|
Wiele sfer Mało gier |
|
Że Gra - Rozdział 0 - Zapomniany
Jedius 9 Baka - Pią Lip 13, 2012 4:52 pm
Szok i niedowierzanie. Wykorzystała cię bezczelnie i wcale ci się to nie podobało. Nie zamierzałeś też tego puścić płazem. Miałeś wciąż w rękawie asa, który mógł wiele zmienić w tej sytuacji. Jak wiele, tego jeszcze nie wiedziałeś. Ale miałeś dowiedzieć się, gdy tylko go wezwiesz. Gdy tylko wypowiesz te dwa słowa...
Dźwignąłeś się w górę, by móc spojrzeć nienawistnie w jej oczy. Spotkałeś się z jej obłąkanym wzrokiem, gdy ta wciąż się zbliżała...
Łańcuchy pękły pod twoim naporem. Widać było, że tego się nie spodziewała. Gdy wykrzyczałeś dwójkę słów, rozległ się potężny grzmot. Wstrząsnęło całym podłożem, aż piasek wzbił się w powietrze. Nieznanym odruchem twa prawa dłoń powędrowała naprzód. Gigantyczna eksplozja białego światła która temu towarzyszyła, przesłoniła ci całkowicie widok na przeciwnika. Niepewność... nagle się rozjaśniła. Wątpliwości odeszły w cień, gdy twoja dłoń zacisnęła się na świetlistej rękojeści.
Kester Nillis, Potęga Grzmotu. Twój jedyny przyjaciel, który nie odpuści twojej strony. Widniał przed tobą, w całej swej okazałości. Był... wielki. Dwukrotnie wyższy od ciebie samego. Szerokie ostrze drżało w niecierpliwości. Mocarne wyładowania skakały po klindze, gotowe zniszczyć wszystko, z czym tylko się zetkną. On... próbował coś ci przekazać. Powiedzieć ci, na jak wiele go stać.
Mai. Uniwersalne słowo, które mogło wyzwolić jego energię przy każdym zadanym ciosie. Jego użycie podczas trafienia potrafiło wyrządzić zniszczenie większe, niż wielu jest w stanie przetrwać. Wiedziałeś jednak, że jest ono wyczerpujące. Twój przyjaciel mógł korzystać jedynie z twej własnej energii podczas walki. Musiałeś używać jej z umiarem.
Feylses. Jego rozmiary mogły wzrosnąć jeszcze bardziej za twoją wolą. Choć efekt ten krótkotrwały, na pewno mógł przeważyć gdy dobrze użyty. Sięgające nieba ostrze mogło dosięgnąć każdego, jak bardzo nie próbowałby przed nim uciec.
Diis. By i przed tobą nie było ucieczki. Mogłeś zamienić się z nim miejscami. Mogłeś stanąć w miejscu, gdzie uderza czubek jego ostrza. Zaskoczenie przeciwnika zawsze jest tym, co daje w walce przewagę.
I, na końcu... Laekustar. "Pod żadnym pozorem tego nie używaj, jeśli twe życie nie jest bezpośrednio zagrożone". Było to uwolnienie jego prawdziwej mocy. Absolutne zniszczenie wszystkiego, co tylko znajdzie się w zasięgu rażenia, które samo z siebie było ogromne. Przerażająca siła zamieniająca w pył całe światy. A mogła być wzmocniona jeszcze innymi słowami...
Yvrettegalzan. Widziałeś swą przeciwniczkę leżącą na ziemi. Od miejsca na brzuchu, przez lewą pierś oraz lewą cześć twarzy widziałeś ślad który został na niej po samym przywołaniu Potęgi Grzmotów. Jakby jej ciało będące skorupą zostało skruszone, potłuczone, wiele drobnych odłamków wciąż unosiło się w powietrzu. Lewy róg był odłamany w połowie. Jej spojrzenie nie miało już swojej pewności siebie. Była przerażona. A jednak... świetliste szpony wciąż otaczały jej dłonie. Całkowicie wolny, widziałeś, jak usiłuje podnieść się na nogi. Nie wiedziałeś, czy zamierza atakować, czy też próbować ucieczki - na pewno jednak byłeś w sytuacji która dawała ci możliwość przejęcia inicjatywy. Ostrze trzymetrowego miecza wskazywało ją swoją końcówką, żądne rozbić jej ciało w pył. A do tego, by mogło się z nią zetknąć nie brakowało więcej, jak dwa kroki...
Vaynard - Pią Lip 13, 2012 6:57 pm
Kester Nillis, zarówno przyjaciel jak i potężna broń. Jest wspaniały. Kocica się postarała. Ale szkoda czasu, jeszcze będę miał czas by go podziwiać. Chwyciłem rękojeść pewnie, miałem szansę na inicjatywę i nie mam zamiaru jej zaprzepaścić. Darować jej życie? Nie ma szans, nie po zdradzie. Do tego nie mogę zlekceważyć Potęgi Grzmotu, chce ją zniszczyć, tak samo jak ja. Do dzieła.
