|
Wiele sfer Mało gier |
|
Tea Party Time - Widmo Przeszłości
Jedius 9 Baka - Nie Gru 30, 2012 10:07 am Temat postu: Widmo Przeszłości [ BGM: Everybody Lies ]
- Byłeś śledzony. Siadaj.
- Nikogo nie widziałem.
- Wzrok to nie wszystko. Kaleczysz wartość własnego stopnia.
- Jestem wewnątrz własnej pieprzonej placówki. Nie będę tu nosić żadnego sprzętu. Poza tym, kto niby miałby mnie szpiegować? I dlaczego?
- Spotykasz się ze mną. Pat tego nie lubi.
- Jesteś pieprzonym paranoikiem.
- Nie jest. Miałeś na ogonie dwóch zwiadowców Legii. Twoje szczęście, że to przewidzieliśmy.
- Kurwa-- Co on tu robi? Myślałem, że to miała być rozmowa w cztery oczy?
- Po pierwsze - ścisz jadaczkę. Po drugie, inaczej być się tu nie pokwapił.
- Zgadza się - i właśnie stąd wychodzę.
- Nie. Siadaj na dupie i słuchaj, albo ktoś przyozdobi twoje nazwisko ciekawymi faktami.
- Tch. Masz pół godziny. Mam umówione inne spotkanie.
- Odwołasz. Odwołasz, jak tylko to zobaczysz.
Głośny szczęk stali.
- Nie krępuj się. Wydobyte z ruin Wczorajszej Krypty.
- A ty, Harry, stul pysk. Chyba, że chcesz wracać do siebie z ryjem pod podwoziem.
- Nie, ty stul pysk, Vojier. Spójrz na to.
- ... Co to znów za gówno. Rzygam już tymi wszystkimi materiałami.
- Materiałami? Materiałami, czy fikcją wymyśloną przez Ralię?
- Do czego pijesz? ... To twoje pismo?
- Do tego, że w przeciwieństwie do naszych wspaniałych zwierzchników, posiadam PRAWDZIWE informacje. To miasto to zupełnie inna bajka.
- Pewnie. Opowiedz mi o tym.
- Naprawdę myślisz, że chodziło o zasoby? Zresztą, w jaki sposób rozpierdolenie miasta miałoby zaszkodzić czemuś głęboko pod ziemią?
- W taki, że trudniej byłoby tym leniwym kurwom to odkopać.
- Błąd. Oni wiedzieli. Wiedzieli o czymś, o czym nie wiedziała większość rządu Turii. Czymś, o czym wiedzieli tylko najwięksi cwaniacy z KrypTechu. I nie zamierzali się tym z nikim podzielić.
- ...Czyli...?
- Czytaj.
- Po prostu mi kurwa powiedz. Nie wiem, co to za projekt "Serce", a piszesz gorzej od mojej starej.
- Ja pierdolę, Vojier. Skup się. Tajemnica, o której wiedzą tylko wybrani lalusie z całego świata, współpracujący ze sobą w konspiracji. Nic ci to nie mówi? Zatajają to przed całą ludzkością samemu decydując o przyszłych losa...
- Kościół katolicki? I wcale nie odpowiada to na moje pytanie.
- Koś... co?
- Kościół katolicki. "Biblia". Taka książka. Hit czasów międzywojennych. Mógłbyś się czasem doedukować.
- Przestaniesz wyjeżdżać mi z fantastyką? Popatrz tutaj.
- ...
- Ał. Nawet na zdjęciach wygląda to nieprzyjemnie.
- Prowadzisz psychiatryk?
- Pamiętasz "induktor"?
- Ten, który straciłeś podczas transportu?
- Ten, który Holmey stracił podczas transportu.
- Co z nim?
