|
Wiele sfer Mało gier |
|
Że Gra - Przestworza Krainy Niebios
Jedius 9 Baka - Sob Lip 14, 2018 5:11 am Temat postu: Przestworza Krainy Niebios ====================================================================
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
To na pewno nie jest sen. Ani dobry, ani zły.
[ Masquerade of the Ghosts ]
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
====================================================================
Drzwi otworzyły się z impetem. Tak, dyszenie i natychmiastowe pytania - "Florance! Wszystko w porządku!? Nic ci nie jest!?". Przerażony ton głosu. Naruszanie sfery osobistej. To mogła być tylko Lika. Choć, całkiem szczerze, to nie jej się tu teraz spodziewałeś. Zostałeś zabrany "tam, gdzie będzie bezpiecznie" gdy tylko gówno uderzyło w wiatrak - a uderzyło bardzo szybko. Wystarczyło tylko jedno pytanie. Propozycja, właściwie. Nie wiesz, kto wystrzelił pierwszy, ale strzały na pewno padły. Każdy z zebranych zdjął swoją dostojną maskę jakby od początku gotowy był do rozboju. Wiatr cisnął tobą przez drzwi za rozbitym w drzazgi stołem. Uniósł cię przez skalny tunel i unosił dalej w przestworza. W mig poczerniało ci przed oczyma. A kiedy znów mogłeś widzieć, byłeś tutaj. "Zostań. Ja muszę wracać." to jedyne słowa z którymi cię pozostawiono.
- Naprawdę, bardzo, bardzobardzobardzo przepraszam, że musiałam was tak zostawić, nie miałam pojęcia, że...
Nie to, żeby to pomieszczenie było jakieś... brzydkie, o nie. To był piękny przykład starego budownictwa. Marmurowe, zdobione płaskorzeźbami lwów oraz różnych ptaków ściany wcale nie były bardziej zimne od surowego metalu w Krypcie. Piękne, wyszywane dywany okrywały całą podłogę. Obite bordową skórą fotele i wielka sofa. Stolik z wazonem pełnym irysów. Otwarty balkon za którym rozpościerała się nocna panorama, z rozgwieżdżonym niebem, nie tylko u góry, ale i... na dole. Ale dla ciebie nikło to wszystko z regałem na którym piętrzyły się rzędy ksiąg. Opowieści. Historie. Anegdoty. Ilość do pochłonięcia tak wielka, że mogła niemal być uznana za wybaczenie dla faktu, że zostawiono cię tu z zamkniętymi drzwiami, których nic nie rusza.
- ...bo nie powinni się tak zachowywać, wiesz? No szczególnie w waszej obecności, tak po prostu nie wypada! Dla mnie to by było nie do pomyślenia... Całe szczęście, że nikomu nic poważnego się nie stało...
"Całe szczęście", ale wcale nie brzmi na mniej zatroskaną. Zauważyłeś, że nawet, chyba całkiem nieświadomie, zaczęła po tobie sprzątać. Wszystkie książki, zarówno z kupki "przeczytane" jak i "do przeczytania", z powrotem na regał. Chyba nawet nie alfabetycznie, a tak je zastałeś. Trochę irytujące.
Swoją drogą, wreszcie mogłeś zobaczyć korytarz. Był nie mniej zdobiony co i sam pokój. Czerwony dywan ciągnął się wzdłuż, pilnowany przez dwa szeregi stojących na baczność kandelabrów. Widziałeś chyba jeszcze krawędź jakiegoś obrazu, ale musiałbyś wyjść by móc stwierdzić to dokładnie.
- ...ale przede wszystkim, niczym się nie przejmuj. Wszystko będzie dobrze, wiesz? Shalissa nie może teraz przyjść, ale powiedziała, że przyśle kogoś zaufanego bo cośtam miała pogadać. Powiedz, potrzeba ci czegoś? Bo ja mogę załatwić, co tylko chcesz!
Lika bardzo ochoczo spojrzała ci w oczy. Tak, była przerażona. Dość dziwne zachowanie u kogoś, kto nie tak dawno śmiejąc się rozkładał na łopatki rozwścieczonego robaka. Rozwścieczonego przez ciebie, swoją drogą. No i swoją drogą - tak, miałeś przy sobie ten srebrny rewolwer. Karen. Być może sam byłeś sprawcą tego zamieszania - choć nie miałeś pewności, że i bez ciebie nie rozpętałoby się coś podobnego.
W każdym razie, Lika najwyraźniej czekała teraz na odpowiedź. Dokończyć historię o Dawidzie i Goliacie będziesz musiał później.
Tidus - Pon Lip 16, 2018 11:58 pm
Gdzie ja byłem? W bibliotece, to oczywista odpowiedź, chociaż mało satysfakcjonująca. Zrównywałoby te miejsce z archiwum które znałem z Krypty, mimo widocznej gołym okiem różnicy zarówno w położeniu jak i bogactwie zasobów czy szacunku jaki zdawało się nakazywać. Można było się domyśleć, że było to gdzieś w domenie skrzydlatych, ale było to równie pomocne co nazwanie Źródła jako położonego gdzieś daleko od Festnigu.
Jak długo tu byłem? Czas zdaje się być jednym wielkim kleksem w mojej pamięci, co do mnie niepodobne. Może spędziłem tu pół minuty, chociaż patrząc na pozostawione przeze mnie stosy książek które były właśnie niszczone przez Likę, równie dobrze mogłoby to być pół dekady. Nie miało to większego znaczenia względem tego, jak się mam w mojej przyziemnej powłoce, więc chyba nie było o co się martwić.
Co tu robiłem? Czytałem. Historia ludzkości zdawała się obfitować w nieskończoną ilość historii, i ta nieskończoność była odzwierciedlona przez półki znajdujące się w tym miejscu. Z początku liczyłem, że znajdę tu środki do jakiejś głębszej kontemplacji. Jeśli miałem być zamknięty sam z toną książek na Rin wie jak długo, równie dobrze mogłem spędzić ten czas by przekonać się, czy jednak mam duszę czy po prostu jestem maszyną które udaje uczucia gdy jest to dla niej wygodne. Nie mówiąc już o jakimkolwiek zrozumieniu prawa jakie posiadałem. Gdy cały ten cyrk się zaczynał, mówiłem że skoro ktoś ustalił zasady których należy się trzymać, to muszą wiedzieć co robią, z pewnością bardziej ode mnie czy Hiroshiego. Teraz jednak, po całym tym procesie, po zobaczeniu jak nawet Shalissa ma problemy z zaakceptowaniem kodeksu którym kieruje się gra i jej jurysdykcja, sam nie wiem co myśleć. Mogę wyciągnąć z czapki jakiś kojący frazes o tym, że prawo należy zmieniać od środka, ale wyjdę na głupca próbując pociągnąć tę myśl dalej. Niestety, "Paragraf 22" okazał się być komedią wojenną a "Zbrodnia i Kara" była opowieścią o morderstwie, a nie traktatem o słuszności prawa i definicji przestępstwa w ogóle. Ale nawet jeśli nie mogłem znaleźć tego, czego chciałem, czytanie zdecydowanie zdawało się być lepszą metodą na spędzenie czasu niż wpatrywanie się w ściany. Chociaż po paru tomach odczuwałem żal, że anioły najwidoczniej nie mają żadnej metody segregacji związanej z jakością dzieła. Jak można jednocześnie mieć tytuł tak dobry jak "Smocza Lanca" i być taką szmirą?
