|
Wiele sfer Mało gier |
|
Xantesa - [HUB/CENTRUM] Mniej Niż Zero
Jedius 9 Baka - Wto Sty 22, 2019 12:53 am
- Nie ma co katalo.. lo... gować. Zmienia się ciągle, nie ma na takie pierdoły czasu. - Mężczyzna zatrzymał się, patrząc na półkę o której mówił wcześniej. Potem z wolna odwrócił się do Mostilla opowiadającego o matce. Opuścił wzrok na prezentowaną butelkę, ale zaraz jeszcze raz obejrzał Perkoza.
- Nie wyglądasz mje wogle na elfa. One chude są. I wieksze uszy. Nie wkręcaj mn-ie. - Krótka pauza była chyba ukryciem czknięcia. Spojrzawszy po raz kolejny na butelkę, mężczyzna szybkim zamachem zabrał ją z rąk Lorena. - Nie, tego nie pij. Nie dla mnie i nie dla ciebie. To dla łuskowców jest. One mają inne żołądki. Ludziowym to wiesz... Dwa łyki i będziesz rzygać dalej niż widzisz. - ujmując trunek w obie dłonie niemal jak dziecko układane do kołyski, westchnął głęboko. - Szkoda, kurwać, bo zapach ma piękny. I mieni się jak złoto. - pokręcił głową. Zaraz jednak znów uniósł wzrok, ale na Brię, która kontynuowała temat elfów. Zdaje się, że to mu jakoś zagrało na nerwach. Albo na dumie, choć zdecydowanie nie był elfem. Burknął dużo mocniejszym głosem, wyraźniej niż dotychczas, znów potrząsnąwszy na boki głową z niezadowoleniem.
- Ależ pierdolisz. - Spojrzał na nią krytycznie. Za chwilę gniewnie uniósł wolną rękę i pokazał jej krzesło przy stole. - Siaaadaj, kurwa. Zara wam pokażę, co to prawdziwy elfi wyrób. Nie to, co te pichcimordki kiszą, jak ta... jak ona... Raidel. Tylko prawdziwe elfy. - kończąc zdanie już odwrócił się do regałów. Najpierw odniósł to, co zabrał Mostillowi; potem przeszedł dwa regały w prawo i tam zaczął poszukiwania na wyższych półkach. Przesuwając je na boki, szukając w tylnych rzędach i obracając w poszukiwaniu etykiet, znowu zaczął mówić, chyba wciąż obruszony. - Jałowiec, maliny i jagody. Mówi wam to coś? Na pewno, do czorta, nie mówi. Jeśli chcecie dyskutować a pijecie tylko że ten, żeby się narąbać, to wam przez łby przytrzepię. Cholerne... O, jest. - Zdjął w końcu jedną ze szklanych butelek, bardzo smukłą, mającą jedynie jakąś pieczęć zamiast etykiety. Obrócił się najpierw w stronę stołu, zrobił ledwie krok i znów się zatrzymał, by odwrócić do szafek. Poszedł w tamtą stronę. Stęknął pochylając się, otwierając jedną z nich i po kolei wyciągając jakieś kubki. Takie naprawdę stare, zbite z drewna, ze stalowymi obręczami, bez żadnych uszek. I różniące się odrobinę rozmiarami czy kształtem - widać, że robione własnoręcznie, a nie masowo. Złapał je od góry w wolną rękę i zaraz zawrócił do stołu. Jeśli oboje jeszcze nie siedzieli, to na pewno w tym miejscu pogonił ich ponownym "Siadajże mówię". Sam zajął swoje miejsce, które zajmował wcześniej. Ledwie usiadł i ustawił kubki, obrócił butelkę tak, by mógł pokazać obojgu pieczęć która na niej była, wskazując ją do tego palcem. Pieczęć, cóż... nie była jakimś dziełem sztuki. Bardzo kanciasta, musiała być rzeźbiona jakimś niezbyt precyzyjnym narzędziem. Zdaje się, że to był profil wiewiórki.
- Wiecie, co to jest? A gówno pewnie wiecie, bo gadacie jak potłuczeni. Najlepsi z najlepszych, Talamar- Tarm- Ugh... Ta-la... malyr-- malrianaje, kurwa. Czyli czubki. Bo na czubkach mieszkają. Drzew. I tam swoje czary robią. Nawet nie macie pojęcia, ile trzeba się napracować żeby takie cudo dostać. - facet mocno się nakręcił. Ględził i ględził, rozlewając trunek do kubków. Nie walił widać do pełna, jedynie do połowy. - Baliar tu był to za taką butelkę mi cały wóz tych swoich krasnalowych szczyn chciał oddać. Bo to jest ten, kunszt prawdziwy. Ale co wy, pohańce sprośne, wiecie. Ziołowy posmak, słodkawy, kurwa jego mać. - Wciąż zezłoszczony, podsunął dwa kubki obu gościom. Swój przysunął bliżej siebie. - No, dalej. Pijta. Zobaczymy, które pierwsze przestanie mi tu bluźnić. - kończąc wypowiedź unosił już swój kubek, a potem go przechylił. Widać było, że nie pije całości od razu - wziął chyba tylko dwa łyki i przestał, powoli opuszczając swoje naczynie, przymykając oczy.
