|
Wiele sfer Mało gier |
|
Gra - Prolog: Evanescent Encounter
Cinek - Śro Kwi 10, 2013 8:46 pm
[Mumyou Gyakunagare]
Deszcz siekł wściekle podmokły grunt, wypełniając szerokie kratery podłużnymi kałużami. Kałużami, w których unosiły się mącone ulewą czerwone mgiełki krwi poległych. Ograniczona przez burzę widoczność nie ujawniała zbyt wiele. Unosząca się ku niebu niczym rzucony bumerang odcięta ręka poszybowała łukiem, upadając zaraz z pluskiem na ziemię. Trzymający się za krwawiący kikut mężczyzna wrzeszczał, próbując uciec, kiedy piła mechaniczna uderzyła od dołu w jego krocze i przeszła przez całe ciało. Fala szkarłatu rozlała się po okolicy, kiedy leżący bezwładnie obok transportera Irn otwierał usta, próbując wykrztusić z siebie ostatnie słowo. Jedyne jednak, co wydobyło się na zewnątrz, była ostatnia fala posoki, którą wypluł przed siebie. Zanim jeszcze zamknął oczy, zobaczył uciekających w stronę magazynu ludzi. Nie mieli innego wyboru. Z tym czymś nie dało się walczyć.
Ruda dziewczyna biegnąc odwróciła się. Widząc leżące na ziemi ciało, jej oczy otwarły się szerzej. Po chwili jej wyraz twarzy, oddający kompletne zaskoczenie i niedowierzanie, wykrzywił grymas bólu. Pokręciła tylko głową, po czym usta w dłoniach, kiedy biegnący obok niej Preston złapał ją za rękę i pociągnął za sobą. Oboje rzucili się do ucieczki w stronę budynku. Ruda po raz ostatni spojrzała za siebie, jednak w tej chwili było już za późno na zmianę decyzji. Nie mogła już nic zrobić.
Ciało Irna, skąpane w rzęsistym deszczu, spoczęło w spokoju.
* * *
Michael Aquato
Odezwałeś się do intercomu, jednak po raz kolejny nie usłyszałeś żadnego odzewu. Po drugiej stronie pojazdu działa się prawdziwa rzeź, nie mogłeś więc ich winić. Teraz liczyło się tylko i wyłącznie życie. Życie, o które wszyscy zażarcie walczyli. Ale nie ty. Nie walczyłeś o swoje życie. Miałeś dużo lepszy plan - zawalczyć z tym zmutowanym cwaniakiem, który ośmielił się wejść ci w drogę.
Piknięcie, które było przedostatnim. Wstałeś, kierując swój wzrok na zamek elektroniczny i deszyfrator. Pik. Zamek z cichym szmerem mechanizmów otworzył się, zaraz po czym to samo zrobił ogromny właz do kontenera. W twoją twarz buchnęła chmura dymu i pary, przez co szybko cofnąłeś się i zasłoniłeś rękami. Przez dłuższą chwilę nic nie widziałeś, próbując rękami po omacku znaleźć na powrót przyczepę. Ale równie dobrze mogłeś się teraz od niej oddalać. Zanim jednak zorientowałeś się w terenie, twoje dłonie natrafiły na coś naprawdę solidnego, jednak nie była to ani przyczepa, ani transporter. To musiał być człowiek. Ale czy na pewno?
-Pierwszy rozruch systemu. Skanowanie fal mózgowych. Michael Aquato, inżynier, 28 lat. Czekam na pańskie rozkazy.
Tidus - Śro Kwi 10, 2013 9:00 pm
Zdejmuję okulary by zetrzeć z nich parę rękawem i starając się zachować pełny spokój, wydaję kolejne komendy. Będąc zupełnie szczerym, nie mam pojęcia, co robię.
-Określ swój model, przeznaczenie i stan wyposażenia.- od tego wypadałoby zacząć. Jeśli to elektroniczna gosposia, to tylko niepotrzebnie zmarnowałem czas.
Kiedy mgła trochę się rozrzedziła, dostrzegłeś ubranego w szary kombinezon Korporacji mężczyznę. Był to wysoki, niebieskooki blondyn o całkowicie obojętnym wyrazie twarzy. Przynajmniej tyle byłeś w stanie w tej chwili zauważyć. Zanim zdążyłeś mu się dokładniej przyjrzeć, ten odpowiedział na twoją komendę.
-Android bojowy, model "Fatalist", wersja 0.99. Prototyp. Moim przeznaczeniem jest likwidowanie poleconych mi celów i ochrona Użytkownika. Należy podać specyfikację wykonania zadania, inaczej zostanie ono wykonane według domyślnych wytycznych. Stan wyposażenia: dwa ostrza ze stali węglowej i mikro-ładunek termojądrowy, przeznaczony do autodestrukcji w kryzysowych sytuacjach. Czekam na polecenia.
Dobra, jest. Ale jeśli jest przeznaczony do walki, muszę zadać jeszcze jedno pytanie, by nie rzucić przysłowiowym woreczkiem fasolek.
-Odpowiedz na pytania - Czy jesteś skalibrowany do posługiwania się bronią palną? Jaką średnią statystyczną celność uzyskałeś w trakcie testów?
Android kiwnął głową potwierdzając tym samym, że zrozumiał pytanie.
-Potrafię posługiwać się każdego rodzaju bronią palną i energetyczną. Wgrano mi również programy z zakresu posługiwania się trzynastoma różnymi sztukami walki, umiem też używać broni białej na najwyższym poziomie umiejętności. Jestem przystosowany do konfrontacji bezpośredniej. Statystyczna celność, jaką uzyskałem w trakcie testów, wyniosła 97,9%.