- Każdy z tych gości wszedł z nim w kontakt bez zabezpieczeń. Część z nich popadła w obłęd, zaczynając widzieć wszędzie jakieś demony, w desperacji wydrapując sobie samym oczy. Inni reagowali agresją skierowaną przeciw wszystkim wokół. Jeszcze inni nagle po prostu stali się warzywem. Pieprzonym ludzkim warzywem, wielkim skórzanym workiem z kośćmi, mięsem i gównem zamiast mózgu.
- Bo dotknęli jakiegoś kawałka metalu? Nawet gdybym miał w to uwierzyć, to... co z tego?
- Ten kawałek metalu to mały wypierdek porządnej technologii używającej układu nerwowego jako interfejsu. Czegoś na tyle złożonego, że potrafi całkowicie zmienić człowieka od byle jebanego dotknięcia.
- Technologia zmieniająca ludzi w oszołomów albo warzywa. Użyteczne.
- Jaka szkoda, że jesteś analfabetą. Projekt "Serce" miał na celu, jak to pięknie ujęto, "wznieść człowieka na wyżyny". Widziałeś te machinerie ze skanów, prawda? Nawet największy idiota domyśliłby się, że są częścią czegoś większego.
- Rządzą więc nami jeszcze więksi idioci, skoro nikt jeszcze nic takiego nie stwierdził.
- Tutaj masz rację.
- ...?
- Jakie są nasze cele, Vojier?
- A skąd niby mam kurwa wie--
- Nie! Nasze, jako Federacji! Cele Białej Legii!
- Zachować czystość ludzkiej rasy, by zapobiec sytuacji w której na ziemi pozostaną tylko niezdolne do dalszego rozmnażania osobniki. Duh.
- I?
- I... co?
- Przywrócić ludzkość do przedwojennej świetności. Myślisz, że zbieramy wszystkie zapiski na opał?
- Chuj was tam wie. W Legii mamy inne priorytety.
- Więc myślisz, że jak sobie ponapierdalasz do mutantów to wszystko ze światem będzie w porządku? Odpowiedź: Nie będzie. Nie dość, że niezrzeszone pokraki podpierdalają sobie nawzajem żarcie, to jeszcze nie potrafią wyhodować własnego. "Niezależne" osady spędzają miesiące nad debatami o tym jak buduje się rury. Ludzkość najpierw się cofnęła, a potem zatrzymała w rozwoju. Jak mamy powrócić do budowania wieżowców, jeśli przekracza nasze możliwości postawienie namiotu tak, by nie złożył się po kilku minutach?
- Dobra, dobra. Załapałem. Zbierając książki.
- Nie, Vojier. To nie wystarczy. Taki postęp jest zbyt wolny. Będzie powstawać coraz więcej takich sytuacji, jak z tym Haalmina.
- Więęęc...
- Potrzebujemy tego "Serca". Potrzebujemy go, by móc przeprowadzić te bezmyślne owieczki przez morze ich własnej głupoty, palących istotne dokumenty w beczkach, do przyszłości w której nareszcie zapanuje porządek.
- Dobra, tylko teraz - po chuj mi to mówisz? Czemu nie pójdziesz z tym do sztabu? Od tego są zwierzchnicy, nie?
- Zwierzchnicy? Tacy jak kto? Gallande? Laksen? Cesioa? Nikt z nich przecież nawet nie pamięta, od czego była Federacja!
- Jeśli o Laksena chodzi, sam mogę to potwierdzić. Polerowanie i przestawianie własnych pionków przedkłada ponad wszystko inne.
- Jeśli naprawdę chcemy doprowadzić do tego, by nasze dzieci miały godne życie, musimy wziąć sprawę we własne ręce. A z powodu skromności naszych sił, nie możemy przebierać w środkach. Dlatego zostałeś tu zaproszony. Masz możliwości.
- I chcesz odzyskać Induktor.
