłonią w twarz dokładnie w momencie, w którym publiczność wybuchła śmiechem.
- Nadszedł więc czas na długo oczekiwany finał! Prosimy zawodników na środek sceny oraz podanie sobie dłoni przed ostatnią walką w dzisiejszym turnieju.
Hiroshi podszedł na środek, by uścisnąć dłoń brata.
- Masz wpierdol, zdajesz sobie z tego sprawę, FLORANCE?
Florance z pełną powagą odwzajemnił uścisk dłoni.
- Hiroshi, nie zapominaj, kto częściej komu dawał po mordzie w krypcie.
Hiroshi uniósł na chwilę brew, po czym uśmiechnął się szeroko, jak gdyby nigdy nic:
- Krypta. Ta gra była tak beznadziejna.
- Sam wymyślałeś zasady.
W tym samym czasie Kareen podeszła do „Sójki”. Nawet, jeśli ta pierwsza była tak wysoka, to wciąż wyglądała bardzo nisko przy tej drugiej. Wyższa najwyraźniej widziała jak bardzo poturbowana jest jej przeciwniczka, co natychmiast skomentowała krótką odzywką:
- Może będę używać tylko jednej ręki, byś miała jakieś szanse?
- Być może dojdzie do takiej sytuacji, kiedy drugą ci połamię. – wymieniły się krótkimi uśmiechami, po czym obie, niemal równocześnie, zrobiły krok w tył. Sędzia rozdzielił również obu braci. Petta spojrzała przez ramię na Florance’a, po czym wskazała jedną ręką Hiroshiego:
- Bierz tą pizdę i nie wcinaj się w moją walkę.
- Z wzajemnością.
Kareen również udzieliła krótkiej „porady” swojemu partnerowi, która zresztą brzmiała dość krótko:
- Po prostu nie daj się złapać.
- To już drugi raz, jak słyszę tą poradę, wcześniej od Panny Marianelli. Wyjaśnij mi, bo chyba nie rozumiem, o co tu chodzi. Ale po walce.
Przytaknęła głową, skupiając wzrok na swojej przeciwniczce.
- I nadeszła długo wyczekiwana chwila! Odliczanie do finału! Pięć! Cztery! Trzy!
Kareen poszerzyła swój krok, stając w gotowości do skoku, gdy tylko skończy się odliczanie. Sójka zaś wyraźnie zdawała się lekceważyć, stojąc mniej więcej w taki sposób, w jaki stało się w kolejce po odbiór swojej żywności w krypcie.
Dwa! Jeden!
- I start! |
_________________ . . . |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1394
|
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 8:37 pm
|
|
|
Od razu po rozpoczęciu się walki Florance zaszarżował na Hiroshiego, a Kareen na Sójkę. Hiroshi próbował uniknąć ciosu brata, jednak jest zbyt wolny. Pięść Florance’a wbiła się w brzuch Hiroshiego, niemal w tym samym momencie, kiedy wysokie kopnięcie z obrotu Kareen uderzyło w bok twarzy Sójki. I tak jak Hiroshi zgiął się w pół pod wpływem ciosu, tak i Sójka srogo przechyliła się na bok.
- Pierwsza wymiana ciosów! Wygląda na to, że jednak żadna z drużyn nie uzyskała przewagi, ponieważ w jednej z walk tryumfuje drużyna Adlersian, zaś w drugiej drużyna Most Ill! Konwalia nie wydaje wytchnienia Słonecznemu! Podczas gdy Szkarłatna dama wyprowadziła potężne kopnięcie na twarz Sójki! Sójka spróbowała złapać za raniącą ją nogę, jednak była na to zbyt wolna. Otrzymała kolejny cios! Ach! Ciekawe, czy po tym kopnięciu jej żebra ciągle są w całości!
- Zaraz obok Konwalia szykuje kolejny atak! Wygląda na to, że próbuje go przygwoździć do ziemi! Ale Słoneczny nie daje za wygraną! Szamocze się jak oszalały, jednak chyba nie zrobił niczego, co byłoby w stanie mu pomóc! Pierwsze zetknięcie z ziemią.
Hiroshi upadł plecami na deski parkietu, a Florance upadł na niego. Dwójka złączyła się w uścisku, w którym Hiroshi zdecydował się na bardzo niehonorowy ruch. W czasie, gdy sędzia podchodził i miał zaczynać odliczanie, ten uniósł gwałtownie kolano, by uderzyć nim w krocze własnego brata. Szok bólu przeszył całe ciało Florance’a, który zmuszony był ulec jego sile, dając przy tym szansę Hiroshiemu na kolejne posunięcie. Ten wykorzystał je, ponownie atakując głową w twarz brata, a następnie usiłując zrzucić go z siebie. Pierwszy ruch był trafieniem. Drugi zaś udał się tylko połowicznie – teraz oboje leżeli na boku wciąż mając siebie nawzajem w uścisku.
