Wiele sfer Strona Główna Wiele sfer
Mało gier
 
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy
Rejestracja :: Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Zamknięty przez: Jedius 9 Baka
Śro Mar 20, 2013 10:52 pm
Rozdział I, Część II - Narodziny Chaosu
Autor Wiadomość
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 8:40 pm   Rozdział I, Część II - Narodziny Chaosu

1.01.2142, 14:14

Nagle – cała ziemia zadrżała. Szalejący tłum w mgnieniu oka ucichł. Swoją ciszą pozostawiając więcej miejsca innym, nadchodzącym dźwiękom. To nie był zwykły wstrząs. To było coś dużo większego. Nasilając się z chwili na chwilę zrzucił was wszystkich ze stóp. Hitomi będąca na krawędzi ringu nie zdążyła się pochwycić barierki, spadając z areny. Ale na zwykłym wstrząsie się nie skończyło – przeciągły, przeraźliwy jęk stali źle świadczył o stanie budowli, w której się znajdujecie – i nie było to tylko przeczucie. Coś u góry strzeliło. I niedługą chwilę później spory kawał blachy z głośnym brzękiem upadł w rogu Sali na ziemię, gruchocząc przy tym część oświetlenia. Chyba… dość zrozumiała była w tym momencie reakcja publiczności. Wzmógł się głośny pisk, wrzaski, które zagłuszały nawet głosy spikerów. Światła zgasły momentalnie. Zaś innym jego źródłem były snopy iskier wydobywające się z urwanych kabli. Wstrząsów wciąż nie było końca, zaś wy szybko zdaliście sobie sprawę, że pozostanie w tym miejscu nie byłoby mądre. Cała hala waliła się na głowy odwiedzających. Trzeba było podjąć jakąś akcję. I trzeba było to zrobić szybko.
Hitomi zareagowała błyskawicznie, ponownie wdrapując się na ring. Przebiegła tuż obok zaskoczonej Teikki, która właśnie podnosiła się z desek, dopadając aż do Kareen. Okazało się, iż ta wcale nie jest nieprzytomna, choć pewnie wcześniej była. Być może obudziła się pod wpływem hałasu, być może pod wpływem wstrząsów, w każdym razie – właśnie starała się wstać, no więc Hitomi jej w tym pomogła. Chciała również zawołać Marianellę, jednakże Marianelli nie było na ringu, czyli tam, gdzie widziała ją ostatnio. Hiroshi zaczął oddalać się od korytarza prowadzącego do Sali spikerów, w czasie gdy Hitomi usiłowała zawołać Szę. Hiroshi mógł zobaczyć dziewczynkę – jak zdecydowanie wystraszona – zaczęła uciekać w kierunku przeciwnym do sceny, a więc w stronę wyjścia. Problem w tym, że nie była ona jedyna. Nie wiedzieliście, ile setek ludzi znajduje się w tej hali. Jednak z pomysłu stłoczenia ich wszystkich w wąskim przejściu na pewno nie mogło wyniknąć niczego dobrego. Tym bardziej, widząc jak kolejny fragment sklepienia opada prosto na trybuny. Podniósłszy się na nogi Kareen położyła dłoń na ramieniu czarnowłosej, drugą ręką wskazując jej wyjście. Wzrok zaś miała skierowany ku swojej przeciwniczce z niedawnej walki, która wciąż leżała na ziemi.
- Biegnij. – nakazała jej stanowczo.
Nawet jeśli chłopak siedział, wstrząs i tak był w stanie go wywrócić.
- Waah! – zawołał. Na tym się nie skończyło. Poczuł uderzenie łokcia w brzuch – ktoś upadł na niego. I temu komuś się to nie spodobało, gdyż poprawił mu uderzeniem w twarz.
- P-patrz gdzie leżysz! – zawołała z lekkim przestrachem od razu po tym wstając na nogi, wspierając się przy tym o ścianę. Żarówka zamrugała, kołysząc się pod sufitem.
- O jasna cholera, Tsun! Zbieramy się stąd! – Florance znów mógł usłyszeć głos z korytarza, najwyraźniej oddalający się. Florance udał się za głosami. Dziewczyna opuściła pomieszczenie jako pierwsza. Florance – niewiele za nią. Skręciła w lewo – on więc zrobił tak samo. Był tu krótki, ciemny korytarz, który powoli ponownie skręcał w lewo, by tam, stromymi schodami, piąć się w górę. U góry było jeszcze ciemniej. I przede wszystkim – głośniej. Zewsząd dało się słyszeć liczne piski, co chwila coś błyskało, a do tego trzęsło tu jeszcze bardziej niż na dole. Dziewczyna, za którą biegł Florance, zaczęła się coraz bardziej oddalać. Co chwila potykając się, jęcząc z bólu, nie był w stanie dotrzymać jej tempa. Cóż, zabłądzić tutaj raczej się nie dało. Jednak pośpiech zdecydowanie był wskazany. To całe miejsce się waliło, więc, o ile nie chciał skończyć przygnieciony kawałkiem sklepienia bądź jego konstrukcji powinien ulotnić się stąd jak najszybciej. Hitomi przytaknęła Kareen głową i po upewnieniu się, iż Teikka jest w stanie poradzić sobie samej zeskoczyła z ringu, niemal wpadając na Hiroshiego, który z kolei kuśtykał za Szą, która z kolei biegiem pędziła w stronę wyjścia. Przy samym wyjściu sytuacja wyglądała paskudnie. Ludzie tłoczyli się w wąskich drzwiach niczym makrele w puszce. Tym, którym udawało się wydostać, udawało się to tylko i wyłącznie dlatego, że przeszli po ciałach innych, którzy upadli, zostali przewróceni, bądź przygnieceni w jakikolwiek inny sposób. Wasze szanse, by wydostać się stąd bez szwanku wyglądały na dość nikłe. Może gdybyście w momencia rozpoczęcia się tych całych wstrząsów byli przy wyjściu wyglądałoby to nieco inaczej. Ale nie – byliście od niego najdalej, jak tylko się dało. No, może poza tymi, którzy siedzieli w samej budce. Ci, to dopiero musieli mieć przesrane. Panika narastała coraz bardziej. Tuż obok Hiroshiego najpierw przebiegł przepychając go jakiś blondyn, a zaraz za nim jakaś ruda dziewczyna. Wszystko działo się coraz szybciej, aż do momentu, w którym mimo ogólnego hałasu usłyszeliście za plecami znajomy głos:
- Mher Kaili. – w krótkiej chwili wszystko się zatrzymało. Stanęło w bezruchu, a jednocześnie – zaczęło się zmieniać. Świat zanurzył się w dziwnym świetle. Tysiącu świateł, które przemierzały poprzez ściany, tańczyły w powietrzu, kręciły się wokół ludzi i… właściwie, te światła były chyba jedyną rzeczą, które rzeczywiście się poruszały. Szybko zdaliście sobie sprawę, że nawet wy nie możecie się poruszyć. Zatrzymani w trakcie kroku nie byliście w stanie nawet skierować wzroku w inną stronę – a jednak, mimo tego, że najwyraźniej czas wokół się zatrzymał, mieliście jakąś świadomość, że ten czas wciąż upływa. Wokół panowała cisza. Wśród tej absolutnej ciszy kilka chwil później dało się usłyszeć pojedyncze kroki. Chrzęst gruzu kruszonego pod czyimiś stopami podczas czynienia kolejnych kroków zbliżał się coraz bardziej w kierunku wyjścia. Będący od niego najdalej Florance jako pierwszy mógł zauważyć jedyną ludzką osobę, która poruszała się w tym zatrzymanym świecie. Była to Marianella, z dłońmi splecionymi za plecami wolnym, spokojnym chodem szła przed siebie. Minęła wkrótce Hitomi, zerkając na nią przez własne ramię. Zbliżyła się także do Hiroshiego, do którego, mijając go, posłała krótki uśmiech, okręcając się wokół na jednej nodze.
- No, proszę, proszę. – rzekła zaśmiawszy się krótko, kładąc dłoń na głowie Szy, która nawet w tej chwili z całych sił przyciskała do siebie butelkę mleka – Wygląda na to, że mamy… mały problem. W jaki sposób wydostać tysiąc ludzi z jednego budynku w mniej niż… – rozłożyła ręce, spoglądając na sufit – Minutę? Cóż, wydaje się to… niemożliwe, prawda? – rozejrzała się wokół, ponownie zaśmiawszy się do siebie. – No tak. Prawda. Nie możecie mi teraz odpowiedzieć. Dość paskudne uczucie, co? Szczerze mówiąc, spodziewałam się po was trochę więcej. – powiedziawszy ostatnie zdanie skierowała wzrok w kierunku sceny. – Popatrzcie tylko. Mogę teraz zrobić tylko co tylko zechcę, a wy nie będziecie w stanie nawet zareagować. Tak się zastanawiam… – przechyliła na bok głowę, jedną dłonią przeczesawszy swoje włosy – Czy rzeczywiście jestem taka… zła, jak uważacie? Hmm… wygląda na to, że będę potrzebowała porady. Może zapytajmy najpierw… może ciebie? – kucnęła obok dziewczynki, pogłaskawszy ją po głowie. Ta w tym momencie jakby wyrwała się z paraliżu, z rozpędu w którym wcześniej biegła wpadając w ramiona blondynki. Wyraźnie wystraszona usiłowała się od niej cofnąć, jednakże, jako że była przez nią obejmowana, nie udało jej się to. – No, już, już. Spokojnie. Nic ci nie będzie. – de Chardin uśmiechnęła się do małej, ponownie głaszcząc ją po głowie – Jak sądzisz, mała? Co należałoby zrobić w takiej sytuacji z tymi złymi?
- Hę? Ech? Nie wiem! – dziewczynka odparła z wyraźnym przestrachem w głosie – P-puść mnie! – usiłowała ponownie się odepchnąć i tym razem Marianella ustąpiła.
- Cóż… to może nie był… najlepszy wybór. W takim razie spytajmy kogoś innego. Na przykład… Hiroshi. – ledwie wyciągnęła w jego kierunku rękę, nie zbliżając się nawet do niego, a i Hiroshi został wyrwany z tego zatrzymania. Zachwiał się ze swojego rozpędu, jednak udało mu się nie wywrócić.
- Jak myślisz, Hiroshi? Co należałoby teraz zrobić? – spytała krótko.
- Co masz na myśli? – odpowiedział pytaniem – Co mam na myśli, rozejrzyj się. – ponownie szeroko rozpostarła ręce. Hiroshi rozejrzał się.
- Czy chodzi o osoby, które tłoczą się w przejściu?
- Przyjrzyj się. Mamy tutaj zdecydowanie więcej osób, niż jest w stanie się stąd wydostać o własnych siłach. Moglibyśmy w jakiś sposób… spróbować wydostać ich stąd. Jednak to bez wątpienia byłoby niewykonalne dla zwykłego człowieka Co z kolei oznacza, iż ludzie mogliby dowiedzieć się o czymś, o czym wiedzieć nie powinni. Jak w takiej sytuacji zareagować? Spróbować ocalić tylko tych, których znamy? Czy może zaniechać jakichkolwiek planów, czy może pozwolić zadecydować losowi, kto przeżyje?
- Sądzę, że jeżeli będziesz w stanie „uwalniać” te osoby trójkami, to szybko zaczną wychodzić, raczej nie dbając o to, co się dzieje dookoła. W ten sposób mogliby się wszyscy wydostać, a to dziwne zjawisko możnaby zwalić na tak zwany „szok, adrenalinę”. Jest to trochę naciągane, przyznam.
- Heee… w takim razie, co powiesz o tych z góry? – wskazała palcem budkę spikerów.
Zamilkł na chwilę. W końcu to dobre pytanie. W czasie jego namysłu Marianella zaczęła znowu przechadzać się powoli po hali w przeciwnym kierunku, to jest w stronę sceny – To twója przyjaciółka, nieprawdaż? – zbliżywszy się do Hitomi położyła dłoń na boku jej twarzy – Wygląda na to, że jest świadoma. – gdy zabrała dłoń i Hitomi była „wolna”
- Nie da się jakoś zakryć im oczu i powiedzieć, przekonać, że jeżeli będą postępować spokojnie, zostaną uratowani? Jak jakiś anioł stróż, modulacja głosu – ryzyko, które może im uratować życie. Nie będą przecież nic widzieć.
- Uważasz, że byłbyś w stanie coś takiego zrobić?
- Wolę podjąć to ryzyko, niż zostawić ich na pastwę losu. Niczym sobie na to nie zasłużyli.
- Więc uważasz, że w razie czego weźmiesz na siebie odpowiedzialność?
- Odpowiedzialność?
- Widzisz… być może nikt ci o tym nie powiedział. Ale… czy wiesz, kto ma najwięcej historii, zazwyczaj nieprzyjemnych, z duchami?
Pokręcił głową i odpowiedział:
- Nie, nie wiem. Ja nawet nie potrafiłbym raczej czegoś takiego zrobić.
- Wydaje mi się, że wy jesteście na to dobrym przykładem. Historie z duchami… dotykają właśnie tych, którzy już wcześniej, z jakiegoś powodu, mieli z nimi styczność. Niekoniecznie z samymi duchami, ale… z jakimkolwiek przypadkiem tego, co nadludzkie. Jeśli cały ten tłum bezpośrednio doświadczy tego, co zaproponowałeś, wydaje ci się, że będziesz w stanie chronić ich wszystkich?
- … Nie. Ale co to zmieni, jeżeli i tak tu i teraz zginą?
- Zakańczając swoje życie ta osoba po prostu po prostu przestanie żyć. To chyba dość logiczne. Jednakże… jeśli stwierdzisz, jeśli podejmiesz to ryzyko, skazawszy osobę na bycie nawiedzaną, ona… wciąż jeszcze będzie żyć, prawda? Skoro będzie żyć, znaczy, że będzie też spotykać się z innymi osobami. Jeśli w tym czasie padnie ofiarą nawiedzenia, to rozprzestrzeni się jeszcze dalej. I jeszcze dalej. I… chyba sam rozumiesz.
- Oczywiście, że rozumiem. To… ciężka decyzja. Bardzo ciężka. Ale… nie jestem pewien. Nie wiem. Naprawdę. Wiem teraz tylko, że nie pozwolę im tutaj zginąć..
- Funn… więc, może… spytajmy jeszcze inną osobę. – idąc dalej w kierunku sceny położyła dłoń na ramieniu Florance’a.
Hitomi stanęła prosto patrząc ze zdziwieniem na to... coś. Nie wtrącała się w rozmowę parki.
- Hiroshi wygrał, ma prawo głosu. – oznajmił.
- Cóż, to… niezbyt pomocne, przyznaję. - stwierdziła, udając się w kierunku sceny. Chwyciła się barierki, po czym zgrabnie wskoczyła na podest, a następnie, w podobny sposób, przeskoczyła barierkę. – Nie sądzisz, że… istnieje jakiś inny sposób?
- Może i istnieje, ale o nim nie słyszałem. Jakże miałbym słyszeć, skoro z tym czymś mam styczność dopiero od… hah, nawet nie jednego dnia.
Marianella zachichotała w sposób, w jaki człowiek może śmiać się z głupoty powiedzianej przez dziecko.
- Cóż, to całkiem proste. – stojąc na scenie wyciągnęła w bok swoją rękę. I w tym momencie, niemal jak z rękawa zobaczyliście długą, bogato zdobioną, srebrną lufę broni, którą mogliście zobaczyć już wcześniej, podczas pojedynku z Baanem. Nim ktokolwiek zdążył powiedzieć „Ala ma kota” pociągnęła za spust trafiwszy w ścianę na boku, co wśród głośnego brzęku stworzyło otwór na tyle duży, by można było go nazwać drugim wyjściem. Odrzucone w skutek eksplozji przy trafieniu odłamki krótko zawirowały w powietrzu, po czym zamarły w bezruchu.
- Też o tym wcześniej myślałem, aczkolwiek nie wiedziałem, w jaki sposób ktoś taki jak JA byłby w stanie coś takiego zrobić. Jedyne co mi przychodziło na myśl to to, co wtedy powiedziała tamta z halabardą. Jednak czy to by zadziałało?
- Kto wie. – odparła, powoli opuszczając lufę karabinu, by wolnym krokiem zacząć zbliżać się do Kareen, która nadal była nad Pettą. – W tym świecie niewiele możemy dowiedzieć się w sposób inny, niż próbując samemu.
Hitomi odwróciła się od strony wysadzonej ściany. Po chwili podeszła do małej by ją złapać za dłoń i czekając na jakieś polecenia, czy sugestie reszty grupy. Hiroshi spojrzał w kierunku Hitomi, mówiąc krótko:
- Idź już. Zabierz ją stąd. – ta skinęła tylko głową i wraz z małą ruszyła tuż przez przejście. Sza nie opierała się w najmniejszym stopniu. Kiedy tylko zauważyła, że Hitomi chce ją stąd zabrać natychmiast podążyła za nią, co chwila oglądając się niepewnie w stronę Marianelli. Ta właśnie podeszła do samej Kareen, kucnąwszy przy niej i krótko się uśmiechnąwszy wyciągnęła i ją z bezruchu. Ruda nawet nie drgnęła, nie okazała po sobie w najmniejszym stopniu niepewności związanej z nagłym wyrwaniem z bycia zatrzymanym w czasie. Podniosła się na nogi, po czym lekko skłoniła blondynce.
- Myślisz, że to wystarczy? – de Chardin zwróciła znów głowę przez ramię do Hiroshiego. Ten już wyciągał broń.
- Oczywiście, że nie. Nie sądzę, by ci ludzie w panice zauważyli, że właściwie prawie że po drugiej stronie jest nowe przejście.
- Więc? Co zamierzasz zrobić?
- Zrobić jeszcze dwa, po bokach tej tłoczni. W ten sposób światło dzienne „ocuci” tych na boku na tyle, by zaczęli tam zmierzać. Osoby czujące na plecach, że inni gdzieś zmierzają pewnie szybko się tym zainteresują. Szybko odetkamy ten tłok.
- Heee… a nie uważasz, że więcej dziur w tym budynku doprowadzi do tego, że szybciej się on zawali?
Hitomi zmierzyła już do wyjścia, gdzie mogła zauważyć iż na zewnątrz pora dnia wcale nie wyglądała na dzień. Być może dlatego że wciąż, tak samo jak na wewnątrz, jedynym źródłem światła były te ogniki.
- To też jest możliwe. Ale nie przekrzyczę ich przecież, że drugie wyjście jest tam. Znów pojawia się problem tej chrzanionej paniki.
Hitomi zatrzymała się widzącten dziwny widok, Po chwili jednak pokręciła głową i zaczęła się oddalać od budynku z małą tak by w razie czego zawalenie nie dosięgło ich.
- Hmm… potrzebujemy więc czegoś dostatecznego, bądź dość głośnego, by ludzie skierowali tu swoje kroki, prawda?
- Niestety Vaynarda tutaj nie ma – zauważył Florance.
- Wątpię, bym teraz wpadł na to, co powiedzieć, by nagle mówić jak z megafonu. … Zaraz. MEGAFON! – szybko skierował się do niej, wyciągając ręce.
Marianella zachichotała ponownie, po czym oddaliła się jeszcze kawałek od wyjścia, przykucnąwszy w narożniku cały czas pod bacznym wzrokiem Kareen. Z rogu ringu podniosła megafon, który po odwróceniu się rzuciła w kierunku Hiroshiego. Rzut był idealnie trafiony, więc i Hiroshi złapał go bez problemu.
- Cóż więc, jesteś gotowy?
Przytaknął, przełknął ślinę. Przyłożył megafon do ust.
- Niech więc czas ponownie zacznie płynąć. Vei.
Jak powiedziała, tak też się stało. Otaczające was barwy zaczęły wracać do normalności. Wrócił hałas, krzyki, wszyscy ludzie zaczęli się pchać do jedynego, a przynajmniej jedynego znanego im przejścia. Kolejny spory odłam sufitu opadł ciężko w dół, miażdżąc róg ringu, przeciwnego do tego, gdzie znajdywała się Kareen. Hiroshi wpierw wskazał Florance’owi wyjście. Florance przewrócił oczami i udał się tam. Gdy już to zrobił, Hiroshi wziął głęboki wdech i oznajmił:
- SŁUCHAĆ UWAŻNIE BO NIE BĘDĘ SIĘ POWTARZAĆ! CZWÓRKAMI, TAK, CZWÓRKAMI, POWOLI UDAJECIE SIĘ DO DRUGIEGO WYJŚCIA, TUTAJ! NIE PCHAĆ SIĘ, BO POPYCHAJĄC SIĘ NAWZAJEM ZROBICIE TYLKO DRUGI! ZATOR! – głos młodzieńca zagrzmiał potężnie wśród chaosu. Część ludzi, głównie tych znajdujących się najbliżej, odwróciła swoje głowy. Zaczęli wskazywać nowe wyjście. Pociągać innych za ramię, by zwrócić na nie uwagę. Wkrótce grupa zaczęła się rozdzielać. Natłok ludzi niczym atak mrówek zaczął przemieszczać się ku nowej drodze ku wolności. Nie zdawali się zbytnio przestrzegać zasady stworzonej przez chłopaka, tym bardziej, że samo przejście nie było tak przystępne jak to, do którego próbowali się dostać. Wyrwa w murze miała pod sobą sporo gruzu, który na pewno nie pomagał w ucieczce. Jednak na pewno przyśpieszyło to proces ewakuacji W hali było coraz mniej ludzi. Jednakże nie był to specjalnie powód do świętowania – przecież trzeba było jeszcze wydostać się samemu.
Będąca na zewnątrz Hitomi mogła zobaczyć powrót świata do normalności. Jednak nie była to dobra wiadomość – ponieważ budynek, w którym się znajdowali nie był jedynym obiektem, który ucierpiał w skutek wstrząsów. Widoczny stąd mur okalający Źródło również tracił swoją spójność. Pod samymi jej nogami widniał szyld jakiegoś kasyna. Jednak najbardziej poszkodowany wydawał się ten ogromny budynek, który widzieli już kilka razy. Ten, który wedle informacji wcześniej wam dostarczony, który według waszej wcześniejszej informacji byłprawdopodobnie gigantycznym zbiornikiem z wodą. Jeśli ten by się zawalił, chyba skutki byłyby katastrofalne. Sza pociągnęła ją za nogawkę, bowiem płaszcz ta zostawiła w środku. Wskazała drogę w kierunku, w którym na niebie widniało coś dziwnego. Jakaś chmura, wielka, kulista chmura, w środku której znajdowało się dziwne światło. Jednak nie było to słońce, które znajdowało się po przeciwnej stronie.
- Ch-chcę do brata! – jęknęła rozpaczliwie, zaciskając mocniej piąstkę na nogawce.
- Trzymaj się mnie mała i nie odchodź choćby nie wiem co rzuciła przez ramie i popatrzyła na budynek przypominający zbiornik - O kurwa... - Popatrzyła we wskazaną przez małą stronę. Co to jest...? - Wiem... musimy jednak na reszte poczekać
Nawet jeśli wstrząsy już ustały, Florance wciąż mógł czuć pod nogami coś bardzo do nich podobnego. Tym razem jednak był to tabun ludzi, którzy biegli w kierunku wyjścia zaraz za jego plecami. Na pewno nie chciał być przez nich stratowany, więc pędził co sił w nogach ku światłu z zewnątrz. Hiroshi spojrza w kierunku budki spikerów. Nie było stąd widać żadnego ruchu wewnątrz. Zaś sama budka zdawała się mieć coraz słabsze mocowanie do ściany.
- O nie. Nie nie nie nie nie. – szybszym krokiem skierował się w tamtym kierunku. Coś musiało się tam stać, jeżeli do tej pory nikt jeszcze nie wyszedł. Chłopak poruszał się w obranym przez siebie kierunku niemal nie zważając na swoje obrażenia. Gdy dotarł do schodów na górę mógł u ich szczytu zobaczyć już dwie osoby. Jakiś chłopak niósł na swym ramieniu inną osobę, dziewczynę. Wspierawszy się na ścianie stawiał krok za krokiem, ostrożnie usiłując zejść na dół. Zaraz za nimi pojawił się inny facet, któremu towarzyszyła jeszcze jedna dziewczyna. Tą chyba nawet poznawał. To była… Tricky, tak?
- Już wszyscy? Ktoś jeszcze został? – zawołał szybko.
- Stan i Ronald! – zakrzyknął chłopak niosący najpewniej poszkodowaną – Oni… chyba… nie dali rady.
Cyknął językiem. Nawet, jeśli chciał wszystkich uratować, wiedział, że ryzyko było zbyt duże. Nie wie, kiedy hala zacznie walić się na amen, a będąc w tamtej budzie i ewentualnie spadając – tym bardziej nie będzie wtedy w stanie coś temu zaradzić. Skinął głową i zaczął wracać wraz z nimi, wyprzedzając ich – spogląda na jedno przejście, na drugie, oraz na strop, uważając, czy aby nic nie zacznie się walić prosto na nich. W dalszym ciągu trzyma w ręku broń. W krótkim czasie przepychając się Tricky wyprzedziła resztę grupy. Póki co, nie wyglądało na to, by coś miało im spaść na głowę, ale tak czy siak, na pewno była to tylko kwestia chwili. I on został potrącony barkiem przez uciekającą blondynkę, a zaraz po tym do podstawy schodów dotarł ten chłopak. Jak się okazało, osobą, którą niesie, była właśnie Lena. Najwyraźniej nieprzytomna.
- Ratuj się póki możesz! – zawołał facet, który szedł jako ostatni, popchnąwszy go ręką za bark, kiedy tylko do niego dotarł. Wypadając wraz z grupą na główną halę musiał na chwilę przymknąć oczy w skutek kolejnej porcji betonu, która upadła niebezpiecznie blisko nich. Było to już coraz więcej kurzu, przez który ciężko było cokolwiek dojrzeć. Na tyle, ile widział – nikogo na scenie już nie było. Zakrzyknął w megafon:
- Szkarłatna Damo, widzisz tu kogoś jeszcze do zebrania!? Nic już nie widzę w tym kurzu. – wciąż poruszając się w kierunku wyjścia. Był pewien, że głos przebił się przez krzyki. Jednak, czy była na to jeszcze jakaś odpowiedź? Nie miał pojęcia. Megafon był tylko jeden. Więc raczej nie mógł spodziewać się usłyszenia czegoś sensownego. Wraz z resztą Hiroshi dopadł do coraz bardziej malejącego tłumu kierującego się do wyjścia. Będący już na zewnątrz Florance na pewno szybko dostrzegł Hitomi, która była tu jako pierwsza, razem z Szą. Mógł też dostrzec, że ich budynek nie był jedynym ewakuowanym. Uliczki zaczęły tłoczyć się od ewakuujących się ludzi. Każdy obierał inną drogę ucieczki. Najwyraźniej każdy wiedział lepiej, która droga będzie najszybsza. Hitomi starałą się przyglądać osobom wychodzącym z dziury by sprawdzić czy widzi jakieś znajome twarze pośród wychodzących. Gestem dłoni przywołała Floranca na którego widocznie nie ma już zamiaru krzyczeć. Florance widząc gest idzie do niej, wzrokiem wyszukując Leny. Ludzie zaczęli przepychać się na tyle, że w jakiś sposób wyłamali jeszcze kawałek ściany u boku dziury wykonanej przez Marianellę. Razem z grupą z budki spikerów wciąż byli na „końcu” kolejki, co wcale nie było dla nich pokrzepiające. Nawet bez oglądania się dźwięki kolejnych upadających fragmentów w jakiś sposób odbierały nadzieję na udaną ucieczkę. Dawno już stracili z oczu Tricky, która w najbardziej bezczelny sposób przepychała się do wyjścia praktycznie przeskakując po ramionach i głowach innych panikujących. Mogli ją wkrótce zauważyć Florance i Hitomi, gdy przeleciała obok nich niczym strzała, wrzeszcząc:
- Tricky dokonuje ewakuacji! – wciąż jednak brak był tu innych znajomych twarzy. Kolejny krok, kolejny i kolejny. Wreszcie Hiroshi mógł poczuć na sobie światło dziennie. Udało się opuścić budynek, nim ten całkowicie się zawalił. Na zewnątrz tłum był już rzadszy, niż w samym przejściu i nie było tu też tyle kurzu, jednak wciąż nie mógł zauważyć nikogo, kogo byłby w stanie poznać. No, może do chwili, w której nie dostrzegł reszty ekipy z krypty. W tym też kierunku się udał.
- Widzieliście tamte dwie rude!? – zawołał od razu, w biegu.
- Ni cholery. – odpowiedział Florance.
- Nie.
- Szlag! Florance, wiem, że proszę o wiele, ale możesz się szybko ze mną rozejrzeć!?
Florance tylko krótko spojrzał na brata, machnął ręką i podszedł bliżej. Hiroshi nieco wolniej, tuż za nim. Hitomi podeszła do nich by w razie czego szybko móc zareagować i pomóc rudym wyjść. Florance dopadł tam jako pierwszy. Kurzu było wewnątrz jeszcze więcej niż przed chwilą. Widać nie było tam nic. Jednakże mógł usłyszeć rozmowę podniesionym głosem – trzy, nie, cztery osoby. Gdzieś z kierunku, gdzie powinna być arena. Właściwie, to była to chyba kłótnia. Jednak w momencie, w którym miał się skupić, by dokładniej rozróżnić słowa, nastąpił długi, głęboki, a przede wszystkim cholernie głośny grzmot. Brzmiało to jakby gdzieś w oddali jakaś przeraźliwa wielka kreatura ryknęła na cały głos. Wkrótce po tym budynek jeszcze bardziej stracił na trwałości tym razem już oddając ostatnie tchnienie. Florance natychmiastowo zareagował wrzaskiem:
- Tu jest wyjście, uciekajcie! – gdzie w ostatnim słowie zawtórowała mu Hitomi i oboje odwrócili się rozpoczynając ucieczkę razem z Szą, którą dziewczyna ciągnęła za sobą po raz kolejny. Zaś Hiroshi zamiast uciekać od razu wykrzyknął jak najgłośniej słowa, które usłyszał zaledwie przed chwilą.
- Mehr Kaili! – chłopak mógł poczuć nagły, silny dreszcz przechodzący przez całe jego ciało. Dziwną energię, która uwolniła się od niego, rozprzestrzeniając coraz szerzej. Pochłonęła ona najbliższe jego otoczenie, po czym nagle, niespodziewanie jakby – odbiła się od niewidzialnej bariery, jeszcze silniej niż podczas samego wydostania się od niego. W jakiś sposób wytworzyło to niewielką falę uderzeniową, która odepchnęła go silnie w tył, dosięgając także pozostałą trójkę uciekających, wywracając na ziemię wszystkich poza Szą, która dalej uciekała, wciąż nie wypuszczając z ręki butelki mleka. Tego budynek już na pewno nie wytrzymał i na oczach całej waszej trójki runął w dół.
- CO to kurwa było? – zawołał Hiroshi.
Florance podniósł swoją tłustą dupę. Hitomi zerwała się szybko jak tylko mogła i zaczęła szukać wzrokiem członków swojej ekipy. Nie byli oni wcale daleko, około metr przed nią leżał Hiroshi, zaś po prawej w tej samej odległości był Florance. Hiroshi podniósł się ociężale, spoglądając na zgliszcza:
- Nie wiem, jak to powiedzieć, ale wygląda na to, że moja umiejętność… odbiła się? Zupełnie, jak gdyby była tam jakaś głupia bariera.
Hitomi widząc jak Sza ucieka krzyczy za małą - Sza! Czekaj! – mała obejrzała się tylko za siebie, ale nie przestała uciekać, więc Hitomi puściła się za nią biegiem, jednakże nawet pędząc z całą swoją prędkością nie była w stanie dotrzymać tempa czmychającej dziewczynce. Nie tylko mała poruszała się szybciej, ale także ze względu na swój rozmiar dużo zwinniej wymijała panikujących.
- Dobrze, panika, paniką, wieża ciśnieniowa wieżą ciśnień, ale jeżeli to wszystko ma runąć, to lepiej bierzmy swoje rzeczy. – zauważył Hiroshi.
- Więc co teraz? Wynosimy się stąd jak najszybciej?
- Wolałbym nie, ale nie możemy wykluczyć opcji, że będzie tu zbyt niebezpiecznie, by zostać. A wtedy lepiej zwijać się ze wszystkim, a nie zostawiać na pastwę żywiołu cały nasz dobytek, prawda?
- Dla pewności trzymajmy się bram. Będzie można szybciej się wydostać.
- Jak uważasz. Hitomi nie jest głupia, domyśli się, gdzie poszliśmy. Raczej nikt z nas jej nie dogoni. Chodźmy, byle szybko. Musimy jeszcze – o ile damy radę – po tym znaleźć Sandersową.
- Tak. To też ważne. Dzisiaj dowiedziałem się, kto jest na tym zdjęciu. Masz trzy próby, by zgadnąć.
- Jej ojciec i matka razem z Chakwas?
- Ojciec i matka na pewno, z małą ją jeśli dobrze myślę.
Hiroshi przytaknął, ruszając w stronę górnego miasta.
- To było jasne od momentu w którym wspomniałeś o tym zdjęciu w jej kontekście.
Gdy oboje odeszli od zawalonego budynku wśród ogólnie panującego harmideru z obłoku kurzu wśród gruzu dało się zobaczyć cztery zarysy ludzkich sylwetek.
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 8:43 pm   

Hitomi ledwie nadążała za uciekinierką. Mała co chwila znikała jej z oczu, wciskając się między przepychający się tłum, by po chwili pokazać się na krótki moment nieco dalej i dalej i dalej… nawet nie zauważyła, kiedy poprzez górę zwalonej blachy przekroczyła granice miasta, a raczej miejsce, które kiedyś było murem. Wszyscy ludzie tutaj zwalniali. To samo robiła też Sza. Co poniektórzy zaczęli się odwracać, by spojrzeć w kierunku źródła. Miasto, które było ich domem, teraz z każdą chwilą obracało się w ruinę. Gdzieś z południowego wschodu wydobywały się kłęby dymu, zaś świetnie widoczny, gigantyczny budynek będący w jego centrum począł się niebezpiecznie przechylać w jedną ze stron. Hitomi mogła bez problemu dobiec do Szy.
- Sza! Stój! - krzyczała za dziewczynką starając się nadążyć za nią i przeklinając w duchu ludzi, przez których nie może nadążyć za uciekającą. Gdy wybiegły za miasto, zatrzymała się dopiero koło małej z cięższym oddechem. Popatrzyła na Źródło walące się i w duchu powiedziała sobie, że tak się kończy stawianie konstrukcji z blachy. Wstrzymała oddech na chwilę gdy zobaczyła przechylającą się wieże ciśnień - Pośpieszcie się... - mruknęła. Sza natomiast, stojąc w miejscu, z wyraźnym przestrachem jedynie patrzyła. Nie odezwała się ani słowem. Najwyraźniej bardzo powoli dochodziło do niej, co się właśnie stało. Poruszyła krótko ustami, rzucając w powietrze bezdźwięczne słowo, którego nikt nie był w stanie zrozumieć.
Hiroshi i Florance przebiegli przez bramę do górnego miasta. Niebo momentalnie się ściemniło. Dokładnie w ten sam sposób, jak zdarzenie wewnątrz ich noclegowni. W ich twarze buchnęły płomienie. To było krótkie, szybkie i niespodziewane. Do tego, tak samo nagle jak się pojawiło, tak i też znikło. Już po chwili wszystko wokół powróciło do normalności, aczkolwiek pozostało po tym wszystkim echo dziwnego, odległego śmiechu.
- Znowu się zaczyna. – mruknął Hiroshi. Zamknął na chwilę oczy, skupiając się – czy będzie w stanie określić w jakikolwiek sposób źródło, bądź naturę tego zjawiska? Kierunek? Tak bardzo jak chciał, przekraczało to jego możliwości. Jednak był w stanie stwierdzić, że na pewno nie jest to siła ludzka. Coś, co człowiekowi nieznane, aczkolwiek… zdawało mu się, że mieli już z tym styczność – Obawiam się, że określenie źródła tego wykracza jeszcze poza moje możliwości, Florance.
- Co.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. Wypatruj po drodze, czy jakiś obiekt nie świeci dziwnym światłem. Po prostu to zrób. Dobra?
- Ehe. – odparł Florance, gdy mijali już budynek z czerwonej cegły. Trochę dalej po ich prawej mijali ów wielki budynek, który niebezpiecznie przechylał się w ich stronę. Wybiegli już na plac naprzeciwko którego były drzwi wejściowe do ich noclegowni. Zostało już tylko kilka metrów, gdy…
Świat zawirował. Ziemia zapadła się pod ich nogami. Niczym zlepiona z tysięcy małych klocków rozpadła się na drobne kawałeczki sprawiając, że zaczęli spadać w nieprzeniknioną czerń, aż do chwili, w której ich upadek zakończył się twardym lądowaniem na podmokłym gruncie. Gdy się rozejrzeli zauważyli – iż znajdują się pośrodku jakiegoś bagna skąpanego w ciemnopurpurowej mgle. Widoczność była tu niewielka, ale by to zrekompensować było tu świetnie słychać wszystkie odgłosy. Prócz świergotu świerszczy był też wyraźny, głośny i zbliżający się, młodzieńczy okrzyk po ich lewej stronie. Wzrok pozwalał znaleźć w tym kierunku trzy drzewa w równych odstępach mających miarę rozpiętości ramion, a także zarys zbliżającej się postaci pomiędzy nimi. Hiroshi złapał Florance’a za ramię wykrzykując:
- Kaili! – ponownie nimi szarpnęło. Świat zmienił się raz jeszcze. Niebo rozświetliło się granatem wypełnionym setkami gwiazd oraz wielką tarczą księżyca. Przed nimi wyrosła przepaść, do której mieli nie więcej jak cztery kroki. Jako, że mgła się rozrzedziła byli teraz bez problemu dojrzeć nacierającą na nich postać. Wyglądał na pewno jak człowiek, ale Hiroshi z jakiegoś powodu wiedział, że nie jest on człowiekiem. Już nie. Blask błękitnych oczu promieniował nienawiścią, gdy ten brał oburącz zamach wielkim ostrzem topora.
- Sale’tzenn! – wykrzyknął starszy Akaru, błyskawicznie poddając się metamorfozie. Pchnął Florance’a na bok, samemu odstąpiwszy na krok na stronę i wygiąwszy się w tył na tyle, by ostrze topora szybkim cięciem pozostawiającym za sobą błękitną smugę przeleciało nad jego twarzą i po zarysowaniu półksiężyca uderzyło w grunt. Florance zachował równowagę tylko po to, by zauważyć, że w miejscu jego brata stoi jakiś gość, któremu z czubka głowy wyrasta para uszu, zaś spod marynarki zwisał ogon.
- Co jest kurwa!? – krzyknął Florance. Hiroshi nie odpowiedział, w biegu obchodząc przeciwnika rzucił jeszcze tylko broń w stronę brata. Zręcznie wydobył rewolwer spod marynarki i rzucił go w kierunku młodszego Akaru, który pochwycił broń w locie. Ich przeciwnik właśnie wydobył topór z ubitej ziemi zwracając wzrok w kierunku Hiroshiego przez ramię. Hiroshi zaatakował jako pierwszy. Zamachnąwszy się pazurami w szyję przeciwnika rozdrapał mu skórę, a przynajmniej tak wam się tylko wydawało. Rozległ się trzask, wydobywający snop iskier z ciała młodzieńca, który złapawszy się za ugodzone miejsce obrócił się jeszcze o dziewięćdziesiąt stopni w skutek uderzenia. Florance uniósł pochwycony rewolwer i pociągnął bez zwłoki za spust, oddając strzał, który trafił agresora w środek klatki piersiowej. Zdawało się, że przestrzelił go na wylot. Na to też wskazywał kolejny snop iskier, który wydobył się z jego pleców, gdy ten zmuszony był cofnąć się o krok. Podwójnie zraniony zamachnął się na oślep toporem, który wprawdzie dosięgnął Florance’a, jednakże nie była to poważna rana. Jedynie zadrapanie na jego prawym przedramieniu. Nie przejmując się zbytnio tym zadrapaniem Florance wypalił po raz kolejny i jeszcze raz i jeszcze raz, w czasie gdy Hiroshi dopadł do przeciwnika i bez dania mu jakiejkolwiek szansy na reakcję zaczął atakować go na zmianę pazurami lewej i prawej ręki. Z każdym razem wyrywając wręcz z jego ciała w powietrze deszcz ogników i coraz bardziej spychając go w stronę bezdennej przepaści. Ten nie mógł się temu oprzeć i zraniony śmiertelnie obsunął się w dół spadając w nieprzeniknioną czerń bez nawet okrzyku bólu. Chwilę zajęło dwójce ochłonięcie, jednakże wydawało się, że na tą chwilę to koniec.
*Yeshit, nie muszę chyba mówić, że wszystko się wali. Udaj się w kierunku północnego wyjścia z miasta i uważaj na tą małą. Gdy już tam będę, nie pozwolę jej cię tknąć. Jesteś nam potrzebna, no i przecież tej małej nie może ujść na sucho to, jak cię potraktowała, prawda?*
- Cóż, to było proste. Raczysz mi wyjaśnić, co tu się kurwa dzieje!? – wykrzyknął Florance w irytacji. Hiroshi tylko skupił się na tym, by wyczuć, czy przeciwnik jeszcze „egzystuje” w jego świecie. Nikt i nic jednak na to nie wskazywało. W takim razie powoli, by nie wystraszyć brata, chwycił go za rękę, odpowiadając siląc się na spokojny ton:
- Nye ma. Czasu. Vei. – ledwie powiedział ostatnie słowo, oboje obudzili się z twarzą w śniegu. Znów mogli zobaczyć przed sobą otwarte na oścież drzwi noclegowni. Nie mieli do nich dalej niż kilkanaście metrów.
*Nadprogramowa dusza* - oznajmił tylko starszy, idąc pośpiesznie w stronę noclegowni już po podniesieniu się. Florance spojrzał na już nie tak bardzo kociego brata i westchnął ciężko:
- Później masz to wyjaśnić.
- Później. – usłyszał w odpowiedzi. Dwójka wpadła do pogruchotanego budynku. W środku nie było nikogo. Resztki tynku odpadły już ze ścian. Na ziemi było widać potłuczone szkło, choć niezbyt jasne było to, skąd się one wzięło. Hiroshi udał się po schodach w górę, Florance tuż za nim:
- Przy okazji, teraz naprawdę – moje bronie. – Hiroshi w ruchu oddał bratu jego arsenał bez słowa i kontynuował podróż. Dwójka dopadła w końcu do drzwi, które były zamknięte dokładnie tak, jak je zostawili. W środku Hiroshi od razu dopadł do szafki, mówiąc:
- Rozejrzyj się, jeśli możesz. – Florance zaczął się rozglądać, komentując na głos wszystko, co widzi. Gdy Florance zaczął wymieniać, Hiroshi odkrzyknął tylko z irytacją:
- Wszystko, co może wydawać się dziwne! Coś, co przed wyjściem było gdzie indziej, coś, co zmieniło swoje położenie, formę, kierunek, rozumiesz.
Florance ponownie zaczął się rozglądać. Rzeczywiście, nie wszystko było tu dokładnie tak, jak to zostawili. Ciężko byłoby nazwać to czymś dziwnym. Karabin był teraz wywrócony na ziemi, podobnie jak torba, ale chyba łatwo było domyśleć się, że stało się tak na skutek wstrząsu. Florance relacjonował obojętnym tonem wszystkie zmiany.
- Zobacz i pod łóżkami. – stwierdził, zabierając swój złożony kombinezon, wcześniej wkładając do wewnętrznej kieszeni resztę kapsli.
- Weź też moje rzeczy.- Florance odpowiedział, sprawdzając i tam. Cóż, pod łóżkami nie było raczej nic ciekawego. Ot, jedna pokrywka od półmiska. Hiroshi zabrał też resztę rzeczy, które były pozostawione w komodzie, po czym składając je wcisnął do środka torby medycznej, wcześniej wyciągając z niej dwa stimpaki. Jeden umieścił w wewnętrznej kieszeni, po czym zapiął marynarkę, drugi zaś wręczył Florance’owi, mówiąc:
- Wciąż jest jeszcze coś, co będzie miało na celu nas zabić. Wiesz, co z tym zrobić, gdy nadejdzie potrzeba, prawda?
- Zabić, nim zabije nas, prawda?
- Mówiłem o tym stimpaku, tępaku. I wolałbym nie wdawać się w kolejną bitkę. Na długi czas. Myślisz, że sprawia mi przyjemność bicie się z innymi? Otóż nie. Unikamy konfrontacji. Nie chcę, by komukolwiek jeszcze stała się krzywda.
- Ehe. Jeszcze jedno pytanie. Bolało? – spytał, oglądając pudełko.
- Bolało. Wiesz, co boli jeszcze bardziej? Że teraz, w tym stanie, będziemy musieli walczyć o nasze przeżycie. – odpowiedział, chwytając w rękę jedno z ramiączek torby. Skinięciem głowy polecił Florance’owi zrobić to samo z drugą. Przy okazji, zauważył też bystrze, że karabin się do środka nie zmieści, dlatego też przewiesił go przez ramię – Rozejrzył się ostatni raz. Czy czegoś nie zapomnieliśmy. – na komodzie leżało jeszcze kryptowe ubranie Vaynarda oraz jego pistolet. Wsunął do kieszeni, obok stimpaka pistolet, sprawdzając wcześniej, czy Vaynard nie grzeszący bystrością go zabezpieczył. Jeżeli nie, robi to. Florance’owi zaś podsunął ubranie Vaynarda, dodając jeszcze tylko:
- Może się przydać do łatania.
Florance wsadził rewolwer do kieszeni kurtki, zaś pistolet do kabury na nodze. Ponownie wypadli na korytarz, gdzie przywitał ich podmuch zimnego wiatru. Skierowali się w kierunku schodów, po raz kolejny po nich zbiegając. Jedno, dwa, trzy piętra w dół. Już na parterze mając przed sobą wyjście Hiroshi zachwiał się, upadając na kolano. Ta torba i karabin były cholernie ciężkie, a do tego niedawna bójka wcale nie wpływała pozytywnie na jego stan.
- Nnh… co mnie podkusiło, by się bić. – jęknął, podnosząc się na nogi i kontynuując chód.
- Nie wiem, co cię podkusiło by mówić „ej, wszystko będzie w porządku, nie przejmuj się przeszłością” dwanaście godzin po tym, jak wybuchł nam dom.
- To nie jest rozmowa na walące się miasto, nie uważasz?
- To przestań jęczeć i chodź.
Wybiegli przez drzwi frontowe po to, by usłyszeć głęboki, przeraźliwy skrzyp stali, będącym zapewnie jednym ze sporników gigantycznej wieży ciśnień. Spojrzawszy w tym kierunku mogli zobaczyć jak jeden z balkonów odpadł od konstrukcji, zwalając się kilkadziesiąt metrów w dół i roztrzaskując za budynkiem, który przysłaniał im widok.
- Wiemy, czego rykoszetu unikać. – stwierdził Hiroshi poważnym tonem. Dwójka skierowała swoje kroki w kierunku wąskiej uliczki z hasłami zdarzenia sprzed dwóch lat. I tak jak dotychczas nikogo nie spotkali, tak teraz mogli zauważyć przed sobą przebiegającą postać, która wydała się Florance’owi znajoma. Zdaje się, że była to ta ruda, która wcześniej dostarczyła im pożywienie. Przemknęła u wylotu alejki z lewej do prawej, a więc w tym samym kierunku, w którym dzień wcześniej, po pożegnaniu się z Hiroshim ulotniła się Marianella – a zarazem w kierunku, w którym znajdował się walący budynek. Hiroshi szybko obrócił głowę w jej kierunku, pytając brata:
- Wiesz, kto to był?
- Na to się chyba mówi „kelnerka”.
- „Kelnerka”?
- Myślisz, że ten obiad sam się nam zmaterializował w pokoju?
- W czasie, gdy mnie nie było u nas w pokoju, obsługiwała was KELNERKA?
Florance wzruszył wolną ręką. Hiroshi pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- Idzie TAM. Ale… nie sądzę, byśmy obładowani i potłuczeni się jej na coś przydali. – w trakcie tej rozmowy zdążyli już dobiec do końca alejki. Ruda była zdecydowanie szybsza od tej pary, gdyż zdążyła już dotrzeć do samych podstaw giganta, kopnięciem wyważając drzwi, a następnie znikając w środku. Było to w sumie dalej niż pięćdziesiąt metrów od was, więc zdecydowanie bliżej mieliście do wyjścia z górnego miasta. Mimo tego, co powiedział wcześniej, Hiroshi zapytał, zatrzymując się na chwilę: -Czekamy? Na wypadek, gdyby coś jej się tam miało stać?
- Niiiee. Da sobie radę. – odpowiedział Florance.
- Mam taką nadzieję. Naprawdę. – skomentował starszy brat, ruszając znów ku przejściu na zewnątrz. Raz jeszcze korytarz, raz jeszcze puste wnętrze starego wagonu, po czym wypadli na parking, na którym panowało wielkie poruszenie. Ci, którym udało się już dotrzeć do swoich pojazdów usiłowali oddalić się jak najbardziej od miasta bez żadnego ładu i składu, zupełnie nie zwracając uwagi na innych uciekających. Jeden z większych samochodów uderzył w bok transportera legii, na co odpowiedzią było przestrzelenie opon przez wyraźnie zdezorientowanych żołnierzy. Niewielki słup, który wcześniej stał na samym brzegu tego miejsca był teraz wywrócony, przygniając swoim ciężarem jakąś osobę. W tym rozgardiaszu nie byliście w stanie nawet stwierdzić, czy ona dalej żyje. Rozległ się kolejny strzał, gdzieś nieco dalej, na północ, jednak nie widzieliście jego źródła, ani powodu. Hiroshi zdjął karabin z ramienia i wyciągnął w kierunku Florance’a.
- Będę za chwilę. – oznajmił, puszczając ramiączko torby. Szybkim krokiem skierował się w stronę osoby przygniecionej. Ciężkim krokiem pokonywał odległość, co chwilę musząc unikać innych krzątających się po parkingu, którzy najwyraźniej targali jakieś bagaże spod ściany, albo samochodów, które kołowały po tym miejscu, próbując znaleźć odpowiednią drogę ucieczki, jednak udało mu się w końcu dotrzeć na miejsce, tylko po to, by móc jednoznacznie stwierdzić, że wielka czerwona plama na ziemi jest dość pewną gwarancją śmierci nieszczęśliwca. Nawet mimo tego, desperacko przyklęknął przy leżącym, by móc określić, iż mężczyzna nie posiadał pulsu. Akaru pokręcił głową niezadowolony, mówiąc tylko pod nosem:
- Nikt nie zasłużył na taką śmierć. – po czym skierował się tą samą drogą do brata, uważając na samochody. Znowu coś strzeliło, jednak tym razem dobiegało to z przeciwnej strony, a do tego wcale nie brzmiało jak wystrzał broni palnej. Zarówno Hiroshi jak i oddalony nieco bardziej Florance skierowali wzrok w tym kierunku. Młodszy mógł zobaczyć gwałtowniejszy przechył kolosalnego zbiornika z wodą, zaś Hiroshi nim na dobre zorientował się co się dzieje został potrącony w plecy przez cofający się pojazd. O mało co nie upadł na ziemię, jednak nie mógł zaprzeczyć faktowi, że na pewno to bolało. Nikt się jednak tym najwyraźniej nie przejął, nikt nie podał mu pomocnej dłoni, nieco go to ogłuszyło, tak, że ledwie był w stanie zrozumieć podniesione krzyki, które raz po raz nawoływały „uciekać”, „szybciej” itp.
- Ło… kurwa mać. – skomentował Florance, słysząc kolejny skrzyp. Hiroshi widząc to, że Florance kieruje się do niego tylko machnął ręką na bok, by dać mu jednoznacznie do zrozumienia, że nie ma mowy. Tym razem zwracał większą uwagę na ruch drogowy wokół niego, zdecydował się także iść pod ścianą będącą murem otaczającym źródło. Po przebyciu większości drogi musiał już oddalić się od ściany, by dogonić Florance’a i nawet mu się to udało. Pochwyca jedno z ramiączek i idąc dalej, uważając na samochody, na spadające przedmioty, osoby w pośpiechu, które mogłyby chcieć ich potrącić, skonfudowanych żołnierzy i ich transportowce jak i ewentualnych siejących panikę zwrócił się do brata:
- Uważaj. Te mendy potrącają. Boleśnie. Poczułem to. – mruknął Hiroshi.
Florance nie odpowiedział. Parli dalej przed siebie zmierzając w kierunku blokady transporterów, gdzie najwyraźniej powstał korek. Oczywiście uciekającym nie przeszkadzało to zanadto, próbując wydostać się chociażby przeskakując przez transportery i inne pojazdy, bądź przepełzając pomiędzy nimi. Hiroshi, nie znajdując nikogo, kto nie wygląda pośród żołnierzy na takiego, który wie co robi, wzruszył ramionami z rezygnacją i wyraźną irytacją.
Potężny gruchot. Żelazna konstrukcja spotkała się z ziemią. Nawet wśród tego hałasu można było usłyszeć dokładnie jak pękają spojenia, a ogromne ilości wody wydostają się na zewnątrz. Na pewno nie zostało wiele czasu zanim dotrze ona do miejsca, w którym stoicie. I wyglądało na to, że nie uda wam się przedrzeć przez tłumy przy blokadach, których cholera wie dlaczego jeszcze nie usunięto. Jednak w momencie, w którym dotarliście już do samych pleców całego zatłoczenia gwałtownie się zatrzymaliście, a nawet cofnęliście, widząc jak dwa z transporterów po waszej prawej stronie zostały przez coś gwałtownie odrzucone w kierunku źródła. Tym, co je przestawiło, był jeszcze inny pojazd. Wysoki, pokryty oczojebnie czerwonym lakierem z solidnym orurowaniem jako zderzak na przedzie z głośnym dźwiękiem klaksona wrąbał się na sam środek parkingu, omal nie potrącając innych dwóch uciekinierów, z których jeden odskakując upadł prosto na odrzucony transporter. Wśród zszokowanego wzroku zarówno mieszkańców, oraz odwiedzających źródło jak i żołnierzy federacji otworzyły się drzwi ciężarówki, z których wypadła postać aż nadto wam znajoma. Wystarczyło tylko zobaczyć różową suknię oraz usłyszeć irytujący śmiech, by móc bez cienia wątpliwości stwierdzić, że to ta sama osoba, która wczorajszego dnia wprosiła się do transporteru Jeda podczas ucieczki przed siłami federacji. Wyglądało na to, że teraz sytuacja wcale się nie różniła od poprzedniej – zaraz po tym, jak ciężarówka się zatrzymała w jej tył wjechała zielona furgonetka, w skutek rozpędu odbiwszy się na bok, by wylądować z głośnym dźwiękiem zdzieranego metalu na boku. Z jej środka zaczęli wydostawać się oszołomieni żołnierze w liczbie cztery, na których jednak znajoma wam trójka wcale nie czekała. Gdy z ciężarówki wydostawał się Norman Richt asekurowany przez Asa tuż pod wywróconą furgonetkę białowłosa rzuciła jakiś przedmiot, następnie zaczynając biec w kierunku, którego na pewno nikt by jej nie polecał – w stronę wejścia do górnego miasta.
- Profesorze Richt! – zawołał ucieszony jak i wciąż zszokowany Hiroshi. Gdy tylko Rudy dotknął stopami ziemi odwrócił się w kierunku, z którego zasłyszał swoje imię. To samo zrobił zresztą As, który zresztą właśnie wyciągnął z pojazdu coś, co wyglądało na broń. Na dużą broń. Właściwie granatnik. Od razu po tym wyciągnął jeszcze ważniejszą rzecz, którą wcisnął na swoją głowę – kapelusz. Profesor Richt krzyknął coś do Asa, który uśmiechnął się szeroko, wciąż stojąc na schodkach do kabiny i wycelował bronią w kierunku Hiroshiego.
- Dziewięć na dziesięć. – krzyknął, po czym bez ostrzeżenia pociągnął za spust. Plop! Oboje Akaru widzieli jak niewielki, czarny pocisk odbija się od ziemi tuż pod ich stopami i tuż po nagłej chwili przerażenia eksplodował. Tyle, że wcale nie był to wybuch, jakiego się spodziewali. To, co się stało było dość proste – wszystko wokół nich spowił gęsty, szary dym. Od razu po tym mogli usłyszeć jeszcze dwa kolejne wystrzały, a następnie kolejną eksplozję, tym razem jeszcze inną. Z dźwięków, które po niej nastąpiły mogliście mieć wrażenie, że miało to jakiś związek z elektrycznością. I chyba nawet miało to też coś wspólnego z tym, co wcześniej wyrzuciła Ukari. Niewiele myśląc i wciąż targając ze sobą ciężką torbę oraz karabin bracia zawrócili i skierowali swoje kroki w kierunku, gdzie powinna znajdować się trójka. Zupełnie jakby zapominając o tym, że jeszcze przed chwilą, właśnie gdzieś z tej strony zawalił się wielki zbiornik wody. Mogli być zdziwieni tym, jak wielki obszar pokryła zasłona dymna. Wydawało się im, że przebyli już połowę drogi do samego muru, jednakże ten wciąż ich otaczał. W końcu wpadli na przewróconą furgonetkę, z której i obok której zwisały i leżały ciała żołnierzy Federacji w dokładnie takich samych mundurach jak te, które mogli oglądać zeszłego dnia. Hiroshi pod pierwszym wpływem natchnienia upuścił torbę i podleciał do najbliższego z ciał, zaczynając energicznie przeszukiwać jego ekwipunek. Już na pierwszy rzut oka mógł zauważyć kaburę z bronią ręczną na udzie kobiety trzaskają iskrami krótkofalówkę na piersi, dwa granaty na oporządzeniu oraz lekki zapach spalenizny. Florance tylko westchnął ciężko, gdy Hiroshi zaczął przeszukiwać dokładniej. W kieszeni znalazł zapalniczkę benzynową, zapasowe magazynki do pistoletu, piersiówkę, pudełko wykałaczek, oraz harmonijkę. Zabrał magazynki, piersiówkę oraz harmonijkę i to wpychając do swojej wewnętrznej kieszeni, która była już wypchana po brzegi. W momencie, w którym wstawał od ciała oboje mogli zauważyć dwie kolejne postacie, które zbliżyły się do tego miejsca – i one były całkiem znajome. Zdaje się, że była to niema pani kapral oraz wysoki, rudy młodzieniec, który towarzyszył jej podczas stania na straży. Oboje mieli w rękach długą broń palną i wydawali się być zaskoczeni widząc ich w tym miejscu. Hiroshi szybko położył palce na szyi martwej kobiety, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. O dziwo, mógł wyczuć puls.
- CO, do kurwy!? – Ryknął Denny. Szarpnięciem dłoni zrywając maskę z dolnej połowy swojej twarzy. Z rozpędu odepchnął, taranując Hiroshiego i sam przykucnął przy poparzonej.
- Mnie się pytasz!? Nie powinniście pilnować bezpieczeństwa? Z resztą nie ważne, ona jeszcze żyje! – zawołał w odpowiedzi Hiroshi, powoli skierował się w stronę swojej torby i brata, który milczał, nie wtrącając się – co weszło mu już w nawyk. Wyglądało na to, że mundurowa chciała zadać jakieś pytanie, ale najwyraźniej nie miała jak tego zrobić. Zbliżyła się tylko do rudego, pociągając go za ramię i pokazując mu kilka gestów. Jego otępiały wyraz twarzy wskazywał na to, że nic nie zrozumiał. - Nie wiem jak ty, ale ja chcę się stąd już po prostu wynosić. – oznajmił Florance. Hiroshi przytaknął, dodając tylko:
- Mamy jeszcze niezałatwioną sprawę, wiesz o tym, prawda?
- Tak, tak.
Ponowny gruchot stali. Dobiegał oczywiście ze strony miasta. Bardzo blisko. Dało się domyślić tego, czego on dotyczył. Najwyraźniej fala wody uderzyła w mur. Dwójka usłyszała kilka kolejnych chlustów, znów wzmógł się ryk silników, z czego większość się oddalała.
Wszyscy patrzyli się w stronę wielkiej wieży zadając sobie pytania – runie, czy nie runie? Odpowiedź wkrótce przyszła sama – runęła. Był to jak sygnał dla wszystkich zebranych, aby zacząć uciekać jeszcze dalej. Tak też postąpiła Sza, zaczynając wpierw oddalać się krokami w tył, następnie odwróciwszy się znów czym prędzej pędząc przed siebie. Hitomi uczyniła podobnie. Cofnięcie się było instynktowną reakcją, a widząc, że mała znowu zaczyna uciekać, ruszyła za nią biegiem. Przeklinania w duchu nie było końca, gdyż ucieczka po prostej linii od wyrwy mijała się z celem. Zaczęła uciekać pod kątem, by mur osłonił choć trochę przed wodą. Tym razem udało jej się dogonić Szę wskazując jej właściwy swoim zdaniem kierunek, na co ta bez odpowiedzi zareagowała skierowaniem się za radą. Obie biegły przed siebie , nawet nie wiedziały ile czasu, aż do chwili, w której fala nadpływającej wody uderzyła w resztki muru. Masa wody przelała się przez wyrwę rozpraszając na otwartej przestrzeni, rozlewając na dość spory obszar, ale wytracając na swojej prędkości i impecie. Tak długo, jak utrzymywały swoje tempo nie miały szans nawet zamoczyć sobie butów. Przez dziurę w konstrukcji mogły jednak zobaczyć, że ta fala wcale nie wpłynęła pozytywnie na budynki, które znajdowały się w mieście. Co słabsze z nich zaczęły się przechylać, by po chwili runąć w dół na wzór hali, w której odbywały się zawody. Te solidniejsze jednak stały twardo, niewzruszenie pod naporem wody. Widząc, że niebezpieczeństwo już im nie zagraża uciekający również zaczęli się zatrzymywać. Co poniektórzy podnieśli swoje głośne jęki na temat tego, co tam stracili, na temat tego, jak wielkie szkody to zdarzenie przyniosło, oraz na temat tego, co mogło być powodem tej katastrofy. Zaczęli wskazywać dziwną, okrągłą chmurę w oddali przekrzykując się nawzajem różnymi określeniami na temat przeklętego miasta. Hitomi mogła poczuć pociągnięcie za nogawkę, gdy mała zapytała się łamanym głosem:
- Brata tam nie było, prawda?
Przy okazji, wciąż trzymała w rękach butelkę mleka. Zaś ani Hiroshiego, ani Florance’a nie było ani śladu.
Hitomi potrząsnęła głową zdecydowanie, patrząc w stronę źródła. -Nie. Nie było go tam. Nawet waszego pojazdu nie było. To znaczy, ę gdzieś pojechał i dopiero będzie wracał. - Popatrzyła na małą i zmarszczyła brwi - Sza...? Gdzie masz mój płaszcz?
Mała uniosła brwi zaskoczona, po czym odwróciła wzrok:
- Wyrzuciłam. – oznajmiła krótko. Hitomi w duchu pomyślała, że Sza powinna być ucieszona z faktu, że nie jest w tej chwili Hiroshim.
-Wyrzuciłaś...pewnie nie mogłaś z nim biec... nie mam ci tego... za złe. - No i świetnie! Zamarznę teraz! - dodała w myślach.
- To jest ważniejsze! – Sza dodała sprostowanie, unosząc butelkę nad swoją głowę – Ubrania się wszędzie znajdzie. Ale… co teraz?
Dlatego nie chce mieć dzieci... - Ubranie można nosić długo, a to się skończy jak wypijesz - powiedziała smutno. Następnie westchnęła i popatrzyła znowu w stronę ruin. - Teraz czekamy aż się uspokoi i wracamy tam.
Młoda kiwnęła tylko głową. Obie stały i patrzyły tylko, jak kolejne hektolitry wody przelewały się przez wyrwę z coraz mniejszą siłą tworząc pod murami zniszczonego miasta małe bagno.
Hiroshi klepnął Florance’a w ramię wskazując kierunek, w którym był pojazd Ukari.
- Ona nas za to zabije. Chodźmy. – stwierdził, ruszając tam szybko.
- Nie mamy dość wrogów? – zapytał Florance
- Jak nie rozbijesz tego samochodu to będziemy mogli wyjaśnić, że ratowaliśmy lakier i tapicerkę przed zgubnym wpływem wody. – uśmiechnął się lekko Hiroshi
- Ty mówisz. Idziemy. – skinął głową młodszy, po czym udali się pośpiesznie wraz z bagażem do samochodu. Nie zajęło im to wiele czasu. Drzwi do ciężarówki wciąż były otwarte. Wraz z bagażem ciężko byłoby się tam wspiąć.
- Florance, weź wsiądź i spróbujemy – ty z góry, ja z dołu – wcisnąć to gdzieś pod siedzenie. – Florance wszedł po schodkach do kabiny samochodu. Pierwszą rzeczą, którą zauważył był ów granatnik pozostawiony na jednym z trzech siedzeń. Prócz niego było tu też całkiem sporo sprzętu. Elektronicznego, bądź mechanicznego, którego zastosowania raczej nie mogli się w tej chwili domyślić. We dwójkę udało im się wciągnąć torbę do środka, rzucając ją pod jedno z siedzeń. Lekkie drgania, oraz szum pojazdu wskazywał na to, że wciąż jest odpalony.[/i]
Hiroshi zaraz po wtarganiu torby również wsiadł, na drugie siedzenie. Spojrzał od razu pod nogi brata, by określić, który pedał jest który. Rozejrzał się za tą całą skrzynią biegów, by po krótkiej analizie móc wyjaśnić Florance’owi, jak ma to poprowadzić. Cóż, pedały były trzy. Lewy i środkowy wyglądały identycznie. Prawy zaś był nieco węższy. Na podstawie własnych doświadczeń nie miał pojęcia który jest który, acz wiedział, że jeden z nich musi być gazem, inny hamulcem, ostatni zaś sprzęgłem. Skrzynia biegów miała osiem pozycji, aktualnie znajdująca się w dziewiątej, to jest w tak zwanym luzie.
- Cholera. – stwierdził bystro Hiroshi. Nie było zbyt wiele czasu – Musimy zacząć od określenia, który z tych to pedał gazu. Ja sądzę, że to będzie ten po prawej. Ostatni. Spróbujmy, ale ostrożnie, by nie wjechać głupio jeszcze głębiej. Pamiętaj o skręcaniu.
- Tak, tak, tak. – słuchał uważnie Florance, sam rozglądając się po tym wszystkim. Florance niepewnie nadepnął na pedał najbardziej po prawej, jakby ten zaraz miał wybuchnąć. Oboje mogli usłyszeć, jak obroty silnika zwiększają się wraz z naciśnięciem pedału, jednak pojazd nie poruszył się ani odrobinę.
- Chyba musimy zmienić coś na skrzyni biegów, nie? – zapytał Hiroshi równie niepewnie. Florance mógł zauważyć u góry i u dołu gałki dwa numery – u góry było to 1357, zaś u dołu 2468. Florance zaczął od jedynki. Gdy próbował zmienić bieg, Hiroshi zapytał: - A sprzęgło?
- Co sprzęgło?
- Nie naciskało się go jak zmieniałeś bieg czy coś?
Florance zaczął rozglądać się za dźwignią. Nic jednak podobnego tutaj nie było. Chociaż na drzwiach było jakieś pokrętło.
- Nie znam się na samochodach, ale czy przypadkiem, no nie wiem, nie wciskało się jakiegoś innego pedału przed zmianą biegu?
- Dobra, jeśli najbardziej po prawej przyśpiesza, to żeby hamować potrzeba szybkich reakcji, więc ten po lewej. – nadepnął ten najbardziej po lewej, wcześniej puściwszy gaz. Hiroshi szybko zawołał, gdy ten puścił gaz:
- Tylko pamiętaj jak ruszysz, o skręcaniu, dobra?
- Mówiłeś! – zawołał Florance
- Nie ufam ci, ani sobie, ani tym bardziej temu ustrojstwu!
Florance zmienił bieg na pierwszy. Jeśli nic nie wybuchło, naciska zaraz po tym gaz, puszczając przy tym sprzęgło. Gdy młodszy Akaru wcisnął pedał gazu z początku podobnie jak poprzednio jedynie zwiększyły się obroty silnika. Jednakże kiedy tylko puścił sprzęgło całym samochodem gwałtownie zatrzęsło. Z bardzo krótkim piskiem opon ciężarówka wyrwała do przodu. Dla dwójki siedzącej w środku to tempo, choć pewnie niewielkie, przyniosło wrażenie, jakby właśnie przekroczyli prędkość dźwięku. Nie zdążyli nawet zorientować się kiedy dym przed przednią szybą gwałtownie się rozrzedził, ukazując widok na ogromną, metalową ścianę, która nieubłaganie się zbliżała.
- Tylny! Tylny! – zawołał Hiroshi
- Jaki tylny!? – skręca w prawo, nie puszczając gazu w panice.
- Jest przecież jakiś bieg, by jechać do tyłu, nie!? NIE!? Rin, czy wiesz jak się prowadzi samochóóóód!?
Gdy Florance zaczął energicznie skręcać kierownicą w prawą stronę. Oboma kryptowiczami bez litości rzuciło w lewo w skutek siły odśrodkowej. Wciąż przyśpieszający samochód zaczął się obracać, najwyraźniej tracąc przyczepność z podłożem, aby potem w trakcie poślizgu bokiem przyrżnąć w metalową ścianę. Odłamane lusterko wpadło do środka przez stłuczoną szybę. Pojazd jednak wcale się nie zatrzymał. Wciąż jechał w prawo, dochodząc już do najwyższych obrotów na jakie stać było silnik. Granatnik z siedzenia obok z hukiem upadł na ziemię:
- Jak już wyjedziemy to skręć w drugą stronę, tak, byśmy jechali dalej, ale przy ścianie, a nie na otwarty teren! I nie jedź tak szybko, bo nie wykręcisz! Przewalisz ten samochód, tir, ciężarówkę, to coś! Aach, nienawidzę samochodów! Mogę już to powiedzieć po tych dwóch przejażdżkach!
- Dobra, dobra! – Florance po wyjechaniu zaczął skręcać z obniżonym gazem tak, by skręcić przy ścianie. Ponownie zaczęli zbliżać się w stronę dymnej ściany. Wjechali w nią, a następnie, po przebyciu niewielkiej odległości pojazd gwałtownie zatrzymał się z trzaskiem. Florance trzymający ręce na kierownicy zdołał wyjść z tego bez szwanku, jednak Hiroshi przywalił twarzą w deskę rozdzielczą, omal nie tracąc przytomności. Wygląda na to, że uderzyliście w bok kolejnego z transporterów Legii, który przecież stał w tym miejscu. Coś mogło im mówić, że chyba legii się to nie spodoba.
- Nie…dzielny… kierowca…
- Siedź, a nie stoisz jak kretyn! – tym razem Hiroshi, mądrzejszy o doświadczenie rozejrzał się za pasami, w czasie gdy Florance przyjrzał się gałce skrzyni biegów. Nie wyglądało na to, by gdzieś tu znajdowała się funkcja „wsteczny”. Hiroshi odnalazł pasy po krótkim poszukiwaniu i nie zastanawiając się dłużej zapiął się, lekko je przy tym całując jak zbawcę. Florance zaczął panikować. Zaczął poszukiwać innych rzeczy, znajdując na przykład kilka pourywanych kabli wiszących pod deską rozdzielczą, wajhę pod siedzeniem, która po pociągnięciu poskutkowała cofnięciem się samego fotela, a także przycisk na kierownicy, który uruchomił potężny klakson. Hiroshi wyraźnie, choć dość otępiały, wydawał się być zirytowany nową postawą brata.
- Bierz to cholerne sprzęgło i nadepnij! – Florance zastosował się do instrukcji. Hiroshi zmienił bieg na kolejny na liście, wajha zaskoczyła z cichym brzękiem – Dobra, gaz, ale na litość, LEKKO!
Florance wciska lekko gaz, starając się wykręcić na wszelki wypadek. Gdy puścił sprzęgło pojazdem znów zakołysało do przodu, jednakże tym razem rezultat był zupełnie inny od poprzedniego – samochód nadal stał, a na domiar złego, przestał drgać. Wyglądało na to, że silnik zgasł napotkawszy zbyt duży opór naprzeciw siebie.
- Dobra, to było w tych twoich książkach o tych kablach i złodziejach, nie? To wykorzystaj tą wiedzę!
- Zepsułeś to się zamknij! – zajrzał na kable. Florance złapał dwa losowe kable i zetknął je ze sobą, po czym od razu dało się usłyszeć dźwięk rozrusznika, a samochód ponownie się zakołysał. Z jakiegoś powodu wciąż jednak nie był w stanie odpalić, gdy tylko Florance upuścił kable, silnik nadal nie pracował.
- Spróbuj—
- Zamknij się! – Florance złapał te same kable i oplótł je wokół siebie. Silnik ponownie zaczął szczękać, odkasływać, zmuszając samochód do kołysania się w miejscu i ocierania przodem o metalowy bok transportera. Florance raz jeszcze spróbował znaleźć jakikolwiek sposób na włączenie wstecznego biegu i przyjrzawszy się dokładnie skrzyni biegów zauważył teraz mniejszą dźwigienkę przy samej gałce.
- Może to-to – pociągnął dźwignię, naciskając uprzednio sprzęgło. Hiroshi nie mógł się oprzeć krytyce:
- Dlaczego zmieniasz losowo biegi!?
- Przyganiał jebany kocioł jebanemu garnkowi!
- Liczę na twojego pierdolonego farta, ty mały gówniarzu!
Gdy Florance wcisnął sprzęgło, silnik wreszcie odpalił na dobre, kiedy zaś pociągnął za dźwignię, ta utkwiła w górnej pozycji. Po puszczeniu zaś sprzęgła samochód powrócił po prostu do kołysania się w miejscu. Florance nacisnął delikatnie gaz, by zobaczyć, czy to jest ten wsteczny. Mógł zauważyć, jak transporter przed nimi zaczyna się przechylać na bok. W tym momencie za oknem po stronie Hiroshiego można było zobaczyć czubek czyjegoś hełmu.
- Floooraaance!
- Co ja ci kurwa poradzę!? Dobra, to nie jest wsteczny! – jednak dźwignia wcale nie chciała zostać opuszczona w dół.
- A może tak naciśniesz sprzęgło!?
- Mówiłem: Zamknij się! – drzwi po stronie Hiroshiego zostały otworzone, ukazując żołnierza białej legii, który natychmiast przywitał ich wrzaskiem:
- Co tu się kurwa dzieje!?
- Nie gadaj tylko wsiadaj i pomóż nam znaleźć wsteczny! – zawołał Hiroshi.
Skrzyp. Jęk stali. Żołnierz stojący u bram waszego pojazdu gwałtownie obejrzał się w swoje lewo, po czym bez słowa pożegnania zeskoczył ze schodków i najzwyczajniej w świecie zaczął uciekać. Cóż, ten dźwięk, którzy obaj bracia w pewnością słyszeli był zdecydowanie głośniejszy od silnika samochodu i dobiegał zza waszych pleców.
- To jak, robisz to czy nie!? – krzyknął Hiroshi, jednak nie było go słychać. Florance bez słowa chwycił torbę i zsunął się w dół, wysiadając z ciężarówki. Hiroshi chwycił granatnik i tuż przed wyjściem opuścił go szybko na pedał, samemu się ewakuując. Gdy wyskoczył z samochodu ciężarówkę na krótki moment poderwało do przodu, jednak nie minęła nawet chwila, gdy przestała pchać jakby silnik powrócił do normalnych obrotów, znów kołysząc się w miejscu. Spoglądając zaś za siebie oboje mogli zobaczyć jak gigantyczna ściana przewraca się właśnie w ich kierunku. Florance wchodząc do góry zdał sobie sprawę z tego, że torby nie uda mu się wtargać, więc zostawił ją pod ciężarówką. Udaje się szybkim krokiem wszerz transportera, zatrzymując się co chwila, by spojrzeć, gdzie jest Florance. Oczywiście, uważa też na to, jakie będą dalsze powikłania powalonej ściany, by w razie już naprawdę bliskiego uderzenia wykonać ostatnią akcję. Florance, który powrócił do szoferki mógł przez przeciwne, otwarte drzwi zobaczyć, jak jego brat ucieka wzdłuż obu transporterów, próbując je obiec na czas. Ściana opadała nieubłaganie i wyglądało na to, iż najwyraźniej nie zdąży na czas, jednak ten oglądnąwszy się w ostatniej chwili za siebie mógł zobaczyć opadającą właśnie na niego blachę skrzydła samolotu.
- Mehr Kaili! – zawołał Hiroshi w momencie, gdy zauważył nieubłaganie nadchodzącą kolizję. Wiedział, że nie ma czasu, dlatego ten czas musiał sobie stworzyć. Słońce momentalnie zgasło, zaś okolica roświetliła się tysiącami podróżujących świetlików. W istocie, była to bardzo trafna metoda kupienia sobie czasu, jednakże nie zadziałało to dokładnie tak, jak w przypadku, gdy powiedziała to Marianella. Wszystkie obiekty dookoła rzeczywiście znacząco spowolniły, jednak nie zatrzymały się całkowicie. Wciąż widział opadającą na niego w zwolnionym tempie gigantyczną blachę, oraz pierwsze fale wody przelewające się spomiędzy spojeń. Nie zatrzymywał się, aby przyjrzeć się temu zjawisku uważniej, tylko biegł dalej, aż udało mu się wyminąć transporter, skręcić w lewo, wyprzedzić uciekającego żołnierza białej legii i zbliżyć się do oddalającej się grupy uciekinierów. Biegło się z każdą chwilą coraz ciężej. Czuł, jak coraz bardziej słabnie, czuł, że… nie da rady pociągnąć długo w taki sposób. Hiroshi biegł tak jeszcze krótki kawałek, po czym wysapał:
- … Vei! – nagły powrót do normalności. Z jakiegoś powodu upadł z rozpędu na ziemię. Usłyszał za sobą trzask łamanego metalu, a zaraz za nim głośny chlupot wody zmywającej wszystko na swojej drodze. Fala mająca siłę przewracającej się, niewielkiej szafy uderzyła w niego od tyłu, przesuwając jeszcze kawałek o mokrej teraz ziemi, zostawiając go w końcu na błocie, po którym wciąż nie przestawała się przelewać.
Florance będący w środku ciężarówki mógł poczuć jak zgniatana blacha szoferki przesuwa cały jego fotel naprzód aż do tego stopnia, że przydusiła go do kierownicy, porownie uruchamiając klakson. Metal całkowicie przysłonił mu niebo z każdej strony pojazdu. Przednia szyba pękła, rozsypując się po czerwonej masce. Wyglądało na to, że na tą chwilę nic więcej mu już nie grozi, gdyż woda nie dosięgła do poziomu kabiny, jednakże ciężko będzie mu wydostać się z tego miejsca o własnych siłach.
Hiroshi podniósł się, darując sobie tym razem użalanie się nad garniturem. Spogląda w kierunku wylewającej się wciąż wody, czekając na to, aż będzie można bezpiecznie podejść. Trwało to chwilę. Prąd osłabł w końcu do tego stopnia, że niewiele różnił się od siły wody lecącej z kranu, samej wody zaś było po kostki. Jeśli naprawdę tego chciał, mógł teraz spróbować wrócić do czegoś, co teraz wyglądało jak wielkie wysypisko śmieci, które przykryło wszystko, co znajdywało się kiedyś na parkingu tak jak i wszystkie transportery Białej Legii. Czym prędzej skierował się w stronę miejsca, gdzie wcześniej była ciężarówka, uważając na kolejne ewentualne, niespodziankowe spadające elementy konstrukcji. Nie było łatwo poruszać się po takim wrakowisku. Z pamięci mógł domyślić się, gdzie stała ciężarówka, choć tak naprawdę wcale nie musiał, gdyż gdy tylko woda wypłynęła mu z uszu zdał sobie sprawę, że bardzo wyraźnie słychać donośny klakson. Przemoczony do suchej nitki zaczął wdrapywać się na pordzewiałe fragmenty konstrukcji, usiłując dotrzeć do czerwonego pojazdu. Był on zakopany gdzieś pod wielkim, połamanym wspornikiem, oraz innym fragmentem, który pewnie też należał kiedyś do kadłuba samolotu. Jeśli miałby się dostać do środka, musiałby albo podnieść te kilka ton stali, albo jakoś się przez nie przeciąć. Ani chyba ani do tego, ani do tego nie miałby środków. Usiadł na kawałku samolotu ze zrezygnowaniem.
Słysząc już od dłuższego czasu klakson Florance sięgnął pod fotel, by używając tej samej dźwigienki wcześniej odsunąć go. Jednak nawet, kiedy szarpał za dźwigienkę fotel nie poruszył się ani odrobinę. Na tyle, ile mógł spojrzeć za siebie mógł dowiedzieć się iż cały tył szoferki został wgnieciony do środka. Jedyne właściwie możliwości poruszenia się to były te na boki, jednakże w tym momencie zdecydowanie nie miał siły, aby wydostać się z uścisku. W końcu Hiroshi ze zrezygnowaniem skierował się w miejsce, gdzie wcześniej mieli się spotkać z Hitomi.
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 8:44 pm   

