|
Wiele sfer Mało gier |
|
Przygoda - Rozdział I - Czarne Jezioro
Firanke - Sob Sie 24, 2013 5:16 pm
Zauważyła mnie szybciej, niż zdążyłem dać znać o swojej obecności. Naprawdę... jest dobra. Bardzo. Przełknąłem ślinę, zdając krótki raport:
- Otarła się o śmierć. Ledwo co udało mi się sprowadzić ją z powrotem do nas za pomocą kamienia - aczkolwiek, obawiam się, że rozlegle blizny pozostaną. N...n-nie potrafię wydobyć z kamienia aż tak potężnej magii regeneracji. - następnie wspomniała o Gillianach. No tak, ale... tutaj? One tutaj? To straszny pech. Mieliśmy dużo więcej szczęścia niż rozumu. - Na szczęście, oberwała kulą ognia, a nie ogonem, inaczej mielibyśmy problem ze znalezieniem antidotum na czas. - przełknąłem ślinę. Coś wyciąga... czyżby chciała nas czymś pokarać? Zamieni nas jakimś tajemniczym, elitarnym kamieniem w świnki morskie i zaniesie do Oratiorium...!? Cofnąłem się o krok, spodziewając się najgorszego. Ale to była przeźroczysta lachryma. Klasę A stać na nie stać? Chociaż z drugiej strony, ona jest naprawdę utalentowana. Czemu mieliby nie inwestować w talent swoich?
- To... lachrymt mikroprzestrzeni, prawda? - zapytałem niepewnie - Chcesz przetransportować cielsko tej matki, by utworzyć z jej skóry wyposażenie, ze względu na ich specjalistyczne właściwości, prawda? - wyprostowałem się. Czułem się trochę pewniej - pyta mnie o wiedzę. A wiedza to moja specjalizacja.
Ukradkiem spojrzałem w kierunku pozostałych. Pozostałą jeszcze jedna kwestia. Nieśmiało zacząłem od zająknięcia:
- U-um... ktoś taki... n... nieodpo-po-powiedzialny jak Henrias nie... powinien przewodzić mi-misją. Jego pod... podopieczna prawie straciła życie, prawda...? - w sumie nie wiem, dokąd zmierzałem z oświadczeniem. Przecież nie będę od niego wcale lepszy. Nie nadaję się. Ale ktoś musiał powiedzieć to, co wszyscy teraz na pewno mieli w głowach - on jest po prostu zły!
Dziewczyn kiwnęła głową.
- Masz rację, mam zamiar to uczynić... w większości. Kawałek zostawię na kolację. Oczywiście podział będzie równy dla wszystkich. każdy dostanie część skór, kłów i jeśli wyrazi taka chęć, także krwi. - W następnej chwili wcisnęła ci do wolnej ręki lachrymę, która sama w sobie stanowiła skarb. Lia zaś odwróciła się i po wyjęciu noża myśliwskiego, rozcięła wzdłuż łusek bok stwora, ostrożnie, tak by nie uszkodzić za wiele łusek, po czym kilkoma płynnymi ruchami wycięła wielki kawał mięsa, który raczej zapewniłby wam wszystkim godziwą strawę. Położyła na boku cielska wycięty kawał mięsa, wyjęła z woreczka kawałek materiału, którym zaczęła przecierać ręce. następnie wzięła z ziemi patyk gruby, nabiła nań mięso i odwróciła się do ciebie, wskazując wolną ręką na cielsko
- Możesz? A co do blizn małej, nie martw się. Shoukou ma moją lachrymę, powinna być w stanie usunąć wszystkie, lub przynajmniej większość blizn. A nim - Wskazała ruchem głowy mięśniaka targającego prawie zwłoki - Cóż... jeśli chcesz możesz zająć jego miejsce. Tylko TY mu to powiesz.
Przytaknąłem, odbierając kamień. Zachować w nim tą bestię? Dobrze. Skupiam się na zadaniu i wykorzystaniu mocy kamienia powoli, ostrożnie. Nie śpieszę się - niech mi to zajmie tyle czasu, ile potrzeba, byleby tylko się powiodło. Stawiam na jakość, a nie na czas. Teraz już nigdzie się nam nie śpieszy. Dopiero, gdy zakończę to zadanie odwracam się do dziewczyny, która oznajmiła coś niebezpiecznego.
- Ż... że ja? Zająć jego... miejsce? A-ale... jak! On-on mnie przecież za to u-udusi. - aj, znowu się jąkam! Przełknąłem ślinę. Nie mogę się go bać. Trzeba się postawić - N... no dobrze. Spróbuję. Ale pomóż mi trochę, dobrze? Ja nic nie umiem. Ale chcę się nauczyć. I, w ogóle... co teraz? Zrobiliśmy tyle hałasu. Czy postój tutaj dalej jest wskazany?
Spojrzałem z lekkim niepokojem w stronę pozostałych - Nie chcę, by ktoś zginął przez jego narwanie... - właściwie, to wolałbym wrócić. Ale pomimo to nie wygląda na to, by ktoś podzielał moje zdanie. A ja nie będę uciekał samemu przez lasy. Bo to zbyt niebezpieczne. A no i jeszcze będzie złym przykładem dla Shoukou.
Skupiłeś się na aktywacji lachrymy, co przyszło ci bez większych problemów. Zmuszenie jej do działania zajęło ledwie dziesięć sekund, po czym kamień zaczał wsysać stwora do swego wnętrza. Ta czynność zajęła kolejne piętnaście sekund, co było dość szybkim czasem, a następnie, przezroczysta dotąd lachryma stała się zmatowiała. Wiedziałeś, że oznacza to pełny klejnot, a przynajmniej zapełniony cześciowo. Lia przeciągnęła się tymczasem i powiedziała spokojnym głosem.
- Możemy tu zostać. jest ogień, jest spokój, bo wszystkie tutajsze stworzenia uciekły dzięki mamuśce, mamy rzekę, czyli dostęp do wody, nie tylko pitnej. Rozłożymy posłania i damy małej i temu idiocie odpocząć. - Po tych słowach przemyślała twą wypowiedź.
- Pomóc? Po co? Przecież to oczywiste, że skopie tamtemu dupsko za tak bezmyślne postępowanie. Co za durniem trzeba być by strzelać go młodych Gilianów. Przecież matka musiała gdzieś w okolicy być. To oczywiste jak to, że po dniu następuje noc. No ale. Najpierw coś zjedzmy i sprawdźmy co z resztą.
Przytaknąłęm, wyciągając z powrotem do niej jej kamień.