Nie zwlekając ani sekundy zacisnąłem obie ręce na rękojeści i ruszyłem naprzód. Nie należę do najzwinniejszych, acz jest w szoku, przy ruchu wyprowadzam już szerokie cięcie w poprzek jej brzucha, sięgnę, muszę sięgnąć, gdyby miała się uchylić nie wacham się wykrzyczeć Feylses, jednak nie korzystam z tego bez potrzeby. Koncentruje się na ocenianiu dystansu klingi, nie zapominając że się podnosi. Także zwracam uwagę na szpony, nie chcę przypadkiem znaleźć się w ich zasięgu. Jeśli trafię cięciem a okaże się ono za słabe, w co za bardzo nie wierzę, ponawiam wymach nawracając ostrzem tym razem wykrzykując Mai.
Jedius 9 Baka - Wto Lip 17, 2012 12:01 pm
Nie miałeś żadnych wątpliwości co do tego, co zrobisz dalej. Nie miałeś najmniejszego zamiaru darować życia komuś, kto bezczelnie cię zdradził, obracając przeciw tobie. Postąpiłeś trzy zdecydowane kroki naprzód, szykując się do ciosu. Już sam zamach bronią wywołał silną wichurę. Nie było potrzeby na dodatkowe słowo, była w zasięgu. Rozpocząłeś szerokie cięcie. Białowłosa próbowała wstać, odwróciła się, próbując uciekać... nadaremno. Biała smuga, którą zostawiało za sobą ostrze przeszyła ją w pół. Białe płomienie wystrzeliły z jej ciała, gdy upadała po raz kolejny. Siła grzmotu pozbawiła ją bioder. Jej nogi chwilę jeszcze wiły się po piasku, nim same przybrały formę bezkształtnego płomienia. Zakończyłeś cięcie po prawej stronie widząc, jak ta wciąż usiłuje uciec, czołgając się po ziemi z użyciem jedynie rąk, jedynych kończyn które jej się ostały. Biały ślad ognia znaczył jej drogę. Uparta jest. Ale to nie wszystko, na co cię stać. Czy raczej... was stać.
Rozpędziłeś ostrze w drogę powrotną. Wykrzyknąłeś słowo, które po wielokroć zwiększyło siłę, z którą za chwilę będzie miała do czynienia zdrajczyni. Ta oglądnąwszy się zauważyła, z czym ma do czynienia. Prawa ręka, na której wciąż było widać biały szpon uniosła się w górę. Widziałeś, jak nie tylko twój cios, ale i cały świat wokół zaczął zwalniać, i zwalniać, i zwalniać...
Ale... czy to jej tak naprawdę pomogło? Użyła tego zbyt późno, by uchronić się przed ciosem. Rozpaczliwie próbując zasłonić się przez vliżającą wolno acz nieubłaganie klingą skierowała naprzeciw niej swe pazury. Naprawdę liczy na to, że nawet wspomagając się kontrolą czasu uda jej się ją zatrzymać? Dobrze wiedziałeś, że nie ma na to szans. Ona tego nie wiedziała aż do ostatniej chwili. Chwili, w której doszło do zetknięcia się obu broni.
Rozległ się kolejny grzmot, niczym eksplozja. Czas gwałtownie powrócił do normalnego upływu w rozbłysku jasnego światła. Fontanna jaskrawych iskier wystrzeliła w powietrze. Impet ataku był tak wielki, że niemal cała platforma skalna w moment opróżniła się z piasku, odsłaniając nagi kamień gruntowy. Wszędzie poza miejscem, w którym ty sam stałeś.
Jej ciała nie było już w miejscu, w którym było chwilę temu. Yvrettegalzan znajdowała się na samej krawędzi platformy, pozbawiona nie tylko ręki, prawego rogu i części twarzy, ale też połowy korpusu. Nie było też śladu po żadnym z jej szponów. W czasie gdy zatrzymywałeś miecz po potężnym zamachu, ta podjęła ostatnią z możliwych dla siebie prób ucieczki. Lewa dłoń zacisnęła się na krawędzi skały, pociągnęła resztę ciała za sobą...
Spadła. Widziałeś, jak znikła w przepaść kilkanaście metrów przed tobą. Został po niej tylko długi, wyraźny ślad białego ognia. Ognia, który był jej energią życiową. Czymś, czym ty mogłeś się pożywić. Zadałeś zaledwie dwa ciosy, a już czułeś się nimi wyczerpany. Kester Nillis bez wątpienia posiadał przerażającą siłę, ale jego użycie nie było pozbawione wyrzeczeń.