Tidus - Wto Sty 22, 2019 6:05 pm
-Przecież mówię, że matka jest elfem a nie ja. - Mostill palcami zgiął swoje uszy do przodu, by ukazać ich spiczastość. -Ojciec jest człowiekiem. Pewnie teraz jest staruszek w twoim wieku. Ale- - przerwał, gdy z ręki wyrwano mu płynne złoto. Pff. On nie da rady wypić? Staruszkowi chyba we łbie się poprzewracało, że coś co jest "dla łuskowców" będzie nieodpowiednie dla Mostilla. Ma we krwi smoka a w sercu Słońce, logicznym więc jest, że jakiś jaszczurzy alkohol z którego bije Jej światło jest IDEALNYM trunkiem dla niego. I jeszcze to udowodni, jak tylko ten cały Zemhart znowu zaśnie od paru kielonów. Póki co jednak - jesteś pośród wron, kracz jak one. Półelf zasiadł przy stoliku, który Brii wskazał gospodarz i oparł podbródek o dłonie, czekając. Gdzieś w głębi ducha uznał, że to gadanie o "prawdziwych" elfach jest pierdoleniem, ale nie chciało mu się strzępić ryja o dyskutowanie na temat czystości rasowej jego krewnych od strony matki.
-Przecież jakbyśmy pili dla uwalenia się, to nie bylibyśmy tutaj i pytali o każdą flaszkę, tylko byśmy podbierali maść do polerowania stali temu sprzedawcy broni na targu. Zluzuj pan. - obrócił kubek w palcach. Lekko słodkawe, co? No, może jak faktycznie tym jego elfom z drzew Słońce świeci z dupy, to czysta jakość wyrobu przebije się przez jego niechęć do cukru. Póki co, Perkoz po prostu nie chciał słuchać kolejnej rundy tyrad tego pryka. Gdy nalano mu alkoholu, uniósł kubek, zawirował płynem, wziął głębszy oddech by poczuć jego woń a następnie wziął spory haust, na tyle by płyn przejechał po całym jego języku zanim wyląduje w gardle.
Rybka - Śro Sty 23, 2019 2:00 am
- Nie pierdole... - Sferotknięta zaprzeczyła swym skrzekliwym głosem, nie podnosząc go oczywiście ponad głośność zwyczajnej rozmowy. Podparła boki i wypuściła nieco głośniej powietrze przez usta, co brzmiało niemal jak prychnięcie. Część jej chciała teraz przytrzeć nieco nosa i zwymyślać Zemhartowi, ale... wystarczająco już dzisiaj nawyrabiała. Zdecydowała, że będzie w spokoju tolerować marudzenie podstarzałego gospodarza. W końcu nie jest teraz w Narkazier, a w xantesańskim Hubie. Tutaj niestety nie może sobie na wiele pozwolić. Spojrzała nań raz jeszcze, gdy przeszukiwał półki, po czym usiadła na miejsce, które sobie wcześniej upatrzyła. Wsparła policzki na dłoniach czekając cierpliwie, aż powróci z wybranym przez siebie trunkiem.
- Przez ponad _dwa i pół stulecia_ życia miałam okazję pokosztować trochę elfich wyrobów. Trafiłam na słodkie białe i czerwone wina, absynt właśnie oraz delikatny miód pitny. Głównie z różnych rejonów Faerunu, bądź tych, które trafiły do Sigil także z Golarionu, czy Studni Dusz. - Przy wypowiedzeniu nazwy ostatniego rejonu zerknęła kątem oka na półelfa. - Żaden ze mnie wielki koneser i nie znam technik produkcji różnych alkoholi, ale gdyby jedynym czego pragnę było uchlanie sie w trupa byle winiaczem typu Amarena, czy jeszcze gorszym gównem, to nie zdecydowałabym się na naukę miksologii. - Spojrzała krótko po obu mężczyznach, choć tak naprawdę jej słowa kierowane były głównie do Perkoza. - Miksologia to sztuka robienia drinków, odpowiednie i kreatywne splatanie ze sobą składników w taki sposób, aby uzyskać wyrafinowany smak, a całość prezentowała się w jak najbardziej estetyczny sposób. - Sięgnęła po podsunięty jej kubek w chwili, gdy został napełniony.
- Nie kojarzę w którym świecie znajduje się wspomniane przez Ciebie miejsce, ale z wielką chęcią przekonam się jak smakuje tamtejsze elfie cudeńko, skoro tak je zachwalasz. - To rzekłszy wzięła jeden dość spory łyk trunku i pozostawiła go na chwilę w ustach nim go ostatecznie przełknęła. Pragnąc przez to poczuć jego smak w dwóch fazach, przed i po przełknięciu.
Jedius 9 Baka - Pon Sty 28, 2019 6:35 am
- Pij, nie pierdol. - Mężczyzna bardzo dosadnie skomentował słyszane wywody, wskazując jeszcze raz na podsunięte kubki.Niemal cały czerwony na twarzy, i to chyba nie od alkoholu. A przynajmniej nie tylko.
