Wiele sfer
Mało gier

Że Gra - Rozdział IIa - Ku Szczytom!

Jedius 9 Baka - Śro Mar 13, 2013 3:49 pm
Temat postu: Rozdział IIa - Ku Szczytom!
Niebo poczynało się chmurzyć. Naturalnie, w wyniku tego poczynało być coraz ciemniej, mimo, iż dzień dochodził dopiero do południa. Szliście już naprawdę sporo czasu. W międzyczasie zostałeś poczęstowany przez Fiołka kilkoma owocami, które wyglądały jak przerośnięte, czerwone jagody. Były lekko kwaśnawe, ale naprawdę orzeźwiające. Po ich zjedzeniu poczułeś jak rozszerzyły ci się nozdrza, sprawiając, że dużo wyraźniej czułeś zapachy otoczenia. Nieprzyjemną stęchliznę, gdy mijaliście resztki padliny leżące wśród kości jakiegoś zmarłego zwierzęcia przypominającego łosia, albo silny zapach smaru wraku wśród wraku jakiegoś samolotu, w którym niestety nie zostało nic przydatnego - najwyraźniej nie byliście przy nim pierwsi. I oczywiście zapach Fiołka oraz swój własny. Choć wcześniej było to zauważalne, teraz naprawdę odczuwałeś negatywne skutki braku kąpieli połączone z intensywnymi przeżyciami w kanałach upadłego miasta. Wody jednak nie znajdowaliście póki co innej, niż niewielkie, brudne kałuże stopionego śniegu, oraz oczywiście sam śnieg - dziewczyna jednak odradzała jego spożywanie, mówiąc, że jest przesycony złą energią.
Wasza podróż dotarła do punktu, w którym znów zobaczyliście przed sobą las. Co ciekawsze, nieco głębiej za drzewami musiało się znajdować jakieś ognisko. Widziałeś błyski płomieni odbite od ziemi i drzew, oraz dym ulatniający się nad korony rozłożystych gałęzi. Co jakiś czas widać też było jakiś ruch, najpewniej wędrującego człowieka. Znajdowaliście się jednak jeszcze zdecydowanie za daleko, by określić ilość, czy nastawienie. Byliście oboje już trochę głodni, ale jedzenia posiadaliście wciąż zapasy - zdecydowanie gorzej z zapasami wody. Pragnienie nasiliło się już na tyle, że przeszkadzało w mowie. Ci przed wami mogą mieć cokolwiek pitnego, ale wciąż na drodze stało pytanie - okażą się być przyjaciółmi, czy wrogami? W jaki sposób podejść bliżej?
Fiołek razem z tobą zatrzymała się i spoglądając w dal odetchnęła ze zdenerwowaniem. Dobrze wiedziałeś, że boi się innych ludzi. Najpewniej wolałaby uniknąć spotkania niezależnie od nastawienia nieznajomych, ale coś takiego nie wchodziło raczej w grę. Już wcześniej powiedziała ci, że są owoce które mogą zaspokoić pragnienie, ale w tych okolicach raczej nie występują. Nie była też w stanie powiedzieć, czy gdzieś tu może znajdować się bezpieczna rzeka z której można by się napić. Ona sama nie podejmowała żadnej decyzji więc wyglądało na to, że wybór znów spoczywał na twoich barkach.

Cinek - Śro Mar 13, 2013 4:35 pm

Długa podróż naprawdę nas zmęczyła - pragnienie było jednak w tej chwili najbardziej dotkliwe ze wszystkich dokuczliwości. Kazałem Fiołkowi zatrzymać się niedługo po tym, jak zobaczyliśmy w oddali jakieś obozowisko. Upewniłem się dłonią, że mam przy sobie swój ulubiony pistolet, tak na wszelki wypadek.
-Okej, idź cały czas za mną, po wejściu do lasu ukryj się za jakimś drzewem - odezwałem się do Fiołka, uśmiechając się szeroko. -Pójdę porozmawiać z tymi ludźmi, może uda mi się zamienić coś z naszego ekwipunku na trochę jedzenia i wody. Jeśli będą wrogo nastawieni, najpierw ich zabiję i dopiero po tym wezmę jedzenie i wodę. Zaczekaj tutaj na mnie.
Jak powiedziałem, tak też uczyniłem. W ten sposób Fiołek nie będzie musiała nawet pokazywać się obcym ludziom, a w najgorszym wypadku po prostu ucieknie. Nie byłem jednak taki głupi - zbliżając się do obozu sam zacząłem się chować i skradać, w razie potrzeby nawet czołgać. Musiałem najpierw ocenić, kim są ci ludzie. Jeśli to kilkunastu uzbrojonych po zęby mężczyzn, nawet nie mam co próbować z nimi rozmawiać. Biedacy.