Odpowiedział na więcej niż to, co zadałem mu w pytaniu. Czyli poza wykonywaniem odgórnych skryptów posiada też inteligencję. Dobrze, idealnie wręcz. Sięgnąłem do torby i podałem mu Black Panthera i wszystkie magazynki doń.
-Na zewnątrz aktywny jest czterometrowy robot bojowy którego należy zdezaktywować. Trzymaj się z dala od zasięgu jego pił spalinowych, atakując skrzynie rozdzielcze i ukablowanie na plecach oraz światła zamontowane z przodu. Twój stan ma priorytet wobec reszty.-ponieważ, zupełnie szczerze, nie chcę by Strajpsy mnie zamordowały za zranienie ich zabawki gdy to wszystko się skończy.
Cinek - Śro Kwi 10, 2013 10:03 pm
Michael Aquato
Wydałeś androidowi ostateczne polecenie, wręczając mu swoją broń. Ten sprawnie załadował pierwszy pocisk do komory, po czym schował zapasową amunicję do kieszeni. Po kiwnięciu ci głową odwrócił się... po czym z niesamowitą eksplozją prędkości wystrzelił w stronę mutanta, zostawiając po sobie pokaźny krater. Ty sam dopiero po chwili zdałeś sobie sprawę, że leżałeś bezwładnie na ziemi. I podziwiałeś.
Zanim pędzący na swojej platformie mutant dotarł do kolejnego z najemników, aby przypieczętować jego los z pomocą swoich śmiercionośnych pił, coś niespodziewanie odwróciło jego uwagę. Biegnący z nieludzką prędkością robot wystrzeliwał całą serię z podarowanego pistoletu w jego stronę, za każdym razem trafiając prosto w tył jego głowy. Rozjuszona bestia zaryła gąsienicami o błoto, odwracając się i zamaszystym ruchem ogromnych ramion próbując zniszczyć intruza. Ten jednak natychmiast wystrzelił w górę, zataczając w powietrzu kilkukrotne salto i lądując na plecach monstrum. Zanim bestia zdążyła sięgnąć za siebie, android z potężną siłą wyrwał jeden z grubych kabli prosto z jej karku. Pokryta wyładowaniami elektrycznymi końcówka masywnego przewodu została odrzucona na bok, podczas gdy potwór zaryczał boleśnie ku rozdartym w ciemności niebiosom. Potężne szarpnięcie całego monstrualnego cielska rzuciło androidem jak lalką na bok, ten jednak nie dał za wygraną. Ledwo wylądował na podmokłym gruncie, wystrzelił w stronę mutanta po raz kolejny, wymieniając magazynek w pistolecie praktycznie jednym płynnym ruchem. Jego szaleńczy bieg zamienił się w niesamowity zygzak uników, kiedy zaczął być atakowany kolejnymi cięciami pił, szybko jednak zdałeś sobie sprawę, że tym razem mu się nie uda. Musiał znowu zwiększyć dystans. Kiedy wstawałeś, w chaosie burzy przed twoimi oczami przemknęło kilka postaci, nie zwróciłeś jednak na nie uwagi. Do cna zaaferowany kunsztem swojego nowego "pupila" podziwiałeś szybkość, siłę i precyzję, jakimi dysponował. Wiedziałeś jednak, że pomimo niesamowitych możliwości, sam może sobie nie poradzić... kiedy nagle zobaczyłeś stojącego obok transportera mężczyznę w ciemnozielonym kombinezonie. Tak, to był wasz lider. Czy to ta chwila, kiedy losy walki się odwrócą? Wykonałeś już swoją część... jednak czy to aby na pewno wystarczy? Mogłeś spokojnie przyglądać się teraz całemu widowisku, lub podjąć dalsze starania. Wybór należał do ciebie.
Tidus - Czw Kwi 11, 2013 12:50 pm
Dobra, jest. Lepiej się nie pchać przed szereg, bo jeszcze i ja oberwę. Spojrzałem w stronę lidera i włączyłem znowu interkom.
-Szefie, cokolwiek planujesz- mam nadzieję, że nie ma to nic wspólnego z robieniem bum. Ten walczący z nim to nasz towar i nie możemy go uszkodzić- rzuciłem w eter, rozglądając się dalej. Nie zostało mi chyba nic do zrobienia. Teraz tylko siedzieć i liczyć na to, że się uda.
Chociaż nie, jest jeszcze coś. Rzucam się biegiem do silnika transportera, by pomóc Robowi. Pytam, czy potrzebuje jakichś narzędzi, czy mam się czymś zająć, samemu oceniam stan techniczny silnika. Nie daj boże Roba tam nie ma, wtedy samemu staram się coś zdziałać, wrzeszcząc do interkomu, gdzie się podziewa.
Cinek - Czw Kwi 11, 2013 1:08 pm
Michael Aquato
Stwierdziłeś, że pomaganie w walce dwóm największym harpaganom jakich w życiu spotkałeś minie się z celem. Jakoś powinni sobie sami poradzić, nawet jeśli ten mutant z każdą chwilą wydawał się być coraz bardziej rozwścieczony i coraz silniejszy. Przynajmniej tak ci się wydawało.
-Nie musisz mi tego mówić - odpowiedział ci lider przez interkom, po czym rzucił się w stronę walczących ze sobą mutanta i androida. -Trzymaj się z daleka! Spróbuję go odciągnąć, ty za ten czas pomóż Robowi albo spróbuj zestrzelić to wynaturzenie którąś z wieżyczek strażniczych! Powinny mieć tryb sterowania ręcznego!
Lider miał całkowitą rację. Wiedziałeś jednak, że twoja wieżyczka została niemal całkowicie rozbrojona i ponowne jej uzbrojenie zajęłoby dużo czasu... jednak nie wiedziałeś, co z wieżyczką Garcii. Być może udałoby ci się zhackować jej jednostkę centralną za pomocą deszyfratora i dostać się do głównego panelu sterowania? W ogóle to gdzie podział się twój kumpel? Nigdzie go nie widziałeś. Jego zwłok też nie.
