Wiele sfer
Mało gier

Gra - Interactive Meta - Magic of Birthday

Firanke - Sob Maj 11, 2013 7:19 pm
Temat postu: Interactive Meta - Magic of Birthday
[BGM: Far]

Cała sala była udekorowana rozmaitymi kokardami w kolorach złota i czerwieni. Średnich rozmiarów pomieszczenie o pozłacanych stołach i pięknych, białych obrusach, na których znajdowało się mnóstwo smakołyków - na jednym stole więcej owoców, niż można zliczyć, na innym rozmaite półmiski z daniami mięsnymi, każde podpisane tabliczką. Po przeciwnej stronie - bukiety surówek, sałatki, na sąsiadującym stoliku wszelkiego rodzaju ciasta, napoje, oraz... wielki tort. Biały, pełen truskawek. Z osiemnastoma małymi świeczkami.
Głębiej w sali były oczywiście i dwa stoliki dla gości. Nie były specjalnie wielkie, a na pewno były kontrastem dla ilości dań na stole. Ilość miejsc sugerowała kameralne wydarzenie, dania - ogromny bal. I tylko najbardziej w głębi tego miejsca, jeszcze dalej, znajdował się czwarty stół. Z wygodnym fotelem. Mężczyzna w białym fraku zbliżył się tam z wazą zupy grzybowej, jednak został szybko zgarnięty przez vice-nadzorczynię personelu - Ilami Stutterheim - dziewczyna o długich jasnopomarańczowych włosach, których włosy przechodziły końcówkami w biel. Dziś była odziana w zieloną sukienkę praktycznie pozbawioną dekoltu. W koncu i tak nie ma czym świecić. Jest płaska jak deska, co często wypomina jej Iscarius. Zgarnięty białofrakowiec został ustawiony w rządku z pozostałymi czterema ubranymi tak, jak on. Stutterheim zmierzyła ich wzrokiem, odchrząknęła głośno i przemówiła:
- Ratan, Matan, Natan, Satan, Watan. Dobra robota. Wszystkie przygotowania wstępne zakończone. Ale jeśli jeszcze raz zobaczę tutaj wnoszoną zupę grzybową, to porozmawiamy sobie inaczej. - po tych słowach zmierzyła szczególnie wzrokiem przedostatniego - To ważne wydarzenie, nie możemy sobie pozwolić na porażkę. Lady Shix nie wybaczyłaby nam zniszczenia wydarzenia zorganizowanego przez samego Hamescusa. Nawet, jeśli miałoby być małe i kameralne. Znacie zasady, kto ma być daleko od kogo i tak dalej. Ja pójdę odebrać Kagami i Ikigawę. Wy zajmijcie się spraszaniem gości. Strifer zajmuje się barierami przeciw Qual'domanowymi, zaś Sky pewnie lada moment przebudzi urodzinowego. Ratan, nie szczerz się tak, pozostałych nie będzie. Poprosisz tą Saetin o autograf później. Wszyscy znają swoje zadania? - rozejrzała się po nich spokojnie - To świetnie. Rozejść się! - machnęła energicznie ręką, a wszyscy niemalże natychmiastowo rozpłynęli się w powietrzu.
------------------------------------------------------
Jedichi zwany Rikonem otworzył oczy. Jeszcze przed chwilą gadał z białym królikiem i szarakiem na temat zagubionych sztyletów, a teraz? Siedział na białym fotelu w kryształowej sali, za plecami mając swój wielki posąg. Tuż przed fotelem, na kryształowej podłodze znajdowała się kamienna tabliczka z napisem "JEDICHI UNIZAKI". Przed nim stał jeden z tego świrniętego duetu, niebieskogarniturowy, mając na głowie śmieszną czapkę, chyba taką urodzinową.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Co, nie masz urodzin? Za wcześnie? Bzdura, osiemnaste urodziny masz dzisiaj, czas płynie inaczej bla bla bla bla, nie ma czasu na wyjaśnienia, łap mnie za rękę, zaraz się zacznie! - oznamił niemalże jednym tchem podbiegając i wyciągając w kierunku młodzieńca rękę - Dzieje się taka magia, że będziesz żałował do końca życia, jak tego nie zrobisz. - uśmiechnął się zachęcająco, dodając ciszej - Jest nawet gość specjalny. Ikigawa.
Nie wyglądało na to, by miał zamiar ustąpić. Było w jego spojrzeniu coś, co wskazywało na to, że na nie zareagowałby głośnym "CO nie!?".

Jedius 9 Baka - Sob Maj 11, 2013 7:41 pm

O rany. Tyle strachu mnie ogarnęło. Dopiero co była mowa o jakimś genjutsu w którym znikają sztylety i tak dalej, a tu nagle znajduje się w jakiejś dziwnej sali. Kryształowej. Podpisany jak jakieś zwierzę w cyrku. Już miałem się rozglądać za jakimiś obserwatorami którzy rzucaliby mi jedzenie (no bo byłem trochę głodny!) gdy okazało się, że szukać wcale nikogo nie muszę. A, ten gość od gadania z książkami. Pewnie któraś go rzuciła więc teraz będzie wyżywać się na mnie. Urodziny? Czy nie mam ich dopiero za tydzień? Czas płynie inaczej? A nawet, czasu nie ma w ogóle? Takie pytania chciałem zadać, ale paplając tyle właściwie odpowiadał na nie nim zdołałem je wypowiedzieć, więc jedyne co opuszczało moje usta to "aagh", "umhm", "yyurf" i tym podobne, sprawiając że brzmię jak ktoś upośledzony.
- Ale, czekaj, we... - chciałem coś w sumie powiedzieć. Tylko, że już nie pamiętam co. Ikigawa? TUTAJ? Wśród tych wszystkich snobów, uważających moje życie za grę? Ale... to chwila. Ona też wie o tym wszystkim? Też ma takie ten... swojego własnego stwórcę i inne bajery? Jeśli tak, to ciekawe jaki bądź jaka jest. Też taką warkliwą snobką jak tamta w czarnym, czy może bardziej przyjacielska, jak ten w czerwonym, ode mnie... właściwie, jak on miał na imię? Przedstawiał mi się?
Ale, dobra, nieważne. Skoro Mam iść i będę tego żałował jeśli tego nie zrobię, to idę, no.
- Noo... dobra. - powiedziałem, wyciągając już rękę do niego. - Tylko weźcie mi tu imię później zmieńcie, czy coś. - skinąłem głową w stronę tabliczki wskazując ją brodą tuż przed pochwyceniem jego dłoni. W sumie, rozglądam się tu jeszcze raz wokół - czy są tu też inni ci... pionkowie? Jak tak, to ile?