Prąd ustał już na tyle, że dało się bez obaw powrócić do Źródła. Niektórzy już nawet tak uczynili, między innymi jakiś łysy facet mówiący coś o swoich baniakach, albo biegnąca za nim kobieta, która chyba usiłowała go dogonić. Sza milcząc czekała jedynie na jakieś polecenie. Hitomi popatrzyła na Szę i spytała - Idziemy? To chyba już koniec - Pooooonownie złapała dziewczynkę za dłoń i ruszyła w stronę miasta, na poszukiwania brata i dwóch kretynów. Sza użyczyła jej jednej ze swoich rąk, trzymając wciąż kurczowo butelkę z mlekiem. Powróciwszy do miasta Hitomi spotkała przygnębiająca atmosfera. Co rusz musiały się przedzierać przez porozrzucane sterty gruzu, złomu, oraz różnych popsutych urządzeń, rur i wiele, wiele innych śmieci. Nareszcie nastała cisza, aczkolwiek ta cisza nie była niczym przyjemnym dla ucha. W większości miejsc postawienie kolejnego kroku skutkowało tym, że noga zapadała się w błocie. Ciężko było rozróżnić miejsca, w których znajdowały się wcześniej budynki, ulice, a na dodatek nie było nawet śladu po wewnętrznych ścianach, które oddzielały górne miasto od dolnego. Nie było widać nikogo, choć… po przejściu dość sporego dystansu można usłyszeć było czyiś krzyk. Krzyk, a właściwie płacz. Płacz osoby młodej, która… albo była w tarapatach, albo rozpaczała nad swoim losem, bądź też losem miasta, które zostało zrównane z błotem. Hitomi skierowała się w stronę głosu, pociągając Szę za sobą. Zlokalizowanie źródła płaczu było dość proste. Był nim jeden z niewielu budynków, które ostały się w całości, jednakże – jego najniższe piętro było całkowicie zawalone fragmentami innych konstrukcji, tak, że nie dało się ze środka wydostać. Osobą w tarapatach był ktoś, kto znajdował się pewnie na jednym z najwyższych pięter, to jest trzecim bądź czwartym. Ze strony, z której nadchodziła Hitomi nie było widać żadnej możliwej drogi podejścia, ale kto wie – może gdyby odejść ten budynek znalazłoby się jakieś prowizoryczne wejście. Dziewczyna postanowiła obejść budynek by spróbować dostać się do środka budynku w celu udzielenia pomocy. Wychodząc za róg mogła zauważyć inne osoby, które również zbliżały się do budynku. Nie było nawet trudno ich poznać – widziała je już przynajmniej kilka razy. Duet rudej i blondynki, z których ta druga wskazywała na jedno z wyższych okien zbliżał się coraz bardziej, najwyraźniej nie zwracając większej uwagi ani na Hitomi, ani na Szę, która nie odstępowała jej ani na krok. Spoglądając zaś na samą budowlę widać stąd było połamaną co prawda w kilku miejscach, ale wciąż jako tako trzymającą się ściany rynnę. Próbowanie wejść po niej na górę mogło być pewnie dość niebezpieczne, jako że mogła się urwać w każdej chwili, ale pewnie jeszcze trudniejsze byłoby próbowanie uwięzionej osobie w środku osobie zejść jakoś na dół. Hitomi przyjrzała się oknu wskazywanym przez Marianellę, następnym spojrzeniem oceniła rynnę, która wcale nie wyglądała na solidną. Podeszła do niej, złapała ją obiema dłońmi i szarpnęła. Cała rynna zachybotała się poważnie, jednak póki co nie odpadała. W międzyczasie Marianella razem z Kareen podeszły już pod samą ścianę zaraz obok Hitomi. Blondynka uśmiechnęła się życzliwie do dziewczyny w czasie gdy ruda zaczęła się uważnie przyglądać ścianie przed sobą. Co dziwne, obie z nich wyglądały na całkowicie niedotknięte katastrofą, która miała tu miejsce. Hitomi skinęła jej i popatrzyła ponownie na rynne. Wróciła jednak wzrokiem na kobiety - Mają panie zamiar coś zrobić by pomóc tej osobie?
De Chardin odpowiedziała wpierw krótkim chichotem.
- Zamierzamy? – spytała lekko rozbawiona – Przepraszam, miałam z początku takie odczucie, że, jakby to powiedzieć, nie chciałam kraść nikomu chwili sławy. Hitomi wzruszyła ramionami.
-[i] I tak wygrałam to coś... No nic.
– po czym złapała się mocniej rynny.
- Na pewno? – ubiegł ją głos Marianelli – Przecież nie chcemy, by jeszcze komuś stała się krzywda, prawda? – zapytała wciąż uśmiechając się.
Cóż... nie ufam tej rynnie, ale do odważnych świat należy, prawda? W razie czego prosze mnie łapać – Rzuciła Hitomi pół-żartem.
- W porządku. – Marianella skinęła głową, gdy Hitomi podeszła do pierwszej próby wejścia na górę. Wprawdzie jedyny zaczep był bardzo niepewny, jednak dziewczyna dość zwinnie pięła się w wwyż. W trymiga dotarła na wysokość drugiego piętra, coraz wyraźniej słysząc szlochanie, wtedy trzymana przez nią rynna nagle się poluzowała, całkowicie straciła połączenie ze ścianą, odpadła od niej i z brzękiem zleciała na ziemię, jednak Hitomi była dużo szybsza i zanim choćby zaczęła spadać pochwyciła się parapetu dzięki czemu wciąż zachowała swoją wysokość. Krótkie oględziny ściany wokół i nad nią mogły jej przynieść kilka pomysłów. Mogła spróbować wspiąć się wyżej, zaczepiając palce w miejscach pomiędzy cegłami, gdzie zaprawy było zdecydowanie mniej, albo… próbować trochę bardziej ryzykownymi podskokami piąć sięw górę po rzędzie okien skacząc z jednego parapetu na wyższy, wspinając się na niego, a potem jeszcze raz ponawiając tą procedurę. Dziewczyna zdecydowała się nie podejmować większego ryzyka i z pomocą samych rąk przesunęła się po parapecie w bok wsuwając palce w szczelinę pomiędzy cegłami. Podciągnęła się, znajdując kolejne miejsce, w którym mogła się pochwycić, sięgając do niego i ponownie się podciągając. Nie szło to już tak szybko jak wspinaczka po rynnie, jednak najważniejsze, że postęp następował bez zbędnego ryzyka. Czując na swoich plecach wzrok Marianelli, Kareen i Szy dotarła w końcu do jednego z okien na czwartym piętrze, przez które wślizgnęła się do środka. Pomieszczenie było całkiem niewielkie. Spod sufitu wisiała przekrzywiona lampa, której kabel ciągnął się aż do drzwi, które były zamknięte. Poza tym, było tu jedno niskie łóżko, dwa krzesła, stolik, oraz komoda. Był to chyba czyiś pokój, jednakże nie było tu na pewno żadnej osoby. Płacząca osoba musiała być gdzieś głębiej w budynku. Hitomi przekroczyła pokój, nie pozwalając pokusie na zajrzenie do komody. Nacisnęła klamkę, by stwierdzić, że drzwi są zamknięte.
- Hmm… – zaczęła przyglądać się zamkowi pod klamką. Był on dość staroświecki. Klucz zapewne sporo ważył. W żadnym wypadku nie przypominał on elektronicznych zamków krypty. Gdyby tylko miała cokolwiek, czym mogłaby sięgnąć wgłąb dziury być może udałoby się jej obrócić mechanizm, by otworzyć drzwi, przy sobie jednak nic takiego nie miała. Cofnęła się więc i zajrzała do komody. Miała ona trzy szuflady. W tej u samej góry znajdowało się kilka puszek, które wyglądały nawet na pełne. Dwie plastikowe budelki z wodą, oraz kilka pomniejszych przedmiotów takich jak lusterko, śrubokręt, dwa ołówki oraz brzytwa. W drugiej szufladzie było kilka ubrań w zdecydowanej większości zrobionych ze skóry, zaś w trzeciej Hitomi mogła znaleźć pistolet oraz dwa magazynki. Rzeczywiście, były tu dwie śruby mocujące całą klamkę z zamkiem – u dołu i u góry. Hitomi spróbowała przekręcić jedną ze śrub, jednak siedziały one w drewnie dużo mocniej niż była w stanie nimi poruszyć. Nie było raczej mowy, aby udało jej się odkręcić którąkolwiek z nich. Wyglądało na to, że drzwi otwierają się do wewnątrz.
- Cholera... - Wróciła do szafy, a dokładniej ubrań. Sprawdzić chce czy nie ma w kieszeniach ich czegoś co by pomogło w tej sytuacji. Przeszukała wszystkie kieszeni w nadziei, że znajdzie tam coś pożytecznego, jednak poza niewielką, przezroczystą torebką z jakimś białym proszkiem kieszenie były absolutnie puste.
- No cholera jasna. Co ja mam odstrzelić ten zamek? – Hitomi udaje się włożyć śrubokręt do otworu zamka, jednakże prostym śrubokrętem nie da rady obrócić jego wnętrza. oPotrzeba raczej czego, co miałoby zakrzywioną końcówkę. W końcu wyjęła śrubokręt i odbezpieczyła pistolet. Wolną dłonią uderzyła kilkakrotnie w drzwi i cofnęła się. Po uderzeniu w drzwi nic się nie stało.
- Hej! Otwórz drzwi! Przyszłam ci pomóc! – krzyknęła w stronę drzwi. Lamentowanie zdawało się ucichnąć, jednak nie było żadnej odpowiedzi. - Tak do ciebie mówie! Jestem w tym zamkniętym pokoju! - Powiedziała głośniej i cofnęła się od drzwi celując w nie z pistoletu. W odpowiedzi ponownie nie usłyszała słów, a jedynie głośne klekotanie. Wygląda na to, że osoba znajdowała się w jeszcze innym pokoju, do którego drzwi również były zamknięte i najwyraźniej w tej właśnie chwili zaczęła szarpać się z klamką. Klamka Hitomi jednak wcale się nie poruszała.
Wypowiedziała cicho dwa słowa jakie powiedział Hiroshi wcześniej ciekawa efektu - Mehr Kali. – Hitomi mogła poczuć dreszcz, który przebiegł po jej plecach, gdy wypowiedziała te słowa. Jednak tak naprawdę nie mogła zauważyć żadnego efektu.
Wiedziałam, że mi się nie uda - Wstchnęła i stanęła pod kątem do drzwi celując w zamek - Strzelam w zamek od drzwi, nie bój nic! Zaraz tam będę! – dziewczyna pociągnęła za spust, by usłyszeć ciche kliknięcie. Szybko domyśliła się, że związane jest ono z brakiem amunicji w pistolecie, dlatego też wymieniła magazynek i spróbowała raz jeszcze, tym razem rozległ się huk wystrzału. Blaszka zamka wgięła się do środka. Dało się zobaczyć pocisk, który utkwił w środku, wciąż jeszcze się dymiąc. Drewno wokół zamka złuszczyło się, lekko wginając do środka. Wygląda na to, że ten strzał jeszcze nie otworzył zamka, ale na pewno jest on dużo słabszy niż przed chwilą. Złapała za klamkę i szarpnęła co sił mając nadzieję, że drzwi się otworzą, a nie klamka jej zostanie w ręce. Nie stało się jednak ani to, ani to. Drzwi, choć wyraźnie zaskrzypiały, wciąż trwały zamknięte. Warto też przy okazji wspomnieć, że w tę chwilę po wystrzale płacz rozpoczął się na nowo.
- Pieprzone drzwi! – kolejne szarpnięcie, tym razem z oczekiwanym skutkiem. Zamek wyłamał się całkowicie z drzwi i został Hitomi w ręce w czasie gdy same drzwi otworzyły się powoli na oścież z przeraźliwym skrzypem. Otworzyło się wyjście na korytarz, w którym były jeszcze trzy pary drzwi oraz schody w dół. Każde drzwi miały na sobie numerek. Te, które przed chwilą otworzyła, miały cyferki 13, zaś prócz nich były na piętrze jeszcze 14, 15, 16 i to właśnie w 16 mogła zauważyć wciąż poruszaną energicznie klamkę.
- Poczekaj chwilę! Zaraz otworzę! - Podeszła do drzwi i spytała - mogę je wyważyć? – usłyszała ryk w odpowiedzi. Cholernie zresztą ciężki do zrozumienia, a jednak udało jej się go zrozumieć. Mówił on jednoznacznie o tym, iż „chce już stąd wyjść” oraz „chcę do mamy”. Nie był więc on bezpośrednią odpowiedzią na pytanie, jednak na pewno mógł dostarczyć dziewczynie informacji na temat tego, kto może znajdować się na drugiej stronie.
Cofnij się od drzwi - nakazała dziecku. - Powiedz kiedy będziesz od nich daleko - Gdy to zrobi następuje czas na spartańskiego kopniaka w drzwi, jednak drzwi stawiły opór godny swoich poprzedniczek i nawet nie drgnęły. Hitomi ponowiła próbę – z tym samym skutkiem. W ten sposób raczej nie uda jej się dostać do środka. W końcu wyciągnęła pistolet, ostrzegając:
- Zatkaj uszy, będzie huk! – po czym oddała strzał w zamek. Kolejne bezpośrednie trafienie wyrwało dolną część zamka z drzwi wykonując w nich otwór, którym się dało dojrzeć wnętrze kolejnego pomieszczenia. Wystarczyło pewnie teraz tylko zwykłe pchnięcie, by wejście stanęło otworem. Tak więc dziewczyna otworzyła drzwi i zabezpieczyła pistolet. Weszła do pomieszczenia z lekkim uśmiechem na twarzy. W środku wystrój był niemal identyczny jak w pomieszczeniu, którym się tu dostała. Z tą różnicą, że łózka były tu dwa, a w kącie stał jeszcze wieszak. Pusty. Tuż obok tego wieszaka, w samym kącie, kucała skulona dziewczynka zasłaniając głowę rękoma i wciąż nieprzerwanie szlochając. Nawet pomimo słabego światła Hitomi mogła stwierdzić, że ta jest blondynką.
- Mam nadzieję, że cię nie wystraszyłam za bardzo tym strzelaniem. Wychodzimy? - spytała ją. Usłyszawszy ostatnie słowo wypowiedzi mała wygramoliła się z kąta lekko przestraszonym spojrzeniem przyglądając się czarnowłosej, by po chwili zdecydować, że biegiem rzuci się w jej stronę, a następnie uczepi nogawki. Hitomi zaśmiała się.
- Jestem Hitomi, a ty? – spytała lekko głaskając jej włosy. Wyciągnęła po chwili do niej rękę, by ta mogła ją ująć. Dziewczynka pociągnęła mocno nosem przez chwilę jeszcze próbując się uspokoić zanim łamanym głosem odpowiedziała krótko na pytanie:
- A… Alicja.
- Bardzo ładne imię, Alicjo.
Dziewczyna pochwyciła ją za rękę i podążyła w ślad za krokami starszej w kierunku schodów w dół. Bez problemu zeszły na półpiętro, a następnie na piętro trzecie, tylko po to, by okazało się, że schodów na piętro drugie i jeszcze niższe po prostu nie ma. Całkiem się zawaliły i teraz spoczywały w gruzie na dnie szybu klatki schodowej. Tutaj podobnie jak piętro wyżej również były cztery pary drzwi – 9, 10, 11, 12.
- No to tędy nie zejdziemy. Trzeba znaleźć coś co będzie dla nas liną - Powiedziała raczej do siebie. Podeszła do wszystkich drzwi po kolei by sprawdzić, czy któreś nie są otwarte. Niestety, wszystkie były zamknięte. Podeszła do drzwi z numerem dziewięć i skrzywiła się. - Będziesz dzielna Alicjo? Muszę z nimi zrobić to samo co z tymi od twojego pokoju, zgoda?
Dziewczynka kiwnęła tylko głową nie puszczając jej ręki. Stanęła tak by dziecko było za nią i ręką z pistoletem po czym oddała strzał w zamek, a przynajmniej tak zamierzała. Trafiła w framugę, co nie tylko nie pomogło w otwarciu drzwi, ale też porządnie wystraszyło Alicję, gdy pocisk sypnął snopem iskier w powietrze. Nie czekając strzeliła po raz kolejny, tym razem trafiając. Pocisk zrobił dziurę w obudowie mechanizmu najwyraźniej gruchocząc całe jego wnętrze. Z drugiej strony drzwi dało się usłyszeć jak coś z brzękiem opada na podłogę.
- I już po hałasowaniu. Mam nadzieję. - uśmiechnęła się przepraszająco do małej i weszła do pokoju ostrożnie. Pokój był tego samego rodzaju co oba poprzednie, acz tu umeblowanie było już zupełnie inne. Nie było tu żadnego łóżka. Jedyne, co się tu znajdowało to okrągły stół do którego dosunięte było dziewięć krzeseł. Co ciekawe, dwa z tych krzeseł nie posiadały jednej nogi i to właściwie tyle. Hitomi podeszła do stołu wolno i położyła na nim dłoń. odłożyła na niego Pistolet i podeszła do krzeseł z trzema nogami. Zdecydowała się obrócić je do góry nogami. Podczas próby obrócenia jednego z nich wyleciało jej ono z ręki, uderzając ją w goleń i upadając na ziemię. Cóż, to specjalnie raczej nie pomogło. Kiedy zaś próbowała to samo zrobić z drugim krzesłem zauważyła, że to krzesło ma jakiś dziwny ogon sterczący spomiędzy spod obicia, jakby coś zostało w nim zaszyte. Hitomi niewiele myśląc złapała za ów ogon i pociągnęła, wyciągając i wyciągając coraz dłuższą… linę? Nie była ona oczywiście bez końca. Po wyciągnięciu jej całej Hitomi mogła stwierdzić, że ma jakieś cztery, pięć metrów długości. Zdecydowanie nie starczy do samej ziemi, ale to zawsze coś. Dziewczyna zaśmiała się radośnie widząc ile liny było ukryte w krześle, po czym odstawiła je ostrożnie na miejsce i pogłaskała oparcie. Podniosła sinę i wyszła z Alicją z pomieszczenia. Wróciła pod schody, przywiązała linę po ręczy i spuściła w dół, by sprawdzić, jak daleko sięga. Zdecydowanie nie aż do samego szczytu gruzu; wciąż zostają tam jakieś dwa metry przestrzeni mogące oznaczać dość bolesny upadek, szczególnie, że grunt nie jest płaski.
- Hmm... Alicjo? jak mocno potafisz się mnie trzymać za szyję? - Spytała patrząc w dół. Dziewczynka nie mogąc wydusić głosu przez gardło kiwnęła dwa razy głową wolną dłonią ocierając mokre policzki.
- No, to… – przyklęknęła na kolano, by dziewczynka mogła się jej wspiąć na plecy, co ta zrobiła dopiero po chwili, której potrzebowała na zorientowanie się, że ma to zrobić właśnie teraz. Stanęła na palcach i objęła mocno jej szyję. Hitomi mogła odnieść wrażenie, że ten chwyt powinien wytrzymać. Wstała i ujęła linę w dłonie. Następnie zaczęła opuszczać się na niej na wysokość pierwszego piętra, następnie zaczynając się bujać na niej aż dohuśtała się do krawędzi pierwszego piętra, gdzie zwinnie postawiła nogi na brzegu podłogi, puszczając potem linę. Jak nie trudno się domyślić, tutaj również była czwórka drzwi – 5, 6, 7, 8 z czego ósemka była praktycznie wyrwana z zawiasów przez gruz, który wysypywał się ze środka pokoju. Hitomi postawiła Alicję na podłodze i podeszła do wyrwanych drzwi pokoju ósmego. Spojrzenie do środka mogło pokazać jej, że ten pokój istniał jedynie w połowie, ponieważ jego druga, dalsza połowa była zniszczona sporym kawałem blachy oraz innych konstrukcji, które najpewniej przewaliły się na ten budynek stwarzając zaporę nie do przejścia. Żadne z drzwi nie były otwarte. Podeszła pod drzwi pokoju piątego, uniosła broń i wpierw ostrzegłszy Alicję o strzale pociągnęła za spust. Nie trafiła w zamek, a miejsce po zamkiem. Spróbowała jeszcze raz, tylko po to, żeby okazało się, ze nie ma naboi. Pochwyciła więc ostatni magazynek i po wysunięciu poprzedniego wsunęła go do broni. Raz jeszcze pociągnęła za cyngiel i tym razem coś poszło bardzo nie tak. Broń nie wystrzeliła, a wręcz eksplodowała z głośnym hukiem wyrzucając w powietrze komorę zamka pistoletu. Alicja pisnęła śmiertelnie przestraszona, chwytając się ponownie za głowę i kucając w miejscu. W dłoni Hitomi pozostała tylko dymiąca się rączka pistoletu z kawałkiem uchwytu. Dziewczyna wypuściła zaskoczona rękojeść byłej broni, w duchu przeklinając stwórcę. Przytuliła dziewczynkę, by ją uspokoić, choć to wcale nie pomagało.
I czekała, czekała…Po chwili mogła usłyszeć stukot po drugiej stronie drzwi. Jeszcze chwilę później przyśpieszone kroki. Ktoś był po drugiej stronie. Jak można było się spodziewać, ktoś złapał za klamkę i za nią pociągnął, jednak drzwi się nie otworzył. Hitomi razem a Alicją cofnęła się kilka kroków. Ledwie to zrobiły, drzwi otworzyły się z głośnym łoskotem, aż ze starej ściany na ziemię posypało się w cholerę tynku. Jak nie trudno było się domyśleć, osobą, którą można było zobaczyć w progu była Kareen. Spojrzała krótko na dwójkę pod przeciwnymi drzwiami, najpewniej oceniając je wzrokiem.
Umm... za długo mi to zajęło? - Wyraźnie się odprężyła widząc znajomą osobę i podchodząc do niej z dziewczynką.
- W trzeciej minucie było słychać strzały. – odpowiedziała poważnym głosem, przenosząc wzrok na małą dziewczynkę – A potem krzyki.
- Musiałam jakoś otwierać drzwi, a co do krzyków... strzały potrafią wystraszyć dzieci. – odpowiedziała Hitomi wśród ciągłego szlochania Alicji. Kareen kiwnęła na to głową i wyciągnęła dłoń ku małej, jednak ta wcale nie zachęcona schowała się tylko za Hitomi. Ruda westchnęła i podczas odwracania się kiwnęła głową w stronę okna, pokazując wam drogę. Hitomi ruszyła więc z Alicją we wskazanym kierunku zaraz za rosłą przewodniczką. Kiedy zbliżyły się do okna mogły potwierdzić swe przypuszczenia – znajdowały się na pierwszym piętrze.
- Dasz radę ją znieść? – spytała, oglądając się na dwójkę. Hitomi na sam początek podeszła do okna by zobaczyć jakie jest zejście i dowiedziała się, że dokładnie to samo co wejście – przecież właśnie tędy wchodziła wcześniej po rynnie, jednak w tym momencie rynny tutaj nie było. Leżała pogięta u stóp budynku. Ciężko było znaleźć jakąś inną drogę. Zapewne dałaby radę zejść w dół trzymając się szpar między cegłami, jednak robić to razem z małą na rękach wydawało się niemożliwe. Hitomi popatrzyła na wielkoludkę - Sama raczej zejdę, ale z małą raczej nie dam rady.. OTRZYMAŁA NA TO KRÓTKĄ ODPOWIEDŹ:
- Zejdź pierwsza.
Pokiwała głową i zaczęła schodzić ostrożnie po ścianie budynku, sprawdzając uchwyt przed zmianą pozycji. Od chwytu do chwytu, kroczek po kroczku, czarnowłosa spuszczała się coraz niżej pod baczną obserwacją Marianelli (boing) i Szy z mlekiem. Nim dotarła do gruntu minęło nie więcej niż pół minuty. Gdy tylko dotknęła stopami gruntu mogła usłyszeć ciche, powolne klaskanie uśmiechniętej od ucha do ucha Marianelli. Zaraz po zejściu dziewczyna podeszła do Marianelli i Szy z mlekiem. Na klaskanie wzruszyła lekko ramionami. Stanęła przy nich i popatrzyła w okno. Wciąż było słychać stamtąd szlochanie Alicji. Choć nie było tego widać najpewniej Kareen w tym momencie brała małą na ręce i faktycznie – po chwili można było zobaczyć obie w oknie a potem - cóż. Zejście na dół zajęło rudej zdecydowanie mniej czasu niż Hitomi. Ta po prostu bez żadnego problemu zeskoczyła z pierwszego piętra lądując na ziemi z dźwiękiem niewiele głośniejszym od zwykłego tupnięcia. Odstawiła małą na ziemię, na co ta z płaczem od razu pobiegła do Marianelli, która już kucała, czekając na nią z szeroko rozwartymi rękoma.
- No już, już, spokojnie. – kojącym głosem odezwała się cycata blondynka. Płacz małej z początku niezrozumiały, powoli zaczął układać się w słowa, co chwila powtarzało się w nich jedno słowo, które najwyraźniej brzmiało „przytulasek”.
- Hmmmm? Co za przytulasek? Twój przyjaciel? – ledwie Marianella zdążyła zadać to pytanie, już otrzymała w odpowiedzi kiwnięcie głową.
- Zo-został na górze--! Sam! Uu! – głaszcząc małą po głowie Marianella zaśmiała się ciepło:
- Nie bój nic. Za chwilę odzyskamy twojego przytulaska, prawda? – przytulając mocniej dziewczynkę uniosła wzrok na rudą. Ta skinęła posłusznie głową i wpierw oglądnąwszy się krótko na Hitomi odwróciła się z powrotem w stronę budynku.
- Na pierwszym piętrze jest lina, którą dostanie się pani na trzecie piętro. Wyżej schody nie zawaliły się. - Powiedziała Hitomi kiedy ruda na nią popatrzyła, jednak tak naprawdę wydawało się to zbędne. Zanim jeszcze skończyła mówić Kareen już zaczęła biec w stronę ściany budynku i z tego rozbiegu, wyskakując w górę zdołała wbiec na wysokość parapetu drugiego piętra, tego też się chwyciła. Dźwignięcie się w górę zajęło jej mniej niż chwilę, a następnie, jakby zupełnie grawitacja się jej nie imała z pełnym obrotem wzdłuż poziomej osi „wślizgnęła się” po ścianie na docelowe trzecie piętro i zniknęła wewnątrz budynku Hitomi spoglądała na to z niedowierzaniem, trudno było jej zaakceptować to, że ruda jest człowiekiem. Marianella wciąż głaszcząc dziewczynkę wydawała się ją uspokoić; jej szlochanie ograniczyło się do jedynie pociągania nosem. Minęła chwila, dwie, po których można było usłyszeć z wnętrza jakiś łomot. Kolejne kilka chwil i znów można było zobaczyć rudę w oknie najwyższego najwyższego piętra. Przez chwilę chyba się zawahała, ale potem, jakby nigdy nic skoczyła, tym razem z trzeciego piętra. Lądowanie na pewno miało teraz dużo większy impet niż poprzednim razem, jednak całe wrażenie, jakie to na niej wywarło to zmuszenie jej do przyklęknięcia na kolano i chlapnięciem błotem dookoła. Szczęściem dla Hitomi udało jej się uniknąć ochlapania, jednak Marianella nie miała tyle szczęścia. Nie tylko ubrania, ale i również jej twarz niefortunnie pokryła się zwilżoną glebą. Przez chwilę mogło się wydawać, że twarz Marianelli wykrzywiła się we wściekłości, ale chyba było to tylko złudzenie, gdyż kolejne spojrzenie mogło potwierdzić, że wciąż znajduje się na niej szeroki, szczery uśmiech.
- H-hej. Zobacz. Czy to nie twój przytulasek…? – powiedziała Marianella, wypuszczając małą z objęć i wskazując okapującą błotem brodą kierunek/ Kareen, nie wstając ze swojej pozycj,i wyciągnęła ku małej dłoń, w której trzymała gałgankową lalkę. Mała, również ubrudzona błotem, najwyraźniej bała się podejść. Przemogła się dopiero po chwili, ostrożnym krokiem zbliżając się, potem szybkim chwytem zabierając lalkę i z wciąż niemałym przestrachem biegiem powracając ku Marianelli, przytulając się z cichym plaskiem.
- J-już? Wszystko w porządku? I co się teraz mówi?
- Dz-dziękuję. – odpowiedziała Marianelli Alicja, wtulając się w nią jeszcze bardziej. Kareen z wciąż wyciągniętą przed siebie dłonią przypatrywała się krótko tej scenie, po czym wstała powoli z opuszczoną głową i zatrzymała się na baczność, oczekując najpewniej dalszych poleceń. Hitomi patrzyła na scenę przez chwilę, po czym jakby coś ją olśniło i cofnęła się pare kroków przywołując gestem do siebię Szę. Popatrzyła też zmartwiona na Kareen. "Ciekawe jak mocno za to oberwie" pomyślała. Sza posłusznie podeszła do Hitomi wciąż kurczowo trzymając mleko w rękach.
Hiroshi przemierzał wolnym krokiem opustoszałe i podmokłe miasto, a właściwie jego ruiny. Blaszane budynki, które widzieli, gdy wkroczyli tu po raz pierwszy teraz były jedynie porozrzucanymi i połamanymi blachami, które pokrywały podmokły grunt. W zasięgu nie było ani jednej żywej duszy. Czy może raczej z aktualną wiedzą powinien powiedzieć – ani jednego żywego ciała? Każdy krok, który stawiał wydawał z siebie cichy plusk, który był w tym momencie praktycznie jedynym dźwiękiem poza cichnącym już w oddali dźwiękiem klaksonu. Mijał przewrócone słupy, rozrzucone, blaszane beczki, połamane pudła i kawałki mebli. Parł wciąż przed siebie, poszukując miejsca, w którym miał spotkać się z drugą częścią grupy, jednak teraz, gdy miasto było właściwie nie do poznania ciężko mu było ocenić odległość od celu. Gdy przechodził obok fragmentu ściany, który jakimś cudem uchował się przed zawaleniem zatrzymał się, a zrobił to, ponieważ usłyszał przeciągłe, rozpaczliwe miauknięcie. Krótkie spojrzenie w stronę szczytu konstrukcji mogło ukazać mu szarego kota siedzącego na samej górze dobre dziesięć metrów nad jego głową. Najwyraźniej nie miała ona jak zejść na dół. Hiroshi westchnął ciężko, po czym wyciągnął do niej otwartą dłoń, mówiąc:
- Poczekaj tu. Ale i tak mnie nie rozumiesz, co? No to sobie pomiauczysz. – powiedział, po czym skierował się na poszukiwania Hitomi. I faktycznie, kiedy tylko odwrócił się plecami idąc dalej miauczenie wzmogło się jeszcze bardziej, aż do przeraźliwego pisku. Wkrótce na jego drodze stanął gigantyczny wrak zbiornika, który kiedyś był pełen wody – otoczony przez niemałe bagno. Tędy raczej nie przejdzie, więc spróbował obejść je dookoła. Nadłożył przy tym trochę drogi, ale w końcu chyba udało mu się iść dalej w kierunku, który obrał sobie na samym początku. Po przejściu kilkudziesięciu metrów dalej zaczął już zauważać budowle, które oparły się niszczącej sile wody, jako tako wciąż stojąc w całości. Przemierzając pomniejsze gruzy zdołał usłyszeć gdzieś jakiś podniesiony głos, jednak nie był w stanie określić jego źródła. Szedł więc dalej i po pokonaniu kolejnego narożnika wreszcie ujrzał to, co chciał zobaczyć. Na skrzyżowaniu dalej stała Hitomi razem z Szą wpatrując się w kierunku jego prawej strony, jednak na co, tego nie wiedział. Doczłapał do dziewczyny i wysapał, wyraźnie zmęczony i niezadowolony:
- Mój kot potrzebuje kogoś, kto go uratuje, a mój brat jeszcze gorzej niż kot. Szkoda gadać. –zerkając w prawo Hiroshi mógł zauważyć Kareen stojącą przed jakąś dwójką postaci porządnie ubrudzonych błotem. Dopiero po chwili przyglądania się mógł określić, że jedną z tej dwójki jest najwyraźniej Marianella. Dało się to poznać głownie dzięki dwóm potężnym atrybutom blondynki. Co jej się właściwie stało?
Hiroshi! - Rzuciła się chłopakowi na szyję wyraźnie uradowana. Z chwilą, gdy tylko usłyszała to imię Marianella, również zwróciła wzrok w tą stronę. Ten stał sztywno z wytrzeszczonymi oczami. Po krótkiej chwili jednak się cofnęła szybko i odchrząknęła. - [/i] Kot? Jaki znowu kot? [/i] - Pokręciła głową - Nieważne, prowadź. Trzeba pomóc Florancowi.
- Jak na rodzinnego szczęściarza jest dzisiaj straszną zakałą. Mam nadzieję, dla jego własnego dobra, że żyje. Bo jeśli nie, to go ożywię, a potem sam zabiję. – mruknął niezadowolony, gdy już ochłonął na tyle, by odwzajemnić uścisk, nie miał już czego odwzajemniać. – Wybacz, masz teraz ufajdane ubranie. W sumie teraz chyba każdy jest brudny. No nic, chodźmy, chodźmy. – Hitomi popatrzyła w dół i skrzywiła się lekko, widząc brudne ubranie. – Bo teraz, zupełnie jak na turnieju, choć nie zdążyłem przez to walenie się, mogę ci zaśpiewać:
Hiroshi obrócił się na pięcie, po czym, najwyraźniej zapominając, że są tu jeszcze Marianella i Kareen, spojrzał jeszcze krótko na Szę, której nie było.
- Aj ni… zaraz. Nie było tu przed chwilą tej małej?
- No co ty mów - Zaczęła się obracać za siebie by auważyć, że faktycznie Sza wyparowała - No bez przesady! Już sie zgubiła?
- To nie był mój pomysł, by ją ze sobą zabrać. – mruknął, niezbyt zadowolony. Rozejrzał się raz jeszcze, by upewnić się, że nie ma jej gdzieś w pobliżu.
- Właściwie to jej pozwoliłeś - Odpowiedziała i popatrzyła na Marianellę i Kareen. - Widziały może panie gdzie znikła dziewczynka, z którą byłam?
W odpowiedzi na słowa Hitomi Marianella pokręciła głową, zaś Kareen wzruszyła ramionami. Hiroshi, który rozejrzał się dookoła mógł usłyszeć ciche stuknięcie szklanej butelki gdzieś ze swojej lewej strony. Na oko – pewnie dalej, niż kilkanaście metrów. Szybkim krokiem obrócił się na pięcie i ruszył szybko w tamtym kierunku, rzucając tylko do Hitomi:
- A-ha. Wiem, gdzie poszła. – po czym nie czekając na nią rozpoczął zmniejszanie dystansu uważając, by nie wywinąć orła. Dziewczyna nie marnowała czasu na zbędne pytania, ruszyła za chłopakiem. Przed kryptowiczami znajdował się częściowo zawalony budynek, do którego dało się wejść z kilku stron – z lewej, drzwiami bądź oknem, bądź innym oknem z prawej strony.
- Ja z prawej, ty z lewej.
Kiwnęła głową, nie odzywając się i skierowała w miarę cicho w stronę drzwi. Podeszli do wyznaczonych przez siebie miejsc. Hiroshi zaglądając przez okno do środka mógł zobaczyć jedynie pokój z dużą dziurą w ścianie i kilkoma pomałanymi meblami leżącymi na ziemi. W tym pokoju małej nie było, więc po prostu wszedł do środka w brudnym garniturze i butach. Z drugiej strony Hitomi wkroczyła do wewnątrz frontowymi drzwiami napotykając niedługi korytarz zakończony stertą luźnych cegieł. To właśnie stamtąd dobiegało chrobotanie. Samej dziewczynie zaś dotychczas udawało się poruszać na tyle cicho, że nikt nie powinien usłyszeć tego, jak się zbliża. Poruszała się w kierunku dźwięku starając się iść jak najciszej i uważając by nie wdepnąć w jakieś szkło czy cośinnego co mogłoby wywołać jakiś dźwięk. Rozgląda się też uważnie po pomieszczeniu. Uważa na obluzowane cegły, sufit grożący zawaleniem i tym podobnym rzeczom. Doszedłszy w ten sposób do zakrętu korytarza otworzył się przed nią widok na dość spory pokój, chyba salon, w którym, w przewróconej szafie zaraz obok położonej na posadce butelce kucała Sza, grzebiąc w jednej z szafek. Choć nie było widać, co tam znalazła, odgłosy były dość jednoznaczne – cichy, acz wyraźny dźwięk uderzania o siebie małych blaszek.
Wyprostowała się i skrzyżowała ręce pod piersią - Zdajesz sobie sprawe, że to kradzież? - Spytała dość głośno. W jej głosie pobrzmiewało niezadowolenie. Mała wyprostowała się wystraszona, aż jej loczki dęba stanęły. Odwróciła się za siebie i kiedy zobaczyła, kto za nią stoi odetchnęła z ulgą i powróciła do przeszukiwania szafek bez słowa. Kawałek dalej Hiroshi przechodził właśnie do kolejnego pomieszczenia, którym był chyba jakiś schowek. Była tu jakaś miotła, wiadro i kilka mokrych ubrań na ziemi.
- No ty sie chyba nabijasz! My sie tu o ciebie martwimy, a ty okradasz innych?! - Hitomi teraz już wyraźnie zła podeszła do niej i podniosła z ziemi butelkę z mlekiem. - Widze, że sobie na to nie zasłużyłaś - Jeśli dobrze to przemyślała, to wywrze to na małej pożądany efekt. Gdy Hitomi zbliżała się zdecydowanym krokiem Sza oczywiście odwróciła się w jej stronę, przyglądając się jej uważnie, gotowa najpewniej do podjęcia jakiegoś działania, gdyby ta chciała zrobić jej jakąkolwiek krzywdę. Zabrania butelki jednak całkowicie się nie spodziewała i sama aż zrobiła wielkie oczy.
- A-ale… – wydusiła z siebie, wyciągając bezsilnie ręce ku butelce, przez co upuściła na ziemię wszystkie kapsle, które trzymała, a był ich dobry tuzin – Jak to..! – jęknęła boleśnie – Przecież to… dla was… też!
Tymczasem za ścianą, za drzwiami schowka Hiroshi wkroczył do kolejnego pomieszczenia, które wyglądało na sypialnię. Było tu polowe łóżko, przewrócona szafka nocna i komoda. Gdyby je obrócić, pewnie można by było sprawdzić ich zawartość. Nie było tu już dalszych połączeń z innymi pomieszczeniami, ale było okno, którym można było wyjść na zewnątrz. Chłopak nie poczuwał się do zabawy w kolekcjonera cudzego mienia, dlatego też skierował się do okna, by określić, gdzie znalazłby się, gdyby nim wyszedł. Była to wąska ulica, budynek naprzeciwko zrobiony był z szarej cegły. Zdaje się, że koło czegoś takiego przechodzili, gdy zmierzali na turniej. Westchnął, pokręcił głową ze zrezygnowaniem i udał się w kierunku miejsca, które miała przeczesać Hitomi.
- A tak to moja mała. Daliśmy ci to bo uważaliśmy cię za uczciwą dziewczynkę, a ty nie dość, że okradasz innych, to jeszcze przyłapana na tym nie przerywasz. - Odpowiedziała spokojnie i trzymała butelkę poza zasięgiem rąk Szy.
- Nnn… -- – mała stęknęła, po czym opuściła ręce, odpięła swoją kieszeń bluzy i zaczęła pośpiesznie zbierać z ziemi kapsle, wrzucając je do swojego schowka – To nie. – stwierdziła – Ja dam bratu, to on mi kupi. – stwierdziła poważnym tonem, otrzepując ręce po zebraniu wszystkich kapsli.
- Ciekawe gdzie. Sklep został zniszczony przez wodę - Wtrąciła się.
- Na pewno nie od ciebie! – pisnęła w odpowiedzi, wstając i otrzepując kolana.
- To może być równie dobrze ostatnia butelka mleka jaka została - Ostrzegła.
- Mm... – kolejne stęknięcie ze strony Szy. Zaciskając usta rozejrzała się wokół siebie, jakby zaraz miała znaleźć jakąś pomoc albo argumenty. Ale nic takiego nie było. Odezwała się więc witając nieświadomie Hiroshiego krzykliwymi słowami: - Jakby niby zabrakło, to nawet można z ciebie wydoić!
- O co chodzi i czemu ktoś miałby doić mleko z Hitomi? – po wypowiedzeniu tych słów szybko uniósł ręce w geście obronnym.
- A dlatego, że nasza mała złodziejaszka straciła właśnie swoje mleko, bo została przyłapana na okradaniu mieszkańców tego domu - popatrzyła zła na małą - A ty już tego nie odzyskasz.
- Powiedz jeeej! – mała wskazała na Hitomi, patrząc się na Hiroshiego. Ten westchnął bardzo przeciągle i z niezadowoleniem.
- Nie mamy na to czasu, no ale dobrze, po kolei, zagram w tą grę. – powolnym krokiem zbliżył się, stając między nimi – Po pierwsze, jeżeli chcesz doić mleko, to poczekaj kilka lat, aż tobie takie urosną, wtedy się z nami podzielisz, dobra? Po drugie. Kradzież jest złą rzeczą, Sza. Ja rozumiem, że mieć więcej kapsli jest fajne – sam zawsze chciałem ich mieć, no… dwieście dziewięćdziesiąt osiem. Ale! Zdobyć je ciężką pracą a komuś zabrać, to dwie różne rzeczy. Spójrz. Jak ma się czuć ta rodzina, której zabierasz kapsle, jeżeli wrócą do domu, który właśnie stracili, będą musieli mieszkać w tych ruinach, a jeszcze odkryją, że ktoś bardzo zły zabrał im wszystkie oszczędności i nie będą mieli co włożyć do ust? Jakbyś się czuła na ich miejscu? – przyklęknął przy niej, kładąc delikatnie dłoń na jej ramieniu. Hitomi spojrzała na niego jakby się zastanawiała, gdzie ma uderzyć by bolało najbardziej.
- Ale… – zaczęła niepewnie swoją odpowiedź – Przecież to pomyślą, że woda zabrała, nie? Nikt się nie dowie. – rozłożyła ręce.
- Oczywiście, jest taka ewentualność. Ale czy będziesz mogła spać spokojnie wiedząc, że być może mieszka tu taka dziewczynka jak ty, nawet młodsza i będzie ją bolał z głodu brzuch, bo nie ma już kapsli?
- Too… – znów zaczęła z wahaniem, wsuwając rękę do kieszeni – Czeba było zabrać. Myśleć. Bo… tylko, co myślą, mogą przetrwać. Mię też czasem boli. – dodała ciszej, opuszczając głowę.
- Ale widzisz, nie stracili tych kapsli z powodu wody. Zostały tutaj, więc pomyśleli, by były na tyle bezpieczne, by nie stało się nic fortunnego. Ale nie można nigdy przewidzieć, że ktoś będzie chciał ci coś zabrać. Bo to jest coś złego. Wiesz, Sza, rozumiesz takie pojęcia jak dobry uczynek i zły uczynek, nie? Jesteś mądrą dziewczynką.
Mała westchnęła ciężko, wyciągając garść blaszaków z kieszeni. Odwróciła się ku wywróconej szafie, mruknąwszy pod nosem:
- Tak to pewnie ktoś inny zabierze. – wyciągnęła tą garść przed siebie i miała chyba właśnie otworzyć dłoń, kiedy nagle najzwyczajniej w świecie… zniknęła.
Niemal w tej samej chwili za wami, dokładniej, ze strony, z której tu przyszliście, dało się usłyszeć plask. Co dziwne, była to właśnie Sza, upadająca na tyłek. Nie wydała się nawet zbytnio przejęta swoją nagłą zmianą pozycji, a bardziej samym faktem, że upadła. Gdy ta złapała się za głowę zakłopotana zauważyliście coś jeszcze, co nie pasowało do reszty obrazka – a mianowicie, na jej nogach leżało nic innego jak szklana butelka w połowie wypełniona mlekiem dokładnie taka sama jak ta, którą teraz trzymała Hitomi. Dziewczynka uniosła wzrok na dwójkę przed nią i otworzyła szerzej oczy zaskoczona, lekko zbita z tropu.
- Hitomi, sprawdź tą butelkę. Czy aby na pewno prawdziwa. – Hiroshi podniósł się na nogi, po czym podszedł bliżej dziewczynki – Znikasz na widoku. Do tego poruszasz się niesamowicie szybko. Już chyba wiem, w jaki sposób CIĄGLE nam znikasz. Chciałbym usłyszeć jakieś wyjaśnienie. Nikt na ciebie nie będzie krzyczał, ale może to nam nawet pomóc w znalezieniu sposobu na wyjście z pewnej nieprzyjemnej sytuacji.
- Nic nie znikam! – stanowczo odpowiedziała Sza, odruchowo przytulając do siebie swoją butelkę. Hitomi ciągle lekko zdezorientowana wykonała polecenie. Odkorkowała butelkę i upiła łyk mleka. Smakowało całkiem jak mleko. Może trochę mniej słodko niż to, którego próbowaliście w krypcie.
- Prawdziwe. – oznajmiła Hitomi, podchodząc do nich.
- Więc może zamienimy butelki, co ty na to, Sza? W końcu to to samo mleko, nie? – uśmiechnął się wyjątkowo przyjaźnie chłopak – Naturalnie, bez twojego pozwolenia nie pozwolę ci tego mleka po prostu zabrać.
Sza niemal od razu pokręciła głową.
- Pewnie napluła!
- Widzisz, Sza… jest coś, o czym chciałem z tobą porozmawiać już od dłuższego czasu. A to daje mi do tego idealną okazję. Przede wszystkim – wiem, że pewnie brat, lub ktoś inny kiedyś zakazał ci o tym mówić innym, ale mnie możesz zaufać. Oboje widzieliśmy czerwony świat i tamtą, prawda? Mamy ze sobą wiele wspólnego. Ja ci ufam, nie masz powodu, byś ty nie ufała mnie. Możemy ze sobą szczerze porozmawiać?
Po chwili wpatrywania się w Hiroshiego Sza wybuchła nagle głośnym, radosnym śmiechem, który powoli tracił na sile, zasłabł i urwał się nagle, gdy ta oczywiście dalej się na niego patrzyła. Po chwili ciszy odchrząknęła i odwróciła wzrok w bok.
- Ni-nikt mi niczego nie zakazywał. – zastanowiła się chwilę – I to ty przyprowadzasz jędzowe koty![i]
[i]- Jaki czerwony świat...?

