|
Wiele sfer Mało gier |
|
Tea Party Time - Biała Legia.
Jedius 9 Baka - Śro Mar 09, 2011 1:36 am Temat postu: Biała Legia. 30 grudnia 2141 r., raport misji inicjacyjnej 406. grupy zwiadowczej, "Kieł".
Kod: | Zadanie: Odnaleźć wszystkie trzy części fikcyjnego ubioru głównego dowódcy Zachodnioturiańskiego Regimentu Legii.
Stopień powodzenia: Pełny sukces.
Ofiary: Brak.
Straty: 67 sztuk amunicji 5.56mm, jeden prawy naramiennik pancerza szturmowego Legii.
Zadanie rozpoczęło się od infiltracji biurowca Energonu. Operacja przebiegała dotychczas nie napotykając żadnego oporu. Dowodzący sierżant Griss Tatler zalecił rozdzielenie się grupy po odnalezieniu oraz przetłumaczeniu wskazówek dotyczących położenia dwóch z trzech przedmiotów misji. Trzeci został znaleziony w drodze do wyjścia przez szeregową Veiré Haalmina. Poza budynkiem, droga losową oddział podzielił się na dwie pary: sierżant Griss Tatler z szeregowym Denny Fair, oraz starszy szeregowy Mairs Mally (kierowca transportera) z szeregową Veiré Haalmina.
Grupa sierżanta Tatlera udałą się do opuszczonego magazynu Energonu znajdującego się na skraju miasta Kantia. Mimo kilku fałszywych alarmów operacja przebiegła bez zatrzymań. Cel został przechwycony.
## Relacja grupy s. szeregowego Mally znajduje się w osobnym raporcie.
--- Griss Tatler |
Kod: | ## Załącznik do głównego raportu misji
Zdaję się na umiejętności sierżanta dowodzącego misją, jego raport na pewno obiektywnie uwzględnia wszystkie moje akcje no i nie chcę podważać jego autorytetu, dlatego podpisuję się pod wszystkim co napisał.
--- Denny Fair |
Kod: | ## Załącznik do głównego raportu misji
Starszy szeregowy Mairs Mally oraz szeregowa Veire Haalmina zostali skierowani do jaskini znajdującej się pół kilometra na południe od biura Energonu tam skierowały nas wskazówki znalezione w biurze. Jaskinia okazała się być norą Arachidów. Dwuosobowa grupa podjęła walkę która zakończyła się bezkompromisowym zwycięstwem. Jedyną stratą był pochwycony przez zmutowane owady prawy naramiennik - stało się to za sprawą niekompetencji szeregowej Veire jednak można jej to wybaczyć jako że jest nowicjuszem a pajęczaków było aż pięciu. Berło zostało zabezpieczone i przeniesione do transportera a Veire skierowana do odnalezienia drugiej grupy (ponownie odezwał się "Szum" i komunikatory nie działały na większy zasięg) co udało jej się dopiero po około 10 min. całość oddziału zebrała się wewnątrz transportowca razem z trzeba obiektami zadania i udała w drogę powrotną do bazy nie napotykając już żadnych przeszkód.
--- Mairs Mally |
Kod: | ## Załącznik do głównego raportu misji
Arachidy
Owadopodobne twory poruszające się na ośmiu kończynach zakończonych chitynowymi chwytakami. Ogólna budowa ciała i sposób poruszania się w znacznej mierze przypomina stawonogi przed wojną nazywane 'Liphistius Desultor'. Różnicami między wspomnianym gatunkiem a Arachidami jest rozmiar - Arachidy potrafią rozpiętością odnóż przekroczyć dwukrotnie wzrost przeciętnego człowieka - oraz budowa szczękoczułków, których ustawienie wskazuje na przystosowanie do rozdrabniania pokarmu charakteryzującego się większą trwałością. Rozmnażanie przebiega z pomocą jaj, które składowane są w nisko położonych, podmokłych miejscach.
