|
Wiele sfer Mało gier |
|
Gra - Interactive Meta - Magic of Birthday
Firanke - Sob Maj 18, 2013 11:15 am
Przytaknęła, milcząc. Nie odezwała się już ani słowem podczas twoich wyjaśnień, wyraźnie unikała kolejnych prób kontaktu. I wtedy padło twoje pytanie o powrót do rozmowy "za chwilę" - spojrzała bardzo krótko w oczy, po czym znowu opuściła wzrok, lekko się skrzywiła, przełknęła ślinę i...
- Dobrze, dobrze, ale idź już! Rety! Nie pytaj mnie ciągle, przestań ciągle przepraszać! - zawołała dość głośno, aż jakaś para niebieskowłosych kobiet, które nie zauważyłeś nawet jak tu weszły spojrzała krótko w waszym kierunku. - Chcesz wrócić to i tak wrócisz. T-to nie jest tak, że będę z tobą rozmawiać bo mam ku temu okazję, po prostu nie m-można temu zaradzić, rozmawianie jest w-ważne! Dlatego... dlatego właśnie rusz się już! - wydukała wyraźnie poganiając cię jeszcze trochę. To mogło być potencjałem na dłuższe zainteresowanie się tak jak kto, że jej kocia opaska drgnęła, ale ostatecznie jej okrzyki chyba jednak skłaniają ku temu by zrobić to, co do Ciebie należy. Dlatego więc też powstałeś, ukłoniłeś się przed kobietami - obie odpowiedziały tym samym, choć ta większa wciąż nie wydawała ci się z wyrazu twarzy - niezadowolonego - ani trochę przychylna. Szybkim krokiem cofnąłeś się, dokonałeś obrotu i wyznaczyłeś sobie kurs na dwójkę z rodu Akaru. Skłoniłeś głowy i wyraziłeś słowa przeprosin, tłumacząc się zagubieniem Suzu. Oboje, plus Biała Dama, spoglądali teraz na Ciebie, słuchając w milczeniu twoich słów. Gdy przyznałeś się do swojej niewiedzy w kwestii witania się, na twarzy siwego jegomościa pojawił się życzliwy uśmiech.
- Travis Aureon Satoshi Akaru. Proszę, nie obawiaj się o ewentualne faux pas. Cieszymy się z okazji poznania Cię i chwila oczekiwania nie jest niczym niepokojącym. Nie zwracaj, proszę, uwagi na irytację Shizami. Nie lubi osób, które otrzymują pomoc od stwórców. Ma ku temu swoje powody. - uścisnął twoją dłoń swoją, delikatnie, kładąc drugą na pierwszą tak, by trzymać cię oburącz. Były lodowate. Przedstawiłeś się, na co ten przytakiwał powoli z uśmiechem - Dla mnie to również zaszczyt poznać "Unizakiego dwóch gier". Rozumiem, że to wszystko może być dla Ciebie nowe, niezrozumiałe. Jeżeli będziesz miał kiedykolwiek jakiś problem, będę rad móc udzielić Ci pomocy. Przed tobą wiele trudów, jak i przed młodą Ikigawa, dla której znalazłeś miejsce w swoim sercu. Nie mogę jednak wdawać się w szczegóły, obowiązują mnie zasady. - po tych słowach skinął jeszcze głową i odsunął się o krok, puszczając twoje dłonie. W tym momencie odezwała się ta młodsza, po podrapaniu się po tyle głowy.
- Rety, mnie to nie musisz ręki podawać. Tu są sami swoi. Możesz mi mówić Ahinsa, tak będzie najbardziej klawo. W skrócie, masz imprezę i jesteś tutaj panem. Ten płaszczyk co go nosisz mniej więcej wykrzykuje, że to ty tutaj rządzisz. Powiedz lepiej kiedy tort. Jestem głodna. - zbliżyła się nieco, klepiąc cię po ramieniu z szelmowskim uśmiechem na twarzy. Biała dama wyraźnie się zapowietrzyła, zaś Travis tylko cicho zaśmiał, zakrywając usta dłonią.
Poczułeś pociągnięcie za nogawkę. Ta bardzo, bardzo niska wyciągnęła na widelcu w twoim kierunku truskawkę zamoczoną w czekoladzie, pytając:
- To deserowa czy mleczna, szefie?
Jedius 9 Baka - Sob Maj 18, 2013 12:57 pm
Ach, Suzu, Suzu, Suzu! Na pewno zachowuje się trochę inaczej niż wcześniej, podczas jakiejkolwiek rozmowy - czy raczej jakiejkolwiek próby rozmowy - kiedy byliśmy tam, w... kraju Błyskawic. Ten świat robi na niej aż takie wielkie wrażenie? I... to "mam ku temu okazję". Nie bardzo rozumiałem, co ma przez to na myśli, acz... znów uruchamia się moja porąbana wyobraźnia. Nie, nie, spokój, Rikon. Suzu ma rację, muszę się ruszyć. Bez wątpienia. Nie chcę wyjść na jakiegoś bubka. Więc, ku Akaru marsz. Witając się mogłem już powiedzieć, że ten gość wzbudził moją sympatię. Taki, ten... ułożony, grzeczny, kulturalny i w ogóle. I dał mi z miejsca spoko poradę. Dokładnie tak, jak mogłem sobie wyobrażać jakiegoś ważnego gościa! Nie to, co ten dziad Raikage. Zenmachi to mógłby wycierać ślady butów za Travisem. Albo nawet i tego by mu nie pozwolono.
- De-wóch gier? - zapytałem niemal od razu zaskoczony, nie wiedząc samemu czemu położyłem taki głupi akcent na pierwszą literę. - Wolno mi zapytać dlaczego "dwóch", czy to również jest wbrew, emm... zasadom? - no bo w sumie nie pamiętam nic o "dwóch" grach. Była tylko jedna, nie? Albo oczywiście czegoś mi nie wytłumaczono. Będę pewnie musiał się dopytać później tego Jediusa-idioty o co chodzi. Albo dlaczego nic mi nie mówił.
No, a potem druga, panienka Akaru - huh, mała ulga, że tu nie muszę być równie... sztywny. Trochę to dla mnie nienaturalne. Ale może się kiedyś przyzwyczaję. Kiedyś. Nie wiem nawet, ile czasu ma to wszystko trwać. Bleh, tak naprawdę to nie wiem prawie nic. Ale nie szkodzi. Mam przeć naprzód, to będę przeć naprzód. Ale póki co, przywitania, przywitania.
- A, tort... Kiedy skończę się ze wszystkimi witać, dobra? Tak, żeby każdy miał równe szanse. Póki co, śmiało częstuj się wszystkim co tylko zostało przygotowane. Można też... zająć miejsca, czy coś. - No, no. Jeśli nie będzie tak, że wszyscy będą ciągle wędrować po sali, to łatwiej mi będzie wszystkich spamiętać. Póki co, mam z nowo poznanych... Travisa... coś... Satoshiego Akaru, Ahinsę Akaru, Shi-za-mi Ikigawa. W porządku, na razie łatwo. Czas na tę Białą Damę--
Aha, na szczęście to nie tak tragiczne zdarzenie jak spadnięcie mi spodni. To ta mała mnie pociąga tylko, uff. Ale...
- Eh? - zapytałem odruchowo, spoglądając na truskawkę. O co ona pyta? Mleczna truskawka? Słyszałem o deserowych, ale mlecznych? Urgh... a, wiem! Któryś z tych Atanów musi wiedzieć, a na pewno jakiś jest w pobliżu. W końcu jestem niedaleko tego wielkiego fotela, nie? Odwracam się więc szybko ku któremuś który jest najbliżej i pytam wyraźnie - Deserowa czy mleczna? - niech wie o co chodzi, błagam. Bo ja nie mam pojęcia. A co, jeśli to jakiś test? Rany. Tu się mogę chyba wszystkiego spodziewać. A teraz, po usłyszeniu od czego jest ten płaszcz, to mam go ochotę zdjąć. Usiąść gdzieś po prostu w kącie i przeczekać. Albo najlepiej, usiąść gdzieś w kącie razem z Suzu, o, no. Tak, tak by było najlepiej. Gdybym nie musiał tym wszystkim nieznajomym na wszystko odpowiadać, ech. Najwyraźniej zaświaty wcale nie są takie fajne jak sobie wyobrażałem. No cóż. A, ale skoro już tu przyszła, to może od razu i z nią się przywitam. To raczej będzie szybkie, więc raz dwa - Rikon Konoirori, czy Jedichi Unizaki. Miło mi poznać, witam na przyjęciu. - wyciągnięcie rączki, i o. Pach pach, nie zagaduj dalej, proszę.
W każdym razie, jeśli kryzys zostanie zażegnany, a niska odejdzie na dalsze polowanie na jedzenie, to kieruję się do Białej Damy. Cóż, znów muszę się witać chyba w ten sam sposób. Przynajmniej wiem, że wyciągnięcie dłoni nie jest ob raźliwe, więc robię to od razu.