- Opowiem ci o wszystkim jak najszybciej Hitomi. Możesz się rozejrzeć? Chcę mieć pewność, że nikt nie będzie podsłuchiwał. Przeczesz otoczenie. Bardzo mi na tym zależy.
Eh... no dobra - To i ruszyła by się rozejrzeć po najbliższej okolicy, a drzwiami, przez okna, w samym domu i/jeśli są jakieś schody na górę. Cóż, gdziekolwiek by nie spojrzała wyglądało na to, że to pomieszczenie jest bezpieczne. Gdzieś na zewnątrz dało się słyszeć rozmowę Marianelli z Alicją. Raczej nie wyglądało na to, by miało się to zmienić.
Po słowach skierowanych do Hitomi zwrócił się do Szy, z której ani na chwilę nie spuścił wzroku, mówiąc ściszonym wzrokiem – Czemu akurat „jędzowe”? I wiem dobrze, że ty wiesz o tym, o czym nie powinni wiedzieć inni. Tak samo jak ja.
Postanowiła wrócić do Hiroshiego i oznajmiła - Wygląda na to, że nikogo w okolicy nie ma. Tylko Marianella z Alicją -tą dziewczynką - Same.
Hiroshi nie chciał przerywać rozmowy z Szą, dlatego rzucił szybko:
- Kareen? – po czym kiwnął głową, jak gdyby ją zachęcając do rozejrzenia się i za nią.
- Jędzowe, bo od jędzy. – stwierdziła, drapiąc się po nosie – I… ja nic nie wiem. Wogóle. A tam to byłam tylko raz.
- Oboje wiemy, że to nie prawda. Wiesz i to dużo. Nie ważne jak będziesz zaprzeczać, ja się nie nabiorę, bo po prostu wiem. Sza, ja nie mam zamiaru cię straszyć, czy zmuszać, bo nie jestem jakimś złym dorosłym który chce cię za to zlać. Po prostu, jest mi nawet głupio cię o to prosić, ale dzieląc się ze mną tym możesz nam pomóc bardziej, niż sobie wyobrażasz.
- I co niby miałabym ci powiedzieć, by ci pomóc? Poza tym, pomoc kosztuje.
- Pozwoliłem ci z nami iść, dałem ci mleko nie chcąc niczego w zamian. Teraz nie mogłaby-
- Ona trzyma wasze mleko. – Sza wcięła się Hiroshiemu w zdanie, dość niskim jak na nią tonem, całkiem też poważnym.
Ona? Znaczy, Hitomi? Z tego, co mógł zapamiętać były tylko trzy butelki, z czego jedną podarował małej, jedną dał stróżowi, natomiast ostatnia została w pokoju zamknięta na klucz. Sprzedawca nalewał je do butelek na miejscu, więc raczej nie ukradła ich ze źródła. Nie jest to na pewno też butelka pozostawiona stróżowi, gdyż tamta miała inny kolor korka. Skąd więc mogła się wziąć ta dodatkowa butelka? Tym bardziej, że przecież przed chwilą jej nie było. Po jeszcze chwili zastanowienia Hiroshi mógł wpaść na pomysł, żeby coś sprawdzić. Tuż przed momentem, w którym Sza nagle zniknęła pojawiając się kawałek dalej miała przecież oddać ukradzione kapsle. A skoro nie ma ich w szafie, to powinna je mieć w kieszeni. Prawda? Zaś o ile pamięć go nie myli, kiedy upadała, nie było słychać charakterystycznego dźwięku. Do tego Sza z pewnością w głosie powiedziała, że butelka trzymana przez Hitomi, oraz butelka, którą trzyma ona sama, to dwa różne przedmioty. I to głosem, który zdecydowanie pasował do kilku-chyba-letniej dziewczynki, bardzo podobnym z resztą do tego, którym odzywała się podczas imprezy noworocznej.
- Niemożliwym byłoby tak po prostu się przemieścić. Ktoś powiedziałby, że to magia. Do tego, butelki były tylko trzy. Znam lokalizację każdej z nich. Nalewane były od ręki, z różnymi kolorami zakrętek – więc Sza nie mogłaby „pożyczyć” tego mleka od źródła. – spojrzał chwilę na reakcję, jeżeli się nie będzie próbowała wciąć, dodaje coś jeszcze: - Zastanawiało mnie to już od dłuższego czasu. Ktoś próbuje zepsuć plan, nad którym pracowałaś długi czas, prawda? Wiem, że teraz nie jesteś „Sza”. – życzliwy uśmiech zmienił się. Teraz na jego twarzy zdawała się malować spokojna powaga.
- Magia? – Sza(?) zapytała się jakby sama siebie, po czym po przewróceniu oczami skierowała wzrok ku Hiroshiemu. Hiroshi odwrócił wzrok, tak, by nie patrzeć jej prosto w oczy, ale nie spuścić jej z oka – Przecież magia nie istnieje, chłoptasiu. – dziewczynka kucnęła, by odstawić butelkę na ziemię, a następnie złapała się pod biodra – Moje plany, to moje plany. I radzę ci nie wciskać nosa tam, gdzie nie powinieneś. Chcesz pomocy? Cóż, ode mnie jej nie otrzymasz. Mam też do ciebie serdeczną prośbę – czy mógłbyś z łaski swojej nie nękać mojej córki?
Hiroshi uśmiechnął się na nowo.
- Hiroshi Akaru. Miło poznać.
- Shailanderdette Loqium. Bez wzajemności.
- Wydajesz się być bardzo niechętnie nastawiona.
- Wydajesz się być pedofilem.
- Przykro mi, ale muszę to skwitować – „owszem, wydaje ci się.”
- I z tego powodu jest ci przykro?
- Hoh. Widzę próby bycia uprzejmym tylko wystrzelą mi w twarz, a?
- Cóż, akurat nie mam czym strzelać.
- Zatem mogę wysunąć tezę, że to twym ciałem tak starannie opiekują się Jed i „Sza”?
- Błąd. Moje ciało pewnie już dawno unosi się w powietrzu.
- Tch. Dlatego „jędza”, tak? Domyślam się, że z –pewnych- okoliczności nie pałacie się sympatią z czerwonym światem.
- A co, chcesz spróbować mnie odstawić, chłoptasiu?
- A czy polujesz na bezbronnych, karmiąc się ich istnieniem?
- Hmm… – wywróciła oczy ku sufitowi – Zależy jaki mam humor.
- To nie jest coś, z czego należy sobie robić żarty. Uprzejmie proszę o szczerą odpowiedź.
- Szczere odpowiedzi są dla frajerów. W tym pomieszczeniu jest taki tylko jeden.
- Masz córkę, powiadasz.
- Zazdrościsz?
- Poniekąd można to tak nazwać. Po części mógłbym powiedzieć, że jestem trochę zawiedziony.
- Och?
- W każdym razie – jeżeli nie karmisz się bezbronnymi, to nie ma powodu, bym chciał cię odstawiać. Nie jestem jakimś fanatykiem czy wrogiem wszystkiego, co można nazwać „nienaturalnym”.
- Cudownie. Więc odczepisz się wreszcie?
- Już mnie opuszczasz? Dopiero co się poznajemy.
- Strasznie przynudzasz.
- Och przepraszam. Jakie są twoje zainteresowania? Powiedziałbym, że możemy porozmawiać w milszej atmosferze, ale zarówno brak miejscówki po aktualnym fiasko oraz to, w kim gościsz mogłyby zostać źle zrozumiane.
- Znam milsze miejsce. Dużo milsze. – obróciła się na pięcie, klasnąwszy w ręce.
- Wyjdę z niego żywy?
- Może. – odparła, ponownie rozładając ręce – Udos Teli Keth Sar… – spojrzała na Hiroshiego przez ramię – Kaili.
Znów to nieprzyjemne uczucie, gdy dusza oddziela się od ciała. Nie mając nawet czasu na zaoponowanie Hiroshi mógł zauważyć natychmiastową zmianę otoczenia. Zrujnowany pokój, w którym się znajdowali nagle stał się dużo obszerniejszą salą. Podłużną, przypominającą nieco komnatę jakiegoś zamku, z dwoma rzędami kolumn po bokach salą. Na samym środku był tu szklany stół na żeliwnych ramach z pełnym, porcelanowym serwisem z tacą pośrodku. Był on chyba jednak pusty. Po przeciwnej stronie stołu stała zaś kobieta. Wyglądała trochę jak Sza, tyle, że za jakieś kilkanaście lat. W beżowym swetrze i krótkiej, czarnej spódniczce, podkolanówkach i prostych butach. Opierała się jedną ręką o stół, drugą kręcąc za pomocą palca loki.
- Zainteresowania? Wyperswadowywanie z ludzi tego, czego nie lubię. Pięściami.
Hiroshi dość luźno skierował się w stronę stolika, by usiąść po przeciwnej stronie.
- Preferuję bardziej pokojowe rozwiązania.
- Bardziej NUDNE rozwiązania. – poprawiła.
- Oboje doskonale wiemy, że jestem teraz pchłą. Tu nie byłoby zabawy.
- Eech? Przed chwilą byłeś bardziej pewny siebie.
- Nie jestem ani trochę mniej pewny siebie, niż byłem na początku – nie wiem, jakie odniosłaś wrażenie, ale już od rozmowy z twoją córką byłem nastawiony pokojowo i możliwie bezkonfliktowo.
- Naprawdę? – kobieta nachyliła się, splatając w ręce pod elementem, który do Szy zdecydowanie nie pasował – piersiami. – Czyli co? Ta kicia w środku nic ci nie pomaga?
Hiroshi przechylił nieco głowę na bok, uśmiechając się słodko:
- Kicia w środku? No, no. Często zapraszasz młodzieńców i opowiadasz im takie rzeczy?
- Zdarza się. – stwierdziła, zajmując miejsce naprzeciw – Jednak ci zazwyczaj wolą pyskować. Aleeeee… – zawiesiła głos, popukując palcami w szklany blat – Zazwyczaj daję im do zrozumienia, że tutaj nie są w stanie ukryć przede mną żadnych tajemnic.
- Nie jestem w stanie nawet spytać, jak doszłaś do tego poziomu, by nie zabrzmiało to jak podlizywanie się.
- Lata praktyk, lata praktyk. No, może jeszcze jakimś kopem był fakt, że świat stał w obliczu zagłady, czy inne takie bzdety?
- Bzdety? Wręcz przeciwnie, brzmi interesująco.
- Słuchaj no, babcią jeszcze nie jestem, by takie rzeczy dzieciom opowiadać. Mooże jak Sza urośnie, znajdzie kogoś W SWOIM WIEKU…
- Nie widzę tu żadnych dzieci. – przez chwilę wydawało się, że nadął policzki, jednak nawet jeśli, to zrezygnował z tego tak szybko, jak zaczął.
- Aa, rzeczywiście. A od dawna radzili mi, żebym wstawiła to lustro. – rozejrzała się krótko po pomieszczeniu.
- Lustro?
- No wiesz. – opuściła ręce. Takie czarodziejskie szkło, w którym można zobaczyć swoje odbicie.
- Nie wiem, po co byłoby ci potrzebne. Chcesz popatrzeć na siebie, patrz na małą. Wykapana mamusia.
- No ja mam nadzieję, że nie wykapana. – oparła się o tył siedzenia i założyła nogę na nogę wyprostowawszy je – Ale co? To o takich bzdetach chciałeś gadać?
- Cóż. Wspominałaś, że pomoc będzie kosztować. To jedno. Drugie, gdzie u licha jest jej opiekun, z którym zostawiłaś swoją córkę?
- Ja ją zostawiłam? To tylko jakiś pierwszy, który się przypałętał. Widzisz… nie ma się specjalnie dużo czasu na wybranie niańki, kiedy się umiera i takie tam. A co do ceny – być może pamięć mnie myli, ale zdaje się, że jesteś całkiem… nadziany, e?
- Nadziany, powiadasz. Ja tam nie wiem, jestem tylko „chłoptasiem”, którego zaprosiła do siebie jakaś młoda kobieta z córką, taki zagubiony w tym świecie. Chętnie skorzystałbym z kilku lekcji.
- No nie wiem… widzisz – ciężkie czasy nastały. Wyobraź sobie, że niektórzy chcą dwudziestu kapsli za butelkę mleka. Dajesz głowę? Do tego jeszcze nie sprzedają ich dzieciom. Pomyślałby kto! Wielcy warzywniacy się znaleźli.
- Czemu nie mogłaś powiedzieć jej, by zwróciła się do mnie? Ja, z moim srebrnym językiem dostałem trzy butelki za siedemnaście kapsli.
- No popatrz. – kobieta uśmiechnęła się kącikiem ust – Mi się udało cztery. Za darmo.
- Nie pogadasz. – wzruszył teatralnie ramionami, jakby przyznając swoją dobitną porażkę.
- Hah. No widzisz. Co prawda przypadkiem, ale liczy się skutek. Ale chyba nie o tym mówiliśmy, co?
- Zgadza się.
- Może zacznij od tego, żeby wreszcie powiedzieć, czego ty do cholery chcesz.
- Na dobrą kawę spóźniłem się z półtora wieku, na zaproszenie na jakąkolwiek kawę wygląda na to, że ponad dekadę. Więc na tym terenie mogę sobie darować. Po pierwsze… wiesz, CO wywołało tą południową serię niefortunnych zdarzeń?
- Wybuch. Nie widziałeś?
- Jednak coś mi mówi, że nie taki zwykły wybuch.
- Mii coś mówi, że powinieneś trzymać paluszki z dala, albo ktoś może ci je poucinać. – odpowiedziała melodyjnym głosem.
- Wyglądasz zdecydowanie za młodo, by zachowywać się jak oporny dorosły.
- O ho ho. To byłoby bardzo miłe, gdybym miała menopauzę. Ale hej – nie mam.
- Bo nie żyjesz. – powiedzieli równocześnie.
- Tyyy… ty słuchasz, co mówię.
- Niesamowite, potrafisz to zauważyć!
- Człowiek to jednak niesamowity gatunek! W przeciwieństwie do kotów. – dodała, zmieniając ton na zdecydowanie mniej przyjemny.
- O tak. Wpierw eksploatuje wszystko co się da jakby należało tylko do niego, a gdy już nie ma co niszczyć, zaczyna mordować się nawzajem. Niesamowity gatunek, my, ludzie.
- Czy to nie piękne? – klasnęła w dłonie – Najpierw wykorzystujemy wszystkie dane nam możliwości, a potem zapobiegamy przeludnieniu się planety. Geniusz sam w sobie!
- Och tak! I te piękne krajobrazy i rozwój kulturalny. Wystarczy tylko wyjść i się rozejrzeć.
- Co prawda, to prawda. Ten koncert był niezły.
- O, tu muszę się zgodzić. Perkusja i wokalista naprawdę dali czadu.
Kobieta pokiwała głową w zamyśleniu. Po chwili milczenia Hiroshi odezwał się:
- Mówisz, że są –to- rzeczy, o których lepiej, byśmy wiedzieli najmniej, tak?
- Nie wiem, o czym teraz mówisz.
- Czy z powodu z tej wiedzy grozi mi coś ze strony twojej osoby?
- A dlaczego niby miałabym robić coś, co kwalifikowałoby się pod groźbę? Przecież powiedziałam ci już na samym początku, że jestem bardzo miłą osobą.
- Och, nie wątpię. Aczkolwiek cały czas odnoszę – jak mniemam bardzo trafne – wrażenie, że otrzymuję sygnał, że powinienem trzymać się od tego wszystkiego z daleka. Spójrz, nawet nie ma herbaty na stole.
- Och, daaj spokój. Przecież śmierć to nic strasznego.
- Nie mogę się z tobą zgodzić.
- Och? Czyżbyś miał jakieś inne doświadczenia? Ile razy już umarłeś?
- Nie trzeba wrzucać tostera do pełnej wanny podczas kąpieli by wiedzieć, że zazwyczaj jest to bardzo niedobry pomysł.
Po chwili zastanowienia i wpatrywania się w sufit stwierdziła:
- Tego jeszcze nie próbowałam.
- Kreatywny masochizm. Mój brat miałby coś do powiedzenia w temacie tych dziedzin książek i nauki.
- Aaach, więc tamten to brat. Niepodobny.
- Mam Mongijskie imię, jego to nawet nie wiem co. Dasz głowę?
- Nie. Cenię ją sobie.
- Mogłabyś chociaż powiedzieć mi, z jakiego powodu jakakolwiek pozyskana przeze mnie wiedza jest tak niepożądana.
- Ahaa, widzisz… to są… takie tam. Babskie sprawy. Lubimy gadać o niczym w taki sposób, by nikt nic nie wiedział i wydawało im się, że to coś ważnego. A to błahostki. No bo daj spokój, kogo dziś obchodzi los świata? Najważniejsze są pieniądze.
Hiroshi spoważniał, odpowiadając nieco bardziej stanowczo:
- Mnie.
- Hah. Pokaż kartę członkostwa naszego klubu, a wszystko ci wyśpiewam.
- Obawiam się, że miałem szlaban w okresie, gdy legitki były rozdawane. Może na ładny uśmiech? – pochylił się nieco i z łobuzerskim uśmiechem zamrugał.
- Tsk. Obstawiałam, że powiesz, że zgubiłeś przy wejściu. Ale… nie. Nie ma legitki, nie ma informacji.
- To daj wyrobić nową, a nie. Szufladkujesz mnie od razu według uprzedzenia, do tego jeszcze krzywdzisz mnie oskarżeniami o gustowanie w nieletnich. Nie chcesz dać mi nawet szansy. Nic wam nie zrobiłem.
- Ale mój drooogi. Ja nie mam takich uprawnień. Będziesz musiał poprosić panią z dziekanatu. Tylko… wiesz co? Wydaje mi się, że akurat teraz śpi. Będziesz musiał poczekać, aż się obudzi. A wtedy? Cóż, może. – zamyśliła się na moment – Może uda ci się ją przekonać.
- Mam nadzieję, że nie snem wiecznym?
- No miejmy nadzieję, że nie! Ty wyobrażasz sobie, jakie urosłyby kolejki? Będzie trzeba załatwić nowy automat do kawy.
- Nie chce mi się wierzyć, że macie aż takie branie w dobie pieniądza, gwałtu i ogólnej degradacji społeczeństwa.
- Córuś ma powodzenie, co?
- Trudno mi to stwierdzić, znam ją dopiero od wczoraj. – oparł głowę na wierzchu dłoni.
- I już spałeś z nią w jednym pokoju. A do tego zaciągasz ją do prywatnych, intymnych rozmów.
- Jeden pokój jeszcze nic nie znaczy. Nie musisz być taka nadopiekuńcza. A co do intymnych rozmów – wierz mi, byłem pewien, że prędzej czy później wkroczysz. Musisz popracować trochę nad byciem mniej oczywistą, wiesz?
- Mm… no tak. Może zacznę od fryzury? Podobno liczy się pierwsze wrażenie. – dodała szeptem.
- Nie, nie. Zostaw. Te loki są zabójcze. Szkoda, że minęliśmy się okresami. A mam na myśli to, że nadawanie w środku tłumu poufnych informacji nie jest najbardziej dyskretnym rozwiązaniem.
- No patrzcie go. Nie dość, że pedofil, to jeszcze podsłuchiwacz.
- Ale się uparłaś na tego pedofila.
- Wiesz, jak sam zauważyłeś, ledwie ją poznałeś, a już zaczynasz jakieś światy, jakieś kotki, mleczko.
- No, no, a kotka to tak wygłaskała, że z pewnością było to głaskanie jego życia.
- Prawda? Moja dziewczynka.
- Uprzejmie apeluję o zakończenie insynuacji pedofilii. Nie zasiejesz tej koncepcji w mojej głowie, ja po prostu nie gustuję w dzieciach. Ja rozumiem, że jestem nowym modelem z całkiem ładnymi ustawieniami fabrycznymi, ale to po prostu nie wypali.
- No ja mam nadzieję. Ale na wszelki wypadek trzymaj się z daleka.
- I zagwarantujesz mi, że będzie bezpieczna? Że w wyniku jakiś półświatowych powikłań nie zawiedziesz? Wybacz ignorancję, ale mimo wszystko ciężko mi zostawić dziecko samo bez opieki, nawet jeśli nie jest moje.
- Czy mogę? Nie. Ale da se radę, trzeba wierzyć w młodzież.
Chłopak spojrzał na nią z lekkim zaniepokojeniem.
- To przecież twoja córka. Jak możesz tak do tego podchodzić?
- Jak? – spytała krótko
- „Nie mogę zagwarantować jej bezpieczeństwa, ale da se radę, trzeba wierzyć w młodzież.” – na moją wiedzę żyjemy, poza samą kulminacją wojny, w najbardziej bezprawnym, okrutnym i niesprawiedliwym okresie naszego świata. Ona ma tylko, ile? Dziewięć, dziesięć lat? Możesz mi wierzyć albo nie, ale martwi mnie jej bezpieczeństwo, a szczególnie w tej chwili, gdy jakikolwiek porządek w tej osadzie przestał istnieć.
- Hmm… dziewięć, dziesięć… skąd ty to wziąłeś?
- Na tyle wygląda. Chociaż przyznam, że twoja mowa i słownictwo brzmi bardziej… przedwojennie.
- Hooooh. Niie. Aż taka stara to nie jestem. Ona z resztą też nie. Wyobraź sobie, że ma, uwaga, cztery. Cztery lata. I radzi sobie lepiej od ciebie.
Mina Hiroshiego wyraźnie zrzedła. Zamilkł na chwilę, po czym powiedział, jak gdyby starając się zebrać w sobie:
- No popatrz, nawet nie ma herbaty, bym mógł tą informację przełknąć z godnością.
- To specjalnie.
- Czemu wszystkie fajne rzeczy mnie omijały przez te lata?
- Może dlatego, że siedziałeś w klatce?
- Mam powody by wierzyć, że ta klatka była bezczelnie otwierana.
- Ojej. Któż mógł to zrobić?
- To chyba jasne, że nadzorca. Pytanie tylko, dlaczego? Ale raczej nie jesteś w stanie mi udzielić odpowiedzi na to pytanie. Zadam teraz, za twoim przyzwoleniem, serię kilku pytań. Dla własnej wygody możesz nawet odpowiedzieć Tak/Nie/Może w kontekście tego, czy możesz mi powiedzieć coś więcej w tym temacie. Dobrze?
- Nie wiem, nie wiem, tak, za kilka lat.
Uśmiechnął się, po czym zaczął mówić:
- Wybuch. Słowa, którymi otworzyłaś ten świat. Marianella. Kantia. Pani z dziekanatu. Cena.
- Hmmm. Bardzo lubię zaczynać od końca. Co powiesz na to, że oddasz mojej córeczce wszystkie kapsle bez żadnej gwarancji na to, że odpowiem na którekolwiek z twoich pytań.
- Wtedy NAPRAWDĘ byłbym frajerem.
- Czyli co, odmawiasz mojej propozycji?
- Dostanie tamtą butelkę mleka, do tego załatwimy coś do jedzenia. Co mi po wiedzy, jeżeli nie da się jej zjeść?
- Czekaj, czekaj… słyszę jakiś głos, mówi mi, że to czas na koniec rozmowy. – przytaknęła głową do swoich słów.
- No to zanim rozwiejesz moje ambicje i marzenia niczym piękna nieznajoma powiedz mi więc chociaż więcej o… „rekrutacji”.
- Kurcze, nie mogę do końca dosłyszeć, co mówisz - jesteś pewien, że nie oszczędzałeś na głosie?
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 8:46 pm   

- Słyszałem o czymś takim jak raty.
- Ojej, czy mi się wydaje, czy… pip, pip, pii pip pip, coś nam przerywa.
- Jaka szkoda. Mam nadzieję, że te skradzione kapsle pokryją naprawę wadliwego połączenia. – chłopak podniósł się z miejsca – Jak znowu będziesz polować na młodych chłopców, to wciągnij mnie do swojego świata. Tylko tym razem rozstaw ciastka. Ja przyniosę mleko. Miło się rozmawiało, pani Loqium.
- A pewnie! Ee, to znaczy, nie słyszę! – kobieta spokojnie opuściła dłonie na blat, po czym powiedziała krótko – Vei.
Obraz z komnaty znikł w mgnieniu oka niczym szklany witraż stłuczony uderzeniem głazu. Hiroshi znów stał przed małą Szą, która powoli rozglądała się wokół. Zauważywszy butelkę mleka obok swojej nogi schyliła się po nią i dokładnie w momencie, gdy miała ją podnieść ponownie znikła z miejsca, w którym stała, pojawiając się tam, skąd znikła kilka chwil temu. Cofnęła rękę, w której trzymała kilka kapsli i nagle ruszyła biegiem w kierunku butelki mleka, która wciąż stała na ziemi. Podwędziła ją, zanim ten zdążył zareagować i przycisnąwszy ją mocno do siebie cofnęła się pod ścianę, bacznie obserwując jego reakcją.
- Cóż, jeżeli nie chcesz oddać tych kapsli, nie będę ci ich przecież wyrywał z ręki. Jak mówiłem na początku, nie chcę ci zrobić żadnej krzywdy. – uśmiechnął się uprzejmie, podchodząc w jej kierunku. Jeżeli ta nie wydaje się być wystraszona, zaalarmowana, podchodzi po to, by pogłaskać ją po głowie – I wydaje mi się, że Hitomi ma twoją drugą butelkę mleka. Trzeba by ją odzyskać, nieprawdaż?
Dziewczynka w milczeniu spojrzała tylko zdezorientowana na drugą butelkę, którą sama trzymała.


Podczas krótkiej wymiany zdań między Szą a Hiroshim Hiomi udała się na dokładniejsze zwiady.
Tak jak mogła się spodziewać, Kareen była cały czas obok dwójki blondynek. Marianella wyjaśniała właśnie dziewczynce jaki jest dalszy plan działania. Mówiła o tym jak zaprowadzi ją do wszystkich i że razem poszukają jej rodziców. Kareen zaś cały czas stała jedynie posłusznie oczekując poleceń od swojej zwierzchniczki. Z drugiej strony zaś rozmowa Hiroshiego z Szą przerodziła się w jakąś dziwną wymianę zdań po której oboje zamilkli na kilka sekund ,a następnie można było zobaczyć Szę biegnąca z jednego konta pomieszczenia na drugi gdzie złapała w rękę szklaną butelkę i została przyparta do ściany przez starszego Akaru.
Hitomi westchnęła cicho i postanowiła wrócić do Hiroshiego i zdać mu "raport". Gdy stanęła przy nim powiedziała - Kareen ciągle tam stoi i milczy, a Marianella mówiła Alicji, że pójdą do wszystkich i poszukają jej rodziców
- To świetnie. My sobie tutaj porozmawialiśmy miło. Możesz jej dać tą butelkę mleka. – uśmiechnął się do dziewczyny.
Uniosła brew. -Słyszałam. Raczej "dziwnie". Kapsle odłożone? - Widocznie nie miała zamiaru oddawać mleka bez odłożenia przez małą pieniędzy na miejsce
- Mleko dostała i tak, i tak. Odnosiłem się do jej sumienia, gdy mówiłem o tych kapslach. Dobrze wiesz, że nie możemy na niej wymuszać oddania pieniędzy.
- Hmpf. I tak nigdy nie było moje. - Wyciągnęła rękę z butelką przed siebie.
- Słyszysz? Bierz, póki nie zmieniła zdania. – uśmiechnął się do dziewczynki.
- Nie rób ze mnie potwora bo cię strzele - Powiedziała z uśmieszkiem.
- Uroczo zabójczego potwora. I błagam, nie strzelaj mnie, oberwałem dzisiaj za cały rok 2142.
- Oj no nie jęcz. Jeśli będzie okazja i będę miała dobry humor to nawet masaż możesz dostać... swoją drogą, co z tym kotem?
Pstryknął palcami.
- Właśnie. Chodźmy się nią zająć. Słuchaj, Sza, do momentu, aż się zjawi twój brat nie powinniśmy zbyt często się rozstawać. Dla twojego bezpieczeństwa. Co powiesz na to – jeśli nie odnajdzie się do zachodu słońca, to spotkamy się w miejscu, gdzie teraz leży zbiornik?
Sza kiwnęła Hiroshiemu głową, odbierając od Hitomi drugą butelkę, którą wcisnęła pod pachę. Porównała spojrzeniem pełność obu naczyń, po czym zupełnie już zupełnie na kryptowiczów uwagi rozejrzała się raz jeszcze, zbliżając do jednego z dwóch okien, na którego parapet zaczęła się gramolić. Hiroshi westchnął ciężej i objął ramieniem Hitomi, przyciągając ją mocno do siebie, szepcząc jej do ucha.
- Jestem zmęczony, słaby. Zarówno ciałem, jak i duszą, ta druga się kończy. Wiem, że brzmi to jakbym zwariował, ale mówię śmiertelnie poważnie. Jako jakiekolwiek pokrycie tych słów posłuż się tą walką w tamtej półsferze, z tym robakiem i pomocą Marianelli. Muszę coś zjeść, bo długo nie pociągnę. A wiem, że coś, lub ktoś, będzie chciało nas zabić i jest z każdą chwilą bliżej.
Zesztywniała cała gdy chłopak ją objął i nawet lekko zlała się rumieńcem! Po chwili jednak miała ochote mu przyłożyć zamiast przytulić. Wyswobodziła się z jego objęć szybko. - Dobra dobra. Coś znajdziemy.Jeśli jesteś AŻ TAK zmęczony to powiedz gdzie mam iść, jak wygląda to kocisko i siądź sobie gdzieś.
- Siadanie nic nie pomaga. Tak, jak absolutnie durnie to brzmi, duszę regeneruje jedzenie. I tego mi potrzeba po dzisiejszym dniu. Chodźmy, ale do wyciągnięcia Florance’a będziemy już potrzebować albo ciągnika, albo Kareen.
- No wybacz. Nie mam nic przy sobie, a jeśli spróbujesz tak jak mała mówiła mnie "wydoić" to ci połamie wszystkie kości. - Wygląda na niezadowoloną - A jeśli już teraz musisz mieć jedzenie to tam na górze, w budynku w którym była uwięziona Alicja, jest kilka puszek z jedzeniem.
- Nie będę nikomu kraść jedzenia, chyba, że wyczerpią się wszystkie inne opcje. Spytamy panny Marianelli, bo jak mówiłem, i tak potrzebna nam jest Kareen. Chodźmy, zanim nie poszły sobie. – po czym ruszył pośpiesznym krokiem.
Zawsze możnaby wrzucić do szafy kilka kapsli zapłaty - Wzruszyła ramionami za odchodzącym i bez problemu go dogoniła
- Jasne, jak ktoś rozmieni te wielkie kapsle. - mruknął po drodze.
- … więc nie płacz już, dobrze? Jesteś dzielną dziewczynką. – głaszcząc małą po głowie Marianella uniosła ją na ręce. Kareen najwyraźniej już ich zauważyła, gdyż zaczęła ich obserwować.
- Nawet nie wiecie, jak głupio jest mi znowu o cokolwiek prosić. – zaczął rozmowę Hiroshi z miną zbitego psa, co było całkiem dosłowne biorąc pod uwagę wydarzenia z dzisiejszego dnia. Marianella otarła wierzchem dłoni twarz i uśmiechnęła się życzliwie, czekając na kontynuację – Florance jest gdzieś przygnieciony w ciężarówce na parkingu, w małym, gustownym tipi z blach. Do tego, skoro Źródło jest w stanie takim, w jakim jest, gdzie aktualnie można poszukiwać takich rzeczy jak dalsze zakwaterowanie, wyżywienie, no i… wyczyszczenie tych ubrań.
- Too… cóż. Nie lada problem. Mogę zapewnić wam bezpieczne schronienie, jednak przyznasz mi, że w tym wypadku wypadałoby mi poprosić o jakąś skromną przysługę, nieprawdaż?
- To prawda. – chłopak przytaknął – Jak to mówią, nie ma nic za darmo, a jednak wbrew tej zasadzie zrobiłaś dla nas już tak wiele.
- Jeśli więc mogę na początek poprosić i was o wsparcie przy pomocy wszystkim potrzebującym tej pomocy, zrobię wszystko, byście i wy nie byli pozostawieni na lodzie. – odparła, głaszcząc małą po plecach. Hiroshi wydał z siebie ciche westchnięcie zachwytu.
- Oczywiście. Każdemu przysługuje pomoc w tak trudnym okresie.
-Pewną wprawe już mam w pomocy, prawda Alicjo? – Hitomi spytała małej. Ta odwróciła się i kiwnęła głową, pociągając nosem.
- Od czego więc powinniśmy zacząć?
- Niewątpliwie od poszukiwań. – stwierdziła Marianella rozglądając się krótko – Niewątpliwie są tu jeszcze inne osoby, które nie mogą wydostać się o własnych siłach. Jeśli znajdziecie kogoś takiego, a nie będziecie samemu udzielić pomocy, zawołajcie nas, dobrze? Na pewno będziemy w pobliżu. A gdzie dokładnie jest twój brat?
- Na tym parkingu. Przy lewej ścianie.
Marianella przytaknęła, kierując powoli wzrok w swoje prawo.
- Kareen, słonko, możesz mu pomóc, prawda?- ruda przytaknęła natychmiast, udając się bez słowa w wyznaczonym kierunku.
Hiroshi zwrócił się do Hitomi podając jej drogę do Yeshit, natomiast sam skierował się w stronę zawalonych budynków, poczynając od najbliższego poza tym, przy którym stoją, poszukując osób zawalonym gruzem bądź czymś innym. Jeżeli nie znajdzie nikogo takiego w danym odcinku, zaczyna nawoływać:
- Hej! Jest tu kto? Potrzeba komuś pomocy?
Ruszyła więc w stronę wskazaną przez Hiroshiego, zapewne usłyszy przeraźliwe miauczenie, które pomoże naleźć kocura. Było dokładnie tak, jak się spodziewała. Zanim jeszcze zdołała dojrzeć opisaną przez Hiroshiego ścianę mógł ją już naprowadzić dźwięk głośnego miauczenia. Cóż, odnalezienie było łatwe. Jednak jak ściągnąć tego kota z góry – tu pojawiał się problem. Był on dobre dziesięć metrów nad nią na ścianie, po której tak na dobrą sprawę nie było jak się wspiąć. Wątpliwe było, czy nawet Kareen by dała radę.
Popatrzyła na kocura - No to masz dwie opcje kocie. Skaczesz i liczysz, że cie złapie albo siedzisz tam i czekasz na erozje skał
Niestety, wszystkie słowa, jakie dziewczyna mogła otrzymać w odpowiedzi to „miaaau, miaau” albo „miaaau”! Chyba nie należy do tych rzadkich przypadków osób, które potrafią się dogadać z kotem.
- No i co tak miauczysz, nie znam kociego - powiedziała i zastanowiła się jak to musiało wyglądać boku. Zaczęła obchodzić mur rozglądając się za czymś pomocnym. Choćby kawałem liny.
Popatrzyła znowu na kota. - No futrzak, daje ci ostatnią szanse na skok. Po tym postaram się przewrócić ściane i liczyć będę na to, że masz coś w makówce i zeskoczysz w odpowiednim momencie.
Ja można było się spodziewać – miau.
[04:21:01] Kamila Kalisz: No to naj sam pierw patrze w którą stronę ściana ma przechył. Następnie upewniam się, że nikogo tam nie ma i obchodzę mur
[04:22:05] Kamila Kalisz: -[i] Przydałby się Vaynard
- Mruknęłam i zaczęłam napierać na ścianę. Jeśli zacznie ustępować, przestaje oi cofam się szybko. Jeśli nie runie, podchodzę ostrożnie i znowu pcham
Naciskając na ścianę dziewczyna mogła poczuć jedna zdecydowany brak chleba w jej pracy. Ściana ani drgnęła. Nie zmieniła się też „melodia” miauczeń szarego kota. Za kolejną próbą ściana zakołysała się lekko, jednak zdecydowanie nie wystarczająco do tego, by runęła w dół. W końcu doszło do znacznego przechyłu. Zachowując ostrożność dziewczyna cofnęła się, obserwując jak ceglany mur przechylał się coraz bardziej i bardziej, a kot na jego szczycie zaczyna tylko coraz bardziej panikować. Widząc co się święci w końcu zaczął zbiegać po owej ścianie, która zaczęła już tracić swoją spójność, zaledwie chwilę później zniknąć na moment w obłoku pyłu wznieconego przez upadającą na błoto konstrukcję. Cisza. Cisza… aż w końcu niezadowolone miauknięcie oznaczające sukces. Hitomi ruszyła ku gruzom z zamiarem odnalezienia i złapania kota, jednak niespodziewanie ten skoczył prosto na nią, z zaskoczenia drapiąc ją po nogach i bezzwłocznie czmychając dalej, w tym samym kierunku, wyminąwszy dziewczynę.
Co za niewdzięczny kocur! Jak właściciel YYYH! – Czarnowłosa rzuciła się w szaleńczą pogoń za zbuntowanym zwierzęciem z piekła. Nie było łatwo dotrzymać tempa, ale widziała, jak kot prześlizguje się pod kawałkami zawalonych konstrukcji, pojawiając się za chwilę na moment po drugiej ich stronie, by tam dać nura pod jeszcze jedną zasłonę. Za chwilę miałaby nawet kolejną okazję, by złapać kocura, ale właśnie w tym momencie usłyszała strzał. Dość blisko.
Goni dalej kocura. Nie ma co sie wdawać w walkę z kimś kto ma broń, posiadając tylko nóż i to niewielki. Jak pomyślała, tak i też zrobiła. Nie oglądając się nawet kto i po co strzela dobiegła do miejsca z którego za chwilę powinien wyskoczyć kot i tak też się stało ii… cap! Pochwyciła szaraka, który wcale nie był z tego faktu zadowolony. Harcząc i sycząc zwierzę zaczęło miotać się na boki niespokojnie, usiłując wyrwać się z uścisku. - Przestań sie rzucać głupi futrzaku, nic ci nie zrobie! Boże jak ja dorwe Hiroshiego to mu krzywde zrobie - przycisnęła kocura do ciała, starając się nie dać mu się wyrwać i przyokacji, nie dać się potwornie podrapać. Wtedy, gdzieś z tyłu – kolejny strzał. Naprawdę bardzo blisko. Chyba gdzieś za ruinami budynku po prawej. Raczej nie był skierowany przeciwko niej. Czym prędzej stara się oddalić od strzelaniny by nie oberwać zagubionym pociskiem i kieruje się mniej więcej w stronę ostatniego miejsca, w którym widziała starszego Akaru.
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 8:46 pm   

フロランスのばんだ!
Wyglądało na to, że Florance stracił na jakiś czas przytomność. Dopiero teraz przebudziło go szemranie wysoko nad nim. Stłumione głosy osób, które burzliwie ze sobą dyskutowały. Nawet, gdyby chciał ich wywołać, poczuł, że nie jest w stanie się odezwać. Nie minęła dłuższa chwila, gdy głosy zaczęły się oddalać, pozostawiając go samego. Niewiele widział wokół siebie, ciężka blacha całkowicie przesłaniała mu niebo. Kto wie, jak wielką ilością złomu był przywalony. Wyglądało na to, że nie mógł się również ruszyć. Wciąż czuł ucisk fotela trzymający go w kleszczach razem z kierownicą. Klakson dawno już chyba stracił swoją moc, ponieważ panowała tu cisza. Względna. Spod siedzenia, na którym zasiadywał wciąż dało się słyszeć stłumione odgłosy wody, która przepływała tędy w niewiadomym kierunku. Florance rozejrzał się wokół siebie. Wszystko, co mógł tu zobaczyć w słabym świetle to zniszczona tapicerka, zniszczona deska rozdzielcza samochodu. Drzwi po jego lewej stronie były całkowicie wyrwane z zawiasów. Leżały chyba gdzieś niżej w błocie. Gdyby tylko mógł jakoś wyrwać się z potrzasku, pewnie mógłby się jakoś tędy wydostać – przynajmniej z ciężarówki. Florance spróbował metody „na siłę”, jednak jego pułapka ani myślała o tym, żeby go puścić. Cóż, wyglądało na to, że pozostało mu tylko czekać. Nie miał pojęcia, jak wiele czasu przyszło mu czekać. Być może była to minuta, może był ich nawet tuzin. Jednak w końcu mógł stwierdzić, że coś się dzieje. Na zewnątrz panowało jakieś poruszenie. Albo blachy zaczęły zsuwać się same z siebie, ale ktoś rzeczywiście próbował się ich pozbyć. Jeżeli rzeczywiście była to jakaś osoba, robiła to w milczeniu, ponieważ nie słyszał żadnego głosu. Florance nadal czekał na zbawienie. Kto wie, czy ono rzeczywiście nadchodziło, czy może nadchodziła jego zguba. Młodszy Akaru mógł po chwili rzeczywiście zauważyć skutki czyjejś pracy. Na deskę rozdzielczą, gdzieś z tyłu padło trochę światła. Chwilę po tym poczuł, jak coś potrząsnęło jego krzesłem. Wyglądało na to, że nie jest w stanie się go pozbyć – w sensie, krzesła. Niedługo po tej próbie mógł usłyszeć głos, który był mu całkiem znajomy.
- Pochyl się. – po dłuższej chwili wahania Florance w końcu pochylił się, czekając na wielką niewiadomą. Głos… to była chyba Kareen, nie? Wiedząc, kto jest osobą wydającą polecenie chłopak pochylił się na tyle, ile mógł, wciąż będąc ściśniętym między fotelem a kierownicą. Gdy tylko to zrobił rozległ się dźwięk łamanej stali. Zaledwie chwilę później więcej światła padło na resztę wnętrza samochodu, a także jego samego. Potem mógł już ujrzeć tuż przed sobą czyjeś dłonie zaciśnięte na osi kierownicy. Jedno pociągnięcie wystarczyło, by przynieść Florance’owi ulgę. Kierownica została oderwana, a następnie najzwyczajniej w świecie wyrzucona. Wyglądało na to, że chłopak jest wolny, choć wciąż czuł się nie najlepiej. Florance bez słowa zwrócił się w bok i opuścił pojazd bocznymi drzwiami. Upadł na błoto, które okazało się bardziej śliskie, niż się tego spodziewał. Stopy mu się obsunęły i przewrócił się do przodu, w ostatniej chwili podpierając się rękoma. Rozglądając się po raz kolejny mógł stwierdzić, że raczej ciężko byłoby mu wyjść stąd samemu. Wciąż otaczały go ściany złomu i żelastwa, które nawet dla profesjonalnego alpinisty byłyby wyzwaniem. Wyglądało też na to, że Kareen wciąż stała na masce pojazdu wpatrując się w jego akcje. Florance podniósł się powoli z błota, obrócił się i spojrzał na swoją wybawczynię. Milczał chwilę próbując zebrać słowa.
- Ten, no… dzięki. Skąd wiedziałaś, że tu będę?
Otrzymał krótką odpowiedź:
- Twój brat mi powiedział.
Skinął w odpowiedzi i zajrzał pod ciężarówkę, czy jest tam torba. Fakt, była tam. Jednakże… nie pod samą ciężarówką. Kawałek dalej, zaczepiona ramiączkiem około transporera, który stał przed ciężarówką. Młodszy z Akaru odetchnął z ulgą. Wiedział, że Hitomi zabiłaby go za brak torby. Podszedł do torby i chwycił ją za ciało. Wprawdzie było ciężko sięgnąć samej torby pod podwoziem obu pojazdów, jednak udało mu się to bez większego wysiłku. Miał teraz w rękach torbę, jednakże jej ucho wciąż było uwięzione pod kołem transportera.
- Dasz dalej radę? – zapytała ruda – masując lewą dłonią nadarstek prawej ręki. Opuścił torbę z powrotem na ziemię, obrócił się do niej i powiedział:
- Wiesz, jeśli powiesz mi, gdzie jest reszta, to raczej poradzę sobie. – po czym przyklęknął i korzystając, że woda rozmiękczyła ziemię spróbował wyciągnął rączkę spod koła transportera. Kareen skinęła głową, wskazując mu kierunek, po czym najzwyczajniej w świecie odeszła po wierzchu wielkiej sterty żelastwa poza jego zasięg widzenia. Pociągnięcie za ramiączko torby nie przyniosło wcale pożądanych efektów. Niestety nadal była ona uwięziona. Wyglądało na to, że docisk transportera był silniejszy od innych działających tu praw fizyki. Wcale jednak nie zraziło to Konwalii, który nadal próbował wyciągnąć swoją własność na siłę. W skutek jego wysiłku jedna część rękojeści urwała się przy samej nasadzie, omal nie wywracając go ponownie na błoto. Drugi zaś koniec rozwinął się w miejscu, gdzie najwyraźniej regulowana była długość samej rączki sprawiając, że w jego rękach ostała się sama torba nie posiadająca już żadnego uchwytu. Florance spojrzał krótko na swoją nową zdobycz. Westchnął pod nosem i trzymając ją tak, by się nie ubłocić ruszył we wskazanym kierunku, jednak pojawił się tu kolejny problem – góra pogiętej stali nie była raczej przeznaczona do wspinaczki, a już na pewno nie z torbą w rękach. Florance po raz kolejny pochylił się, zaglądając pod ciężarówkę. Cóż, z pewnością było tu tyle miejsca, by przeczołgać się na drugą stronę, jednakże nie wyglądało na to, by sytuacja była jakkolwiek korzystniejsza. Przeklnął pod nosem i wszedł do ciężarówki, by ustalić, czy znajdzie jakiś sposób tam. Cóż, rzeczywiście od środka mógł wejść przez rozwaloną szybę na maskę, zaś stamtąd wdrapać się na dach. Potem byłoby już tylko z górki. Wspiął się do ciężarówki wpierw wrzucając do środka torbę, następnie na maskę w ten sam sposób. Będąc już na dachu spostrzegł dość łatwą drogę zejścia po połamanym skrzydle jakiegoś przedwojennego samolotu. Tam też się skierował i pamiętając wciąż kierunek wskazany przez rudą rozpoczął marsz wśród oddalonych krzyków ludzi, którzy musieli być gdzieś w pobliżu.
Cisza. Okropna cisza. Jego nawoływania nie przynosiły żadnych efektów. Być może nikogo w pobliżu nie było. Być może dawno już utracili swoje życie. A może… to była najgorsza z możliwości – wciąż gdzieś znajdowali się potrzebujący, jednak w żaden sposób nie byli w stanie odpowiedzieć na nawoływania. Wzrok Hiroshiego nie dostarczał mu żadnych informacji. Nie mógł znaleźć nikogo, kogo mógłby w stanie pomóc. Zamiast tego, podczas poszukiwań odnalazł dwójkę ciał leżących pod stertą cegieł zawalonej ściany. Dlaczego nie próbowali wcześniej uciec? Nawet jeśli pytanie mogło być istotne, teraz nie miało większego sensu, ponieważ jest zdecydowanie za późno, by jakkolwiek temu zaradzić. Hiroshi zbliżył się do gruzów, podejmując próbę odsłonięcia rumowiska. Podczas tego zwracał szczególną uwagę na to, by nie odrzucić wpierw kawałka gruzu, który wywołałby lawinę pozostałych. Szło mu to strasznie opornie. Zmęczenie zdecydowanie dawało się we znaki. Do tego im dłużej zagłębiał się wgłąb wielkiej sterty, tym mniejsze pozostawały nadzieje odnalezienia kogokolwiek. Cokolwiek by tu nie znalazł było w drzazgach, bądź w kawałkach. Do tego po jakiś kilku minutach pracy mógł usłyszeć dźwięk, który ostatnio stał mu się bardzo znajomy. Strzał z broni palnej. Dobiegał on gdzieś z południa, raczej poza samym zasięgiem broni. Nie był więc raczej celem, ale nie mniej znaczyło to, że coś się tam dzieje. Spojrzał raz jeszcze na rumowisko. Raczej wątpliwe, by odnalazł jakąkolwiek żywą osobę pod tymi cegłami. Skierował się więc do dwójki nieżywych decydując się, by przeszukać zwłoki. Żaden z dwójki mężczyzn nie wyglądał na osobę, która miała sporo do czynienia z wysiłkiem fizycznym, a więc pewnie i z bronią palną. Jeden z nich w kraciastej koszuli nie posiadał przy sobie znacząco dużo wartościowych przedmiotów. W kieszeni na piersi miał połamany ołówek oraz coś, co chyba kiedyś było notesem. Prócz tego w kieszeniach spodni przetrzymywał nożyczki, które Hiroshi pochwycił. W drugiej kieszeni zaś miał kilka kapsli – cztery, pięć… zielonych. Drugi zaś z nieżywych posiadał zwoje różnych kabli w skórzanej kurtce, kilka złączek, przełączników, zmiażdżony pilot, agrafki, luźne wrzucone w kieszeń druty oraz okulary, które straciły szkła. Wyglądało na to, że nie ma nikogo w pobliżu, dlatego Hiroshi rozpiął kurtkę sprawdzając, czy nie ma tam jakiś wewnętrznych kieszeni. Była jedna, a w jej środku kombinerki. Po zabraniu tego, co uznał za przydatne – czyli nożyczek i kapsli – udał się w dalsze poszukiwania. Gdy tylko postąpił kilka kroków usłyszał kolejny strzał. Odruchowo spojrzał w tamtym kierunku – cóż, gdzieś za wrakami budowli znad gruzu mogło unosić się trochę dymu, ale czy strzały jego źródłem – tego nie mógł wiedzieć. Tradycyjnie już westchnął, po czym wrócił do poszukiwań, starając się wyminąć okolicę, z której padają strzały. Na lewo nic, na prawo nic, zaś za nim mógł usłyszeć kroki. Nie zwlekając ani chwili natychmiast schował się za kupą gruzu. W ciszy wyczekiwał tego, co było dalej.
Hitomi zmierzała przed siebie przyśpieszonym krokiem. Okolica zaczęła wyglądać dosyć znajomo. To gdzieś tutaj rozdzieliła się wcześniej z Hiroshim. Przez moment nawet wydawało się jej, że kogoś słyszała. Ale całkiem możliwe, że to tylko złudzenie. Idąc więc dalej ponownie mogła usłyszeć dźwięk, który irytował ją już od jakiegoś czasu.
- Miaaau. – skrzekliwy głos kota naprawdę mógł działać na nerwy. Czy on nie rozumie, że ta stara się mu pomóc? Co najlepsze, Hiroshi mógł usłyszeć ten sam dźwięk. Hiroshi od razu podniósł się na nogi i powoli skierował w stronę swojego ukochanego kota trzymanego na rękach przez znajomą dziewczynę.
- Hitomi! Znalazłaś ją! – wyskoczył na nią znienacka – Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Jak ci się owdzięcze?
Zaskoczona cofnęła się, ale widzac, że to Hiroshi, podeszła do niego dziarskim krokiem. - Zabieraj tego futrzaka albo skręce mu kark! To miałczenie działa mi na nerwy - warknęła i złapała kocura za kark wyciągając go w stronę głowy Hiroshiego. Ten od razu odsunął się na bezpieczną odległość znająć już legendarny gniew Yeshit, po czym delikatnie spróbował wziąć ją na ręce.
- Nyaa. Unya nya? – uśmiechnął się do niej. Kotka prychnęła niezadowolona, gdy ten odbierał ją z rąk Hitomi. Powoli, ostrożnie postawił ją na ziemi.
- Zgłupiałeś?! Wiesz ile to futro z nogami goniłam?! – krzyknęła.
Nim ten zdążył odpowiedzieć, Yeshit skoczyła mu na nogę uczepiając się spodni pazurami i zaczęła się po nim wspinać, czego na pewno jego garnitur nie odczuł przyjemnie. Ten chciał jej pomóc, nim jednak zdążył jej pomóc, ta już siedziała na jego ramieniu z niezadowoleniem miaucząc z kierunku dziewczyny.
- Widzisz? Nie ma żadnego problemu. – uśmiechnął się do koleżanki – My się dogadujemy. A ona po prostu była wystraszona i spanikowana, ponieważ cię nie zna. Potem się sobie przedstawicie. Teraz musimy szukać ocalałych z tego rumowiska.
Wyglądała jakby chciała mu przyłożyć... ale ostatecznie nic nie odpowiedziała. Tak jak poprzednim razem nikogo nie było w pobliżu.
- No dobrze, czyli następna rzecz do zrobienia z listy to to ratowanie innych dla Panny Marianelli. Już nie kojarzę, czy przy tym byłaś bo czuję, że w każdej chwili mogę paść i zasnąć ze zmęczenia, ale warunkiem jej pomocy nam było udzielenie pomocy innym. Anielica, nie uważasz?
- O tak. Prawdziwy aniołek. Może z nią zostaniesz na stałe? - Powiedziała pozornie obojętnym głosem.
Hiroshi odwrócił wzrok, lekko się czerwieniąc.
- N… nie sądzę, by była zainteresowana. Wręcz przeciwnie. Wiesz dobrze, że nie jestem dobry w te klocki. Obawiam się, że dostałem kosza jeszcze zanim spróbowałem.
- Ale spróbować chciałeś. - Powiedziała tylko.
- Sam nie wiem, czy tak było. To wszystko jest dla mnie takie nowe. Z jednej strony nie chcę być sam, z drugiej strony jestem zbyt okropną osobą, by pakować się w związki. No i w tym nowym świecie, gdzie wszyscy umierają tak nagle… jak to może zniszczyć człowieka? Ale… popatrz na mnie, znowu prowadzę monolog. – machnął ręką, idąc już w stronę kolejnego rumowiska.
- Nie bardziej niż strata rodziny - Mruknęła pod nosem i dodała głośniej - Powiedział manipulator numer jeden z krypty.
- Manipulator? – zapytał obojętnie, poszukując osób do uratowania. Nie spoglądał w jej kierunku.
- A może nie? - Pokręciła głową -Wróćmy może do zadania danego ci przez twoją ukochaną Marianellę.
- Co takiego wam zrobiłem, że nazywasz mnie manipulatorem? Jeżeli mnie oskarżasz, chcę wiedzieć, jakie jest tego uzasadnienie.
- No prosze cie. W krypcie tak przekręciłeś wszystkie dziewczyny, że prawie jadły ci z ręki
Zatrzymał się. Powoli odwrócił w jej kierunku, otwierając szerzej oczy.
- … Słucham?
- Dobrze słyszałeś. - Odparła patrząc na niego twardo.
- Nigdy nie flirtowałem z żadną dziewczyną z krypty. Nigdy z żadną też się nie związałem, ani nie planowałem związku. Nigdy nie dawałem fałszywych nadziei, nigdy też nie byłem pytany ani nie dostałem takiej oferty. Wtedy odpowiedziałbym od razu, całkowicie szczerze. – oświadczył chłodno, przerzucając kolejny kawałek gruzu – Jeżeli są osoby, których nie znoszę, to są to osoby, które wykorzystują swój urok osobisty do oszukiwania i manipulowania innych.
- Jak Marianella? - Podłapała szybko. Chłopak zatrzymał swoją pracę po raz kolejny, znów spoglądając zdziwiony na koleżankę - No chyba mi nie powiesz, że tego nie zauważyłeś
- Cóż, potraktowała tamte zwłoki bardzo… bez szacunku. Ale to jeszcze nic nie znaczy.
W jego głowie zabrzmiały echem słowa należące do Rin – wystrzegaj się Marianelli. Ponoć te słowa miały należeć do niego, z przyszłości. Hiroshi A porozumiał się z Hiroshim B poprzez pośrednika Rin. Czemu? I dlaczego tylko tyle? Czyżby łączyła go jakaś większa więź...?
Pokręciła głową przekładając kamienie - Cycki przesłoniły ci pole widzenia? Ona nie będzie chciała TYLKO pomocy dla postronnych
- I co w tym złego, jeśli będzie chciała pomocy dla siebie? Wciąż pomaga innym, nie ma prawa zrobić czegoś dla siebie?
Oh oczywiście, że nie ma nic złego. - Powiedziała obojętnie -[i Pogadamy o tym, jak usłyszysz, czego dla siebie zapragnie.[/i]
- Wiem, że nie możemy nikomu ufać. Ale czy nie uważasz, że podejrzewając wszystkich popadniemy w paranoję? Spójrz na taką Kareen, wolałbym jej nie podpaść. Ale nie wydaje się być złą osobą.
- Akurat do niej nic nie mam.
- Aktualnie naszym wrogiem jest… sam świat. Oraz to, co kryje się w tamtej dziwnej magii, z tamtym robakiem i tą z halabardą. Sądzę, że powinniśmy chwytać się każdej pomocy, która zostanie nam zaoferowana. Uważasz, że damy sobie radę sami, na środku ruin miasta, bez czegokolwiek, zmęczeni, obtłuczeni i brudni?
- Wole to, niż potem być na łasce kogoś, kto może zażądać od nas za oferowaną pomoc wszystkiego.
- Nie jestem tu szefem. Pójdziemy na to, na co w trójkę wspólnie się dogadamy. Ale nie chcę, by naszą niewiedzę kolejna osoba przypłaciła życiem. Jak Aacvi. Albo Vaynard.
To może wreszcie nauczysz się mówić nam wszystko, a nie to co wydaje sie dla ciebie odpowiednie - powiedziała przekładając kamulce.
- Przepraszam. – powiedział tylko, milcząc dalej.
- Nie przepraszaj tylko sie tego naucz. Tak z innej beczki... gdzie znalazłeś tego dachowca?
- Wczoraj. Czy też raczej dzisiaj. Po koncercie. W górnym mieście, w jednej z uliczek.
Dwójka kontynuowała przeszukiwania w milczeniu. Nie wyglądało jednak na to, aby udało im się cokolwiek lub kogokolwiek znaleźć. Sprawdzenie każdego zakątka tego miasta grupie dwóch osób zajęłoby pewnie więcej niż tydzień – a nie wiadomo, czy mieliście tyle czasu. Tym bardziej, że Hiroshi, o czym sam już wielokrotnie mówił, czuł niesamowite zmęczenie – senność. A to dopiero początek dnia. W pewnym momencie ich poszukiwania przerwała nagła eksplozja. Wydawało się, że jej rozdźwięk dobiegał z tej samej strony, w której wcześniej było słychać strzały. Na ich głowy opadło trochę drobnego gruzu, który na pewno zwracał na siebie uwagę.
- Materiały wybuchowe? – mruknął krótko Hiroshi.
- A nie to jajko? - spytałą ciszej. -Tak czy inaczej... nie jest tu bezpiecznie.
Chłopak przytaknął.
-To może być As i reszta. Wpadliśmy na nich na parkingu. Nie mniej jednak, lepiej wracajmy do Marianelli. Lepiej trzymać się kogoś, z kim będzie bezpieczniej. Jakby coś miało się stać, ja nawet nie mam siły biec.
- As? A ta mała wredna?
- Też. – odpowiedział krótko, udając się już w kierunku, w którym została Marianella.
Hitomi nie mówiąc już nic, zaczęła iść za chłopakiem przyglądając się jego stanowi ze zmartwieniem. Ten chwiał się na nogach. Dwójka wyminęła kilka wraków budynków powracając do miejsca, w którym rozstali się z blondynką. Bystrze zauważyli, że jej tam nie ma, przypominając sobie, że przecież mówiła, że razem z Alicją pójdą szukać jej rodziców.
- Jeeść.
- Już mówiłam, że nic nie mam.
- Wiem! Ale to nie zmienia faktu, że to sprawa życia i śmierci.
- No to kończmy te "interesy" i idziemy czegoś poszukać.
I poszli na północ, północny zachód.
Maszerując w poszukiwaniu utraconej rodziny Flolorance usłyszał z daleka eksplozję. Nie widział źródła, jednak był w stanie bez problemu określić kierunek jej pochodzenia. Po jego prawej stronie, a więc na południowym wschodzie. Po chwili wzbiły się w powietrze tumany kurzu. Jeśli gdziekolwiek w tym mieście coś się dzieje, to właśnie tam. Spojrzał w tamtym kierunku, potem na torbę i stwierdził, że… dosyć nacierpiał się przez własną rękę i ruszył w kierunku wcześniej wskazanym przez Kareen. Nie było łatwo poruszać się po mokrym gruncie, jednak z czasem dało się do tego przywyknąć na tyle, by nie musieć rozpaczliwie łapać równowagi przy każdym kroku, który kończy się poślizgnięciem. Nie minęło wiele czasu zanim dotarł do wielkiej sterty blachy, która niewątpliwie była niczym innym jak przewróconą wieżą ciśnień – sprawcą całego tego spustoszenia. Wciąż przelewało się tu sporo wody. Jednak na pewno było to coś dużo mniejszego od tego, co miało tu miejsce kilka chwil temu. Najrozsądniejszym wyjściem było obejście całej tej kupy złomu z którejś ze stron, ponieważ o wdrapaniu się na górę nie było nawet mowy. Dlatego też więc nawet nie próbował dostać się na górę. Skręcił w lewo i ruszył w dalszą drogę cały czas rozglądając się wokół w poszukiwaniu reszty grupy. Był już przecież w centrum miasta, więc nie mogli być daleko. Kiedy był w połowie drogi ponownie dobiegł jego uszu rozdźwięk jakiegoś wybuchu, tym razem jednak na pewno dużo mniejszego niż ten poprzedni. Wydawało się, że było to po drugiej stronie wraku budynku. Przekierował więc swoją uwagę na stronę, z której mogło się czaić zagrożenie i kontynuował chód swoją ścieżką. Następna minuta mogła przekonać go o tym, że najwyraźniej udało mu się uniknąć zagrożenia. Miejsce, w którym się znalazł mogło być już dla niego całkiem znajome. Zdaje się, że właśnie tędy szli w kierunku turnieju zanim wszystko runęło. Tutejsze budynki zadziwiająco dobrze oparły się niszczącej fali. Jednak nawet tutaj wciąż nie było ani śladu Hitomi ani jego brata. Florance wziął torbę pod lewą pachę, rewolwer w prawą rękę i ostrożnym krokiem ruszył w kierunku z której usłyszał mniejszą eksplozję. Im bardziej się zbliżał, tym bardziej upewniał się w tym, że wciąż coś się tam dzieje. Zmęczenie zdecydowanie dawało mu się we znaki, gdyż nie był w stanie dosłyszeć dokładnie co się tam działo, jednak wciąż rozróżniał oddalone głosy. Na pewno była to kłótnia, w której główną rolę zabierał dość wysoki, żeński głos. Nie było szans, by zrozumieć poszczególne słowa, a przynajmniej nie z tej odległości. Podchodząc bliżej usłyszał wystrzał z broni palnej trzy razy pod rząd. Florance rozejrzał się wokół za jakimś miejscem, w którym mógłby się skryć. Wciąż ostały się tu niektóre ściany budynków, więc nie było z tym problemu. Nie zwlekając ani chwili dłużej wbiegł za jednym z wolnostojących narożników i przykucnął za nim, oczekując. Kiedy ochłonął bardziej po zatrzymaniu się w miejscu i uważniej wsłuchał w burzliwą rozmowę udało mu się wreszcie usłyszeć poszczególne zdania takie jak „Po moim trupie!” podniesionym, żeńskim głosem, „Nie uciekniecie stąd” będące wrzaskiem jakiegoś chłopaka także kilka pisków i brzęków przewodzących od razu na myśl jakieś elektryczne urządzenie. Gdy kolejny wrzask odpowiedział „To się jeszcze okaże” dało się usłyszeć kolejne wystrzały broni palnej, tym razem dwa razy. Kolejna wymiana zdań była już zdecydowanie ciszej, zapewne nie pomiędzy sprzeczającymi się ze sobą stronami, a z osobami z jednej ze stron. Ta myśl mogła się potwierdzić po chwili, gdy raz jeszcze dało się usłyszeć irytujący głos krzyczący „Ee!? Co wy robicie!?” A następnie wiele przyśpieszonych kroków. Wyglądało na to, że ktoś się zbliżał. I to zdecydowanie więcej, niż jedna osoba. Sądząc po rozdźwięku powinni przebiec w pobliżu, jednak Florance nie miał pewności, czy będzie to za czy przed ścianą, za którą się chował. Mimo to podjął ryzyko i został na miejscu, oczekując nadejścia tego, co ma nadejść ściskając w prawej dłoni rewolwer. Wyglądało na to, że szczęście się do niego uśmiechnęło. Trzy, albo cztery osoby przebiegły po drugiej stronie fragmentu muru nie odzywając się ani słowem. Nie miał pojęcia, kim byli uciekający, jednak kiedy usłyszał dźwięki pogoni bardzo łatwo mógł domyślić się, kim jest ta trójka.
- As! Zajmij lewą flankę. A ty ruszaj się szybciej, grubasie! – głos tak irytujący mógł należeć do tylko jednej osoby. Ukari, czy coś takiego.
- Na którym piętrze go trzymali?
- Czwartym! – odpowiedział głos, który z pewnością należał do Asa.
- Przecież sprawdzaliśmy dokładnie cały ten obszar! Albo ty szukasz jak pała, albo twoje urządzenia są do dupy, Richt!
- Nicz podobnego. Nie ma takiej moszliwości.
- To GDZIE ON JEST!? – wyglądało na to, że cała trójka zaprzestała pościgu będąc całkowicie pochłonięci żarliwą dyskusją – Przecież takie rzeczy nie mogą tak po prostu zni-
- Szukacie czegoś? – w rozmowę wtrącił się kolejny głos. Niższy od wszystkich pozostałych, męski. Zapadła krótka cisza, podczas której trójka zapewne próbowała odgadnąć kim jest ten, kto wciął się im w zdanie. Najpewniej nie był to nikt znajomy, gdyż chwilę później rozległo się krótkie kliknięcie należące niewątpliwie do broni, którą trzymali.
- Hola, hola. Ładnie to tak widać nowopoznane osoby?
- Ja ciebie dalej nie znam, a jeśli nie zejdziesz mi z drogi, to już nigdy nie będę miała okazji!
- Czy—
- Gadaj czego tu chcesz, ile podsłuchałeś i kim do cholery jesteś!
- Ja? – rozległy się jakby niezbyt bystre pytanie nieznajomego – Cóż… mogę ci powiedzieć tak w tajemnicy. – po czym dodał przyciszonym głosem – Jestem czarodziejem.
- Ki… co?
- Dokładnie to, co powiedziałem, moja droga. Jeśli nie wierzyć, mogę pokazać ci mo—
Wystrzał. Był cholernie blisko, bo przez moment Florance nie mógł nic usłyszeć przez dzwonienie w uszach. Chyba jednak nic nie przegapił, bo następna wypowiedź znów należała do niskiego, męskiego głosu. Brzmiał on niesamowicie spokojnie:
- Ał. Wiesz, to… było całkiem niegrzeczne.
Chwilę ciszy urozmaicił cichy plask stawianego gdzieś kroku.
- Chyba nie jesteś osobą, którą… nauczono dobrych manier, co?
- Co do… JAK?
- To proste, złotko… nie trafiłaś. – ledwie zdążył wypowiedzieć ostatnią sylabę, rozległy się strzały. Pięć, jeden za drugim. BANG, BANG, BANG, BANG, BANG.
Ponownie dzwonienie w uszach, jednak bardziej wyraziste. Zdaje się, że w jego trakcie znów można było usłyszeć plask, tym razem dość bardziej znaczący.
- Taki cwany był! – ponownie odezwała się Ukari. W ciszy metaliczny dźwięk wskazywał na przeładowywanie rewolweru – Richt! Przejdziemy na północ i jeszcze raz rozpoczniesz skanowanie! Może tym razem te psy nie będą nam przeszkadzać!
- Jawohl! – odpowiedział jej rudy w chwili, gdy ponownie można było usłyszeć przyśpieszone kroki. Oddalali się. Florance odczekał jeszcze chwilę, aż kroki oddalą się poza zasięg słuchu, po czym ostrożnie opuścił swoją kryjówkę, rozglądając się za ciałem. Poszukiwania wcale nie trwały długo. Ciało leżało na środku przejścia. Był to ktoś, kogo na pewno nie widzieli tu wcześniej. Wysoki dość facet w czarnym ubraniu z podobnie czarnymi włosami i niesamowicie bladą skórą. Leżał na plecach z głową przechyloną na bok – czyli mówiąc inaczej, tyłem do niego. Na jego klatce piersiowej było wciąż widać ślad po kulach – rozerwane ubranie, rozległe zaczerwienienia. Wyglądało na to, że jednak trafiła.
- Ech, biedaku… – stwierdził Florance, po czym zabrał się za odzyskiwanie dóbr materialnych ze zwłok. Zbliżył się do leżącego, kucnął przy nim. Czarna marynarka nie wyglądała raczej na pojemny ubiór, jednak mimo wszystko chłopak spróbował odnaleźć coś wewnątrz niego. Zewnętrzne kieszenie były puste. Kiedy zaś uniósł jej poły by zajrzeć do tej wewnętrzne usłyszał skądś westchnięcie. Odruchowo się rozejrzał, jednak nie zauważył nigdzie żadnej osoby, która mogłaby to zrobić. Zorientował się, kto był jego źródłem, kiedy usłyszał głos:
- To również nie było miłe, wiesz? – Florance z przerażeniem mógł stwierdzić, że ten, który powinien być martwy nadal żyje. Co więcej, wyciągnął właśnie w jego stronę dłoń – Miło mi spotkać, panie Akaru.
Powstrzymując dziewiczy pisk Florance puścił jego marynarkę, stanął jak sprężyna i wyciągnął ku niemu rękę, by go podnieść, po czym odezwał się:
- Myślałem, że jesteś martwy. Przepraszam. Nic ci nie jest? Nie licząc oczywiście dziury w klatce piersiowej.
- Bywało lepiej. – odpowiedział czarny, otrzymując pomoc Florance’a i podnosząc się z podmokłej ziemi – No niestety, ubrania do wymiany. – mężczyzna rozejrzał się dookoła łapiąc się jedną ręką za głowę - Raaany. Wszystkie tutejsze kobiety są takie?
- Z tego co zauważyłem do tej pory, owszem. Ale tego miasta już nie ma, więc nie musisz się tym przejmować. - odpowiedział wciąż lekko zdenerwowanym głosem – Na pewno nic ci nie jest? – dodał po chwili.
- A… tak, tak! Co tu właściwie się stało?
- Nie… nie nie widziałeś? TOO – wskazał na złom – Była przed chwilą wieża ciśnień! Wiesz, z wodą.
- Jak rany. – stwierdził, spoglądając we skazanym kierunku – Ludzie naprawdę nie umieją budować.
Wzruszył ramionami
- Teraz już chyba nic na to nie poradzimy. W ogóle, z kim mam przyjemność?
Czarnuch pokiwał głową zdejmując marynarkę, pod którą miał białą koszulę noszącą teraz ciemnoczerwone ślady.
- Yyym… – odwrócił głowę w stronę Florance’a – Może mi mówić Lily. – oznajmił, ponownie wyciągając w jego stronę dłoń.
- To dość… żeński przydomek, ale niech ci będzie.
- Gdybym dostawał pięć kar, em… to znaczy kapsli za każdym razem, gdy to słyszę. – westchnął, uścisnął dłoń a następnie wzruszył ramionami – Więc… ten. Co tu właściwie robisz? – rozejrzał się wokół.
Ścisnął jego dłoń, zastanawiając się krótką chwilę. Czy on właśnie wypowiedział jego imię, zanim ten się przedstawił? I Hiroshi coś nabąkiwał o tym, że ktoś na nich poluje. W sumie… można byłoby przybrać na jakiś czas fałszywą tożsamość. Nie wydaje się niebezpieczny, ale…
- A, ja się chyba nie przedstawiłem. Rant Seville, miło poznać. A co do tego, co tutaj robię… tobie mogę zadać to samo pytanie. Próbuję się stąd wydostać, to chyba oczywite.
- Hmmm… ciężka sprawa. – odpowiedział mu rozmówca, odwracając się powoli w jego stronę. Czy on… chyba właśnie najzwyczajniej w świecie grzebał sobie w klatce piersiowej wyciągając kule, jedna za drugą. Florance próbował skryć swoje przerażenie za maską neutralności, po prostu czekając grzecznie, aż ten skończy – Masz dokąd się udać? Może trzeba ci pomóc? – spytał, obracając w palcach ostatni pocisk, przyglądając mu się uważnie.
- Znaczy… przyjeżdżając tutaj miałem swoją grupę. Trzy kobiety, jeden facet. Mam nadzieję, że jeszcze żyją, dlatego więc tu zostanę.
- Nie powinieneś ich raczej szukać?
- Szukając ich trafiłem na myślałem-trupa, to znaczy – ciebie. Mieli być tutaj, zupełnie nie wiedziałbym, gdzie zacząć.
- Och. – przytaknął podwójnie głową, jeszcze raz leniwie się rozglądając. Wyrzucił też nabój z dłoni. – Nie, wiesz, bo… wydawało mi się, że… siedziałeś tu jakąś chwilę i podsłuchiwałeś rozmowy. Em, czasem tak mam.
Florance wzruszył tylko ramionami.
- Właśnie zostałeś postrzelony w pierś. Sześć razy. Gdybyś powiedział mi, że widziałeś tu jednorożce nie zdziwiłbym się.
- A, pewnie tak, pewnie tak. Czyli co, y, na pewno nie potrzebujesz pomocy?
- Poradzę sobie. A co z tobą?
- O mnie się nie martw, o mnie się nie martw. Ja sobie radę dam. – wsadził dłonie w kieszenie – I raczej nie zajmie mi to wiele czasu. –dodał dużo niższym głosem.
Hitomi i Hiroshi wciąż byli w trakcie poszukiwań. Nie tylko nie udawało im się odnaleźć żadnej z rzeczy, których szukali, ale też miauczenie szarego kota stawało się coraz bardziej uciążliwe. Trochę jakby… ten usilnie usiłował coś przekazać, jednak bariera językowa zdecydowanie nie pozwalała na porozumienie się.
- Co jest, Yeshit? – spytał, choć wiedział, że i tak jej nie zrozumie. Spojrzał dookoła siebie, czy są sami. Raczej nikogo nie było w pobliżu. Miasto było opustoszałe. Kto tylko mógł, czym prędzej się stąd ewakuował. Spojrzał więc na Hitomi, mówiąc ściszonym głosem – Ona chce nam coś przekazać. Jednak nie zrozumiem jej tutaj. Musiałbym.. wiesz. Użyć tego.
- Czego?
- Kojarzysz to, w czym walczyliśmy z tamtą halabardnicą i robakiem? Tego. Ale nie mam na to sił. Potrzebowałbym jedzenia.
- Tunelu? Potrafisz to zrobić? Czekaj... a ja bym nie mogła?
- Nie wiem. Może byś mogła. Nie zdziwiłbym się. Nie jesteś zmęczona… duchem, jeśli wiesz, co mam na myśli.
- Nie wiem, ale spróbować moge, nie? Tylko powiedz, jak mam to zrobić.
- Musisz użyć słowa. Pamiętasz te dwa, którymi Marianella spowolniła czas? To tego drugiego. To pierwsze jest tylko dodatkiem, który modyfikuje strukturę i działanie pierwszego.
- A...ha. To było to... Kaili? - Spytała na głos
- NIE MÓW TEG- – Hiroshi spojrzał na nią przestraszony, jego oczy niemalże wyszły z orbit. Jednak chwilę później mógł zorientować się, że nic się nie stało. To był moment, w którym Hitomi mogła się zorientować, że ten trzyma ją dłońmi za ramiona, co chwilę później zepsuło kolejne miauknięcie kota. Odetchnął ciężko.
- E-Ej Puszczaj głupku. - Zawołała zdziwiona. i strząsnęła ręce z ramion - I co tak panikujesz?
- Te słowa nie mogą być ot tak użyte. Wiesz, co by się stało? Musisz być pewna, że chcesz tego użyć. A ja sam nie wiem, jak to na ciebie wpłynie.
Hmm... nic. Tak jak teraz.
- Skup się na tym, co teraz powiem. Musisz chcieć otworzyć przejście. Taki ma być twój zamiar, twoja wola jest tym, co jest potrzebne do działania. Słowo jest komponentem, który ci to umożliwi. Musisz koniecznie chcieć to zrobić.
No dobra. To spróbuję ponownie, zgoda?
- Dobra. Ale ostrzegaj, bo wiesz. To trochę podnosi ciśnienie. I… na wszelki wypadek. – Złapał ją za dłonie – Teraz.
Popatrzyła na dłonie - Eh. No dobra - Przymknęła oczy i skupiła się na chęci otworzenia tego... czegoś - Kaili - Powiedziała po chwili.
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 8:47 pm   