Gdy tornado imieniem Lika przeszło przez moją kolekcję literatury na później a potem spojrzało mi w oczy, nie wiedziałem co odpowiedzieć. Ta sytuacja była zbyt dziwna i nagła by ją przetrawić. To zdawał się byc motyw przewodni całej tej wizyty tu, na górze, jeśli o tym pomyśleć. Zaczynając od cudów na kiju gdy walczyliśmy na arenie aż po tę chwilę.
-Z-Zacznijmy może od uśmiechu. Ledwo cię poznaję, tak się martwisz. - Może to była dziwne pierwsze słowa po siedzeniu w ciszy przez tak długo, ale widok przerażonego anioła jest po prostu zbyt dziwny. - A poza tym...Możesz mi powiedzieć, jak wygląda sytuacja? Czy Hiroshi i Hitomi są cali? Co się w ogóle wtedy stało?
Jedius 9 Baka - Nie Wrz 30, 2018 9:17 pm
- Ha-hahahaha! - Na san start, Lika roześmiała się głośno. Bardzo, bardzo nie pasowało to w tej chwili, szczególnie wraz ze wciąż zaniepokojonym wyrazem twarzy zmuszonym do uformowania się w uśmiech. U kogoś takiego jak ona, brzmiało to nawet trochę przerażająco. Przypominało te głupie historie o nadmiernie zakochanych dziewczynach, które wolały zamordować swojego ukochanego niż pozwolić na zakończenie związku za życia. Na szczęście, anielica nie miała w ręku żadnego noża. I przestała się w końcu śmiać. Gdy jej grymas zelżał do bardziej przykrego uśmiechu i gdy opuściła wzrok, można było poczuć ulgę.
- Tak... tak, tak. Wszystko jest w porządku. To znaczy, nic nie jest w porządku, ale wszyscy są cali. Hitomi jest niedaleko. Mogę cię do niej zaprowadzić, jeśli chcesz. Hiroshi... na pewno też jest cały, ale w tym momencie nie możemy do niego pójść. - powoli uniosła wzrok, żeby spojrzeć ci w oczy. Bardzo krótko, tylko na jedno zdanie. - Jest u Rin.
Przez chwilę milczała. Widać jednak, ze trochę się uspokoiła. Przygryzając dolną wargę zrobiła krok w tył, krótko się rozejrzała i w końcu usiadła na fotelu obok. Rozłożyła ręce do wypowiedzi i jeszcze trochę czasu minęło, zanim znów się odezwała. Widać szukała słów.
- Bo widzisz, bo... no ja od początku byłam przeciwna, żebyście byli na tych spotkaniach. Ale to nie tak, że nie chcę, żebyście o tym wiedzieli, o nie! Właśnie o to chodziło, żeby... to znaczy, bo wiedziałam, ze tak to się w końcu skończy. Znaczy, ze mogłaby wam się stać krzywda. Wszystkim tam tak bardzo zależy, żeby tylko, no... dowieść swoich racji tak, że... no robią to, do czego są przyzwyczajeni. Mają bardzo ciężką przeszłość, tak. Nie ufają nikomu, nie. Tak jakby... jedna iskra wystarczy. Jak takie spłoszone zwierzaczki, wiesz? Nie myślą tak od razu, tylko najpierw próbują się bronić, bo nie wiedzą, co się może stać... znaczy... no, rozumiesz, prawda? - znów krótkie spojrzenie w twoją stronę. - Dobrze, że Shalissa tam była. Bardzo się cieszę. Koniec końców, wszystko ten... się... sytuacja opanowana, o! Tak... jakby. No, znaczy tak.
Lika złączyła ze sobą obie dłonie, przysłaniając nimi usta. Prawie jak podczas modłów. Jeszcze raz zerknęła ku tobie szybko, nim obiegła wzrokiem pomieszczenie bez żadnego ruchu głową.
- A tak, bo pewnie czujesz się trochę zgubiony, prawda? To miejsce, tu, to Haskaia. Takie... takie nasze centrum dowodzenia jakby! W sensie, celestenów. Celestianów. ...Celestian, chyba? No, nasze! No rozumiesz. Rzadko mamy gości... spoza. Ale tu jest na pewno bezpiecznie. Hitomi jest w zachodnim skrzydle. Z Kassin i Lomo. Pamiętasz ich? Na pewno pamiętasz. Jejku, no na pewno przecież, no. - przytaknęła samej sobie. - Bardzo się cieszę, że nic ci nie jest. Pan Pelek dobrze zrobił, wiedział, gdzie będzie najlepiej. Ale i tak bardzo cię przepraszam, bo być tutaj całkiem samemu musiało być takie... trochę straszne? Tak? Przepraszam, bardzo przepraszam! - i znów łyp na ciebie. Tym razem na długo. Najwyraźniej czekała na jakąś odpowiedź, reakcję.
Tidus - Śro Paź 03, 2018 10:43 pm
-Strasznie? Nie, nie, nie przejmuj się. Siedzenie samemu i czytanie stosów literatury to dla mnie nic nowego. Będąc szczerym, całkiem dobrze się bawiłem...Tylko ten, samą fikcję tu macie, nie? - rozejrzałem się ponownie po całej bibliotece, by chociaż na chwilę oderwać wzrok od niepokojąco zmartwionej anielicy. Rany, to normalne, że się denerwujesz gdy jedyna osoba w pokoju z tobą też się denerwuje?
-Mówiłaś, że byłaś przeciwko naszemu udziałowi w tych spotkaniach. Dlaczego? Rozumiem, kwestie bezpieczeństwa, ale wszystkie spotkania póki co były raczej niegroźne. A wydaje mi się, że gdybyśmy w ogóle nie wiedzieli co się dzieje na poziomie, nazwijmy to, metafizycznym, to bylibyśmy w znacznie gorszej sytuacji niż teraz, nie? - usiadłem na ziemi, z nogami na krzyż. Przynajmniej było to wygodniejsze od stania spięty jak struna. - No i...jeśli mogę spytać, jak teraz wygląda cała sytuacja?