Komentator:
- Szkarłatna Dama przy olbrzymiej Sójce tańczy niczym arlekin nie dając się złapać! Zasypuje ją gradem potężnych kopnięć, z których z pewnością żadnego bym nie chciał otrzymać. Na co Sójka odpowiada zupełnie niecelnymi ripostami w losowych kierunkach! Jeśli żaden z nich nie trafi myślę, że jej pozycja jest już z góry przegrana. Co jednak, jeśli trafi? Być może dowiemy się już za chwilę!
Lena:
- Słonecznemu zaś udało się zepchnąć Konwalię z siebie doprowadzając do dość patowej sytuacji po raz kolejny dzisiejszego dnia! Który z nich uzyska przewagę? Wygląda na to, że… Konwalia! Kopnięciem w brzuch odepchnął swojego przeciwnika samemu również się od niego oddalając i wstaje na nogi. Wygląda na to, że uda mu się to pierwszemu!
- Tylko lepiej niech uważa, co dzieje się za jego plecami. – po usłyszeniu słów komentatora Florance mógł niemal poczuć, jak tuż za nim przeleciało potężne uderzenie, które właściwie ominęło go o włos. Cóż, jego brat dopiero się podnosił, więc znowu miał okazję, by zadziałać.
Lena:
- Kolejny ruch ze strony Konwalii! Słoneczny nie da rady uciec, jednak zdążył się zasłonić, by przyjąć na bark kopnęcie, które najwidoczniej nim zachwiało.
- Jednak na pewno nie tak, jak kopnięcie, które można było zobaczyć zaraz za ich plecami! Powiedziałbym wręcz, że było to TRAFIENIE KRYTYCZNE! Czy stopa powinna tak się ustawiać!? Ale to nie wszystko! Kontynuacja! Aaaach! Kolejne zetknięcie z ziemią! Mógłbym przysiąc, że kiedy Sójka upadała, widziałem kurz unoszący się z parkietu!
- Druga para zaś wciąż w samym środku własnego starcia! Następne kopnięcie ze strony Konwalii uderzyło w bok słonecznego gdy ten odskakiwał, by zwiększyć odległość między nimi. Wojownicy stanęli naprzeciw siebie spoglądając sobie w oczy. Kto wykona następny ruch!?
- Na pewno nie będzie to Sójka! Spójrzcie tylko na Szkarłatną Damę! Co zamierza zrobić wspinając się na ten narożnik!? Zresztą, wspinając!? Właśnie to zrobiła! Czy to technika młotu niebios!?
Rozległo się głośne uderzenie, a właściwie łomot. Wygląda na to, że z drugiej pary Sójka przegrywała starcie. Wy jednak musieliście się skupić na własnym pojedynku.
Lena:
- Konwalia wystrzelił niczym strzała ponownie wbijając pięść w brzuch swojego oponenta! Ten nawet nie próbował uniknąć! Niemal od razu łapiąc jego ramię i kontratakując głową w jego twarz! Kto wyszedł z tej wymiany bardziej zwycięsko!? Co-za-po-je-dy-nek! Słoneczny przyjął uderzenie prosto w twarz, jednak to nawet nie przeszkodziło mu w wyprowadzeniu uderzenia kolanem w intymność!
Wymiana ciosów cofnęła was oboje od siebie. Hiroshi był cały potłuczony, coraz bardziej ociężały, ale Florance cierpiał chyba z powodu obrażeń jeszcze bardziej. Poczuł jakieś dziwne ciepło napływa mu do ust, chcąc wydostać się na zewnątrz. Zmuszony był splunąć na parkiet własną krwią.
- Nie do wiary! Sójka wciąż jest zdolna dalej walczyć! Chociaż – nie! Czy aby na pewno!? Wycofuje się w stronę krawędzi! Czyżby miało dojść do zmiany zawodnika!? Nie mniej jednak wygląda na to, że Szkarłatna Dama wcale nie ma zamiaru pozwolić jej na dotarcie do barierki! Kolejna szarża i…! Kolejne uderzenie! Tym razem w plecy! Czy sprowadzi ją to do kolejnego upadku!? Obie wyglądają na zmęczone, ale… nie! I to jeszcze nie jest uziemienie!