- Zaraz pójdę się upewnić, czy u nich w porządku. - spojrzałem raz jeszcze w tamtym kierunku. Jak sobie radzi Morch? - A... długo się znacie z Shoukou? - no, musiałem w końcu o to zapytać. Nie interesowałem się w sumie nigdy jej znajomymi. Może dowiem się, jak się z nią obchodzić, gdyż ewidentnie mi to nie wychodzi. Przy okazji spojrzę, jak Lia przyrządza to mięso. Bym mógł to powtórzyć na następny raz, gdy wyruszymy bez niej. Ucz się, Katiusha, ucz.
Lia przyjęła kamień bez słowa i wsadziła go do woreczka u pasa, do którego wcisnęła też krawędź materiału, którym czyściła ręce, zapewne po to by nie upaćkać zawartości. Kiedy spytałeś o jej znajomość z Shoukou, uniosła lekko brew.
- Jak długo? Hmm... w sumie dość długo. jakoś tak... od urodzenia? pochodzimy z tej samej wioski, a nasze rodziny mieszkały w tym samym domu. Wiesz, czas biedy i tak dalej. Stare czasy. Tak czy inaczej, jakoś tak wyszło, że trafiłam do Oratorium, a Shoukou jak grzeczna dziewczynka ruszyła za mną. - Zaśmiała się cicho. kobieta zaczęła iść, zapewne z zamiarem przyrządzenia mięsa przy reszcie. Niemniej dzielił was jeszcze pewien kawałek od reszty, więc pewnie czas na jeszcze kilka pytań będzie.
- Jaka ona właściwie jest? Poza służbizmem i ponurą miną. Co lubi? Czego nie lubi? Coś ją w ogóle cieszy, rozśmiesza? Ma jakieś ambicje? - mam okazję wypytać kogoś, kto ją zna. Podążałem za nią, zadając pytania. To jedyna taka okazja na milion. Nie wolno mi było jej zmarnować!
Lia zerknęła przez ramie na ciebie z zaskoczeniem malującym się na twarzy.
- Że co? Ona wcale z tobą nie rozmawia? Rany, no ja wszystkiego mówić nie mogę nie? Jeszcze zacznie mnie znowu ganiać. Mogę ci powiedzieć, że lubi strasznie pikantne jedzenie, ale naprawdę, takie, że normalnej osobie wypali dziurę w gardle. Lubi też czytać, ale to pewnie wiesz. Uśmiech, uśmiech... często się uśmiecha podczas wymagających pojedynków na miecze. Lubi wyzwania. Co do ambicji, pewnie chce mi skopać kiedyś tyłek - Znowu się zaśmiała i poprawiła kija z mięchem na ramieniu idąc do reszty zebranych.
- No wiesz. Jesteś jej opiekunem więc pokaże chłopie, że masz jaja i ją gdzieś zaproś, a nie wypytujesz jej przyjaciółki o to! - Zamyśliła się na chwilkę po czym dodała - Choć patrząc na to, że wychowałyśmy się razem i razem mieszkałyśmy, pewnie trochę mnie tak po siostrzanemu traktuje. A! No i lubi robotę papierkową. Ja jej nie znoszę i często mi pomaga. Pewnie po moim ukończeniu akademii nauk lub śmierci w jakimś zapomnianym tunelu, ona zostanie nową przewodnicząca. Choć musi się jeszcze trochę nauczyć.
- Nie wątpię w jej talent. To zaszczyt mieć ją jako podopieczną. Choć mam wrażenie, że to jest raczej na odwrót. No, a... co do tego zaproszenia... przecież potraktuje to raczej jak jakieś formalne spotkanie. Nic za sobą takiego nie reprezntuję, jestem poza jej ligą. Nie jestem nawet z klasy B, a co dopiero A. - podrapałem się po głowie zakłopotany. Kurcze, tak słuchać o mojej podopiecznej od kogoś innego - i nagle się okazuje, że ona ma charakter. Walki na miecze? Odruchowo spojrzałem na swój. Hmm. Być może...
Ale to później. Na razie do morsa - marsz.
Uśmiechnęła się nieznacznie na te słowa.
- Może tak? Może nie? Jak to mówią. Do odważnych świat należy. I z tym na odwróć ona też to czasem mówi. Zwłaszcza jak w coś się wpakujesz. Hm... właściwie ona dość sporo o tobie wspomina. Ciekawe... No ale... - Popatrzyła na twój miecz - Potrafisz nim się posługiwać, czy to tylko do odstraszania?
Zaraz, mówi o mnie? Ona? Naprawdę?
- Hę... mówi o mnie? Naprawdę? A co takiego? - i patrzy na coś. Na mój miecz. - Czy umiem... a, no. Tak, trochę potrafię. Ale nie jestem specjalistą. Wolałem skupiać się na magii. Choć to mój wierny kompan do rozmów. Ma własną świadomość, jest magiczny. - oznajmiłem z dumą - Pewnie jak już się tu rozbijemy tak dobrze to sobie z nim pogadam.
- Co mówi? No chyba nie sądzisz, że ci powiem nie? Damska solidarność. Ale jeśli cię to ciekawi sam możesz jej spytać. - Raz jeszcze poprawiła kij z mięchem na ramieniu. - Jeśli będziesz chciał jakichś lekcji, a wierz mi, przydadzą ci się, jeśli choć połowa z tego co Shoukou mówił nie jest przesadzone, to wiesz gdzie mnie szukać. - Dotarliście właśnie do waszej grupy. Lia popatrzyła na Shoukou krótko i spytała.
- Co z nimi?
- Poparzenia u obojga. małą się mój mentor się zajął. ja jestem w trakcie leczenia Henriasa. Morsh właśnie poszedł pozbierać drewna. Jak z nim skończę, przekaże mentorowi lachrymę, a nią wyleczy blizny dziewczyny.
Lia pokiwała głową, po czym popatrzyła na ciebie.
- Dasz radę. To mocna lachryma. Wystarczy skanalizować m-
- On jest w tym lepszy od ciebie. - przerwała jej krótko Shoukou.
Lia nadęła tylko policzki i powiedziała jak nadąsane dziecko.
- Przyniosę nasze rzeczy, jeśli nie spłonęły jeszcze.
-Pewnie z tych lekcji skorzystam. - oznajmiłem krótko, zanim doszliśmy do grupy. Wysłuchałem wymiany zdań między kobietami. Naprawdę, "mentor" brzmi tak dziwnie, gdy jestem tu chyba najsłabszy. Hej, a może to było z przekąsem...? A, mówi coś o lachrymie. Przytaknąłem tylko energicznie. Lia zaczęła mi wyjaśniać, co muszę zrobić by lachryma zadziałała najlepiej. W sumie, Shoukou nie musiała jej przerywać, chętnie bym posłuchał. No, ale skoro już to zrobiła, to...