- ...i potrafisz logicznie myśleć! Tak, tak jak właśnie przeczytałeś, jest on nam potrzebny. Jest kluczem bez którego się nie obejdziemy. A jak pewnie wiesz, czasu niestety mamy bardzo niewiele. Jeśli będziemy zwlekać zbyt długo, ta banda bezmózgów zrówna z ziemią całe miasto tylko po to, by zatknąć na szczycie gruzu swój sztandar i wpisać kolejne kółeczko do rejestru mitów obalonych przez Federację.
- Co ja... właściwie będę z tego miał?
- Do kurwy nędzy, Vojier. Lepsze jutro.
- Czy ja ci wyglądam na...
- I stanowisko przywódcze w nowym państwie na tym zapomnianym przez bóstwa świecie.
- ...łoooł. Łooł. Czy wy przypadkiem nie próbujecie jednak zbyt wiele?
- Nie. Zapoznaj się z tym tekstem, na spokojnie.
- Ygh... Dobra. Dobra, Ray. Co do tego Induktora...
- Wiem, że w tym momencie znajduje się w tym całym... Źródle. Harry zdołał go namierzyć. Holmey gdzieś przepadł razem ze swoim oddziałem. Tak samo ta banda złodziei. Idę o zakład, że i oni dotykali go bez choćby rękawic. Ale teraz ma go ktoś inny. Będziesz mu...
Mikrofon laserowy. Najlepsze narzędzie do rejestrowania rozmów na dużą odległość. Nawet, jeśli odległość nie była wcale niesłychanie duża. Przekraczała jednak możliwości jakiegokolwiek innego sprzętu podsłuchowego - dlatego był tutaj jedyną alternatywą. Mało kto mógł podejrzewać, że działający egzemplarz takiego sprzętu istnieje jeszcze gdziekolwiek na świecie - a już na pewno nikt nie spodziewał się wyposażonego w niego Ducha bez najmniejszego ruchu czy szmeru obserwującego ze szczytu szybu wentylacyjnego skrawek podłogi pomieszczenia w którym miało miejsce spotkanie trójki wojskowych. Niczym prawdziwy duch spędziłby tu zapewne jeszcze wiele czasu przez nikogo nie zauważony, gdyby nie zupełnie niespodziewany wstrząs oraz grzmot odległej eksplozji, który poruszył posadami całego kompleksu.
Jedius 9 Baka - Nie Maj 05, 2013 11:02 pm
[ BGM: Hybrid - Just for today ]
Łomot. Brzęk. I okropne skrzypy. To było pierwsze co docierało do świadomości osób które zdołały odzyskać przytomność po katastrofie wywołanej przez nieznaną eksplozję. A wielu nie zdołało jej odzyskać.
Wstrząs całkowicie zrównał to miejsce z ziemią. Betonowo-stalowe konstrukcje wciąż się waliły. Łańcuch kolejnych wypadków wciąż się ciągnął, wywołując mniejsze wybuchy zbiorników paliwa, sprężonego gazu albo amunicji, walenie się nowych słupów, kolumn i podpór, jak i pięter całego kompleksu. Duch dobrze wiedział, że to nie jest czas na podziwianie nieba na którym wyrysowała się świetlista łuna. Trzeba się ratować. A wiele zagrożeń będzie stać mu na drodze. Szybkie spojrzenie na leżący wśród gruzu mikrofon pozwoliło stwierdzić, że raczej nie będzie z niego już więcej pożytku. Ale wciąż posiada w sobie dysk z nagraniem. Niewielką kartę pamięci, która może być teraz niebywale cenna. Od razu przystąpił do próby jej wydobycia z potłuczonego urządzenia. Na tym skupił swoją uwagę. Nie na pokasływaniach gdzieś z chmury pyłu który całkowicie go otaczał.
- ...ty. To... ty! Ty żyjesz!? - zachrypnięty głos rozległ się dokładnie w momencie, w którym niewielki nośnik danych znalazł się w jego dłoni. Uniósł wzrok. Tak, wiedział, kto to jest. Nie musiał nawet dojrzeć wszystkich szczegółów. szaroniebieski garnitur. Blond czerep. I ten głos, który ciężko byłoby pomylić z jakimkolwiek innym. Ray. Tylko w jaki sposób on mógł rozpoznać jeg...
