Wiele sfer
Mało gier

Że Gra - Metaworld - Pomiędzy niebem a piekłem.

Cinek - Pią Kwi 04, 2014 9:53 pm

Dałem się zaskoczyć, musiałem to przyznać, ale tym lepiej. Przynajmniej teraz widziałem jak wysoko wisi poprzeczka. Po prostu wystarczy wziąć tylko większy „rozbieg”. Co najdziwniejsze, pasożyt postanowił uraczyć mnie radami. Najwidoczniej tego typu lekkomyślne posunięcia jak to przed chwilą były kluczem do sukcesu, jeśli chodzi o otrzymywanie jej drogocennych wskazówek.
„Nareszcie zaczęłaś gadać z sensem. Mam ją tylko zranić, tak? Masz rację, aby wykorzystać moje umiejętności, potrzebuję jej krwi. Z chęcią skorzystałbym z okazji i poszedł na łatwiznę, raniąc w tym chaosie jednego z moich towarzyszy, ale niech będzie. Potrzebuję zasięgu.”
-Hej, latający gnomie, potrzebuję bardzo długiego łańcucha z czymś naprawdę ostrym na obu końcach. Długie kosy osadzone na metalowych prętach powinny zdać egzamin. – powiedziałem po natychmiastowej ucieczce z zasięgu odliczającej dziewczyny stanowczym i pewnym siebie głosem do magicznego dealera bronią białą i palną, oczekując szybkiego dostarczenia mi wyposażenia, o które „poprosiłem”. Jeśli chochlik będzie marudził, próbuję grzeczniejszej wersji, byleby się pospieszył. Kiedy już otrzymam broń, obwiązuję się dwiema pętlami łańcucha wokół torsu, aby trzymał się ciasno mojego ciała. Chwytam z dwóch stron za ogniwa i zaczynam zataczać kosami okręgi, raz jedną raz drugą, wchodząc łagodnie w szybkie ósemki. Korzystając ze swojej zręczności, skupiam się w stu procentach na wykonywanych czynnościach. Kroki, zamachy, równowaga i siła. Pozwoliłem wyszaleć się mojej wesołej gromadce, nie oczekując zbyt wiele po Florance’u i Hitomi. Jedyne ataki, jakie mogły przynieść tutaj skutek, należały do tego przećpanego energią sierściucha Hiroshiego. Skupiłem się na jego ruchach, szukając zarazem luk w obronie kobiety. Na pewno zmusi ją przynajmniej częściowo do defensywy. Kiedy tylko zobaczę, że dziewczyna skupiona jest na chłopaku w stu procentach, natychmiast rzucam się przed siebie i nie zważając na towarzysza wyprowadzam natychmiastowy atak, ciskając kosą po ostrym łuku przed siebie. Szarpie łańcuchem kiedy tylko znajdzie się tuż przy dwójce, aby zadać błyskawiczne cięcie. Potrzebowałem tylko trochę krwi, to na początek. Nie muszą to być duże rany, wszystko po kolei! Natychmiast po zadaniu cięcia wyprowadzam kolejne, robiąc obrót i ciągnąc na sobą drugi koniec łańcucha z drugą kosą. Krótkim zerknięciem biorę szybką poprawkę na jej unik i uderzam w miejsce, gdzie powinna za ułamek sekundy dolecieć. Kontynuuję ataki, rozkręcając się i uderzając ostrzami coraz szybciej. Potrzebowałem tylko małej rany! To wszystko! Jeśli w jakiś sposób łańcuch owinie się wokół którejś z jej kończyn bądź broni, tym lepiej. Ciągnę z całej siły, aby wytrącić ją z równowagi i dać szansę komuś z pozostałej trójki, aby wykonali robotę za mnie.

Jedius 9 Baka - Śro Lis 25, 2015 6:20 am

====================================================================================
===== Raidel's Turn =====================================================================
====================================================================================
===== [ BGM: u2_黒のリリアナ.ogg ] ===========================================================
====================================================================================

Sporadyczne oklaski, gwizdy, szmery, podszepty i przekazywane sąsiadom komentarze wciąż tworzyły nieciche tło dla spotkania w którym byliście poniekąd przymusowym uczestnikiem. Nigdy niezapytani bowiem o zdanie mogliście szczycić się mianem honorowej posady w wielkiej grze o nic innego jak i wasze własne życia. "Własne", jeśli można było tak nazwać egzystencję której przeszłość była niczym innym jak z góry ustaloną historią, bajką która miała zagwarantować że powstaniecie jako byty które wymyślili na swych przedstawicieli wasi stwórcy, o których wiele razy wspominano, ale ani razu nie dano się wam przecież z nimi spotkać. Czy jednak warto sobie tym zaprzątać głowę, czy też skupić się na tym, by przeć dalej naprzód - zgodnie z tym co dla was przyszykowane czy naprzeciw temu, płynąc z nurtem czy też snując okrężne plany albo robiąc zaglądające daleko w przyszłość inwestycje, to już była wasza decyzja. A to oznaczało, że przynajmniej teraz posiadacie na pewno już pełnię własnej woli. Choć, czy na pewno? Wszystko było kwestią wierzeń i upodobań. Choć ideologie stawały się dużo trudniejszym tematem posiadając wiedzę, z którą byliście już zaznajomieni - jak bowiem wierzyć w bóstwa, jeśli widzicie wszystko to, co dookoła was? A może to sprawia, że jest to nawet łatwiejsze...?

"Poproszę o uwagę!"

Klaśnięcie po dwukroć i wysoki głos brzmiący jak ostre szarpnięcie smyczka po dwóch strunach skrzypiec w samym środku opuszczonej kaplicy zdawał się wyrwać was z transu, czy zamyślenia. Jakbyście obudzili się po latach drzemki. Jak gdybyście otworzyli oczy po raz pierwszy od bardzo długiego czasu, a wasze uszy na nowo mogły usłyszeć po przerwie trwającej zdecydowanie dłużej niż musiało być naprawdę - bo przecież nie zmieniło się wokół chyba nic. Świeżo po serii potyczek którą odbyliście, po rozejściu się w swoje strony zdążyliście się zająć swoimi sprawami tylko chwilę... chyba. Wrażenie upływu czasu było bardzo realne, choć nieuzasadnione żadnymi faktami. Niemniej jednak, elfka skutecznie zwróciła na siebie uwagę. A skoro to zrobiła, na pewno miała zamiar coś przekazać.

- Nim Leiva zestarzeje się i umrze, kontynuujmy wreszcie! - Z rozłożonymi rękoma rozejrzała się od lewej do prawej po trybunach, z czasem skutecznie uciszając publiczność. "ta druga" wciąż stała plecami do niej jak i wcześniej, ale... nic nie mówiła. Z jedną dłonią na twarzy, zgarbiona, wyglądała niemal jakby zastygła w czasie. - Jak widzieliście, nasza przemiła grupka stwórczych lalek wspaniale poradziła sobie ze wszystkimi wyzwaniami które na nich czekały! Co prawda nie mogę powiedzieć, aby bystrość promieniowała od nich blaskiem, ale wszystko z czym nie mogły poradzić sobie ich główki znakomicie nadrabiali ich najsilniejszą stroną, dla której zostali stworzeni - przemocą! - kwestię nastąpił głośny śmiech, który prócz szyderstwa brzmiał również niemal blisko rozpaczy, lub desperacji. Zewsząd wokół odpowiadała jednak jedynie cisza. - Teraz, teraz, powinniśmy co prawda oczekiwać na podsumowanie wszystkich wydarzeń zorganizowane i opisane przez szanowną lożę obserwatorów naszych ukochanych sąsiadów z Vix Castellum... ale KTO BY CHCIAŁ oczekiwać na wyniki od hołoty słynnej z kompetencji nie dorównującej nawet psom którym powierzono budowę wozu!? - Twarz wykrzywiona w grymasie pogardy znów obiegła wzrokiem trybuny, całkowicie najwyraźniej ignorując ledwie słyszalne komentarze które przebiły się przez panujący teraz masowy pomruk gości, takie jak "Hej, to rasistowskie!" oraz późniejsze "Zamknij pysk". - Zmieniam program! Kogo obchodzą żłobkowe kompetycje zagubionych w tym świcie pionków? Skończmy z tym szybciej, byśmy dalej mogli napawać się ich nierównymi krokami prowadzącymi do niechybnych, bolesnych upadków raz za razem! Przeszłość nieudaczników z Kwadreskadry? Gdyby kogokolwiek to obchodziło, być może sprzedaż dodatkowych materiałów z tym związanych wynosiłaby więcej niż trzy sztuki! Omińmy cały ten badzie i przejdźmy do tego, co naprawdę ma sens - Musimy dojść do konsensusu w sprawie naprawdę niegrzecznej dziewczynki która wyznając swoje własne, chore zasady przyczyniła się do usunięcia choć części ścierwa z tej sali! Wprowadzić winną. - brzmienie ostatniego zdania, podczas którego obróciła się w kierunku stołu który od waszego powrotu był całkiem pusty, nie mogło być opisane w żaden inny sposób jak brzmienie czystej nienawiści.
- Sel talak amn. - choć bez zmiany pozy, druga z "prezenterek" wreszcie przemówiła, głosem niczym zza grobu. Obie usunęły się nieco na boki z podestu, by zrobić na nim miejsce. Dość jasne było "po co", gdy po stronie opuszczonego stołu pojawiły się rozświetlone drzwi, które żwawo otworzyły oba swoje skrzydła. Z wnętrza rozświetlonego białym blaskiem na tyle, że nic nie dało się dostrzec, po chwili niczym wynurzywszy się z talii wody, wyszły marszem trzy postaci. Marszem co prawda poruszały się jedynie dwie, zajmujące obie flanki - widziane już chociażby dzisiaj. Para białowłosych podwładnych Shalissy, w błękitnych mundurach, ze skrzydłami równie złotymi co słońce podczas lata i o spojrzeniach surowych jakby wyrzeźbione w skale, równie surowo prowadzili trzecią osobę ku centrum sali mimo jej prób stawiania oporu. Prób, albowiem niczym więcej nie można było tego nazwać - z rękoma skrępowanymi czymś za plecami, czerwoną jak krew opaską przesłaniającą twarz od środka czoła do poniżej nosa oraz wyraźnym wycieńczeniu widocznym choćby poprzez to że nie była w stanie nawet stać o własnych siłach niewiele raczej mogła - ciągnięcie nogami w celu spowolnienia czy sporadyczne wierzgnięcie się w jedną lub drugą stronę nie miały absolutnie żadnego wpływu na czas który potrzebnym był na dotarcie do centrum - dokładniej, do usadowienia w ciemnym, drewnianym fotelu który wynurzył się spod podłogi równie ochoczo co jabłko zanurzone w upłynnionej czekoladzie, na którym mogła wyglądać jak wątpliwej jakości dekoracja w czerwonej, okapturzonej szacie ze skrzyżnie spiętą łańcuchem klatką piersiową na której spoczywała bordowa pieczęć utrzymująca rozwinięty pergamin, długi niemal do ziemi i zapisany drobnym, czarnym rękopisem.


