Wiele sfer
Mało gier

Że Gra - Rozdział IIa - Ku Szczytom!

Jedius 9 Baka - Pią Kwi 05, 2013 6:33 pm

Podróż trwała dalej. Zdaje się nawet, że przyspieszałeś jeszcze bardziej. Kierunek co chwila zmieniał się delikatnie. najróżniejsze barwy migały ci przed oczyma tak szybko, że nie miałeś szans nawet przyjrzeć się na tyle by zrozumieć, jaką barwę widzisz.
Hah. Khahaha! Zdu-mie-wa-ją-ce. Potrafisz pyskować do kogoś, kto okazuje ci swoją dobrą stronę? Niech tak będzie, Desmond. Jeśli chcesz być mym wrogiem, ta droga stoi przed tobą otworem. Obyś tylko nie śmiał otworzyć oczu i ust w przerażeniu i zaskoczeniu, gdy moje ostrze przebije ci plecy!
Fantastyczny lot zakończył się nagłym zderzeniem, bez zapowiedzi. W ostatnich chwilach widziałeś tylko chmury, zbliżający się las... a potem czerń. Czerń, która nadeszła wraz ze spoczynkiem.
Jesteś głupi. Niemożliwie głupi. Uważasz, że cel jest zbędny? Niechaj tak będzie. Wkrótce sam przekonasz się, że będzie to twoja zguba. Chcesz siać śmierć i spustoszenie? Niechaj tak będzie. Niszcz. Pożeraj. Skorzystam z tej siły. Ale wpierw, pokażę ci coś. Uszanuję ostatnie życzenie. Ale jest to ostatni raz, gdy robię to, o co zostałam poproszona. Spójrz przed siebie i zasmakuj bólu, który będziesz zostawiać wokół siebie. Otwórz tylko oczy!
Zrobiłeś to. Nawet nie z polecenia, a odruchem. Byłeś wciąż w tym samym miejscu, dokładnie tym samym z którego zostałeś zabrany. Leżałeś na śniegu. Przed sobą, wśród drzew mogłeś zobaczyć... ją. Tą, która była jedyną osobą która bezinteresownie wyciągnęła ku tobie pomocną dłoń, gdy wszyscy inni odwrócili się plecami. Teraz... teraz jednak wcale nie próbowała ci pomoc. Ona również tchórzliwie zwróciła plecy w twoją stronę, by w przerażeniu uciekać jak najdalej. Wciąż czułeś rękojeść pistoletu w dłoni. spust właśnie dobiegł końca mechanizmu. Słyszałeś dźwięk odskakującego cyngla. Dokładnie w momencie, gdy poczułeś dotyk wciąż ciepłego wylotu lufy na boku swojej szyi.
Huk był pierwszy. Dopiero potem dołączył do niego ból. Ból ciężkiego pocisku, który spenetrował twoją krtań na wylot. I świadomość, że to wcale nie był dla ciebie koniec. Wręcz przeciwnie. To był dopiero początek. Nowy Początek.
Krew wystrzeliła z otworu po drugiej stronie. Ale nie uderzyła o śnieg. Czerwona plama zawisła w powietrzu, Powiększając swoje rozmiary z każdą chwilą wskutek nowych pokładów agresywnie wytryskujących z rany postrzałowej. Zbierała się. Ale nie robiła tego samoczynnie. Wiedziałeś, że to ty nią kierujesz, choć nie robisz tego własną wolą.
"Poczuj to. Paraliżujący, budzący strach, dławiący myśli. To się nazywa ból. Ale jego prawdziwa forma wygląda bardziej... tak. Khahaha!"
Szkarłatny obłok... zawrócił. Nie tam, skąd się wydobył. Uderzył cię w twarz. rozciągając po skórze swoje krwawe macki, zaczął ci ją zasłaniać. Wdzierał się wszędzie, gdzie tylko był w stanie. Do uszu, otworów w nosie i ust, a nawet oczu. I tak jak zostało powiedziane wcześniej, przyniósł jeszcze więcej cierpienia niż wcześniejszy postrzał. Palące uczucie ogarnęło całe twoje ciało. Coraz silniej czułeś, jakby ktoś wbijał w ciebie tysiące igieł, które raz po raz przebijały cię na wylot, penetrując boleśnie, by za chwilę wycofać się gwałtownie, wyszarpując wnętrzności i kolejne pokłady krwi, by mogły zadawać jeszcze większą torturę. Nie mogłeś zobaczyć tego, że tak dzieje się w rzeczywistości. Nie tylko twoja krew zaczęła cię pożerać. Silnym strumieniem natarła również ta, która należała do każdego kogo pozbawiłeś tutaj życia. Spowiła cię kokonem, unosząc w powietrze. Dusiła, szarpała, miażdżyła kości. Choć nieodparte było uczucie, że właśnie umierasz, przychodziło też coś innego. Uczucie odświeżenia. Oczyszczenia. Twoje zmysły odmawiały już jednak posłuszeństwa. Otumaniony, zdrętwiały i na skraju przytomności nie mogłeś w żaden sposób oprzeć się temu, co się z tobą działo. A nadchodziło tego coraz więcej... i więcej...

"Splat".
Mniej więcej taki dźwięk towarzyszył chwili, w której powróciłeś do zmysłów. Ponownie mogłeś widzieć. Patrzałeś pod własne nogi, stojąc w rozkroku. Stałeś na środku wielkiej plamy krwi, ciężko oddychając. Spojrzałeś na uniesione ręce w poszarpanym, porwanym ubraniu. Były... blade. Niemal tak białe jak sam śnieg. I również umazane krwią. Nie tylko twoją własną. Ale... nie miały żadnych ran. Były zdrowe. Trochę... chude, ale zdrowe. Cały zresztą byłeś trochę chudszy. Albo, może trochę... wyższy? Albo, obydwa...?
Nie wiedziałeś, ile czasu trwało to wszystko. Niemniej jednak, wokół panowała teraz cisza. Nie było ani śladu po tej jasnowłosej dziewczynie. Tak jak nie było tu też żadnego z ciał pozostawionych przez rodzinę która tu stołowała - pozostały po nich jedynie ubrania. Palenisko zgasło. Zardzewiały motocykl nabawił się kilku nowych, ciemnych plam krwi. Zaś pod czerwienią zaraz obok ciebie, leżał upuszczony pistolet. W tym momencie, powitał cię szydzący głos.
"Nie potrafisz nawet zdzierżyć bólu jednego człowieka. I chcesz zabijać miliony?"