Firanke - Sob Maj 11, 2013 9:17 pm

Pochwyciłeś zimną rękę mężczyzny. Pociągnął cię od razu za sobą, idąc szybkim krokiem. W pomieszczeniu było jeszcze kilka takich posągów. Najbliżej ciebie, przy przeciwnej ścianie, znajdował się posąg - "JAENELL SAETIN", dalej "MORITA KENICHI", który był oddalony kilka ładnych metrów od was - na obu siedzeniach znajdowały się kryształowe, siedzące, spoglądające przed siebie sylwetki dwójki, która była z tobą na ostatnim spotkaniu. To chyba wszystkie. Poszliście więc dalej. Korytarz ciągnął się długo, był właściwie pusty... do pewnego momentu. W pewnym momencie zauważyłeś kolejny zestaw posągów - pierwszy przedstawiał dziewczynę o włosach sięgających za ramiona. Wyglądało na to, że było tam też wyrzeźbione kilka wsuwek. Była niezbyt wysoka, zdecydowanie drobna. Ubrana była w jednolitą togę. Naturalnie z powodu kryształu nie mogłeś określić żadnych kolorów. Taka sama postać siedziała też na... tronie. Widać, że pionek z rozmachem. A tabliczka... "Haruka Hiromi".
Zaraz naprzeciwko niej był posąg... hej, znałeś go. Siedzący na tronie oraz przedstawiony na rzeźbie to nikt inny jak Ryoma. Tabliczka potwierdzała - "Sakamoto Ryoma". Zacięgnięty trochę dalej widziałeś dwa połamane posągi. Zostały tylko od pasa w dół. Ich pozostałości walały się po podłodze, potłuczone na drobne kawałki. Ich nazwy też były zdecydowanie zatarte, nie do rozczytania. Oba trony były puste.
Idąc dalej korytarzem widziałeś jeszcze dwie takie potłuczone rzeźby. Nie miałeś się jednak okazji im dobrze przyjrzeć, gdyż tempo, w którym niebieskogarniturowy cię ciągnął było coraz większe. Doszliście do pozłacanych drzwi, które gwałtownie otworzył z kopa. Rozległo się tylko "AŁ!" i huk. Wyszliście trochę na zewnątrz - znowu byliście w tej wieży, zgodnie z tabliczką na ścianie, na trzydziestym piętrze. A o ścianę po waszej prawej rozbita i trzymająca się za twarz była...
- Sh-Shix...? - przełknął ślinę. Dama w różowej sukni nie odpowiadała. Czułeś natomiast... rosnącą żądzę mordu dochodzącą z jej otoczenia.

Jedius 9 Baka - Sob Maj 11, 2013 9:38 pm

Ło-ho-hoł, a więc jednak nie byliśmy sami! Terefere, zasada trzech czy cośtam. Faktycznie nie powinienem tego słuchać ani tym bardziej zaprzątać sobie tym głowy. Ten czerwony od bezkonnych karot miał rację. Swoją drogą, ciekawe, jak to jest... siedzą tak, nie reagują na nic. Jakby tu byli jedynie ciałem, nie myślami. Jakby całe nasze życie było tylko jakby... wielkim, wspólnym genjutsu. Uwięzieni w nieistniejącej rzeczywistości. Ale... nie, nie chciałem tak myśleć. To by oznaczało, że Suzu-nyan nie jest prawdziwa. A właśnie, a przecież tamten cały "Stwórca" powiedział, że po wszystkim będę mógł ją gdzieś tam zabrać ze sobą, nie? Więc na pewno jest prawdziwa! Oczywiście, wpierw musi mi się to udać, ale... wolę być dobrej myśli. Tak, tak. Huzia przed siebie. Dziwna strategia, ale chyba musi działać. Rozpędzona kula śniegu jest nie do zatrzymania nawet dla stali.
Swoją drogą, tego typa znam. Aż za dobrze. Więc tez jest częścią gry, co? Skoro ani razu się z nim jeszcze tu nie spotkaliśmy, pewnie nie jest z nami. Jest przeciw nam. To chyba dobrze. Nie lubię go. Jest cholernie zapatrzony w siebie. Nie widziałbym żadnej możliwości współpracy.
No, a dalej jacyś rozdupceni goście. I jeszcze wandal co ich rozwalił, zniszczył też tabliczki. Ponarzekałbym, ale w sumie to nie moja sprawa. Tym bardziej, że niebieski coraz bardziej przyspiesza. I wtedy, jak nie w parował przez te drzwi. I to "ał". I w ogóle. Zwiastun zagłady. Ech, no tak. Urodziny nie urodziny, ale ja zawsze muszę mieć przejebane. Nawet nie ze swojej winy. Ja pierdolę. NO JA PIERDOLĘ.
Krok w bok. Daleki krok, na maksymalną odległość od niebieskiego. Wolną ręką wskazać go palcem. Słowa są zbędne. To nie moja wina. To on, to on. To wszystko on. Ja nie chcę oberwać!
...ale landrynkę chętnie podwędzę. Mam jeszcze jedną w kieszeni tak w ogóle, nie?

Firanke - Nie Maj 12, 2013 1:14 am

Błyskawicznie oddaliłeś się od niebieskogarniturowego, wskazując tylko na niego palcem. Odruchowo sięgnąłeś do kieszeni, by sprawdzić jej zawartość - owszem, landrynka była tam wciąż obecna. Kobieta powoli, niemalże mechanicznie podnosiła się na nogi, łypiąc spod oka na młodzieńca drapiącego się po tyle głowy. Nie zdążył nawet zareagować, gdy w jego czoło został brutalnie wbity... hej, czy to nie jest pilnik do paznokci? Nie osunął się jednak na ziemię. Z głową odchyloną do tyłu stał chwilę nieruchomo, po czym drżącą ręką wyciągnął narzędzie zbrodni z własnego czoła. Kobieta otworzyła usta, by się odezwać, co było zapewne zwietrzeniem okazji przez chłopaka, gdyż szybkim krokiem ruszył w górę, niemalże uciekając. A Shix? Warknęła i ruszyła za nim pędem.
- Trzydzieste-trzecie piętro, wielkie drzwi! - rzucił na odchodne, unikając landrynki, która po jego uniku wbiła się w ścianę, robiąc całkiem spore wgniecenie. Oboje szybko wlecieli na górę, huk za hukiem cukierki wyciągnięte z małej sakwy przy jej pasie rzeźbiły ściany.
- Sky, jak śmiesz łamać procedury!? Nie wolno budzić pionków wewnątrz Cristelurio! Muszę cię teraz za to ukarać!
- Tere-fere! Masz ból dupy bo dostałaś drzwiami i teraz masz brudną sukienkę! I po co się tak odstawiałaś dl-
- ANI SŁOWA WIĘCEJ! - ryknęła. Teraz huk był dużo głośniejszy! W sumie, wypadałoby się ruszyć. Trzy piętra nad tobą, zgodnie z tym, co on mówił. Czyli czeka cię przeprawa przez to landrynkowe pole minowe. Już stąd widziałeś co najmniej trzy. Tylko teraz były zielone.