[ ]

Widok był dla grupy nie do pomyślenia. Więcej, sposób traktowania tej, którą uważają nie tylko za przewodniczkę i zbawicielkę, ale i niemal bóstwo, był dla nich herezją. Był czymś, co wymagało natychmiastowej reakcji. Widać było to aż nazbyt wyraźnie po każdej z siedzących lub stojących przy stole. Kareen porzuciła wszelkie myśli prowadzące do zaspokajania swego wiecznego głodu na węglowodany. Włosy jej się zjeżyły, źrenice zwęziły, a kończyny stały tak sztywne że sprawiała wrażenie gotowej do skoku naprzód w każdym momencie. I tak też pewnie było. Każda z tych, które były choć raz nazwane siostrami przez samą oskarżoną w tej sprawie wyraźnie się uniosła, co wyglądało jakby nagle dostały po kilka centymetrów wzrostu. Nie byłoby też przesadą stwierdzenie, że gołym okiem było widać na nich żądzę krwi wymalowaną w postaci szkarłatnej, złowrogiej aury, której obawiało się wiele rezydentów multiversu. Choć żadne słowo nie było między nimi wymienione, bez wątpienia jedyną przeszkodą która sprawiała że jeszcze nie rzuciły się naprzód z żądzą mordu było pojawienie się na drodze, bardzo blisko zajmowanego przez nich stołu, mężczyzny z głową skrytą przydługimi włosami bordowej barwy i niemal równie obłąkanym spojrzeniu lśniących, bursztynowych oczu. Zdobiony pancerz w identycznej kolorystyce jak i zdobieniach jak i te dookoła waszej "areny", a także istnienie na jego plecach szerokich, pierzastych skrzydeł które zdawały się płonąć żywym ogniem wskazywało na to, że jest to ktoś z wyższej półki w tym miejscu, nazwanych kiedyś "Shinitori" jeśli ktoś zwracał na to uwagę, i chyba nawet grupa zdobiona czułkami miała już nieprzyjemność wcześniejszego spotkania z jegomościem. To może być jedyne wytłumaczenie ich teraźniejszej powściągliwości - jedno spojrzenie na twarze wystarczyło przecież całkowicie by wiedzieć, że tylko strach mógł w tej chwili powstrzymywać chęć absolutnej destrukcji.

[ ]

- Nyedobrze. Ale nye mam prawa narzekać. - Rin przekierowała zniesmaczony wzrok na pokojówkę, która sprzątała bałagan sprawiony przez Iokkę i jej byłą filiżankę. Czerwonowłosa z kitką u boku głowy zdawała się podchodzić do swojej pracy z dużym zapasem luzu, całkiem niemal odcięta od całego zamieszania które wokół ma miejsce - co nie znaczy, że wykonywała ją niedokładnie albo bardzo powoli. Bardzo szybko też zauważyła, że jest obserwowana, na co uniosła brwi, grzecznie pytając.
- Tak? Mogę w czymś jeszcze pomóc? - powstała powoli z zebranymi elementami porcelany, na tyle by nie zmuszać rozmówczyni do męczenia swego karku na spojrzenia zarówno w dół, jak i w górę. Wszelkie oznaki uprzejmości wyuczone podczas lat służby najwyraźniej nie miały okazji być docenione w tym momencie, trafiając na niewzruszoną postać kocicy.
- Byłbym nyezmiernye wdzięczna, gdybyś mogła zanyechać swojego podsłuchu.
Po części, twarz dziewczyny zmieniła się tak jakby rzeczywiście została nakryta. Z drugiej strony, wyglądała też trochę raczej na... zmieszaną.
- ...jasne. Jeśli takie jest pani życzenie. - siląc się na słaby uśmiech, zrobiła dwa kroki w tył zanim skłonił się lekko i odwróciła, niosąc stłuczone kawałki naczynia. Po kilkunastu krokach jeszcze dyskretnie obejrzała się przez ramię, tylko by zobaczyć wciąż ją śledzący wzrok rudej Strażniczki Piekieł, niezadowolony i gardzący.
- Choć byłeś jego częścią, nye wydaje mi się byś wiedział wiele o zdarzenyu które prowadzi do... tego. - krótkim ruchem kiwnęła na podest pomiędzy stołami, wskazując go brodą i tym samym dając wreszcie spokój pokojówce. - Nyemnyej jednak ciekawi mnye jakie jest twoje zdanye. Choć wolałabym pytać zanim ten widok ukazałby się przed oczyma... to najwyraźnyej nye udzielono nam dziś tyle wolnego czasu.
Chielai pokiwała tylko głową.

[ ]

- Co! Co co cococo! Jak to już, czemu już? Kapitan nie zdąży wrócić, totalnie! Ale pomieszali! No głupie, nie? O rany, co teraz zrobić... totalnie jak wtedy kiedy musiałam sama coś zrobić z kranem jak woda leciała i nie dało się zakręcić, no raju! Panika! Woda się leje, nikogo do pomocy, a ja nic takiego nie umiem! Krany są głupie, nie? A wiesz, co jeszcze jest głupie? To! - Kassin bardzo ochoczo pokazała na centrum sali, choć było bardzo oczywiste co ma na myśli. Nawet, jeśli wyrzucała z siebie słowa szybciej niż można wciągać proszki nosem. - [i]Czemu to tak robią, czemu to jej robią! Wiem, że zrobiła źle, ale oni sami też teraz robią źle! A może ich też posądzimy, hę? No nie rozumiem normalnie... I wiesz co? Pytać będą. Widziałam program! Będą pytać o zdanie, tak jakby w głosowaniu, i jeszcze potem negocjacje i podjęcie decyzji co się z nią stanie, tak teraz! A nie ma Kapitan, nosz! Mówiłam że jak z kranem, nie? Lubisz wodę? Ja nie lubię jak jest za dużo! Trochę jest w porządku, ale jak jest coś takiego... brr! Właśnie, brr, bo aż zimno, ale teraz to właściwie nie zimno tylko aż mi gorąco, bo jestem ZŁA! wszystko zmieniają! No może nie wszystko bo tylko to chyba ale to to już jest wszystko tu przecież, więc niech nie zmieniają! No ja nie mogę, no nie! I co teraz zrobić? No co? - Spojrzenie pełne zdenerwowania posłała w swoje lewo, rozpaczliwie poszukując odpowiedzi. Ta nie została jej dana w czystej formie... a przynajmniej nie przez najdłużej jej znaną towarzyszkę.
- Raju, raju... chyba musimy same podjąć decyzję. Jesteś najstarsza, będziesz przemawiać! - Niezbyt pokrzepiająco, kupidynka przechyliła głowę w bok, brzmiąc jakby dopiero się obudziła z kilkuletniego snu.
- Ja! No ja! I co, co ja mam powiedzieć? A co jak powiem coś z czym Kapitan się nie zgodzi? Albo jeszcze gorzej jakoś? No co wtedy? Co ja w ogóle mam o tym powiedzieć? Co o tym myślę? Co o tym myślicie? Co się ma stać? Jaka decyzj... aaaaach! Nie wiem, nie wiem, nie wiem! - najwyraźniej najłatwiej było jej się w tym momencie uciec do nadmiernie energicznego mierzwienia własnych włosów, co zdecydowanie nie pomagało w myśleniu.

