Wiele sfer
Mało gier

Że Gra - Metaworld - Gdzieś Indziej

Cinek - Śro Mar 27, 2013 11:28 pm

Cudowne uczucie. Jeśli tak wygląda pożeranie dusz... to jestem gotowy zrobić wszystko, aby skonsumować ich jeszcze więcej. Życia innych ludzi nie znaczyły w tej chwili dla mnie wiele więcej poza ewentualnym pokarmem, którym mogłem nasycić swój wieczny głód. Tak - mrok wewnątrz mnie domagał się więcej. Musiałem urosnąć w siłę, aby nadrobić czas stracony przez moje słabsze "ja". Nareszcie! Nareszcie byłem naprawdę wolny! Kraty mojego umysłu zostały wyważone na zawsze!
Spojrzałem na Emonsei. A, no tak. Nowe ciało. Miała trochę racji. Zareagowałem na jej słowa pobłażliwym uśmiechem, przekręcając delikatnie głowę na bok i patrząc na nią z politowaniem.
-Oczywiście, zbawienia nie ma dla mnie i nigdy nie będzie - powiedziałem głośno w jej stronę. -Przykro mi jeśli cię rozczaruję, ale w obecnej chwili nie jest to rzecz, do której przykładałbym szczególną uwagę. Od kiedy pozbyłem się swojej słabszej strony, nie dbam już o tego typu szczegóły. Kto jak kto, ale ty powinnaś wiedzieć o tym najlepiej.
Uśmiechnąłem się szerzej, kontynuując swoją wypowiedź.
-Masz rację. Ten idiota przykładał wagę jedynie do siły swoich mięśni, zupełnie lekceważąc możliwość zdobycia dużo innego rodzaju potęgi. Ta ignorancja musi zostać naprawiona i wygląda na to, że twoja propozycja jest mi bardzo na rękę. Nawet jeśli miałoby to odbyć się kosztem mojej przewagi fizycznej nad innymi ludźmi, potrzebuję teraz czegoś więcej. Czegoś, co możesz mi w tej chwili ofiarować, abym mógł w przyszłości nasycić swoje prawdziwe pragnienia. Muszę stać się potężniejszy, aby móc wyrównać rachunki z kilkoma osobami na tej waszej żałosnej planszy. Oczywiście tylko i wyłącznie dla mojej własnej przyjemności.
Spojrzałem na swoje dłonie, po czym zacisnąłem je w pięści. Czas przypieczętować moje przeznaczenie i ruszyć nową ścieżką. Moja prawdziwa podróż zaczynała się właśnie teraz. Kiedy wrócę do realnego świata... nic nie będzie mogło stanąć mi już na drodze.
-Fakt wyrzeknięcia się mojej przeszłości jest chyba oczywisty. Nie zamierzam przyznawać się do godnych pożałowania czynów, których dopuszczał się mój poprzednik. Jestem kimś zupełnie innym. Ten żałosny cień odszedł już bezpowrotnie i nigdy nie wróci. Teraz to ja przejmuję jego przeznaczenie i zamierzam decydować o swoim losie wedle własnego uznania.
Uśmiechając się jadowicie, skłoniłem się lekko w pasie, podpierając się ręką wzdłuż brzucha i unosząc spojrzenie na Emonsei. Była to ostatnia rzecz, jaka pozostała mi do zrobienia, aby uwolnić się z tego świata i wrócić na dół, aby wprowadzić swoje plany w życie.
-Czuj się wolna, aby pozwolić mi na powrót i zmianę mojego ciała na bardziej odpowiednie. Chcę poznać swoje nowe możliwości i moce tak szybko jak to tylko możliwe. Zanim jednak stąd zniknę... mam ostatnią prośbę. Chcę zatrzymać część wspomnień z tego świata. Muszę wiedzieć, że Lah'ra została przeze mnie zgładzona. Jakkolwiek by to dla ciebie nie zabrzmiało, tam na dole powinienem domyśleć się, jakie powinny być moje dalsze kroki. Jak już mówiłem, mam dużo rachunków do wyrównania. Póki co, tyle informacji powinno mi wystarczyć. Otrzymując od ciebie życie, mogę wreszcie ruszyć tą grę... i nacieszyć się nią w pełni po raz pierwszy.