Zbliżyłem się. Zobaczyć, jak jej idzie leczenie tamtego Henriasa. Hej, może będę w stanie jej jakoś doradzić? Jeśli tak, to robię to. A poza tym, czekam aż mi wręczy kamień, bym mógł przytaknąć, podziękować i zabrać się za regenerację skóry, gdzie powstały blizny u tej małej. Nie zaleczyłem ich, więc czułem się za nie osobiście winny. Trzeba je naprawić. Gdy otrzymam już kamień, skupiam się na tym, by zaaplikować zawarte w nim moce lecznicze po kolei, na każdej z blizn, ogniskując energie w punkty, dla bardziej intensywnego efektu. Po wykonaniu zadania wręczam kamień na powrót Shoukou, mówiąc:
- Zrobione. I świetnie się spisałaś.
Tidus - Sob Sie 24, 2013 7:36 pm
Gdy uniosłem popalonego łucznika, krzyknąłem tylko krótko "Ranny!" do reszty. Może nie było to potrzebne widząc że dziewczyna zbliżała się do mnie jeszcze zanim to zrobiłem, ale ostrozności nigdy dość. Po wyleczeniu chłopaka, jeśli nie będzie w stanie ustać na nogach, biorę go na ręce i znowu krzyczę.
-Mamy jakiś koc? Trzeba go położyć.- rany, jestem dziś królem elokwencji, rzadko kiedy korzystam z tak długich zdań. Odnoszę biedaka by ułożyć go gdzieś gdzie płonące gałęzie nie spadną mu na twarz.
Słysząc, że zanosi się na postój ściągnąłem pancerz z siebie i ułożyłem gdzieś bezpiecznie razem z panem argumentem. Zostając w samych ubraniach sprawdzam, czy nikogo jeszcze nie trzeba targać i...i...em.
Zakryłem twarz...czy raczej dziób skrzydłem widząc mądrą minę mojego stojaka.
-Te płomienie powygasają za parę godzin. Idź do lasu po suche drewno na opał i ułóż tu stosik.
O, Papug jak zawsze głowa na karku. To idę zrobić co kazał. Suche drewno na suchą atmosferę, hyhy
Jedius 9 Baka - Pon Sie 26, 2013 2:30 pm
O ja pier... niczę. Jak to boli! Wszystko w okół, jakby znikło... poszło sobie, zostawiło mnie, zostawiając tylko ten cholerny ból. Ale lipa! Ten skok, to... to był chyba mój najgorszy pomysł w życiu. Najpierw to okropne gorąco, sparzenie, płomienie wszędzie... a potem przeszywający chłód, wbijający się w każdą ranę jak jakieś zakichane igły! Ale... ale chyba żyję. Chyba tak. Chyba jestem cały. Chyba wszystko jest w porządku. Wszystko mam...? Łuk... łuk. Jest... mam. Trzymam! A właśnie... muszę teraz ich pouczyć. Tyle zwalić w jednej walce. Muszę tam pójść, muszę im nagadać do rozumu, żeby następnym raz...
Co jest, cholera... czy ja latam? Może jednak zginąłem i poleciałem do nieba? Chociaż... nie, do diaska, przecież w niebie by tak nie bolało! Szturcha, trzęsie, kołysze, przechyla... co się dzieje? Coś mnie chyba trzyma... Jakieś wielkie, twarde łapsko. Tak mnie przewala, że chyba jednak zaraz naprawdę umrę... GAH! Pierunie ty... delikatnie mnie kładź...! Mam słabe kości! Uch...
Chwila... co ona robi? Skąd się tu właściwie wzięła... i czemu gryzie Chibichibi? Co za jędza, zaraz ją walnę... jak tylko będę miał na to siłę. Chwila. Odsapnę moment, zaraz na pewno uda mi się wstać...!
Oho. Nie muszę, sama podeszła. I znowu, ten głupi kamień... o rany. Co za kretynka...! Chciałem już odtrącić to zielone gówno ode mnie, ale... co, jeśli mi wybuchnie? Nie chcę jeszcze więcej bólu... poza tym, na to też nie mam siły. A mówić? Dam radę... chociaż się odezwać?
- Zost... taw. - No. Udało się. Wprawdzie brzmię jak odgłos drapania starej książki, ale przynajmniej da się zrozumieć... chyba. - Nie marn-nuj. Pomóż... Chibi... chibi. Nie mi. Nic mi n... nie jest. - prawdopodobnie nie dało się powiedzieć bardziej oczywistego kłamstwa, ale to nie zmienia faktu, że powinna się mnie słuchać. Jestem dowódcą! A, właśnie... - Zaraz... wam coś powiem. Tylko... - charknąłem. Dziwne, dopiero co byłem w wodzie, a już mam całe gardło suche... i szczypie. Choć nie tak jak reszta ciała, jak wszystkie oparzenia! - Tylko... wszyscy... przestaną biegać.
Hitomi - Pon Sie 26, 2013 4:47 pm
Osiłek zwany Morsem, ruszył zbierać suche drewno, co nie było wielkim wyczynem, gdyż nie padało, a dodatkowo oddech nieznanego mu stwora jakby wysuszył resztki wilgoci. Niedługo zajęło mi znalezienie stert połamanych gałęzi, powalanych małych drzewek. A, że papuga wydała rozkaz, Morsh zaczął zbierać drewno.
W tym czasie, od grupy odeszła Lia, która skierowała się do waszego poprzedniego miejsca odpoczynku, by zabrać wasze rzeczy. W tej właśnie chwili odezwał się łucznik. Na jego słowa czarnowłosa nie zareagowała w żaden sposób. Wciąż w ciszy zajmowała się leczeniem, które dzięki mocy kamienia, przebiegało szybko. Nie minął kwadrans, nim jego rany stały się białymi liniami na skórze, która wyglądała na nową i jeszcze nie opaloną. Shoukou bez słowa wstała, podała kamień Alierowi. Ten zaś kiwnął głową i podszedł do małej, by zając się jej bliznami. Używanie mocy kamienia w tym celu nieznacznie różniło się od zwykłego wypuszczania jego energii w ciało, które samo nią dysponowało. Teraz trzeba było skupić się na działaniu energią na konkretne obszary skóry. Było to niezbyt czasochłonne, ale wymagało dużego skupienia, które na szczęście chłopak potrafił z siebie wykrzesać.