Arachidy więżą swe ofiary w twardych kokonach uplecionych z nici grubości kciuka wytworzonej wewnątrz odwłoku. Ofiara nie staje się pokarmem natychmiast po złapaniu - najpierw poddawana jest swoistej fermentacji za pomocą wpuszczonego w krwiobieg jadu. Powód, czas trwania oraz skutki tego procesu dotychczas nieznane - niemożliwe do zbadania przy pomocy posiadanych narzędzi.
W walce z Arachidami nie należy spodziewać się zasadzek. Sieci są świetnie widoczne nawet w najciemniejszych miejscach dzięki świetle służbowej latarki, jaskrawe ubarwienie (z dominującym kolorem pomarańczowym) tych zmutowanych istot także nie sprzyja kamuflażowi. Ponadto, zdają się stronić od światła - bezpośrednie oświetlenie okolic ich oczu może poskutkować wycofaniem się owada.
Arachidy nie są szybkie. Bardziej niż na szybkości polegają na swoim naturalnym pancerzu stanowiącym przeszkodę dla szturmowego karabinu kaliber 5.56mm. Są dwa skuteczne sposoby walki z Arachidami - celowanie w część głowową, nadzwyczaj wrażliwą, co może się zakończyć szybką śmiercią stworzenia bądź pozbawienie go przedniej pary kończyn - to drugie może być trudne do osiągnięcia bronią palną, zaleca się raczej użycie długiego ostrza. Przykładem może być długi nóż bojowy będący w ekwipunku każdego żołnierza Legii.
Poza raportem pragnę załączyć naganę dotyczącą zachowania starszego szeregowego Mairs Mally - jego zachowanie było zbyt brawurowe. Samotnie rzucił się do walki wręcz przeciw piątce Arachidów kierując się takimi pobudkami jak chęć podbudowania swojej reputacji w oczach nowicjusza oraz utwierdzenie swojej teorii własnej nietykalności. W przypadku samotnej misji mogłoby się to skończyć jego śmiercią. Nie stało się tak tylko dzięki poświęceniu naramiennika starszego szeregowego oraz wyeliminowaniu czwórki z pięciu owadów używając broni własnej jak i starszego szeregowego. Piąty Arachid uciekł - i my poszliśmy w jego ślady po przechwyceniu berła. Czułam się zobowiązana by napisać to sprostowanie ponieważ domyślam się jak wygląda pisemny raport starszego szeregowego.
--- Veiré Haalmina |
Jedius 9 Baka - Śro Mar 09, 2011 2:43 am
- Zauważyliście, jakie głupie są te szablony? Już w nagłówku piszę o wszystkim co straciliśmy, a stan drużyny muszę umieszczać dopiero w opisie. Mam to interpretować jako "nie obchodzi nas kto tam był, po prostu powiedz nam w co będzie trzeba zaopatrzyć Legię na przyszłość"? - Griss w spodniach i podkoszulku obrócił się na krześle obrotowym od ekranu komputera i spojrzał po dwóch pozostałych facetach z jego drużyny, leżących na swoich łóżkach.
- Nie wiem, człowieku, daj mi spać. Ta walka z Arachidami była cholernie męcząca. Szczególnie, jak trzeba było chronić tą małą. - Mairs wyglądał na bardzo czymś zdenerwowanego. Nie chodziło tu raczej tylko o fakt, że nie może się wyspać. Griss wolał go jednak nie drażnić pytaniami. Zwrócił się raczej do Denny'ego, którego znał od dziecka.
- A, właśnie. Gdzie Veiré?
- Ooooj, stary, GDYBYM TO JA WIEDZIAŁ ŻE WŁAŚNIE TERAZ JEST POD PRYSZNICEM... Phehehe, pewnie poszedłbym się kąpać udając, że nie wiedziałem. HEJ! - rudy pstryknął palcami, podnosząc się z łóżka. - To wcale nie jest głupi pomysł!
- Denny, siad. To wcale nie jest zabawne.
- Dla ciebie może nie, ale jak zobaczę tę minę... zresztą, pal licho minę, prz-
- Siad powiedziałem. - stanowczy ton przerwał Denny'emu poszukiwania ręcznika i zmusił go do powrotu na łóżko.
- No co! Przecież to nie moja wina, że przydzielili ją do jednego pokoju z trzema facetami, nie?