Jedius 9 Baka - Śro Mar 13, 2013 4:59 pm

Fiolek raczej nie była specjalnie przekonana co do pomysłu. Zadała krótkie pytanie, "Na pewno?", ale samo twoje zdeterminowane spojrzenie wystarczyło by przytaknęła, zgadzając się. Podeszliście więc bliżej, na skraj lasu, gdzie dziewczyna skryła się za drzewem, obserwując jeszcze przez chwilę twoje poczynania.
Zacząłeś skradać się w stronę ogniska. Choć śnieg będący pozostałością zamieci chrzęścił pod twoimi nogami, raczej nie było tego słychać na większą odległość z powodu trwającego, naturalnego szumu panującego wśród drzew. Byłeś w stanie zbliżyć się na tyle, by móc nawet zobaczyć właściwe ognisko pomiędzy drzewami.
Las był cholernie gęsty. Najpewniej nie byłoby problemem zbliżenie się pod sam obóz będąc niezauważonym, jeśli tylko zachowałbyś ostrożność i uważał na kroki, które wciąż mogą zdradzić twoją pozycję. Poza tym, spojrzeniem w górę mogłeś zauważyć, że... najprawdopodobniej dałbyś radę doskoczyć do jednej z niższych gałęzi i wspiąć się po nich wyżej. Były one tak gęste, że pewnie mógłbyś po nich dojść do samego ogniska. Miałbyś wtedy tylko dwa problemy, wynikające z obecności śniegu na konarach - po pierwsze, można się bardzo nieprzyjemnie pośliznąć i zlecieć. Po drugie, strącony przez twoje ruchy śnieg mógłby zaalarmować tych, którzy znajdują się w obozie.
Tak czy siak, znajdując krzak ukryłeś się za nim korzystając z tego, że teren przed tobą najlepiej otwierał się na cel twego zwiadu. Ognisko było nie dalej jak sto metrów naprzód. Poświęcając chwilę na obserwację mogłeś stwierdzić, że znajdują się przy nim trzy osoby, czyli dość niewiele. Jeden, chyba starszy mężczyzna, klęczał przed jakimś rusztem z mięsem pilnując najpewniej jego przyrządzania. Pozostałą dwójka, całkowicie zamaskowana jakimiś chustami, goglami czy okularami stała obok, rozmawiając ze sobą. Robili do cholernie cicho, ledwie docierały do ciebie czasem cichsze pomrukiwania których za żadną cholerę nie mogłeś zrozumieć. Co jakiś czas się rozglądali, choć chyba robili to dość pobieżnie. Gdy jeden z nich dłuższą chwilę gapił się w twoją stronę zrobiło ci się trochę gorąco, ale skoro wkrótce odwrócił wzrok, chyba nie było się czego martwić.
Tylko jeden z zamaskowanych miał broń przy sobie, właśnie ten, który wcześniej monitorował twój kierunek. Reszta nie trzymała nic w rękach i nie widziałeś wśród nich żadnej broni. Coś znajdowało się jedynie kawałek dalej od ogniska. Prócz dwóch toreb i wielkiego plecaka... jakaś maszyna. Chwila, to nie "jakaś" maszyna. To był motor! Starszy, trochę pordzewiały albo brudny motocykl, Miał u boku wagonik na dodatkowego pasażera, a z tyłu jeszcze podczepioną przyczepę na której było trochę ładunku. A skoro są przy nim w środku lasu, to najpewniej działa.

Cinek - Śro Mar 13, 2013 5:28 pm

Przełknąłem głośno ślinę. Taka okazja może się więcej nie powtórzyć. To pewnie taka sama szajka jak tamta, której członków pozabijały koleżaneczki Fiołka. I mają przy sobie mnóstwo rzeczy, które mogłyby nam się przydać. Przecież skoro są tak samo ubrani jak tamci, to pewnie są też tak samo źli, prawda? Zabicie ich będzie dobrym uczynkiem. A już na pewno dobrym dla mnie i Fiołka. A do tego motocykl, mielibyśmy wygodny środek transportu i mogli szybciej dotrzeć do moich towarzyszy! Zaatakowanie ich na pewno się opłaci... zwłaszcza, że nie byłem już tak głupi jak wcześniej. No i byłem uzbrojony.
Zacząłem ostrożnie skradać się w stronę obozowiska. Sto metrów było zdecydowanie za dalekim dystansem na strzały z któregokolwiek z moich pistoletów. Nie zamierzałem wdawać się z kimkolwiek w dyskusje, tylko wykorzystać moment zaskoczenia, aby wyeliminować jednego albo dwóch jak najszybciej i najłatwiej. Będąc nisko na nogach przemykałem powoli od drzewa do drzewa, nie spuszczając wzroku ze swoich celów. W prawej ręce trzymałem już swojego Korgasa w pogotowiu. Po skróceniu dystansu o jakąś połowę schowałem się po raz kolejny za drzewem, po czym wyrównałem oddech. Położyłem się na ziemi w stronę obozu i wycelowałem dokładnie w uzbrojonego mężczyznę. Jeśli nadal będzie za daleko, aby trafić, podchodzę kolejne kilka metrów i kolejne. Dopiero kiedy będę mieć dobre poczucie strzału, celuję uważnie i strzelam dwukrotnie. Natychmiast wtedy przetaczam się w bok, aby schować się za drzewo, po czym wstaję. Raz, dwa... trzy! Rzucam się między drzewa, wykorzystując całą swoją prędkość i robiąc między nimi zabójczy slalom. Teraz, kiedy w końcu byłem w pełni sił, mogłem wreszcie wykorzystać całkowicie umiejętności swojego ciała. Kuśtykanie trochę mi się już znudziło.
Kiedy tylko znajdę się bliżej, wystrzeliwuję kolejne pociski, aby zabić pozostałych żyjących. Jeśli skończą się mi się naboje, rzucam się w bok i robię przewrót, po drodze dobywając największego gnata. Zaraz po znalezieniu się w pozycji kucającej łapię go oburącz i wystrzeliwuję przeciwnikowi prosto w klatkę piersiową.
Jeśli moje skradanie się zostanie wykryte, chowam się i czekam, co zrobią obcy ludzie. Jeśli zaczną się zbliżać, tym lepiej dla mnie - ponawiam atak z zaskoczenia z kierunku, w który akurat nie będą patrzeć, jak już wejdą w mój zasięg. Jeśli jednak zostaną na miejscu, skradam się dalej z drzewa do drzewa, starając się sprowokować ich do zbliżenia się i małego opróżnienia ich magazynków. Atakuję wtedy swoim slalomem, jednak dopiero wtedy, gdy będą wymieniać magazynki.