W czasie leczenia, Shoukou udała się nad rzekę, by po kilku chwilach wrócić z kilkoma kamykami średnich rozmiarów. Powtarzała czynność kilkukrotnie, tak jak Morsh swe przynoszenie drewna. Lia, przytargała w jednym kursie wszystkie rzeczy i z brzękiem położyła torby na ziemi. największy hałas wywołała torba Aliera, zapewne przez słoiki. Gdy Podopieczna magusa skończyła układać kamienie w okrąg, chłopak skończył leczenie, a dokładniej usuwanie blizn. Siedząca przy drzewie i oparta o nie plecami Lia Powiedziała.
- Dobra, skoro tutaj już wszyscy jesteście, to kilka spraw organizacyjnych. Pierwsza. Zostajemy tutaj na noc. Druga, ma ktoś przyprawy, czy muszę iść pozbierać zioła? - Gestem ręki wskazała oparte o drzewo mięso - Trzecia... ze strzeleniem cię w pysk poczekam, aż będziesz mógł wstać. - Te słowa wyraźnie wypowiedziała w stronę łucznika. - Jeśli chcecie go zdetronizować. Wasza wola. Ciało stwora jest zamknięte w krysztale i tam będzie do czasu powrotu do Oratorium. Tam skóra zostanie uczciwie podzielona i przekazana do rzemieślników w celu wykonania przedmiotów, które zaplanujemy. Oczywiście jeśli wystarczy materiałów. Nie wszystko robi się z jednego stwora. Hm... Jeśli dobrze obliczyłam trasę, jutro wieczorem dojdziemy do Cervemon i przystąpimy do właściwego zadania. Rozpakujcie się i przygotujcie obóz. Jakieś pytania?
Arabella popatrzyła po was wszystkich kolejno, kończąc na łuczniku, który mógł czuć tylko wielkie zmęczenie i nieprzyjemne swędzenie w miejscach najgorszych ran. Bólu jednakowoż nie czuł, gdyż rany zostały wyleczone przez znienawidzoną Shoukou. Dziewczyna zaś po ułożeniu kamieni, zwróciła się do Lii wyczekująco, widocznie dając wam okazję do zadawania pytań.
Firanke - Wto Sie 27, 2013 5:26 pm
Od razu zająłem się leczeniem tej małej. Odetchnąłem ulgą widząc, że to działa. Na chwilę tylko spojrzałem w bok słysząc hałas słoików - hej, to moje rzeczy. Chyba nic im nie jest. Jak dobrze. No, ale robota czeka - nie interesowałem już niczym innym poza kuracją aż do jej końca. Lia zaczęła podawać sprawy organizacyjne. Zostajemy na noc. Z ulgą poprawiłem czapkę na głowie. Czy ktoś ma przyprawy? Dobre pytanie. Ja na pewno żadnych nie pakowałem. Ale to cenna lekcja: Na przyszłość przyprawy, a szczególnie sól, powinny znaleźć się na stanie mojego ekwipunku. I teraz ochrzan dla Henriasa. Hm... powinienem się teraz odezwać. A-ale... może jeszcze chwilę poczekam. Trochę się boję tego, jak zareaguje, gdy mu zaproponuję zmianę warty. A skoro o wartach mowa...
- Jak robimy z wartami? Nie możemy zostawić przecież obozu bez ochrony podczas snu. Najlepiej, to... wartować dwójkami. Tak... tak mi się wydaje. - wydukałem, licząc na to, że ktoś podłapie temat. Ugh, nie lubię być w centrum uwagi...
Lia popatrzyła na ciebie kiedy zabrałeś głos. Gdy tylko skończyłeś, rzuciła krótkie spojrzenie na Shoukou po czym powiedziała.
- Hmmm? Parami? No nie wiem. To wasze zadanie. Ja mam za zadanie pilnować tylko swojego tyłka. Tylko tak zaproponuję byście wyjeli z rotacji wart tamtą - Tu wskazała na Liore, która wciąż nie odzyskiwała przytomności - Choć oczywiście nie nalegam. Wyjęła jedną srebrną monetę i zaczęła przekładać ją między palcami, czekając na wasze reakcje
- Masz rację. Mała nie może pełnić warty. Nie jest do tego przystosowana... ani fizycznie, ani psychicznie w tej chwili. - przytaknąłem - Kapitan Papug również nie jest fizycznie do tego przystosowany, więc zostają dwie warty po dwie osoby. To... to może ja z Shukou, a Henrias z Mo-Morchem? - to by był chyba dobry układ. Shoukou jest dobra w zwarciu, ja kontroluję sytuację na dystans. Morch jest twardy, wytrzymały i silny, więc na pewno nadaje się do zwarcia. A Henrias jest łucznikiem - dwie warty, w obu ktoś do walki oraz do asysty. Nie muszę Lii tego tłumaczyć, na pewno sama już to zauważyła - biorąc pod uwagę, że Shoukou nie dogaduje się z Henriasem nie ma innego rozsądnego rozłożenia wart, jeżeli ona sama nie chce uczestniczyć.
Lia wysłuchała twych słów lekko kiwając głową. Gdy skończyłeś mówić, wyjęła z woreczka kryształ przezroczysty, a raczej nie do końca, bo zmatowiały, a następnie skupiła na nim swa wolę. Zaraz obok niej pojawiły się pakunki. Zapewne jej i Shoukou. Kurcze, te kamienie są cholernie przydatne. Gdy bezpiecznie umieściła kryształ Lachrymy w woreczku u pasa, wyjęła z większego plecaka spory kawał materiału w kolorze ciemnej czerwieni, który rozłożyła przed sobą. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami, a materiał rozciągał się praktycznie od kolana, do kolana. Następnie skręciła się i zaczeła grzebać w plecaku.
- Planujecie tylko dwie warty czy więcej? - Zagadnęła z lekkim zaciekawieniem, gdy wyjęła z plecaka długi zakrzywiony nóż, który wyjęła z pochwy i położyła na krawędzi materiału. Czynnością jaka wydawała się... przynajmniej dla niej logiczna, było sięgnięcie po patyk z mięsem i położenie wyciętego kawału stwora na materiale i zaczęcie krojenia go na mniejsze kawałki
Czy planujemy więcej wart? Nie no, można zrobić podział dwa razy po dwie warty. Ale kurcze, te kamyki są naprawdę fajne - też chcę taki. Nie musiałbym się nigdy martwić o bycie przeciążonym.
- Cóż... może system pierwsza grupa, druga, pierwsza, druga? Na upartego można podzielić się na cztery warty po jedną osobę. No... ale, ten... wtedy nie będzie asysty drugiej osoby, jeżeli pierwszej coś się stanie, zanim obudzi resztę. - objaśniłem pokrótce mając nadzieję, że nie spotkam się z brakiem jakiejkolwiek aprobaty - No bo... są bestie, które specjalizują się w polowaniu na odizolowane ofiary, prawda? A... a my... jesteśmy jakby... w ich oczach ich potencjalną zwierzyną, jakby na to nie patrzeć.