W tym momencie Hitomi poczuła delikatne pchnięcie. Nie miało ono jednak nic wspólnego z fizycznym. Choć sama tego nie widziała, Hiroshi mógł zauważyć jak w tym momencie Yeshit przeskoczyła z jego na jej ramię – nawet tego nie poczuła. To był moment, w którym dusze obojga odłączyły się od ciał. I nadszedł ten moment niedługiej podróży w zaświaty, która zakończyła się wylądowaniem na ciemnych dachówkach. Wokół panowała noc. Niebo rozświetlone było tysiącami gwiazd. Zaś po jednej ze stron mogliście zobaczyć księżyc, który częściowo przysłonięty był szpiczastą wieżą znajdującą się gdzieś w oddali. Znajdywaliście się na dachu. Dość stromym, trójkątnym dachu. Był on dość obszerny, na pewno większy od jakiegokolwiek pomieszczenia, jakie znajdowało się w krypcie. To, co znajdowało się poza jego granicami – nie mieliście pojęcia. Jak daleko w dół by nie spojrzeć, nie dało się tam zauważyć niczego. Jakbyście byli na jedynej wyspie pośród bezkresnego morza, pomijając oczywiście wieżę w oddali, po której nie mieliście możliwości się dostać. Oprócz dwójki na H po chwili dało się dostrzeć Yeshit, która najwyraźniej dotarła tu jako ostatnia. Albo tak się przynajmniej wydawało. Przez chwilę zdawało się też, że lewitowała w powietrzu z rozportartymi na boki nie tylko ramionami, ale też włosami, jakby grawitacja zupełnie się jej nie imała. Oczywiście do chwili. W końcu wylądowała miękko na szczycie dachu skąd od razu odskoczyła w bok i kilkoma takimi zwinnymi podskokami przebiegła za Hiroshiego najwyraźniej chowając się przed Hitomi, trzymając go za rękaw.
-Amiautorzy. – mruknęła.
- Gdybyś dzieliła się informacjami częściej, może nie mielibyśmy tego problemu. Ale nie czas na dyskusje. Chciałaś nam coś usilnie przekazać, panienko. Swoją drogą.. śliczny krajobraz masz w tej półsferze, Hitomi.
- To nye jest jej krajobraz. – Yeshit skinęła głową w lewo, w stronę oddalonej wieży – Tam jest jej. Nie potrafiła nawet opuścić ciała.
- Huh... - Rozglądała się ze zdziwieniem. - Nie moje?
- Och. A więc… twój. No to masz śliczny krajobraz. W każdym razie, pomijając, że brzmi to jak nędzny tekst podrywu, chciałaś. Nam. Coś. Przekazać. Nie chcę brzmieć bezczelnie, ale jesteśmy trochę nie w miejscu i sytuacji, by opuszczać ciała bez ryzyka, że ktoś nas zaraz okradnie.
- Ej! No przepraszam bardzo, że nie nawykłam do opuszczania ciała? A właściwie, to kim ty jesteś? - Rozeźlona trochę.
- Chciałam? – zaczęła Yeshit spojrzawszy po tym w stronę krzyczącej Hitomi, po czym ponownie schowała się za Hiroshim.
- To jest Yeshit. Moja towarzyszka, kot. Yeshit, to jest Hitomi. Ale widzę, że chyba się znacie. Poniekąd.
- Dachowiec? - Zbita z tropu trochę
- Powiedziałbym raczej kot kró-
- Chciała mnie zabić. I jeszcze mnie obraża.
- Hitomi, nie wolno zabijać ani próbować zabijać mojej towarzyszki. Ładnie proszę. I nie obrażaj jej. A teraz proszę, nie kłóćcie się, przejdźmy do sedna sprawy.
-[i] Zabić? Ja? Już prędzej jego
– Wskazała na Hiroshiego - A to TY nie chciałaś skakać!
Kotka fuknęła tylko zaciskając dłoń na trzymanym rękawie.
- A, właśnie. – odezwała się, wyraźnie zmieniając temat – Twój brat pewnie za chwilę zginie.
- … Słucham? – zapytał słabym głosem.
- Trzeba było słuchać się wcześniej. Spotkał tego tam… wiesz.
- Zaraz, cholera, nie było z nim Kareen? Jak? Nie, cholera… a ja nie mam nasycenia. Nie mam tego durnego nasycenia. Jak mam go uratować? Nie mam siły, by użyć TEGO słowa. A nawet jeśli mam, to na ile? Kilka sekund?
- Twoja wina. Za używanie go na byle płotki.
- Łatwo ci mówić! Nie posiadam twojej wiedzy!
- Ani rozumu.
- Powiedz mi lepiej, co powinienem teraz zrobić. Nie ma jedzenia, jak mogę odzyskać nasycenie? Nie mogę… nie, raczej nie mogę wziąć kawałka duszy na kredyt. Co za głupia koncepcja.
- Na mnie nye patrz. – powiedziała szara, powoli puszczając jego ubranie – Zawsze możesz położyć się na kilka godzin. Taki brat to żadna strata.
- Jest, jaki jest. Ale to mój brat, do cholery. Yeshit, na pewno wiesz, co można zrobić. Cokolwiek.
- Zapoluj na kogoś. – splotła dłonie za plecami, odwracając głowę w bok z charakterystycznym „dzyń” dzwoneczka.
- … Jak to ma mi pomóc? Zapolowałem już raz, potem jakiś idiota zapolował na mnie. To nie zwraca mi nasycenia.
- Boo… – powoli zwróciła wzrok w jego stronę.
- Bo ich nie skonsumowałem?
- Na siłę złamałeś ich wolę zamiast ich… zjeść.
- Czy przypadkiem nie jest to to samo, co robią bezbronnym ludziom?
- Nyo. I?
- Z pewnością jest tego jakieś drugie dno. Nie wierzę, by było to tak proste.
Hitomi popatrzyła na Hiroshiego jakby mimiką twarzy chciała powiedzieć "miałeś sie czegoś nauczyć"
- Niby jakie drugie dno może kryć się w asymilacji?
- Jestem ostrożny. Nie chciałbym w pośpiechu i panice wdepnąć w większe bagno. Poza tym, ja miaem ich odsyłać, nie? A nie zjadać. JEJ by się to pewnie nie spodobało.
- Nic podobnego. Wyrobiłeś już swoją nyormę.
- Cóż, jest trochę za późno na polowanie, prawda?
Kotka wzruszyła ramionami, okręcając się plecami do Hiroshiego. Dzyń.
- Wiesz… może i są inne sposoby. Ale pomoc kosztuje.
- Dotrzymuję słowa, udowodniłem już tego, prawda? Nie mam w tej chwili czasu, aby spełnić twoje życzenie, ale po wszystkim – dobrze!
- Dlaczego mam wrażenie, że o mnie zapomniano... - Mruknęła raczej do siebie.
- Cokolwiek zechcę? – spojrzała przez ramię.
- Bez przesady. Wiem, że „cokolwiek zechcę” zwykle kończy się bardzo źle dla osoby, która się na to godzi.
Yeshit przechyliła głowę na bok, unosząc wzrok ku niebu.
- Chyba nye mogę cię usłyszeć. – stwierdziła.
- Doskonale słyszałaś. Nie zmienię zdania. Prosta oferta. Słucham.
- Godzina masażu. Każdego dnya. O porach, o których mi się zachce. – odpowiedziała, unosząc nieznacznie jedną dłon z palcem wystawionym do góry.
- Masażu? Ja jestem w tym dobra {/i] – Powiedziała Hitomi z lekkim uśmiechem
[i]- Khh… nye od niej!
– Szara błyskawicznie odwróciła się ku dziewczynie wskazując ją palcem z lekkim przestrachem na twarzy.
- Godzina masażu każdego dnia, zgoda. Ale. Bez budzenia wszystkich, kiedy ci się zachce. I muszę jasno wiedzieć, kiedy chcesz ten masaż. Jakiś charakterystyczny znak. Dobrze wiesz, że nic, ale to nic nie rozumiem z tego co do mnie mówisz, kiedy jesteśmy tam na dole. Tak samo jak ty nie rozumiesz mnie. Wszystko co mówisz to tylko „miau miau miau miau jestem kotem miau”.
- Hmh! Doskonyale wiem, jaki jesteś nyedomyślny. Coś później wymyślę.
- No to zgoda. Zaczniemy od momentu, w którym już wymyślisz i ustalimy ten znak.\
- Nyo. To załatwione. – stwierdziła, podrapawszy się za uchem.
- Jak najwięcej sposobów. Tyle, ile znasz. Od tego, który jest teraz najlepszy, do tych najbardziej opcjonalnych.
- Jest tylko jeden. Musisz mnie tam zanieść.
- Tam? Znaczy, do Florance’a?
- Nye, na koniec świata. – odpowiedziała sarkastycznie.
- Jeżeli takie jest twe życzenie! – ukłonił się nadzwyczaj teatralnie.
- Nie wiesz co tracisz -Mruknęła do siebie na koniec.
- No, to załatwione. Możesz zamknąć sferę?
- Vei. – odpowiedziała krótko, co poskutkowało dobrze już Hiroshiemu znanym uczuciem odpływu z tej sfery i powrotu do własnego ciała.


Każdy z waszej trójki obudził się leżąc na zimnym błocie. Yeshit powstała jako pierwsza, jako że dla niej było to najłatwiejsze, od razu otrzepując się z zabrudzeń. Hitomi poderwała się z błociska z cichym "łee" i zaczynając strzepywać z siebie co się da. Hiroshi nie miał czasu na takie dogodności. Spojrzał od razu na kotkę, mówiąc:
- Prowadź.
Ta jednak usiadła po prostu, zaczynając wylizywać sobie sierść. Zmarszczył brwi i podniósł ją, co wydarzyło się w tym samym momencie, w którym Hitomi spytała go, czy aby nie miał jej nieść.
- Florance był tam, na południu. Tam powinniśmy się więc kierować. Będziemy musieli przejść obok tego cholernego zbiornika. – bez czekania na jej odpowiedź ruszył szybszym krokiem. Hitomi ruszyła za nim, co nie było dla niej specjalnie trudne. Yeshit, która powróciła na pozycję na ramieniu Hiroshiego w trakcie drogi kierowała go za pomocą okazjonalnego miauknięcia a następnie uniesieniem którejś ze swoich łap. W ten sposób jak po nitce do kłębka Hiroshi i Hitomi zostali „zaprowadzeni” aż do miejsca, w którym…
Florance mógł obserwować plecy odchodzącego „Lilli” oraz to, jak powoli rozpłynął się w powietrzu dość dosłownie, a zamiast niego naprzeciw pojawili się Hiroshi i Hitomi z czego ten pierwszy miał na ramieniu szarego kota, który nim jeszcze zdążyliście odezwać się słowem zeskoczył z ramienia jego brata i szybkim biegiem zaczął się do niego zbliżać. W mgnieniu oka z rozpędu minął go znikając za jego plecami, skąd dało się słyszeć kolejny głośny dźwięk, tym razem przypominający coś, w rodzaju dźwięku tłuczonego szkła. Kiedy odwrócił się za siebie, a i wszyscy pozostali spojrzeli w tym samym kierunku mogli stwierdzić, że wcale nie znajdują się już pośrodku ruin miasta nazywanego Źródłem, a raczej na środku płonącego pola, co dwójce braci mogło niemal natychmiastowo przypomnieć scenę, którą doświadczyli podczas powrotu ze zwiadów na piętrze, co poleciła im wtedy Marianella. Do tego, zaraz za plecami Florance’a stała jakaś młoda dziewczyna o szarych włosach, do tego posiadająca wyrastającą z czubka głowy parę czarnych, najwyraźniej kocich uszu. Miała uniesione obie ręce, a nad jej głową dryfował srebrny, świecący talerz, dysk, który zdaje się blokował drogę długiemu, czarnemu ostrzu, które miało chyba właśnie opaść na głowę chłopaka. Było trzymane ono przez nikogo innego, jak mężczyznę w czarnych spodniach i białej, zakrwawionej koszuli, który z szerokim uśmiechem właśnie wpatrywał się w kocicę. Chyba miał właśnie się odezwać, jednak zdążył wydobyć z siebie dźwięk jego twarz miała bliższe spotkanie z pazurami kocicy, która szybkim machnięciem rozdrapała mu skórę na policzku, a następnie dała szybkiego nura między jego nogami i za jego plecy, gdzie kolejny jej cios, a dokładniej kopnięcie wymierzone w lędźwia zostało zblokowane nadgarstkiem tego, który najwyraźniej był przeciwnikiem.
- Heej, heej. Spokojnie, dziewczynko. Przecież nic złego JESZCZE nie zrobiłem.
Wyciąga z kieszeni nóż motylkowy, i otworzyła ostrze, po czym podeszła do Florance’a w miarę nie rzucającym się w oczy krokiem. Yeshit wybiła się od nadgarstka czarnucha do tyłu, dokonując w powietrzu kilka salt zanim delikatnie wylądowała z gracją na płonącym podłożu.
- To jest ten moment, w którym nye powinnam już was widzieć.
- A co ze mną? Nie mów mi, że TO jest ten twój sposób!
- Ooo… no daj spokój. Nie będzie bolało. – w rozmowę wciął się czarnowłosy. Już w trakcie wypowiedzi wziąłwszy zamach czarnym ostrzem, którym błyskawicznie przeciął szarowłosą w pół. Gdy wydawało się, że ta ma właśnie upadać na ziemię to była jej kolej na rozpłynięcie się w powietrzu i pojawienie się stojąc na jego ramieniu, gdzie po przykucnięciu ponownie zadrapała mu twarz szybkim ruchem. Widać było, że na pewno ma nad nim ogromną przewagę zwinności, jednakże wyglądało na to, że jej ataki nie przynoszą żadnego skutku. Florance odstawił w miarę szybko torbę na ziemię, zapewne w duchu przeklinając „a cholera, miałem nadzieję, że się mylę” sięgnął po rewolwer i odczekał, aż kocica odejdzie na bezpieczną odległość, po czym wycelował w głowę przeciwnika.
- Kto to jest ? – syknęła Hitomi, do braci Akaru
- Co się stanie, jeśli w moim stanie i tak będę próbował tego stosować!? – zakrzyknął, ignorując Hitomi
- Kim on jest i dlaczego chce nas zabić! - powiedziała głośno do Floranca nie odrywając wzroku od walczących, gotowa zareagować w razie ataku.
Szara zdążyła jeszcze dwukrotnie przejechać jego pazurami po twarzy, zanim ten strącił ją z siebie machnięciem ramienia. Cios wydawał się dość silny, jednak ta zdołała dość zręcznie zamienić swój upadek w delikatnie wylądowanie na gruncie a następnie odwrócenie się w stronę kryptowej trójki z dzwoneczkiem poprzedzającym jej wypowiedź.
- Zamiast zadawać pytanya zacznijcie w końcu robić to, co wam mówię – uciekać.
Czarnuch uniósł miecz z ziemi, opierając go na ramieniu i rozkładając ręce.
- To… dość altruistyczne, nie uważasz? – odezwał się w kierunku Yeshit – A co, jeśli po prostu cię zignoruję i przejdę do—
Wystrzał. Czerwona fontanna wystrzeliła w powietrze z przodu i tyłu głowy czarnego. Odrzucony gwałtownie w tył zaczął opadać na podmokły grunt, kiedy Florance stał z wystawionym przed siebie rewolwerem, z którego lufy wciąż wydobywałsię czarny dym.
- … tak też można. – Yeshit przechyliła głowę na bok w skulonej pozycji która najpewniej była skutkiem nagłego, głośnego dźwięku, którego w ogóle się nie spodziewała.
Szarpnęła Florance za ramie i ciągnąc zaczęła w przeciwną stronę od przeciwnika - Jak sie z tego skurczybyk otrząśnie to cię zabije. Rusz dupsko!
- Nareszcie ktoś mówi coś mądrego. Yeshit, nie zgiń. Bo nie będzie masażu. No i mój partner nie może zginąć od jakiegoś dupka, jasne?
- Nawet nie zamierzam.
A ty się zamknij bo na kopach polecisz! RUCHY! – dokrzyczała Hitomi do starszego z braci. Florance cofał się najwolniej, cały czas celując w czarnucha.
- A-aaaaaAAAAŁ! – głośny ryk niemalże rozległ się echem po płonącym polu – TO JUŻ BYŁA PRZESADA! CO JA CI ZROBIŁEM!?
- Masz głupię imię.
W odpowiedzi dało się słyszeć coś w rodzaju kaszlawego śmiechu dławiącej się własną krwią osoby. Wycofujący się Florance pozostawiony nieco w tyle przez Hiroshiego i Hitomi mógł zaobserwować jak mężczyzna próbuje się podnieść. Nie zwlekając oddał strzał celując w kolano jednak nie miał pojęcia, czy tak naprawdę trafił. Nawet jeśli, to nie spowolniło to specjalnie ruchów oponenta, który, gdy tylko podniósł się na nogi, natychmiast oberwał ponownie po twarzy od Yeshit. W złości wyrzucił swój miecz w bliżej nieokreślonym kierunku zakrywając głowę dłońmi.
- Odwalcie się ode mnie, co!? Ja tylko wykonuję swoją robotę!
Przewidując najwyraźniej kolejne natarcie kocicy zamachnął się jedną z rąk, jakby usiłował złapać ją w trakcie jej ataku, jednak jego pięść przeleciała jedynie przez szarą, widmową sylwetkę ponownie rozpływając się w powietrzu.
Hiroshi i Hitomi zdołali już oddalić się na wystarczającą odległość, by walcząca dwójka była już jedynie zarysami postaci w oddali, jednak czegoś takiego jak wyjście nadal nie było w zasięgu ich wzroku. Hiroshi chwycił Hitomi za rękę, następnie podszedł i postąpił tak samo z Florancem.
- Vei.
W momencie, gdy to wypowiedział znów dało się słyszeć dźwięk tłuczonego szkła a krajobraz wrócił do normy. Miejsca pośród gruzów Źródła. Torba leży kawałek dalej w błocie.
- Dobra, ja nie wiem, jak Yeshit sobie poradzi. I czy da radę w razie czego uciec. Powinienem jej pomóc. Potrzebuję, cholera, tego jedzenia. – nie czekając na odpowiedź kogokolwiek przechylił głowę do tyłu, zamykając oczy i skupiając się.
*Rin, mamy problem. Nasz pan „złamane zasady” właśnie na nas natarł, a ja nie mam już nasycenia. Yeshit powstrzymuje go do tej pory. Co powinienem zrobić? Czy jak dorwę coś szybko do jedzenia, to czy poskutkuje to od razu? Nie mogę jej tak tam zostawić.*
Chłopak próbował skontaktować się ze swoją pracodawczynią, jednak tak samo jak i kilka razy wcześniej tego samego dnia nie otrzymywał żadnej odpowiedzi.
Gdy tylko spostrzegła torbę.Pobiegła po nią czym prędzej. Jest szansa, że jest tam mleko. Otwiera torbę i sprawdza szybko. Nieważnie od tego czy znajdzie, czy nie, zabiera ją do braci Akaru.
- Hiroshi! Nie mam jedzenia, ale jest mleko. Wystarczy? - Powiedziałą wyciągając butelkę i podając ją Hiroshiemu.
- Nie mam pojęcia! Uwierz mi, wiem naprawdę niewiele więcej, co wy. – odkorkował butelkę i zaczął pić mleko. Nieśpiesznie, jak gdyby każda kropla tego napoju była święta. Wtórował mu głos Hitomi, głoszący:
- To pij i się przekonaj.
Od razu po wypiciu mleka obizał okolice warg i skupił się raz jeszcze – czy to JAKKOLWIEK pomogło?
Cóż, wcale się tak nie wydawało. Fakt, że czuł się bardziej syty – fizycznie – ale jakoś niespecjalnie czuł się mniej zmęczony.
- Nie, to chyba nie wystarczy. Słyszałem, że to jedzenie pomaga, ale Yeshit teraz wspominała o śnie. Mam nadzieję, że nie potrzeba i jednego i drugiego, bo inaczej nie będę mógł już nic poradzić.
Tymczasem Florance rozejrzał się z nadzieją, że gdzieś i w tym świecie leży miecz czarnucha.
- Pobiec i czegoś poszukać? - Powiedziała prostując się.
- Tak, jak możesz, to tak. Jak wpadniesz na… nie, nie, jak wpadniesz na Marianellę, nic jej nie mów.
Dajcie mi jakąś broń na wszelki wypadek - Wyciągnęła dłoń w stronę braci. Otrzymała od Florance’a Zeriala i ruszyła w kierunku najbliższych ruin. Jeśli uda jej się dostać drzwiami to wchodzi nimi, jeśli nie to zagląda przez okno i przez nie wchodzi. Było to nawet prostsze, niż się jej wydawało. We fragmentach budynków, które się tu znajdowały ciężko było nawet odróżnić drzwi od okien. Żaden z nich nie miał nawet pierwszego piętra, żeby nie wspomnieć o tym, że i sam parter czasami był wyłącznie stertą gruzu. Nie było tu nawet żadnej szafki, więc trudno stwierdzić, by ostało się tu jakieś jedzenie. Florance zaś rozpoczął poszukiwania miecza, który czarny wyrzucił podczas walki. Jednak gdzie by nie spojrzeć, nie wydawało się, aby mógł znajdować się gdziekolwiek w pobliżu. Ba, dalej z resztą też pewnie nie. Najwyraźniej po prostu go nie było. Oczywiście patrzy też pod nogi, bo może coś takiego jak puszki z jedzeniem znajdzie jakimś cudem.
- Najpierw Aacvi, potem Vaynard… nie, Yeshit nie będzie trzecia. – wziął głęboki wdech i ruszył jak najszybciej w kierunku przeciwnym do Hitomi, by samemu rozpocząć poszukiwania w dalszej części budynków. Rozglądał się za tymi, które mogłyby przypominać coś w rodzaju sklepu bądź stołówki – rozgląda się za się za takimi kluczowymi przedmiotami jak rozmaite stoły z krzesłami, lady za którymi byłyby półki – wszystko, co przypomina wnętrza takiego rodzaju budynków. Elementy mieszkalne zostawia na najniższy priorytet.
Florance schował rewolwer do kieszeni i podszedł do torby, znowu biorąc ją pod pachę, głęboko zastanawiając się, co do cholery teraz. Po chwili zastanowienia poszedł za bratem.
Hitomi przemierzała czym prędzej góry, doliny gruzu poszukując desperacko chociaż jednej puszki z jedzeniem, która miała się okazać w tym momencie zbawienna, jednak poszukiwania nie szły najlepiej. Znajdywała takie rzeczy jak klucz XXX, pogięty garnek oraz oczywiście sterty nikomu niepotrzebnego pokruszonego betonu, gliny i żelastwa. Na pewno coś znajdywało się jeszcze gdzieś pod tym wszystkim, jednak najpewniej wykopywanie tego nie miało najmniejszego sensu, gdyż cokolwiek mogłoby się tam ukrywać dawno już zostało zmiażdżone.
Hiroshi i Florance zaś rozpoczęli bardziej poszukiwania przedmiotów, które mogłyby kojarzyć się ze stołówką czy ogólnie kuchnią. Tu jednak wynik wcale nie był lepszy. Nie tylko mało co się ostało wewnątrz Źródła, ale również na zdrowy rozum wątpliwe było, by jakakolwiek jadalnia w postapokaliptycznym świecie umeblowanie jakoś specjalnie wyróżniające się od jakiegoś innego umeblowania.
Szukała dalej uparcie rozglądając się za bardziej stojącymi, niż leżącymi budynkami, wymytymi szafami, komodami i innymi meblami na powierzchni ziemi bardziej. Jeśli jakieś kawałki sporej blach były, to starała się pod nie zaglądać. Coraz bardziej oddalała się od przewalonego zbiornika najprawdopodobniej wkraczając już do strefy dolnego miasta. Tutaj zamiast porozwalanych cegieł i betonu było tylko jeszcze więcej blachy. Zdaje się, że gdzieś w tej okolicy był kiedyś budynek pani doktor Wendy, jednak na pewno teraz nie było po nim ani śladu. W oddali było widać już wysoką ścianę będącą murem okalającym Źródło, które o dziwo na tym obszarze ostało się w całości. No, może poza kilkoma pomniejszymi dziurami.
- Zostawiłem coś w ciężarówce. Wpierw wrócimy tam. – oznajmił Florance
- CO zostawiłeś? Czy to jest teraz takie istotne? – odparł, nie przerywając swoich poszukiwań.
- „To” ma kaliber dwukrotnie większy od rewolweru, którym powaliłem człowieka, który wcześniej jak gdyby nigdy nic wyciągał sobie kule z klatki piersiowej. Sam sobie odpowiedz.
- Miałeś jakiegoś farta i tyle! Wątpię, by jeden strzał mógł kogoś takiego tak zwalić. Pewnie trafiłeś w jakiś czuły punkt.
- I w takim układzi—
- Zamknij się i leć po to! NIE MAMY CZASU! – Hiroshi zdawał się być bardziej zmartwiony niż przestraszony. Młodszy Akaru przewrócił oczami i poszedł. Starszy kontynuował poszukiwania oddalając się coraz szybciej i szybciej.
Hitomi Sprawdza czy w najbliższej okolicy jest jakiś w miarę stojący budynek, albo jak cały czas szukała meble wymyte z domów. Jeśli coś takiego znajdzie, od razu podbiega i sprawdza zawartość. Co prawda dało się zobaczyć jakieś fragmenty mebli jak na przykład połamane drzwi szafy albo zawiasy wyrwane z innego pojemnika, to jednak nigdzie w ich pobliżu nie dało się znaleźć czego, co można znaleźć jedzeniem. Więcej raczej było tu różnych szmat albo narzędzi. W sumie, jakby nie patrzeć – ani razu nie widziała tu czegoś takiego jak lodówka, a konserwy chyba nie były aż tak popularne poza kryptą. Pamiętała, że wcześniej, gdy byli na targu widziała stoisko z jakimiś paskudztwami, które chyba służyły do jedzenia, jednakże jego dokładna lokacja była niewiadoma a i ne wiadomo, czy ktoś nie zajął się tym od razu po wybuchu.
Hiroshi w tym czasie kontynuował poszukiwania – Hiroshi przeszukując je dokładnie, szukał też osób, do których mógłby podbiec i spróbować odkupić jedzenie.
Nie widząc lepszych opcji, ruszyła szybko mniej więcej w stronę targu. Nie przerywa poszukiwań jedzenia w jakiejkolwiek formie.
Po kilku minutach marszu Florance mógł wreszcie znaleźć się w miejscu do którego zmierzał – wyglądało na to, że ocaleni zdołali już tutaj utworzyć punkty, w których opatrywali poszkodowanych. Wykorzystali części gruzowiska, by otworzyć proste osłony oraz prowizoryczne łóżka. Nie widział jednak żadnej znajomej twarzy, więc od razu zabrał się za poszukiwania pojazdu, w którym pozostawił swoją broń. Poszukiwania zajęły mu nie więcej niż minutę. Dach pokryty czerwonym lakierem znacznie wyróżniał się spośród innych szarych blach. Chłopak poświęcił chwilę, aby odnaleźć drogę, którą wcześniej wydostał się z pojazdu i tą samą trasą powrócił teraz do środka. Karabin leżał tam, gdzie go zostawili, czyli pod siedzeniami pasażerów. Nie wyglądało na to, aby odniósł jakieś obrażenia w skutek nagłego hamowania. Florance założył więc go na pasku przez plecy po to, by przypomnieć sobie, że wcale nie ważył on mało. Tym bardziej, kiedy było się cholernie zmęczonym. Przewiesił karabin i ruszył bez słowa narzekania w drogę powrotną.
Hitomi zmierzając w stronę targu mogła wreszcie napotkać jakąś żywą duszę. Z początku słyszała jedynie głosy czyjejś obecności, ale po chwili udało jej się dostrzec sylwetkę, którą znała dość dobrze i którą spotkała dziś już nie jeden raz. Wyglądało na to, że pośród połamanej, karbowanej blachy siedział nikt inny jak Sza obrócona do niej plecami i przebierająca czymś przed sobą.
Naprawde...? Jestem na nią skazana czy jak?. Dziewczyna westchnęła i podeszła do dziewczynki - Widzę, że ciągle na siebie wpadamy, mała.
Sza uniosła głowa zaskoczona natychmiast odwracając się za siebie. Wygląda na to, że nie spodziewała się spotkać w tym miejscu, a co więcej najwyraźniej nie usłyszała Hitomi. Co więcej, wyglądało na to, że była w posiadaniu czegoś, na czym Hitomi bardzo teraz zależało. Posiadała przed sobą trzy szare, odrapane puszki, z czego jedna była otwarta i nawet przez dłoń dziewczynki włożoną do środka pojemnika było widać, iż w środku znajdowało się nic innego jak właśnie pożywienie. Dziewczynka zmierzyła długowłosą uważnie wzrokiem zastanawiając się pewnie nad jej intencjami, nic jednak nie odpowiedziała.
-Smacznego - Zaczęła po czym kontynuowała - Nie wiesz przypadkiem gdzie mogę znaleźć taką jedną? - Dłonią wskazała puszki, które są jeszcze zamknięte - Hiroshiemu nagląco jest potrzebne jedzenie - Oczywiście wspomniała chłopaka, gdyż Sza chyba za nią nie przepada. Dziewczynka podążyła wzrokiem za wskazaniem po czym powróciła spojrzeniem do rozmówczyni.
- Trzeba szukać. – odpowiedziała krótko jedną ręką objęła dwójkę nieotwartych pojemników przyciskając je bardziej do siebie. Wyglądało na to, że nie zamierza ich nikomu oddać. – Nie wiem gdzie. – dodała po chwili.
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 8:47 pm   

Wzruszyła ramionami - To idę szukać dalej - I najzwyczajniej w świecie ruszyła dalej na swe poszukiwania. Jeśli przez kilka najbliższych minut nie znajdzie niczego przydatnego (nie tylko jedzenia. Na targu były także bronie i inne przedmioty), to zmienia taktykę i udaje się czym prędzej do budynku, w którym była uwięziona Alicja. Sza skinęła głową w odpowiedzi, cały czas jednak podejrzliwie śledząc wzrokiem starszą, aż ta oddaliła się zdecydowanie poza zasięg, z którego mogłaby jej odebrać jej własność. Hitomi poświęciła następne kilka chwil na przeszukiwanie miejsca, w którym przed zalaniem znajdowało się targowisko. Podczas tych poszukiwań jej uszu dobiegły zbliżające się kroki, które na pewno nie należały do Szy, chociażby dlatego, że było ich więcej, niż jedna osoba byłaby w stanie wytworzyć. Na oko, czy też raczej na ucho, było to z pięć osób. Hitomi zaczęła ostrożnie oddalać się od źródła dźwięku co jakiś czas zerkając w tę stronę. Już kilka chwil później była w stanie dojrzeć pierwszą sylwetkę. Znacznie wyróżniającą się spośród reszty jej grupy, którą dojrzała dopiero po chwili. Bez najmniejszego cienia wątpliwości była w stanie stwierdzić, że nie jest to nikt inny jak członkowie zespołu, na których koncercie była mniej niż dobę temu. Ta najwyższa niosła na ramieniu coś, co wyglądało jak przerośnięty młotek. Cała grupa wyglądała na będącą w pośpiechu. Zdecydowanie zauważyli ją, tak samo jak Hitomi zauważyła ich jednak chyba nie wyglądało na to, by ktokolwiek miał do dziewczyny podejść. Ta uniosła brew patrząc na wielki młot. Przystanęła by przyjrzeć się dokładniej zespołowi. Postanowiła ich nie zaczepiać ale też pozostać na miejscu obserwując ich z pewnym zaciekawieniem. W miarę jak się zbliżali zaczęła coraz bardziej kojarzyć ich z chwili pobytu na scenie. Dryblaska zdecydowanie wyróżniała się na tyle, by móc stwierdzić, kim jest. Prócz niej była tu też tamta perkusistka, która teraz wydawała się być dużo niższa, niż wcześniej. Ba, nawet jeszcze bardziej niż wtedy, kiedy pojedynkowała się z dziewczyną na arenie. Co ciekawe, wcale nie wyglądała na ranną, a przecież wtedy jej się nieźle oberwało. Za nimi szedł facet podobnego wzrostu, który zdaje się był wokalistą. Widać było, że niesie na dłoniach jakieś małe urządzenie. Na pierwszy rzut oka wyglądało to na kompas. Oprócz tej trójki po lewej stronie była jeszcze jedna ruda, dość podobna z twarzy do całej reszty, ale której na pewno nie było na pewno wtedy na scenie, ani i później, podczas turnieju. Swoją postawą zdawała się wyróżniać z reszty grupy, w ten bardziej pozytywny sposób. Ostatnią zaś osobą był ten, którego ciężko było skojarzyć, by po chwili namysłu można było sobie przypomnieć, że rzeczywiście ktoś taki był na scenie – grał na basie.
- Musi gdzieś tu być. – odezwała się ta najmniejsza cały czas rozglądając się dookoła tak jak i właściwie wszyscy z piątki. Nikt jej nie odpowiedział, a jedynie przyśpieszonym marszem parli dalej przed siebie. Rzeczywiście, wcale nie zamierzali zaczepiać Hitomi. Stwierdziła, że pozwoli im przejść, jednak zdaje się, że nie wszystko mogło pójść po jej myśli, ponieważ na drodze grupy Most Ill stanął głos.
- Hola, hola. Kogo my tu mamy? – cała piątka zatrzymała się w jednym momencie zwracając wzrok w swoje prawo. Tam, wolnym krokiem, właśnie zmierzała Marianella na czele swojej grupy, w której skład wchodziły jeszcze Kareen i tamta ruda, która wcześniej zaopatrzyła was w jedzenie – Zdaje się, że macie coś, co do was nie należy, prawda?
W odpowiedzi naprzód drugiej grupy wyszedł ten niski knypek zaczynając swoją wypowiedź od życzliwego śmiechu:
- Czy rzeczywiście tak jest, madame? Jakkolwiek jestem w stanie zrozumieć twe oburzenie, to czy jednak rozsądnym jest oskarżanie niewinnych o to, czego wcale nie zrobili?
- Widziałam dokładnie jak jeden z was uciekał z nim z walącego budynku. – odparła stanowczym głosem Kareen.
- Kahahaha! Czy jesteś pewna, że możesz zaufać własnym oczom, panienko?
Szkarłatna prychnęła gniewnie postępując szybki krok naprzód, który natychmiast został powstrzymany przez dłoń Marianelli.
- Cóż, w istocie… – kontynuował kurdupel – Posiadam… informacje na temat tego… gdzie może znajdować się to, czego poszukujecie. Dlatego… co powiecie na to, żeby jednak uczciwie dokończyć to, co zostało nam przerwane.
- Słucham twojej propozycji. – odpowiedziała Marianella krzyżując ramiona pod piersiami.
- Nie śmiem wątpić, iż uwadze tak wspaniałej osoby nie umknęła osoba, która właśnie pojawiła się w tej okolicy. Nie możemy pozwolić, aby zbyt długo panoszyła się na tym terytorium. Dlatego co powiesz na to, madame, żebyśmy urządzili małe… polowanie, hm? Kto pierwszy dotrze… nie, nie. Kto zada decydujący cios będzie jego zwycięzcą i zgodnie z zasadami tego… polowania stanie się właścicielem nagrody, która tak niefortunnie zniknęła z miejsca w którym powinna się znajdować podczas turnieju. – między dwoma grupami zapanowała chwila ciszy. Marianella spojrzała wpierw przez swoje ramię na Kareen, później w drugą stronę, na tę towarzyszkę, której imienia nie zdołaliście poznać. Najwyraźniej zastanawiała się nad odpowiedzią. Jakby nie patrzeć, nie posiadały przewagi liczebnej. Hitomi podeszła bliżej do... Marianelli. Nie na tyle blisko by stanąć między grupką, a nią, a na tyle tylko by zwrócić jej uwagę na swą obecność. Nic więcej nie robi.
- Cóż, w takim razie… – Marianella rozłożyła powoli ręce na boki udzielając wreszcie odpowiedzi Wydaje mi się, że… czas działa na moją niekorzyść. Kto pierwszy dotrze na miejsce będzie miał większe szanse, prawda?
Członek grupy Mostillów zmarszczył w tym momencie brwi. Zdecydowanie był czymś zaniepokojony i nie chodziło tu chyba tylko o nadmierną pewność siebie blondynki. Po krótkiej chwili zastanowienia szybkim ruchem wyciągnął dłoń przed siebie, coś na wzór odpędzania muchy, co poskutkowało tym, że postaci obu rudych po stronie Marianelli nagle rozwiały się w powietrzu jakby nigdy ich tam nie było. Ta zaś roześmiała się w głos uśmiechając się doń szeroko.
- … czy może raczej na waszą niekorzyść.
- Sssuka! – wrzasnęła najdrobniejsza z Mostillów wskazując Marianellę palcem. Krótko, ponieważ za chwilę została przepchnięta przez gigantkę, która zaczęła biegiem zmierzać w kierunku, w którym chwilę wcześniej którą kierowała się cała grupa. Niemal od razu podążyła jej śladem cała reszta poza samym wokalistą, który stojąc wciąż naprzeciw piersiastej uśmiechnął się znów szeroko masując jedną dłonią swoją głowę.
- To był… świetny ruch, muszę to przyznać. Jednakże czy będzie na pewno wystarczający? By uzyskać przewagę? Proszę nie zrozumieć mnie źle, ale… naprawdę nie wydaje mi się, by ktokolwiek z pani… jak to powiedzieć, by nie urazić? Przybocznych. Będzie choć w najmniejszym stopniu na tyle kompetentny w tym zadaniu jak moja cudowna siostra.
- Czyżby? – Marianella przechyliła nieco głowę na bok wcale nie ustępując drugiemu w szerokości swojego uśmiechu – Dlaczego więc nie spróbujemy się o tym przekonać pozostając bierni podczas całego tego, jak to ślicznie ujęłaś… polowania.
- Chętnie przystanę na tą propozycję.
- Aczkolwiek nie mogę obiecać całkowitej bezczynności. A teraz proszę mi wybaczyć, ale… nie darowałbym sobie przegapienia choćby najkrótszego momentu z tego, jak moje rodzeństwo radzi sobie z tym… problemem. – skłonił się uprzejmie kobiecie, po czym nieco szybszym krokiem, ale wciąż nie truchtem skierował się ślad reszty pod bacznym okiem blondynki.
A właśnie w tym momencie do niej podeszła Hitomi - Witam ponownie, pani Marianello. Przypadkiem usłyszałam pani rozmowę z tymi osobami i mam dla pani propozycję. - Uśmiechnęła się do niej lekko - Chyba wiem kogo pani i oni poszukujecie i mogłabym pani wskazać jego ostatnie miejsce przebywania. - Przekrzywiła głowę lekko - Właściwie to chyba dalej tam jest. Co powie pani na małą spółkę partnerską?
Narianella zwróciła głowę w jej stronę, gdy ta zaczęła mówić. Choć przez chwilę wyglądała na będącą w głębokim zamyśleniu, jej wyraz twarzy szybko powócil do ciepłego uśmiechu.
- Spółka partnerska, hm?[ – zapytała z lekkim rozbawieniem – A… jakież są warunki takiej spółki?
- Szczerze mówiąc to niewielkie. Tak mi się wydaje. Może w zamian za kilka informacji o czarnym jegomościu mogłaby pani poduczyć mnie i moich kompanów w sztuce... z braku lepszego słowa magicznej?

- Heee… Coś mi mówi, że mogę nie wyrobić od liczby wszystkich faktów i ulg, na które przyszło mi się dziś zgodzić. Czemu nie? Obyście tylko uważali na siebie, dobrze? Nie chcę, by komukolwiek stała się krzywda.
- Nic nam nie będzie. Jak do tej pory jakoś zawsze udawało nam się wyjść cało. A po tym jak ten osobnik wstał, po postrzale z rewolweru w tył głowy... nie mam zamiaru dać się mu dorwać. - Po tych słowach opisała czarnucha (smoka) i dokładne miejsce w którym wszedł w tunel.
Marianella przytaknęła kilkukrotnie podczas wyjaśnień Hitomi by na ich końcu zadać jeszcze jedno, krótkie pytanie:
- Aa… gdzie jest reszta waszej grupy?
Reszta? właściwie po tym jak udało nam się wyjść z... tunelu rozdzieliliśmy się. Hiroshi prawdopodobnie szuka ocalałych lub czegoś przydatnego, Florance... zapewne gdzieś się schował i udaje, że coś robi.
Blondynka zmierzyła wzrokiem Hitomi i skinęła głową życzliwie.
- Odnajdź resztę nim rzucisz się w niebezpieczeństwo, dobrze? Im więcej będzie was razem, tym mniejsza szansa, że komuś coś się stanie.
Pokiwała głową. - To lecę ich szukać i sprowadzę w miejsce, w którym wyszliśmy z tego innego świata, zgoda?


Hiroshi wciął błądził pośród ruin. Pośród obszarów, które przypominały gruzowe ruiny dotarł do obszaru, w których części budynków zdołały oprzeć się nawałowi wody. Przeszukiwał wszelkie zakamarki, aby znaleźć jakikolwiek choćby ślad jedzenia, ale było to zdecydowanie trudniejsze, niż mogło się wydawać. Nawet podnosząc co lżejsze, zniszczone elementy umeblowania czy innego wyposażenia wnętrz nigdzie po prostu nie było nic, co dałoby się zjeść. Był tak zajęty poszukiwaniami, że nawet nie zauważył kiedy niemal wpadła na niego grupa, którą w sumie znał dość dobrze. Gdy tylko odwrócił się w ich stronę pierwsze, co zauważył, to czubek złotej lufy wycelowanej prosto w jego czoło. Ta jednak chwilę później uniosła się wraz ze zmianą miny dziewczyny, która chyba nazywała się „Ukaren” na bardziej niezadowoloną. Zaraz za nią był As, który trzymał w ręku jakąś walizkę, zaś jeszcze dalej Norman Richt, który właśnie gramolił się z trudem przez niski murek.
- A co TY tu robisz, kolego? – przywitał go głos Asa, który szybko poprawił niewielki kapelusz na swojej głowie – Nie powinieneś być raczej gdzieś… z resztą?
- A kogo to obchodzi!? – natychmiast wcięła się białowłosa rozglądając się w pośpiechu – Zamiast gadać, zacznij szukać! Na pewno gdzieś tu jest! – zarządziła, wykonując ponaglający gest ręką, na co ten wzruszył ramionami chcąc, nie chcąc zaczynając udawać, że coś tam szuka.[/i]
- Ja tutaj szukam jedzenia. Chcąc, nie chcąc tutaj już go nie kupię za kapsle. A dawno nie miałem jakiegoś jadła w ustach. Ale mniejsza z tym. Czego szukacie. Tego… „induktora”? – zapytał nieco ciszej rozglądając się zmęczonym wzrokiem.
- Jedzenia? – spytał As, znów zwracając wzrok w jego stronę – Cóż, z tym może być raczej ciężko, gdyż wszyscy ratowali co się da, kiedy.. – nie dokończył, ponieważ ponownie w jego zdanie wcięła się dziewczyna.
- Coooo!? – zakrzyknęła od razu rzucając się Hiroshiego i pociągnąć go za kołnierz i raz jeszcze wycelować w niego bronią – Gdzie!? Gdzie on jest!?
Spojrzał na nią zmęczonym, obojętny wzrokiem, odpowiadając krótko:
- Skąd mam wiedzieć.
- Księżniczko, nie wydaje mi się, by był to najlepszy sposób na zdobycie informacji, których nam potrzeba.
- Cicho! Wszyscy cicho! Nnngh… musi gdzieś tu być! Widziałam, jak wyleciał!
- Kiedy ja nic nie widziałem. Może po prostu trzeba było nie strzelać w tamtą stronę.
Podczas ich wymiany zdań tłuścioszek przykucnął za ich grupą majsterkując coś przy niewielkim urządzeniu, które trzymał w dłoniach. Była to niewielka skrzynka wielkości średniej książki z której wystawały dwie anteny, a prócz tego na pokrywie miała kilka dziwnych wskaźników. Cholera wie, do czego to służyło, chociaż może było się tego domyśleć.
- Czy epizod, w którym mam rewolwer przy głowie możemy już uznać za miniony? Naprawdę nie uważam, by było to konieczne.
- Ty też miałeś być cicho! – potrząsnęła Hiroshim z siłą godną rozpędzonego ślimaka, po tym jednak puściła go tak jak i ten tego chciał, zapewne okazując mu w ten sposób wielką litość.
- Sonahr wskazuje, że na pewno jest gdzieś w pobliżu! Nie dalej jaaak… – Profesor Richt zamyślił się, przebiegając małymi oczkami po panelu przed sobą – Dwadzieścia methrów.
- No to bierzmy się za przekopywanie. – mruknął Hiroshi wzruszając ramionami – Aczkolwiek nie wiem, czy to bezpieczne.
- Nie no, pewnie. – rozłożył ręce As – Masz łopatę?
- No… nie. Do tego, jakkolwiek absurdalnie to by nie brzmiało, grasuje tutaj wysoki, blady, czarnowłosy palant w marynarce, który na strzał z rewolweru prosto w łeb po prostu krzyknął, że go to bolało. Tu jest naprawdę nieciekawie.
- Brednie! – wrzasnęła znów dziewczyna nadmiernie gestykulując uzbrojoną dłonią – Bujać to my, ale nie nas!
- Taak. – przytaknął powoli As – Ktoś taki na pewno byłby niemałą przeszkodą w poszukiwaniach. Tym bardziej wydaje mi się, że powinniśmy się pośpieszyć.
- To na co jeszcze czekasz?
- Masz łopatę?
Postawiona w obliczu łopacianych argumentów nie mogła znaleźć łopatologicznego rozwiązania, więc najzwyczajniej w świecie zamilkła po krótkim westchnięciu. As odłożył walizkę na grunt po czym zwrócił się w stronę naukowca.
- Nie znasz jakiegoś sposobu, żeby dokładniej określić jego położenie?
- Moghę spróbować thriangulacji, ale to chwilę zajmie.
- Więc nie ma na co czekać. Zaczynaj.
- W-właśnie! Zaczynaj. Szybciej! – dodała po chwili, chcąc brzmieć bardziej przywódczo.
- To może w tym czasie ktoś z was objaśni mi, CZYM jest ten induktor i DLACZEGO każdemu tak na nim zależy? I nie, „nie powinno cię to obchodzić” nie jest odpowiedzią. Pamiętaj, że nadłożyłem tam za ciebie karku, gdy chcieli do ciebie strzelać. – zwrócił się wpierw do Asa pierwszą częścią wypowiedzi, drugą do Ukaren.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, zaś As najwyraźniej starał się wykręcić od odpowiedzi.
- Czy przyjmiesz takie wyjaśnienie, że… to bardzo cenna pamiątka rodzinna?
- O pamiątkę rodzinną nie próbuje pozabijać własnych ludzi jakaś niedorobiona organizacja paramilitarna.
- To… bardzo cenna pamiątka. Taka, której posiadanie… może… no cóż, naprawdę sporo namieszać.
- As. O tą pieprzoną „pamiątkę rodzinną” nie dość, że ryzykowałem zdjęciem przez tych Federatów, to potem niemalże spadłem kilkadziesiąt metrów w przepaść. Uważam, że zasługuję, by znać prawdę, a ty?
- Widzisz… – znów dość dyplomatycznie starał się rozpocząć Albert – Dokładnie tego samego chce pewna osóbka. – wskazał tutaj dłonią na Ukari, która natychmiast odwróciła głowę gdzieś w dal – Federacja strzeże wielu tajemnic, których boi się wypuścić na światło dzienne, zaś induktor jest… powiedzmy, że kluczem do jednej z nich. Bez niego nie będziemy w stanie odkryć prawdy.
- Odkryć prawdy?
- Co zrobili z moją rodziną. – odpowiedziała ta najgłośniejsza z grupy wyjątkowo teraz cichym i spokojnym tonem.
- Właśnie. – dodał As, rozkładając na boki ręce – Wydaje mi się, że nie jest już ci obce to, że Federaci zajmują się znikaniem rzeczy, których nie są w stanie samemu wyjaśnić.
„To niech sobie znikną tą całą Kantię” mruknął sarkastycznie, słuchając dalej.
- Ciężko jest spenetrować archiwa większa niż jakakolwiek baza wojskowa sprzed czasów, które zaowocowały tym, co mamy teraz dookoła, więc musieliśmy znaleźć inny sposób. Z pomocą induktora będziemy w stanie dokonać tego, co… chyba jest poza możliwościami każdego przeciętnego człowieka.
Przechylił głowę, spoglądając pytająco.
- Richt pracował nad bardzo ciekawą rzeczą. Podobno, gdy myśli człowieka działają w zupełny inny sposób, niż sobie wyobrażamy. Potrafią roznosić się dookoła prawie jak powietrze, jednakże nikt z nas nie jest w stanie ich odczytać. Co ciekawe, potrafią one w ten sposób błądzić po świecie nawet już dawno po tym, jak, cóż, człowiek umiera. – Albert pozostawił krótką chwilę na zbudowanie napięcia, po czym rozładował je szybkim zdaniem – Dlatego właśnie poszukujemy urządzenia, które pozwoli nam dużo łatwiej dojść do tego jak odnaleźć pewne konkretne informacje oraz zrozumieć ich przesłanie.
Hiroshi milczał przez chwilę, absorbując te informacje. W końcu odezwał się niepewnie:
- Więc… myśli, tak jakby świadomość, nadal dryfuje. Dobrze to rozumiem?
- Ci bardziej zdewociali lubią nazywać to „duszą”. Ale mają trochę racji, co?

Chłopak uśmiechnął się lekko.
- Bardziej, niż sobie potrafisz wyobrazić. Bardziej.
- Cokolwiek powiesz, kolego.
W tym momencie grubasek podniósł się z miejsca postępując kilka kroków w swoje lewo pod baczną obserwacją Ukari. Gdy się zatrzymał spoglądając na grunt tuż przed sobą, ta nie wytrzymała i natychmiast do niego podbiegła, schylając się nad kawałkami metalu i jedną ręką dość nieudolnie zaczęła odkopywać to miejsce. As razem z Hiroshim podeszli zaraz za nią i pomogli jej w poszukiwaniach. Zajęło to chwilę, jednak w końcu najwyraźniej się udało. Ucieszony okrzyk dziewczyny, gdy niecierpliwie wcisnęła rękę pomiędzy kawałek drewna a poczerniałą stal wyszarpnęła stamtąd czarną kostkę unosząc ją na rękawicy na wysokość swojej głowy. Hiroshi bez problemu mógł rozpoznać w tej kostce ten sam przedmiot, któremu przyglądał się poprzedniego dnia schowany za przewróconą furgonetką.
- Ha! Jest! Jest! – wykrzyknęła po dwukroć uradowana ukazując przedmiot reszcie.
- Phroszę uważać. – ostrzegł od razu rudzielec wskazując na induktor otwartą dłonią – Jeden zły ruch i może to wyrządzić więcej szkód niż fara, która zniszczyła to miejsce.
- Hmh! Dobrze wiem, co robię! – stwierdziła, łapiąc kostkę pewniej i wskazując trzymanym w drugiej ręce rewolwerem kierunek – To teraz wracamy do ciężarówki i zwijamy się stąd, zanim…
Wystrzał. Wszyscy natychmiast zaczęli się rozglądać. Skąd dobiegł strzał, który najwyraźniej trafił tuż pod nogi dziewczyny w chwili, gdy chciała postąpić krok naprzód. Nie, nie dało się zauważyć wszystkich od razu, ale dopiero po chwili, gdy niczym z powietrza wokół grupy pojawiła się czwórka odzianych w szare pancerze żołdaków z brońmi wycelowanymi w ich stronę. Pojawili się dosłownie, z powietrza. Niemal w ten sam sposób jak te białe wilki, które Hiroshiemu dane było spotkać zaraz po opuszczeniu krypty.
- Ani kroku dalej. – spokojny, acz stanowczy głos nakazał im pozostanie na miejscach. Wszyscy mieli hełmy oraz maski na twarzach, więc nie dało się ich rozpoznać, acz… znajdująca się po lewej niska postać spod której hełmu wystawały dość długie, białe włosy mimo wszystko wydawała się być całkiem znajoma. Tym bardziej, że się nie odzywała. Mężczyzna, który zas stał przed czwórką poszukiwaczy induktora wyciągnął przed siebie dłoń ponownie przemawiając:
- Proszę zwrócić induktor i dobrowolnie oddać się w ręce białej legii tak aby nikomu nie musiała stać się krzywda.
- No popatrz, w końcu się znaleźliście. – mruknął w stronę Asa, po czym spojrzał ponownie w kierunku „legionistów” – Wybacz mi, ale nie pokładam wiary w dobre intencje osób, które celuję w moim kierunku bronią. Wszyscy w tej okolicy mają taki zwyczaj?
- To musi być jakaś miejscowa kultura. Wpadni kiedyś do Vanbii, tam częstują na przywitanie herbatą, nie ołowiem.
- A, kiedyś zajrzę. Tak swoją drogą, to przypadkiem nie jest terytorium Źródła? Wydawało mi się, że tutejsze okolice nie są pod jurysdykcją Federacji.
- Ty, wiesz, że możesz mieć rację? Zdaje się, że RZECZYWIŚCIE istniało jakieś porozumienie, w którym była mowa o tym, że żadne z sił Federacji nie będą przekraczać… murów.. źród…. Oooch, czekaj, patrz te cwane szuje. – As plasnął otwartą dłonią w swoje czoło.
- By służyć i chronić ludzkość! Ze spluwami na wierzchu.
- W-właśnie! – przytaknęła słowom Ukari, która cały czas celowała z rewolweru do jedynego z żołdaków, który dotychczas się odezwał.
- Bardzo przepraszam państwa, ale nas czas jest bardzo ograniczony, wiecie, spotkania, imprezy… czy moglibyśmy jakoś szybko dojść do konsensusu?
- To wy macie spotkania? Czemu ja nic o tym nie wi- ach, tak, przecież nie mam karty członkowskiej. Suma około dziesięciu minut znajomości nie kwalifikuje do wyrobienia plakietki. A szkoda, bo wcale nie wydajecie się tacy, za jakich wami straszą.
- A widzisz. Ale wiesz co? Wyczyść jakoś garniaka i kto wie, może znajdzie się dodatkowe miejsce.
- Ja pierdole! – odezwał się nagle innego z żołnierzy, który stał za wami – Grizz, nie możemy po prostu odebrać im to siłą?
- Naprawdę. Uprzejmie proszę. To urządzenie wyrządzi tylko więcej szkody, niż użytku. Profesorze… Richt. Może pan będzie na tyle rozsądny?
Norman wstał zasapawszy, po czym westchnął ciężko.
- Nie mam pojęcia kim jesteś, ale muszę ci dość jasno przekazać, że skończyłem swoją współpracę z laboratorium federacji. Doskonale wiem, jakie mogą być konsekwencje nieumiejętnego użycia induktora, dlatego jeśli moje słowo się liczy, mogę zapewnić cię, że jeśli pozwolicie nam odejść, nigdy więcej nie usłyszycie o żadnych skutkach działania tego małego cudu techniki.
- Dobrze pan wie, że nie mogę się na to zgodzić. – odpowiedział znów ten pierwszy, nazwany najwyraźniej Griss – Mamy polecenie dawania trzech ostrzeżeń, dlatego to będzie ostatnie. Proszę. Zwróćcie. Induktor.
- Hmm, ja tu jestem tylko pomocnym przechodniem, ale w sumie, chciałbym o coś spytać. Dlaczego checie się pozabijać o tą kostkę? Nie jesteście w stanie ze sobą dojść do porozumienia? Jest was czterech, ich jest trzech, jak się uprzecie by iść po trupach, no to jeszcze dochodzę ja. To nie jest przecież tak, że stracicie przewagę, jeśli opuścicie broń i rozpoczniecie dyskusję. – wyciągnął ręce przed siebie, machając nimi lekko na zasadzie „ja mam rączki tutaj”
- Dyskutowaliśmy. – natychmiastowo pojawiła się odpowiedź – Za pierwszym. Za drugim. I za trzecim razem. Zawsze kończyło się w ten sam sposób. Jesteście oznaczeni jako osoby do których każdy ma prawo strzelać bez rozkazu, dlatego też powinniście docenić naszą chęć dogadania się.
- Dobrzeee. Widać, nie mamy wyjścia, co? Księżniczko. – As odwrócił się w kierunku dziewczyny, która od dłuższej chwili stała w milczeniu z opuszczoną głową. Powoli do niej podszedł, lekko się nad nią pochylił i po położeniu jej ręki na głowie szepnął jej kilka słów do ucha. Ta skinęła głową, po czym bez żadnych oporów oddała mu czarną kostkę. As powoli się wyprostował, głaszcząc ją jeszcze chwilę po włosach, po czym odwrócił się ku dowódcy oddziału i uniósł induktor nieco wyżej, pokazując mu go. Ten wciąż czekał z dłonią wyciągniętą przed siebie, oczekując.
Hiroshi, który stał najbardziej z tyłu mógł zauważyć, jak osłaniana przez powoli zbliżającego się do niej Richta Ukari powoli zdejmowała rękawicę z lewej ręki.
- Chcecie induktor? Proszę bardzo. – As wyciągnął kostkę w kierunku dowódcy – Weźcie ją. – dodał nagle odwracając się szybkim ruchem za siebie i ciskając induktorem w kierunku Ukari, która pochwyciła go nagą dłonią, natychmiast z pełnego zamachu wciskając go w ziemię pod sobą. W tym momencie z miejsca, w którym rozległo się uderzenie buchnęła fala gorącego powietrza, która natychmiast cisnęła wszystkimi wokół do tyłu. Wszyscy, z Hiroshim i Asem włącznie wywrócili się na plecy, z czego jeden z żołdaków zdążył oddać strzał w kierunku nieba. Jedynie Ukari zdołała ustać na nogach unosząc z powrotem swoją lewą ręką do góry, do której zdawało się coś przylgnęło. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jakby jej skóra osmoliła się w wyniku wybuchu, który przed chwilą nastąpił, jednak po dokładniejszym spojrzeniu mogło się okazać, że wyglądało to raczej jak jakaś czarna, metalowa rękawica. Żołnierze w szarych pancerzach zaczęli się natychmiast podnosić znów usiłując wycelować z broni w kierunku dziewczyny, jednak nim któremukolwiek z nich się to udało natychmiast został odrzucony kilka metrów w tył na wskutek pojedynczego wyciągnięcia ręki w ich kierunku przez Ukari. Jeden, drugi, trzeci, każdy z nich został powalony zanim tak na dobrą sprawę zdołał zrozumieć, co się wokół dzieje. As i Richt nawet nie próbowali wstawać. Obserwowali krótki pokaz niewidocznej siły ze swojej leżącej pozycji, zapewne po to, by nie przeszkadzać. Hiroshi powoli wycofywał się również na plecach, nie przestając jednak obserwować dziewczyny, która nie dawała chwili wytchnienia tym, którzy próbowali się jakoś przeciwstawić zdecydowanie nieznanej im sile. Chłopak mógł również zaobserwować, że w miejscu, w którym znajdował się wierzch dłoni dziewczyny znajdowało się jakieś słabe, błękitne światło, które zdawało się przybierać na sile z każdym jej ruchem. Choć wyglądało, że odpieranie ataków idzie Ukari całkiem nieźle, to jednak zdecydowanie nie mogła robić tego w nieskończoność. Tym bardziej, że po chwili popełniła błąd – zdaje się, że w amoku nie zdołała zauważyć pani kapral, która nieuzbrojona dobiegła do niej chwytając ją za lewą rękę w łokciu i wykręcając w tył zmuszając do schylenia się, a nawet kucnięcia na kolanie. As natychmiast ruszył z pomocą. Starając się odciągnąć niską pociągięciem za włosy, ale w tym momencie i on został złapany przez najwyższego z żołnierzy białej legii, który z kolei został pochwycony za kostkę przez Richta, do którego dopadło dwóch ostatnich z grupy żołnierzy odciągając go od reszty za ramiona. Wyglądało jednak na to, że ta krótka pomoc Asa wystarczyła Ukari, by uwolnić rękę, wspomagając się kopnięciem kolanem w podbrzusze. Gdy tylko jej ręka została uwolniona, cofnęła się o krok, odwróciła w stronę szamoczącej się reszty, cofnęła czarną rękę, wykonując nią trzy następujące po sobie gesty a następnie pozorując cios podbródkowy zamachnęła się nią w górę – wszyscy, którzy stali przed nią – czyli, wszyscy, którzy tu byli poza Hiroshim natychmiast utracili kontakt z podłożem wyrzuceni z impetem w górę, zaś chwilę później, gdy dziewczyna okręciła dłoń, a następnie zacisnęła jej palce, wszyscy zatrzymali się w powietrzu, zawiśli, zupełnie, jakby lewitowali.
- Te, hy, hy… chyba wam się nie udało. – stwierdził z rozbawieniem As w powietrzu, zakładając ręce za głowę i pochylając się nieco w tył, zupełnie, jakby się wylegiwał. Profesor Richt zaś chyba nie znosił akrobacji najlepiej, ponieważ przyłożył obie dłonie do ust, kuląc się w powietrzu. Ukari zatrzymała się w bezruchu z wciąż wyciągniętą ku niebu ręką.
Hiroshi bardzo chciał brać dalej w tym udział, jednak cały czas miał jeszcze sprawę bezpieczeństwa Florance’a i Hitomi na głowie. A nie chciał zdecydowanie być złapany w „kanapkę” między czarnuchem a wściekłą białą legią, dlatego też podniósł się na nogi i zaczął szybkim krokiem wracać na zachód, w poszukiwaniach reszty. Przebiegając podniósł po drodze jeden z karabinów pozostawionych przez legionistów, którzy na pewno nie byli teraz w stanie sprzeciwić się odebraniu swojej własności.
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 9:02 pm   

Jedius III Катюша: Docierając na miejsce Hitomi mogła być pewna, że dotarła tu jako pierwsza ze swojej drużyny. Wyglądało na to, ze te całe "łowy", które urządzili sobie spotkani wcześniej rudzi (poza Marianellą i tym wokalistą) już się rozpoczęły. Właściwie, to widziała jedynie wiele efektów specjalnych będących znakiem, że coś się w pobliżu dzieje. To wielka chmura pyłu wzbita w powietrze za niedowalonym kawałkiem ściany, to krater który pojawił się znikąd w ziemi. Nie było jednak ani śladu żadnej osoby. Ani głosu. Za to... już po krótkiej chwili rozglądania się dostrzegła leżącego na ziemi kota. Szarego.

Kamila Kalisz: - Dachowiec? - Podbiegła do leżącego zwierzęcia i uklękła przy kocie. Patrzy czy faktycznie jest to znany jej kot. Jeśli to ona, i jest mocno ranna, to stara się podnieść ją z błota i oddalić się od tego dziwnego miejsca i zacząć w okolicy szukać Hiroshiego lub jego brata

Jedius III Катюша: Kot nie ruszał się nawet po podniesieniu z ziemi. Choć nie widać było by był jakoś ciężko ranny, to nie był też wcale przytomny. I był zimny. Niemal tak, jakby dziewczyna podnosiła na ręce... zwłoki. I chyba nie trzeba tu dodawać, że nie odpowiadał na zawołania. No cóż- nie można było tutaj długo zostawać i Hitomi wiedziała o tym dobrze. Bez zwłoki zaczęła się kierować w stronę, w którą wcześniej odbiegł Hiroshi. I to był moment, w którym nastąpiło kolejne, niewodoczne uderzenie. W miejscu, z którego w ogóle by się tego nie spodziewała. Ściana, czy raczej jej fragment obok której akurat przebiegała, w jedej chwili wystrzeliła w jej stronę, atakując gradem cegieł. Nijak nie zdążyła obronić się, zasłonić czy odskoczyć przed atakiem. Wielki prostopadłościan trafił ją prosto w głowę, ogłuszając i wywracając na ziemię. W jednej chwili poczuła bolesne gorąco na swojej lewej skroni. Wypuszczony kot uderzył bezwładnie na ziemię półtorej metra dalej. Ciężko było jej odzyskać równowagę, nawet jeśli już właściwie siedziała bokiem na ziemi. Do tego zaczęła czuć, że zbiera jej się na wymioty.

