Wiele sfer
Mało gier

Konoha Tea Party - Someday, somewhere - recycling.

Jedius 9 Baka - Czw Maj 26, 2011 8:52 am
Temat postu: Someday, somewhere - recycling.
[ WARNING - HUGE eX SPOILERS AHEAD ]
[ jeśli nie chcesz się nimi nakarmić, omiń barwną część tekstu ]


- Uważaj na głowę!
Rude dziewczę spojrzało ostrożnie do góry. Kwadratowy karton, właściwie identyczny jak ten, który trzymała w ręku właśnie zsuwał się ze stosu gotowy do upadku. Zwinnie odskoczyła na bok, pozwalając jego zawartości na potłuczenie się z głośnym trzaskiem.
- ...Moja porcelana...!
- Oj tam, oj.
- nie mogąc puścić kartonu użyła jednego z dwóch swoich dużych, pierzastych skrzydeł rdzawej barwy by podrapać się po nosie. - Przecież możesz zrobić nową.
- Taak. Nie wiesz co to sentyment, co?
- Skoroś taki sentymentalny, to czemu mamy się przeprowadzać? Tutaj jest całkiem fajnie.
- To nie pierwszy raz i nie ostatni, Shinrae. Przedobrzyłem z poziomem absurdu w tej sferze, więc... trzeba znaleźć sobie kolejną.
- A co z mieszkańcami?
- Jakoś sobie poradzą.
- niewyróżniający się ani urodą ani postawą młodzieniec zwrócił się znów w stronę stołu przy oknie. Zdjął znoszoną marynarkę, przewieszając ją na krześle. - Ach, zresztą... zaczekaj chwilę.
- Hmm?
- skrzydlata zatrzymała się w progu, spoglądając przez ramię pytająco. Rozmówca miast odpowiedzieć, wyszeptał kilka słów pod nosem pstrykając po tym głośno palcami. Echo odbiło się kilka razy po pomieszczeniu, choć normalnie nie miało prawa tak się stać. Tyle, że tak działała magia absurdu. Zaprzeczając możliwościom zwykłego świata, z zaistniałych w powietrzu płatków róż wyłoniła się kopia... nie, kilka kopii rudej. Każda z nich chwyciła pojedynczy karton, i bez słowa minęła marszem oryginał który obserwował to wszystko trochę zdziwionym, a trochę ciekawym wzrokiem.
- To wszystko. - powiedział z uśmiechem. - Możesz iść.
Dziewczyna machnęła skrzydłami i potrząsnęła głową, wychodząc.
- Ciekawe, czy to samo robi z panienką... - rzuciła jeszcze na odchodne, jakby do siebie, będąc już poza wielkim pokojem.
- N-nie! - chłopak krzyknął za nią wystarczająco głośno by mieć pewność, że usłyszała. Pochylił się lekko na bok próbując dostrzec ją przez otwarte drzwi, jakby chciał sprawdzić jej reakcję. Tyle, że nie zdołał. Westchnął, wrócił do pakowania. Ułożył w pudle wazon, owinąwszy go uprzednio papierem. Sprawdził czy nie ma zbyt dużo luzu, dla pewności wypełnił jeszcze papierem pustą przestrzeń. Zamknął kartonowe wieko, wygładził dłonią i spojrzał przez okno. Słońce na niebie co chwila przeskakiwało z miejsca na miejsce jak na popsutym filmie na znak, że coś się z tym światem źle dzieje. Ciężko było stwierdzić na jego podstawie, jaką mamy porę dnia. Ba, czy w ogóle był dzień.
[ BGM: Conturbatio ]
Pogrążył się w zamyśleniu dłuższą chwilę. Nic nie zakłócało mu spokoju, póki nie wyczuł czyjejś obecności. Choć spojrzał od razu w stronę wciąż otwartych drzwi, to tam nikogo nie było. Choć raczej... nie, to źle powiedziane. Nikogo tam nie widział, ale to nie znaczy, że nikogo tam nie było.