Jedius 9 Baka - Śro Mar 13, 2013 6:59 pm

Podjąłeś swoją decyzję. Nie zamierzałeś podejmować ryzyka związanego z wystawieniem się na zagrożenie nie wiedząc, jakie są zamiary nieznajomej grupy. Wyglądają podejrzanie, więc... lepiej się ich pozbyć. Dla dobra swojego, Fiołka i każdego, kto mógłby na nich wpaść.

[ BGM: The battle is to the strong ]

Najpierw - podejść bliżej. Przemykałeś od drzewa do drzewa niczym cień, niezauważenie zbliżając się do niczego się nie spodziewającej ofiary. Jak prawdziwy łowca zbliżający się do zwierzyny. Przygotowałeś już swoją broń, podchodząc jeszcze kawałek. Nabrałeś ostatniego pełnego oddechu przed zniżeniem swojej pozycji aż do leżenia na śniegu. Był zimny, ale nie było to nic nowego ani w tej chwili istotnego. Uniosłeś Korgasa przed siebie, wyrównując muszkę i szczerbinkę na linii z uzbrojonym zamaskowanym. Mogłeś dosłyszeć szczątki rozmowy o tym, dokąd mają zamiar się udać... coś o "Dourtsonn". Ustaliłeś, że oddasz dwa strzały i tak też zrobiłeś. Już gdy za pierwszym razem pociągnąłeś za spust i rozległ się huk wystrzału, twych uszu dobiegł też odgłos wielu skrzydeł należących do ptaków zrywających się w przestrachu do lotu. Dwa naboje w magazynku mniej, a efekt... zgiąwszy się z bólu, gość upadł na ziemię. Nie wiedziałeś ile pocisków trafiło, ale trafiłeś na pewno. Nim jeszcze odturlałeś się w bok, zobaczyłeś dezorientację, jaką wywołał twój atak w obozie. Drugi z zamaskowanych usiłował złapać upadającego, z niepowodzeniem. Siedzący przy ognisku zaś zerwał się na nogi, rozglądając w przerażeniu. Ciebie na pewno nie dostrzegł. Powstałeś. A po krótkiej, odliczonej chwili, powróciłeś do boju. Porwałeś się do biegu naprzód, poruszając się tempem zdecydowanie większym niż większość ludzi jest w stanie. Z bronią przed sobą, wystrzeliwałeś raz za razem. Pierwsze cztery pociski powędrowały w kierunku drugiego z zamaskowanych, trafiając go dwukrotnie - najpierw w brzuch, potem prosto w głowę. Para ciemnych okularów poszybowała obracając się w powietrze, goniona przez czerwoną plamę krwi wydobywającej się z najpewniej rozłupanej czaszki pod chustą. Ciało upadało powoli, najpierw na kolana, potem dopiero na ziemię, ale nie zwracałeś już na nie uwagi. Skierowałeś się na trzeciego, będąc już niemal przy samym ognisku. Wystrzeliłeś w jego kierunku ostatnie trzy naboje, trafiając go również dwukrotnie - najpierw w udo, potem pod lewymi żebrami. Dziadek zgiął się mocno, upadając na kolano zdrowej nogi, ale... wciąż nie padał. Twardy skurwysyn. Do tego uniósł w dłoni, w twoim kierunku... jakiegoś gnata. Nim jeszcze pociągnął za spust, padłeś w bok, wykonując przewrót. Gość nie oddał strzału. Wyglądało na to, że... zapomniał odbezpieczyć.Cóż, nie będzie miał drugiej okazji. Pociągnąłeś za spust, wśród okropnego huku niemal upadając przewrócony ma plecy w zaskoczeniu. Ta broń miała moc. I było to widać bardzo dobrze na trafionym w klatkę piersiową. Dziadek miał dosłownie dziurę w korpusie. Nabój połamał mu kości i przelatując przez niego na wylot wyrwał za sobą spory kawał mięsa. Brunatny strój zalał się krwią, gdy ten upadał na plecy, powalony siłą odrzutu. Jego broń wypadłą mu już wcześniej z ręki, wykonując kilka piruetów przed upadkiem na rozmokłe podłoże przy ognisku.
Cała trójka leżała wokół ogniska bez życia. Ptaki zdążyły już uciec. Zapanowała cisza po krótkiej burzy. Nikt więcej się nie zbliżał, więc... nie było tu nikogo prócz tej trójki. Panie prezesie, zadanie wykonane.