Hiroshi ruszył naprzeciw własnemu bratu. Wszystko co chciał osiągnąć to po prostu staranować go, powalając go na ziemię i przygważdżając własnym ciałem. Ten jednak kątem oka zdążył dojrzeć jego atak i zniżyć swoją pozycję stawiając jak największy opór. Bark Florance’a uderzył w klatkę piersiową Hiroshiego w tym samym momencie, gdy ręka tego drugiego trafiła go w twarz. Florance upadł bardziej na bok, niż na plecy, zaś Hiroshi stracił w skutek uderzenia równowagę i poleciał dalej, wykładając się na brzuchu na parkiecie.
- Kolejna wymiana ciosów! Po nieudanej próbie przygwożdżenia Konwalia zrywa się na Słonecznego wbijając łokieć w jego plecy! To musiało boleć. I… ponownie obaj zawodnicy leżą na parkiecie.
- Łoooł! Co za kontra! Wprawdzie było w tym więcej szczęścia niż przemyślenia, ale bezpośrednie trafienie takim kopnięciem na pewno skończyłoby się szpitalem dla każdego, kto nie jest Szkarłatną Damą! Nawet ona nie była w stanie ustać po tym na nogach, uderzając w barierkę! Czy się podniesie!? Tak! Podnosi się! Jednak Sójka wcale nie ustępuje! Niczym czołg wykorzystując całą swą olbrzymią posturę Sójka natarła na Szkarłatną Damę potężnym uderzeniem… pudłując! W skutek niesamowicie szybkiego uniku! OLABOGÓW! CZY ONA…. Właśnie.. ZNISZCZYŁA ŚCIANĘ RINGU!? TAK! Kontratak ze strony Szkarłatnej Damy wyrzucił ją ze sceny! Jeśli nie powróci w ciągu pięciu sekund będzie to wygrana!
Florance znając pozycję swojego brata obrócił się szybko na bok, lekko poddźwigając i uderzył go pięścią w plecy, co nie było najskuteczniejszym ruchem, szczęśliwie udało mu się uniknąć ciosu Hiroshiego, który nieudanie próbował uderzyć go pięścią w gardło.
Lena:
- Zażarta walka kontynuuje! Słoneczny po raz kolejny uderza głową! Chwila! Co z Konwalią!? Upadł na parkiet!? Wygląda na to, że Konwalia stracił przytomność!
- Sójka wciąż nie wróciła na parkiet! Czyli kolejny podwójny nokaut!?
W tym momencie Hiroshi mógł usłyszeć zbliżający się wrzask zza swoich pleców, nadciągający coraz bliżej i bliżej, jednak nim ten zdążył zorientować się, czym jest ten wrzask, ten był już na tyle blisko, by chłopak mógł poczuć uderzenie na swoim karku, które natychmiast przygniotło go do ziemi.[/i]
- Zaraz, czy to ptak!?
- Czy to samolo- właściwie, to jest poniekąd ptak! Wróbel wkroczył na scenę natychmiast przygważdżając słonecznego do ziemi!
- Szkarłatna Dama natychmiast rusza z pomocą! To trafienie! Wygląda na to, że Wróbel ponownie uczy się latać!
Nacisk na plecach Hiroshiego zwolnił się natychmiastowo. Nim zdążył tak naprawdę dojść do siebie, został już pochwycony za ramię i uniesiony do góry. To była Kareen, która natychmiast na niego spojrzała.
- Cóż, mogę odwracać jeszcze jakiś czas jej uwagę, byś miała darmowe uderzenia. Ale nie wiem, jak długo pociągnę, ten kretyn naprawdę chciał to wygrać.
W odpowiedzi ruda skinęła tylko głową bez słowa i wcale na niego nie czekając ruszyła do ataku na Teikkę, która dopiero zbierała się z ziemi pod barierką. Wyższa błyskawicznie znalazła się przy swojej przeciwniczce z pełnego obrotu atakując małą kopnięciem z ukosa. Jednak o dziwo ta zdążyła zasłonić się dłońmi, pochwyciwszy kostkę Kareen, nie odnosząc przy tym żadnych obrażeń. Mało tego, stanąwszy szerzej i pewniej na ziemi obróciła kostkę atakującej o sto osiemdziesiąt stopni, po czym zamachnęła sięszeroko, uderzając ją o barierkę.
