Wiele sfer
Mało gier

? ? ? ? - M.07

Jedius 9 Baka - Pon Paź 29, 2012 11:33 pm
Temat postu: M.07
http://www.endlessvideo.com/watch?v=r2vSkyQjH1o

Stuk. Stuk.

Stuk.

Kiedy wokół panuje idealna cisza, nie przerwana nawet najmniejszym szmerem, zwykły odgłos stuknięcia obcasa o kamienną posadzkę staje się nadzwyczaj wyrazisty, posiadający niesamowicie wiele szczegółów. Staje się natychmiastowo punktem uwagi każdego, kto może go usłyszeć. Większość osób w ciszy woli rozkoszować się zupełnie innymi dźwiękami - być może jest to śpiew ptaków, wieczorny koncert świerszczy, dźwięki instrumentu... muzyka.
Niczego takiego tu jednak nie było.

Wiele czasu minęło, nim jedna z głów uniosła się znad zimnego kamienia by dwie pary oczu jedynych żywych w tym pomieszczeniu mogły się spotkać ponurym spojrzeniem. Tak naprawdę było to wszystko, czego dwójka potrzebowała. Bez potrzeby mowy, słów, było obu wiadome z jaką informacją przybyła jedna, oraz jakiej odpowiedzi udzieli druga. Jednak nastąpił znów okres niepewności. Niepewności w nowym, ogromnym świecie który był nowością dla nich wszystkich. Nawet, jeśli zdecydowanie byli temu przeciwni, czasami pojawiało się przeczucie, że powinni w jakiś sposób podporządkować się nowym zasadom. Przynajmniej ich części. Tak podpowiadała logika.
Nikt z dwójki nie chciał jednak zacząć. Powodem tego na pewno nie była niepewność. Doskonale wiedzieli, jak powinna wyglądać taka interakcja. Zwiedzili już wystarczająco wiele światów. Mimo to, wciąż pozostawało to uczucie. Rozmowa jest... nieswoja. Zbędna, pozbawiona sensu. Poniżająca. Jej rozdźwięk był obcy. Tak samo jak i wszystko poza światem, który... wzbudzał poczucie tęsknoty.
Ktoś jednak musiał być pierwszym. Skoro jednak obie strony były temu niechętne, tego niewdzięcznego czynu musiała się podjąć ta osoba, która podlegała drugiej. Hierarchia ułatwiała tę decyzję. Nawet więc jeśli z góry było wiadome kto odezwie się jako pierwszy, ten moment jeszcze nie nastąpił. Chłodne spojrzenia trwały skrzyżowane. Cóż, nie było pośpiechu. Przecież przed dwójką oczekiwała cała wieczność.
Westchnięcie. Odruch, który również był duszom całkiem obcy, nowemu ciału przychodził nadzwyczaj łatwo. Klęcząca u szczytu schodów postać ponownie opuściła wzrok. Zadziałało to jak sygnał, choć wcale nim nie było. Przybyła zaczerpnęła tchu, by pozwolić swym nowym narządom na stworzenie nowego dźwięku.
Głosu.
- Tadvareinerie, Hemoolanalzan.
Drgania strun głosowych wywoływały natychmiastowe dreszcze, zimną falą przebiegające przez całe ciało. Dlatego wiadomość musiała być krótka. Tylko wtedy uda się wypowiedzieć całość głosem, który można nazwać pewnym, stanowczym. Nie dało mu się jednak odebrać ponurego tonu, który chyba po wieczność będzie towarzyszył temu miejscu.
Nod.
Pierwszą odpowiedzią, było jedynie skinienie wciąż pochylonej głowy. Nawet jeśli wiedziała, że będzie musiała odpowiedzieć w ten sam sposób, zdecydowała choć na chwilę odwlec ten moment, niemal identycznie jak niedawno przybyła do tego pomieszczenia siostra, oczekująca cierpliwie ze złożonymi przed sobą dłońmi. Nawet, jeśli była już przyzwyczajona do mowy, posługując się nią zastraszająco często, wciąż nienawidziła kalać nią tego miejsca. Ale czuła, że jest to potrzebne. Bez tej zmiany nie było możliwości dotarcia do celu jej oczekiwania.
- Niech odpoczywa. Niedługo ją nakarmię. Chce tu jeszcze chwilę zostać. - Ponowne uniesienie głowy skierowało wzrok na wysokie sklepienie. Fakt, że wszystkie chorągwie nadal z niego zwisały dawno już przestał dziwić; wciąż jednak był to widok który potrafił wprowadzić w zamyślenie. Zaś myśli były jedynym, co odróżniało to miejsce od nicości.
- Emonsei.
- Mm?
I... znów cisza. Chwila kontemplacji nad niedoskonałością słów. Nad tym, że złe ich dobranie spowoduje złe przekazanie myśli, co z kolei może doprowadzić do nieporozumienia. Do obrazy. Obrazy nie tylko osoby. Można nimi obrazić nawet całą kulturę.