Cinek - Sob Kwi 06, 2013 5:16 pm

Niesamowita ilość cierpienia penetrująca moje ciało wzdłuż i wszerz odbierała mi zmysły. To było istne piekło, najgorsze z możliwych tortur, jakie może doświadczyć człowiek. Wiedziałem jednak, że jest to cena za uzyskanie nowej siły, która była mi w tej chwili bardzo potrzebna. Potrzebna do podzielenia się z innymi bólem, który musiałem w tej chwili znieść. Świadomość, że coś tak okropnego i nieludzkiego będę mógł sprowadzić na swoich wrogów, była prawdziwym ukojeniem. Musiałem zaczekać. Napawać się cierpieniem, zostając przy resztkach zdrowych zmysłów. Nowa potęga leżała w zasięgu mojej ręki!
Kiedy odzyskałem świadomość, spojrzałem na swoje ręce. Byłem dużo bledszy, jednak mi to nie przeszkadzało. Tak długo jak moje nowe umiejętności zapewnią mi zwycięstwo, mój wygląd nie będzie mieć żadnego znaczenia. Uśmiechnąłem się sam do siebie, wytrzeszczając oczy na swoje dłonie, kiedy szybko przypomniałem sobie o krótkim seansie tortur, który zapewniła mi Piirmeg. Schyliłem się gwałtownie, zakrywając usta i próbując nie zwymiotować na samą myśl o powtórzeniu czegoś takiego. To nadal było dla mnie coś zupełnie nowego, musiałem do tego przywyknąć. Szarpnąłem ręką na bok, odsłaniając usta i paskudny uśmiech wykrzywiający moją twarz. Przymknąłem jedno oko, śmiejąc się cicho sam do siebie. Czas na krótką pogadankę.
"Mówiłem ci, że nie jestem już tą samą osobą co kiedyś. Będziesz musiała bardziej się postarać, żeby przezwyciężyć moją silną wolę. Chyba zapomniałaś, kto jest prawdziwym gospodarzem tego ciała. Będę przypominał ci o tym przy każdej twojej żałosnej próbie oporu, aż nie zdominuję twojego istnienia i nie zamknę cię w swojej podświadomości, podobnie jak swoją słabszą stronę. Nie podniecaj się zbytnio na widok mojego pierwszego zetknięcia z tą mocą, pasożycie. Już niedługo zdasz sobie sprawę, że w tym ciele nie jesteś dla mnie niczym innym, jak zwykłym narzędziem. A teraz... jeśli nie chcesz podzielić się ze mną resztą wiedzy, w jaki sposób mogę używać tej mocy, to po prostu się zamknij. Muszę zająć się paroma sprawami."
Wyprostowałem się, po czym rozejrzałem po okolicy. Jeśli Piirmeg będzie chciała po raz kolejny zacząć mi pyskować bez żadnych nadziei na jakiekolwiek pożyteczne informacje, próbuję z pomocą swojej siły woli zdusić jej głos. Teraz miałem coś innego do roboty. Fiołek uciekła, a ja nie zamierzałem jej gonić. Nie będzie mi już raczej potrzebna.
-Uciekaj, tak szybko jak tylko potrafisz. Opóźniasz tylko swój nieunikniony los. Kiedyś cię znajdę i wtedy pożałujesz, że mnie zostawiłaś.
Podniosłem z ziemi pistolet, po czym podszedłem powoli do leżących na ziemi ubrań, pozostałych po moich ofiarach. Jeśli moja kurtka bądź inna część garderoby jest zbyt zniszczona, aby spełniać swoją funkcję, wymieniam ją na nową. Trochę tutaj tego jest, powinno się coś dla mnie znaleźć. Po przeniesieniu całego ekwipunku rozmieszczam go tak, aby było mi jak najwygodniej. Pozbywam się też tej szmaty owiniętej wokół moich bioder, która jeszcze jakiś czas temu służyła mi za opatrunek. Zabieram całą broń, jaka się tutaj ostała, aby zapakować ją później do plecaka lub torby, które kładę z resztą pożytecznych rzeczy - takich jak jedzenie, alkohol, napoje, kapsle czy narzędzia - do bocznego wózka motocykla. W ten sposób zapakowany cofam się na tył pojazdu, aby odczepić zbędny ciężar w postaci przyczepy. Kiedy już z nią się uporam, łapię za kierownicę, zapieram się nogami i pcham motocykl, aby odsunąć go na jakiś metr. To chyba wszystko, co miałem zrobić. Przeszukuję jeszcze przyczepę na wypadek, gdyby znajdowało się tam coś wyjątkowo cennego. Szukam kluczyków, po czym wsiadam na siedzenie i odpalam maszynę. Po krótkim sprawdzeniu, w jaki sposób to działa, skupiając się głównie na jeździe w przód i hamowaniu, próbuję przejechać kawałek. Jeśli pójdzie mi to dobrze, nie zatrzymuję się i wjeżdżam w drogę, która prowadzić będzie w kierunku, w którym wcześniej się przemieszczałem. Czas złożyć komuś małą wizytę.

Jedius 9 Baka - Nie Kwi 14, 2013 2:54 pm

"Khahahakhakhakha! Jesteś uroczo zabawny. Nie jesteś tą samą osobą? Wciąż jesteś człowiekiem. Słabą, miękką ludzką istotą. Bez żadnych silnych stron. Wypomnę ci to, będę z radością powtarzać twoje słowa nad twoimi zimnymi zwłokami! Oj, taak. Nie mogę doczekać się tej chwili.Nadejdzie, z całą pewnością. Będę cirpliwa."
Znów to zaczynała. Spróbowałeś zdusić jej głos, ale nie było to takie proste. Irytujące słowa wciąż przepływały przez twoją głowę, niemożliwe do uciszenia. Mogłeś co prawda skoncentrować się na czymś innym, by odwrócić od nich swoją uwagę, zignorować je, ale na pewno nie wyciszyć je całkowicie.
Pochyliłeś się po pistolet, rzucając na wiatr ostatnie słowa skierowane do Fiołka. Pewnie nie mogła ich nawet usłyszeć będąc już gdzieś dużo dalej, ale nie przeszkadzało ci to. To była prosta deklaracja przyszłości, twoich zamiarów. Taki gest na pewno dodawał pewności siebie. Zauważywszy spore uszkodzenie własnej odzieży, wymieniłeś ją na należącą do faceta. Przeniosłeś wszystko co twoje, wyrzuciłeś stary opatrunek. Wykorzystałeś jedną z toreb, by zapakować do niej wszystko co uznałeś za przydatne - pożywienie, broń, narzędzia i kapsle. Wrzuciłeś ją do wózka motocyklu, po czym odczepiłeś przyczepę. Przepchnąłeś kawałek swój nowy pojazd, co nie było specjalnie trudne. Ostatnie chwile - przeszukanie przyczepy. Prócz koców i ubrań, było tam trochę drewna, starych gazet... i łom, kolejny. Nic nie wyglądało na cenne, czy chciałeś to wziąć zależało tylko od ciebie.
"Jesteś absolutną porażką. Potrzebujesz mechanizmów by się poruszać, potrzebujesz ich by zabijać. Nie potrafisz zrobić nic o własnych siłach!"
Wraz z kolejną irytującą przygadanką, wsiadłeś na motocykl. Nie było tu kluczyków, panel był rozebrany. Ale szybko domyśliłeś się do trzeba zrobić, by go odpalić. Trzy potrzebne do tego kable były wyraźnie do tego przygotowane. Gdy je połączyłeś, Maszyna się zatrzęsła, odkasłując przez dłuższą chwilę. W końcu silnik zaskoczył. Był gotowy do drogi. Poświęciłeś chwilę, by zrozumieć zasady jego działania. Nie zajęło ci to wiele czasu. Obracanie prawą gałką regulowało obroty silnika, lewa zaś służyła do zmiany biegów. Były chyba cztery. Przy obu były dźwigienki, które służyły do hamowania - z prawej był tylny, a z lewej przedni hamulec. Prościzna. Mając po lewej stronie wózek nie musiałeś się nawet martwić problemami z utrzymaniem równowagi. Dodałeś gazu, i ruszyłeś po nierównym podłożu lasu dalej naprzód. W kierunku, gdzie widniał przed tobą zarys wysokich gór.
Ciemne chmury zbierały się wysoko u góry. Wyglądało na to, że znów będzie padać. Opuściłeś w końcu las, wyjeżdżając na skalną pustynię bardzo blisko podnóża gór. Jak by się nad tym zastanowić, jazda podczas opadów może być chyba ciężka. Mogłeś teoretycznie spróbować to przeczekać, ale nie miałeś pojęcia jak długo ta zła pogoda może trwać. Cóż, przynajmniej nie musiałeś przejmować się brakiem paliwa - kontrolka wskazywała na niemal pełny bak. Tak czy siak, twoją podróż zdecydowała się "umilić" Piirmeg.
"Jedziesz do niej, prawda? Jesteś tak głupi. Myślisz, że ci pomoże? Dobre sobie! Ten paszczur na jej plecach nie pozwoli ci nawet przekroczyć progu."