- Szkarłatna Dama na pewno nie przyjęła tego z wdzięcznością! Upadła na ziemię, ale czy na niej zostanie? O nie, zdecydowanie nie ona! Wróbel szykuje się do drugiej części ataku, jednak zdecydowanie nie jest w stanie dorównać prędkości damy.
- Kiedy ona właściwie zdążyła wstać!?
- Nie wiem, ale wygląda na to, że udało jej się uchwycić jej staw łokciowy, sprowadzić ją na ziemię i zamknąć w tej pozycji. Chyba nie będzie w stanie się z tego podnieść.
Lena:
- Słoneczny biegnie z pomocą! Unieruchomił całkiem jej nogi!
- Niech chcę brzmieć jednostronnie, ale wygląda na to, że wróbel nie ma już najmniejszych… O MÓJ BOŻE!
Lena:
- Czy ona właśnie… wyrzuciła obydwu w powietrze?
Hiroshi został odrzucony w tył na wskutek gwałtownego powstania z ziemi Teikki. Jak ona to zrobiła? Teraz jednak nie mógł uzyskać odpowiedzi na to pytanie, ponieważ upadł ciężko na parkiet, prześlizgnął się po nim jeszcze trochę, lekko uderzając głową w narożnik.
- Czy na pewno mamy do czynienia z jakimś Wróblem czy może jakimś Smokiem!?
Lena:
- To jeszcze nie wszystko! Sójka powróciła na ring! Chwila, gdzie właściwie jest Konwalia!?
- Czy ktoś właściwie widział Konwalię!? Co na to sędzia!?
- Sędzia!? Właśnie! Gdzie jest sędzia!?
Kolejny krzyk niedowierzania uniósł się z trybun. Z jednej strony buczenie, z drugiej strony wiwaty. Gdy Hiroshi był wreszcie zobaczyć co jest przed nim zauważył tę cała Sójkę, szarżującą na dopiero co wstającą Karin, podczas gdy na niego biegła już ta druga, Teikka, czy też Wróbel.
Hiroshi wybił się w bok z pomocą belek barierki, w ostatniej chwili unikając skoku Teikki, która przyrżnęła głową w narożnik i nawet jeśli upadła na ziemię, to nie wyglądało na to, by ją to ruszyło. Mimo to Hiroshi rzucił się w jej kierunku, usiłując przygwoździć ją do ziemi. Ta jednak była już w połowie wstawania i gdy ten padł w jej stronę ta odwinęła się szybkim obrotem, sprzedając mu w obojczyk cios łokciem. Słaby. Korzystając z tej szansy objął ją i odezwał się głośno:
- Poczekaj! Chwila! Stop.
- CO! – Natychmiast odpowiedziała!
- PO PIERWSZE, JAK MOŻECIE TAK OSZUKIWAĆ! U WAS ZOSTAŁ TYLKO JEDEN ZAWODNIK, NIE JESTEŚ PRZECIEŻ JAKIMŚ PODRZĘDNYM OSZUSTEM, PRAWDA?!
- I co! Myślisz, że po prostu zaraz zejdę ze sceny!? Nie widzę tu żadnego zawodnika! A ty zaraz będziesz leżeć!
- I TURNIEJ WYGRANY BĘDZIE Z ŁATKĄ OSZUSTA!? WASZ ZAWODNIK ZOSTAŁ ZNOKAUTOWANY, A SĘDZIA W TAJEMNICZYCH OKOLICZNOŚCIACH ZAGINĄŁ!
- TO MOŻE PÓJDŹ POSZUKAĆ, POZA TYM TO NIE BYŁ NIGDY NASZ ZAWODNIK! KTO CI TAK POWIEDZIAŁ? WALCZYŁEŚ Z JAKIMŚ IDIOTĄ, KTÓRY WBIEGŁ NA RING!
- NIE MY WPUŚCILIŚMY TAM TAMTEGO IDIOTĘ! ROZUMIEM, ŻE MOŻESZ BYĆ WŚCIEKŁA BO ODEBRAŁ CI WALKĘ, ALE TO NIE POWÓD, BY –NAS—ZA TO KARAĆ! ZROBIMY TAK – ZEJDZIEMY RAZEM,
- CO!? CHYBA NIE MYŚLISZ, ŻE TAK PO PROSTU STĄD ZEJDĘ! O NIE! PO TYCH WSZYSTKICH „TEIKKA ODEJDŹ, TEIKKA TO NIE DLA CIEBIE!” MAM WRESZCIE OKAZJĘ POKAZAĆ, NA CO MNIE STAĆ!
- LEDWO TRZYMAM SIĘ NA NOGACH, JAKIE TO POKAZANIE NA CO CIE STAĆ?