Cinek - Śro Mar 13, 2013 7:28 pm

Było trochę ciężko, ale dałem sobie radę. Powoli wstałem na równe nogi, uśmiechając się pod nosem. Czułem się wspaniale. Koniec z rozmawianiem, płaszczeniem się przed innymi, ryzykowaniem życiem swoim i Fiołka, bo "tak powinno się robić", bo "tak postąpiłby dobry człowiek". W tym świecie nie ma podziału na dobrych i złych. Są tylko silni i słabi. Gdybym pokazał słabość i wyszedł porozmawiać z tymi ludźmi, pewnie by mnie zastrzelili albo przynajmniej zranili. W tej chwili myślałbym jak uciec i uratować Fiołka, aby nikt jej nie zabił... ZNOWU. Ale nie muszę, bo ja zabiłem ich pierwszy, zanim chociażby zorientowali się, co jest grane! Czułem, że pierwszy raz od naprawdę długiego czasu podjąłem słuszną decyzję. Koniec z półśrodkami. Jestem niepokonany i zamierzam to wykorzystać.
-Fioooołeeeeek! - krzyknąłem w stronę lasu, gdzie skrywała się moja luba. -Jednak byli wrogo nastawieni! Możesz przyjść, śniadanie czeka!
No, to chyba czas zaopiekować się jedzonkiem, które staruszek dla nas przygotowywał przez ostatnie chwile swojego życia. I znaleźć coś do picia. Ekwipunkiem mogę zająć się później, zresztą teraz mamy dużo czasu na takie rzeczy. Czekając na Fiołka, łapię po kolei każdego z trójki za kostki i ciągnę po śniegu gdzieś na bok, kładąc zwłoki na jedną kupę. Kiedy skończę, siadam przy ognisku i patrzę, co mamy dzisiaj na śniadanie. Zaraz po tym zaczynam rozglądać się po plecakach i torbach za czymś do picia.

Jedius 9 Baka - Śro Mar 13, 2013 8:00 pm

Potwierdziłeś w myślach, że postąpiłeś słusznie i możesz być z siebie dumny. Wywołałeś Fiołka z lasu, samemu zaglądając na ruszt. Na dwóch metalowych prętach piekły się dwa oskubane ze skóry zwierzątka, najprawdopodobniej jakiś myszy. Tak naprawdę, wyglądały już na całkiem gotowe. Prawdziwy posiłek, chyba nawet przyprawiony. Wyglądały naprawdę apetycznie, można było zrobić się głodnym od samego spojrzenia.Ale ale, to, co naprawdę było wam potrzebne, to coś do picia. Nie widziałeś nic takiego leżącego luzem, więc zajrzałeś do bagaży. Same torby miały w sobie jakieś śmieci które w tym momencie niewiele cię obchodziły, ale wreszcie coś interesującego znalazłeś w plecaku. Pod kilkoma małymi paczuszkami które wyglądały jak opakowania gumy do żucia z podpisem "WYGRZEW" na czerwonym tle, znajdowało się parę butelek. Jedna, spora, szklana była najprawdopodobniej jakimś alkoholem. Na brudnej etykiecie znajdował się mało estetyczny napis "Radłatow". Obok była plastikowa butla bez etykiety, wypełniona chyba wodą. a obok niej dwie mniejsze, z jasnopurpurowym płynem. Od razu poznałeś kapsle, jakimi są zamknięte - są identyczne jak te, które miałeś przy sobie. Nawet na zielonej etykiecie widniało wielkie "KrabmyT - zasmakuj morskiego orzeźwienia!". Miałeś więc jakiś wybór.
Fiołek zjawiła się, gdy zabrałeś się za sprzątanie ciał. Mogłeś doznać podczas tego małego szoku, czy przynajmniej zaskoczenia. Jeden z zamaskowanych był chyba kobietą. Te, a raczej ta, która padłą jako druga. Nie mogłeś tego na pewno poznać po twarzy z której niewiele zostało, ale... miała dość specyficzną budowę ciała. Choć nie była otyła, a wręcz przeciwnie, to miała nieco wydatniejszy brzuch. Wygląda na to, że była w ciąży. Była. wskutek twojego ataku odeszła do świata zmarłych.
Blada dziewczyna przyglądała się twojej pracy bez słowa. Wciąż widać u niej było obawę, gdy spoglądała za odciąganymi przez ciebie trupami. Mimo wszystko, nie odezwała się jednak choćby słowem. Zachowując swoje myśli dla siebie przyklęknęła obok ogniska, zdejmując pieczenie znad płomieni.
- Ten... anioł. Chyba chciał, byśmy wyruszyli w góry. - odezwała się markotnym tonem, przyłożywszy dłoń do piórka gdy odłożyła oba zwierzątka na własne uda. - Ale... nie wiem, uch, nie wiem. Byłam, byliśmy już tam kiedyś... tam jest... taki zamek. Straszny zamek. Ktoś bardzo zły w nim mieszka. Ja tam... tam zasnęłam, gdy zbliżyliśmy się za bardzo. Miałam straszny koszmar. - splotła dłonie. Co ciekawe, jej nagłe zwierzenie zabrzmiało, jak jakaś próba zmiany tematu, choć przecież wcale wcześniej nie rozmawialiście. - Ale... to przecież był... prawdziwy anioł. Prawda?