Cinek - Nie Kwi 14, 2013 9:58 pm

Uważnie przejrzałem znajdujące się na przyczepie przedmioty, zastanawiając się, które z nich ze sobą zabrać. Ostatecznie zdecydowałem się na wepchnięcie do bocznego wózka motocykla jakiegoś większego koca, abym miał pod czym spać. Drewno byłoby za dużym balastem, będę musiał poradzić sobie bez niego. Po wejściu na motocykl po raz kolejny usłyszałem głos tego cholernego pasożyta. Tym razem nie zignorowałem jej słów.
"Gadasz identycznie jak te służalcze ściery Lah'ry. Sama powiedziałaś, że jestem tylko człowiekiem, muszę więc walczyć swoimi metodami. Ale spokojnie, do czasu. Kiedy tylko wyciągnę z ciebie wszystko co wiesz o technikach walki szkarłatem, wszystko ulegnie zmianie. Wciąż jednak nie będę mógł całkowicie polegać na tej mocy, bo na pewno ma ona duże ograniczenia. A używanie broni palnej i innych zabawek cywilizacji to wygodna, z której nie zamierzam rezygnować. Zresztą, nie wiem po co w ogóle to tobie mówię. To tak samo jakbym posądził cię, że bez twoich mocy byłabyś równie bezbronna co ja bez swojej broni. Więc wracamy do punktu wyjścia. Po prostu się zamknij i czekaj ze swoją czczą gadaniną do czasu, aż naprawdę będzie mi ona potrzebna."
Potem przyszedł czas na odpalenie motocykla i wyruszenie w trasę. Nareszcie mogę opuścić to przeklęte miejsce. Zanim jednak wystartowałem, zdałem sobie sprawę z jednego - przydadzą mi się jeszcze gogle. Po zabraniu ich z ziemi i założeniu na oczy wróciłem do pojazdu, po czym wystartowałem i opuściłem to miejsce. Ku szczytom.
Burza. Wyglądało na to, że szczęście nie sprzyja mi od samego początku. Ale to nie szkodzi. W tej chwili nic nie jest w stanie mnie powstrzymać. Przyspieszyłem nieznacznie, aby skrócić czas dotarcia do mojego celu. Kiedy zacznie padać, najwyżej zwolnię i będę bardziej ostrożny. Wyglądało na to, że czeka mnie niebezpieczna przeprawa tym złomem przez góry. A do tego jeszcze ten robal nie przestał mnie męczyć. No ale cóż, to chyba najlepsza pora, aby wypytać go o trochę szczegółów.
"Nie mam pojęcia, o kim mówisz. Wygląda na to, że masz na myśli kolejną osobę, która musi użerać się z pasożytem twojego pokroju. Mogę cię zapewnić o jednej rzeczy - nie potrzebuję od nikogo żadnej pomocy. Zostałem zrodzony z samych negatywnych uczuć, w tym cierpienia samotności, dlatego też wolę być całkowicie sam. Fakt, że toleruję takiego intruza jak ty wynika stąd, że potrzebuję twojej mocy. Nie znaczy to jednak, że ci ufam."
Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad zadaniem kilku pytań. Zanim dotrę do swoich byłych kompanów, będę musiał przynajmniej dowiedzieć się, kto im towarzyszy i w jaki sposób mogę używać swojej nowej mocy. Jeśli chciałem zgładzić ich żałosne istnienia, będzie to bardzo istotnym czynnikiem ważącym na moim sukcesie.
"Zanim zaczniesz mi znowu ubliżać, wysłuchaj moich pytań. Jeśli chcesz zasmakować cokolwiek z pożartych przeze mnie dusz, musisz mi odpowiedzieć wyczerpująco i szczerze. Kim jest osoba o której mówisz i dlaczego coś na jej plecach miałoby się mi przeciwstawić? I daruj sobie mówienie zagadkami, potrzebuję samych konkretów. Drugą rzeczą jest moja nowa moc. Chcę wiedzieć wszystko. Na czym ona polega, czego potrzebuję aby jej używać, jak mogę ją uaktywnić i jak się nią posługiwać. Mamy dużo czasu. Kiedy podróżowałem z Fiołkiem, za każdym razem przed użyciem jej magicznego amuletu wypowiadała niezrozumiałe dla mnie słowa. O tym też masz mi opowiedzieć. I nawet nie próbuj ściemniać. Mówiłem ci już, że jeśli chcesz czerpać korzyści z zamieszkiwania mojego umysłu, musisz mnie pokierować. A kiedy staniesz się już dla mnie bezużyteczna... wtedy wspólnie zastanowimy się nad twoim przyszłym losem. Lepiej się postaraj."

Jedius 9 Baka - Wto Kwi 16, 2013 3:49 pm

Wygląda na to, że pierwsza wypowiedź skutecznie uciszyła robaka, który niczym już nie odpowiedział. Z goglami i kocem, jechałeś dalej. Przyspieszyłeś, widząc złą pogodę. Rzeczywiście, lepiej było kupić sobie więcej czasu na początku, by później móc zwiększyć ostrożność.
"Hah! Oczywiście, że nie wiesz. Negatywne uczucia? O nich też nie wiesz zupełnie nic. Może je spytasz o poradę, jak prawdziwą matkę? Khakhakha!"
O dziwo, nikogo nie napotykałeś po drodze. Nikogo ani niczego. To miejsce było dosłownie pustynią. Cała droga od lasu aż do gór była całkowicie pusta. Ze wszystkimi nierównościami terenu motocykl dzielnie dawał sobie radę nawet z tą prędkością, jedynie poskrzypując od czasu do czasu na starych resorach. W końcu zacząłeś się wspinać swoim pojazdem po niewielkiej pochyłości. Wydawało się, że cały czas będziesz musiał przemierzać dzikie tereny, ale po jakimś czasie... chyba odnalazłeś ścieżkę. Wąska droga prowadząca pod górę nie mogła być dziełem natury - była zbyt... regularna. Stara, porośnięta mchem, ale zdecydowanie w jakiś sposób stworzona przez człowieka.
"Próbujesz mnie szantażować? Ciekawe, kto wytrzyma dłużej bez pożywienia - ja, czy ty. Khakhakha! Powiem ci. Ale powiem tylko dlatego, że twoja przedwczesna śmierć z głupoty byłaby mi nie na rękę. Głupio jest marnować taką okazję. Więc słuchaj. Nie wiem, co cię kieruje, ale na szczycie tych gór znajduje się zamek. zamek, w którym znajduje się wybranka Emonsei. Kerai meel. Czy, jakto będzie w waszym śmiesznym języku, Kareen. Gniew Szkarłatu. Lepiej zapamiętaj to imię dobrze, khakha! Jesteś przy niej nic nie wartym śmieciem. Mogłaby eksplodować twoją pustą czaszkę jednym spojrzeniem. Jeśli myślisz, ze pozwoli ci wejść do środka, jesteś w wielkim błędzie. A kto jest na jej plecach? Ta, którą chroni. Ta, której wydaje się, że jest tutaj u władzy. Nie zna prawdziwej części Przepowiedni. Nie wie nawet, kto ją stworzył. Nie ma pojęcia, jakie jest jej przeznaczenie! Khakhakha. Moc? TWOJA moc? Nic z niej nie należy do ciebie, gnido. Nie jesteś w stanie nic zrobić beze mnie. I naprawdę jesteś głupi jeśli jeszcze nie zrozumiałeś, czego potrzeba by ją wzmocnić. Powiem ci: KRWI. Dużo krwi. Naucz się ją kontrolować. Wykorzystywać. Czerpać z niej siłę. Poświęcaj ją, by zyskać moc. Wydobywaj z niej Szkarłat, którego potęga nie ma sobie równych! A słowa? Mówisz o Te're? Są jedynie pomocą tych, którzy nie umieją walczyć. W sumie, pasuje to do ciebie! Jesteś na tyle słaby, by musieć rzucać dla świata rozkazy. By prosić go o wsparcie. Khah, w tym ci nie pomogę! Nie zniżę się do tego poziomu."

