|
Wiele sfer Mało gier |
|
Nefer'Huah - [AMBASADA/STARE MIASTO] Visitors' Day
Rybka - Sob Kwi 10, 2021 4:56 am
- Nie uraził. - zapewniła szybko niska szpiczastoucha. - Nie spodziewałam się, iże tak prędko spotkam kogoś, kto zna owo określenie. Tutejsi ludzie i ambasty zazwyczaj używają określenia “fii”, bądź “fej”.
Usłyszawszy pytanie pani rys, przewodniczka zbliżyła się jeszcze przed udzieleniem odpowiedzi co by niepotrzebnie nie unosić głosu.
- Nie występują w ogóle w cywilizowanej części Nefer, to jest na Wyspach, ale prawdopodobnie rosną gdzieś na Opuszczonym Kontynencie. Od początku Czasów Współczesnych nie pojawiły się w historii żadne wiarygodne zapiski, wedle których jakiś śmiertelny mieszkaniec Wysp wyruszył na eksploracje Kontynentu zakończoną sukcesem. Zostały jednako częściowo skategoryzowane na Wahdj przez tych, którzy to nie są ograniczeni słabościami istot żywych. W istocie istnieje kilka gatunków, które są w mniejszym, bądź większym stopniu trujące dla zwierząt. Wiele z nich jest jednak zdatna do spożycia, a przynajmniej niektóre ich części… Możliwe jest również przetworzenie niektórych z nich jako materiał użytkowy podobny drewnu. Istnieją jednak również i takie, które są drapieżne, a i nawet są w stanie poruszać się w ograniczonym stopniu. Zamierzam w przyszłości odwiedzić Wahdj, o ile starczy mi życia, i zobaczyć je na własne oczy w ich naturalnym środowisku. I skoro już o środowisku wspomniałam, Wahdj i Nefer są pod wieloma względami bardzo do siebie podobne, jednak Wahdj zwrócona jest do Di-Ankh, Słońca, swojej gwiazdy, zawsze jedna strona. Przez to spora część planety jest spowita niekończącą się nocą i skuta wiecznym lodem, a przeciwna część jest jej przeciwieństwem. Życie… życie przybyło tam z Nefer, podobnie jak przybyło z Nefer na Khem. - wyjaśniła, uśmiechnęła się i zamyśliła chwile.
- Mają jeszcze jakieś pytania dotyczące tych tutaj roślin? Jeśli sobie życzą mogę też opowiedzieć w których częściach muzeum znajdują się poszczególne wystawy?
* * * * *
Lucian przybił lekko pożegnalną piątkę Delli, a następnie uniósł tą samą dłoń i pomachał.
- Trzymajcie się. - oznajmił z uśmiechem. Nie zwlekając dłużej, ruszył w stronę, w którą zerkał podczas wywiadu. Nie było to wyjścia z dworca, a pozostała część grupy, którą po chwili Melba wskazała skrzydłem w odpowiedzi na pytanie Danielle.
- Właściwie tooo, słyszysz może czy zguby wracają już do nas? - Vico podniósł się zarzucając plecak z powrotem na ramię. Demon spojrzał w stronę kawiarni i udzielił odpowiedzi dopiero po chwili.
- …Nie. Jeszcze nie. Caiqua zamówiła kawę, a Niyappi zaczepia ponurego kundla siedzącego przy stoliku z ponurą aureolką i świątobliwym krwiopijcą. Przyjdzie nam jeszcze chwilę poczekać nim Uarien przyprowadzi obie zguby.
- O, łał. Cała socjeta. Akurat tutaj i akurat dzisiaj?
- Czyżbyś odmawiał im przerwy na kawę?
- I wcaaale nie siedzą tu z twojego powodu? - podparł boki, uśmiechając się. Zdecydowanie bardziej drocząc się, niż traktując sprawę na poważnie.
- Bynajmniej! Muszą wszakże na własne oczy ujrzeć pierwszych gości. - Powrócił spojrzeniem do dwójki muzyków, uśmiechnął się. Nie dodał jednak nic więcej, choć zdaje się miał taki zamiar, bowiem nadszedł Lucian, a za nim być może i reszta towarzystwa. Wilkołak w ręku trzymał już przygotowaną do zwrotu skórzaną teczkę. Zamiast jednak wręczyć ją Lanararisowi, wyciągnął ją ku ciut zaskoczonego tym faktem Vico.
- Weźmiesz, młody?
- A, jasne. - Odebrał teczkę. Spojrzał na nią, na ojca i zajrzał do środka jak gdyby nigdy nic. Poza zerknięciem na swoją własność, duch nie zareagował.
- Zbieram się już, także trzymajcie się. Hejdå!
- Do zobaczenia!
- Mhmm. Powodzenia na olimpiadzie.
- Dzięki! - Pochylił jeszcze głowę w stronę kotowatego, na co ten odpowiedział lekkim skinieniem, po czym faktycznie zaczął odchodzić.
Kapeluszowa nie odpowiedziała już nic na stwierdzenie Caiqui, nie zatrzymując jej dłużej przy ladzie. W połowie drogi pomiędzy ladą i Niyappi, zdecydowała się skosztować swoje zamówienie. Temperatura napoju wynosiła zdecydowanie mniej niż 40 stopni celsjusza i zdecydowanie więcej niż 40 stopni fahrenheita. Była gdzieś pomiędzy, czyli w temperaturze pokojowej. W smaku kawa faktycznie była kremowa, a jej naturalna goryczka została przełamana posmakiem wanilii i nutą miodu.
Uarien sięgnął do sakwy w poszukiwaniu monet, zmuszony przez sytuację do opłacenia zamówienia swej podopiecznej. Wtedy to też przypomniał sobie, iż nie zna zupełnie “po dotyku” tutejszej waluty. Po wyciągnięciu pierwszych monet okazało się, że wszystkie były złote z wybitą setką. Pamiętał jednak, że otrzymał ich trzy rodzaje i z doświadczenia wiedział, że w wielu kulturach ich wielkość jest pomocna w określeniu wysokości nominału. Po chwili poszukiwań pośród wielu monet jednakowej wielkości, w końcu natrafił na dwie mniejsze, które okazału się być srebrną dziesiątką i miedzianą piątką, obie oznaczone jako łuski. Oznaczało to, że nie otrzymał żadnych “lotek”, więc przyszło mu zapłacić piątką.
- Już wydam resztę. - Barista odebrał monetę, otworzył kasetkę i już po chwili położył przed Uarienem resztę, którą stanowiła jedna moneta. Już na pierwszy rzut oka różniła się od tych, które menedżer wcześniej widział - bardziej zaokrąglona, szarosrebrna, z wyrytą pięćdziesiątką. Niewątpliwie to właśnie była jedna z lotek. Śliczny mężczyzna nie miał jednak czasu się jej przyglądać, bowiem po dokonanej transakcji pożegnał się i ruszył czym prędzej za dziewuchami. Przed odejściem od lady zdążył jeszcze zobaczyć jak rudzielec pochyla głowę odpowiadając krótkie: - Do widzenia.
Czarny wyprostował się słysząc oskarżenie, acz nie zdołało to zmyć entuzjazmu z jego oblicza. Przelotnie zerknął na nadchodzącą Kajkę, skoro szklanka nie była chwilowo “zagrożona” przez dłoń kotki.
- Zaczepiam? Nieee. Ja nie zaczepiam! Ja tu tylko pilnuje. Nazywam się Duff. Jestem ogarem z kurhanów, to jest fey ogarem. - Wyjaśnił szybko i wyszczerzył się w nienaturalnie szerokim uśmiechu, prezentując przy okazji faktyczne psie uzębienie. Caiqua w tym czasie chrząknęła zwracając na siebie uwagę nie Niyappi, a dwójki przy stoliku - kobiety w stroju à la gotycka lolita oraz chłopaka w koszuli i spodniach z szelkami. - Heja! - odpowiedział na powitanie i zaczął niespiesznie merdać czarnym ogonem.
- Witamy. - przywitała się również i kobieta o spokojnym, nieco melancholijnym głosie. Mundurowy tymczasem spojrzał wpierw w stronę baru, a następnie na samą Caiquę, odzywając się.
- Czyż to nie kolejny gość Ankesa. - uśmiechnął się kątem ust. - Dzień dobry. Cóż panny do nas sprowadza?
Duff przestał merdać ogonem i przebiegł szybko spojrzeniem po dwójce swych towarzyszy. Niebieskowłosa posłała krótki uśmiech ogarowi, co w zupełności wystarczyło by ten ponownie wyszczerzył się i powrócił uwagą do dwójki Leviatanek. Niebawem w zasięgu rozmowy mógł znaleźć się i Uarien.
* * * * *
- Sądze, że to kwestia przyzwyczajenia. W towarzystwie łatwiej jest znosić przywiązanie do jednego miejsca. Tak mi się wydaje. - oznajmiła Maureen. Po kolejnej krótkiej prezentacji Aileen, blondynka obejrzała uważnie kolejną fotografię i przeczytała kolejny opis znajdujący się pod nią, a następnie sama ostrożnie przycisnęła przycisk “w dół”. W ciszy i skupieniu przestudiowała następny post o rodzinnej uczcie, po którym przeszła do kolejnych, ale już bardziej pobieżnie. Pomijała opisy i oglądała już jedynie same zdjęcia, zainteresowana uwiecznionymi widokami i scenami.
Roślino-wilczyca przerwała zwiedzanie pociągu, by powrócić do Aileen oraz Maureen. Zajęła miejsce na najbliższym fotelu umieszczonym równolegle do zajmowanych przez dziewczyny miejsc. Automatyczne drzwi do pomieszczenia obsługi otworzyły się i ponownie przeszła przez nie kotowata stewardessa. Podniosła pozostawioną wcześniej na stoliku tacę z sokami i ruszyła z nią przez pokład podchodząc ku siedzących najbliżej jasnowłosych dziewczyn i wadery. Siedząca na fotelu Ande uniosła prawą łapę zanim jeszcze ambasta zdążyła się odezwać.
- Czy życzą sobie państwo sok? - Zadała pytanie i przybliżyła się z tacą do wilczej fey. Ta opuściła łapę, przyjrzała się szklankom i wskazała nosem tą, której zawartość w jej spektrum widzenia była najbardziej jaskrawa - jasnopomarańczową. - Pomarańcza? - Dopytała kotowata zupełnie jakby była oswojona z takimi spotkaniami i rozmawiała ze zwierzęcą osobą, która doskonale rozumiała co się do niej mówi. Tak też w istocie było, bowiem Ande powoli skinęła łbem i pokazała łapą na stolik. - Proszę uprzejmie. - stewardessa postawiła we wskazanym miejscu sok pomarańczowy, a następnie zwróciła się ku dziewczynom. Zielona zabrała się za chłeptanie napoju i mniej więcej w tym czasie nastąpił charakterystyczny sygnał dźwiękowy, po którym rozsuwane drzwi wyjściowe zamknęły się. Pociąg ruszył.
- Ja podziękuję. - stwierdziła aniołkowa na proponowany sok unosząc wzrok znad cegiełki. Po chwili wystawiła urządzenie ku Aileen, uznając że zobaczyła już wystarczająco. Nie chciała też uchodzić za zbyt wścibską, nawet jeśli był to publiczny dziennik. - Które z odwiedzonych dotychczas miejsc podobało ci się najbardziej?
Ein pożegnał się z pokojówką, która zostawiła jemu i Samarze przekąskę, co było dla niej wystarczającym pozwoleniem na odejście. Dołączyła szybko do siostry czekającej na nią przy wyjściu i obie opuściły pokład. Blondyn wygłosił pouczenie skierowane do swej podopiecznej i sięgnął po ciastko. Padło na owsiane z kawałeczkami czekolady, takie samo ja te, które upuściła wcześniej w windzie albinoska.