Odruchem złapała się za głowę i jęknęła dotykając rany. Ból zmieszany silnym ucziciem mdłości wcale nie pomagała. Nie ruszała się przez chwilę starając się opanować odruch wymiotny i odzyskać jasność myśli, z którą niestety przychodził bardzo nieprzyjemny ból głowy. Spróbowała się podczołgać do kota, nie będąc pewna, czy uda jej się wstać, a nawet jeśli, to będąc niżej mniejsza szansa, że coś ją trafi. Jeśli jej się udaje, to przycisna dłonią zimne kocisko do ciała i stara się tym samym sposobem oddalić od miejsca, w którym leży. Dopiero po odczołganiu się sporszego kawałka stara się wstać i szybciej oddalić

Z każdą chwilą obcowania z podmokłym gruntem uczucie przenikliwego chłodu pogrążało się, w kontraście do gorąca na wzór wylanego wrzątku na skroni. Gdy tylko dłoń zetknęła się z głową w tym miejscu, agonia przybrała jeszcze bardziej na sile, mieszając oba te uczucia. Wyglądało na to, że krwawi. A to raczej niedobrze. I jako osoba z jako-tako wiedzą medyczną doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Mimo wszystko, najpierw zdecydowała się unieść jeszcze raz kota i jak najszybciej wydostać się z zagrożonego obszaru. Wyglądało na to, że gdzieś w pobliżu znów coś się zawaliło, na szczęście nie dosięgło to dziewczyny. Czuła, że nie może tu dłużej zostać. Chwiejnie podniosła się na nogi, i słabym truchtem zaczęła zmierzać dalej, ku południowemu wschodowi...

Hiroshi mógł usłyszeć przed sobą głośne dźwięki. Walka trwała w najlepsze. W powietrze wznosiły się chmury pyłu, błota i kawałków ziemi. Było pewne, że jeżeli Yeshit otrzymałaby chociaż jedno takie uderzenie, byłoby już po niej. Im bardziej się jednak zbliżał, tym dziwniejsza wydawała się sytuacja, bo... nie było widać nigdzie ani jednej walczącej osoby. Okolica była absolutnie pusta. Wszystko, co tu się działo, to jakby... wszystkie fragmenty otoczenia otrzymywały obrażenia od walki, która działą się gdzieś indziej. I chyba też tak było.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Spoglądając po terenie zdecydował się odsunąć na taką odległość, w której nie wygląda na to, by coś jeszcze trzasnęło, odbiło się - inaczej mówiąc, poza zasięg rażenia. Nie miał wątpliwości, że walczą w jakiejś sferze, która działa podobnie do tej od czasu. I z pewnością nie miał zamiaru zbliżać się ani trochę bliżej. Obawiał się, co prawda, o Yeshit, jednak rzucenie się teraz, na pałę, byłoby tylko obrazą jej nie-do-końca altruistycznego poświęcenia. Złapał ciężko powietrze ustami, próbując się skupić na tej walce, której nie widzi - na wyczuwaniu tego, czy Yeshit wciąż walczy z nim sama. Na pewno coś takiego nie mogło ujść po prostu niepostrzeżenie. Wiedział, że może podjąć próbę wejścia do tej sfery tak, jak wyszedł wcześniej, bez używania odpowiednigo słowa - ale po co? Nic przecież nie zdziała. Trzymał przy sobie swoją nowo nabytą broń, czekając na resztę towarzyszy.

Kamila Kalisz: Każdy krok był katorgą, najmniejsze poruszenie głową wywoływało falę bólu. Oddalić się. Tyle dziewczyna miała w planie. Oddalić sie i znaleźć pomoc. Nie "odbiegła" za daleko od miejsca walki kiedy postanowiła sprawdzić wielkość rany. Chwiejnym krokiem podeszła pod najbliższe coś przypominające kawał ściany i oparła się bokiem o niego. Wolną ręką postanowiła sprawdzić wielkość rany. Położyła dłoń na czole i zaczeła jechać nią po skórze aż nie dotrze do brzegu rany. Stara się ponowić czynność z drugiej strony, by mniej więcej poznać wielkość rozcięcia.

Widząc, że zbliżanie się nie ma sensu, Hiroshi cofnął się na teoretycznie bezbieczny dystans. Może to i dobrze, bo niedaleko miejsca gdzie jeszcze niedawno stał, ziemia wgniotła się w dół tworząc krater rozmiarów koła ciężarówki. Yeshit... nie miał najmniejszego pojęcia, czy się tam znajduje. Nawet próbując w jakiś sposób wyczuć jej obecność, odczuwał coś zupełnie innego. Dużo obecności, która była nieprzychylna nadchodzącym. Bardzo dużo gniewu i nienawiści. Zupełnie, jakby znalazł zło w pigułce. A to, czego dostarczał mu wzrok tylko pogłębiało go w tym przekonaniu. Był do tego niemalże pewien, że jego nowa broń nie będzie w stanie obronić go przed TYM zagrożeniem.

Hitomi czując, że dalej nie będzie w stanie już zajść, zatrzymała się niemal upadając na ścianę sięgającą jej piersi. Uwiesiła się na niej jednym ramieniem, dłonią drugiego sięgając do własnego czoła. Kot wyśliznął się wtedy z jej ramion, choć nie zauważyła tego od razu. Boleśnie określiła rozmiar swej rany - wyglądało na to, że obejmuje całą skroń i kawałek czoła, zaraz przy krawędzi włosów. Bardzo niedobrze. Na szczytach niektórych murków znajdowało się trochę śniegu, który mógłby może jakoś pomóc pozbyć się tego uczucia pieczenia, ale samo zebranie tak małych ilości chwilę by trwało. Poza tym, czy to naprawdę pomoże...?

Floręs, powłóczący powolnym krokiem także już to zauważył z daleka. Bo kiedy słyszy i widzie się toakie rzeczy to się wie, że coś się dzieje. Był w stanie zauważyć, że w porównaniu do ostatniego razu gdy się tu znajdował, ubyło już kilka wystających elementów budynków, szczątki wywóconego zbiornika wodnego zostały zrównan jeszcze bardziej z ziemią, a do tego całe pole usiane jest kraterami. A jeśli dobrze pamięta, walka z czarnuchem miała przecież miejsce... gdzieś indziej. Czyżby jednak "tam" miało jakiś większy wpływ na "tu"? Cholera wie. Tak czy siak, teraz... nikogo tu nie widział. Nie było czarnucha, nie było Hiroshiego, nie było Hitomi, nie było dziwnej dziewczynki z kocimi uszami. Nikogo. Tylko pojawiające się z nikąd skutki potężnych uderzeń.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Przełknął ślinę, cofając się o dwa kroki. Czy to uczucie, to był autentyczny strach o własne życie? Przez chwilę naszło go, czy nie uciekać już teraz, samemu, zostawiając resztę, ale... kim by wtedy był? Poza tym, jeśli walczą w tej sferze, to z pewnością go nie słyszą. A skoro go nie słyszą, to może sobie pozwolić na odrobinę:
- Hitomi! Florance! Tutaj! - zawołał raz. A następnie drugi. I trzeci. Nogi drżały mu pod naporem adrenaliny. Kto mógł być na tyle chory, by wysłać na nich taką bestię? Otrzymał coś niesamowitego, coś niewyobrażalnie potężnego, coś...
Przeciwko temu wciąż bardzo bezradnego. Jeżeli między nim a tym, kim się staje dzięki tej mocy jest różnica jak między pchłą a człowiekiem, to czy w takim razie to, co tam jest można nazwać olbrzymem? Wiedział, że na pewno nie chce tu przebywać. Chce się zabrać stąd jak najszybciej. To, co wyczuł, było ostatecznym determinantem tej decyzji. Zrobi to, gdy tylko znajdzie się z resztą.

Usłysząła Hiroshiego. Ugięły się pod nią kolana, ale czy to z ulgi, czy z powodu utraty krwi? Nie wiedziała. Wiedziała jednak, że musi się do niego dostać, jeśli chce wyjść z tego cało. Pochyliła się jęcząc i starając się nie wywoływać większego bólu i mdłości. Podniosła Yeshit, która niewiadomo kiedy wyślizgnęła jej się. Przycisnęła kota do piersi i ruszyła... no właśnie gdzie? Nie mogła ustalić z której strony dochodził dźwięk. Zapewne dzwonienie w uszach mogło się do tego przyczynić. Nie widząc lepszego wyjścia ruszyła dalej wzdłuż wcześniejszej "drogi"

Plant Akaru: No tak, oczywiście. Za dobrze nam szło. Zdecydowanie za dobrze nam szło by nagle coś nie zaczęło się pieprzyć. Nie czas jednak się tym martwić. Dzięki bogu, zaraz usłyszałem głos Hiroshiego, czyli i oni tu byli. Chwyciłem mocniej pasek trzymający karabin na moim ramieniu i biegiem udałem się w stronę głosu brata. Od razu po drodze rozglądając się za opymalną ścieżką ucieczki dla nas.

Jedius III Катюша: Głos brata był wystarczającą wskazówką dla Florance'a. Nawet jeśli nie był w stanie tak naorawdę biec, to truchtem zaczął okrążać strefę zagrożenia, przemierzając wrak zbiornika wodnego. Serce mogło podskoczyć mu do gardła, gdy w jego pobliżu nastąpiło kolejne uderzenie. Wielki kawałek stali przemknął mu przed twarzą, uderzając w blachę po jego lewej stronie i łamiąc ją w pół tak, że ta zwaliła się na ziemię... tworząc całkiem przystępną kładkę nad nierównym terenem. Grzechem byłoby z niej nie skorzystać. Już gdy wkroczył na jej szczyt był w stanie zobaczyć stojącego w oddali Hiroshiego, choć ten drugi wcale go nie widział. A przynajmniej nie do chwili, w której ten znalazł się już tuż przy nim, jakieś piętnaście sekund później.

Hitomi nie wiedziała, skąd dobiega ją głos kompana. Myśli zaczynały być coraz bardziej przytłumione. Trzeba było uciekać, to na pewno. Zaciskając zęby z bóly schyliła się by po przeminięciu spowodowanego tym przenikającego bólu unieść ciało kota. Ruszyła dalej. Gdzieś tam, na pewno musi znajdować się ktoś, kto jej pomoże... musi. Może za tym głazem... może za tą kupą gruzu... może za tą blachą... za tym drzewem, za tą... kamienną wieżą...? Wśród tej wysokiej trawy...? Może... gdzieś za tymi pustymi, kolorowymi straganami? Gdzieś tu... na pewno musi ktoś być. Chyba nawet... czuła, że ktoś tu jest. Szukała już przecież cały dzień, skoro widzi zachód słońca. Yeshit... chyba gdzieś poszła. Nie było jej nigdzie.

Plant Akaru: Widząc brak ostatniej z trójki wziął głęboki wdech i wykrzyknął
-HITOMI, DO CHOLERY, TUTAJ- nie zamierzał tracić kolejnej osoby w tym wszystkim. Nie dzisiaj. Klepnął brata w ramię i zaczął się rozglądać ponownie za ścieżką ucieczki lub zarysem dziewczyny, wyciągając z kabury i odbezpieczając Zeriala na przysłowiowy wszelki wypadek.

Kamila Kalisz: Stragany...? Kamienna wieża...? Chyba... chyba straciłam za dużo krwi... zaczynam mieć halucynajcje. Przystanęłam, co wcale nie pomagało mi skupić myśli. Muszę się oddalić od tej walki... Kot? Popatrzyłam na puste ręce. Znikł. Upadł? Musze ją zabrać... gdzieś tu jest... musi być. Hitomi zaczęła się wolno rozglądać za dachowcem, starając się skupić wzrok ,uspokoić i zebrać myśli.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi odetchnął z ulgą na widok brata. Wzdrygnął się też na jego krzyk i potrzebował chwili przy przeanalizować, co ten chce zrobić.
- Jesteśmy tacy bezsilni. - oznajmił bez wyrazu, nie ruszając się z miejsca. Dopiero po chwili wręcz cofnął się o kolejne dwa kroki, przełykając ślinę.

Jedius III Катюша: Akaru Bros zdecydowanie nie mieli zamiaru włączać się do walki. Zresztą nawet gdyby chcieli, pojawiało się pytanie - jak. Florance skupił się tylko na znalezieniu Hitomi, wołając ją i szukając jej wzrokiem. Nie było odzewu. Nie było też po niej ani śladu. A co, jeśli to ona próbuje swoich sił z tym... "Lily"? Jeśli razem z Yeshit rozpaczliwie próbowały go powstrzymać póki nie nadejdą posiłki? To... też było możliwe. Jednak prawdy się nie odkryje, póki samemu się tam... jakoś nie wejdzie.

Kot. Kot. Kot... musi gdzieś tu być. Gdzieś, gdzieś musi być. Ale nie było go pod żadnym ze straganów, nigdzie w trawie. Obejście wieży też nie pomogło. Nikogo też nie było tu słychać. Nic tu właściwie też się nie ruszało. Zypełnie nic, póki... Jeden ze straganów, z zielono-białą wiatą zwalił się gwałtownie na ziemię, połamany. A stało się tak wskutek tego, że coś na niego upadło. Tym czymś z początku wydawało się być skupisko fioletowych płomieni. Z czasem jednak można było zauważyć, że jest to postać, która własnie podnosi się z wieży. Postać... jeśli rzeczywiście można to było tak nazwać. Bo nawet, jeśli w większości wyglądało jak człowiek, to pewien malutki szczególik znacząco zaprzeczał, jakoby to coś mogło byc żyjącą osobą. A był to... brak większości korpusu. Pierś z biodrami łączyła się właściwie tylko jednym, chytym kawałkiem ciała po lewej stronie. Wyglądało to, jakby cała reszta została wyrwana z jej korpusu atakiem, który dla każdego powinien być śmiertelny. Wyglądało na to, że nie dla niej. Wielką dziurę wypełniały jęzory fioletowego ognia, obejmujące też górną część jej ciała. Jej, bowiem była to kobieta. A gdy powoli obrócała się w twoją stronę wspierając się na rękojeści długiej halabardy zaczęłaś zauważać znajomość... rozpoznawać ją. Zdeterminowany wyraz twarzy wykrzywił się w bólu który na pewno odczuwała, zaciskając pięść na swojej broni.
- Nie możesz mieć mi tego za złe. Robię to, co muszę. - krótka wypowiedź była bardzo dobrze słyszana i rozumiana przez dziewczynę. Jej przesłanie również, albowiem halabarda została wtedy wyrwana z ziemi, a jej ostrze skierowane ku Hitomi - niemalże dotykając nosa. Tak, to była zła sytuacja.
- Ta, ...

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi był w ciężkim dylemacie. Nie chciał umierać. Bał się ryzyka. Ale czy mógł zostawić je obie na pastwę losu? Czy Hitomi by go zostawiła...?
Nie. Nie zostawiłaby. Skupił się raz jeszcze. By wyczuć, wyizolować jak najwięcej nadnaturalnych mocy, rzeczy - rozplanować. Gdzie, co się znajduje. Może jest jakieś wejście do sfery? Albo kilka wejść? Nie może użyć swojego daru od Rin. I nie będzie się pchał tam, gdzie nie ma Hitomi. Ale, jeśli ona tam gdzieś jest, jeśli ona i Yeshit walczą...
Prędzej szczeźnie, niż je zawiedzie.
- Florance. Nie mogę użyć tego drugi raz. Właściwe, to pewnie mogę. Ale kosztowałoby mnie to teraz życie. Jeśli one tam są... musimy sobie poradzić bez tego. Nie powinieneś iść ze mną, ale... nie będę cię powstrzymywał, jeśli zdecydujesz się na to.

Kamila Kalisz: Zostałam przeniesiona do tunelu? Cholera. Chyba nie do tego samego co był ten Lily? Wygląda inaczej, nie? Przeklęła pod nosem, widzac rozbijający się stragan, a później znaną kobietę, która powinna być martwa z takimi ranami.Cholera... co sie dzieje. Dlaczego ona we mnie tym celuje...? Czy nie mamy dość problemów jak na jeden cholerny dzień ?! Przełknęłam ślinę i lekko przeniosłam ciężar ciała na przednią nogę.
-E-Ej nie musisz tego robić, nie? Jakoś się dogadamy
Jeśli zobaczy jakąkolwiek przesłankę, że ta chce zaatakować, daje nura w dół i w bok, po czym, stara się znaleźć w strefie, w której ta nie będzie mogła zaatakować jej ostrzem i przyłożyć jej w twarz. Nieważne od tego czy cios się uda czy nie, odskakuję od niej jak najdalej może i wyciąga z kieszeni swój nieoceniony nóż. Nie odrywa wzroku od przeciwniczki.

Plant Akaru: Schował Zeriala na powrót do kabury. Ściągnął karabin z ramienia i szybko postarał się obeznać w jego konstrukcji, metodzie załadunku nowych pocisków i czy jest naładowany. Wszystkie pociski zostały w torbie którą zapewne ma Hitomi. Albo którą zgubili, cholera ich wie. Nieważne. Jeśli jest w środku choćby jeden pocisk, opuścił broń by móc od razu sięgnąć w razie potrzeby za spust, ignorując źle nastawioną lunetę. Jeśli pocisku nie ma, zawiesił ją na powrót na ramieniu i sięgnął na powrót po pistolet. Niezależnie od efektu skinął na słowa Hiroshiego i udał się od razu za nim.

Jedius III Катюша: Obaj bracia zgodzili się ze sobą co do tego, co mieli zamiar teraz robić. Nawet ze świadomością, że najprawdopodobniej są w porównaniu do sytuacji całkowicie bezsilni, nie mogli tak po prostu zostawić bliskich im osób na pastwę losu. Jeśli tylko cokolwiek dało się zrobić, to to zrobią. Hiroshi jasno oznajmił swoje zamiary, na co Florance przytaknął sprawdzając stan amunicji w karabinie podarowanym przez Jed'a. Nie posiadał żadnego magazynku, ładowany był od boku, jeden nabój na raz. Więc, albo był teraz pusty, albo... posiadał jeden nabój. Tak czy siak, oboje ruszyli przed siebie. Tempem, które zdecydowanie nie było zadowalające. Zmęczenie oraz obrażenia odniesione między innymi w bójce na arenie znacząco utrudniały poruszanie się. Tylko... dokąd? To całe miejsce aż krzyczało, "nie zbliżaj się ob oberwiesz". Nie dało się nic wyczuć, ale... Wkrótce Florance dostrzegł coś wśród gruzu. Ktoś tam leżał. Wskazał bratu kierunek i oboje udali się w tę stronę, cudem chyba tylko unikając kolejnego miejsca w którym wyteorzyłsię krater, wzbijając w powietrze pełno błota które szczodrze ich ochlapało. Wyglądało na to, że pod jedną z zawalonych ścian, na mokrej ziemi leżała... Hitomi. A tuż obok niej, Yeshit. Żadna z nich nie wyjawiała żadnych oznak przytomności... ani życia. Do tego, Cała lewa część twarzy dziewczyny była pokryta jasnoczerwoną plamą krwi, która poszerzała się z każdą chwilą.

Próby negocjacji wyglądały na całkiem daremne. Hitomi nie mogła nawet dokończyć swojego zdania, gdy musiała już uchylić się w bok po usłyszeniu dokończenia zbyt dobrze znanej jej sekwencji.
- ...Mai! - zrobiła to w ostatniej chwili. Poczuła gorąco fioletowego rozbłysku, który wystrzelił tuż przy jej twarzy, nad jej barkiem, kiedy tylko rozpoczęła swój unik. Bez wątpienia hałas który temu towarzyszył był dźwiękiem rozpadającego się kolejnego straganu trafionego atakiem. Hitomi szybkim krokiem zbliżyła się do krótkowłosej i zamierzyła się na jej twarz, gdy ta chwytała własnie halabardę w obie ręce by zaatakować jej tyłem. Pięść umeki trafiła w twarz fioletowej. Niestety, cios przeciwniczki również ją trafił. I miał dużo większy skutek. Wyższa jedynie lekko się zachwiała, podczas gdy dźgnięcie w brzuch tyłem halabardy wyrzuciło niższą w powietrze, by podczas lotu w tył zgięła się mocnym łukiem naprzód; a do tego jeszcze zakończyła swój lot bolesnym zderzeniem się ze ścianą wieży, gruchocząc jej kamienne cegły. Do środka się nie wbiła, ale pewnie mało brakowało. Co gorsza, czekał ją jeszcze upadek w dół. Chyba, że jakoś to wykorzysta, bo najwyraźniej przeciwniczka wcale nie zamierzała dać jej czasu na wytchnienie i już szykowała się do pionowego cięcia ostrzem od dołu...
- Mher. Teli.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi bez zastanowienia wyciągnął stimpak i zaaplikował go w żyłę w jej przegubie łokciowym. Wiedział, że zapewnia to błyskawiczną regenerację i nawet jeśli teraz mogło wydawać się to marnotrastwem, musiał być pewien. Pewien tego, że zrobił wszystko, co w jego mocy. Następnie charchnął, splunął w bok dysząc ciężko i spojrzał na Florance'a:
- Gotowy? Daj mi swój nóż. Może się przydać. Będziemy... skakać. Obyśmy nie wpadli prosto na tą czarną gnidę.

Plant Akaru: Puszczając lufę karabinu sięgnął ręką do podciągniętej do góry nogi, wyciągając z buta nóż i podając mu go, skierowanego rękojeścią w stronę brata.
-Dasz radę? Wiem, jakie to słowo, a przynajmniej domyślam się po tym wszystkim. Jeśli jesteś zbyt zmęczony, ja mogę spróbować nas rzucić.
Ponownie chwycił oburącz karabin. Była jedna zaleta tego wszystkiego. Będzie miał znacznie więcej aniżeli jeden nabój.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Przeciągnijmy tylko trochę je tak, byśmy jeśli mieli oberwać, to nie na odsłoniętym terenie jak kaczki, dobra?

Plant Akaru: Skinął, wyszukał jakiś grzyms za którym możnaby schować trzy leżące na sobie nawzajem ciała i zaciągnął tam Hitomi za rękę.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi natomiast po schowaniu noża do kieszeni tak, by sam się nie zabić po bezwładnym opadnięciu ciała delikatnie sięgnął jedną ręką po Yeshit, lekko całując ją w kocie czółko, podążając tuż za bratem. Po znalezieniu takiego miejsca lub nie, odstawił ją na bok i poprawił karabin.
- Wiesz coś na temat strzelania z takiej broni? Co powinienem wiedzieć w porównaniu do pistoletu? No, poza tym, że szybciej strzela. Dużo szybciej.

Plant Akaru: Spojrzał szybko na karabin.
-Ciężki. Spory odrzut. Strzelaj krótkimi seriami bo nie trafisz nic. Ale może robić za dystraktor albo ogień zaporowy, jeśli będzie trzeba. Kto mówi?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Najpierw ty. Muszę oszczędzać. Jeśli się nie uda, to ja.

Kamila Kalisz: Ból, kolejny raz, poczuła coś co wyciska z niej powietrze. I ta kobieta znowu chce atakować. Zaczynała spadać. Wiedziała, że musi jakoś uniknać tego ciosu. Jedyne co przyszło jej do głowy, to odepchnięcie się nogami od ściany, i próba wykonania przeskoku nad halabardzistką. Czasu było niewiele. Włożyła całą siłę nóg w odbicie się. Musi wylądować za nią. Jeśli się uda, to w chwili doknięcia ziemi za nią, obraca się wykonując przysiad z jedną nogą wyciągniętą, by podciąć przecisniczkę. Jeśli jednak wyskoczy i nie będzie szansy by wylądować za nią, to stara się postawić nogę lądując ja drzewcu broni, uniemożliwiając atak, lub minimalizując cios. Jeśli jakimś cudem uda jej się stanąć nogą na drzewcu, drugą nogą kopie przeciwniczkę w twarz. W przypadku udanego przeskoku i podcięcia, wyciąga nóż jak najszybciej, celując ostrzem w głowę kobiety krzycząc - Ta! Mai! - I modląc się do wszystkiego co jest u góry by się jej ta sztuczka udała.

Plant Akaru: Złapał brata za rękaw marynarki. Nie wiedział, na jakich zasadach działa przenoszenie parę osób naraz, ale dotyk fizyczny powinien chyba wystarczyć. Wziął głęboki wdech, zabezpieczając karabin i zaciskając na nim uścisk wolnej dłoni. Wyrwanie się z ciała. Odejście od niego, znalezienie się gdzie trzeba i pomoc Hitomi. Dokładnie te myśli wypełniały teraz jego głowę.
-Kaili.

Jedius III Катюша: W momencie, w którym halabardnica skończyła wypowiadać swoje słowa Hitomi odbiła się od ściany z ustalonym w głowie planem. Miała wylądować za oponentką, i... wtedy zauważyła, że nie może tego zrobić. Nie może, bo zatrzymałą się w powietrzu. Nie tylko ona. Wszystko się zatrzymało. Wisiała w miejscu, tak samo jak krótkowłosa w trakcie kroku, wyraźnie szykując się do wyskoku. Obie spoglądały sobie w oczy w bezruchu. Musiały. Nie mogły nawet poruszyć gałkami ocznymi. Ta będąca wyżej widziała kawałek kamienia obok swojej głowy, który najpewniej odleciał od ściany w trakcie uderzenia. Niżej było kilka wyrzuconych w powietrze desek nad chmurą pyłu i drzazg. Nawet, jeśli obraz był zatrzymany, obraz wciąż był bardzo... dynamiczny. I trwał. Aż do momentu, w którym wszystko zaczęło powoli bladnąć. Nastąpił rozbłysk, w którym w jednym momencie można było odczuć wiele rzeczy. Utrata równowagi, zderzenie stóp i kolan z ziemią, szarpnięcie w boku, zmiana położenia. I głośny dźwięk stali zderzającej się z kamieniem. Blask natychmiast zniknął, a Hitomi mogła zobaczyć własną rękę z nożem wystawioną z nożem naprzód, w powierze. Jej wzrok szybko skierował się delikatnie w prawo, w kierunku wieży. Od jej podstawy do miejsca blisko pięć metrów znajdowała się głęboka wnęka, z której sypał się teraz kurz, zaś jeszcze wyżej od tego, znajdowała się jej przeciwniczka, saltem w tył właśnie odbijając się od ściany. Znajdowała się do góry nogami, patrzała w jej kierunku, kierując własnie ku niej swoją broń. Cokolwiek się własnie stało, wyglądało na to, że nikt nikogo nie trafił. I chyba żadne słowa nie zadziałały.
- Ta...

Ustalenie planu, przekazanie noża, przeniesienie ciał. Oboje braci mogli zauważyć, że oba ciała były bardzo... zimne. Wstrzyknięcie mieszanki stymulacyjnej nie zdziałało natychmiastowego cudu, jak Hiroshi zapewne się spodziewał, acz już w trakcie dalszej rozmowy dało się zauważyć, że krwawienie ustaje. Bracia doszli do porozumienia, że Florance będzie pierwszym, który użyje słowa. I wypowiedział je na głos. Tak, od razu poczuli ten skutek. Błyskawicznie, ich otoczenie zaczęło się zmieniać. Zaciemniać. Wokół poznikały budynki, wyrosła wysoka trawa. Zaś w oddali, przed nimi zauważyli wysoką wieżę, oświetlaną fioletowym płomieniem na środku jej wysokości, który zdawał się właśnie łukiem opadać w dół...

Kamila Kalisz: Zapewne gdyby miała więcej czasu, Hitomi zdziwiłaby się faktem, że role się odwróciły i teraz ona jest na dole, a przeciwniczka jest w trakcie wykonywania salta. Nie uszło jej uwadze, to, że znowu broń jest wyciągnięta w jej stronę, a ta zaczyna wypowiadać słowa. Nie było czasu. Rzuciła się w bok i turlała się po ziemi, aż nie usłyszała "wystrzału" mocy. Gdy tylko nastąpił, odbiła się od ziemi i wyciągnęła sama w jej stronę ostrze, krzycząc te same słowa co krótkowłosa halabardzistka.

Plant Akaru: Nie było czasu na zastanawianie się. Puścił rękaw brata i spojrzał na wieżę. Trudno o dosadniejsze wskazanie miejsca. Potwornie symboliczne te głupie światy.
-Umiesz nas tam zabrać czy mogę i to jakoś zrobić na własną rękę?-ujął karabin oburącz. Było zdecydowanie za daleko by strzelać na oślep, nie ryzykując zranienia rówieśniczki. Byleby nie było za późno, pomyślał.

-Cokolwiek nie zrobisz, NIE próbuj skakać.
Chłopak wyprostował się i jeszcze raz poprawił nerwowo broń.
- Znaczy, gdy ja ostatnio skoczyłem, to poszybowałem niesamowicie daleko, ale lądowanie mogło być śmiertelne, bo jeśli ci się nie uda - wcale nie będziesz spadać wolniej.

Plant Akaru: -Innymi słowy, wszystko zależy tu od woli?-tyle zdawało mu się wystarczyć. Wziął wdech, wzmocnił oburęczny uścisk na broni i...pobiegł z całych sił w stronę budowli, cały czas w myślach powtarzając sobie, że musi biec szybciej, że karabin nic nie waży, że nie ma już mięśni. Jeśli naprawdę ta autoperswazja mu się uda, wraz z dotarciem do wieży poczyna próbować wbiec po jej ścianie. Chociaż to raczej wskakiwanie coraz wyżej, odpychając się stopami, jeśli chodzi o techniczne terminy.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Zgadza się. - przytaknął, ruszając tuż za bratem. Chce biec szybciej. Chce szybować przed siebie, zamiast stawiać powolne, strudzone kroki. Nie, on to zrobi. Ruszzył przed siebie jak najszybciej, jednak nie wspinał się po ścianie - chciał obejść budynek naokoło, rozglądając się - upewnić się, czy nie widzi tu kogoś, bądź czegoś. Nie można zakładać z góry, że cokolwiek się dzieje, dzieje się tam, wyżej.
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 9:06 pm   

Jedius III Катюша: - ...Mai, Diis!
Hitomi odskoczyła w bok, turlając się po ziemi. Wyglądało na to, że udało jej się uniknąć ataku o włos. Aż się ziemia zatrzęsła, kiedy dziewczyna podnosiła się na nogi próbując kontrataku. Wybiła się w górę, natychmiast kierując ostrze ku przeciwniczce która okazałała się stać tuż obok niej. Nie zajęło to wcale dużo czasu. "Ta, Mai"! Dwa słowa niemal odbiły się echem po okolicy, gdy ostrze noża rozbłysło błękitem. Widocznie wydłużyło się na moment, bez wątpienia trafiając ją w przedramię, którym się w porę zasłoniła. Z tego miejsca, niczym wytrysk krwi, wydobyły się fioletowe płomienie. Widać było, że na pewno odczuła te obrażenia, ale nie miała zamiaru dopuścić do tego, by przesądziły one o losie tego pojedynku. Drugą ręką zamachnęła się halabardą, ale było to zdecydowanie za wolne by trafić. Hitomi uniknęła poziomego cięcia ugunając się w tył i odbijając rękoma od ziemi powracając do pozycji stojącej, w czasie gdy kobieta sama oddaliła się od niej odskokiem. Cofnęła ostrze za siebie, zatrzymując na moment. Uważnie obserwowała niebieskooką.

W tej chwili, coś za nią przemknęło. Nie było to wycelowane w nią, a gdzieś, jakby... obok. Obie mogły poczuć powiew wiatru wywołanego przez szybko poruszające się ciało. Okrążyło ono całą wieżę, wracając w pobliże pary wyraźnie spowalniając. Wtedy można było zauważyć, że jest to... Hiroshi. Krótkowłosa natychmiast oddaliła się jeszcze jednym odskokiem, by mieć oboje przed sobą. Wtedy można było usłyszeć jeszcze jedno poruszenie, przy wieży. Zdaje się, że coś się na nią wdrapywało. A przynajmniej mogło się wydawać, że widać było jakiś wspinający się do góry cień. Halabardnica chyba jednak nie zamierzała wcale czekać aż będzie już wszystkim wiadome, kto to jest.
- Mher, Teli.
Hiroshi stał mając pochłoniętą fioletowym płomieniem (nie)znajomą przed sobą, Hitomi po lewej, a wieżę za plecami po prawej stronie. Analogicznie, Hitomi miała krótkowłosą po lewej, Hiroshiego przed sobą po prawej i jeszcze dalej w tym kierunku była wieża. Florance zaś własnie stawiał stopę na czerwonych dachówkach budynku z niewątpliwym zaskoczeniem iż rzeczywiście mu się to udało.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi poświęcił chwilę, by móc domyśleć się, przeanalizować technikę przeciwniczku - Mher, a więc manipulacja czasem, spowolnienie? Teli natomiast... nie znał. To, co miało nadejść byłoby prawdopodobnie połączeniem tej manipulacji, oraz drugiego słowa. Zwrócił uwagę przede wszystkim na to, jak na samą użytkowniczkę wpłynie jej inkantacja. Następnie, w zależności od sytuacji, był gotowy albo na to, aby przeturlać się po ziemi w razie cięcia pionowego, bądź odskoczyć zdecydowanie dalej do tyłu w przypadku poziomego. Jeśli zamiast tego będzie próbowała się zbliżyć, co raczej nie powinno zdarzyć się - bo halabarda to raczej średni dystans, a ona pomaga sobie wydłużeniami - to wtedy odrzuca karabin na bok, by przy odskoku w bok wyciągnąć noż i móc wykonać pchnięcie prosto w jej bark. To, czy wzmocni ostatecznie ten ruch czy nie, będzie zależało od finałowych okoliczności.
W przypadku każdej sytuacji, w której będzie musiał unikać bez możliwości natychmiastowego kontrataku, wyrywa ziemię i chowa do kieszeni, by móc przygotować ją jako podłoże do nieczystego ataku.

Plant Akaru: I szczyt. Dogodna pozycja, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że wszyscy spadli na dół. Luneta jest źle skalibrowana...Ale kinetyka nie tyczy się tego świata. Broń jest raczej przedłużeniem woli, atakującym miejsce widziane przez użytkownika. Florance stanął na krawędzi dachu i wycelował w dół, celując z pomocą lunety w panią fioletowe płomienie. Nie wątpił, że jeden strzał jej nie unieszkodliwi, to byłoby zbyt 'na rękę'. Ale właśnie...Ręka. Gdyby upośledzić jej umiejętność posługiwania się bronią, pozostała dwójka ma znacznie większe szanse na wyjście bez większych obrażeń. Wycelował więc w ramię halabardzistki, zatrzymał oddech i gdy tylko stwierdził, że ta nie poruszy się przez najbliższy ułamek sekundy, pociągnął za spust.

Kamila Kalisz: Jak oni się tutaj dostali? Dziewczyna poczuła, że na usta wypływa jej uśmiech. Świetnie. Teraz wyjde z tego cało. Miała problemy tylko z mią, to co zrobi z Hiroshim jeszcze? A skoro jest on, to jest jeszcze Florek. Tylko gdzie? Nieważne. Trzeba skupić się na przeciwniczce. Znowu używa tych słów. Zatrzyma czas i... zmienimy pozycje? Czyli lepiej być w ruchu. I to najlepiej szybko. Ruszyła jak najprędzej w jej stronę. Stara się poruszać najszybciej jak się dało. Jak najbliżej niej być zanim zacznie działanie to, a co za tym idzie zmienić pozycje znacząco kiedy przestanie działać słowo. Jeśli Halabardzistka będzie chciała zadać kolejne pchnięcie z użyciem słów, dziewczyna daje kolejny raz nura pod broń, z zejściem w bok. Od razu po zejściu stara się wykorzystać energię obrotową i zadać jej w głowę silnego kopniaka z obrotu w głowę.

Jedius III Катюша: Znów... nastąpiło to samo, co poprzednio, choć mogła o tym wiedzieć tylko Hitomi. Florance miał zamiar ustawić się na szczycie wieży i strzelić w dół, celując w ramię przeciwniczki ale zauważył, że... nie może się ruszyć. Wszystko wokół zamarło. On sam zawisnął w pozycji z połową ciała poza wieżą. Hiroshi stał i czekał. I czekał. Ale ona nie atakowała. Stała naprzwciwko, z jedną dłonią przed swoją twarzą. Nic nie robiła. Nie atakowała. Dopiero po chwili zauważył, że wcale nie może się ruszyć. Nie może nawet odwrócić wzroku. Nic nie może. Hitomi nieco zaznajomiona z sytuacją, usiłowała ruszyć naprzód, uchylić się i dźgnąc przed siebie, wykonując z obrotu kopnięcie jeśli ta będzie sama atakować. Ale jak na razie wcale się nie ruszyła. Nikt się nie ruszył. Wszystko zaczynało blednąć, blaknąć, aż rozbłysło światło...
Wtedy, znów nadeszły wszystkie uczucia na raz. Florance leżał na plecach stopami w stronę krawędzi dachu czując, że na nie upadł wskutek utraty równowagi przy odwracaniu się za siebie. Hitomi znajdowała się teraz w miejscu, gdzie wcześniej stała halabardnica, ze sztyletem wyciągniętym przed siebie jako że nie widziała żadnego kontrataku. Znów pudło. I wcale nie było przed nią przeciwniczki. Hiroshi zaś...
Ten odczuł to wszystko najgorzej. Nie miał pojęcia nawet kiedy się to stało, nie miał szansy na unik. Widział, jak z jego piersi i prawego ramienia w prawą stronę wystrzelił pomarańczowy płomień, który zawirował w powietrzu i ciągnąc się zawrócił przed niego, kończąc się na ostrzu halabardy wycelowanym w jego brzuch. Dodaj do tego ból wyrywania płuc z klatki piersiowej i będziesz w stanie jako-tako zrozumieć sytuację chłopaka, który z zaszokowanym wzrokiem właśnie wymieniał spojrzenia z przeciwniczką, oburącz pchającą halabardę naprzód. Wszystko co zaobserwował nie było wcale wystarczające by mógł jakkolwiek pojąć działanie niedawnej techniki.
- Ta...

Kamila Kalisz: Odwróciła się i z ust wydobył jej się krzyk. - Nieee! - Może wiedziona wściekłością, może troską, wystrzeliła w stronę Hiroshiego i halabardzistki wyciągając przed siebie dłoń ze sztyletem celując nim w głowę kobiety - TA! MAI! - krzyknęła nie przerywając biegu. Biegła tak szybko jak tylko mogła. Musiała. Wiedziała, że zdąży. Musiała zdążyć. Nie zważając na to czy jej się udało, czy też nie, Gdy znalazła się w odległości ramienia od kobiety, będąc za jej plecami wykonała obrót. Objęła ją ramieniem za szyję, a drugą ręką położyła na policzku, tylko po to by szarpnąć i miejmy nadzieje skręcić kark osobie raniącej Hiroshiego.

Plant Akaru: "Te słowa. Nic nie robić po tych słowach. Zapamiętać." Lakoniczne myśli przesuwały się przez głowę Florance'a gdy przewracał się na brzuch i wychylał wraz z karabinem by rozpoznać się w sytuacji. Zauważając, że nie tylko jego dosięgły efekty zatrzymania, znowu wycelował w czarnowłosą, zaraz wstrzymując oddech i pociągając za spust, wciąż celując w jej ramię. Mogła zasłonić się Hiroshim, więc tylko jednokrotnie na chwilę obecną. Okaleczyć. Urwać. Zabić. Koncentrował się w pełni na swej agresji, posyłając w jej stronę pocisk. Musiał mieć jak największą siłę rażenia.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Cóż. Zdecydowanie nie było to miłe. Na usta Hiroshiego aż cisnęło się "zawsze próbujesz przekłuć na wylot serca mężczyzn, których chcesz posiąść", jednak to nie była chwila na żarty. Halabarda to broń, która jest średnio-dystansowa. Ciężko się nią walczy w bardzo bliskim zwarciu. Żeleziec jest za wysoko na drzewcu, by móc efektownie walczyć z przeciwnikiem, który chce się do ciebie tulić. A więc musi teraz to wykorzystać jak najlepiej. Musi być znów szybki. Zanim ta skończy inkantację, zadziałać, natychmiast. Jak błyskawica odskoczyć na bok, jednak jednocześnie się na nią rzucając. Wyminąć zarówno potencjalne pchnięcia jak i poziome cięcie, wchodząc w "ślepą strefę" jak najszybciej, jednocześnie nie wchodząc jak idiota prosto na broń, która chce go unicestwić. Wykonując ten manewr nie omieszka cisnąć w nią karabinem z zamiarem rozbicia go na jej twarzy, co pewnie zmusi ją do odepchnięcia go halabardą bądź uniku - ale jeśli ma to przeżyć, nie możę się od niej "odlepić". Korzysta z momentu, gdy będzie musiała się "obronić", oraz swoich teraz wolnych rąk, by wyciągnąć nóż i wycelować nim prosto w jej klatkę piersiową, wykrzykując przy tym "Mai!". Ewentualne problemy związane z chęcią stratowania chłopaka bądź repozycji halabardy rozwiązuje zablokowaniem drzewca kawałek pod żeleźcem za pomocą przedramienia. Hiroshi wiedział, że nie ma tyle siły, by bawić się w to, kto dłużej wytrzyma, ale powinno to spowolnić potencjalny kontr-atak na tyle, bym mógł dokonać tego ataku. Przy okazji uważa na każdą potencjalną próbę pomocy, w którą może głupio wbiec, albo w którą przeciwniczka może próbować go zwabić.
To wszystko oczywiście zakładając, że uda mu się uniknąć tego przeklętego uderzenia.

Jedius III Катюша: Hiroshi był przygotowany na atak, natychmiast odskakując na bok. Doskonale zdawał sobie sprawę, że kolejne trafienie może być śmiertelne i nie może sobie pozwolić na jego przyjęcie. Hitomi również nie dawała sobie możliwości by pozwolić jej na przebicie chłopaka. Niemal w szale rzuciła się naprzód, wyciągając przed siebie nóż. Florance powstał właśnie z pleców i zbliżył się do krawędzi dachu, przez lunetę jak najszybciej zaznajamiając się z sytuacją na dole, która wcale nie była pokrzepiająca.
- ...Mai! - ku zaskoczeniu wszystkich, słowo wcale nie zostało wypowiedziane wtedy, gdy halabarda była wycelowana w stronę Hiroshiego. Przeciwniczka cofnęła się, obracając na tylnej nodze trzymając broń blisko siebie podczas obrotu i gwałtownie ciskając nią przed siebie gdy skierowała się ku... Hitomi. Gdy po krzyku Umeki z jej noża wystrzelił błękitny promień, naprzeciw niego zaczął pędzić fioletowy. Zdecydowanie bardziej okazały. W mgnieniu oka zderzyły się w jasnym blasku - choć zderzenie było tu raczej złym określeniem. Błękitny został po prostu rozbity w pył, mknąc dalej, prosto ku Hitomi. Ta nie zdążyła nawet porządnie wykonać uniku. Światło przeszyło ją przez lewy bark, odrzucając w tył z ogromną siłą. Całkowicie ją oszołomiło. Na tyle, że póki nie wylądowała kilkanaście metrów dalej, uderzając w jedno z rzadko rosnących dalej od wieży drzew, zupełnie nie zdawała sobie sprawy, że jej lewa ręka poszybowałą jeszcze dalej.
Strzał z góry. Bez wątpienia nie zdołała tego przewidzieć. Srebrna smuga uderzyła halabardzistkę z nieba, o włos mijając jej głowę a trawiając w lewy bark z impetem rozsypującym wokół iskry. Wyglądało na to, że i jej ramię odpadło wskutek zadanych obrażeń. Uderzyło ciężko o ziemię, zamieniając się w skupisko fioletowego ognia.
Wtedy natarł Hiroshi, poruszający się strasznie ociężale wskutek otrzymanych ran oraz zaskoczony zmianą odległości od przeciwnika. Rzucenie karabinu trafiło ją w górną część pleców, niemalże w kark. Zdecydowanie nie była to twarz. Obracała się w jego stronę, gdy chlopak sięgał po nóż. Wykrzykując słowo zamachnął się czubkiem ostrza prosto na jej pierś, kiedy... do wymiany ciosów doszedł nowy element, którego Hiroshi nie był w stanie zauważyć, a przed którym Florance nie mógł w porę ostrzec ze swej pozycji. Mknąc wcześniej wśród trawy, łamaną trasą niczym błyskawica, mięczy dwójkę wstrzelił się żółty promień, materializując się na drodze ciosu już z ostrzem noża wbitym we własne ciało. Była to jeszcze jedna postać. Wyglądała na jakieś... dziewczę. Blondynka w żółtej sukni i małym kapeluszu, która z rozpostartymi na boki rękoma na znak zasłonięcia halabardnicy przyjęła na własną pierś eksplozję pomarańczowej energii. Niemal w tym samym momencie uderzyła halabarda - taranując drzewcem zarówno Hiroshiego jak i nową nieznajomą. Ten drugi otrzymał silniejsze uderzenie wskutek działania siły odśrodkowej, będąc odtrącony w bok na blisko dziesięć metrów, z czego połowę przetoczył się po ziemi. Ta druga przebyła w podobny sposób połowę jego odległości, wykładając się na wysokiej trawie ze sterczącym z ciała nożem.
- K... Keslun! - wrzasnęła wyraźine przejęta krótkowłosa. Zupełnie, jakby zapomniała o tym, że poza dwójką powalonych przeciwników wciąż czyhał na nią jeszcze snajper. Wypuściła z dłoni własną broń, która po odbiciu się lekko od gruntu zniknęła pochłonięta przez fioletowe płomyki. Biegiem ruszyła ku blondynce, natychmiast przy niej kucając i jedyną ręką objęła unosząc jej głowę.
- He, g, Hera... Żyj... żyj, uw-ol... nij... nas... - słabym, wysokim głosem wyjąkała z siebie żółta.
- KESLUN! - wykrzyknęła wściekle jednoręka, unosząc wściekle wzrok ku Hiroshiemu gdy raniona nożem zaczęła rozbłyskać jasnym światłem, a następnie pęknąć niczym szklana bombka wśród złotych iskier. Świat wokół... zaczynał tracić stabilność.

Kamila Kalisz: Czarnowłosa zdecydowanie nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Jej zdziwienie byłoby zdecydowanie większe gdyby nie zostało stłumione ciosem, który posłał ją w powietrze. W pierwszej chwili nie rozumiała co się dzieje i próbowała wstać. Gdy popatrzyła jednak na zadaną ranę i... nie zobaczyła ręki, która była tam jeszcze kilka sekund temu, zaczęła krzyczeć. I z przerażenia i z bólu, który sobie właśnie uświadomiła. Jedyną ręką złapała się za bark nie podnosząc się z ziemi targana falami bólu.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi otworzył seroko oczy. Nikt nie mógł tego przewidzieć. Na jego oczach malowało się przerażenie, gdy zobaczył, kogo trafił swoim atakiem. Gdy toczył się jeszcze po ziemi cały czas miał jej twarz przed oczami. Gdy już wylądował chwycił szybko po karabin i na kuckach wycelował w kierunku przeciwniczki, oddając krótką serię strzałów.
- Hitomi, Florance! Musimy się wycofać, byle szybko! - miał już gotowe słowo. Był gotowy je wypowiedzieć, jeśli ta zaatakuje. Chciał jednak być pewny, że reszta za nim podąży.

Plant Akaru: Widział to już wcześniej- rozpad i zniszczenie tego świata, by zaraz został zastąpiony nowym. Wcześniej na scenę wkroczyła Marianella, teraz to oni musieli na nowo stworzyć świat. Teoretycznie mogli poczekać aż to się rozpadnie. Duchy były zbyt ranne by znowu ich nękać. Był jednak pewien problem- Florance obiecywał czarnowłosej, że nie będzie miał litości następnym razem. Wolał dotrzymać tego słowa.
Wycelował i wystrzelił w jej głowę, starając się jednocześnie ująć w zasięgu strzału i blondynkę, choćby po to by ukrócić jej koniec. Zaraz po pociągnięciu za spust wymówił raz jeszcze przeklęte słowo.
-Kaili.
Teraz nie pozostawało mu nic nad modlenie się, że będzie miał grunt pod nogami.
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 9:13 pm   

Jedius III Катюша: Pokryta fioletowym płomieniem kobieta zdecydowanie nie była zadowolona z takiego obrotu spraw. Wręcz przeciwnie. Co dało się poznać po jej reakcji, była w rozpaczy. Gdy Hiroshi spanikowany zmierzając do karabinu zaczął wykrzykiwać komendę między innymi ku Hitomi, która przeżywałą własnie szok spowodowany utratą ręki, rzuciła się w stronę chłopaka z którego wciąż ulatniał się pomarańczowy płomień z wrzaskiem na całe gardło.
- KEEEEEEEEEESLUUUUUUUUN! - niczym pocisk wystrzeliła naprzód z jedyną ręką zaciśniętą w pięść. W połowie trasy przerwał jej to kolejny huk wystrzału z nieba, a zaraz po nim seria z karabinu szturmowego. Nie tylko straciła przez to połowę twarzy, ale i resztki jej korpusu zostały podziurawione. Mimo to, z rozpędu wciąz leciała naprzód, choć dużo wolniej. Pięść bezsilnie poleciała naprzód otwierając się, by docierając do Hiroshiego złapać go za ubranie bezradnie próbując powstrzymać resztę ciała przed upadkiem na ziemię. To w tym momencie otoczka świata pękła, wskutek wyrastających spod ziemi gigantycznych... regałów. Regałów zapełnionych książkami, przynajmniej w większości. Florance jakimś cudem znalazł się na krawędzi jednej z tych półek wysoko nad kamienną posadzką, na której między dwiema ogromnymi ścianami literatury znajdowała się cała reszta. Krótkowłosa uniosłą głowę, a właściwie jej większość w kierunku Hiroshiego. Jakim cudem właściwie ona jeszcze żyje? Każdy z przypadków z którymi mieliście doczynienia już dawno by się przecież rozprysł!
- Sczeźnij... w piekle... wysłanniku Śmierci. - wydusiła z siebie, wciąż nie puszczając jego koszuli. Nie wyglądało na to, by miała siły cokolwiek jeszcze zrobić. A jeśli nawet, to chyba brakowało jej do tego determinacji. Jej dłoń powoli wypuściła materiał, opadając na posadzkę. Zdążyła jednak podeprzeć się na łokciu, by nie wyłożyć się całkiem na ziemi. Ogień się po niej rozprzestrzeniał, by już wkrótce pochłonąć ją w całości. Nawet mimo to nie traciła swej pofragmentowanej sylwetki, wyraźnie opierając się rozpryśnięciu. Bez żadnych znaczących ruchów oczekiwała, gotowa na dobicie.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi dyszał bardzo ciężko. To było dla niego wyjątkowo traumatyczne. Spojrzał krótko w stronę Florance'a:
- Zajmij się Hitomi. To teraz priorytet - następnie spojrzał na przeciwniczkę, a raczej to, co po niej zostało - Nigdy nie miałem zamiaru zabijać tej twojej... przyjaciółki. Tej Keslun. Nie byłem w stanie już powstrzymać ataku. Mówiła, że masz żyć i uwolnić je, prawda? Czemu miałbym cię nie dobijać? Napadasz na niewinne osoby, odbierając im ich życie, gdy niczym sobie nie zawinili. Jesteś napastnikiem i zabójcą. Czemu, pomimo tego wszystkiego, mielibyśmy dać ci tą szansę?

Plant Akaru: Florance zostawił karabin za sobą i po półkach zszedł na dół. Kierował się już ku Hitomi gdy usłyszał słowa Hiroshiego na temat dawania kolejnej szansy. Zatrzymał się w pół kroku, nasłuchując i czekając odpowiedzi. Może będzie chciała na koniec się wygadać. Wyjaśnić, czemu znowu nas zaatakowała. O co chodzi z tym posłańcem śmierci? Czy ktoś ją nasłał?

Jedius III Катюша: Florance odstawił karabin na półkę, obróciwszy się i zaczynając schodzić po półkach w dół, niemal jak po drabinie. Hitomi wciąż była pod wpływem szoku, jak i niewyobrażalnego bólu, reagując dokładnie tak jak każdy normalny człowiek przy utracie ręki. Hiroshi zaś podjął rozmowę z przegraną. Nie odpowiadała mu od razu. Wyraźnie potrzebowała chwili na zebranie myśli. usiłowała chyba nawet unieść głowę, ale najwyraźniej nie była w stanie zrobić teraz nawet tego.
- Nawet ślepiec mógłby powiedzieć kim jesteś po tych słowach. Jesteś taki sam jak ona, Śmierć. Ta, którą nosisz w swym sercu. Próbujesz obrócić wszystko na swoją stronę. Chcesz, byśmy to to my byli nazywani tymi złymi. Będziesz bawić się z ofiarą tak długo aż nie zostaniesz w pełni usatysfakcjonowany swoją wyższością. Stoisz gdy leżę przed tobą i nie dobijesz mnie, póki nie stanie się całkowicie jasne, że wszystko co robisz jest jedynie wymierzeniem sprawiedliwości. Że wysyłając nas do piekła na wieczne potępienie nie robisz nic innego, jak oczyszczenie tego świata ze zła. Wybacz, ale nie będę z tobą dyskutować, wysłanniku Śmierci. Wolałabym już zostać pożarta przez pomniejszego Bezcielesnego. Leżę bezsilna, droga wolna - pozbądź się mnie, nim sięgnę do twojego gardła. Ale wiedz, że to nie będzie mój koniec. Za to, co zrobiłeś Keslun znajdę sposób by wyrwać się z Bezkresu. Wrócę do ciebie. I zrobię wszystko, by nikt nie był w stanie ciebie zapamiętać. - podczas jej przemowy było widać, że fioletowy płomień zaczyna ją zjadać. Jej lewa noga zaczynała znikać, poczynając od stopy. Pod koniec wypowiedzi ten sam proces zaczął się i przy drugiej nodze, gdy pierwsza nie istniała już do kolana. Wyglądało na to, że nawet na rozmowę nie zostało już wiele czasu... chyba, że bylibyście w stanie jakoś temu zaradzić.

Kamila Kalisz: Pod wpływem bólu, dziewczyna krzyczała, płakała i jęczała z bólu, co mogło być dość irytujące dla Floranca, który starał się dosłyszeć słowa halabardzistki. Co dziwne, niedługo po rozpoczęciu przez tamtą wypowiedzi, czarnowłosa umilkła z zamkniętymi oczyma. Całkiem możliwe, że... zwyczajnie zemdlała z bólu.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Jestem winien jej śmierci, masz rację, jednak czy ty, rzucając się na Hitomi i próbując ją zaabsorbować różnisz się czymkolwiek? Spójrz mi w oczy, "Hera". Czy naprawdę nie widzisz, że chcę wierzyć w to, że jest inne rozwiązanie niż zaprzepaszczenie poświęcenia twojej przyjaciółki? Może noszę w sercu śmierć, ale nią nie jestem. Podaj mi jeden, chociaż jeden powód, czemu mielibyśmy ci zaufać.
- Jeśli nie da mnie, bo mną gardzisz, to dla Keslun.

Plant Akaru: Obrócił się na pięcie i szybkim krokiem podszedł do dwójki. Nie wyciągnął broni, by brat nie rzucił się na niego od razu z tłumaczeniami. Ale to co trzeba było uczynić było dość...oczywiste. Florance nie do końca ufał po tym wszystkim czemukolwiek, w czym nie miał bezpośredniego udziału.
-Hitomi nic nie będzie. Nie może się wykrwawić a płomienie jej nie połkną.-rzucił, zaraz pochylając się nad kobietą.-Pamiętasz mnie? Będąc zupełnie szczerym, nie wiem o czym mówicie. O śmierci, o sercach, o robieniu za tego złego. Wiem jedno. Byliśmy już raz w podobnej sytuacji. I zarówno ty jak i mój brat chyba o czymś zapomnieliście.-sięgnął do kieszeni kurtki, dłonią wyczuwając rękojeść rewolweru.-Mogliśmy się rozejść w swoje strony. Jednak zaatakowałaś nas ponownie. I jak już wtedy mówiłem, nie jestem potworem, ale nie jestem i głupi. Może gdy te płomienie cię pożrą, przestaniesz istnieć. A może i wrócisz.-wyciągnął broń i przyłożył ją do jej głowy.-Nie mogę ryzykować drugiej opcji. Wybacz.-pociągnął za spust wraz z wymówieniem ostatniego słowa

Nihi Nihi Nihi Nihi: W momencie, gdy tylko Florance sięgnął do kieszeni kurtki, Hiroshi od razu gwałtownie się zerwać, by zagrodzić mu drogę.
- Ostatnie słowa. Chcę je usłyszeć. Czy nie rozumiesz, że tu chodzi o coś więcej, niż tylko to, że sobie na nas zapolowała? Jeśli swoimi słowami nas nie przekona, sam to zakończę, tak jak sam to zacząłem. Dobrze? Mordobicie o to, kto miał dziecinne racje mamy już za sobą, Florance.

Plant Akaru: Wyciągnął tylko rewolwer i po chwili milczenia podał go bratu kolbą do przodu.
-Jeden warunek. Nic o przekonywaniu. Miała swoją szansę. Daj jej przemówić i zakończ to, nim zniknie.
Obrócił się i powędrował do Hitomi by w końcu zająć się jej stanem. Z racji niematerialnosci wszystkiego co posiadają bez żalu wyciągnął swojego Stimpaka i zaaplikował go w pozostającą rękę dziewczyny.

Jedius III Катюша: Florance był zdecydowany, by zakończyć to tu i teraz. Kiedy jednak pociągnął za spust, jego dłoń zostałą w ostatniej chwili odepchnięta na bok przez Hiroshiego. Kula trafiła w posadzkę, sprawiając, że trafiony kafel błyskawicznie stał się czarny. Cały. Idealnie po brzegi, nie więcej, nie mniej. Ale chyba nie było to w tej chwili najważniejsze. Wyglądało na to, że Herze udało się zebrać siły do ponownej wypowiedzi.
- Chcesz mi zaufać, gdy ja nie ufam tobie? Jak głupia musiałbym być, by cokolwiek powiedzieć któremukolwiek z dwulicowych potworów, takich jak ty? Twoja bezczelność jest odrażająca. I jeszcze... bezcześcić jej imię w tak obrzydliwy sposób. Nie pozwalam ci na tą obrazę. Nie chciałaby nigdy być wspomniana przez kogoś takiego, jak ty. I... jedynie przeze mnie jesteś w stanie ją wywoływać. - jej ciało zniknęło już powyżej pasa. Zaczęła opadać coraz niżej na jedynej ręce. - Wiedzcie, że wasza tyrania dobiegnie końca. Nawet jeśli ja nie jestem już zdolna im pomóc, znajdą kogoś nowego. Kogoś, kto zatryumfuje, gdzie ja okazałąm się zbyt słaba. - przewróciła się na bok, nie mogąc już dłużej utrzymywać się na ręce, która sama zaczęła zanikać. Wyglądało na to, że nie będzie w stym stanie powiedzieć już nic więcej.

W międzyczasie Florance podszedł do Hitomi, by tam zaaplikować jej strzykawkę w wolne ramię. On sam nie był w stanie zauważyć żadnych efektów, ale mogła odczuć je Hitomi. Nie było to nic przyjemnego. Najpierw ktoś wbił jej igłę w rękę, a potem jeszcze coś się z tej igły wydobyło, z bolesnym uczuciem rozsadzana ręki od środka. Tyle dobrze, że nic takiego się nie stało. Ale wciąż bolało. I wcale nie pomogło.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi westchnął, odkrzykując:
- Florance! Absolutnie -ostatnia- szansa, na moją -absolutną- i -wyłączną- odpowiedzialność!? - bardziej brzmiało to jak prośba, niż oferta - Ja będę po tym sprzątał, nie ty!

Plant Akaru: Wstał i obrócił się. Zaczął się zastanawiać, czy jego brat naprawdę był tak głupi. Ten ktoś ich bezpodstawnie nienawidził i próbował dwakroć zabić. Poza tym, Florance już raz mówił, że nie da jej następnym razem szansy.
Chłopak sięgnął do kabury po Zeriala, wycelował w miejsce gdzie leżały resztki Heradvisier i pociągnął bez słowa za spust.
-Tu nie ma czego sprzątać.-skwitował, chowając broń.-Vei.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi widząc, że jego brat zaczął już sięgać po coś, odruchowo zasłonił ją gwałtownym wejściem na linię strzału, licząc na to, że ten się zawaha. On sam nie wahał się już ani na chwilę. Przyłożył dłonie do jej pozostałości i skupił się na czymś z całej siły. Z całej woli. Z całego pragnienia, by przekazać jej poprzez swoje dłonie część swojego nasycenia, część swojej energii - tak, by ta mogła zacząć odzyskiwać część swojej formy.

Jedius III Катюша: Widząc na swojej drodze plecy brata, Florance zawahał się przed wystrzałem. Hiroshi skupił się wtedy na próbie pomocy zanikającej już sylwetce Hery. Próbował przekazać jakoś swoją energię, jakoś zaopatrzyć ją w potrzebne siły... doznał wtedy chwili olśnienia. Wiedział, że nie może jej pomóc... nie taki, jakim jest teraz. Ale posiadał w sobie cząstkę, która bez wątpienia jest w stanie jej pomóc. Cząstkę, której wywołanie po raz na pewno pozbawi go sprawności na niewiadomy okres czasu. Czy się opłaca... musiał zadecydować sam.

Plant Akaru: Przez chwilę chciał opuścić broń, widząc, że bark brata był uniesiony. Zadziałał pochopnie i może faktycznie nieśłusznie podejrzewał, że Hiroshi nie będzie w stanie pociągnąć za spust. Może faktycznie wyciągnięcie broni było zbyt gwałtowne a on zakończy to na własnych warunkach. Brakowało jednak jednej rzeczy.
Wystrzału.
Florance przykucnął opuścił broń, celując między nogi brata, we wciąż leżące tam ciało. Nie czekając ani chwili, wielokrotnie pociągnął za spust. Nie wiedział, czemu tak złe przeczucia miał wobec pozwoleniu tej kobiecie na odejście w sposób 'naturalny'. Naprawdę nie ufał całej tej sytuacji.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi otworzył szerej oczy, gdy odkrył, że nie jest w stanie załatwić tego inaczej niż poprzez użycie tego słowa. Część jego chciała bardzo to zrobić, jednak z drugiej strony miał... Hitomi i Florance'a do ochrony. Czuł pewną niesprawiedliwość. Dlaczego tak musi być? To niesprawiedliwe. Gdyby tylko nie nadużywał swoich mocy w ten sposób, gdyby tylko nie był takim bezmyślnym szczylem...
Mogłaby dalej egzystować. Co to byłby za problem, użyć swoich cudownych mocy i zwrócić jej umiejętności? Hah, żaden. Ale musiał to wszystko roztrwonić. I pomimo najszczerszych chęci... nie potrafił jej pomóc. Łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Uśmiechnął się, ale był to żałosny uśmiech, spojrzał na nią, mówiąc lekko łamiącym się głosem:
- Przepraszam. Tak bardzo przepraszam, jestem taki beznadziejny. Nic już nie mogę dla ciebie zrobić. Może uda mi się u niej wstawić! Przepraszam, przepraszam...! - po czym pociągnął w końcu za spust, kończąc jej egzystencję.

Plant Akaru: Podniósł się do pionu i schował broń gdy tylko usłyszał huk wystrzału.
-Vei.

Jedius III Катюша: Nawet, jeśli tego nie chciał, zmuszony był to zrobić chociażby z powodu sytuacji. Do tego był pomaglony tym, co wykonywał Florance. A mianowicie rozpoczęcie ostrzału pod jego nogi. Nie było więc już innego wyjścia. Starszy akaru pociągnął za spust, wypalając w niekompletną głowę. Ta w mgnieniu oka rozprysła się dookoła tysiącem fioletowych iskier. Po Herze nie zostało już nic, poza słabym śladem płomienia słabo imitującego jej sylwetkę na ziemi. Florance podniósł się do pionu i schował broń gdy tylko usłyszał huk wystrzału. Miał właśnie wypowiedzieć słowo które miało ich stąd zabrać, ale zamiast tego poruszył jedynie bezgłośnie ustami.
Wszędzie zapadła cisza.
I wśród tej ciszy, bez żadnego dźwięku, cały jego świat został jakby zdmuchnięty, niczym pył, zanurzając się całkowicie w czerni. Czerni, pośród której staliście, klękaliście bądź leżeliście o dziwo widząc wszystkich siebie nawzajem. Nie tylko siebie, ale również ślad płomieni po kobiecie. To, oraz...

Nową postać. Kobietę, ubraną w zieloną suknię, która zbliżała się ku wam pchając przed sobą coś, co chyba było drewnianą taczką przykrytą białą plandeką. Była ruda. I wyglądało na to, że z czubka jej głowy wyrastałą w górę para... uszu. Kocich uszu. Nie potrzeba było nawet jej znać by zdawać sobie, że jest kimś ważnym. Cholernie ważnym. Od jej prezencji biła silna aura. Przeraźliwy chłód. Chłód... śmierci.
Hiroshi dobrze wiedział, kim jest. Dlaczego tu jest, czego może chcieć mógł domyślić się, gdy zatrzymałą swoje kroki tuż przed nim. Nie odezwała się ani słowem. Z szerokim, pewnym siebie uśmiechem wskazała otwartą dłonią na "ziemię" przed nim. Ten mógł zauważyć, że pozostałości ognia fioletu kończył się właśnie zbierać w jednym punkcie, formując... czaszkę. Ludzką, półprzeźroczystą czaszkę. Śmierć przeniosłą wtedy wskazanie dłonią na przykrytą taczkę, chwilę potem krótko spoglądając w stronę Florance'a. Spojrzenie to choć wcale nie wyglądało na nieprzyjazne, tak czy siak było bardzo... nieprzyjemne. Dało się właściwie odnieść wrażenie, że gdyby patrzała na niego dłużej, mogłoby go to zabić. Nie robiła tego jednak, chyba na szczęście. Powoli opuściła wzrok na taczkę, oczekując wśród absolutnej ciszy.

Bez słowa powoli sięgnął po czaszkę, którą zapewne chciała, by umieścił w taczce. Zatrzymał się tylko pod sam koniec, spoglądając na nią. Po chwili ciszy odezwał się:
- Mogłaby być dla mnie nieocenionym atutem, jeśli tylko mógłbym ją zachować i nauczyć się nad nią panować. Coś, co pozwoliłoby na szybszy sukces. Ale wypada spytać... właściciela, prawda? - wyraźnie odnosił się z ostatnim zdaniem do kocicy. Jego głos nie brzmiał całkowicie pewnie, jednak z pewnością wyglądało na to, że nie mówi tego tylko w formie wymówki, by próbować ją zachować.

Jedius III Катюша: Chłopak nie doczekał się jednak odpowiedzi. Zamiast niej, kocica ponowiła jedynie wskazanie na taczkę przykrytą plandeką.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Przytaknął więc, odkrywając powoli taczkę, by umieścić w środku tą czaszkę. Wiedział, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Śmierć się nie targuje.