- Jednak przyszedłeś. - powiedział jakby do powietrza, rozpościerając szeroko ręce. - Sponiewierany, skompromitowany, ze świadomością nieosiągnięcia swojego celu. Mimo wszystko, nie darzysz mnie szczerą nienawiścią za takie a nie inne ułożenie pionków? - spytał się przesuwając karton na brzeg stołu. Otrzepał ręce wyprostowawszy się, przebiegł wzrokiem po pomieszczeniu. - Ach, no tak. Nie możesz mi odpowiedzieć. - zaśmiał się krótko. - NIE ŻYJESZ.
Odczekawszy chwilę w której powtórzył w myślach kilkakrotnie swój nienajlepszy i nienajtaktowniejszy żart podniósł karton i umieścił go pośród reszty stojących pod ścianą.
- Wiem, że tego się spodziewałeś i nie masz prawa mi się dziwić. Trafność twych akcji była znikoma, choć... rzeczywiście to nie jest tylko twoja wina. Tyle, że zawsze musi znaleźć się jakiś kozioł ofiarny. Jednakże. Widzisz... - ponownie obiegł wzrokiem pomieszczenie, by po chwili podejść do fotela na którym rozsiadł się wygodnie. - I mnie można wprawić w zdumienie, a tobie się udało. Zawaliłeś, poległeś - nie żyjesz - a jednak istniejesz. Samą determinacją. - oparł się łokciem o poręcz fotela, zaś głowę oparł o złożoną dłoń. - Chciałbyś dostać kolejną szansę, a tutaj... proszę, twój właściciel wytworzył sobie "lepszy" model. Spytałbym się jak to jest być niechcianym produktem, ale obawiam się iż nie usłyszę odpowiedzi. Ale, ale! Dostaniesz szansę. Ode mnie. I jako, że nie możesz mnie spytać "jaką", wysilę się jeszcze na te wyjaśnienia. - podniósł głowę, rozkładając na moment palce, a w jego dłoni pojawiła się czerwona róża. - Weźmiesz udział w przedstawieniu w niedawno powstałej sferze. Kto wie, może nawet uda ci się swymi działaniami doprowadzić do faktycznej zmiany losów niektórych postaci. I, jeśli jesteś na tyle bystry by na to wpaść, faktycznie jest tu jeden haczyk. - podniósł wzrok, zakręciwszy koroną kwiatu koło w powietrzu. - Nie możesz odzyskać swojej dawnej postaci. Ciała nie będziesz miał już nigdy. Dlatego twoja rola będzie ograniczała się jedynie do pomocy uzależnionej od poczynań głównych aktorów. A ponadto... - zawiesił głos wykonując krótką przerwę. Nie miało to raczej na celu budowania napięcia, choć tak się niewątpliwie stało. - udasz się do Orin. - uśmiechnął się szeroko. - Nie mogę zaprzeczyć temu, że staniesz się jej marionetką. To zależy tylko od jej woli. Jako jedna z opiekunek tamtego świata będzie miała prawo zrobić z tobą co się jej tylko podoba, więc... w twoim interesie będzie starać się jej przypodobać. Ach... I miej tutaj na uwadze, że powiedziałem "udasz się", a nie "możesz się udać". No! - dźwignął się z fotela, który znikł w mgnieniu oka gdy tylko przestał utrzymywać z nim kontakt fizyczny. - No... dobrze. To teraz czas na tą ciekawszą stronę umowy. Unieśmy kurtynę. - gdy wyprostował przed sobą rękę jakby wskazując różą naprzód, dziwne uczucie cierpienia wypełniło pomieszczenie. Nie trwało ono długo, ale miało wystarczające natężenie by było zauważalne.