- Daj spokój, ona nawet cycków nie ma. I powiedziałem już, chcę spać.
- Słuchajcie, obaj. Nie chcę widzieć ani nawet usłyszeć o tym, jak to wasze działania sprawiają że będzie się tu czuć niekomfortowo. Denny, jak znajdę cię machającego z zadowoleniem jej bielizną to osobiście urwę ci łeb. I zdążę to zrobić zanim mój ojciec dowie się o tym, że nie potrafię zapanować nad drużyną i urwie mi mój.
- Pfff... szlag. Skąd wiedziałeś, że będę chciał to zrobić?
- Jakbym cię nie znał.
- Phehehe.
- Poza tym, napisałeś raport?
- Aha, już go nawet wysłałem. Nic się nie martw, nikogo w nim nie obrażam, napisałem wszystko tak jak ty byś chciał.
- ...mam nadzieję. Jak wszystko pójdzie dobrze, to w ciągu tygodnia będziemy już oficjalnie drużyną.
Griss obrócił się znów na krześle, tym razem w stronę biurka. Wyłączył przyciskiem monitor, sięgnął po kubek, zajrzał do środka. Skrzywił się nieznacznie na widok czarnej cieczy i odstawił go na biurko. Gdyby pokój miał okno, pewnie spojrzałby teraz w jego stronę.
- Ej, Griss.
- "Ej, Denny". Wiesz, że będziesz w oficjalnych sprawach musiał zwracać się per "sierżancie"?
- Ale to jest nieoficjalna sprawa.
- No...? Co chcesz?
- Ile ona ma lat?
Skrzypnięciu krzesła współtowarzyszyło głośne westchnięcie.
- Dziewiętnaście.
- CO!?
- Dziewiętnaście. Jest od ciebie starsza.
Denny opadł bezwładnie na łóżko w chwilę po tym jak się z niego poderwał.
- Wiesz, że właśnie popsułeś mi wszystkie fantazje?
- Najwyższy czas.
- Jesteś podły.
Brunet zamilkł, nie odpowiadając. Właściwie to jego mina zdawała się zdradzać zamyślenie, jakby zastanawiał się nad istota ostatnich słów rudzielca. Zamyślenie to przerwał syk otwierających się drzwi. Widok owiniętej w ręcznik i tylko ręcznik niewysokiej dziewczyny wywołał niemałe zaskoczenie świetnie widoczne na twarzach obu nie śpiących jeszcze facetów.
- E-ej, Veiré... powinnaś była przebrać się już w łazience. Bo widzisz, w barakach mamy bardzo ograniczoną przestrzeń życiową...
Rzuciwszy ubrania na łóżko szeregowa Haalmina sięgnęła po leżącą na półce szczotkę którą poczęła rozczesywać długie do bioder, śnieżnobiałe włosy jakby kompletnie ignorując słowa sierżanta. Ten ucichnąwszy obserwował jej poczynania co chwila odwracając wzrok, jakby nie chcąc być zbyt nachalny. Gdy dziewczyna skończyła się czesać a trochę to trwało, odłożyła szczotkę i podała Grissowi dyskietkę z tej samej półki nie odzywając się ani słowem.
- A, tak... raport. Wyślę razem ze swoim, właśnie skończyłem pisać. Wybacz, ale nie wolno mi go czytać, takie są zasady inicjacji... ale wierzę, że dałaś radę i napisałaś co trzeba. Na pewno przejdziesz dalej. I nie martw się tym, że nie poszło ci podczas pierwszej walki, na, na pewno... wyrobisz się.
Dziewczę prychnęło, sięgając do ręcznika w wyraźnym celu pozbycia się go. Ledwie odłożywszy dyskietkę spanikowany sierżant natychmiast zerwał się z miejsca i krzycząc "czekaj" szarpnął za swoją kołdrę by chwyciwszy za brzegi stworzyć z niej zasłonę dla białogłowej. Nie był jednak wystarczająco szybki by nie zauważyć, że... jednak miała pod spodem bieliznę. W bladym, różowym kolorze. Odwrócił głowę i zamknął jeszcze oczy, polecając jej ubranie się. Starał się też zachować stoicki spokój, kiedy poczuł lądujące na jego ramieniu majtki oraz stanik. Denny odwrócił się na bok skulony w niewielkim stopniu mrucząc pod nosem "Podły, kurwa, farciarski skurwiel.".