Najpierw podbiegłeś do kabiny kierowcy w transporterze. Rob siedział tam przy elektronice komputera pokładowego, próbując chyba wymienić jakieś bezpieczniki. Naprawa czegoś takiego raczej nie zajęłaby ci zbyt dużo czasu, jednak w tej chwili liczyła się każda sekunda. Musiałeś ustalić priorytet - wesprzeć w walce lidera i androida, lub też pomóc w naprawie transportera Robowi, abyście mogli jak najszybciej stąd uciec. Decyzja nie była łatwa i mogło zależeć od niej naprawdę dużo...
Irn Yankobe
Ciemność towarzyszyła ci bardzo długo. Twoja świadomość dryfowała na granicy życia i śmierci, kiedy otulająca cię nicość została przerwana kompletnie nieoczekiwanie. Idąc w stronę końca tunelu, w kierunku kojącego zmysły światła, coś uparcie ciągnęło cię za rękaw i chciało sprowadzić z powrotem na dół - do zniszczonego przez cywilizację świata, w którym czekało cię jedynie cierpienie i wieczna udręka. Nie, nie miałeś zamiaru tam wracać. Przecież mogłeś w końcu zaznać spokoju i uwolnić cię od swojego beznadziejnego losu. Mogłeś po prostu iść, kiedy światłość znajdowała się niemalże na wyciągnięcie ręki...
Silny ucisk w klatce piersiowej, potężny ból w boku. Uderzenie, potem kolejne. Krzyki jakiejś kobiety? Zaciskałeś powieki, czekając na obiecane ukojenie, jednak to nie nadchodziło. Za to powracał ból. Coraz silniejszy i dotkliwszy, jednak nadal na skraju twojej świadomości. Miałeś wrażenie, jakbyś jedynie dzielił go z kimś zupełnie obcym, kto leżał teraz na ziemi, daleko od ciebie. Ty nadal miałeś szansę uciec. Albo i nie...?
-Obudź się, KRETYNIE!!!
[And I'm gonna...]
Kolejne uderzenie było zupełnie inne. Potężne, wstrząsające całym ciałem. Budzące cię do życia niczym potężny kopniak w tyłek od samego Stwórcy. Uderzenie tak silne, że nie mogłeś mu się oprzeć.
Otworzyłeś oczy, wciągając powietrze niczym wyłowiony z wody topielec. Zalewająca twoją twarz ulewa natychmiast przywróciła cię do zmysłów. Znowu ta przeklęta, szara rzeczywistość. Coś jednak wyróżniało się spośród tej smutnej barwy. Był to kolor, którego zupełnie się w tej chwili nie spodziewałeś. Pomarańcz? Tak, chyba byłeś już na tyle trzeźwy na umyśle, aby to stwierdzić. To jednak nie był na tyle pomarańczowy, co... rudy.
Mokra od deszczu i łez twarz dziewczyny pochylała się tuż nad twoją. Nie wiedziałeś, co powiedzieć. Kątem oka spostrzegłeś, że jej dłoń leżała na twojej piersi, przy której znajdował się... paralizator. I to chyba nawet twój. Kiedy rozejrzałeś się po swoim ciele, zauważyłeś ciasno uciśnięty na swoim boku opatrunek z jakiegoś ciemnego materiału. Czułeś, że nadal znajdujesz się na skraju śmierci... jednak tym razem byłeś zdecydowanie pośród żywych. Opierając się plecami o brudną, mokrą oponę przyczepy patrzyłeś z niedowierzaniem na pochylającą się nad tobą kobietę. Chyba chciała coś powiedzieć, ale średnio jej to wychodziło.
Tidus - Czw Kwi 11, 2013 1:50 pm
Wieżyczka...to jest w sumie myśl. Zadanie Roba wydawało się dość proste, poradzi sobie, więc pobiegłem czym prędzej do wieży Garcii. Jeśli jej rozłożenie jest podobne co tamtej, a z pewnością jest, już w biegu mogę sobie na szybko rozrysować kolejne kroki i narzędzia, które będą mi potrzebne. Ciekawe, jak Charles ją zdezaktywował. Jeśli zrobił to sprawniej i mniej inwazyjnie ode mnie, to jest jeszcze spora nadzieja na ubicie tego...czegoś.
Dalej dalej, pasie z narzędziami Michaela. Pokaż, co potrafimy razem.
Jedius 9 Baka - Czw Kwi 11, 2013 3:00 pm
To mógł być koniec. Mógł, ale nie był. W chwili, kiedy mogłem już sięgnąć wiecznej wolności, stało się coś, co mi ją odebrało. Potężne, brutalne, bolesne i bezduszne sprowadzenie na ziemię. Szok. Wraz z oddechem powróciło cierpienie. Miliony igieł wbijanych w płuca przy złamanych żebrach, rozżarzony do czerwoności dysk wbity w prawy bok który palił niemiłosiernie, utrudniając każdy, choćby najmniejszy ruch. Każdy, poza ruchem syntetycznych gałek ocznych. Oczami, które tak naprawdę nie były moje zacząłem rozglądać się dookoła, próbując zrozumieć co się właściwie stało. Żyję? Dlaczego? Byłem właściwie pewien, że przez swoją głupotę właśnie skazałem się na pewną śmierć. A jednak, było inaczej. Żyję. Moja rana... jest prowizorycznie załatana. A do tego... nie jestem tu sam. Naprawdę? Nie mam zwidów? Chciałbym przetrzeć oczy, ale... to przecież nie było potrzebne. Mechaniczny wzrok nie mógł się mylić. To była ona. Ona naprawdę mi pomogła. Wyrwała mnie z objęć śmierci. Paralizatorem. Brakło mi słów. Nie potrafiłem nawet wyjaśnić przyczyny takiego zachowania. Jeszcze kilka chwil temu chciałem przecież tchórzliwie ich wszystkich zostawić. A jednak... uch. Nie mogłem się mylić, ale jednak nie dowierzałem. To chyba właśnie z tego powodu spróbowałem unieść do góry dłoń. Chciałem zobaczyć, czy ona jest tutaj naprawdę. Chciałem dotknąć jej twarzy, przejechać palcami po jej policzku. Nie wiedziałem, czy będę w stanie się odezwać. Ale gdybym był w stanie cokolwiek wystękać, chciałbym wyrzucić teraz słowa"
"To jeszcze piekło, czy już niebo? Ciągle słyszę krzyki torturowanych, ale... chyba widzę anioła."