Gdy Lia kontynuowała spokojne krojenie, na usta wypłynął jej niewielki uśmieszek.
- Bardzo rozsądnie. istnieją stworzenia, które polują na odizolowane ofiary. Ba. Większość drapieżników właśnie takie atakuje. Należy jednak pamiętać o takich Kylionach, które posiadają zdolność naśladowania głosu. Często się słyszy o przypadkach gdy strażnik słyszy pojękiwania lub płacz dziecka i idzie sprawdzić, a wtedy, reszta stada atakuje śpiących. - Pokiwała głową, kończąc przy tym także krojenie mięsiwa. Wstała i otrzepała spodnie. -[/i] Dobra. To wy ustalajcie między sobą, a ja skocze poszukać w okolicy jakichś ziół do przyprawienia mięsa.[/i] - I z tymi słowami ruszyła przed siebie, znikając po chwili za drzewami. Twa podopieczna, zaczęła grzebać w mniejszym z dwóch plecaków, zapewne mając zamiar coś wyjąć z niego.
Dobra, teraz powinno pójść z górki. Muszę namówić Shoukou, by zgodziła się na wartę ze mną. Najlepiej jakoś tak, młodzieżowo, luzacko. Pokazać swoją pewność siebie. Dlatego też zbliżyłem się i z pełnym przekonaniem zagaiłem z pełną, luzacką swobodą:
- Cz...Czy... um... em... - gulp - Czy zaszczyciłabyś mnie swo-swoją obecnością na wspó-wspólnej warcie? - chyba jakoś nie wyszło. Ale, ale! Nic straconego. Może zadziała. Bo przecież patrzę wzrokiem pewnym pewności siebie, prawda? To wcale nie jest... spojrzenie pełne nadziei, prawda?
... P-prawda...!?
Miałeś śmiały plan, pewnie też podszedłeś do swej podopiecznej, która buszowała w plecaku z zamiarem wygłoszenia pewnej i spokojnej prośby. Wierzyłeś w swój język, a on cię zawiódł. Zawiódł i to straszliwie. Dziewczyna nawet nie reagowała na twe słowa przez pewien czas, a gdy wreszcie odsunęła się od plecaka, nie zwróciła się w twą stronę, a jedynie położyła proste metalowe pudełeczko z wieczkiem podzielonym na trzy otwory, na skraju materiału na którym Lia kroiła mięso. Dopiero po tym jak zajęła swe wcześniejsze miejsce i oparła się o plecak, popatrzyła na ciebie, a ty odniosłeś wrażenie, że patrzy w twą twarz jak na kupę siekanej padliny. Milczała jeszcze kilka chwil nim powiedziała spokojnie.
- Obowiązkiem podopiecznej jest słuchanie opiekuna. Jeśli takie jest twe polecenie stanę z tobą na warcie. Nieznoszę niekompetencji, a jeszcze gorsza jest głupota. Z trojga złego wybiorę fajtłapę, jeśli taki wybór będzie mi dany. jak jednak powiedziałam. Nie moja jest to decyzja. - Skończywszy swój wykład założyła swe czarne włosy za ucho, wpatrując się w ciebie.
Tidus - Wto Wrz 03, 2013 2:36 pm
Przyniosłem drewno i usiadłem, słuchając reszty i dyskusji o przyprawach i wartach. Jak dla mnie spoko, wartować można i bez płyty. A na przyprawach się nie znam. Wiem tylko że czosnek się obiera i jest spoko jako zakąska ale potem dziwnie się gapią. Spojrzałem na leżącego Henriasa a potem na Aliera.
-To ja i połamany druga warta. Musi odleżeć, sen dobrze zrobi. Ale czy trafi z łuku nocą?- znowu spojrzałem na Henriasa. Pan argument jest równie duży rano jak i w nocy, więc łatwo nim trafić, ale jak on tylko sobie pyka szczałami do celu, to może być kłopot. Ciężko się pyka po ciemku, próbowałem kiedyś rzucać kamulcami w nocy i trafiłem się w oko. Bolało.
Jak nie będzie obiekcji, siedzę dalej cicho i czekam na obiad. Papug chyba zasnął mi na ramieniu. I dobrze, chwila spokoju.
Hitomi - Pon Wrz 30, 2013 4:25 pm
Henrias milczał. Nie odpowiedział ani na tak, ani na nie. Alier, także nie odezwał się, na wykład Shoukou wyraźnie onieśmielony. W czasie tej niezręcznej ciszy, wróciła Lia z naręczem różnego rodzaju liści i korzonków. Omiotła was wszystkich wzrokiem, po czym popatrzyła na mięso. Gdy spostrzegła leżące pudełeczko powiedziała wyraźnie uradowana.
- O. Jednak ktoś miał przyprawy. Świetnie.
Czarnowłosa podeszła spokojnie do swego wcześniejszego siedziska, po czym usiadła ciężko i po odłożeniu zieleninki na bok, zatarła ręce.
- Dobra. To ja zajmę się pieczeniem, a... - Tu rozglądnęła się, po czym wskazała Morsha palcem - Ty wykop niewielki dołek na ognisko. Jakieś dwadzieścia-trzydzieści centymetrów głębokości, i po tyle samo szerokości, jasne?
Po tych słowach złapała za pudełeczko i zaczęła przyrządzać mięso. Tymczasem Shoukou wstała i otrzepała spodnie. Następnie oparła się plecami o konar drzewa i zaczęła się rozglądać po okolicy, co przy ostatnich zdarzeniach było dość rozsądne. Kahisa, lodowa feniksica wylądowała miękko rozprzestrzeniając delikatną mgiełkę dookoła siebie. Nie zważając na panujące nastroje, rozpostarła swe błękitne skrzydła i zamachała nimi, co wywołało dość przyjemny chłodny powiew. Mała Liora poruszyła się, choć wciąż nie odzyskała przytomności. Praca trwała w ciszy. Mors wykopał rękoma, bo czymże innym dołek, który nie był jednak idealnie okrągły, choć głębokość się zgadzała. Lia, w tym czasie przygotowała mięso i wstała by zobaczyć dołek.
- Hm. Chyba będzie. Teraz rozpalimy tam ogień, ustawimy drewniane rusztowanie, na które nabijemy mięso i czekamy aż będzie zjadliwe.
