|
Wiele sfer
Mało gier
|
Kryształowa Rzeka |
Autor |
Wiadomość |
Tidus
Jebany farciarz
Wiek: 31 Dołączył: 25 Paź 2010 Posty: 693
|
Wysłany: Śro Mar 06, 2019 11:55 pm Kryształowa Rzeka
|
|
|
-Dobra, stop, odwalcie się. Koniec waszego rewiru.
Lidvina przeszła przez bramę do ambasady Qual'Doman szybkim krokiem, oficjalnie wchodząc na teren należący do Treasoriego i jego wesołej bandy nieumarłych, nawet jeśli technicznie rzecz biorąc to wciąż był Hub. Posłała ku eskortującym ją pokojówkom mało grzeczny gest dłoni i weszła do budowli, która jak na miejsce transportu do krainy pozbawionej życia była bardzo...żywa. Cała posiadłość, wraz z małym, dobrze zadbanym ogrodem, otoczona była murem i przypominała europejski pałacyk bardziej niźli ambasadę, wliczając w to fasadę umalowaną we wzory złotych latorośli. Była też pełna istot - szkieletów, zombie, duchów, kształtów geometrycznych, maszyn, demonów i zapewne nawet aniołów któregoś świata. Co poniektórzy radowali się kontaktem z przyrodą której brakowało w samej Domenie, inni stali w ciągnącej się kolejce przed drzwiami budynku. Lidvina minęła wężyk z dusz, wchodząc do środka.
Zdecydowanie nie zamierzała kierować się do Maksa teraz. I tak usłyszy o zajściu w Dziurze, więc daruje sobie przerywanie jego jakże ważnych, urzędowych spraw. Umowa wciąż była aktualna - ona pomoże tym dziwacznym "pobratymcom" z cholera wie jakiego międzysferycznego zadupia, a on da jej dostęp do archiwów ambasady by mogła znaleźć świat, w którym jej misja może być kontynuowana. Idąc przez marmurowe korytarze pomyślała sobie, że znajdzie w tym świecie odpowiednik tego diabelstwa które piszczało na nią w restauracji i własnymi dłońmi ją zadusi.
Po paru skręceniach i zejściu schodami w dół, znalazła się w...jaskini. Wielkiej, zimnej jamie z nieociosanego kamienia przez którą z cichym szumem płynęła rzeka krystalicznie czystej wody, w obie strony zdająca się ciągnąć w nieskończoność, znikając gdzieś w mroku pieczary. Jedynym przedmiotem w pieczarze był wielki, mosiężny dzwon ustawiony przy brzegu rzeki, w który Lidvina zaraz trzykroć uderzyła. Jakiekolwiek próby zrozumienia, w jaki sposób Hub mógł mieć kompleks podziemnych jaskiń, albo w jaki sposób ambasada Q'D nie zapadła się pod ziemię mając zamiast fundamentów pustą komorę - skazane były na niepowodzenie. Gdy inni cenili sobie portale w lustrach lub świecące się dziury między drzewami, przejście do domeny Treasoriego przypominało właśnie podziemny strumień, którego przenikliwy chłód wysysał życie ze wszystkiego, co śmiało próbować przebyć tę granicę mimo bijącego serca. Było to bardzo poetyckie...ale i niepraktyczne. Lidvina musiała czekać dobrą chwilę zanim pojawi się przewoźnik. Zazwyczaj między światami był spory ruch i można było wskoczyć na barkę wraz z innymi podróżnymi...ale widać dzisiaj miała wątpliwy przywilej bycia pierwszą osobą która uderzyła w dzwon. Albo jedyną.
========
W samej ambasadzie, kolejka ciągnęła sie do ciasnego biura. Ciasnota ta nie wynikała z bliskiego położenia ścian wobec siebie nawzajem - gdyby pokój był opustoszały, mógłby pomieścić małe przyjęcie taneczne. Cała przestrzeń była jednak wypełniona papierami - w leżących luzem stosach, w segregatorach, w wielopiętrowych szafkach. Pośród tego oceanu papierkowości za ciężkim, mahoniowym biurkiem siedział wszystkim coraz lepiej znany lisz, ambasador Qual'Doman zwany Maksymilianem, ubrany jak przeciętny urzędnik - na jego kościstych ramionach wisiała biała koszula, u szyi luźno zawiązany czerwony krawat. W rogu pokoju zaś siedziała kolejna postać, źródło wszelkiego papieru w tym pomieszczeniu - usadowiona za maszyną do pisania blondynka w czerwonej wieczorowej sukni, absolutnie pozbawiona formalnej przyziemności typowej dla urzędników. Akurat skończyła wpisywać ostatnią literę na kartce w maszynie, wyciągnęła ją i odłożyła na pobliski stos. Skinęła ku Maksymilianowi, który tylko głośno stwierdził.