Cinek - Czw Kwi 11, 2013 8:21 pm
Michael Aquato
Podjąłeś szybką decyzję. Naprawa transportera nie powinna zająć Robowi więcej niż kilka minut, a pokonanie tego rozwścieczonego mutanta na pewno bardziej się wam teraz opłaci niż obfita w ryzyko ucieczka z tym czymś na swoim ogonie. Nie zwlekając ani chwili dłużej, rzuciłeś się do biegu w stronę rozbrojonej przez Garcię wieżyczki. Biegnąc i analizując w myślach, w jaki sposób mógłbyś przejąć kontrolę nad jej panelem sterowania, niestety nie przychodziło ci nic sensownego do głowy - oczywiście poza zhakowaniem jednostki centralnej, co przy twojej ostatniej próbie zakończyło się absolutnym fiaskiem. Twoja wtyczka cybernetyczna nie dawała rady tak silnym zabezpieczeniom. Jedynym wyjściem w tym wypadku było twoje "deus ex machina" w postaci deszyfratora, który niestety zostawiłeś przy kontenerze przyczepionego do rozbrojonego już zamka elektronicznego. Niestety niefortunnie zapomniałeś, że bateria tego małego rozrabiaki jest w stanie wytrzymać dużo dłużej niż minutę, którą spędził na deszyfrowaniu zamka do komory hibernacyjnej. Cóż, nie pozostało ci nic innego, jak wrócić się, wziąć urządzenie z powrotem i ponowić swój szaleńczy sprint.
Ledwo dyszący dobiegłeś z powrotem do przyczepy, po czym odpiąłeś komputerek i spojrzałeś z powrotem w stronę wieży. Przy okazji zobaczyłeś siedzącego nieopodal Irna i kucającą nad nim Rudą. Ten pierwszy był chyba w nie najlepszym stanie. Teraz jednak nie to było twoim zmartwieniem. Odgłosy walki z nieopodal nie wróżyły szybkiego pokonania mutanta, musiałeś się więc pospieszyć. Rzuciłeś się przed siebie, mając wrażenie, że jeszcze kilkanaście metrów i wyplujesz płuca. Biegłeś, a raczej przeskakiwałeś z nogi na nogę, sunąc ledwo przed siebie z zaciśniętym w dłoni urządzeniem, patrząc tępo w przestrzeń. Wejście do wieży. Jeszcze kawałek. Jeszcze tylko kawałek. Cholernie długi kawałek. Nieznacznie przyspieszyłeś, próbując się jakkolwiek zmotywować. Poczułeś nagle, że twoja noga wpada w kałużę błota. Wywróciłeś się, wypuszczając z ręki swój kieszonkowy komputer. Nie miałeś już siły. Ledwo co łapałeś oddech. Czy ta gra naprawdę warta była świeczki? Mogłeś po prostu zostać w samochodzie i zająć się prostszym zadaniem. Drzwi do wieżyczki były naprawdę daleko...
-Michael, pospiesz się do cholery! Ta walka jest z góry skazana na porażkę, nawet z tym pojebanym androidem po naszej stronie! - krzyknął lider do interkomu. -Preston, gdzie jesteś do cholery?! Najemnicy?! Potrzebujemy wsparcia!!!
Irn Yankobe
Cały czas nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście, patrzyłeś przed siebie na Rudą, pochylającą się nad tobą i patrzącą ci prosto w oczy. Kiedy podniosłeś rękę i dotknąłeś dłonią jej twarzy, ta podniosła wyżej brwi, wyglądając jak otumaniona. Po skierowaniu do niej swoich słów mogłeś doczekać się dosyć szybko ich efektu. Dziewczyna opuściła lekko głowę, zamykając oczy i uśmiechając się kącikiem ust z wyraźnym poirytowaniem. Jej zęby zazgrzytały groźnie, a pod jej prawym okiem pojawił się wyraźny tik nerwowy.
-I co jeszcze... może mamy włączyć romantyczną muzykę i się przylizać...?! - wrzasnęła na końcu, uderzając cię dłonią w twarz z taką siłą, że zacząłeś mieć poważne wątpliwości, czy aby na pewno przeżyjesz tą misję. -Jesteś facetem, zbierzże się do kupy! Ten mutant ciągle żyje i morduje naszych kompanów jednego po drugim! Wymyśl coś i pokaż, że masz jaja, a nie pieprzysz od rzeczy o jakichś aniołkach!
Tidus - Pią Kwi 12, 2013 2:17 pm
Cholera. Podnoś się Michael, wstawaj. Zabierz jeszcze ten głupi deszyfrator i dalej w drogę, chociaż truchcikiem. Teraz nie możesz się poddać. Nawet jak gówno zdziałasz, to w wieży będziesz względnie bezpieczny. Jak nie rozpieprzycie mutanta, to nie tak daleko masz dziurę w ścianie by po odpoczynku spieprzyć. Albo się zabunkrujesz w środku. Albo cokolwiek. Po prostu podnoś ten deszyfrator i biegnij.