- Rikon Konoirori, bądź Jedichi Unizaki. - odczekałem chwilę, by sama mogła się przedstawić. Assai... dobrze pamiętam? - To zaszczyt poznać. Serdecznie witam na przyjęciu. Również zapraszam do zajęcia swojego miejsca i skorzystania z przygotowanych dobroci. - i... tyle? Nie wiem, co miałbym jeszcze powiedzieć, więc po prostu się uśmiecham. Chyba, że ona zacznie jakiś temat! Wtedy będę mógł zamienić z nią kilka zdań. O to to.
Firanke - Sob Maj 18, 2013 2:41 pm
- Dwóch gier. Nie zostałeś zaznajomiony ze swoją przeszłością? - Aureon zapytał łagodnie, od razu kontynuując - To nie jest pierwszy raz, gdy uczestniczysz w takiej grze. Pierwsza odbyła się wieki temu i miała miejsce w tym samym świecie, z którego się wywodzisz. Byłeś wtedy jednak pionkiem pobocznym, uwaga była skupiona na zupełnie innych miejscach. Gdy gra się zakończyła i rozpoczęła się nowa, zostałeś ponownie "użyty", tym razem jako nie poboczny, lecz główny. Stąd też wizyta tutaj oraz gwałtowny rozwój, którego zaczynacie doświadczać. - po jego wyjaśnieniach oznajmiłeś, że na tort trzeba poczekać na to, aż skończysz się witać. Usłyszałeś niezadowolone fuknięcie, któremu towarzyszayło "no dobra, no". Pociągnięty za nogawkę zwróciłeś uwagę na pytającą o truskawki. Natychmiastowo też przekierowałeś to pytanie do jednego ze swoich lokajów, który odpowiedział krótko:
- Mleczna czekolada. - a zadowolona tą odpowiedzią niziutka od razu czmychnęła sobie, nawet nie zwracając na ciebie dalej uwagi. Więc teraz Biała Dama. Wyciągnąłeś do niej dłoń, jednak ta jej nie uścisnęła. Wyciągnęła swoją, wierzchem do góry.
- Charline Diana Vasquena z rodu Assai. Przybyłam z daleka, by zobaczyć, co zmajstrował Shinitori. Interesujące jest to, że "coś" okazało się być "kimś". - machnęła do góry wierzchem swojej dłoni - No, śmiało, nie wstydź się. - to chyba miał być jakiś znak. Kątem oka mogłeś zwrócić uwagę na to, że gdzieś tam przemknęła kolejna osoba, której nie znasz. Rany, jest ich coraz więcej. W tym tempie witanie się z każdym zajmie wieki. Szybkie spojrzenie na sale pozwoliło określić, że poza obsługą jest tu już ponad siedemnaście osób.
Jedius 9 Baka - Sob Maj 18, 2013 6:56 pm
Pokiwałem siwemu z unosząc brwi, mając minę Nagłego Oświecenia. Aha, więc o to chodzi. W sumie, ma sens. Jestem nawet w stanie dokładnie wskazać ten moment przejścia. Wtedy, gdy po raz pierwszy pojawili się Gadający Z Kasiążkami i Gadający Ze Stołami, nie? Choć nie pamiętam niczego sprzed tego momentu. To jest, niczego, co byłoby jakkolwiek podobne do tego świata w którym się tego znajduję. Wymazali mi pamięć, czy jak? A może po prostu jako "poboczny" w niczym takim nie uczestniczyłem? Cholera wie. I, chwila, chwila. Czy w takim razie, oni próbują traktować teraz Suzu jako bohatera pobocznego? Nie podoba mi się to. Ale słyszałem coś o Bohaterach Niezależnych i tak dalej. O co w tym chodziło? Będę musiał chyba jeszcze porozmawiać z tym od koszuli w kwiaty. W końcu to on tu chyba rządzi. Ech, ale najpierw muszę witać pełno osób o których nie mam pojęcia. To męczące! Nie można po prostu zrobić jednego, grupowego "cześć wam" i po wszystkim? Naprawdę chciałbym już pobyć trochę z Suzu, a nie tak jak traz, stać przed tą Biała Damą cośtam Dianą cośtam Assai! Właśnie, czy wszyscy muszą mieć tyle imion? Po co im one? Brzmią do tego jak jakieś losowe zlepki głosek, nie mające żadnego sensu. Po co utrudniać przedstawianie się na siłę? Ech, i jeszcze ten gest. Musiałem zatrzymać się w swoich ruchach, zastanowić. Czego dokładnie ona chce? Co mam zrobić? Stres mnie zżerał. Ja już nie chcę, dajcie mi wszyscy spokój... a to dopiero początek tych tłumów! Śmiało, nie wstydź się?
Chwola... chwila! Łapię. Mam się nie wstydzić, bo to może być trochę obciachowe. Ale jak śmiało to śmiało. Choć ta kobieta mi nie wyglądała na kogoś, kto by się w ten sposób witał. Hah, w tym momencie mogłem dziękować sobie, że czytałem tyle mang. Uniosłem więc własną dłoń podobnie do niej i uśmiechając się z ulgą zgiąłem palce jeszcze troch ę bardziej, by lekko puknąć swoimi knykciami o jej. Tak zwany "żółwik". No, ale jednak nie chcę z nią dłużej gadać, więc szybko się jakoś wycofam i przejdę do kolejnej grupy. To jest, tak żeby nie odwracać się do niej od razu plecami, jakoś bardziej uprzejmie, odwracając się dopiero po półtorej kroku, czy jakoś tak. No, a następne w kolejce są... obie panie Ikigawa. Hah, na widok Suzu na pewno znów dostaję maksimum morale i szeroki uśmiech na twarz! Tak więc, znów skłaniam się uprzejmie i również wyciągam dłoń na przywitanie, ku tej starszej.
- Raz jeszcze przepraszam i oficjalnie już witam na przyjęciu. Spotkanie tak utalentowanej osoby o wielu tytułach jest dla mnie prawdziwym zaszczytem. Mam szczerą nadzieję, że uda nam się Prowadzić rozmowy bez zwad, w zgodzie. Wciąż nie mam pojęcia jaki naprawdę jest mój stwórca ani ile od niego otrzymałem i naprawdę wielką szkodą byłoby, gdyby musiało to psuć moją reputację wśród tak wpływowych osób gdy nie mam na to żadnego wpływu, prawda? Moje imię na pewno nie jest żadną nowością, ale... Rikon Konoirori, bądź Jedichi Unizaki. Naprawdę miło mi poznać. - Noo, ale gładka gadka. Aż już zapomniałem jej początku. Ciekawe, czy odwzajemni gest uściśnięcia dłoni. Siak, czy prychnie czy uściśnie - o ile nie zrobi czegoś na co już wypadałoby odpowiedzieć - to czas na... Suzuuu!
- I ciebie witam na przyjęciu, Ikigawa-san. Naprawdę się cieszę, że ciebie tu widzę. - również wyciągam dłoń. Jak wszystkim to wszystkim! Choć to jest dłoń, którą zdecydowanie chciałbym uścisnąć najdłużej. - Czuj się tu jak u siebie! ...choć to ciężkie, dla mnie też. O, wiesz co? Jeśli chcesz, to zajmij sobie ten wielki fotel, jest chyba najwygodniejszy. Ja bym się tam raczej źle czuł, nie jestem przyzwyczajony do takich... luksusów. - wskazałem to tronopodobne siedzenie, na którym niby miałem siedzieć. Oj tak, ona będzie tam wyglądać wspaniale! To jest, jeśli się zgodzi. Ja cię, ale super, ze mogę z nią porozmawiać!