Jedius 9 Baka - Nie Maj 12, 2013 10:16 am

Stojąc tak mogłem się zastanawiać, kto w sumie z tej dwójki ma coś bardziej nie tak z głową. On, czy ona. No bo to ciężko stwierdzić. Gadanie z książkami w sumie jeszcze nie jest takie złe, ale i miotanie cukierkami to też nie jest jakaś wielka zbrodnia. Plus to, co znalazło się w jego czole. Cokolwiek to było. Dziwny, mały nożyk. I najlepsze, że gość sobie niewiele zrobił z penetracji własnej czaszki. Ba, gadał po tym jeszcze. I biegał. To na pewno nie jest normalne. Więc chyba jednak to z nim jest coś bardziej nie w porządku. No nic! Poczekam jeszcze chwilkę. Nie mam zamiaru oberwać choćby przypadkiem jakimś kawałkiem gruzu. A skoro już tu jestem, to i tu się rozejrzę. Nie byłem tu wcześniej, na pewno. Po dojściu na jedenaste piętro od razu przeskoczyliśmy na pięćdziesiąte. Co się znajduje pomiędzy tymi piętrami? Może będę w stanie się zorientować obserwując.
Po jakiejś minucie zaczynam ostrożnie iść schodami w górę. Zbierając po drodze landrynki. Są inne, hmm? Więc powędrują do innej kieszeni. Tamte były niesamowicie odświeżające. A te? Spróbuję jedną podczas wspinaczki. No i idę w górę, nie śpiesząc się ani trochę. A dokładniej, to robię to bardzo ostrożnie. Jeden zły ruch i zleci mi na łeb fragment sufitu czy coś. A poza tym, mam okazję przyjrzeć się każdemu mijanemu piętru tak samo jak trzydziestemu. Aż do trzydziestego trzeciego, gdzie powinny być jakieś "wielkie drzwi". I co, jak już je znajdę? Nie wiem. Zapukam chyba. A jak nikt nic nie odpowie przez minutę, to zapukam dużo mocniej. A jeśli i to będzie bez skutku, to spróbuję powoli otworzyć. Jeśli dam radę.

Firanke - Nie Maj 12, 2013 10:54 am

Odczekałeś kilka chwil, rozglądając się po piętrze. Tak samo jak poprzednie piętra posiadało kilka par drzwi, każe podpisane jakimś znakiem - "MAGAZYN" po twojej prawej, "CRISTELURIO" za twoimi plecami, "PLANSZA" po twojej lewej, zaś na wprost schody w górę i w dół na poszczególne piętra. Tabliczka na poręczy sygnalizowała "30" jako numer piętra, na którym się znajdowałeś. Po bokach schodów znajdowały się jeszcze okna o jasnobrązowych ramach. Z zewnątrz mogłeś zauważyć widok na wielkie miasto otoczone murami. Było podzielone prawdopodobnie na dzielnice wewnętrzne i zewnętrze, co sugerowałby układ murów i wież strażniczych. Pora dnia wyznaczana przez słońce... prawdopodobnie za dwie godziny zacznie się jego zachód. Chwyciłeś po drodze landrynkę, potem następną, włożyłeś jedną do ust. Były bardzo kwaśne, czułeś, jak musuje ci na języku. Ba, chyba nawet lekko się pieni po kontakcie ze śliną. Krok, krok, stąpałeś coraz wyżej, chwytając trzeci cukierek. Trzydzieste pierwsze piętro było identyczne do poprzedniego, różniło się tylko drzwiami - były zbudowane z jakiegoś białego tworzywa, którego nie znałeś - ani na metal, ani na drewno na pewno to nie wyglądało. Podpisane były jako "CIAŁO" najbardziej na wprost, a po bokach, prawym, lewym - "DUCH", "UMYSŁ". Nikogo tutaj nie było, więc pochwyciłeś kolejnego zielonego, musującego cuksa, wchodząc na trzydzieste drugie. Do twoich uszu dobiegły jakieś stłumione dźwięki rozmowy, jednak nie mogłeś zidentyfikować żadnego słowa. Jeden głos był na pewno męski, drugi żeński. A gdy znalazłeś się na 32 piętrze, szybko zidentyfikowałeś te drzwi jako "RADA RODÓW". Swoją drogą, czy wszyscy tutaj posługują się twoim językiem? A tam na prawo - "SILVANIONA". Drzwi na lewo nie były podpisane. Wszystkie trzy pary były z ciemnego drewna, jednak te ostatnie były mocno podrapane. I to nie miało raczej nic wspólnego z tym, że zaraz obok był wbity kolejny cukierek, który zgarnąłeś. No to na 33 piętro. Droga na nie wydawała się trochę dłuższa od pozostałych - to, albo się zmęczyłeś. Ale czemu miałbyś się męczyć od wchodzenia po trzech piętrach? W każdym razie, schody prowadzące jeszcze wyżej były już inne, nie pasujące do dotychczasowych - były metalowe, czarne, rzeźbione wieloma motywami kwiatów, kolców i bluszczy. Na tym piętrze nie było nawet większości korytarza - prawie osiemdziesiąt procent objętości piętra było "ścięte" przez ścianę. Ścianę, na której były wielkie, ozdobne, szkarłatne drzwi, z wygrawerowanym napisem: "JEDICHI UNIZAKI, LAT 18".
Zapukałeś więc do drzwi. Nie usłyszałeś odpowiedzi, więc powtórzyłeś tą czynność, mocniej. Drzwi otworzyły się wraz z głośnym skrzypnięciem. Zostały Ci otworzone przez jakąś dziewczynę w zieloną suknię. Miała jasnopomarańczowe włosy, z białymi końcówkami. Na twój widok otworzyła szerzej oczy:
- Ge... ty... już...? Tak szybko? - dukała wyraźnie zbita z tropu, jednak szybko przełknęła ślinę i otworzyła szerzej drzwi, jakby nic nie ważyły, ujawniając wnętrze sali - średnie pomieszczenie o białych ścianach ozdobione czerwonymi i złotymi kokardami. Wielkie stoły ozdobione białymi obrusami, pełne pysznej wyżerki, mięsa, surówek, sałatek, ciast i cholera wie, czego jeszcze. A na jednym był nawet wielki, biały tort z truskawkami. Ile ich było? Stolik z mięsem, stolik z owocami obok siebie po lewej stronie pomieszczenia, w ułożeniu pionowym. Po przeciwnej stronie stół sałatkowy razem ze stołem ciast, napoi i tortu - jak w lustrzanym odbiciu. Głębiej w pomieszczeniu znajdowały się trzy stoliki, przy każdym były po trzy krzesła - ustawione do siebie sąsiadująco, poziomo. A jeszcze dalej - czwarty stół, przy którym był tylko wygodny fotel. Przy nim też stało dwóch gości o krótkich, kruczoczarnych włosach, ubranych w białe fraki. Wyglądali na jakąś obsługę. Całą salę wieńczył wielki, złoty żyrandol na suficie, któremu z jakiegoś powodu brakowało jednej z czterech pomniejszych, czerwonych lampek.
- Tam na końcu jest taki fotel, widzisz? To twoje miejsce. Goście będą lada moment. Ych, co ty tu właściwie robisz tak szybko? Znaczy, to nie problem. Ale miałeś wejść, jak już będą wszyscy. No, siadaj, chcesz zjeść coś już teraz? Rety, ale niezręczna sytuacja, lady Shix miała cię wprowadzać po-wo-li! - poklepała cię po ramieniu, wskazując nerwowo na miejsce w samym końcu sali.