-Następni. |
_________________
>Karta postaci. |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Nie Mar 10, 2019 3:27 am
|
|
|
Po głośnym zawołaniu, ambasador Qual’Doman nie musiał długo czekać nim pojawili się kolejni petenci. Pierwszą osobą, która przekroczyła próg biura była istota rozdzielona ze swą duszą - kobieca przedstawicielka liszów. Z mniej lub bardziej praktycznych powodów zdecydowała się zachować swą cielesną powłokę, utrzymując przy pomocy magii jej młody wygląd. Jej odzienie stanowiły wymyślne szaty w kolorach czerni i fioletu, co wraz z wyrazistym makijażem, podkreślało jeszcze bardziej nienaturalnie wręcz bladą cerę zdradzającą jej stan nieśmierci. Kobieta posiadała włosy koloru ciemnej czekolady, szczupłą twarz, wydatną pierś i zaokrągloną kibić. Shari nie należała do celebrytów Międzysferza, niemniej obnosiła się ze istnieniem na tyle, by zasłużyć sobie na wrogów wśród mniej lub bardziej zorganizowanych grup polujących na nieumarłe istoty, przez co niejednokrotnie gościła w domenie Treasoriego by zaznać względnego odpoczynku. Zaraz po niej wręcz wpadł do środka mierzący niewiele ponad półtora metra wzrostu skrzydlaty humanoid. Oliwkową skórę istoty częściowo pokrywały różnego rodzaju pióra, od typowo ptasich na skrzydłach i ogonie, po przypominające do złudzenia zmierzwione włosy na głowie. Upierzenie w przeważającej części posiadało odcienie barwy czarnej i brunatnej, poprzetykane gdzieniegdzie zdecydowanie nienaturalnymi ognistymi refleksami, szczególnie widocznymi na końcówkach lotek i sterówek. Pierwszym co przychodziło na myśl osobie znającej rodzime rasy Nefer’Huah to tonalli, gatunek najbliżej spokrewniony przez swe magiczne korzenie z sidhe, tamtejszym odpowiednikiem elfów. W tym konkretnym przypadku był to jednak zmaterializowany demon o wyglądzie tonalli, Desvenughorth, jeden z Pięciu Władców Otchłani, coraz bardziej rozpoznawalny poza granicami domeny Ankh’faer. Odziany był w ciemne, wygodne ubranie o prostym kroju, ponadto posiadał wplecione we "włosy" rzucające się w oczy długie pióro o skrzącej się ognistej barwie, zdaje się należące niegdyś do jakiegoś feniksa, z którymi on sam rzekomo był powiązany.
Skrzydlaty wyminął zwinnie szybkim krokiem kobietę i pokonał odległość pomiędzy wejściem, a biurkiem Maksa w ułamkach sekund. Pod wpływem tego gwałtownego ruchu parę leżących nieopodal luzem kartek zaszeleściło i zostało niewątpliwie poderwanych w powietrze. Oparł o mahoniowy blat dłonie zakończone pazurami, które obecnie były prawie całkowicie schowane, przechylił nieznacznie głowę i wbił spojrzenie dużych oczu o kocim kształcie, emanującymi ognisto-szkarłatnym blaskiem zdradzającym jego naturę, wprost w oczodoły lisza. Nie było wielkim wyczynem dostrzeżenie, że był lekko zirytowany, znużony i niezadowolony z czekania w kolejce, a cierpliwość nie należała do jego mocnych stron.
- Mam pytanie. Dwa. Być może trzy. - Odezwał się głosem, który zdecydowanie nie mógł należeć do dorosłego mężczyzny, a raczej do nastoletniego młodzieńca. Jego akcent i melodyjność z jaką wypowiadał słowa przywodziły na myśl nie szorstki dialekt demonów, a raczej języki używane na przykład w kilku podobnych sobie światach przez nacje wznoszące piramidy schodkowe i zamieszkujące często lasy równikowe. Rzecz jasna wszystko było tłumaczone, jako że ambasada wciąż mieściła się w Hubie. - Czy to Qual’Doman jest odpowiedzialne za możliwe do obserwowania wydarzenia mające miejsce w świecie, w którym Rzymianie najeżdżają rdzennych mieszkańców nowo odkrytego lądu za oceanem i budują tam osady? Ograbiają tam między innymi jakąś świątynie ze smokiem, którą zawalają na niego, a potem rozmawiają z jakimś bóstwem mórz. Jeśli ten świat jest rzeczywiście podległy waszej jurysdykcji, to kto prowadzi… grę? - Wypowiedział ostatnie słowo z wyraźną niechęcią. - I gdzie konkretnie można znaleźć osobę prowadzącą?
- Mógłbyś zacząć od małej wymiany uprzejmości. Przywitania się przynajmniej. - Stwierdziła podchodząca bliżej biurka pani lisz głosem spokojnym, całkiem przyjemnym i łagodnie brzmiącym, który nie posiadał żadnego charakterystycznego akcentu. Demon obejrzał się krótko na nieumarłą, zaskoczony faktem, iż zwróciła mu uwagę. Wyprostował się zabierając dłonie z blatu.
- Witam i ponawiam pytania. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1392
|
Wysłany: Pon Mar 11, 2019 7:14 pm
|
|
|
Sara zatrzymała Anastazję szarpnięciem za kołnierz widząc, że ta nawet nie pomyślała o zatrzymaniu się przed bramami ambasady. Limira, schowana za jej plecami, odpowiedziała pani lisz tym samym gestem co i tamta, ale obiema rękoma i przygryzając jeszcze wargę, tuż po zdematerializowaniu swojej broni. Ale tylko dopóki Sara nie patrzyła. Jak szatynka się ku niej odwróciła, od razu znów była grzeczna i uśmiechnięta.
* * * * *
Szur. Chrzęst. Kurz osypał się z podrapanej czaszki, która na dźwięk dzwona jakby obudziła się do życia. Czy też, raczej - nie-życia. Puste oczodoły odwróciły się od kamiennej ściany i zwróciły ku jedynej postaci która była w tej okolicy zanimowana. Żuchwa zatrzeszczała, podobnie jak stawy barkowe, gdy cała bezmięsna postać całkiem przebudziła się do ruchu. Okryta porwana togą z bladą, skórzaną torbą przewieszoną przez obojczyk niewiele różniła się od otoczenia, kiedy spoczywała. Poczęła wstawać, usypując z siebie jeszcze więcej kurzu i kłapnąwszy dwukrotnie szczękami - żaden dźwięk się jednak nie rozległ. By to naprawić, okryte srebrnymi pierścieniami knykcie przykryły na moment oba rzędy kompletnego uzębienia, uwalniając niewielką ilość magii. Tylko tyle, ile potrzeba dla zaklęcia widmowego głosu.
- Dzwon...? - niemal starczy głos brzmiał jak jedynie echo kogoś stojącego kilka zakrętów marmurowego korytarza dalej, a jednak był bardzo łatwy do zrozumienia. I brzmiał na niezadowolonego. - Proszę zejść na dół, proszę zaczekać na przewoźnika. Dlaczego nikt nie raczył wspomnieć choćby słowem, ani nie ma o tym żadnej wzmianki w dokumentach - nic, ani słowa o żadnym dzwonie? Co za... banda tepaków!
