|
Wiele sfer Mało gier |
|
Przechowalnia spamu na VI erę - Historyjka o wschodzie słońca
Jedius 9 Baka - Pią Maj 28, 2010 4:46 pm Temat postu: Historyjka o wschodzie słońca Dnia pewnego późnej wiosny,
Kiedy chodzi się już w kieckach,
Rozległ się ten dźwięk radosny:
Krzyk nowego w świecie dziecka.
Widok słońca, drewna zapach
Pobudziły jego zmysły,
Pierś ożyła w ojca łapach -
W głowie już pierwsze pomysły.
"To dziewczynka!" ucieszony
Nizioł rzekł. "Tak, moja miła!"
Mówił on do swojej żony,
Co uśmiech odwzajemniła.
"Szybko, imię!" zawołała.
Wnet popadli w zamyślenie.
Jakie imię ta by chciała?
Musi ładne być, jak... e, nie.
"A co powiesz na Maradli?"
"W Dedry takie chłopcom dali..."
"Racja." znów w zamysł popadli,
Po czym równo krzykli "Mari!"
- Niechże ona przestanie wreszcie wyć! - niziołek zakrył uszy nie mogąc już wytrzymać nieustającego płaczu dziecka. - Bogowie, miejcie litość! Ile można!
- Dajże spokój, Dier. Na pewno byłeś nie mniej hałaśliwy! Daj się dziecku wykrzyczeć!
- Ale Ju... ach, zresztą. Mam nadzieje, że mi to ona zrekompensuje śpiewając staruszkowi jakieś anielskie pieśni na ukojenie... Trzecie dziecko, ale żadne nie było tak hałaśliwe!
- Przesadzasz. - matka rozwrzeszczanego niemowlęcia uciszyła męża przytykając mu palec do ust. Minęła go następnie, podchodząc do łóżeczka i nachylając się nad dzieckiem.
- Co chcesz, mała? Obiadek?
Dziecko momentalnie umilkło, widząc twarz matki. A może to był instynkt przewidujący nadchodzący posiłek?
- Widzisz? Po prostu żreć chce! No, chodź do mamusi! - poinformowała męża Ju, biorąc małą Mari na ręce. - Zobaczysz, jeszcze coś dobrego z niej wyrośnie. Z takim głosem, to i pewno zacznie piosnki pisać!
- Taak... Nie mogę się doczekać.
Jak na komendę, dziecko znów zaczęło swą arię.
- Dobra, żartowałem, jeszcze nie teraz! Ćśś, malutka, ciii...
Uspokojone chichotem matki niemowlę ponownie umilkło. Nadeszła pora karmienia która dawała pewność, że cisza potrwa jeszcze przynajmniej kilkanaście minut.
Jak na drożdżach rosło dziecię,
Czwórka kończyn, wścibskie oczka,
Wiecznie rozgadana buźka,
Główka skryta w złotych loczkach.
W domu miejsca już nie było
Gdzie jej znaleźć by nie można
Pech, że bawiąc się tak miło
Była strasznie nieostrożna.
Zawsze jednak przed nieszczęściem,
Jakimś strasznym wydarzeniem,
Coś chroniło młode dziewczę,
Niedostrzegalne spojrzeniem.
Czy to spaść miała z urwiska
Czy przed wilkiem głupia wieje
Zawsze była jakaś iskra
Zmieniając losu koleje.
Ruch malutkiej dłoni starczył,
By w niewyjaśniony sposób
Pośród barwnych iskier tarczy
Na ziemię padło sześć osób.
Dziwna moc towarzyszyła
Dziewce podczas dorastania
Raz pomocy użyczyła,
Raz dała powód do lania.
Zbite szkło, spalone kwiaty,
Wyleczone skaleczenie,
to pochwałę __._,__,__,
to zasłuży na skarcenie.
Niziołka puknęła piórem parę razy w brzeg kałamarza. Zwróciła wzrok ku słońcu za oknem jej pokoiku, ale ono tylko milczało. Tak, słoneczko jej tu nie pomoże, trzeba szukać pomocy gdzie indziej.
- Braaat! - jej dźwięczny głosik na pewno można było usłyszeć w całym domu. - Braaaaat!
- Przestań krzyczeć, Mari... o co chodzi? - Rinske, młodszy z dwóch jej starszych braci zajrzał do pokoju, uciszając ją gestem dłoni.
- Co można zarymować z "kwiaty"?
Chłopak westchnął, podchodząc bliżej i zaglądając jej przez ramię do sporych rozmiarów księgi, którą dostała na dziewiąte urodziny. Czytając pobieżnie kilka wersów zaśmiał się cicho.
- Oj, Mari, Mari... A może tak pewne magiczne słowo?
- Yneras tonito... - dziewczę uniosło dłoń, którą zakręciła kółko nad głową.