I jak powiedziała tak też zrobiła, a przynajmniej zaczęła. Włożyła przyniesione przez Morsa drewno do wykopanej dziury, tak, że układało się w kwadrat. Następnie połamała małe gałązki i włożyła je do środka kwadratu. Następnie na brzegach dziury wbiła w ziemie dwa kijki w odwrócone V. To samo zrobiła z drugiej strony, po czym zaczęła przeglądać resztę kijków odrzucając na bok nieodpowiednie. Po kilku minutach znalzła długi i w miarę prosty kij, który położyła na odwróconych V, sprawdzając długość.
- Chyba się nada, nie?
- Nada. - Odparła jej Shoukou, która przeniosła wzrok na Liorę.
- Myślisz, że dadzą radę? Jedna poważnie ranna oraz bez broni, a przynajmniej bez odpowiedniej broni - Wskazała lekko zgiętą lancę - Moim zdaniem powinniśmy wrócić i wysłać odpowiednią grupę, a nas rozdzielić na inne, mniej wymagające zadania, bo to wyraźnie jest dla nich za trudne.
Lia westchnęła i uniosła dłoń z pierścieniem otrzymanym w raz z listem.
- Już rozmawiałam z górą. Mam doprowadzić to zadanie do końca. W sumie mogłabym nawet to zrobić sama, ale jeśli ktoś chce, może mi towarzyszyć. Nie będzie żadnych reperkusji dla osoby, która postanowi wrócić. Tak jak powiedziałaś, to zadanie jest dla nich za trudne, ale jeśli nie chcą z niego rezygnować, to mogę ich przez nie przeprowadzić. Decyzja należy do nich. Jak mówiłam wiele razy, jestem obserwatorką i opcjonalnie przywódczynią. - Po tych słowach przetarła przedramieniem czoło i zaczęła rozpalać ogień. Shoukou skomentowała to cichym prychnięciem i ponownym rozglądaniem się po okolicy. Chyba czas na podjęcie jakichś decyzji, gdyż sytuacja jest dość nagląca.
Tidus - Czw Paź 10, 2013 8:34 pm
No to czas brać się do kopania, nie ma co. Zrobiłem już zamach nogą, jednak w porę skontaktowałem, że chodzi o te inne kopanie. Chociaż może można kopać kopaniem, ale kto dołki kopie ten ma kopów na kopy. Czy jakoś tak. Jak nie nogą to...ręcyma. No to padamy na ziemię i zaczynamy kopać. Ja kopię dół, ty zaś wznosisz mur...Ja kopię dół, ty wznosisz mur...Hmmm-hmmm-hmm-hm-hm-hmhmhm.
No i skończone. Podniosłem się z kolan i spojrzałem z dumą na dziurę, jakiej nie powstrydziłby się wybuchowy kamulec. Co prawda mam teraz czarne paznokcie i palce, ale nie ma zysku bez brudu.
Gdy zaczęły dyskutować o powrocie, walnąłem pięścią o otwartą dłoń:
-Jak zaczynam to kończę. Chodźmy dalej. - po czym opuściłem ręce i oderwałem się zupełnie od dyskusji. Papug zwiał mi z ramienia jak zacząłem kopać więc nie ma co gadać. Ranni się posklejają a my nawet we dwóch możemy to skończyć - Papug gada, ja tłukę. I cały świat nasz.
Firanke - Pią Paź 18, 2013 4:33 am
Kontynuować, czy nie? Wątpliwość gdzieś tam jednak siedziała. Z jednej strony chciałbym bardzo wrócić, ta misja jest niepewna, to śmiertelne zagrożenie. Z drugiej jednak strony, tylko się ośmieszę przed Shoukou. A jako opiekun przecież nie mogę sobie na to pozwolić. Chociaż, życie jest ważniejsze od bycia opiekunem. Mógłbym napisać o tym nawet cały esej, ale odpowiedź trzeba było dać już teraz. Najbardziej optymalne byłoby powiedzenie, że zdaję się na swoją podopieczną. Ale to by było unikanie podejmowania odpowiedzialnych decyzji. Dlatego też powstałem, złapałem gwałtownie powietrze i oświadczyłem:
- Nigdzienieuciekamnie! - ... odchrząknąłem - To znaczy... zostańmy. Zaufano nam na tyle, byśmy otrzymali tak odpowiedzialne zadanie. Nie możemy... ich teraz zawieść, p-prawda? - o, tak znacznie lepiej. Wyciągnąłem z torby laskę kiełbasy i zacząłem jeść. Teraz, gdy już podjąłem tą decyzję, powinienem mieć spokój od podejmowania się ważnych rzeczy na najbliższy miesiąc. Kątem oka spoglądałem to na jedną z pań, to na drugą. Szczególnie na Shoukou. Co ona właściwie o mnie gadała tej Lii?
Jedius 9 Baka - Pon Paź 28, 2013 4:59 am
[ BGM: ALIVE ]
Ale bredzą.
Ależ bredzą.
Ależ oni wszyscy bredzą!
Rany, muszę im wszystkim przemówić do rozsądku bo chyba sobie nie zdają sprawy... z tego wszystkiego. No jasny gwint, musze ich wszystkich uświadomić. Tylko czemu... czuję się tak nieswojo? To przez ten ogień, prawda? Ta sadystka niby próbowała mnie uleczyć... ale na pewno zrobiła coś inaczej, żeby mi zaszkodzić! Aż musiałem spojrzeć po sobie. Naprawdę nic mi nie jest? Oparzenia naprawdę znikły? Ciężko mi w to wszystko uwierzyć. Magia to jest jakieś diabelskie tałatajstwo, to nie może działać tak, jakby ktoś chciał... ale naprawdę wygląda, jakby nic mi nie było. Może po prostu mam dużo szczęścia? Ale w takim razie to wciąż nie wyjaśnia jednego... dlaczego tak dziwnie się czuję? To nie może być przecież zmęczenie. Wiele biegałem, wiele trenowałem i dobrze wiem, czym jest zmęczenie. O tak, ono daje niemałą satysfakcję! Kiedy dyszy się po ciężkim wysiłku, to jest niemal jak nagroda za dobrze odwaloną robotę, aż zachciewa się głupio podśmiechiwać! Ale to teraz nie jest ani trochę takie. To jest głupie uczucie. Nieprzyjemne. Bardzo nieprzyjemne. Nie no, nie mówicie mi... to nie jest strach, nie? Niemośliwe. Jestem przecie rycerzem, a rycerze nigdy nie boją się niczego przed walką. Chociaż... czy nie jest już przypadkiem po walce? Może... po walce już mogą? To jest coś, co nazywa się "daniem upustu emocjom", czy coś? kurczę piórko, nigdy nie byłem w takiej sytuacji, nie mm najmniejszego pojęcia co się ze mną dzieje!