Jedius 9 Baka - Nie Maj 12, 2013 11:30 am

Rany, rany. Szkoda, że te nazwy nic mi w sumie nie mówiły. Poza "planszą", no. To za mną już w sumie "zwiedziłem". Ale czym jest magazyn? Co tam się niby może znajdować? Skoro to to samo piętro, to pewnie również jest związane z tą całą "grą". Może kiedyś jakoś uda mi się tam wejść. Póki co, skoro mam się śpieszyć to pójdę do góry. Nie śpiesząc się.
Idę i idę. Kolejne nazwy, które już zupełnie nic mi nie mówią. Za to dostałem nagłego olśnienia! On faktycznie mi się nie przedstawiał. On został mi przedstawiony! Jedius-idiota, tak powiedziała ta... Shana. Zaraz, "Shana"? Mam wrażenie, że kiedyś wcześniej to imię nagle pojawiło się w moich myślach. Na pewno tak było. I sam wtedy stwierdziłem, że nie mam pojęcia o co chodzi, ale musiało to być czymś ważnym. Tylko co to miało wtedy znaczyć? Czego dotyczyła ta wiadomość? Teraz przynajmniej wiem o kogo chodzi, ale wciąż nie mam pojęcia jaki jest tego kontekst. Będę musiał się zapytać tego Jediusa-idioty. I chyba jeszcze było coś o dziewiątym. Przytaknąłem sam sobie głową, lootując kolejną landrynkę. No dobra, tu też nic nie czaję, więc czas na to... trzydzieste trzecie.
Bam. Tylko jedne drzwi. Nawet nie dali mi tej możliwości z czerpania radości przy próbach odgadnięcia w którą stronę powinienem teraz pójść. Co za chamstwo. I to jeszcze taka wyraźna czcionka, nie pozostawiająca żadnych wątpliwości. Ponarzekałbym, że wcale jeszcze nie mam osiemnastu lat, no ale już to poniekąd mam za sobą. "Czas płynie inaczej", ehe. Nawet o tym nie mogłem pojęczeć. No nic, włazimy. Czy raczej, pukamy.
Otwarte. Przez zupełnie nową osobę! Bo na pewno nie widziałem jej tu wcześniej. W odpowiedzi na pierwsze pytanie właściwie tylko wzruszyłem ramionami, uśmiechając się krótko. No bo nie wiedziałem co właściwie miałbym odpowiedzieć. Tym bardziej, że zorientowałem się, że jest tu jeszcze więcej osób których nie znam. I żarcie. Dużo żarcia. Dużo smacznie wyglądającego żarcia. Raaaaany. Aż nie wiadomo na czym oczy zatrzymać. A, ale w sumie skoro znów zaczepiła, to jej odpowiem, tak słownie.
- Errr, tam...? - spojrzałem na wskazany fotel. Czemu to musi być coś tak wielkiego? Daje głowę, że siedzenie na tym będzie po prostu niezręczne. To się aż za bardzo wyróżnia. Tak przesadnie. Czemu nie mogę mieć po prostu takiego krzesła jak wszystkie inne? Ech. - Aa, no, właściwie to... szedłem powoli. Nawet bardzo powoli. Ten w niebieskim chciał mnie chyba przyprowadzić, ale... zaszły komplikacje i zostałem sam. - wsadziłem rękę w kieszeń. Odruchowo. A gdy to zrobiłem, napotkałem palcami na te cukierki. Co w sumie mi podsunęło pewien pomysł. - Nie wiem, z jedzeniem... chyba wypada poczekać na gości. Ale mam jedno pytanie. - ruszając powoli ku fotelowi. Powoli. Tak samo, jak powoli wyciągnąłem jedną z tych zielonych landrynek, unosząc ją na dłoni. - Co to właściwie jest?
I... kurde, no. Im bliżej tego tortu się znajduję, tym bardziej apetyczny się wydaje.

Firanke - Nie Maj 12, 2013 12:57 pm

- Komplikacje? Teraz? Czemu, co, jak? Dlaczego nie zostałam poinformowana? - spytała z lekkim wyrzutem. Ty zaś powoli skierowałeś się ku fotelowi, który został ci wyznaczony. Wsuwając ręce do kieszeni wyciągnąłeś jedną z landrynek i unosząc ją na dłoni zapytałeś o jej istnienie. Kobieta spojrzała na nią krótko, odpowiadając:
- Cukierek z zaklęciem. Wiesz, dorzuca się zaklęcie do masy podczas karmelizacji i wychodzi coś takiego, że jak to zjadasz, to coś się dzieje. Dość popularne u dzieciaków, ale Lady Shix ma własne, na specjalne zamówienie. Te są chyba od łagodzenia bólu i powstrzymywania krwawienia, poprawiania samopoczucia. - hm, z twoim samopoczuciem było chyba wszystko w porządku.
- Ci dwoje, Natan i Watan, będą twoją służbą podczas tego przyjęcia. Nie pytaj ich, czemu wyglądają identycznie. - wskazała od niechcenia wgłąb pomieszczenia, na tamtą dwójkę. Chwilę powolnego spaceru później, byliście już niemalże przy krześle. Przez drzwi przeszedł kolejny, niemalże identyczny mężczyzna, zamykając je za sobą.
- Goście już są gotowi. Możemy zaczynać, tylko potrzeba nam oficjalnego otwarcia przez Lady Shix, szefie. - swoje słowa ochrypłym głosem skierował do pomarańczowej. Ta cyknęła językiem i kołysząc się na boki, z rękoma splecionymi za plecami, spojrzała w twoim kierunku.
- Nie ma jej, a więc... zasiadaj. I możesz ogłosić rozpoczęcie, jeżeli tylko zechcez. - zza framugi krzesła dwóch stojących wyciągnęło... czarno-pomarańczowy płaszcz na złotym łańcuszku.
- Pionku Lorda Bakka, szanowny Unizaki. Twój płaszcz. - padły słowa tego po prawej, zwanego Watanem.
Usłyszałeś też pukanie do drzwi. To chyba był sygnał. Wzystko spada na ciebie.