- A KTO CI POWIEDZIAŁ, ŻE MAM ZAMIAR WALCZYĆ Z TOBĄ?!
- JAK TAK BARDZO CHCESZ WALCZYĆ, TO WALCZ Z OSOBĄ, KTÓRA ZA KAŻDYM RAZEM WYGANIAŁA CIĘ JAK DZIECKO! WTEDY BĘDZIE DOBRZE I UCZCIWIE!
- PORĄBAŁO CIĘ!? DLACZEGO MAM ATAKOWAĆ SWOJĄ DRUŻYNĘ!? MAM ZAMIAR TO WYGRAĆ!
- MOŻESZ RÓWNIE DOBRZE WYGRAĆ SAMA, TO IM POKAŻE, ŻE POWINNI SIĘ Z TOBĄ LICZYĆ!
W tym momencie, razem z krótką chwilą namysłu Teikka odwróciła głowę w kierunku pozostałej, walczącej dwójki, która właśnie wymieniała się dwoma ciosami dokładnie w tym samym momencie. Ciosem pięścią i kopnięciem skierowanymi w przeciwną twarz…
Było tu na pewno dużo więcej pojazdów niż jeszcze wczorajszego dnia, ale niemalże żadnego człowieka poza stałą obstawą ludzi Białej Legii pilnującej wejścia do miasta. Razem z Szą zaczęła poszukiwania transportera na parkingu, jednakże nigdzie nie mogły go odnaleźć, poświęcając trochę czasu na poszukiwania.
- Gdzie jest brat? – Spytała Sza, po chwili dodając kolejne pytanie – I gdzie jest kotek?
- Właśnie szukamy twojego brata. Pewnie jest przy waszym... samochodzie, a kotek... ciężko stwierdzić. Pewnie gdzieś pobiegł i bawi się z innymi kotkami.
- N-nie ma tu brata? – Spytała się, raz jeszcze się rozglądając, po czym bez namysłu nabrała powietrza w płuca i wykrzyknęła co sił w dziecięcym gardle: - Braaaat!
Skrzywiła się na ten krzyk prawie pewna, że Legia zaraz się zejdzie – Sza... nie krzycz. Jed się znajdzie. Teraz musimy tylko wasz pojazd znaleźć. Pamiętasz może czy przestawialiście go?
Sza spojrzała na Hitomi, po czym pokręciła krótko głową.
- N… nie – powiedziała – Nie widziałam go. Dałam wam karabin i nie widziałam go.
- A miał na ciebie tutaj czekać, czy miałaś się z nim w innym miejscu spotkać?
Podrapała się po policzku z zastanowieniem, po czym odpowiedziała:
- Nnoo… miałam wtedy szybko wracać, ale… potem poszliśmy na góręęę ii… jego już wtedy nie było.
- Boże niech ja dorwe tamtą dwójkę... zawsze mam najtrudniejsze zadania - Popatrzyłam na Szę -No nic mała, szukamy dalej. W razie czego zostawimy wiadomość strażnikom przy bramie by powiedzieli Jedowi gdzie nas szukać, gdyby go spotkali.
- Nno… dobra. Ale ja go tu nigdzie nie widzę. – stwierdziła mała udając się dalej w poszukiwania za Hitomi. Oczywiście cały czas ani na chwilę nie porzuciła swojej butelki mleka.
- A tak spytam. Tutaj miałaś do niego wrócić, tak?
Na pytanie Hitomi Sza odpowiedziała skinieniem głowy. Cóż, dalsze poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów. Tego pojazdu po prostu tutaj nie było. Dlatego Hitomi zwróciła się do strażników Źródła z prośbą o przekazanie wiadomości osobie poszukującej siostry, której treść wyjaśniała, gdzie może ją znaleźć. Następnie z małą skierowała swoje kroki w kierunku, z którego dobiegały odgłosy podekscytowanych komentatorów. Droga chwilę jej zajęła, głównie dlatego, że Sza się trochę ociągała cały czas się rozglądając, najpewniej w poszukiwaniu brata, ale w końcu dotarły do otwartego na oścież budynku, z którego dochodziły wszystkie krzyki. Sza złapała ją tam za poły płaszcza, przylgnąwszy do niej bliżej. Najwyraźniej taki hałas przekraczał jej próg odwagi. A to, co mogła tam zobaczyć… cóż. Na scenie, czy też raczej ringu, daleko przed nią bójka trwała w najlepsze. Krzyk jednego z komentatorów właśnie ogłaszał czyiś powrót na ring. Coś o jakiś… konwaliach, braku sędziego, wróblach, smokach i cholera wie, co jeszcze. Hitomi położyła dłoń na ramieniu małej i spytała głośniej - Chcesz to zobaczyć z bliska? - Sama była dość chętna do zobaczenia takowego przedstawienia, ale jeśli mała za bardzo się boi to wycofają się z tego budynku
- N… nie wiem. – niepewnie odpowiedziała dziewczynka – A co to?
