|
Wiele sfer Mało gier |
|
Że Gra - Rozdział IIc - Po prostu kolejny dzień w biurze
Jedius 9 Baka - Śro Paź 22, 2014 11:33 am Temat postu: Rozdział IIc - Po prostu kolejny dzień w biurze Szczęście, pech. Fart, lipa. Ostatni tydzień był dla ciebie dziwnym cyklem następujących po sobie pozytywów i negatywów. Wszystko zaczęło się jakiś tydzień temu, kiedy podczas swojej zwykłej wyprawy za złomem który można by wykorzystać lub opchnąć znalazłaś... motocykl. Nie to, że jakiś rozkładający się, pordzewiały wrak na wpół zakopany pod piaskami czasu i kretoszczurzego gówna, ale odpicowany, w pełni sprawny motocykl z niemal pełnym bakiem i kluczykiem w stacyjce. Co chyba najlepsze, z martwym właścicielem z przestrzeloną głową leżącym kawałek obok. Jeśli to nie był uśmiech z niebios to nie wiadomo co to było - grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji. Wyjść po żelastwo by ciułać na jedzenie a wrócić na nowym środku transportu wartym przynajmniej pół setki kapsli? Tak, to na pewno musiało być szczęście. Pamiętasz jednak, że radość nie mogła wtedy trwać specjalnie długo. Trwała tak naprawdę około godziny - do czasu, gdy podczas wyładowywania euforii z prędkością stu dwudziestu kilometrów na godzinę natrafiłaś na rów na równinie (kto by się spodziewał!) gwarantując ci niesamowity skok adrenaliny z niezwykle ciekawym filmem przewijającym ci streszczenie całego twojego przeszłego życia w tle kiedy wirowałaś w powietrzu razem z setką kilogramów stali ku spotkaniu z nieubłaganą ziemią. Presji nie wytrzymała przednia opona ani twoje lewe przedramię. Dwa dni zajął ci sam powrót do źródła, po przecież nie było chuja żeby zostawić wciąż sprawny motocykl gdzieś na zadupiu, gdzie podwędził by go ktoś inny. Przynajmniej miałaś ze sobą broń i zdołałaś upolować coś małego i pełzającego na skromne posiłki, ale wciąż nie dało się powiedzieć, byś wracała do źródła najedzona.
Niemniej jednak, gdy tylko przekraczałaś bramy żelaznego miasta, cykl mógł znów przełączyć się na "szczęście". Wprowadzając swój nowy nabytek do bezpiecznego miejsca, kierując swe kroki tam, gdzie mogłabyś wreszcie wskoczyć do względnie wygodnego wyra i zrobić coś z tą dziwnie wygiętą ręką, szczęście uderzyło cię w łepetynę. Bardzo dosłownie. Jak się okazało po krótkim rozejrzeniu, czy raczej spojrzeniu w górę - jakaś dwójka jełopów prała się po pyskach na murach, a któremuś z nich musiało coś wypaść. Tym "czymś" było nic innego jak dwa piękniusie nowiusie niebieskie kapsle - warte przecież coś w okolicach stu zwykłych jak się wiedziało jak zaczepić. Nic tak nie poprawia humoru jak kapsle! nawet, jeśli zdecydowałaś się połowę zarobku wydać natychmiast u dej dusigroszej Wendy - znachorki z dolnego Źródła. Sprawne, choć nieco bolesne zaaplikowanie paczki stymulacyjnej, wzmocnienie ręki kluczem siedemnastką i obwiązanie jej starą rajstopą - zgodnie z obietnicą, miałaś wytrzymać tylko do końca następnego dnia i nie będzie nawet śladu. Same dobre wiadomości! Przynajmniej do czasu, gdy nie stanęłaś przed drzwiami swojej blaszanej chatki. Czy raczej przed brakiem drzwi do nich, otwierających się na niezacną pustkę wewnątrz. To znaczy, nie było tam całkiem pusto - drzwi wciąż leżały w środku. Razem z toporem, który wygiął je na kształt "V". Cóż, trzeba było przyznać, że tego nie przewidziałaś montując na nich kłódkę z potrójnym zamkiem - szyfrowym, numerycznym i kluczem. Którą swoją drogą włamywacz też zawinął. Tak jak i twój najnowszy projekt, Automatyczny Podgrzewacz Słoików I Konserw (w skrócie - APSIK) który składałaś już od jakiegoś czasu ze starych palników grzewczych znalezionych w opuszczonej fabryce szklanek oraz fotokomórki z jakiejś bramki lotniskowej. Zostało tylko rozebrane do naga łóżko. Cóż... jedyną zaletą było to, że przynajmniej motor zmieścił się w środku bez problemu. Kolejną noc musiałaś jednak na łasce mroźnej zimy. Drzwi po prostu nie pasowały z powrotem do swojego miejsca. Nawet podparte toporem nie chroniły wcale przed zimnem.
Przez kolejne dwa dni udało ci się na szczęście zakręcić swoją nowonabytą gotówką oraz umiejętnościami w majsterkowaniu i zafundować sobie odnowienie domu. Nowe drzwi wycięte z kawałka cysterny były nawet lepsze, solidniejsze, chociaż ciężko się je otwierało. Znowu też dotknęło cię szczęście - nigdzie indziej jak właśnie w ŹRÓDLE, w twoim mieście, już następnego dnia, na Nowy Rok miał wystąpić zespół "MOST-ILL", tych anarchistycznych pojebusów o których praktycznie cały świat mówi! Ręka zdążyła ci już wyzdrowieć, kapsli miałaś jeszcze na przynajmniej tydzień przeżycia - mogłaś spokojnie poczekać na to co miało nadejść. W międzyczasie poczatowałaś trochę na targowisku na jakieś nowe meble które można by przydupczyć do chaty, jakieś ciuchy by wypchać pustkę - ani się obejrzałaś, nadszedł sylwester. A kiedy nadszedł, nie miałaś wątpliwości, że to był jeden z najlepszych dni twojego życia! Mogłaś wyszaleć się ile tylko chciałaś, podpici frajerzy sami proponowali ci alkohol myśląc, że uda im się zdołać cię zaciągnąć do łóżka, ale co najlepsze, to wcale nie był koniec atrakcji - nie pamiętasz dokładnie jak to się stało, ale jakimś cudem spotkałaś OSOBIŚCIE tą dryblaskę z zespołu, zostałaś przez nią zaproszona na ognicho kiedy już było po imprezie gdzie mogłaś się jeszcze więcej napić i nażreć ZUPEŁNIE ZA DARMO, i oczywiście poznać absolutnie wszystkich członków zespołu oraz część ich życia za kulisami! Tak naprawdę to poza śmiechami i chichami wiele z tego zdarzenia nie pamiętasz, no ale... pamiętasz przynajmniej moment jak Teikka, perkusistka, wracała skądś z jakimś lalusiem i ledwie zdołała wejść w zasięg światła ogniska, oberwała butelką prosto w łepetynę. Nie pamiętasz nawet jak się ta sytuacja skończyła - wydawało ci się to wtedy na tyle zabawne, że może mogłaś powstrzymać się od śmiechu przez kilka następnych minut.
Ciężko zrobiło się, kiedy wstałaś następnego ranka i nie mogłaś dobić się do publicznego wodopoju. Nie byłaś jedyną osobą która przeholowała ostatniej nocy z alkoholem - przy każdym możliwym punkcie w którym można było zazwyczaj pobrać darmowej wody z koryta był teraz tłum ludzi i ludziopodobnych istot których pewnie suszyło tak bardzo jak i ciebie - ale oni przynajmniej pomyśleli i wstali wcześniej. Jakby tego było mało, przez całe miasto niosły się echa od dzielnicy kasyniarzy, coś o jakichś zawodach w mordobiciu, o konwaliach i słonecznych... Głowa ci od tego i całego gwaru pękała, więc zdecydowałaś się do miejsca o którym wiedziałaś jako jedna z niewielu - kawałek za miastem znajdowało się jeszcze jedno źródło, w wąwozie na zachodzie. Wyprowadziłaś -swój- motor z wymienioną przednią oponą, opuściłaś miasto, odpaliłaś pojazd i... chyba cykl wszedł znowu na "pech". Przejechałaś ledwie kilkadziesiąt metrów, kiedy coś solidnie pierdolnęło. Z początku myślałaś, że to motor pod tobą eksplodował, ale to nie było to. Choć faktycznie grzmot zatrząsł pojazdem nietęgo, źródłem dźwięku było coś zupełnie innego. Coś dużo dalej. I dużo, dużo większego.