Jedius 9 Baka - Nie Maj 12, 2013 1:22 pm

Schowałęm landrynkę z powrotem w kieszeń. Czemu nie zostałaś poinformowana? Bo chyba się nie informuje o próbach morderstwa. A już na pewno nie przez osobę mordującą. No, ale informacje o cukierkach ciekawe. I okazało się, że służą do kojenia cierpień. Co za ironia! Załagodniacz bólu używany do sprawiania bólu. Może jednak to właśnie z tą Shix jest coś bardziej nie tak od niebieskiego? Już myślałem, że doszedłem do jednoznacznego wniosku, ale temat musiał rozwinąć się na nowo. No, kto z tej dwójki ma bardziej nierówno pod sufitem? Kiedyś odkryję tę tajemnicę.
Póki co, została mi przedstawiona dwójka przy fotelu - no dobra, nie zapytam czemu wyglądając tak samo. Ale oni nawet imiona mają praktycznie te same! Jak ich niby odróżniać? Mogli by chociaż nosić jakieś tabliczki z wypisanymi dużą czcionką imionami, czy coś. Różnią się czymkolwiek? Skup się, Rikon, skup się. Jakakolwiek różnica. Jest jakaś? Jakakolwiek.
A wtedy jeszcze jeden. Trzeci. Kuźwa. Nich zgadnę - ich matkę w czasie poczęcia trafił piorun i... tak dalej. I że goście są gotowi. Właściwie, to jacy goście? Nie znam chyba nikogo, kto by o nich wiedział. W sensie, o urodzinach. Właściwie, zdanie mogłem skończyć na samym początku - nie znam chyba nikogo. Nie mam znajomych. Przynajmniej, jeszcze ich nie mam. Albo i "już" nie mam. Haha-ha, nie żyją. Chyba, że może ten... "Jedius-idiota" i jego... znajoma? Nie, mówił do niej "kochanie". Pewnie dziewczyna, patrząc po wieku. W sumie to chyba jedyne osoby, które wpadną mi na myśl. Chociaż... niebieski mówił coś o Ikigawa. Na pewno. Suzu, tutaj? Nie wiem, serio nie wiem. Zresztą, po co tyle myślę. Przecież zaraz mogę wszystko zobaczyć.
- Noo... dobra. - odpowiedziałem po rudej i podszedłem trochę niechętnie do wielkiego fotela. A wtedy, jeszcze ten ten... płaszcz. Peleryna. Ej no, czy to już nie przesada? Znaczy, to fajne i w ogóle, ale... to chyba jednak przesada. Dopiero co byłem równany z ziemią, że jestem tylko pionkiem i tak dalej, a teraz dają mi jakieś kozackie płaszcze i w ogóle, szanowne Unizaki. Lord Bakka? Chyba zaczynam zrozumieć skąd wzięło się to "idiota". Cóż, odbieram płaszcz, czy ustawiam się jak chce go założyć czy cokolwiek, nie mam pojęcia na czym polegają tutejsze zwyczaje. Ale chyba patrząc po tym Atanie Jeden zorientuję się, jak chce mi go przekazać. Jeśli do rąk własnych, to zakładam go przez głowę. A kiedy już mam to na sobie, to siadam na tym wielkim siedzisku. Lekko zgarbiony. Złożone rączki na kolanka. Rany, tak głupio się czuję. I jeszcze do drzwi pukajo.
- No to ten... Ekhm. Start? Jak... ktoś puka, to chyba wypada otworzyć, nie? - stwierdziłem z głupim uśmieszkiem. Rany, bo tak głupio się czuję. Głupio, głupio, głupio.

Firanke - Nie Maj 12, 2013 10:14 pm

[BGM: Happiness of Marionette]


Momentalnie, gdy powiedziałeś "Start" drzwi zaczęły się powoli otwierać. Jasne światło wydobywające się z coraz większej szczeliny otwierających się drzwi wpadało do pomieszczenia. Stojący zaraz obok białofrakowy odchrząknął, zabierając głos, donośnie i uroczyście:
- Witamy szanownych gości. Wpierw, honorowi członkowie rady rodów. - wskazał ręką na cienistą sylwetkę w świetlistej sferze za drzwiami, którymi jeszcze niedawno przechodziłeś. Wchodząc do środka oświetlona promieniami światła sylwetka okazała się być wysokim, choć bardzo szczupłym i delikatnym mężczyzną o długich, siwych włosach do kostek. Ubrany w elegancki, wieczorowy strój w odcieniu czerwieni ze złotą fibulą, trzymał w ręku czarną laskę zakończoną srebrną, rzeźbioną czaszką. Wyglądał bardzo młodo, około dwudziestego roku życia. Spoglądał dumnym, majestatycznym, ale ciepłym i łagodnym spojrzeniem niebieskich oczu po całej sali. Zatrzymał wzrok na Tobie. Wparł się dłońmi mocniej na swojej lasce po czym wykonał lekki ukłon. W trakcie tego zapowiadający przedstawiał tą postać:
- Przywódca rodu Akaru, naczelnik sił porządkowych oraz ochrony Vix Castellum, jego eminencja Travis Aureon Satoshi Akaru... oraz jego wnuczka, Rorima Tetrianna Ahinsa Akaru. - zza pleców jegomościa z laską wyszła dość niska dziewczyna w czarnej sukience odsłaniającej całe ramiona, z białą różą w swoich kręconych, orzechowych włosach do łopatek. Swoimi brązowymi oczami rozglądała się po pomieszczeniu znudzona. Gdy spojrzała na ciebie jej następnym ruchem było wyciągnięcie w twoim kierunku palca wskazującego wraz ze kciukiem oraz szeroki, dziarski uśmiech. Skierowali się powoli w twoim kierunku, gdy na salę wkroczyła kolejna osoba.
- Jej eminencja Charline Diana Vasquena z rodu Assai, strażniczka historii, Biała Dama. - zapowiedziana kobieta była trochę bardziej tęgą, choć wciąż nie grubą arystokratką. Nosiła białą suknię ze złotymi haftami, dobrze zasłaniającą jej ciało, zdecydowanie nie wyzywającą. Duża ilość falbanek, rubinowy diadem i błękitna szarfa dookoła szyi dawały jej wyraźnie bogackiego wyglądu. Nie rozglądała się - od razu wiedziała, gdzie iść. Szybszym krokiem zmierzała już w twoim kierunku. Nadszedł czas na kolejnego gościa.
- Szanowna Telina "Księżycowa", reprezentantka rodu Teregai. - zapowiedziana została bardzo, bardzo niziutka, drobna kobieta o zdatnych piersiach. Ubrana była mało uroczyście, bo w koszulkę i prostą spódnicę. Zadarty nosek i sztylet u pasa. Nie mogła mieć więcej jak metr wzrostu. Nawet nie ruszyła w twoim kierunku - zainteresowała się stolikiem z ciastami, podbiegając do niego szybko. Pomarańczowa podbiegła do niej pośpiesznie, uprzejmie się kłaniając i mówiąc coś. Coś, czego nie usłyszałeś, gdyż, po pierwsze - pierwsi z gości, ci Akaru, zbliżyli się już do twojego stolika. Po drugie...
- Rzeczniczka niezrzeszonych magów, płomienna szermierz, ognista tancerka, wielka Shizami Ikigawa oraz jej podpopieczna, zrodzona na planszy naszej wielkiej gry, Suzu Ikigawa! - na salę wkroczyły kolejne dwie osoby. Pierwszą była bardzo wysoka kobieta o długich włosach splecionych w wiele małych warkoczyków, ubrana w jasnożółty garnitur, posiadająca bogato ozdabiany, złocisty rapier przy pasie. Trochę za nią, ubrana w szkarłatno-czerwoną suknię z pąkiem róży wieńczącym dekolt, założonych jedwabnych, również szkarłatnych rękawicach do łokci, oraz opasce z kocimi uszami... tak, Suzu. Pierwsza z kobiet uniosła wyżej głowę, spoglądając w twoim kierunku wyzywająco. Ta druga? Rozglądała się dość niepewnie. Chyba nawet cię jeszcze nie zauważyła. Było widać, że jest w tym wszystkim zagubiona. Nie potrafiła się odnaleźć.
Ale to nie koniec zapowiedzi. Widziałeś już kolejne zbliżające się przez promienne przejście cienie. Poczekasz na dalszy bieg wydarzeń, czy może... zareagujesz?