-Wygląda na pojedynki. Podejdźmy, a jeśli ci się nie spodoba to wrócimy do pokoju. Co ty na to?
- Noo… dobra. – jako, że mała przytaknęła na propozycję, Hitomi udała się z nią bliżej sceny. Wraz z tym jak się zbliżała mogła coraz lepiej dojrzeć zawodników. Jakaś dziewczyna będąca na ringu właśnie z wysokiem uderzyła głową w narożnik areny, po czym powstając złączyła się ze swoim najpewniej przeciwnikiem w ciasnym uścisku. Z drugiej zaś strony odbywała się walka gigantów i chyba nawet obie były kobietami. Jedna, dużo większa, właśnie przyciskała do barierki drugą, która z kolei zaciskała swoją dłoń na jej szyi. Chociaż… czekaj. Wracając do pierwszej dwójki, jedna z tych postaci wygląda całkiem… znajomo… to jest, najpierw… Hitomi mogła tak stwierdzić po samym ubiorze, ale kiedy podeszła bliżej… mogła zauważyć, że i twarz, pomijając nowe siniaki, oraz wąską strużkę krwi wypływającą z ust jest jej jak najbardziej znajoma od co najmniej siedemnastu lat… HIROSHI!?
Uaaa. To musiało boleć... - Skomentowała uderzenie o narożnik. Z zainteresowaniem przyglądała się pojedynkom. Nie... Nie wierze. Czy to...? - Kretynie złaź z tego ringu zanim tam wejde i sama cie z niego wyrzuce! - Krzyknęła w niezbyt dobrym nastroju. Posłała mu przy tym mordercze spojrzenie.
- NO TO WŁAŹ! A TY, TEIKKA! BĘDZIE MI TRUDNO ZAPROSIĆ CIĘ NA JAKIEŚ JEDZENIE JAK MI POŁAMIESZ KOŚCI! – oznajmił, spoglądając jej w oczy, jeśli ta spojrzy w jego kierunku.
- TY SIĘ CIESZ, JEŚLI NA KOŚCIACH SIĘ SKOŃCZY!
Hitomi rozpięła płaszcz i zdjęła go. Wręczyła Szy i powiedziała do niej. - Poczekaj tutaj chwilkę mała. Zaraz wyrzuce z ringu tego niedorozwoja. Nie odchodź nigdzie. - Nie zważając na protesty innych złapała się lin i wskoczyła na ring. Następnie wściekła z zaciśniętymi pięściami przemierzyła ring.
- JASNA CHOLERA, KOLEJNA OSOBA NA RINGU! NIE MAM JUŻ DŁUŻEJ POJĘCIA, CO TU SIĘ DZIEJE! To chyba nie jest sędzia!
Lena:
- Sędzia raczej nie ruszyłby do ataku na Słonecznego! Kto to do diaska jest!?
Hiroshi otrzymał kolejne uderzenie. W nerkę, następnie w bok kolana, co sprawiło, że na owo kolano upadł. Teikka, co najmniej zaskoczona puściła go, oddychając ciężko ze zmęczenia, po czym cofnęła się o krok, przyglądając się parze niepewna, co właściwie powinna zrobić. Hitomi spróbowała jeszcze powalić Hiroshiego na plecy, jednak ten stawił zbyt duży opór.
- Dobra, dobra, już schodzę! – zawołał, chwytając się za nerkę i ruszył jak najszybciej, by bezpiecznie uciec z ringu. Nie wyglądało to tyle na ucieczkę, co na zczołganie się ze sceny, z łupnięciem, gdy upadał na grunt budynku. Był już właściwie na skraju wyczerpania.
- He-hę!? Znaczy, że co, że teraz ty!? – Teikka wskazała Hitomi palcem, zaciskając drugą rękę w pięść i spoglądając w jej stronę niepewnie.
- A następnym razem proś o pozwolenie! - Krzyknęła za nim wściekła. Rzuciła jeszcze spojrzenie na przeciwniczkę Hiroshiego, czy nie przejawia wrogich zamiarów. - Nie chcesz mi podpadać dzisiaj. Naprawde nie chcesz.