Wyglądając przez okno Samara widziała jak dwie pokojówki dołączyły do trzeciej, a nastepnie bez pośpiechu opuszczały peron. Po ogłoszonym komunikacie sięgnęła po pierwsze lepsze ciastko trafiając na podłużny jasnożółty wypiek wyglądający na kruchy. Nie musiała też długo czekać na to by pociąg ruszył ku nieznanej jej krainie i nieznanym istotom nadnaturalnym, które mogą tam napotkać wedle słów Eina.
Po zajęciu miejsca Zantria przystąpił do dokładnego skanowania pojazdu. W znajdującej się na tyle pociągu kabinie z podświetlonym na zielono napisem WC dojrzał stosunkowo przestronną faktyczną toaletę z nowoczesnym wyposażeniem. Karoseria pociągu z całą pewnością była wzmacniana, a przezroczyste szyby wykonano z kilku warstw i powłok, jak przy szkle pancernym. W przeciwległych rogach kabiny pasażerskiej znajdowały się dwie nieoznakowane kamerki. Ponad to jednak pociąg wyglądał na dość zwyczajny. Jeśli posiadał jakieś ukryte systemy obronne to nie były one elektryczne, czy mechaniczne. aie można było wykluczyć magicznych. Przy wyjściu na zewnątrz zlokalizował gaśnicę oraz białą skrzynkę z czerwonym plusem, która zgodnie z oznaczeniem była apteczką. Na samym przedzie na lewo od automatycznych drzwi do pomieszczenia obsługi znalazł telefon awaryjny oraz dźwignie do awaryjnego zatrzymywania pojazdu. Wejścia do środka strzegł czytnik kart magnetycznych, ale wzrok androida był w stanie przejrzeć pierwszą warstwę drzwi i ścian. Bezpośrednio za drzwiami znajdowało się rozkładane siedzenie, a także kolejna skrzynka zawieszona na ścianie z automatycznym zewnętrznym defibrylatorem. Na prawo przez ścianę widział małe pomieszczenie gospodarcze przypominające miniaturową kuchnię, do którego można było wejść bezpośrednio z kabiny za drzwiami. Przez kolejne drzwi na przeciw, które powinny prowadzić do kabiny maszynisty, Zantria niestety nie był w stanie już nic dojrzeć.
Widział za to jeszcze w międzyczasie jak w kabinie z rozkładanym siedzeniem kotowata stewardessa wygłasza komunikat używając do tego panelu na ścianie. Później był również w stanie dokładnie się jej przyjrzeć, szczególnie jak rozdawała już soki i obsługiwała drugiego androida. Ambasta zdecydowanie nie posiadała przy sobie żadnej broni, ani też żadnych przedmiotów poza kartą magnetyczną.
Tidus - Pon Kwi 12, 2021 12:55 am
-Hoho, planeta wiecznie obrócona jedną stroną ku słońcu? To ci nowość. Jakie życie utrzymuje się po stronie osłonecznionej? Cokolwiek żyje tam, gdzie skuł ją lód? Warto się tam zapuszczać? - zapytała serią Apae, tuptając w te i wewte. Joshua pomyślał, że znacznie wolałby coś usłyszeć o tych drapieżnych grzybach, ale na dobrą sprawę to i tak nie on będzie sobie radził z tą...ani to fauną, ani florą. Fungią? Tak czy siak, nie jego problem na chwilę obecną.
-Bylibyśmy wdzięczni, za opis sekcji. Kiedyś skończą się jej pytania więc i tak o to poprosi.
-Ej, ja tu jestem, by zadawać pytania!
-To nie była krytyka, Apaeglesio.
==========
Danielle spojrzała w kierunku wskazanym przez skrzydło, jednym uchem nasłuchując rozmów w pobliżu.
-Festiwal brzmi super ciekawie, ale nie wiem, czy nie będzie niemiłe, jak ktoś zupełnie obcy zacznie was poganiać. Ale jeśli myślisz tak samo jak ja... - spojrzała ku Melbie z uśmiechem, po czym udała się ku grupie wolnym krokiem.
- No pewnie, że nie chciałabym nic przegapić z takiej atrakcji! - Melba podkuliła skrzydła pod brodę, odpowiadając uśmiechem na uśmiech. Krótkimi podskokami wyprzedziła lekko reporterkę, "prowadząc" ją ku grupie z Lanararisem.
Danielle zaczęła powoli iść za Melbą. Przyjęła do wiadomości, że jej subtelna aluzja do starożytnej strategii "Ej, ale ty mówisz, bo ja się wstydzę" została zrozumiana.
Jedius 9 Baka - Nie Kwi 25, 2021 11:47 pm
Della podążyła szybkim krokiem za koleżanką i reporterką, doganiając zaraz tą pierwszą; zwinnym ruchem wyciągnęła z jej skrzydła trzymany przez Melbę termos, na co ta wcale się nie sprzeciwiała, a nawet wyraźnie oddała napój różowej gdy tylko zorientowała się co ta zamierza. Chwilę później, skrzydlata skoczyła wesoło z szerokim piruetem, lądując tuż obok Denzarem. Aż jej reszta wilgoci zleciała ze zdjętego kaptura.
- Co ja słyszę! Festiwal? - zagaiła wracając do wcześniejszego tematu. Dziewczyna z gitarą ledwie zdążyła zwrócić wzrok w jej stronę, gdy harpia hycnęła za jej plecy, kładąc skrzydłodłonie na jej barkach. - Co za festiwal? Gdzie festiwal? Kiedy festiwal? Idziemy? - Zadała bardzo szybko cztery pytania, za każdym razem wychylając się zza koleżanki, raz z lewej, raz z prawej na przemian. Della stanęła obok Vico, krótko przyglądając się teczce która stała się ciekawym obiektem dopiero kiedy znalazła się w jego rękach. Nie mówiła nic, oczywiście, tym bardziej, że zaraz zaczęła pić przez słomkę z termosu.
Denzaren najwyraźniej nie miała nic przeciwko podekscytowanemu głosowi gadającymi do jednego i drugiego ucha, bo nijak na to nie reagowała. Widać to było normalne zachowanie w tej grupie.
Niyappi zmarszczyła brwi chyba trochę się krzywiąc po usłyszeniu odpowiedzi Duffa. I z taką miną została póki nie rozpoczęła się inna rozmowa.
- Mm. Tutaj dokładnie to ten kot co gryzie ludzi. - skrzypaczka odpowiedziała z przekąsem, notując sobie w myślach dalsze statystyki odpowiedzi na jej przywitanie. - Można ją ogólnie zamknąć w jakimś więzieniu jako nauczkę. I gębę zawiązać.
- Tobie chyba! - kotka od razu zaoponowała, odwracając się do drugiej z zespołu, dzięki czemu zauważyła też Uariena, na którego spojrzała wskazując Kajkę palcem. - Uarien, ona mi grozi!
- A tak bardziej ogólnie to urlop chyba. - Caiqua dokończyła swoją wypowiedź jednocześnie z gadającym kotem, swoje słowa kierując nadal do bladego. Spojrzała którko za siebie, na rozmawiającą dwójkę, a potem znów na siedzących przy stole. - No i przepraszamy też za kota, ona tak ma. Nie obrazimy się jak zechcecie ją wrzucić to tego strumienia tu. - skinęła głową na bok. Nie pokazywała zbyt wiele emocji na twarzy, więc nieuważny słuchać pewnie mógłby ją wziąć na poważnie. A może też jednak chciała, żeby ktoś to zrobił?
- Kajka, nie groź jej. - Uarien odpowiedział zaraz białej, choć wiedział, że czarnowłosa i tak go wcale nie słucha; powiedział to tylko po to, żeby kotka poczuła się trochę udobruchana. - Czemuś nauciekała? Vico się o ciebie martwi.
- Co? Wcale nie! - Choć Niyappi zdawała się nie wierzyć w ten oczywisty blef, Uarien w duchu odetchnął z ulgą, bo widział, że udało mu się przykuć na chwilę jej uwagę i z doświadczenia już wiedział, że teraz gdy analizuje ona jeszcze czy to rzeczywiście mogła być prawda, po prostu trzeba dać jej więcej informacji niż ta jest w stanie szybko przetrawić.
- Stwierdził, że pewnie już dzisiaj nie wrócisz, tak pognałaś. Mieliśmy już iść dalej. A, i wspomniał, że skoro nikt nie je to szkoda, żeby te bułki wyschły i się zmarnowały i pewnie odda je panu Lucianow--
- Co- Nie! - Zszokowana wieściami Niyappi wcięła mu się w zdanie. Nie została nawet na miejscu, tylko popędziła znów w kierunku grupy z pełną prędkością. Nie zajęło jej to wcale dużo czasu, tym bardziej, że zatrzymała się zdrowy dystans z dala od nich, tak z 10 metrów od żegnającego się wilkołaka. Ani ważąc się podejść bliżej, krzyknęła tylko rozpaczliwie z daleka - Nie oddawaj bułek! Ja zjem!
Uarien odetchnął ciężko. Niby była to ulga, ale dobrze wiedział, że niestety to dopiero początek wycieczki.
* * * * *
Przewijając dalej stronę, Maureen mogła zobaczyć wiele nowych krajobrazów; to właśnie one dominowały ta tym blogu. Nie były to tylko fotografie otwartych przestrzeni takich jak pasma górskie, pola lawy albo zalesione niziny, ale również sporo wnętrz takich jak jaskinie, kolosalne budowle albo podwodne rowy. Zdjęcia z obecnością osób były raczej rzadkością, a blisko połowa z nich i tak miała w sobie tylko samą Aileen prezentującą jakiś element kultury - najczęściej odzież, biżuterię i/lub malunki na własnej skórze.
- Ja również dziękuję! - Aileen uśmiechnęła się do ambasty i odmówiła lekkim, przeczącym kołysaniem dłoni. Wróciła szybko wzrokiem do rozmówczyni, i gdy ta oddała je urządzenie, oczywiście odebrała je. Nie było nawet widać co dokładnie robiła dłonią którą je trzymała, ale wyświetlany obraz zaraz zniknął i cegiełka znów stała się niczym więcej jak grubawym lusterkiem.
- Najbardziej? Hmm... - dziewczyna powtórzyła pytanie, udając zamyślenie. Nie szukała tak naprawdę faktycznej odpowiedzi, a jedynie takiej, która byłaby najbardziej prawdopodobna do kontynuacji rozmowy w pozytywnym świetle. Porównując dotychczasowy profil psychologiczny Maureen z bazą danych znanych krain natrafiła na dziwny błąd; wewnętrzne dane składające się w jakiś obraz, który nawracał do niej niczym pętla, ale do którego nie mogła uzyskać dostępu. Zawiesiła się dosłownie na parę sekund. Zantria spojrzał w tym momencie w jej kierunku i spoglądał dopóki proces wyszukiwania zajmujący zbyt dużo pamięci tymczasowej nie został zresetowany. Aileen uniosła brwi nieco wyżej.
- To... trudne pytanie, naprawdę. Ale wydaje mi się, że... to może być królestwo Londor. Może to brzmieć dziwnie, bo miejsce jest bardzo... mroczne, ponure i zdaje się być pozbawione wszelkiej nadziei. Ale poniekąd właśnie dlatego, właśnie wśród tej martwej ciszy i wszechobecnej depresji każdy pozytywny promyk wydaje się być piękniejszy? Może przez zapomnienie wszystkie dzieła sztuki które mogłam ujrzeć miały tą aurę tajemniczości, tak wzmagającej ciekawość? - rozłożyła powoli ręce. - Jestem.. na pewno wiem, że to miejsce, którego nie zapomnę. Do dziś wiele tajemnic z tego miejsca nie daje mi spać. - uśmiechnęła się znów, wzruszając ramionami. Zapisała sobie w pamięci raport błędu; po powrocie będzie musiała udać się do naprawy. Zantria wrócił do obserwacji wnętrza pociągu. Pokręcił w milczeniu głową gdy kotowata zmierzała w jego stronę.