Jedius 9 Baka - Sob Sty 05, 2019 12:21 am
- Fikcja? - anielica uniosła brwi ukazując niezrozumienie. Chwilę zajęło jej zanim zorientowała się, że chodzi o książki. Od razu zaalarmowała to pacnięciem się otwartą dłonią w czoło. - No tak! No... tak. Bo... to pomieszczenie tutaj, to jest, to jest jakby... - zakręciła dłonią. - Bo wiesz, tak szczerze mówiąc, to bardzo często ciężko jest nam zrozumieć... was. Znaczy, ludzi. Żywych ludzi. W tym miejscu gromadzimy dzieła które pisane są przez żywych o sobie samych, by próbować, jakby... lepiej poznać. Lepiej rozumieć. Was. - kiwnęła głową do samej siebie. Pochyliła głowę, spoglądając dość nieśmiało w twoją stronę kiedy zadawałeś kolejne pytanie. Nabrała powietrza, ale wciąż milczała. Wzrok jej uciekł w bok.
- No... no właśnie... no jak przecież właśnie mówiłam. - przewróciła powoli oczami na drugą stronę, mówiąc dalej. - Bo na wcześniej... znaczy, wcześniej na... no, wcześniej. To nie było tak jakby to dokładnie. Znaczy... Pamiętasz, prawda? Jak się widzieliśmy najpierw, to tylko ja i Re... Rin. I potem jeszcze Tedi'a była, i była jeszcze później Shalissa... no i Sariel też. Ale po kolei. I nie tak dużo na raz. Pamiętasz? Bo ja tak prosiłam wtedy. - znów na moment spojrzała tobie w oczy. I znów uciekła wzrokiem, teraz go opuszczając. - Ale to nie tylko takie spotkania były, bo takie na tej dużej sali, wszystkie dziewięć i jeszcze dookoła, to też były. I bardzo często też to się tak kończyło, jak... no jak widziałeś. Źle się kończyły. I właśnie dlatego nie chciałam, żebyście tam byli. - westchnęła. - Shalissa powiedziała, że powinniście być. A jak Shalissa coś mówi, to pewnie ma rację. I dlatego teraz posłuchałam. No i... - uniosła krótko ręce. Zamilkła. Po opuszczeniu złożyła dłonie przed twarzą. Odetchnęła raz jeszcze i... znów chwilę milczała.
- Sytuacja? Chyba... dobrze. To znaczy, tak naprawdę... nie wiem, czy dobrze. - oparła się łokciami o blat stołu. - Desmond bardzo zbłądził, wiem, ale... nikt nie chce mu teraz dać drugiej szansy. Większość zagłosowała za tym... pojedynkiem. Bardzo mi się to nie podoba. Bardzo. - zwiesiła głowę. Nawet bez słów, sam ton wypowiedzi wyrażał wystarczający smutek by wiedzieć, że w istocie bardzo jej się to nie podoba. I... znów zamilkła.
Tidus - Nie Sty 06, 2019 3:38 pm
Nie do końca tej odpowiedzi się spodziewałem, gdy pytałem o książki. Niby ma to jakiś sens, żadna historia nie bierze się znikąd, więc obserwując działania postaci w fikcji można zrozumieć autora, jego lub jej system wartości, ideały. Ale...to wciąż fikcja. Bajki. Opowiastki. Ich celem nie jest rozjaśnianie a przeciwnie, mistyfikacja, porwanie umysłu z dala od rzeczywistości ku światu wyśnionemu. Jak można szukać prawdy patrząc poprzez pryzmat iluzji? Ta sala powinna być pełna innej literatury - podręczników, traktatów, pism świętych różnych religii, kodeksów prawnych, artykułów, traktatów. Ludzie spędzili większość swojej historii próbując zrozumieć samych siebie i, przynajmniej z tego co mi wiadomo, nie do końca udało im się znaleźć poprawną odpowiedź zanim spadły bomby. Prawdziwa odpowiedź musi gdzieś tam być, to oczywiste, ale anioły szukały jej w złym miejscu.
Nie zdążyłem jednak tego powiedzieć, zanim myśli zajęły mi ponowne słowa anielicy. Zgadzałem się z Shalissą, że "powinniśmy" tam być - co jak co, ale jeśli te spotkania mają wpływ na tok naszego życia i jakiś osąd nad naszymi duszami, chyba naszym prawem powinno być o tym wiedzieć. Może nie wszyscy jesteśmy dorosłymi ludźmi ale...no, nic nas już nie chroni, nie? Żadne mury, żadne prawo, żadna moralność. A skoro o moralności mowa, Lika poruszyła temat Desmonda i miałem nań odpowiedź.
-Myślisz, że zasługuje na drugą szansę? Zresztą, bądźmy szczerzy, nie tyle drugą co trzecią lub czwartą. Instytucje prawa po części istnieją właśnie po to, by poprzez narzucenie zbrodniarzowi konsekwencji, zmusić go do refleksji i zmiany...No, znaczy, w Krypcie to tak wyglądało. Trzeba było każdej pary rąk, więc nie można było kogoś po prostu zamknąć na wieki. No i ten pojedynek chyba też by go na amen nie wykreślił, nie? Nie sądzę, by jakkolwiek można było mówić o drugiej szansie, szansie by zmienić się na lepsze, jeśli nic go w tamtą stronę nie popchnie. Zresztą - przecież to musi być częsty motyw historii tutaj, nie? Weźmy na przykład, ee... - przejechałem palcami po grzbietach książek na jednej z półek, szukając czegoś, co kojarzyłbym choćby i z samego opisu i pasowałoby do sytuacji. W końcu stuknąłem palcem o jeden z tomów. Historia którą znałem z dzieciństwa, napisana dla dzieci...ale może to i lepiej. - ...ten cykl o małym czarodzieju w okularach. Nikt tam nie próbuje pertraktować z głównym złym, nie? Dokonał potwornych zbrodni, jest stałym zagrożeniem dla świata. Ale jakby go złapali zanim tak wzrósł w siłę i odcięli go od świata albo, w najlepszym wypadku, nawrócili, czy nie byłoby to lepsze rozwiązanie niż przez całe jego życie czekać, aż się zreflektuje, że działa źle?