[ ]

- Za wcześnie, co.
- Mm-hm. - Wpierw ten, który tworem był jakoby z powietrza stworzonym, a następnie ten dla którego kamień był skórą odezwali się ze spokojem jeden po drugim. Obaj, zgodnym ruchem wychylili się bardzo nieznacznie naprzód, aby spojrzeć na oblicze wodnej panny która była tutaj głową "drużyny", przejrzysty podpierając się o blat stołu, zaś kamienny krzyżując swe masywne ramiona z trudem opięte przez sukno garnituru.
- Zdecydowanie za wcześnie. - błękitna twarz okryła się welonem markotności, pochylając nad blatem pokonaną głowę.
- Nie ułożyłaś jeszcze swoich myśli?
- Nie na tyle, by podjąć decyzję. - Pelek niemal natychmiast uzyskał odpowiedź na swoje pytanie. Po ciszy zdecydował się odezwać ponownie, jednak to nie on zabrał pierwszy głos - dlatego ustąpił.
- Posiadam zrozumienia na tyle by wiedzieć, że obie błądziły. Jedna... błądzi dalej. Rozumiem intencje każdej, naszej siostry lepiej nawet niż każdy inny. Walka o własne życie również nie jest mi niczym obcym, ale... Koniec który nastąpił nie był konieczny. metoda nie odpowiada potrzebie. Kara nie cofnie tego, co zostało uczynione, ale jeśli konsekwencja może uchybić przyszłości podobnych zdarzeń... - głos, który się załamał, urwał przemowę, zakańczając ją przed aktualnym końcem. Tashi złożyła odziane w granatowe, jedwabne rękawice dłonie splatając ze sobą palce i całkiem zamilkła, znieruchomiała, ustanawiając blat przed sobą jako centrum skupienia wzroku. To jest, jeśli oczy które posiadała na podobieństwo istoty humanoidalnej rzeczywiście były jej oczyma.
- Nie dręcz umysłu i pozwól zadecydować sercu. Wszyscy tu zgadzamy się z twoim zdaniem, niepewni jedynie skali ujmy mającej prowadzić do nauki... chyba wszyscy. - basowy pomruk brzmiał kojąco - do momentu, w którym nie rozbrzmiały dwa ostatnie słowa, a twarz mówcy nie zwróciła się do jedynego ludzkiego rezydenta zasiadającego aktualnie przy tym stole. Ton nie był oschły, albo pałający niechęcią, jednak nagły zwrot toku konwersacji sugerujący wymóg odpowiedzi zainicjowany przez kogoś podobnej aparycji mógł być nieco... niepokojący.

[ ]

- Złoczyńca! Oprawca! Rekieter! Morderca! Czyż nowe tytuły nie brzmią przesadnie uroczo? Choć przybyła ze świata w którym wszystkie jej czyny nie stanowiły żadnego odstępstwa od szarej codzienności, trafiając do cywilizacji za takie czyny trzeba oczekiwać konsekwencji! No, chyba, że czyny były niesione naiwną nadzieją, że że nikt nikomu nie patrzy na ręce i każdemu wolno posuwać się do wszystkich możliwych zagrywek, włącznie z usunięciem oponenta ze stołka permanentnie, hmm? - elfka zbliżyła się do siedzącej bliżej niż pozwalał na to osobisty komfort, ujmując ją co najmniej niegrzecznie za szyję tuż pod brodą. Ta nie była w stanie się opierać. Wymęczona, albo jakby nie do końca obecna zarzuciła tylko bezsilnie głową w bok, po czym niemal bezwładnie osunęła ją do tyłu, wciąż trzymana przez nieustępliwy chwyt prezenterki. - O jakie czyny chodzi? Bez żadnych wątpliwości nie muszę ich przytaczać nikomu z obecnych i zainteresowanych, jednak skoro wymaga tego ode mnie rząd zasad i czysta uprzejmość, dlaczego miałabym tego nie uczynić! Otóż, moi kochani... - pomogła sobie jeszcze drugą ręką, stając za krzesłem, by nieco unieść przesłoniętą głowę wyżej, niemal jak trofeum do zdjęcia niezbyt czule objęte palcami. - Popełniła zbrodnię, wobec której nie okazywała ni krzty wstydu. Przepełniona dumą lub głupotą, Świadomie oznajmiła, że... zabiła. Z-anihilowała. Zniszczyła. Pozbawiła nie tylko życia, ale i wszelkiego prawa do egzystencji, kradnąc wszelkie pozostałości po istnieniu - być może nikt z nas nie byłby w stanie nawet przypomnieć sobie kim była osoba która wcześniej zasiadała na szóstym miejscu tego kręgu... Lah'ra... gdyby nie oczywiste, poczynione wcześniej przez organizatorów kroki o których zbrodniarka najwyraźniej nie wiedziała! Oczywiście, całym szczęściem, skutki są nieodwracalne. Zmora naprawdę do nas nie powróci! Można powiedzieć, że została nam uczyniona przysługa, więc następującą karę można by załagodzić...
Moja propozycja, natychmiastowa i bezbolesna kara śmierci!
Ale najpierw, jak się na sprawę zapatrują inni, hmm?


Na to, przynajmniej póki co, odpowiadała jej cisza.

Tidus - Śro Lis 25, 2015 3:15 pm

Florance przypatrywał się sytuacji, siorbiąc herbatkę. Starał się zachować kamienną twarz, nawet jeśli widok traktowania kogoś w ten sposób wzmagał w nim obrzydzenie. Zapytany o opinię, dopił herbatę by dać sobie czas na zastanowienie po czym odpowiedział.
-Nie mam prawa głosu w tej sytuacji, więc nie widzę sensu pytania. Oczywiście, bez sprzeciwu poprę Tashi, jestem tu bądź co bądź gościem...Odpowiedzając jednak, muszę przyznać, że jestem rozdarty. - odłożył filiżankę ze spodkiem na stół. -Z jednej strony, wyrok musi zapaść. Jeśli nie zapadnie, to wszystko to jest bezcelowe. Zakaz morderstwa, podjęte środki ostrożności, wszystko okazuje się być picem, bo morderca uchodzi wolno. Racjonalizowanie tego logiką "Co się stało to się nie odstanie" sugeruje jedynie, że cała gra może przerodzić się w rzeź bez konsekwencji. Całe te przedstawienie zresztą ma na celu przestraszenie reszty, na wypadek gdyby zapadło uniewinnienie. Może i ominie cię wyrok, ale sam proces jest bolesny...to chyba chcą teraz ukazać. Z drugiej strony...Z drugiej strony, poddała się własnowolnie. A będąc cynicznym, nie wierzę w nagłe wyrzuty sumienia albo chęć zadośćuczynienia. Co oznacza, że cała ta szopka i ewentualny wyrok zagrywają się pod jej rękę. Nie wiem jak, ale Emonsei z tego co mi wiadomo nie jest osobą, która poniosłaby takie ryzyko bez prawdopodobieństwa jeszcze większej nagrody. A nie wydaje mi się, by śmierć Lah'ry była tą nagrodą. Gra wciąż idzie naprzód.
Westchnął ciężej.
-Rozgadałem się jak mój brat, przepraszam. Koniec końców jednak, gdybym miał tu słowo...dążyłbym do wyroku który nie rani oskarżonej, a wyrzuca ją z gry. Jeśli to w ogóle możliwe.

Cinek - Czw Lis 26, 2015 8:54 pm

Obserwowałem cały ten teatrzyk bez ukrywania niepokoju na mojej twarzy. W przeciągu sekund skojarzyłem wszystkie powiązane z tą sceną wydarzenia, szybko docierając do mojej rozmowy z Shalissą jeszcze przed nastąpieniem walk. Pojawienie się mojego imienia w trakcie całej tej rozprawy było teraz tylko kwestią czasu. Nie miałem pojęcia w jaki sposób mógłbym wyjść bez szwanku z całej tej sytuacji - mogłem chyba tylko liczyć na to, że ze względu na swój status marnego pionka nikt nie będzie mnie o nic winić i uda mi się uniknąć konsekwencji. Jednak nawet bez dokładnego analizowania sytuacji miałem mocne przeczucie, że śmierć Emonsei pozbawi mnie w pewnym sensie dużej przewagi. Musiałem jakoś zadziałać, zaryzykować. Zabrałem głos chwilę po zakończeniu monologu Florance'a.
-Zanim wasz oddział ptasiej policji z Shalissą na czele zakuje całą naszą drużynę w kajdany i wrzuci na dno śmierdzącego lochu, pozwólcie mi na pewną uwagę - powiedziałem, wskakując na stół i wskazując palcem w stronę elfki. Nie rozumiałem czemu Emonsei przyznała się do winy, zarazem przypisując sobie zabicie La'hry, jednak nie miałem zamiaru tak tego zostawić -Przyznanie się do winy w żadnym stopniu nie dowodzi o popełnieniu czynu, nawet tacy ignoranci jak wy są chyba tego świadomi. Czy naprawdę ukaranie kogokolwiek ma jakiś sens w przypadku gdy morderca dalej jest na wolności? Czy wy jesteście jacyś upośledzeni?! Ha-ha, cała wasza gra polega na jednej wielkiej rzezi, a gdy jedno pięterko wyżej ktoś komuś poderżnie gardło to już macie pełne gacie! Chcecie ją zabić, ponieważ się jej boicie - zdajecie sobie sprawę, że nikt inny w tej grze nie ma z nią szans dzięki takim pionkom jak JA! Wiem, że zdążyłem się już wypaplać i ujawnienie prawdy jest nieuniknione, dlatego powiem wprost - Emonsei jest niewinna! Prawdziwą winną jest La'hra, która była zbyt słaba aby przynajmniej wytrwać do końca. To jak zejście na zawał podczas partyjki szachów! Jak ktoś tak żałosny mógł w ogóle uczestniczyć w tej grze?! Czy z Emonsei czy bez niej, tak czy siak pozabijam wszystkie te wasze pionki, więc co powiecie na układ? Jeśli tak bardzo boicie się jej siły, to możecie w zamian za jej wolność upierdolić mi rękę! Co wy na to?! Przynajmniej po części wyrównacie wtedy szanse w tej jednostronnej walce, ha ha ha!