Cinek - Śro Mar 13, 2013 8:25 pm

Kiedy zdałem sobie sprawę, że zabiłem ciężarną kobietę i zapewne jej męża, zrobiło mi się niedobrze. Wypuściłem ciężko powietrze z płuc, po czym przełknąłem z trudem ślinę i wziąłem kilka głębszych oddechów. Cóż, nie mogłem tego wiedzieć, co nie znaczy, że nie jestem za to odpowiedzialny. No ale nie mogłem teraz o tym myśleć. Złe kobiety też zachodzą w ciążę. Potem urodziłaby jakiegoś łapserdaka, wychowywanego w okrutnym świecie, jeszcze wyrósłby na jakiegoś bandziora i kogoś zabił...
Potrząsnąłem lekko głową. O czym ja myślę. Wiedziałem, że zrobiłem coś okropnego... ale nie mogłem przecież ryzykować. Nie było czasu na zastanawianie się. Musiałem to zrobić dla dobra mojego i Fiołka. Dosyć już ryzykowałem i poświęcałem, aby teraz mieć wyrzuty sumienia. To nie była wina moja, tylko tego przeklętego świata. To przez jego wpływ zostałem do tego zmuszony. Musiałem wziąć się w garść i żyć dalej nawet z tak okropnym doświadczeniem.
Słuchałem w ciszy Fiołka. O czym ona mówi? Jaki znowu zamek? Fiołek naprawdę miała talent do przepowiadania złych rzeczy. Najpierw ten demon, a teraz... Nie. To nie ma znaczenia. Cokolwiek napotkamy na swojej drodze, damy sobie z tym radę.
-Tak, to na pewno był anioł - powiedziałem, uśmiechając się do Fiołka i dając jej jedną butelkę z "morskim orzeźwieniem" po otwarciu jej drugą. Swoją otworzyłem czymkolwiek innym co miałem pod ręką, na przykład pustym magazynkiem po Korgasie. Kapsle oczywiście zachowałem. -Musimy mu... jej zaufać. Uratowała nam życie i na pewno będzie nas dalej chroniła. Musimy się modlić i być dobrej myśli. O nic się nie bój. Poza tym, dopóki ja jestem przy tobie, jesteś bezpieczna.
Po wysłuchaniu odpowiedzi Fiołka, tudzież samej ciszy, zabrałem się razem z nią do jedzenia. Starałem się zapomnieć o ciężarnej kobiecie, którą zabiłem, aby nie popsuło mi to apetytu. Teraz, kiedy w końcu coś poszło zgodnie z moim planem, musiałem być silny i tego nie zepsuć.

Jedius 9 Baka - Śro Mar 13, 2013 8:53 pm

Fiołek pokiwała głową po twoich zapewnieniach. Nie byłeś pewien, czy widziała, że jedną z poległych osób była kobieta w ciąży, ale tak czy siak, wyglądała cały czas na mocno zamyśloną. Odebrała butelkę bez słowa, oglądając ją, gdy ty otworzyłeś drugą pustym magazynkiem. Dwa dodatkowe kapsle trafiły do reszty. Nim jeszcze spróbowałeś napoju, dziewczyna podała ci jedną pieczeń na patyku.
- Bo... Lah'ra zawsze mówiła, byśmy nie ufali innym. Że każdy będzie próbować nas zdradzić, że... będzie się podawać za kogoś innego, aby nas zwieść i uwięzić. Dlatego... nie wiem. Ona, ona była taka... dobra. Widziałam ją tak krótko, ale wiem, czułam od niej tyle dobroci! - jasnowłosa uniosła butelkę, westchnąwszy spoglądając na etykietę. Przyglądała się jej dłużej, pewnie podziwiając rycinę jakiegoś morskiego krajobrazu. Uniosła po tym butelkę do ust, próbując się z niej napić. Robiła to dość nieumiejętnie, najwyraźniej pierwszy raz w życiu. Zamiast przyłożyć usta do wylotu szyjki ta otworzyła je szerzej i usiłowała trafić wylewanym napojem prosto do buzi. Jak nietrudno się domyślić, doprowadziło to do tego, że się nim zakrztusiła, odkasłując mocniej i przykrywając rękawem usta zza czego i tak było widać, że się opluła. Przetarła rękawem twarz, gdy już się uspokoiła, nie wypuszczając butelki. Przełknąwszy co zostało w ustach chyba zrezygnowała na razie z dalszego napitku, zabierając się za mięsiwo. Jak na razie, nic więcej nie mówiła, aż do skończenia swojej części co poszło jej całkiem szybko.

Cinek - Śro Mar 13, 2013 9:21 pm

Uśmiechnąłem się na słowa Fiołka. Czując napływającą radość z bycia razem z nią, szybko ukłuły mnie wyrzuty sumienia. Ceną za tą chwilę szczęścia były życia trzech... a nawet czterech osób. Czy na tym polegał egoizm? Czy może miłość do drugiej osoby? Czy też zwykła próba przetrwania? Nie wiedziałem. Może ta cała pani Lara miała rację. Nie wolno ufać ludziom... ale aniołom owszem. Fiołek mówiła prawdę. Też czułem, że anielica, która nas uratowała, promieniowała bezinteresowną dobrocią. Ale czy wybaczy mi dzisiejszy czyn? Czy zrozumie, że robiłem to w dobrej intencji? Złapałem się dłonią za głowę i uśmiechnąłem sam do siebie. Oczywiście, że robiłem to w dobrej intencji. Zamartwianie się nie zwróci im życia. Byliśmy szczęśliwi, ja i Fiołek. Byliśmy razem. I tylko to się teraz liczyło.
Wyrzuciłem pusty magazynek, po czym pociągnąłem zdrowo z butelki. Kiedy już zaspokoiłem swoje pragnienie, zwróciłem się do Fiołka.
-Masz rację. To z pewnością była dobra osoba. To w końcu anioł - odpowiedziałem jej krótko, po czym zabrałem się do jedzenia. Po skończonym posiłku wstałem, po czym zabrałem się za rewidowanie ekwipunku. Opróżniłem torby i plecak ze wszystkiego, zaglądając też do przyczepy przy motocyklu. Bagaże stamtąd również wyrzuciłem na ziemię. Postanowiłem zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy, czyli broń, kapsle, jedzenie i picie. Poza tym może jakieś czyste ubrania. No i cokolwiek co może wyglądać na naprawdę przydatne. Po upchaniu tego do plecaka wrzucam go na przyczepę, ewentualnie dorzucam tam też upchaną torbę, jeśli użytecznych dóbr okaże się więcej. Zaraz po tym wracam do Fiołka i siadam tuż koło niej, obejmując ją ręką.
-Odpoczniemy chwilę i zbieramy się, co nie? - zapytałem z uśmiechem. -Pojedziemy motocyklem. Tak będzie dużo szybciej.