Dlaczego do cholery strajpsy nie ukradły sobie tego monstrum, nawiasem? Przecież to nadupcza na skalę intergalaktyczną a jego piła jest piłą, która przecina światy, jak nic. Takie bydlę musi być sporo warte. Nawet nieaktywne może być zajebistą ozdobą koło komink-
Argh, po prostu biegnij!
Jedius 9 Baka - Pią Kwi 12, 2013 4:03 pm
Ał. AAAŁ. To naprawdę bolało. Ale... z drugiej strony, tego potrzebowałem. Przyznam, że bez sprowadzającego na ziemię uderzenia pewnie nadal bym siedział z głową w chmurach, myśląc o nie wiadomo czym. I mówiąc nie wiadomo co. A istniały teraz dużo poważniejsze problemy, którymi trzeba było zająć się od razu. A dokładniej jeden, wielki problem. Tylko, że... ja raczej nic nie zrobię. Nie wiem nawet, czy dam radę wstać. Tylko... jak mam jej to wyjaśnić?
- Ech, miałem tu tylko otworzyć kilka zamków. Oto dlaczego nie lubię roboty w dużej grupie. - powoli uniosłem głowę po uderzeniu. Ni było to jednak tylko uniesienie głowy. Wprawiłem obie gałki oczne w chaotyczny ruch w losowe strony, niezależnie od siebie. "Spojrzałem" w ten sposób w kierunku Rudej, marszcząc brwi w zdziwieniu. - Z-zaraz... kurde, co mi zrobiłaś? Nic nie widzę.
Pokręciłem powoli głową, po czym zamknąłem oczy.
- Zresztą, to teraz nieważne. Słuchaj - słyszałem, że te kontenery są wypchane materiałami wybuchowymi. - wskazałem dłonią teren przed sobą. Gdzieś tam powinny być te wielkie skrzynie. Michael to mówił, prawda? Nie mam pojęcia skąd to wie, ale... chyba warto mu zaufać. - Trzeba zwabić tą wielką pokrakę pomiędzy nie, a następnie... - sięgnąłem do kieszeni by wyciągnąć z niej na dłoni ostatni wybuchowy granat, unosząc go na wysokość własnej głowy. - ...skończyć tą farsę. Możesz to zrobić? Ja nic nie widzę. - otworzyłem znów oczy, które wciąż rozbiegały się na wszystkie strony niezależnie od siebie. - Reszta niech się gdzieś ukryje. Nie wiadomo jak wielka będzie eksplozja.
Cinek - Pią Kwi 19, 2013 7:08 pm
Michael Aquato
Zebrałeś resztę sił, aby podnieść się na nogi. Kilkoma chwiejnymi krokami podszedłeś do leżącego w błocie deszyfratora, po czym wyjąłeś go z kałuży i spojrzałeś przed siebie. Drzwi do wieżyczki strażniczej stały przed tobą otworem. Wystarczyło, że do niej dobiegniesz... a wszystko może się zakończyć. Musiałeś tylko zebrać w sobie wystarczająco siły...!
Rzuciłeś się przed siebie. Było ciężko, bardzo ciężko. Nie pamiętałeś, kiedy ostatnio byłeś tak bardzo zmęczony. Chyba w szkole wyższej, kiedy miałeś wychowanie fizyczne i kazali ci biegać za jakąś piłką. Czułeś, jakbyś miał zaraz umrzeć, nie mogłeś jednak pokazać słabości. Musiałeś ten ostatni raz wysilić się i dobiec do celu w jak najkrótszym czasie, aby ocalić pozostałych przy życiu kompanów ze swojej drużyny. Musiałeś wygrać.
Nawet nie wiedziałeś kiedy wpadłeś przez drzwi do pomieszczenia, praktycznie identycznego jak to, w którym rozbrajałeś swoją wieżyczkę. Zresztą, nic zaskakującego. Szybko dopadłeś do panelu sterowania i spojrzałeś na ekran. No tak, mogłeś się tego domyślać. Nawet jeśli Garcia złamał hasło i dostał się do systemu, ten pewnie wylogował go automatycznie po jakimś czasie w ramach bezpieczeństwa. Nic nie wskazywało na to, aby twój kompan ruszał cokolwiek z elektroniki, więc najwyraźniej twoje pierwsze podejrzenie było trafne. Szybko zamontowałeś deszyfrator w odpowiednie miejsce przy głównym procesorze, po czym zacząłeś grzebać w ustawieniach. Niestety, nie był to prosty zamek elektroniczny i wyglądało na to, że będziesz musiał trochę się namęczyć, aby złamać zabezpieczenia systemu tym małym komputerkiem. Traf chciał, że w pewnym momencie przez przypadek włączyłeś deszyfrację kanału zakodowanego na najwyższym poziomie, zamiast go obejść i poszukać innego drogi... przez co software w twoim urządzeniu zaciął się na amen. Kiedy w końcu udało ci się zresetować komputerek, zaraz po ponownym włączeniu po raz kolejny jego ekran zgasł. Podenerwowany wcisnąłeś na siłę przycisk "on", zaraz po czym na dole zaświeciła się lampka wyczerpanej baterii. Wyglądało na to, że nic tym już nie zrobisz. Jeśli chciałeś dostać się do systemu i przejąć kontrolę nad wieżyczką... musiałeś znaleźć inny sposób.
Irn Yankobe
Ruda podniosła wysoko jedną brew, wykrzywiając się w głębokim niezrozumieniu. Chyba przez pierwszą chwilę kompletnie nie zdawała sobie sprawy, że się z niej nabijasz. Szybko uniosła rękę z groźbą zadania kolejnego ciosu, zaciskając przy tym wargi, jednak powstrzymała się i pokręciła tylko głową. Odebrała od ciebie w milczeniu granat, po czym zastanowiła się przez chwilę. Chyba miała pewne wątpliwości odnośnie twojego planu.