- Nie, NIE! Stój! - Rinske natychmiast zakrył jej usta ręką przerywając inkantację. Kto wie, co by się stało gdyby dokończyła! Te potajemne spotkania z Soigo, która "pomagała jej rozwijać magiczny talent" to zdecydowanie nie był najlepszy pomysł rodziców. Choć blondynka bardzo starała się coś powiedzieć, wyrwać się z objęć brata, ale bezskutecznie. Brunet nie puścił jej, póki ta się nie uspokoiła. Kiedy cofnął rękę, mógł ujrzeć jej naburmuszoną minę. Zamiast się tym przejąć, wskazał jedynie palcem niepełny wers w jej księdze.
- Napisz "taty".
- Co... taty?
- "To pochwałę... chce od taty, to zasłuży na skarcenie".
Mari policzyła na palcach sylaby. Pasuje!
- O, dobra, dobra! Dzięki!
- Jasne, nie ma sprawy Mari, nie ma za co.
Niziołka już go jednak nie słuchała, zajęta starannym wpisywaniem kolejnych słów.
Zbite szkło, spalone kwiaty,
Wyleczone skaleczenie,
To pochwałę chce od taty,
To zasłuży na skarcenie.
Jak się wkrótce okazało
Ta niziołka talent miała.
Nic tu nad nią nie czuwało
Wcale; ona czarowała.
Ale magia? Sama z siebie?
Bez żadnego przeszkolenia?
Znaki na ziemi i niebie
Mówią "nie do pomyślenia"!
"Może demon jest to jaki,
Który wszedł w niewinne ciało?"
"Cichaj lepiej, nie kracz! Jakby
Nieszczęść jeszcze było mało"!
Rodzice się ją starali
Odwlec od magikowania
Sztuki talent rozwijali
I zainteresowania.
Ale Mari jest uparta -
Czarów wcale nie przestała,
Choć uwielbieniu do sztuki
Bardzo szybko się poddała.
Czy to granie, czy śpiewanie,
W tych dziedzinach tryumfowała,
A w sekrecie czarowanie
Samodzielnie rozwijała.
- Ech... no i skończyło się. - powiedziała do siebie niziołka siedząca na brzegu klifu, spoglądając na pióro. Przechyliła kałamarz upewniając się, iż nie zostało już w środku ani odrobinka atramentu. Chłodna bryza lekko rozwiewała jej długie loki, gdy ta rozglądała się wokół.
- Kari, jesteś? - zapytała. Po krótkiej chwili ciszy i zwątpienia miała już wstać, ale...
- Tutaj, tutaj! - cichy, piskliwy głosik rozległ się z wnętrza kwiatu Belan. Zaraz po tym spomiędzy płatków wydostała się główka, tułów... skrzydełka? Bez wątpienia była to niksa, nieco drobniejsza od tych, które można zazwyczaj spotkać w Brushwood podczas płatania figli. Niziołka odwróciła się do niej i pokazała pusty pojemniczek.
- Skończył się. Nie wiesz może, jak zrobić atrament?
- No coś ty, zgłupiałaś? Skąd niby mam wiedzieć?
- Ej, ej! - Mari skarciła duszka palcem. Starała się też zrobić groźną minę, choć mało kto by się jej przestraszył. Zdaje się jednak, iż na duszka zadziałało. - Jak masz być moim chowańcem, to nie wolno ci się tak do mnie odzywać! Musisz być grzeczna, se!
- No ale... bo ale ja... przepraszam, no! Ja tylko... ja chciałam... - z żałosną minką Kari zaczęła się tłumaczyć. Bardzo szybko wywołało to szczery uśmiech na twarzy dziewki, który następnie przeobraził się w wesoły chichot.
- Hej, hej! Co w tym takiego śmiesznego!?
- "Bo ale ja, bo ale ja"... Śmieszna jesteś i tyle, hihi!
Tym razem to Niksa była oburzona.
- Śmieszna, bardzo śmieszne! Bo sobie pójdę i będzie, o!
Jej słowa nie przyniosły pożądanego skutku, a wręcz przeciwnie. Blondyneczka wręcz zanosiła się od śmiechu, niebezpiecznie kołysząc się nad brzegiem skarpy.
- Dobra, w takim razie sobie idę! Lecę, pa! - niksa odwróciła się do niziołki plecami... lecz wcale nie odleciała.
- Czekaj... ihihi, czekaj, se! - Mari podniosła rękę, chcąc zatrzymać duszka. Kari prychnęła, ale podleciała do dziewki, zaglądając do księgi.
- W ogóle, to napisałaś coś tam o mnie? Napisałaś? Pewnie napisałaś, że mam krzywe skrzydełka! Pokaż, pokaż mi!
Szybkim ruchem niziołka zamknęła z hukiem księgę, niemal przytrzasnąwszy nóżki duszka.