Jedius 9 Baka - Pią Lut 08, 2019 12:23 am
- Ale... - Lika zaczęła odpowiadać, ale przerwała. Skuliła się nieco. Pochyliła głowę. Zmarkotniała jeszcze bardziej. Musiała przez chwilę pomilczeć. Przemyśleć to jeszcze raz. Na moment wasze spojrzenia się spotkały, ale tym razem to ona uciekła własnym niemal od razu. Jakby miało jej to pomóc, chwyciła zaraz wskazany przez ciebie tomik fantasy, który przysunęła powoli bliżej siebie i "zrzuciła" z blatu, opierając go ukosem na swoich kolanach, wciąż obejmując obiema dłońmi.
- Jest mi tak... smutno. Byłam pewna, że już się udało. Pamiętasz? Florance, pamiętasz? Obiecywał, ze wszystko będzie dobrze. Chciał się poprawić i czułam, że tak było. Opowiadał tyle o Fiołku. Nawet, hehe, mówił, że mi się jakoś odwdzięczy. Nie potrzebowałam tego, ale cieszyłam się. Ale potem, nagle... nagle wszystko się zmieniło. Nie wiem, nie rozumiem! Dlaczego! Co zrobiłam źle! Tak bardzo chciałam, żeby wszystko się ułożyło, żeby do was wrócił... W dużej grupie jest zawsze raźniej. - zamilkła znów, przejechała dłonią po okładce przedstawiającej młodego czarodzieja. Westchnęła ciężko, odkładając książkę na blat.
- Obawiam się, och, Florance... ten pojedynek jak najbardziej może być dla niego... tym... jak to mówisz, "na amen". - złożyła dłonie, jak do modlitwy. - Rin nie oddaje tego, co zabierze. Nigdy. Najpewniej nigdy go już wtedy nie zobaczę. Nie będę mogła zamienić z nim słowa. Nigdy nie będę mogła choćby zapytać... dlaczego...! - znów pochyliła głowę wraz z łamiącym się głosem, by ukryć twarz. - Najpierw Vaynard... teraz Desmond. To wszystko znów się dzieje. Jak za czasów moich kochanych... Chris, Abi, Nolek... Riri! Jestem... beznadziejnym aniołem.
Imiona, niestety, całkiem nic ci nie mówiły. I wyglądało na to, że Lika zamierza upierać się przy swojej winie. Wyglądało też na to, że z każdą swoją wypowiedzią mówi coraz mniej. I nastrój jest coraz bardziej melancholijny.
Tidus - Sob Lut 09, 2019 8:30 pm
Gdy padły nieznajome imiona, zamyśliłem się na chwilę. Ta rozmowa mogła toczyć się dalej w jeden z dwóch sposobów. Mogłem bezowocnie spróbować pocieszyć anielicę. Albo mogłem spróbować wyciągnąć więcej informacji od Liki - zdążyłem już się nauczyć, że żaden fragment rozmowy z którąkolwiek z dziewięciu nie jest przypadkowy, i dowiedzieć się o kim mówi i jak oni odnoszą się do naszej sytuacji. Z pewnością, to byłoby bardziej pragmatyczne. Ale nie byłoby dobre. A ja niedawno mówiłem Tashi, że chcę się poprawić, prawda?
-Może i chciał, ale widać gdy tylko pojawiły się inne pokusy, to ta chęć spadła w jego hierarchii wartości. Jesteś dobrym aniołem. Może nawet za dobrym, skoro tymczasowe poczucie winy wystarczy byś komuś wszystko wybaczyła. No ale milknę. Jeśli chcesz go spytać, to czemu jesteś tu ze mną a nie z nim? Rin każdego kiedyś zabiera, nie? W jego przypadku masz przynajmniej wiedzę, do kiedy musisz z nim wszystko wyjaśnić. Ja tu sobie mogę posiedzieć.
To przecież nie tak, że te wszystkie książki mi coś złego zrobią. No i nie powiem, chętnie zmienię towarzysza rozmowy na Shalissę. Kiepskie ze mnie ramię do wypłakania się, zwłaszcza w kwestiach Deswalda. Hiroshi byłby w tej sytuacji dobry. Ale on jest na drugim końcu metafizyki.
Jedius 9 Baka - Sob Lut 09, 2019 10:30 pm
Lika milczała przez jakiś czas. Zdawała się kontemplować nad tym, co powiedziałeś. Złożyła dłonie pionowo przed twarzą którą na chwilę uniosła, wzrok skierowała całkiem w bok. W takiej pozycji, jak w modlitwie spędziła tyle czasu, ile potrzebowałeś między oddechami, zanim nie przekrzywiła głowy, opierając ją na dłoni ręki, która łokciem spoczęła na blacie.
- Nie mogę, Florance. - odpowiedziała w końcu, niesamowicie zasmuconym głosem. - Boję się. On jest teraz z Emonsei. Gdyby tylko mi mogło coś grozić, natychmiast bym się z nią skonfo... formowa... no... porozmawiałabym. - westchnęła. - Ale nie potrafię wyzbyć się strachu, że zdolna byłaby zrobić mu krzywdę przez same moje próby. Jest straszna. Jej też w ogóle nie rozumiem. Dlaczego tak się zachowują? Dlaczego chełpią się, wzajemnie odbierając sobie zasługi za wykonanie czynu tak straszliwego, jak morderstwo? Dlaczego uważają, że to powód do dumy!? - głos jej się załamał. Jej wzrok utkwił na tobie przez chwilę. Ciężki wzrok, w istocie pełen niezrozumienia. Ale na szczęście zaraz opuściła go na stół.
- Nie, Florance... przepraszam. Nie powinnam cię nękać tymi pytaniami. - pociągnęła krótko nosem. - Mogę nie pojmować w pełni, nie zawsze zgadzać się z tym, jak postępujesz, ale... ale wierzę, że masz dobre serce. - kiwnęła głową. Głęboki wdech. - Czasem też wydaje mi się, że Shalissa źle postępuje. Ale wszystko na końcu wychodzi jej tak, jak mi opowiada. Bo, tak jak mówi, tak na pewno wie, co robi. I Shalissa mówi, że ty też taki jesteś. - powolutku, Lika pochylała się do przodu. Rozpłaszczała się jakby na stole, dwoma rękoma sięgając naprzód, ku tobie. Miałeś aż nadto czasu, by się wycofać, co na pewno by ją zatrzymało, ale jeśli tego nie zrobiłeś, delikatnie ujęła twoją dłoń w obie swoje. Od jej niespełna jeszcze kompletnej dłoni, która była bardziej zarysem będącym domem dla milionów tańczących, jasnoróżowych iskierek, mogłeś poczuć przyjemne ciepło. Kojące. Niemal uzależniające. Jak ciepło kołderki kiedy musisz opuścić bezpieczną strefę łóżka.