Jedius 9 Baka - Śro Mar 13, 2013 9:50 pm

Napiłeś się z butelki. I musiałeś przyznać, że napój był czymś zdecydowanie lepszym niż cokolwiek, co piłeś przez całe swoje życie. Lekko słodkawy, przyjemny kwasek, a potem lekko cierpkawy. I rzeczywiście, jak napisane na etykiecie, orzeźwiał. Od razu można było się poczuć lepiej. Zjadłeś też pieczeń, która również zadziwiała dobrym smakiem. Pomijając okoliczności, był to dotychczas najlepszy posiłek życia. Bez porównania do kryptowych, śmierdzących konserw.
Po posiłku, zabrałeś się za przegląd sprzętu. W plecaku prócz czterech gum była też strzykawka z żółtym płynem, bez żadnej etykiety. I zakręcony słoik, chyba pusty. To jest, był lekki jak pusty, a do tego zakręcony i jeszcze czymś zaklejony, że nie dało się odkręcić. A samo szkło zaszło szarzyzną, że nie było widać nic w środku. W jednej z torem znajdowały się jakieś narzędzia - klucz, śrubokręt, łom lewarek i złom. W drugiej była chyba zapasowa opona, jakieś plastry które chyba nic nie miały wspólnego z medycyną, pudło wyglądające jak rozebrane, stare radio i zwinięta lina. Dalej... porozrzucana broń. Zamaskowany zostawił po sobie karabin myśliwski, podobny do tego jaki posiadałeś wcześniej. Tyle, że ten chyba nie potrzebował skomplikowanego przeładowywania po każdym strzale. Po dziadku został pistolet z chudą lufą. Był dość specyficzny, bo magazynek nie był ładowany do rękojeści, a przed spustem. Przy ciele pewnie będzie więcej amunicji. Więcej broni tu nie było. No cóż. Zostało jeszcze zobaczyć, co w przyczepie. Zaszedłeś ją od tyłu i zrzuciłeś plandekę. Chyba nie było tu nic, czego bardzo potrzebowaliście. Kilka par ubrań, jakiś stelaż, kilka koców, i...
O cholera. Nie zauważyłeś tego od razu, a dopiero, kiedy zauważyłeś ruch. Tu była... osoba. Dziecko. Mały, cholernie przestraszony chłopiec. Przykrywał się po nos kocem, skulony w przerażeniu w kącie. Patrząc po miejscu w którym leżał można było się domyślić, że jeszcze przed chwilą spał. Nie wydawał z siebie żadnego odgłosu, jedynie ze strachem w oczach spoglądał w twoim kierunku trzęsąc się. I... co niby z nim zrobić? Fiołek w sumie nawet nie patrzała w tym kierunku, więc nie miała o dziecku pojęcia. Ale to wcale nie pomagało w podjęciu decyzji, nie...?

Cinek - Śro Mar 13, 2013 10:16 pm

[soundtrack]

Moje oczy powiększyły się w przerażeniu. Jak wiele złego mógł zrobić jeden człowiek w przeciągu minut? Jak wiele żyć zniszczyć? I co byłoby większym okrucieństwem - puszczenie chłopca na pewną śmierć, na pożarcie wilkom i innym bestiom, czy zabicie go na miejscu? Nie mogliśmy go przecież przygarnąć. Nie wchodziło to nawet w rachubę. Czy Fiołek mnie znienawidzi? Czy to była naprawdę moja wina? Oczywiście, że nie. Chłopak nie będzie długo tęsknił za swoimi rodzicami. Musiałem zapewnić mu przynajmniej to.
Z zewnątrz mogłoby to wydawać się, że wykonałem tylko jeden ruch. Długi i bardzo płynny. Wyciągnięcie pistoletu z kaptura, odbezpieczenie go, wycelowanie w chłopca i pojedynczy strzał. I drugi, aby mieć pewność. Zaraz po tym opuściłem bezwładnie rękę wzdłuż tułowia i wypuściłem pistolet z dłoni. Mój wyraz twarzy nie zmienił się od samego początku. Przerażenie. Moje ciało, kierowane przypadkowymi myślami fałszywie usprawiedliwianymi zdrowym rozsądkiem, zadziałało automatycznie. Jeśli coś zrobiłeś, musisz to dokończyć. Nie było już miejsca na przepraszanie i naprawianie czegokolwiek. Jedyne co mogłem teraz zrobić... to paść na kolana i usiąść na własnych piętach, patrząc na konsekwencję swoich czynów. Chciałem to po prostu mieć za sobą.