Samara obróciła jeszcze dwa razy ciastko w palcach, zanim uniosła je do twarzy i ugryzła. Znowu skierowała wzrok za okno; po części, obserwowała co było do obserwowania po drugiej stronie, a po części spoglądała na odbicie wnętrza pojazdu we szkle. Wyraźnie więc nie zamierzała odpowiadać Einowi.
Blondyn wcale nie naciskał. Wsunął resztę wypieku w usta i splótł dłonie, po chwili opierając na nich brodę. W podobnym milczeniu obserwowała tylko tę stuletnią zabójczynię w opłakanym stanie. To było uczucie deja vu; przechodził już przecież podobną historię z Elizą. Powrót do normalności zajął jej zbyt wiele czasu, a i dużo z zasług za taką kolej rzeczy mógł przypisać tylko szczęściu. Obawiał się, że z samarą również będzie musiał na to szczęście liczyć w próbach pociągnięcia jej ku słusznej ścieżce, i wcale mu się to nie podobało.
Miał tylko tego szczerą nadzieję, że ta nie okaże się też siostrą bądź jakąkolwiek inną częścią rodziny Alicji. Ta wiedźma jest kompletnie nieprzewidywalna. Kolejny raz mógł skończyć się gorzej niż strata kilku starych najemników. Na szczęście szansa na to jest mikroskopijnie mała. Byłaby zerowa gdyby to nie był kolejny albinos.
Rybka - Czw Kwi 29, 2021 6:49 pm
- Bezpośrednio pod wiecznie nasłonecznioną półkulą rozpościera się pustynia, całkowicie wypalona ziemia, skały, nieużytek. Jeśli istnieją tam jakieś formy życia, to prawdopodobnie mogą to być jakieś nieskomplikowane maleńkie organizmy, takie jak na przykład drobnoustroje. Nikt tego dokładnie nie zbadał. Po przeciwnej stronie, na lodowej pustyni, sytuacja wygląda dość podobnie. Z tą różnicą jednak, że gdzieniegdzie pod skorupę lodu docierają słone morza. Żyją w nich organizmy wodne, które nie potrzebują światła. Takie jak na przykład drapieżne algi, skorupiaki, różne gatunki rybo, czy meduzo podobnych stworzeń. Z wyglądu są dość odmienne od gatunków, które zostały odkryte na Nefer, ale bez wątpienia są z nimi spokrewnione. Jednako… jak tam trafiły? Tego chyba nikt do końca nie wie. - Wzruszyła bezradnie ramionami. Sięgnęła do swojej torby wyciągając szklaną butelkę z wodą, kontynuując jednocześnie opowiadanie. - Znacznie większą różnorodność organizmów żywych można spotkać na obszarach planety, które znajdują się w strefie wiecznego zmierzchu, w tym rasy rozumne uznawane za cywilizowane. Gdyby nadarzyła się okazja to polecam właśnie tam się zapuścić. - Cadha zrobiła małą przerwę na wypicie paru łyków wody z odkręconej butelki.
- Co zaś do krótkiego opisu sekcji. - zakręciła butelkę i schowała ją. - Sekcja niebieska jest poświęcona życiu ocenicznemu, w tym gatunkom z Wahdj, o których wspominałam. Sekcja zielona to skamieliny roślin i zwierząt poza oceanami. Sekcja fioletowa tooo… przeróżne skały, rudy i klejnoty, a także Huah. Kosmos. W tym również eksponaty tego, co nie pochodzi z materialnego planu. Obok nich jest przejście do sekcji czerwonej, która to jest poświęcona śmiertelnym rasom rozumnym Nefer. To jest ludziom, szii, ambastom, tonalli i smokokrwistym.
* * * * *
Słysząc oskarżenie dziewczyny z gitarą, Duff również zmarszczył brwi spoglądając na Niyappi.
- Nieeee wooolno gryźć ludzi! - obruszył się i szybko jeszcze dodał normalnym już tonem, nawet jeśli biała kotka mogła nie do końca go teraz słuchać, zajęta Caiquą. - Wyjątkiem jest, gdy robią coś złego, albo wchodzą tam gdzie nie powinni.
- Zamknąć i nałożyć kaganiec? Byłaby to nader surowa nauczka. - stwierdził Vintz lekko unosząc brwi. Lekki uśmiech mógł zdradzać, iż prawdopodobnie nie brał jeszcze takiego rozwiązania na poważnie. Jeszcze.
- A pouczenie nie wystarczy? - Zaproponował czarny, acz został zignorowany przez wampira, który wysłuchał przeprosin oraz kolejnej propozycji Kajki. Zastanowił się rzucając krótkim spojrzeniem ku Niyappi, której uwagę zdążył już przykuć Uarien.
- Przeprosiny są zbędne. - Nachylił się nieznacznie i przysłonił usta dłonią, szepcząc konspiracyjnie. - Osobiście nie zamierzam wrzucać jej do wody, ale… mogę spoglądać akurat w inną stronę, jeśli przypadkiem w niej wyląduje. - Oznajmił zupełnie poważnym głosem, choć lekki uśmiech wciąż temu towarzyszył.
- Pani kot! A pouczenie? - Zawołał pies robiąc dwa długie kroki za odbiegającą już pędem Niyappi. Nie gonił za nią. Obejrzał się na niebieskowłosą siedzącą przy stoliku z miną wyraźnie szukającą wsparcia.
- Suigh síos. (Sig sziis.) - Odezwała się ponownie łagodnym tonem, kładąc na krótko dłoń na wolnym miejscu obok siebie. Czarny ogar zaraz zajął posłusznie wskazane miejsce.
- Będziesz to jeszcze pić? - wskazał palcem ledwie ruszoną płynną czekoladę.
- Śmiało. - odpowiedziała i oparła podbródek na dłoni spoglądając ku menadżerowi zespołu i jego podopiecznej. Duff tymczasem nie zwlekał ani chwili i zaczął pospiesznie opróżniać zawartość szklanki, zupełnie jakby ktoś miał mu ją zaraz zabrać.
- Dobrze słyszysz. - oznajmił Vico z wesołym uśmiechem.
Melba błyskawicznie zadała swoje cztery pytania, a Della stanęła obok wokalisty i przyjrzała się krótko teczce z otwartą klapą, w której przetrzymanie wszedł i do której zdążył już wsadzić dłoń. Trzymał w niej niewielki flakonik z migoczącą przyćmioną bladoniebieską zawartością. Wypuścił flakon, tracąc nim zainteresowanie, by przechylić tułów nieznacznie na lewo, a ogon na prawo, mimikując tym samym trochę przyjaciółkę.
- Festiwal Przejścia. Dzisiaj, teraz. Zarówno tutaj, na rynku, jak i na samej Nefer! - Przechylił się na drugą stronę, ku Delli. - Wieczorem i do białego rana będzie przebierana biesiada i--
Rozpaczliwy krzyk białej kotki sprawił, iż Vico przerwał wypowiedź i spojrzał w stronę, z której dobiegał jej głos. Sama Niyappi mogła się przekonać, że oddalający się wilkołak nie oglądał się nawet idąc w swoją stronę.
- Gdzieś była? - zapytał rogaty.
- Vico. Wyjdźcie wszyscy z Niyappi już przed dworzec. - Położył dłoń na ramieniu syna, by w ten sposób szybko i skutecznie zwrócić na siebie uwagę. Im szybciej uda się wyprowadzić na zewnątrz cały zespół, nim któreś z nich znowu gdzieś ucieknie, tym lepiej.
- A Kajka?
- Poczekam na nią i na Uariena. - Odpowiedział szybko. Spojrzał na pozostałą część grupy, a następnie ponownie na feya. - W międzyczasie wynajmij od razu przelot dywanem. Zapłać z góry do jutra.
- Niyaaa, chodź! Idziemy na festiwal. Bułki są bezpieczne. - Zawołał zanim Lanararis skończył swoją wypowiedź. Oczywiście nie na tyle głośno, by słyszała go od razu połowa dworca. Wiedział doskonale, że kotka ma bardzo dobry słuch i przede wszystkim była zainteresowana bułkami.
- Słuchałeś?
- Ta, wynająć do jutra. - Przełożył teczkę do jednej dłoni, a drugą wystawił spodem ku górze ku ojcu, zerkając co i rusz za białym kotem. Demon sięgnął do tylnej kieszeni spodni, wyciągnął portfel i wręczył go Vico odbierając w zamian swoją teczkę.
Jeśli Niyappi zerknęła jeszcze za Lucianem, bądź obserwowała cały czas jak się oddalał, ten okrążył ogród zieleni znajdujący się po środku pasażu i w końcu wyszedł zupełnie na zewnątrz.
* * * * *
Ambasta odwzajemniła uśmiech Aileen w swój koci sposób, skinęła głową i ruszyła dalej. W czasie próby uzyskania dostępu do danych w celu udzielenia najbardziej pasującej odpowiedzi, mysiowłosa była obserwowana przez zainteresowaną blondynkę. Wyglądała też na kompletnie nieświadomą parosekundowego zawieszenia się swej rozmówczyni, bo i przecież zdarzało się to normalnym ludziom podczas zamyślenia.
- Królestwo Londor. - Maureen powtórzyła do siebie by lepiej zapamiętać nazwę i nachyliła się opierając łokcie o stolik. - Dlaczego panuje tam martwa cisza? Zostało opuszczone? Nie żyją tam żadne ptaki?
Stewardessa wyminęła Zantrię, gdy ten kręcił głową już z daleka. Zaledwie po paru sekundach jazdy ciemnym tunelem, oba androidy wyczuły anomalię. W chwili, gdy pociąg przekroczył wrota sfer, zostali całkowicie odcięci od dostępu do "sieci". Nie zmieniło się również nic, gdy po niedługim czasie za oknami można było dostrzec podwodny błękit.
…Prawdopodobnie był to tylko chwilowy problem, bo przecież Sfera Ascendentów, wedle wszelkich informacji, miała mieć dostęp do sieci, do Sferonetu.
Ciastko, które ugryzła Samara było kruche i chrupiące, o smacznym maślanym posmaku. Przez chwilę po wyruszeniu za szybą widoczny był tylko podziemny oświetlony tunel i odbijające się w niej wnętrze samego pojazdu. Po upływie mniej niż minuty ujrzała jednak ciemnobłękitną otwartą przestrzeń. Przeszklony tunel znalazł się pod hektolitrami wody przy dnie morskim, z którego wyrastał wielobarwny koralowy las.
- Czy życzą sobie państwo dodatkowo soku? - Zapytała kotowata zatrzymując się przy parce. Wiedziała wcześniej, że mają już swoje filiżanki, ale wypadało i tak zapytać.
Tidus - Sob Maj 01, 2021 2:19 pm
Joshua dokładnie wysłuchał wyjaśnienia i nie zadawał dalszych pytań. Po objaśnieniu sekcji, Apae uniosła lewą łapę nad głowę i nie czekając na pozwolenie, sama zadała pytanie.
-W którą stronę jest fioletowa sekcja? To chyba najbardziej mnie ciekawi na chwilę obecną.
Po usłyszeniu odpowiedzi, drewniane łapy zastukotały po posadzce, niosąc drewnianą kukłę w tempie błyskawicznym ku celowi. Olbrzym powoli sam ruszył w tym samym kierunku.
============
Danielle widząc, jak Melba dosłownie obskakuje Denzaren po prostu stanęła z boku i uśmiechnęła się niezręcznie. Miała czego chciała, choć nie tego się spodziewała...ale w tak zwanym międzyczasie jej gumowe ucho pochwyciło tez rozmowy Vico i krzyki Nyappi, więc przynajmniej wiedziała, że przynajmniej ruszą. Gdy wokalista kapeli skończy rozmawiać, rzuca w jego stronę pytanie.
-"Przebierana" biesiada mówiłeś. Za co się przebiera? Gdybym wiedziała, coś bym wzięła ze sobą...