Firanke - Nie Maj 19, 2013 4:49 pm
Nie wiedziałeś z początku, o co chodzi tej babie o wielu tytułach. Potrzebowałeś kilku chwil i odniesienia się w myślach do najbardziej przydatnego w życiu medium - mang. Doskonale wiedziałeś, że gdyby nie one, to nie wiedziałbyś, jak się teraz zachować. Przybiłeś wierzchem dłoni żółwika, co zaowocowało wyjątkowo zaszokowanym wyrazem twarzy kobiety. Wyraz twarzy siwego się nie zmienił, za to jego wnuczka zaczęła aż dusić się ze śmiechu. Nie miałeś jednak czasu by zostać dłużej i analizować tą sytuację, w końcu tak dużo gości, tak mało czasu. Jak gdyby nie było możliwe jakieś grupowe powitanie, które ułatwiłoby ci znacznie całą robotę, co? Skierowałeś się znów ku Ikigawa, zaczynając od tej starszej. Wyciągnąłeś dłoń przed siebie, oficjalnie się przedstawiając. Kiwnęła niechętnie głową słysząc o zaszczycie, prychając zaraz po tym, gdy wyraziłeś swoją nadzieję na rozmowę w zgodzie. Napomknąłeś o swoim stwórcy, co w końcu zaowocowało odpowiedzią:
- Stwórcy? Opowiem ci o kilku. Tutejsza trójka to po kolei Błazen, Laluś z Różą oraz Odizolowany Autystyk. Myślą, że są lepsi od innych, ponieważ przekroczyli nieprzekraczalny próg potęgi. Są najbliżej tego, co znamy jako "bogowie", a powiedz mi, jak ci się podoba mieć takiego boga? - wskazała w kierunku jednego ze stolików, gdzie osoba nazwana przez ciebie "ten od koszuli w kwiaty" właśnie głośno siorbała jakimś różowym drinkiem, unosząc w palcach truskawkę w czekoladzie w górę i w dół, ku niezadowoleniu karłowatej, której najprawdopodobniej ją odebrał i teraz ta próbowała ją odzyskać, bezradnie podskakując - Wiecznie uzależnieni od ich głupich pomysłów i kaprysów, nie mają co zrobić ze sobą więc tworzą gry albo wygłupiają się kosztem innych, a jeśli nie, to zaszywają się u siebie w posiadłości i świrują z nieróbstwa jak Treasorie. A najgorsze z tego wszystkiego? W tych grach tworzą swoje gloryfikowane pionki. I choć każda z nich jest inna, jedno jest pewne - zawsze posiadacie chorą przewagę i mocą, której nie macie prawa posiadać niszczycie wszystko, co stanie wam na drodze. I zawsze jest to samo - "nie było wyjścia" "ja taki nie będę" i tak dalej. Ja patronuję tym, którzy doszli do sukcesu ciężką pracą. A tacy jak ty z samej koncepcji stworzenia są predestynowani do bycia antytezą poświęcenia i wyrzeczeń. - tak, nie uścisnęła ci dłoni. Ba, puściła całą wiązankę, na którą chyba wypadałoby odpowiedzieć. Suzu spoglądała to na nią, to na ciebie ze znów zagubionym wyrazem twarzy, jakby nie wiedziała zupełnie, o czym teraz mowa. Kobieta zaś nie patrzyła już w twoim kierunku, przeszywała wzrokiem "błazna", który kierował się właśnie do stolika, przy którym było twoje tronopodobne siedzenie. W miejscu, gdzie przed chwilą stał siedziała teraz na podłodze niziutka z truskawką wepchniętą do ust, rozglądając się lekko rozkojarzona.
- Ale... on ma urodziny, nie powinniśmy tak...
- Zamilcz, dziewczę. - odezwała się spokojnym, choć stanowczym tonem głosu.
Za plecami Ikigawa mogłeś zauważyć, jak do sali wchodzi Sky, a raczej jest wnoszony za fraki przez tego drugiego, chyba Strajfera. Zaraz po tym drzwi zaczęły się zamykać. Czyli są już wszyscy.
Jedius 9 Baka - Nie Maj 19, 2013 6:02 pm
A tą co ugryzło? Jakby był na nie tylko p oto żeby być na nie. Rany, jak ja nie cierpię takich ludzi. Uparta jędza i tyle. Właściwie machnąłbym na nią ręką i poszedł dalej, ale nie mogłem. Nie po tym, jak odezwała się w taki paskudny sposób do Suzu. Co ona sobie myśli? Nie będzie uciszać ślicznej Suzu-nyan!
- Hola, hola. - znów uniosłem trochę ręce tym razem w obronnym geście, by jeszcze chwilę później rozłożyć je na boki. - Więc sugerujesz, że wszystkie moje umiejętności zyskałem tylko poprzez pstryknięcie palców kogoś, kto miałby nade mną czuwać? Ośmielę się z tym nie zgodzić. Przed chwilą usłyszałem o tym, że do niedawna wcale nie byłem żadnym... głównym bohaterem, centralnym pionkiem czy cholera wie jak mam się zwać. Byłem... "pobocznym", mało ważnym gościem który pewnie robił tylko za tło. I śmiem twierdzić, że wzmacniałem swoje umiejętności samodzielnie, bez żadnych pomocy. Przeszedłem przez niemałe trudy. Dostawałem mordercze zadania które przytłaczały mnie poziomem trudności, byłem równany z ziemią widząc jak niewiele potrafię zrobić nieważne czego próbowałem. Potem, za każdy błąd otrzymywałem karę, wytrzymywałem tygodnie głodówki, by potem zostać wysłanym na głodzie na kolejną niemożliwą misję. I ten cykl się powtarzał przez całą moją karierę. Przyznaję, że nie posiadam wiele specjalizacji - potrafię zabijać. Po to, by móc przeżyć. Wykształciłem u siebie umiejętność szybkiego uczenia się, aby móc się prędko dostosować do każdej nowej sytuacji którą życie... czy może raczej tutaj, stwórcy stawiali przede mną. Przetrwałem katusze, tak fizyczne jak i psychiczne, aby móc dotrwać do dzisiejszego dnia. Lub do chwili, w której otrzymałem ten cały... dar, o którym wciąż nic nie wiem. Ale nie będę się go wyrzekał. Dostałem jakąś siłę? To świetnie. Wykorzystam ją najlepiej jak potrafię. Zaczynam poszerzać swój wachlarz możliwości poza samą niezbyt chwalebną umiejętność mordowania. Robię to po to, by móc pomóc innym, którzy zaczynali tak samo, jak ja. By ich życia nie musiały być usłane samymi cierniami, aby mogli rozwinąć własne skrzydła. Słuchając twych słów mam jednak wrażenie iż próbujesz sprawić, by było dokładnie przeciwnie. Wolisz obserwować, jak ktoś tyra jak wół byleby móc postawić pojedynczy krok naprzód? Ja nie. - łooo, w cholerę... od kiedy ja tyle mówię? Nawijam i nawijam jak nakręcony, a do tego cały czas stanowczym, twardym tonem nie pozwalam jej się wcinać. Ale świetne uczucie! Jakbym faktycznie miał jakieś znaczenie! To naprawdę ten płaszczyk tak robi? Chętnie zachowałbym go sobie na dłużej. - Wyciągam rękę ku tym, którym chcę pomóc. Nawet, jeśli ją odtrącają. I będę to robić tak długo, aż przyjmą tę pomoc. A jeśli ktoś będzie uparcie w tym przeszkadzał, rzeczywiście zwrócę się przeciw niemu. Ale nie będę mówił "nie było wyjścia". Słowa się nie liczą. Liczą się czyny. I wydaje mi się, że ja już zacząłem udowadniać swoje racje. Prawda? - zrobiłem ze dwa kroki tak, aby móc stanąć przy Suzu, będąc wciąż zwróconym twarzą do... jak ona... Shizami, właśnie. Tak na znak, że zdecydowanie bardziej solidaryzuję z Suzu-nyan. Nawet, jeśli wszyscy już to wiedzą! - Mówią, że z wielką siłą przychodzi wielka odpowiedzialność. Jeśli rzeczywiście tak jest, przyjmę ją. I zwiększę wymagania wobec siebie. Nie wiem, czy jest to tu powszechnie znaną informacją czy też nie, ale mam już swój pierwszy cel. - objąłem delikatnie Suzu dłonią, jeśli ta nie będzie tego unikać. - Chcę przywrócić dawną świetność klanu Ikigawa, których znam... stamtąd, skąd pochodzę. I nie będę tu tylko mówić, obiecywać. Zaczynając się od zdobycia wiedzy, jak to zrobić, zrobię to. Albo polegnę próbując. - uśmiechnąłem się, robiąc krótką przerwę w wypowiedzi. - Ale proszę mnie nie zrozumieć źle. Naprawdę podziwiam osoby, które zdołały samodzielnie przezwyciężyć swoje słabości aby osiągnąć swoje cele. Zrzeszenie wszystkich takich osób pod jednym sztandarem jest jeszcze wspanialszym osiągnięciem. Mogę nawet powiedzieć, że tego zazdroszczę, ponieważ sam mam podobne aspiracje. Dlatego proszę czerpać w pełni z dobroci tego przyjęcia przygotowanego przez gospodarzy, bez rzucania kąśliwych uwag bądź nieprzyjemnych komentarzy. A już szczególnie, bez uciszania innych gości. Jeśli rzeczywiście mam jakąkolwiek zdanie w tym miejscu na czas trwania uroczystości, to... chciałbym, żeby każdy był tutaj równy. Bez spoglądania z góry na innych. Dobrze? Bardzo proszę. - i jeszcze szerszy uśmiech. Rany, ale się wygadałem! Huff! A tych gości zostało jeszcze tak wiele!