Okryty szmatami szkielet powstał całkiem z miejsca, wyraźnie już koncentrując swoją uwagę na całkiem nieznajomej mu postaci. Resztki włosów które okazyjnie zwisały mu na brzegach potylicy zafalowały na powietrzu, gdy postępował kroki naprzód w ciężkich, skórzanych butach.
- Na co wam cała ta pretensjonalna szopka udawania cywilizowanego miejsca, jeśli nie potraficie nawet przekazać tak prostego faktu? Czy może celowe to działanie, celowe igranie, drwienie z odwiedzających? Najwyraźniej nie macie nawet pojęcia, z kim macie do czynienia. Nawet, kiedy wypełniłem wszelkie potrzebne formularze by w końcu zaaranżować to jakże oczekiwane spotkanie, wciąż nie macie pojęcia co oznacza to imię pod którym występuję! Czy to jakiś żart? Hmm?
Człap, człap. Ujmując łokciem torbę, wysoki szkielet spoglądał całkiem z góry na Lidvinę. |
_________________ . . . |
|
|
|
Tidus
Jebany farciarz
Wiek: 31 Dołączył: 25 Paź 2010 Posty: 693
|
Wysłany: Wto Mar 12, 2019 1:43 pm
|
|
|
Szkielet spoglądał pustymi oczodołami na istotę, której w myślach natychmiast przykleił etykietę niedorobionego cherubinka. Bardzo go korciło, by w pełni oddać się swojej masce małostkowego urzędnika i niecierpliwość skrzydlaka nagrodzić jeszcze dłuższym oczekiwaniem. Ale koniec końców, dołożyłby sobie tylko tym samemu pracy, na co ochoty też nie miał. Odchylił się na krześle i spojrzał to na lisza, to na demona. Kobieta w czerwonej sukni spokojnie obserwowała, gdzie lądują poruszone kartki - zdaje się bardziej ją interesowała wiedza, gdzie co się znajduje a nie jakakolwiek segregacja całości.
-Jesteśmy ambasadą, nie punktem informacji turystycznej. Ale tak. - Maks sięgnął do szuflady biurka i zaczął wertować kolejny stos papierów który znajdował się w środku. - Za ten konkretny świat i jego kopie odpowiedzialny jest lisz który prawnie tytułuje się jako "F-dog". Nie śledzimy osób które przebywają w domenie pana Treasoriego, ale znając F-doga, pewnie jest tam obecnie. Nie jest typem podróżnika. - kościste palce chwyciły jedną kartkę i podały ją demonowi. Na kartce widniało pismo w języku, który wielu określiłoby jako "magiczny". Inni zaś po prostu powiedzieliby, że to sanskrit. -W samym Qual'doman proszę jasno i wyraźnie wymówić słowa wiadomości do kartki a następnie ją spalić. Nie więcej niż dwa pełne zdania jednokrotnie złożone. Wiadomość dotrze do poszukiwanego.
=============
Lidvina przyglądała się powstałemu szkieletowi z widocznym rozbawieniem. Co ta ciapa, by nie zauważyć takiego wielkiego dzwonu tuż za zejściem! No i jeszcze się rzuca, że inni są głupi, no co za wazon. W końcu, tłumiąc śmiech stwierdziła tylko
-Panie, co pan, ja tu tylko przechodzę, proszę mnie nie brać za urzędasa jakiegoś. Jedziemy na tym samym wózku. Czy tam łódce, jak przewoźnik w końcu tu dupsko ruszy. Ile tu czekasz, co? Nikt tędy nie przepływał cały ten czas?
Czy on cały ten czas gapił się w ścianę? Na Myrkula, czy to jakiś prosty szkielet, któremu jakiś nekromanta ze złym poczuciem humoru zaprogramował za bogate słownictwo? |
_________________
>Karta postaci. |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Sob Mar 23, 2019 7:30 pm
|
|
|
Irytacja szybko ustępowała miejsca zaskoczeniu z każdym kolejnym wypowiadanym przez Maksa słowem. Desven przysłuchiwał się szkieletowi z nastawionymi uszami, kierując spojrzeniem za jego dłonią sięgającą do szuflady i wyciągającą stamtąd kartkę, która została wyciągnięta w jego stronę. Zdecydowanie nie spodziewał się otrzymać kolejnej wskazówki tak szybko, bez zadawania pytań, wypełniania papierkowości i całej reszty urzędowych spraw, których nie cierpiał. W pierwszej myśli chciał zabrać kartkę od razu, wyjść i mieć to wszystko już za sobą. Jego dłoń uniosła się dość gwałtownym ruchem, ale zatrzymała w połowie drogi. Nie. Nie tym razem. Nie tak prędko, pomyślał. Cofnął powoli dłoń nachylając się lekko samemu nad biurkiem ku Maksowi, na tyle tylko by móc swobodnie przeczytać “magiczne” pismo, na co pozwalały mu właściwości tego miejsca, mimo iż sam nie znał tego języka.
- Jeśli dobrze zrozumiałem... wystarczy, że przeczytam wiadomość napisaną na tym świstku, zwoju, następnie spale go i jego treść dotrze do tego F-dog? Czy też chodzi o wypowiedzenie mojej własnej wiadomości, a to jest jedynie przekaźnik?
Po otrzymaniu odpowiedzi przebiegł podejrzliwym wzrokiem pomiędzy kartka, a oczodołami lisza.
- Chcesz mi to dać tak po prostu? Samemu nie chcąc niczego w zamian? O nic nie dopytując?
- Byłeś taki zdeterminowany by czekać tu i zdobyć swoje wskazówki, a teraz się wahasz? - Wcięła się Shari.
- Nie chce żadnych niedomówień, ani zawierania umów w ciemno. - Odpowiedział bez spoglądania w jej stronę, na co ta westchnęła krzyżując ręce pod wydatnym biustem.
- Przecież i tak przystaniesz na warunki.
- Niekoniecznie. Nie przerywaj. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1392
|
Wysłany: Pon Kwi 08, 2019 11:18 pm
|
|
|
Obrót głowy z chrzęstem. Spojrzenie na dzwon. Potem kolejny obrót. Spoczynek, nieruchoma poza gdy szkielet wpatrywał się w Lidvinę pustymi oczodołami dobry moment zanim udzielił odpowiedzi.