Ale to dało jej pomysł. Zdjęcie takiej popularnej kapeli, w kostiumach, na wyłączność? Przecież to strzał w dziesiątkę. No i reszcie miasta i festiwalowi też cyknie się parę...set ujęć.
Jedius 9 Baka - Nie Maj 02, 2021 9:54 am
- Hmm. - Caiqua przyłożyła dłoń do brody spoglądając w stronę uciekającego kota. Moment później odwróciła się z powrotem ku wampirowi. - Weźmiemy to pod uwagę. W każdym razie, dziękujemy za wyrozumiałość i życzymy miłego... odpoczynku. - Odpowiedziała bez żadnych gestów robiąc na koniec krok w tył i o ile nikt jej więcej nie zagadał, skinęła tylko na ewentualne pożegnanie i odwróciła się, odchodząc w kierunku reszty grupy. Uarien wcześniej już chciał się dołączyć z przeprosinami ze swojej strony, ale słysząc już finiszujące słowa Kajki jedynie uśmiechnął się przepraszająco z lekko uniesionymi dłońmi, po czym odszedł razem z nią.
- Mam nadzieję, że nie zamierzasz robić z tego rutyny? Im więcej naciągniesz teraz, tym mniej ci zostanie na później. - w drodze powrotnej odezwał się do dziewczyny, chcąc niewątpliwie brzmieć pouczająco.
- Pomogłam ci z kotem, przeprosiłam szanownych państwa to to jest za to zapłata. - Dziewczyna odpowiedziała bez zawahania, unosząc kubek do ust żeby znów się z niego napić. Menedżer cyknął językiem kręcąc głową i mimowolnie się uśmiechnął - wiedział nie od dziś, że skrzypaczka jest aż zbyt cwana jak na swój wiek, ale za każdym razem wprawiało go to w pewne zdumienie. Przynajmniej w jej przypadku mógł wiedzieć, że zawsze da sobie radę sama.
Melba wydała z siebie zdumione "oooo!" po odpowiedzi Vico przestając wreszcie latać na boki za plecami Denzaren. Po pytaniu Danielle odezwała się jeszcze, choć bez konkretnego adresata.
- Pewnie powiedział Kajce i dlatego się przebrała za królika...
- Czy Kajka kiedykolwiek się nie przebiera za królika? - Denzaren odwróciła się wreszcie do stojącej za nią harpii, która tylko wzruszyła ramionami jako odpowiedź.
Widząc, że wilkołak rzeczywiście się oddala, Niyappi rzuciła się sprintem przed siebie, w kierunku zespołu, gdzie niskim slajdem butami po ziemi przemknęła pomiędzy rozmawiającymi - nie zważając na to czy to grzeczne czy nie - za plecy Vico, na które zaraz... wskoczyła. W ludzkiej formie na pewno miała więcej masy niż wcześniej, więc bez wątpienia miało to większy wpływ na pion śpiewaka, ale raczej tylko przez chwilę, bo raptem parę sekund później jej forma się skurczyła, i znów nad jego ramieniem wyglądała jedynie biała głowa kota. Ani Melba ani Denzaren nie wydawały się być kompletnie zaskoczone tym zupełnie normalnym zachowaniem. Della krótko obejrzała się za koleżanka, ale zaraz odwróciła się i z uśmiechem pomachała w stronę dołączających do grupy Kajki i Uariena.
* * * * *
- Ptaki? - Aileen znów dała sobie "chwilę na zastanowienie" dla bardziej ludzkiej aparycji, choć odpowiedź miała już dawno gotową. Te parę sekund poświęciła na krótka diagnostyke radiową - skoro stracili połączenie, na pewno przemierzyli granice sfer. Byli na to oczywiście przygotowani, nawet na najgorszy wypadek całkowitego braku połączenia aż do samego powrotu. Tu, gdzie teraz są, zapewne nie dociera sygnał żadnego nadajnika i diagnostyka to potwierdza - zobaczą jak będzie sytuacja wyglądać po dotarciu na miejsce i czy będzie potrzeba dodatkowej autoryzacji. - Pamiętam... wrony. Ale i to był bardzo rzadki widok. Londor nie zostało całkiem opuszczone, ale... nie istnieje tam już życie w takiej formie, jaką można znać z większości istniejących światów - nie usłyszysz tam bicia niczyjego serca. Królestwo jest w przenośni i dosłownie martwe, zamieszkane przez tych, którzy wieczność oczekują odrodzenia ich ideałów. - gestykulując dłonią, wyjaśniła. - To jest zarazem bardzo smutna kraina, jak i niesamowicie... kojąca swoją niezmąconą chaosem ciszą. Nawet na najwyższych szczytach czy w najgłębszych głębinach nigdy nie czułam aż tak głębokiego uczucia... pustki wokół. Samotni. - schowała lusterko w kieszeń z której je wyciągnęła, a potem złożyła ze sobą dłonie.
Samara wcale się nie odwróciła przy pytaniu. Pewnie, kiedy zobaczyła odbicie chodzącego i gadającego kota w ubraniach w "lustrze", wzdrygnęła się znów, ale tym razem w większości opanowała swoją reakcję.
- Dziękujemy, ale nie. - Ein odpowiedział za oboje, lekko skinąwszy głową. Przez chwilę zastanawiał się czy nie dodać coś więcej, ale zdecydował się tego nie robić. Jedynie odprowadził kotowatą wzrokiem, czekając, aż będzie poza linią ich "przedziału" stanowionego przez linię oparć krzeseł.
- Pamiętasz, co jeszcze mówiłem po spotkaniu z Alicją? Może przy niej wszystko brzmi jak satyra, ale z mojej strony to wcale nie był żart. Ktokolwiek cię tu zna, na pewno zna ciebie z tego samego powodu dla którego ja chcę cię zatrudniać, ale to wcale nie znaczy, że nie masz otwartych innych drzwi. Wiem, że w świecie twego pochodzenia miałaś przed sobą zupełnie inny cel który mógł odwieść cię od marzeń, ale tutaj nie jesteś już niczym takim związana. - Ein złożył dłonie, nachylając się nad swoją filiżanką. Samara, dociskając całą resztę ciastka palcem do środka ust zwróciła wreszcie wzrok w jego kierunku, choć całej głowy nadal nie odwróciła. - Możesz dać się ludziom poznać od swej artystycznej strony. Ta grupa, która była przed nami w ambasadzie chwilę temu? Tym są właśnie rozpoznawani. Podróżują od świata do świata, dzieląc się własną twórczością. Z twoim talentem na pewno miałabyś duże szanse szybko sięgnąć ich sławy, a może i nawet wynieść się ponad nich. - blondyn uniósł filiżankę kończąc swoją wypowiedź, a potem upił kolejny łyk. Samara przez chwilę przyglądała mu się jeszcze, ale potem znów odwróciła wzrok za okno baz żadnej zmiany neutralnej mimiki. Ein wiedział, że nie dostanie odpowiedzi ale wiedział też, że za tą maską obojętności udało mu się chociaż skłonić ją do zastanowienia się nad tym. Samara była bardzo dobrą aktorką, ale on znał ludzi równie dobrze, jeśli nie lepiej. Nie bał się też wcale o to, że mógłby przez "podążanie za marzeniami" mógłby stracić cennego pracownika; ghoulka bez wątpienia przekroczyła już pewne granice za którymi jej psychika nie będzie potrafiła znieść braku takich uczuć jak dominacja i władza nad czyimś losem - a on sam będzie dla niej jedynym spełnieniem tych pragnień bez zwracania przeciw sobie międzyświatowego prawa.
Rybka - Śro Maj 05, 2021 4:55 am
- To na tym piętrze. Zawrócić kawałek w stronę schodów i na lewo. - Odpowiedziała sidhe oglądając się w tamtym kierunku, a następnie udając się tam za pędzącą już przodem Apae.
Pani Ryś szybko dotarła do obranego celu. Przy wejściu do sali zauważyła fioletowe oznaczenie, które potwierdzało, iż trafiła w odpowiednie miejsce. Sala do której wdreptała sama w sobie była dość ciemna w porównaniu do głównej hali. Wynikało to z tego, iż łagodnym białym światłem oświetlone były przede wszystkim ekspozycja, na którą składały się przeróżne minerały o fantazyjnych barwach, rudy, czy skały. Parę pojedynczych kryształów wydawało się nawet migotać, pomimo iż oświetlenie było zupełnie nieruchome. Pośrodku znajdował się całkiem spory wysoki i smukły kamień porośnięty mchem, a nieopodal niego chyba jakiś minerał sporych rozmiarów, którego powierzchnia przypominała fioletowo-zielone rozgwieżdżone niebo.
Po obu stronach pomieszczenia znajdowały się przejścia do kolejnych. Przez przejście do pomieszczenia po lewej widać było, iż ściany i sufit były w kopulastym kształcie i przypominały nocne niebo, kosmos, z wieloma kolorowymi mgławicami. Na środku zaś stała sporych rozmiarów machineria z brązu przypominająca wielokątny stół. Z jej centralnej części wystawał pionowy pręt, na którym tkwiła doskonale widoczna świecąca ciepłym żółtym blaskiem kula. W pomieszczeniu na prawo zaś można było dojrzeć sylwetkę stworzenia, które na pierwszy rzut oka przypominało ogromnego granatowo-czarnego motyla. Na suficie widniał ogromny dwuczęściowy fresk, po jednej stronie w barwach niebieskich i fioletowych, a po drugiej a po drugiej żółtych i pomarańczowych. Trzeba by jednak wejść do środka by lepiej się mu przyjrzeć.
Po dosłownie paru chwilach do Apae dołączył również Joshua w towarzystwie Cadhy.
* * * * *
- Życzymy udanego urlopu. - Odpowiedział Vinzent skinąwszy przy tym głową. Nie zamierzał dłużej zatrzymywać Kajki i menadżera.
- Bywajcie. - Oznajmiła na pożegnanie kobieta, a siedzący obok Duff pomachał dłonią. Później czarny śledził ich wzrokiem, gdy się oddalali do reszty zespołu.
Vico schował “przehandlowany” portfel do kieszeni i popukał się palcem po brodzie w geście zamyślenia.
- Za co? Nie powiedziałbym, że za coś konkretnego. Chodzi nie tyle o kostiumy, co o maski. I nic nie powiedziałem Kajce! Tylko Kresta wiedziała o festiwalu. - Stwierdził zgodnie z prawdą. - Czy powiedziała o tym którejś z was czy nie - tego już nie wiem.
Niyappi wykonała wślizg za plecy demonicznego elfowatego i wskoczyła na nie jeszcze w ludzkiej formie. Z ust muzyka wyrwało się krótkie “uuuf!”, gdy nagle musiał odnaleźć równowagę z nowym ciężarem.
- No i zguba się znalazła. - Oznajmił jak gdyby nigdy nic i wyprostował się całkowicie dopiero, gdy biała skurczyła się do kocich rozmiarów. - Możemy wychodzić i wybierzecie latający dywan. Bułki są w plecaku gdybyś teraz czy później chciała. - To powiedziawszy skierował się do wyjścia, po paru krokach oglądając jeszcze na dziewczyny, sprawdzając czy również idą, skoro Uarien i Caiqua już prawie że docierali do grupy.
Lanararis, zgodnie z tym co powiedział, zaczekał na dołączającą dwójkę, w międzyczasie chowając paczuszkę do teczki, a tą zakładając na ramię.
- Nikt was nie zaczepiał? - Zagadał powracających, mimo że częściowo znał już odpowiedź, i wraz z nimi udał się za resztą grupy.