Ale nie mogę tego cały czas odkładać na później, e? No nie mogę. Bo jestem liderem. Jak jestem liderem, to nie mogę udawać, że nic się nie stało. Ta cała... odpowiedzialność. No jasny gwint, teraz trochę żałuję, że się zgłosiłem. ale z drugiej strony, przecież nikt inny się nie nadaje. Muszę teraz po prostu pokazać, że jestem prawdziwy lider a nie jakieś popychadło, nie? Ta. No właśnie, przecież miałem im wszystkim nagadać! Oj tak, muszę to zrobić. Byłbym jeszcze o tym zapomniał, ale byłaby siara. No dobra, nie było by siary bo nikt o tym nie wiedział, ale ja byłbym nie-spełniony. To też bardzo niefajne uczucie. Jak wtedy, gdy nie udało mi się przebiec całego kampusu Akademii w ciągu jednej przerwy i potem musiałem siedzieć po zajęciach i zmywać podłogę. To było bardzo niefajne uczucie. Ale co to ja miałem... A, tak! Nagadać!
Najpierw wstać. Tak, muszę wstać, bo nie mogę przecie podczas tego siedzieć. Muszę wyglądać jak ja, a nie jakaś popierdółka, nie? Czyli muszę się też wyprostować. Nie wiem, czy to będzie mnie boleć, czy nie... ale muszę się wyprostować. Podejść do miejsca, gdzie są wszyscy. Ognisko, tak? Dół, kamienie, mięsa... no, coś takiego. No, zaraz będzie ogień. Na drewnie. No, no. Ogień podobno uspokaja jak się na niego patrzy. Kehisa go nie lubi, ale to nic, ona nie musi teraz słuchać, może sobie polatać jak chce. To ja teraz muszę mówić, więc staje w takim miejscu, by nie stać do nikogo tyłkiem i by można było mnie dobrze słyszeć. Tylko... jak mam to zacząć? O motyla noga, nigdy nie byłem w tym dobry! Ech, ech, ech! Najlepiej jakoś powoli, w miarę neutralnie... mówią, że zawsze najtrudniej jest zrobić pierwszy krok, a potem jakoś to idzie, nie? No to dajemy! Pierwszy krok, cała naprzód!
- Er, eyymhh. Uhm. - Ach, prawie! Czemu nie mogę po prostu powiedzieć czegoś takiego porządnie chwytliwego, żeby od razu każdy mógł to zrozumieć i przytaknąć głową, że mam rację! Chcę tylko powiedzieć to, co mam na myśli, bo przecież wiem, że mam rację! Zazwyczaj mam, tylko, psiakrew, nie potrafię jej porządnie przekazać! Jeszcze raz... zacisnąć zęby, odetchnąć powoli, jeszcze raz! Głowa do góry. Uwaga, mówię!
- To... nie była najlepsza sytuacja. I niech mnie kule biją, jeśli miałbym wyglądać na zadowolonego z niej. Bo tak zdecydowanie nie jest. - o, tak, tak, powiedziałem! Dobrze. Teraz... jakoś to kontynuować. Tylko jak? Musiałem zamilknąć. Co ja mam dokładnie dalej powiedzieć? Chciałbym to zrobić jakoś tak, by mnie posłuchali, by poprzytakiwali, by... tylko jak? Tylko... jak? Może najlepiej, tak normalnie jakoś, po prostu? Ale niech mnie dunder świśnie, to wcale nie jest prostsze... chyba... ech, no. Chyba muszę zacząć od najdurniejszego, no. Od przyznania się do winy. Tylko jakoś tak nie do końca, bo nie chcę wcale tego robić.
- Ja, ee... nie będę twierdził, że jestem tu całkiem bez winy. No bo tak nie jest. No nie jest tak. Ale! Ale, jako... wciąż ten, lider, tak? Chcę wytknąć trochę. Trochę dużo. Nie, chcę po prostu wam coś powytykać, bo tak! To znaczy... urk. Po prostu posłuchajcie! - za dużo się jąkam, za dużo mieszam. No ale co mam na to poradzić! Nie potrafię tak gadać, jakbym chciał gadać! Ech, nieważne... dalej, dalej, dalej! - Po pierwsze... gdzie i dlaczego zniknęłaś na samym początku? - wskazałem palcem na tą... Choco czy jak jej tam. Zołzę, no. - To było głupie i bez sensu. Najpierw znikasz bez słowa ani żadnej informacji, nikt nie wie co się z tobą stało, a, a potem... a potem jak się pokazujesz to ledwo żyjesz, i cię tamta niesie i... no po co? Żeby rzucić się na największe bydlę? Zawsze się zaczyna od najmniejszych. Wtedy ułatwia się sobie zadanie, tak? I łatwiej jest z grubą rybą, tak? Kurde, grałaś kiedyś na przykład w szachy? Tam jest to samo! Nawet jak jesz obiad to nie zaczynasz od kotleta tylko od zupy! - aj... dobra, mam coraz durniejsze przykłady. - Poza tym, jesteś podopieczną, tak? Więc powinnaś się słuchać poleceń, a nie działać na... własną rękę. - Trochę zwątpiłem teraz w swoje słowa, spoglądając na lalusia. Kurde mol, no przecież jak ja miałbym takiego opiekuna to tez bym się go nie słuchał. Ach, ale... teraz się do tego nie przyznam.
- Mors. Co ty do jasnego pieruna robiłeś? Stoisz tuż przy tym bydlaku i zamiast go bić, gapisz się na te durne kamulce! No i masz, oberwałeś i masz nauczkę. Jak się bijesz to się bijesz, a klejnocikami się zajmuje po wszystkim tak? No to jest chyba oczywiste! - esz no, tutaj to mówię samą rację! Rany, on naprawdę jest taki tępy jak o nim mówią.
- TY! - wskazałem to te tego katjuszę. I tak go wskazywałem przez chwilę. Czekaj, co ja mam mu powiedzieć? on chyba akurat nic nie zawalił. A nie, a nawet lepiej, on pomógł Chibichibi! Dobra, jednak gość może być. Tylko fatalnie trafił z doborem podopiecznych. - Ty... ty dobrze. W porządku. Tak. - powiedziałem, kiwając chwilę palcem. No, z nim nie było specjalnie problemu. Ale był z... Ech. Głębokie westchnięcie. Będę musiał za chwilę powiedzieć słowo którego bardzo nie lubię, ajajajaj...