Jednak to jest możliwe. Umysł człowieka jest tak prosty do rozpracowania. Wystarczy
za dużo eksperymentów. Niestety, nie mogę nic z tym zrobić. Skoro złapałem się na przynętę, zostało mi już tylko wiele rozrywki. Ale to nie jest najważniejsze. Najważniejsze, że jeśli dzięki temu uda mi się znaleźć sposób na cud narodzin! Demony nie zdołały temu zapobiec, więc nie będzie tego w stanie zrobić człowiek. Chwała nędznym pyszałkom. Zbyt długo zwlekaliśmy z tą decyzją. Czas to zakończyć - raz, a kolejna trójka nie da już rady. Nie tak powinienem działać. Odchodzę - ale Nemesis odejdzie wraz ze mną. Cała armia polegną w gruzach! Przecież taka jest moja wola. Możesz jej pomóc? Jeśli tego chcesz. Chcę. Bardziej niż tej całej rzezi... dlaczego?! Przeklinam pieprzonych gnojków z zachodu! Każdego, wyrżnę każdego. Otwarta walka nie ma najmniejszego sensu dlatego trzeba wyjść z planem. Będzie długi, złożony, ale w końcu dojdzie do skutku. Pieczęć nie działa w pełni tak jak powinna. Nie wraca życia, a więzi dusze w martwym ciele. Ciało jako pojemnik nie jest w stanie funkcjonować samo z siebie, dlatego potrzebuje jeszcze więcej eksperymentów. Próbowałem przemówić mu do rozsądku, ale on nie przestanie. Będzie dalej sprzedawać kwiaty, ale w innym miejscu. Tylko Fyuuri woli się tu osiedlić. Chyba za bardzo coś mi tu śmierdzi. Mieszkańców łączy nadmierna naiwność. Są tak podatni na perswazję, że już rozumiem. Niech więc tak będzie. Fiołek... pamiętasz mnie? Jesteś Następczynią! Jak mogłabym zapomnieć, nie rozumiem twojej odpowiedzi. Tak albo nie. Tak. Nie uda mi się... nie zdołam znaleźć ich i wyrżnąć co do jednego. Błędem było nie zrobić tego od razu. Teraz przyjdzie nam za to pójść do łóżka? Uwielbiam takich. I dobrze wiesz, że nie jesteś w stanie mi się odgryźć. Poddałem się dominacji raz, ale nie złapię się po raz kolejny na tę samą porażkę. Nie trzeba nawet tego wykorzystywać; on sam się zgubi, Adler. Jego dzieło... Będzie nieocenioną pomocą, w istocie. Strzeż się, Asmenni Dante. Czas zawrzeć... kontrakt. Głośniej. Nie rób tego... Chcę zawrzeć kontrakt! I to po raz kolejny. Prosiłam cię, byś tego nie kontrolował. Jej umiejętności czynią z niej niesamowitą broń, a strachliwość gwarantuje posłuszeństwo. Gdyby tylko nie była potrzebowała ciągłych dostaw krwi, pewnie... byłaby zła, co...? Przepraszam. Ale... muszę coś powiedzieć. To ważne. Jestem w ciąży. To nie szkodzi planowi... prawda? Wręcz przeciwnie. To nawet lepiej. Zobaczysz Czarnego Diabła! Widziałam jak z-zdjął z ni-niego skórę, żywcem, WIDZIAŁAM! POSŁUCHAJCIE wszystkich, którzy wciąż powtarzają stare błędy, i za każdym razem pouczeni okazują to samo zdziwienie i zaskoczenie genialnością moich pomysłów, które są dokładnie identyczne za każdym razem. To nie jest normalne. Do tego... Fiołek... znów przyprowadziła jakiegoś natręta. Nie widzę wielu szans na to aby utrzymać to miejsce w tajemnicy. Jeśli każdy kto zapuści się w to miejsce będzie znikał bez śladu bardzo szybko stanie się to podejrzane. Hokage zawiódł. To samo z resztą grupy. Nie mamy pojęcia, gdzie podziało się Ostatnie Dziecko. Zapiszcie w kronikach, że nie żyje. Odnaleziono martwe bo-bo! Chodź do mamy. Jesteśmy bezpieczni, Adler. Cudownie. Słuchaj szkrabie. Przestaniesz zachowywać się jak dwuletnie dziecko gdy tylko zobaczysz jak uniosę wysoko rękę - w ten sposób. Podbiegniesz wtedy jak w najgorszym z możliwych koszmarów. Jakby nie było dość tego, że musimy radzić sobie z atakami Czarnego Diabła, to jakieś opętane dziecko odbiera mi chęci do życia. Ale nie, nie! Fyuuri zawsze mi mówiła, ze nie wolno się poddawać. Musze dalej się uśmiechać. Kiedy