Pojawiło się pytanie, czy powinieneś za nią podążyć? Na dobrą sprawę jej żywot jest już skończony. Otchłań u dołu najpewniej nie ma końca, acz nawet jeśli trafiłaby gdzieś u dołu na jakiś grunt i w ogóle przeżyła upadek, to... jak miałoby jej to pomóc? Życie i tak ulatnia się z niej w błyskawicznym tempie. A w stanie w jakim się znajduje, na pewno nie znajdzie dla siebie pożywienia. Jest skończona. Niedosyt tylko sprawiała myśl, że nie możesz zadać ostatecznego ciosu. Gdyby tylko nie zdążyła ze swoją ostatnią próbą...
Decyzję należało podjąć szybko; Potęga Grzmotu wciąż żywił się twą energią życiową, co było bardzo niekorzystne jeśli nie walczyłeś. Jeśli nie zamierzałeś gonić przegranej, wiedziałeś, że należy jedynie puścić rękojeść by broń straciła swą formę, wracając do gotowości bycia przywołanym kolejny raz. Tutaj, broń nie może istnieć bez swojego właściciela. I nigdy nie zwróci się przeciw niemu.
Vaynard - Sob Lip 21, 2012 12:39 pm
To już koniec, po niej. Wypuściłem rękojeść z dłoni. Byłem zadowolony, pomimo lekkiego niedosytu, że nie mogłem zadać kończącego walkę ciosu. Jednak zmęczenie też dało o sobie znak. Potężna broń, jednakże pochłania duże ilości mojej energii oraz fakt nadużywania mocy słowa była odczuwalna. Może gdybym nie korzystał tyle razy tego ciosu mniej bym odczuł pomoc mojego przyjaciela. Jednak teraz pora się posilić. Rozejrzałem się po wszystkich miejscach gdzie unosiła się energia. Miejsce gdzie spadła i ślad po upadku, miejsca w których ciąłem po nogi które zmieniły się w bezkształtny płomień. Zacząłem konsumpcje od miejsca w którym była ostatnio. Nie byłem pewien jak się posilić, podjąłem próbę instynktowną, próbowałem poprostu wchłonąć jak najwięcej z tego miejsca, potem z pozostałych.
Nie warto mi jej gonić, trzeba się zastanowić co dalej. Po posileniu, o ile mi się to udało staram się określić czy jestem syty. Może prócz odzyskania sił nabiore jej jeszcze więcej? Chcę się o tym przekonać. Może dowiem się czegoś, może pojmę więcej zasad tego świata.
Następnie koncentruje się jak w przypadku, gdy chciałem wyczuć zbliżającego się chłopaka. Nie wiem czy po tym małym pokazie ktoś się mną nie zainteresował, to właśnie bym chciał sprawdzić.
Jedius 9 Baka - Sob Lip 28, 2012 6:48 pm
Kolejne zwycięstwo. Gdy puściłeś rękojeść, miecz powoli rozwiał się w powietrzu, ostatnie wyładowania trzasnęły na jego ostrzu. Czas walki dobiegł końca - nadszedł czas na to, by uzupełnić straty energii. Zbliżyłeś się do pierwszego miejsca, w którym zamierzałeś rozpocząć konsumpcję - instynkt rzeczywiście podpowiedział ci, jak to zrobić. I nie było to wcale trudne. Wystarczyło ci wyciągnąć rękę przed siebie, bez słów zaprosić tę energię do siebie - energia egzystencji z chęcią powędrowała ku nowemu ciału. Jasne płomienie otoczyły twoją dłoń, wędrując jakby... pod rękaw. To było miłe uczucie. Cholernie przyjemne. Wręcz uzależniające. Czuć ponowny przypływ sił, nasycenie, wypełnienie. Natychmiast przeszedłeś do kolejnych skupisk, by i nimi się pożywić. Być może nie wystarczyło ich być osiągnął ten sam poziom jak przed obiema walkami, ale na pewno uzupełniłeś swe siły w znacznym stopniu. Cóż, jeśli pamiętasz dobrze... na nieco niższej platformie było kilka dusz bez świadomości. Jeśli naprawdę zależało ci na zwiększeniu swego nasycenia, być może pożywienie się i nimi nie było złym rozwiązaniem.