Ziołowy posmak? Nie. Słodkawe? Oj, też nie. Zdecydowanie nie. Trunek był cholernie gorzki, z pierwszym wrażeniem jakby rozgryzło się i przełknęło garść ziaren pieprzu, nawet przy pojedynczym łyku. Czymkolwiek to było, natychmiast tłumiło oddech poprzez zaciśnięcie krtani każdego, kto nie spodziewał się niczego mocniejszego, lub po prostu zlekceważył trunek. Bez cienia wątpliwości był czymś mocniejszym od alkoholi kategoryzowanych jako te "mocne", zawartość alkoholu na pewno musiała przekraczać połowę. Z czasem, jak opisane wcześniej dwie pierwsze, najbardziej naturalne reakcje organizmu na truciznę powoli ustępowały, w ich miejsce przyszedł zupełnie inny smak - cierpki, wyczuwalny głównie na podniebieniu i tyle języka. Owoce leśne. Aż dziwne, że było je czuć tak mocno, po butelce było widać, że płyn był całkowicie bezbarwny, a jeśli rzeczywiście w użyciu były tu jagody, powinien mieć choć trochę inną barwę. Przynajmniej logika tak podpowiadała. Ponadto, tak szczerze mówiąc, w zapachu nie było czuć ani trochę tego smaku.
- No? - Zemhart nieco uniósł głos, jakby domagał się komentarza. Nie poczekał jednak nawet na niego, od razu znów unosząc swój kubek i gestykulując nim jakoś do wypowiedzi. - Nie wiem co to studnie dusz, ale mówię ja, że to wszystko pokroju tej Raidel to nie są prawdziwe elfy. Może jakieś dupoelfy. A ten babsztyl to już od byle likieru pada bez przytomności, nie potrafi w ogóle docenić smaku. - pokręcił zawiedziony głową. Gdy tylko skończył i znów zawiesił wzrok na swoim kubku, zdaje się, że lekko uśmiechnął się pod brodą, a zaraz znów zaczerpnął dwa łyki z kubka. Odchrząknął, skrzywił się... i pokój wstąpił na jego twarz. Rozluźnienie. Koniec trosk. Chyba nawet zapomniał, co mówił.
Tidus - Czw Sty 31, 2019 2:29 pm
Mostill po przełknięciu siedział sparaliżowany przez chwilę. Musiał oswoić się z falą odczuć - od fali goryczy po ten delikatny posmak owoców leśnych - zanim jego myśli mogły w jakikolwiek sposób się określić. Delikatnie odłożył kubek na stolik i skinął głową.
-No, dobre cholerstwo. Wiesz może, z czego to robią? Bo niby czuć lasem na języku, ale woni nie ma. Ani barwy. Pierwsze coś takiego piję. - Zastanowił się przez moment, czy z którejkolwiek sferze w której był, wliczając rodzinną, napotkał na coś co mogłoby stanowić konkurencję...przynajmniej w oczach tego starego pryka. Ot, by kontynuować posiadówkę gdy butelka się skończy. Ale nic nie przychodziło mu na myśl. W sumie nigdy też szczególnie nie myślał nad walorami smakowymi tego co pił, póki nie było słodkie. Nawet nie wiedział, czym jest ta cała Amarena, ale postanowił nie wyrażać swojej niewiedzy na głos.
-A te, no, studnie dusz to takie dziwactwa z moich rodzinnych stron. Jak ktoś był śmiertelnie raniony to często go znajdowali potem gołego i nie pamiętającego co się dzieje w pobliżu takowej, przynajmniej tak mi mówili. Ale jeśli mnie pytasz, to bujda, bo większość ludzi budziła się nago i bez pamięci pod studnią niedaleko od największej speluny na wyspie. Dorobili do tego romantyczną historię i tyle. - zerknął ku Brii - A w twoich stronach? Na Nordocku przynajmniej wiedzieli, że od śmierci tylko bogowie mogą ocalić i nikt nie kręcił bajek o magicznych studniach, ale nie wiem, czy reszta się tego racjonalizmu trzymała.
Słuchając odpowiedzi wziął głębszy oddech i dopił resztę zawartości kubka. Szykując się na kolejny szok zmysłowy, próbował też wyczuć, czy w goryczy da się wyczuć coś jeszcze.
Rybka - Sob Lut 02, 2019 2:14 am
Ludzka kobieta z domieszką krwi biesów wywróciła oczyma, gdy po raz kolejny usłyszała komentarz “nie pierdol”. Dochodziła powoli do wniosku, iż dyskusje z tym człowiekiem na temat alkoholowych doświadczeń nie mają chyba większego sensu. Nie ma pewnie nawet co liczyć na coś więcej od banalnej pogawędki.