- Proszę. Chcę... powrócić. Trwanie tu jest męczące. To ciało... jest męczące. Nie daję mu rady.
Teraz nadszedł czas na to, by i druga osoba poczęła trudne tłumaczenie - tym razem w drugą stronę. Ze słów, na myśli. Nie potrzebowała do tego dużo czasu. Niedługie, ponowne westchnięcie to potwierdziło. Jedna z rąk się uniosła, wyciągnięta w stronę siostry na której twarzy błyskawicznie pojawił się lekki uśmiech ulgi. Uśmiech, którego szybko się pozbyła. Był w tej sytuacji bardzo nietaktowny. Dostała pozwolenie na powrót, którego bardzo pragnęła, jednak dobrze wiedziała, że wiąże się on z poświęceniem jej siostry. Powinna w jakiś sposób dać wyraz temu, że uznaje jej gest, że jej radość nie jest pozbawiona respektu dla królowej ich pałacu, ale... słowami? Nie potrafiła tego zrobić. Choć postąpiła już pierwszy krok naprzód, zatrzymała się. Poszukiwała jakiejś odpowiedzi na dobroć, która została jej okazana, ale żaden natłok myśli nie pomagał jej w znalezieniu odpowiedzi. Przez chwilę zrodziła się nawet myśl o tym, że przez tą niezdolność może nawet ponownie spaść na nią kara.
Tym bardziej nie spodziewała się uzyskać żadnej pomocy. Stąd wzdrygnięcie, które zatrzęsło całym jej ciałem, gdy usłyszała swoje imię.
- Sirvisei.
- Tak?
- Jedyna odpowiedź, jakiej potrzebujesz, to "dziękuję".
Krótki gest wciąż wyciągniętej dłoni ponaglił młodszą z tej dwójki, która znów zanurzyła się w swych myślach zaskoczona. Nie potrafiła zrozumieć, skąd wzięły się te słowa. Tak długo, jak nie zostanie jej to przekazane myślami, najpewniej nigdy się tego nie dowie. Ale chyba właśnie na tym polega magia mowy. Czegokolwiek nie wyrazi się słowami, myśli pozostają ukryte. To właśnie stąd, we wszystkich światach które razem odwiedziły, zrodziło się kłamstwo. Zastanawianie się nad tym, dlaczego ta forma porozumiewania się została tą oficjalną w Nowym Świecie który dopiero poznają, nie ma zdecydowanie sensu. Należy raczej nauczyć się z niej właściwie korzystać. Czy raczej, wykorzystywać na swoją korzyść. Bez wątpienia, jej starsza siostra już to potrafiła. Zawsze wszystkich wyprzedzała.
Ponownie zaczęła kroczyć naprzód. Zbliżyła się do klęczącej, by również uklęknąć obok niej. Wyciągnęła swoją dłoń, by zetknąć ją z jej dłonią. W tym momencie nie potrafiła już nawet powstrzymać swego pragnienia powrotu. Czując, że jest przyjęta, zamknęła oczy, odbierając zaproszenie. Jej ciało błyskawicznie pociemniało. W mgnieniu oka straciło swoją formę. Ciemna czerwień, w którą została obrócona zawisła w powietrzu w postaci wirującej sfery, ledwie stykającej się z palcem starszej siostry. Z wolna, zaczęła wspinać się po tym palcu. Rozgałęziające się, szkarłatne strumienie zaczęły swoją powolną podróż po bladej jak kreda skórze, obejmując kolejno dłoń, przedramię, łokieć... całą długość nagiego ramienia, aż dotarły do miejsca, do którego chciały dotrzeć. Zebrały się w miejscu pleców, na wysokości łopatki, nieśpiesznie formując swój kształt. Wnikały w swoje posady aż do uzyskania płaskiego kształtu, zastygając, ciemniejąc, by na samym końcu stać się niczym innym, jak niezbyt złożonym znakiem który każdy z obserwatorów na podstawie swojej wiedzy, czy też raczej niewiedzy, mógłby uznać za niezbyt gustowny tatuaż. Ich myśli znów się połączyły; jak za dawnych czasów. Wciąż jednak rozumiała tylko tyle, ile zostało jej pozwolone. Mogła nareszcie zapytać bez obaw niezrozumienia, dlaczego zostało jej dane to czego chciała bez choćby żądania zrobienia czegoś innego w zamian - ale nie zrobiła tego. Ciągłe poleganie na doskonałości ich języka na pewno nie pomogłoby jej w zrozumieniu mowy; Emonsei na pewno też nie życzyła sobie tego pytania. Dlatego milczała. Zanurzyła się jedynie we własnej rozkoszy bycia pozbawioną klatki nowego ciała; jak i bycia jednością z siostrą.