- Zbyt długo. I nikt. - stwierdził bardzo krótko, zaczynając powoli człapać ku dzwonowi. Nachylił się przy nim nieznacznie, przekrzywił na bok, przyglądając. Zbadał wzrokowo materiał, wykonanie, ewentualne zdobienia, nim wystawił na głos tezę.
- Absolutny brak oznaczeń. Losowe umieszczenie. Zero informacji dla niezaznajomionego użytkownika. Całkowity brak rozróżnienia między systemem wzywającym transport a potencjalnym systemem alarmowym. Projekt gorszy niż za czarnych wieków! Zaczynam wątpić, iż to miejsce jest w ogóle warte jakiejkolwiek uwagi. - gdy słowa rozlegały się wokół jego postaci, sięgnął do torby, aby wydobyć z niej masywne, podniszczone tomiszcze pełne zwisających spomiędzy stronic zakładek. Jedną z nich pociągnął, uniósł, otwierając zapisany ręcznie tomik. - Osobiście, dawno już bym się wycofał. - Stwierdził, sięgając jednym kościstym palcem do własnego oczodołu. Głęboko. Bardzo głęboko, aż do pięści. Gdy rękę z czaszki wycofał, od razu skierował ją do pustej części stronicy i... zaczął pisać. Chował w głowie tusz, atrament...? Niby jest tam trochę miejsca i raczej nic innego go nie zajmuje. |
_________________ . . . |
|
|
|
Tidus
Jebany farciarz
Wiek: 31 Dołączył: 25 Paź 2010 Posty: 693
|
Wysłany: Nie Kwi 14, 2019 2:20 pm
|
|
|
Lisz obrócił między palcami trzymany papier zanim się odezwał. Domyślna parka. Ale może to i lepiej, całość pójdzie szybciej.
-Wiadomość do kartki. Zapiski na niej nie mają znaczenia, są to po prostu instrukcje podane dla wiadomości pozwalające jej znaleźć odbiorcę po przemienieniu w dym. Zaś co do czegoś o równej wartości... - szkielet odłożył kartkę na stół, udając zastanowienie - Jak rozumiem, jesteście osobami o jakimś stopniu wpływu w Nefer'Huah. Chciałbym kiedyś wybrać się tam w celach sferoznawczych. Dobrze jest znać swoich sąsiadów. Prosiłbym o podpis na sporządzonym dokumencie zaświadczającym, że przybywam tam jako wasz gość. Oczywiście ręczę, że nie narobię wam wstydu moim zachowaniem. - wraz ze słowem 'sporządzonym' skinął w stronę kobiety, która zaczęła wypisywać na maszynie linijki tekstu z głośnym TKTKTKTKTK archaicznego urządzenia. -Ale jeśli wymiana świstka papieru za inny świstek papieru jest zbyt wygórowana, to oczywiście chętnie wysłucham innej oferty.
==============
Lidvina spojrzała obojętnie na piszącego szkieleta, następnie na bladoniebieskie światło które pojawiło się na powierzchni wody w oddali. Jeszcze trochę minie, zanim Charon tu dopłynie. Nigdy się cholernik nie spieszył. Myślałby kto, że ktoś kto podobno umarł w tym samym zawodzie który wykonuje za śmierci będzie miał chociaż na tyle doświadczenia zawodowego by wiedzieć, że nikt nie lubi czekać.
-Co pan, urzędnik zza grobu jest? Kontrola wysłana przez Maksa? Czy może waść trubadur, i pisze teraz nieprzychylną fraszkę o ambasadzie?
Niewiele ją to w sumie interesowało, ale obawiała się, że jeśli będzie tak stać w ciszy to pokryje się zaraz warstwą kurzu jak jej towarzysz przystankowy, a ta myśl napawała ją...może nie lodowatą grozą, ale chłodnym niepokojem z pewnością. |
_________________
>Karta postaci. |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Wto Kwi 16, 2019 5:38 am
|
|
|
Wraz z odłożeniem przez Maska kartki na stół, demon wyprostował się w milczeniu. Łypnął w stronę sekretarki siedzącej w kącie biura, w chwili gdy usłyszał dźwięki urządzenia, które w jego rodzimym świecie zostało wynalezione dopiero po ponad trzech tysiącach lat od czasu, gdy stał się tym, czym jest po dziś dzień. Na jego oblicze bardzo szybko wpełzł grymas.
- To nie jest równa wartość. - Stwierdził zauważalnie głośniejszym tonem głosu, któremu jednak daleko jeszcze było do krzyczenia, obnażając jednocześnie ostro zakończone zęby odrobinę bardziej niż w przypadku normalnej mowy. Odszedł na kraniec biurka bliższy kobiecie w wieczorowej sukni tylko po to, by praktycznie od razu zawrócić przed lisza i oprzeć dłonie o blat. Milczał zaledwie przez krótką chwilę by zebrać myśli w głowie, po czym ponownie przemówił, wcale nie spokojniejszym głosem. Choć z drugiej strony, może to właśnie był dla niego bardziej naturalny ton podczas rozmowy?
- Możesz być moim gościem. Mogę nawet mieć oko na to, aby pradawni, czy łowcy nieumarłych nie próbowali nawet Ci przeszkadzać podczas zwiedzania, nawet święci nieumarli Weretakheta. Wskaże Ci również drogę przez Mgły, jeśli chcesz uniknąć błądzenia w kółko. Tak bowiem kończą wszyscy, którzy nie są w żaden sposób powiązani z Nefer’Huah. Wer zmyślnie pominął ten fakt w przygotowanych przez siebie opisach. - Kątem oka zerknął krótko ku towarzyszącej mu pani lisz. - Shari nie ma nawet po co marnować atramentu na podpis. Jest jedynie moim przewodnikiem w Qual’Doman, a w samej Nefer’Huah może tylko moja siostra, Aiza, uszanowałaby dokument zwieńczony jej podpisem. Zakładając oczywiście, że będzie jej się chciało przekazać jego treść swoim dzieciom i wyznawcom.