Cinek - Czw Kwi 18, 2013 1:08 pm

Słowa Piirmeg coraz bardziej działały mi na nerwy, jednak nie dawałem tego po sobie poznać. Doczeka się swojej kary, prędzej czy później. W tej chwili jej żałosne pogróżki wciąż nie robiły na mnie większego wrażenia. Bardziej przejęła mnie wiadomość o wybrance Emonsei, przebywającej w zamku. Niewiele rozumiałem z tego zagadkowego bełkotu robala, jednak nie spodziewałem się po niej niczego więcej. Jej informacje były przydatne, niestety nie mogłem całkowicie na nich polegać. Musiałem zadziałać też na własną rękę. Co do mocy krwi - dopóki nie będzie mi naprawdę potrzebna, postanowiłem jej nie używać. Będzie to swego rodzaju ostateczna karta przetargowa, którą będę mógł uderzyć w swoich wrogów, kiedy najmniej będą się tego spodziewać. Nie zamierzałem po raz kolejny strzelać sobie w szyję i ryzykować życiem dla pojedynczego użycia szkarłatnej energii, której efektywność nadal stała pod znakiem zapytania. Jeśli jednak dostanę doskonałą okazję... nie będę zamierzał się wtedy powstrzymywać. Kiedy już zdominuję całą tą żałosną grę, wszyscy będą padać przede mną na kolana, korząc się przed moją potęgą! Lah'ra była pierwsza, zlekceważyła moją silną wolę i dostała to, co jej się należało. Gdy tylko zepchnę moich byłych kompanów w czeluść rozpaczy, przyjdzie pora na tego żałosnego anioła. Był on w tej chwili raczej jedyną osobą, która mogła mi naprawdę zagrażać. Gdyby nie pojawił się on w momencie, kiedy dla psychiki mojej słabszej połowy było już za późno, moje przyszłe istnienie mogłoby zostać zagrożone. Wiedziałem też, że nadal może być. Magia tego świata ciągle była mi obca. Gdyby zniszczone przeze mnie uczucia do tamtej dziewczyny bądź ponowne pojawienie się tamtego anioła mogło pokrzyżować moje plany... Nie. To nigdy się nie wydarzy. Byłem prawdziwym Desmondem i to ja decydowałem teraz o własnym przeznaczeniu. Już niedługo cały świat będzie drżeć ze strachu na dźwięk mojego imienia. Zawsze będę niepokonany!
Uśmiechając się krzywo pod nosem, przemierzałem dalej górską drogę ku wspomnianemu przez Piirmeg zamkowi, gdzie już niedługo będę mógł wprowadzić swój plan w życie. Nie odpowiadając nic robakowi, skupiłem się na jeździe, odpływając myślami ku kompletnej ciszy.

Shana - Pią Kwi 19, 2013 4:06 pm

Rzeczywiście, ten robak był niesamowicie irytujący! Wcale nie miała zamiaru podporządkować się tobie, prawowitemu właścicielowi tego ciała. Nie tylko to, cały czas kontynuowała rzucanie obraźliwymi epitetami, ubliżeniami, oraz powtarzała zapewnienia o tym jak bardzo mało jesteś znaczący. Czemu to robiła? Właściwie, to nie miałeś pojęcia. Wygodniej było chyba w tym momencie stwierdzić "bo jest irytująca". Czyli po prostu "bo taka jest i już". Podobno w każdej kłótni obie strony mają jakąś rację, ale przecież to nie musiała być żadna zasada, prawda? Poza tym, po co sobie psuć nerwy. Jeśli nie będziesz odpowiadał, to nie będziesz musiał się z nią teraz użerać! Wraz z tą myślą, skupiłeś się na jeździe. Wreszcie błoga cisza.
Wokół robiło się coraz bardziej ponuro. Im wyżej wjeżdżałeś, tym bardziej surowy teren napotykałeś. Nie było tu już żadnej natury. Wszędzie tylko czarne, ostre skały. Po jakiejś godzinie musiałeś dodać jeszcze "mokre" skały. Rzeczywiście zrobiło się mokro i musiałeś znacznie zwolnić, widząc jak tragicznie motocykl zachowuje się podczas zakrętów. Byłoby niesamowicie głupio popełnić teraz jakiś błąd, ześliznąć się ze ścieżki i runąć w dół stoku, najpierw gruchocząc sobie kości a potem tragicznie kończąc swoje życie na jeżących się u dołu skalnych kolcach! Do tego, robiło się coraz ciemniej. Całe szczęście, że lampa była wciąż sprawna i potrafiłeś ją bez problemu włączyć!
Czas mijał i mijał, a wokół już niewiele się zmieniało - poza tym, że znajdowałeś się coraz wyżej i wyżej. Wciąż nie widziałeś nigdzie żadnego zamku, który mógłby być twoim celem, ale wciąż podążałeś ścieżką - a po coś musi ona istnieć. Pogoda pogarszała się z każdą chwilą. Do deszczu dołączył wkrótce wiatr, a potem błyskawice które przeszywały pokryte czarnymi chmurami niebo raz za razem. Oj tak, idealny klimat by pędzić ku zakończeniu czyjegoś życia!
Dokładnie w chwili, gdy ta myśl pojawiła się w twojej głowie, nagle zobaczyłeś jakąś sylwetkę w świetle reflektora. Cholera, ktoś stoi na drodze! Ale nim zdołałeś jakkolwiek zareagować, uderzyłeś w nią. Cały pojazd się zatrząsł, rozjeżdżając postać całkowicie opatuloną szarym płaszczem z kapturem. Zatrzymałeś się momentalnie, odruchowo spojrzałeś za siebie. A tam... nikogo nie ma? Aż odwróciłeś cały motor, by to sprawdzić z pomocą światła - w końcu ciało, czy raczej jego krew mogło ci posłużyć chociażby jako pożywienie. I zgadza się, nikt tu nie leżał. A mógłbyś przysiąc, że kogoś potrąciłeś! Nie było tu nigdzie miejsca na to, by się schować. No, chyba, że... spadł, stoczył się ze stromego zbocza. A jeśli tak, to jest już nie do odzyskania. Chyba nie było na co czekać. Nic się więcej nie działo. Odwróciłeś z powrotem motocykl, wsiadłeś na niego i zacząłeś jechać dalej naprzód. ze strony niechcianej rezydentki usłyszałeś tylko znów ten wkurzający śmiech, "Khakhakha". I tyle z jej strony. Może to i dobrze.
Kolejny zakręt, jeszcze jeden... I musiałeś się zatrzymać. Koniec ścieżki! A raczej, zawężała się ona tak, że raczej nie przejedziesz tędy motocyklem i to z bocznym wózkiem. Przed tobą był tylko wąziutki, kamienny mostek z obu boków kończący się przepaścią! Wyglądał też na będący naturalnego pochodzenia, człowiek go raczej nie zbudował. Tutaj, na takiej wysokości, chyba nie byłby w stanie. A za mostkiem, w oddali widziałeś... tak. To rzeczywiście był zamek! Zarys wielkiej budowli ledwie widoczny był zza ściany deszczu. Wysokie wieże zanurzone w chmury zauważalne były tylko w trakcie błysku pioruna. Wygląda na to, że jesteś już prawie na miejscu! Do bramy będącej nie dalej jak pół kilometra przed tobą zostało już tylko pokonanie mostku zajmującego połowę tej odległości i przejście się kawałek po już stałym gruncie. Ale zanim to zrobisz, wypadałoby się chyba przygotować. W końcu poza słowami które niedawno usłyszałeś, nie masz pojęcia co może cię tam czekać!