Nie spodziewała się takich doznań po przełknięciu. Drewniak nie lał wody, dosłownie i w przenośni, zachwalając zdobyty trunek. Oczekiwała czegoś pokroju elfiej Zielonej Wróżki, zdecydowanie nie czegoś tak mocnego . Przez własne zlekceważenie potencjału alkoholu, wykrzywiło jej twarz w pierwszym odruchu. Wzięła głębszy oddech, gdy płyn spłynął już po jej gardle. Gorycz po której następował cierpki posmak owoców. Początek podobny rzeczywiście do mocnego, nierozcieńczonego absyntu z prawdziwego zdarzenia, jednak przełamany czymś znacznie ciekawszym. Spodobało jej się takie połączenie. Wzięła jeszcze jeden malutki łyczek chcąc upewnić się w odczuciu smakowym, tym razem będąc już przygotowaną na pierwszą falę.
- Nooo, naprawdę dobre. Mocne też. Wszystko elfie co piłam było przeznaczone dla mizernych elfów, którym od tego chyba wypaliło by gardła, gdyby skosztowali coś takiego. - W myśl tego by nie zadawać zbyt dużo pytań podpitemu na raz, poczekała ze swoim do czasu aż udzielił odpowiedzi Perkozowi. - Od tego z czego to robią, bardziej interesuje mnie, w którym w ogóle świecie to robią? - Uśmiechnęła się zerkając na butelkę, po czym dodała już zdecydowanie ciszej. - Aż zaczyna mnie ciekawić jak smakowałby w formie drinku z dobrym winem musującym, albo z whisky i limonką.
Pytanie młodego mężczyzny szybko wyrwało ją z rozmyślań nad różnymi potencjalnymi mieszankami, do których nadawałby się skosztowany właśnie alkohol. Nie odpowiedziała od razu. Wyraźnie zastanawiała się przez chwilę, być może nad odpowiednim doborem słów.
- Jeśli pytasz o sam Faerun... Większość takich zwykłych mieszkańców może tylko pomarzyć o tym, albo w ogóle tego nawet nie rozważa. Po pierwsze, sam główny komponent to kosztowna sprawa. Po drugie, musi przygotować się na podróż do większego miasta i znaleźć tam wystarczająco potężnego kapłana, który będzie w stanie odprawić rytuał i zebrać do niego wystarczającą ilość mocy. Po trzecie, trzeba się liczyć z tym, że zażąda zapłaty kilkukrotnie wyższej od ceny samego komponentu, albo przynajmniej przysługę. Z tego co się orientuje, dochodzi do tego jeszcze limit dziesięciu dni, bo nie ma co dyskutować nawet o dostępności kapłanów potrafiących odprawić prawdziwe wskrzeszenie. Po czwarte, dochodzą do tego wszelkie dodatkowe komplikacje typu, rytuał się nie powiódł, bogowie nie byli przychylni, dusza zwyczajnie nie chce wrócić i tak dalej. Na deser dochodzi jeszcze po piąte, prawa niektórych miast czy regionów po prostu zabraniają tego. Reasumując - możliwe, ale zdecydowanie nie takie proste. - Upiła jeszcze jeden malutki łyczek w przerwie na zastanowienie się gdzie dalej pokierować rozmową. Szybko jednak wpadło jej do głowy nawet parę pytań. Temat w zasadzie był bardzo ciekawy. - A w twoich stronach jak to wygląda z faktyczną próbą wskrzeszenia kogoś? Domyślam się, że podobnie jak w Zapomnianych Krainach i wielu innych miejscach, to kapłani są pośrednikami z bogami, ale czy tylko oni? Czy są jeszcze inne sposoby? Pomijając oczywiście te całe studnie dusz.
Jedius 9 Baka - Czw Lut 07, 2019 6:44 am
- Noo! Mówiłem przecież! - zawołał Zemhart, natychmiast znów otwierając oczy by się wyszczerzyć. - Jałowiec, maliny i jagody. Znam składniki. Ale więcej sekretu nie da się od nich dowiedzieć. Nie ma mowy! Nawet tego co wiem to mi nie powiedzieli. - mężczyzna nachylił się nieco, by położyć palec wskazujący na butelce. - "Dżin" na to mówią. Jak te duchy, wiecie. Ta dokładnie sztuka to jeden ze składników ich rytuału oczyszczenia. Po mrozach, kiedy jak to mówią, kontaktują się z lasem żeby dowiedzieć się dokąd pouciekały zwierzęta.
Spojrzał na Brię nie zmieniając pozycji.
- Trzysta dwadzieścia osiem. - odpowiedział jej krótko, trochę się chyba krzywiąc. No, na pewno stracił swój rozradowany status. - To jest głupi temat. Bo ja bym ci powiedział: W normalnym. Tam, gdzie zawsze byłem, nie? No to przeca, że normalny. Ale nie, tutaj każdy musi mieć jakąś specjalną nazwę. Ale to nie ma specjalnej nazwy. - wyprostował się. Zrobił krótką przerwę na to, by jeszcze raz unieść kubek i się napić, tym razem wszystko do końca. - Chcesz odwiedzić, to nie ma problemu. W tych korytarzach jest tu przejście, co musisz najpierw na samą górę hubu wejść. Drzwi z tym numerem co powiedziałem. Trzysta dwadzieścia osiem.