W każdym razie, skupiłeś się teraz bardziej na otoczeniu. Usiłowałeś wyczuć jakąś obecność, tak jak to zrobiłeś wcześniej... cóż, mogłeś coś wyczuć. To było bardzo, bardzo daleko. Wątpliwe jednak, by było to tobą zainteresowane. Gdy spojrzałeś w tym kierunku, gdzieś w oddali mogłeś dostrzec fioletową łunę na czerni tego, co można nazwać niebem. Może bardziej, eterem. Problem w tym, że nie widziałeś możliwości dojścia jakkolwiek w tym kierunku. Ze trzydzieści metrów przed tobą znajdowała się inna platforma, ale nie było do niej żadnej drogi. Po twojej prawej był łańcuch, którym tu wszedłeś... idąc po nim doszedłbyś do platformy na której rozpocząłeś swoją wędrówkę, a może i nawet gdzieś dalej. Tym samym łańcuchem mogłeś iść też w lewo, pod górę, ale dokąd on mógł prowadzić... to było zdecydowanie poza twoimi możliwościami wzrokowymi. No cóż... trzeba było podjąć jakąś decyzję.
Vaynard - Pią Sie 31, 2012 7:28 pm
Wspaniałe uczucie, to pewnie to o czym mówiła kocica. Póki co nie mam zamiaru nasycać się tymi nieświadomymi, podejrzewam, że to paskudne uczucie. Póki nie mam takiej potrzeby to nie będę tego robił. Co by tu zrobić, a raczej w którą stronę by się udać. Pomyślmy. Tam odpada, tam nie, hm, hm, może łańcuchem, tyle, że nie tam skąd przyszedłem, na lewo, nie widzę co tam jest, a siedząc tu w jednym miejscu wiele nie osiągnę. Powoli wszedłem na łańcuch po drodze do niego rozglądając się czy wchłonąłem wszystko po mojej rywalce, jeśli tak ruszam ostrożnie łańcuchem, nie chcę spaść przez pomyłkę i ruszam nim w lewo, powoli i bez pośpiechu. Zachowuję przy tym czujność, nie chcę się dać nikomu zaskoczyć. Mam potężną broń, ale cholernie kosztowną, trzeba z niej korzystać z rozwagą, nie tracić niepotrzebnie sił, każdy błąd może wiele kosztować, teraz miałem poprostu nieco szczęścia.
Jedius 9 Baka - Wto Wrz 04, 2012 8:59 pm
Namyślanie się nie zajęło ci wiele czasu. Zdecydowałeś, że udasz się w tę stronę, która prowadzi pod górę. Przy okazji mogłeś rozejrzeć się, czy pochłonąłeś całą energię pozostawioną przez pożeracza snów - zgadza się, nie zostawiłeś nawet śladu. Choć nie czułeś się całkowicie syty, na pewno twoje samopoczucie było dużo lepsze od tego tuż po użyciu Kester Nillis... no cóż. Kto wie co spotkasz przed sobą i w jaki sposób to może owo samopoczucie zmienić. W drogę.
Gigantyczny łańcuch był niesamowicie sztywny. Nie uginał się nawet pod tobą kiedy przeskakiwałeś z ogniwa na ogniwo. Z każdym kolejnym krokiem podróż szła ci coraz sprawniej, szybko przyzwyczaiłeś się do takiego rodzaju podłoża, łatwo było ci utrzymać balans. Nawet kiedy spoglądałeś od czasu do czasu w dół, ku bezdennej czeluści. Cokolwiek mogło się tam kryć...
Kto wie, ile czasu minęło - na pewno sporo. Bardzo długo nie widziałeś nic prócz obu końców łańcucha niknących w ciemności za i przed tobą. Ale w końcu zaczęło to się zmieniać. Otoczenie rozjaśniało się z każdym krokiem - jak gdyby spowijała cię srebrzysta mgła. Choć tak naprawdę nie przesłaniała specjalnie widoku.
Zacząłeś też słyszeć coś dziwnego w oddali. Jakiś... szczęk. Metaliczny szczęk. Odgłosy pracy jakiegoś wielkiego mechanizmu. I nie minęło nawet wiele czasu zanim zobaczyłeś coś takiego.
Nie przecinało to twojej drogi. Było kawał pod łańcuchem po którym podróżowałeś. Gigantyczne, mosiężne koła zębate obracały się powoli, poruszając innymi, mniejszymi lub nawet jeszcze większymi. Tak naprawdę nie widziałeś nawet całości - nie miałeś najmniejszego pojęcia czemu miałoby to... coś służyć. Może gdybyś tam zeskoczył i trochę pochodził to byś to odkrył, a może nawet znalazłbyś kogoś jeszcze? Patrząc z góry mogłeś stwierdzić, że ten mechanizm ciągnął się daleko w praktycznie każdą stronę, więc w teorii może mógłbyś tamtędy dotrzeć do tego źródła osobowości, które wyczułeś wcześniej. Teraz, stąd... nikogo wyczuć nie mogłeś.
Cóż, mogłeś też dalej iść łańcuchem, ale jako, że ten wciąż się wznosił, jego wysokość nad dziwnym mechanizmem mogła w końcu okazać się zbyt duża być mógł zeskoczyć na dół. Zdecydować musiałeś raczej teraz.