Cinek - Sob Kwi 20, 2013 8:54 am

Albo mój umysł płatał mi figle, albo faktycznie widziałem przed sobą ducha. Zabłąkaną duszę witającą w niekonwencjonalny sposób osoby, które ośmieliły się zapuścić tak daleko w te górskie tereny... aby dotrzeć do przeklętego zamku. Fiołek mówiła dziwne rzeczy o tym miejscu, nie wiedziałem jednak zbyt wiele. Musiałem mieć się na baczności - sposób w jaki ta okolica wywiera wpływ na moje zmysły nadal był dla mnie zagadką. Musiałem zachować trzeźwość umysłu na tyle, na ile w przypadku mojego własnego szaleństwa było to możliwe. Jeśli to miało mnie ostrzec i zawrócić na drodze do uczty na duszach tamtych głupców... to ktoś bardzo się tutaj mylił. Ignorując skrzek pasożyta, który najwyraźniej wiedział więcej ode mnie, wyruszyłem w dalszą podróż.
Zamek. Zsiadłem z motocykla, po czym zrobiłem kilka kroków w stronę rozciągającego się nad przepaścią mostu. Tylko on dzielił mnie od miejsca, w którym będę mógł rozpocząć swoją wojnę. Poczułem, że przechodzą mnie dreszcze. Nie, Desmond, jeszcze nie. Bez odpowiedniego przygotowania nie mogę tam wejść. Najpierw muszę przejrzeć ekwipunek i zabrać tylko to, co będzie mi najbardziej potrzebne. Zdjąłem gogle z oczu, przesuwając je na swoje czoło, po czym wróciłem do pojazdu. Nóż bojowy, zostaje przy mnie. Przyda się, jeśli będę w trudnej sytuacji i będę musiał trochę się skaleczyć, aby użyć swojej krwi. Pistolet Tuzen, zostaje za pasem moich spodni z tyłu. Przypomniałem sobie jednak, że jedna z komór jest pusta po tym, jak zabiłem tamtego starca strzałem w klatkę piersiową. Zajmę się tym później. Pistolet Korgas. Wyciągnąłem pusty magazynek, wyrzuciłem go w przepaść, po czym załadowałem nowy. Drugi pełny schowałem do kieszeni. Pistolety P2 Ciżka. Nie miałem zbyt wielu naboi do tej broni, jedna mi wystarczy. Uzupełniłem jednym pociskiem 9mm magazynek, w którym znajdowało się ich osiem, po czym zabrałem broń ze sobą. Drugą broń wyrzuciłem do przepaści, uprzednio wyciągając z niej magazynek i również zabierając go ze sobą. Teraz amunicja .44. Jednym z pięciu pocisków uzupełniłem ziejące pustką miejsce w magazynu Tuzena, resztę wrzuciłem luzem do kieszeni. Na pewno się nie zmarnują, kiedy przed wykończeniem moich przeciwników będę chciał zadać im trochę więcej bólu. Urwanych kończyn nigdy za wiele. Teraz, pistolet Klender 23. Zabrałem go ze sobą, magazynek był pełny. Resztę nabojów do niego również wrzuciłem luzem do kieszeni, jednak do innej niż .44, żeby potem nie mieć problemów ze szperaniem w tym bajzlu i szukaniu odpowiedniej amunicji. Teraz, karabin Cyprian. Za duży, będzie mi przeszkadzał. Wziąłem już wystarczająco dużo broni, chyba większość moich kieszeni była już zajęta i mogła trochę ograniczać moje ruchy. Dodatkowe żelastwo tylko pogorszy sytuację, poza tym niezbyt lubiłem tego typu broni. Zdecydowanie wolałem pistolety. Lekkie, szybkie, skuteczne na krótki i średni dystans. No, może poza tą armatą Tuzenem. Podszedłem do przepaści i wyrzuciłem karabin na wypadek, gdyby ktoś jakimś sposobem wrócił do motocykla przede mną. Wolałem mieć pewność, że ta broń nie zostanie użyta przeciwko mnie. Na końcu wrzuciłem do kieszeni spodni ostatni nabój 9mm. Może się przydać.
Wyciągnąłem butelkę z wodą, po czym napiłem się tyle, ile potrzebowałem. Wziąłem też tego całego "Wygrzewa" i aluminiową puszkę. Jeśli to pierwsze po rozpakowaniu nadawało się do jedzenia, zjadłem trzy, pozostałe zabrałem ze sobą. Gdyby jednak okazał się to być jakiś tytoń do żucia albo coś równie bezużytecznego, zostawiam to w torbie i zabieram się za puszkę. Jeśli druga strona mojego noża bojowego ma piłowate ostrze, kroję puszkę na pół w miejscu, aby jej przekrój miał kształt koła. Jestem jednak ostrożny - gdyby to była jakaś farba lub olej, wolałbym się nie ubrudzić, dlatego też przed piłowaniem potrząsam puszką i nasłuchuję, a podczas samej operacji trzymam ją w miarę daleko od siebie. Jeśli jest tam jedzenie, zjadam je i wyrzucam puszkę na bok. Musiałem być syty, jednak nie przejedzony. Zawartość puszki zjadam więc tylko w wypadku, gdyby "Wygrzewy" okazały się nie być pożywieniem. W przeciwnym wypadku chowam puszkę z powrotem do torby.
Reszta zostaje. Dopijam zawartość butelki z wodą, po czym wyrzucam ją i przykrywam motocykl kocem, uprzednio wyłączając jego zapłon. Jakkolwiek się to robiło. Zaraz po tych czynnościach spojrzałem w stronę zamku.
"Posłuchaj mnie, pasożycie. Odkąd zrezygnowałem z moich zalet fizycznych na rzecz umiejętności posługiwania się Szkarłatem, pogorszyła się również moja percepcja. Czuję to. Nadal jestem spostrzegawczy i dużo słyszę, jednak to nie to samo co wcześniej. Dlatego masz być na baczności. Jeśli w jakiś sposób wyczujesz kogoś w mojej okolicy, masz mi o tym powiedzieć. Odkąd nadal cię toleruję i pozwalam ci zamieszkiwać moje ciało, twoim obowiązkiem jest upewnienie się, że nie zginę w tym zamku. Mam nadzieję, że nie będę musiał ci tego drugi raz tłumaczyć. A teraz... pozwólmy zniszczeniu przekroczyć próg tego budynku. Już niedługo...!"
Uśmiechnąłem się sam do siebie, otwierając szerzej oczy w szaleńczym spojrzeniu na ukryty w mroku zamek. Zrobiłem pierwszy krok na moście, uważnie stąpając przed siebie w ostrożnym, ale zarazem pewnym siebie marszu. Ręce miałem rozłożone lekko na boki, aby w razie silniejszego podmuchu wiatru nie stracić równowagi. Nie patrzyłem w dół, aby nie rozproszyć swojej uwagi na celu, jakim był stały grunt przede mną. Kiedy już na niego wszedłem, skierowałem powoli swoje kroki w stronę wejścia do zamku. Czas rozpocząć zabawę.