Jedius 9 Baka - Pią Maj 13, 2011 1:28 pm
Cytat: | Słyszysz ten hałas...? Czekaj... zatrzymaj się.
...
...
Pierdolone sukinsyny. Widzisz to, pod sufitem? Pajęczyna. Gdzieś tu jest gniazdo Arachidów.
...
Wyżynałem takie pod Rastelią. Są groźne, więc lepiej trzymaj się z tyłu.
<mechaniczny dźwięk otwieranych drzwi, nastąpiony przez oddalony skrzek>
<ciche, poddenerwowane nucenie>
...
<pojedyncza seria z broni palnej>
- Co, do kurw...! Czemu strzelasz bez rozkazu!? I... a... aaAAAAARGH!
<dwie kolejne serie>
Uch... Pa, a tam ich jeszcze więcej! Tylko teraz stój z tyłu, żebym nie musiał cię ratować... patrz, jak to robią prawdziwi bohaterzy!
<chrzęst gruzu, wskazujący na bieg>
No, chodźcie tu, skurwiele! Spróbujcie mi coś zrobić! Mutanty niedorobio-
<kolejka wielu wystrzałów, po których często było słychać wysokie piski które na pewno nie pochodziły od człowieka>
Dha... argh...
...
<ciężki oddech>
Ki skurw... uciekł.
...
Chciał mnie użreć, jebany!
...
...
<oddech powoli ustaje po stęknięciu>
Co ty u licha robisz!? Zostaw to ścierwo nie wiesz, że tam mają jad!? Ja pierdole, to mi wybrali wsparcie, nie ma... <dużo mniej zrozumiałe mamroczenie> |
*pstryk*
- Więc, której wersji jesteś bardziej przychylny?
- Już zatrzymałeś? Było tak ciekawe, że się wciągnąłem.
Cichy śmiech wypełnił luksusowy apartament. Grubszy z dwójki mężczyzn sięgnął po szklankę z ciemnobrunatną cieczą, przytykając ją sobie do ust i pociągając kilka łyków, by potem rozsiąść się wygodniej na kanapie.
- Ech... kolejny Haalmina, co? Właściwie, to tym razem "kolejna".
Towarzysz rozmowy - szczuplejszy, wyższy, w prostej, błękitnej koszuli przytaknął głową próbując odpalić papierosa.
- Dlaczego właściwie wstąpiła do Legii?
- A jak ci się wydaje? Przez ojca. Najpewniej chęć zemsty.
- Zemsty, haha. Tylko na kim?
- Oczywiście, że na mutantach. - otyły odstawił szklankę na stolik. Jego wzrok utkwił w startującym za oknem dwuśmigłowcu.
- No to ma dobry początek.
- Owszem, ale jest z tym problem.
- Mm? - chudszy odstawił zapalniczkę, oparł łokcie na kolanach. - W jaki sposób jakaś dziewczynka może sprawiać problemy dla Legii?
- To Haalmina. I widać to po niej.
- Lubi ciężką muzykę?
- Jest bystra. Cholernie bystra.
- Ach... to. - krótko ostrzyżony brunet zaciągnął się, powoli wypuszczając z ust dym. - Ale wciąż nie wiem jaka w tym moja rola.
- Widzisz, mój drogi - na razie wszystko idzie po naszej myśli, ale ja jestem zapobiegliwy. Dobrze będzie nie stwarzać dla niej powodów do podejrzeń.
- Co przez to rozumiesz?
- Można odwrócić jej uwagę od tej sprawy... subtelnie. A jednocześnie skorzystać na tym podnosząc morale armii.
- A moim zadaniem jest...
- Powoli. Jak ona miała... Veir.
- Veiré.
- Veiré. W regularnej armii służyła zaledwie trzy miesiące. Mimo tężyzny fizycznej mocno poniżej przeciętnej, zawsze otrzymywała celujące wyniki w treningach. Test pisemny wstępu do Legii zdała na sto procent. Bezbłędnie. - tęższy mężczyzna z łysiną na głowie podniósł wzrok na rozmówcę, jakby chciał się upewnić, że ten zrozumiał.