Daleko stąd, gdzieś ze strony Przeklętego Miasta jak ludzie zwykli nazywać przedwojenną Kantię, rozległa się się gigantyczna eksplozja. Nawet stojąc zaraz przy wyjeździe źródła mogłaś zobaczyć wzrastającego zza horyzontu grzyba. I w ostatnim dopiero momencie zorientowałaś się, że wraz z taką eksplozją nadciąga przecież fala uderzeniowa. Obejrzałaś się za siebie - tylko po to, by zauważyć, że już za późno. To jest, przecież to nie było tak, że mogłaś na to jakoś zareagować - ale tak czy siak, miasto poważnie ucierpiało przy spotkaniu z falą uderzeniową, która tobie wydała się "tylko" grzmotem - górną część murów dosłownie zmiotło. Nagromadziło się tyle kurzu, że w ogóle nie widziałaś Górnego Miasta. Jedynie szczyt wieży ciśnieniowej górował nad tymi tumanami, chwiejąc się w bardzo niepewny sposób. Dosłownie cię zamurowało. Pierwszą myślą mogła być chęć sprawdzenia czy z twój świeżo odremontowany dom się jakoś trzyma, ale nie było szans tego sprawdzić. Tłumy wrzeszczących i piszczących ludzi ewakuowały się z miasta całkowicie uniemożliwiając choćby zbliżenie się do zniszczonych murów. nawet będąc na motorze, przez swoje osłupienie zostałaś stratowana przez grupę biegnących - przynajmniej teraz nic sobie nie złamałaś. Choć było blisko, bo jakiś nieokreślony czas później jakiś idiota omal nie rozjechał cię czerwoną ciężarówką. Nie miałaś tak naprawdę szans nic zrobić, jak tylko stać, patrzeć się i czekać aż dym opadnie i/lub ktoś zacznie wreszcie gadać z sensem odpowiadając na pytanie "o co kurwa chodzi". Przynajmniej kac zniknął ci jak za jakąś magiczną sztuczką.
Sytuacja w końcu się uspokoiła. Było już wtedy jasne, że z twojego domu nic nie zostało - wieża zawaliła się gdzieś w międzyczasie, calutkie miasto zostało zalane. Niektórzy mówią, że tuż przed tym słyszeli jakąś drugą eksplozję - choć ty sama nie miałaś pewności, czy to naprawdę było przed chwilą w której dotarła i do ciebie fala po kostki, czy też może to było już po tym. Sama obserwacja tej katastrofy była w tym momencie trochę większym przeżyciem nić zastanawianie się w której minucie słychać wystrzały. Źródło, które od dwóch lat było rajem dla każdego kto nie cierpiał Federacji, w tym i dla ciebie, legło w gruzach. A nawet zostało całkiem dosłownie zmieszane z błotem. To nie jest coś łatwego do odbudowania. Nie jesteś inżynierem, ale dobrze wiesz, że zanim ktokolwiek może pomyśleć o odbudowie, trzeba by to wszystko osuszyć co raczej nie będzie łatwe z wciąż aktywnym źródłem wody, posprzątać wraki budynków, przygotować grunt pod nową budowę... a to wszystko cały czas broniąc miejsca nie tylko przez dzikimi zwierzętami, mutantami i najeźdźcami wietrzącymi łatwą okazję, ale i samą Federacją która na pewno nie odpuści i będzie teraz wietrzyć plotki o tym, że u nich bezpiecznie i nic takiego by się nie stało gdyby tylko im zaufać. Wielu... byłych mieszkańców Źródła na pewno przejdzie teraz na ich stronę.
Tak jak i wielu tych, którzy się nie poddali i snują plany o odbudowie miasta, "przeniosłaś" się do ruin Cestii, czyli znajdującego się nieopodal przedwojennego miasta które grabione było już tyle razy, że raczej nic tu nie zostało - ale szczątki budynków wciąż były lepszą ochroną niż nic. Znalazłaś swój własny kąt, Z resztek gotówki którą miałaś odkupiłaś ciepły koc od jakiegoś dziadka-oportunisty z Dourtsonn i przenocowałaś po jednym z najgorszych przeżyć swojego życia. Ciężko było w sumie powiedzieć, czy było do mniej czy bardziej niepokojące od utraty parki rodziców którzy z jakiegoś powodu poczuli się na tyle odważni by wejść do jaskini Arachnid by zapewnić sobie niesamowite wspomnienia z wakacji kilka lat temu. Cóż, do tego starszego wydarzenia przynajmniej zdążyłaś już jakoś przywyknąć.
Tak czy siak, następnego dnia, to jest dziś, nie mogłaś sobie pozwolić na jakieś tam rozpaczania. Trza było wziąć się w garść i spróbować jakoś zarobić na dalsze przetrwanie, albo przynajmniej znaleźć coś do jedzenia. Jako, że motoru wcześniej praktycznie nie używałaś, paliwa wciąż miałaś ponad pół baku więc odpaliłaś maszynę i wyruszyłaś gdzieś dalej, gdzie było większe prawdopodobieństwo znalezienia czegoś przydatnego. Znalazłaś w końcu ruiny jakiejś wioski na pustkowiu, wyglądające na całkiem nieźle zachowane. Jakież było twoje zaskoczenie, kiedy zobaczyłaś tam to, co zobaczyłaś - znów fart!
Kolejny motor. Co prawda ten był złamany mniej więcej w połowie i zupełnie nieprzydatny, ale jego bak był cały - i chyba niemal pełny. Znaleźć tylko jakąś rurkę i baniak i można przelać dla siebie na później. Ale było tu coś nawet lepszego - kolejny martwy kierowca. Zostawiony tak jak padł - miał kilka kapsli w kieszeni kurtki, którą zresztą też wzięłaś - on już jej przecież nie potrzebuje, a tobie przyda się każda ochrona przed zimnem. Do tego, miał kask. Taki porządny, białawy kask z ledwie pękniętą szybką który w sumie mógłby ci się przydać w komplecie z twoim motorem, albo chociaż na sprzedaż. Po tym, jak zdjęłaś co z denata i zaczęłaś oględziny, poznałaś przyczynę śmierci nieszczęśnika - kask miał solidną dziurę na lewym boku, otoczoną czerwoną plamą. Ktoś najwyraźniej zdołał trafić czymś typa w trakcie jazdy, czy coś. Kask wciąż świetnie nadawał się do zaadoptowania do własnych potrzeb - wciąż mógł dobrze chronić, a miał teraz czadowy wywietrznik. Problem w tym, że trochę capił, bo oprócz zaschniętej krwi były też w środku jakieś fragmenty mózgu. A przecież to nie jest tak, że masz jakąkolwiek wodę do zmarnowania na mycie go. Więc siedziałaś tak, i zastanawiałaś się - wziąć czy nie wziąć? Chcesz czy nie chcesz? Zachować, wyrzucić czy sprzedać? Wybór nie był prosty. W tej wiosze raczej już nic innego nie znajdziesz, ale zawsze mogłaś poszukać czegoś gdzieś indziej. Proces zastanawiania się zajmował ci długo. Bardzo długo. W normalnych warunkach na pewno zajęłoby ci to tylko chwilę, ale teraz nie mogłaś się w ogóle skupić. Cały czas przeszkadzał ci ten jazgot. Jakiś debil z rewolwerem w ręku i irokezem na głowie od kilku minut nie dawał ci w spokoju, celując do ciebie i niemal plując na samego siebie powtarzał ciągle coś w rodzaju "No, dalej, mała, wyskakuj z kapselków hehehe, możesz też wiesz, wyskakiwać z ubranek hehehe".
No tak, po szczęściu znów nadchodzi pech. I ten się raczej nie odczepi póki jakoś mu nie wytłumaczysz, że nieładnie jest celować z broni palnej do damy kiedy ta stoi przed ciężkim wyborem życiowym. Inaczej na pewno nie zdołasz się skupić.