Firanke - Pią Lis 27, 2015 12:15 am

Spoglądając to na jedną prezenterkę, to na drugą, za bardzo nie wiedziałem, co się właśnie dzieje - i o czym mówią. Ktoś tu nawalił? Tak to mniej więcej brzmi. Dlatego też przechodzimy do kolejnej części programu - tu spojrzałem pytająco w kierunku Rin - szybko domyśliłem się o kogo chodzi - kogo brakuje - bo przecież nie chodzi o Sariel. Sama koncepcja tego, że Emonsei mogła kogoś zabić brzmiała nieprzyjemnie prawdopodobnie - pamiętam blady strach, jaki zapadł w moim sercu gdy widziałem jej furię po głupim wystrzale Florance'a - więc o to wtedy chodziło. Wszystko to idealnie pokrywa się z bystrym stwierdzeniem Desmonda o "pomszczeniu Lah'ry". Tak, teraz niestety wszystko układa się we wspólną całość. Choć... jeśli to Emonsei zabiła, to czemu Tashi miałaby się mścić akurat na nim? Coś tu dalej się nie zazębia w tej małej układance. Wobec tego...

Przerwałem myśli, gdy wprowadzono winną. Winną? Nie, tak nie może być. OSKARŻONĄ. Odczekałem kilka chwil, zanim cokolwiek powiedziałem. A powiedzieć wiele nie mogłem, widząc całą sytuację. Nie wiem, skąd wykształciła mi się tolerancja na takie nerwy, ale gdy ekipa "Emonsejek" zaczęła zachowywać się jak szczury laboratoryjne po eksperymentach z psychotropami nawet włos mi się nie zjeżył na głowie.
- Nie. - wzrok od tej sceny odwróciłem dopiero na słowa Rin - Mniej więcej już się domyślam o co chodzi. Nie zmienia to jednak faktu, że bez sądu nie mogą nazywać jej winną. - jak gdyby na przekór mojemu stwierdzeniu elfka zaczęła obrzucać Emonsei kwiecistymi epitetami. Czułem, jak krew się we mnie gotuje. Zabiła? Nie zabiła? Jakkolwiek by nie było, kto dał tej babie prawo tak ją poniżać na oczach wszystkich? Zacisnąłem dłonie w pięści, wziąłem kilka wdechów... rozluźniłem się, uspokoiłem myśli. Moja opinia w tym temacie?
- Nie jestem wielkim fanem prawa, Rin. - zacząłem - I nie wiem, jakie są tutaj procedury w takich sytuacjach, ale to, jak jest w ten chwili traktowana jest po prostu NIESPRAWIEDLIWE. - położyłem silny nacisk na ostatnie słowo - Czy pozwolisz mi interweniować? Wydaje mi się, że... - przełknąłem ślinę, słysząc propozycję tej złośliwej małpy - Jej śmierć w tej chwili zdecydowanie nie jest nam na rękę. Trafimy na pierwsze miejsce - więc będziemy w tej rozgrywce najbardziej łakomym kąskiem i oczywistym celem dla pozostałych. - spojrzałem Rin w oczy, jak gdyby szukając w jej oczach jakiegoś zrozumienia. Czy domyśla się, co chcę zrobić? Zna mnie chyba na wylot, w końcu zna moją duszę, moje prawdziwe imię. Jeżeli nie wyrazi żadnego sprzeciwu, przechodzę do ataku. Uderzyłem otwartą dłonią w blat. Jeżeli to miejsce jest jak sala, którą stworzyła Lika, to mogę tu zmanifestować swoją wolę - a tego tutaj wyjątkowo potrzebuję. Podkręcić swój głos. Chcę mówić głośniej, zupełnie jak ona. Przejąć ten "szoł". Nie ma mowy, by ta babina od siedmiu boleści w ten sposób prowadziła to przedstawienie.
- Zaraz, zaraz! Co ty myślisz, że wyrabiasz? Rzucacie ją tutaj, na pokaz wszystkim i pytacie co z nią zrobić?! W ten sposób skazujecie ją na lincz. Czy Walkirie przystaną na tak NIESPRAWIEDLIWE traktowanie? Zanim będziemy ją nazywać "winną", niech ta wina zostanie jej udowodniona - w publicznej rozprawie sądowej, tu i teraz. Z obrońcą, oskarżycielem, sędzią - tu wskazałem ręką Shalissę, jeśli gdzieś na sali ją znalazłem - Oraz publicznością jako przysięgłymi! W czasie tej rozprawy każdy będzie mógł dokładnie zapoznać się z sytuacją i dopiero wtedy wydać swój osąd. - podczas tej przemowy cały czas spoglądałem na to babsko, ewidentnie rzucając jej wyzwanie - skoro jest taka wygadana, to niech pokaże, że nie boi się takiego obrotu spraw. Taki lincz? Nie na mojej warcie.

Hitomi - Pią Lis 27, 2015 1:00 am

W zasadzie nie interesowały ją walki, a czas spędzony przy aniołach wydawał się… ciekawszy, dlatego nie przejęła się specjalnie, że nie miała okazji pokazać co potrafi. W zasadzie niewiele potrafi, ale mniejsza, przynajmniej nie jest pajacem, który wybrał granatnik i okłamał system. Zdziwiła się jednak słysząc iż teraz odbędzie się proces, a gderająca papużka tuż obok wcale nie pozwalała się zastanowić, choć po całej tej szopce gdyby miała teraz granat, pewnie zatkałaby nim gębę tej pyskatej elfce… zapominając o zawleczce. Parsknęła słysząc jak kupidynka wykłamała się z przemowy i tym samym przymusiła do tego Kassin.
- Spokojnie Kassin, Lika na pewno byłaby za uniewinnieniem, choć pewnie jakąś śmiesznie niską kare by dała żeby nie było, że bez niczego odejdzie z Sali. - Pokręciła głową i westchnęła. – Faktycznie, najlepiej by było gdyby to Lika tutaj była, choć w zasadzie mogę dorzucić swoich parę groszy. Na wstępie, ja nie jestem osobą odpowiedzialną, dziewczyny, więc nie wmanewrujecie mnie w występowanie zamiast Liki. Po drugie, zakładając iż zabiła Lah’rę, to już się stało, z tego co pamiętam dziewiątka wspominała iż Emonsei próbuje uratować swój świat, tak? No to w takim razie, pomysł tej pyskatej prezenterki wywalamy, bo śmierć Emonsei to koniec jej świata. Odrzucamy decyzję Florka, bo to Akaru i się lepiej nie zna, choć Tashi akurat wydaje się rozgarniętą osobą. Po trzecie… zgadzamy się z tym idiotą lub jeśli wolicie gburem, którego egzystencja jest z góry skazana na szybki i brutalny koniec, ale tylko w części. Nie powinno się ukarać Emonsei bo to odbije się na całym jej świecie, ale możemy pośrednio ją ukarać, zgadzając się z postulatem Dresmonda. Osłabimy jej pionka, a co za tym idzie ukarzemy w adekwatny sposób Emonsei. – Uśmiechnęła się złowieszczo do anielic. – Ale z góry uprzedzam, że to moja opinia, a nie Liki, pewnie zresztą by mnie ofukała za takie słowa.
Na słowa jej „ukochanego” teraz kotowatego jedynie parsknęła. To oczywiste, że to lincz, bo gdyby naprawdę chcieli sprawiedliwego wyroku, mają od tego stwórców, którzy zapewne znaleźliby sposób na „z-anihilowanie” Lah’ry. Patrząc na to, że raczej nikt z dziewiątki nie był fanem Emonsei, można by wysunąć wniosek iż większość osób nie lubi lub gorzej, robaczka, a co za tym idzie sama koncepcja „ławy przysięgłych” byłaby błędna, gdyż nie byliby oni obiektywni.