Teikka uśmiechnęła się paskudnie z potłuczonym nosem, po czym znów splunęła na czerwono w bok.
- I wzajemnie. – charknęła – Nie ważne, ilu was będzie, dam wam wszystkim radę! – nie czekając na reakcję przeciwniczki rzuciła się na Hitomi. Ta uczyniła podobnie, z tym, że przed nią uczyniła półkrok w bok, dając nura pod jej ramieniem. Pozostawiła nogę dalej przed nią, a gdy tylko poczuła na niej opór pędzącej, założyła jej całą rękę za plecy. Teikka na pewno nie spodziewała się takiej prędkości przeciwniczki i wyraźnie zaskoczona jej posunięciem po raz kolejny wyrżnęła twarzą w narożnik ringu.
-Tylko ja mogę go okładać. Możemy to już skończyć? Nie jesteś w stanie tak walczyć.
W tym czasie Hiroshi zaczął człapać w kierunku komentatorów z głupawym, obolałym uśmiechem na twarzy.
- Wróbel otrzymała kolejne uderzenia, które właściwie sama sobie uczyniła! Zaś z drugiej strony mamy dwójkę leżącą na ziemi! Czy ktoś z nich się podniesie? Gdzie jest sędzia, który powinien odliczać!? Wygląda na to, że cała walka rozstrzygnie się między Wróblem a… nieznajomą, którą…
Lena:
- Cóż, widzieliście szybkość, z którą się porusza!? Póki nie znamy jej imienia, nazwijmy ją błyskawica!
- Niech i tak będzie! Wróbel mimo wszystkich odniesionych obrażeń dalej nie daje za wygraną! CO będzie kolejnym ruchem!?
O dziwo Teikka, czy też Wróbel, znów podniosła się na nogi. Odwróciła się ku przeciwniczce, mierząc ją nienawistnym spojrzeniem.
- JA się nigdy nie poddaję! – stwierdziła, obracając się ku Hitomi całym ciałem, chwiejąc się przy tym na nogach – No chodź! Pokaż, na co cię stać!
Hitomi pokręciła lekko głową.
- Nie mówiłam o poddaniu się. Także zejdę z ringu, ale jak wolisz. – wolnym krokiem zaczęła podchodzić do Teikki. Będąc w odległości jakiś dwóch, trzech kroków wystrzeliła w jej stronę, po czym wystrzeliła w jej stronę, po czym wykonując salto chce piętą uderzyć kobietę w głowę. Już w powietrzu mogła zauważyć, że Teikka usiłuje zasłonić głowę rękoma, jednak robi to zdecydowanie zbyt wolno. Trafiła dokładnie w miejsce, w które zamierzała, jednak tu pojawiło się jej zaskoczenie – to nie było jak kopnięcie jakiejś osoby. Bardziej jakby uderzyła w jakiś słup, bądź drzewo – cokolwiek, co nawet nie ruszyło się pod wpływem uderzenia. Jak się tego spodziewała, Hitomi upadła na ziemię, amortyzując sam upadek rękoma, po czym błyskawicznie spróbowała się odturlać w bok. Zrobiła to w samą porę – w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą leżała, w parkiet wbił się łokieć Teikki . Wbił. Dosłownie. Jego siłę można było określić na przynajmniej trzy sposoby – po tym, jak w powietrze poleciały drzazgi, po tym, jaki dźwięk się przy tym wydobył, oraz po jęku samej rudej, która wyraźnie nie była zadowolona z pudła. Hitomi miała teraz przewagę – właśnie wstawała, a ta wciąż leżała na ziemi. Wystrzeliła więc naprzód, przeskakując leżącą, obracając się w jej stronę i chwytając za rękę, na której ta próbuje się dźwignąć. Brutalnie wykręciła ją do tyłu, umiejscawiając nadgarstek w pozycji, z której ta nie była w stanie się wyrwać. Nawet, jeśli próbowała się miotać zdecydowanie nie była w stanie odzyskać wolności.
Lena:
- Szybka akcja, szybki chwyt! Błyskawica całkowicie zdominowała wróbla zamykając ją przy ziemi! Chyba nie da rady wstać samemu! I chyba nawet nie ma kto jej pomóc! Sędzia powinien zacząć odliczanie! Czy ktokolwiek zacznie odliczanie!