- H-hej! Uważaj trochę!
- "A głupiutka niksa co krzywe ma skrzydła, przed lustrem swym stwierdza, że ponownie zbrzydła"! - i znów w śmiech.
- Oooo ty! Teraz to przesadziłaś! Naprawdę sobie lecę! - i naprawdę zaczęła odlatywać.
- Stój, ihi! Czekaj, żartowałam!
- Nie, lecę sobie!
- Taak? A zapomniałaś o naszej umowie?
- O naszej... Ech, ty! A może ja już nie chcę, i nie chcę umowy?
- Tak? - dziewka spytała zdziwiona. - W takim razie leć sobie. Nie ma sprawy. Tylko więcej już się do mnie nie odzywaj. - niziołka odwróciła się, strzelając "focha". Choć jedynie grała, niksa bez żadnych podejrzeń uwierzyła w szczerość jej intencji.
- No ale... No dobra, nie polecę! Hej... No Mari, nie obrażaj się!
- Gdy rany słowne zostały zadane, lecznicze słowo jest wymagane! - odpowiedziała jej dziewka, stale odwracając się od krążącego wokół jej głowy duszka.
- Noo... przepraszam! Przepraszam przepraszam przepraszam!
Blondynka otworzyła jedno oko, spoglądając bacznie na duszka.
- I nie będziesz już niegrzeczna?
- Nie będę! - od razu odpowiedziała Kari.
- Dobra. - odpowiedziało dziewczę, otwierając znów księgę i wertując stronice. Ma tę księgę już cztery lata, a jeszcze nie zapisała nawet jednej dziewiątej kartek! - I jeśli chcesz wiedzieć, to jeszcze o tobie nie napisałam. Jeszcze nie doszłam do momentu, w którym się poznałyśmy.
- Aaa... Aha.
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
- Jasne! To było tutaj, w tym właśnie miejscu. Pamiętam, jak szukałam nektaru, a wtedy zobaczyłam ten piękny zachód słońca...
- Nie, głupiutka! Mówię o pierwszym spotkaniu!
Niksa spojrzała się zdziwiona na niziołkę. O czym ona mówi? Tę krótką ciszę nieporozumienia zakłócał jedynie szum fal rozbijających się o skały daleko w dole.
- Chociaż... no fakt, ty możesz tego nie pamiętać. Bo wiesz... - zaczęła opowiadać Mari. - To było tam, tam w Brushwood. Chciałaś ukraść pranie mamuśki...
- Niemożliwe! Naprawdę coś takiego robiłam?
- No tak, toż nie przerywaj! Chciałaś ukraść pranie mamuśki, ale akurat wtedy cię dojrzałam. Chciałam złapać... no, ale byłaś za szybka.
- No no, to dość możliwe.
- Właśnie, a jako, że byłaś za szybka, to... - niziołka pstryknęła, a na jej palcach zatańczyła małą iskierka. - Hihi, pamiętam jak się wystraszyłam kiedy zobaczyłam jak dymisz się leżąc w trawie!
- M-Mari! Jak- ja nie rozumiem, jak mogłaś!
- Hej, przecież cię nie znałam! A mamuśka bardzo nie lubi, kiedy się tyka jej rzeczy.
- Ach...
Ponownie nastała chwila zadumania, przyozdobiona uśmiechem dziewczęcia. Choć to nie pierwszy raz, to była zadowolona, że niksie nie udało się przejrzeć jej małego blefu. Spojrzała znów na okładkę swej księgi obitej skórą zabarwioną na kolor ciemno zielony... na złocone litery układające się w jej imię...
- Hej, przypomnij mi, dlaczego mówili na ciebie "dziewiątka"?
- Dlaczego? No, już wyjaśniałam... urodziłam się jako dziewiąta z mojej grupki a nikomu nie chciało się wymyślać mi imienia. Któraś niksa powiedziała "dziewiątka" i tak już zostało. - malutka istotka wzruszyła ramionami.
- Ale "Kari" lepsze, nie? I podobne do mojego!
- No... lepsze, lepsze.
- Powiedziałaś to bez przekonania.
- Lepsze, jasne, że lepsze! - ożywiła się niksa.
- No ja myślę, w końcu sama wymyślałam!
Wraz ze wzrostem i wdziękami
Rosły jej umiejętności:
Czy to w śpiewie, grze skrzypcami,
Czy ekspresji swej radości.
Gdy zimową, mroźną porą
Na dwór wychodzić nie mogła,
Wnet krawiectwem się zajęła
Aby nuda jej nie zmogła.
Szyła suknie i gorsety,
Szyła lalki pchane watą,
Zarobiła stąd monety
By móc kupować przez lato.
Wciąż skrywała się z ćwiczeniem
W magii swych umiejętności;
C
Jeśli można żyć w radości?
|
|