Vaynard - Nie Paź 21, 2012 2:52 pm
Ogromny i imponujący mechanizm. Zatrzymałem się w swojej wędrówce po łańcuchu by przyjrzeć się temu co odkryłem, tyle, że niewiele stąd widać, prócz tego, że to coś ciągnie się w każdą stronę. Nikogo nie wyczuwam, więc tam niżej nie powinno być zbyt niebezpiecznie. Skoczyłem ostrożnie w dół, na pierwszy lepszy mechanizm. Rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś nieruchomego elementu całości z której będę mógł dokonać lepszej obserwacji. Nie miałem pewności czy nikogo tu nie spotkam, a w szczególności nie miałem pewności, że nie czeka tu na mnie nic niebezpiecznego. Tak czy inaczej jestem jeszcze dość silny by walczyć, więc czego się obawiać? Poradziłem sobie z tamtą jędzą to i dalej sobie poradzę, w końcu od czegoś mam przyjaciela. Po zeskoczeniu rozejrzałem się, powoli, uważnie, zwracając uwagę na każdy szczegół, jeśli nic szczególnego bo zeskoczeniu nie odkryję ruszam powoli po mechanizmach w stronę w którą się kierowałem i nie tracąc czujności staram się wyczuć jakikolwiek byt przyspieszając z czasem tempo marszu.
Zaś jeśli jednak kogoś spotkam nie mam zamiaru zagadywać pierwszy. Zdrada niewiedzy tym razem może być zgubna. W takiej sytuacji stoję nieruchomy, w każdej chwili gotów do walki. Gdyby coś się zdarzyło nieoczekiwanego nie poświęcam temu 100% uwagi, muszę być również skupiony na reszcie otoczenia i staram się, aby cały czas tak było, nie mogę sobie pozwolić na zaskoczenie, biorąc pod uwagę, że nie jestem nawet w pełni sił.
Jedius 9 Baka - Wto Paź 30, 2012 12:20 pm
Skok. Opadałeś swobodnie na jedno z wielkich kół zębatych, zderzywszy się z nim z głuchym szczękiem. Było solidne, konstrukcja nawet nie zachwiała się pod twoim ciężarem. Ty sam również wyszedłeś z upadku bez szwanku, bez problemu lądując na obu nogach, zmuszony ledwie do przykucnięcia. Rozejrzałeś się wokół siebie uważnie. Chciałeś znaleźć coś, co byłoby nieruchomym elementem, najlepiej położonym wysoko, skąd mógłbyś rozejrzeć się na całą okolicę. Nic podobnego jednak tu się nie znajdowało. Co gorsza, wszystko cały czas się kręciło, przez co cholernie łatwo było stracić orientację, zapomnieć kierunek, w którym chciało się iść. Póki co, miałeś jeszcze nad głową łańcuch którym wcześniej się poruszałeś, a na podstawie którego mogłeś określić, w którym kierunku masz zamiar się udać - ale wiedziałeś, że nie będziesz miał tej wskazówki przez wieczność. Czy też jakkolwiek wiele czasu zajmie ci podróż przez te dziwne mechanizmy.
Nie było sensu stać i rozmyślać; ruszyłeś się naprzód. Mijałeś kolejne koła zębate - mniejsze i większe, grubsze i chudsze. Wszystkie nieustannie pracowały, zasilając... coś. Choć podróżowałeś tędy już sporo czasu, wciąż nie miałeś pojęcia, czemu niby miałoby to urządzenie służyć. A może dałoby się je jakoś zatrzymać? Nawet jeśli, to chyba i tak jak na razie nie masz ku temu środków. A przynajmniej takich środków, by nie niszczyć zaraz całej konstrukcji.
Robiąc kolejne kroki, nagle... coś poczułeś. Wiedziałeś, że jest to czyjaś obecność. Ale mogłeś być zdziwiony tym, że znajduje się tak blisko. Że dotarła tak blisko ciebie, a tobie nie udało się wcześniej o niej dowiedzieć. Choć kiedy spojrzałeś w prawo, stojąc na wciąż obracającym się kole, mogłeś stwierdzić, że tak właściwie to ty zbliżyłeś się do niego, nie na odwrót. Wyglądało na to, że ten osobnik potrafi w jakiś sposób maskować swoją prezencję.
Siedział na tym samym kole co ty, oparty plecami o wybrzuszenie które było chyba gigantyczną śrubą.Wyglądało na to, że robi to już od długiego czasu. Od bardzo długiego czasu. Był pokryty czymś, co wyglądało jak srebrny kurz - co posypało się z jego długich włosów oraz krótkiej bródki, gdy lekko uniósł głowę w celu spojrzenia na ciebie.