- Na pewno wiesz, co chcesz osiągnąć. Ja chcę ci pomóc. Powiedz mi, jak mogę to zrobić, a zrobię to, tak długo jak będzie to w moich siłach. Obiecuję. Tylko... proszę. - uniosła powoli wzrok do twoich oczu, delikatnie masując cię po grzbiecie ręki jeśli jej nie zabrałeś. Na twarzy pojawił się łagodny uśmiech. - Nie zostawiaj mnie bez słowa.
Tidus - Nie Lut 10, 2019 5:31 pm
-Rozumiem. I... - mogłem się w tej chwili zamknąć. Mogłem zachować przemyślenia dla samego siebie i pozwolić Lice mieć ostatnie słowo w jej moralnym oburzeniu. Ale nigdy nie byłem dobry w kłamstewkach, nawet przez niedopowiedzenie. -...w sumie to wiem, dlaczego. Po prostu traktują siłę za ważniejszą od moralności uznawanej przez ciebie za świętą. W końcu skoro mają na tyle siły, by kogoś zabić, to znaczy że mogą od niego więcej, tak łopatologiczną logiką. Pewnie sądzą, że jakikolwiek kodeks etyczny jest ustanawiany przez najsilniejszych. I trudno byłoby się nie zgodzić, jeśli mam być szczerym. Ile warte byłyby walkirie czy inna policja kryptowa, gdyby nie posiadali nieproporcjonalnie więcej środków od wszystkich tych, których muszą pilnować? Gdy masz sytuację, gdzie nie ma nikogo o większej sile, czy to fizycznej czy to społecznej to...no, kończysz ze światem jak nasz. nie? - westchnąłem i spojrzałem w sufit, jeśli jakiś tam jest. - Setki band próbujących ową siłę uzyskać, wszelkimi środkami, by nie musieć bać się siły innych. Weź to samo, pomnóż razy sto i masz Emonsei, nie?
Ręki na pewno nie wycofałem, o ile poprzednia wypowiedź jej od tego nie odstraszyła, bo i po co. Jeszcze mi to zdołuje Likę jeszcze bardziej, a to zaprzepaści próby pocieszenia jej. Tak przynajmniej byłoby logicznie. I tak zdawała się pokładać we mnie za duże nadzieje. Ale w sumie czemu się dziwić, pokładała je nawet w Desmondzie.
-Nie mam i nie wiem, ale dziękuję. Ale jeśli masz mnie przycisnąć do muru to...- no właśnie. W sumie, co ja chcę osiągnąć? Poza przeżyciem i tak dalej. Hiroshi miał jakiś nieludzki, wręcz religijny cel do znalezienia w całej tej Kantii. A ja? Chciałbym mu oczywiście pomóc, ale czy nie mam żadnych ambicji osobistych? Czy bez powodu działałem, gdy odstrzeliłem Emonsei czułek, rozmawiałem z resztą dziewiątki czy szukałem wiedzy?
-...Chcę być tą siłą. Albo pomóc ją ustanowić, bo mnie przecież nikt nie posłucha ale takiego Hiroshiego już owszem. By cały ten powojenny syf został uprzątnięty i świat mógł zacząć się na nowo. A potem może spróbować uprzątnąć również i tutaj. Porządek i kultura. Jak w bibliotece.
Jedius 9 Baka - Pon Lut 11, 2019 7:47 am
Gdy wypowiadałeś na głos swoje tłumaczenie, anielica miała wzrok skupiony na tobie - i opuściła go, gdy tylko skończyłeś. Choć potrzebowała przemyśleć to w ciszy, na pewno nie zaniechała głaskania grzbietu twojej dłoni. Swoja drogą, słyszałeś przecież plotki, zdaje się od Hiroshiego - coś o tym, jak to kontakt tego typu z taką istotą jak ona mógł prowadzić do opłakanych skutków. Czułeś coś wręcz przeciwnego. Im dłużej ujmowała twoją rękę, tym silniejsze odnosiłeś wrażenie, że nie chcesz, by przestała. Nic złego nie mogło się stać.
- Mm, m. - po naprawdę długiej chwili, w końcu kiwnęła głową twierdząco. - Naprawdę masz dobre serce. Nie przekonasz mnie, że jest inaczej. Wiem, że razem z bratem osiągniecie wiele. I razem z... - unosiła właśnie twoją dłoń, by przepleść ją palcami ze swoją. Nie dokończyła wypowiedzi, bo z korytarza wpierw można było usłyszeć przyspieszone kroki, a później nawoływanie. Ktoś wypowiadał jej imię. Ta jednak nawet się nie obejrzała. Zacisnęła usta. Wyglądała, jakby wiedziała o co chodzi. I wcale się z tego nie cieszyła.
Do sali wpadł inny anioł. To było prawie deja vu - dziewczę o dziwnym, bladoróżowym kolorze swoich długich loków oraz luźnych szat przywodzących na myśl ryciny mody antycznej wyglądała na równie przerażoną co Lika, kiedy wpadła tu tą chwilę temu. Chwyciwszy się framugi stanęła w progu, spanikowanym głosem nawołując dalej.
- Lika, Hit- Hii... Hitomi... zniknęła! Nie ma jej...
Może nie powinna tego teraz mówić. Może powinna, ale nie chciała. Wyglądała trochę tak, jakby dopiero po fakcie o tym pomyślała i przyłożyła złożoną w piąstkę dłoń do ust. Całkiem zamilkła. A Lika?
Ciężko było powiedzieć, czy w rzeczywistości mogła coś o tym wiedzieć wcześniej - nawet jeśli tak, to i tak bardzo wyraźnie w nią to uderzyło. W samym momencie słyszenia słów mogłeś poczuć, jak dłoń zacisnęła się na twojej. Nie potrafiła już siedzieć prosto. Wpierw wyglądało to, jakby opadły z niej wszystkie siły. Zaraz po tym, widziałeś te wszystkie delikatne zmiany postury mimo niezmiennego wyrazu twarzy, jakby zastygłego w czasie. Wyglądała jakby chciała się ruszyć, być może wstać, pobiec, ale nie potrafiła zrobić nawet tyle. Otworzyła usta. Chciała chyba coś powiedzieć, ale miast słów, wydostało się z nich tylko pojedyncze łknięcie. Znów je zacisnęła. Przełknęła ciężko.
- Ch... cesz się spotkać z... Shalissą? - w końcu udało jej się odezwać. Zapytała głosem tak słabym, że tak naprawdę ciężko było go usłyszeć. Chwyt... zaczynał być mniej przyjemny. Gorący.