Saigai - Śro Paź 22, 2014 11:58 pm
To byłoby zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Za dużo farta by było. I cholera, gdyby nie te resztki mózgu w kasku, wzięłabym ale to tak jebie niemiłosiernie... Szlag. I co to za wkurwiający jazgot? Widząc tego jełopa zwątpiłam w życie. Ma broń, nieciekawie, dość nieciekawie i zdecydowanie za blisko mnie. Pofartowało mi się z kapslami więc szkoda mi je oddawać, a co do wyskakiwania z ciuchów... niech spierdala – nie ma mowy – fagas absolutnie nie jest w moim typie. Pozostaje więc improwizować. Przechyliłam więc lekko głowę, przymrużając oczy i unosząc brew.
- Niezbyt to grzeczne, tak celować w damę gdy ma ona do rozwiązania poważny problem egzystencjalny. – westchnęłam – Wyskakiwać z kapsli? Trzeba by je jeszcze mieć. Z ciuchów? Kiepska opcja, raczej źle byś w nich wyglądał, poza tym mam okres. A twoja broń... Wybacz, Złotko, że to powiem, ale jest on przerdzewiały w chuj. Jeszcze trochę czasu i sam sobie tą zabaweczką krzywdę zrobisz. Tak się składa, że znam się na tym... (znacznie lepiej niż na negocjacjach – przeleciało mi przez głowę) hmm... i w sumie chyba mogłabym go poprawić i naprawić, tylko weź tak zabierz to żelaztwo, ok?
Przyglądam się kolesiowi i czekam na jego reakcję starając się opanować i nie bębnić nerwowo palcami po kasku. Sytuacja max słaba, nie ma co. Przy okazji zastanawiam się nad ewentualnym planem awaryjnym. Pistolet... Tylko czy zdążę strzelić zanim on strzeli i skończę jak tamten motocyklista z dziurą we łbie... Ok, cokolwiek, w razie czego staram się dłoń trzymać blisko broni, żeby móc zaryzykować jeśli nadarzy się okazja.
Jedius 9 Baka - Nie Sty 04, 2015 6:10 pm
[ BGM: Darren Korb - Old Friends ]
Niespecjalnie przystojny jegomość nie wykazywał wysokiego poziomu procesów myślowych. Gdyby był robotem, jego oprogramowanie na pewno ograniczałoby się do ilości skryptów nie większej niż palców u jednej dłoni, do tego stworzonych w amatorskim generatorze dla początkujących. Obserwacja tego, w jak wielkie zadumanie wprawiło go te kilka zdań na pewno pomagało się rozluźnić, miast zdenerwowania przywodząc raczej takie uczucia jak rozbawienie i zażenowanie zarazem. Jaskrawozielony irokez niemal oklapł jak ogon zawstydzonego psa gdy ten spojrzał na swój pistolet, obdarzając kawał stali krytycznym spojrzeniem.
- Tee, ale... ty mnie nie bujaj, jo? - uprzejmie poprosił, smarkając zaraz po wypowiedzi. Prawdopodobnie miał katar - ale kto by się debilowi dziwił, jak biega w samej dżinsowej, podartej do tego koszuli kiedy temperatura poniżej zera. Chwila, ten znak na ramieniu...
Ta, niestety, jego naszywka była zbyt znajoma. Herb Młodzieży Wszechturiańskiej sprzed Wielkiej Wojny, który choć kiedyś miał jakieś większe znaczenie, dziś używany jest wyłącznie przez organizację kretynów zwących się Pustynnymi Szczurami. Innymi słowy, jedynej w okolicy zorganizowanej grupy piratów grabiących konwoje, pomniejsze wioski lub nieszczęśliwych podróżnych. Takich jak ty teraz. Wiedziałaś, że to niedobrze - jeśli jeden taki typ tu jest, może być ich gdzieś więcej. Co prawda ni nikogo innego nie widzisz, nie słyszysz, anie nie miałaś okazji zaobserwować nim tu przyjechałaś, ale ostrożności nigdy za wiele. Ci idioci niemal zawsze poruszają się w licznych grupach, więc nawet gdybyś zdołała postrzelić gościa przed sobą, najprawdopodobniej zaraz zleciałaby się tutaj cała banda.
- Pa no, niunia, to je działajonce. - czupiradło oznajmił elokwentnie, przerywając wszelkie rozmyślania. Wykonał chyba jedną z najgłupszych akcji jakie mógł wykonać - skierował swoją broń w bok, a następnie pociągnął za spust. Rewolwer rzeczywiście wystrzelił, trafiając w zmarznięty murek, usypawszy z niego trochę śnieżnego pyłu. Sam jego gest, to jest zdjęcie cię z celownika tylko dla demonstracji oraz sam bezsensowny wystrzał wydał ci się tak niemożebnie głupi, że aż cię zamurowało - pewnie tylko dlatego nie zareagowałaś na to od razu. Zaraz potem jednak, zanim ten zdążył cofnąć rewolwer na "swoje miejsce", coś cię wyrwało z osłupienia. Cokolwiek było tego przyczyną, mogłabyś przysiąc, że mogłaś w tym momencie usłyszeć głos wymawiający krótkie polecenie - "strzelaj".
Saigai - Wto Sty 06, 2015 6:41 pm
Patrzyłam na niego stojąc z lekko przechyloną w bok głową. Z każdą chwilą coraz bardziej zaczynałam się przekonywać, iż ujrzałam dno studni ludzkiej głupoty. Patrząc na tego gościa na prawdę zaczynało się wątpić w ludzkość. To przerażające, że zgodnie z teorią Darwina ja i on jesteśmy na tym samym poziomie rozwoju. Mimowolnie próbowałam w myślach porównać co jest głupsze - działania tego gościa czy pomysł moich rodziców z wejściem do tamtej jaskini... Chwila moment. Naszywka z herbem Młodzieży Wszechturiańskiej? Cóż... To wiele wyjaśnia. Zaczęłam ponownie rozważać możliwość strzelenia do niego i zastanawiałam się jakie to może mieć efekty. Przypomniało mi się, jak kilka lat wcześniej grzebaliśmy z ojcem na jakimś złomowisku w poszukiwaniu części, które moglibyśmy wykorzystać do złożenia kolejnych maszyn i jakiejś solidniejszej blachy do naprawienia cieknącego dachu. Oczywiście racjonalne myślenie zostaje wyłączone gdy zobaczy się coś absolutnie "potrzebnego". Tylko jakim trzeba być debilem, żeby wyciągać części z wielkiej sterty złomu? I to w dodatku takie, które podtrzymują konstrukcję... Koniec końców musiałam mu odciąć przygniecioną nogę prowizoryczną maczetą, którą mieliśmy wtedy ze sobą. Po tej akcji nie mogłam spać przez kilka nocy, nie wspominając już o tym, że praktycznie od razu po obcięciu kończyny porzygałam się. Od tego czasu niby już trochę minęło i podobno dorosłam, ale co będzie jeśli na zastrzelenie tego frajera podobnie zareaguję? Albo gorzej... Co jeśli nie trafię i tylko zmarnuję amunicję? Niby nie jest to daleko, ale różnie może być. Na ziemię sprowadziło mnie jego działanie demonstrujące absolutnie niewyobrażalną głupotę. Że co? Że jak? No nie wierzę! Czy on właśnie przestał do mnie celować i zmarnował amunicję strzelając w murek? Nie mogłam w to uwierzyć. Jeśli są tu jacyś jego kumple to pewnie od tego hałasu zaraz się zjawią. Jeśli nie... Po plecach przebiegł mi dreszcz, gdy usłyszałam polecenie. Cóż, albo jestem w czarnej dupie albo mam niesamowite szczęście. Od razu dobyłam pistolet i wycelowałam w gościa. Niech się dzieje co chce.
- To nic osobistego. - powiedziałam spokojnie i natychmiast wystrzeliłam.
W tym momencie przypomniał mi się ojciec siedzący nad szachownicą i ta partia, w której absolutnie dałam dupy. I te nieśmiertelne słowa: "Niewykorzystane okazje mszczą się".