Jedius 9 Baka - Nie Maj 12, 2013 11:32 pm

Kurde no. Ech, ech, ech. Jacyś członkowie jakiejś rady rodów. I to honorowi do tego. Jasna cholera, czuję się tu jeszcze bardziej mały. Taki mały, maluczki. A dają mi kozackie pelerynki do noszenia i wielkie fotele do siedzenia. Kurde no, czemu. To takie trochę znęcanie się. Przychodzi taki wielki lord Akaru, i w ogóle, i się kłania. W tym momencie musiałem sam wstać i odwzajemnić ukłon. Bo inaczej czułbym się zbyt głupio. Gość pewnie rządzi kilkoma państwami czy coś, a tu siedzi taki chłystek i się przed nim kłaniać mają. Wkurzające. Nie można było zrobić tego bardziej... normalnie? Tak bez tego patosu, skromnie, no. Chociaż żarcie może zostać. Ech, no ale co poradzić. Skoro już stoję, to będę się teraz kłaniać za każdym razem gdy ktoś wchodzi i go przedstawiają. Czyli druga Akaru, która przywitała mnie trochę bardziej luźnym gestem. Cóż, też się najpierw ukłonię, ale po tym spróbuję odwzajemnić to wskazanie z trochę niepewnym uśmiechem. No bo też nie chcę w sumie wyjść na sztywniaka. No, spokojnie. Następnego dawać! Ukłon. Chwila, chwila... "Assai"? Chyba gdzieś to już tu słyszałem. Możliwe, że to było tylko wśród przekomarzanek dzieci w tej całej akademii, ale jednak. Czyli są jednym z jakichś ważnych rodów, warto wiedzieć. Potem ta... Teregai. Pierwsze to słyszę, na pewno. I pierwsze też widzę, bez wątpienia. Tu weszło jakieś pół człowieka. Tup tup tup i wyminęło... to jest, wyminęła wszystkich w drodze do żarcia. No dobra, przynajmniej ma dobry gust. Też się czaję na to ciasto. Ukłonu pewnie nie zauważyła, ale i tak to zrobiłem. No dobra, mam już w tym wprawę, nic mi nie straszne. Mogę tak stać i się kłaniać cały dzień! Dalej, dawać dalej. I- ...Ikigawa. Dobra, ukłon. Hoh, hoh, hoh... Więc jednak. Ikigawa są i tu wielkim, ważnym rodem. Nie to, co ja. No cóż, "może kiedyś". Uśmiechnąłem się pod nosem do tej myśli. Ale ten uśmiech szybko zrzedł mi z ust, zastąpiony przez wyraz zdumienia. Jest tutaj, naprawdę tu jest! Suzu-nyan, w całej swojej ślicznej okazałości! Sam nie mam pojęcia, jak teraz w sumie wyglądałem. Byłem w trakcie wewnętrznej walki. Szok, zdumienie, zachwyt, radość, ale też i trochę wahania, może nawet strachu. Pewnie szukałem pomocy we wzroku zebranych w pobliżu, nie bardzo wiedząc co powinienem teraz zrobić. Szczególnie, że ta kobieta, "wielka Shizami Ikigawa" patrzy się na mnie takim... wzrokiem. Pewnie próbowałem co chwila postąpić krok naprzód, a potem cofałem szurnięciem stopę. Nabierałem powietrza jakbym chciał coś powiedzieć, wypuszczając je potem bezsilnie. Nie wiem. Zupełnie nie wiem, co teraz powinienem zrobić! To chyba moment, w którym wyłączam logikę i... robię to, co zawsze wtedy kiedy przestaję myśleć. Prę naprzód, nie zważając na nic wokół. Prosto do swojego celu. Miast reagować świadomie, robię to odruchami. Przepraszający uśmiech, wraz z gestem mówiącym "momencik!" skierowany do gości którzy chyba chcieli się ze mną jakoś bardziej przywitać czy coś. Żwawe, zwinne wyminięcia by poruszać się naprzód bez dotykania niczego ani nikogo. Szybciej, szybciej. Naprzód, aż... stanę. Zatrzymam się przed tą dwójką, z uniesionymi rękoma w geście lektora, zaczerpnąwszy znów powietrza do wypowiedzi by tylko milczeć głupawo. Bo i nie bardzo wiem, co mam powiedzieć. No bo co mam powiedzieć? Chyba... nie ma nic, co mógłbym powiedzieć. A przynajmniej nie mogę na nic wpaść. Nie tutaj. Nie teraz. Właściwie, tylko jedno wpadło mi do głowy. I lepiej zrobię to jak najszybciej. Zanim do mnie dotrze, jak głupi to jest pomysł.
Krok naprzód. Czułem chyba jak mi serce przyspiesza, waląc jak młotem w pierś. Rozłożyłem szerzej ręce. Jeszcze jeden, szybszy krok z opadnięciem na kolano i... objęcie. Uścisk. Tylko... przytulam ją. Suzu. To nie jest nic złego, prawda? Chyba nikt mnie za to nie pobije? Niby mam w razie czego te dziwne cukierki, a do tego przypominają mi się te słowa "Jediusa-idioty"... Trza być śmiałym, pewnym siebie i przeć do przodu. Czy jakoś tak. Ale i tak nie mogę się teraz wyzbyć tego uczucia strachu. Że coś zrobiłem nie tak. Z drugiej strony... Nie żałuję. Choćbym miał teraz zostać nadziany na pal. Nie żałowałbym. Ten bardzo prosty gest jest czymś, co miałem ochotę zrobić od bardzo długiego czasu. Czyli jakichś... kilkunastu godzin? Może odrobinkę więcej. Bah, nawet, jeśli teraz do mnie faktycznie dociera, jak głupi to gest. Nie widzieliśmy się przecież raptem kilka minut, a ja zachowuję się jakby to minął z rok. Ale to nie zmienia mojego nastawienia.
Nie żałuję.
Tylko nadal nie wiem, cholera, co powiedzieć.
Może jak jeszcze chwilkę potrwam w tej pozycji, to coś wymyślę. Bo to bardzo przyjemne. Naprawdę. Heh, a to tylko potwierdza moją tezę ze wczorajszego wieczora.