Shana - Czw Kwi 25, 2013 4:05 pm

Przesunąłeś gogle na czoło. Zaczerpnąłeś pełną pierś rozrzedzonego powietrza i przywołałeś do siebie pełnię myśli. Zastanowiłeś się nad wszystkim, co posiadasz - co będzie ci potrzebne, a co nie. I... rozpocząłeś koncert przygotowań.
Szczęknięcie zamka. Kliknięcie zabezpieczenia magazynka. Brzęk amunicji. Skrzypnięcie pociągniętego, skórzanego pasa. Klekot karabinu. Wszystko ubrane w swoisty rytm, wywołany pewnymi ruchami osoby zdeterminowanej do działania. "WYGRZEW". Ciemnozielona kostka, przypominająca trochę plastelinę. W smaku nie różniąca się wiele od żarcia z krypty, całkowicie pozbawionego smaku. Jedno opakowanie. Drugie opakowanie. I trzecie! Żadnej trudności w przeżuciu, samo rozpadało się na języku. Wędrujący do żołądka pokarm na pewno zdoła w jakiś sposób zaspokoić głód. Pozostało więc już tylko jedno - ruszyć w stronę zamku. Mimo deszczu, mimo wiatru, zacząłeś pewnie kroczyć przez wąski most! Opierając się każdemu podmuchowi, opierając się wściekle atakującym kroplom, wśród trzasków łopoczącego płaszcza krok po kroku zbliżałeś się do swojego celu, który był już tak blisko!
"Czy ty w ogóle wiesz, co ty mówisz? Czy zdajesz sobie sprawę, jak to brzmi? Khakha! Tutaj nikt nie będzie się przed tobą ukrywał! Wręcz przeciwnie, ludzka pokrako - jeśli ktoś powinien się tutaj chować albo wiać ile sił w nogach, to jesteś ty! Mam cię ratować przed śmiercią? TUTAJ? Jeśli naprawdę jesteś na tyle głupi by próbować wkroczyć tu siłą, jak najbardziej zasługujesz na śmierć! Nie mam zamiaru chronić szczura, który świadomie wchodzi w pułapkę na której nie ma nawet sera!"
Ledwie postawiłeś stopę na bardziej pewnym gruncie, zacząłeś coraz silniej czuć nową sensację. Przez chwilę były to tylko lekkie zawroty głowy jak po kilku minutach na karuzeli, ale zmieniło się to w coś innego. Zdecydowanie innego! Zdecydowanie... przyjemniejszego! To był przypływ sił, ogromny przypływ sił! Niemal jak podczas bitwy z bogami, kiedy tylko ująłeś miecz w swoją dłoń! Czy to adrenalina dawała ci takie możliwości? Czy to jakaś dziwna właściwość tego miejsca? A może... może to ten dziwny pokarm, którego niedawno zażyłeś? To uczucie było cudowne! Teraz bez wątpienia mogłeś poczuć się jak człowiek, który jest niepokonany, mógłbyś z pewnością unosić całe głazy i jeszcze rzucać nimi na odległość! Stanowczym krokiem zbliżałeś się ku wielkiej, zamkniętej bramie mokrego drewna i stali jak do wrót swego przeznaczenia! Gdy...

- Stój.
Stanowczy głos dobiegł cię znad twojej głowy. Z wysoka. Jedno spojrzenie w te stronę wystarczyło. Na tle błyskawicy która właśnie rozjaśniała diamentowym blaskiem, mogłeś zobaczyć sylwetkę postaci stojącej na szczycie muru nad bramą. Wkroczyła jedną nogą na blank, by wybić się z niego w powietrze. Obróciła się stylowym saltem i opadła twardo kilkanaście metrów w dół, lądując na litej, mokrej skale. Nie wydała niemal żadnego dźwięku. Nawet nie ugięła się od impetu. Upadek nie zrobił na niej żadnego wrażenia, jakby po prostu podskoczyła sobie w miejscu. I tak, to na pewno była "ona".

[ BGM: AIAIAAAIAIII (Awaken, my masters) ]

Była wyższa od ciebie. Miała chyba ze dwa metry wzrostu. W eleganckiej postawie, spoglądała na ciebie z wyższością. Stopy w wysokich butach ustawione były jedna obok drugiej, jedna lekko uniesiona, dotykając ziemi jedynie czubkami palców. postawa która kpiła sobie z ciebie. W ten sposób nie dało się przecież zrobić szybkiego kroku w bok, by chociażby uniknąć ciosu. Pewnie wcale nie zamierzała tego robić. Podarte spodnie sięgały jej nad odsłonięte, blade kolana. Miały na sobie wiele śladów cięć i popaleń, tak samo jej jej płaszcz... czy może frak z przesadnie długim tyłem, smaganym teraz przez deszcz i wiatr. I choć do ubranie było mocno uszkodzone przez - niewątpliwie - jakiś bój, ona sama nie miała na sobie żadnej rany. Spod wielu otworów w odzieży widać było jedynie bladą skórę, odsłaniającą w niektórych miejscach zarysy mięśni. Była dobrze zbudowana. Jej długie ramiona zafalowały w powietrzu po tym jak wylądowała. Podobnie jak jej długa kita, stercząca ze szczytu tyłu jej głowy. Niczym wstęga, zakreśliła krąg w powietrzu, podczas obrotu jej całej. Zwróciła się do ciebie bokiem. Jedna z jej rąk uniosła się ku tobie, podczas gdy drugą przysłoniła częściowo swoją twarz. Spomiędzy rozłożonych palców spojrzała ku tobie najbardziej rzucającym się w oczy szczegółem jej wyglądu - właśnie oczami. Złowrogie, szkarłatne spojrzenie lśniło w półmroku, obdarzając cię pełnią surowości i niechęci. Jej oczy były jak oczy samego diabła, który mógł w każdej chwili zdecydować, czy zasługujesz na dalsze życie, czy też twoje życie zakończy się w tym miejscu, tu i teraz. Prócz deszczu, wiedziałeś, że i pot skropił twoje czoło. Słowa Piirmeg momentalnie nabrały ogromnej wiarygodności. Tym bardziej, gdy znów usłyszałeś jej ponury, niski głos, który zdecydowanie nie znosił sprzeciwu.
- Zdecydowanie zboczyłeś z prawidłowej ścieżki. Nie jesteś tutaj gościem. - gdy wskazała cię palcem, niemal poczułeś jakby przeszyło cię ostrze włóczni, choć byliście oddaleni od siebie o pięć metrów! - Odejdź, mając na to szansę. Zrób to, albo przepadnij na wieczność.
Uniosła głowę razem z dłonią, spoglądając na ciebie z góry. Nie chciała cię tu, widać to od razu! Stoi na drodze do bramy. A sama brama wygląda na bardzo solidną i ciężką. Wątpliwe, byś był w stanie ją jakoś wyważyć. I nigdzie nie widać żadnego innego wejścia! Samo poproszenie o klucz chyba nie pomoże, co? Może lepiej się jej posłuchać i jednak stąd odejść?