Firanke - Wto Maj 21, 2013 10:07 pm
Rikon nie mógł oczywiście zostawić tego w ten sposób, gdy Suzu została uciszona przez jakąś starą kobietę. Choć normalnie może i po nim by to spłynęło, w tych okolicznościach miał zamiar wyprowadzić ją z błędu tu i teraz. Mówił dużo, stanowczym głosem, w nieznanym sobie majestacie. Istotnie, płaszcz dodawał powagi jego słowom. Momentalnie na sali zrobiło się cicho. Wszystkie głowy były zwrócone w stronę mówiącego gospodarza. Co najmniej w dwóch miejscach - wtedy, gdy mówił o niemożliwych misjach, oraz przy przyjęciu siły. Gdy nadszedł czas na pytanie retorycznie nie była w stanie już wydusić ani słowa. Jej oczy tylko wędrowały po jego sylwetce, gdy powoli zmieniał swoje położenie, stanął przy Suzu i objął ją delikatnie dłonią. Jej źrenice poszerzyły się a usta lekko otworzyły, gdy zaczął deklarować swój cel. Deklarował cel, który odbił się echem po całej sali. Zabawne, przecież tu nie powinno być echa. Gdzieś tam w tle Shix trąciła łokciem w żebro tego od koszuli w kwiaty spoglądając na niego groźnie. Martwa cisza trwała kilka sekund. Po czym ktoś zaczął klaskać. Chyba nawet ten w niebieskim garniaku, który wcześniej stratował Shix drzwiami. I nagle wszyscy poszli jego śladem - nie, nie tratowaniem drzwiami, klaskaniem. Choć zapewne nic z tego nie było przez ciebie zaplanowane, to wyglądało teraz na to, że kobieta ma ochotę zapaść się pod ziemię. Wypowiedziała tylko krótkie, ciche "Okej." i ruszyła dalej, w kierunku jednego z wolnych krzeseł przy prawym stoliku. Suzu nie podążyła za nią, cały czas delikatnie trzymana przez ciebie. Milczała, choć w końcu się odezwała, z jakimś dziwnym wyrzutem w głosie. Warto dodać, że wciąż nie spoglądała w twoim kierunku.
- J-jesteś głupi...? To nie by-yło potrzebne. - wyraziła swoje zdanie, choć brakowało w jej głosie przekonania. Ton odzyskała dopiero w swojej następnej wypowiedzi: - N-no, ale brzmiałe... brzmiało to nawet majestatycznie, więc powiedzmy, że t-tym razem nic się nie stało! Ale tylko ten jeden raz, jasne?
Zanim jednak zdążyłeś się odezwać, rozległ się dźwięk pukania w kieliszek. Stojący obok twojego krzesła koszulokwiatowy, tak samo jak znajdująca się po drugiej stronie fotela Shix, uderzał o niego łyżeczką.
- No, no, wszyscy słyszeli? On ma cel. Ambitny cel. Zobaczymy, czy w ogóle będzie żył na tyle długo by cokolwiek zrobić w tym kierunku, no ale to inna sprawa. Teraz ma swoją imprezę, bankiet, zwał jak zwał. Zebraliście się tu wszyscy po to, by go obejrzeć, zobaczyć, kim jest, czym oddycha, jak bardzo bezczelną kopią Dziewiątego będzie. Napatrzyli się? To świetnie. Pogadacie z nim, jak przestanie czuć się osaczony. Ci, którzy jeszcze nie zasiedli, niech usiądą. Sądzę, że wszystkim będzie lżej, jak wypowie jedno powitanie, adresowane do wszystkich, co? Przecież on nie spamięta połowy waszych wspaniałych tytułów, to za dużo na raz.
- W rzeczy samej! Dlatego, Rikonie Konoirori, prosimy. Nie każ na siebie czekać na własnej uroczystości. A ty, Sky, zgłosisz się do mojego gabinetu po wszystkim. Mamy... do pogadania.
Suzu w tym momencie uwolniła się z twojego obięcia i bez słowa ruszyła w stronę wolnego miejsca, tuż obok swojej przełożonej, która z kolei usiadła obok Białej Damy.
Jedius 9 Baka - Wto Maj 21, 2013 11:53 pm
Łoł, łoł, łoł! Tego naprawdę się nie spodziewałem. Spodziewałem się jakiejś kłótni, czy chociaż dyskusji. Naprawdę! A tu... proszę. Zupełnie, jak nie ja. Ale musiałem przyznać jedno - zajebiste uczucie. Mega. To naprawdę musi być jakaś tajna właściwość tej kozackiej peleryny. Może to jakoś tak działa, że nikomu nie wolno się ze mną nie zgadzać? Jeśli tak, to muszę mocno uważać. Nie chciałbym robić nic wbrew woli Suzu, nawet jeśli dzięki płaszczykowi przystanie na cokolwiek. Żaden jeden człowiek nie powinien posiadać takiej mocy, urgh. Ja przynajmniej zdaję sobie z tego sprawę! Ale... tak czy siak, to było naprawdę wielkim zaskoczeniem. Najpierw ta cisza na całą salę, aż było echo słychać, a potem jeszcze te całe oklaski. Zdecydowanie więcej niż kiedykolwiek spodziewałem się osiągnąć jakąkolwiek mową. A próbowałem się tu z nią tylko dogadać...! No dobra, tak naprawdę, próbowałem się trochę posprzeczać. Lubię się sprzeczać. No i naskoczyła na Suzu, więc chciałem jej nagadać, a potem... gaaah! Teraz jeszcze czuję się, jakbym miał wyrzuty sumienia. Nie mam! Żadnych! Wyrzutów! Sumienia! Nikt nie będzie kazać Suzu się uciszyć. Nikt! Może mówić ile jej się podoba i jak tylko jej się podoba! O, na przykład tak, jak teraz. Rety, ależ ona ma śliczny głos! Taki.. słodki. I przyjemny. Mógłbym go słuchać cały dzień, naprawdę. Bez żadnych przerw. Chciałem już jej odpowiedzieć, by i ją nakłonić do następnej odpowiedzi, i potem dalej móc słuchać, ale rozległo się dzwonienie. a nie, pukanie w kieliszek. Zdążyłem więc tylko się ku niej uśmiechnąć, choć nie wiem czy i to przyuważyła. I zaczął mówić kwiaciarz. Kiedy tak go słuchałem, stwierdziłem że i jego ton niezbyt mi się podoba. Jakby nie wierzył. No, jakby wątpił w to, że mi się powiedzie. I trochę próbował mnie wyśmiać. I nazwał mnie "bezczelną kopią Dziewiątego", kimkolwiek jest Dziewiąty. Raczej nie mówi o żadnym Kage, chyba żadna wioska nie miała aż tylu władców. No cóż, może kiedyś się tego dowiem. A co do niego - kij mu w oko. O to nie będę się przekomarzać. Jak już mówiłem - czyny, nie słowa. Pożyjemy i zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni. No, ale przynajmniej pomysł z grupowym przywitaniem dobry. Dobry, bo mój. Ciekawe, czy skoro jest taki świetny, to potrafi też czytać w myślach? Jak tak, to pewnie też już wie, czemu nie odpowiedziałem i co o nim myślę. Póki co, uśmiecham się tylko przytakując twierdząco i-- aaaj, Suzuuu...! Uch, no... dobrze. Przecież nie mogę jej na siłę trzymać przy sobie. Nie, nie jestem taki. Ona na pewno też potrzebuje trochę swobody, a ja nie będę osobą która miałaby jej ją odebrać. W porządku! Kieruję się więc do tego niepotrzebnie wielkiego fotela, odwracając się potem ku wszystkim i nabierawszy powoli powietrza rozejrzałam się. Dobra, jest tu trochę osób, ale... z iloma jeszcze nie rozmawiałem? Pomińmy Landrynkową i Kwieciarza, tak jak i Książkowca. No i Atanów. Ilu osób imienia jeszcze nie znam? Licząc tak, zacząłem już sobie powoli układać w głowie następne słowa. Mhm, mhm... chyba już wiem co powiem. Ale jeszcze chwila. Dyskretnie pochylam się ku Atanowi który powinien być w pobliżu. Proszę go po cichu, by nalał każdemu kieliszek... nie wiem, jest tu jakiś alkohol na sali? Lampka wina chyba nikomu nie zaszkodzi, nie? Generalnie chodzi tylko o coś do krótkiego toastu. Oczywiście, jeśli ktoś nie będzie chciał czegoś takiego, niech znajdzie jakieś zastępstwo. Poza tym, jak jest jego tutaj kilku, to raczej nie będzie to problemem. No dobra, czas się wyprostować i zacząć coś mówić.