- Wracając jeszcze do pytania Danielle. - Odezwał się w czasie drogi na zewnątrz. - Podczas trwania festiwalu powszechne jest noszenie zdobionych masek zakrywających całą twarz, gdy wychodzi się nocą na zewnątrz. Ich wygląd i kolor, a także kolor samego ubioru, różni się w zależności od kultury, ale chyba wszędzie popularne są maski zwierząt. Tutaj to jest kulturowy miszmasz, więc praktycznie wszystko dozwolone. Jak już wcześniej słyszała Denzaren, jest to czas, gdy granice pomiędzy sferami są najcieńsze i dusze umarłych, a także przeróżne duchy, w tym duchy chaosu i ładu, wychodzą z Mgieł i kroczą pośród śmiertelnych. Po zmierzchu na rynku zostaną rozpalone ogniska wokół Duchowego Drzewa, by wskazać im drogę i zaprosić do wspólnej biesiady i tańców. Na wyspach, ci którzy wciąż praktykują stare tradycje, również zbierają się wokół takich drzew i ponoć czasem zdarza się, że ktoś zostanie zabrany przez jakiegoś ducha do innego drzewa, nawet i tutaj.
Po przekroczeniu głównego wyjścia z dworca, grupa znalazła się na niedużym parkingu, na którym stały zaparkowane stylowe zaprzężone w konie-automatony wozy, na których siedzieli elegancko odziani woźnice. Ponad to stał tam również pojedynczy stragan z zawieszonymi ogromnymi wzorzystymi dywanami. Obok niego znajdowała się tablica informacyjna, a za nią na poduszkach siedziała trzyosobowa grupa ambastów w zwiewnych kolorowych ubraniach, w których najbardziej rzucały się w oczy szerokie spodnie i wykończoną haftami górną część odzienia. Dalej, za parkingiem, znajdowała się niemal pusta ulica z przystankami i dojeżdżającym do jednego z nich piętrowym tramwajem. Jeszcze dalej rozpościerał się widok na spory brukowany skwer z fontanną, kamienice z czerwonej cegły, a także park na północy.
Vico skierował się oczywiście ku straganowi z latającymi dywanami. Spojrzał na Niyappi i pozostałe dziewczyny.
- Chcecie wybrać dywan?
* * * * *
Słuchając odpowiedzi, mina Maureen stopniowo zaczęła przybierać wyraz zmieszania i zniesmaczenia, za którymi wciąż jednak kryła się ciekawość. Zdecydowanie nie należała do tych, którzy potrafili ukrywać swoje emocje. Zastanowiła się nad tym, co właściwie chce powiedzieć.
- Ujrzenie takiego miejsca, przejście jego pełnymi ciszy ulicami, byłoby niezapomnianym przeżyciem, ale… nie polubiłabym się z tym, co pozostało z jego mieszkańców. - Na parę sekund zastygła w bezruchu z nieznacznie rozchylonymi ustami i ściągniętymi ku sobie brwiami. ...Czy wiesz co się tam wydarzyło? Czy mieszkańców dotknęła jakaś klątwa? Ktoś użył na nich czarnej nekromancji?
Stewardessa skinęła głową po usłyszeniu odmowy, której się spodziewała. Odwróciła się z tacą i zawróciła na przód pociągu. Po drodze odłożyła soki na stolik, z którego je zabrała, a następnie przyłożyła biały magnetyczny krążek do czytnika. Drzwi otworzyły się, a następnie zamknęły za nią.
Wraz z upływem czasu las koralowców zaczął stopniowo opadać, aż wreszcie tunel, w którym lewitował pociąg wynurzył się ponad powierzchnię wody. Na zewnątrz było pogodnie, a niebo z tyłu zaczynało powoli się ściemniać. Na monitorach zawieszonych pod sufitem pojawiła się informacje - piktogram słońca na bezchmurnym niebie i obok 25°C, a poniżej ??.??.???? oraz 16:17. Wtedy to też powrócił sygnał radiowy, acz nie udało się automatycznie odnowić połączenia ze sferonetem. Ponowna diagnostyka mogła wykazać, że w promieniu 15km jedynym hotspotem był ten należący do pociągu, który był zabezpieczony hasłem. Oznaczało to, że w Mieście prawdopodobnie można spodziewać się również tych ogólnodostępnych.
Na przedzie na horyzoncie zaczęły wyłaniać się dwa powoli rosnące ciemne punkciki, a obok nich słup światła, który zaczynał się przy tafli wody i znikał gdzieś wysoko w przestworzach. Nie minęło dużo czasu, a rozległ się kolejny komunikat.
- Szanowni państwo, zbliżamy się do stacji Stare Miasto.
Tidus - Czw Maj 20, 2021 7:59 pm
Apaeglesia poczekała na pozostałą dwójkę przy wejściu do sekcji, przekraczając próg dopiero, gdy się zjawili. Gdy przewodniczka miała niesforna kukłę w zasięgu wzroku, ta druga od razu uniosła się na tylnych łapkach i wskazała "wielokątny stół".
-A to co?
Joshua w tak zwanym międzyczasie zapatrzył się w sztuczne niebo, doszukując się podobieństw do tego, które znał ze szkoły. Nie był może naukowcem, ale ciekawiło go, czy znajdzie coś podobnego do Wielkiego Wozu albo pasu Oriona. Niezależnie od wyników, syntezator głosu odzywa się:
-To reprodukcja tutejszego nieba?
======================
Danielle powędrowała z grupą i nie powiedziała nic, gdy Vico spytał o chęć wybrania dywanu. Zastanawiała się, czy na pewno wszyscy zmieszczą się na czymś, co służy głównie do wykładania salonów w starych mieszkaniach, ale znacznie bardziej ciekawiła się nadchodzącym balem. Czy powinna zrobić zdjęcie każdej masce którą zobaczy? Pogrupować je? Maskę sama pewnie weźmie pierwszą z brzegu, ale skoro różne kultury wybierały różne typy, będzie musiała sfotografować ile się da i potem spytać pana wokalistę o szczegóły - która jest skąd i co znaczy. Złoty materiał.
-Biesiada na podobnej zasadzie, co festiwale w innych światach? Tysiące straganów z przekąskami lokalnymi? - spytała w końcu, unosząc głowę, bardziej kierując pytanie w eter niż do kogokolwiek konkretnego, skoro Vico się oddalił. Artykuł powoli zamieniał się w pracę magisterską. Redaktor będzie ją przeklinał po wieki wieków.
Jedius 9 Baka - Śro Cze 09, 2021 2:11 am
- To bardziej taki jeden głupi kot zaczepiał innych niż inni nas. - Odpowiedziała na pytanie Kajka, gdy Uarien skinął głowa na ponowne powitanie demona który zdecydował się na nich poczekać.
- Nic co mogłoby nam sprawić jakichś proble...
- Jaką najbardziej obciachową rzecz zrobił Vico jak był mały? - dziewczyna odezwała się ponownie, przerywając menedżerowi. Słowa bez wątpienia były skierowane do papy-megademona. Mężczyzna zdołał tylko cyknąć językiem nabierając powietrza jakby miał to zaraz skrytykować, ale nie mógł chyba znaleźć dobrych słów, bo zaraz tylko wypuścił powietrze kręcąc głową i uśmiechnął się przepraszająco do Lanararisa. Żadne z dwójki się nie zatrzymywało i jeśli demon również ruszył, to oczywiście kontynuowali marsz ku reszcie grupy.
- No to będzie trzeba znaleźć maskę kurczaka. - Stwierdziła Denzaren, wkładając dłonie w kieszenie. - Dla Belby.
- Ej chyba tobie! - harpia od razu zareagowała ze złością, choć ta złość była bardziej urocza niż jakkolwiek groźna. - Albo papuga! - dodała po chwili, na co farbowana dziewczyna wzruszyła tylko ramionami i odwróciła wzrok na znak, że wcale jej to nie dotknęło. Della znów "zaśmiała" się bezdźwięcznie bardziej gestem przysłonięcia ust i pokiwania głową niż faktycznym śmiechem. Cała trójka oczywiście ruszyła naprzód wraz ze znającym drogę Vico.
Na zewnątrz, cała grupa oczywiście chłonęła wzrokiem okolicę. Włącznie z kotem, która zmieniła swoje miejsce przesiadywania z barków na czubek głowy wokalisty. Większość była jednak raczej bardziej skupiona na celu waszego spaceru rozglądając się tylko raz czy dwa razy, poza Denzaren która wyraźnie była w trakcie marszu bardziej skupiona na tramwaju w oddali.
- Żółty! - zakrzyknęła Melba w odpowiedzi od razu gdy usłyszała pytanie.
- Nie, biały! - skonfrontowała się z nią Niyappi. Obie zaraz spotkały się ze sobą spojrzeniami, rozpoczynając wzrokową walkę. Do konfliktu chwilę później włączyła się i trzecia z nich:
- Najszybszy. - stwierdziła Denzaren nie odwracając się nawet od tramwaju. Della nie zabierała głosu, tylko po okręceniu się na nodze wskazała palcem z bliska na Vico, jakby chciała sugerować, że może to on powinien wybrać.
* * * * *
- Hm? - Aileen uniosła brwi, miast zapytać "czemu". Wyczekała do końca zapytania nim zajęła głos. - Och, nie, nie. Historia Londor sięga bardzo, bardzo daleko wstecz, do czasów tak zamierzchłych iż nikt z mieszkańców nie pamięta ich istnienia. To nie wynik żadnego czaru, nie wynik żadnej klątwy, choć... być może to może wyglądać jak klątwa. W rzeczywistości, z tego, co udało mi się nauczyć, to jest po prostu kolej rzeczy tego świata. Taka jest jego natura od samych narodzin. - Dziewczyna uniosła dłonie równolegle do siebie, tłumacząc dalej. - Tak jak wiele legend najróżniejszych krain opowiada o narodzinach światła i ciemności, nocy i dnia z odmętów chaosu, nierzadko jeszcze z uosobieniem obu aspektów w postaci osoby-bóstwa, tak i ten świat rozpoczął swój cyklizm od oddzielenia się Ognia od Mroku. Są to dwie przeciwległe ery mogące trwać setki lat, jedna reprezentująca życie i rozwój, zaś druga śmierć i powrót do pierwotności. Londor jest królestwem narodzonym pośród Ognia, które dotarło aż do swojego Mroku. Jego naturalnym losem jest ta cisza i powolne zapomnienie, dopóki nie rozpali się kolejny Płomień i następne królestwo nie zbuduje się na jego ruinach. Choć są też ci, którzy uważają, iż to własnie Mrok jest esencją tego królestwa, jako reprezentacja człowieczeństwa kontrastującego z Płomieniem, czyli czasem bogów przeciwko którym się zwracają. - przyłożyła dłoń do ust, na moment zwracając wzrok ku sufitowi. - To... bardzo duży skrót, oczywiście. Ciężko przekazać całą tą opowieść w kilku zdaniach. A szczególnie zrobić to obiektywnie.
Ein milczał tak jak i Samara milczała, jedno patrząc się na drugie, a drugie oglądając krajobraz.
Rybka - Sob Cze 19, 2021 3:47 pm
- Pyta o urządzenie po środku sali? To astronomiczny zegar. Mechaniczny model Układu Dającej Życie. Naszego Układu Słonecznego. Ukazuje i przewiduje względne pozycje i ruchy planet, a także ich księżyców. Nie oddaje dokładnej skali samych ciał niebieskich na rzecz jak najdokładniejszych orbit, co by można zobaczyć kiedy i w jaki sposób ciała wchodzą w interakcje ze sobą w określonym czasie w przyszłości lub w przeszłości. Wystarczy ustawić datę na panelu sterowania. Mogą przetestować. Jeśli chcą.
Joshua musiał wejść do pomieszczenia z mechanicznym układem słonecznym i planetarium, bądź przynajmniej stanąć w przejściu pomiędzy dwoma salami, aby faktycznie móc przyjrzeć się przedstawieniu nocnego nieba.