Tidus - Wto Lut 12, 2019 10:46 am
Gdy temperatura ręki Liki zaczęła wzrastać, ocknąłem się z transu. Cholera, może to miał na myśli brat? Nie to, że dotyk anioła cię anihiluje, tylko że wprowadzi w stan błogiej ignorancji, zatrzymując cię w miejscu. Ile mógłbym tak siedzieć, trzymając jej rękę, gdyby nagle się nie zdenerwowała? Godziny, dni, lata? Przecież nic w tym czasie by mi się nie stało, byłbym tu "bezpieczny", więc nawet nie mógłbym mieć jej tego za złe. Nawet, jeśli na samą myśl o tym czuję się niekomfortowo.
-Palisz. Możesz mnie proszę puścić? - dodałem, lekko szarpiąc ręką do tyłu. Mimo to, decyzja o puszczeniu należała koniec końców do Liki. Bo przecież może było mniej przyjemnie, ale wciąż.
-No...tak, chcę. Ale jak już skończę z nią rozmawiać, chciałbym pomóc w szukaniu Hitomi, skoro się zawieruszyła. Gdzie was szukać? - sytuacja wyglądała na znacznie poważniejszą, niż wskazywałby na to mój dobór słów, ale skoro anioły sobie nie radzą, to jaki sens ma moje dołączenie do ich paniki? Nic nie zdziałam. Nie teraz, gdy jestem równie bezsilny co wcześniej. Ale jeśli jedyne czego potrzeba to dodatkowa para oczu, to zawsze mogę spróbować.
Ciekawiło mnie jednak, czemu Lika reagowała, jakby została przyłapana przez tę drugą w złej chwili. Czy wiedziała o zaginięciu Hitomi i sama się tu ukrywała? Czy ja sam byłem tu ukrywany bez mojej wiedzy przed Shalissą? A może po prostu nie chciała mówić tego, na co zbierała słowa w towarzystwie innych? Tak czy siak, nie dowiem się. Więc przejdźmy do spraw bardziej naglących.
Jedius 9 Baka - Śro Lut 13, 2019 11:24 pm
Zwróciłeś uwagę na zły dotyk na swojej dłoni. Lika gwałtownie nabrała powietrza, jak osoba z przestrachem przypomina sobie o niewyłączonym żelazku i natychmiast cofnęła obie dłonie, niemal jakby sama się sparzyła. Nie musiała nawet powiedzieć ani słowa by było po niej widzieć, że jest jej przykro i chce cię przeprosić. Nie mogła chyba nawet tego powiedzieć, bo jej myśli pobiegły w inną stronę gdy tylko wyraziłeś swoją decyzję. Składając dłonie tym razem przy sobie, na brzegu blatu, opuściła głowę.
- Nie będziemy szukać, Florance. - oznajmiła markotnie. O cokolwiek jej chodziło, druga anielica na pewno nie miała pojęcia tak jak i ty, bo wyglądała na mocno zaskoczoną.
- Nie...?
- Jej znikniecie to nie jest wola żadnego z nas. Nie jest też... jej wolą. Ale choć bardzo, bardzo bym chciała, to... nie jestem w stanie nic z tym zrobić. - Kapitan powstała powoli z miejsca. Z jednej strony wyglądało, jakby skończyła mówić. Z drugiej, sama chyba wiedziała, że takie niedopowiedzenie po prostu nie było wystarczającą odpowiedzią. Wpierw otworzyła tylko usta, z których żaden dźwięk się nie wydobył; rozejrzała się krótko, spoglądając i na ciebie, i na podopieczną. To chyba wystarczyło, by poczuć się zobowiązaną do powiedzenia więcej.
- Musiała... wrócić tam, skąd do nas przybyła. Tak, jak się... jak się tego obawiałam. Jej... stwórczyni miała obiekcje do... tego wszystkiego. Dlatego opuściła tę... no... "grę". Zabierając to, co do niej należy. J-ja... - zająknąwszy się, przerwała wypowiedź. Dłonie miała już od jakiegoś czasu mocno zaciśnięte na oparciu krzesła z którego dopiero co wstała. Teraz cały czas unikała jakiegokolwiek spojrzenia. Musiała dać sobie chwilę na zebranie sił, tych mentalnych, zanim znowu mogła mówić - ale nawet, kiedy już się odezwała, z każdym kolejnym słowem było czuć coraz więcej żałości która bez wątpienia ją ogarniała.
- Ja... mam tylko nadzieję, że... że będzie jej tam dobrze. Że... że nie zostanie odstawiona. Za- za... zapomniana. Nie zasługuje na to.
Ponownie, cisza. Stojąca w progu Lomo, której imienia Florance nie miał jeszcze okazji poznać, pochyliła również głowę, lewą dłoń unosząc na własne serce. Tup, tup. Tup?
- Chodź, Florance. Spróbuję... znaczy, Shalissa powiedziała, żeby kierować d--...
- O nie nie nie nie, nie, nie!
[ Dir ]
Nowy głos włączył się do rozmowy, z każdym powtórzeniem słowa coraz bardziej stanowczy, coraz głośniejszy. Kolejna anielica, którą poniekąd kojarzyłeś - kiedyś z koleżanką przemycała was do pokoju, umożliwiając różne spotkania - wkroczyła do pokoju. I to również było bardzo stanowcze, w ogóle nie bawiła się w uprzejmości. Stojąca w przejściu Lomo została najzwyczajniej przepchnięta. Nie było to może brutalne staranowanie, ale wciąż bardzo dalekie to było do "przepraszam, czy mogę przejść". W przeciwieństwie do pozostałej dwójki, nie wyglądała wcale na tak zasmuconą. Wyraz jej twarzy przypominał bardziej niedowierzanie. Albo złość. A najpewniej, oba na raz.
- Kassin, nie...
- Zadnego nie, żadnego Kassin! Zawsze tylko, Kassin, Kassin, Kassin, Kassin, Kassin... - tęczowowłosa powtarzała własne imię z coraz większa irytacją, przeciągając coraz bardziej głoski. Szybkim krokiem zmierzała wgłąb pokoju, czy może, jak ci się zdawało - w twoją stronę. Nie widziałeś nawet skąd, ale wydobyła parę grubych, beżowych rękawic, które zaczęła przywdziewać. ...Po co? - Kassin TAK!
- Naprawdę, posł... - Lika wyciągnęła rękę, zapewne chcąc zatrzymać niższą gdy ta będzie koło niej przechodzić, ale...