[ Bo tak. ]
- Więc... Khm, chciałbym serdecznie powitać wszystkich na tym przyjęciu. - rozłożyłem szeroko ręce, starając się cały czas zachować pogodny wyraz twarzy. - Zapewne będę się powtarzam, ale zaszczytem jest dla mnie móc poznać tak wiele ważnych osobistości ze świata o którym dotychczas nie miałem nawet pojęcia, a wciąż jest dla mnie okryty w większości tajemnicą. Znając swoje pochodzenie i przeznaczenie mogę się spodziewać, że nie każdy z was przybył tu wiedziony uczuciem sympatii - bardziej mogła to być ciekawość, bądź nawet chęć krytycznej oceny tego, jakie mam szanse na poradzenie sobie z przeszkodami, które niewątpliwie są już dawno przygotowane. Czy da sobie radę? W jaki sposób zareaguje na daną sytuację? Uniesie się tu honorem, czy też się go wyzbędzie? Potrafię się domyślić, że takie i inne pytania wywodzą się z zainteresowania które sprawia, że powstają "gry" takie jak ta, której częścią jestem. Nie miałem na to żadnego wpływu, a nawet nie posiadałem żadnej wiedzy na ten temat, więc moje uczestnictwo nie było w żadnej mierze moją decyzją... ale wiecie co? - wyciągnąłem jedną rękę bardziej w bok, opuszczając drugą na biodro. Chciałem odebrać swój kielich jeśli Atanowie już się uwinęli, bądź jeśli nie - gestykulując nią do dalszych słów. - Wątpię, bym miał jakoś szczególnie rozpaczać z tego powodu. Bo dlaczego? Skoro zostałem stworzony tutaj, to moja rodzina była jakby na niby? Potrafię to przeboleć. Bo będę mieć drogę usłaną niebezpieczeństwami i przeciwnościami losu? Mam być ciągle stawiany przed nowymi, coraz wyższymi poprzeczkami, stawać się ofiarą gnębienia i stawiany w niemożliwych sytuacjach, mając cholera wie kogo za przeciwników? Niech nadchodzą. Proszę bardzo, niech nadchodzą! Będę stawiał czoła każdemu wyzwaniu, korzystał ze wszystkich moich sił by przezwyciężyć wyzwania. Ale nie będę w tym sam. wiecie? Wprawdzie nie mogę powiedzieć bym poczynił już znaczące kroki w tym kierunku, ale jestem przekonany iż zaczynam zdobywać przyjaciół, których nigdy nie miałem. Tak jak ja będę z całych sił starać się im pomóc, tak i będę liczyć na ich pomoc. Obserwujecie nas! Razem pokonamy wszystko co tylko stanie nam na drodze, torując szeroką ścieżkę do lepszego jutra. Wspólnymi siłami zrobimy wszystko by nie tylko podołać wyzwaniu, ale by wdeptać je w ziemię! Nieważne, z czym nie musielibyśmy się mierzyć. Nie będzie żadnego kroku wstecz. Szanowna Rado Rodów, wszyscy tu zebrani - zapewniam was, że dostaniecie tu rozrywkę której poszukujecie - choćby oglądając kolejną z rzędu próbę przywrócenia nas w szereg przez rządzącego planszą. Nieudaną próbę. To, albo nie nazywam się Rikon! - Heh... heh. Jakie to wspaniałe uczucie. Ta euforia, entuzjazm. Niesamowite uczucie siły we własnych słowach. Niemal mącące w głowie. Nawet nie wiem, kiedy stałem się taki stanowczy, kiedy zacząłem rzucać metaforyczną rękawicę temu tam "prowadzącemu". Bo tak, to chyba było rzucenie wyzwania. Zapewne otrzymałem już kielich, który teraz unoszę przed sobą do góry. To niesamowite, jak kiedyś zawsze unikałem atencji, wolałem zaszyć się w kącie. A teraz? Kiedy wszystkie oczy zwracają się ku mnie, to było... nadzwyczaj przyjemne. Nigdy w życiu się tak nie czułem. Ale to było... świetne. Pragnąłem utrzymać tę chwilę jak najdłużej. Podobało mi się. Wręcz, ekscytowało. Ale gdybym ciągnął to zbyt długo, tylko bym wszystko teraz zepsuł. Przytaknąłem się do samego siebie z uśmiechem, którzy zdążył się już pewnie poszerzyć do granic możliwości i jeszcze wyżej uniosłem kielich, lampkę czy cokolwiek dostałem.
- To święto miało być moje, ale... ngh.
Wdech.
- ...Kocham cię, Suzu!
Do dna.
Do. Dna.
Nie patrz.
Do dna..
Firanke - Śro Maj 22, 2013 11:47 am
Czułeś się wyjątkowo majestatycznie. Prawdopodobnie, a raczej na pewno było to spowodowane płaszczem, który otrzymałeś. Wydałeś polecenie najbliższemu z "-atanów", a ten po skinięciu głową wyciągnął rękę przed siebie. W jego otwartej dłoni pojawiła się kula czerwonego światła, która rozszczepiła się na wiele, wiele nici, które wystrzeliły w kierunku wszystkich kielichów które pojawiły się nie wiadomo skąd, zapełniając je czerwonym winem. Światła zostały przyciemnione i w momencie, gdy rozpocząłeś przemowę, tylko jeden duży promień oświetlał twoją sylwetkę, wyróżniającą się w ten sposób pośród wszystkich. Czy ten popis był aż tak potrzebny, skoro już nosiłeś na sobie ten płaszcz? Wyprostowałeś się i rozpocząłeś przemowę. Mówiłeś długo, rozkładając szeroko ręce. Wyraziłeś swój zaszczyt wobec zapoznania się z ważnymi osobistościami tego świata, podszedłeś realistycznie i przyziemnie do celu ich przybycia. Widziałeś, że po sali rozległo się kilka uśmieszków, jak gdyby wiedzieli doskonale, o czym mówisz. Zacząłeś zadawać pytania odnośnie swojej reakcji na sytuację, wieńcząc je swoimi przemyśleniami oraz determinacją, zapewnieniem, że będą mieli co oglądać. Niebezpośrednio rzuciłeś wyzwanie prowadzącemu, przywódcy tego świata. Wydawało ci się, że nie można być bardziej skupionym na tobie, a jednak po tych słowach spojrzenia zaczęły wydawać się przytłaczające. Ten od gadania z książkami i ten od gadania ze stołami? Wydawali się być bardziej niż zdziwieni tą deklaracją. Czerwony szybko wrócił do swojej obojętnej miny, niebieski zaczął kręcić głową odradzająco, przejeżdżając palcem wskazującym wszerz swojej szyi. Siedząca przy prawym stoliku Rada Rodów wydawała się być równie zdziwiona. Ten Travis pokręcił nawet głową z lekkim uśmiechem, a coś na jego twarzy przynosiło na myśl słowa "yare, yare". Każda kolejna chwila mogła być coraz bardziej przytłaczająca - jednak szybko się z tym oswoiłeś. Nerwy zastąpiła przyjemność z zaistniałej sytuacji. Uniosłeś lampkę do góry, wyznając swoje uczucie wobec Suzu. Nie patrzyłeś, więc nie mogłeś spostrzec jej reakcji. Aczkolwiek cisza była martwa bardziej, niż martwa być mogła. Dopiero po chwili ktoś zaczął bić brawo. I chyba nawet była to Shix. Potem kwiecisty. A w ich ślad wszyscy.
- Tak, to był sygnał, moi drodzy. Można pić. A potem i żreć. Ale podczas posiłku w duchu dziękujcie naszemu szanownemu urodzinowemu za obietnicę wspaniałego pokazu, gdyż chętnie przyjmę jego wyzwania i poszerzę je na resztę pionków.. - po tych słowach oklaski rozległy się ponownie, jeszcze żywiej. Oboje zarządzający tym światem następnie ukłonili się krótko zebranym i skierowali w stronę prawego stolika, przy którym było jeszcze pięć wolnych miejsc. Usłyszałeś, że goście wymawiają jakieś tam nazwy potraw, czy to "schab", czy "scagiolli z winem", "potrawka z kurczaka". Zaowocowało to tym, że szybko zjawiły się one na ich talerzach. Teraz mogłeś dokładniej przyjrzeć się gościom, dla których wcześniej nie miałeś czasu.
Przy lewym stole, gdzie była cała ekipa z którą się witałeś były jeszcze cztery osoby. Niska, ruda dziewczyna z kwiecistymi kokardami we włosach, różowo-białej, prostej sukni do kolan i sandałach. Zwróciłeś na nie uwagę z powodu ewenementu - małych, ale wyraźnie widocznych, białych skrzydeł, po jednym do każdego z sandałów. Zajęta była konwersacją z wyższą dziewczyną o jasnozielonych, kręconych włosach do ramion, która nosiła na sobie czarne, materiałowe spodnie, brązowy pas i białą, męską koszulę. Nie widziałeś co prawda jej twarzy, ale sądząc po budowie raczej nie pomyliłeś się co do płci. Zaraz obok niej spokojnie popijający z kielicha, wysoki, smukły młodzieniec o długich, szpiczastych uszach, przydługich czarnych włosach w nieładzie, oraz, co mogłeś zauważyć, gdy krótko spojrzał w twoim kierunku - czerwonych oczach. Całkowicie ubrany na czarno, z czarnym płaszczem, który wyglądał jak gdyby służył tylko do tego, by dramatycznie powiewać na wietrze. Ten rządek kończył gość z niesamowicie długim, ciemnożółtym szalem, który był opleciony na jego szyi i rękach. Miał krótkie, postawione na sztorc brązowe włosy i okrągłe okulary. Do tego granatowy sweter i ciemnożółte bojówki. Odstawił się dziwnie jak na taki iwent.