Jedius 9 Baka - Wto Mar 26, 2013 4:24 am

[ BGM: Mark & Execute ]

W jaki sposób podjąć właściwą decyzję? Przecież "właściwa decyzja" nie istniała w tym przypadku. Nie po tym, co zrobiłeś kilka minut temu. Miałeś wybór, ale obie opcje oznaczały przegraną. Trzecia nie wchodziła w grę. Więc... musiałeś tutaj przegrać. Tak, zimno rękojeści pistoletu się z tym zgadzało. Jego powolne opuszczanie przed swoją twarz mogło przynieść ci jakieś odległe uczucie sprawiedliwości. To, co robisz musi być słuszne. To tylko mniejsze zło. Przecież nie możesz się cofnąć w czasie. Patrząc się na twarz dziecka, które zamknęło oczy widząc wycelowaną w siebie broń. To nie będzie długie. Nadejdzie szybko, natychmiast. I z wielkim hukiem, rozlegającym się echem po okolicy. Hukiem, zmuszającym Fiołka do wystraszonego spojrzenia w twoją stronę, gdy pistolet opada już ku zmokłej ziemi wypuszczony ze zdrętwiałej dłoni. Do zerwania się z miejsca, gdy kolana ociężale wbiły się w błoto. Nawet gdy teraz podbiegnie, jest już za późno. Kilka gramów metalu utorowało sobie drogę przez młode ciało, ramę przyczepy i zakopało się w gruncie. Nie zrobiłeś nic okrutnego. Tak, upadając na pięty byłeś pewien, że przecież jedynie uratowałeś chłopca od okrucieństwa bolesnej śmierci z głodu lub szponów dzikiej zwierzyny. Tylko... co dalej?
Dalej był... pisk. Nie taki, jaki powinien wydostać się z gardła nastoletniej dziewczyny a taki, który bardziej pasowałby do skomlącego z bólu szczeniaka. I spojrzenie, któremu do pisku było bardzo blisko. Dwa kroki w tył. Jej poza, która okazywała pełną gotowość do ucieczki. Ucieczki, której niemal bez zwłoki się chwyciła, gdy ty opadałeś na bok. Z poziomu ziemi, niczym powoli przesuwający się obraz widziałeś jej długie kroki, paniczne skoki, mające na celu jedynie ucieczkę. Dlaczego leżysz? Mogłeś ją dogonić. Byłeś w stanie to zrobić. Bo... czemu ona ucieka? Przecież nie jesteś zły. Nie jesteś złym człowiekiem. Nigdy nie zrobiłeś nic złego. Ale... coś tu nie pasowało.

Poczułeś zimny metal pod swoją dłonią. Tak, racja. Nie jesteś zły. Nikt nie może powiedzieć, że jesteś. Ponieważ... nikt nigdy nie widział, byś zrobił cokolwiek złego. Prawda. To pasowało zupełnie tak, jak rękojeść która właśnie wygodnie wchodziła ci w dłoń. Nie możesz być zły, bo... nie ma żadnych świadków. Nie ma. Nie może być. I nie będzie.

Poczerniało ci przed oczyma. Zapanowała głucha cisza. Nie potrzebowałeś już tych zmysłów. Dobrze wiedziałeś, że twoja dłoń się unosi. Nie musiałeś na to patrzeć ani nie musiałeś tego słyszeć. Wystarczyło ci, że czułeś. Czułeś odległość. Czułeś kierunek. Dokładnie tak samo, jak czułeś coraz silniejszy opór sprężyny spustu za opuszkiem prawego palca wskazującego.