właściwie tak mawiała? Dlaczego nie pamiętam... o tym, jak mnie to irytuje! Wszyscy, wszyscy się wynoście. Ona musi tu wrócić. Ona musi się zgodzić. Haruka znajdzie cię. Możesz być tego pewny. Zabijesz mnie teraz? Skąd. Raczej zmuszę do obserwowania swoich pupilów. Zobacz, jak świetnie się bawią. Może jednak przestaniesz się odgrażać i zaczniesz rozmawiać? Czy Hokage jest dla ciebie coś warty? Dlaczego więc nie poddasz go testowi? Tes... towi? Skoro tak bardzo chce pomóc, wykorzystaj to. Poświęć jego żywot rzucając go w ramy swojego zadania. Skorzystaj z tej okazji, by zrobić co do ciebie należy. Jeśli uda mu się przeżyć... może będzie godny tego, byś przyjęła pomoc. A jak nie, będzie śmiesznie! Więc mamy kolejnych węszących. Adler... Mari. Ona jest od... Asmenni. Byłaby cenna przynętą gdyby pojawiła się przynajmniej miesiąc później, ale teraz musi stąd zniknąć. Najlepiej, jakby nic nie pamiętała. Dlaczego on odejdzie. Egzamin promujący młodych ninja, cóż za świetnie trafiony okres. Co do tego młodego... zdenerwował mnie. Może ma zbyt dużo luzu? A może... to zazdrość. Gdybym posiadał tyle samo ugodowości, nie musiałbym wciąż siedzieć za odpychającą maską pieprzonego frajera! Dlaczego ja muszę go pilnować? Suki powinno się trzymać na smyczy, a nie wabić mięsem... Dlaczego...? Przecież to nie może być prawda... ...ciekawe, czy jego pieczęć znowu to zrobiła. Jeśli ten mały padalec się wygada, będziemy tu mieli regularne wizyty pieprzonych Konohańczyków. Szlag by go! Chciałam być miła, ale w takim przypadku pokażę mu, dlaczego ze mną się nie dzieje naprawdę. Nad jaskinią Gofina rozbłysła łuna tak wielka, że chwilę myślałem, ze znów ujrzałem słońce. Czym jest słońce...? Dla niektórych... tym, co dawało nadzieję w życiu. Czym jest... nadzieja? Spalonym trupem... ale on żyje! Niestety, trafił na... czy... zaraz, czy to droga? W którą stronę... gdybym nie była głupia... wiedziałabym, że coś takiego istnieje. Naprawdę? Takie... ładne, takie... ciepłe. Ja... też chcę to zobaczyć. Ciekawe, czy można skoczyć tak wysoko żeby tego dotknąć... Dlaczego wciągnął kolejną osobę? Obiecał, że to się zakończy jeśli przyprowadzę kogoś "raz a porządnie". Chyba nigdy sobie tego nie daruję. Ale ona umierała, a ja nie mogłem uwierzyć! Naridia!? Co ty odpierdalasz!? Proszę, nie gniewaj się... ja zobaczyłam... ja... spójrz chociaż... Proszę...! Obudził się. Postaraj się zyskać jego sympatię. Niech miła, sielankowa aura pomoże... Ale jest zbyt natarczywy. Jesteś tam jeszcze? Jestem. Postaraj się utrzymać go na zewnątrz jeszcze chwilę, aż skończę niszczyć wszystko, wszystkie plany! Czemu, czemu nie możesz sobie tego przypomnieć!? Niri, do cholery! Co ja sobie pomyślałam... dlaczego uwierzyłam. Miał rację. Jestem głupia. Przepraszam... czy jak znowu przeproszę... znowu, i znowu... czy mi daruje? Dość pytań. Trzeba się go pozbyć. A wiesz czemu? On ją kocha. ...T-ty... N-niewdzięczna... Złe przeczucie mnie nie opuszcza... To koniec. Czuję to. ...Dieru... znajdę cię...! Pierwszy, skurwysynu. Zostawcie mnie... Muszę ci pomóc. Czy mistrz mi wybaczy? Słuchaj... Wybacz, może zabrzmi to egoistycznie ale bardziej przejmuję się w tym momencie tym co się dzieje nad nami. Jeśli rozdrażnią Soten podczas jej snu, to skurwiela pociągnę za sobą. Chodź tu, pizdo. No dalej... zaatakuj mnie! Co za...! Z początku było mi go szkoda, ale najwyraźniej się myliłem. Głupia... Haren... Haren? Nie...
I ty będziesz się wtrącać? Ha, haha... Pieprzyć to moje przegrane z góry życie! Ten frajer zginie tu i teraz, choćbym nie wiem jakie miał podjąć środki.
...nie... nie chcę już...
Och... nie?
nie...
NIE!
NIE!!!