- Maksymilianie, miej na uwadzę, iż nie dane Ci będzie zwiedzanie Sfery Materialnej... - Wtrąciła kobieta, jednak jej dalsza wypowiedź została szybko przerwana.
- To bardziej niż oczywiste. Nowe bóstewka ograniczają dostęp do Świata jak tylko mogą. - Stwierdził ze znacznie wyraźniejszą irytacją. Wysunął pazur palca wskazującego prawej dłoni i stuknął nim w blat, tuż obok kartki z magiczną inskrypcją. - Jaką gwarancję możesz mi dać na to, że F-Dog faktycznie przybędzie po otrzymaniu wiadomości? - Przez myśl przemknęło mu, iż zaoferował zdecydowanie zbyt wiele. Był jednak nad wyraz szczodrą osobą i miał nadzieję, że nie pożałuje tego w tym przypadku. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1392
|
Wysłany: Pią Kwi 19, 2019 11:58 am
|
|
|
- Słucham? Bynajmniej nie! - Szkielet okręcił łeb ku byłej mieszkance Rashemenu bez przerywania pisania, odzywając się oburzonym tonem. - Fraszkę, dobre sobie. Wpierw skąpią informacji a gdy się to wytknie, słychać jedynie drwiny. Zaiste gościnne środowisko! - Trzask. Księga została szybkim ruchem zamknięta kościaną dłonią, gdy wysoki nieumarły wyprostował się bardziej ze swej zgarbionej pozycji i wolną rekę położył na własnej, przykrytej szmatami piersi. Czy raczej, klatce piersiowej. No, teraz widać było, że jego wzrost przekracza chyba dwa metry, choć w szerokości chyba brakowało mu trochę centymetrów do bardziej naturalnych proporcji.
- Jam jest Vertigo Daniel Fallgan Touzenmort - lokaj i skryba z zamku róż. Przybywam tu jedynie na osobiste polecenie mojej pani i nie pozwolę się wyzywać od jakichś grajków nierobów! - zaznaczył końcówkę wypowiedzi unosząc wolną dłoń z palcem do góry, druga obejmując księgę pod pachą. Wkrótce po tym czaszka okręciła się, by spojrzeć wyczekująco w stronę łodzi - czy raczej, jej śladu w postaci nikłego blasku w oddali. Trochę, jakby próbował ocenić czas, który będzie potrzebny aby transport w końcu przybył na miejsce. Nie to, by brakowało mu czasu - ale już mu się nie podobało miejsce w którym stoi, a tego uczucia niechęci nie potrafił znieść. Choć... obawiał się, ze po przekroczeniu tej granicy miedzy światami to niemożliwe do zniesienia uczucie tylko się wzmocni. Jest absolutnie pewien, że gdyby nie obowiązki, jego stopa nigdy by tu nie postała. |
_________________ . . . |
|
|
|
Tidus
Jebany farciarz
Wiek: 31 Dołączył: 25 Paź 2010 Posty: 693
|
Wysłany: Pią Kwi 19, 2019 5:53 pm
|
|
|
Lisz, gdyby tylko był w stanie, uśmiechnąłby się szerzej. Również mówił głośniej niż wcześniej, ale miało to raczej związek z byciem łatwym do usłyszenia, gdy w tle maszyna pisarska nieustannie wydawała z siebie mechaniczne dźwięki sygnalizujące postęp prac.
-Oczywiście, zarzekam się być gościem idealnym i nie pchać mojej twarzoczaszki gdzie jej nie chcą. Po prostu chcę mieć ucho które wysłucha pytań i usta które udzielą odpowiedzi gdy będę na miejscu. Nie ma nic gorszego od bycia turystą.
Trajkot maszyny urwał się, a blondynka w tempie natychmiastowym położyła świeżo sporządzony, dwudziestostronny dokument na biurku ambasadora, obok niego kładąc niesamowicie archaiczne gęsie pióro oraz kałamarz pełen czarnego atramentu. Ponownie skinęła bez słowa i wróciła na swoje miejsce w mniej niż zajmuje mrugnięcie okiem.
-Możesz przejrzeć całość jeśli chcesz. Zaręczam, że nie ma tu nic ponad to co omówiliśmy plus niezbędny język formalny. Zaś co do gwarancji że F-Dog się zjawi...Wystarczy wyrazić zainteresowanie jego pracą, naprawdę. Chłopak jest artystą. Nie zamknie się jeśli tylko da mu się zacząć temat. A w Qual'doman mało jest ciekawskich.
==============
Lidvina obawiała się, że jeśli będzie zmuszona przewracać oczami z każdą wypowiedzią tego zramolałego pryka, to potoczą się one po podłodze. Nie dość że służbista, to jeszcze lokaj. Nie było nikogo kto pracował w tym zawodzie i nie był albo zdrajcą albo nieznośnym lizidupą i ten ktoś zdawał się zaliczać do tej drugiej kategorii. Ale lizidupy przynajmniej mają to do siebie, że lubią trajkotać o swoich suwerenach, a nie ma czegoś takiego jak wiedza bezużyteczna.
-Cóż, nie dostali najwidoczniej listownej zapowiedzi by szanownego pana oprowadzić. Co to za zamek? I co to za pani, hm? Sama dopiero niedawno wyrwałam się z materialnej, rozumiesz.
Światło powoli zbliżało się ku parze, a z czasem można było dostrzec zarys łodzi i figury w czarnych szatach na niej, odpychającej się długim kijem od dna rzeki, powolutku prowadząc barkę ku miejscu w którym znajdował się dzwonek. Widać był na tyle blisko, by Lidvina wtrąciła kolejne pytanie zadane Vertigo, nawet jeśli oznaczałoby to wtrącenie się w pół jego słowa.