Jedius III Катюша: Unosząc plandekę mógł zauważyć, że w jej środku znajdowały się już dwie inne czaszki, na samym dnie. Dopiero po chwili, tak jak i Florance zresztą, dojrzał siedem liter wypalonych na przedzie pojemnika. Zdaje się, że określały one właściciela.
"H I R O S H I".

Plant Akaru: Bez słowa zasiadł koło nieprzytomnej Hitomi, obserwując tylko z daleka całą sytuację.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Przełknął ślinę, przytakując powoli.

Jedius III Катюша: Śmierć odczekała cierpliwie, aż ten umieści czaszkę wewnątrz, a następnie ponownie przykryje taczkę plandeką. Zdaje się, że mógł w tej chwili przez krótką chwilę poczuć dłoń na swojej głowie - gdy jednak uniósł wzrok, ta stała już wyprostowana, ujmując oba uchwyty pojemnika. Nie było nawet czasu na jakiekolwiek pożegnanie. Był to moment, w którym zamroczyło każdego z was. Każdego, bo przecież dusze nie mogą być nieprzytomne.

Obudziliście się dopiero siedząc bądź częściowo leżąc w śniegu. Tu rzeczywiście okazało się, że Hitomi jest nadal nieprzytomna. Zdaje się, że utrata krwi tak na nią wpłynęła. Nie było za to nigdzie... Yeshit. Jej ciała, czy w ogóle, śladu po niej.

Plant Akaru: Gdy tylko się ocknął spojrzał dokładniej na ranę Hitomi by ocenić, jak bardzo te całe Stimpaki zasklepiają zranienia. Przewiesił karabin ponownie przez ramię i wziął nieprzytomną na ręce.
-Potrzebujemy transportu. I kierunku. Jakieś pomysły?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Wpierw spędzimy resztę dnia na łasce panny Marianelli. Sam transport i kierunek to za mało. Nie mamy niczego. A w ten sposób pozyskamy chociaż podstawowe informacje, ciepłe łóżko, posiłek oraz zrobi się coś z tymi brudnymi, mokrymi ubraniami. - spojrzał w jego kierunku dość pustym, przygnębionym wzrokiem. -To... zaoszczędziło mi najtrudniejszej części naszej rozmowy, po której miałeś nazwać mnie chorym psychicznie. - stwierdził niemrawo, prostując się - Póki co chcemy tylko być jak najdalej od tego pobojowiska.

Plant Akaru: Przez moment chciał powiedzieć coś o tym, że ma choroby psychiczne objawiające się czym innym niż kotami, ale ugryzł się w język. Nie odwrócił się w stronę brata, nadal rozglądając na boki.
-Fakt, twoja wersja brzmi lepiej. Gdzie zostawiliście torbę? Może nie zniknęła pod gruzem przez ten czas. Pytanie tylko, jak znaleźć blondwłosą? Kazała wam gdzieś czekać?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nie umawialiśmy się na konkretne miejsce. A torba była... w tamtym kierunku. - wskazał ręką kierunek, w którym zostawili biedną torbę z medykamentami - Choć nie sądzę, by coś z niej zostało.

Plant Akaru: -Chodźmy i sprawdźmy mimo to. Tylko nie każ mi tego nosić. Mam zajęte ręce.-idąc we wskazaną stronę nieprzerwanie się rozglądał. Za bezpiecznie wyglądającym miejscem, jakimś dymem wskazującym miejsce gdzie może ktoś rozpalił ogień, czymkolwiek

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Niezbyt to mi się podoba. - powiedział, idąc za nim dużo wolniej.
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 9:23 pm   

Kamila Kalisz: Dziewczyna ocknęła się gwałtownie, co mogło spowodować, że wypadnie z rąk Floranca. Jeśli jednak tak się nie stało mówi drżącym głosem - P-Postaw... mnie - Po tym jak Akaru odstawi ją na ziemie patrzy to na jednego, to na drugiego Brata. - Dachowiec...?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Zniknął. Zabierajmy się stąd.

Plant Akaru: -To nieco ułatwia sprawę.-odstawił ją zaraz na ziemię.-Znajdziecie wyjście?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Tak. W DRUGĄ STRONĘ. - Hiroshi wskazał za siebie - Naokoło. Bo z drugiej strony z kolei jest bitka Legii z drużyną Asa.

Kamila Kalisz: Jęknęła boleśnie kiedy upadła i patrząc na Floranca nieprzychylnie, mruknęła - Dzięki... - Po tych słowach wstałą i zaczęła badać swą ranę. Na słowa Hiroshiego kiwnęła głową. - Jak będzie chwila... musze wam coś powiedzieć

Plant Akaru: -A torba? Tam nie licząc medykamentów jest i amunicja. Mogę was potem dogonić jeśli zabierzecie to-wskazał kciukiem strzelbę na ramieniu.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Florance, wybacz, ale twój pomysł jest nierealny. To istne pole minowe. Nie mogę ci niczego zakazać, jak chcesz to idź. Torba nie jest warta twojego życia. Jak zginiesz to cię wyciągnę z piekła tylko po to, żeby znowu cię zabić, jasne?

Jedius The Tentaclemonster: Jak na potwierdzenie słów Hiroshiego, rozległa się kolejna "eksplozja". Odłamki gruzu porozwalane po ziemi zostały wyrzucone z wielką prędkością w powietrze na wszystkie strony, z czego jeden, wielkości pięści trafił Florance'a w udo. Normalnie pewnie nie bolałoby specjalnie mocno, ale po przeżyciach na arenie... na pewno było to odczuwalne.

Plant Akaru: Skulił się lekko pod uderzeniem, zaraz jednak prostując.
-...Punkt. Prowadź. Hitomi, dasz radę chodzić?

Kamila Kalisz: Kiwnęła głową w odpowiedzi i ruszyła w stronę w której nie ma uroczych wybuchów.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi ruszył więc szybciej, by jak najszybciej oddalić się od kolejnego, potencjalnego wybuchu.
- Jak ręka? Jeżeli się najesz, odeśpisz to, to zregeneruje się tam. To tylko jej odbicie, nie możesz stracić cielesnej kończyny przez utratę duchowej. - zagaił, odwracając się krótko do idących za nim.

Jedius The Tentaclemonster: Gdy chłopak o tym wspomniał, dopiero zwróciła na to uwagę. Już od dłuższej chwili ręka zwisała z barku bezwładnie. Podczas ciągle trwającego przypływu adrenaliny pewnie nawet tego nie zauważyła, ale gdy już się na tym skupiła mogła stwierdzić, że w ogóle nie ma w niej czucia. Jakby wcale jej nie posiadała. Do tego, wciaż czuła pieczenie na skroni, choć to z kolei trochę zelżało. I chyba już nie krwawiło, jakimś cudem.

Kamila Kalisz: Wstrząśnięta najnowszym odkryciem, zatrzymała się na chwilę. Pokręciła głową słysząc słowa starszego Akaru - Ja... ja jej nie czuje. Jakby... jakby była sparaliżowana. - Nie odwracając się do nich ruszyła znowu przed siebie.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nie martw się. To minie. Tylko musisz teraz na siebie uważać, w końcu tymczasowo masz rękę mniej. - odruchowo chwycił się za klatkę piersiową, wypuszczając ustami powietrze. - Musimy przeczekać, aż to się skończy. Nie rzucać się w oczy. Nikt nie może o tym wiedzieć. Nikt. Ani o tym czarnuchu, ani o tej scenie sprzed kilku chwil. Dobra?

Plant Akaru: -Czyli utrata głowy poza ciałem to wciąż problem-burknął tylko pod nosem, idąc dalej

Kamila Kalisz: - O czarnuchu... wiedzą

Jedius The Tentaclemonster: Zdążyliście się już oddalić kilkanaście metrów od miejsca w którym się ocknęliście, kiedy konspiracyjną dyskusję przerwała zupełnie nowa scena. Nad waszymi głowami rozległ się dziwny dźwięk, brzmiący trochę jak plusk wody - jednak dużo głośniejszy. Nagle, w powietrzu pojawiłsię jakiś pocisk, mknący w tym samym kierunku co i wy sami, wyprzedzając was. Uważniejsza obserwacja pomogła ustalić, że pocisk jest tak naprawdę człowiekiem. Małym człowiekiem. I najwyraźniej rudym. Przeleciał jeszcze dobre pięćdziesiąt metrów, póki nie wylądował z hukiem gdzieś przed wami, strącając po drodze murowaną ścianę i wzbijając tumany kurzu. Ciężko było powiedzieć, czy ktokolwiek byłby w stanie przeżyć coś takiego. Ale za to łatwo było się domyślić, że był to skutek walki z tym całym "czarnuchem" gdzieś za wami. Najwyraźniej nie byliście jedynymi, którzy na niego natrafili. A przynajmniej tyle mogli wiedzieć bracia Akaru.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi zerwał się biegiem, by do niego doskoczyć i obejrzeć jego stan. Zwraca szczególną uwagę na to, czy widać jakieś rany wymagające natychmiastowej pomocy.
- Hitomi, będzie potrzebna ekspertyza. Dasz radę?

Plant Akaru: Młodszy z Akaru westchnął tylko ciężko, dreptając za bratem.

Kamila Kalisz: Pobiegła za resztą drużyny i uklękła w śniego-błocie mając nadzieje na sprawdzenie stanu osobnika... rudego.

Jedius The Tentaclemonster: Przyspieszyliście. Nawet, jeśli cięzko było się poruszać na terenie zniszczonego, podmokłego miasta czy raczej jego wraku, nie zajęło wam to więcej niż pół minuty. Hiroshi dotarł na miejsce jako pierwszy, Hitomi niemal zaraz za nim, Florance ociągał się mocno z tyłu. Mógł też narzekać pod nosem na wagę karabinu.
Jak się okazało, rudy był tak naprawdę rudą. Rudą, którą widzieliście już wcześniej. Ba, nawet się z nią pojedynkowaliście. "Wróbel", czy... Teikka. Leżała właściwie wbita plecami i zadem w "zaspę" z gruzu i połamanych mebli, ciężko oddychając. Patrzyła przed siebie spod byka jednym okiem, bo okoice drugiego miała napuchnięte na tyle, że pewnie nie mogła go otworzyć. Ognista barwa jej włosów zmieszana była mocno z ciemną czerwienią krwi, która pokrywała zresztą też sporą część jej ciała i poszarpanego ubrania. Oddychała ciężko, łapiąc oddech przez świszczące gardło. Musiała mieć rozcięte czoło pod przyklejoną potem i krwią grzywką, podobnie pewnie jak Hitomi. Cholera też wie co ma na plecach albo z tyłu głowy - w końcu tymi częściami ciała lądowała - acz tego się raczej nie dowiecie póki jej nie wyciągniecie. Ale tak poza tym, to chyba nie wyglądało na to, by cokolwiek miała choćby złamane. A powinna mieć, biorąc pod uwagę co w ogóle właśnie przeżyła.
Ponadto, nie była tu sama. Nie dalej jak kilka metrów od niej siedziała Sza z szeroko otwartymi ustami w zdumieniu. Na pewno była pod wpływem szoku widząc, jak ktoś przyleciał w jej pobliże. przewrócona puszka między jej nogami została chyba niedawno przez nią upuszczona wskutek własnie zaskoczenia. I najwyraźniej nie była w stanie nic z siebie wydusić.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi w tym momencie zignorował Szę, przyglądając się dokładniej ranom. Skąd krwawi i czy jest tu coś nadzwyczaj poważnego, co trzeba zatamować już teraz. Klepnął ją kilka razy po policzku, odzywając się głośniej:
- Słyszysz mnie?! - niezależnie od odpowiedzi, jeśli nie znajdzie na "jej przodzie" niczego wymagającego natychmiastowej opieki, spogląda na Florance'a, mówiąc:
- Musimy ją obrócić na bok. Fatalnie wylądowała, tam może być coś naprawdę poważnego.

Kamila Kalisz: - Tylko delikatnie. Mogło coś jej przebić plecy. Nie szarpcie - powiedziała po chwili ciągle zaskoczona faktem, że ruda żyje

Plant Akaru: Podszedł i pomógł bratu jak najdelikatniej obrócić ranną jeśli zajdzie taka potrzeba. Jeśli nie po prostu podszedł i ukucnął koło niej, również spokojnie obserwując proces leczenia.
-Znowu zgubiłaś brata?

Jedius The Tentaclemonster: Hiroshi zarządził, że dziewczynę należy odwrócić na bok, brat zbliżył się by mu w tym pomóc. Samo klepnięcie po policzku nie przyniosło żadnego skutku. Skąd krwawi? Na to było w sumie dość ciężko odpowiedzieć, bo teraz wyglądało to jakby... z nikąd. Niemal tak, jakby wszystkie jej rany błyskawicznie się zasklepiały.
Gdy oboje bracia dźwignęli ją za barki unosząc z miejsca, ta jęknęła głośno. I wkrótce nawet wiedzieliście już, dlaczego. Z dziury w której leżała sterczał osrty, gruby pręt długości połowy przedramienia, po którym ściekała teraz jej krew. A w samych plecach miała okazałą dziurę. Zdecydowanie nie było to nic przyjemnego, nawet do patrzenia. A jednak, ta była bardzo opornym pacjentem. Uniesiona przechyliła się naprzód by upaść na kolana, a następnie odepchnąć od siebie obu braci zamaszystymi rychami rąk - najpierw Hiroshiego, potem Florance'a. Co ciekawe, zrobiła to bez najmniejszego problemu - młodszy aż wywrócił się w tył wskutek odepchnięcia. Odcharknęła po tym, upadając na czworaka i splunęła na ziemię przed sobą czerwienią. I znów zamarła w bezruchu, ciężko oddychając ze świstem.

Plant Akaru: Podniósł się do siadu i spojrzał na Szę. Uznając że wykonał swoją część roboty zaangażował się w tzw. small talk wypytujac małą o jej brata i co tu robi.

Kamila Kalisz: - O cholera. Ten pręt tamował krwawienie - Powiedziała widząc zakrwawiony kawałek metalu i dziurę na jej plecach. Popatrzyła na nią w zaskoczeniu. Jak ona może mieć jeszcze tyle siły...? - trzeba to zatamować jakoś

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Chyba nie masz zamiaru tam wracać? Tymi ranami trzeba się zająć, jak najszybciej. - zmarszczył brwi, spoglądając z wyraźnym niepokojem na tą dziurę. Zastanowił się chwilę, czy byłby w stanie za pomocą swojej cząstki ją uleczyć. I... czy jest taka potrzeba. Nie wygląda na umierającą - Zostań tutaj. - rozejrzał się po swoich kieszeniach szukając czegokolwiek, co mogłoby pomóc w zatamowaniu krwawienia.
[23-02-2013 19:14:59] Jedius The Tentaclemonster: Hitomi słusznie wytknęła dość istotny fakt. Rana na plecach dziewczyny była poważnym zagrożeniem życia. To jest, właściwie dla każdego takie dźgnięcie oznaczało by śmierć, nie wiadomo w sumie nawet czy nie dosięga ona serca - na pewno pokiereszowało jej płuca. A do tego, krew leje się stamtąd strumieniem, na pewno też zalewając jej też właśnie narząd oddechu. W trakcie wypowiedzi Hiroshiego, ta uparcie zaczynałą się podnosić, stawiając pod siebie najwpier jedną nogę, potem unosząc tułów. Oparła się rękoma na kolanie starając się dźwignąc do góry. Chłopak zaczął panicznie sprawdzać czy ma czym zatamować krawienie. Ołówek...? Harmonijka...? Właściwie, to byliście w posiadaniu jeszcze jednej strzykawki zabranej z torby medycznej. Jeśli w przypadku Hitomi pomogło, może i tu będzie miało jakiś skutek. Pod warunkiem oczywiście, że ta znowu nie odepchnie tego, kto będzie próbował jej pomóc.

Sza wreszcie ocknęła się z osłupienia. Pierwsze co zrobiła, to podniosła z ziemi dwie srebrne puszki, przyciskając je do siebie - tę otwartą, najwyraźniej już pustą, zostawiła. Potem spojrzała na Florance'a i chyba nie wiedząc co odpowiedzieć, pokręciła szybko i gwałtownie głową przecząco.

Zdawało wam się, że gdzieś z oddali słychać jakąś muzykę. Właściwie, to tylko Hitomi i Florance'owi, temu drugiemu trochę wyraźniej. Gdzieś na zachód, jakby ktoś grał na trąbce. Z jakiegokolwiek powodu miałby to robić. Chyba, że to tylko jakiś głupi zwid.

Plant Akaru: -Spokojnie, nic nie chcemy ci zabrać. Jeśli nie zgubiłaś go, mogłabyś nas za chwilę do niego zaprowadzić?-zawsze to metoda transportu albo chociaż schronienie na parę godzin. Młodszy Akaru już nawet nie zwracał uwagę na pokiereszowaną rudą.

Kamila Kalisz: - Ona go nie znalazła - Odpowiedziała Florancowi i podeszła do kobiety od przodu. - Nie wstawaj. Słyszysz? Widziałam tą ranę. Pewnie masz przebite płuco. Nie pchaj się tam, do tych dziwnych wybuchów bo skończysz jako trup. Poczekaj. Postaramy się jakoś cię opatrzeć, tylko nam na do pozwól

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi westchnął ciężko i boleśnie. Odchrząknął głośno
- Są tylko dwa sposoby. Florance. Możemy zastosować drugiego stimpaka. - wyciągnął rękę w jego kierunku - Inaczej zginie. Chyba, że ktoś ma lepszy pomysł?

Plant Akaru: Młodszy z Akaru spojrzał na swojego brata. Czy on naprawdę liczył na to, że zmarnują ich ostatnie lekarstwo dla nieznajomej im osoby? Cóż, miał Stimpaka ale...Mógł jeszcze chwilę zgrywać głupiego. Może Hiroshi się nie spostrzeże.
-Po tamtej...walce użyłem go na Hitomi by jej ręka szybciej się zregenerowała. Wybacz.

Jedius The Tentaclemonster: [ Raider's March - http://www.youtube.com/watch?v=F7hrjLW5eTU ]

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Kiedy? Nie widziałem tego.

Plant Akaru: -Gdy zemdlała.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi westchnął tylko z wyraźną irytacją.
- Zmarnowałeś stimpaka. Brawo. Teraz będziesz musiał mnie nieść.
Złapał głębiej powietrze, ponownie podchodząc do niej bliżej. Wyciągnął dłonie przed siebie. Przełknął ślinę.

Jedius The Tentaclemonster: Teikka zgięła się gwałtownie w przód, po czym znów charknąwszy wypluła z ust więcej czerwieni. Wyglądało na to, że zaczynała się dławić. Ale wcale jej to nie przeszkodziło w próbach wstawania. Ba, nawet jej się to udało. Chwiejnie co prawda, potrzebowała szerokiego rozkroku i balansowania ręką by utrzymać równowagę - ale wstała, drugą dłoń mając już zaciśniętą w pięść i cofniętą z gotowością zadania komuś ciosu. Nawet, jeśli przeciwnika przed nią nie było. Gdy po dyskusji Hiroshi już wyciągnął rękę w jej stronę, ta postąpiła krok naprzód, nieznacznie się oddalając i zostawiając za sopą czerwony ślad. I wyglądało na to, że wcale nie ma zamiaru się zatrzymać.

Sza najwyraźniej też usłyszała dziwną muzykę, która była chyba coraz wyraźniejsza, jakby się zbliżała. Hiroshi również w końcu to zauważył. Chyba dało się też słyszeć jakiś dziwny rumor, który jej towarzyszył.

Plant Akaru: -Kawaleria czy okręt widmo z naszą zagładą?-Florance w końcu przestał ignorować muzykę, podnosząc się do pionu i spoglądając w tamtą stronę.-Czekamy czy idziemy dalej?

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi również postąpił krok naprzód, tuż za nią, dalej z poważną miną.
- S... Sa... - zaczął dukać drżącym głosem. Właściwie to wyglądało na to, jakby bał się wydusić coś z siebie. - Sal-l...

Kamila Kalisz: - No chyba nie chcesz jej tak zostawić! - Dalej stara się powstrzymać rudomonstera od zabicia się, ale stara się też być w odpowiedniej odległości od jej pięści, która mogłaby pewnie ją znokautować. - Zgłupiałaś? Zabiją cie tam! Pozwól sobie pomóc!
Odwróciła głowę na chwilę w stronę braci. - Może byś Mi tak pomógł ją powstrzymać Hiroshi?! Mam sprawną tylko jedną rękę, więc rusz tu swoje tłuste dupsko, zanim sama się tam przejde!

Nihi Nihi Nihi Nihi: Krzyk Hitomi wyrwał go z czegoś podobnego do letargu. Wpierw spojrzał na nią lekko zagubionym wzrokie, po czym przytaknął. Stanął przed Teikką i złapał mocno w pasie, w razie czego zapierając się o podłoże nogami.
- Nigdzie nie idziesz, póki nie zajmiemy się tą raną. Daj nam chwilę i będzie po wszystkim. - wypadałoby coś dodać, kurcze, nie ma żadnego argumentu, czemu miałaby tam nie wracać, który by do niej przemówił, chyba, że... - Zaufaj mi, jesteśmy profesjonalistami.

Kamila Kalisz: - Tylko go nie bij. Staramy się pomóc

Jedius The Tentaclemonster: Teikka zdążyła postawić dwa kolejne kroki wbrew krzykom Hitomi za jej plecami, póki Hiroshi nie zagrodził jej drogi łapiąc ją w pasie. Ta niemal od razu usiłowała odepchnąć go od siebie, ale najwyraźniej słabość i ból który bez wątpienia odczuwała wzięły górę. Odetchnęła kilka razu wysłuchując zapewnień pary i uniosła na chłopaka wzrok jednego oka.
- Nie... potrzebuję... niczyjej pomocy. - wydukała slabym głosem, próbując postawić kolejny krok naprzód mimo zapory - bezskutecznie. Na powrót pochyliła głowę. Nie odpowiedziała nic na dalsze słowa.

Sza zdawała się znać chyba skądś melodię trąbki. Widać to było po jej wyrazie twarzy. Rozpromieniła się, powstała szybko, a jeszcze chwilę później zaczęła podskakiwać w miejscu wypuściwszy puszki i machając ręką nad głową.
- Brat...? Brat! BRAAAT! TUTAAJ!
Coraz wyraźniejszy dźwięk muzyki zwiastował pojawienie się w oddali zarysu sylwetki transportera. Zdaje się, że warkot który towarzyszył muzyce był niczym innym, jak hałasem silnika który sapiąc usiłował przepchnąć pojazd przez trudny teren. Nie kierował się wcale dokładnie w waszą stronę, a raczej bardziej na południe. Nie zmieniało to jednak faktu, że skoro Sza go rozpoznała, mogła to być zawsze jakaś pomoc. Zresztą, małą wcale nie usiedziała długo na miejscu. Porzuciwszy swoje puszki wystrzeliła naprzód, biegnąc w stronę źródła muzyki. A biegła cholernie szybko.

Plant Akaru: Nie cierpiący marnotrastwa młodszy z Akaru schylił się po puszki i podniósł je, chowając do pozostałości miejsca w kieszeniach kurtki. Po wyprostowaniu się obrócił się do pozostałej dwójki.
-Słyszeliście ją, da sobie radę. Wytrwała tyle na arenie to i tutaj sobie poradzi. Chodźcie nim nasza przepustka zdala od tych ruin sobie odjedzie
Po czym począł dreptać za Szą, w stronę dźwięków

Nihi Nihi Nihi Nihi: Położył dłoń na jej głowie, delikatnie ją głaszcząc.
- Cii. Przyjęcie pomocy nie świadczy o słabości, tylko tym, że jest się na tyle inteligentnym, by nie szarżować we wszystko samemu. - spojrzał po tym na Florance'a, który oznajmił to, co oznajmił - Myślałem, że nie mam żadnej empatii po ostatnich wydarzeniach. Ale gdy słyszę twoją obojętność wiem, że to ktoś inny ma tutaj problem. - rzucił mu na odchodne, po czym spojrzał pytająco na Hitomi, która tutaj ma największe doświadczenia z medycyną.

Kamila Kalisz: -Traci siły... to zły znak. Krwotok utrudnia jej też oddychanie. Cholera. Mama mówiła mi, jak opatrywać rany, by nie wdało się zakażenie ale to... to wymagałoby operacji. Cholera. Nie wystarczy przyłożyć bandaża i powiedzieć będzie dobrze. Jeśli nic nie zrobimy utopi się we własnych płynach. - Mówiąc to obeszła kobietę tak by stanąć za jej plecami i zobaczyć dokładnie ranę.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Gdyby Florance nie zużył tamtego... eech. Jest jeszcze jeden sposób. Ryzykowny, ale może zadziałać. Ale... boję się, wiesz? - uśmiechnął się nieco, raczej z poddenerwowania.

Kamila Kalisz: - Nie próbuj niczego głupiego, rozumiemy sie? Wystarczy, że muszę użerać się z tamtym kretynem

Jedius The Tentaclemonster: - Ni... nie będą się... ze mnie zn, znowu... smiali. Z...zostaw. - wydusiła z siebie ruda, ponownie próbując odepchnąć Hiroshiego. Choć ten się opierał, to jednak - ledwo co, ale wciąż - udało jej się wyszarpnąć z uścisku blondaska. Tylko po to, by kolejny raz wypluć na ziemię sporo krwi. - Nn... Nic mi... nie bedzie. T, tylko... idżcie stąd. Prz... przynaj... mniej... się odwróćcie.
Najwyraźniej argumenty Hitomi w ogóle do niej nie docierały. A rana wyglądała źle. Wręcz obrzydliwie. Widać było część jej wnętrzności, poruszających się przy każdym jej ruchu. Mięśnie pleców były rozerwane, nie powinna mieć w ogóle możliwości stać - a stała, i jeszcze była w stanie znów odepchnąć Hiroshiego. Skórzana kurtka była już nie czerwona, a praktycznie czarna.

Jeśli kierowcą pojazdu był faktycznie Jed, to rzeczywiście zauważył nawołującą Szę. Zakręcił w waszą stronę, poczenając się zbliżać poprzez góry i doły. Im bardziej się zbliżał, tym wyraźniej było widać pojazd - wyglądało na to, że ktoś siedział na jego dachu. Z tej odległości jednak nie można było powiedzieć, kto. Zresztą, kto niby mógłby jechać na jego dachu? I czemu tam, a nie w środku? I czy on w ogóle wie o tej osobie? Sza chyba się tym nie przejmowała, bo biegła po prostu dalej.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi westchnął szybko i ponownie stanął na jej drodze.
- Będą się śmiali, ha? To będą mieli ze mną do czynienia. I wypiję nawet tą paskudną wódkę, by ta wielka nie miała nic do gadania. Przegadam i przepiję ich wszystkich! - podszedł jeszcze bliżej, by unieść jej podbródek, by ich spojrzenia, oczy, się spotkały. Uśmiechnął się łobuzersko pomimo tego, że sam był obolały - Nie ryzykuj tego, że zginiesz. Wiem, że się niczego nie boisz. Ale wciąż wiszę ci lanie za tamtą walkę na turnieju, jasne?

Plant Akaru: Tymczasem, Florance się zatrzymał. Ktoś siedzi na dachu. Wcześniej nie miał żadnego towarzystwa więc kto to do cholery jest? Akaru ściągnął karabin z ramienia i użył zdekalibrowanej lunety w jedyny sposób do ktorego obecnie się nadaje- jako lornetki. Czym prędzej przyjrzał się zarówno osobie na dachu jak i pojazdowi. Jeśli to ktoś nieznany a tym czymś nie jest Alastor to próbuje krzyczeć za dziewczynką, by ta się zatrzymała. Niezależnie od efektu, odwiesza czym prędzej broń na ramię. Nie chce być przecież podejrzewany o agresywne zamiary.

Kamila Kalisz: - O cholera... jak ty stoisz...? Nawet nie myśl o walce. Masz pozrywane mięśnie, prawdopodobnie przebite płuco. Niewiele brakowało, a byś miała uszkodzony kręgosłup! Jeśli teraz się tam ruszysz zginiesz. Nie masz szans na powrót do walki jeśli chcesz przeżyć, a jeśli nie zrobimy czegoś z tą utratą krwi... nawet nie dojdziesz tam. - Popatrzyła niepewnie na kobietę, po czym na Hiroshiego. - Mamy jakąś wodę i czysty kawał materiału by uciskać ranę? Bo raczej nie mamy niczego by zszyć to.

Jedius The Tentaclemonster: Chwiejąc się mocno na nogach, Teikka znów uniosła wzrok na chłopaka. W ciągu jego wypowiedzi uśmiechnęła się słabo, prychnąwszy przy tym. Zdążyła jeszcze wydusić z siebie "Id... dioci...", nim przechyliła się naprzód, upadając. Bardzo możliwe, że słów Hitomi nawet nie dosłyszała. Na szczęście nie wyrżnęła o ziemię, bo starszy Akaru zdołała ją w porę pochwycić. Tak czy siak, wyglądało na do, że nie ma już sił by dalej stać - ale wciąż chyba jeszcze nie zemdlała. Tak czy siak, wypadało coś szybko zrobić. Woda, czysty materiał? Czegoś takiego chyba żadne z was nie posiadało. To jest, wody wokół było sporo, ale czystej - niekoniecznie.

Florance uniósł karabin, spoglądając przez lunetę. Hmm... kiedy pojazd był w trakcie zakrętu, chłopak mógłrzeczywiście zauważyć napis "ALASTOR" na boku kadłuba. Jeśli zaś chodzi o osobę klęczącą na jego dachu na kolano... nie, zdecydowanie jej nie znali. Czyba była do jakąs kobieta, która wcale nie wyglądała przyjaźnie. Czerwony, ubłocony podkoszulek odsłaniał całkowicie jej ramiona, pokryte licznymi tatuażami. Jeden miała też chyba na twarzy, na lewym policzku. Do tego, jej ciało było mocno poprzekłuwane. Aż dziw, że byłeś to w stanie dostrzec przez starą lunetę. Kolczyk w nosie, kilka w uchu, jeden z boku brody, przy brwi... a do tego krzykliwa, seledynowa fryzura z wygolonym jakimś znakiem na boku. Nie wyglądała wcale na uzbrojoną. I chyba udzielała instrukcji kierowcy w jakiś sposób, pochylała sie w dół i coś wskazywała, najwyrażniej przy tym krzycząc. Tak czy siak, na wszelki wypadek Florance polecił Szy zatrzymać się - ale ta wcale go nie posłuchała. Wredny bachor.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Cóż, czystego materiału na pewno nie mamy. Wszystko poszło razem z torbą. Czysta woda na pustkowiu? O tym raczej można zapomnieć. Możnaby niby zebrać, przefiltrować i przegotować, ale nie mamy na to czasu.

Kamila Kalisz: Czarnowłosa odezwała się głośniej - D-Dobra. Chyba wiem co musimy zrobić teraz. Hiroshi sprawdź czy ma spłycony i przyspieszony oddech. Jeśli tak, to wiem co trzeba zrobić i potrzebuje taśmy, czystego kawału materiału i czegoś by przemyć ranę. Bez tego nie zdołam jej pomóc. Może Jed ma? Posadź ją i pochyl do przodu. Nie pozwól jej się położyć za wszelką cenę, bo się utopi we własnej krwi

Plant Akaru: "Cholera jasna" były słowami notorycznie przetaczającymi się przez głowę Florka. Teraz pytanie brzmi, czy Alastor został ukradziony czy to naprawdę Iaedius. Tak czy siak, nie wydają się uzbrojeni a dzieciaka samego nie może zostawić. Szybszym krokiem potruchtał za nią, w każdej chwili gotów sięgnąć po rewolwer.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi wpierw sprawdził jej oddech, poprzez przystawienie swojej twarzy bliżej, by nasłuchiwać. Jeśli nie będzie wtedy dla niego za ciężka, popukał delikatnie w jej płaską klatkę piersiową by sprawdzić po dźwięku, czy płuco nie jest zapadnięte. Następnie zamanewrował tak, by usadowić nieprzytomną na klęczki, nieco pochyloną do przodu. W zależności od tego, jak jest z jej oddechem albo przytakuje do Hitomi, albo kręci głową.

Jedius The Tentaclemonster: Ustalenie planu i jego wykonanie. Hiroshi dość szybko potwierdził, że oddech rudej rzeczywiście jest nieco przyspieszony i płytszy niż normalnie. Samo sprawdzanie zapadnięcia płuca było dość kiepską wymówką by dotknąć klatki piersiowej dziewczyny, bo przez hałas coraz głośniejszej muzyki i warkotu silnika i tak nie mógł dosłyszeć nic tak cichego - ale i tak to zrobił. Następnie spróbował usadowić dziewczynę, ale zrobił to na tyle nieumiejętnie, że ta wyśliznęła mu się z rąk i upadła... Na rękę Hitomi, która w porę zareagowała. Mało brakowało. Przynajmniej potwierdziło się w tej chwili, że rzeczywiście jest cąłkowicie nieprzytomna. I że rana na plecach wciąż jest otwarta. Dziewczyna mogła poczuć, jak po jej dłoni spływa świeża krew.

Florance popędził za małą, ale w żadnym wypadku nie był w stanie dorównać jej tempa. Nie mając przy sobie tyle rzeczy. Nie, będąc tak cholernie zmęczonym. A to przecież właściwie początek dnia. Co z kolei mogło mu przypomnieć o jego tabletkach. Te chyba... przepadły.
Sza zaczęła zwalniać, aż w końcu się zatrzymała. Najwyraźniej i ona w końcu dojrzała osobę na dachu i chyba wcale jej nie znała. Nie podchodziła bliżej, ale też nie cofała się, gdy transporter podjeżdżał coraz bliżej, zatrzymując się kilka metrów przed nią z wciąż włączoną głośną muzyką.
- Salut, szczylu! - kobieta krzyknęła z dachu, podnosząc się na nogi i salutując niedbale, drugą rękę oparłszy na biodrze. - Kurwa, faktycznie podobna! ...a to kto? - przeniosła wzrok na młodszego z braci Akaru. W tym momencie otworzył się właz pojazdu. Wpierw wysunęła się z niego ręka chwytając za krawędź górnego włazu, potem... powoli wysunęła się głowa. Głowa owinięta bandażem na czole i boku twarzy, pobobnie jak i bark oraz cały bok tułowia, które można było zobaczyć już po chwili. Ale nawet pomimo tych opatrunków, wzrok Florance'a był w stanie jasno określić, kto to jest. Bez wątpienia - "Jed". Rozejrzał się krótko i najwyraźniej pierwsze co zauważył, to jakiś defekt.
- ...mówiłem NIE ruszaj tej anteny! - krzyknął z niezadowoleniem, wskazując jedną ręką w pobliże cięzkiego buta kobiety.
- Nie pierdol, jedynka! Lepiej patrz przed siebie!
Zrobił jak było mu polecone. Sza, trochę zdezorientowana zapytała krótko: "Brat...?" po czym, najzwyczajniej w świecie, jak dziecko które nie ma pojęcia co zrobić, rozbeczała się na miejscu. Iaedius natychmiast przewrócił się oczami i czym prędzej wygramolił z pojazdu, by potem zeskoczyć z jego boku i podbiec do małej, mało delikatnie przyciskając ją do siebie i głaszcząc ręką której dłoń również była w bandażu dziewczynkę po głowie.
- No już, zamknij się... ja się martwię, że po tym wybuchu coś ci się stało i lecę tu jak głupi, a tobie nie dośc że nic nie jest to jeszcze ryczysz. Po prostu się zamknij.
- To na pewno ona...? - seledynowa spojrzałą na dwójkę z góry, unosząc brew. Z tej odległości Akaru mógł zauważyć, że prócz węży, tygrysów i innych zwierząt które były przedstawione na tatuażach, ten na jej policzku był zielonym... właściwie to zieloną połową znaku Trefla, figury dobrze mu znanej z kart. Prawą połową. W sumie patrzył się w jej kierunku póki ta nie spojrzała się na niego - coś było w jej spojrzeniu, co kazało się natychmiast odwrócić. Szczególnie, w połączeniu z jej słowami.
- A ty, co się gapisz.
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 9:44 pm   

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Wybacz. Nie jestem przyzwyczajony do takich ilości krwi. - I on ją teraz chwycił ponownie, ponawiając próbę usadowienia jej, tym razem ostrożniej. - Przyśpieszony i płytszy oddech. Nie wiem co z płucem, bo nic nie słychać przez ten hałas. A jakby na to nie patrzeć takie opukiwanie może być odebrane dwuznacznie.

Kamila Kalisz: -Słuchaj. Jeśli się nie mylę, przebite płuco zapadło się i przy każdym wdechu wciąga do środka coraz więcej krwi. Musimy zatkać rane. Potrzebna jest najlepiej gaza, która swoją drogą przepadła razem z torbą i taśma. Oblepimy gazę tak, by nie przepuszczała powietrza. Zalepimy tak ranę, ale tylko z trzech stron. Dzięki temu płuco nie będzie zasysało do środka krwi, ale przy wydechu będzie wypychać z płuca krew. Dokładniej z rany. - Obeszła nieprzytomną i chwyciła ją jak najpewniej mogła. - Słuchaj. Leć do Jeda, i poproś go o pomoc. Potrzeba nam taśmy i gazy lub czegokolwiek czystego. Leć. Czas jest na wagę złota.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Ty przypadkiem nie biegasz szyb... dobra, nie patrz tak na mnie. - podniósł się z miejsca, jeszcze gładząc po głowie nieprzytomną na odchodne, po czym ruszył czym prędzej w stronę epickiego wejścia człowieka z własnym transporterem i małą dziewczynką.

Plant Akaru: -Nic ma'am, na nic się nie gapię ma'am.- Florance nieomal instynktownie zasalutował lewą ręką, skądkolwiek nagle wziął mu się ten nawyk. Chociaż nie dało się ukryć, że tatuaż na jej twarzy cholernie zwrócił jego uwagę i lampił się na niego dobre pół minuty. Gdy tylko się otrząsnął podszedł do obandażowanego i skinął mu.
-Czołem ponownie. Dasz się znowu wykorzystać do transportu? Jak widzisz nie za bardzo udało nam się tutaj osadzić na stałe. Pozostała dwójka zaraz powinna tu być...A, i ten.-stuknął palcem w pasek trzymający karabin-Dzięki. Był bardziej niż użyteczny.

Jedius The Tentaclemonster: Na podstawie swojego doświadczenia, czy raczej teorii której nauczyła się podczas nauk z matką w krypcie, Hitomi była w stanie całkiem dokładnie zdiagnozować problem. Wydała Hiroshiemu polecenie, które ten wykonał niemal od razu. Pobiegł ku dźwiękom muzyki, zostawiając Hitomi samą z Teikką. Usadowiona ruda może krawiła delikatnie mniej, ale tak naprawde niewiele miej. Kto wie, czy może wcale nie z powodu zmiany pozycji a faktu, że trochę jej już straciła. Wtedy, zauważyła, że ktoś się zbliżał. Ktoś nowy. Z kierunku, gdzie najpewniej wciąż toczy się walka. Była to kolejna dziewczyna. I do tego, też ruda, acz jej włosy były trochę dłuższe niż Teikki. Chyba któraś z jej znajomków... bądź sióstr. Niosła na ramieniu czerwoną torbę podróżną, zbliżając się biegiem. Była zdecydowanie młodsza. Właściwie, to to chyba dziecko. Pewnie niewiele starsza od Szy. Ilekolwiek w końcu Sza ma lat. W każdym razie, ta z torbą zakończyła swój bieg ślizgiem na kolanach tuż pod nieprzytomną, zaraz po krótkim wyskoku w trakcie którego krzyknęła "Z drogi!". Mają na twarzy szeroki uśmiech upuściła z brzękiem torbę na ziemię, od razu ją odpinając i wyciągając z jej wnętrza... butelkę wódki. Po tym zmierzyła Hitomi wzrokiem, jakby oceniając jej zamiary.

- Ghaha! - krótkim śmiechem kobieta skomentowała wypowiedź Florance'a, zeskakując z góry transportera. Gdy to zrobiła, nagle straciła tą swoją jakby groźną aurę. Pewnie dlatego, że okazało się, iż wcale nie jest taka wysoka na ją wyglądała kiedy stała u góry. Florkowi sięgała pewnie do ust czubkiem głowy, nadrabiając jeszcze trochę centymetrów fryzurą. Podeszła w stronę wciąż ryczącej Szy i Jeda, gdy ten właśnie odpowiadał na pytanie chłopaka.
- Nie wiem. Je jestem cholerną niańką, tak jak niektórzy to sobie ubzdurr-ghh! - przerwał, bo chyba każdy by to zrobił gdyby na jego twarzy spoczęła dłoń odpychająca na bok jego głowę. A to właśnie zrobiła jedna z rąk seledynowej. Druga zaś powędrowałą do kołnierza Szy, unosząc ją za nią do góry. Ta zaczęła się próbować wyrwać, ale zdecydowanie brakło jej siły. Nic zresztą dziwnego, była małą dziewczynką.
- No kurwa, podobna, ale to nie Siara... Chyba mnie--
- Co jest, powaliło cię? Zostaw ją!
- Jed z niezadowoleniem natychmiast ruszył z pomocą "siostrze" chwytając kobietę za przedramię, ale na pewno nie spodziewał się tego, że zachwilę jej druga ręka gwałtownie powędruje do góry a jej knykcie boleśnie spotkają się z jego żuchwą, nokautując go efektownym podbródkowym. Jeden cios wystarczył, by powalić go na ziemię, najwyraźniej bez przytomności. Potem, niska zaczęła potrząsać jeszcze niższą, tylko wzmagając jej rozpacz. - Szczyl! Jak jesteś Siarą, to gadaj, a jak nie, to... gadaj, gdzie jest!
Sytuacja zmieniła się w jednej chwili. Sza uciszyła się nagle, zerkając przez ramię w stronę leżącego Jeda. Tuż po tym pochwyciła obiema dłońmi trzymającą ją ręke, postawiła stopę na klatce piersiowej seledynowej, a drugą nogą szybkim kopnięciem uderzyła ją w jej brodę. Kontynuując ruch i wykorzystując fakt, że wskutek kopnięcia została pusczona, zroiła w powietrzu salto w tył i wylądowała miękko na nogach.
- Jeszcze raz tkniesz moją córkę, Klara, a stracisz wszystkie zęby. Jasne? I gadaj, co ty tu robisz. - niższym niż zazwyczaj głosem, odezwała się mała pouczającym, żeby nie powiedzieć wściekłym tonem, przecierając przy tym twarz z łez.
- Coc... co kurwa...? - "Klara" wrzuciła trafny komentzarz, chwytając się za obolałą szczękę. Sza, czy może nie-Sza odwróciła się wtedy przez ramię, wpierw mierząc wzrokiem Florance'a, a potem przekręcając się jeszcze bardziej, ku Hiroshiemu który właśnie dobiegał do grupy.

Plant Akaru: Zbyt zmęczony by zmienić wyraz twarzy na ten który oddałby jego zdziwienie, skwitował całość tylko jednym zdaniem:
-To ja wam nie przeszkadzam.
Zupełnie szczerze nie dbając o to co się właśnie stało z małą (co pewnie i tak jego brat będzie w stanie wytłumaczyć kiedy znów go spotka) podszedł okrężnie do znokautowanego i usadowił go w pozycji siedzącej i pstryknął parokrotnie przed jego oczami.
-Ejże ej, nie umieraj mi tu. Ja nie potrafię prowadzić Alastora.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi dobiegł, od razu spoglądając w kierunku nieprzytomnego.
- No świetnie! Miałem od niego pożyczyć medykamenty. Mamy tu osobę w krytycznym stanie. Sza, wiesz, gdzie je trzyma? Rozliczymy się później. - absolutnie zignorował wytatuowaną.

Kamila Kalisz: - Powiedz, że w tej torbie masz taśmę i jakiś czysty materiał... albo najlepiej gazę - Powiedziała wręcz żałośnie, patrząc na kobietę i nie ruszając się ani o centymetr. - Ona ma przebite płuco, które się zapadło, wiem jak jej pomóc ale nie mam czym... - Powiedziała i poptrzyła na alkohol. - A to mogłoby odkazić ranę... częściowo. - Oby ta mała miała to albo przynajmniej uświadomiła sobie powagę sytuacji...

Jedius The Tentaclemonster: Florance widać darował sobie próby zrozumienia co się dzieje. Udał się do nieprzytomnego, unosząc go nieznacznie i pstrykając mu przed twarzą. Nie wyglądało jednak na to, by jakkolwiek mu to pomagało. Nadal zero reakcji.
- Nie ma żadnych medykamentów. I tak by ci pewnie nie dał. - odpowiedziałą Sza, niskim tonem. - A ty lepiej się wytłu--
- Siaaaraaa! Nawet nie wiesz, jak tęskniłam!
- zwrócenie się małej ku mniejmałej zostało natychmiast przerwane silnym uściskiem seledynowej, która objęła Szę na tyle mocno, że wydusiła z niej całe powietrze. Ta widać usiłowała odepchnąć ją od siebie, ale ponownie, za mało miała siły. Dopiero wsadzenie palców do oczu pomogło. Sza wylądowała na ziemi, Klara się odsunęła.

- Eee, coś ty. Kto ma na to czas? - nie czekając na odpowiedź, młoda usiłowałą odkręcić butelkę. Po dwóch razach nie dała rady, więc najzwyczajniej w świecie uderzyła szyjką o jedną z cegieł, tłukąc ją. Od razu po tym złapała jedną ręką bark Teikki by ją bardziej pochylić do przodu, a drugą szczodrze polała ranę alkocholem. Żeby nie powiedzieć, że właściwie nalała wódki do Teikki innym otworem niż usta. Ta na pewno to poczuła, gdyż momentalnie się obudziła, znów zaczynając krztusić i wypluwając na ziemię przed sobą jeszcze więcej krwi. Mała wcale nie czekała na jej odpowiedź, tylko od razu polała jeszcze swoje palce, które następnie bez oporów wsadziła w dziurę w plecach, zaczynając w niej grzebać. Cokolwiek miała zrobić, to na pewno nie mogło się skończyć dobrze.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Wytłumacz? Byle szybko, ona tam umiera. Pogadać można w każdej innej chwili! - przestąpił z nogi na nogę - Jakiś czysty materiał?

Kamila Kalisz: - Przestań! Zwariowałaś! Chcesz ją zabić ?! - Czarnowlosa-pseudolekarka starała się jedyną wolną ręką złapać tamtą tak by wyciągnąć palce z rany. Całe zajście wywoływało u Hitomi odruchy wymiotne. Nie chciała nawet myśleć jak bardzo to to bolało ranną.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Jeżeli i na czysty materiał odpowie przecząco, biegnie z powrotem do Hitomi i Teikki.

Plant Akaru: -Cóż, nie mam chyba wyboru. Hiroshi, kiedy będzie tu Hitomi? Odjadę jak najdalej od Źródła w prostej linii nim ktoś kto wie więcej o innym mieście się zjaw-I wtedy do młodszego Akaru dotarły ostatnie zdania wymówione przez brata. Uświadomił sobie najwyraźniej, że nie ma szans na to że ta dwójka idiotów odpuści dopóki ruda nie wyzdrowieje. Albo nie umrze. Westchnął ciężko.
-Ej, Hiroshi.-wyciągnął z kieszeni kurtki Stimpaka i rzucił go dla brata po upewnieniu się, że ten patrzy i może go złapać.-NIC po drodze nie ma prawa was zranić. Właśnie skończyły się nam leki. A teraz zapierdalaj zanim ktoś tu się ocknie i zmieni zdanie.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Po pochwyceniu go spojrzał tylko na niego krzywo, wyraźnie niezadowolony z bycia okłamanym, po czym rzucił się do pseudolekarki.

Plant Akaru: Florance nie czekając obrócił się i zasiadł na miejscu prowadzącego przyglądając się całej elektronice i próbując przypomniej, jak Jed z niej wcześniej korzystał.
[23-02-2013 22:59:23 | Edited 23:21:57] Jedius The Tentaclemonster: Sza choć pewnie chciała odpowiedzieć, znów nie była w stanie wskutek ponownych uścisków Hiroshi otrzymał strzykawkę od Florance'a, a następnie ruszył biegiem w drogę powrotną. Florance zaś ruszył do transportera. W tym momencie, Klara ponownie została zmuszona do cofnięcia się, tym razem z powodu szarpnięcia za kolczyk w łuku brwiowym.
- Te, te dokąd! Transporter gość kradnie! - wrzasnęła Sza, wskazując kierunek. Seledynowa natychmiast spojrzała w tę stronę, czyli tam, gdzie znajdował się Florance, usiłujący się wdrapać do górnego włazu, jako że ten był jedynym otwartym. Klara natychmiast rzuciła się w jego stronę, nim ten jakkolwiek miał szansę się wytłumaczyć szarpnęła go mocno za kurtkę bezproblemowo zrzucając plecami na ziemię. Chłopak od razu został przygnieciony do mokrej ziemi kolanem, a przed sobą mógł dostrzec uniesioną pięść gotową do zadania ciosu. A pamiętając, co się stało z Jedem mógł domyślić się, że to bedzie bolało.

- Że co? - Hitomi udało się wyciągnąć rękę rudej z ciała drugiej rudej. Ta spojrzała się na nią zdziwiona, jak się patrzy na osobę która gada niestworzone rzeczy. - Chyba wiem lepiej, nie? Nie umiesz zostaw. - dodała po chwili, z oburzeniem. Hitomi zmuszona była w tym momencie puścić rękę dziewczyny. A było tak dlatego, że... była gorąca. Cholernie gorąca. Na tyle, że się nią poparzyła. Teraz też zauważyła, że z rany Teikki wydobywa się dym, a do tego w powietrzu czuć... mocny swąd. Spalenizny.

Hiroshi był w połowie drogi powrotnej.


Kamila Kalisz: Hitomi syknęła gdy poparzyła sobie rękę i przestała przerywać "pomocy". - Może się nie znam, ale wypalenie rany nie wiele pomoże na przebite płuco, które się zapadło, a pomijając już to jedno, czy przypadkiem nie słyszała... pani? o tym, że z bólu też można umrzeć? Dlatego odradza się przypalania ran?

Nihi Nihi Nihi Nihi: Biegł, ile tylko miał sił w nogach, uważającc po drodze na wszystko, o co mógłby się potknąć. To lekarstwo mogło jej uratować życie, problem zniknie! Gdy już dobiegł na miejsce, krzyknął od razu:
- Mam stimpak! To powinno pomóc! Hah! - dobiegając prosto do nich.

Plant Akaru: -Chciałem tylko zobaczyć jak to działa gdyby on się nie ocknął i nie był w stanie prowadzić. Jest tu nieco wybuchowo i szczerze, nie chcę tu siedzieć dłużej niż muszę. Nie zamierzam odjeżdżać daleko ani was zostawiać. Spokojnie.- młodszy z Akaru rozłożył ręce na ziemi w geście poddania się.
-I ostrożnie z tą pięścią. I tak mam już chyba złamany nos.

Jedius The Tentaclemonster: Ruda popatrzyma na Hitomi z lekcewazeniem, po czym znów wcisnęła rękę w dziurę, aż po kciuk. Rozległo się głośne syknięcie, dźwięk przypalanej skóry i nie tylko. Teikka od razu uniosła gwałtownie głowę i wrzasnęła na całe gardło. Bez wątpienia było ją słychać aż na drugim końcu źródła. Pod wpływem bólu wstała też, i zaczęła powoli iść przed siebie powoli skręcając aż zatoczyła całe koło z dymiącymi się plecami. Gdy odwróciła się do reszty twarzą, można było na niej zobaczyć błogi uśmiech i... łzy na policzkach.
- Widzisz? Jeśli Teikka miałaby umrzeć z bólu, to chyba z euforii. - wyjaśniła młodsza, wskazując kręcącą się ranną. W tym mniej więcej momencie pojawił się Hiroshi, oznajmiając co posiada.
- Pff! W dupę se go wsadź. Lamerkie miksy. - Młoda zapięła torbę, resztki wódki wlewając... sobie, do ust. Nawet się nie przejęła tym, że część spłynęła jej po brodzie i szyi za kurtkę, z powodu potłuczonej szyjki.

Kobieta przechyliła głowę na bok, szczerząc do chłopaka zęby.
- Ta? A ja mam trójkę dzieci. Szok, Ból i Niedowierzanie. Mam nadzieję, że się polubicie! - ostatnie słowa wypowiedziała rozpędzając już pięść. Nawet nie zdążył się zasłonić. Uderzenie wbiło jego głowę w błoto, natychmiast pozbawiając przytomności.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Chłopak spojrzał to na jedną, to na drugą i...
- A co z tą dziurą w plecach? I w ogóle... jak ty to zrobiłaś? I kim ty w ogóle jesteś? - zadał trzy pytania, najwyraźniej zbity z tropu.

Kamila Kalisz: - Ale... jak? To... nie rozumiem. Wlanie wódki ro nany i wciśnięcie tam kciuka leczy...? - Hitomi wyraźnie zgłupiała. Patrzyła się to na Teikkę, to na... małą.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nie, samo z siebie nie leczy. Ale jeśli odpowiednio skupić energię życiową, to... czemu nie. Ale szczegółowo nie umiałbym tego wyjaśnić. - rzucił jeszcze do Hitomi.

Jedius The Tentaclemonster: - Ni-hi-hiii! Magiaaa! - odpowiedziała ruda, wyrzucając pustą butelkę na bok. - Znachory od siedmiu boleści, dziwią się że nikt im kapsli nie daje, ot co!
Teicce chyba się poprawiło. Odkasłała co prawda jeszcze raz, opluwszy się przy tym, ale wyglądała na całkiem odświeżoną. To znaczy, wciąż się chwiała, ale po jej twarzy było widać, że czuje się świetnie. A nie powinna.

Kamila Kalisz: - Zacznijmy może od tego, że nigdy nie liczyliśmy na nagrode. - powiedziała wstając i otrzebując się jedną ręką.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Zatrzymał na chwilę wzrok po usłyszeniu "Nihihi". Pokręcił głową i spojrzał na Teikkę, posyłając w jej stronę uśmiech. Dopiero po tym odezwał się zaraz po Hitomi.
- Nie potrzeba powodu, by pomóc drugiej osobie. A Teicce jak najbardziej byłbym skłonny. - podniósł się, spoglądając w stronę pobojowiska. Następnie znów spojrzał na nową rudą - Hiroshi jestem, miło poznać. To wy tam się bijecie?

Jedius The Tentaclemonster: - Da, da, da. Tere-fere. Altruiści się znaleźli, hoho. - mloda zarzucila torbe na ramię.
- Ty... tyy, Dera, właśnie! Bijemy się! Wracamy, bo przegramy zakład! - Teikka ocknęła się na dobre, zwracając od razu do młodej.
- No to leć, a nie krzyczysz i... - Dera odwróciłą się do Hiroshiego. - Dera. Nihi.

Kamila Kalisz: - Hiroshi... - Powiedziała ostrzegawczym tonem, który powinien znać aż za dobrze

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Jaki znowu zakład... - i znów padło Nihi. Przełknął ślinę. Następnie padło jego imię. Przełknął ślinę jeszcze głośniej. Znowu się zaczyna - Miło... poznać, heh. I dopilnuj, by ta duża ani nikt inny się nie naśmiewał z Teikki, bo... ja sobie wtedy pogadam, j-jasne? Nie sądzę, by ktokolwiek... erm, inny... potrafił być tak niezłomny.

Kamila Kalisz: - Nie pogrążaj się już bardziej...

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nikt się tuuu nie pogrąża. - czuł, jak jakiś dziwny cień niebezpieczeństwa zaczyna osiadać na jego plecach, owijając się dookoła szyi. Musi się postawić. Ten jeden raz. Dał słowo, że jak coś, to przemówi im do rozsądku.

Kamila Kalisz: - Tia... Tak czy inaczej - Popatrzyła na rude - Powodzenia w zakładzie

Jedius The Tentaclemonster: Teikka zasalutowała tylko krótko i zaczęła biegiem oddalać się od grupy.
- E, e, nie interesuj się! To nie dla ciebie. - Dera odpowiedziała na pytanie o zakład. - A śmiać się i tak będą. Nihihaha, żebyś widział jak poleciała od byle machnięcia! Zresztą, tamta czerowna też nieźle lata, ale przynajmniej umie lądować. Dohoho! A wygramy to jak nic, nie ma lipy.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - No to niech polecą i sami się wystawią na takie machnięcie, kilka razy pod rząd. Już nie będzie tak do śmiechu. Zawsze najlepiej śmiać się z innych, kiedy samemu wcale by sobie lepiej nie poradziło. - spojrzał na nią bardziej surowo, po czym wyszczerzył się - Może sama pójdziesz i spróbujesz?

Kamila Kalisz: Poczekała aż kobiety odejdą i podeszła do chłopaka. - Właśnie... ten... chcesz wiedzieć co to za zakład?

Jedius The Tentaclemonster: - Eee... umph! Ja bym się nie dała trafić! - odpowiedziała szybko Dera, po czym odwróciła się i truchtem zaczęła oddalać. Cóż, to chyba tyle z waszej pomocy... z drugiej strony, dalej macie Stimpaka.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nie daj się złapać! - zawołał za Derą, uśmiechając się lekko.
Po chwili jeszcze przyglądania się odchodzącej spojrzał na Hitomi z lekko głupawym uśmiechem
- ... Wiesz?

Kamila Kalisz: - Tak jakby? - Wyglądała na... zmieszaną. Co było dość rzadkie- Pamiętasz jak mnie wysłałeś na poszukiwania jedzenia?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - ... Aha?

Kamila Kalisz: - No więc... spotkałam ich grupę i... Marianellę. Wdali się w rozmowę

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Mhm. I pewnie założyli się o jakąś głupotę, kto zapoluje na czarnego, tak?

Kamila Kalisz: Marianella chciała by oddali to co zabrali z turnieju, a oni powiedzieli o czarnym i poszli w zakład, że oddadzą jak Marianella i jej znajome pokonają go przed nimi... - Cholerne mogłeś mieć przeczucie, że nie mówi wszystkiego

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Hitomiii... - zaczął, powoli cedząc przez zęby - Nie powiedziałaś chyba...

Kamila Kalisz: - Nie do końca? Powiedziałam, że go spotkaliśmy, opisałam, powiedziałam gdzie jest, jakiej broni używa, jak się nazywa... Nie wspominałam nic o tobie ani o dachowcu. W zamian za to wyciągnęłam od Marianelli obietnicę

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Obietnicę...!? - to się robi z lekka niebezpieczne. Mieliśmy jej unikać, spędzić z nią tylko tyle czasu, ile wymaga od nas sytuacja. Proszę, niech to będzie coś w stylu "nakarmi nas i da mapę"...!

Kamila Kalisz: - No więc... - Powiedziała niepewnie - Sprzedałam cię jako niewolnika dla przyjemności, za ochrone dla mnie i Floranca

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi gwałtownie chwycił ją za ramiona, ściskając ją mocno - mocniej, niż pewnie sam sobie zdawał sobie sprawę. Z pewnością każdy, kto nie był w innej sferze mógł go usłyszeć:
- CO ZROBIŁAŚ!? SPRZEDAŁAŚ MNIE MARIANELLI!? - wydarł się z szeroko otwartymi oczami, zaczął drżeć. Czy to było przerażenie? Zaskoczenie? ... jakiś rodzaj satysfakcji? Nie, na pewno nie to ostatnie. Ona nie może mówić serio prawda!?

Kamila Kalisz: Za ochronę dla mnie i Florka. Niezły układ, nie? - Powiedziała, po czym roześmiała się - Dobra dobra. Taki żarcik na rozładowanie napięcia

Nihi Nihi Nihi Nihi: Gdy zaśmiała się, dolna warga zaczęła mu drgać. A gdy ustalił, że to tylko "żarcik" zacisnął zęby i rzucił się na nią, ściskając ją tak mocno, jak tylko potrafił.
- Zgłupiałaś!? Nie strasz mnie tak, idiotko! Usługiwanie usługiwaniem, ale pewnie już nigdy bym was nie zobaczył! Nie robi się takich żartów! Na mózg ci padło!? - dalej czuć można było, że jeszcze drży. Chyba skutecznie go to przeraziło.

Kamila Kalisz: W jej oczach zapłonęły iskierki gniewu. - Pierwsze: Zabieraj ze mnie te łapy. To boli. Po drugie: Naprawde sądzisz, że bym coś takiego zrobiła? Straciła pieprzoną rękę chcąc cię ratować niewdzięczniku! I Jeszcze staliście kilka kroków ode mnie i ignorowaliście mnie wrzeszczącą z bólu. Nie wiesz co to za uczucie, więc nawet nie sil się na gierki słowne. To była odpowiednia kara dla ciebie. PO TRZECIE: Obietnicą była nauki słów mocy dla mnie bym mogła później nauczyć Florka i twoją niewdzięczną osobę. Sam ciągle jęczysz, że nie mamy umiejętności. Właśnie je dla nas zdobyłam. Tak jak zajęłam się rano naszym zadaniem. Tak jak zajęłam się ratowaniem TWOJEGO dachowca, a po tym biegałam za TWOIM jedzeniem. Wybacz, ale idiotą to jesteś ty i twój brat. Ty jesteś gorszym, bo on jest taki od zawsze, a ty nie. - Jeśli jej jeszcze nie póścił, wyszarpuje sie i idzie w stronę pojazdu Jeda.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Naprawdę sugerujesz, że nie rzucałem się w to pole minowe pomimo ryzyka i nie zabiłem dwóch osób by ratować ciebie? Gdzie odwróciły się role? Radziłem sobie wtedy. I chętnie oberwałbym tą halabardą jeszcze raz, gdyby była taka potrzeba. Nie macie pojęcia, jak bardzo się o was martwię tylko dlatego, ponieważ nie doskakuję za każdym razem, gdy któreś krzyczy z bólu. Nie cierpię walki, wyznaję zasadę, że każde życie jest na wagę złota, a pomimo to dla was oboje zabiłem dziś co najmniej trzy osoby. - puścił ją, odsuwając się szybko - Wybacz. Najpierw Florance, teraz ty. Już rozumiem, że nie potrzebujecie mojej ochrony. Dlatego nie będę już wam jej narzucał. Idź już do Florance'a. - jeśli ta pójdzie, odwraca się i spogląda w przeciwnym kierunku. Nie chce teraz na nią spoglądać. Był zarówno zdenerwowany, ale i było mu głupio. Z więcej niż jednego powodu. Nie chciał teraz iść obok niej.

Kamila Kalisz: Złapała go za garnitur jedyną sprawną ręką i szarpnęła nim - Nigdy nie chodziło o ochronę, a przed waszym przybyciem miałam przewagę. I obie ręce. Więc nie wmawiaj mi, że odrzucamy "ochronę" Tyle jesteś w stanie ochronić nas co my ciebie, a teraz nawet bardziej. Tu chodzi o odpowiedzialność waszą. Co wy sobie myślicie, że to jakieś wakacje są? Dostaliśmy zadanie do wykonania, a wy co? Pozwiedzać poszliście? Popatrz na siebie zanim zaczniesz mielić ozorem. Nie wszystko załatwisz pięknymi słówkami. Czasami musisz działać. Myślisz, że dlaczego tam leżałam? Cała zakrwawiona? Biegłam by wam powiedzieć, by sprawdzić czy jesteście cali, ale zobaczyłam Yeshit i postanowiłam jej pomóc. Myślisz, że tylko ty się o innych martwisz? Cholera, człowieku MYŚL. Nie pomyśleliście i nasze wszystkie przedmioty zostały stracone. Aha! A co do twojego cennego jedzenia - podeszła do rzuconych przez Szę puszek i zabrała jedną wciskając ją w ręce Hiroshiego - Smacznego. A teraz rusz sie do swojego brata zanim coś znowu durnego wymyśli. - Podeszła do drugiej puszki i podniosła ją. Zaczęła iść po sprawdzeniu czy Hiroshi idzie za nią

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi zrobił nietęgą minę. (:I) Naprawdę nie czuł się na siłach, by się wykłócać, choć już po chwili po zakończeniu dyskusji obmyślił dwie cięte riposty, które tak bardzo chciał wdrożyć w życie. Nie pozostało mu nic innego, jak udać się do Jeda. Kilka kroków oddalony od Hitomi.

Jedius The Tentaclemonster: Ostra wymiana słów pewnie nie pomogła relacjom pary, ale to była teraz sprawa drugoplanowa. Kiedy każde wyłożyło swoje poglądy na plan pierwszy, w końcu za poleceniem Hitomi udali się w stronę oddalonego transportera który wciąż nadawał ten sam utwór, najwyraźniej zapętlony. w miarę zbliżania się, można było usłyszeć jakąś kłótnię podniesionym głosem. Zdaje się, że dochodzące waszych uszu głosy należały do Szy i tej... Klary. O dziwo, im bliżej byliście, tym cichsze one były, w końcu zagłuszone całkiem przez melodię na trąbce. Z daleka już widzieliście tę kobietę o seledynowych włosach, opartą plecami o transporter, mającą ramiona skrzyżowane pod piersiami i wzrok odwrócony z nadąsaniem w bok. Sza zaś kucała przy... dwóch ciałach leżących w błocie. Jeszcze kilkanaście kroków dalej okazało się, że leżącymi są Jed i... Florance. Ten drugi najwyraźniej z całkiem rozbitym nosem i strużką krwi wydobywającej się z niego i spływającej po policzku na bok. Sza potrząsała "bratem" za fraki, choć chyba nie przynosiło to żadnego efektu. Zauważywszy dwójkę nadchodzących, dziewczynak szybko zerwała się z miejsca i podbiegła do Hitomi, łapiąc ją za spód mocno ubrudzonej koszuli.
- Pomóż, pomóż! Brat chyba, chyba... chyba nie żyje! - wykrzyknęła spanikowana, pociągając z całych sił dziewczynę, choć siły te były bardzo niewielkie. Widać było ślady łez na jej policzkach.

Kamila Kalisz: Wymruczała pod nosem ciche "Kurwa." i puściła się biegiem do nieprzytomnych. Uklęknęła przy Jedzie i przyłożyła mu dwa palce do szyji by sprawdzić puls. Klęknęła tak by mniej więcej mieć nieznajomą w zasięgu wzroku - Co im się stało?

Jedius The Tentaclemonster: Sza natychmiast pognała za Hitomi, przyklękając razem z nią. Obserwowała uważnie, jak ta przykłada dwa palce do szyi, by stwierdzić, że puls jest. Jest też spory siniak wokół lewego oka, tuż pod bandażem który przewiązywał całe czoło.
- Ta zła kobieta je zbiła! - odpowiedziała natychmiast Sza, wskazując palcem "Klarę". Ta fuknęła w odpowiedzi.
- Uważaj co mówisz, szczylu. - odburknęła w ogóle nie zmieniając swojej pozycji. - Jebłam to jebłam, na chuj drążyć temat.