Przy drugim stoliku, gdzie polecieli Hamescus i Shix, siedzieli też teraz Sky i Strifer, oraz ta dziewczyna, która wcześniej była opleciona zwojem materiału przez jednego ze stwórców. Teraz ubrana była w ciemnopomarańczową sukienkę z falbankami. Wyglądała na trochę znudzoną i trzymała zdecydowanie dystans od czerwonogarniturowego. Naprzeciwko niej była bursztynowy, młoda kobieta w szkarłatnym kimono. Z króliczymi uszami - tak, króliczymi. Przez jej ramię przewieszony był kołczan. Obok niej z rękoma i głową na stole przysypiała jakaś dziewczynka o krótich, prostych, bardzo jasnoniebieskich włosach. Niezbyt widziałeś w co była ubrana, gdyż wysoka łuczniczka zasłaniała drobną dziewczynę - na pewno było to coś bez rękawów. Wyższy chłopak o bardzo kręconych włosach w tym samym kolorze położył dłoń na jej głowie i pogłaskał ją. Biała, elegancka koszula, czarna muszka i czarne szelki - tyle widziałeś z jego ubioru. Chociaż ten cylinder na stole pewnie też należy do niego. A tuż obok mignęła kobieca ręka - ściągnęła talerz ze stołu i wsunęła wraz ze sobą pod obrus. Czyli ktoś tam jeszcze jest. W sumie, przecież dalej "wolne są trzy miejsca".
Tak czy siak, miałeś teraz chwilę na siebie. I od Ciebie zależało, jak nią rozporządzisz.
Jedius 9 Baka - Czw Maj 30, 2013 8:29 pm
Huh, huh, huuuh... to było całkiem niezłe. Tak, teraz, gdy emocje zaczęły powolutku opadać, zacząłem czuć jakąś... satysfakcję. Słyszałem, co powiedział ten kwiatowy. I nie sprawiało to wcale, bym zamierzał się wycofywać. Wręcz przeciwnie. Bo jeśli rzeczywiście zostałem tu rzucony, by dokonywać jakiegoś swojego przeznaczenia w grze, to... chciałem dodać coś od siebie. Zdecydowanie. Nie będę "jakimś pionkiem", jak mnie tu nazywają. Wszyscy zobaczą, na co stać Rikona Konoirori! Będę się też jednak musiał nie lada postarać, by rzeczywiście poprzeć swoje słowa. Ale zawsze miałem, pod górkę, nie? Nie będzie mi aż tak przeszkadzało, jeśli dalej będzie tak samo. Teraz przynajmniej czuję, że nie robię tego na nic. Że jestem za to wynagradzany. Tym uczuciem, tą... satysfakcją. Wiem, że nie robię tego jako jeden z wielu, jako porażka, która usiłuje tylko przeżyć. Teraz jestem tym, na kogo zwrócony jest wzrok wielu. Być może przez renowę tego "Jediusa-idioty", czymkolwiek on zasłynął. Ale to fajne uczucie. Świetne wręcz. Rzeczywiście mam zamiar robić to, co powiedziałem. Dajcie mi przeciwnika a pokażę wam, jak sobie z nim podołać. Hah! Tak, to niewątpliwie wspaniałe uczucie!
Ale póki co, to chyba czas, żeby się odprężyć. Urodziny, co? Kolejny rok, który udało mi się przeżyć. Rzeczywiście powinienem skorzystać z tego dnia. Jest tu tyle osób! Być może wcale nie spotykam ich po raz ostatni. I doskonale zdaję sobie sprawę, że sam nie dam rady podołać wszystkiemu, co ściągam sobie na głowę. A to oznacza, że warto stworzyć sobie sprzymierzeńców. Chyba każdy stąd posiada jakieś specjalne umiejętności, tak jak tamten gada z książkami i tak dalej. Może ktoś będzie potrafił coś naprawdę przydatnego? Skoro już bywam w tym świecie, to warto i tutaj zbudować sobie jakąś przewagę. No cóż, ale nie dowiem się póki nie poznam tutaj każdego. To moje pierwsze zadanie. Odstawiam więc pusty kieliszek na blat. Od kogo zacząć? To jest poniekąd trudne pytanie. Ale z drugiej strony, nie ma znaczenia. Skoro i tak mam rozmawiać z każdym, to porozmawiam z każdym, niezależnie od kolejności. Wstaję więc i idę najpierw w lewo. Hm, te dwie na razie ze sobą rozmawiają, więc... nie będę się wtrącać, to mogło by być niegrzeczne i straciłbym punkty na sam start. Ale to nie znaczy, że nie spojrzę w tym kierunku. Jak usłyszę coś z rozmowy to nic złego się nie stanie, nie? W ogóle, sandały ze skrzydłami? Dziwne. Choć nie tak, jak gość z szalikiem na swetrze. W sumie nie zdziwiłbym się wcale jakby się okazało, że te budy pozwalają latać. No, ale dobra - pierwszą osobą będzie ten z peleryną, co ma takie dziwne uszy. Podchodzę doń i skłaniam głowę na przywitanie, nie chcąc wyglądać jak jakiś gbur. a potem wyciągam do niego dłoń.
- Witam serdecznie. Rikon Konoirori. To dla mnie zaszczyt gościć wpływowe osoby w tym świcie. Mogę poprosić o przedstawienie się? Jestem niezmiernie ciekawy tego, kim jest każda z osób tutaj zgromadzonych. - no, chyba dobrze. Nie wiem, jakim jest typem, ale raczej się nie obrazi. To znaczy, tak mi się wydaje. A kto wie, może potrafi coś przydatnego, jak gadanie z drzewami. I może mnie nauczy.
Firanke - Nie Cze 09, 2013 6:02 pm
Minąłeś rozmawiające kobiety, spoglądając w ich kierunku. Liczyłeś na to, że może uda się zasłyszeć coś z ich rozmowy. Nie było łatwo, gdyż prawie każdy tu o czymś konwersował, a do tego, jak gdyby specjalnie przeszkadzając twoim planom, rozległa się wesoła muzyka, jeszcze bardziej stłumiająca głosy. Tym bardziej dziwne było to, że im bardziej chciałeś zasłyszeć to, o czym mówią, tym wyraźniejsze były ich głosy. Jak gdybyś mógł je słyszeć tylko dlatego, że tego chcesz.
- Ale dalej czuję pewien niesmak po tym, jak zgapił ode mnie wszystkie transmutacje. Co najmniej połowa tutejszych rozwiązań jest skradziona. Czy on nie ma żadnych zahamowań? - zielonowłosa żachnęła się kobiecym, choć dość niskim głosem, spoglądając na sandałową, która tylko chwyciła kieliszek wina i zakołysała nim w dłoni z uśmiechem.
- To jest Vinaderci, z nim nie ma co dyskutować. Nie dba o reputację bo i tak ma wszystko, czego by chciał. Powiedz mi lepiej, czemu nie chcesz brać udziału w tej grze?
- Czy to nie oczywiste? To bezczelna kopia tego, co szykuje Bakka. Pozbawiona jest stylu i nastawiona na to, by jak najbardziej dokopać grającym.
- I to jest w niej piękne. Tutaj każdy może dołączyć - tylko, że praktycznie nic nie chce. Za wysoki poziom, brak jakiegokolwiek wynagrodzenia poza satysfakcją. A pionka można sobie zastąpić w każdej chwili. - na ostatnie słowa sandałowej zielonowłosa skrzywiła się, cyknęła językiem i odpowiedzała niemal natychmiast:
- To są żywi ludzie. Nie możesz tak o nich mówić, Rurica.
- Tak jak i kwadryliony innych istot. Jestem bardziej zainteresowana ich przygodami niż ich życiem. Przynieś może ser, Li. Samo wino to tak wiesz, na biedacko. - dalszej wymiany zdań nie mogłeś już śledzić, gdyż stanąłeś obok uszatego z peleryną. Skłoniłeś głowę na przywitanie, po czym wyciągnąłeś w jego kierunku dłoń, przedstawiając siebie i cel rozpoczęcia konwersacji. Odwrócił się nieśpiesznie w twoim kierunku, po czym podniósł się na nogi. Był niższy od ciebie o jakieś dziesięć centrymetrów. Nie uścisnął dłoni, jednak również skinął głową.