-Nawiasem, masz obola na przejazd, prawda? |
_________________
>Karta postaci. |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Pon Kwi 22, 2019 5:45 pm
|
|
|
Nawet jeśli czaszka nieumarłego byłaby w stanie poszerzyć swój uśmiech, Desven najprawdopodobniej i tak miałby problemy z odczytaniem, czy kryje się za nim jakieś drugie dno. Zachowanie i zwyczaje ptaków były mu znacznie bliższe i zdecydowanie bardziej zrozumiałe.
- Znalazłoby się wiele przypadków, które są znacznie, znacznie gorsze od bycia turystą. Dajmy na to bycie więźniem w obcym miejscu pośród obcych osób, bądź też w całkowitej samotności. - Stwierdził z powagą, zastanawiając się dlaczego Maks uważa bycie turystą za jedną z najgorszych rzeczy, czy może nawet najgorszą, która mogłaby się komuś przytrafić. Przecież wiąże się to z poznaniem wielu nowych, interesujących miejsc. Może i zdradza swym wyglądem czym jest, a co za tym idzie społeczeństwo śmiertelnych będzie na niego reagować wrogo, ale przecież jest w stanie to zamaskować. Na przykład nosząc pełny, zakrywający pancerz. Przynajmniej nie został ekskomunikowany w wykrywalny dla innych sposób.
- Artysta poszukujący uznania. Tyle powinno wystarczyć. Jestem zainteresowany tym, czego dotyczy jest praca. Kogo dotyczy. Im bardziej będzie skłonny do opowiadania, tym lepiej dla mnie. - Sięgnął po gęsie pióro i zanurzył jego dutko w atramencie, wolną dłonią odwracając dwudziestostronicowy dokument na ostatnia stronę. Obserwująca go czujnie nieumarła, nie omieszkała natychmiast interweniować.
- Czekaj, czekaj, czekaj. Co z przeczytaniem dokumentu przed jego podpisaniem? Chcesz zgodzić się na cokolwiek, co jest tam napisane?
- Po co? Przecież powiedział, że nie ma w nim nic ponad to, co omówiliśmy. - Uniósł lekko brew, dość zdziwiony jej nagłą zmiana nastawienia. Przed chwilą jeszcze drwiła z tego, że przystanie na prawie wszystkie warunki, a teraz wielce próbuje go powstrzymać. Co za niezdecydowana kobieta, pomyślał, Aiza miała zbyt duży wpływ na kształtowanie jej charakteru.
- Potem będziesz miał do mnie pretensje, że nie ostrzegłam Cię przed zawarciem wiążącej umowy. Nie chcę abyś zrobił coś, czego później będziesz żałował. Przeczytanie tego zajmie zaledwie parę minut, a dzięki temu nie będziesz później niepotrzebnie denerwował się i zastanawiał na co właściwie zgodziłeś się. - Powiedziała powoli neutralnie brzmiącym głosem, ważąc jednak każde słowo. Wiedziała doskonale jak nieprzewidywalnym potrafi być i wkurzyć się o coś, co dla innych wydawałoby się błahostką.
- Wiążące umowy? Zbyt długo zabawiłaś w Faerunie. - Mimo swoich słów, zostawił pióro w kałamarzu i podniósł świeżo co wydrukowane dokumenty. Usiadł z nimi na krawędzi krzesła przekładając pierzasty ogon na lewą stronę i faktycznie zaczął czytać od początku. Praktycznie już po pierwszej stronie zaczął zniecierpliwiony pomijać urzędniczy bełkot, który go nie interesował. Poświęcał nieco większą uwagę jedynie zagadnieniom, które uznał za istotniejsze - część dotycząca jego samego, tego co miało znaleźć się w jego zobowiązaniach wobec gościa oraz do czego sam ambasador się zobowiązuje. Mniej więcej w jednej trzeciej zaczął bezwiednie podrygiwać prawą nogą i odkładać kolejne kartki zauważalnie szybciej. Ostatnie paragrafy już kompletnie pominął i przełożył ostatnią kartkę z najszczerszą ulgą.
- Nic istotnego ponad to, co zostało już omówione. - Spojrzał ku pani lisz mówiąc niemalże triumfalnym tonem. Ta odpowiedziała mu sceptycznym spojrzeniem, nic nie mówiąc. Demon ponownie sięgnął po pióro, zgarnął na krawędzi kałamarza nadmiar atramentu, po czym złożył na ostatniej stronie podpis, będący jego demonicznym przybranym imieniem - Desvenughorth. Po namyśle naniósł jeszcze na każdej stronie parafkę. Odłożył pióro do wypełnionego atramentem pojemnika i zabrał przygotowaną przez lisza kartkę zapisaną “magicznym” pismem. Powstał z krzesła spojrzawszy na czaszkę Maksa.
- Zawczasu uprzedzę Cię, jeśli jeszcze o tym nie wiesz - w Nefer’Huah nie zadziała żadna magia, ani nadnaturalne zdolności, które są dla niej obce, w tym łaski obcych bóstw. Jakieś Twoje umiejętności mogą również, ale nie muszą, działać nieco inaczej. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1392
|
Wysłany: Wto Cze 25, 2019 5:34 pm
|
|
|
- Bah, oczywiście, że nie dostali zapowiedzi. Z tym poziomem organizacji nie ma cię czemu dziwić. - szkielet odparł z niesmakiem, wcale nawet nie spoglądając w kierunku nieumarłej. Wydawało się przez chwilę, jakby całkiem zignorował pytanie o "panią". Minęło dobre parę chwil zanim zdecydował się znów odezwać, wciąż spoglądając w kierunku łodzi.
- Typowe. Ignorancja. Wiedza oparta najwyżej na plotkach, przekazywana jedynie od postaci do postaci. - z kościanym chrzęstem, czaszka powoli zaczęła się w końcu obracać, by przez chude ramię spojrzeć z ukosa z góry na Lidvinę. - Jeśli nie potrafisz nawet rozpoznać Różanego Zamku, nie mnie pouczać. Wszak moją misją jest właśnie umożliwienie zainteresowanym dostępu do tej wiedzy, a nie jej osobiste rozpowszechnianie. - oznajmił. Głowa wróciła do spoglądania naprzód, ku zbliżającemu się światłu. I nie odwróciła się ponownie aż do zadania przez liszobardkę kolejnego pytania.