- Nawet to pytanie...
- Zgadza się.
- Szczęście?
- Można by o tym myśleć, gdyby miała inne pomyłki. Ale nie miała. Poza tym, to pieprzona Haalminka.
Brunet uniósł brwi kiwając głową lekko zdumiony. Test był specjalnie tak skonstruowany, by nie dało się uzyskać maksymalnej ilości punktów... chyba, że jest się "po znajomości".
- Nie miała żadnego treningu z bronią - poza strzelnicą, gdzie jak pewnie wiesz...
- Macie tylko pistolety?
- Zgadza się. Podczas inicjacji miała do czynienia z bronią maszynową. Po raz pierwszy w życiu.
- Intuicja, tyle. Pociągnąć za spust to nie jest jakaś wielka filozofia.
- Nie chybiła ani razu. W walce z nieznanym przeciwnikiem uratowała starszego o dwa lata doświadczeniem kompana z drużyny.
Brunet nie odezwał się, odwracając w stronę okna.
- Wracając do jednostki naprawiła awarię bramy zewnętrznej korzystając jedynie z panelu wejściowego i spinki do włosów.
Chudszy parsknął śmiechem, bardzo szybko go urywając.
- Chyba rozumiem o co ci chodzi. Paslat też taki był. Ale przejdź do sedna.
- Jak widać, jest przykładnym członkiem Legii. Za zasługi powinna dostać nagrodę.
- Niewątpliwie. Nagroda już po miesiącu służby. Co masz zamiar jej dać?
- Stopień kaprala.
- Nie za dużo?
- Za mało. Dopiero zacząłem.
Strzepując popiół do popielniczki brunet spojrzał zdziwiony na mówcę.
- BRD. Najlepiej piąty model.
Gwizd zdumienia.
- Modele od czwórki wymagały PIP-boya do obsługi, nieprawdaż?
- To część twojego zadania.
- Część?
- Zgadza się. Skoro, jak już rzekłem, jest przykładnym żołnierzem... niech będzie przykładem dla innych...
- Więęc...
- Więc chcę, byś ją wypromował. To ty jesteś od tego specjalistą.
Brunet westchnął ciężko odkładając na popielniczkę niedopalonego do końca papierosa.
- Zdajesz sobie sprawę, że to może być ciężkie?
- Dla ciebie?
- Tu nie chodzi o mnie. Chodzi o nią. Przyjrzyj się jej.
Mężczyzna wyprostował się na siedzeniu, nachylił nad stołem i przesunął w swoją stronę [zdjęcie] podpisane krzywym pismem "Szeregowa Veiré Haalmina. Na zdjęciu widać brak szacunku dla sprzętu Legii, oraz wystawianie siebie na niebezpieczeństwo. --Mairs Mally"
- I?
- Wygląda jak dziecko. Uważasz, że to będzie budziło w innych odwagę?
- Fakt że dziecku idzie lepiej niż im wszystkim, na pewno. Mnie by to zdeterminowało.
- Nie rozumiesz. Ideą takiej promocji jest ukazanie osoby, bohatera, z którym inni chcieliby się uosabiać. Ewentualnie, gdyby była bardziej atrakcyjna...
Cisza.
- Kto będzie się uosabiał z dzieckiem?
- Coś wymyślisz, Harry. Coś wymyślisz.
- Tch. - brunet wstał, otrzepawszy koszulę. - Nie wezmę się za to jeśli wynagrodzenie nie będzie wystarczające.
- O to się nie martw. A im szybciej będzie to zrobione... tym lepiej.
Harry Brewers pokręcił głową i szybkim krokiem skierował się ku drzwiom, które otworzył, przebył i zamknął za sobą w nienajcichszy sposób. Uz Laksen nie wyglądał na przejętego tym faktem - wręcz przeciwnie, uśmiechnął się, sięgając znów po szklankę.
- A panna Mally'ego zdegradujemy. - zdążył powiedzieć zanim opróżnił ją do dna.
|
|