Jedius 9 Baka - Wto Sty 06, 2015 7:47 pm
[ BGM: Wciąż Darren Korb - Old Friends ]
Prawda, lepsza okazja mogła się już nie przydarzyć. Skoro gość i tak oddał już strzał, automatycznie zniwelował możliwość zrobienia czegokolwiek po cichu - jeśli ktokolwiek był w pobliżu to i tak został już o zajściu poinformowany. Nie było więc powodu by nie robić tego, co zdecydowałaś się zrobić. Wypuściłaś z rąk hełm i dobyłaś broni zanim jeszcze ten zdążył zdążył zwrócić wzrok z powrotem w twoją stronę. Nie to, żeby samo spojrzenie wiele mu dało - prędkość jego procesów myślowych nie zdołała ocalić go przed twym pociągnięciem za spust zaraz po wypowiedzeniu krótkiego zdania. Wraz z hukiem wystrzału, na ubraniu jego brzuchu błyskawicznie pojawiła się czerwona plama, zaraz pod żebrami. Wstrząsnęło nim - choć niewystarczająco by go powalić na ziemię, to wystarczająco by jego broń wypadła mu z ręki, gdy wlepiał swoje zszokowane spojrzenie w twoją osobę. Cóż, zdecydowanie nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Chciał chyba coś powiedzieć, ale nie udało mu się to. Zamiast słów, z jego ust wydobyło się parsknięcie zabarwione szkarłatem posoki, gdy upadał na kolano. Trza było przyznać, że całkiem dobrze to znosi - w sumie, kiedykolwiek widziałaś kogoś postrzelonego, niemal natychmiast padał na ziemię bez tchu. Ten jednak dalej krztusił się i dławił, próbując chyba COŚ zrobić, jednak nawet w obliczu śmierci był najwyraźniej kompletnym idiotą i jakimś cudem kompletnie ignorował fakt, że koło jego nogi wciąż leży jego rewolwer. W końcu jednak musiał dać za wygraną i przewrócił się naprzód, padając plackiem na zmarzniętą ziemię i nie wykonując już więcej żadnych ruchów. To tyle, jeśli chodzi o przodownika savoir vivre'u.
Co ciekawe, nie było słychać absolutnie żadnej reakcji z okolicy. Żadnych krzyków, nawoływań, zbliżających się kroków, czy chociażby jakichś cieni czy innego poruszenia gdzieś w budynkach bez okien albo jakichś zaroślach. Tak, jakby ten typ rzeczywiście był tutaj sam - a jeśli był, to jak on w ogóle dotarł tutaj, na środek wypizdowa otoczonego pustynią niczego? Chyba, że go tu zostawili bo był zbyt tępy, cholera wie. Tak czy siak, sytuacja wydawała się dość podejrzana.
- Dobra robota, siostro.
Głos wyrwał cię z krótkiego zamyślenia. W sumie, czy na pewno się zamyśliłaś? Pewne było, że usłyszenie tego głosu połączone było z dziwnym uczuciem, jakbyś usłyszała budzik wyrywający cię ze snu. Albo pstryknięcie po hipnozie, czy coś. Takie pyk, i nagle znów jesteś świadoma wszystkiego wokół, choć ostatnie co pamiętasz było dokładnie tym samym co i teraz widzisz przed sobą... prawie.
Tak, prawie. Już można pominąć fakt, że wcześniej nie słyszałaś przecież tego dziwnego, skrzekliwego głosu który - co było pierwszym skojarzeniem - mógłby należeć do żaby gdyby te potrafiły gadać. Do tego mówił z aż nadmiernym spokojem, przeciągając niepotrzebnie samogłoski. Jednak bardziej od samego głosu był widok osobnika, do którego on należał. Bo byłaś w stanie przysiąc, że jeszcze moment temu byłaś tu tylko ty i gość z irokezem, pomijając już byłego właściciela motocyklu - teraz jednak była tutaj jeszcze jedna osoba. Zaraz nad ciałem nieogarniętego rewolwerowca ktoś kucał. Był to chyba jakiś chłopak, bo mężczyzną raczej nie można go było jeszcze nazwać. To jest, jego postura (jak i głos!) całkowicie nie pasowała do kogoś o przeciwnej płci. Samej twarzy jednak nie było widać prawie wcale. Gość ubrany był w wyblakłą i mocno ubrudzoną bluzę z kapturem która chyba kiedyś miała fioletowo-bordową barwę, z obiema dłońmi wsuniętymi w kiszenie. Twarz miał przesłoniętą czarno-białą chustą która zdaje się nazywana była arafatką. Obrócony do ciebie bokiem zerknął krótko ku tobie znad ciała, po chwili wracając do jego obserwacji. Przez ten niedługi moment mogłaś zauważyć, że mimo wyglądania całkiem młodo, zachodzące na czoło włosy były całkowicie siwe. A do tego, podobnie bezbarwne były jego oczy.
Kimkolwiek był, raczej nie wykazywał, póki co, żadnych wrogich zamiarów. Wydawał się być za to niezmiernie zainteresowany plamą krwi rysującą coraz bardziej wyrazisty wzorek wystający spod ciała elokwentnego rewolwerowca.
Saigai - Wto Sty 06, 2015 9:27 pm
Cofnęłam się o jakieś dwa-trzy kroki i patrzyłam jak rozgarnięty rewolwerowiec upada. Przez chwilę czułam się jakbym to nie ja pociągnęła za spust, jakbym tylko obserwowała. Zapewne wyświadczyłam mu w ten sposób pewnego rodzaju przysługę. Jego działania jasno pokazywały, że gość był zbyt głupi by przeżyć i nawet gdybym ja go nie zastrzeliła to zrobiłby to ktoś inny. Zresztą raczej nie miałam wyjścia - jeśli nie on to ja bym zginęła. Jak to kiedyś powiedział ojciec - to prawo dżungli - jeśli ty nie zabijesz to zabiją ciebie. Tutaj przetrwają tylko najsilniejsi. I ci, którzy mają głowę na karku (jak dodawała matka - choć ona chyba też do takich nie należała skoro radośnie przystała na pomysł eksploracji siedliska Arachnid). Powoli opuściłam dłoń z jeszcze dymiącym po wystrzale pistoletem. Słysząc skrzekliwy głos aż podskoczyłam. Zamrugałam oczyma i nieco przestraszona spojrzałam na jego źródło. Zamrugałam jeszcze raz oczami i jeszcze raz spojrzałam na właściciela głosu.
- S-skąd się tu wziąłeś? - wykrztusiłam z siebie. Ostrożnie podeszłam bliżej zwłok. Pistolet trzymam opuszczony tak, aby móc natychmiast zareagować jeśli ten ktoś okaże się jednak nie mieć przyjaznych zamiarów. Gdy znalazłam się bliżej zwłok patrzyłam się przez chwilę na nie.
- C-czy on nie żyje? Znaczy... Zastrzeliłam go? - Nadal było to dla mnie trochę nieprawdopodobne. Przeniosłam wzrok z gościa z irokezem na leżący na ziemi rewolwer i jeśli siwowłosy nie oponuje zabieram go i oglądam.
Jedius 9 Baka - Sob Sty 10, 2015 6:21 pm
[ BGM: O łał, nadal Darren Korb - Old Friends ]
Niecodzienny jegomość pojawiający się znikąd nie był chyba skory do wyjaśnień - wszystko, co zrobił po usłyszeniu pierwszego spotkania to głębokie westchnięcie. Zupełnie jak człowiek który słyszy to na co dzień i ma już dosyć powtarzania w kółko tego samego. Czy coś. Jego ruchy były bardzo powolne, flegmatyczne wręcz, lub po prostu leniwe. Bez absolutnie żadnych oznak pośpiechu wyciągnął jedną, kościstą dłoń w bezpalcowej rękawicy z kieszeni i pociągnął słabo za krawędź dżinsu trupa, rozpinając jeden guzik jego kurtki. Potem wsunął łapsko pod jego ubranie, chyba szukając czegoś na wysokości piersi. Absolutne zero skrępowania. Cóż, trup nie wnosił sprzeciwów. Z zastygłym na twarzy wyrazem szoku leżał bez drgnięcia, blednąc coraz bardziej z każdą chwilą, do kompletu z czerwieniejącą ziemią. Gdyby nie dziura w ubraniu tak naprawdę nie wyglądałby nawet na zabitego, a na idiotę który umarł z mrozu na pustkowiu. Tak to wyglądał tylko na idiotę.