Złapał znów za butelkę elfiego trunku. Dolał każdemu po kolejnej połowie nawet nie pytając się o zdanie. W trakcie, kiedy tamci zajęci byli swoim tematem, ten uniósł tylko palec, jakby powstrzymując jeszcze przed piciem. Podszedł do regału i przez chwilę czegoś na nim poszukał, ale po chwili machnął ręką i... poszedł do wyjścia. Po prostu wyszedł. I... no, nie było go już.
Tidus - Pią Lut 08, 2019 12:20 am
-Dżin, co? No to chyba trzeba pomyśleć życzenie przed każdym łykiem, nie? - stwierdził młodzik i zamyślił się przez chwilę. Zdecydował się, że jak ma czegoś życzyć, to życzy sobie spokojnego życia i jak najmniejszej ilości żywych trupów na jego drodze. Wypił, co mu tam Zemhart nalał.
-Znaczy...No, moja matka jest kapłanką i potrafi nawet spisać łaskę Oweodd na papierze, by inni z niej skorzystali, nie? Ale kupczyli się tym, jakby to było bydło, i matka ponoć kiedyś strasznie się na to wkurwiła i teraz rzadko kiedy przelewa dar życia od Oweodd na papier. Poza tym, chyba nie ma innych metod...jeśli nie liczyć zbrodni, jaką jest nekromancja, ale to trochę jak rozbić wazon, złożyć z kawałków nóż i stwierdzić, że się naprawiło. W innych sferach to wszystko wygląda podobnie, tylko boski cud cię ocali. Po prostu w niektórych światach cuda są faktycznie rzadkie. Ale przynajmniej wtedy ludzie naprawdę je szanują, jak już do nich dojdzie. Zresztą. - machnął ręką i upił kolejny łyk, teraz już zapominając o życzeniu. No ale przecież się by nie zmieniło w tak krótkim czasie, więc po co się powtarzać.
Gdy gospodarz tak sobie po prostu wyszedł, Mostill spojrzał za nim i przechylił głowę na bok.
-...Ej, on nas tu tak zostawił, jakby nam ufał, że go nie ogołocimy. Ciekawe, z czym mu tak spieszno...chociaż w tym wieku i z takimi nawykami, pewnie natura wezwała.
Rybka - Pią Lut 08, 2019 9:50 pm
- No oczywiście. - Przyłożyła dłoń do czoła z niemal bezgłośnym pacnieciem. - Jałowcówka. Dżin. - Wymówiła nazwę w poprawny sposób, kładąc mniejszy akcent na literę “n”, aby pokazać różnice w wymowie. - Kiedyś ten alkohol posiadał dłuższą nazwę, która została później skrócona właśnie do Dżinu. Nie pamiętam niestety jak brzmiała. Musiałabym sprawdzić w Sferonecie, albo w jakiejś książce historycznej. No i rzeczywiście Dżin jest przecież idealny do drinków. Za to w połączeniu niewielką ilością wytrawnego Wermutu, czyli aromatyzowanym winem z ziołowo-korzennymi dodatkami, daje Martini. Podaje się je w specjalnym szklanym kieliszku w kształcie stożka z oliwką, bądź skórką z cytryny jako dekoracją.
Briah uniosła brew słysząc oburzoną odpowiedź Zemharta na zadane mu wcześniej pytanie. Potrafiła w pewnym stopniu zrozumieć ciężar i poczucie małego znaczenia w Międzysferzu w chwili, gdy dowiadujesz się, że Twój świat, jedyny który znasz, jest tak naprawdę jednym z wielu i nie jest zbyt istotny na większą skalę. Sama co prawda pochodziła z miejsca gdzie obecność różnych sfer było wiedzą powszechną, a istnienie innych światów, planet, nie było wcale pojęciem aż tak abstrakcyjnym. Niemniej spotkała wiele osób dla których świadomość istnienia innych światów, galaktyk, było przytłaczające, bądź też wywyższali swoją pierwszankę ponad wszystkie inne. Uważała, że takie osoby mają mały, słabo otwarty umysł i są zbyt zadufane w sobie. Co innego oczywiście, gdy mowa o tworach Stwórców, jakkolwiek nieukończone, czy wielokrotnie poprawiane czasem by nie były. Niemniej fakt, że Drewniak nie potrafił przetrawić takiego stanu rzeczy zdecydowanie nie stawiały go w jej oczach w korzystnym świetle. Tym bardziej nie liczyła się z jego odczuciami i wewnętrznymi rozterkami. Zachowała więc swoje myśli tylko dla siebie i skinęła oszczędnie głową z krótkim stwierdzeniem.
- Trzysta dwadzieścia osiem. Zapamiętam.
Powróciła szybko uwagą ku Perkozowi słuchając go z wyraźnym skupieniem.