Przez całą kopułę rozciągał się mglisty łuk przywodzący zaraz na myśl Drogę Mleczną, jednak w przeciwieństwie do niej, ten objawiał się jako mglista smuga w wielu odcieniach fioletu, rozświetlona jasnymi gwiazdami i poprzetykana w paru miejscach czarnymi obłokami pyłu. Same gwiazdy nie były zwykłymi białymi kropkami, ich barwy różniły się w zależności od temperatury. Wiele z nich wydawało się być znacznie większymi, bliższymi, niż te które Joshua pamiętał ze zdjęć i przedstawień Widzialnego Wszechświata z Ziemi. Zupełnie jakby ktoś wykonał znaczne zbliżenie na niewielki wycinek nocnego nieba. Nie trudno było połączyć gwiazdy w możliwe konstelacje, ale żadna nie przypominała Wielkiego Wozu. Znalazł za to trzy gwiazdy w linii, które na upartego mogłyby ujść za Pas Oriona, niemniej jednak nie były one aż tak duże i jasne jak na niebie widocznym z jego rodzimego świata.
- To reprodukcja nieba widocznego na północnej półkuli Nefer. Nie posiada co prawda aż tak żywych kolorów, a przynajmniej nie oczyma śmiertelnych, ale niektóre istoty tak właśnie je widzą. Wielu wierzy, że ta mglista gwiezdna smuga jest częścią Mgieł Czasu. Wyrwą pomiędzy planami egzystencji. Część uczonych twierdzi, że rodzą się tam nowe gwiazdy, a inni że umierają. Widzi te jasne skupisko gwiazd na mglistym pasie? Tam znajduje się centrum wokół którego wszystkie krążą. Dająca Życie również.
* * * * *
Lanararis odpowiedział skinieniem głowy na ponowne powitanie człowieka, wysłuchując odpowiedzi. Pytanie Kajki sprawiło, że zaśmiał się niemalże bezgłośnie.
- A zatem to jest twoje pierwsze pytanie, hmm? - Zapytał retorycznie z lekko rozbawionym wyrazem twarzy. - Małe dzieci mają w zwyczaju robić wiele obciachowych rzeczy, gdy poznają świat i uczą się jak funkcjonować w społeczeństwie. Vico nie był tu wyjątkiem. Nie będę jednak tym rodzicem, który opowiada o wstydliwych historiach z dzieciństwa swych własnych dzieci. Nie za ich plecami. - Stwierdził w czasie marszu, gdy wychodzili już na zewnątrz i spojrzał na dziewczynę. - Mogę za to opowiedzieć o sytuacji, która była obciachowa bardziej dla mnie, niż dla niego. Mając cztery lata poczuł wielką potrzebę ostrzegania ‘starszych’ osób o tym, że umrą. Powiedział do niczego nie spodziewającej się kobiety sprzedającej warzywa na targu: “Starzy ludzie umierają… a ty nie wyglądasz za dobrze”.
Vico nie oponował przed tym by ciekawska kotka weszła mu na głowę. Danielle rzuciła swoje pytanie, a Melba, Niyappi i Denzaren wysunęły swoje propozycje dotyczące wyboru dywanu. Gitarzyska mogła stwierdzić, że tramwaj w oddali przypominał klasyczny model, co mogło oznaczać, iż w środku nie będzie nawet klimatyzacji. Trójka kotowatych zwróciła uwagę na rozmawiających i nadchodzących ku nim muzykom. Jeden z nich podniósł się z poduszki, smukły o jasnobrązowej sierści w pręgi i odzieniu w barwach różu i pomarańczu. Odezwał się chyba dość kobieco brzmiącym głosem już w trakcie podchodzenia.
- Mamy jeden kremowy dywan z biało-żółtymi zdobieniami!
- Mhm. Masz rację. - wokalista przytaknął na gest Delli, po czym zwrócił się do przybyłej ku nim ambasty. - Interesuje nas wynajem dla grupy dziewięciu osób. Do jutra.
- Dziewięć osób? Znajdzie się wystarczająco duży. Alternatywnie możecie wynając dwa mniejsze dla większego komfortu. Jeśli zepniemy je razem wystarczy jeden pilot.
- Nie, nie. Nie potrzebujemy pilota. Wiemy jak nimi sterować. - Zapewnił Vico machnąwszy dłonią i sięgnął nią szybko po portfel. Wypuścił powoli powietrze po dostrzeżeniu jego zawartości. Niyappi ze swojej pozycji mogła bez przeszkód zobaczyć, że w środku znajdowało się całkiem sporo monet i to głównie złotych.
- Bez pilota? Nie będziemy odpowiadać za... - zaczęła i zaraz urwała, gdy mężczyzna wystawił w jej kierunku dwie monety, srebrną i złotą. Odebrała je, obejrzała dokładnie z obu stron i schowała do kieszeni szerokich spodni. - Bez pilota. Zapraszam bliżej. - Wykonała zapraszający gest w stronę straganu i sama udała się tam przodem. - Huleti minit’afochi. Inya yaleni mirit’i! - zawołała, na co dwójka pozostałych ambastów natychmiast podniosła się ze swoich siedlisk.
- Wyciągną dwa najlepsze dywany jakie mają. - wytłumaczył konspiracyjnym szeptem fey, nachylając się przy tym nieznacznie ku najbliżej stojącej Delli.
Uarien i Caiqa w towarzystwie papy-megademona zdążyli dołączyć do reszty grupy i pewnie dosłyszeć przynajmniej część wcześniejszej rozmowy. Wtedy to też dosłownie spod lady zostały wyciągnięte dwa spore podłużne prostokątne dywany, które szybko rozłożono przed muzykami. Na wzory pierwszego składały się pięknie zaprojektowane medaliony, drzewa i wzory figuralne, jak również wzory roślinne pokrywające całą jego powierzchnię. Jego dominującymi kolorami był kremowy,beżowy i żółty wraz z brązowymi akcentami. Drugi posiadał duży centralnie położony medalion w kształcie liścia z kwiatami i gałązkami w tle oraz występującymi na brzegach roślinami i wazami. W jego przypadku dominującymi kolorami była wyblakła rdzawa czerwień i granat w tle z dodatkiem beżu i ochry. Podsumowując - dywany wyglądały bardzo orientalnie. Osobom kojarzącym kulturę Bliskowschodnią z Ziemi, tudzież Sol-3, mogły całkiem przypominać perskie dywany.
* * * * *
Pociąg minął po prawej stronie unoszącą się w powietrzu wyspę-dysk, a także pływającą wyspę-las, i zaczął zbliżać się szybko do latającej skalistej wyspy, na której znajdowało się Stare Miasto otoczone pasem zieleni i małymi rzekami spływającymi w dół do morza. Pojazd wyraźnie zwolnił i ponownie wjechaliście do oświetlonego tunelu ku wnętrzu wyspy.
Opierając się wciąż łokciami o blat, Maureen uniosła obie dłonie i wsparła na nich podbródek, wsłuchując się w opowieść Aileen. Twarz blondynki stopniowo zdołała się rozluźnić, a pod koniec coś ponownie ją zaintrygowało.
- Zatem niektórzy twierdzą, że człowieczeństwo jest reprezentowane przez Mrok, czyli erę śmierci i powrotu do pierwotności, a nie z Płomieniem, czyli erą życia i rozwoju. I czasem bogów. Huuh. - wyjrzała na krótką chwilę za okno, gdy wyjechaliście na stację z pojedynczym peronem. Rozległ się komunikat, a drzwi na zewnątrz otworzyły się.
- Szanowni państwo, wjechaliśmy na stację Stare Miasto. Prosimy pamiętać o zabraniu swoich rzeczy osobistych. Dziękujemy za wspólną podróż i życzymy miłego dnia.
- Ale dlaczego serca mieszkańców tego królestwa nie biją? Ma to miejsce tylko w czasie Mroku? Tylko w tym królestwie? - Blondynka rzuciła kolejne pytania wstając z fotelu, gotowa wyjść z pociągu wraz z Aileen. Ande tym razem nie pobiegła ku otwartym drzwiom, tylko czekała na dwie jasnowłose dziewczyny. Być może nie chciała by umknęła jej ich rozmowa.
Sam peron ponownie był zupełnie pusty i nie znajdowała się na nim nawet jedna żywa, duchowa, czy inna nie-żywa osoba. Wyświetlacz wskazywał godzinę 16:19.
Tidus - Pon Cze 21, 2021 10:13 pm
Kotka po usłyszeniu wyjaśnienia od razu rozejrzała się za jakimś panelem kontrolnym do prezentacji i od razu zaczęła kombinować z urządzeniem. Cofała czas 'zegara' dopóty, dopóki nie znajdzie jakiegoś ciała obcego, które niespodziewanie pojawia się w systemie, jak kometa Halleya z jej świata. Gdy tylko coś takowego znajdzie, wskazuje łapką i pyta "A co to?". Jeśli przez 200 lat nic nie znajdzie, cofa zegar z powrotem do przodu by szukać czegoś innego, co może być ciekawe - nieregularne ruchy, dziwne orbity, zderzenia.
Joshua zapatrzył się na sztuczny nieboskłon. Przechodzenie przez inne warstwy percepcji zapewne nie miało sensu przy reprodukcji, więc zapamiętał, by spróbować tego nocą.
-Mhm, widzę. Czyli tamto to centrum wszechświata? Ma inne barwy niż tutaj na żywo, skoro mówisz, że to jest mniej barwne?
==============
Danielle spojrzała na dywany, uświadamiając sobie, że spodziewała się...barierek? Innych granic? Wskazała jeden z połaci materiału palcem i spojrzała na Vico, który wydawał się obeznany.
-Nie jest niebezpiecznie siedzieć w tyle osób na jednym dywanie? Co jak ktoś będzie siedział na krawędzi i spadnie, bo musiał się podrapać?
Gdy tylko Lewiatani wsiądą "na pokład", Danielle dołącza do nich z ciężkim sercem. To wydawało się być naprawdę groźną metodą publicznego transportu. Autobusy i samochody przynajmniej wyglądają bezpiecznie, mimo faktu że codziennie przynajmniej jeden się rozbijał na Ziemi.
Jedius 9 Baka - Sob Lip 03, 2021 4:48 pm
- Mmh. - stwierdziła Kajka po usłyszeniu odpowiedzi papamegademona. "Nie chce być tym rodzicem", to co to za demon. Sama historia była czymś mniej niż się spodziewała. Ciężko wykorzystać. Ale może da radę. Popadła w niedługa zadumę, zastanawiając się, jak ułożyć z tego jak najlepszy żart.
- Uh? - po wysłuchiwaniu rozmowy Vico ze sklepikarzem we względnej ciszy, stojąca na ziemi trójka odwróciła się w kierunku panikującej reporterki. Wraz z narostem werbalnych obaw dwójka z nich odwróciła się powoli ku dywanom jakby chciały same ocenić poziom bezpieczeństwa tego środku transportu, podczas gdy Della "odpowiedziała" Vico dwoma kciukami w górę, bujając nimi na przemian w góre i w dół.
- Nie no... jak się siedzi to raczej ciężko spaść. Na wielorybie da radę tańczyć, grać i śpiewać podczas lotu. Tam też nie mamy barierek. - Denzaren na moment wyciągnęła dłoń z kieszeni, by podrapać się po skroni.
- A nie ma się co martwić! Nawet jakby coś się miało stać, to ja złapię! - Melba położyła pokrzepiająco "dłoń" jednego ze skrzydeł na ramieniu Danielle, drugie rozkładając przed sobą jakby chcąc zaznaczyć, że jest dość lotną osobą. Uśmiechnęła się też dla otuchy.
- ...a co to właściwie znaczy że najlepsze? - Niyappi trzymając się pazurami głowy Vico nachyliła się naprzód i dół, by zajrzeć mu w oczy do góry nogami. - Szybsze? Większe? Bardziej puchate? Gadające? Z przekąskami? Z masażem?
Osobą bez żadnych pytań ani komentarzy była Caiqua, która gdy tylko grupy się połączyły, od razu i bez precedensu wmaszerowała na jeden z rozłożonych dywanów. Ten z większą ilością bieli.
- Kajka! - menedżer oczywiście od razu z niezadowoleniem skarcił dziewczynę, ale ta się tym wcale nie przejęła.