Cinek - Pią Kwi 26, 2013 1:12 pm

Zmrużyłem oczy, po czym skrzywiłem się i zakląłem cicho pod nosem. Nie potrzebowałem wiele czasu, aby zdać sobie sprawę, z kim mam do czynienia. Nawet gdybym nie znał jej imienia, wiedziałbym od razu, że to ktoś naprawdę potężny. Musiałem uważnie dobierać słowa. Teoretycznie, ta osoba była moim sojusznikiem, jednak jej postawa na tę chwilę mówiła coś zupełnie innego. Atakowanie jej i forsowanie swojego wejścia do zamku byłoby zbyt ryzykowne. Poza tym, nawet gdyby udało mi się wygrać, byłbym zbyt ranny i zmęczony na podjęcie kolejnych trzech przeciwników. Musiałem rozwiązać ten problem dialogiem. I tutaj wkraczałem "ja", który w przeciwieństwie do tamtej słabej psychicznie osoby, byłem dużo bardziej inteligentny. Posiadałem w tej chwili wystarczająco cennych informacji, aby mieć możliwość przekonać ją do swoich racji. Musiałem spróbować szczęścia. Przynajmniej nie jestem z góry na przegranej pozycji. Nawet jeśli zawiodą moje słowa, dzięki naćpaniu się tymi cholernymi batonikami może przynajmniej uda mi się uciec. Rozstawiłem szerzej nogi, pochylając się przy tym na lekko ugiętych kolanach. Zmierzyłem Kareen pustym spojrzeniem.
-Dosyć bezczelne słowa jak na kogoś, kto walczy po tej samej stronie - powiedziałem, cofając się nieznacznie do tyłu w geście obronnym. Musiałem przełamać lody i nie okazać słabości, ale zarazem nadrobić wrogość swoich pierwszych słów fizycznym okazaniem jej wyższości. -Nazywam się Desmond i przybywam tutaj za przyzwoleniem mojej zwierzchniczki, Emonsei. Pozwól mi, że przedstawię ci cel mojej wizyty, a swoje dalsze losy pozostawię w twoich rękach. Jeśli taka będzie twoja wola, opuszczę to miejsce natychmiast. Musisz mnie jednak wysłuchać. Osoba, którą chronisz, może być w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Dalej, połknij haczyk. To moja jedyna szansa. Musiałem dać jej mocny powód do wysłuchania moich dalszych słów, a to najlepsze co miałem. Byłem zbyt blisko, aby teraz przegrać!
"Daj mi więcej informacji, pasożycie. Muszę o niej wiedzieć jak najwięcej, zanim będzie za późno...!"

Jedius 9 Baka - Pon Sie 10, 2020 8:32 am

Kobieta przyglądała ci się uważnie i surowo podczas twojej przemowy, nie wykonując żadnego praktycznie ruchu, niczym posąg. Tym bardziej widoczna była jej reakcja gdy wypowiedziałeś słowo "Emonsei". Dla kontrastu z wcześniejszym bezruchem, oczy otworzyły jej się szerzej, korpus wyprostował niemal na baczność i opuściła dłoń sprzed twarzy unosząc jednocześnie brodę nieznacznie, jakby chciała wciąż zachować wyższość. Bez wątpienia jednak była zaskoczona usłyszeniem tego imienia.
- Mów. - odpowiedziała od razu po twoich słowach. Jej sylwetka zdała się na moment zamajaczyć ci przed oczami.

"Więcej informacji? A co niby chcesz o niej wiedzieć? Gdybyś... ...rionetką na posyłki, posłuszną... ...jak powie. Tu nie masz co szukać, powin... ...epsujesz, to biada tobie...!"

Coś... było nie tak. Głos w twojej głowie z jakiegoś powodu urywał się, niknął jakby gdzieś w oddali. Do tego robiło ci się gorąco. Z jakiegoś powodu czułeś dziwne świerzbienie; szczęki i pięści same wręcz ci się zaciskały. Coraz ciężej było ci się skupić na otoczeniu - albo to, albo cała okolica zaczęła zachodzić ciemną mgłą. Kareen zdawała się wciąż czekać na odpowiedź, tylko, że zaczęła się przy tym kołysać. Do tego wszystko zaczynało mieć dziwny, gorzkawy zapach.

Cinek - Pon Sie 17, 2020 2:32 pm

Złapałem się prawą ręką za głowę, przymykając oko po tej samej stronie. Zacisnąłem zęby, zgrzytając nimi głośno. Nie wiedziałem, co się dzieje. Czy tracę kontrolę przez obecność tego pasożyta w mojej głowie? A może to przez wysokość? Nie, coś dziwnego działo się z moim organizmem. Wiedziałem jednak, że nie mogę się tutaj zatrzymać. Musiałem dostać się do tego zamku. Musiałem przekonać ją, aby nie tylko mnie tam wpuściła, ale i pomogła mi w mojej misji. Dopóki jestem w stanie myśleć klarownie i trzymać swoją żądzę krwi na wodzy, muszę ją przekonać.
"Nie słyszę cię dobrze, pasożycie, ale dzięki jak zwykle za słowa otuchy. Resztę zostaw mnie. Jeśli jednak będę musiał walczyć, wiesz chyba co robić."
Korzystając z faktu, że czuję się jak na jakimś haju i prawdopodobnie będę bardziej odporny na ból, odsunąłem dłoń od swojej głowy i przystawiłem do ust. Pamiętałem, co Piirmeg powiedziała mi na początku naszej znajomości. Pora zdobyć trochę zaufania tego dwumetrowego terminatora. Ugryzłem się z całej siły tuż pod kciukiem, aż poleciała mi krew. Chciałem poczuć jej smak, ciepło, poczuć jak płynie po mojej brodzie. Zaraz po tym wystawiłem dłoń przed siebie, jej wnętrzem do góry.
-Jak już mówiłem, w zamku znajdują się intruzi, których należy zlikwidować. Nie mamy dużo czasu. To nie ja proszę cię o pomoc. Rozkazy płyną od naszej pani - powiedziałem do niej, po czym spojrzałem na dłoń. Skoncentrowałem się na płynącej krwi jak tylko mogłem, czując jak wypływa z mojej rany. No, dalej, zatańcz dla mnie. Chciałem uformować z niej cokolwiek tylko byłem w stanie. Pokazać, że posiadam tę Moc. Musiałem wydobyć z niej szkarłat i udowodnić, że jestem po tej samej stronie. Jeśli mam problemy z kontrolą krwi, mówię do Piirmeg, aby mi w tym pomogła. Zaraz po pierwszym efektach zwracam się z powrotem do stojącej przede mną kobiety. -Nie mówię ci abyś tylko wpuściła mnie do środka. Wejdźmy tam razem i znajdźmy tych, którzy zagrażają powodzeniu naszej wspólnej misji! Wiem, że chcesz kogoś chronić, a oni jej zagrażają. Pomogę ci ich zabić, Kareen. Wiem, że jesteś potężna, ale oni też są niebezpieczni. Musisz mi zaufać.
Czekam na odpowiedź, będąc cały czas w pełni gotowy do obrony. Jeśli jednak nadal nie udało mi się zdobyć jej zaufania, jestem zmotywowany aby kontynuować próby przekonania jej do współpracy. Miałem zawsze asa w rękawie, to jest informację o śmierci Lah'ry.
W najgorszym wypadku wiem jednak, że będę musiał walczyć. Nie wiedziałem do końca, czy znajdę w tym zamku to czego poszukuję, musiałem jednak spróbować się tam dostać. Za wszelką cenę. Tak mi dopomóż Emonsei.

Jedius 9 Baka - Nie Sie 23, 2020 9:52 am

Widziałeś, jak zawęziła znów powieki, kiedy zacząłeś mówić o intruzach. Słuchała bez słów, ale znów widziałeś to samo zaskoczenie kiedy wypowiedziałeś jej imię. Ciężko jednak było wyczytać z jej twarzy czy rzeczywiście kupuje tę historię, czy nie. Również temu, jak się raniłeś przyglądała się bez przejęcia. Gdy wezwałeś moc Szkarłatu do prezentacji by udowodnić swoją przynależność, mogłeś być zaskoczony, jak... łatwo ci to teraz przyszło. Na pewno nie potrzebowałeś w tym żadnej pomocy pasożyta. Krew, która po ugryzieniu wydobyła się z dłoni i miała już spływać po nadgarstku, zaraz wezbrała się, wzniosła do góry, z wolna złączyła się w czerwoną kulę. Czerwień może nie była mocno widoczna w tym półmroku, ale ty sam po prostu czułeś, że nie może mieć żadnej innej barwy.
Kareen odwróciła się. Wykonała dwa kroki, których potrzebowała, by podejść do bramy. Wyglądało, jakby rzeczywiście się udało - położyła na wielkich drzwiach swoją dłoń, jakby szykowała się do otwarcia. Wtedy jednak zwróciła znów głowę ku tobie, mając najwyraźniej jeszcze jedno pytanie, iedy potężny powiew wiatru z boku niemal zdmuchnął cię z nóg.
-Powiedz mi, kim są. Nie mogę ryzykować ataku nie wiedząc, z kim walczę.