-Jeśli rzeczywiście są tam materiały wybuchowe, nie będziemy potrzebować ich całego kontenera - powiedziała, groźnie spoglądając na ciebie i twoje latające na wszystkie strony gałki oczne. -Postaram się zrobić co w mojej mocy. Ty tutaj zostań i nawet nie waż mi się umierać! Jeszcze możesz się nam do czegoś przydać. Dużo udowodniłeś podczas tej misji. A, jeszcze jedno...
Kiedy dziewczyna zaczęła grzebać w tylnej torbie przy swoim pasku, ciebie uderzyła przytłaczająca myśl. To, co działo się w tej chwili... najprawdopodobniej było tylko i wyłącznie twoją winą. Zaufałeś zupełnie obcemu człowiekowi, działając na jego konto za plecami swojego szefa. Teraz twoi kompani płacili za to ostateczną ceną - swoim życiem. Dużo ludzi pochwaliło cię podczas tej misji i być może nawet zdołało cię polubić. Co by było jednak, gdyby dowiedzieli się o tym, co zrobiłeś tej nocy? Nawet nie chciałeś o tym myśleć. Czując, jak twoje wyrzuty sumienia poważnie cię osłabiają, spojrzałeś w stronę wyciągniętej ku tobie ręki. Ruda, trochę zniecierpliwiona, wsadziła ci szybko do dłoni małą... pigułkę.
-To pigułka wspomagająca regenerację utraconej krwi. Jeśli jej nie weźmiesz, w tym tempie możesz nie przeżyć najbliższego kwadransa. Twoja rana nadal poważnie zagraża twojemu życiu - powiedziała dosyć surowym tonem. -Weź tą pigułkę. Musisz ją dobrze rozgryźć i połknąć. To jest cholernie drogi towar i bardzo trudno go zdobyć, będziesz mi wisieć za niego tysiąc kredytów! Spróbuj mi tylko potem zdechnąć, znajdę cię choćby w piekle i wyrwę ci tą kasę prosto z twojego gardła!
Po wykrzyczeniu ostatnich słów prosto w twoją twarz, dziewczyna wstała i odbiegła od ciebie sprintem. Po drodze... jakby rozpłynęła się w powietrzu. Zniknęła, pokrywając się świetlistymi refleksami, które po pochłonięciu całego ciała zgasły, nic po sobie nie pozostawiając. Zostałeś tutaj sam, słysząc po drugiej stronie pojazdu hałaśliwe odgłosy walki...
Tidus - Czw Kwi 25, 2013 3:00 pm
No. Brawa Michael. Jesteś praktycznie trupem jeśli chodzi o kondycję, zaraz wypadną ci płuca a do tego spieprzyłeś w pośpiechu sprawę. Teraz...Co teraz? Mogę złapać oddech i spróbować spieprzyć przez tę dziurę w ścianie jak najdalej. Ale zmarnowaliśmy już tyle czasu, że pewnie trafię tylko na zderzak oddziału interwencyjnego. Trzeba pozbyć się tego badziewia a skoro już tu zabiegłem i nie muszę pędzić by wszystko rozłączyć...Jeszcze raz przyjrzyjmy się skrzyniom rozdzielczym. Może znajdzie się sposób na nastawienie tego na własną modłę w ten sposób...na przykład, nie wiem, nastawić czujniki by reagowały agresją tylko na coś powyżej trzech metrów? Jeden pies. Szukaj, Michael, szukaj. I zanim zaczniesz, tym razem wypnij sondę i wsadź sobie do kieszeni.
Jedius 9 Baka - Pią Kwi 26, 2013 1:56 pm
Zaśmiałbym się pewnie w tym momencie, gdybym miał do tego siły. Ale nie miałem. Przeszywający ból nie pozwalał mi na niepotrzebne marnowanie oddechu, bo każde tchnienie wiązało się z kolejnymi katuszami. Zdołałem więc tylko stęknąć, wysilając się na słaby uśmiech gdy unosiłem dłoń po tę dziwną pigułkę. Pierwszy raz słyszałem o czymś takim. Mimo to, nie wydaje mi się wcale, by próbowała mnie otruć. Ba, w ogóle nie potrzebowałaby tego robić. Gdyby chciała się mnie pozbyć, wystarczyłoby żeby mnie zostawiła kilka chwil temu. Ale mimo to, zawahałbym się z jej wzięciem - gdyby nie to, że wepchnęła mi ją w dłoń. Jak by nie patrzeć... zasługiwałem na śmierć. Ba, sam ją sobie sprowadziłem z własnej chciwości. I to nie tylko na siebie samego. Wystarczyłoby, żebym się rozejrzał, a zobaczyłbym pełno trupów - ale nie chciałem tego teraz robić. Otwartą dłoń umieściłem przed swoją twarzą i skupiłem na niej wzrok, na tej niewielkiej tabletce która może mnie ocalić. Mnie, nic właściwie nie wartego człowieka bez rodziny, który nawet nie zastanowił się nad konsekwencjami swoich czynów przed wpięciem tego przeklętego nośnika danych do portu. Zastanowiłem się? Właściwie... to nawet już nie pamiętam. Zresztą, czy to teraz ważne? To i tak jest moja wina. Oni wszyscy zostali zmasakrowani właśnie przeze mnie. Więc dlaczego ja miałem żyć dalej?
Z drugiej strony...
To mogła być pokuta. Gdybym teraz zaniechał życia, tak naprawdę byłoby to ucieczką. Ale... chyba nie mogłem sobie na to pozwolić. Naprawić swojej winy już nie mogę, ale zostaje jeszcze właśnie... pokuta. Czy raczej... zemsta. Projekt "Husk". Tylko żyjąc, będę mógł dowiedzieć się na czym on polega, po co były temu gościowi te dane i... przede wszystkim, kim jest. I tylko żyjąc będę mógł sam zakończyć jego życie. Dlatego... wcisnąłem pigułkę w swoje usta. Zgodnie z poleceniem, staram się przegryźć ją dokładnie przed połknięciem.