Kamila Kalisz: - Jakież to dojrzałe... - Mruknęła i zaczęła rozwiązywać bandaż na głowie Jeda, by sprawdzić stłuczenia. Obmacała także okolice siniaka, by sprawdzić czy nie ma połamanych kości. Jeśli bantaż faktycznie jest potrzebny, zawiązuje go ponownie. Jeśli nie, kładzie go na nogach Jeda i podchodzi by sprawdzić stan Florka

Nihi Nihi Nihi Nihi: Widząc leżącego Florance'a westchnął tylko, podchodząc stopniowo coraz bliżej. Nasłuchiwał krótkiej wymiany zdań, po czym spojrzał na kobietę, odzywając się:
- Potrafisz coś jeszcze, poza "jebaniem" bezbronnych?

Jedius The Tentaclemonster: Mruknięcie Hitomi zostało zostawione bez komentarza. Już w trakcie rozwijania bandaża dziewczyna mogła zauważyć, że na pewno był on potrzebny - pod spodem był jakiś opatrunek nad lewym uchem, zaczerwoeniony pośrodku. Nie rozwijała go więc do końca, a zawiązała ponownie.
Siniec był dość spory, ale nie wyglądało na to, by do tego był tu jakiś uraz czaszki. Łuk brwiowy cały, kość jarzmowa w porządku. W takim razie czas sprawdzić Florance'a. I pewnie by to zrobiła, gdyby nie to, że od razu spanikowana Sza stanęła jej na drodze.
- I co? I co!? Umar!? - zapytała rozpaczliwym głosem.
Seledynowowłosa zaś wreszcie obróciła się ku reszcie, ze zdenerwowaniem rozkładając ręce.
- I o chuj ci chodzi, co? Jebłam... delikatnie. Przecież nikogo nie zabiłam, nie? Trzeba było się nie rzucać. Jak ci się nie podoba, to wypad! - uniosła rozłożone ręce wyżej, na wzór księży w kościele podczas nabożeństwa. A przynajmniej to jedyne miejsce gdzie widzieliście taką pozę na nagraniach w Krypcie.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Jak nie masz co zrobić z tą siłą i energią to idź rozpięściowywać dachy gdzie indziej. Albo "jebnij" się na śniegu. - stwierdził poirytowany, podchodząc do Szy. Pogładził ją delikatnie po główce - Nie umarł. Twój brat przecież nie jechał po ciebie taki kawał, by tylko sobie umrzeć, prawda?

Kamila Kalisz: - Zyje, jest nieprzytomny, a kiedy się obudzi będzie go strasznie boleć głowa. - Stara się wyminąć małą by zobaczyć co z Florkiem - Przysięgam... pare minut był sam i już pobity...

Jedius The Tentaclemonster: - Ha! Nie będziesz mi mówić co mam robić, młody. Poza tym, co, że bezbronny, a? Ha! Sugerujesz, że nie widziałam tych śmiesznych pistolecików i karabinków? Nie niee, ze mną tak nie ma! Liczy się pierwsze pierdolnięcie, bij albo bądź bitym! - uderzyła pięścią w otwartą dłoń. - To dzięki temu wciaż żyję i mam się dobrze! A żebyś ty jeszcze wiedział, co mi sie udało osiągnąć! Tyyyle, rzeczy o których ty możesz sobie tylko pomarzyć! - kobieta uniosła głowę z wyższością spoglądając w stronę wyższego od niej chłopaka.
Sza odstąpiła przytakując i układając dłonie na głowie Jeda. Hitomi przeszła do Florance'a. U tego to od razu było witać, że oberwał prosto w twarz. Jego nos był przekrzywiony na lewo, niemal równolegle do powierzchni twarzy. Nikt nie miałby wątpliwości, że jest złamany. Poza tym, jeśli krwawi, a leży... jest to na pewno niekorzystne, bo krew może spływać wgłąb dróg oddechowych. Należy na pewno jak najszybciej go podnieść. I najlepiej jakoś ocucić, by mógł jak najszybciej pozbyć się tego, co zalega przy zatokach.

Kamila Kalisz: - Hiroshi, pomóż mi go posadzić - Powiedziała i złapała go za ubranie ręką.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Haaah? Doprawdy? No to słucham. Może jeszcze mi powiesz, że wiesz coś o Kantii? - Hiroshi mruknął, imitując nie danie wiary. Słowa "wiesz coś o Kantii" wymówił, jakby próbował powstrzymać się od parsknięcia z żartu. Wiedział, że jeżeli jest od Jeda i Szy i najwyraźniej zna Shailanderdette, to są to więcej niż przechwałki. Może uda mu się pociągnąć pewną siebie za język. Czym prędzej podleciał do Hitomi, by jej pomóc posadzić Florance'a, opierając go plecami o transporter.

Kamila Kalisz: Gdy tylko to zrobili, kucnęła przed nim i zasadziłą mu na pobudkę liścia - Floooooreeeeek, wstawaj!

Jedius The Tentaclemonster: - Bwahaha! A niby ty wiesz? O Sercu, Rekletii, Fielmach? Gdyby ktoś w kółko świata nie ratował, to byś się siedzeniem na dupie i nic nie rozieniem nie mógł nacieszyć, szczylu! - wpierw rozbawiony ton, szybko przerodził się w dość agresywny. Ponownie uderzyła pięścią w dłoń podczas wypowiedzi, podskakując kilkukrotnie w miejscu zmieniając układ stóp w przót i tył na zmianę. Po skończeniu zaś zatrzymała się w miejscu i przechyliła głowę na bok, strzyknąwszy karkiem.
Hitomi wraz z pomocą Hiroshiego usadowili Florka plecami o transporter, a następnie dziewczyna przyjaźnie zdzieliła go po pysku. Tyle chyba wystarczyło by obudzić chłopaka. Od razu otworzył oczy po to, by zobaczyć przed sobą twarz koleżanki z drużyny. Nadzwyczajna percepcja pozwoliła mu też od razu zauważyć ciekawy sposób w jaki jej koszula lepiła się do ciała, wiernie odzwierciedlając na sobie kształt i granice biustonosza.
Sza chyba zaadaptowała metodę Hitomi i zastosowała ją na "bracie". Plask, i... o dziwo, pomogło. Jed zakasłał, a następnie z trudem uniósł się z miejsca do pozycji siedzącej, pocierając brodę i rozgladając się.

Kamila Kalisz: Uśmiechnęłą się do chłopaka przesłodko - No Florek. Moje gratulacje. Masz złamany nos [i] - Złapała nos między palce i szarpnęła nim w bok, tak jako nagrodę. Po tej czynności puściła nos i popatrzyła na niego.

Nihi Nihi Nihi Nihi: W takim razie Hiroshi lekko potargał włosy brata i obrócił się w kierunku kobiety, uśmiechając się.
[i]- Czyli jednak coś wiesz. Wybacz. Musiałem się upewnić, że to nie przelewki. Powiem więcej, poszukiwałem kogoś takiego jak ty.
- podszedł jeszcze bliżej, obdarzając ją swoim "szarmanckim" uśmiechem. Stuprocentowo sztucznym.

Jedius The Tentaclemonster: Florance przeszedł z nieba do piekła. Poprawiony nos zaczął pulsować niewyobrażalnym bólem, niemal paraliżującym całą twarz. Na pewno nie było to nic miłego. Po zabiegu był jednak w miarę prosto, więc raczej wyszło mu to na dobre.
- Oho! A teraz myślisz, że ci wszystko powiem? - Seledynowa obróciła się bokiem do Hiroshiego. Można było teraz zauważyć, że ma tam na głowie wygolone duże "C". - Rozawalałam największe bestie kilkoma ciosami kiedy bawełna na twoje pieluchy jeszcze na wietrze hulała, że nie wspomnę o tym, że nie ma na tym świecie żadnego człowieka który mógłby mnie pokonać. Ba, zadać mi jakikolwiek cios! Jestem jak błyskaiwca, jak zab--
Przerwała, nagle jakby rażona prądem. Coś ją wstrząsnęło, a potem zmusiło do upadku na kolano. Tuż po tym, dało się słyszeć podwójne kaszlnięcie ze strony transportera.
- Zamknij się wreszcie, Clairvee, co? Wiesz, co to dyskrecja?
Spojrzenie w tym kierunku potrafiło ukazać kolejną postać. Kolejna kobieta. Czarne włosy średniej długości, i... dziwne oczy. Trochę jakby zielone, trochę... zółte... i jeszcze dziwniejsza skóra na twarzy. Okolice oczu oraz kąciki ust miały na sobie wyraźne ślady naczyń krwionośnych, choć sama skóra nie była pomarszczona, co wskazywałoby na podeszły wiek. Wręcz przeciwnie, poza tym faktem wyglądała całkiem młodo. Miała tez na policzku jakiś znak, chyba tatuaż. Połowa symbolu Trefl z kart. Lewa. Łokciami trzymała się na włazie, wystając popiersiem w górę, z jedną dłonią wyciągniętą w stronę porażonej. Ta nic nie wydusiła z siebie poza stęknięciem.
- Coście za jedni, co? I czego chcecie. - zapytała czarna ponurym, acz spokojnym głosem, niemrawo spoglądając w waszym kierunku. Sza podskoczyła w miejscu przestraszona, Jed tylko stęknął ponownie,m przykłądając dłoń do siniaka na oku.

Plant Akaru: -JJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAU-podskoczył wręcz w miejscu z bólu po nastawieniu nosa. Pojęczał jeszcze chwilę półgłosem nim zebrał siły na kolejną wypowiedź.-Chciałem tylko rozpoznać się w kontroli Alastora na wypadek gdyby Jed się nie ocknął a zostałem potraktowany jak bandyta, uwierzysz?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - W pewnym sensie jesteśmy znajomymi, choć krótkimi, tego, którego nazywacie "pierwszym". A ja chciałem się dowiedzieć, w jaki sposób mogę przyczynić się do tego ratowania świata. Wiecie, że nikt nie trwa wiecznie. A ja mam szczerą chęć pomocy. Niestety, do tej pory Shailanderdette mnie spławiła mówiąc, żebym udał się do "pani z dziekanatu" wyrobić sobie legitkę.

Kamila Kalisz: - Oj biedny ty. I tak, uwierze. Właściwie sama miałam ochotę ci przylać, ale ograniczyłam się do nosa. Wspaniałomyślna jestem, nie sądzisz? - Powiedziała i wstała. Popatrzyła na kolejną postać, po tym na seledynkę i na Jeda na końcu.

Plant Akaru: -No dzięki. Możesz jutro, mam dość tracenia przytomności jak na jeden dzień

Jedius The Tentaclemonster: - A, to w porządku. - czarna odkaszlnęła ciężko dwa razy, po czym wskazała kciukiem na seledynową. - Pobij ją, to pogadamy o kandydaturze.
- HEJ! Za kogo ty mnie masz, co?
- oburzyła się "Klara", czy Clairvee, zaciskając pięści i jedną z nich wymachując grożąco w stronę wystającej z pojazdu.
- ...możecie się przestać drzeć...? - słabym głosem zapytał Jed, któremu Sza natychmiast usiłowała pomóc wstać.

Kamila Kalisz: - Radzę przyłożyć coś do tego oka

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nie posiadam jeszcze takich umiejętności. Liczyłem na to, że może dostanę też jakieś wskazówki. - spojrzał na kaszlącą - Słuchaj, to nie jest tak, że marzy mi się sława, kobiety i inne duperele. Mówię śmiertelnie poważnie. Nie interesuje mnie poklask czy rozgłos. Pomyślcie o tym chociaż.

Jedius The Tentaclemonster: Jed zdaje się nie usłyszał porady. Zaciskając zęby wciąż trzymał się za skroń. Widać bolało go to na tyle, że nie był w stanie skupić się na tym, czego dotyczy rozmowa.
- Nie no, pewnie. Za mało przecież było idealistów, jak ten... jak mu było... No, ten, co wpadł do obrabiarki drewna.
- Ron?
- seledynowa pomogła, podając imię z niemałym rozbawieniem.
- Nooohoho, ten. Pamiętasz jak się darł, kiedy mu nogi urywało?
- Bwahaha! "Idzicie dalej beze mnie, idźcie póki macie czas!", jakby kiedykolwiek potrzeba było jego pomocy!
- Tak było. Ale humor mamy już bardzo dobry, nie potrzeba nam wiecej pajaców.
- oznajmiwszy to, czarna znów zakaszlała. Wciągnęła się potwm wyżej, kładąc na brzuchu na dachu transportera. - Nie, serio. Ciesz się tym co masz i nie wpychaj gdzie cię nie potrzeba.

Plant Akaru: Florance w międzyczasie spróbował podnieść się do pionu i zadał pytanie ku przestrzeni.
-To jak, damy radę załapać się na transport? Chyba nie mamy konkretnego celu innego niż kolejna aglomeracja byśmy mogli spróbować od nowa.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Dobrze, nie będę się pchał, jeśli mnie nie chcecie. Ale możecie chociaż powiedzieć mi więcej na temat tej Kantii? Co to jest to "serce"? Reklatia? Fielmach? Nikt nic nie wie. Jesteście pierwszymi osobami, które wiedzą cokolwiek poza "buu przeklęte miasto i tam straszy". Obawiam się, że poza wami już nigdy nikogo takiego nie spotkam, chyba, że sam wejdę tam na pałę. Ale wtedy byłoby chyba za późno.

Kamila Kalisz: - Humor specyficzny ale z nie pchaniem sie... trudno się nie zgodzić. - Podeszła do Hiroshiego i spytała go na ucho - Mogę zadać pytanie na temat odnowy dusz, czy zaczekać na spotkanie?

Nihi Nihi Nihi Nihi: Przytaknął, nawet specjalnie się nie krzywiąc.

Kamila Kalisz: Hitomi popatrzyła na tą, która raziła seledynkę. - Mogę spytać o coś? Mogą panie zdradzić mi jedną rzecz? Jak długo trwa regeneracja części duszy. Dajmy na to... ręki

Jedius The Tentaclemonster: - Oj pewnie, co od razu ci powiem. Tajemnice świata to przecież wiedza publiczna, by każdy mógł sobie zostać nowym bóstwem. Bo czemu nie? Brzecież to nie jest tak, że ktoś to wykorzysta dla siebie. Poczekaj, zapiszę ci wszystkie szczegóły, żebyś nie zapomniał. - czarna wyciągnęła z jednej z kieszeni kartkę, z innej zaś... ołówek. Widać była przygotowana na takie okazje. Zaczęła coś zapisywać, w czasie gdy seledynowa westchnęła kiwając głową, mruknąwszy pod nosem "to były czasy...". Potem Hitomi zadała swoje pytanie, którym bardziej zainteresowała się seledynowa; druga była bardzo zaabsorbowana pisaniem. Kobita przyjrzała się uważniej dziewczynie, po czym roześmiała się w głos.
- Bwahaha! Ktoś pchał rączki gdzie nie trzeba? Ni bój nic, kilka lat i może będzie w porządku. No, chyba, że nie. Wtedy, cóż. Przykromi.
- Trzymaj.
- odezwała się czarna, wyciągając przed siebie dłoń z kartką. Chyba podawała ją Hiroshiemu.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Spojrzał na kartkę, odczytując w myśli.
- Powinna się szybko zregenerować. A jeśli nie, to ja ci ją zregeneruję. - rzucił do Hitomi - Tyle akurat potrafię.

Kamila Kalisz: - Jak potrafisz jeszcze gotować, to mogę nawet z tobą zostać - Mruknęła i tylko skrzywiła się, patrząc na seledynkę - Wiesz z doświadczenia?

Plant Akaru: -Przecież potrafi.-burknął, stawiając kolejne kroki ku grupce.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Coś tam umiem i ugotować. - mruknął. Nie wspominał zbyt dobrze odpracowywanych godzin przy pomocy w bufecie. Głównie właśnie ze względu na Hitomi.

Jedius The Tentaclemonster: Kartka miała dość dziwną treść. Wszystko co na niej było, to wielokrotnie powtórzone słowo "URAFAGET", wypełniające właściwie każde wolne miejsce na nierówno wyrwanym papierzez jakiegoś zeszytu, czy cholera wie skąd.
- Z doświadczenia? Pewnie. Patrz. - ochoczo odpowiedziała wytatuowana i szybko podeszła do boku transportera, łapiąc czarną za rękę zanim ta ją cofnęła. Pociągnęła nią mocno, powodując zsunięcie się czarnej z dachu. Ta była przy okazji całkowicie ubrana w czarny, ciasny strój z grubej skóry. Nie zdążyła się zaprzeć rękoma o jakąkolwiek część transportera i najzwyczajniej w świecie zleciała na dół, uderzając plecami o błoto, a potem jeszcze nakrywając się nogami, wypinając się przy tym w dość niezręczny sposób. I została w takiej pozycji, ku rozbawieniu "koleżanki".
- Clairvee, dobrze wiesz, że cię za to zabiję.
- Widzisz? I ona cztery lata już tak, nigdzie pójść nie umie tylko trzeba ją nosić!

Czarna odepchnęła rękoma nogi, a następnie uniosłą się do siadu podpierając się z tyłu i odkaszlnęła znów głośno.
Jed wciąż wydawał się być wszystkiego nieświadomy. Kulił się w miejscu, a jedyną osobą która w ogóle się nim przejmowała była Sza, dmuchając na jego głowę jakby myślała, że to pomoże.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - I straciła to podczas walki w półsferze? - przechylił głowę, spoglądając z niedowierzaniem.

Plant Akaru: Westchnął ciężko i spojrzał na Jeda. Ta muzyka z pewnością nie pomaga na ultrabolesny ból głowy. Obrócił się ku grupce.
-Idę do Alastora wyłączyć muzykę i nażreć się moich własnych pigułek. Ktoś ma coś przeciw, może iść ze mną by patrzeć mi się na ręce.- po czym obrócił się, znowu wdrapując się ku górnemu włazowi.

Kamila Kalisz: Czarnowłosa pobladła widząc to. - Czyli... już tak zostanie...? - Popatrzyła na swoją bezwładną rękę blednąc jeszcze bardziej.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Na jej reakcję zareagował potrąceniem jej lekko.
- Mówiłem ci że nie. Daj mi odpocząć i zobaczę, czy mogę temu zaradzić, a raczej tak.

Jedius The Tentaclemonster: - Nohoho, a co, samo się naprawi? Zresztą, patrz, daj blondaskowi, przecież mówi że pomoże. Pocałuje i po problemie, bwahaha!
- [i]Półsfera? Takiego określenia nie używają już chyba nawet najstarsi Mongijczycy. Teraz trendy jest "pieczęć". I nie, nie tam, chociaż to podobna sytuacja z takimi samymi skutkami.
- ponownie zakasłanie, tym razem głośniejsze niż poprzednie. Gdy Florance udał się do Alastora by wyłączyć wciąż grającą muzykę, Seledynowa chyba miała podobny cel - tyle, że nie wdrapywała się na pancerz, a przeszła do tyłu pojazdu i otworzyła tylny właz. W każdym razie, spotkali się ponownie wewnątrz. I pierwsze co dało się tam zauważyć, że jest tam dużo więcej gratów niż było wcześniej. Zdecydowanie więcej. Nie było tu właściwie wolnego miejsca. Jakieś torby, stolik, pudła, kij baseballowy...? Zaś to, co kobieta wzięła z tyłu pojazdu, było najpewniej wózkiem. Czerwono-białym wózkiem dla lalek. Zabrała go jedną ręką i wróciła na zewnątrz. Postawiła obok leżącej, a następnie ją uniosłą na ręce, niedbale wrzucając do wózka tak, że z jednej strony wystawały jej nogi, a z drugiej reszta ciała powyżej pachwin.
- Dzięki. - Odburknęła czarna z niezadowleniem, ponownie odkasłując.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nie interesuje mnie to, co jest "trendy". Nazwy się z czasem zmieniają jak i ludzie, ale efekty i zasady nie. Słowo pozostaje to samo, prawda? Z resztą, ja nic nie wiem. Jestem tylko przypadkowym blondaskiem, który się przypałętał. - wzruszył ramionami.

Plant Akaru: Ten staruch który zajmował się ochroną mało znaczących części Krypty pewnie teraz powiedziałby "Dopuść kobietę gdziekolwiek, do życia, do domu, zrobi tam burdel". Nigdy wyjątkowo nie lubił płci przeciwnej. No ale, nauka czeka. Florance po krótkim wewnętrznym monologu oparł karabin snajperski o ścianę i usiadł na miejscu kierowcy, sięgając do wewnętrznej kieszeni kurtki. Ze srebra wyłuskał dwie pigułki i wrzucił sobie do ust, od razu przełykając je. Rozejrzał się uważnie po całym kokpicie. Jak Jed tego używał i gdzie tu jest kontrola radia?

Kamila Kalisz: Hitomi postanowiła przemilczeć słowa seledynki, bo jeszcze skończyłobu się na tym, że i ona by oberwała. Mimo zapewnień Hiroshiego, miała niepewną minę.

Jedius The Tentaclemonster: - Pa, widzisz go? - Clairveeee skinęła głową na Hiroshiego. - Chciał ratować świat, a nawet nie wie i nie obchodzi go co jest modne. Zupełnie jakby myślał, że da się ratować świat nie posiadając stylu.
- Mm, mm. Nie da się ratować świata nie posiadając stylu.
- z podobnym akcentem powtórzyła zdanie czarna. Zaczęła też strzepywać błoto z włosów na tyle głowy.
- I focha się jak mała dziewczynka. Co nie, szczyl? - seledynka zwróciła głowę w stronę Szy, która chyba jednak nie zwróciła na nią uwagi wciąż pomocnie dmuchając Jeda.

Florance przegramolił się w końcu na przód kokpitu, połykając dwie tabletki otrzymane od... Chakwas. Odłożywszy karabin mógł w końcu usiąść na miejscu kierowcy. Różniło się ono trochę od tego w ciężarówce, ale... dało się domyślić, co do czego służy. To chyba od zmieniania biegów, to do skręcania, to kierownica... ale istniały tu jeszcze dwie wajchy i trzy pokrętła których znaczenie było zupełnie niewiadome, nie miały nawet podpisu. A kto wie czy robiąc coś źle nie zepsuje się całego pojazdu. Niezbyt pamiętał, czego dokładnie używał Jed podczas prowadzenia, bo robił to bardzo chaotycznie. A przynajmniej tak to wyglądało.
Cztery monitory po prawej stronie. Lewy górny wyświetlał coś w rodzaju mapt na całym ekranie, zaś z prawej na dole były jakieś kontrolki, wskaźniki i wykresy podpisane u gówy wyraźnym "SHAKUGAN WINDOWS MEDIA PLAYER". Zdaje się, że to właśnie było źródło muzyki pod tytułem 42b1h87fg913.mp9 która wciąż trwała, zapętlona. Tylko jak to teraz wyłączyć? Pod spodem były cztery klawiatury w systemie QWERTY, ale która była akurat do tego z czterech ekranów... ciężko było powiedzieć.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Och, ale przecież nikt się nie focha. Po prostu jeszcze nie zapracowałem na swój "styl". Jestem absolutnym nowicjuszem, któremu nikt nie chce dać jakiś bardziej wartościowych porad niż "pilnuj swojego nosa", czy wybitnie przydatnych karteczek. Przypomina mi się ta piosenka, jak to leciało?
Ktokolwiek znał Hiroshiego dłużej niż dwa dni, mógł już wiedzieć, że zaraz się zacznie...
- Life's gonna suck when you grow up, when you grow up, when you grow up, life's gonna suck when you grow up - it sucks pretty bad right now. - zaczął podśpiewywać, jakby wpadł w trans.

Plant Akaru: -Mamo kochana której nawet nie pamiętam, na co mu cztery klawiatury?-począł wciskać na każdej strzałkę w prawo, patrząc, która sprawi, że na ekranie podświetli się inny element przy tym z odtwarzaczem muzyki. Gdy już załapie który tu próbuje nakierować podświetlenie na coś co wygląda jak komenda wyłączenia. A jeśli to mu się nie uda, na 'następny utwór'. Po czym swym potężnym palcem wskazującym zdolnym niszczyć sztukę wciska 'enter'

Kamila Kalisz: Hitomi, nie mając ochoty na kolejne docinki ze strony seledynki, podeszła do siedzącego Jeda i przykucnęła obok niego.
- Jak się czujesz? Pomijając potworny ból głowy? Widzisz wyraźnie? Nie masz problemów z pamięcią?

Jedius The Tentaclemonster: Dwójka niespecjalnie przejęła się narzekaniem Hiroshiego - aż do momentu w którym zaczął śpiewać. Wtedy seledynowa nachyliła się nad czarną, zadając jej krótkie pytanie.
- Ty. Jebnąć go? - odpowiedzia jednak było tylko wzruszenie ramion i odkaszlnięcie.

Florance zaczął ustalać, która właściwie klawiatura jest tą właściwą. Jak się okazało, ostatnia. Gdy tylko nacisnął prawą strzałkę, od razu przełączył się utwór. Na 45fsanjuit6.mp9.
[ http://www.youtube.com/watch?v=MSmLoLNVA7k ]
Wciąż było to głośne. I niezbyt pomagało w próbie ustalenia, jak to właściwie wyłączyć.

- Kuźww... Jakby mnie ktoś rozsadzał! - Jęknął Iaedius, ponownie kładąc się na plecy. Sza robiła co mogła, ale jak by nie patrzeć, dmuchanie chyba nie pomagało. - Co, do chol...!

Plant Akaru: -Dobra. Inaczej. Walnijmy w największy klawisz.- i wcisnął na tej samej klawiaturze spację.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi od razu skierował swoją uwagę na nowy utwór, już nie śpiewając.
- Hej, to jest świetne. Ktoś mu ma gust.

Kamila Kalisz: - Lepiej się nie kładź. Właściwie możesz mieć wstrząc. Czujesz nudności, lub jesteś zdezorientowany? - W głosie dziewczyny słychać było autentyczną troskę... lub coś co dobrze ją udaje.

Jedius The Tentaclemonster: - Ta. To jest styl. - zauważyła "Klara", pstrykając palcami dokładnie w momencie, w którym utwór ucichł wskutek wciśnięcia spacji przez Florance'a.
- Dobra, nie ma czasu na gadanie. Do roboty. - powiedziała po niej czarna, rozkładając ręce, by następnie w nie klasnąć. - Cicho już teraz. Bo nie znajdziemy Francy.

- C... co...? - Jed przeniósł wzrok na Hitomi, marszcząc brwi. Po tym jednak jego twarz jakby się rozpromieniła. - Już... przeszło. Chyba. - rozejrzał się wokół trochę jakby nieświadomy tego co się właściwie dotychczas działo. Chyba jedyną osobą która faktycznie ucieszyła się na tą zmianę była Sza.
- No, już. Wstał? To jedziemy dalej, skoro mamy szczyla. Nie ma ani chwili do stracenia, Jedynka. - rzekła spokojnie Clairvee. Obie kobiety zresztą wydawały się jakby gwałtownie spoważnieć.
- ...powiesz mi wreszcie, o co wam chodzi z tą jedynką? To jest wkurzające.
- Tłumaczyłam już przecież. Jak zbierzemy wszystkich. - odkaszlnięcie. Szatyn machnął na to ręką i zaczął się powoli podnosić.
- A wy, dzieci, nie macie może gdzie indziej sobie pójść? Widzicie, my tu jesteśmy całkiem zajęci. To bardzo ważne sprawy i lepiej, żeby nikt się nie plątał pod nogami. - słowa seledynki były raczej skierowane do was.
- Jeśli pod koniec okaże się że wcale mi się to nie opłacało, pozrzucam was wszystkich z klifu. Obiecuję.
- Pewnie. - odkaszlnięcie czarnej. - Wierz mi, że nie będziesz narzekał. Będziesz miał wiecej niż się spodziewasz.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Cóż, wygląda na to, że nie będzie żadnej podwózki. - mruknął starszy z braci Akaru - Do tego nie planujecie w najmniejszym stopniu dać nam szansy, więc... nic tu po nas. Będę musiał zdobyć informacje na własny sposób. - odwrócił się w kierunku Hitomi - Więc gdzie jest moja nowa właścicielka?

Kamila Kalisz: Hitomi kiwnęła i stanęła koło Jeda - Cieszę się, że nic poważniejszego ci nie jest - Popatrzyła na Hiroshiego - Kij ci w oko i kotwica w plecy - Warknęła. Podeszła do niego dalej rozeźlona i powiedziała - Mieliśmy trzymać się niedaleko pola walki, ale nie mieszać się bo zostanie z nas marmolada

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Zabawne. Ja słyszałem wersję z męskim narządem w oku i krzyżem na drogę.

Plant Akaru: Tymczasem, Florance oddał się analizie tego co było na pozostałych trzech monitorach i co robi wciskanie strzałek na każdej z klawiatur

Jedius The Tentaclemonster: Jak było napisane wcześniej, tylko dwa z czterech monitorów były włączone, a znajdująca się na pierwszym niewielka mapa nie reagowała nijak na klawisze strzałek żadnej z klawiatur.

Plant Akaru: Przylepił nos do mapy, analizując ją w całości. Jak 'nowa' była, czy pokazywała Źródło? Czy jeśli tak, były zaznaczone jakieś drogi, inne punkty w pobliżu? Jeśli nie, czy jakkolwiek przypominało toto okolicę?

I może da się zmienić skalę wciskając cyferki?

Jedius The Tentaclemonster: - Zabłyśnij, to może będzie sens w ogóle o tym myśleć. A tymczasem, Quilar te vei.[i] - seledynowa zasalutowała krótko, po czym szarpnęła za dziecięcy wózek i poprowadziła go w kierunku wejścia do transportera.
- [i]Miło mi, że mam tu jakieś zdanie.
- zauważył z lekką niechęcią Jed, odprowadzając parę wzrokiem. - A... zresztą. - machnął ręką, po czym powoli zbliżył się do transportera, zatrzymując przed wejściem na kadłub i oglądając za siebie, na was oraz na Szę, która podbiegła do niego. Bez potrzeby słów, od razu uniósł ją na rękach i posadził u góry. - To... na razie. Powinniście dać sobie radę, jak nie tu, to... Na wschód jest jakaś inna wiocha. Zresztą, popytajcie, na pewno nie jesteście jedynie w tej sytuacji. Ja... nie mogę wam pomóc. - wzruszył ramionami i sam złapał za krawędź Alastora, podciągając się obok Szy. Nie odwrócił się już nawet i nie odezwał więcej ani słowem.

- Dzieciaki wypad! - zarządziła jebaczka po wejściu do transportera, bez wątpienia w kierunku Florancea. Wskazała też kciukiem wyjście, wciąż popychając przed siebie dziecięcy wózek z czarną na pokładzie. Wszystko, czego zdołał się do tej pory dowiedzieć z mapy Florance to to, że na północny zachód, spory kawał stąd znajduje się jakaś osada podpisana "Laterda", będąca stąd chyba w tej samej odległości co "Krypta IX". Nieco bliżej, na wschód, było "Dourtsonn". Zaś w samym rogu mapy, na północno wschodnim krańcu było widać kawałek podpisu "KANT". Niestety, żaden z klawiszy nie działał w poruszaniu mapy.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Rzucił jeszcze w kierunku Jeda ze szczerym uśmiechem
- Mimo wszystko, jeszcze raz dzięki za wszystko! Gdyby nie ty, dawno byłoby już po nas. Trzymaj się - i nie daj się im rządzić!

Kamila Kalisz: Kiwnęła na słowa Jeda po czym popatrzyła na Hiroshiego - to... co robimy? -

Plant Akaru: -Skoro wypad to po co tu wchodzisz? Zresztą, daj mi chwilę i już idę.-wygrzebał ze swych przepastnych kieszeni szkic Źródła oraz ołówek i po drugiej stronie kartki łopatologicznie przerysował całość. Ot, parosekundowy szkic pokazujący co gdzie względem czego jest, wliczając w to Kryptę i Kantię. Gdy tylko skończył, wstał, zasalutował i udał się do tego samego wyjścia przez które wchodził, to jest górnego włazu.

Tylko po to by po jakichś dwóch sekundach zeskoczyć przez niego znowu, zabrać karabin i znowu wyjść.
-...To było aklimatyczne

Nihi Nihi Nihi Nihi: [i]- Najważniejsze, że wszyscy są w miarę cali. I, jeżeli was to jakkolwiek obchodzi... od razu powiedzcie, czy tak, czy nie - zdobyliśmy odrobinę więcej informacji na temat tej intrygi.


Jedius The Tentaclemonster: Jed złapał właśnie Szę i miał ją wsadzić do transportera, gdy w wyjściu pojawił się Florance. Jednak nawet kiedy wyszedł, szatynowi nie było dane uczynić tego ci miał zrobić bo chłopak zaraz wrócił do środka, a potem wyszedł z karabinem, zeskakując potem po stronie swojej grupy z transportera mającego wciąż włączony silnik.

Jedius The Tentaclemonster: Gdy tylko stopy chłopaka zetknęły się z ziemią, rozległ się również dźwięk zamykania tylnego włazu.

Plant Akaru: -No, dobra, opcje mamy takie- podszedł do znajomych mu osób i podał pseudomapkę.-Jakiś pomysł, idziemy gdzie jest najbliżej czy robimy losowanie?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Mówiłem - wpierw musimy spędzić trochę czasu u Marianelli. Wyruszymy gdzieś dalej dopiero, gdy będziemy już opatrzeni, zaekwipowani i bardziej świadomi otaczającego nas świata. Nie powinno zejść nam długo. A to lepsze niż w naszym aktualnym stanie szlajać się po zdradliwych pustkowiach.

Plant Akaru: -Nawet logiczne. Pytanie jednak brzmi, gdzie ona i Kari...een są? Mamy pecha jeśli już się stąd zwinęły.

Kamila Kalisz: Moim zdaniem są dokładnie w środku walki

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było. Musimy grzecznie na nie czekać.

Kamila Kalisz: Chcą zdobyć to coś co tamta grupa zdobyła podczas turnieju. Może jakaś nagroda, albo coś jak ten induktor?

Plant Akaru: -Z tego co słyszałem od pani Wielkiej Szkarłatnej, kapsel ze złota. Warty nieco więcej niż wszystko co mamy wokół siebie przetopione na czystą stal. A, i słyszałem wcześniej gdy poszedłem po broń że ktoś tu jest głodny więęęc.- wyciągnął puszki zakoszone Szy i podał im po jednej-Może ręka ci szybciej wróci.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - O Induktor jeszcze niedawno biła się drużyna Asa z legią. - spojrzał na puszkę z lekkim niedowierzaniem - Jesteś pewien, że sam nie potrzebujesz? Kryzys już praktycznie przeminął? Nie, żebym narzekał.

Kamila Kalisz: - Mam to przegryźć?

Nihi Nihi Nihi Nihi: Jak na zawołanie Hiroshi wyciągnął nóż od Florance'a i wyciągnął w jej kierunku.

Plant Akaru: -Jestem na fencyklidynie. Nie czuję się wyjątkowo głodny. A co do otwierania, Hiroshi, daj jej mój n-

Kamila Kalisz: - Naprawde mam wspominać, że mam jedną rękę?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nihi. - powtórzył niedawno zasłyszane słowo, które mu się spodobało. Odebrał puszkę (Florance dalej trzyma tamtą) i zaczął otwierać nożem.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Zabrał się więc po tym za otwieranie swojej. Zupełnie pospolicie rozejrzał się po okolicy, czy nikogo nie widać.

Jedius The Tentaclemonster: Nie wyglądało na to, by ktokolwiek was obserwował.
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 9:59 pm   

Plant Akaru: -To skoro wy jecie ja powiem a dla niektórych powtórzę parę dowiedzianych się rzeczy. Sandersowie są jakoś powiązani z Kryptą, nie dalej niż jedno pokolenie wstecz. Ta cała...Tricky chciała wcześniej bym zaniósł jakąś paczkę do Kernela, komentatora turnieju. Do tego jej brat też tam był. Jakieś duchy dręczą nas notorycznie od wczoraj jednak nie licząc halabardnicy i Lily żaden z nich nie zaatakował nas bezpośrednio. W dodatku ta pierwsza mówiła coś o Hiroshim będącym posłannikiem śmierci i atakowała nas ZANIM ten zaczął obracać się pośród podejrzanych kobiet-kotów. O czymś zapominam?

Nihi Nihi Nihi Nihi: Po wysłuchaniu go i otworzeniu puszki zabrał się za jedzenie. Między przeżuwaniem sciszył głos, szepcząc konspiracyjnie, ale i całkowicie beztrosko.
- Tak. Sprzedałem duszę śmierci. Nie wiem jak, nie pytajcie. Ale tu chodzi o coś więcej. Tutaj mamy do czynienia z jakąś większą intrygą. Wiedziałem, że ktoś wysłał na nas tego gnoja. No i że Kantia tutaj gra kluczową rolę. Mam tam kogoś otoczyć opieką. I jakieś zasady, czy regulamin nas obowiązują. Czadowo, nie?

Plant Akaru: -Śmierć to jak rozumiem ruda pani w zielonej sukni. Jak rozumiem, po sprzedaniu duszy bez uprzedniej konsultacji z nami dowiedziałeś się czegoś na temat słów, prawda? Wolę się zapoznać z czymś więcej aniżeli słowem na K i jego antytezą ale nie chcę ryzykować

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Mniej więcej. Ale słów nie mogę tak po prostu wypowiedzieć, bo zaczną mieć efekt, sam wiesz. Z tym musicie jeszcze poczekać. Bo to ani nie odpowiednia chwila, ani nie ten poziom nasycenia.

Plant Akaru: -Mam ołówek i kartkę.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - No dobra, daj kartkę. Ale jak zgubisz i ktoś znajdzie, to uduszę.

Plant Akaru: Młodszy z Akaru podał bratu świstek będący po obu stronach mapą Źródła i okolic, mimo to jednak miał mnóstwo wolnego miejsca.

Kamila Kalisz: - Mówisz o jakimś nasyceniu. Co to właściwie jest?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Pamiętasz, jak grałaś u nas w tą tekstową grę "Krypty i Smoki"? - przysiadł na nie-ostrym kawałku gruzu i zaczął zapisywać.

Kamila Kalisz: - No mniej więcej. Bardziej mniej.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - To to jest coś, jak tamta mana. Nasycenie to inaczej twoja dusza. Ona się kończy. I zużywasz ją, używając tej magii. Odnawia się po tym, jak się coś zje. I chyba odpocznie. - pisu, pisu, pisu...

Kamila Kalisz: - Aha... Wiem, że się powtarzam, ale skoro te... "potężne" dziewczynki nie potrafiły leczyć obrażeń duszy, to jak ty chcesz to zrobić?

Nihi Nihi Nihi Nihi: W końcu oddał kartkę z zapisanymi:

"Mniej lub bardziej znane, bez problemu:
- Kaili - Półsfera. Podstawy podstaw
- Mher - Coś z czasem.
- Ta - Przedłużenie
- Mai - Wzmocnienie
- Vei - Zamknięcie (?), zakończenie (?) - Zamyka półsferę

Nieznane, nie wydają się być ryzykowne:
- Teli
- Diis
- De

Nieznane, nie używajcie, zbyt duże ryzyko:
- Saar
- Udos
- Teli
- Keth

Inne półsfery
- Mher Kaili - Spowolnienie czasu. Jak ktoś jest bardzo silny, to praktycznie zatrzymanie.
- Saar Kaili - ?


- Wiesz, Hitomi, mogą być dużo potężniejsze ode mnie. Ale nie posiadają czegoś, co posiadam ja. Wolałem się tym nie chwalić, chodź matka Szy, która rezyduje w niej regularnie jako dusza, wyczuła to.

Plant Akaru: -Jej matka powiadasz. To wyjaśnia jej napady mutacji głosu. Rany, rany, czy świat zewnętrzny zawsze był taki skomplikowany?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - SKĄDŚ się wzięły te wszystkie opowieści i gry o magii, nie? Gdyby nie było do tego podstaw, nikt by nie wymyślał.

Kamila Kalisz: - No dobra. To powiedz mi jeszcze jak można się w tym wzmacniać?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Tak jak we wszystkim innym. Ćwicząc. Tu nie ma złotego środka. A jeśli jest, nie mam o nim zielonego pojęcia.
Podniósł się z miejsca, rozglądając się krótko po okolicy.

Plant Akaru: -Stimpaki nie działają w półsferach, tego jestem pewien, tak nawiasem. I przedmioty w nich są tylko kopią tego co pamiętamy i ich działanie zależy tylko od naszej woli. Chociażby to.-stuknął palcem w karabin.-Posiada tylko jedną kulę. Nie muszę chyba wspominać, że padło znacznie więcej strzałów niż to?

Nihi Nihi Nihi Nihi: -To wiadomo. Nie jesteśmy przecież tam ciałami. Nasze ciała zostają bezwładne, gdy podróżujemy. Co innego w przypadku tej drugiej półsfery.

Kamila Kalisz: - Co do stimpaków powinnam cie za to pobić. - Warknęła na młodszego Akaru

Plant Akaru: -Przepraszam. Naprawdę liczyłem, że to pomoże. Póki co większość rzeczy materialnych działała podobnie tam co tutaj.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Te stimpaki przyśpieszają regenerację z tego co zauważyłem. A więc wpływają na... komórki, nie? - spojrzał krótko na Hitomi, szukając potwierdzenia. Jeśli je otrzyma, spogląda znowu na Florance'a z dezaprobatą - Skoro nie jesteśmy tam ciałami, to jakie komórki mają się regenerować?

Kamila Kalisz: - Wychodzi na to, żę tak. Nie mam jednak pewności

Plant Akaru: -Pistolety za pomocą eksplozji prochu wyrzucają z siebie małe kawałki ołowiu. Skoro tak, to dlaczego w półsferze wydobywa się z nich czysta energia? Nie aplikuj nadmiernej logiki stąd do tego wszystkiego Hiroshi. Konwencjonalne leczenie tam nie działa. Nie sądzisz, że lepiej że dowiedzieliśmy się o tym teraz niż w dużo gorszej sytuacji?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Wydobywają się, ponieważ masz prawdziwą intencję, by zabić. Przetwarzasz swoją energię i wypuszczasz. To logiczne. Leczenie stimpakiem nie działa, ponieważ nie posiadasz tak silnej woli, by naprawiać, zamiast niszczyć. Albo nie znasz sposobu. Nie słyszałeś o tym, że łatwiej niszczyć, niż budować?

Kamila Kalisz: - No dzięki. Gdybyś jeszcze kiedyś chciał na mnie testować jakieś nieznane sobie medykamenty, to strzel sie w łepetyne

Plant Akaru: -Pewnie, pewnie, chcę pomóc i już wszyscy przeciwko mnie. Przepraszam, że w ogóle próbowałem przywrócić ci tę rękę. Następnym razem gdy będzie wyglądało na to, że możecie być na stałe uszkodzeni, po prostu was zostawię skoro tak chcecie.

Kamila Kalisz: - Powiedział ten, który stał nade mną wrzeszczącą z bólu i patrzył się na brata.

Plant Akaru: -Gdy chwilę wcześniej widział jak ktoś sobie biega bez połowy ciała. Ktoś od kogo byłaś wyraźnie silniejsza tam. Nie miałem przy sobie niczego co pomogłoby z bólem, co miałem zrobić? Jedyne co mi pozostawało to wrócenie jak najszybciej licząc na to, że obrażenia się zasklepią z czasem. Albo że ta cholerna strzykawka pomoże.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Kurna, jak macie się teraz wykłócać kto zrobił dobrze, a kto źle, to zamknijcie się oboje. Stało się? Stało.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Zaraz zaczniecie podnosić głos i wtedy wszyscy przechodnie usłyszą naszą fantastyczną opowieść. - mruknął niezadowolony.

Kamila Kalisz: Pochodnie? - Dziewczyna wyraźnie zainteresowała się. - Masz na myśli tą halabardzistkę?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Miałem na myśli przechodniów. Ale wiesz co? - pstryknął palcami - To dobra metafora. Dusze, które manifestują jakąś energię, głównie te, które będą na nas polować, możemy nazywać "pochodnie".

Kamila Kalisz: - Wyraźnie głuchne... - Potarła dłonią kark - No dobra. Czyli mam się zamknąć. Jest coś jeszcze o czym nam nie powiedziałeś?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Kilka rzeczy. Florance, rozejrzyj się wpierw.

Plant Akaru: Młodszy z Akaru przetarł oczy i zrobił powolną trzystasześdziesiątkę w miejscu, dokładnie obserwując otoczenie i nasłuchując.

Kamila Kalisz: Hitomi także rozglądała się ale nie robiła tego tak dyskretnie jak pełen obrót Florka. Ona tylko rozglądała się nieznacznie.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Jeśli przez około pół minuty nie zgłoszą alarmu, kontynuuje:
- W zamian za te umiejętności muszę polować na dusze. Wybrałem sobie te, które krzywdzą niewinnych. Bo widzisz, tak jak nasze nasycenie regeneruje się, ich nie. Muszą pożerać dusze innych, by je złączyć ze swoją, gdy ta się kończy. To ich rodzaj jedzenia.

Plant Akaru: Florance widocznie chciał coś powiedzieć, jednak zaraz zacisnął zęby i mruknął tylko 'mhm'.

Kamila Kalisz: - halabardzistka przed zaatakowaniem mnie, przepraszała. - Powiedziała krótko.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Westchnął boleśnie.
- Nie mówmy o niej. Mam jej metaforyczną krew na rękach. I jej przyjaciółki.

Plant Akaru: -Błagam, nie mów mi teraz, że tego żałujesz i że nie da ci to spać.-syknął, wyraźnie znacznie słabszej woli niż się spodziewał.

Kamila Kalisz: - Mówię to tylko by wszystko było jasne.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Błagam, stul pysk.

Kamila Kalisz: - Wybacz Florek, ale jesteś w mniejszości. Nie zaatakowała mnie bo tego chciała. Nie tylko Hiroshiemu jest jej żal

Plant Akaru: -Zaatakowała dwa razy z wyraźnym--machnął ręką.-Zresztą. To nie mój problem, że źle dobierała siły na zamiary.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Po chwili znów spojrzał na Hitomi.
- Jest ich mnóstwo. I na pewno nie ostatni raz na nie wpadliśmy. Otwierają półsfery, bo same po naszym świecie podrózować nie mogą za małymi wyjątkami. W "drzwi" do nich zmieniają przedmioty. Jeżeli ktoś ma dobre oko i zmysły, to zauważy to. Świecą się, jak jakieś latarnie, czy świetliki. Jak takiego dotkniesz, to wpadasz w pułapkę. Ale sądzę, że jest jeszcze coś. Bo nie wiem jak ty, ale w przypadku topornika trzymaliśmy rączki przy sobie. Więc o ile drzwiami nie był jakiś kamol pod nogami...

Plant Akaru: -Nie zapominaj, co działo się w naszym apartemnatowcu. Pojawiliśmy się tam tylko na ułamek sekundy i już coś nas atakowało ale zniknęło. Może niektóre z nich polują tylko...częściowo? Pojawiają się, zabierają część nasycenia, znikają.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Ja wiem? Odczulibyśmy to chyba jakoś. Zmęczenie czy nie wiem co. Ale nie mogę tego zanegować, nie posiadam takiej wiedzy.

Kamila Kalisz: - Moim zdaniem "spotykamy ich" tylko dlatego, że nie potrafimy ukryć "talentu" jak to kiedyś ujęła Marianella

Plant Akaru: -Tego...chyba nie słyszałem. Mogłabyś elaborować?

Kamila Kalisz: - Spytałam jej dlaczego nas napadła ta halabardzistka za pierwszym razem. Powiedziała, że to dlatego, że nasz "talent" jest widoczny jak księżyc w bezchmurną noc. Wspomniała też, że potrafiłaby zniechęcić nieproszonych gości od atakowania nas, ale jakoś wole mieć jak najmniej długów

Nihi Nihi Nihi Nihi: - I to się chwali. Co do "talentu", niektóre dusze potrafią wykryć to, że posiadam więcej, niż tylko swoje umiejętności. Ale wiecie co? Ja uważam... że ona mija się z prawdą. A raczej ją naciąga.

Kamila Kalisz: - Kto by pomyślał. Nie jesteś jeszcze ślepo jej oddany - Spytała z udawanym zdziwieniem. - Pewnie dlatego, że nie widzisz jej pewnych dwóch walorów

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Potrafię znaleźć tylko jedno zastosowanie tak wielkich walorów, jak ty to nazywasz. - oznajmił bez krępacji - I dalej uważam, że małe jest piękne. Ale to tylko moje zdanie, które nie ma wiele wspólnego z tą dyskusją. Wracając do tematu, pamiętacie, jak zatrzymała czas, gdy walił się dach?

Plant Akaru: -Użyła wtedy M-K, prawda? Słyszałem te słowa.

Kamila Kalisz: - Trudno zapomnieć, skoro to było dzisiaj.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Przytaknął.
- Ja też ich używałem, dwukrotnie. Za pierwszym razem z jakiegoś powodu trzepnęło to nami. Ale za drugim razem uratowałem sobie tym życie. Ale w moim aktualnym stanie potrafię tylko spowalniać, całkiem pokaźnie, ale i tak tylko. Do czego zmierzam - jej zachowanie wtedy. Nie mieliście wrażenia, że nas sprawdza? Chciała coś pokazać, wywołać wdzięczność i posłuch, może lojalność, a do tego... zorientować się w naszej wartości.

Kamila Kalisz: - Po co brudzić sobie ręce, kiedy może użyć nas. Pozostaje mieć nadzieje, że nauczę się czegoś przydatnego i będę mogła wam przekazać.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Sądzę, że się nie obrazi, jeżeli się podłączę.

Kamila Kalisz: - Ja się obrażę

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nie bądź dzieckiem. Zaoszczędzi nam to czasu.

Kamila Kalisz: - Jesteś podatny na jej wdzięki. Wybacz, ale mnie ona nie interesuje, więc lepiej będzie jeśli sama tego będę was uczyć.

Plant Akaru: -Jak się zastanowić to tak wygląda. Mówi o tym, że bardzo nas łatwo wykryć przez takie duchy. Zaraz po tym, jak nas uratowała. Jakby chciała nam przekazać, że mamy przy sobie coś za co każdy chce nas zabić i że bez niej tego bez problemu dokonają. Chce wykorzystać naszą niewiedzę na temat świata, wiedząc, że jesteśmy spod ziemi.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nie doceniasz mnie, Hitomi. Do tej pory skutecznie trzymałem język za zębami. No i wiem coś jeszcze, czego wy nie wiecie. Jedna z trzech ostatnich spraw.

Kamila Kalisz: - A więc mnie oświeć. I jeśli chcesz bym cię doceniała bardziej, nie wywieszaj tak jęzora jak tylko ją widzisz.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Gdybym cię nie znał pomyślałbym jeszcze, że jesteś zazdrosna. - machnął ręką. Spojrzał na Florance'a. A później znów na nią - Dostałem ostrzeżenie.

Kamila Kalisz: Dziewczyna wyglądała jakby chciała coś powiedzieć ale zmieniła zdanie. Wyraźnie czeka na wyjaśnienie.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Nachylił się jeszcze, mówiąc nieco ciszej, zasłaniając usta od obu stron za pomocą dłoni. Chyba, by dodać napięcia.
- Wiadomość od śmierci, z przyszłości: Wystrzegaj się Marianelli.

Kamila Kalisz: - Naprawde...?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nie jestem tobą, by robić żarty tego poziomu.

Plant Akaru: -Skoro o tym mowa, raczysz wyjaśnić JAK w przeciągu dwudzistu czterech godzin udało ci się zostać posiadaczem kocich uszu?- Florance sięgnął do kieszeni kurtki wyciągając paczkę papierosów i zapalniczkę.-Bo to jest chyba największy słoń w tym pokoju.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Uniósł brew. Po czym uśmiechnął się, szczerząc zęby.
- Nyahaha. To nyestety nye takie proste do wyjaśnyenya.

Plant Akaru: -Ujmij to więc w słowa, które rozumiesz.-wetknął zwitek tytoniu do ust i zapalił, powstrzymując charkot wywołany podrażnionym gardłem.

Kamila Kalisz: Wyraz twarzy Hitomi świadczył, że dotknęły ją słowa Hiroshiego.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Jasne. Jak tylko przestanyesz zatruwać mi powietrze. - skrzywił się, gdy zobaczył, co ten właśnie zrobił.

Plant Akaru: Florance cofnął się o dwa kroki.
-Wystarczy?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nyo. Miauem o tym powiedzieć już dawno, tylko trudno to ubierać w słowa. To jest to samo, co powinno w teorii pozwolić mi jej przywrócić rękę. W zamian za część swojej, otrzymałem część jej.

Plant Akaru: -Okoliczności zaś?- zaciągnął się ponownie dymem.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nye pamiętam. Wyobraź sobie, że idziesz sobie razem z resztą grupy i nyagle wpada ci wspomnyenye do głowy, wyrwane z kontekstu. Tak było z tą rozmową i umową.

Kamila Kalisz: Słucha z uwagą wymiany zdań braci, choć sama nic nie mówie.

Plant Akaru: -To dość...Dobra, nawet nie wiem jak to określić. Jesteś pewien, że jakaś pochodnie nie...Zaraz, samemu ją widziałem, mieszanie w głowie nie ma sensu.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Pochodnia nie dałaby mi absurdalnych umiejętności. Jestem dziesięć razy niebezpieczniejszy, ale nasycenie schodzi... jak wodospad.

Plant Akaru: -Niewesoło. I niech zgadnę, nic za darmo?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Mówiłem. Poluję na dusze.

Plant Akaru: -Mimo to nie miałeś tych mocy gdy Halabarda i Karaluch pojawili się po raz pierwszy, prawda? I to nie był przypadkowy atak. Wciągnięto w to wszystkich, wliczając Kareen, zamiast czekać aż ofiary się rozdzielą.

Nihi Nihi Nihi Nihi: -Już wtedy mieliśmy kontakt. Ale nie było umowy.

Kamila Kalisz: - A co jeśli nie uda ci się upolować duszy?

Nihi Nihi Nihi Nihi: -Powiedzmy, że nie mogę sobie na to pozwolić.

Plant Akaru: -I to ty musisz zadać ostateczny cios, tak? Nie żadne z nas?-westchnął ciężko.-Że też śmierć nie dokonuje selekcji kandydatów przy czymś takim.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Jestem całkiem pewien, że bym ci na to nie pozwolił, jeśli do tego zmierzasz. I o cokolwiek poszło pamiętam, że byłem w pośpiechu i lekkim przerażeniu. Musiałem z jakiegoś powodu działać szybko.

Plant Akaru: -Bardziej martwię się o ciebie. Jesteś zbyt idealistyczny jak na taką pracę. Poza tym, nigdy o niej do tej pory nie słyszałem więc nie sądzę, że byłem na liście kandydatów.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Muszę z tym żyć. I daje mi to okazję was chronić, gdy nasze wspólne umiejętności okażą się być za słabe na przeciwnika. Aczkolwiek... każdy raz wywiera jakieś piętno na mnie. Robię to, czego nie cierpię.

Plant Akaru: -Nie pakuj się w to głębiej niż musisz, błagam. I nie używaj ochrony nas jako pretekstu by zagłębiać się w gówno.-Florance strzepnął popiół na ziemię.-Skoncentrujmy się na przetrwaniu i zdobywaniu informacji. Mieszanie się w wielką politykę tego świata nie ma sensu póki jesteśmy praktycznie ślepi.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Obawiam się, że to tak nie działa. Czy tego chcemy czy nie, jesteśmy jej częścią.

Kamila Kalisz: Tylko kiwnęła głową.

Plant Akaru: -W to nie wątpię, najprawdopodobniej od chwili w której porozmawialiśmy z Marianellą rzuciliśmy się na głębsze bagno niż kiedykolwiek widzieliśmy. Jest jednak różnica między byciem częścią a aktywnym próbowaniem wywołać ruch u innych kółek zębatych mechanizmu. Rozumiesz mój tok myślenia?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Rozumiem. Ale to nie jest od chwili rozmowy z Marianellą. Tu chodzi o coś, co przerasta nawet ją. Ale zanim... rozejrzyj się znowu.

Plant Akaru: Skinął i spojrzał na boki, rzucajac niedopałek na ziemię i gasząc go butem.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Skoro wiem rzeczy, o których wiedzieć nie powinienem, są one związane z rzeczami, o których nic nie wiem. Mają, bo padła liczba mnoga, jakieś księgi i informacje o nas, ktore mówią im wszystko. Są jakieś zasady i zesłanie tego czarnego jest ich złamaniem. I nie wolno interweniować, cokolwiek to znaczy. To wszystko sprowadza się w jedną całość - to wszystko ma jakąś dodatkową, ukrytą przed nami stronę.

Plant Akaru: -I to tam rezyduje twoja pracodawczyni?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Rezyduje w piekle. Ale zdaje się, że nie jest jedyna, która ma w tym jakiś udział. Co najmniej dwie osoby.

Plant Akaru: -Jak myślisz, istnieją szanse na to, że będą próbowały nas rozdzielić stawiając przeciwko sobie?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Oczywiście. Jeśli ktoś stanie po drugiej stronie barykady, to trzeba się tego spodziewać. Ale jeszcze nie skończyłem mówić. ... Dokończ myśl, jeśli coś chcesz dorzucić, ja... zaraz sobie przypomnę. To nie takie proste, jak może się wydawać. Pamiętanie.

Plant Akaru: -To nie myśl. Bardziej obawa. Że wpakujemy się w coś z czego nie będziemy mogli wyjść i rzucimy się sobie nawzajem do gardeł. Jeśli mam opowiadać się po stronie Śmierci bo ty zrobiłeś to na początku po prostu powiedz. Tak będzie najrozsądniej.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Byłoby miło. Aczkolwiek, śmierć to śmierć. W pewnym momencie, jeśli kiedyś by mi miało odbić, musicie mi się postawić. Jasne?

Plant Akaru: -Jasne. I z wzajemnoscią.

Kamila Kalisz: -hmpf. Nie dojdzie do tego.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Cóż. Pojawia się kwestia trzeciej osoby, jakiegoś anioła, o którego się martwiliśmy. I Hitomi chciała oddać jakieś polepszenie ciała za tego anioła, więc żeby nie oddawała, to ja oddałem. Właściwie, tylko tyle pamiętam.

Kamila Kalisz: - I ja sie na to zgodziłam? Byścierpiał za mój pomysł?

Nihi Nihi Nihi Nihi: Wzruszył ramionami
- Nie znamy pełnych okoliczności. Ale możemy bezpiecznie założyć, że nie tylko ja w tym siedzę, ale i wy. Jednak nie posiadamy tych wspomnień.

Plant Akaru: -Ciekawie. Pewnie to wszystko też się działo poza naszymi ciałami. Lepszego wyjaśnienia chyba nie ma.

Nihi Nihi Nihi Nihi: Przytaknął.
- Nie chciałem tego ukrywać, czy coś. Raz, że nie było czasu. Dwa, jak o tym powiedzieć, by nie wyjść na osobę, której eksplozja z krypty wstrząsnęła mózgiem?

Kamila Kalisz: - jeśli to się działo za naszymi ciałami, to logicznie rzecz biorąc musiało to się dziać kiedy spaliśmy.

Plant Akaru: -Hiroshi, wczoraj niewiele po południu wszelka logika naszego życia poczęła się pieprzyć. Jestem w stanie chyba we wszystko uwierzyć.

Kamila Kalisz: - Jeśli ten trop zaś jest trafny i sprawdzałoby się to za każdym razem... to mamy potencjalnie... trzy takie spotkania?

Kamila Kalisz: - Oczywiście to tylko hipoteza

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Na to wygląda. Ale, jak już mówiłem, pojawia się jeszcze ta kwestia, o którą jestem wyczulony. ... mam najwyraźniej jakieś zadanie.

Plant Akaru: -I pewnie nawet nie wiesz, jakie?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Tak się składa, że wiem. - wyprostował się, spoglądając na nich z grobową miną - I to od kogoś... jeszcze wyżej.

Plant Akaru: Uniósł zdziwiony brew.

Kamila Kalisz: - Czyli od kogo?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Pamiętam, że użyłem słów "mój stwórca". Bóg? Nie wiem, czemu miałby się nami bawić.

Kamila Kalisz: - To już lekkie przegięcie, nie sądzicie?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Lekkim przegięciem jest całe nasze życie od wyjścia z krypty.

Plant Akaru: -Przypadkiem każda możliwa religia sprzed wojny nie zaprzeczała istnienia magii? Wątpię by to było to.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nie wiem. Ale jedno jest istotne. Mam zaopiekować się kimś. Kimś, kto jest... no, zgadnijcie gdzie.

Plant Akaru: -...Kurwa mać. Nie mów mi, że w "NIE IDŹCIE TAM BO ZGINIECIE, MÓWIĄ TO WSZYSCY" Kantii.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Czy to nie cudowne? - spytał ironicznie.

Kamila Kalisz: - Cóż. Przynajmniej wiemy gdzie skończymy swe istnienie.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Ja mam zadanie, nie wy. Nie mogę was targać tam ze sobą. Ruszę tam, gdy już zapewnimy wam bardziej stałe schronienie.

Plant Akaru: -No chyba ocipiałeś.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Jeżeli wszystko się sprowadza do tego, że mam tam iść, to wolę nie ryzykować gniewu wyższych istot.

Kamila Kalisz: - Chyba jednak powinnam przestać go bić po głowie. Ma coraz durniejsze pomysły

Plant Akaru: -Chyba ocipiałeś, że zostawię cię samego.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Naprawdę nie chciałbym, by któreś z was skończyło jak Vaynard czy Desmond. - rozłożył ręce w geście rezygnacji - Ale nie mam prawa wam niczego zabraniać.

Plant Akaru: -Hiroshi, do jasnej cholery.-Florance wyglądał na wyraźnie urażonego tym wszystkim.-Nie po to żyłem z tobą całe moje życie by teraz pozwolić ci robić co chcesz i ginąć beze mnie, rozumiemy się?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - No dobrze, dobrze. Zrozum, że po prostu się martwię. Chociaż wiem, że zarówno ty, jak i ja nie umarlibyśmy tak łatwo. Jesteśmy przecież Akaru, jak matka. Jak zarąbistym trzeba być, by twój mąż obrał sobie twoje nazwisko?

Plant Akaru: Florance prychnał pod nosem i uśmiechnął się, nie mówiąc już nic.

Kamila Kalisz: Twierdzisz, więc, że ja bym umarłą łatwo?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Ja tam nie wiem. I tak byś wróciła stać mi nad głową i straszyć, masz z tego jakąś sadystyczną przyjemność.

Kamila Kalisz: - No dzięki. I pomyśleć, że wszystko to robiłam po to by Ci pomóc

Nihi Nihi Nihi Nihi: - No cóż, każdy ma swój sposób pomagania. ... Długo im tam jeszcze zejdzie?

Kamila Kalisz: Wzruszyła ramionami - A co do tego miejsca. To ja też idę. Dobrze wiesz, że tylko ja znam na tyle medycynę by jakoś was poskładać. Teraz pytanie z innej beczki. W tej półsferze możemy tworzyć rzeczy myślami?

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nie mam pojęcia. Raczej to nie jest takie proste.

Kamila Kalisz: - Szkoda. Miałam nadzieję na jakąś broń...

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nie pozostaje nam nic innego jak czekać, aż tam skończą. Nie mam już raczej nic więcej do powiedzenia.

Plant Akaru: -Ditto. Boli mnie tylko, że znowu jesteśmy goli. Bez pojazdu, bez celu, bez lekarstw, zależni od Marianelli. Prawie jak antyczna tragedia.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Zawsze można mnie sprzedać jako niewolnika dla jej przyjemności, jak ktoś zasugerował.

Kamila Kalisz: - Florek wie, kto tam się bije? Tak dokładnie?

Plant Akaru: -Niezbyt. Wiem że nasza dobrodziejka, wiem że z Lily. I ktoś jeszcze.

Kamila Kalisz: - Cały ten zespół z koncertu. Poszli w zakład z Marianellą, że pierwsi go zabiją. Nagrodą jest... coś co zdobyli na turnieju. Jak wspomniałeś jakiś złoty kapsel. A słysząc to, wspomniałam Marianelli jak wygląda czarny, jak się nazywa, gdzie jest i fakt, że ma ten swój miecz. Za to wyciągnęłam od niej korepetycje z magii

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Więc tak czy i naczej, będziemy mogli napisać książkę "Śniadanie u de Chardin".

Kamila Kalisz: Bardzo zabawne. Sam ciągle mówiłeś, że nie mamy informacji co możemy, a czego nie. No to właśnie zdobyłam jakieś informacje. Moim zdaniem lepiej by jedna osoba z nas brała u niej naukę. Tak dla pewności

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nie. Co najmniej dwie, zawsze.

Kamila Kalisz: - To ja i Florek. Jeśli jeszcze nie wie o twoich zdolnościach wszystkich, to lepiej by się nie dowiedziała

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Jak sobie chcecie. Nie będę się pchał.

Plant Akaru: -Fakt faktem, ty już masz nauczycielkę tego wszystkiego. Nam przyda się teoria i praktyka z innego źródła. Szczerze, po trzech słowach jestem wycieńczony.

Kamila Kalisz: - Ja użyłam dwóch pare razy i jakoś nie czuję się specjalnie zmęczona

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Moja "nauczycielka" nie może mnie niczego więcej nauczyć, bo inaczej już dawno by to zrobiła. Ale poradzę sobie. Jestem zaradny. A co do słów, mnie wcale nie męczą. Tylko to jedno, najpotężniejsze. A musiałem użyć go dwa razy.

Kamila Kalisz: - Słuchaj. To nie tak, że dowiemy sie czegoś i ci tego nie powiemy. Chodzi o to, by nie wtajemniczać jej jeszcze bardziej

Nihi Nihi Nihi Nihi: - A czy ja powiedziałem, że się nie zgadzam? - przechylił nieco głowę

Kamila Kalisz: - Nie, ale powiedziałeś to jak naburmuszone dziecko

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nie. To, że tak to odbierasz nie znaczy że tak jest naprawdę.

Kamila Kalisz: - W takim razie wybacz, że pomyślałam, że mogłeś to źle odebrać. Chcesz się nauczyć pierwszy? Poczekam. Idź z Florkiem i się od niej ucz. Tylko uważajcie na to co do niej mówicie

Plant Akaru: Florance w międzyczasie przewrócił jedynie oczami i zagapił sięw niebo

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nie ma potrzeby. Mówię, jestem zaradny. W tym czasie mogę zajmować się innymi rzeczami. Poza tym dziwne będzie, jeśli ty ją poprosiłaś o lekcje, a nie będziesz na nie chodzić.

Kamila Kalisz: - Powiedziałam dokładnie "jakieś lekcje magii dla nas" więc teoretycznie nie było mowy tylko o mnie

Plant Akaru: -Skoro tak, czy mógłbyś zająć się czymś pod moją nieobecność?- wyciągnął z kieszeni i podał mu zdjęcie.-Jeśli i tak będziesz biegał szukając celu, pytaj o osoby z tego zdjęcia. Wiem, że ta kobieta to Sanders, ale nie wiem co z resztą. Może znajdziesz inny trop.

Kamila Kalisz: - Ah. Jeszcze jedno pytanie. Jak stoimy z funduszami?

