|
Wiele sfer Mało gier |
|
Gra - Preludium - Krew nie woda
Tidus - Czw Lip 17, 2014 11:40 pm
[Chwyt: 4+2-3= 3
10 - 2 - 9 - 2 sukcesy
10ag: 9 - +1 sukces
Podniesienie, rzut sporny
Brann (pula 6): 3 - 5 - 8 - 4 - 2 - 7 (1 sukces)
Pan Irokez (pula 3): 3 - 7 - 7 (0 sukcesów)]
Zgodnie z planem, chwyciłeś młodego za fraki i podniosłeś go jak kukiełkę w powietrze i gdy machał nogami próując bezowocnie cię kopnąć, drugą ręką odpychając jego uzbrojenie na bok i wygłosiłeś mu kazanie. Gdy wzmocniłeś uścisk obu dłoni, wypuścił z brzdękiem scyzoryk na ziemię i zaczął kiwać panicznie, patrząc się gdzieś w bezgwiezdne niebo.
Vilquor - Wto Lip 29, 2014 5:41 pm
Uśmiechnąłem się najżyczliwszym z moich uśmiechów.
-Dobrze. Niniejszym odpuszczam Ci Twoje grzechy, Synu. Idź w pokoju Chrystusa. - Odepchnąłem go lekko od siebie, jednocześnie starając się zagrodzić mu drogę do noża leżącego na ziemi. Wolałem nie ryzykować. Nie sądziłem bym go zobaczył następnego dnia ani w ogóle. W końcu raczej nie pochwali się kumplom, że pobił go klecha. Zabiliby go śmiechem. Wyprostowałem się na pełną mą ponad dwumetrową wysokość i z góry obserwowałem kolejny ruch młodzika. Nie pozwoliłem, by me usta opuścił życzliwy uśmiech. Koniec końców żal mi było tego obdartusa. Być może wybór, jaki dokonał był w jego mniemaniu najlepszą z dostępnych opcji. Mógłbym zawrócić tą zagubioną owieczkę ku trzódce Pana, jeśli tylko by zechciała.
Tidus - Wto Sie 05, 2014 6:59 pm
Gdy tylko puściłeś zabłąkaną owieczkę której zgolili całą włóczkę poza czubkiem głowy, od razu zerwała się do biegu jakby gonił ją sam Zły, w przeciągu ułamków sekund znikając w ciemnych alejkach, najwidoczniej zapominając o swoim dziurkaczu do ludzi. Usłyszałeś suchy chichot Siostry Willow, zbliżający się do ciebie wraz z dźwiękiem kroków.
-Muszę cię rozczarować, bracie Bjornsonn, ale nasz zakon przyjmuje tylko kobiety. - postawiła obok ciebie twój bagaż, ładnie zapakowany i zamknięty. Schyliła się by podnieść scyzoryk i po chwili obserwacji złożyła go i schowała w dłoni -Jesteśmy już niedaleko. Chodźmy.
Nie później niż dwadzieścia minut w przyszłość, znajdowaliście się w, według tabliczki, Żeńskiej Katolickiej Szkoły Podstawowej pod Zgromadzeniem Świętego Michała Archanioła w Las Vegas, w gabinecie dyrektorskim. Wyciągnęła ona z szafy sporych rozmiarów paczkę i położyła ją na biurku.
-Twój oręż, bracie. Zostawię cię na chwilę samego, lecz muszę poczynić sama pewne przygotowania. - i to rzekłszy wyszła, a ty usłyszałeś oddalające się kroki.
Vilquor - Śro Sie 06, 2014 12:37 am
Roześmiałem się serdecznie, widząc uciekającego świeżo rozgrzeszonego. Nie wierzyłem, by zabrał się do pokuty, którą mu wyznaczyłem. Miałem tylko nadzieję, że zmusiłem go do zastanowienia się przed kolejnym napadem. Jeśli mi się to udało, mogłem mieć poczucie spełnionej misji. Podziękowałem siostrze skinieniem głowy, wziąłem co moje i ruszyłem jej śladem. Wędrując korytarzami Żeńskiej Katolickiej Szkoły Podstawowej Pod Wezwaniem Michała Archanioła w Las Vegas, na pewno rzucałem się w oczy. Szedłem za Siostrą Willow, wdzięczny, że jest środek nocy, a korytarze pozostały puste. Nawet osoba, która dba o czystość w tym miejscu gdzieś się zapodziała. Nasze kroki echem odbijały się od ścian pustych tuneli szkoły. Odruchowo rozglądałem się wokół. Dom Boży czy nie, instynkty same wyostrzały się w miejscach takich, jak to. Ciemnych, pustych, pachnących pastą do podłogi. Ja sam winiłem za to pastę. Była symptomem wszystkiego co złe w moich oczach. Sam nie wiem dlaczego. To musiało być głęboko we mnie zakorzenione. A może to po prostu napięcie, które nie zeszło jeszcze ze mnie po napadzie młodego niedoszłego anarchisty-buntownika?
Wszedłszy za Siostrą Willow do gabinetu, rozejrzałem się. Pomieszczenie skromne, ale funkcjonalne, było idealnie przystosowane do przyjmowania rodziców, karcenia dzieci, czy innej pracy należnej dyrektorom szkoły. Żaden dokument na ścianie, żaden plakat czy obraz nie odwracał niczyjej uwagi od rzeczy najważniejszych.
Paczkę z moją bronią przyjąłem z wielką ulgą. Nie wiem, jak sprawiono, że Szabla była tu szybciej niż ja, ale nie miałem zamiaru się nad tym zastanawiać. Otworzyłem pudełko i wyjąłem jego zawartość.
Doskonale wyważona broń, wydawała się śpiewać z cicha, kiedy przecinałem nią powietrze na próbę. Głowica rękojeści zdobiona w kształt głowy orła, z którego dzioba wydobywał się nitowany kapturek, docierający aż do wąsatego jelca. Idealna krzywizna głowni zawsze wprowadzała mnie w zachwyt. I grawerunek na płazie. "Deus Spes Mea". "Bóg Nadzieja Moja". Zawsze czerpałem inspirację i wewnętrzną moc z tych trzech słów wypisanych na najwspanialszej broni, jaką miałem zaszczyt dzierżyć. Wetknąłem klingę do pochwy, po czym przypasałem całość pod znoszoną sutanną. korzystając z wygodnego rozcięcia z przodu. Pierwotnie służącego, by zrobić siusiu, nie zadzierając przy tym odzienia do pasa,jak jakaś niewiasta, nie przymierzając. Przynajmniej wydaje mi się, że taka własnie była pierwotna funkcja zapinanego na guziki rozcięcia z przodu sutanny. Ja zaadaptowałem ją do bardziej praktycznego celu. Oczywiście to wymagało pozbycia się wszystkich guzików od pasa w dół, ale dzięki temu mogę dość szybko dobyć mej broni. Po wszystkim, usiadłem na krześle tak, by szabla nie wadziła mi zbytnio. Czekałem. Miałem teraz kilka chwil wolnego. Nie pamiętam, kiedy miałem czas wolny, jeśli mam być szczery sam ze sobą. I chyba nie potrafiłem mieć wolnego, gdyż moje ręce same z siebie powędrowały do zapisków i notatek, podarowanych mi przez Brata Aleksanda. Otworzyłem teczkę i zagłębiłem się w lekturze.
|
|