Maska. Podczas upadku, maska się obsunęła, odsłaniając część jego twarzy. Tyle mu wystarczyło, co. Niestety, zawsze był spostrzegawczy. Szybko poprawił ją z powrotem na usta. Heh, ponownie się spotykamy, Ray. Mogę to skończyć w tym momencie, więc...
Broń. Nie ma przy sobie broni. Musiał ją zgubić. A nie ma czasu na szukanie jej wśród gruzu. Nie, kiedy ciągle istnieje poważne zagrożenie ze strony walącej się budowli, eksplozji kolejnego zbiornika, albo przybycia posiłków Federacji. Albo, co gorsza, Białej Legii. Zostało teraz tylko jedno wyjście - trzeba się wycofać. Uciec, choć nie lubi tego słowa. Bez wahania więc. Zwrot w tył i ruszyć biegiem z maksymalną prędkością.
- Ej- Dokąd, wracaj tu padalcu!
Oczywiście, że nie posłuchał. Nie zatrzymywał się. Wiedział, że blondyn go goni, ale nie potrzebował też przyspieszać. I tak nie może go dogonić, a idiotyzmem byłoby marnować teraz swoje siły. Gdzie się znajduje...? Wygląda na ósme piętro. Idealnie. Potrafi już dojrzeć przed sobą krawędź tego piętra. Wystarczą tylko trzy kroki, a potem...
Skok.
Ray mógł tylko zobaczyć, jak uciekinier bez chwili wahania skoczył z rękoma naprzód w przepaść. Podążał za jego śladami tylko do samego brzegu niestabilnej podłogi. Spojrzał w dół z niedowierzaniem. Czy naprawdę, całe osiem pięter w dół...
Nie widział. Nigdzie nie widział ducha. Wyparował. Upewnił się, ze to na pewno nie jest żadna sztuczka z wiszeniem na krawędzi, czy trzymaniem się ściany w jakikolwiek inny sposób. Nie była. Brak również krwawej plamy na samym dole. Po prostu... wyparował.
Carlos przestrzelił zamek drzwi, by móc kopnięciem wyważyć je na oścież. Musiał to zrobić, nawet jeśli wchodzenie do tego pokoju było wbrew rozkazom. Jego przyjaciel, Chris, wpadł do środka przez sufit, został tu uwięziony pod gruzem, najpewniej ze złamaną nogą. Znalazł go szybko wzrokiem. Jego ręka wystawała spod metalowych belek, machając z prośbą o ratunek. Schował więc broń do kabury i ruszył naprzód bez wahania.
Nie należał do słabych Dawał radę. Odgarnął ciężki balast i wyciągnął kumpla ze śmiertelnej pułapki. Miał rację, jego noga jest złamana. Nie będzie w stanie chodzić, więc musi go ponieść. Dźwignął go na szerokie bary. Przyniosło mu to jakąś satysfakcję. Przez cała akademię śmiali się z niego, że będzie bezużyteczny, bo nie potrafił nigdy trafić do celu. Ale to nic nie znaczyło. Czuł, że jest potrzebny Chrisowi. Uratuje mu życie. Ta myśl prowadziła go przez cały korytarz, kiedy nagle strop się przed nim zawalił, całkowicie blokując drogę. Cóż, dobrze, że nie jemu na głowę. Po prostu musi znaleźć inną drogę. Na przykład, przez pomieszczenie po prawej. Krótka chwila, przestrzeli znów zamek...
...gdzie jest jego gnat...?