"...ślisz, ale to... ... ...wracania? Za... do two... ...sług."
Piirmeg stawała się już całkiem niezrozumiała. Zamiast głosem w głowie, stawała się jedynie echem, który niknął gdzieś za odgłosem opadów deszczu.

Cinek - Wto Wrz 01, 2020 3:57 pm

Patrzyłem jak nad moją otwartą dłonią formuje się mała kula krwi, starając się ukryć zaskoczenie i radość. Nie spodziewałem się, że nawet tak prosta sztuczka jak podstawowa manipulacja Szkarłatem przyjdzie mi z taką łatwością. Zaraz po zauważeniu, że udało mi się przekonać Kareen do swojej osoby i motywów, pozwoliłem krwi z kulki powoli wrócić do mojej rany - o ile było to w ogóle możliwe. Jeśli stracę ją na dobre, będę przynajmniej wiedział, żeby w czasie walki zbytnio się nie wykrwawiać.
Zaraz po tym patrzyłem się, jak koszykarka podchodzi do bramy. Cały czas próbowałem ukrywać gotującą się we mnie satysfakcję, że udało mi się uniknąć walki z tym cyborgiem. Pamiętam jak po moim "przebudzeniu" wyraźnie czułem, że jestem troszkę wyższy. Mogłem się spodziewać, iż była to zasługa moich nowych zdolności. Patrząc na tą tutaj, która ma chyba ze dwa metry, można śmiało przyjąć że jest dużo potężniejsza ode mnie. Chociaż, to się jeszcze okaże. Kiedy odwróciła się żeby coś do mnie powiedzieć, poczułem silne uderzenie wiatru, co trochę utwierdziło mnie w przekonaniu, że ta tutaj musi być naprawdę silna. A nawet jeśli to był tylko zwykły wiatr... no cóż, pierwsze wrażenie i tak pozostało.
-Niestety, nie wiem ile może ich w tej chwili być - odpowiedziałem Kareen z nadzieją, że nadal brzmię wiarygodnie. -Jeśli nie mają ze sobą żadnych sprzymierzeńców, prawdopodobnie będzie ich czwórka. O ile żaden z nich nie zginął w trakcie wędrówki do tego zamku, co jest raczej mało prawdopodobne. Nie posiadam też dokładnych informacji, jakimi umiejętnościami mogą w tej chwili dysponować. Zbyt dużo czasu minęło od naszego ostatniego spotkania. Musimy uderzyć z zaskoczenia i z całą siłą jakąś posiadamy, aby nie dać im szansy na przygotowanie kontrataku. Jeśli będą mieć przewagę liczebną, najlepiej skupić nasz pierwszy atak na najsilniejszym z nich. Jako że wyglądasz na potężniejszą ode mnie, zdam się na twój instynkt. Ach, wybacz. Muszę jeszcze skontaktować się z pa... Piirmeg.
Wiedziałem, że mój kontakt z pasożytem się urwał i nie miałem żadnej pewności, czy słyszy ona co do niej "mówię" w myślach. Byłem jednak prawie pewny, że dalej widzi ona to samo co ja, jakkolwiek jej pomieszkiwanie w cudzym ciele miałoby nie działać. Jako że słowa mogły nie docierać, spróbowałem innego sposobu komunikacji. Obróciłem zranioną dłoń wnętrzem w stronę twarzy i pozwoliłem krwi wydobyć się z mojej rany, nie przesadzałem jednak z ilością. Skupiłem się jak wcześniej, aby uformować z krwi na dłoni litery "NIE SŁYSZĘ CIĘ", po czym przypatrzyłem się im dokładnie przez kilka sekund.
"Tak, pasożycie, gówno rozumiem co mówisz i nie jestem pewny dlaczego. W każdym razie, szykuj się do walki" - rzuciłem na końcu do Piirmeg, raczej nie spodziewając się, że mnie zrozumie. Zaraz po tym zacząłem powoli iść w stronę bramy, o ile oczywiście została ona otwarta i pozwolono mi przejść. Torbę podróżną z zawartością zostawiłem przy motocyklu, będzie mi tylko zawadzać. Resztę ekwipunku miałem przy sobie. Może i umiałem już posługiwać się Szkarłatem, jednak kulka w łeb dalej była na topie mojej listy jeśli chodzi o skuteczne metody zabijania. Pistolety mogą się przydać.

Jedius 9 Baka - Sob Cze 15, 2024 11:22 pm

[ BGM: Terminal Entrance ]

Szczęk. Przeciągłe, basowe skrzypnięcie. Jęcząc niczym prastara bestia, gigantyczna brama zaczęła się otwierać. Za nimi otwierał się dla ciebie widok kamiennego dziedzińca, który z jakiegoś powodu zaczął się rozmazywać. Wchodził i wychodził ze skupienia jak obraz zepsutej kamery.
Ciśnienie w twojej głowie nasilało się coraz bardziej. Zacząłeś czuć coraz silniej gorąco, które wybijało z twojej klatki piersiowej, przechodząc falą po całym ciele ku zewnątrz. Raz za razem, duszący gorąc pulsował coraz silniej, przytłumiając twoje zmysły.
Czekaj.
Nie było to właściwie jedno słowo, bo było ich zdaje się więcej, ale tyle rozumiałeś z ich przesłania. Miałeś na coś czekać. Ktoś musiał najpierw zniknąć. Nic nie może być zrobione wcześniej.
Koniec!
Słów, a może biadolenia było znacznie więcej, jak noże w twojej głowie; irytujące. Skazanie, śmierć. Czułeś panikę, która nie należała do ciebie.
Szlak krwi.
Taki miał być sygnał. Nie wiesz nawet, czy naprawdę to usłyszałeś - ale znikąd chyba taka myśl nie mogła się pojawić. Gdy się pojawi, miałeś nim podążać. Tam będzie czekać twój cel. Łatwe do zapamiętania. Zdaje się że łatwiejsze od utrzymania teraz równowagi.

Nie jesteś pewien kiedy to się stało, ale stałeś chyba na środku dziedzińca, a wokół... było pełno figur. Fantastycznych, niestworzonych. Niby nieznajomych, ale z jakiegoś powodu niezbyt niepokojących swoją dziwnością. Pomnik potwora długiego na dziesiątki metrów, z długimi zębiskami, ogonem, skrzydłami, w całości pokryty łuskami. Widmo, upiór, stojący na stosie płonących czaszek. Anioł z szeroko rozpostartymi skrzydłami surowo oceniający twój marsz; insektoidalna bestia, maszyna do zabijania z czterema ramionami, których górna para zakończona była długimi ostrzami.

Z jednej strony, wydawało się, że nic się tu nie ruszało. Z drugiej, czułeś się obserwowany. Jakby ten wzrok docierał do ciebie z innego świata, razem z odległą świadomością. Coś... czekało na ciebie. Gdzieś w przyszłości czekało zdarzenie, które jest powodem tego wewnętrznego niepokoju. Gdzieś przed tobą... być może idąc dalej przed siebie, mógłbyś to zobaczyć? Ale z drugiej strony, czy nie miałeś czekać? Pewność cię opuściła gdy zdałeś sobie sprawę, że za tobą nie ma już nawet bramy. Byłeś tu tylko ty i cztery pary oczu oceniające każde twoje drgnięcie. I... ten powtarzający się, nieustępliwy gorąc.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group