Jedius 9 Baka - Czw Mar 28, 2013 1:54 am

Emonsei wysłuchiwała cię zachowując cały czas prostą postawę. Niemal wcale się nie poruszała. Jedynie palce jej lśniącej, prawej dłoni podrygiwały od czasu do czasu niecierpliwie. Choć niecierpliwości wcale nie ukazywała jej twarz, zawężone powieki, wykrzywione w dół usta. Słabe powiewy nocnego wiatru rozwiewały wam wszystkim włosy, poruszały luźnymi elementami ubioru. I czułkami.
Przytaknęła powoli, wysłuchując twoich życzeń dotyczących nowego ciała. Słysząc zaś o porachunkach, jej usta urosły się do uśmiechu. Ten jeszcze bardziej poszerzył się, kiedy rzeczywiście wykonałeś delikatny ukłon. Widać było to dla niej wystarczające. Ciche "Kel mak an, Emonsei." wydostało się z ust klęczącej trójki.
- Doskonale. Masz pełną swobodę. Postępuj wedle woli. Jednak bądź gotów na moment, w którym dostaniesz swoje jedyne zadanie. Zadanie będące zapłatą za dar. Do tego momentu... rośnij w siłę. Wyrzynaj, morduj, gwałć nie dbam o to. Jesteś wolny. - jej głowa powoli obróciła się w jej prawo. W tę samą stronę skierowała wzrok, trochę go unosząc. Podążyłeś za jej spojrzeniem. na samym horyzoncie, właściwie zza niego, wystrzeliło do góry złote światło, niczym raca. Choć wyglądało pozornie jakby z czasem zwalniało, wiedziałeś, że wcale tak nie było. Tak naprawdę, po wzniesieniu się na swoją wysokość, zaczęło się zbliżać. A do tego, nie było samo. Chwilę później pojawiły się dwa kolejne, a potem następne i jeszcze więcej. Wkrótce było ich tam grubo powyżej setki, niczym cały gwiazdozbiór, nadlatujący nieubłaganie.
- Wygląda na to, że nadchodzi spóźniona... "sprawiedliwość". Mamy mało czasu. Przygotuj się. I ani kroku. - przesunęła nogą ciało leżącej po ziemi naprzód. Ta musiała chyba dopiero odzyskać przytomność. Podnosiła właśnie głowę, kiedy została przez dwie pozostałe postaci ujęta za ramiona. Mocno. Na tyle, że nie mogła się wyrwać. Zaczęła szybko obracać łeb na boki, panicznie się rozglądając, gdy została obrócona twarzą do Emonsei, która unosiła pięść. Gdy jeszcze nogi byłej kosy zostały pochwycone przez najmniejszego z robaków, zaczęła krzyczeć w przerażeniu. "Dlaczego ja!? Weź kogoś innego! Na litość Kalehmeg, nie mnie!" i wiele więcej podobnych słów nie zmieniło nawet wyrazu twarzy Emonsei. "Kosa" została postawiona tuż przed tobą, plecami o klatką piersiową. Próbowała się wyrywać. Bezskutecznie.
- Oczywiście. Od początku było to moim zamiarem. Teraz... czas na dopełnienie umowy. Przyjmij duszę bliskiej memu sercu. Będzie bolało.

"Nie, Emonsei, błagam, NI--"

Zaciśnięcie zębów najpewniej wcale nie mogło pomóc. W istocie, to bolało. Trudno, by przebicie dłonią przez serce na wylot nie sprawiło bólu. Ale prócz bólu, cios przebijający zarówno pierś zarówno twoją jak i tej przed tobą, przynosił coś jeszcze. Siłę. Ciepło. Możliwości. Bardzo dosłownie poczułeś, jak opuszczasz to miejsce. Z ogromną prędkością pędziłeś przez pustkę, opadałeś. Gdziekolwiek byłeś, widziałeś, że zbliżasz się tam, gdzie chciałeś teraz być.
W miejscu, gdzie nastąpi twoje odrodzenie.