- Chib... Liora. - odwróciłem się ku najbardziej poszkodowanej, zbliżając się ku niej i przykucając przy niej. Kurczę, czy ona mnie w ogóle słyszy? Jakbym próbował ją chyba teraz obudzić jakimś plaśnięciem czy coś, to chyba byłoby trochęnietaktowne czy coś. - Ciebie... ehm. Wiem. Chciałaś mnie zasłonić, chciałaś uratować, ale to nie było potrzebne, ja bym uciekł... chyba... - nieświadomie zacząłem ściszać głos. Ale odchrząknąłem i znów mówiłem dalej w miarę normalnie. - Ekhem. Znaczy, ja ci za to dziękuję. Jesteś super. Ale wiem, że nic by się nie stało, że jak bym wtedy nie strzelił i w ogóle... No to ten, więc... Ech, no ja cię... P-PRZEPRASZAM! - wyrzuciłem z siebie w końcu niemal krzykiem, poprzez gardło które z jakiegoś powodu durnowato się zaciskało. - No bo ja nie chciałem, żeby tak wyszło! Widzisz, no bo ja najpierw to myślałem, ze zdobędę coś do jedzenia... a potem zobaczyłem co to, to pomyślałem "o kurde przegięcie", ale wtedy tez jeszcze pomyślałem, że jak się tego wielkiego pozbyć to będzie tu bezpieczniej... wiesz? I że wtedy zapobiegnie się temu, żeby ktoś inny był ranny... ale to nie miało być tak, żebyś ty miała dostać zamiast tego kogoś innego, no! Rozumisz? O tym po prostu nie pomyślałem, więc moja wina... czekaj... słyszysz właściwie mnie...? Bo ja nie wiem ,czy ja mówię tak, że mówię, czy że słuchasz, czy...
Właściwie, to nie wiedziałem już sam do kogo mówię. Głos mi cichnął, do tego zacząłem odwracać głowę w stronę, gdzie nikogo nie ma. Rany, durne ognisko. Durny dym. Nie cierpię dymu, bo drażni i zaczynam łzawić... o, tak jak teraz. Ergh!
Hitomi - Pon Paź 28, 2013 2:33 pm
każdy z was odpowiedział Lii w swoim tempie i choć odpowiedź Henriana była najdłuższa ze wszystkich, zgodnie ustaliliście, że nie chcecie poddawać misji. Po wypowiedzi Morsha i panicznym słowom Aliera, przemowę rozpoczął Henrias waleczny. Oczywiście, pierwszymi słowami było oświadczenie, że sytuacja mu się nie widziała, na co obie przytomne kobiety zgodnie prychnęły. Następnie, w trakcie jego wypowiedzi, Lia przejechała dłonią po twarzy, a Shoukou zwana w myślach Henriasa Zołzą, wpatrzyła się w bardzo interesujące liście na drzewach z dość obojętną miną. Łucznik wytykał błędy kolejnym osoba, nie dając im czasu na odpowiedź, a gdy wskazał na Aliera i wykrzyknął "TY!", chłopak prawie się wywrócił o konar za sobą. Pochwała wywołała uniesienie brwi przez dwie osoby. Arabellę oraz Aliera, choć to pierwsza osoba z dwójki, wyglądała na bardziej zdziwioną tym zachowaniem. W trakcie monologu, także nikt nie przeszkadzał chłopakowi, ale gdy skończył, odezwała się Shoukou, swoim spokojnym i jakże irytującym tonem.
- Czyli twoim zdaniem, dwie najsilniejsze osoby w drużynie powinny zająć się małymi stworkami, z którymi dziecko by sobie poradziło, zamiast bronić was przed dużo groźniejszym przeciwnikiem? - Urwała na chwilę by te słowa dotarły do wszystkich, po czym kontynuowała. - Może przypomnę ci taką rzecz, że ten stwór, bo zakładam, że nawet nie znasz jego nazwy, prawie cię spopielił, a gdyby walczył tutaj w czasie naszej zabawy z młodymi, to nie większość nie tyle byłaby ciężko ranna, co martwa? Ale pewnie to dla ciebie drobnostka, bo miałbyś okazję się wykazać, nie?
- Shoukou... dolewasz oliwy do ognia. - Powiedziała spokojnie Lia, wyciągając hubke i krzesiwo, by po chwili pochylić się nad dziurą i zacząć rozpalać ogień. W czasie tego całego zamieszania, w okolicy nie wydarzyło się wiele ciekawych rzeczy. Gdzieś w oddali słychać było jakby łamiące się gałęzie, ale to pewnie był ten uciekający stworek lub inne leśne zwierze. Liora wciąż nie odzyskiwała przytomności, ale pomijając niej, wszyscy byli w dobrym stanie. Nawet Henrias nie miał na sobie ani jednej blizny, choć to dziwne uczucie nie mogło zniknąć. Może wypada się spytać? A może to faktycznie strach? Słowa Lii uciszyły Shukou na kilka chwil, ale nie na stałe. Kiedy wasza oficjalna przywódczyni była zajęta rozpalaniem ognia, Shoukou znów się odezwała.
- Twierdzisz, że chciałam się popisać, bo wspomogłam Ardelię w walce, tak? Powiedz mi więc drogi PRZYWÓDCO, powinnam ją puścić samą? Fakt, jest przewodniczącą Klasy A. Fakt, Jest silniejsza niż my wszyscy razem wzięci, ale to jest wciąż jedna osoba. Ma dwoje oczu i da sie ją zaskoczyć. - Ciągnęła Shoukou, co wywołało ze strony Lii "Ej!", na które nie zareagowała czarnowłosa. - Z tej grupy, tylko ja jestem w stanie nadążyć za nią, choć i tak ledwie mi się to udaje. Przyznam, że wróciłam ranna, mocno ranna, ale za to udało mi się oślepić Giliana, co ułatwia walkę, nie sądzisz? No ale! Przecież to ty jesteś tą wspaniałą osobą, której podopieczna, prawie przypłaciła ten wybryk życiem. Moje gratulacje. - Po tych słowach leniwie podniosła dłonie w twoją stronę i zaklaskała ci kilka razy. Cóż. Wychodzi na to, że twoja niechęć do niej jest dość odwzajemniona. W trakcie wywodu, Arabella nie odzywała się i skupiła się na rozpaleniu i po chwili nabiciu mięsa na kij, który umieściła nad ogniskiem. Widać, nie miała zamiaru wtrącać się do wewnętrznej sprzeczki, jak na obserwatorkę przystało. Jako, że mięso dopiero zaczęło się piec, a słońce jeszcze nie zaszło... jest wiele czasu na zapoznanie się bliższe ze sobą, lub skakanie sobie do gardeł.
|
|