Nie miałeś zamiaru odzywać się jako pierwszy. Wolałeś zachować ostrożność. Nie miałeś pojęcia w jaki sposób może być do ciebie nastawiony. Nie zaatakował cię - jego pierwszym czynem było odezwanie się ochrypłym głosem należącym do starca. Przyniosło ci to pewną ulgę. Choć pewnie ulga trochę przygasła, gdy bardziej wsłuchałeś się w te słowa.
- Kolejna zagubiona dusza. Zagubiona, uwięziona w bezkresie Lunarii dusza. Poszukujesz pomocy? Świetnie się składa. Handluję wszelką formą pomocy. Dusze są walutą. Na pewno jesteś skłonny skorzystać, hmm? - Uśmiech który wstąpił na starczą twarz zrodził na niej wiele nowych zmarszczek, znów powodując osypanie się sporej części srebrnego kurzu. Cóż... wyglądało na to, że jest niegroźny. Przynajmniej na razie. Tak czy siak, nie byłeś w stanie ocenić jego siły. Wyglądał na słabego, zmęczonego starca, ale wiedziałeś, że pozory mogły mylić.
Vaynard - Czw Sty 10, 2013 2:35 am
Ciekawe kiedy takie rzeczy przestanął mnie zaskakiwać. Ta myśl była pierwszą po tym jak go zlokalizowałem. Skupienie, uwaga i ostrożność, dalej musiałem być czujny, może nie być sam. Wszyscy tu tacy pomocni. Ciekawe w którym momencie on będzie chciał mi wbić nóż w plecy. Może tak jak tamta potrzebuje on dusz by nabrać siły. Z drugiej strony co ja się będe oszukiwał? Ja potrzebuje czyjejś pomocy. Pomocy? Nie, to złe określenie, pomóc mi może mój jedyny przyjaciel, reszta to potencjalne zagrożenie, bez wyjątku. Wskazówka, ja potrzębuję wskazówek. Wskazówek oraz wiedzy. Gdyby tylko pochłonięcie czyjejś duszy dawało mi tą wiedzę, wtedy mógłbym próbować walki, ale nie tędy droga. On może i nie wygląda na kogoś kto jest silny, ale mam wrażenie, że nie jest na moje siły.
-Co rozumiesz przez określenie dusze są walutą? - uważnie go obserwowałem jednocześnie skupiając się na otoczeniu. On nie musi być sam, może tu być ktoś jeszcze. To, że moja wiedza jest znikoma napewno zauważył bądź zauważy szybko. Gdy tylko odpowie na pytanie zadaje następne
-Szukam kogoś. Czy jesteś w stanie określić czyjeś położenie, bądź nauczyć mnie śledzenia ruchu jednej konkretnej osoby? Taką pomocą jestem zainteresowany. Najlepiej w tej drugiej formie, abym to ja sam był w stanie określić położenie swojego celu.
Jedius 9 Baka - Śro Sty 16, 2013 11:57 pm
W twojej głowie odbyło się krótkie zderzenie myśli. Miałeś kilka możliwości, z walką będącą jedną z nich; ale tego akurat postanowiłeś unikać. Nawet w przypadku wygranej nie byłeś w stanie bezpośrednio uzyskać od niego informacji, a to właśnie ich w tym momencie potrzebowałeś najbardziej. Grać w otwarte karty, czy wykładać je powoli? Tu wybrałeś druga opcję, doświadczony przez poprzednie spotkanie. Osoba, która wydaje się niegroźna wciąż może stanowić zagrożenie. Głupotą byłoby nabrać się ponownie na tę samą sztuczkę.
Gdy zadałeś swoje pierwsze pytanie, starzec zaśmiał się szyderczo. Ton jego głosu był przez chwilę zdumiewająco wysoki, powoli obniżając się ku chrypliwemu skrzekotowi.
- Pytanie to jest przejawem humoru czy też głupoty? Zastanawia mnie. Czym jesteś? Duszą. Jak i wszyscy z nas. Co nas wzmacnia? Inne dusze. Silniejsi mają chrapkę na słabszych. Żywią się nimi. Możesz powiedzieć, że moje metody są bardziej cywilizowane. Ja nie poluję. Inni polują dla mnie, ponieważ chcą odpowiedzi na pytania. Tak jak i ty. Widzę to po tobie. Nieprawdaż? - mężczyzna uniósł głowę w stronę, gdzie powinno być niebo. Jednak u góry, zarówno jak pod wami oraz wszędzie dookoła, znajdowała się srebrna mgła. Zadałeś kolejne pytanie, po którym rozmówca opuścił wzrok na ciebie, mierząc cię wzrokiem uważnie przed własną odpowiedzią.