- Nie powiem bym sama nie skorzystała w przeszłości z podobnie przekazanej łaski. Cholernie kosztowna sprawa i nigdy nie było całkowitej pewności. Co innego teraz oczywiście. - Spojrzała za opuszczającym ich bez słowa wyjaśnienia gospodarzem. - Nie no, pewnie wróci za chwilę. Zresztą zobaczymy. Jak nie to trudno. Posiedzimy jeszcze trochę i zobaczymy. - Przyjrzała się nieco wnikliwiej młodemu półelfowi. Na jej ustach pojawił się lekki uśmieszek. Coś chodziło jej po głowie. - Będę musiała porwać Cię przy sprzyjającej sposobności do siebie.
Jedius 9 Baka - Sob Lut 09, 2019 4:47 pm
Mieliście chwilę na prywatne rozmowy. O studniach, łaskach bogów, powrotach do życia. Jak się okazało, ta chwila trwała. No, trochę trwała. Po jakiś czasie, prócz cichego bulgotania aparatury oraz łagodnych trzasków ogniska, można było usłyszeć kroki. Oczywiście z pierwszym skojarzeniem można było pomyśleć, ze "drewniak" wreszcie wraca, ale szybko stało się jasne, że to nie to. Kroki, po pierwsze, były bardzo równe, miarowe, rytmiczne. Z czasem stały się na tyle głośne, że można było być pewnym, że to wcale nie jedna osoba, a wiele stawiających kroki w idealnym szyku. Marszu. Tym bardziej, że dało się usłyszeć również nawoływania w tym samym tempie - "Lewa! Lewa! Lewa, prawa, lewa!". Cały pochód musiał przechodzić tuż przy ścianie namiotu na lewo od wejścia, a więc pewnie pomiędzy wszystkimi namiotami. A sądząc po czasie jaki to zajęło, musiało tu być z tuzin samych rzędów osób. Tak wyglądały tu patrole? I po co właściwie patrole, skoro dosłownie moment wcześniej mogliście spotkać zupełnie innych "stróżów prawa", które upomniały nieumarłą i jej ogniste sztuczki? Cholera jedna wie.
- Yrdleth?
- Nahin yrdleth... Kahr, zastarmagiirak on kukhuklustarmann, thait nathair zo.
Zanim jeszcze pochód zniknął, pojawiły się jeszcze dwa inne głosy, żeńskie, z zupełnie drugiej strony namiotu - ktoś tam chyba przejechał ręką po płachcie, bo lekko zafalowała. Trochę chore, że komuś chce się spacerować w taką pogodę. Ten język, swoją drogą - to chyba smoczy. Loren na pewno nasłuchał się tego w domu tyle, że mógł się poczuć niedobrze na sam rozdźwięk mimo, że nie kojarzył ani słowa. To po prostu za bardzo brzmi jak Tsun i jej przechwałki.
Iii... chwila chwila chwila. A gdzie tłumaczenie?
Tidus - Sob Lut 09, 2019 9:32 pm
Mostill, będąc w trakcie sączenia kolejnej porcji dżinu, zauważył uśmieszek. Niedobrze, trzeba coś odpowiedzieć a jego myśli były bardziej graficzne niż słowne. Po chwili ogarnął się na tyle, by odstawić kubek na blat, spojrzeć w bok i odchrząknąć, co pozwoliło mu ułożyć jakąś odpowiedź w głowie.
-W sensie, do swojego oryginalnego świata, czy tego w którym mieszkasz teraz? Znaczy, zakładam, że gdzieś mieszkasz, skoro mówisz o zaciągnięciu do siebie, a nie koczujesz w namiotach jak Zemhart. Pewnie w tym całym świecie, gdzie mają te wasze nieprzebijane pancerze, nie?
Gdy na zewnątrz rozległ się dźwięki patrolowania a potem, z drugiej strony, nieprzetłumaczone syczenie w smoczym, Perkoz...no, zdziwił się. Spojrzał ku Brii pytająco i kiwnął ku stronie, z której dobyły się dwa głosy w tym języku. -Zrozumiałaś to? Bo to brzmiało jak moja siostra chwaląca się lekcjami języka.
Gdy tylko uzyskał jakąkolwiek odpowiedź, ciekawskość wzięła górę nad wszelkimi innymi myślami - chwycił kubek, dopił do końca dżin, wstał i poszedł wystawić głowę na zewnątrz przez "wejście" do namiotu którym tu wcześniej weszli.Musiał się przekonać, co to za harmider, i czemu między namiotami w Hubie paraduje jakiś oddział musztrowanych chłopów.
Rybka - Nie Lut 10, 2019 4:26 pm
- Nah. Jakoś mi nie tęskno za Faerunem i Zapomnianymi Krainami. Za duże prawdopodobieństwo by natknąć się na polujące na mnie Githyanki. - Machnęła dłonią. - Oczywiście, że do Huahowa. Przebywam głównie w siedzibie Terinesy, ale mam też swój własny kącik. Z barkiem i małą kolekcją alkoholu. Nie taką jak Zemhart ma tutaj i zdecydowanie nie z tak wielu zakątków Międzysferza, ale i tak jestem z niej zadowolona. No i tak, Narkazier, miasto Teri, jest najbardziej wysuniętym do przodu miejscem pod względem technologii. Reszta jest na niższym poziomie i w większości ma ostrego bzika na punkcie pary. Chyba nie będziesz miał z tym problemu?