Jedius 9 Baka - Wto Lis 29, 2016 9:44 am

[ Perkoz ]

- Mhmm... Młodzieniec ma dużo racji. Jednakże, czy... - Wypowiedź kamiennego została raz jeszcze przerwana przez wodną kobietę.
- Nie mogę pozwolić na taki koniec. Tak, rozumiem skutki jej czynów. Nikt tu nie odwróci tego co zrobiła, nie dobrowolnie. Mimo okrucieństwa którym się szczyci, Emonsei wciąż jest zagubionym dziecięciem walczącym o przetrwanie. Pamiętajcie proszę, że kara musi być nauką, wskazówką do zmiany, bolesną pamięcią która chronić będzie przed złymi wyborami. Kara nie może być końcem, drastyczną decyzją prowadzącą do ostateczności - myślę, że dobrze pamiętacie, czym się to kończy. - Tashi spojrzała krótko w stronę swoich towarzyszy. - Jeśli nie ma się za plecami nic prócz ściany lub przepaści, przestaje się zważać na zasady, uczucia, a przede wszystkim moralność. Odebranie udziału w tym pojedynku jest dla niej właśnie tą ostatecznością - odebraniem możliwości ratunku dla rozpadających się resztek stronic na których zapisane jest jej życie. To jest wyrok śmierci, bardziej bolesnej niż ta która nadchodzi nagle. To jest zdjęcie wszystkich jej ograniczeń, które trzymają jej ciemną stronę w ryzach, ze strachu przed właśnie tym zdarzeniem. - Kobieta złożyła dłonie na blacie stołu, kierując wzrok przed siebie. - Chcę wysłuchać wpierw opinii innych. Podejmujemy tę decyzję wspólnie. Być może znajdzie się osoba, której pomysł przekaże więcej mądrości niż ja jestem w stanie wyciągnąć ze swoich dotychczasowych doświadczeń.


[ Bakaneko ]

- Rzeczywiście, nie jest na rękę. Całkiem szczerze, nie jest na rękę nikomu po tej stronie sali. - Stwierdziła, unosząc filiżankę. - Ale pamiętaj, że głupotą byłoby nie wykorzystanie tej sytuacji na swoją korzyść. Chyba nawet mam już pomysł.
Zakończeniem wypowiedzi było poruszenie dłonią w sposób przyzwalający na zrobienie tego, o co pytałeś - mogłeś więc odezwać się do elfki wykorzystując to samo magiczne nagłośnienie, którego i ona używała. Zdanie po zdaniu, przepychając się słownie razem z... Desmondem, który również zaczął się wydzierać, przekrzykiwać głośniej, nie chcąc wcale ci ustąpić. Na zewnątrz wciąż przebijał się głos to jednego, to drugiego z was, domagając się większej uwagi w pojedynku siły woli, któremu wkrótce zaczął towarzyszyć akompaniament perwersyjnego, desperackiego śmiechu elfki stojącej w samym centrum.


[ Zrodzony z mroku ]

Choć nie mogłeś powiedzieć, żebyś był przepełniony empatycznym współczuciem wobec postawionej przed tym publicznym sądem, linczem, czy jak sam to nazwałeś teatrzykiem, to dobrze wiedziałeś, że utrata Emonsei w tym momencie była ci zdecydowanie nie na rękę. Jakimkolwiek pasożytem by nie była, mieliście ustanowioną między sobą pewną współpracę, mającą przynosić korzyści dla każdej ze stron. Swoją korzyść znałeś bardzo dobrze - miała dawać ci siłę, której mogłeś zasmakować aż nadto w pojedynku z Lah'rą. Choć wiedziałeś, że tam "na dole" nie potrafisz jej jeszcze porządnie kontrolować, to była to przecież tylko kwestia czasu. Ponadto, te kilka chwil podczas pojedynków które dopiero co odbyliście dała ci cenne doświadczenia, które na pewno będziesz w stanie wykorzystać w połączeniu z mocą żyjącego w tobie robaka - nie mogłeś więc pozwolić, by utracić teraz główne źródło morderczego talentu, który miałeś rozwijać. Przemówiłeś w głos ku tej pojebanej blondynce, nie zwracając większej uwagi na to, że w zdanie wcinał ci się Hiroshi - przewyższałeś go głosem raz za razem, choć i on uzyskiwał przewagę raz za razem. Z jakiegoś powodu wywołało to falę rozbawienia u tej elfiej idiotki, która zaczęła się podczas tego rechotać. Widziałeś, jak podczas tego wszystkiego Shalissa opuszcza swoje miejsce, wolnym krokiem kierując się ku centrum sali.


[ Fochgirl ]

- No, no, no, no, no, no, no, no, no. - Kassin energicznie przytakiwała kolejno na wszystkie zdania, zwłaszcza pod koniec wypowiedzi. - Znaczy, Lika to by pewnie nie chciała żadnych odręczeń na pewno. Kurczę, właściwie to Kapitan by w końcu powiedziała, że ona sama by wzięła karę, tak jak ostatnio... - Kolorowa opuściła głowę, zamilknąwszy, co do niej niepodobne. Przebierając kciukami złączonych dłoni usiadła w końcu porządnie, wciąż jednak będąc spiętą przez tą całą sytuację. Uniosła powoli głowę starając się usłyszeć całościowy sens dwójki przekrzykujących się "pionków stwórców", najwyraźniej w trudzie zastanawiając się co sama ma powiedzieć, kiedy przyjdzie na nią pora.


[ Ewriłan ]