Emonsei opuściła dłoń, opuściła głowę, opuściła wzrok. Znów skupiła go na tym, co spoczywało na jej kolanach; co tuliła do własnej, nagiej piersi od czasu na tyle długiego, że zdążyła już zapomnieć chwili w której tutaj przybyła. Człowiek. Istota na tyle dziwna, że spotkawszy ją za Pierwszego Życia na pewno znalazłaby wiele szyderczych uwag na temat jego niedoskonałości, choć najprawdopodobniej utonęłyby one w lawinie śmiechu którym wybuchnęłaby wytykając go palcem. Ale teraz? Nie tylko musiała przyjąć do wiadomości, że to człowiek jest istotą dominującą ten świat, zaś ona jest wśród ludzi dziwadłem - ona sama przybrała ciało, które zostało stworzone na jego podobieństwo. Ciężko było jej przełknąć ten wymóg. Wymóg, by wziąć udział w czymś, co nazywają tu "grą".
Dlaczego właściwie przyjęła propozycję?
To pytanie było na tyle głupie, że nie powinno w ogóle zaistnieć. Wystarczyło tylko podnieść wzrok znad martwego ciała. Spojrzeć w dół szerokich schodów, które... nagle urywały się. Dokładnie w ten sam sposób, jak i wysokie ściany otulające je po bokach, jak i łukowate sklepienie, daleko u góry. Nawet nie będąc ekspertem w tej dziedzinie, łatwo można było stwierdzić, że w tym miejscu kończył się jej świat. Ta sala, choć była ogromna porównana do innych komnat, jako świat była... mała. Malutka. Mniejsza od ziarnka piasku porównanego do całego oceanu. Burza barw, wciąż zmieniających się, była jedynie przedsionkiem tego, co istniało. Była też czymś zupełnie innym, niż spodziewała się za swojego Pierwszego Życia. Wiedziała, że jej świat nie jest jedynym. Dzięki bogini wiedziała, że znajdzie tu niezliczoną ilość innych istot o najróżniejszych pochodzeniach, które będą podróżować z jednego świata do drugiego. Tak bardzo chciała zostać jedną z nich. Poświęciła temu wszystko, co tylko posiadała. Dopuściła się czynów, dla których kara śmierci była równie adekwatna jak lekkie uderzenie w polik w zamian za wymordowanie całego państwa. Jednak to, co uzyskała w zamian, zdecydowanie zawiodło jej oczekiwania. Chciała powitania w nowym świecie. Wyobrażała sobie wiele częstych odwiedzin, przybyszy, którzy zawitaliby w jej pałacu. Doceniliby jej siłę. Jej piękno. To, czym w jej świecie była perfekcja.
Jednak wyobrażenia musiały brutalnie zderzyć się z rzeczywistością.
Jej pałac był coraz mniejszy z każdą chwilą. Coraz bardziej zbliżał się pierwszej setki swojego istnienia w tym świecie. I przez cały ten czas, podczas tego niesamowicie długiego oczekiwania dokładnie w tym miejscu, została uraczona jedynie jedną wizytą. Wizytą człowieka, który pojawił się tu tylko dlatego, że poszukiwał, jak sam to określił, "światów-śmieci", które mógłby użyć gdzieś indziej. Nie miał najmniejszego zamiaru jej podziwiać. Jedyne co zrobił, zanim odwrócił się plecami przed opuszczeniem tego miejsca, to udzielenie propozycji uczestniczenia w jakiejś grze. Mało tego, postawił do tego szereg kondycji, które musiały zostać spełnione zanim będzie mogła wziąć udział. I mimo tego wszystkiego, zaledwie pół roku później, przyjęła propozycję. Nawet, jeśli było to dla niej poniżające, była to szansa. Jeśli wygra - zdobędzie uznanie. To uznanie mogło być początkiem jej wymarzonego świata. Zbuduje sobie nowe królestwo - od podstaw. Ale najpierw...
Gra.
Poczyniła już pierwsze stanowcze kroki. Największy z nich... amulet. Musi zadbać o to, żeby nikt z pozostałej ósemki go nie znalazł. Jednak ryzyko wciąż istnieje. Jeśli komuś się uda... będzie musiała się go pozbyć. I wcale nie będzie to gorszym wynikiem. Pozostawi po sobie ostrzeżenie. Ktokolwiek próbuje pokrzyżować jej plany, spotyka się z karą. Ze szkarłatnym gniewem. I nie wychodzi z tego cało.
Przytaknęła do swoich myśli głową. Para czułków powtórzyła ten ruch z delikatnym opóźnieniem, zakołysawszy się. Fioletowowłosa westchnęła ponownie, odwracając wzrok od człeczego, obejmowanego w rękach ciała któremu przyglądała się od dłuższej chwili, spoglądając za siebie. Dokładniej, na wielki, biały sztandar, oświetlany barwnym i jaskrawym światłem tysięcy różnych świateł. Sztandar, na którym widniał symbol okrągłej tarczy z herbem prostego klucza w samym jej centrum.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group