- Obola? - krótka chwila ciszy, podczas której u żywych byłoby miejsce na głębokie westchnięcie. - Zaprawdę, czy wasza prymitywna kultura opiera się na sianiu zamętu i celowym utrudnianiu wszystkim spoza niej możliwości swobodnego doń dostępu?
Parszywe miejsce, w istocie, a jeszcze nawet nie przekroczył granicy między światami. Odruchowo wrócił wzrokiem do wszystkich papierów które w wielkim trudzie udało mu się zdobyć; zaświadczenie o niewnoszeniu broni masowego rażenia ani pułapek pozytywnej energii, polecenie podróży, skierowanie na audiencję - tu musiał przypomnieć sobie imię dyplomatycznego przedstawiciela Qual'Domańskich wampirów - pozwolenie na transport podarków w podręcznej sferze kieszonkowej oraz jednorazowego kamienia portalowego, zabezpieczonego przez ich służby śledzącymi znakami, do użycia za pozwoleniem podczas negocjacji jeśli przybiorą pozytywny obrót... Lepiej, żeby ten "obol" gdzieś tu był, bo jak nie, to gotów będzie rozpętać prawdziwe piekło z powrotem na górze, w ambasadzie. |
_________________ . . . |
|
|
|
Tidus
Jebany farciarz
Wiek: 31 Dołączył: 25 Paź 2010 Posty: 693
|
Wysłany: Nie Cze 30, 2019 10:38 am
|
|
|
-Och, to niepokojące. Jakby nie patrzeć, magia utrzymuje mnie w całości. Wszelkie prawa powszechnej między sferami fizyki nakazują, że kości powinny być trzymane razem przez mięśnie i stawy. Czy mogę więc liczyć na słowo honoru, że nie padnę na ziemię w chwili gdy przekroczę portal? - lisz zaklekotał zębami rozbawiony, mimo, że znał już odpowiedź. W Nefer były żywe trupy, więc nie miał czego się obawiać, ale chciał usłyszeć to w słowach demonicznego ptaka. -Ponad to, uroczyście przysięgam nie knuć niczego magicznego. - no chyba, że mu się to znudzi i będzie chciał się popisać iluzjami. Ale pierwszego dnia wizyty powinien mieć dość pracy by do tego nie doszło. -Zabiorę ze sobą konwencjonalny aparat cyfrowy, może być? - postukał kościstymi palcami o blat, wysłuchując odpowiedzi. Gdy już ją usłyszy, niezależnie od treści, dodaje:
-Przejście do Qual'Doman jest w piwnicach. Po wyjściu z biura prosto i drugie schody po lewej w dół. Uderzcie w dzwon i pojawi się przewoźnik. Dajcie mu cokolwiek jako walutę za przejazd. To straszny tradycjonalista.
====================
Lidvina przechyliła głowę w bok. Pierwsze słyszała o Różanym Zamku, ale to w sumie nie pierwszy raz gdy widziała wsiura który sądzi, że jego zakątek świata jest tym najważniejszym na świecie. No i jak na kogoś kto ceni sobie wiedzę, jego kolekcja papierzysk zdawała się być potrzebna jak dziura w moście, za wyjątkiem skierowania na audiencję u Kurzwelta, bo ten peleryniarz naprawdę lubił swoją papierkowość. No ale to można było wykorzystać. Sięgnęła do sakiewki za pasem i wyciągnęła dwie srebrne monety.
-O to chodzi. Moneta dla przewoźnika, by cię nie wrzucił do wody po drodze. - mógłby być nawet miedziak, albo guzik, póki właściciel jakoś sobie to ceni, ale o tym mówić nie zamierzała. -Wymieńmy się. Powiedz mi, co to za Różany Zamek któremu służysz, a ja dam ci te dwie monety, na podróż w tę i wewtę. Zgoda?
Łódź ze wspomnianym przewoźnikiem już znajdowała się w jaskini, powoli sunąc ku miejscu z dzwonem. Była to prosta, drewniana barka, zaś jej właściciel był nierozpoznawalnej płci i rasy, bowiem był odziany od stóp do głów w czarny jedwab, niczym mumia. Trzymał w dłoniach długi kij, chociaż jak się okazał z tej odległości trafniejsze byłoby określenie "metalowy drążek", którym letargicznie co parę sekund odpychał się od dna rzeki, popychając łódeczkę naprzód. |
_________________
>Karta postaci. |
|
|
|
Jedius 9 Baka
Pierdolony leń
Wiek: 34 Dołączył: 26 Lut 2009 Posty: 1392
|
Wysłany: Śro Lip 03, 2019 11:32 am
|
|
|
Żaden zawód nie mógł wymalować się na jego twarzy, bo nie miał twarzy. Nie mógł też poczuć z tego powodu bólu w serduszku, bo i serduszka nie miał. Ale to nieprzyjemne uczucie i tak istniało, kiedy wertował wszystkie z papierów i nie znalazł tego, czego szukał. Ponownie się wyprostował i zerknął przez ramię na usłyszaną propozycję Lidviny. Nie śpieszył się z odpowiedział, a gdy już odpowiedział, to właściwie nie była to jeszcze odpowiedź.
- Waluta. - widmowy głos miał rozdźwięk pogardy. Szkielet bez pośpiechu otworzył torbę i starannie umieścił w niej z powrotem wszystkie zdobyte dokumenty. Dopiero po tym całkiem zwrócił się raz jeszcze do bardki. Do jego ospałości potrzebna była duża doza cierpliwości. Na szczęście, tego nieumarłym nie brakuje. W większości.