* * *

Emonsei uniosła w górę prawą dłoń. Wąskie strumienie krwi popłynęły po niej ku jej plecom. Tam zatrzymały się, pociemniały i stwardniały, tworząc pod ubraniem stały znak. Została jej tylko czwórka. Ale Kareen jest już na dobrej drodze. I pozyskała właśnie nowe narzędzie, które miało równie ważną rolę, co jej główny pionek.
Powstrzymać innych.
Nie dopuścić ich do wyprzedzenia jej.

Stała tutaj już zupełnie sama. Powoli odwróciła się cała ku nadchodzącym światłom. Dobrze wiedziała kto przybędzie jako pierwszy. Nikt inny, jak ona. Shalissa Vallar mon Quam. Wylądowała ciężko blisko dwadzieścia metrów przed nią. Oczywiście, że nie przybyła tutaj sama. Zaczęła pojawiać się reszta. Każdy z nich zaczął zajmować miejsce dużo dalej, część na ziemi, część w powietrzu. Blisko dwie setki uzbrojonych i opancerzonych Walkirii utworzyły wokół niej ogromne koło, w którym stała ona wraz z... "złociutką". Każdy z nich zdolny lub zdolna do wykonania śmiertelnego ciosu, który jednym uderzeniem mógł wymazać ją z historii egzystencji. Co powinna w tej sytuacji zrobić?
Doskonale wiedziała, co. Uniosła szeroko w górę ręce, wyszczerzyła mocno zęby. Przybrała najbardziej obrzydliwie bezczelną pozę, na jaką było ją w tej chwili stać. Bo wiedziała. Wiedziała, że nikt z nich nie zbliży się choćby o krok. Wszyscy, każdy jeden lub jedna z nich byli przepełnieni strachem. Bali jej się, panicznie się bali. Obawa przed zostaniem jej pokarmem zabraniała im wykonać jakiegokolwiek ruchu, który mogła uznać za agresywny. Nawet rozkazy nie mogły nadpisać ich przerażenia. Czuła je w powietrzu. Ten smród roznosił się od każdego... prócz niej, stojącej najbliżej.
- Poddaj się. Daj się odprowadzić. Nie chcę walki.
- Ghahahah! OCZYWIŚCIE, że jej nie chcesz. Trzecia porażka, przy takiej różnicy liczebności wyglądałaby NAPRAWDĘ źle, nieprawdaż, Shazzah?
- Nie zmuszaj mnie do tego. Jeśli nie chcesz odejść z nami, odpowiedz na pytanie tutaj. Co się stało?
- Co się stało... pytasz? - "obca" zachichotała z radością, zakładając ręce za głowę. - Wygląda na to, że ktoś tutaj przedawkował swojego szlamu i się... zapadł. Byłaby wielka szkoda, by się zmarnowało. Bardzo nie lubię marnowania pożywienia. Hm? A teraz złaź mi z drogi, stara jędzo. Nic na mnie nie masz. Domniemanie niewinności.

Shalissa, zaciskająca dłoń na rękojeści lancy chyba nigdy nie była tak wściekła. Wszystkie, każda możliwa regulacja zabraniała jej działania. Nie mogła zupełnie nic zrobić, stojąc poniżona na oczach wszystkich swoich podwładnych. Ale co może zrobić? Musi coś być. Z każdą chwilą, jej gniew pogłębiał się tylko jeszcze bardziej, gdy obserwowała Emonsei zbliżającą się beztroskim krokiem. Coś... musiało coś być. Ta sytuacja nie mogła się tak skończyć. Dobrze wiedziała, że z jej ust pada samo kłamstwo, ale... nie mogła tak tego zostawić. Nie mogła znów ulec, przywalona ciężarem zasad. To byłoby co najmniej....
Niesprawiedliwe.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group