Firanke - Pon Maj 13, 2013 11:57 pm

Moment, gdy goście doszli do stolika był chwilą, gdy ruszyłeś w kierunku wchodzących Ikigawa. Od razu przeprosiłeś gości gestem i spojrzeniem. Za twoimi plecami dziewczyna-Akaru zmarszczyła brwi, spoglądając lekko zdziwiona i poirytowana:
- A temu co odwaliło, by nas tak zle... - przerwała, gdy starszy położył palec na jej ustach.
- Ciii. To dla niego bardzo ważny moment i bardzo ważna osoba, złotko. - pochylając się do przodu, wsparty na lasce mężczyzna uśmiechnął się uprzejmie, spoglądając na zmierzającego dalej.
- Ach te nawyki młodości. - Biała Dama zakręciła na palcu lok, również obserwując poczynania Rikona - Przypomina mi mojego zmarłego męża. Również był skłonny popełniać faux pas w imię miłości. Powinnam chyba jednak czuć się urażona za takie zignorowanie mnie.
- Nie możemy go za to winić. Prawa wobec wznoszenia bohaterów niezależnych ponad planszę są bardzo, bardzo surowe. Gdyby nie przyzwolenie Vinaderci musiałbym na taki widok interweniować.
- Po prostu cieszysz się, że nie musisz ruszać tyłka, dziadku. - młódka prychnęła, spoglądając na niego z kpiącym uśmieszkiem. Kobieta zapowietrzyła się spoglądając na nią zdziwiona, a mężczyzna przymknął oczy, uśmiechając się boleśnie i mówiąc:
- Język, złotko. Pamiętaj, że jesteś na oficjalnym przyjęciu.
Dziewczyna już nie odpowiedziała. Zainteresowała się "Księżycową" chowającą ciastka po kieszeniach. W tym czasie Rikon doszedł już na miejsce. Stanął przed dwoma kobietami z narratorskim gestem. Zaczerpnął powietrza. I milczał.
- Raczyłbyś nie stawać nam na dro... - nie dokończyła, gdyż pojawiła się przeszkoda - chłopak nie słuchał. Był zbyt zajęty nagłym przytulasem, który wymierzył wobec niczego nie spodziewającej się kotki, która dopiero odwracała twarz w jego kierunku, gdy odezwała się jej protektorka. Otworzyła bezgłośnie usta, nie wiedząc co zrobić z rękoma. Chwilę zajęło jej powolne, słabe odwzajemnienie tego uścisku, jakby nie wiedziała, co zrobić.
- Hej, co ty wyprawiasz! Nie masz prawa dotykać kogoś z rodu Ikigawa, jesteś tylk...
- Tylko, czy może AŻ pionkiem jednego ze stwórców, bytów tak potężnych, że tytuł rzeczniczki niezrzeszonych magów brzmi dla nich jak przewodniczący klasy w szkole podstawowej? - Rikon usłyszał przed sobą, a za plecami kobiet, rozbawiony, lekko bezczelny głos. Mężczyzna, który przedstawiał się wcześniej bardzo długą listą tytułów i był najwyraźniej tutaj wysoko postawiony. Dziś odziany w czarno-biały, standardowy garnitur, oraz cylinder. Kobieta nieco zbladła, spoglądając w jego kierunku. Chyba czuła się urażona, ale nie odezwała się ani słowem. Przełknęła tylko ślinę. Jego rozbawione spojrzenie na jej osobę oraz jej niepewny wyraz twa razy mogłyby się wydawać niewinne. Ten pierwszy nie wydawał się być nawet w jakikolwiek sposób szkodliwy, jednak w całej sytuacji było coś, co mogło przynieść na myśl porównanie do lwa stojącego nad leżącą antylopą. Widząc, że ta milczy, uśmiechnął się do chłopaka, mówiąc:
- Najlepszego z okazji urodzin. Nie mogę ci dać niczego do gry, ponieważ zepsułoby to i tak już naruszony balans sił, dlatego zdecydowałem się sprawić ci to małe spotkanie jako prezent. - wskazał obiema rękoma obściskiwaną Suzu, po czym skierował się dalej wgłąb pomieszczenia, czochrając go po drodze po głowie. Stanął przy "Księżycowej", powiedział coś, a ta wyciągnęła ciastko z kieszeni, które odebrał i zaczął przegryzać. Kobieta zaś nie odezwała się już więcej. Suzu chyba wreszcie odzyskała swoją świadomość, bo zaczęła powoli się odpychać.
- Kim ty... w ogóle... jesteś? Nie jesteś zwykłym człowiekiem! - niemalże wykrzyczała swoje bystre spostrzeżenie, spoglądając na Ciebie z mieszaniną szoku i zagubienia.

Jedius 9 Baka - Wto Maj 14, 2013 2:01 am

Miłe. Naprawdę miłe uczucie. Przynoszące ulgę, mimo nieprzychylnych komentarzy. Tym bardziej przyjemne, kiedy moje oczekiwania zostały całkowicie zaskoczone. Nie dostałem w twarz, o nabiciu na pal nie było nawet mowy. NAWET ten dziwak od rzucania gumowymi kaczkami okazał się być po mojej stronie. Ze szczerym uśmiechem podziękowałem mu skinieniem głowy podczas wciąż trwających uścisków. Podczas bez wątpienia najlepszej chwili w całym moim życiu. Aż robiło się cieplej. Na sercu... i nie tylko. Chyba cały aż się zgrzałem. Albo... sam nie wiem. Takie wspaniałe, przyjemne ciepło. Najchętniej nigdy bym już nie puszczał, ale... nie chciałem też być przesadnie nachalny. Podobno trzeba znać umiar. Poza tym... przecież właśnie zrobiłem chyba więcej niż przez całe swoje życie w temacie... no, w -tym- temacie. Nie powinienem chyba tego popędzać jeszcze bardziej. Tak więc, skoro Suzu nalegała bym się cofnął, zrobiłem to powoli. Po prostu cofnąłem się nieznacznie, pozostając wciąż na klęczkach na jednym kolanie. Nie chciałem wstawać, bo nie chciałem patrzeć na nią z góry. Tak jest dobrze. Tak jest bardzo dobrze. Mogę oglądać tę śliczną twarzyczkę z najlepszej perspektywy. Ale to na jej słowach powinienem skupić się najbardziej. Nie jestem... "zwykłym człowiekiem", co...? Chyba nie. Raczej nie. Przynajmniej tyle mogłem stwierdzić na podstawie tego, co dotychczas tutaj usłyszałem. Mogłem już wiedzieć, że to nie sen. Ten o wielu tytułach powiedział, że dostaniemy zwoje i rzeczywiście je dostaliśmy. Ja, tamta ruda. Choć wciąż ani śladu Zakały. Aż musiałem westchnąć, pokiwawszy delikatnie głową.
- Najpewniej masz rację. Nie jestem zwykłym człowiekiem. - uniosłem powoli wzrok po ostatnich kiwnięciach spoglądając wpierw na tę Tancerkę Płomieni, ale od razu po tym szybko koncentrując wzrok na Suzu. Przywdziałem łagodny uśmiech, wyraz beztroski, wpatrując się w nią jak obrazek. - Wygląda na to, że... jest dokładnie tak, jak powiedział pan w niebieskim. Jestem pionkiem w... "grze". Grze, którą znamy jako własne życie, w świecie, w którym się urodziliśmy. Sam dowiedziałem się o tym niedawno, bo właściwie... wczoraj wieczorem. Zresztą, i tak nic z tego nie pamiętam kiedy powracam tam, do kraju Błyskawic. Nie wiem dlaczego, ale... chyba łatwo się domyślić. Jestem tylko pionkiem. Mam pełnić swoje zadanie, nawet go nie znając ani nie rozumiejąc. Ku uciesze tych, którzy grają i którzy grę oglądają. - wytłumaczyłem nieśpieszne, gotów przerwać gdyby piękniejsza Ikigawa chciała się wtrącić. Jeśli jednak nic takiego się nie stanie, kontynuuję. - Tamta... Saetin najwyraźniej jest taka sama jak ja. Przeżywała to chyba bardziej ode mnie. Ale... ja nie żałuję. Nie żałuję tego, kim naprawdę jestem, tego w co zostałem wplątany... czy raczej, dla czego zostałem stworzony. Bo... khm. Wiesz. Bo... dzięki temu... mogłem poznać ciebie. - zatrzymałem się na krótki moment, opuszczając wzrok. Chwila.. chwila. Czy ja jednak nie śpieszę się za bardzo? Chyba tak. Ona jest... tak biedna. Podwójnie mi jej teraz szkoda. Pewnie nikt jej nic nie wyjaśnił. Wydaje się być taka zagubiona. Nawet, jeśli mnie to nie dotyczyło w takim stopniu, to potrafię zrozumieć to uczucie. Niemożność odnalezienia siebie w tym wszystkim. Szczególnie po usłyszeniu tej kobiety. I tu Ikigawa są dumnym rodem, na pewno mają też etykietę której przestrzegają. Taką, której ona nie zna. Dlatego też muszę utrzymać ten łagodny, kojący uśmiech na twarzy i znów podnieść wzrok. - A, i... khm. Ślicznie wyglądasz. - to prawda, ale NIE TO MIAŁEM TERAZ POWIEDZIEĆ! - J, jeśli... jeśli masz jakieś pytania, nie wahaj się ich zadać. Postaram się odpowiedzieć najlepiej jak potrafię. W końcu i taka rola została mi przydzielona w świecie, który znamy dużo lepiej... prawda? - uff. Udało się wypowiedzieć bez błędów gramatycznych. Ulga z serca. No, dobrze... teraz muszę wysłuchać. I chcę wysłuchać. A reszta, wszyscy wokół... mogą poczekać jeszcze chwilę. To jest dla mnie o wiele ważniejsze od "Rady Rodów", której nawet nie znam.