Tak kończą ci, co za dużo chcą wiedzieć.
Adler... Mari. Orle góry.
Co, do diabłów... tam się dzieje?

Więcej... więcej, haha! Nie widzicie? NIE WIDZICIE!? Pewnie, że nie! Wszyscy, WSZYSCY JESTEŚCIE TRUPAMI, hahaha! Nie możecie tego zobaczyć. Słabi, bezczelni, B-E-Z-N-A-D-Z-I-E-J-N-I! Mistrz, ha! Co z niego za mistrz, skoro nie potrafił nawet... Nnnghh... Sss... słońce... to, to w-własne słoń.. ce... p... parzy...

Jeśli czarny diabeł naprawdę był diabłem... to właśnie otwarły się bramy piekieł. Nie zostanę tu dłużej.
Fyuuri, chcę iść z tobą! Pamiętasz? Pamiętasz, jak kiedyś składaliśmy ptaki z papieru? Zobacz, znalazłam książkę, możemy znowu to robić!
Fiołku... zostaw ją.
Dlaczego? Fyuuri, czemu jesteś ostatnio taka dziwna?
Po prostu zostaw. I... nie mów już do mnie Fyuuri.
Nie? A jak?
Przecież... nazywam się Shikae. Dlaczego... dlaczego ty tego nie pamiętasz...?

Ivan-sama! w górach...
Wiem już o tym. Chcę, byście... uszanowali jego śmierć. Był świetnym ninja. Rozumiał zasady shinobi i poświęcił się zgodnie z ich przesłaniem - jak narzędzie, które nigdy nie zawodzi. Zlikwidował swymi akcjami problem, który...
H-Hakyota?
Dobrze wiesz, że na to nie pozwolę, zakłamany staruchu. Wszyscy poznają prawdę o całym incydencie. A jeśli ci się to nie podoba, spróbuj mnie powstrzymać. Tu. I teraz.

Nigdy nie jest tobie ich żal? Włożyłaś w niego dużo pracy.
Nie żartuj.
Ani trochę.
To tylko kolejne pionki w grze. Wyobrażają sobie wielkie rzeczy, próbują zmienić swój los. Nie potrafią złamać zasad tego świata, zawsze ślepo je przyjmują i za nimi podążają. Dlatego właśnie, wcale mi ich nie szkoda.

A gdyby jednak któremuś się udało?
Cóż... Wtedy...
Adler?
... wtedy być może wtedy uwierzyłabym, że istnieje możliwość przywrócenia mi słońca na niebo.





- Przy okazji... mowy również nie odzyskasz. Chyba rozumiesz. Mógłbym nawet powiedzieć, że to dla twojego własnego bezpieczeństwa. A teraz... Idź już. - kwiat znikł z dłoni młodzieńca. - Im szybciej, tym większa szansa że zdążysz.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group