- Co? - odwróciła się powoli, siadając na puchatej powierzchni. - Przecież mamy lecieć. Chyba. Nie? Po to tu jesteśmy? - zapytała, rozwalając się jeszcze bardziej, ku niezadowoleniu Uariena, choć ten nic nie powiedział spoglądając jedynie pytająco na Vico. Dziewczyna przechyliła się na bok by położyć się bokiem całkiem na powierzchni dywanu, jedną ręką podpierając głowę. Drugą dłoń uniosła w górę, zakręciła nią kółko, wyciągnęła leniwie palec i w końcu wskazała nim na Vico. Albo wyżej, na kota na jego głowie. Ziewnęła "na niby" i wypowiedziała z wolna:
- Pierrrrrwsza.
Mina kota sprawiła, ze prawie można było zobaczyć wykrzyknik nad jej głową. Natychmiast zeskoczyła z głowy muzyka i popędziła na drugi dywan, gdzie szybko odwróciła się do Kajki i wystawiła ku niej koci jęzor. Czarnowłosa wcale się tym nie przejęła, przeczesując palcami grzywkę i ciesząc się moralnym zwycięstwem, całkowicie ignorując też przy tym kotowatych właścicieli dywanu.
* * * * *
- Mm! - Aileen przytaknęła głową. - z moich odkryć też wydaje mi się, że ludzkość niespecjalnie przepadała za bogami. Ich relacje miały w sobie niewiele czci, przypominając bardziej panów i sługów. Może nawet niewolników. Podczas ery płomienia bogowie byli potężni, nieśmiertelni, niemal niezabijalni. Ale gdy nadchodził mrok, sytuacja się odwracała. To ludzkość stawała się tymi, którzy wychodzili góra, sami stając się nieśmiertelnymi. Ciemność niestety dotyczyła również ich umysłów. Jak nieumarli z innych światów, ci o słabej woli szybko tracili swój cel, sens istnienia, bezmyślnie zwracali się przeciw innym. Królestwa umierały, popadały w ruinę. Ci, którzy zachowali rozum oczekiwali odrodzenia, szykując się do kolejnego cyklu i kolejnej konfrontacji z nowymi istotami płomienia które pojawią się wraz z kolejnym brzaskiem. Albo... są i tacy, którzy próbują złamać ten cykl. - dziewczyna powstała z miejsca, zapraszając gestem blondynkę ze sobą, w kierunku wyjścia. Oczywiście idzie razem z nią. Przepuszcza tez wilka w przejściu, uśmiechając się doń.
- Bicie serca prowadzi do śmierci. Bez niego stają się wieczni. To... ich natura. Jak sen, gdy przyjdzie noc, ich istotą jest wejście w tę stagnację, stan ani życia ani śmierci, gdy nadejdzie Mrok. Taka jest kolej rzeczy dla całego tego świata, nie jedynie dla tego królestwa. - wytłumaczyła dalej. Rozejrzała się po peronie, szybko używając wbudowanego kompasu by ustalić kierunki i zacząć zapisywać w pamięci na bieżąco mapę nowego świata, na spółkę z drugim androidem.
- Dokąd zmierzacie? Mam mnóstwo czasu, możemy dokończyć rozmowę.
- To nasz przystanek. - Ein ogłosił spokojnie, upijając do końca swojego napoju. Samara nijak mu nie odpowiedziała. Nadal nawet nie spojrzała w jego stronę, gdy zabrała kolejne ciastko z tacy, a potem jeszcze drugie w drugą dłoń. Wstała, a w odpowiedzi praktycznie od razu wstał też Zantria. Ein zrobił to dopiero po chwili. Udał się za albinoską, która szła już do wyjścia; po drodze skupiła spojrzenie na androidzie, który odwzajemniał je w tej samej manierze - gapili się na siebie wzajemnie zimnym spojrzeniem bez emocji, gdy ghoulka go wymijała, póki nie przeszła dwóch kroków dalej. On ruszył w jej ślady, wychodząc na peron zaledwie sekundę po tym, jak ona sama opuściła pociąg. ein westchnął, wzruszył ramionami i poszedł za nimi, rzucając jeszcze tylko jedno spojrzenie na pozostawione przez nich naczynia.
- Nie ma potrzeby się śpieszyć! Zapewniam, że starczy czasu na wiele atrakcji. - odezwał się, będąc już na zewnątrz. Obserwował, jak Samara nerwowo lustruje każdy centymetr peronu, jakby szukając kogoś, kto mógłby się tutaj czaić. Podszedł do niej nieśpiesznie i powoli objął jednym ramieniem; podobnie, jak obejmował jeszcze w ambasadzie. Ta podskoczyła lekko w momencie dotyku, ale zaraz zobaczyła kto to był, wskazała go palcem, który potem przekierowała na jego rękę. Ten, przypominając sobie o wcześniejszym "warunku", puścił ją, unosząc dłoń defensywnie.
- A, tak. Pamiętam. Ale nie ma potrzeby tak reagować. Nic złego przecież nie mam na celu. - odezwał się, rozkładając dłonie. - Wspominali coś o przewodnikach, ale... wygląda na to, że nikogo tutaj nie ma. Chciałem ci zaproponować, byśmy poszukali ich na górze. Hm? - zapytał, co sprawiło, ze ta skupiła na nim wzrok, przynajmniej na chwilę. Moment później, spojrzała ku reszcie osób z pociągu; śledziła ich wzrokiem.
Zantria stanął trzy kroki za nimi, w milczeniu obserwując swój cel.
Rybka - Sob Lip 17, 2021 5:42 am
- Centrum wszechświata, zgadza się. - przytaknęła Cadha. - Powiedziałabym, iże kolory są mniej jaskrawo-fioletowe. Niemniej jednak wciąż pozostaje bardzo jasne na nocnym niebie, choć zdecydowanie nie tak jasne jak dwa księżyce. - Podeszła niespiesznie bliżej astronomicznego zegara, którym zainteresowała się animowana kukiełka.
Apaeglesia rozejrzała się za czymś co mogło służyć do manipulacji urządzeniem. Szybko zauważyła przy jednej ze ścian wielokątnego stołu tabliczkę z nazwami i kolorowymi przedstawieniami planet oraz wystający panel z widocznymi przyciskami i pojedynczą korbką. Musiała jednak wskoczyć na górę, aby być w stanie cokolwiek kombinować i w ogóle widzieć dobrze sam układ.
Z wyższej pozycji mogła w końcu ujrzeć urządzenie w całej okazałości. Był to faktyczny mechanizm zegarowy skonstruowany z setek połączonych ze sobą kół zębatych, ze złotą kulą przedstawiającą gwiazdę-słońce po środku i planetą na końcu każdego z siedmiu ramion. Dodatkowo z pięciu ramion wychodziło przynajmniej jedno znacznie mniejsze ramię z księżycem. Pierwsza i czwarta planeta nie posiadały swoich księżyców; druga posiadała jeden, trzecia dwa na pojedynczym ramieniu; zaś piąta, szósta i siódma kolejno trzy, sześć i cztery. Nachylenie osi obrotu trzeciej planety było podobne do Ziemi, a czwarta “leżała na boku” zupełnie jak Uran. Z jej wiedzy astronomicznej wynikało, że najprawdopodobniej w pewnym momencie istnienia planety jakiś obiekt o sporych rozmiarach wszedł dokonał z nią kolizji. Poza tym Pani Ryś już teraz domyślała się, że najprawdopodobniej nie ma co liczyć na faktyczne pojawienie się żadnego ciała obcego w mechanicznym zegarze.
Po przyjrzeniu się samemu panelowi, po lewej stronie Apae znalazła licznik za szybką, którego nie widziała wcześniej z poziomu podłogi. Ciąg cyfr na nim wskazywał 01.01.1000 - niewątpliwie data. Po prawej znajdowała się korbka, która według domyśleń Pani Ryś musiała służyć do manualnej manipulacji astronomicznym zegarem. Poniżej, pomiędzy licznikiem, a korbką, znajdował się przełącznik lewo-prawo, który obecnie był nastawiony na prawo. Na górze panelu znajdowały się cztery identyczne przyciski tworzące kwadrat. Po chwili kombinowania Pani Ryś ustaliła, że przełącznik w pozycji prawo pozwalał na kręcenie korbką, ale wciskanie przycisków nie przynosiło żadnych efektów, zaś w pozycji lewo zablokowywało korbkę, a odblokowywało przyciski. Górny-lewy przycisk poruszał wszystkimi obiektami w machinerii o 1 rok do przodu, górny-prawy cofał o 1 rok, dolny-lewy poruszał o 10 lat do przodu, a dolny-prawy cofał o 10 lat - wszystko to z perspektywy trzeciej planety. Sam licznik również śledził dokładnie położenie trzeciej planety, zarówno przy kręceniu korbką, jak i reagowaniu na wciśnięte przyciski. W międzyczasie podeszła do stołu i przewodniczka, obserwując.
Apae trochę zajęło cofnięcie daty o 200 lat, korbka nie pozwalała na zbyt szybkie obracanie sobą, a automatyczny ruch wywołany naciśnięciem któregoś przycisku nie był wiele szybszy. Tak jak przypuszczała, w systemie nie pojawiło się żadne ciało obce. Urządzenie wizualizowało jedynie ruch ciał niebieskich będącymi planetami oraz ich księżycami. Żadne z nich nie wydawało się też zmieniać nagle swojej orbity. Jednak podczas cofania ‘zegara’ do pozycji wyjściowej i dokładniejszej analizy samych planet, zauważyła iż czwarta z nich (ta “leżąca na boku”) minimalnie przyspiesza podczas mijania piątej.
* * * * *
Vico uśmiechnął się na “odpowiedź” Delli, a po chwili odwrócił głowę ku zwracającej się do niego zaniepokojonej reporterki.
- Są znacznie bezpieczniejsze niż takie motory, czy nawet anty-grawitacyjne latające deski. Nie będziemy lecieć zbyt wysoko, ani zbyt szybko. Bez obaw! Dywan przyciąga do siebie siedzących przy pomocy magii. - Odpowiedział zaraz z pokrzepiającym i ciepłym uśmiechem, a następnie odwzajemnił spojrzenie białej kotki, która bardzo wyraźnie domagała się jego uwagi. Właściwie to nie był pewien co dokładnie ambasta miała na myśli mówiąc o “najlepszych dywanach”. - Nie wydaje mi się aby poza lataniem potrafiły coś jeszcze nadzwyczajnego. - zaśmiał się krótko. - Ale na pewno będą z najbardziej puchatym i najwyższej jakości włosiem!
Zmaterializowany duch odchylił do tyłu kocie uszy, gdy Uarien zawołał Kajkę. Obserwował dziewczynę, gdy ta odpowiedziała menadżerowi i rozłożyła się całkowicie na jednym z dywanów, by następnie samemu westchnąć i skomentować. - Niepotrzebne podnoszenie głosu.
Jeden z dwójki męskich kotowatych, o bardziej atletycznej sylwetce, spoglądał w międzyczasie to na Kajkę, to na Uariena i Lanararisa, ale nic ponad to. Drugi nie wydawał się zwracać na to wszystko szczególnej uwagi.
- Są już opłacone. - zapewnił Vico i cyknął językiem, gdy biała kotka w pędzie zeskoczyła z jego głowy. Potarł lekko miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą trzymała się go pazurkami i przeczesał palcami włosy pomiędzy rogami. Obie Lewiatanki zajmujące już swoje miejsca na położonych tuż obok siebie dywanach mogły jako pierwsze spostrzec, że wyglądały one na rzadko używane. Były faktycznie puchate i miękkie, a przede wszystkim nienagannie czyste i pachnące lekkim, świeżym powietrzem. Kobieta, która wcześniej rozmawiała z muzykiem, podeszła niosąc w ręku dwa krótkie sznurki zakończone klipsami.
- Spinamy oba, czy jednak wolicie osobno?