- Chyba raczycie sobie wszyscy żartować. - Potężny głos zabrzmiał w całej sali wkrótce po stanowczych zdaniach obu zdenerwowanych sytuacją gości w wielkiej sali i chwili względnej ciszy przerywanej zduszonym śmiechem prezenterki, tuż przed tym, jak najwyraźniej miała się odezwać. To Tedi'a powstała ze swojego miejsca, nie zainteresowana widać już ani chwili książką w której wcześniej chowała twarz. - To już trzeci pieprzony raz kiedy wszyscy spotykają się w tym miejscu udając, że to wszystko jest jakkolwiek zorganizowane, że ktokolwiek współczuje innej stronie niż swojej, albo, że w ogóle obchodzi was czyiś los. Tam, na jej miejscu siedziała wcześniej Lika. Tam siedziałam wcześniej ja. Nikt z was nie przejawiał nawet cienia wątpliwości na temat tego, jak to się ma skończyć. Hah! Teraz, jako, że wyjątkowo nagle znajduje się wśród nas czwórka zasranych śmieci dostających większe prawa niż na to zasługują nawet nie próbujcie mi powiedzieć, że choćby rozważacie podjęcie innej decyzji niż za dwoma poprzednimi razami. Najlepiej urżnijcie jej tą rękę od razu i pokażcie im bez sztucznych uprzejmości i szopek, jak tu się rozwiązuje wszystkie problemy! - w wypowiedzi pełnej goryczy na pewno starała się zwrócić gestami uwagę nie jeden raz na brak swojej ręki, rzucając spojrzeniami wokół, na całą dziewiątkę poza sobą. Spojrzała również w stronę ostatniego, dziesiątego stolika, który jeszcze niedawno był pusty, przez nikogo niezajęty - okupowała go teraz ta sama kobieta, z którą niedawno przyszło wam się mierzyć w serii pojedynków. Twarz ukryta za obłokiem cieni, ciemnoszara szata, czarne loki i ani śladu po zranieniu Desmondową kosą.
- Pozwolisz, że decyzja zapadnie wraz z moim słowem, jako, że mi została powierzona ta rola. A moją wolą jest usłyszenie zdania każdej ze współuczestniczek, "obserwatorek" jak zostało nam po--
- Ujebać obie ręce i wrzucić do studni. Jak uda jej się wygrzebać o własnych siłach, to może sobie kontynuować swój udział. Oto, kurwa, moje zdanie.
- Dziękuję za twój bogaty wkład. A teraz proszę wszystkich bardzo uprzejmie, by się uciszyli.
- W taki sposób, moi drodzy, rodzi si--
- Ciebie również. - Shalissa huknęła stanowczo, przerywając Raidel wpół zdania. Prezenterka spojrzała na nią z niedowierzaniem, posyłając jej paskudny uśmiech, na który ta w ogóle nie zareagowała. Walkiria okryła się deszczem złotych iskier, które w trakcie jej kroków uformowały się w świetlisty, złoty pancerz nie skąpiący zdobień i symboli, bez wątpienia posiadających jakieś głębsze, nieznane wam niestety, znaczenie. Z ciężkim stukotem zbliżała się coraz bliżej centrum sali, a gdy już tam dotarła, zatrzymała się przed odzianą w czerwień oskarżoną. Złota posłała jedno, krótkie spojrzenie w kierunku stolika Rin - zdaje się, że w stronę Hiroshiego - po czym szybkim i zdecydowanym ruchem odtrąciła elfkę od Emonsei, trafiając ją ciężką rękawicą w twarz, co rozległo się głośnym brzękiem. Trafiona blondynka syknęła po zachwianiu się i wyraźnym trudzie w utrzymaniu równowagi, łapiąc oburącz za obolałą twarz. W mgnieniu oka stało się jasne, że to mon Quam przejęła teraz rządy. Całkowita cisza, która zapanowała na sali potwierdziła to bez zbędnych słów. Szczęk pancerza rozległ się cichym echem po sali, gdy Sędzina rozejrzała się powoli dookoła. Uważnie badała wszystkich siedzących przy swoich stołach bacznym spojrzeniem spod metalowej osłony na czoło. Odetchnęła ciężej, zanim zaczęła mówić, kontynuując wolny obrót.
- Wiem, że się powtórzę, ale nie mogę inaczej rozpocząć drogi do decyzji, którą muszę dzisiaj podjąć. Ponadto, chcę, by wszyscy byli świadomi tego, dlaczego wszystko przebiega tu w taki, a nie inny sposób. Wszyscy, to jest ci, którzy jeszcze tego nie wiedzą, a to właśnie na ich życie ma największy wpływ każda decyzja, która zostaje tutaj podjęta. - Gdy obróciła się na tyle, by zwrócić znów twarzą do "tronu" z odzianą czerwień Emonsei oraz dwójką złotoskrzydłych stojących zaraz obok, wykonała jeden krótki gest dłonią do tych drugich. Jej podwładni natychmiast odstąpili od oskarżonej, cofając się o trzy kroki. Identycznymi ruchami wpierw skłonili się, potem z kolejnym krokiem w tył zniżyli się do klęczek, a następnie do siadu na swoich piętach. Zamarli bez ruchu w tych pozycjach.
- Każda z dziewiątki otrzymała swoją rolę w tym międzysferycznym wydarzeniu zwanym pobłażliwie grą przez stwórców, którzy nie raczą nawet osobiście odwiedzić obserwowanych przez nich podmiotów zmagań. Przyjęcie tej roli było pierwszym i najbardziej znaczącym warunkiem dla udziału w zmaganiach mających prowadzić do uzyskania prawa do Życzenia. Wszystkie jesteśmy bowiem tutaj dlatego, że posiadamy jakiś cel, to jedno życzenie, o którego spełnienie walczymy w tej kompetycji. Życzenie którego realizacja jest dla nas na tyle ważna, że zgadzamy się na wszelkie wyznaczniki które są nam narzucane i pozbywamy się wielu naszych niechęci... albo sięgamy czynów, których dotykać się nie powinniśmy. - Shalissa spojrzała tu przez ramię na Emonsei. Wyraźnie westchnąwszy, choć bez nagłaśniania tego na całą salę, sięgnęła do czerwonego kaptura oskarżonej, zsuwając go z jej głowy. Zaraz potem złapała za przesłaniającą jej oczy przepaskę, w podobny sposób zrywając ją z tej o fioletowej czuprynie, pozwalając jej w końcu rozejrzeć się wokół. Ta szybko wyszukała szeregi podobnych sobie, wśród których znajdowali się Desmond i Kari. Zmęczonym, zmarnowanym i niemal błagającym wzrokiem zmierzyła grupę, kręcąc przecząco głową. Bardzo wyraźnie starała się ich przed czymś powstrzymać.
- Moją rolą jest stanowienie tutaj prawa. Nie otrzymałyśmy żadnych zasad, których miałybyśmy przestrzegać - ta... gra była wielką samowolką, kompletnym chaosem, co na pewno znają i pamiętają uczestniczki pierwszej edycji, która zakończyła się wielkim fiasko. Z zebranych tu, Lika Tessani, Tashi, Tedi'vuphotrezlassa. Tym razem jednak, chcąc zapewnić, że pojedynek o Życzenie będzie przebiegał w ładzie i sprawiedliwie dla każdej ze stron, zgodnie ze swoją rolą ustanowiłam szereg zasad które wszystkie musimy przestrzegać. Niestety, upływający czas i rosnące doświadczenie pokazują, że nie wszystkie sytuacje jestem w stanie przewidzieć. Jedną z tych nieprzewidzianych sytuacji jest ta, dla której zbieramy się teraz w całym gronie i która zmusza mnie do tej przemowy. Śmierć i całkowite Wymazanie jednej z uczestniczek rozgrywki.
W trakcie jej słów, na sali ponownie pojawiła się Lucretia. Zbliżała się marszem do centrum pomieszczenia wychodząc drzwiami zza stoły Shalissateamu, niosąc na rękach coś, co wyglądało jak schowany w pochwie miecz o złoto-błękitnej rękojeści. Starała się iść z podniesioną głową, dziarsko, prosto i dumnie, ale nie potrafiła widać ukryć zdenerwowania. Zatrzymała się kilka kroków przed Shalissą, najpewniej nie chcąc jej przeszkadzać, gdy ta zwraca się do wszystkich wokół.
- Moim zadaniem jest egzekwowanie tych samych zasad które wiążą teraz wszystkie z nas, jak i rozstrzyganie sporów w dyskusjach niejasnych jak i tych, których zasady nie dosięgają - jak ta. Nie mam żadnego obowiązku choćby zwracania uwagi na zdania i opinie pozostałej ósemki - a jednak robię to. Zbieram wszystkich, chcąc usłyszeć szczere wypowiedzi. Chcę wiedzieć, co uważacie za słuszne, jaką decyzję podjęłybyście na moim miejscu i przede wszystkim chcę, by zbudowana na tej wiedzy moja decyzja była wystarczająco sprawiedliwa. Dlatego, czy wam się to podoba, czy nie, przejdziemy teraz wreszcie krok dalej, do części, która ma większe znaczenie niż bezsensowne bablanie, podjudzanie, czy zaskarbianie sobie popularności wśród wszystkich widzów nie mających do roboty nic lepszego jak oglądanie cudzych zmagań. - Zaczynając ostatnie zdanie, złota rzuciła spojrzeniem ku Tedi'i. Podeszła potem do rudej współpracowniczki i odebrała od niej miecz, który ustawiła zaraz przed sobą stając twarzą w stronę oskarżonej. Ułożyła obie dłonie na uchwycie broni, gdy Lucretia powtórzyła to samo, co chwilę wcześniej wykonała dwójka białowłosych walkirii i tak jak oni, również zamarła w bezruchu.

- Chciałabym zacząć, jeśli możnya. - Rozbrzmiał głos Rin. Hiroshi mógł poczuć uścisk jej dłoni na swoim ramieniu, pociągający go w w dół. Chyba nalegała, by ten usiadł.
- Jeszcze nie. - Ucięła kocią Shalissa, nieco podnosząc wzrok. - Muszę wpierw dołączyć małe sprostowanie do sytuacji. Trochę większe nawet, niż "małe".
- Nyech będzie. - Odpowiedziała jej ruda chcąc widać mieć w tym ostatnie zdanie. Dużo ciszej, tak, by tylko Hiroshi to usłyszał, dodała później. - Poczekaj. Wiem, jak to rozwiązać.
Chielai widać też wiedziała, bo mądrze przytaknęła głową.

- Wszystkie znamy następujące informacje - w zachodniej Kolmarii doszło do wyjątkowej sprzeczki o podstawach ideologicznych. Sprzeczka przerodziła się w poważną bójkę, która doprowadziła do ostatecznego zakończenia istnienia jednej ze stron - a przynajmniej takie wyjaśnienie mamy od Emonsei, będącej oskarżoną w tej sprawie. Badania terenu zdają się niejako potwierdzać tę teorię; prócz Lah'ry, na perymetrze były ślady jeszcze dwóch istot które nie znajdują się więcej wśród żywych, nie istniejące całkiem w Eterze. Ich imiona to Servisei oraz Vekliluy. Jedne z tych, których Emonsei, siedząca przed wami, nazywała niejeden raz siostrami. Mogłabym się rzeczywiście skłonić wierzeniu, iż koniec Lah'ry był spowodowany zemstą za wcześniejsze zakończenie przybocznych, lub ukochanych. Ale, był w tym szczegół, który wprawiał w mnie w duże wątpliwości. Dwa, właściwie. Pierwszym był fakt, że Emonsei dwukrotnie zmieniała swoją wersję wydarzeń. A drugi... Tashi?
- ... - Wodna zawahała się, wyraźnie nie spodziewając się wywołania. Wstała z miejsca po chwili, odpowiadając krótko przed ponownym spoczęciem na sofie. - ...Lah'ra nie była do tego zdolna z dala od Kwadrantu.
- Właśnie. Ponadto, przed przybyciem, niestety nie w porę, na miejsce zdarzenia i odnalezieniu tam oskarżonej, zaobserwowałam nieznajomą pulsację energii. Przypominała ona schematem implozję, wyraźnie mającą na celu ukrycie jakiegoś szczegółu, który się tam wcześniej znajdował. Wszelkie próby przyrównań schematu nasycenia niestety zakończyły się niepowodzeniem. Już wiem, dlaczego. Szukałam w złym miejscu. - Złota uniosła głowę i obróciła ją w bok, w stronę stolika "emonsejek". I zdaje się, że patrzała prosto na Desmonda.
- Ktoś bardzo ułatwił mi pracę, za co jestem wdzięczna. Nie próbowałam wcale podejrzewać nikogo z pośród Tierkelin, którzy najbardziej potocznie zwani są tu Pionkami Stwórców. Biorąc pod uwagę ich poziom zaawansowania, przecież nie byliby w stanie dokonać całkowitego wymazania starszej istoty, nie wspominając już wcale o niewielkiej znajomości Arkan. Jednak, jeden z nich Przybył do mnie przed tym spotkaniem z całą pewnością twierdząc, że to on tego dokonał. Natychmiast wysłałam tam Lucretię, by jeszcze raz dokonała analizy resztek śladu po pulsacji. Jej wyniki, jak i obserwacja zmagań na arenie te kilka chwil temu, mogły tylko wyraźnie potwierdzić tę tezę. Prawdziwym, wykonawcą Wymazania nie była wcale Emonsei.
Wraz z dźwiękiem swego imienia, wywołana zaczęła miotać się, próbując chyba coś powiedzieć. Nie była jednak w stanie wydusić z siebie ani słowa. Poruszała tylko bezdźwięcznie ustami.
- Przynajmniej, nie bezpośrednio. Wykonawcą, najprawdopodobniej za jej wolą, był kto inny. Właściwie, dwie osoby. Jedna z Aarnavianek, imieniem Piirmeg. I przede wszystkim ktoś, kto bardzo wygodnie skrywa całą jej obecność za swoim immunitetem... Desmond Drizzle. - Złota skinęła głową na chłopaka. - No chodź, chodź. Możesz podejść.