Lepiej już chyba nad tym nie myśleć. Mógłbym dojść do wniosku, że zemsta jest dla mnie tylko wymówką, usprawiedliwieniem dla strachu przed śmiercią. Że większości tych ludzi nawet nie znałem, więc zemsta jest tu bardzo naciąganym wytłumaczeniem. I, że... ta Ruda, również nie mając ku temu żadnego powodu, wyciągnęła mnie z drogi do piekła. Że okazała wobec mnie czysty altruizm, nie wiedząc nawet że to ja jestem sprawcą tego wszystkiego. I z jakiegoś powodu... nie chciałem jej zawieść. Jasna cholera, głupie uczucia... nie mówcie mi, że się wzruszyłem.
Niemniej jednak, dla mnie to już koniec walki. Mogłem zrobić teraz tylko jedno - obserwować. Odnaleźć wzrokiem giganta-mordercę i zobaczyć - jego triumf bądź porażkę. Mój los zależał teraz tylko od innych. Ta bezradność była... paskudna.
Cinek - Czw Maj 30, 2013 3:30 pm
Michael Aquato
Cały czas ledwo dysząc, zacząłeś rozglądać się po skrzyniach rozdzielczych i szukać czegokolwiek, co pomogłoby ci w uruchomieniu i nastawieniu wieżyczki strażniczej na atakowanie szalejącego mutanta. Niestety, jak długo byś nie szukał swojego zbawienia w kablach i przełącznikach, nic nie przychodziło ci do głowy. Sytuacja była beznadziejna. Nawet twoje mikrowszczepy przestawały spełniać swoje zadanie i stymulować procesy chemiczne w twoim mózgu na tyle, aby pomóc ci we wpadnięciu na jakiś genialny pomysł. Analiza sytuacji nie wypadła ci najlepiej. Po kilku minutach zdałeś sobie sprawę, że jest już po prostu za późno. Padłeś pod ścianą zrezygnowany, wpatrując się tępo w pootwierane skrzynie i powywlekane pęki przewodów. W tej chwili była to dla ciebie czarna magia. Włamanie się do panelu sterowniczego było twoją ostatnią szansą, którą niestety straciłeś. Teraz wszystko leżało w rękach lidera, androida i reszty. Nawet gdybyś chciał w tej chwili próbować dalej, coś nagle przerwało ci i dało do zrozumienia, że powinieneś już opuścić to miejsce...
Irn Yankobe
Po długich namysłach zdecydowałeś się w końcu na spożycie otrzymanej pastylki. Z oczywistych względów nie mogłeś mieć poważnych podejrzeń co do możliwego podstępu - gdyby Ruda chciała twojej śmierci, po prostu pozwoliłaby ci umrzeć. Bez dłuższej zwłoki wziąłeś specyfik do ust i rozgryzłeś go dokładnie. Miał dziwny, gorzko-metaliczny smak i od razu pożałowałeś, że nie miałeś przy sobie trochę wody do picia. Po przełknięciu zmieszanej ze śliną masy wypuściłeś bezgłośnie powietrze z płuc. No, to chyba byłoby na tyle, jeśli chodzi o twoje przeżycie następnej godziny. Teraz wystarczyło czekać. I trzymać się resztek nadziei, jaka wam pozostała.
[They Fought As Legends]
Walka była niesamowicie zażarta. Niemal jak potyczka dwóch potężnych tytanów uwolnionych z najgłębszych czeluści Tartaru w celu pokonania bezlitosnej mitycznej bestii. Lider wraz z androidem zgrywali się znakomicie, zupełnie jakby stanowili jeden organizm. Mutant, jeszcze bardziej rozwścieczony niż na początku, nie poddawał się, a wręcz przeciwnie. Cięcia jego pił mechanicznych nie dawały niemal żadnych szans na zbliżenie się do niego bliżej niż na pięć metrów. Wszyscy zdawali sobie sprawę z jednego - wasz czas dobiegał powoli końca. Nawet wasz lider miał jakieś ograniczenia, z kolei android wystartował do walki "na sucho", bez uprzednich kalibracji czy ostatecznych testów systemu. Mimo to, nawet jak na prototyp walczący ramię w ramię z nadczłowiekiem, dawał sobie doskonale radę.
Nogi lidera uderzyły mocno o ziemię, ryjąc w niej dwa długie wyżłobienia. Kiedy odrzucony potężną siłą mężczyzna w końcu się zatrzymał, spojrzał przed siebie i zaklął pod nosem.
-Musimy postawić wszystko na jedną kartę! - wrzasnął, jednak niezbyt przekonany do własnych słów. -Któryś z nas musi się poświęcić, aby drugi mógł zadać mu śmiertelny cios. Zaczekaj na odpowiednią chwilę, zajmę go na tyle ile tylko będę potrafił!
Android, lądując miękko na ziemi po przeciwnej stronie potwora, lekko kiwnął głową. Zabicie tej maszkary było najwyraźniej teraz jego priorytetem, odkąd dostał odpowiednie rozkazy od Michaela. Zapewne według jego obliczeń i obserwacji, współpraca z tym ciemnozielonym typem była jedynym wyjściem, aby zwyciężyć. Kiedy wasz lider rzucił się do ataku z wrzaskiem, tamten zaś zaczął obiegać mutanta...