Obejrzała się dopiero po chwili słysząc marsz i nawoływania na zewnątrz. Nie miała pojęcia czy obecność czegoś takiego jest tu rzeczą normalną, czy nie. Zdecydowanie jednak zdziwił ją brak tłumaczenia warkotliwego języka. Ki czort? Chociaż nie. Otchłanny i piekielny przecież zna całkiem nieźle.
- Nie zrozumiałam ani słowa. Elfi to zdecydowanie nie jest. Masz na myśli smoczy? Nie wiem co to za dziwne przywileje. - Poszła za przykładem Perkoza i wypiła na raz, z małą przerwą, resztę z uzupełnionego przed wyjściem przez Drewniaka kufla. Trochę się przy tym wykrzywiła, jako że odzwyczaiła się od tak szybkiego picia mocnych trunków, które nie były przerobione na drinki, ale szkoda przecież było zostawić. Podeszła do półelfa i przyciskając się do niego wystawiła głowę z namiotu, pragnąc na własne oczy przekonać się co to za poruszenie. W końcu przez okropną pogodę prawie na nikogo nie natrafili i mało co się tu dzieje.
- W ogóle, nie wiedziałam, że mają tutaj przemarsze wojska, albo szkółek harcerskich, czy co to tam jest. Chyba że to ta cała wycieczka z Balla-coś-tam, o której mówiła Shinitori.
Jedius 9 Baka - Pon Lut 11, 2019 12:37 am
Mimo zastrzeżenia drewniaka by się wstrzymać, dwójka dopiła własne trunki i zdecydowała się wyjrzeć na zewnątrz. Na pewno pierwsze, co było widoczne zanim jeszcze znaleźli źródło niezrozumiałych rozmów, to źródło tupania. Faktycznie, była to jakaś musztra. I aż dziwne, że nie domyślili się tego, że mundur szkolonych będzie im już znany. Cztery kolumny pokojówek, i w istocie z tuzin rzędów, oddalały się właśnie dziarskim krokiem od namiotu Zemharta. Każda z nich zdawała się nieść blisko pionu długi kij na ramieniu. Nawet, jeśli nie było tego aż tak dobrze widać, z całą pewnością nie była to broń palna. Jedna z maszerujących obejrzała się przez ramię w stronę diabelstwa i Mostilla, ale zaraz została zdzielona, całkiem celowo, w żebra łokciem sąsiadki. Bardzo szybko przywróciła ją to do szyku, nie przerywając wcale ciągłości całego pochodu.
Za rogiem namiotu, po prawej od wyjścia, lekko już podpita para mogła znaleźć dwójkę... dzieci, które właśnie wyszły zza owego rogu. I, jeśli widziane cechy nie są cechami diabelskimi, to w istocie - smocze dzieci. Choć ich formy były ludzkie. ...częściowo.
Jedna z postaci miała wyraźnie troszkę ciemniejszą karnację - na tyle, że było to widać nawet jeśli twarz była niemal całkowicie zasłonięta, owinięta grubym, wełnianym szalikiem w bordowo-czarne paski. Zimowa czapka była głęboko naciągnięta na głowę. Czerwony pompon zakołysał się, kiedy głowa zwracała się w waszą stronę. Zapinany na sznurki owijane przez guziki kubrak ledwie wystawał spod kraciastej narzuty, która niczym koc przykrywała postać aż do ziemi, skrywając pod sobą również coś, co wyglądało jak garb. Ale nim nie było, co wyjaśniała swoja aparycją druga postać. Opatulona pokazała na parę swoją rękawicą, która łączyła wszystkie palce poza kciukiem.
- Yrdleth...
Druga osóbka była nieco niższa i znacząco różniąca się ubiorem. Bladziutka, miała na sobie kamizelkę, która wyglądała jak mała chmurka przylepiona do ciała. Albo same kłębki wełny które ktoś jakoś pozlepiał do kupy i nazwał ubraniem. Niżej była zwiewna, niebieska sukienka, spod której prócz dwóch nóg wystawał również... ogon. Troszkę grubawy ogon, dłuższy od towarzyszących kończyn, powolutku wijący się wokół nich. Do tego białe kozaki - i tyle z widocznego ubioru. Nikt normalny nie wyszedłby tak na taką pogodę. Troszkę wystraszona, również spojrzała w kierunku nowych osób parą błękitnych ocząt - u niej, tak samo jak i u koleżanki, widać było, że białka oczu wcale nie były białe, a żółtawe. No, może na bladej cerze i wśród całkiem białych włosów jakoś bardziej się to wyróżniało. Ponadto, u niej widać było parę rogów. Solidne, przytwierdzone po obu stronach głowy, zakręcone niemal w spiralę, prawie jak u barana. Jeśli druga też jakieś miała, to musiały być całkiem zasłonięte przez czapkę. No, i wreszcie ostatni szczegół, który tak naprawdę był najbardziej widoczny - para białych, błoniastych skrzydeł. Nawet złożone, przyciśnięte pionowo do pleców, wydawały się nienaturalnie wielkie. Nie to, żeby skrzydła u ludzkiej postaci w ogóle były naturalne.