- Czy jestem w stanie? Owszem. To ostatnie pytanie, na które mogę odpowiedzieć ze swej szczodrości nie pobierając żadnej opłaty. Widzisz... jestem już dość słaby. Dziesiątki lat minęły nim ostatnim razem ktoś mnie tu odwiedził. A tutaj, tutaj, proszę. Nie mogę nie zauważyć, iż posiadasz... silnych przyjaciół. Takich, których egzystencja na pewno ma... niepowtarzalny smak. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że byliby wystarczającą zapłatą. Tak, tak. Zdecydowanie.
Paskudny uśmiech poszerzył się, gdy ten utkwił w tobie wyczekujący wzrok.
Vaynard - Czw Sty 17, 2013 12:39 am
Zastanówmy się. Biorąc pod uwagę fakt... że ostatniej 'przyjaciółce' nie trzeba było wiele by nabrała sporej siły to z nim może być o wiele, wiele gorzej. Do tego nie wiem jakim sposobem odkrył to czyją pomocą dysponuję. Wiele stawiam na szalę... ale jestem zdany tylko na taką wiedzę jaką sam posiadam. Bardziej zastanawia mnie jak odkrył obecność Kestera, coraz więcej pytań, odpowiedzi żadnych.
-O takiej wymianie możesz zapomnieć. Jednak powiedzmy, że byłbym zainteresowany wymianą dusza za informację, o ile taki układ Ci odpowiada?
Jeśli odpowiedź jest twierdząca siłą rzeczy zadaje kolejne pytanie
-W jaki sposób mam Ci taką duszę dostarczyć? Zdobywanie energii dla siebie nie jest mi obce, jednak dostarczanie jej komuś jest dla mnie rzeczą nową, raczysz wyjaśnić?
Jeśli odpowie spokojnie wysłuchuje. Nie zależnie czy padnie odpowiedź czy nie odchodzę mniej więcej w miejsce z którego się tu dostałem o ile będzie to dla mnie możliwe chciałbym wrócić na łańcuch.
Po oddaleniu staram się doprowadzić do, hm... swojego rodzaju monologu z moim przyjacielem.
-Zapewne wiesz, że wszystko jest tu dla mnie nowe. Nie śmiem oczekiwać od Ciebie więcej niż to co dla mnie zrobiłeś do tej pory. Zastanawia mnie jednak czy jestem zdolny do porozumienia się z Tobą, potrzebuje rady, pomocy w nieco jeszcze innej formie niż poprzednio. Nie potrafię sam zlokalizować mojego... naszego celu, Heradvisiera, jesteś mi w stanie pomóc jakoś w tej materii czy tu jestem zdany na siebie?
Nie wiem czego się spodziewać po tej próbie, chwilę tak czekam w bezruchu, może to jakoś zadziała.
Jeżeli jednak próba okaże się chybiona, a starczec udzielił mi dostatecznej informacji co do zdobycia duszy dla niego staram się jakąś zlokalizować.
Jedius 9 Baka - Sob Kwi 13, 2013 6:23 pm
Starzec ponownie zaśmiał się chrypliwie. Uniósł kościstą dłoń do brody, gładząc ją powoli.
- Ależ oczywiście, że tak. Bez wątpienia. Czyż nie o tym mówiłem od samego początku? - oznajmił powoli. Przez chwilę jeszcze ci się przyglądał, po czym opadł głowę o metal za sobą, unosząc wzrok do góry.
- O, Julio. Dlaczego na tym świecie wręcz roi się od tylu... amatorów? - zapytał wysokim, tęsknym głosem. I choć milczał po tym dość długi czas, nie doczekał się żadnej odpowiedzi. Dziwnym właściwie by było, gdyby ją otrzymał. Nie było tu prócz was nikogo.
- Powiem ci. Acz to zwiększy mą cenę. Na pewno nie jest ci obce chociażby powiedzenie, nie ma ni za darmo...? Słuchaj więc. To jest prostsze niż ci się wydaje. Znajdź kogoś. Zmuś do uległości. Słowami, lub siłą. Zaciągnij za sobą. Przyprowadź, przynieś lub przytargaj do mnie. To chyba dość proste do zrozumienia, prawda? Jestem pewien, że tak. Nic więcej nie potrzeba. - ledwie skończył mówić, znów się roześmiał - tym razem dużo głośniej i donośniej. Cóż, otrzymałeś swoje wyjaśnienia. Odwróciłeś się więc bez słowa i zacząłeś odchodzić w kierunku, z którego przyszedłeś. Szukałeś łańcucha. Problem w tym, że... nie potrafiłeś go odnaleźć. Szedłeś, szedłeś, kluczyłeś, błądziłeś... tak naprawdę to nie potrafiłeś nawet poznać okolicy. Całkowicie się zmieniła. Wciąż poruszałeś się wewnątrz jakiegoś wielkiego mechanizmu, ale... to, co było wokół ciebie zupełnie nie przypominało miejsca w które zeskoczyłeś dużo wcześniej. Wszystko cały czas się obracało, przekręcało, opuszczało, podnosiło... Chyba nie będziesz w stanie znaleźć drogi powrotnej.