Wasz lider nie tracił czasu - wystrzelił w stronę monstrum z zawrotną prędkością, po czym odbił się ku górze na dobre kilka metrów, lecąc niczym pocisk w stronę paskudnego łba. Reakcja mutanta była natychmiastowa - uderzenie jedną z pił mechanicznych. Ciemnozielony natychmiast zrobił obrót w powietrzu, unikając ataku i zarazem podpierając się ręką o prowadnicę śmiercionośnego urządzenia... po czym z potężnym impetem wbił stopę w cybernetyczny okular potwora. Jego głowa odskoczyła, w powietrze wzniósł się niesamowity ryk... kiedy druga z pił łańcuchowych, nie wiadomo skąd, cięła tors mężczyzny z przerażającym rykiem silnika. Potężna smuga krwi wystrzeliła w powietrze wraz ze strzępami jelit. Otwarte szeroko usta lidera w niemym krzyku, opadające bezwładnie ciało, potężny plusk zmąconej kałuży błota. Wasz przywódca zastygł w bezruchu, skąpany w brudzie. Zanim jednak jego ciało spoczęło w ziemi na dobre, z klatki piersiowej rozwścieczonej bestii wykwitły dwa długie ostrza. Android, korzystając z kilku sekund nieuwagi potwora, zaszedł go od tyłu, zadając mu śmiertelny cios, przebijając jego serce z dwóch osobnych kierunków. Potężny wrzask bestii poniósł się po okolicy, penetrując boleśnie wasze uszy. W tej chwili jedynie najbardziej spostrzegawczy mogli dostrzec jeden szczegół, który w aparycji potwora uległ zmianie. Było to urządzenie zainstalowane w okolicy jego brzucha - światła drogowe, wyświetlające do tej pory kolor żółty. W przeciągu chwili kolor ten zgasł, ustępując czerwonemu. Poczuliście, jak ziemia pod waszymi stopami zaczyna lekko drżeć, podczas gdy mutant, a raczej jego mięśnie, zaczęły praktycznie rosnąć w oczach. Platforma jezdna wraz ze wszystkimi znajdującymi się na niej urządzeniami zaczęła ulegać imponującym modyfikacjom, niczym z kolejnej produkcji Michael'a Bay'a. Nie minęła dłuższa chwila, jak ogromny pedipulator ewoluował w cztery pajęcze, mechaniczne odnóża z potężnym ogonem, na końcu którego znajdowało się długie, stalowe ostrze. Jednym silnym szarpnięciem bestia zrzuciła z siebie androida, który padając na ziemię przetoczył się kilkukrotnie i natychmiast wstał, po czym... padł znowu na kolano. Nie wiedzieliście dlaczego, ale najwidoczniej nie miał już tyle mocy co na początku walki. Wyczerpały się jego akumulatory? Kto wie. Być może jego baterie były jedynie wstępnie naładowane albo czekał na jakąś ostateczną modyfikację systemu zasilania. W każdym razie, wyglądało na to, że jeśli chodzi o walkę, to z jego strony byłoby to na tyle. Tak samo, jeśli chodzi o wasze życia - sądząc po dzikim szale, w jaki wpadł bestia.
Mechaniczne odnóża zgięły się w przegubach ze zgrzytem, zaraz po czym bestia odbiła się z impetem w stronę jednego z uciekających najemników. Ten jedynie cudem uniknął potężnego cięcia piły mechanicznej, robiąc błyskawiczny przewrót z bok i zrywając się do kolejnej, panicznej ucieczki. To jednak było nadal za mało. Bestia uniosła drugą piłę, niczym oprawca nad swoją ofiarą, aby zadać jej śmiertelny cios. Wydawało się, że to już koniec dla kolejnego z waszych towarzyszy, kiedy...
Z wejścia do magazynu wybiegło coś ogromnego. Mechaniczny, czarno-żółty olbrzym z potężnymi szczypcami zamiast dłoni - mech transportowy, taki jakich używa się w magazynach gabarytów tego, który dzisiaj okradaliście. Maszyna dopadła mutanta w przeciągu chwili, po czym z całej siły chwyciła jego ramiona i zaczęła spychać go do tyłu.
-Uciekajcie! Powstrzymam go za wszelką cenę! - rozległ się w waszych interkomach głos... nikogo innego, jak Garcii. -Pospieszcie się! Zdjąłem ograniczenia w systemie sterowania tego mecha, aby zwiększyć jego siłę i moc... jednak jego mechanizmy nie wytrzymają zbyt długo! Musicie się pospieszyć...!
-Wszyscy do transportera, natychmiast! - wrzasnął bez chwili zastanowienia najstarszy z najemników. Wyglądało na to, że nie mieliście zbyt wiele czasu na przemyślenia...
Tidus - Pią Cze 21, 2013 1:26 pm
No i fajrant. Wiedziałem, że nie powinienem porównywać tej sytuacji do filmu. Przecież jeśli to naprawdę sytuacja rodem z heist flicku, to jako ten słaby i w okularach jestem pierwszy do odstrzału. Już myślałem, że chociaż docinki mnie uratują i wrzucą mnie na pozycję tego fajnego gościa, ale jak widać ta rola była już zaklepana, ha-ha-ha...Cóż, może tu po prostu przesiedzę aż się uspokoi i zostanę postacią drugoplanową jeśli się wymsknąć...
Z wanny autożalu wyciągnął mnie nagle głos Garcii. Nim się spostrzegłem, zerwałem się na nogi i zacząłem biec ku wyjściu, ignorując zmęczenie. Nie był to długi dystans, więc łapiąc oddech włączyłem interkom by pożegnać się z człowiekiem, który już drugi raz ratuje mi rzyć.
-Nie daj się, Charles.
Natychmiast zerwałem się do ponownego biegu, w stronę transportera. Cholera, czyżby Rob już go naprawił? Jeśli tak, to przy odrobinie szczęścia wyrwiemy jeszcze stamtąd tego szalonego hombre. Ale póki co, biegnij, Mike, biegnij!
|
|