- Bardziej martwy nie będzie. Biletu powrotnego nie dostanie. Jeśli miał jakieś znajomości, marzenia albo plany na przyszłość, zostały brutalnie urwane. Możesz być z siebie dumna, siostro. - odpowiedział skrzekliwym głosem na drugie pytanie, wzrok mając skupiony na swojej ręce - właśnie wyjmował ją spod ubrania tępego osiłka i po otwarciu jej nad ciałem można było dostrzec jakiś stary, srebrny, potłuczony zegarek naręczny. Jakiś stary złom na oko, nic ciekawego. I chyba nawet nie działał, bo zakapturzony po chwili przyglądania zaczął nim potrząsać jakby miało to pomóc.
Ty podniosłaś z ziemi rewolwer. Już wcześniej wiedziałaś, że nie jest to żadne cudo, ale teraz mogłaś to tylko potwierdzić - spory kawał bębna był pokryty rdzą. Najprawdopodobniej broń przeleżała jakiś czas w kałuży, co jakoś nie mogło cię dziwić znając jakotako jej właściciela. Lufa miała małą szczerbę u spodu, co groziło jej pęknięciem podczas wystrzału. W środku wciąż znajdowały się jeszcze trzy naboje i trzy puste łuski. Zdecydowanie inny kaliber niż twój pistolet. Co ciekawe, rewolwer nie miał nawet żadnego znaku producenta. Cholera jedna wie skąd to gówno jest.
- Co by się stało, gdybyś spudłowała, siostro? - Żaboczłowiek zapytał ponownie, wciąż wpatrzony w ten głupi zegarek, który trzymał teraz za koniec paska i kołysał niczym wahadło. Można było już się tego domyślić, ale ten gość chyba nie był jakiś normalny. I co on ma z tą "siostrą"?
Saigai - Sob Sty 10, 2015 10:52 pm
Usiadłam na ziemi z rewolwerem. Przez chwilę przyglądałam się rewolwerowi, po czym zdecydowałam się go zachować. Przeniosłam wzrok na tego dziwnego nieznajomego i zaczęłam go baczniej obserwować. Wzdrygnęło mnie to jak bezceremonialnie ten gość maca trupa. A gdy zobaczyłam, że wyciąga spod jego koszuli zegarek moje oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
- Gościu, skąd wiedziałeś że on tam trzyma zegarek? I co to w ogóle jest? - patrzę to na tego dziwaka to na trzymany przez niego zegarek. - Nie ogarniam. Możesz mi powiedzieć o co tu chodzi?
Na wzmiankę o tym, że mogę być dumna z tego, po plecach przebiegł mnie dreszcz. Patrzyłam na niego starając się zachować spokój. Wzruszyłam ramionami i powiedziałam starając się brzmieć jak najbardziej spokojnie i naturalnie, pomimo nadal krążącej w moich żyłach adrenaliny.
- Bywa. Takie, życie. Ale nie widzę tu powodów do dumy. To była konieczność.
Otworzyłam bęben, żeby sprawdzić jak wyglądają naboje i czy nie są przypadkiem nie zawilgły. Może przy odrobinie szczęścia udałoby mi się naprawić ten złom? W końcu tego rodzaju zabawek nigdy za wiele. Kto wie kiedy mogę być przydatne? Uniosłam rewolwer jakby próbując nim celować, gdy głos nieznajomego przywrócił mnie do rzeczywistości.
- A skąd mam to wiedzieć? Nie wydawał się szczególnie rozgarnięty, ale zapewne wściekłby się i spróbował strzelić we mnie. Zresztą, czy to ważne? Ten typ nie żyje, tkwię na samym środku jakiegoś pieprzonego zadupia z gościem, który pojawił się znikąd i niczego nie wyjaśnia. To nie jest normalne, ani trochę! I bez urazy, ale jestem jedynaczką, więc nie wiem skąd wzięło ci się to "siostro".
Westchnęłam.
-Chyba powinnam stąd spadać. - powiedziałam wstając i kierując się w stronę motoru.
Jedius 9 Baka - Nie Sty 11, 2015 1:41 am
[ BGM: Zgadnij co ]
- Co wiedziałem? Skąd wiedziałem? Nie wiedziałem. Za bardzo się spinasz, siostro. - odparł z nadzwyczajnym spokojem, chowając w końcu dłoń z zegarkiem w kieszeń bluzy. Uniósł wzrok ku tobie, nie krępując się wcale ze spojrzeniem w oczy. - Wkrótce wszystko będzie jasne. Nie ma co się śpieszyć. Pokój i spokój, siostro.
Mogłabyś przysiąc, że gość postawił sobie za cel bycie coraz bardziej irytującym z każdą chwilą. To jego spojrzenie było cholernie niepokojące. Być może dlatego, że większość jego twarzy była schowana za arafatką, może przez tą dziwną bezbarwność oczu, cholera wie. Pewne było to, że bardzo ciężko było odwzajemnić spojrzenie. I on chyba zdawał sobie z tego sprawę.
Mając na szczęście co innego do zwrócenia nań wzroku, sprawdziłaś jeszcze naboje rewolweru. Te były w dobrym stanie, gotowe do wystrzału. Najpewniej zostały umieszczone wewnątrz już po tym smutnym czasie spoczynku broni w wodzie. Z naprawą broni niestety byłoby już trochę trudniej. Mogłabyś oczywiście dołożyć kilka obręczy zaciskających się wokół lufy by zapobiec jakoś jej przedwczesnemu rozpadnięciu się, ale to tylko przedłuży żywotność rewolweru - nie będzie to pełnoprawna "naprawa", bo ryzyko złego strzału wciąż będzie istnieć. Mogłabyś może kiedyś poszukać jakiejś innej lufy o tym samym kalibrze na wymianę, ale nie znając nawet marki byłoby to niesamowicie trudnym zadaniem. Odpowiedziałaś w końcu na jego, dość głupie zresztą, pytanie. On sam na nie nie odpowiedział, a jedynie zwrócił wzrok ku niebu, znów wyjmując prawą dłoń z kieszeni i pocierając jej knykciami o swoją skroń. Niemal jakby się zastanawiał. No i oczywiście nie wyjaśnił tego całego fenomenu "siostry". Nie odezwał się, ani nie wykonał żadnej zmiany pozycji dopóki nie wspomniałaś o tym, że masz już zamiar odejść.
- O, tak. Chyba już czas. - oznajmił, powoli podnosząc się gdy skierowałaś swoje kroki ku motocyklowi. Znów z obiema dłońmi w kieszeniach odwrócił się ku tobie i twemu pojazdowi (co mogłaś zobaczyć zerkając odruchowo przez ramię - ot tak dla pewności, bo mógł przecież wyciągać broń). Wygiął się w bok, chyba przeciągając, po czym sam... również zaczął iść w tę stronę. - Wszyscy na pewno się niecierpliwią. Nie mogą się doczekać, kiedy będą mogli cię poznać, siostro. Ciężko mi było cię znaleźć. ...Aaa... miej oczy szeroko otwarte.
Długo zamierza za tobą iść? NAPRAWDĘ był z każdą chwilą coraz bardziej irytujący. Może to głos, może spojrzenie właśnie, może ogólnie styl bycia - ale z każdą sekundą która upływała miałaś coraz silniejsze wrażenie, że nie chcesz mieć go w swoim pobliżu. Cóż, przynajmniej twój motor był wciąż cały i zdrowy. I patrząc na niego przypomniałaś sobie dopiero o tym, że przecież znalazłaś tutaj kask. Pewnie leży wciąż pod murkiem, tam, gdzie upuściłaś go przed strzałem do irokeza.
Saigai - Nie Sty 11, 2015 8:32 pm
Zatrzymałam się w pół kroku.
- Chwila moment. - obróciłam się gwałtownie w stronę żaboluda. - Jacy wszyscy? O czym ty gadasz, gościu? I w ogóle po co mnie szukałeś? Możesz mi wyjaśnić o co tu, do ciężkiej cholery chodzi?
Byłam już dość solidnie zirytowana.
- Wiesz, koleś, bez urazy ale pojawiasz się nagle znikąd pośrodku niczego, tak totalnie z dupy i do tego nazywasz mnie siostrą. No proszę cię! Myślisz, że tak po prostu ci zaufam i pójdę gdzieś z tobą? Niby dlaczego miałabym to zrobić? Kim ty do cholery jesteś, co?! Skąd mam wiedzieć, że to nie ty tak go załatwiłeś? - tu wskazałam w kierunku trupa motocyklisty.
Wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić. Całe ta sytuacja miała jeden plus - wreszcie olśniło mnie co zrobić z kaskiem. Może i nie mam wody, ale przecież zawsze mogę to tworzywo, którym jest wyścielony wyciągnąć i wyrzucić, a gdy znajdę coś odpowiedniego po prost czymś go wyłożyć. Innymi słowy, biorę go. Tymczasowo przyczepię go jakoś do tyłu motoru i zabiorę ze sobą. No właśnie, motor... Co zrobić z tym paliwem...? Oparłam dłoń o biodro zastanawiając się i wyczułam coś twardego w kieszeni, sięgnęłam do niej i wyciągnęłam płaską dwunastkę. Cholera, przecież mogę odkręcić bak! Jeśli żabolud nie przeszkadza mi w tym to podchodzę do złamanego motoru i odkręcam bak. Dodatkowo staram się dokonać pobieżnego przeglądu części, czy któreś się jeszcze nadadzą do użycia.
Jedius 9 Baka - Śro Sty 28, 2015 2:12 am
Nie odpowiadał. Zupełnie jakby ignorował to co mówisz, w milczeniu szedł dalej naprzód, zgarbiony. Kiedy ty przypomniałaś sobie o kasku i baku i zawróciłaś by zrealizować swój plan, ten po prostu cie wyminął i po zrobieniu obrotu o sto osiemdziesiąt stopni rozkładając przy tym nieznacznie ręce - niczym balerina podczas baletu - cofnął się jeszcze o krok i... jakby nigdy nic, siadł na tyle motocyklu. -Twojego- motocyklu. Tyłem do przodu, czyli ten, no, tyłem do normalnego kierunku jazdy.
- Dobrze, że nie wierzysz, siostro. Nie jesteś naiwna. - przemówił w końcu, krzyżując ramiona podczas spokojnego przyglądania się temu, jak łapiąc w rękę klucz zabierałaś się do odkręcenia zbiornika. Szło to całkiem łatwo - bardzo możliwe, że ktoś inny robił coś podobnego całkiem niedawno temu, pewnie nie dalej jak miesiąc. Sama nakrętka wyglądała na dość nową, pewnie wcale nie pochodzącą od tego motocyklu. Cztery pociągnięcia i bak niemal sam wyskoczył z łożyska, wypluwszy z siebie niewielką ilość paliwa zanim obróciłaś go do góry nogami. Pewnie straciłabyś trochę więcej gdyby nie gumowa rura stercząca z otworu która poniekąd blokowała przepływ benzyny. Cholera wie czy była tam umieszczona celowo czy nie.
- Mogę powiedzieć więcej, ale... nie mamy na to czasu, siostro. Niebo plugawi się czerwienią. Myśliwi dziczy wychodzą na żer ze swoimi bestiami. Jako strażnicy ciemności nie możemy sobie pozwolić na otwartą konfrontację! Mam nadzieję, że... - tu klepnął dwa razy obiema dłońmi tył twojego motoru, unosząc nogi by oprzeć je jak ostatni debil butami na śrubach od resorów. - ...twój rumak jest szybszy niż na to wygląda. I że potrafisz go ujarzmić.
Ciężko było powiedzieć, o czym on właściwie pieprzy. Niebo wcale nie wyglądało na bardziej czerwone niż chwilę temu, nigdy nie słyszałaś o czymś z tak lamerską nazwą jak "myśliwi dziczy" albo "strażnicy ciemności". Ani dlaczego ten pacan bije twój motor. Ale, nawet w nerwach, dałaś usłyszeć nieco cichszy, dalszy hałas. Silnik, pracujący silnik. Jakiś pojazd. Coś się chyba zbliżało. Choć nie miałaś pojęcia co (ani jeszcze "skąd"), po dopiero co usłyszanych słowach mogło cię to napawać tylko jeszcze większym niepokojem.
Saigai - Sob Sty 31, 2015 1:53 am
Byłam całkiem zadowolona, że udało mi się całkiem sprawnie odkręcić ten bak. Trochę szkoda, że trochę paliwa się rozlało, ale cóż, trzeba było wziąć pod uwagę taką ewentualność. Zresztą nie ma co narzekać - w dalszym ciągu mam całkiem sporo paliwa. Odwróciłam się trzymając w rękach bak tak, żeby więcej paliwa się z niego nie wylało i zaczęłam się zastanawiać czy dałoby się tą rurkę jakoś zatkać albo chociaż jakoś tak zawiązać, żeby się nie wylewało przy transporcie. W końcu przecież prowadząc nie bardzo mam jak to trzymać, a motor to nie samochód - z tą pojemnością bagażnika się nie poszaleje. Nie dość, że za mało miejsca, to nawet gdyby było go wystarczająco to przecież i tak sporo miejsca zajmuje w nim koc. A przecież koca nie wywalę - kosztował mnie kilka kapsli, a kapsle nie deszcz - z nieba nie spadną. Spojrzałam za mojego dziwnego towarzysza. Widząc jak wygodnie rozsiadł się w głupawej pozycji na MOIM motorze, już miałam do niego krzyknąć: "Ej,ej, nie za wygodnie ci tam?!" gdy doleciały moich uszu jego słowa. Nazwy głupawe i brzmią jak totalna bzdura, zapewne wymyślona przez dzieciaka, któremu z głodu czy czegoś zupełnie pomieszało się w głowie (o czym byłam święcie przekonana obserwując jego zachowanie i ruchy). Już miałam się roześmiać, stwierdzić, że chyba go zdrowo pojebało i że pieprzy od rzeczy, gdy z oddali usłyszałam dźwięk pracującego silnika.
- O kurwa!
Pracujący silnik na tym wypizdowie zdecydowanie nie jest zapowiedzią niczego dobrego. Zdecydowanie kicha. Mogę się ociągać aż to coś się tutaj zjawi, modląc się się o cud i przyjazne nastawienie przybysza/przybyszów lub zarobić kulkę w łeb albo zaufać żabowatemu i spierdalać z nim, dając w gaz ile fabryka dała. Nie mam czasu na zastanowienia, a że dziwak, jakkolwiek pokręcony by nie był, wydaje się raczej niegroźny. Cokolwiek. Z dwojga złego lepiej chyba w tę stronę. Podbiegam ile sił w nogach do motoru i wciskam żaboludowi wykręcony bak.
- Przydaj się i potrzymaj to w czasie jazdy, tak, żeby się nie rozlało. Zwijamy się stąd!
Jeśli wziął bak ode mnie to wskakuję na motor i próbuję go odpalić. Obejrzałam się jeszcze smętnie za siebie, żałując, że nie miałam czasu na wykręcenie zdatnych części z tamtego wraku i przeszukanie zwłok głąba z Wszechturiańskiej - a nuż miał przy sobie więcej naboi do rewolweru? Nie ważne, jedyne co się teraz liczy to spadać stąd i mieć nadzieję, że tamci, kimkolwiek są, nas nie dopadną.
- Dokąd mam jechać? - krzyknęłam w stronę siedzącego za mną dziwaka ruszając.
Jedius 9 Baka - Pon Lut 23, 2015 4:56 pm
[ BGM: Lucifer's Dance ]
Jak to powiedział kiedyś ktoś mądry - nie ma czasu na gadanie, do roboty. Zbliżający się pojazd zdecydowanie nie mógł wróżyć niczego dobrego - czy raczej, liczenie na łut szczęścia iż ktokolwiek przejeżdżający tak daleko od ustalonych traktów handlowych i komunikacyjnych pomiędzy osadami jest kimś kto może być przyjazny nieznajomym byłoby dość głupie. Czym prędzej wróciłaś więc do motoru i wcisnęłaś żaboludowi bak w łapy, na co ten w ogóle nie protestował.