- Nie, TY posłuchaj! Siadać! - ...natychmiast tą rękę cofnęła, kiedy mała gniewnie się ku niej odwróciła i wskazała ją palcem. Bez zwłoki, odruchowo wręcz istotnie usiadła, kiedy dostała takie polecenie. No, a z tego co pamiętasz, to w tutejszej hierarchi sytuacja wyglądała raczej na odwrót. Pamiętasz nawet, że Kassin z Repią nawet trochę obawiały się Liki. Było coś o jakimś pokoju. - Co, myślicie, że możecie sobie tak reagować? Coś się nie udaje, i już smutami zarażacie? Tak? Tak się wam wydaje? Jak ten taki robaczek, co że jak przyjdzie to wszystkie inne muszą się zachowywać jak on? Albo jak czerwone na niebieskim, że nic przez to nie widać i trzeba wszystko zmieniać? O nie nie! - rozkręcała się. Mówiąc w charakterystycznym dla siebie, bardzo szybkim tempie które chyba wyprzedzało jej myśli bo nie robiło większego sensu, jej pouczający palec przeniósł wskazanie na tą bardziej bladą, która samym wyrazem twarzy zdawała się mówić "ale ja przecież nic nie zdążyłam zrobić". - Po to myślicie, ze tu jesteście? No bo mi się wydaje, ze chyba nie po to, nie? Tak to ooo, wszystko hehe, i że radośnie, ale coś idzie nie tak i już żale leją, więcej żali razem niż radości, tyle wam powiem, przez cały ten okres tak było! - machnęła drugą ręką, zaraz potem i na nią zakładając rękawicę. Zdążyła podczas tego odwrócić się ku tobie, wcale nie przestając mówić, nie pozwalając nikomu dojść do głosu. - Wszyscy mają się tylko słuchać, tak? I no bo przecież, macie dyktować, teraz uśmiech, a teraz już nie, tak? My! My mamy pokazywać, kiedy się smutać, kiedy wolno, kiedy trzeba? Tak wam się wydaje? Bo mi się nie wydaje, mi to się w ogóle ani trochę tak nie wydaje! Ja zabieram go, i pójdzie ze mną, bo wy to wolicie żeby tu siedział i płakał! - z wielkim niezadowoleniem dotarła w końcu do ciebie i szybkim ruchem złapała za nadgarstek, pociągając. O ile się temu nie opierałeś, to zmuszony byłeś wstać, a jej dłoń przesunęła się do wnętrza twojej. - I teraz możecie sobie co najwyżej patrzeć, jak ja go zabieram i zaprowadzę go tam gdzie chce i powiem mu co chce i będę mu mówić, żeby się nie martwił i żeby się uśmiechał i miał wiarę w to co robi, bo jest super w porządku i trzeba w siebie wierzyć, no bo widzę, że wy to w ogóle tego nie umiecie i nie pamiętacie w ogóle ani trochę od czego przecież to wszystko jest, wcale! Ja to w ogóle wam pokażę, jak to trzeba robić, bo nic, nic w ogóle nie wiecie, całkiem!
Lika całkiem osłupiała. Lomo od samego początku taka była, ale teraz wydawała się być wystraszona całą tą sytuacją. I choć głos Kassin nieco się załamał pod koniec jej wypowiedzi, nie straciła wcale swojego zezłoszczonego wydźwięku. Odetchnęła ciężko, głęboko, i zaraz po zmierzeniu wzrokiem obu pozostałych anielic, odwróciła się ku tobie.
- A ty, ty masz ich nie słuchać dzisiaj, jasne? Wcale, nic a nic nie słuchać, zasłoń sobie uszy jak coś mówią i zacznij śpiewać! Tralala, bo ciebie nic nie zabierze, bo ty nikomu takiego powodu nie dasz, nigdy nie dasz! Pokażesz wszystkim, jaki jesteś gość, nie? Zaraz wybierzesz, sam wybierzesz czy chcesz jakieś dziwne pakty czy nie chcesz, bo wiesz najlepiej co ci potrzebne, i będziesz dalej, tak naprzód parł, bo nic cię nie może zatrzymać, nie? Hitomi, tak, może teraz nie ma z nami, ale przecież nie możesz się tak po prostu zatrzymać, bo musisz dalej iść, musisz tak szybko żeby nie dało się ciebie zatrzymać! Znaczy, musisz też wiedzieć jak iść dobrze żeby nie iść źle, ale no przecież jak nie ty, to kto niby będzie wiedzieć jak iść dobrze? No to na pewno wiesz! Więc teraz, wiesz co? Teraz ty mówisz mi gdzie idziemy, i tam idziemy! No, mów! Najpierw głowa do góry! Dalej, dalej!
Pociągnięcie za pociągnięciem. Mała anielica ponaglała cię ku wyjściu z tej niewielkiej biblioteki. No, może "niewielkiej" to nie było dobre określenie gdyby porównać je z Kryptą, ale tak naprawdę to tu, "na górze", nie jednokrotnie widziałeś już o wiele większe sale. Tak czy siak, wyglądało na to, że... nikt nie ma zamiaru powstrzymywać kaprala papuga. Ani ciebie.
Tidus - Czw Lut 14, 2019 2:54 pm
-Dziękuję, ale mam się dobrze.
To był chyba jedyny komentarz jaki miałem do tego całego...wywodu, jeśli tak można go nazwać. Strasznie emocjonalne te anioły. Ten potok słów bez ładu i składu, monolog sklejony z różnych mów motywacyjnych, był reakcją tego samego rodzaju co wielka depresja Liki, tylko wyrażona inaczej. No bo przecież anioły mają być zawsze radosnym polepszaczem humoru śmiertelnych czy coś w ten odcień, prawda? Ale to tylko sprawi, że ta Kassin się wypali. Pewnie Lika działała podobnie, gdy miała mniej doświadczenia. Sytuacja z Hitomi brzmiała nieprzyjemnie ale...czy aby na pewno? Wiele religii uznaje przecież powrócenie na łono swojego stwórcy za synonim niebios. Nawet jeśli tak nie było, to cała ta sytuacja była tak mocno poza moimi możliwościami zrozumienia i działania, że trudno mi było czuć cokolwiek poza suchym zdziwieniem.