To był moment, w którym na scenie pojawiła się sama Marianella Suel de Chardin trzymając w dłoni – skądkolwiek go wzięła – megafon. Zwracając się do publiczności zaczęła głośne i wyraźne odliczanie:
- Jeden! Dwa! I… trzy! – Publiczność zawtórowała jej głosowi wznosząc okrzyki, gwizdy i ogólnie drąc się w niebogłosy.
- Tak! Dotrwaliśmy do końca! I wygląda na to, że zwycięzcą jest osoba, która pojawiła się niespodziewanie! I… em… – zająknął się.
- Błyskawica! Najpewniej działająca dla drużyny Adlersian została czempionem dzisiejszego turnieju! – krzyki publiczności w tym momencie całkowicie zagłuszyły dalsze wypowiedzi komentującej dwójki. Marianella skłoniła się ku tłumowi kilka razy wskazując po tym w kierunku Hitomi. Sama Hitomi zaś puściła Teikke i zeszła z jej pleców po czym przykucnęła przy niej pomagając jej wstać bądź usiąść . Wyszło na to, że to drugie.
- Wybacz... troche przesadziłam. Cała jesteś?
- Urgh… nic mi nie jest. – odburknęła jej z niezadowoleniem kichając następnie w skutek czego na ziemi przed nią zrodziła się kolejna czerwona plama. – Masz szczęście, że nie walczyłam na serio.
- Gdyby ten ostatni cios mnie dosięgł, nic by ze mnie nie zostało. Jesteś niesamowicie silna.
- A ty… – odkaszlnięcie – Kurewsko szybka.
- Naprawde? Znaczy... wiem, że jestem szybka, ale aż tak?
- Gorzej. – ponownie jej wypowiedź przerwał kaszel, po którym…
Florance’owi nie było dane odpocząć po bijatyce. Nie wiedział właściwie, ile czasu minęło od momentu, kiedy wyłożył się na deski areny. Jednak było pewne, że właśnie w tym momencie znowu ktoś bije go po twarzy. Nie było to przyjemne. Jednak bez wątpienia – skuteczne, ponieważ przywróciło go do świadomości. Nawet jeśli od razu otworzył oczy, nie był w stanie od razu zobaczyć tego, co było przed nim czy też obok niego. Podobnie nie mógł też usłyszeć dźwięków, głosów, które były skierowane właśnie do niego. Z początku wyłapywał tylko pojedyncze słowa – „debilu”, „pobudka”, „kolacja”. Wkrótce mógł skupić się na tyle, by zobaczyć tą twarz, która wisiała nad nim już od dłuższej chwili, niezadowolona, wręcz wkurzona. Ruda. Cóż, widział ją już wcześniej, a właściwie tuż przed wejściem na ring. Nawet, jeśli chciał w tym momencie coś spytać, nie zdążył, gdyż w tym momencie lodowata woda chlusnęła w jego twarz, błyskawicznie przywracając go do zmysłów.
- Co? Gdzie? Ja?
- Wstawaj na nogi, debilu! – opieprzył go głos – Nie ma czasu na wylegiwanie się!
Florance podjął próbę powolnego podniesienia się. Gdy już mu się to udało, ociężale, zadał pytanie:
- Gdzie ja jestem? – zapytał.
Cóż, odpowiedź była bardzo dosadna, a jednocześnie niewiele wyjaśniająca:
- W DUPIE I PRZESTAŃ SIĘ DRZEĆ! MASZ BYĆ CICHO, JASNE?
- Dobrze, przepraszam. – odpowiedział pokornie, ściszonym głosem.
Florance powoli mógł zdawać sobie więcej sprawy z tego, co go otacza. Jeszcze przed chwilą był na ringu. Na pewno wciąż był w jego pobliżu, gdyż był w stanie usłyszeć nieco stłumione wrzaski publiczności, oraz spikerów. Jednak na pewno nie był z nimi w jednym pomieszczeniu. Bowiem pomieszczenie w którym się znajdował było dość niewielkie. Miało dość niski sufit, pod którym była zawieszona pojedyńczą, czarną żarówką.
- Wstał? Jeszcze go nie wypuszczaj! – jakiś męski głos dobiegł z korytarza.
- A co niby robię!? Nie będziesz mi rozkazywał!
Odpowiedzi na to z jego strony już nie było. Po prostu – cisza.
- Słyszałeś? Nie wychodzisz stad. – dziewczyna odwróciła się ku niemu, wskazawszy go palcem wydała polecenie stanowczym głosem – Tak, dobrze, nie ruszam się, siedzę grzecznie. – usiadł na ziemi i czekał, czekał… |
_________________ . . . |
|
|
|
|
smartDark Style by urafaget Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group |