- Aliswynn Tel'ier. Poszukiwacz, łowca artefaktów. Cień. - spoglądał tak chwilę, bez słowa, zanim dodał kolejną kwestię - Nie znam większości osób tutaj. Jestem, ponieważ dostałem zaproszenie poprzez Strifera. - jego spojrzenie przeniosło się z ciebie na płaszcz, który nosisz. I przez dobre kilka sekund na nim spoczywało, zanim znów zaczął patrzeć na ciebie - Awatar Shinitori. Jaka jest twoja historia? - teraz, gdy był do ciebie odwrócony przodem mogłeś zauważyć, że przy czarnym pasie posiadał kilka pochew z rozmaitymi sztyletami i krótkimi mieczami o ozdobnych rękojeściach, od drewnianych, przez posrebrzane, do takich z czystego złota. Całkiem pokaźna kolekcja. A po lewej nawet miał dwa rapiery. Jak on z tym może siedzieć?
Jedius 9 Baka - Pią Cze 28, 2013 3:16 pm
...co zgapił? Kto zgapił? Zasłyszenie rozmowy w sumie niewiele mi dało. Dowiedziałem się co najwyżej tyle, że ta w sandałach najpewniej jest kolejną snobką. No nic, rozmawiam teraz z tym uchatym, to i na nim się skupię. Nie będę odbiegał nigdzie myślami, bo to chyba niegrzeczne, czy coś. Nie znam się na tym. Aliswynn Tel'ier... nie, na pewno nie słyszałem tego wcześniej. Łowca artefaktów - no, to by wyjaśniło dlaczego ma przy sobie tyle rzeczy. Wręcz za dużo rzeczy. Ale pewnie jak każdy kolekcjoner, jest po prostu dumny z tego, że może swoją kolekcję zaprezentować publicznie. Czy coś takiego. Dłoni nie uścisnął, ech. O żółwika też nie chodziło. Mogliby wywiesić przy drzwiach taką instrukcję obsługi tego jak się witać z każdą osobą, bo można popełnić jakąś pomyłkę. I znów to "Shinitori". Niezbyt wiem o co chodzi z tą nazwą, ale występuje w podobnym miejscu co "Bakka" albo "Jedius-idiota". Może chodzi o tą palącą się co z nim była? Sam nie wiem. Ale "Awatar Shinitori" to na pewno będzie o mnie. Zapamiętam. Moja historia... ugh. Ehm. Jakby mu to powiedzieć...
- Hah, moja historia. - z lekkim zakłopotaniem odwróciłem wzrok w górę, uśmiechając się czy coś na czas szukania dobrej odpowiedzi. - Nie mogę powiedzieć, by... była to interesująca powieść. Z początku żyłem z rodzicami jak najnormalniejszy dzieciak, ale... to się zepsuło. W wyniku napadu bandytów moi rodzice stracili życia, zostałem całkiem sam nie mając dalszej rodziny, więc... ehm. No, generalnie... byłem cały czas samotnikiem. Dość mocno zamknięty w sobie i tak dalej. Nie cierpiałem innych ludzi. Szczególnie żyjąc w takim miejscu jak Kiri-Gakure. Wiesz, jeśli nie mordujesz to jesteś mordowany i tak dalej. Do tego, każda z osób która mi towarzyszyła jako członek tej samej drużyny, ginęła jedna za drugą, yhm... Dostawaliśmy niemożliwe zadania i tak ten... w końcu dostałem samotnie zlecenie dostarczenia jakiejś głupiej wiadomości do innego kraju, i znów stało się coś czego nie potrafię wyjaśnić, ale dotarłem w końcu do tej wioski w górach, gdzie chcieli mnie stracić bo okazało się, że nagle wybuchła wojna i w ogóle. Powołałem się na prawo pojedynku, pokazałem mistrzowi tych barbarzyńców gdzie raki zimują i stwierdzili, że mogę zostać, i teraz tutaj przydzielili mi drużynę. No i wysłali od razu na kolejne zadanie. Przynajmniej to nie wygląda wcale na trudne, choć twierdzą inaczej. Tyle w skrócie. Eheh. - No, bo... chyba tak było. Tak bez większych szczegółów. Rany, ale ja mam paskudny życiorys. Ale właściwie ten gość pomimo dziwacznego wyglądu wydaje się być całkiem w porządku. Na pewno nie jest zadufany w sobie. - A ty? Znaczy, jak właściwie zostałeś tutejszym... nie wiem, mieszkańcem? - to było jakby nie patrzeć dobre pytanie. Skąd się ci wszyscy ludzie wzięli? I dlaczego to oni patrzą na moją "grę" a nie na odwrót?
Firanke - Pon Lip 01, 2013 3:11 pm
Długouchy przytakiwał co chwila, słuchając skróconej wersji twojego życia. Gdy tylko skończyłeś opowiadać zaczął mówić, dość spokojnym, miarowym głosem.
- Zlecenie dostarczenia wiadomości. To był moment zmiany w Twoim życiu. Od tego czasu twoja podróż rozpoczęła się na nowo, choć prawdziwy wymiar zaczęła przybierać dopiero w okresie od tego, gdy ruszyłeś wraz z kompanią cyrkową. Jesteś interesującą personą. Nie należysz ani do starej, ani do nowej gry. Nie jesteś jedną z figur starego porządku, gdzie największe gwiazdy lśniły w wioskach Liścia i Dźwięku. Nie jesteś figurą nowego porządku taką jak pozostali w twojej sytuacji, których zdążyłeś już poznać. Jesteś gdzieś na granicy pomiędzy jednym... a drugim. - z wewnętrznej kieszeni płaszcza wyciągnął parę małych, okrągłych okularów, które założył. Ponownie zaczął ci się przyglądać - Jesteś pewnego rodzaju anomalią, awatarze Shinitori. Posiadasz dary i przewagi nowej gry, jednocześnie zachowując błogosławieństwo starej. Błogosławieństwo, które przerosło ich możliwości. Czy przerośnie i ciebie? - milczał przez chwilę, tworząc złowrogą ciszę. Mogłeś mu teraz zadać swoje py-- a nie, nie mogłeś. Znów zabrał głos - Nie wiem, jak wyobrażają sobie tą grę. Jeśli przeciwnik, który będzie czekał na ciebie na końcu twej przygody posiada przeciętnie potęgę 10 na 10... to dla porównania, ty aktualnie posiadasz mierne 2, może 3 na 10. Jeśli dasz z siebie wszystko, podniesiesz to do pięciu, jednak szybko zabraknie Ci nasycenia. Pozostali też oscylują w tej skali - około dwóch na dziesięć. Jeżeli ja pozbawiony swoich artefaktów miałbym osiem na dziesięć, to czy potrafisz pojąć to, przed jak chory wyzwaniem jesteś postawiony, awatarze Shinitori? - zamilkl. No, teraz mogłeś zapytać! I zapytałeś. Uniósł wyżej głowę, ściągając brwi.
- Ja? Poniosłem śmierć. Wraz z trzema innymi osobami udało nam sie zgładzić Bahamuta. Pewnie o nim nie słyszałeś. - spojrzał na zielonowłosą, mówiąc dalej - Dwoje z nas trafiło tutaj. Wzniosło się na wyższy poziom istnienia. Trzecia trafiła do piekła. Ostatnia żyje i ma się dobrze, w świecie, z którego pochodzimy. - ponownie spojrzał na ciebie - Pozwolono nam zamieszkać w Vix Castellum, oraz zachować dobytek, który posiadaliśmy za pierwszego życia. Dlatego też nadal posiadam ze sobą pół historii wyspy i kontynentu, zawarte w tych skarbach. - odchylił nieco płaszcz, by lepiej zaprezentować kolekcję.
Jedius 9 Baka - Pon Lip 22, 2013 10:31 pm
- Błogosławieństwo... - powtórzyłem bardziej do siebie w zamyśleniu. To słowo bardzo fajnie brzmiało, ale było też cholernie zagadkowe. Pamiętam bardzo dobrze to wciśnięcie mi dziwnego płomienia, ale... było coś jeszcze, coś z wcześniej? Dziwne uczucie jest mieć taką świadomość, a jednak... nie czuć się jakoś specjalnie wyjątkowo. To jest, zawsze byłem raczej przeciętny. A nawet i poniżej przeciętnej. Choć... rzeczywiście, po tych najdziwniejszych zdarzeniach z mojego życia wszystko zaczęło się toczyć jakby inaczej. To przez moją zmianę nastawienia? "Płomień sprzyja śmiałym", huh. Gdyby nie to, co udało mi się zaobserwować to pewnie nigdy bym nie uwierzył w takie słowa. Ale chyba coś w nich jest. Tak czy siak...