- Tym bardziej chcę wygłosić swoje zdanye. - Rin powstała ponownie, odzywając się natychmiast. Nie czekała nawet na przyzwolenie, od razu traktując je jako udzielone. - Wydaje mi się, że możnya to rozstrzygnąć w sposób, który będzie zadowalający dla każdej ze stron, jako, że do jego realizacji ma dojść bez znaczenya, co uznasz za słuszny wyrok. - Strażniczka Piekieł rozłożyła ręce. - Nyedawno zostało mi rzuconye wyzwanye. Nye biorę takich rzeczy pobłażliwie ani lekceważąco. Miałam zamiar wcześnyej przedstawić zasady pojedynku, jednak nye było mi to dane. Pozwól mi zrobić to teraz, przed kontynuacją. - Choć wypowiedziała zapytanie, znów wcale nie czekała na zgodę. - Ze względu na różnicę... doświadczenya, dla sprawiedliwości chciałam dać przeciwnikowi trzykrotną szansę. Oznaczałoby to możliwość podjęcia przez nyego kolejnej próby zwycięstwa w razie, gdyby pierwsza lub i druga zakończyła się porażką. Oczywiście posiadałby prawo do wycofanya się ze starcia w każdym momencie jeśli tylko uznałby, że nye widzi dla siebie szans na zwycięstwo. Jeśli odnyósłby nyatomiast porażkę po raz trzeci, dopiero wtedy oznaczałoby to wygraną dla mnye. - Zamilkła na chwilę, wymieniając się spojrzeniami z Shalissą, która najwyraźniej wciąż czekała na jakąś puentę.
- Teraz zaś, po przedstawienyu sytuacji, jeszcze bardziej skłanyam się ku rozwiązanyu, która chciałam przedstawić chwilę temu. Rozwiązanyu, które na pewno dotknye oskarżoną, bez pozbawianya jej jednocześnye ustalonych przez ciebie praw. Powinno też zadowolić jej marionetkę. A mianowicie...

Rin zrobiła niepotrzebnie długą pauzę unosząc dłoń, by wskazać na Desmonda palcem.

- ...Znyeś jego immunitet na czas trwanya tego pojedynku.

Tidus - Wto Lis 29, 2016 4:29 pm

[Proto-Florance]

Cały czas zgodnie z prośbą siedziałem cicho, obserwując zajście. Dla pewności, by nie wzięło mnie na mówienie, cały czas zapychałem sobie usta jakąś przekąską albo większą ilością herbaty. Całość zdarzeń powoli układała się w logiczny ciąg, choć z racji posiadania wszystkich informacji z piątej ręki, pewnie był to wciąż wybrakowany obraz. Mimo wszystko, to wyjaśniało krwawy samobójczy cyrk w wykonaniu Desmonda który odwalał się na arenie wcześniej. No i te dziwne...krwawe coś co parokrotnie spaliło i mnie.
Ale nagły wyskok Rin z ideą pojedynku był tu najciekawszy. Choć gdy minął szok to...było rozsądne. Rin pozbyłaby się największej dzikiej karty z jej planów, kogoś kto zagraża Hiroshiemu. Sama idea dania mu większej ilości sił i trzech prób to pewnie za mało, by stanowił dla niej zagrożenie, inaczej nawet by z tą propozycją nie wyszła. A sam Deswald jest zbyt upartym knypkiem by się poddać, choćby i przy stu szansach. Ugodziłoby to szanse Emonsei, pozbawiając jej pion- Nie, dwóch pionków, jednego robaka i jednego...cokolwiek jest w Desmondzie.
Ale jeśli - JEŚLI kociara się przeliczy i dostanie bęcki, to...wciąż jest dla naszej sytuacji raczej obojętne. Wątpię, by bez pomocy Emonsei miał możliwość wymazać Rin. Więc nie mam co się obawiać nagłego szoku który musiałby przeżyć na dole Hiroshi pozbawiony mocy.

Tak czy siak, dalej siedzę cicho, obserwując całe zajście. Póki co sytuacja wydaje się rozwijać zadowalająco.

Cinek - Śro Lis 30, 2016 12:04 pm

Słuchając całej przemowy Shalissy przygryzłem lekko dolną wargę. Wcześniej nie przeczuwałem, że moje lekkomyślne przyznanie się do zabicia Lah'ry może zakończyć się tak przykrymi konsekwencjami. Jednak nieprzyjemności jakie mnie czekają najwidoczniej nie było końca - zuchwałe wyzwanie na pojedynek jednej z tych wariatek chyba wzięte było na serio i czeka mnie więcej zabawy niż miałbym na to ochotę. Ta cała seria walk na arenie była już wystarczająco wyczerpująca. Nawet jeśli nauczyłem się sporo nowych rzeczy, testowanie ich na Rin tylko pozbawi mnie tylko drogocennych szans na pokonanie jej. I o co chodziło z tym immunitetem? Nie brzmi do dobrze.
Pobudka, pasożycie. O co chodzi z tym immunitetem? Lepiej zacznij gadać bo ta walka dotyczy również ciebie. Jeśli zginę, to ty razem ze mną.
Przekręciłem głowę w stronę Rin i spojrzałem na nią spode łba. Posiadam już doświadczenie w zabijaniu istot z wyższych sfer, jednak dobicie ledwo chodzącej Lah'ry nijak ma się do tej tutaj. Mimo to, nawet jeśli zdawałem sobie sprawę z niewielkich szans, czułem że musi mi się udać. Wystarczy wygrać jeden pojedynek, aby zyskać niesamowitą przewagę w całej tej grze. A jeśli udałoby mi się zabić Rin... pozbycie się reszty pionków tam na dole będzie tylko formalnością. Spojrzałem na Emonsei aby zobaczyć jej reakcję. Na tę chwilę, dopóki nie zostanie powiedziane ostatnie słowo ze strony sądu, wolałem się nic nie odzywać.