- Spinamy, spinamy. Komendy wystartowania i zatrzymania są w kebdeszereckim, zgadza się?
- Zgadza. Start, zatrzymanie i powrót. Po wypowiedzeniu komendy powrotu, odbywa się on już bez potrzeby obecności pilota. - Handlarka kucnęła i spięła ze sobą dwa okupowane już dywany przy ich dłuższych krawędziach w dwóch miejscach, blisko kątów. Dawało to fizyczne połączenie obu tkanin, choć gdyby ktoś chciał mógłby je bez większego problemu rozpiąć.
Nie zwlekając dłużej, fey ruszył na “przód” dywanów, czyli bliżej straganu, a dalej od tych, którzy jeszcze nie zajęli miejsc, aby usiąść na czerwonym dywanie tuż obok jasnego, na którym z kolei położył dłoń.
- Yibireru. - muzyk wypowiedział słowo-komendę dźwięcznym tonem, chcąc tym samym ustanowić swą kontrolę jako pilot. Zarówno Caiqa, jak i Niyappi, miały teraz możliwość próby przejęcia kontroli nad “pojazdem”, ale w tym celu musiałaby pokonać w pojedynku woli pozostałą dwójkę, która siedziała na nim w chwili aktywacji.
- Otrzymacie rekompensatę, w razie gdyby uległy zabrudzeniu, bądź nie powróciły do jutra. - oznajmił demon zatrzymując się obok ambasty i przesuwając spojrzeniem z niej na kubek z kawą czarnowłosej skrzypaczki, która leżała na dywanie.
- Oczywiście. - Odparła z opuszczonym na bruk spojrzeniem. Nie uniosła też go dopóty, dopóki Lanararis nie oddalił się od niej, by usiąść skrzyżnie na jaśniejszym dywanie blisko jego krawędzi z czerwonym.
* * * * *
Aileen przepuściła w przejściu i obdarowała uśmiechem Ande, na co wilczyca w odpowiedzi zamerdała długim ogonem i wyskoczyła na peron długim susem.
- Ich natura… - Maureen powtórzyła marszcząc przy tym brwi. Ciężko było jej przetrawić myśl, iż zatrzymanie serca i wejście w stan ani życia ani śmierci jest naturalną koleją rzeczy w tamtym świecie. - Egzystencja ludzi w tym świecie wydaje mi się bardzo depresyjna.
Po wyjściu z pociągu Aileen wraz z Zantrią zdołali bez problemu ustalić kierunki świata przy pomocy swych wbudowanych kompasów. W tworzeniu mapy małą pomocą mogła okazać się mapa dworca kolejowego, która znajdowała się na tablicy informacyjnej nieopodal schodów prowadzących do wyjścia z peronu.
- Jeśli chodzi o mnie, mam do złożenia raport przełożonym. Ktoś ma czekać na mnie na dworcu. Niestety nie wiem czy dostanę później jakieś polecenia, bądź zadania. Nie wiem też co teraz planuje i dokąd zmierza Ande. Poproszono mnie jedynie, abym pomogła mu wrócić tutaj. - blondynka spojrzała przelotnie na wilczyce. Ande wydała z siebie głuche szczeknięcie, zrobiła parę kroków w stronę schodów i obejrzała się na jasnowłose dziewczyny - czekała na nie.
Tuż przed wyjściem na peron, Ein obejrzał się na pozostawione przez niego i Samarę naczynia w pociągu. Pozostało tam kilka ciastek, które wraz z zestawem herbacianym zostaną później odebrane przez czarnowłose pokojówki z ambasady. Albinoska wiedziona instynktem przetrwania zlustrowała peron w poszukiwaniu zagrożenia. Nie znalazła jednak nikogo poza pozostałymi podróżnymi, którzy przyjechali tutaj razem z nią. Żadna z tych osób, poza Zantrią oczywiście, nie zwracała też szczególnej uwagi ani na nią, ani na Eina.
Tidus - Wto Lip 20, 2021 9:13 pm
Joshua zamilknął, wpatrując się w sztuczny nieboskłon. W tym czasie Apae kombinowała z mechanizmem. Wpierw wybrała przyciski, uznając to za mniej wymagającą metodę - zmieniła zdanie niemal od razu, gdy nacisnęła przycisk w lewo i, wbrew jej oczekiwaniom, czas na zegarze poszedł do przodu zamiast wstecz. Przełączyła się na korbkę i zaczęła kręcić, aż dokończyła parokrotnie pełny cykl obrotu nawet najodleglejszej z planet. NIe miała mięśni które mogły się męczyć, więc kręcenie korbką było po prostu monotonne. Na koniec parę razy cofnęła machinę w te i wewte by przekonać się, czy efekt przyspieszenia jej się po prostu nie wydawał.
-Te planety pewnie mają jakieś nazwy? I czemu ta tam przyspiesza po wyminięciu tej drugiej? - wskazała łapką w odpowiednią stronę. - I czemu lewo to kierunek w którym idzie linia czasu? Piszecie od prawej do lewej?
===========
-A-Aha. Dobra. Wierzę na słowo. - odparła płytko Danielle, dalej patrząc się na dywany. Nie zwróciła szczególnej uwagi na wsparcie moralne pod postacią skrzydła na ramieniu, Zadarła głowę by zobaczyć, czy może nad nimi coś podobnego nie przelatywało. Może faktycznie nie wyglądało to tak źle?
Dopiero po tym dotarły do niej *wszystkie* słowa wypowiedziane przed chwilą. Zamrugała parokrotnie i gwałtownie obróciła głowę w stronę, z której ostatni słyszała głos Denzaren.
-Zaraz co słucham jak to "granie na grzbiecie latającego wieloryba"?
Jedius 9 Baka - Pon Sie 09, 2021 2:04 am
Uarien z przejęciem przyglądał się "pojedynkowi" dziewczyny i kota. Z opóźnieniem dotarły do niego słowa demona, i z tym samym opóźnieniem bard odwrócił ku niemu wzrok, lekko skinąwszy dłonią przy swojej twarzy.
- ...em, przepraszam. - powiedział ciszej, od razu znów odwracając ku podopiecznym. Podszedł bliżej dywanów, gdy i Vico zbliżył się by siąść na jednym z nich.
Caiqua nawet nie drgnęła, ale Niyappi wyraźnie podniosła uszy gdy Vico wypowiedział słowo uruchamiające zaklęcie dywanów. Nie odezwała się ani słowem, ale uniosła wpierw głowę jakby badała otoczenie, identyfikując to dziwne uczucie sięgające ze Splotu, które mogłaby przejąć i kontrolować; zwróciła na moment wzrok na stojącego obok Uariena, a zaraz potem okręciła łebek by spojrzeć na Vico.
- Niyappi, niczego nie próbuj. - Manager od razu skarcił kota bo nie pierwszy raz widział to zachowanie i po prostu wiedział, że ta już coś knuje. - A ty, Kajka, nie wylej tego. - zaraz zwrócił się też do skrzypaczki, blokując niewątpliwe "co zawsze ja" ze strony Niyappi. Biała przekręciła trochę łebek na bok, zakołysała się, a potem znów spojrzała na Vico. Nadal nic nie mówiła. Kajka wzruszyła ramionami i opuściła uniesioną wcześniej dłoń, przystawiając kubek do ust. Zanim zdążyła jednak się napić, cofnęła się trochę i podniosła do normalnego siadu widząc, że Uarien dosiada się na ten sam "wagon". I wtedy dopiero się napiła.
- Mais bien sûr, monsieur. - Odpowiedziała mu totalnie nie sarkastycznie, kołysząc kubkiem w dłoni.
- Uh? Em... - Denzaren zrobiła ledwie krok w kierunku dywanów gdy została zawołana przez reporterkę, na którą spojrzała unosząc brwi w zaskoczeniu.
- Ehe! - Melba wydała z siebie śmiech tak krótki, że brzmiał trochę jak próba odkrztuszenia się. - Scenę taką mamy! To znaczy... pojazd latający, co mu się jakby paszcza cała otwiera, i scena tam jest cała!
- ...no. Nazywa się... no "Biały Wieloryb". Głupie trochę. - Denzaren wzruszyła ramionami, na co Melba od razu zaprotestowała.
- Wcale nie głupie! Wygląda jak wieloryb! - Harpia rozłożyła skrzydła jakby chciała zwizualizować rozmiar, ale farbowana tylko wzruszyła ponownie ramionami. Della nie dołączała się do potyczki, tylko w milczeniu podreptała i dosiadła się obok Vico, siadając w pozycji seiza.
- Dobra, dobra. Chodźcie bo odlecą bez nas. - Gitarzystka skinęła głową w kierunku dywanów odwracając się potem bokiem, jakby miała przepuszczać pozostałą dwójkę przodem.
* * * * *
Aileen nie dodawała dodatkowego komentarza na słowa dziewczynki. Zdecydowała się zostawić jej przemyślenia jej samej. Nie miała żadnego celu w próbie poprawiania czyjejś opinii o tak bardzo obskurnym świecie. Dopiero po kolejnej wypowiedzi, czy właściwie odpowiedzi skinęła głową.
- Brzmi bardzo ważnie. Nie będę więc zatrzymywać! - uniosła jedną dłoń, wskazując kierunek merdającej Ande, zapraszając do dalszej drogi. - Być może możesz od razu zapytać się od dostęp do sferonetu? Mogę pozostawić ci informacje jak dostać się na ten blog, jeśli tylko masz takie chęci.
Przekrzywiając coraz bardziej głowę, Samara obserwowała oddalająca się grupę. Nie spuściła ich ze wzroku póki całkiem nie zniknęli przemierzając schodu. Wtedy dopiero nagle przypomniała sobie o trzymanych ciastkach; jedno z nich błyskawicznie wepchnęła sobie w usta, rozglądając się zaraz jeszcze raz całkiem wokół.
- Hm? - blondyn zapytał, ale nie dostał odpowiedzi. Po paru sekundach Samara nagle ruszyła ku schodom, choć nie prosto w ich kierunku, a nieco ku boku, w kierunku ściany obok wyjścia. Gdy tam dotarła, bez wychylania się przylgnęła do niej bokiem, przeżuwając ciacho i nasłuchując, czy poprzednia grupa już całkiem sobie poszła. Dopiero kiedy całkiem już nie będzie słyszeć ich kroków spojrzy w kierunku Eina, który zdecydowanie z mniejszym "entuzjazmem" podszedł w międzyczasie bliżej niej.
- Nie. Ma. Tu. Się. Czego. Obawiać. - odparł spokojnie, pokazując potem dłonią w kierunku wyjścia. - Zapraszam. Chodźmy dowiedzieć się, jakie czekają nas tu atrakcje.
Samara nie zareagowała na gest bardziej niż spojrzeniem w tym kierunku. Blondyn zaczał tam jednak powoli iść; gdy wspinał się po schodach, ghoulka niepewnie dośliznęła się bliżej wyjścia i spojrzała z dołu na jego plecy, jak i na to, co było widać u szczytu. Obejrzałą się w drugą stronę, na Zantrię, który do tego momentu ani drgnął z miejsca, a potem znów na oddalającego się Eina. Cyknęła językiem, wepchnęła w siebie drugie ciacho i ruszyła w ślad jej "opiekuna". W przeciągu drogi na górę jej sylwetka się zaciemniła, pozbawiła ludzkich cech; u szczytu drogi stała się jedynie cieniem Eina, sylwetką, na którą nikt nie powinien zwracać uwagi, nikt nie powinien zauważać i nikt nie powinien zapamiętać.
Zantria podniósł skrzynię, zarzucił ją na ramię i ruszył za dwójką w porę, by nie zgubić wchodzącej na górę Samary ze wzroku, wliczając w to ograniczone zdolności obserwacji poprzez ściany.
Ein splótł dłonie za plecami i rozejrzał się na górze za potencjalnym biurem pozwalającym na najęcie przewodników i ruszył w tamtym kierunku, a jego cień ruszył za nim.
|
|