-Czasami zapominam, że nie wszystkie decyzje decydujące o naszym życiu należą do nas. No nic, pozostaje mi życzyć Hitomi szczęścia w nowym świecie, prawda? - podniosłem się z krzesła, tym wolniej im częściej szarpie mnie Kassin. -Czy zatkam uszy czy będę śpiewać, prawdy nie zmienię. Pomyśl o tym tak - dawno temu, gdy ktoś umarł bo zjadł trujący owoc, można było albo odwrócić wzrok i się smucić czy pocieszać, albo obserwować, jakby paskudne efekty tego by nie były. To drugie dało nam jakieś prymitywne początki medycyny. To bardziej...przydatne na długi termin, prawda? - z pewnością ciekawsze dla kogokolwiek, kto mnie zrobił. Gdyby chciał bym żalił się w tym gronie, to miałbym pewnie inny charakter. Zacząlem iść ku wyjściu, wyciągany przez kobietę-papugę. -Wracając do tematu, miałem akurat iść spotkać się tutaj z kimś od Shalissy, ale mogę poczekać za drzwiami skoro nalegasz bym gdzieś wyszedł.
Jedius 9 Baka - Czw Lut 21, 2019 1:01 pm
- Eh? - kolorowa zatrzymała się na krótki moment słysząc twoją pierwszą odpowiedź - ale ten moment był na tyle krótki, że tak naprawdę wcale jej nie spowolnił. Wyraziłeś swoja opinię wstając bardzo powoli, jako, że byleś ciągle pociągany - a Kassin zmarszczyła brwi patrząc na ciebie podczas przemowy. Zaczęła mówić zanim jeszcze skończyłeś, przez co przez chwilę mówiliście jednocześnie.
- Nie, no ale przecież to nie... TAK! No tak, tak mówię przecież, no masz właśnie rację, mówię! - jej dłoń ześliznęła się z nadgarstka do twojej dłoni. Zdawała się w momencie przestać gniewać, a wyraz jej twarzy przeszedł przez zdumienie do pogodnego uśmiechu. - Nie odwracać wzroku, nie nie! Nie zapominać, nie wolno! Ale jak się tylko smutasz to nawet bardziej niedobrze, bo myślisz o tym co było bez myślenia o tym co będzie, i jak to co było wpływa na to co będzie! To takie głupie, jakbyś zjadł ciasteczko i potem był smutny, że nie masz już ciasteczka ale w ogóle bez myślenia o tym że przecież wogle już głodny ani nie jesteś i że teraz to już jakby taki mądrzejszy jesteś bo wiesz jak to ciasteczko smakuje, nie? I wiesz na przyszłość jak bardzo je lubisz i czy będziesz chciał więcej czy nie i czy warto za co warto się wymieniać zamieniać albo co... - rozpoczynając kolejny etap słowotoku, zaczęła wyprowadzać cię rzeczywiście z sali. Wydawało ci się, że gdy przechodziliście obok Liki, ta wyciągnęła dłoń w waszą stronę, jakby chcąc zatrzymać - ale gdy obejrzałeś się dla pewności widziałeś, że siedziała pochylona nad stołem, ze wzrokiem opuszczonym na własne dłonie, złożone na kolanach. Lomo aż usuwała się wam jeszcze bardziej z przejścia, nie chcąc przeszkadzać w najmniejszym stopniu, najwyraźniej nadal zszokowana sytuacją. Kassin, po wysłuchaniu twojego życzenia gdy przekroczyliście próg, aż prychnęła. - Co, tutaj? Z kimś od Shalissy? I się tak na to godzisz- oooo, nie! Idziemy prosto do niej, tu i teraz! Co ty, chcesz być tak spychany na boczek? Ty tu jesteś centrum tego wszystkiego? Co ty myślisz, że Sialala przyjęła się do versowej dziewiątki bo chciała sobie popatrzeć co się tam ciekawego dzieje? Nie! Ma cel, a żeby cel osiągnąć musi działać, a nie będzie mieć lepszej okazji do działania niż z twoja pomocą! Myślisz, że co, że ja nie wiem co było grane jak się ta cała afera zaczęła co się teraz kończy? Że ja nie wiem, co Sialala-- no, Shalissa chciała i ciągle chce zrobić? Ty weź mi no nie głupiej nawet, Sialala nie może pójść, no bo kogo niby znajdą na jej miejsce! Nabieraj mi tu ładne oddechy, raz dwa trzy, i zacznij już lepiej myśleć co jej powiesz, bo idziemy do niej, będziemy walić w drzwi, tupać, drapać i jęczeć aż otworzy! Tak jak koty, ale my nie bedziemy się potem zastanawiać i gapić czy wejdziemy czy nie tylko rach pach pach, wchodzimy i mówimy! Jasne?
Łał, te korytarze były... wielkie. Sama szerokość była taka, że pewnie bez problemu zmieściłyby się tu ze dwa takie pojazdy jak ten, który zezłomowaliście pod Źródłem - a w górę to... pewnie z piętnaście! Kroczyliście po czerwonym dywanie zdobionym na brzegach złotymi haftami, a co jakiś czas, z filarów po obu stronach wisiały sztandary o bardzo podobnej stylistyce - wielkie, długie na kilka albo kilkanaście metrów, szerokie pewnie na dwa, bardzo delikatnie kołysały się gdy koło nich przemykaliście. Każdy miał na sobie wyszyte jeszcze jakiś znaki, ciągnące się pionowo w dół przez sam środek - po jakimś czasie drogi mogłeś zorientować się, że są to różne języki głoszące tą samą wiadomość, którą poznałeś gdy zobaczyłeś tekst znajomy twoim oczom - "SKRZYDŁO ZACHODNIE". Między filarami na przemian był albo wielki witraż w przeróżnych barwach, obrazujący głównie krajobrazy albo abstrakcyjne figury - albo obraz, który za każdym razem przedstawiał jakąś osobę. Nie miałeś problemu z tym, by się domyślić, że te osoby są aniołami - choćby ze względu na to, że każda z tych osób była przyozdobiona pierzastym uskrzydleniem. Niestety, żadna z twarzy, ani żeńskich ani tym bardziej męskich nic ci nie mówiła, a nikt nie pomyślał o tym, by załączyć do obrazów jakieś podpisy. Jedyne, co mogło się rzucać w oczy to uroda tych postaci - to na pewno nie było to, co dało się zaobserwować w krypcie.
Mijaliście wiele drzwi po waszej lewej a końca korytarza nie było widać, co w sumie dało ci pewien temat do rozmyślań apropo sensu architektonicznego tej budowli, jakkolwiek z zewnątrz wyglądała, w której teraz się znajdujecie - musi być gigantyczna wzwyż, jeszcze większa wzdłuż, ale jeśli o szerokość, to biorąc pod uwagę te... może dziesięć metrów szerokości korytarza i mniej więcej drugie tyle pomieszczeń po lewej, bo taki rozmiar miała biblioteczka, to całe to "skrzydło" musiało być niesamowicie... chude. Z zewnątrz wyglądało to pewnie jak karta do gry postawiona na dłuższej krawędzi. Albo przynajmniej coś blisko tego.
|
|