Firanke - Śro Lis 30, 2016 9:40 pm

Gdy do wszystkiego wcięła się jeszcze Tedi'a, milczałem. Nie chciałem wdawać się z nią w polemikę - w końcu to ona zrzuciła nam na dół swojego kolegę i poniekąd skazała go w ten sposób na śmierć. Jej kara była w pełni zasłuźona. Zapomina w tym wszystkim o tym, że jej nikt nie chciał skazywać na lincz, a wręcz swoim zachowaniem sama się podkładała. Z drugiej jednak strony czułem pewien metaliczny posmak na języku, takiego... poczucia, że zostało się złapanym na hipokryzji - gdy to my byliśmy pokrzywdzeni, to nie oponowaliśmy przed jej ukaraniem. Tera tyczy się kogoś innego - wołamy. Czy raczej ja wołam. Nie podobało mi się to uczucie. Było irytujące... i wstydliwe. Przynajmniej to nieprzyjemne poczucie się jakby oddaliło, gdy Shalissa uciszyła tamtą krzykaczkę. Muszę przyznać, że takie formowanie pancerza robi wrażenie - ciekawe, czy to jakaś forma Dakunam, w której przywołuje go do siebie? A może formuje go za pomocą swojej woli? A może to w ogóle jest po prostu Ervan? Czy ona mogłaby znać arkana stworzenia? Z drugiej strony, żyje kilkadziesiąt miliardów lat - skoro ja potrafię spontanicznie go używać, czemu ona by nie potrafiła? Gdy ktoś jest taki wiekowy to miał czas, by się nauczyć. Spoglądałem na złotą siląc się na spokój, choć na pewno było widać, że się denerwuję - jak mam się nie denerwować, gdy zaraz ma zapaść taka ważna decyzja? I jeszcze spojrzała na mnie - czyli słuchała. Mogła zignorować, ale posłuchała moich krzyków. Słuchałem więc. Wspomniała o poprzedniej edycji gry - nie pamiętam, ale coś mi się chyba kiedyś obiło o uszy o poprzedniej edycji. Coś... o Tedi'i chyba. I to był też powód jej niechęci wobec innych. To mi przypomina jedną z rzeczy, którą muszę zrobić w przyszłości - dowiedzieć się więcej o tej grze. Jeżeli miała wcześniej miejsce, może być do niej wiele odwołań. Część rzeczy może się powtórzyć. A ci, którzy nie znają historii skazani są na jej powtórzenie. Gdy wspominała o osobach, które były uczestnikami, spojrzałem na Rin - nie wymieniła jej. Ale to nic - jestem pewien, że coś wie. Zdążyłem już zauważyć, że jest z tych, którzy lubią "wiedzieć". Oczywiście, zapewne zgodnie z zasadami nie będzie mogła mi nic powiedzieć - ale to już będzie moje zmartwienie.
Gdy pojawiła się królicza, szybko spojrzałem na nią - idzie z mieczem? Po co? Będzie miał miejsce jakiś pojedynek, czy jakiemuś ceremoniałowi musi stać się zadość? Nie trwało to zapewnie dłużej niż dwie minuty, ale od kiedy Shalissa zaczęła mówić stało się już tyle, powiedziane zostało już tyle nowych, wcześniej nieznanych bądź mało znanych rzeczy, że zdawało się to wszystko trwać wieczność. Wieczność, w której nie mogłem wytrzymać, ustać w miejscu, chciałem coś powiedzieć, zapytać, zrobić - rzucić się - po co? Nie wiem, chyba tylko dla samego faktu. Z każdą chwilą czułem, że nie mogę już dłużej wytrzymać. A zenitu sięgnęło to, gdy miecz trafił w ręce Shalissy. Mówi, że chce podjąć z nami decyzję wspólnie - ale sięga po miecz. A co, jak to podstęp? Nie, zaraz, nie może być podstęp - ona jest od prawa i sprawiedliwości, prawda? Nie zrobiłaby tego! Ale z drugiej strony, jeśli teraz czegoś nie zrobię, może być za późno. Chciałem postąpić krok naprzód, jednak w tym momencie poczułem uścisk na ramieniu. I pociągnięcie. W dół? Tak, chyba w dół. Rin chciała coś powiedzieć - gdy Shalissa jej odmówiła, znów chciałem ruszyć - jednak uścisk nie zniknął, trzymając mnie w bezruchu. Z pewnością nie z powodu siły. Coś w nim po prostu było, co nie pozwoliło mi zrobić niczego pochopnego. Szczególnie, gdy doszły do niego słowa "Wiem, jak to rozwiązać".
Słuchałem więc, co ma do powiedzenia sędzina. Zginęło więcej osób. Więc Lah'ra zabiła jej siostry. Słowa Tashi jednak temu zaprzeczyły. Czyli skoro ona nie mogła ich zabić, to jak zginę-
Nie.
Na pewno nie. Ale... przecież...
W głowie miałem wszystkie te dziwaczne wyczyny Desmonda. Okaleczanie się. To, jak tamta krwawa magini robiła te wszystkie rzeczy za pomocą krwi, a samo obryzganie krwią kogoś innego przenosiło to "coś" na ciebie. Czy jest możliwe... jeśli, jeśli Fariel była w stanie nasycić się naszym nasyceniem, to czy Emonsei postawiona pod ścianą mogła się w ten sam sposób nasycić ich krwią? W ten sposób je poświęcając? Hemosivil to wszak, jak tamte dwie krzyczały, również sztuka poświęcenia. Gdy była o tym mowa, wpatrywałem się w oskarżoną. Czy byłaby do tego zdolna? ... Nawet do tego, jeśli grała o swoje własne istnienie?
Shalissa nie przestawała mówić. Przeszła do jakiś nieznajomych pulsacji energii. Czyli coś było zatuszowane - i... był to Desmond. To by wiele wyjaśniało. Niby takie nic, ale zupełnie zmienia postać rzeczy. W jakiś sposób nawiązał kontakt z Emonsei i razem zaatakowali Lah'rę - lub ona zaatakowała ich. Zaciekła walka zakończyła się unicestwieniem Lah'ry. By chronić swojego nowego pionka, Emonsei dokonała tej całej szopki i ukryła jego udział. Więc - winnym jest on. Ten morderca i szaleniec - ten, który bezmyślnie odebrał Aacvi życie i teraz radośnie wylicza, kogo nie ukatrupi na swojej drodze. Gdy tylko Shalissa go wywołała, poczułem wściekłość. Chęć, by zlać go po jego tępej gębie. Ukarać go za wszystko, czego dokonał. Ale... właśnie. Znowu odezwała się Rin. Byłem wściekły, ale emocje nie wzięły nade mną góry. Wiedziałem, że robiąc to nie zaszkodzę mu, tylko sobie - a jemu to mogę wręcz pomóc. Słuchałem więc teraz swojej opiekunki. Właściwie, to niedowierzałem w to, co słyszałem. Rin będzie chciała się z nim pojedynkować? Czyżby za to też mogła otrzymać punkty? Albo... może chodziło o coś innego. Chyba nawet domyślam się, o co. Cwane - ale ryzykowne.
Wreszcie usiadłem. Spojrzałem tylko na Florance'a - wydaje się to wszystko przyjmować tak spokojnie, jak gdyby go to nie dotyczyło. Nie rozumiem, jak on tak potrafi. Pokręciłem tylko głową, znajdując sobie inne, bardzo ważne zajęcie - poszukałem serwetki i znalazłem wzrokiem jakąś meido - jak taką znajdę, gestem ręki przywołuję ją do siebie i proszę o jakiś ołówek i długopis. Nie posiadam dobrych zdolności manualnych, ale mój brat ma doskonały wzrok. Co za tym idzie, w razie czego mnie poprawi.
Zacząłem szkicować jak najdokładniej symbole na pancerzu Shalissy. Każda informacja w tym świecie jest na wagę złota. Dlaczego nikt inny zdaje się tego nie rozumieć?

Hitomi - Czw Gru 01, 2016 12:16 am

Patrząc na Kassin, Hitomi pokiwała spokojnie głową.
- Pewnie masz rację i właśnie dlatego cieszę się, że jej tu nie ma.
Widok Kassin, która nic nie mówi i wygląda na przygaszoną wydawał się czarnowłosej niewłaściwy, więc trącnęła ją łokciem w ramie.
- Dobra, już dobra, nie rób takiej miny bo do ciebie nie pasuje, jak chcesz to powiem za ciebie, ale ty bierzesz za moje słowa odpowiedzialność.
Ponownie uśmiechnęła się do niewysokiej papugi. Nie był to złośliwy uśmiech, tylko szeroki, udawanie radosny, czyli taki jaki pasował do starszej Umeki. Wbrew rozsądkowi przyklasnęła na słowa Tedii bo była w tym pewna sprawiedliwość, a poza tym, ktoś z dziewiątki nie miałby specjalnych problemów z wydostaniem się ze studni bez użycia rąk. Poza tym słowa smoczej dziewczyny wywołały rozbawienie w Pionku.
- Ta to przynajmniej nie owija w bawełnę, co?
Oczywiście mówi to półszepeem do koleżanki bo nie jest pewna jak dobry mają słuch pozostałe osoby na sali. Wywód Sialaly był dość dramatyczny i wywoływał zastanowienie na temat zajść, a także tego jak to się stało, że złota została służbą porządkową, sędzią, ławą przysięgłych i katem tego całego zgromadzenia. Niemniej ciekawe były informacje na temat pierwszej gry. Ciekawe czy było więcej osób, czy może tylko tyle ile wymieniła Shalissa. Westchnęła kiedy okazało się, że to ten idiota zabił Lah’rę.
- Wiecie co jest smutne? Nawet mnie to nie dziwi. Ten człowiek nie jest tą samą osobą, która wychowywała się z nami w krypcie.
Nie rozumiała natomiast motywacji Rin, choć domyślała się, że ma jakiś pomysł. Nie wydawało się logicznym by ktoś tak przebiegły jak Rin był w stanie aż tak ryzykować, więc raczej nie ma co się specjalnie martwić tym pojedynkiem.
Jeśli anielice zdecydują żeby to ona je reprezentowała to odzywa się do najstarszej stopniem.
- No dobra, to skoro ja mam to powiedzieć to musisz powiedzieć, że to ja zabieram głos zamiast was, dobra? Bo trzeba się dostosować do teraz już oficjalnego tonu tego spotkania.
Jeśli nie zaoponują i zostanie zapowiedziana w dalszej części spotkania, to wstaje i mówi stanowczo, a przynajmniej stanowczo jak na nią, osobę która zwykle nie jest w centrum tak dużej uwagi… przynajmniej świadomie.
- Zostałam wybrana na zabranie głosu zamiast Pani Kapitan Liki. Kapitan zapewne prosiłaby o całkowite uniewinnienie, ale jako, że mamy doczynienia z człowiekiem… istotą, która jak to się wyraziła planuje wszystkich pozabijać, to w całej szerokości swojego niewielkiego autorytetu popieram opcję ukarania Desmonda Drizzla. Do tej pozostawał bezkarny za zabicię Aacvi w naszym świecie, a także tutaj przez zabicie jednej z dziewiątki, Lah’ry. Jak powiedziałaby Kapitan, nie chcemy jednak by kara była zbyt surowa, więc popieram wniosek pani Rin o pojedynku lub… – Tu się uśmiechnęła ewidentnie złośliwie – pomysł pani Tedi’vuphotrezlassy na temat studni. Wydaje się intrygujący.
Po tych słowach czarnowłosa siada na swoim miejscu zapewne by napotkać co najmniej nadąsane miny anielic. Wtedy uśmiecha się do nich zdecydowanie przyjaźniej niż chwilę temu mówiąc.
- No ej, na swoją obronę powiem, że przynajmniej się starałam trzymać język na wodzy
Jeśli natomiast anielice postanowią same się odezwać, zwyczajnie się nie wtrąca i siedzi na tyłku czekając na rozwój wypadków.

Jedius 9 Baka - Sob Lip 14, 2018 2:45 am



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group