- Się wie, siostro. Jako sługom mroku, nierozsądnie byłoby walczyć w dzień. - odparł przesadnie spokojnym tonem, jakby cokolwiek mówił było zupełnie oczywiste dla was oboje. Ty wskoczyłaś szybko na siedzenie i zaczęłaś próby odpalenia motoru. No i oczywiste było, że jeśli ten motocykl kiedykolwiek miałby szwankować, to wybrałby sobie właśnie ten moment - pierwsza próba, tak jak i następna, nie powiodła się. Jakbyś już nie była wystarczająco podirytowana, to jeszcze teraz prócz samego głosu silnika zaczęły dobiegać twych uszu nowe dźwięki. Wystrzały. Ktoś kurwa strzelał z broni palnej. Cholera wie czy to do was - nic przecież jeszcze stąd nie było widać, budynki osłaniały was całkowicie od strony skąd dźwięki dobiegały i nie było śladu żadnych odprysków lub trafień w mur, ale nie sprawiało to wcale że sam fakt słyszenia tego był mniej denerwujący. Oj, całe szczęście, że trzecia próba uruchomienia silnika zakończyła się powodzeniem, a motor warknął basowym pomrukiem wyrzucając pierwszy, gęstszy kłąb czarnego dymu z rury wydechowej.
- Ku twarzom przodków, którzy czuwają nad naszymi życiami, chroniąc przed... - Nawet w tej sytuacji, debil nie przestawał gadać od rzeczy. Urwał jednak zdanie w momencie, gdy gdzieś z centrum miasteczka nagle rozległa się eksplozja. Może nie było to coś w ogóle porównywalne z tym gigantycznym wybuchem z Przeklętego Miasta, który zrównał Źródło z ziemią, ale było na tyle blisko, byś mogła wyraźnie poczuć wstrząs który nieomal nie wywrócił cię razem z dziwakiem i motorem - a do tego sprawił, że wkrótce zostaliście obsypani gradem drobnego gruzu. Była to chyba wystarczająca motywacja dla zakapturzonego by zacząć wreszcie mówić jaśniej, bo odwrócił głowę ku tobie i krzyknął głośniej niż dotychczas.
- KU GÓROM, siostro!
Na pewno nie trzeba było mówić więcej - a pewnie i ruszyłabyś w tym momencie nawet gdyby nie podał celu, bo zostanie w tym miejscu zdecydowanie nie było dobrym pomysłem według żadnego podręcznika z poradami o przeżyciu. Nawet poprzez ryk silnika wprawionego natychmiast w maksymalne obroty mogłaś usłyszeć jak ktoś otworzył ogień z ciężkiej broni automatycznej. To zdecydowanie musiało być coś wielkiego, ciężkiego, czego nigdy wcześniej nie miałaś okazji zaobserwować na żywo. Na przykład Święty Karabin Myśliwych Dziczy. Właściwie to chuj z tym co to było, najważniejsze teraz było to, by się stąd jak najszybciej ulotnić. Kurczowo trzymając się kierownicy wyrwałaś się do przodu, wzbijając za sobą tumany kurzu które na pewno nie pomogą w zniknięciu "po cichu". Z drugiej strony, w samej wiosze jest teraz pełno pyłu po eksplozji, może nie zauważą...
Wasz kierunek miał jedną dobrą stronę - góry mieliście na wprost przed sobą, na północ. Świetnie było je stąd widać, do tego nie musieliście lawirować pomiędzy żadnymi budynkami aby wydostać się z ruin wiochy, bo byliście akurat na jej północnym brzegu. Niestety, złych stron było więcej - po pierwsze, absolutny brak dróg. Podłoże było nierówne, a motocykl zdecydowanie nie był zaprojektowany do wyczynowej jazdy, nie wspominając już o tym, że jego wiek dawał się we znaki. Miotało wami jak szatan. Tutaj trzeba było dać kilka punktów dla dodatkowego pasażera, który jakimś cudem utrzymywał się siedząc na jego tyle wcale się niczego nie trzymając, a do tego będąc tyłem do kierunku jazdy. Zresztą, tak naprawdę to chyba nawet jak zleci to nie będzie to jakaś wielka strata, przynajmniej motor będzie lżejszy i łatwiej będzie zwiać. Choć z drugiej strony, on trzyma zapasowe paliwo. Ciężka sprawa. W każdym razie, wasza droga miała jeszcze drugi minus - dobrze wiedziałaś, że pomijając jakieś pomniejsze skały lub być może jeszcze jakieś ruiny które możecie napotkać na drodze, całą przestrzeń pomiędzy wami a górami to na dobrą sprawę pustynia. W tym momencie, śnieżna pustynia. A to oznacza, że nawet z dość dużej odległości będzie was widać jak na dłoni.
Kim byli ci cali "myśliwi dzicy" czy ktokolwiek to był? Czy może bardziej adekwatne pytanie, dlaczego od razu otworzyli ogień, jakby najeżdżali miasteczko które przecież nie było nawet zamieszkane? To nie miało większego sensu. Jakaś wojna gangów? Być może. To przynajmniej miałoby JAKIŚ sens. Ale z drugiej strony, przecież przeszukałaś niemal całą tą wiochę i w sumie znalazłaś tylko jednego typa. Czy raczej on znalazł ciebie. No, i był jeszcze ten żabolud. Skąd ON się tam wziął? O, a skoro o nim mowa... Chyba właśnie klepnął cię w ramię. Z doświadczenia sprzed kilku dni już wiedziałaś, że oglądanie się za siebie podczas jazdy na pełnej prędkości i do tego na takim ternie prowadzi do nieprzyjemnych potłuczeń, więc po prostu spojrzałaś w lusterko - faktycznie, gość okręcił się bokiem tak, by spojrzeć ku tobie.
- Chyba nas widzą, siostro! Na pewno ci to potrzebne? - aż zadziwiające, że byłaś w stanie usłyszeć te skrzeki poprzez nieustanny warkot. "To"? Chyba chodziło mu o bak, który mu podałaś. Cokolwiek zamierzał z nim zrobić, najwyraźniej czekał na odpowiedź. "Chyba nas widzą"? Czyli co, że gonią? W lusterku nic nie widziałaś, ale ciężko byłoby zobaczyć coś odległego w takim małym lusterku kiedy tak cholernie trzęsie. Niby mogłaś spróbować się obejrzeć, ale to już dawało ryzyko kraksy, która była tu bardzo niewskazana.
Saigai - Pią Mar 06, 2015 1:22 am
Po raz pierwszy odkąd go spotkałam powiedział wreszcie coś normalnie i z sensem. Jadąc tak szybko jak tylko się da modliłam się w duchu, żeby jednak nie zwrócić uwagi przybyszów, kimkolwiek oni są. Odgłosy strzałów z ciężkiej broni automatycznej wcale nie brzmiały zachęcająco. Kimkolwiek oni są, stanięcie oko w oko z grupą mającą solidne uzbrojenie mając do dyspozycji pistolet, rozpadający się rewolwer z nieznaną liczbą naboi w bębenku (szlag by to trafił – nie było kiedy sprawdzić), zresztą samo strzelanie z tego złomu mogłoby być ryzykowne i granat błyskowy własnej produkcji byłoby skończonym kretynizmem w czystej postaci. Wyboiste podłoże i skały – jeśli z tej karkołomnej ucieczki wyjdziemy cało moja dupa będzie to pamiętać przez długi czas. Zbyt szybko raczej nie usiądę ponownie. Żeby tylko ten motor wytrzymał. Jeśli wykrzaczy nam się w trakcie jazdy albo braknie paliwa to koniec. Nie ma szans, żebyśmy się zatrzymali, zatankowali i zdążyli odjechać zanim tamci nas dorwą. Dodatkowo samo zatrzymywanie się na pustyni, gdzie będzie nas widać jak na dłoni – piękny prezent dla strzelców. Przez całą drogę nerwowo zerkam w lusterko. Niemal podskoczyłam na siedzeniu gdy żabowaty klepnął mnie w ramię.
- Czy ty chcesz wyrzucić nasz zapas paliwa? - miałam nadzieję, że się przesłyszałam – Nie ma opcji, będzie nam potrzebny, bo nie spodziewam się tu spotkać stacji benzynowej czy czegoś podobnego, a ten motor nie jeździ na powietrze. Jeśli już koniecznie musisz czymś w nich rzucić, to czemu nie weźmiesz granatu błyskowego? Mam go przypiętego do kabury. Umiesz odbezpieczyć?