Jedius 9 Baka - Czw Kwi 04, 2013 8:55 pm

Prowadziłeś dziwną wędrówkę. Podróż. Podróż z niesamowicie daleka, z ogromną, fantastyczną wręcz prędkością. Mijałeś światy. Miliony światów. Rozpędzony jedynie jednym ruchem. Pamiętałeś go. Wszystko świetnie pamiętałeś. Od początku. Spotkałeś w zaświatach tę, o której mówiły dzikuski. Lah'ra. Chciałeś się jej oddać. Ale... nie, to nie byłeś ty. Ty byłbyś w stanie bez problemu oprzeć się temu urokowi. Walczyłeś. Z początku nie wiadomo o co, ale... walczyłeś. By w końcu zatriumfować. To byłeś ty, nikt inny. Pokonałeś Lah'rę. Pokonałeś tą, którą uważali za boginię... pokonałeś boga...?
Ale była jeszcze... tamta. Ten robak. Emonsei. Dzięki niej masz teraz siłę. Zupełnie nową siłę. I dzięki niej... nie jesteś tu tez teraz sam.
Oby mi się to opłaciło. Zaklinam cię. Jeśli mi się nie spodobasz, zduszę cię. Zniszczę. Nikt nie będzie nawet o tobie pamiętał. Zostaniesz wymazany, zostanę tylko ja, Piirmeg! Hah, hah, będę miała swoją zemstę. Emonsei uzna w końcu moją wyższość. Ale... spróbujmy na razie po dobroci. Powiedz mi, człowiecza szujo. Imię. Masz jakieś imię?
Imię... to w sumie było dobre pytanie. Czy powinieneś posługiwać się tym samym, co poprzednik? Czy to ci przystoi? Nie jesteś już tą samą osobą. Zdecydowanie nie. Musiałeś chyba to rozważyć... i odpowiedzieć.
Wiesz, na czym polega szkarłat? Powiem ci. I zrobię to tylko dlatego, że jest mi to na rękę. Ta wspaniała energia, której boją się słabi. Boją się, bo nie potrafią jej opanować! Emon może być pierwszą, która po nią sięgnęła, ale ostatnie słowo nie będzie należeć do niej. Ja też tego zasmakowałam. Dużo dosadniej, niż którekolwiek z jej nędznych służalców. Nauczyłam się nad nim panować. Nauczyłam się kraść. Nauczyłam się ingerować. Nauczyłam się odraczać. Nic nie jest mi obce. Wiem, jak wydobyć szkarłat z krwi i jak go wykorzystać. Hah! Sam pewnie poznasz go niedługo. Pytanie, czy jesteś na to gotów? Czy naprawdę chcesz poznać prawdziwe znaczenie Poświęcenia? Nie ma zysku bez straty. Nie ma wynagrodzenia bez kary. Powtórzę pytanie. Jak wiele jesteś w stanie postawić na szali? Ile zaryzykować, ile poświęcić, by osiągnąć swój cel? I jaki jest twój ce? Lepiej się zastanów. Odpowiedź może mi się nie spodobać.
Pytania zaczęły przecinać ci myśli. Rzeczywiście, musiałeś się zastanowić. Jakiej udzielisz odpowiedzi? I czy naprawdę musisz liczyć się ze zdaniem tego robaka, który zalągł się w tobie, a właściwie został w tobie zalęgnięty? Miałeś jeszcze chwilę. Wiedziałeś, dokąd zmierzasz. Do tego niewielkiego, zimnego miejsca na śniegu, w którym spoczywało twoje ciało. To... jeszcze kawałek.

Cinek - Pią Kwi 05, 2013 9:43 am

Słuchałem głosu rozbrzmiewającego w mojej głowie z niezbyt przekonanym wyrazem twarzy. Nie miałem wcześniej pojęcia, że po zawarciu paktu z Emonsei będę musiał użerać się z nowym lokatorem swojego własnego umysłu, który na dodatek był cholernym robakiem. Moje myśli przez chwilę skupiły się na odpowiedziach, jakie powinienem udzielić insektowi, szybko jednak zostały rozwiane przez jeden impuls. Przecież nie musiałem wcale się tym przejmować.
-Twoje groźby są imponujące, pozwól mi jednak powiedzieć ci jedną rzecz - odpowiedziałem, mrużąc powieki i uśmiechając się pod nosem. -Odkąd przejąłem kontrolę nad tym ciałem, wypowiedziane przez ciebie słowa nie będą mieć żadnego pokrycia w rzeczywistości. Przywłaszczyłem sobie przeznaczenie mojej słabszej strony i nie zamierzam wypuścić go ze swoich rąk. Być może w przypadku mojego poprzednika mogłabyś mieć sporo racji, jednak w obecnej sytuacji masz do czynienia z kimś zupełnie innym. Twoje czcze gadanie jest dla mnie co najwyżej męczące.
Jakby nie patrzeć, to dzięki niej miałem otrzymać zupełnie nowe moce, musiałem więc mimo wszystko odpowiedzieć na przynajmniej część jej pytań. Kiedy już zdominuję tego intruza w pełni, będę mógł korzystać z zalet magii tego świata w stu procentach. Potrzebowałem jedynie zadać jeszcze kilka pytań. Ale najpierw imię. Były gospodarz tego ciała nie był dla mnie nikim innym jak moją słabszą stroną, której udało mi się pozbyć, ja sam zaś uważałem się w pełni za jego prawdziwą osobowość. Byłem dużo silniejszy od niego. Nie było powodów, dla których miałbym rezygnować ze swojego własnego imienia.
-Możesz mówić do mnie Desmond, jeśli tak ci wygodnie. Co do szkarłatu, chcę wiedzieć wszystko, także będąc tam na dole. Nie mogę tracić czasu na szukanie odpowiedzi na tym żałosnym pustkowiu, marnując swój prawdziwy potencjał. Muszę wiedzieć, jak używać nowej mocy. Muszę wiedzieć, w jaki sposób mogę się z tobą komunikować. Granice poświęcenia nie grają dla mnie roli, dopóki będę żyć. Cechy takie jak zdrowy rozsądek są mi obojętne, o ile będę wystarczająco świadomy swoich czynów. Masz wolną drogę, aby udostępnić mi tyle swojej mocy, ile będę w stanie udźwignąć swoją siłą woli. A konkretne cele? Nie mam czegoś tak zbędnego. Jedyne czego chcę, to rosnąć w siłę i krzywdzić ludzi stojących na mojej drodze w sposób, o którym nie śnili nawet w swoich najgorszych koszmarach. Pierwszymi moimi ofiarami będzie pewna trójka, która do tej pory niemal całkowicie ignorowała moje istnienie. Przyszedł czas, aby to zmienić. Ta gra potrzebuje trochę więcej zwrotów akcji. Zamierzam dostosować ją do swojego stylu i wygrać, nie zostawiając po swoich wrogach absolutnie niczego, poza pozbawionymi jakiejkolwiek nadziei ludzkimi skorupami. Zabijanie zostawię na sam koniec, kiedy ich rozpacz i desperacja osiągną najwyższy możliwy punkt. A ty mi w tym pomożesz, czy tego chcesz czy nie.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group