Firanke - Wto Maj 14, 2013 7:09 pm

Zacząłeś więc odpowiadać na pytanie Suzu. Dość wyczerpująco, wspominając również o Saetin. Słuchała w milczeniu, do końca. Czułeś też wciąż świdrujący cię wzrok starszej Ikigawy. Gdy skończyłeś, Suzu skrzywiła się, odwracając wzrok i odsuwając się o krok.
- Bz...dura. Mówisz tak, bo chcesz się przypodobać. Nie masz przypadkiem gości do obsłużenia? - zapytała, taka jakaś naburmuszona. Zawtórowało temu "właśnie" tej drugiej. Starsza chyba chciała powiedzieć coś jeszcze, ale spoglądając wgłąb sali powstrzymała się - N-no idź już. Pytania mogą poczekać. Nie wiesz, że gości się nie zostawia? Bądź... bądź bardziej odpowiedzialny! - ostatnie słowa wypowiedziała już trochę bardziej pewnie, oskarżycielskim tonem. Jakby ta złość dodawała jej sił do mówienia. Jednak wciąż unikała spoglądania w twoje oczy. Coś tam w sumie ten zapowiadający zapowiadał i po chwili do sali weszła Shix, rozglądając się lekko niezadowolona. Od razu podeszła do frakowego i zapytała go o coś, na co ten odpowiedział pokręceniem głowy. Lekko zirytowana ponownie wyszła na zewnątrz.

Zaśmiałem się krótko. Nie miało to właściwie większego powodu, po prostu jakoś rozbawiła mnie ta wypowiedź. Albo najzwyczajniej w świecie radość mi się udzielała. Ale mimo to odebrałem wiadomość, potwierdzoną przez oba głosy. Rzeczywiście, są tu goście. Ale mogą poczekać jeszcze króciutką chwilę.
- Chyba... tak. Chcę się przypodobać. Ale jedno nie wyklucza drugiego - mówię prawdę. - odpowiedziałem. Przytaknąłem po tym głową znów spoglądając ku niej z uśmiechem. - Mm-hm! Dobrze. Postaram się być bardziej odpowiedzialny, przepraszam za zawiedzenie oczekiwań. W takim razie, jeśli pozwolisz... przywitam gości, jak należy. Dobrze? W międzyczasie - śmiało, poczęstuj się jeśli masz na coś ochotę. Jeśli nie masz nic przeciwko, to... wrócę za chwilę. Hm? - zastanawiam się, od kiedy właściwie tyle mówię. Poznaję chyba właśnie siebie na nowo. Ale mam też wrażenie, że naczytałem się jednak za wiele powieści. Ale czy to źle? Tym bardziej, że jakby... działa? Chyba. Tak mi się wydaje.
Tak czy siak, o ile nie będę musiał jeszcze dłużej się teraz zainteresować Suzu (a bardzo bym chciał!) to wstaję, skłoniwszy się przed nią i jej mentorką. Potem szybkim krokiem cofam się obracając w trakcie kroków by powrócić do tej pierwszej pary, Siwego Gościa i tej co z nim była... oboje mieli chyba nazwisko Akaru. Stają przed nimi i szybko raz jeszcze skłaniam głowę.
- Przepraszam bardzo, musiałem... chciałem tylko... ugh. Zobaczyłem, że Suzu jest trochę... zagubiona, że... - zacząłem się chaotycznie tłumaczyć, zapewne gestykulując przy tym nadmiernie. Aż do momentu gwałtownego potrząśnięcia głową. Dlaczego się tłumaczę? Miałem już tego nie robić. - Rany, to wszystko dla mnie dość nowe, więc... powinienem chyba przywitać gości na przyjęciu. Tak, zdecydowanie. Choć... nie jestem pewien jak. - nabrałem na chwilę powietrza, po czym wyciągnąłem przed siebie dłoń na przywitanie. Tak mniej więcej pomiędzy dwójkę - bo nie wiem, komu najpierw. Kto pierwszy z nich zareaguje, temu pierwszemu uścisnę dłoń. - Rikon Konoirori, bądź dotychczas - Jedichi Unizaki, choć zapewne moje imię nie jest tu żadną tajemnicą. To dla mnie zaszczyt poznać liderów... Rady Rodów. Ekhm, i... witam państwo Akaru na przyjęciu? - naprawdę nie mam pojęcia, co mówię. Nigdy nie musiałem robić żadnej przemowy, żadnych przywitań. A już na pewno nie dla jakichś koksów z zaświatów. Jak mi w ogóle poszło? Pewnie tragicznie. Cóż, za chwilę się dowiem, wystarczy mi obserwować ich reakcję.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group