Ta liczbowa teoria brzmiała całkiem interesująco. Dwa lub trzy, ale potrafiłbym być piątką. A to i tak dwa razy za mało by choćby wyrównać strony z zagrożeniem, które będzie czekało na... zaraz, to to już jest wszystko ustalone? To znaczy, że... można się do tego przygotować. Dobrze wiedzieć. A w temacie przygotowań...
- Mówisz... że z gołymi dłońmi byłbyś "ósemką"... - nachylam się nieco by móc się lepiej przyjrzeć arsenałowi ze szczerym zdumieniem. Oczywiście tylko na tyle blisko by nie było to niezręczne. - Ale to znaczy, że dzierżąc choćby jeden z tych przedmiotów byłbyś już większą... "cyfrą", prawda? Zastanawia mnie, czy i ja miałbym szansę polepszyć się w ten sposób. Myślisz, że gdzieś w zakątkach kraju Błyskawic kryją się podobne artefakty, mogące odwrócić sytuację na moją korzyść jeśli tylko zostałyby prawidłowo użyte? Coś, co sprawiłoby, abym mógł choćby na krótką chwilę stać się jedenastką? - uśmiechnąłem się do siebie uniósłszy znów wzrok ku jego twarzy. - Na konsekwencje pewnie i tak nie zwracałbym uwagi. Nie wiem co tam na nas czyha, ale jeśli mógłbym się tego pozbyć by Suzu nie musiała się tego obawiać, to... niech się ze mną dzieje co się chce. Wydaje mi się, że ona i tak za mną nie przepada. - odwróciłem głowę w bok, poszukując ślicznej Suzu-nyan wzrokiem. Właściwie, co mnie naszło by się z tego zwierzać? Znam gościa od pięciu minut, urgh. No ale teraz już słów nie cofnę. Po prostu poczekam na odpowiedź. I zobaczę co robi Suzu. Tak. To równie ważne zadania.
Firanke - Wto Sie 27, 2013 4:56 pm
Aliswynn odsunął się nieco na gest nachylenia się nad jego arsenałem, nawet, jeśli nie było to inwazyjne. Słuchał uważnie, przytakując na kolejne stwierdzenia chłopaka.
- Czy istnieją artefakty w krainie błyskawic? Oczywiście. I nie tylko w niej. Cały wasz świat jest nimi przepełniony, o rozmaitej sile. Na jeden z nich miałeś chyba nawet okazję natrafić u wioskowego kowala, prawda? - sięgnął do kieszeni spodni, wyciągając dość duży, spłaszczony, owalny kamień o kremowej barwie - Artefakty jak ten miecz nazywamy "Umieszczonymi". Są jeszcze dwa rodzaje - "Przyznawane", za szczególne osiągnięcia. Oraz "Paktowe". Te ostatnie, cóż... mogę uchylić Ci rąbka tajemnicy. Ale musimy dosłownie na chwilę stąd zniknąć. To twoje święto, więc mogę dzisiaj poświęcić jeden ze swoich kamieni przełamania przestrzeni w ramach prezentu. Wystarczy, że go dotkniesz. - niewiele myśląc, podjąłeś się obmacania klejnotu należącego do mężczyzny. Momentalnie poczułeś, jak świat dookoła was rozpływa się. Otoczenie ucichło jak za dotknięciem różdżki, a bezkresna, gwieździsta przestrzeń była wszystkim, co dało się zobeczyć dookoła, pod i nad wami. Wisiałeś w bezkresnej nicości.
[BGM: Psy-chorus]
- Aby otrzymać przedmiot paktowy, trzeba zawiązać... "Pactio". Nie mogę ci za wiele o tym powiedzieć - jest to starożytny system Mahorański, który zaginął wraz ze śmiercią tamtego świata w wielu rzeczywistościach na raz. Czemu więc znajduje się w tej grze? Cóż, został odtworzony od zera - a jego autorem jest Sky. Może go znasz. Jest jednym z niewielu ocalałych po zapadnięciu się jego rodzimego świata - podobnie zresztą jak Strifer. - skierował rękę na swoje prawo, a z nicości zaczęły powoli rysować się ich całkowicie czarne sylwetki, powoli nabierając szarości, a następnie koloru. Kolejne machnięcie ręką rozpłynęło je - Pierwotnie Pactio pozwalało na zawiązanie więzi między Magister Magi, czyli dawcą, a Minister Magi, czyli biorcą. Minister Magi zobowiązuje się być wiernym sługą i partnerem Magister Magi, a w zamian otrzymuje specjalną kartę ze swoim wizerunkiem, która pozwala mu na przyzwanie artefaktu paktowego, nawiązywanie więzi ze swoim przełożonym. Taką samą kartę, z wizerunkiem swojego podopiecznego otrzymywał Magister. Za jej pomocą mógł wtłoczyć część swoich mocy na potrzeby słabszej strony. Jednak w obecnym systemie, stworzonym przez Sky'a, te korzyści są znacznie... osłabione i ograniczone, żeby nie powiedzieć - praktycznie nieistniejące. Nie wiem, czy nie pozwolono mu na zrobienie tego, czy może nie był w stanie wiernie odtworzyć tego starożytnego systemu. Prawdą jest jednak to, że pakt wciąż daje artefakt. A znaleźliśmy się tu, bym mógł pokazać ci kilka z nich. A raczej ich odbicie w mojej pamięci. - ponownie wskazał ręką na swoje prawo, gdzie zaczął wytwarzać się długi wachlarz. Rikon bez problemu mógł go zidentyfikować jako Harisen, używany do tradycyjnych przedstawień. - Ten niepozornie wyglądający rekwizyt do pokazów to Ensis Exorcizans. Posiada umiejętność znacznego ranienia, osłabiania i wypędzania wszystkich, którzy nie należą do świata, w którym przebywa jego użytkownik. To nie jest jego prawdziwa forma. Nigdy jej nie widziałem, ale podobno dla umiejętnego użytkownika potrafi przybrać formę potężnego miecza. Pięć na dziesięć, na oko... osiem na dziesięć w swojej prawdziwej formie. - zakręcił młynek dłonią, po czym wyciągnął ją na wyprostowanej ręce wierzchem do dołu, zmieniając obraz na długi kij - Shinchintetsu Jizaikon. Kostur twardy niczym adamant, który potrafi wydłużać się do woli. Podobno należał do wielkiego małpiego króla przed jego śmiercią. Trzy na dziesięć pod względem całkowitej potęgi, jednak z umiejętnym zastosowaniem potrafi być nawet osiem nas dziesięć. - podszedł bliżej, chwytając kij, który momentalnie poczerniał i przemienił się w płaszcz tego koloru - Tengu no Kakuremino. Płaszcz, pod którego przykryciem można ukryć się na widoku, wymazując całkowicie swoją obecność. Pożera jednak niesamowicie nasycenie. Jego wycenę pozostawiam tobie. - podrzucił płaszcz, zamieniając go w pył, który zniknął gdzieś w przestrzeni. Zaczął obchodzić Cię naokoło, by po chwili wyciągnąć w pustki miecz, jak gdyby zawsze tam był. Zakręcone, patynowe ostrze było bardzo charakterystyczne. Zakończone złotą rękojeścią z jelcem o kształcie smoka. - Lævateinn. A raczej jego osłabiona replika, gdyż Hamescus nie pozwoliłby, by tak potężna broń znalazła się na planszy. Pobiera nasycenie bądź krew, w zależności od woli swojego użytkownika, wzmacniając się w trakcie walki. Do tego zawiera starożytną wiedzę, która utrwalona jest w pamięci i ruchach użytkownika tak długo, jak go dzierży. U szczytu wykorzystania ... dwanaście na dziesięć. - zakręcił młynek mieczem, zamieniając go w prosty, najzwyklejszy w świecie miecz - Asauchi. Całkowita czysta kartka. Rozwija się wraz ze swoim nosicielem. Skala siły? Każda możliwa. - uderzył mieczem w niewidzialną posadzkę, rozbijając go na tysiące kawałków. Zachował się jeden z nich, który chwycił do ręki - srebrny pierścień z rubinem - Fuego Rico. Pierścień, który zbiera w sobie energię, by następnie uderzyć śmiercionośnym płomieniem nie do ugaszenia, bądź skąpać kogoś w gorących językach leczącego ognia. - zgniótł go w ręku, a pył rozpłynął się w powietrzu - To wszystkie artefakty paktowe, które znam. A jest ich wiele. Nie wiem dokładnie, ile. Mogę ci jeszcze tylko powiedzieć, że twoich jedenaście na dziesięć podsumowując jest około... pięć. I szansa na nie jest bardzo niska. - rozłożył ręce - Wszystkiego najlepszego. Czy coś jeszcze chcesz wiedzieć? Mamy jeszcze tylko chwilę. - zapytał, obracając się nerwowo za siebie.
|
|