Spróbowałeś czegoś innego. Chciałeś poradzić się swego przyjaciela, Kester Nillis. Wypowiedziałeś na głos słowa, które na pewno mógł usłyszeć. Byłeś pewien, że usłyszał. I choć nie otrzymałeś żadnej słownej odpowiedzi, nagle zdałeś sobie z czegoś sprawę. Jakby myśli wpłynęły do twojej głowy. Jego domeną jest walka i tylko walka. Nie był w stanie pomóc ci w poszukiwaniach. Sprawdzał się tylko wtedy, kiedy należało zadać innym ból i cierpienie.
Gdy rozległ się kolejny zgrzyt wielkiego koła zębatego, zdałeś sobie sprawę z czegoś jeszcze. Nie jesteś tutaj sam. Prócz ciebie... znajdują się tu przynajmniej dwie osoby. I żadna z nich nie jest starcem, z którym niedawno rozmawiałeś.
Vaynard - Nie Kwi 14, 2013 1:18 pm
Jest co raz lepiej. Nie dość, że nie potrafię znaleźć swojego celu, nie wiele wiem, jestem zdany na siebie w poszukiwaniach to jeszcze się zgubiłem. Gdyby chociaż ktoś mi towarzyszył. Jedyna zaleta tego wszystkiego jest taka, że mam czas, sporo czasu. Już miałem ponownie zmienić kierunek marszu, gdy poczułem czyjąś obecność. Nie poruszyłem się w tym momencie. Starałem się skupić, zlokalizować obecność dokładniej i o ile to możliwe próbuje stwierdzić na ile silne są te dwie dusze. Jeśli wyczuwam ich dokładniejszą obecność oraz moc staram się określić czy są w ruchu, jeśli tak to w którą stronę się przemieszczają. Jeśli są osobno ruszam w kierunku tej słabszej. Cały czas zachowuję czujność, aby nie dać się niczemu zaskoczyć, przecież równie dobrze mogłem nie wyczuć wszystkich, może być ich więcej.
Jedius 9 Baka - Wto Kwi 16, 2013 5:49 pm
Powstrzymałeś swoje kroki. Nie miałeś pojęcia, czy to wróg, czy przyjaciel. Skupiłeś się, chcąc określić ich lokalizację. Z początku wiedziałeś tylko, że są. Gdzieś. Gdzieś niedaleko. I zbliżały się. Najpewniej również wyczuły twoją obecność i teraz zmierzał na spotkanie. Z każdą chwilą coraz lepiej znałeś kierunek. Twoje... lewo. Obróciłeś się w tę stronę. I ledwie chwilę po tym, jak to zrobiłeś, mogłeś już je zobaczyć.
Wylądowały, a właściwie wylądowali na twoim poziomie, zeskakując gdzieś z góry. Kilkanaście metrów przed tobą. Byli na ruchomym kole zębatym, tym samym co i ty sam. Samo koło miało gdzieś ze czterdzieści metrów średnicy, obracając się wokół grubej osi. Oboje podnosili się powoli z ziemi - bowiem wcześniej, wskutek swojego upadku, upadli na kolano. Facet i kobieta. Właściwie, dziewczyna. Ta wydawała się być zupełnie niegroźna. Ubrana była w białą szatę z kapturem założonym na głowę, sięgającą jej kolan. Chodziła boso. Cofnęła się od razu kilka kroków, zostawiając faceta samego z przodu. Jedynie przyglądała się tobie niebieskimi oczyma.
Facet był dużo wyższy, wyższy na pewno od ciebie. Miał bardzo podobny strój, tylko, że szary. I ten z kolei miał budy na nogach, jeśli można tak było nazwać kawał materiału owinięty wokół stóp i przewiązany kilkukrotnie mocnym rzemieniem. Zsunął powoli kaptur z głowy, odsłaniając krótkie, czarne włosy. Surowo spoglądał na ciebie żółtymi oczyma. W drugiej ręce trzymał bardzo długi, chudy miecz który opierał na ramieniu. Uniósł go teraz powoli, obrócił nieagresywnym ruchem i postawił czubkiem na podłodze, opierając się o niego. Pochylił nieznacznie głowę, nie spuszczając cię ze wzroku, poszerzył nogi w lekkim rozkroku. Był w gotowości do walki, nie miałeś co do tego wątpliwości. Choć posiadał siłę... to chyba nie większą od ciebie. Patrzał się. Jeszcze nie atakował. Wyglądał, jakby w skupieniu czekał na twój ruch. Dziewczyna za nim zaś powoli usiadła na zimnym metalu, który wciąż powoli obracał się z klekotem.
|
|