Nihi Nihi Nihi Nihi: Odebrał zdjęcie, przyglądając mu się chwilę.
- Jasne. A co do funduszy, mamy jeszcze bodajże dwa te fajne kapsle... i dwanaście zwykłych. A jeszcze chyba jakieś zgarnąłem. Potem przeliczę.

Kamila Kalisz: - Aha... bo myślałam, że przydadzą nam się jakieś bronie, którym się amunicja nie kończy.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Kupiłbym sobie jakieś kastety do samoobrony. To nie jest wcale zły pomysł.

Kamila Kalisz: - Ja myślałam raczej o jakichś długich sztyletach lub nożach do rzucania. Ewentualnie łuk i strzały. Fakt, troche praktyki się przyda ale to celna i cicha broń

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Cóż, nie umiem celować, więc pistolety to nie broń dla mnie.

Plant Akaru: -W sumie, skoro mamy wolną chwilę...-ściągnął karabin z ramienia i spojrzał w dal przez lunetę, następnie za pomocą pokrętełek próbując jako-tako skalibrować widok z oddali z tym, na co celowałby z samej muszki i szczerbinki.

Jedius The Tentaclemonster: To był moment, w którym całą okolicą wstrząsnął potężny huk. Wstrząsnął to było dobre słowo, bo i wam ziemia uciekła spod nóg, powalając całą trójkę bez wyjątku. Szybkie spojrzenie w stronę, które na pewno było źródłem odgłosu ukazało wielki, pionowy słup kurzu. Nie minęły dwie sekundy, jak na wasze głowy zaczął opadać deszcz żwiru. Odruchowo zasłoniliście głowy rękoma i tyle w sumie wystarczyło, by nikomu nie stała się jakaś większa krzywda, choć w pobliżu upadały większe odłamki, których uderzenie na pewno mogło się skończyć poważnym urazem. Rozległ się po tym ryk, potężny ryk jakiegoś wielkiego gada który na myśl od razu przywodził stare filmy o dinozaurach. Został on przerwany kolejnym hukiem, który po raz kolejny wyrzucił w powietrze pełno pyłu, tworząc prawdziwą zasłonę dymną. Raz jeszcze rozpoczęły się opady okruchów gruzu rozrzuconego na wszystkie strony. Sam fakt, że docierały do was z tak daleka był dość przerażający - co właściwie się tam działo, jakiej siły potrzeba, by wywołać taki skutek? W końcu zapadła jednak cisza. Nie było już żadnego ryku. Nie było też żadnych kolejnych eksplozji. Przynajmniej, jak na razie. Ale można było odnieść wrażenie, że po tym, co się właśnie stało, walka... dobiegła końca.
Pytanie tylko, na czyją korzyść.

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Noo to można chyba po tym ryku powiedzieć, że to na pewno był smok. - stwierdził, wytrzeszczając oczy. Przełknął ślinę, starając się powstać na nogi.

Plant Akaru: Florance podniósł się powoli z ziemi wraz z karabinem.
-Ubili go?

Kamila Kalisz: - O kurwa. - Wyrwało się z jej ust i to właściwie było tyle. Patrzyła na ch,urę kurzu zasłaniając głowę jedną ręką - Może... może lepiej się oddalmy...? Mi to wygląda na ciszę przed burzą

Nihi Nihi Nihi Nihi: - Jestem bardziej skłonny zgodzić się z Hitomi. Zaraz się okaże, że zerwie się dopiero do walki, ewidentnie wściekły. Odczekajmy chwilę, wycofując się ciut bardziej. Jak po tej chwili nic się nie stanie, dojdziemy tam.
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 10:03 pm   

Nihi Nihi Nihi Nihi: Chłopak zdecydował się odczekać chwilę. Jeżeli nic się nie stanie, co wywołałoby zagrożenie życia, kieruje się w stronę pola bitwy.

Kamila Kalisz: A dziewczyna po wstaniu, ruszyła niepewnie za nim - To jest tak bardzo zły pomysł...

[24-02-2013 21:13:30] Jedius The Tentaclemonster: Cisza. Cisza... i cisza. Nie było już nawet śladu tych pomniejszych eksplozji. Wszystko wskazywało na to, że walka dobiegła końca. Trójka kryptowców zaczęła powoli zbliżać się do pobojowiska. Podchodzili do wielkiej, szarej chmury, która powoli osiadała na ziemi, rozprzestrzeniając się na boki.
Będąc już w połowie drogi mogli stwierdzić, że krajobraz mocno się zmienił. Miejsce, w którym znajdował się kiedyś zbiornik wodny... nie, właściwie to całe Górne miasto było teraz niczym innym, jak wielkim kraterem wypełnionym po brzegi kurzem. Doszedłszy do jego krawędzi zauważyli, że pył jest tu na tyle gęsty, że nic właściwie w środku nie widać. Ziemia wewnątrz była mocno ubita, twarda niemal jak lita skała. Podejść bliżej, czy może raczej poczekać, aż kurz trochę się rozrzedzi...?
[24-02-2013 21:16:17] Nihi Nihi Nihi Nihi: - Florance, co widzą twoje sokole oczy? - zapytał Hiroshi żartobliwie, zasłaniając swoje ręką. Nie miał zamiaru podchodzić bliżej, potykać się i staczać w dół krateru.
[24-02-2013 21:17:30] Kamila Kalisz: - O cholera... i ktoś to jeszcze przeżył...? - Patrzyła z rozdziawionymi ustami patrzyła na krater.
[24-02-2013 21:18:15] Nihi Nihi Nihi Nihi: - Widziałaś Teikkę. To nie są normalni ludzie.
[24-02-2013 21:18:50] Plant Akaru: Florance przyłożył dłoń do oczu i rozejrzał się uważnie. Jeśli dostrzega coś w oddali przygląda sie temu dokładniej za pomocą lunety, nie wdając się w dyskusje.
[24-02-2013 21:18:54] Kamila Kalisz: - Ale KRATER. To jest pieprzony krater
[24-02-2013 21:19:48] Kamila Kalisz: [ ciekawe ile expa jest za czarnego ]
[24-02-2013 21:29:39] Jedius The Tentaclemonster: Florance przyglądał się uważnie wielkiej chmurze, ale nie mógł nic w niej dostrzec. Nie, póki nie zerwał się wiatr, dmący z zachodu. Zaczął rozwieważ kurz, wypychając go na wschód. Z czasem każdy z was mógł zobaczyć kilka sylwetek w oddali, z czego tylko Florance mógł je rozpoznać dokładnie dzięki lunecie.
Raz, dwa... pięć... razem, chyba dziesięć osób. Bardziej z prawej, było widać Kareen, stojącą w lekkim rozkroku z Marianellą na rękach. Tuż obok niej była ta druga, piegowata ruda, klęcząca na kolano z jakąś bronią palną w jednej ręce. Po lewej było trochę więcej osób, z czego chyba wszystkie należały do zespołu dającego wczoraj koncert. Większość z niech była chyba w dość złej kondycji, siedząc, leżąc bądź przynajmniej klęcząc. Wyróżniał się tylko ten niski wokalista, stojący swobodnie pośród reszty z wysoko uniesionymi i rozłożonymi na boki rękoma niczym dyrygent w filharmonii. Zupełnie, jakby przekazywał bez słów wiadomość "byliście świadkami perfekcji". Na samym środku zaś krateru na jednym kolanie klęczała ta wielka z pochyloną głową, obiema rękoma trzymając młot oparty głowicą o grunt. Zarówno z jego głowicy, jak i miejsc w których trzymała go mocno zaciśniętymi dłońmi cały czas wydobywał się jasny dym, wciąż rozwiewany przez wiejący wiatr, kołyszący się w powietrzu podobnie jak i wszystkie luźne fragmenty ubrania każdego z zebranych na dole. Nikt nie wykonywał żadnego ruchu - albo to ze zmęczenia, odniesionych obrażeń, albo z szoku. Po "Lily"... nie było nigdzie nawet śladu.
[24-02-2013 21:30:46] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Marianella na rękach]
[24-02-2013 21:30:54] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Someone's getting scolded as fuck]
[24-02-2013 21:31:52] Kamila Kalisz: [ Not me :3 ]
[24-02-2013 21:32:00] Plant Akaru: -Marianella, Kari i Most-ILL. Wszyscy wyglądają na całych ale nasza dobrodziejka jest nieprzytomna.- opuścił karabin i zawiesił go na ramieniu.-Pana lubującego czerń ani śladu. Idziemy?
[24-02-2013 21:32:53] Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi zdecydował się powoli zejść i skierować w stronę grupy, widząc, iż nie wygląda to na żadną walkę, co dodatkowo potwierdziły słowa brata. Był ciekawy tego, co może się tam teraz odbywać.
- Allons-y! - zawołał do Hitomi i Florance'a przy pierwszym znaczącym kroku naprzód.
[24-02-2013 21:34:19] Kamila Kalisz: - Marianella nieprzytomna? Chyba już wiemy kto wygrał to starcie - Powiedziała po chwili i ruszyła za Hiroshim uważając pod nogi, by nie zjechać na tyłku lub co gorsza twarzy do środka krateru.
[24-02-2013 21:34:21] Plant Akaru: Powędrował za bratem spokojnie. Czas chyba pogratulować zwycięzcom wszystkiego
[24-02-2013 21:42:35] Nihi Nihi Nihi Nihi: [2142. Zdrowie, Taiyou rządzi.]
[24-02-2013 21:45:51] Jedius The Tentaclemonster: Hiroshi, Hitomi i Florance zaczęli powoli schodzić w dół krateru. Ziemia wcale nie była śliska, więc raczej nie trzeba było obawiać się upadku - ale ostrożnośc raczej nie powinna zaszkodzić. Zbliżali się powoli do większej grupy, wraz z każdym krokiem mogąc zaobserwować coraz więcej szczegółów, aż do chwili gdy stanęli kilkanaście kroków od reszty.
Cały grunt był tutaj zabarwiony na czerwono. Podobnie jak Kareen na całej swojej tylnej powierzchni. Ona pierwsza chyba was zauważyła, gdyż zwróciła głowę ku wam odwracając się bokiem. Na jej odzieży było wyraźnie widać granicę między czerwonym tyłem, a jedynie trochę splamionym krwią przodem. Marianella była chyba jedyną tutaj osobą, która nijak nie była skalana czerwienią. Każdy poza nią, posiadał na swoim ciele odprysk, który chyba musiał być skutkiem któregoś z tych dwóch wielkich eksplozji. Wokalista miał w ten sposób zabarwiony cały lewy bok, Dera prawy, a cała reszta - przód. Włącznie z tą klęczącą przy młocie. Czy też razem z nim.
Kareen powoli wypuściła Marianellę z rąk, zaczynając od jej nóg. Ta stanęła na nogach, mocno zachwiawszy się z początku. Najwyraźniej wcale nie była nieprzytomna. Była tylko w szoku. Nie odwróciłą się ku wam ani na chwilę, odwracała tylko głowę to w stronę niskiego wokalisty, to na kobietę na środku krateru.
- Chciałem w międzyczasie zauważyć, że słabo wam to idzie, ale nie lubię mówić gdy moje słowa nie są poparte żadnymi argumentami. Wygląda na to, że wygrana jest nasza, nieprawdaż? Jak się wam podobało? - wciaż z uniesionymi ramionami, kurdupel odezwał się jako pierwszy. - Nie zaprzeczycie chyba, że mam cudowną siostrę?
Odpowiedzi jednak nie było. Dryblaska zaczęła podnosić się na nogi, wciąż ściskając w obu dłoniach rękojeść młota opartego o ziemię. Stanęła w lekkim rozkroku z pochyloną głową, ciężko oddychając.
[24-02-2013 21:45:57] Jedius The Tentaclemonster: [Zdrowie, Shana rządzi]
[24-02-2013 21:48:03] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Niech go ktoś uciszy]
[24-02-2013 21:48:16] Kamila Kalisz: [ dlaczemu? ]
[24-02-2013 21:48:19] Nihi Nihi Nihi Nihi: [To jest Tsuru]
[24-02-2013 21:48:25] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Zaraz zacznie się do ciebie kleić]
[24-02-2013 21:49:10] Plant Akaru: Florance spoglądał spokojnie po mówiących, poprawiając karabin na ramieniu. Wolał się nie odzywać póki ich konflikt się nie rozwiąże.
[24-02-2013 21:49:50] Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi również się nie odzywał. Wpierw zatrzymał wzrok na Marianelli i po upewnieniu się, że nic jej nie jest, zaczął szukać wzrokiem Teikki.
[24-02-2013 21:52:33] Kamila Kalisz: Hitomi zaś popatrzyła zdziwiona na Marianelle, zastanawiając się jakim cudem jest czysta i JAK udało się zabić smoka...
[24-02-2013 21:53:21] Jedius The Tentaclemonster: [ Czekaj, oni wiedzieli, że to smok? ]
[24-02-2013 21:53:59] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Hiroshi powiedział. Rin mówiła w pierwszej rozmowie, że smoczątko wyrwało się spod kontroli, trochę źle połączył kropki, ale w ostatecznym rozrachunku bardzo się nie pomylił]
[24-02-2013 21:54:12] Jedius The Tentaclemonster: [ k]
[24-02-2013 22:07:25] Jedius The Tentaclemonster: - ...No cóż. Wygląda na to, że nagroda należy do nas. - ciemnowłosy kontynuował, sięgając d swkojej kieszeni. Wyciągnął z niej niewielki przedmiot, który na otwartej dłoni wyciągnął przed siebie. Cóż, nie było co do tego wątpliwości - wyglądało jak kapsel i rzeczywiście było złote. - Chyba, że może macie jakieś obiekcje, hm?
Kareen od razu spojrzała na Marianellę. Ta, choć nawet tego nie widziała, uniosła do góry dłoń w powstrzymującym geście, odradzając jej jakichkolwiek znaczących ruchów. Wciąż nie było ani słowa z jej strony. Piegowata z trudem uniosła się na nogi, mocno chwiejąc naprzód i w tył.
- W porządku. W takim razie, pojedynek można uznać za zakończony. - podrzucił kapsel do góry, a po złapaniu go tą samą ręką schował na powrót do kieszeni. Skierował potem wzrok bardziej w prawo - w waszą stronę. Uśmiechnął się uroczo jeszcze szerzej, ponownie rozkładając ręce i wolnym krokiem podchodząc bliżej.
- Ach, nasza urocza czempionka turnieju również tu jest! Czy będzie coś złego, jeśli osobiście pogratuluję wspaniałego zwycięstwa?
Teikka była jedną z najdalej znajdujących się osób, właśnie podnoszącą się na nogi. Podawała rękę Derze, pomagając jej powstać. Wyglądało na to, że nic poważnego im nie dolega. No, może poza dziurą w plecach.
[24-02-2013 22:10:29] Nihi Nihi Nihi Nihi: - Jeżeli mogę się wtrącić, w jaki sposób walczyliście, jeśli was tutaj nie było?
[24-02-2013 22:10:42] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Hitomi bierz go xD]
[24-02-2013 22:11:08] Jedius The Tentaclemonster: [ woof woof ]
[24-02-2013 22:12:11] Kamila Kalisz: [ umrzyjcie ]
[24-02-2013 22:12:27] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Tsuru jest fajny, Hitomi z nim by się doagadała]
[24-02-2013 22:12:52] Plant Akaru: [Ej. Florek lubi Tsuru]
[24-02-2013 22:12:57] Plant Akaru: [Tylko nie ten Florek]
[24-02-2013 22:15:24] Plant Akaru: Podszedł łukiem do Marianelli i Kareen, nie interesując się już bardziej rozmową z pozostałą ósemką.
-Nic wam nie jest?
[24-02-2013 22:15:39] Kamila Kalisz: - Cóż... dziękuję. - Powiedziała wzruszając lekko ramionami. - Tak właściwie... Ten kapsel, to nie był przypadkiem nagroda turnieju, który wygrałam? - Spytała z uniesioną brwią.
[24-02-2013 22:33:07 | Edited 22:44:12] Jedius The Tentaclemonster: - Jak to? Przecież cały czas tutaj byliśmy. Po prostu, czasami... nie wszystko można zobaczyć oczami. - facet zaśmiał się krótko, cały czas zbliżając do Hitomi. - Ależ nie ma za co dziękować. To dla mnie czysty zaszczyt. - odpowiedział dziewczynie, odwzajemniając jej spojrzenie z wciąż tkwiącym na jego twarzy szerokim uśmiechu. Ta przez chwilę poczuła, że nie może odwrócić od niego wzroku. Cała poczuła się jak sparaliżowana. Nie mogła... czy nawet nie chciała oprzeć się uniesieniu przez niego jej ręki, na której wierzchu dłoni złożył krótki pocałunek. - Zgadza się. Jest nagrodą turnieju, który został przez ciebie wygrany w pięknym stylu. Udało nam się ochronić nagrodę przed godną pogardy pazernością pozostałych uczestników, dzięki czemu mogę z największą przyjemnością przekazać ją prawowitemu właścicielowi. - mówiąc to mężczyzna odwrócił wciąz trzymaną dłoń Hitomi, a następnie położył na niej... własnie ten kapsel. Połyskujący w świetle słońca, z jednym tylko nadrukiem gwiazdy o dwunastu ramionach. Może nawet trochę bardziej wyglądało to jak śłońce. - Raz jeszcze szczerze gratuluję zwycięstwa. Zaproponowałbym otworzenie szampana, jednak niestety nie jestem w posiadaniu takowego. - zamknął palce dłoni dziewczyny, delikatnie odpychając ją od siebie. I nie przestawał się gapić w jej oczy.

Marianella wyglądała, jakby zaraz wybuchnąć, nawet jeśli nie pokazywała żadnemu z was swojej twarzy. Sytuacja na pewno była dla niej niemałym poniżeniem, którego nie potrafiła zdzierżyć. Kareen nawet nie próbowała się do niej zbliżać. Kiedy zaś podszedł Florance, odpowiedziałą właśnie ona, podając bardzo konkretną odpowiedź. Wyglądało za to, że miała trochę przypaloną twarz, i do tego... każde miejsce w którym jej skóra była odsłonięta, wydawało się lekko połyskiwać. Nie w taki sposób jak moneta czy podobna metalowa powierzchnia w jasnym świetle, a raczej... w taki dziwny sposób, jak ślad pozostający w naszym oku po patrzeniu się na rażące światło. Sprawiało to, że nawet nie dało się na nią specjalnie długo patrzyć.
- Nie potrzebujemy żadnej opieki medycznej. - niski głos wciąż był stanowczy, nawet jeśli było w nim słychać wyczerpanie którego starała się nie okazywać. Odwróciła głowę ku piegowatej, która znów niemal się nie wywróciła - została w porę chwycona za bark przez wyższą, której wysapała krótkie podziękowanie.
[24-02-2013 22:34:43] Plant Akaru: [Tsuuuuruuu]
[24-02-2013 22:35:16] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Tsuru kurwa xD]
[24-02-2013 22:35:30] Kamila Kalisz: [ czytam i... wtf xD ]
[24-02-2013 22:36:00] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Najpotężniejsza postać charyzmy ever]
[24-02-2013 22:36:16] Kamila Kalisz: [ ale kurde xD tak bardzo to falsyfikat XD ]
[24-02-2013 22:36:25] Jedius The Tentaclemonster: [ co ]
[24-02-2013 22:36:31] Kamila Kalisz: [ kapsel ]
[24-02-2013 22:36:36] Jedius The Tentaclemonster: [ aaa ]
[24-02-2013 22:36:39] Kamila Kalisz: [ ten co dał Hitomi ]
[24-02-2013 22:36:50] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Nie doceniasz tego sukinsyna]
[24-02-2013 22:37:02] Kamila Kalisz: [ najwidoczniej ]
[24-02-2013 22:37:29] Plant Akaru: [Tsuru nie kłamie. Tsuru nagina rzeczywistość do swojej woli]
[24-02-2013 22:39:59] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Stać go na to. Charyzmą]
[24-02-2013 22:40:13] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Hiroshi z nim zremisował, to jest achievement xD]
[24-02-2013 22:40:26] Nihi Nihi Nihi Nihi: [On ma pewnie coś z 18 charyzmy]
[24-02-2013 22:42:25] Jedius The Tentaclemonster: [ Marianella dostaje boosta jak rozepnie koszule ]
[24-02-2013 22:42:47] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Marianella - BAN, KAI! *plop*]
[24-02-2013 22:43:32] Plant Akaru: Skinął głową. Dyskusja tutaj chyba tylko pogorszy sprawę, zwłaszcza biorąc pod uwagę elokwencję Florensa. Podszedł powoli do Hitomi i spojrzał na kapsel w jej dłoni, zupełnie nie podejrzewając pana małego o podmianę kapsla na podróbkę, co to to nie. Dopatrz się no, Florance, czy jakieś detale się różnią względem tego co wsuwał do kieszeni parę minut temu?
[24-02-2013 22:45:15 | Edited 22:48:07] Kamila Kalisz: *Czy jego oczy nie są... najpiękniejsze?* Ta myśl przemknęła przez jej głowę, a zanim się zorientowała, ten złożył jej na dłoni pocałunek, który wywołał na jej twarzy rumieńce. Pojawienie się na dłoni kapsla już całkowicie zamieszało jej w głowie. Zdecydowanie nie spodziewała się tego i gdy ten ponownie jej pogratulował, Hitomi pokręciła lekko głową i z nieznacznym uśmiechem na ustach powiedziała - Ja.. właściwie to nie wiem co powiedzieć - Powiedziała nie opuszczając jedynej sprawnej dłoni, a wręcz przyciskając ją do piersi, w której szybciej biło jej serce.
[24-02-2013 22:46:11] Jedius The Tentaclemonster: [ Teraz tsunHiroshi ]
[24-02-2013 22:46:23] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Why would he go tsun?]
[24-02-2013 22:46:38] Jedius The Tentaclemonster: [ because ]
[24-02-2013 22:46:39] Jedius The Tentaclemonster: [ he can ]
[24-02-2013 22:49:39] Kamila Kalisz: [ tak bardzo to falsyfikat, albo iluzja jak ta wcześniejsza Marianelli ]
[24-02-2013 22:50:27] Nihi Nihi Nihi Nihi: - Niewidzialne walki, tajemnicze eksplozje, absurdalne uderzenia, to nie na moją głowę. Jakby ktoś mi powiedział jeszcze niedawno, że magia istnieje, to bym popukał się w głowę. - uśmiechnął się, wzruszywszy ramionami - Cóż, możemy tylko pogratulować zwycięstwa w tym małym pojedynku, który się tu odbył. Trochę nie pasuje mi ta różnica w ilości osób po obu stronach, ale ja tu nie mam nic do gadania, jak się wszyscy ugadaliście. - spojrzał po kolei po każdym z zebranych, poza Hitomi i swoim bratem. On również zdawał się nie być przekonany, choć z nieco innego powodu - już raz otwarcie oszukiwali. Co, jeśli jest tak teraz?
[24-02-2013 22:51:47] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Mostillowie i uczciwość.
Choose one]
[24-02-2013 22:59:36 | Edited 23:09:26] Jedius The Tentaclemonster: - Nie drzeba nic mówić. Jeden uśmiech wystarczy za tysiąc słów. - odpowiedział jej mężczyzna. Cofnął się po tym opuszczając ręce i skłonił zamaszyście, nie odrywając od niej wzroku. Florance poświęcił chwilę na to, żeby przyjrzeć się kapslowi, który został przekazany do ręki jego towarzyszki - wyglądałw sumie na ten sam. nie posiadał nawet żadnej rysy czy zagięcia. Jakby nigdy nie znajdował się na żadnej butelce. Gdzieś z tyłu, Teikka razem z Derą podnosiły z ziemi jakąś inną rudą, która najwyraźniej była jednak nieprzytomna. Albo przynajmniej ogłuszona, czy coś, bo cały czas coś mamrotała pod nosem. Teikka przerzuciła ją sobie przez ramię.
Wielkoludka ze środka krateru wyprostowała się wreszcie i odwróciłą głowę w bok, a dokładnie... w stronę Kareen. Uśmiechnęła się szyderdzo, dźwigając młot na bark. Cały czas oddychała ciężko, choć na pewno nie aż tak łapczywie jak z początku.
- Udamy się więc w swoją stronę. Mamy jeszcze wiele do zrobienia. Do zobaczenia, wszyscy! Nie mówię żegnam, bo... mam miłe wrażenie, że jeszcze kiedyś się spotkamy. posłał jeszcze jedno spojrzenie w stronę Hitomi wycofując się krótkimi krokami, póki nie odwrócił się do reszty grupy. - Idziemy, kochani! Florance, ty też.
[24-02-2013 23:00:39] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Kareen*]
[24-02-2013 23:00:56] Plant Akaru: Spojrzał się dziwnie na tego nazywanego Tsuru.
-...Pozwolisz jednak, że nigdzie się z wami nie wybiorę.
[24-02-2013 23:01:07] Plant Akaru: [FULL AUTISM IN THREE, TWO, ONE]
[24-02-2013 23:01:40 | Edited 23:09:53] Nihi Nihi Nihi Nihi: Przyglądał się jeszcze przez dłuższą chwilę. Nie wyglądało na to, by któreś z nich miało coś na sumieniu. Teikka i Dera chyba mają się dobrze, ale to tak poza nawiasem. Gdy usłyszał imię "Florance" zatrzymał na chwilę wzrok na Tsuru, unosząc brew, jakby zastanawiał się, o co może mu chodzić. Czyżby jego brat o czymś mu nie powiedział? Nie, raczej dwa razy jednego dnia by go nie kantował.
[24-02-2013 23:05:25 | Edited 23:11:32] Kamila Kalisz: Przekrzywiła lekko głowę patrząc na Tsuru dalej lekko zmieszana. Pokręciła wreszcie głową i otworzyła dłoń patrząc na kapsel. Odwróciła się lekko na Marianellę z pytającym wzrokiem pokazując jej na otwartej dłoni kapsel. Wcześniej widziała jak ona właśnie używała iluzji. Kto wie, czy i to nie jest nią.
[24-02-2013 23:08:00] Jedius The Tentaclemonster: [ Krótsze piszcie te odpowiedzi bo tyle w nich charakteru postaci że głowa mnie boli od czytania ]
[24-02-2013 23:08:25] Plant Akaru: [>Florance
>Charakter]
[24-02-2013 23:09:55] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Proszę]
[24-02-2013 23:10:15] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Lepiej, czy lepiej nie mówić?]
[24-02-2013 23:11:21] Jedius The Tentaclemonster: [ lepiej ]
[24-02-2013 23:11:40] Kamila Kalisz: [ porshe]
[24-02-2013 23:11:55] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Odstąpcie porsze]
[24-02-2013 23:26:37] Jedius The Tentaclemonster: - Hmm? - facet zatrzymał się w miejscu, by obrócić za siebie raz jeszcze, spoglądając pytającym wzrokiem. Wtedy trójka mogła zobaczyć jedenastą osobę, która właśnie ich mijała. Tak, jakby wcześniej stała za nimi. Choć na pewno nikogo tam nie widzieli.
- Przecież... idę. - kto to był? Ten ciemny, ponury typ... całkiem możliwe, że to ich basista. Przechodząc obok posłał dłuższe, zdziwione spojrzenie w strone Florance'a. Było w niem jakby trochę... współczucia. Jakby mówił "znam to uczucie, brachu", choć nie odezwał się ani słowem. Poszedł dalej, za wokalistą, który jeszcze chwilę przypatrywał się sytuacji zdezorientowany. W końcu jednak zwrócił się ku swej... rodzinie. Wszyscy już zbierali się do odejścia i swoim tempem zaczynali oddalać się na zachód. Pochód zamykała dryblaska, do której wkrótce podeszła Teikka, pytając o coś cicho. zamiast odpowiedzi otrzymała tylko skinienie głową. Nikt ich już raczej nie zatrzymywał.

Marianella wciąż się nie odwracała. Widać było jednak, że zaciska pięści, obserwując oddalającą się grupę. Nie potrafiła, zdecydowanie nie potrafiła przyjąć do siebie przegranej, ale też... była pod wrażeniem siły, która została jej tutaj zademonstrowana. Nie mogła też więc zobaczyć gestu Hitomi, pokazującej jej kapsel.
- Kal tarm terkanseirles, Adler. Omari ote-- - Kareen chciała chyba coś przekazać blondynce, ale nie było jej to widać dane. W trakcie jej słów de Chardin odwróciła się szybko ku niej na pięcie i z rozmachu spoliczkowała, spoglądając na nią gniewnie. Przez chwilę wyglądała nawet, jakby chciała coś powiedzieć, ale wszystko co z siebie wydobyła to niezadowolone warknięcie. Kareen nawet nie zasłaniała się przed ciosem; trzymała zresztą piegowatą, będąc właściwie jedynym czynnikiem chroniącym tamtą przed upadkiem. Do tego, po otrzymaniu ciosu w twarz umilkła natychmiast i schyliła pokornie głowę. Marianella ponownie się odwróciła. Splatając ramiona pod piersiami szybkim krokiem ruszyła przed siebie, na północ. Z ich strony nie padło tu już żadne słowo rozmowy.
[24-02-2013 23:32:05] Plant Akaru: -O rany. Kto jeszcze może być tak głupi by nazwać dziecko 'Florance'?-spojrzał za grupką z lekkim współczuciem. Nawet wyjątkowo go nie zdziwiło, skąd się wziął ten człowiek. Nie zareagował również, a przynajmniej starał się swojej reakcji nie okazywać, gdy Marianella uderzyła Kareen. Spojrzał tylko za blondynką i westchnął, gdy ta zniknęła z pola widzenia. Spojrzał na piegowatą.
-Co z nią poczniemy albo poczniecie jeśli wolisz?
[24-02-2013 23:34:02] Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi uśmiechnął się tylko nieznacznie, domyślając się już zbieżności imion. Chciał zakrzyknąć jeszcze do Teikki, by pamiętała o rewanżu, ale w opinii ogólnej raczej uchodził za pchłę, więc jeszcze okazałoby się, że zaczęliby potem się nabijać, że rewanż z kimś tak słabym jest dla niej idealny czy coś. Nie chciał jej tego zrobić. Zbliżył się w kierunku pozostałej dwójki z ekipy Marianelli, spoglądając na nie. Odezwał się nieco ciszej, do Kareen:
- Dlaczego dajesz się tak traktować? - jeżeli zauważy, że trzymana znowu się zachwieje, sam podejmuje się podtrzymywania jej.
[24-02-2013 23:36:09] Kamila Kalisz: Hitomi patrzyła na Kaaren i Marianellę z szeroko otwartymi oczyma. Dlaczego ona ją uderzyła? Przecież starała się pewnie jak mogła... Zacisnęła dłoń na kapslu i patrzyła na odchodzącą jeszcze chwilę, po czym obróciła się w stronę braci Akaru i na odchodzących "ludzi".
- Czuję do siebie obrzydzenie... jak ja mogłam tak zareagować... - mruknęła gniewnie, po czym otworzyła dłoń z kapslem.
- Jestem prawie pewna, żę to falsyfikat lub jakaś iluzja
[24-02-2013 23:36:42] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Jakie znowu obrzydzenie, Hitomi!?]
[24-02-2013 23:37:03] Jedius The Tentaclemonster: [ bo to to samo co robił Hiroshi iksde ]
[24-02-2013 23:37:15] Nihi Nihi Nihi Nihi: [To całkiem normalna reakcja!]
[24-02-2013 23:37:27] Kamila Kalisz: [ Ona nie chce być jak Hiroshi! ]
[24-02-2013 23:37:35] Nihi Nihi Nihi Nihi: [I nie będzie]
[24-02-2013 23:37:53] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Ulokowała charyzmę na dwa, on w jednym punkcie]
[24-02-2013 23:42:11] Kamila Kalisz: [ najlepsze jest to, że nawet jak to faktycznie ten kapsel to nikt nie ma na tyle by nam wydać reszte z niego xD ]
[24-02-2013 23:43:05] Jedius The Tentaclemonster: [ Marianella ma ]
[24-02-2013 23:43:17] Kamila Kalisz: [ i tak to nie jest to ]
[24-02-2013 23:43:29] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Jakby na to nie patrzeć im się należy pół nagrody, jak nie 3/4]
[24-02-2013 23:43:30] Nihi Nihi Nihi Nihi: [xD]
[24-02-2013 23:45:00] Kamila Kalisz: [ połowę i tak miałam zamiar oddać :P ]
[24-02-2013 23:45:26] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Hiroshi lubi to]
[24-02-2013 23:48:56] Jedius The Tentaclemonster: Kareen przyjęła wszystkie pytania z wciąż opuszczoną głową. Czując coraz wyraźniejszą utratę równowagi przez piegowatą kucnęła, pozwalając jej upaść na kolana. Przytrzymała ją mocno gdy ta pochyliłą się naprzód upuszczając swój pistolet maszynowy, a następnie po krótkim odcharknięciu... zaczęła wymiotować na ziemię przed sobą.
- Nic jej nie będzie. Upewniłam się, by nic się jej nie stało. - odezwała się wreszcie najwyższa w tym towarzystwie. Jedną ręką trzymała wciąż zwracającą pod bok, drugą trzymała za czoło - podrztrzymując głowę i odgarniając włosy jednocześnie. - To... moja sprawa. Robię to, co do mnie należy. Jeśli Marianella miała uznać, że było to niewystarczające, najpewniej tak było. - odpowiedziała ponuro, zwracając wzrok ku trzymanej kiedy ta odkasływałą resztki. Skóra szkarłatnej wciąż promieniowała w dziwny sposób, skutecznie zniechęcając do spoglądania w jej stronę.
[24-02-2013 23:51:53] Nihi Nihi Nihi Nihi: - Nawet jeśli to twoja sprawa, to i tak nie mogę po prostu patrzeć, jak ktoś traktuje tak kogoś, kto ryzykuje dla niego życie. Widziałem, co się stało z jedną z nich. Miała wielką dziurę w plecach i rany w organach wewnętrznych. Przy tych eksplozjach bycie nienaruszonym graniczy z cudem, a wy tego dokonałyście dla niej. Jest różnica między wysokimi oczekiwaniami, a oczekiwaniami, że zrobi się niemożliwe.
[24-02-2013 23:52:37] Nihi Nihi Nihi Nihi: Spojrzał kątem oka z odrobiną troski na wymiotującą. Czy to przypadkiem nie ta sama, która ich mijała, gdy dawali nogę od zbiornika?
[24-02-2013 23:58:41] Plant Akaru: Jeśli jest coś, co Florance wywnioskował z rozmowy z czerwonowłosą na balkonie to to, jak poważnie traktowała jej współpracę z Marianellą. Podszedł bliżej i klepnął ją w ramię próbując jakoś pocieszyć.
-Nie daj się złamać. I życzę więcej powodzenia następnym razem. Dokąd zmierzacie teraz?
"Jasna cholera, jestem beznadziejny gdy próbuję być dobry" przemknęło mu przez głowę.
[25-02-2013 00:01:21] Kamila Kalisz: Dziewczyna popatrzyła niepewnie na klęczącą z mdłościami i podeszła do Kaaren. - Wiem, że to nieodpowiednia chwila i zapewne tylko się wygłupię, ale... potrafisz sprawdzić czy to jest prawdziwy kapsel? Bo jeśli tak... to połowa jego jest także twoja. - Powiedziała wyciągając dłoń z kapslem przed kobietę.
[25-02-2013 00:02:55] Jedius The Tentaclemonster: [ połam kapsel na pół ]
[25-02-2013 00:02:59] Jedius The Tentaclemonster: [ derp ]
[25-02-2013 00:03:03] Plant Akaru: [xD]
[25-02-2013 00:03:13] Kamila Kalisz: [ Prędzej Tajdasa połamie xD ]
[25-02-2013 00:15:35 | Edited 00:19:14] Jedius The Tentaclemonster: - Pozbądź się irytacji. Zachowaj gniew. Zduś go w sobie. Zwycięzcami nie są ci, którzy rozrzucają go wokół siebie bez powodu a ci, którzy potrafią wykorzystać go w odpowiedniej chwili. - odpowiedziała szkarłatna, puszczając drugą rudą gdy ta poklepała ją po przedramieniu. - To są słowa, które przekazał mi ktoś... bardzo przeze mnie poważany. Chcieliście nauczyć się przetrwania w tym świecie, więc chociaż tyle mogę wam na razie przekazać. - Kareen powstałą powoli na nogi, zwracając wzrok ku słońcu. - Oburzanie się na wszystko, co wydaje się wam niesprawiedliwe wcale wam nie pomoże. Gniew daje siłę w momencie, w którym niesprawiedliwość jest najsłabsza. - nieznacznie wyciągnęła w bok rękę jakby czytając w myślach piegowatej, która wsparła się na niej podczas powstawania na nogi po ponownym złapaniu swojej broni. Przetarła twarz rękawem, po czym rozejrzała się krótko wokół siebie. Nie odezwała się ani słowem, tylko powoli się rozpędzając ruszyła przed siebie przyspieszając do biegu, w tym samym kierunku w którym udała się Marianella. Szkarłatna spojrzała wtedy na kapsel, kiwając głową po pytaniu Hitomi. - Wiem, czego się obawiasz. Jest prawdziwy. Dokładnie ten, o który toczył się cały turniej. I nie zgadzam się go przyjąć. Takie wynagrodzenie nic dla mnie nie znaczy. Wy możecie wciąż z niego skorzystać. - ponownie uniosła głowę ku niebu, pozwalając wciąż wiejącemu wiatrowi rozdmuchiwać jej długą, szkarłatną kitę.
- Wciąż wierzę, że nie jest wcale zła. Znacie to powiedzenie? Wraz z wielką siłą...
[25-02-2013 00:15:49] Jedius The Tentaclemonster: [ chwilka, edytuje ]
[25-02-2013 00:16:44] Nihi Nihi Nihi Nihi: [wierzę*]
[25-02-2013 00:19:19] Jedius The Tentaclemonster: [ już ]
[25-02-2013 00:27:22] Plant Akaru: -Idzie wielka odpowiedzialność. Nie zapominaj tylko, że nie licząc wszystkich wokół ciebie, ty i twój własny stan też należą do rzeczy, za które jesteś odpowiedzialna.-spojrzał ponownie w stronę, w którą poszła Marianella.-Oferta Mari o pomocy nam będzie teraz nieaktualna, jak sądzisz?
[25-02-2013 00:27:35] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Nie przekręcił powiedzenia. I am disapppoint]
[25-02-2013 00:31:03] Plant Akaru: Słuchając odpowiedzi jednej uchem zastanowił się bardziej nad jej poprzednimi słowami. Wykorzystywanie gniewu gdy nadejdzie ku temu najodpowiedniejsza chwila. To brzmiało...Odpowiednio. Tak bardzo odpowiednio wobec tego, co czuł przez ostatnie dwa dni. I chyba postanowił wziąć sobie tę radę do serca.
[25-02-2013 00:31:38] Kamila Kalisz: Dziewczyna wysłuchała w ciszy słów Kaaren i schowała kiwając głową kapsel do kieszeni. Upewniając się pierw czy jest bez dziur i czy nie jest zbyt luźna. Nie chce stracić takiej fortuny zaraz po jej uzyskaniu. Na pytanie Floranca odpowiedziała
- Lepiej o tym nawet nie wspominać... moim zdaniem oczywiście.
[25-02-2013 00:33:19] Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi poklepał ją po ramieniu.
- Jakby miało dojść do jakiegoś rozłamu czy bójki, to jesteśmy po twojej stronie. Nie daj się. Mnie na ten przykład to ta tutaj chciała sprzedać. No nic, idę zobaczyć, czy może ją udobrucham. - ostatnie zdanie dodał konspiracyjnym tonem i odłączył się, ruszając jeszcze szybciej, by dogonić obrażoną blondynkę. Wpierw zaczął sondować po jej wyrazie twarzy i reakcji, czy będzie w ogóle skora słuchać. Jeżeli tak, to uśmiechnął się łagodnie i po odchrząknięciu oznajmił: - Mieli kilkukrotną przewagę. Zobacz, jak długo się męczyli. Jakby ilościowo było ich tyle samo, to nie mieliby szans. Uśmiechnij się, nie pozwolisz chyba, by jakaś banda z modnisiem na czele popsuła twoje samopouczucie? Jesteś przecież ponad nimi.
Jeżeli jednak będzie zabijać wzrokiem, nie odzywa się. Czeka na jej ruch.
[25-02-2013 00:34:25] Kamila Kalisz: - Przecież powiedziałam ci, że tylko sie z tobą droczyłam! - Powiedziała znowu marszcząc brwii
[25-02-2013 00:34:44] Nihi Nihi Nihi Nihi: ... na co odpowiedział tylko machnięciem ręki, już w drodze do Marianelli.
[25-02-2013 00:35:25] Kamila Kalisz: - Uch! Uparty mężczyzna! - Powiedziała głośniej patrząc jak odchodzi.
[25-02-2013 00:57:09] Jedius The Tentaclemonster: - Tak, tak mówią. Ale to nie jest prawda. Tu nie chodzi o odpowiedzialność. Posiadanie zbyt dużej siły to katorga... szczególnie, gdy samemu jest sięsłabym. Kheh. - prychnęła krótko, jakby rozbawiona własnymi słowami. Spojrzała kątek oka za Hiroshim, który pobiegł za Marianellą. - Sama świadomość tego, co się wokół dzieje. Wiedza tego, co dokładnie się za chwilę stanie. Potrafić dokładnie określić kto za chwilę zostanie zraniony, a nawet wręcz odczuć ból każdego, kto znajduje się w pobliżu. Odpowiedzialność to tylko mało znaczące słowo usiłujące określić tą... świadomość. Świadomość tego, że mogę im pomóc. Świadomość, że niezależnie od mojej reakcji i tak ktoś na tym straci. Ja, bądź... ktoś inny. W jeden, bądź... inny sposób. Powiedzenie powinno brzmieć dużo inaczej. Wraz z większymi możliwościami... jeszcze bardziej zwiększają się wymagania. Trzeba nauczyć się poświęcać wiele rzeczy, czy nam się to podoba, czy nie. Jedynym innym możliwym zakończeniem jest odejście z tego świata tonąc we własnych łzach. - Kareen kontynuowałą swój monolog aż do ostatniego westchnięcia. Aż dziw, że tyle mówi, zazwyczaj nie odzywała się więcej niż jednym zdaniem na raz. Co najlepsze, to wcale jeszcze nie był koniec.
- Dlatego właśnie wierzę, że i z nią tak jest. To jest jej sposób, by poradzić sobie z jej słabością. Nie winię jej za to. Jest silniejsza ode mnie, więc i więcej ode mnie musi cierpieć każdego dnia. Jeśli moją rolą jest jej pomóc, to będę robić wszystko co potrzeba nie wyrzucając z siebie żadnych słów krytyki.
Skierowała wzrok w kierunku, w którym odeszli rudzi mianujący się zespołem muzycznym. Na pytanie Florance'a wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia. Nie znam jej intencji.

Nie było trudno znaleźć Marianelli, nawet jeśli już znikła za krawędzią krateru - wystarczyło mknąć za biegnącą... pokojówką? Dogoniła ona Marianellę jako pierwsza, zwalniając po tym i jej tempem podążając za jej krokami bez słowa. Blondynka nawet się nie obejrzała. Zdaje się, że był tu wcześniej jakieś budynki - teraz już ich nie było. Kiedy Hiroshi zwrócił się do rozgniewanej, ta zatrzymała się w miejscu. Odetchnęła cięzko przed odpowiedzia.
- Nie mieli żadnej przewagi. O to właśnie chodzi. Ona nie jest w stanie zrozumieć, na co ją stać. Nie rozumie tego, że próbuję jej pomóc rozwinąc jej talent. Za każdym razem gdy wyciągam ku niej dłoń, ona odtrąca ją, chcąc wszystko zrobić samemu. Nie uznaje żadnego wsparcia uparcie próbując wszystko zrobić samemu. Czy można nazwać to inaczej niż głupotą? A głupoty nie jestem w stanie znieść. To przez głupotę świat wygląda teraz właśnie tak, a nie inaczej.[/] - blondynka rozłożyła ręce, wciąż się nie odwracając. [i]I jeszcze... przez nią... - tu przerwała, dusząc w sobie głos i zaciskając obie pięści na tyle mocno, że ręce zaczęły jej drżeć. Ruda zatrzymała się w tym samym czasie co ona, wykorzystując postój na złapanie głębszych oddechów.
[25-02-2013 01:06:18] Plant Akaru: -Rozumiem. Może i masz rację. Nas pozbawiono opcji więc i koszt tego wydaje się mniejszy. Im więcej jednak się dowiadujemy, im szersza nasza perspektywa na świat, tym cięższe wydają się nasz barki. Przynajmniej...Ja to tak odczuwam po tych dwóch dniach.-westchnął ciężko, chwytając karabin między stawy łokciowe.-Pytanie brzmi jednak, co jest ważniejsze? Wolność czy bezpieczeństwo? Gdy nasze życie było w całości instruowane w gigantycznej dziurze w ziemi, było łatwo. Teraz, gdy pojawiają się trudności, muszę przyznać że smakują niekiedy wyjątkowo słodko.- uśmiechnął się gorzko pod nosem.-Póki co wiem jedno. Stanie tutaj raczej nic nam nie da. Chodźmy powoli za twoją Adler nim nas zgubi w tej złości.-i jak powiedział, począł powoli iść za swoim bratem. Zaczął też być nieco bardziej zadowolony z faktu, ile to życia spędził nad książkami
[25-02-2013 01:07:36] Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi stanął więc przed nią, rozkładając ręce, wciąż z uśmiechem - Złoty kapsel mamy, jeśli o to chodzi. Nie myślałaś chyba, że damy im odejść z czymś, na co nie zasłużyli? I co do tej... "głupoty", wszyscy uczymy się na błędach. Niektórzy potrzebują tylko jednego razu, inni więcej. Jeżeli zaś martwisz się o przegraną... - odczekał chwilę, by zobaczyć, czy będzie chciała od razu się odezwać. Jeżeli będzie dalej go słuchać, kontynuuje - Trzeba być cierpliwym w życiu. Jak w każdej książce - nie jest tak, że przez lata trzeba znosić cierpienie i upokorzenia tylko po to, by w końcu odwrócić swoją sytuację i wyjść z niej zwycięzko? Następnym razem nie będą mieli tego zaszczytu, by poczuć smak wygranej. Będą teraz ją pewnie tak nasyceni, że następnym razem przez swoją pewność siebie... dadzą się złapać.
[25-02-2013 01:09:56 | Edited 01:31:19] Jedius The Tentaclemonster: [ Shana rządzi ]
[25-02-2013 01:10:05] Kamila Kalisz: [nie śpie]
[25-02-2013 01:10:15 | Edited 01:31:13] Jedius The Tentaclemonster: [ Shana rządzi ]
[25-02-2013 01:10:46] Kamila Kalisz: [właściwie to... dopiero sie zabieram. Głupi nawyk mam, że najpierw czekam aż coś napiszą, bo nie lubie edytować ]
[25-02-2013 01:11:23] Kamila Kalisz: [ ale zasadniczo możesz pisać spokojnie, bo w moim praktycznie będzie tylko o tym, że słucha i idzie za nimi ]
[25-02-2013 01:14:15 | Edited 01:15:58] Kamila Kalisz: Hitomi wsłuchiwała w milczeniu słów Kareen trawiąc je. W zasadzie rozumiała jej postępowanie, choc niespecjalnie jej osobiście odpowiadało. Kiwała tylko co jakiś czas głową, Zgodziła się też ze słowami Floranca, co było kolejną dziwną rzeczą. Co jakiś czas poklepywała kieszeń upewniając się, że kapsel dalej w niej jest i ruszyła za Florancem, gdy tamten zaczął iść.
[25-02-2013 01:14:23] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Kareen chyba]
[25-02-2013 01:14:45] Nihi Nihi Nihi Nihi: [Marianella jest zajęta bólem pleców]
[25-02-2013 01:14:49] Kamila Kalisz: [ Ja nic nie widze ]
[25-02-2013 01:15:42 | Edited 01:31:36] Jedius The Tentaclemonster: [ Shana rządzi ]
[25-02-2013 01:15:43 | Edited 01:30:48] Jedius The Tentaclemonster: - Nawet gdyby było to możliwe, to... ja nie jestem w stanie zgubić jej. - stwierdziła po długiej chwili milczenia. Skinęła głową i zaczęła iść w tym samym kierunku, w którym udała się reszta. Hitomi upewniła się, że kapsel wciąż znajduje się w jej kieszeni która wcale nie jest dziurawa i ruszyła za nią. Obie zrównały się w końcu z Florancem.

Marianella wyraźnie unikała wzroku Hiroshiego. Gdy ten ją obchodził, ta natychmiast obracała głowę w drugą stronę. Ponownie też splotła ze sobą ramiona.
- Wierz mi, że... wiem, co to znaczy być upokorzonym. Dużo bardziej niż niejedna osoba na tym świecie. Ale ten czas już się skończył. Nie po to odbiłam się od dna, by znów zacząć opadać ściągana w dół przez innych. A dzieje się to tylko i wyłącznie za okazaniem mojej dobrej woli. - ponownie odetchęła ciężko. Dopiero teraz, po chwili milczenia raptownie odwróciła się ku chłopakowi, wreszcie pokazując mu swoją twarz. Wyglądało na to, że... płakała. Widać było wyraźnie łzy spływające po jej policzku, choć ton jej głosu wcale na to nie wskazywał. Przynajmniej, nie do tej chwili. - Jaka jest w tym logika? Gdy oferują komuś pomoc, ten nie tylko jej nie przyjmuje, ale jeszcze pociąga mnie za sobą w dół. Nikt na tym nie korzysta. Więc może powinnam przestać to robić? Powinnam, prawda? Mam tu swój cel. Mam zamiar odmienić ten świat raz na zawsze i nikt nie stanie mi w tym na drodze. Nikt. A jeśli nie ma nikogo, kto potrafi to uznać, nikogo, by... docenic co robię... jeśli cały świad decyduje się odrzucić moje dobre chęci, niech więc tak będzie. Otrzyma taką Marianellę, na jaką zasługuje. - ostatnie zdanie wypowiedziała już właściwie przez zaciśnięte zęby. Po tym, znów zaczęła iść przed siebie mocnym, stanowczym krokiem, wyraźnie nie chcąc by ktokolwiek ją zatrzymywał. Będzie musiała przejść obok Hiroshiego, tylko czy ten chce ją jakoś powstrzymać?
_________________
. . .
 
 
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń


Wiek: 34
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 1394
Wysłany: Śro Mar 20, 2013 10:03 pm   

[25-02-2013 01:41:08] Plant Akaru: Gdzieś tak w połowie drogi znowu się odezwał.
-Lily, ten...ten czarny. Nie żyje, prawda?- założyli z góry taki wynik ale szczerze, wolał być paranoiczny niż zaskoczony.
[25-02-2013 01:45:17] Nihi Nihi Nihi Nihi: Była bardzo niezadowolona z tej sytuacji. Było to widać. I pojawiła się kolejna wątpliwość. A może ona wcale nie jest taka zła? Ale w takim razie, dlaczego miał się jej wystrzegać? Może to była jedna wielka manipuacja? Ale... czy można manipulować łzy i cierpienie? Nigdy o czymś takim nie słyszał. Musiał działać. Tylko szybko.
- Zamykając się na innych na pewno nie ułatwisz swojego zadania. - nie zszedł z drogi licząc na to, że się zatrzyma - Opowiedz mi więcej. Nie mogę decydować w niczym za całą trójkę, szczególnie, że w ciągu jednego dnia pojawiło się mnóstwo różnych... spraw. Ale obiecuję, że Cię wysłucham. To był trudny dzień dla nas wszystkich. Nie skreślaj innych. Nie pozwól, by poczucie niesprawiedliwości wzięło nad tobą górę. Daj mi szansę, bym mógł zrozumieć twój ból.

[Well, fuck]
[25-02-2013 01:47:37] Kamila Kalisz: Idąc tak za Florancem i Kareen, dziewczyna zaczęła układać sobie w głowie niewielką listę najpotrzebniejszych rzeczy, kiedy nagle dotarła do niej oczywista rzecz. Wszystkie sklepy spłynęły z wodą. Nie mając nic ciekawszego do roboty zaczęła przyglądać się otoczeniu.
[25-02-2013 02:00:41] Jedius The Tentaclemonster: [ OST http://www.endlessvideo.com/watch?v=dx6tXLq27hQ ]
Marianella zatrzymała się, kiedy chłopak zagrodził jej drogę. Nabrała przez zaciśnięte zęby powietrza, unosząc wzrok do góry, by potem odbiec nim na bok, stękając z niezadowoleniem. Następnie jęknęła boleśnie, unosząc słabo złożone pięści do własnych skroni, a otwarte coraz szerzej oczy przekierować na ziemię, obiegając ja od lewej do prawej. Wciągnęła znów krótko powietrze na wzór szlochania, by potem znów krótko warknąć, a potem jeszcze prychnąć. Zrobiła nagle krok w bok, ażeby ominąć Hiroshiego oddzielając się przy tym od niego odepchnięciem ręki od barku. Znów trzymając się za głowę, zaczęła iść szybkim krokiem przed siebie.
- Obiecałam coś wam, prawda? Mąrdze będzie skorzystać z tego, zanim się rozmyślę. - odpowiedziała słabym, niemal łamiącym się głosem. Piegowata skłoniła się chłopakowi w tej chwili, biegiem ruszając w ślad za blondynką.

- Zgadza się. Nie żyje. - Potwierdziła Kareen, przyspieszając kroku. - W każdym znaczeniu, jakie jesteś sobie wyobrazić. I... jeśli macie zamiar podjąć decyzję czy chcecie się udać ku Festnig, radzę jak najbardziej się pośpieszyć. Nie macie więcej niż kilkanaście sekund. - oznajmiła, przyspieszając do truchtu. Przekraczając krawędź krateru, dwójka mogła zobaczyć przed sobą pozostałą trójkę, to jest Hiroshiego spoglądającego za Marianellą i... tamtą drugą. Jakieś dwadzieścia metrów przed sobą.
[25-02-2013 02:04:19] Plant Akaru: -Tyle dobrego. I jeśli powiesz mi, co to Festnig, mogę zrobić to i teraz-przyspierszył wraz z nią kroku, przewieszając ponownie karabin przez ramię. Jakieś miasto dalej od tego miejsca, do którego się wybierają?
[25-02-2013 02:05:07] Kamila Kalisz: - Kilkanaście sekund? - Zdziwiła się. To by mniej więcej było tyle czasu co przejście do Marianelli i Hiroshiego. Ale co... teleportować się chcą? To chyba jest niemożliwe... znaczy jeśli nie jest się w półsferze.
[25-02-2013 02:06:25 | Edited 02:09:13] Nihi Nihi Nihi Nihi: Nie było specjalnie wyboru, prawda? Jeżeli jest taka niestabilna, ktoś będzie musiał temu zaradzić. I będzie to on. Dla dobra wszystkich. Rozejrzał się, zatrzymując wzrok na biegnących. Zaczął iść szybciej w ich kierunku, by móc w końcu odezwać się do całej trójki:
- Muszę coś na nią zaradzić. Jest po tej przegranej dość... niestabilna emocjonalnie. Nie możemy jej tak zostawić, bo wybuchnie to nam wszystkim w rękach.
[25-02-2013 02:06:29 | Edited 02:09:45] Jedius The Tentaclemonster: - Mój... dom. - odpowiedziała Kareen, na powrót krótko i treściwie. - Jeśli zaś nie, to... do zobaczenia. - dodała, dużo szybszym biegiem rzucając się naprzód. Marianella obie ręce do góry, układając kolejno kilka znaków dłońmi, które Florance niemal od razu zarejestrował wzrokiem, praktycznie odruchowo. W sumie sześć symboli, trzy każdą dłonią. Powietrze wokół niej, a właściwie wokół całej trójki zaczęło falować, jakby każda z nich była kroplą uderzającą w płaską taflę wody. Kareen chyba miała rację, czasu nie było wiele, a decyzję trzeba było podjąc teraz.
[25-02-2013 02:07:21] Plant Akaru: [STOPPU]
[25-02-2013 02:07:28] Plant Akaru: [MAM PRZEKAZAĆ ŻE CZEKAJ]
[25-02-2013 02:07:36] Kamila Kalisz: [ aye]
[25-02-2013 02:09:49] Jedius The Tentaclemonster: [ Już ]
[25-02-2013 02:14:19] Plant Akaru: -Ejże, ej!-rzucił się najszybciej jak mógł biegiem za nią, ku Marianelli, gestem ręki goniąc pozostałą dwójkę. Zostawnie tutaj było dla nich wyrokiem, bez transportu i żywności na pewno nie dotarliby do Dourstonn. Poza tym, Marianella wie mnóstwo o magii a Hiroshi właśnie uświadomił mu, że to dla nich obecnie najważniejsza wiedza nie licząc informacji o Kantii. Festnig...nie widział nawet tego miejsca na mapie. Może tam się czegoś dowiedzą?
[25-02-2013 02:15:39] Nihi Nihi Nihi Nihi: Hiroshi widząc, że zrywają się do biegu, nawet nie fatygował się biegiem do nich. Odczekał, aż się do niego zbliżą i sam zaczął biec, mówiąc to, co miał powiedzieć w trakcie gonitwy.
[25-02-2013 02:18:54] Kamila Kalisz: Zerwała się do biegu za Kareen i Florkiem prawie natychmiast. Cholera. Czyżby miała rację z tym teleportowaniem sie? Sam pomysł udania się za kobietą nie był zniechęcający. Ta druga jednak... tylko co zrobić? Tamci dwaj już podjęli decyzje, a bez jednej ręki nie da sobie rady sama. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że to nie jest jakaś pułapka.
[25-02-2013 02:38:22] Jedius The Tentaclemonster: Pulsacje były coraz silniejsze, ale cała trójka podjęła już swoją decyzję. Choć nie było mowy by dorównać tempa Kareen, wszyscy ruszyli biegiem w ślad za nią. Na szczęście Marianella nie poruszałą się specjalnie szybko, więc z każdą chwilą zbliżaliście się coeraz bardziej...
- Tam! Tam jest! - zniekształcony hełmem głos dotarł do waszych uszu zza pleców. Trójka żołnierzy Białej Legii wycelowała broń w waszą stronę, jednak dwóch z nich wkrótce opuściło ją w zwątpieniu. - Kurwa... Denny, biegnij, złap go!
Jeden z trójki - ten najwyższy - od razu wystrzelił przed siebie niczym strzała, upuszczając po drodze broń. Zaczął doganiać was sprintem, którego tempo było niezwykle zaskakujące jak na człowieka w ciężkim pancerzu. Jednak nawet, jeśli się do was szybko zbliżał, był zdecydowanie za wolny. Nie pomogło też wcale jego desperackie wyciągnięcie przed siebie ręki, albowiem wkrótce... straciliście go z oczu.
Wszystko wokół rozmazało się. Biegliście nadal przed siebie, nie mogliście się zatrzymać. Jednak nawet mimo biegu, nie zbliżaliście się wcale do Marianelli i pozostałej dwójki, zwyczajnie idących jakiś kawałek z przodu. Obraz okolicy zmieniał się cały czas jak w kalejdoskopie, zatrzymując tylko na krótki moment w chwili, gdy dotknęliście stopą gruntu. Znikły ruiny miasta, pojawiły się inne. W ich miejsce pojawiła się potem bezkresna pustynia, a następnie strome zbocze gór. Z każdym krokiem zmieniała się też pora dnia, było na zmianę coraz jaśniej, potem ciemniej, i znów zaczęło się rozjaśniać... Aż w końcu dane wam się było zatrzymać. Stopy wyhamowały z poślizgiem na drobnym żwirze, pokrywającym wąski, naturalny, skalny most. Czarne skały znajdowały się wszędzie wokół, choć głównie... pod wami. Znajdowaliście się gdzieś wysoko, wysoko nad ziemią. Bez wątpienia w górach. Na szczycie jednej z nich. A przed wami...
Przed wami wznosił się w górę wielki, okazały zamek. Czy pałac, czy może też... forteca. Stare, kamienne mury wyglądały na bardzo solidne. Siedem wież pięło się wysoko w górę, z czego trzy znikały wśród puchu śnieżnobiałych chmur. Zaś bramy... stały szeroko otworem. A między nimi a wami, stała trójka, która najwyraźniej była... powojennym właścicielem rezydencji. Kareen była jedyną, która oglądnęła się w waszą stronę. Marianella natychmiast ruszyła dalej naprzód, a piegowata jak odbicie powtarzała jej kroki. Zwróciliście wreszcie uwagę na silny wiatr, który mógł być w sumie niebezpieczny biorąc pod uwagę głęboką przepaść po obu stronach miejsca w którym staliście, najeżonym u dołu ostrymi szczytami czarnych skał. I nawet, jeśli odradza się patrzenie w dół, to...
Z prawej strony, daleko stąd pod wami, było widać odległą, okrągłą chmurę. Obracała się ona wokół jakiegoś świecącego punktu, z którego co jakiś czas wydobywały się nagłe błyskawice. Obłok przykrywał sobą ogromne, na pewno też zniszczone miasto, trzymając je w wiecznym cieniu. Ten obłok... widzieliście wcześniej. Zdaje się, że powstał wtedy, kiedy nastąpiła ta dziwna eksplozja, która zniszczyła Źródło. Czymkolwiek była... nie wiedzieliście. Ale... łącząc wszystkie fakty, co się właśnie stało, co widzicie przed sobą i dookoła siebie, oraz to, że najwyraźniej dopiero wstaje świt... to wszystko wydawało się być jak z jakiejś bajki. Nawet bardziej niż dotychczas.
Cóż.
Kareen chyba na was czekała.
[25-02-2013 02:38:44] Jedius The Tentaclemonster: [ ostatnie chwile ]
[25-02-2013 02:41:04] Nihi Nihi Nihi Nihi: [SAYONARA SUCKER]
[25-02-2013 02:49:58] Plant Akaru: Florance nie miał najwyraźniej czasu ani chęci pytać, czy gonili jego czy jego brata i za co do cholery. Jedyne co go teraz obchodziło to widok nie z tej ziemi, który ich otaczał. Tyle pytań...ale zapewne usłyszą zaraz odpowiedzi. Spojrzał na kompanów i skinął, następnie powolnym, stabilnym krokiem kierując się ku Szkarłatnej, ku otwartym bramom fortecy. Nie do końca tego się spodziewał ale...Czy mogli narzekać?
-Jesteśmy...w domu? Tak chyba mówią Mongijczycy.
[25-02-2013 02:50:15] Nihi Nihi Nihi Nihi: [To Jedi nic nie pisze?]
[25-02-2013 02:50:31] Kamila Kalisz: [ nie wiem właśnie ]
[25-02-2013 02:50:53] Plant Akaru: [Można pisać mówił[
[25-02-2013 02:56:31] Nihi Nihi Nihi Nihi: Poczuł dziwne mrowienie na plecach, gdy usłyszał, że za nim gonią. Nie chcą się odwalić? Przecież tak właściwie, to niczego nie zrobił. A oni nie mają żadnego autorytetu, dobre sobie. Chciał przyśpieszyć, dojść do Marianelli i zakrzyknąć jeszcze do nich "na razie, fanatycy!" ale... nie dane mu to było, gdyż rozległa się ta dziwna seria obrazów, zdarzeń. Gdy tylko odzyskał poczucie stabilności, przełknął ślinę.
Miejsce, do którego trafili wydawało się dla Hiroshiego jak magiczna kraina. Pomimo wszystko spojrzał w dół, mimo drżących nóg chciał to wszystko zobaczyć. Ogromne miasto - czy to była właśnie Kantia? Dopiero po chwili dotarło też do niego, że wstaje świt. Coś tutaj nie pasowało. Przecież nie mogło minąć tyle czasu. Niby w jaki sposób? Chciał dowiedzieć się więcej, ale... na pytania przyjdzie jeszcze czas. Absorbował jeszcze chwilę widoki, po czym skierował się w kierunku reszty. Czuł, że właśnie zaczęło się coś wielkiego, coś na miarę nowego rozdziału ich nowej historii, która zaczęła się od momentu, kiedy opuścili tamtą przeklętą kryptę.
Zaczęło się życie.
[25-02-2013 02:56:36] Kamila Kalisz: Nawet nie zareagowała na krzyki i wołanie pancerniaka i skupiła się na tym dziwnym biegu. To było jak przyspieszenie taśmy. Cholernie dziwne uczucie, a to miejsce... To jest "dom" ?! To jest jakiś pałac! Cholera. Nie spodziewała się, że one są tak bogate i wpływowe. Zgoda, potężne w ten nieznany mi sposób ale... cholera. Gdyby wiedziała to wcześniej zdecydowanie inaczej by się do nich odnosiła... Popatrzyła w dół i przełknęła ślinę. Na słowa Florka powiedziała
- A nie "Przepraszamy za najście" ?
Dziewczyna popatrzyła na swe ubłocone i raczej poszarpane ubranie.
- Uch.... czuję się źle mając tam wejść w takim stanie
[25-02-2013 03:02:48 | Edited 03:05:50] Jedius The Tentaclemonster: Słowa Hitomi pozostały bez odpowiedzi. Trójka bohaterów potrzebowała chwili, bo przyzwyczaić się do wrażeń, które dała im podróż oraz sam widok tego miejsca. Nadszedł jednak moment, w którym ruszyli naprzód, jeden zachęcając drugiego kolejnymi krokami naprzód. Kareen odczekała jeszcze chwilę, po czym również zwróciła się w stronę zamku na szczycie góry, prowadząc ich ku nowemu rozdziałowi życia.

2 stycznia 2142, 5:07

--- Koniec Rozdziału Pierwszego. ---


Wystąpili:
Hitomi Umeki
Hiroshi Akaru
Florance Akaru
Marianella Suel de Chardin
Kareen Taella
Fariel Katterheak
Iaedius "Jed"
Sza
Shailanderdette Loqium
Śpiąca Królewna
Clairvee Tender
Kora "Lilith" Skybattler
Ukari "Księżniczka"
Albert "As" Seville
Norman Richt
Huey Holmey
Griss Tatler
Veiré Haalmina
Denny Fair
Mairs Mally
Miriel Fretl
Chuck Narrad
Ernest Hievgali
Stróżu
Maya "Tricky" Lastigal
Lena Sanders
SanWis 2140 [*]
Dr Wendy
Tsuru Mostill
Petta Mostill
Florance Akaru
Cloud Mostill
Teikka Mostill
Lorta Mostill
Tsun Mostill
Dera Mostill
Lamia Mostill
Milkfag
Norbert "Bercik"
Fernando
Rodrigues
"Kosa"
Serth Sanders
Kernel Token
"Lily"


Heradvisier
Baan
Reknatleslee
Ovrzando
Keslun

Ci, których zupełnie przypadkiem pominąłem

Vaynard zanboku

"Im dłużej zastanawiasz się nad decyzją, tym bardziej żałujesz negatywnych skutków swojego wyboru. Nie myśl logicznie. Kieruj się tym, czego chcesz, a zawsze wyjdziesz zwycięsko."
--- Emon Sei
_________________
. . .
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



smartDark Style by urafaget
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,17 sekundy. Zapytań do SQL: 10