- Nahin yrdleth... - odpowiedziała biała, ale dużo mniej pewnie i słabszym głosem, niż poprzednim razem. Zdawała się powoli próbować chować za plecami tej wyższej, która z kolei schowała dopiero co wyciągniętą rękę na powrót pod narzutę, do kieszeni kubraka. Patrząc nieco "spod byka", czerwona przyjrzała się uważnie nieznajomym, po czym nie spuszczając z nich wzroku nieco wychyliła głowę w bok, próbując najpewniej zwrócić się do koleżanki jednym słowem:
- Mostill.
Tidus - Wto Lut 12, 2019 11:14 am
-Nie, skąd, oczywiście że nie mam. Nigdy tam nie byłem, a to wystarczający powód by się zgodzić.
Czyli jednak pochód pokojówek. Dość dziwnie było zobaczyć taki pochód dziewcząt w takich strojach, ale to pewnie nie byłoby nawet w czołowej dziesiątce najdziwniejszych rzeczy w tej sferze. Ciekawe, czy są nowe, skoro muszą tak drylować zamiast po prostu pracować na różnych stanowiskach. No ale priorytet objęła dwójka małych smoków, do których, po usłyszeniu swojego nazwiska, Perkoz zaczął podchodzić.
-No, Mostill. Loren Treasorie Mostill, Perkozem zwany. Ale nie z tych ze skrzydłami, przynajmniej jeszcze nie. Byłbym wdzięczny za mówienie w języku który ma więcej samogłosek. - chłopak pochylił się do przodu, by być głową mniej więcej na poziomie dzieciaków, z dłońmi splecionymi na potylicy. Zdecydowanie nie wziął pod uwagę, że jego oddech pewnie pachniał jak destylarnia. -Co tu robicie? Szukacie kogoś?
Parę lat temu, Mostill pewnie zareagowałby znacznie żywiej na spotkanie małych smoczątek, zwłaszcza w świecie gdzie można spokojnie je o wszystko wypytać, ale podróżowanie przez sfery nieco zgasiło jego zapał do szukania rodziny wzdłuż tej linii. Nie dość, że w wielu światach smoki były powszechne i nie traktowane z należytym im szacunkiem, to jeszcze w niektórych z nich zachowywały się jak pospolite zwierzęta. Te tutaj umiały co prawda mówić, ale nie zamierzał się ekscytować dopóki nie powiedzą czegoś, co zrozumie, i nie będzie to jakąś dziecięcą głupotą. Przez chwilę zastanowił się, od jakiego wieku smoki mogą zacząć pić alkohol i tak dalej. Ta dwójka pewnie była od niego parokrotnie starsza, a i tak wyglądała jak gówniaki, więc co by się stało, gdyby w Dziurze poprosiły o, dajmy na to, piwo?
Rybka - Czw Lut 14, 2019 2:27 am
No oczywiście, że to musiała być musztra pokojówek. Przecież to powinna być jej pierwsza myśl. Z drugiej strony nie zna na tyle Xantesy i zwyczajów tu panujących. Poza paroma najważniejszymi, które zapamiętała z “wykładu” Teri. Zanim jeszcze na dobre wyszli z namiotu, odezwała się do Lorena.
- Pewnie nie byłeś jeszcze w miejscu posiadającym zaawansowaną technologię, nie licząc meczów, co nie? - Nie spodziewając się odpowiedzi, czy może raczej nie czekając na nią, kontynuowała dalej. - Może nawet dzisiaj się uda jak Terinesa wróci i w ogóle zgodzi się. Chyba zgodzi się. - Po czym dodała jeszcze ciszej. - Tak myśle... Mam nadzieję.
Przyjrzała się wnikliwie obu małym smoczym samiczkom w skórach ludzkich dziewczynek z cieniem zainteresowania. Biorąc pod uwagę ubiór i karnację tej białej, na myśl nasuwała jej się od razu myśl, że musi ona być powiązana z zimnem. Wiedza dotycząca różnych rodzajów istot wywodzących się z jej rodzimych stron wciąż miała duży wpływ na to jak postrzegała ich odpowiedniki z innych miejsc. Nieźle się na tym przejechała już w samym Huahowie, jednak ciężko jest oduczyć się niektórych rzeczy. Przypomniało jej się, że w Międzysferzu było przecież miejsce “poświęcone” smokom. A może to była jakiegoś rodzaju grupa bez swojej siedziby?
- A to Wy może jesteście z Długiej-Tevy? Nie, chwila, to jakoś inaczej miało brzmieć. - Zmrużyła oczy i poprawiła okulary na nosie, próbując sobie przypomnieć. Coś przekręcała i wyrażała się w nieodpowiedni sposób. - Jak to było… Loonnteva? Lonteva. O masz. Jesteście z Lontevy? - Pochyliła się opierając dłonie o kolana, pozostając nieco za Mostillem. - W ogóle, jakieś jeszcze języki nie tłumaczy tutaj? Ponoć powinniśmy się wszyscy rozumieć pomimo barier.
|
|