Cały czas starałam się pilnować drogi i wymijać przeszkody zachowując jednocześnie odpowiednią prędkość. Od czasu do czasu zerkałam w lusterko sprawdzając czy faktycznie nas ścigają i ewentualnie ilu ich jest.
- Jak daleko jeszcze do tych Twoich „wszystkich”? - krzyknęłam do żaboluda. Jechałam najszybciej jak się dało, mając nadzieję, że nie zaczną nagle strzelać z tej swojej ciężkiej broni. Żeby tylko miejsce do którego żabolud chce się dostać nie było już niedaleko. Nie oglądając się za siebie starałam się skupić na drodze przed nami. Śnieżna pustynia – niedobrze. Mam dość przewiewne ubrania, a i nie mam pewności jak opony będą zachowywać się na śniegu. Ewentualny poślizg może oznaczać nasz koniec. Z drugiej strony, jeśli zwolnię będzie łatwiej nas dopaść. Nie było mowy, żeby się odwrócić i upewnić czy nadal nas ścigają i jak duża dzieli nas odległość, więc co jakiś czas nerwowo spoglądam w lusterko, które marnie pokazuje to co jest za nami ale zawsze to coś. Ostatecznie cyknęłam i powiedziałam żaboludowi:
- Nie dam rady jednocześnie pilnować drogi i dokładnie obserwować tego co się za nami dzieje. Musisz mnie w tej kwestii wyręczyć. Szybko się do nas zbliżają?
Nerwy mam napięte i chyba powoli zaczynam już panikować. Zaciskam mocniej zęby na trzymanej w ustach wykałaczce i pochylam się niżej nad kierownicą. Dłonie spociły mi się w rękawiczkach ściskając mocniej kierownicę. Oby tylko motor wytrzymał, bo mam wrażenie, że podłoże jest coraz trudniejsze.
Jedius 9 Baka - Czw Kwi 30, 2015 3:54 am
Zaspa. Czy wydma. Czy może oba na raz. Z raptownym wzrostem obrotów silnika gdy oba koła oderwały się od podłoża przez moment mogłaś poczuć pozorny stan nieważkości, który jeszcze gwałtowniej zakończył się gdy motocykl uderzył znów o podłoże po krótkim locie - przy okazji sprawiając, że i ty sama nie dałaś rady utrzymać się sztywno i przywaliłaś twarzą w kierownicę. BOLAŁO. To pewnie dlatego ludzie przed wojną nosili kaski. Całe szczęście, że zdołałaś utrzymać równowagę i nie wywróciłaś motoru - ból w górnej szczęce jednak nie był ani trochę przyjemny. Cóż, zębów chyba nie straciłaś, a przynajmniej nie wyczuwałaś niczego poza normą po odruchowym przejechaniem po nich językiem. I wyglądało na to, że twój pasażer również dalej się trzyma swojego miejsca, nie spadł. Ba, chyba zdołał w trakcie tego manewru zabrać ci ten granat o którym mu wspomniałaś - widziałaś go w krótkim mignięciu jego postaci w lusterku. Ale nic, ni cholery, ani śladu żadnego pojazdu będącego za wami w pogoni. Cóż, być może zasłaniała go teraz wydma, z której niedawno wyskoczyliście... albo coś.
- Nie no, siostro... nie kompromitujmy się! - odezwał się znów głośno żabex. Bardzo prawdopodobne, że mówił o granacie - no bo niby o czym innym? - A czy daleko? Nie wiem... trzy godziny?
. . .
Tak, naprawdę to powiedział. Do tego tonem tak lajtowym i lekceważącym, że aż się prosił o strzelenie dłonią przez pysk. Albo o wytarzanie głową po zamarzniętym piachu. Albo o przywiązanie za kostki do motoru i przejażdżkę po połamanym asfalcie... Ale o tym trzeba było pomyśleć później - zbliżała się kolejna zaspa. Musiałaś tym razem chwycić się mocniej i przygotować na kolejną hopę, by zapobiec kolejnemu walnięciu o...
- ...Hej, znam to! Skręcaj siostro, przechytrzymy łowców! - odezwał się nagle nadmiarowy pasażer, wskazując kierunek w lewo. Swoją lewą ręką. A jako, ze ciągle siedział tyłem do jazdy, by to zrobić musiał obrócić się w swoje lewo, więc owa ręka nadciągnęła z twojej... prawej strony. Skupiona na przygotowaniu się do skoku w ogóle nie byłaś na to przygotowana - oberwałaś w bok twarzy, całkowicie straciłaś równowagę. Robiłaś co w swojej mocy żeby ją odzyskać, ale na próżno - przy tym szaleńczym tempie, motocykl zaczął jedynie zataczać coraz większe łuki to na lewo, to na prawo, aż...dotarliście do szczytu wydmy.
Jakby sytuacja dotychczas nie była przerażająca, teraz wszystko się spotęgowało. Motocykl oddalał się od ciebie - czy może raczej ty od motocyklu. Nie miałaś siły by utrzymać kierownicę w ręce - wyśliznęła ci się z uchwytu. I dopiero wtedy zorientowałaś się, że lecisz do tyłu, głową u dołu. Widziałaś, jak żaboń stacza się z tylnego brzegu zaspy w dół - widać spadł z motoru jeszcze zanim wyleciałaś z nim w górę. Zaraz obok niego to samo robił niedawno odkręcony przez ciebie bak. I coś jeszcze, chyba jakieś martwe zwierzę. A dużo bardziej z tyłu, w oddali widziałaś... coś zbliżającego się. Chyba miał rację. Coś was goni--
*SLAM*
...Nie byłaś pewna, co się stało. Musiało cię mocno zamroczyć. Dopiero co odzyskiwałaś zmysły. Widzisz... coś jasnego. Ale ni cholery nie wyglądało to jak światełko w tunelu. Kurwa, to przecież słońce. Przyćmione trochę... czarnym dymem? I kuźwa, boli cię kark.
Leżałaś na przykrytym śniegiem piasku. Czyli wciąż byłaś na pustyni, a nie w żadnym niebie czy piekle, zgadza się. A ten smród... pochodził z twojej lewej strony. Z tej wielkiej kupy złomy, która tam była. I dymiła się jak sto pięćdziesiąt. Na tyle, że niemal całkowicie przesłaniało ci niebo - ugh. Znowu... szczęście i pech? Miałaś w końcu niemiłą wywrotkę podczas ucieczki, ale... wygląda chyba na to, że i wasz pościg nie dał rady tej wydmie i najzwyczajniej w świecie, w jakiś sposób się rozbili. Dziwnym zbiegiem okoliczności, czarny dym z płonącego wraku był dmuchany przez wiatr właśnie na to niewielkie zbocze na którym znajdowałaś się ty, w jakiś sposób chyba cię kamuflując - a było przed czym. Bo choć ich wóz wozu już wcale nie przypominał, to najwyraźniej jego załoga wciąż dychała. A przynajmniej w części.
- ...więc nie pierdol tylko szukaj typów! Gdzieś tutaj są...
- Klawo... weźmiecie mnie na tortury?
Ten pierwszy głos dobiegał gdzieś sprzed ciebie, na lewo od wraku - widziałaś tam chyba zarysy dwóch ludzkich postaci, gdzieś tak z dziesięć metrów od ciebie, ale przez ten gówniany dym nic więcej nie dało się dostrzec. Do tego lada moment zbierze cie się od niego na kaszel. Albo rzyganie. Albo oba na raz. W każdym razie, ten drugi głos... ten znałaś dużo lepiej. Należał do twojego byłego pasażera na gapę, i znajdował się gdzieś jeszcze bardziej na lewo. Tyle, że jego to już nie widziałaś ani śladu. Zresztą, nie pogadał on sobie za dużo. Ledwie skończył zdanie, rozległ się głośny strzał. A po nim cisza. Ni cholery nie widziałaś, kto gdzie strzelał, ani czy trafił ni czy w ogóle coś się stało. Nie miałaś nawet najmniejszego pojęcia w którą stronę byłaś zorientowana, gdzie może być twój motocykl ani-- Oooo. A jednak szczęście. Zauważyłaś tuż obok siebie znajomy kształt. W końcu sama go stworzyłaś - tuż obok ciebie, na śniegu, jakimś fortunnym zbiegiem okoliczności leżał domowej roboty "flaszbang", Jakby stęsknił się za mamusią.
|
|