Nelia i Richard dostali jasny rozkaz. Jeśli będą się stąd zabierać, to ostatnim transportem. Mają teraz inne zadanie, tak jak i reszta ich oddziału - muszą znaleźć "osobę w czarnym kombinezonie". Nie wolno pozwolić jej wydostać się z terenu kompleksu z życiem. Czy to znaczy, że byli szpiegowani? Kimkolwiek jest ten gość który zdołał się tu wkraść, musiał być naprawdę dobry. Ta placówka była świetnie strzeżona. Mieli takie cuda techniki, jak wykrywacze ruchu, termowizję, czy aktywny sonar pozwalający odnaleźć bicie serca. Przedarcie się tutaj było więc nie lada osiągnięciem. Chyba, że to ktoś z nas zdradził? Też jest taka możliwość. Co jak co, ale przez nas nie przejdzie! To właśnie Richard chciał powiedzieć Nelii, starej, dobrej kumpeli. Spojrzał w jej stronę mając właśnie otworzyć usta, ale zamiast tego otworzył szerzej oczy. Z niedowierzaniem. I strachem. Kobieta właśnie padała na ziemię. I byłby ślepcem gdyby nie widział dziury w jej czole tuż pod linią hełmu. Jak? Skąd? Nie słyszał nawet strzału! To by znaczyło, że musi znajdować się daleko. Snajper, co? Mnie nie dostaniesz, sukinsynu. Miałem najlepszy wynik na testach wzroku, znajdę cię i zaaplikuję ci kulkę pros--
Dziwne uczucie, jakby lekkie puknięcie w tył głowy. Odwrócił się w tym kierunku, ale nic nie zobaczył. Nic, zupełnie nic już więcej nigdy nie zobaczył. Zapadła dla niego ciemność. Wieczna.
"Musimy wywieźć stąd te dane", tyle wiedział. Był sierżantem, więc dawno już skończył się czasy w których mógł sobie pozwolić na zwątpienie. W tym momencie liczyło się tylko zadanie. Dowiezienie tego do centrum bazy Herkules było teraz ważniejsze od życia każdego z czwórki pozostałych członków załogi łazika. Ale raczej nie będą musieli tego życia stawiać na szali. Zdołali już dojechać do pustyni, tutaj już nic nie będzie im grozić. Mógł się odprężyć. Zostawili placówkę za sobą, nie ma mowy by ten gość ich stamtąd dosięgnął. Nawet z nadludzkim wzrokiem i najlepszym karabinem snajperskim, po prostu nie dało się tak daleko dostrzelić. Broń też ma swoje limity. Zostało więc tylko pół godziny słuchania pomruków silnika.
- Sir, łożysko znów się przestawiło. - oznajmił kierowca, zwalniając. Sierżant kiwnął tylko głową, przyzwalając na naprawę. Pojazd już od dawna sprawiał problemy, więc nie było to nic nowego ani wymagającego specjalnej uwagi. Kierowca zatrzymał więc łazika i po zaciągnięciu hamulca ręcznego wyskoczył ze środka. Otrzepał mundur i pochylił się przy brzegu, by zajrzeć pod podwozie i dokładnie określić powagę usterki. Jakież było jego zdziwienie, gdy zauważył przed swoimi oczami wylot lufy pistoletu.
Silnik pracował na najwyższych obrotach. Prowadzony przez jedną osobę w czarnym kombinezonie i masce samochód mknął przez stare drogi, wzbijając za sobą tumany kurzu. Nie trzeba szczędzić paliwa. Pojazd i tak jest śledzony transmiterem, więc trzeba będzie go porzucić. Najlepiej w miejscu, które nie pomoże w odnalezieniu kryjówki. A skoro można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu...
Wypadałoby zobaczyć, co to za eksplozja i co jest jej przyczyną. Dowie się tego, a potem znów zniknie. Jak duch. tylko po to, by pojawić się ponownie gdy najmniej będą się tego spodziewać. Jego sylwetka będzie ostatnią rzeczą, którą zobaczą w swoim życiu.
O ile w ogóle uda im się ją dostrzec.
|
|