- Budowę rozpoczęto w pięćdziesiątym czwartym roku Ery Wschodu, zakończono w sto dwudziestym drugim, więc budowano go sześćdziesiąt sześć lat. Pierwotnie miał należeć do Richarda Oiclanda jako nagroda za wielką przysługę królestwu Semir podczas walki ze spiskiem Taryvenów, ludzi lodu. Nieszczęśnie dla niego, Richard zmarł z powodu problemów z sercem w roku siedemdziesiątym trzecim. Budowę wstrzymano. Na niedługo. - Vertigo zwrócił czaszkę ku przewoźnikowi dopiero teraz. Wcale nie wyczekująco; chciał jedynie zobaczyć, kim on może być. - Zaledwie pięć lat później Zarhesi, lud niewiele różniący się od Orków, zaczęli swój Krwawy Hymn; oznaczało to niewiele więcej od wielkiej wojny wypowiedzianej absolutnie wszystkim innym mieszkańcom tego świata. Dergand, aktualny król Semir, niezwykle bystrze zauważył, że może to być zagrożeniem dla mieszkańców i prócz naboru do wojska podjął również dyplomatyczne próby uzyskania wsparcia od innych krajów. Nadaremno. - spojrzenie pustych oczodołów wróciło do Myrkulowego herolda. - Otoczone przez morza z dwóch stron, łączące dwa kontynenty, Semir było przedmurzem dla całej ludzkiej rasy w wojnie przeciw Zarhesi. Inne nacje zechciały to wykorzystać. Nie tylko mogli pozbyć się politycznego przeciwnika, ale również zyskać strategiczną przewagę nad morderczą hordą - nie posiadali oni floty, więc jeśli ich marsz zaprowadziłby ich głęboko w tereny Semir, efektywnie je podbijając, byliby narażeni na ostrzał potężnych undacarów - wielkich okrętów wojennych o ogromnym zasięgu rażenia - oraz desantów za linią frontu.
Vertigo zrobił krótką przerwę, znów sięgając po swój dziennik i otwierając go, od razu na szukanej stronicy. Raz jeszcze zaczerpnął atramentu z oczodołu. Gdy zaczął pisać, znów odezwał się jego głos.
- Los królestwa zdawał się być przesądzony. Horda zbliżała się nieubłaganie. Nieprzeszkolona armia uszczuplała się przez dezercję zanim jeszcze doszło do pierwszej bitwy. Król Dergand w swej panice zaczął uciekać się do błagań o pomoc do każdego, kto tylko był wstanie zrozumieć jego mowę, jak bardzo absurdalnym pomysłem by się to nie wydawało. Aż w końcu ktoś wysłuchał jego błagań. Co więcej, w zamian żądając jedynie ruin zamku oraz jego własnej krwi, co w tamtym momencie wydawało się niezwykle niską ceną.
Lokaj wyciągnął przed siebie dłoń i odwrócił ją do góry oczekująco. Milczał przez chwilę, ale w końcu dostarczył jakiś wyjaśnień, bo chyba wypadało.
- Resztę historii będzie można usłyszeć po pomyślnych negocjacjach. A ja potrzebuję tylko jednej monety. |
_________________ . . . |
|
|
|
Rybka
Wiek: 33 Dołączyła: 25 Kwi 2013 Posty: 251
|
Wysłany: Wto Lip 09, 2019 8:19 pm
|
|
|
Desven zwinął zabraną kartkę w rulonik, podwinął prawy rękaw ukazując kilka misternie plecionych bransoletek na przedramieniu. Odwiązał jeden z rzemyków i związał nim papier, wkładając go następnie do jednej z zapinanych kieszeni spodni po lewej stronie na wysokości połowy uda. Zasunął krzesło pozostawiając dłonie na jego oparciu, a wzrok utkwiony w oczodołach ambasadora. Wyglądał na zaskoczonego słowami Maksa. Nie wiedział o istnieniu nieumarłych w Nefer’Huah? Może nie powinno go to wcale dziwić. Sam przecież stosunkowo niedawno zaczął interesować się innymi światami, pomimo iż od wieków doskonale wiedział o ich istnieniu.
- Nie. Nie możesz liczyć na moje słowo. Może ciąży na tobie jakaś boska klątwa, o której nawet sam nie wiesz? Możesz paść na ziemię z przyczyn kompletnie niezależnych ode mnie, bądź natury samej Nefer’Huah. Istnieją w niej istoty zrodzone z magii, a także takie, które zostały przy jej pomocy stworzone, bądź zmienione. Między innymi nieumarli, lisze, takie jak ty czy ona. - Rzucił krótkie spojrzenie ku Shari. - Byłbym szczerze zaskoczony, gdyby coś ci się stało. - Cofnął dłonie z oparcia i wsunął je do górnych kieszeni spodni. - Nie dbam o to czy będziesz używał magii, czy nie tak długo, jak nie będzie ona wpływać na mnie. Co do aparatu… - Urwał zastanawiając się. Tylko na meta-planie Huah istniała tak zaawansowana technologia, która oryginalnie nawet nie pochodziła z jego świata. Niemniej, dlaczego właściwie miałoby go to obchodzić? Do Nefer i tak się nie dostaną. - A bierz jeśli chcesz.
Nieznacznie uniósł szpiczaste i częściowo pokryte piórami uszy słysząc wskazówki dotarcia do Qual’Doman. Skinął szybko głową, wyraźnie ożywiony i zdaje się nawet rozchmurzony.
- Dzięki. Widzimy się w takim razie w Nefer’Huah. - Ruszył zdecydowanie spokojniejszym krokiem w stronę drzwi, nie wzbijając już w powietrze porozkładanych wokół papierów. Przed przekroczeniem progu obejrzał się jeszcze przez ramię. - W którym miejscu w Qual’Doman najlepiej będzie przekazać wiadomość przy pomocy tego zwoju, aby otrzymać jak najszybszą odpowiedź?
Po otrzymaniu odpowiedzi, niezależnie od jej treści, Desven skinął raz jeszcze głową na znak zrozumienia i ruszył we wskazane wcześniej miejsce. Shari rzuciła tylko krótkie ”Żegnam” i również wyszła na zewnątrz. Nieumarła zaczęła prowadzić demona schodami w dół do zimnej i ciemnej jaskini ku mosiężnemu dzwonowi. Ich kroki, a w szczególności stukot obcasów kobiety, odbijały się echem już z daleka. |
_________________ > Karta postaci. |
|
|
|
|
smartDark Style by urafaget Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group |